Cena wolności Spin off Konsorcjum. Część I - A.S. Sivar - ebook
NOWOŚĆ

Cena wolności Spin off Konsorcjum. Część I ebook

Sivar A.S.

4,8

298 osób interesuje się tą książką

Opis

Mówią, że wolność jest warta każdej ceny… A co, jeśli ceną będzie własne serce?

Bezwzględny, porywczy, arogancki…

Zander ma wszystko, czego jego zdeprawowana dusza zapragnie. Wszystko oprócz jednego: poczucia niekwestionowanej wolności. Od zawsze związany z Konsorcjum, postawiony przed ultimatum, otrzymuje niepowtarzalną szansę na zerwanie uciążliwych więzów z przeszłości – na ostateczne uwolnienie się spod jarzma organizacji. Jedyne, co musi zrobić: ochronić jedną z najbliższych osób samej królowej. Tym razem zadanie wydaje się proste, a jemu nic nie stanie na przeszkodzie. Uzyska to, o co latami bezskutecznie zabiegał u samego Iwana Dimitrescu.

Lecz co się stanie, gdy ostatnie zlecenie okaże się także jego słabością? Komplikacją, której nigdy się nie spodziewał. Co, jeżeli to właśnie Ona zagłuszy trawiącą go latami nicość i wypełni przerażającą pustkę? Cena wolności może okazać się wyższa, niż kiedykolwiek mógł przewidzieć.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 489

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,8 (31 ocen)
26
4
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
ika81ika

Nie oderwiesz się od lektury

Autorce udało się zachować klimat serii Konsorcjum, co sprawia że po prostu uwielbiam tą książkę, tak jak poprzednie(przeczytałam je już siedem razy i wciąż nie mam dość). Mam nadzieję, że nie będziemy musieli długo czekać na drugi tom.
30
lenka86r

Nie oderwiesz się od lektury

Porównując książkę do innych książek autorki, ta dla mnie wypada najsłabiej, ale i tak polecam 😊 warto przeczytać. Trylogia Konsorcjum dla mnie jest najlepszą książką z wszystkich polskich pisarzy 😍 po prostu numer 1 😍
10
magdasakowska

Nie oderwiesz się od lektury

jak zwykle niezawodna 🥰
10
Palma283

Nie oderwiesz się od lektury

Chcę więcej! Dawać kolejną część! Trzyma poziom Konsorcjum i fajnie jest czytać o bohaterach z pierwszych części ❤️
00
Poczytajzemna

Nie oderwiesz się od lektury

"Cena wolności" autorstwa A.S. Sivar to spin-off trylogii "Konsorcjum", ale napisany w taki sposób, że można go czytać niezależnie, nawet jeśli nie zna się wcześniejszych części. To nie jest czwarty tom serii, lecz nowa historia, w której pojawiają się zarówno zupełnie nowi bohaterowie, jak i postacie znane z trylogii. Autorka po raz kolejny serwuje czytelnikom emocjonującą opowieść pełną tajemnic, niebezpieczeństwa i intensywnych uczuć, a głównym bohaterem tej książki jest Zander – mężczyzna pragnący uwolnić się od organizacji, której podporządkowane było całe jego życie. Jednak wolność ma swoją cenę, a ta, którą przyjdzie mu zapłacić, może okazać się zbyt wysoka… Zander to postać pełna sprzeczności. Bezwzględny, porywczy i arogancki, zdaje się mieć wszystko, czego pragnie jego zdeprawowana dusza. Jednak za fasadą pewności siebie kryje się człowiek pragnący jednego – niekwestionowanej wolności. Od zawsze związany z Konsorcjum, Zander marzy o uwolnieniu się spod jego jarzma i odzyskan...
00



A.S. Sivar

Cena wolności

Część I Spin off Konsorcjum

Prolog

Konsorcjum – ono nigdy nie śpi. Każdego dnia wplata w twoje życie widmo nieuniknionego, czającego się na każdym kroku zła, adrenalinę i to, co najniebezpieczniejsze: poczucie bezgranicznej władzy. Korzyści, manipulacja, kontrola wydarzeń, walka do ostatniej kropli krwi. To tylko wierzchołek góry lodowej. Nasza moralność została mocno wypaczona, ale czego by o nas nie powiedzieli, jesteśmy rodziną i zrobimy wszystko, aby nasi bracia i siostry byli bezpieczni. Aby nasz dom był bezpieczny.

Czterdzieści trzy jurysdykcje na całym świecie, członkowie wszelkich narodowości, o różnych umiejętnościach i zasobach. Ci ze znaczącymi wpływami w polityce, biznesie i nie tylko. Osoby z półświatka, które lubią pokaźnie zarobić, nie obawiając się o własne sumienie. Jednak, co najważniejsze, skupiamy tych, którzy wiedzą, co oznacza lojalność aż po grób.

Odpowiadamy jedynie przed tymi najwyżej. I nie, nie mówię tu o Bogu czy innych bożkach. Ponosimy konsekwencje swoich czynów, odbywając spowiedź przed najwyższym szczeblem, przed trzema najbardziej wpływowymi członkami zrzeszenia. Zwiemy ich Szczytem Konsorcjum, a ja jestem Nadia Alexandrow i trzy lata temu stanęłam na piedestale całej organizacji, odkąd wbrew własnej woli zostałam potentatką największego ingredientu władzy mojego ojczyma, Iwana Dimitrescu – założyciela. Nie miałam bladego pojęcia, że moje życie od nastoletnich lat zostało wpisane w karty przyszłości podziemnego świata brutalnych walk w klatkach. A dziś jestem kotwicą, która trzyma ten świat w ryzach, tą, która oddala rozlew krwi i miękczy odwieczną nienawiść dwóch jego guru. Dwóch najbliższych mi mężczyzn: ojczyma i ukochanego – Dominica Alexandrowa.

Czy przez ostatnie lata zasłużyłam na nadanie mi miana prawowitej potentatki? Czy całe Konsorcjum zaakceptowało wreszcie moje zwierzchnictwo? Nie jestem tego pewna, możliwe, że nigdy do tego nie dojdzie. Jednak dopóki mój niepodważalny status może ochronić najbliższe mi osoby, zrobię wszystko, aby odepchnąć zagrażające nam zło i potwory, chcące za wszelką cenę zasiąść na tronie Konsorcjum.

Rozdział 1

Iga

– Iga! Nie! Nie zamykaj oczu! Zostań ze mną! Proszę…

Przez ledwo otwarte powieki dostrzegam anioła. Kobietę, której cała piękna, świetlista postać opada obok mnie na kolana. Jej jasne włosy otulają moją twarz, gdy zapłakana nachyla się nade mną.

– Wszystko będzie dobrze. Obiecuję. Nic ci nie będzie. – Choć wypowiada słowa otuchy, po jej policzkach ciekną łzy. Dostrzegam, jak jej ubrudzone czerwonymi strugami dłonie z uporem uciskają moją klatkę nieco ponad lewą piersią. Nie wiem, co się dzieje. Kim ona jest? Dlaczego tak płacze? I dlaczego w tym wszystkim ja nie czuję niczego? Tak, jakby mojej świadomości wcale już ze mną nie było. – Nie, nie… Iga, proszę, zostań ze mną. Jeszcze tylko chwila… – Wraz z tymi słowami mój anioł znika, a ja popadam w bezduszną ciemność.

Budzi mnie cicha rozmowa w niedalekiej odległości. Powoli unoszę powieki i staram się przystosować do wpadających zza okna promieni słońca. Mrugam i w pierwszej kolejności rejestruję biel sufitu nade mną. Kolejny raz – kątem oka spostrzegam monitor rejestrujący funkcje życiowe oraz dwie zbliżające się ku mnie postaci. Następny – i aż niemieję, gdy wreszcie dociera do mnie, że niczym trup leżę na szpitalnym łóżku.

– Witamy z powrotem na tym pięknym świecie. – Na „dzień dobry” starszy mężczyzna w lekarskim kitlu zagaja do mnie. Moje uszy natychmiast wyłapują, że nie mówi w moim ojczystym języku. Choć go bardzo dobrze rozumiem, to nie ma nic wspólnego z piękną polszczyzną; on zwraca się do mnie wręcz z idealnym, brytyjskim akcentem…

Ale co, u licha, miałabym robić w angielskim szpitalu?! Na dodatek aż tak daleko od domu?!

Oszołomiona tym, co dzieje się wokoło, nim chociażby pomyślę, czym prędzej staram się unieść do pozycji półsiedzącej i dopiero wtedy zaczyna dziać się prawdziwy cyrk. Lekarz niemal na moich oczach dostaje palpitacji serca, wznosi paniczny okrzyk, bym nie poruszała lewym ramieniem, towarzysząca mu dziewczyna aż zakrywa oczy na to, co wyprawiam, a ja w tym samym momencie z powrotem opadam na łóżko jak długa, bo wspomniana ręka odmawia mi posłuszeństwa.

Boże! Ale mnie pali! Mam wrażenie, że zaraz sama ją sobie oderwę, by tylko przestała tak piekielnie rwać!

Na nowo leżąc i krzywiąc się z bólu, zerkam w lewo i dociera do mnie, że tuż pod obojczykiem mam, a w zasadzie raczej jakiś czas temu miałam, otwartą ranę. Obecnie szwy zostały już wyciągnięte, zaczerwienione rozcięcie wygaja się, jednak ból przy tak zwyczajnym ruchu, jak wsparcie podczas podnoszenia, jest nie do zniesienia. Co mi się stało?

– Widzę, że energii pani nie brak. Z tak narwaną pacjentką już dawno nie miałem do czynienia. – Doktor karci mnie wzrokiem. Wyjąwszy spod pachy dokumentację medyczną, podchodzi do mojego łóżka i naciska guzik na ramie. – Już podaję coś przeciwbólowego, tylko błagam, niech pani od teraz leży spokojnie. Na rześkie wstawanie jeszcze przyjdzie czas, a jeżeli koniecznie chciała pani usiąść, wystarczyło powiedzieć. Mamy dwudziesty pierwszy wiek, technologia średnia, bo średnia, ale zawitała nawet do służby zdrowia – dogaduje mężczyzna, gdy wraz z poduszką unoszę się do pozycji siedzącej.

– Dziękuję. – Mam tak suche gardło, że ledwo wydobywa się z niego głos.

– Naleję wody. Na pewno chce ci się pić. – Tym razem to brunetka się do mnie zwraca. Rusza do stolika w rogu pokoju i ze stojącej na nim karafki nalewa wody do szklanki.

Mój wzrok wodzi za jej każdym najmniejszym ruchem. Nie wygląda na pielęgniarkę, a jednak tu jest. W takim razie jest dla mnie kimś bliskim? Znam ją?

Nadal przyglądam się jej bardzo ładnej twarzy, niebieskim oczom, pełnym ustom, idealnie ułożonym lekkim falom na włosach za łopatki. Spoglądam na jej efektowny, dopasowany kombinezon bez ramiączek, sandałki na szpilce i stwierdzam, że prezentuje się niezwykle dobrze. Jednak bezsprzecznie jej cała osoba naprawdę nic mi nie mówi.

Dziewczyna wraca do mnie i podaje mi wodę.

– Proszę.

Odbieram szklankę, starając się odwzajemnić serdeczny uśmiech.

– Tylko małymi łyczkami. Ostrożnie. – Lekarz znów przykuwa moją uwagę.

Biorę pierwszy łyk i doznaję niemal błogostanu, kiedy woda spływa przez moje przesuszone ścianki przełyku. Co za cudowne uczucie. Powoli, łyk za łykiem dopijam, aż szklanka jest pusta.

– Dziękuję. – Mój głos nabiera pełniejszego tonu. Na stolik po mojej prawej odkładam szklankę, a potem przenoszę na lekarza głodny informacji wzrok.

– Wnioskuję po twojej minie, że chciałabyś poznać przyczynę pobytu w angielskiej klinice neurologicznej, jednak może pozwól, że wpierw się przestawię. – Przysiada na skrawku mojego łóżka, a ono aż ugina się pod jego ciężarem. – Jestem doktor Harald Wenge. Zajmuję się tobą od czasu przetransportowania cię z Berlina do mojej kliniki w Bristolu. Wraz z zespołem najlepszych neurologów przez ostatnie godziny wyprowadzaliśmy cię ze śpiączki. Zrobiliśmy, co w naszej mocy, aby po takim czasie cały proces przeszedł pomyślnie, bez jakichkolwiek najmniejszych powikłań – zachwala, nawet nie wiem, czy bardziej siebie, czy zespół, bo skupiam się już jedynie na tym, co głuchym echem wybrzmiało w mojej głowie.

Jaki Berlin? Jaki Bristol? Jaka śpiączka?

– Chciałbym zadać ci teraz kilka pytań. Postaraj się odpowiedzieć zgodnie ze swoją wiedzą. Ustalimy, czy podczas upadku doszło do uszkodzenia hipokampu, a jeżeli tak, na ile poważnego. Zaczniemy od podstawowych informacji – imienia, nazwiska, miejsca oraz daty urodzenia. Pamiętasz je? – Z kieszonki kitla wyjmuje długopis, zapisuje coś w trzymanej dokumentacji, a potem powraca spojrzeniem do moich oczu.

– Oczywiście. Nazywam się Iga Bodnar, pochodzę z Polski, dokładnie ze Szczecina. Mam dwadzieścia pięć lat. Urodziny mam… – pauzuję, gdy tej jednej informacji wcale tak łatwo nie mogę wydobyć z pamięci. Intensywnie skupiam się, ale ta pustka zamiast się rozjaśnić, wydaje się wciągać mnie jeszcze głębiej. Dziwne… – Urodziny mam w listopadzie. Osiemnastego – dopowiadam po chwili z wyraźną ulgą.

– Zgadza się. – On ponownie coś zapisuje. – Czy wiesz, co ci się przydarzyło?

Tym razem stanowczo potrząsam głową. Naprawdę nie mam zielonego pojęcia, jedynie mogę się domyślać.

– Nie wiem, ale wygląda na to, że upadłam, wbijając sobie coś pod obojczyk, i stąd moja obecność w tej klinice. Tylko że rana jest już praktycznie zagojona. Postaraliście się i muszę przyznać, nieźle mnie poskładaliście. Z czasem zostanie mi co najwyżej niewielka blizna. – Uśmiecham się, ale zaraz przestaję, bo lekarz nie wygląda obecnie na kogoś w sielskim nastroju.

– Igo, twój stan nie jest zasługą moich lekarzy. Pochwały należą się zespołowi chirurga Rene Krautza z Berlina. Swoją drogą, z tego, co zdążyłem zauważyć, również twojego dobrego znajomego. – Wspomniane nazwisko nic mi nie mówi.

Ponownie nawiedza mnie ta pustka. Nawet nic mi nie świta… Co jest, do cholery? I co on z tym Berlinem? Ostatnie, co pamiętam… Zawieszam się, by zaraz aż wybałuszyć oczy, bo ostatni przebłysk mojej przeszłości pochodzi z nastoletnich lat, natomiast późniejszy okres to dla mnie kompletna czarna dziura. Kurwa!

– Wszystko w porządku? – Wenge przypatruje mi się pytająco, chyba wyłapawszy moje oszołomienie.

– Tak. Proszę kontynuować, chciałabym wiedzieć, jak się tutaj znalazłam – zachęcam, chcąc wpierw sama się przekonać, na ile moje luki w pamięci są znaczące.

– Zostałaś przewieziona do Bristolu transportem medycznym w sobotę, dziś mamy poniedziałek. Tutaj zostałaś jedynie wybudzona ze śpiączki, a teraz zadbamy o to, abyś szybko wróciła do pełnej sprawności. Moja klinika specjalizuje się w neurologii i głównie dlatego twoi bliscy zabiegali o umieszczenie cię w tym miejscu. Jak już wspomniałem, musimy wybadać, czy został uszkodzony hipokamp. Jednakże na specjalne życzenie pani Alexandrow sprowadziliśmy do nas także fizjoterapeutę, więc zajmiemy się równocześnie twoją pełną rehabilitacją – informuje, na co w niezrozumieniu marszczę czoło.

Pani Alexandrow? Następne nazwisko, które powinno coś mi mówić? Świetnie… Robi się coraz ciekawiej.

– Więc upadłam tak niefortunnie, że dodatkowo wbiłam sobie coś w ramię? – podpytuję o część, która nadal jest dla mnie pełną zagadką.

– Nie. – Spojrzenie doktora Haralda w ułamku sekundy zalewa morze współczucia. – Przykro mi o tym mówić, ale zostałaś postrzelona, Igo. Rana, a w zasadzie na szczęście już tylko nacięcie na skórze, które widzisz po swojej lewej, jest po kuli. Gdyby omsknęła się nieco niżej, nie byłoby cię tutaj dzisiaj z nami. Zespół lekarzy doktora Krautza zrobił, co mógł, aby ratować ciebie, a w następnej kolejności sprawność ramienia.

Wręcz nieruchomieję na przekazane mi informacje, co lekarz też spostrzega. Jakby chcąc dodać mi otuchy, wyciąga rękę i pokrzepiająco poklepuje pościel na wysokości moich łydek.

– Jednak dzisiaj, po twoich ochoczych podrygach, oboje widzimy, że nie ma się czym zamartwiać. Ci z Berlina, jak to określiłaś, spisali się wzorowo. Trochę rehabilitacji i ramię będzie jak nowe. Ze swojej strony obiecuję, że zrobię, co w mojej mocy, aby upewnić się, że twoja głowa, a w tymi pamięć, funkcjonują prawidłowo i nie wystąpiły żadne powikłania. – Liczne zmarszczki przyozdabiają mu okolice ust, gdy pierwszy raz nieznacznie się uśmiecha.

Mimowolne rzucam okiem na okaleczone ramię. Moje myśli niespokojnie zaczynają biegać wokół jednego – skoro w moje ciało wbiła się kula, dlaczego rana jest praktycznie wygojona? Nie powinnam mieć jej nadal pozszywanej? Zsiniałej? Pokrytej krwią? Zakrytej opatrunkiem? Albo może choć unieruchomionego ramienia? W zasadzie czegokolwiek więcej niż tego marnego, zrastającego się nacięcia? Oczywiście, że powinnam.

No chyba że…

Ubieram ten mętlik w jedno kluczowe pytanie:

– Wspomniał doktor, że byłam w śpiączce. Jak długo?

– Mamy dzisiaj poniedziałek, dwudziestego czwartego czerwca. Spędziłaś w śpiączce nieco ponad trzy miesiące.

Nie dowierzając, wgapiam się w jego dojrzałą twarz, lecz on wcale nie wygląda, jakby zamierzał coś jeszcze dodać lub sprostować.

– Ale jak…? To niemożliwe… – niemal szepczę, gubiąc się w tym wszystkim.

– Nie znam szczegółów, jednak zgodnie z ustaleniami przesłanymi przez panią Alexandrow, pod koniec następnego tygodnia zjawi się tutaj doktor Rene. Z pewnością będzie w wstanie wyjaśnić więcej niż ja.

– Rene…? – powtarzam za nim imię, na nowo szukając jakiejś podpowiedzi, ale przynosi to marny skutek. Znów niewiele się dzieje.

– Masz naprawdę oddanych znajomych, Igo. Odkąd cię do nas przywieźli, doktor Rene kilka razy dziennie dzwonił, żeby tylko dowiedzieć się, jak twoje wyniki, czy wszystko w porządku, czy niczego ci nie brakuje oraz czy masz opiekę na najwyższym poziomie. A wspominając o nim, chyba powinienem zadzwonić i poinformować go, że się wybudziłaś. W innym wypadku nie da mi później żyć, a jego wypominki nie będą miały końca. – Lekarz zaśmiewa się ze swojego dziwnego żartu, tyle że do mnie już mało co dociera.

Pomimo intensywnych prób przywołania choć przebłysku wspomnianej osoby, nie mogę skojarzyć tego całego Rene. Szukam w myślach… skanuję własny umysł, staram się cokolwiek wyciągnąć, ale nic to nie daje. Znów staję u progu tej przerażającej czarnej pustki i tym razem pozostaję w niej na dłużej. Nie pamiętam nikogo… niczego… nie mam żadnego wspomnienia ze swojego życia sprzed jakiegoś, brzmiącego niczym mało śmieszna anegdota, postrzału. Postrzału… Sama nie wierzę w to, co mi przekazano. Kim ja w takim razie jestem? Co ja takiego komuś uczyniłam? Ja pieprzę!

– Iga? Co się dzieje? – Nim się zorientuję, brunetka podchodzi i delikatnie łapie za moją dłoń.

Unoszę do jej twarzy spłoszony wzrok, gdy naprawdę dociera do mnie, że nie mam żadnych wspomnień z ostatnich lat. Nie wiem o sobie w zasadzie nic.

– Ja nie pamiętam… Nie pamiętam nikogo ani niczego. Nie wiem nawet, kim tak naprawdę jestem. – Moje oczy nabiegają nieoczekiwanymi łzami, kiedy w końcu to z siebie wyrzucam.

Doktor Harald na moje obwieszczenie aż struchlał. Odkłada za siebie trzymane dokumenty, momentalnie przysuwa bliżej, a ciepło dłoni brunetki opuszcza mnie, kiedy mężczyzna nakazuje jej się odsunąć i zrobić miejsce. Ujmując moją twarz dłonią, drugą szpera za czymś w kieszonce białego kitla, po czym świeci mi w oczy latarką diagnostyczną. Przez moment bada reakcję na światło, zagłębia się w pełnym skupieniu w moją twarz, a gdy kończy, poważny obraca się po odłożone papiery i coś na nich czym prędzej bazgrze.

– Podstawowe informacje pamiętałaś, więc nie będzie tak źle. Na pierwszy rzut wygląda mi to na amnezję spowodowaną zbyt długim okresem przebywania w śpiączce farmakologicznej i jeżeli mam rację, powinna odpuścić za kilka godzin. Jednak jeżeli nie, istnieje ryzyko amnezji powypadkowej. Możliwe, że spowodowanej traumatycznym przeżyciem. Jednakże nie chciałbym w ten czas strzelać bez wykonania dodatkowych badań i powtórzenia tomografu.

– Rozumiem – mówię odruchowo, lecz tak naprawdę na razie niewiele rozumiem.

– Zajmiemy się tobą bezzwłocznie. Zapewniam, że nie zatrzymam cię tutaj dłużej niż to konieczne. Maksymalnie jutro do południa będziesz w domu, Igo. – Harald uśmiecha się do mnie łagodnie. Zbiera swoje manatki i powoli wstaje z łóżka, za co rama, gdyby mogła, odśpiewałaby pieśń dziękczynną.

– Czyli z wypisu i zabrania jej dzisiaj do domu nici? – podpytuje brunetka.

Wenge nieznacznie kiwa głową.

– Niestety. Musimy być pewni diagnozy, a w razie najgorszego, wiedzieć, jakie podjąć kroki, żeby przywrócić Idze wspomnienia.

– Oczywiście, to jasne.

– Zostawię was na chwilę, zadzwonię do doktora Rene i przedstawię mu obrót sytuacji. Przyślę także pielęgniarkę, aby przygotowała cię do tomografu – informuje.

– Dobrze. Dziękuję, doktorze – mówię, gdy dostrzegam, że moja dokumentacja medyczna ląduje pod jego pachą, a on zbiera się do wyjścia.

– Proszę wypoczywać i przede wszystkim głowa do góry. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby wspomnienia jak najprędzej wróciły. – Raczy mnie ostatnim spojrzeniem, a potem wychodzi z pokoju, zostawiając mnie sam na sam z tajemniczą nieznajomą.

Ledwo drzwi pokoju zatrzaskują się, a ona żwawo rusza do stolika w rogu i zaczyna siłować się z jednym z postawionych przy nim foteli wypoczynkowych. Wygląda przekomicznie, machając pupą na prawo i lewo, z łoskotem ciągnąc po posadzce ogromny mebel. Gdy udaje jej się go dotaszczyć do mojego łóżka, siada.

– No, nareszcie same… – cieszy się, ukazując mi przy tym większość swoich śnieżnobiałych zębów.

– Wybacz, ale chyba będziesz musiała mi pomóc i mnie oświecić, bo nie mam zielonego pojęcia, kim jesteś. Zresztą słyszałaś… – odzywam się nieśmiało.

Z pupą na fotelu przysuwa się jeszcze bardziej, by możliwie zmniejszyć dzielący nas dystans. Pełny uśmiech wręcz przykleja jej się do różowych warg.

– To nie twoja wina, nie masz za co przepraszać. Tak po prawdzie, nie znamy się. Widzimy się właśnie pierwszy raz w życiu. – Zbywająco macha ręką, na co autentycznie głupieję. – Nie mogłam powiedzieć tego przy lekarzu, ale jestem tutaj zamiast mojego brata. Nie mógł pojawić się o czasie przez wzgląd na pracę – dopowiada.

Zatem powinnam znać jej brata? To wszystko mnie przerasta, serio.

– Chyba znowu czegoś nie łapię – odzywam się już pewniej, jednak nadal spoglądam na nią niepewnie.

– Mój brat, Zander, dostał zlecenie, aby się tobą zająć, to dlatego z Berlina przetransportowano cię do Bristolu. Tutaj faktycznie, jak mówił lekarz, po ponad trzech miesiącach wybudzili cię ze śpiączki. I chyba właśnie przez to, że tak długo spałaś, masz tak ładnie wygojoną ranę. Ktoś dobrze tam o ciebie zadbał. – Jej jasne oczy nie schodzą nawet na moment z mojej twarzy, jakby badała reakcję, a raczej to, czy czasami nie wybuchnę lamentem i płaczem.

Jednak nic z tego, po prostu przyjmuję do siebie te rewelacje. Chłonę, co tylko mogę, aby dowiedzieć się, kim tak w rzeczywistości jestem. Choć nie zaprzeczę, sam fakt przetransportowania mnie taki kawał drogi wydaje się co najmniej dziwny. Tak samo jak moja obecność w Berlinie.

– Czyli wiesz, kto mnie postrzelił? To był jedynie nieszczęsny wypadek? Czy może ktoś naprawdę do mnie celował? – dopytuję, łapiąc okazję.

– Niestety, tego, kto cię postrzelił, nie wie chyba nikt inny prócz ciebie i Szczytu Konsorcjum.

– Szczytu czego? – zdurniale powtarzam usłyszaną frazę.

– Konsorcjum – ponawia swobodnie. – Należysz do ich organizacji. Sam Szczyt zabiegał o to, aby Zander się tobą zajął, przyjął pod swój dach i potraktował jako jedno ze swoich zleceń priorytetowych. Dlatego też tutaj jesteś. I nie, jak twierdził doktor Wenge, przez wzgląd na jego klinikę i świetnych specjalistów, ale ze względu na mojego brata – relacjonuje w ogóle nie skrępowana. Nawet mnie to cieszy, a co więcej, coś czuję, że dzięki jej otwartości oraz zamiłowaniu do walenia prosto z mostu z pewnością się polubimy. – Pytanie tylko, co takiego ci się przytrafiło, że po tylu latach Konsorcjum przypomniało mojemu bratu o swoim istnieniu i wymusiło na nim czuwanie nad twoim bezpieczeństwem? Jak nic musisz być dla nich kimś wysoce cennym, a tym bardziej kimś ze znaczącą rangą.

Nowe pytania jak kule maszyny losującej wpadają do mojej głowy. Co ja takiego narobiłam? Dlaczego należę do jakiegoś Konsorcjum? I jaka ranga? Robię coś nielegalnego? Żyję w półświatku? Więc nie za wiele od moich nastoletnich lat się zmieniło? Dalej pakuję się w bagno i nie wyciągnęłam z przeszłości żadnych lekcji? Pięknie… Kurwa, wręcz przepięknie…

– Wierz mi, nie mam pojęcia, dla kogo ani na ile mogłabym być cenna. Co mi się przydarzyło, tym bardziej. Ale po tym, co mówisz, bez dwóch zdań w niedalekiej przeszłości musiałam sporo przeskrobać, bo jeżeli twój brat ma robić za mojego ochroniarza, postrzał nie mógł być przypadkowy. – Wzdycham, uświadomiwszy sobie te rewelacje.

– Nie chciałam cię na samym początku naszej znajomości dobijać, ale właśnie takie informacje otrzymał. Celowo zostałaś postrzelona. Twój napastnik spudłował, ale podobno nadal żyje w przekonaniu, że dopiął swego. Dlatego tutaj jesteś. Zander ma mieć cię na oku do czasu, kiedy Konsorcjum go nie namierzy i się go nie pozbędzie – mówi tak, jakby w żaden sposób nie powinno mnie to szokować, jakby przekazywała mi zwyczajną ploteczkę. – Tyle że jest jeszcze jedna rzecz. Mój brat zaraz po twoim wybudzeniu miał pozyskać od ciebie informacje, jakie ustaliłaś niewiele przed postrzałem, a potem, jeżeli okazałyby się przydatne, przekazać je dalej. Jednak wkradł się mały psikus, bo ty niczego nie pamiętasz.

– Nie da się ukryć, za wiele na ten moment nie pomogę… – Robię obojętną minę, ale dałabym wiele, żeby wspomnienia na pstryknięcie mojego palca powróciły, bym mogła komuś, jak twierdzi brunetka, pomóc.

– Wiesz, Iga, będę z tobą szczera. Niezbyt chętnie oderwałam się od swojej pracy i przyjechałam tutaj w zastępstwie za brata. Byłam przekonana, że skoro sprawa jest aż tak pilna, a sama góra Konsorcjum, nie dając mu wyboru, robi z niego bodyguarda, to podeślą mu jakąś wyniosłą, zrzędliwą sztywniarę, która nawet nie będzie znała języka…

– Ej, dzięki! – udaję obruszenie.

– No co? Taka prawda! I nie masz za co dziękować. – Ta wariatka ciesząc się, macha ręką, jakbym naprawdę to robiła. – Jeszcze.

Prycham rozwalona jej brakiem krępacji.

– I nie przerywaj, bo nie skończyłam! – Ona naprawdę mnie ruga. – Na całe szczęście okazałaś się całkiem hmm… jak ja. Taka normalna.

Mało nie wybucham śmiechem. Chcę wtrącić, że ona nie wydaje mi się wcale normalna, ale skoro miałam być cicho, tak też siedzę.

– Więc z największą przyjemnością wszystko ci pokażę i wprowadzę w życie towarzyskie Bristolu, jeżeli wiesz, co mam na myśli. Co więcej, skoro dzisiaj jeszcze musisz tu zostać, jutro także zastąpię Zandera i wrócę tu sama. – Posyła mi swój szatański uśmieszek, na co mnie udziela się jej nastrój.

Mówiłam, że się polubimy.

– O pani, jesteś taka łaskawa! Ale muszę przyznać, ten plan niezwykle mi się podoba.

– Cieszy mnie to! – Pełna entuzjazmu klaszcze w dłonie niczym mała dziewczynka. – Jestem pewna, że się dogadamy i razem świetnie spędzimy czas w tym mieście. Swoją drogą, jeszcze dzisiaj wpiszę cię w swój terminarz, żebyśmy zrobiły porządek z tym. – Unosi pupę z siedzenia, by dotknąć moich włosów. – Nie ma opcji, żebyś przy nowej znajomej fryzjerce chodziła z ciemnym kilkucentymetrowym odrostem. Jeszcze przy tak jasnych włosach. O zgrozo. Nie godzę się na to!

Zaczynam się śmiać na jej bezwzględny pojazd mojej osoby. Ona ani trochę się nie patyczkuje.

– Muszę ci przypominać, że leżałam bite trzy miesiące w śpiączce i nie miałam jak umówić się do fryzjera? – pytam z przekąsem.

– Nie, tym razem nie musisz, śpioszku – wyzłośliwia się i ponownie usadawia swoje szanowne cztery litery na fotelu.

Kręcę głową na jej niemożliwe, a zarazem nadzwyczaj luzackie zachowanie.

– A czy moja nowa koleżanka fryzjerka będzie wreszcie tak uprzejma i zdradzi swoje imię, czy najpierw jednak obgadamy wszystko i wszystkich wokoło?

Ona dopiero teraz, jakby ją olśniło, że coś przeoczyła, z głośnym plaskiem klepie się w czoło. Jej zachowanie autentycznie mnie bawi.

– Aaaa, no tak! Głuptas ze mnie. Jestem Sandra. – Wyciąga do mnie dłoń.

– Iga. – Podaję jej swoją i potrząsam w geście przywitania. – Cieszę się, że mogłyśmy się poznać, a jeszcze bardziej, że to ty przyjechałaś, zamiast brata. Jestem tu całkiem sama i nie ogarniam w zasadzie niczego, dlatego dobrze będzie mieć kogoś takiego jak ty. – Próbuję poprawić się do wygodniejszej pozycji. Sandra szybciutko wstaje z fotela, by pomóc mi z poduszką pod plecami. – Dziękuję.

– Drobiazg. – W jej torebce donośnym dźwiękiem rozbrzmiewa telefon. Posyłając mi nieznaczny uśmiech, pośpiesznie wyciąga komórkę, a potem niemal w sekundę odbiera.

– Cześć… Nie, dzisiaj Iga musi jeszcze zostać. Lekarz chce zrobić kolejny tomograf… Tak… Jest tylko mały problem, Iga nie pamięta, co jej się konkretnie przytrafiło. W zasadzie w ogóle niewiele pamięta…

O ile mnie słuch nie zawodzi, osoba po drugiej stronie słuchawki wraz z twardym potokiem lejących się słów wydaje Sandrze następne oschłe i bezdyskusyjne polecenia. Aż ściągam brwi.

– Oj, bądź człowiekiem, Zander! Tak, przyjadę też jutro i odbiorę Igę. Nie musisz się aż tak wielce fatygować i przyjeżdżać! Nara! – Wpieniona rozłącza się, a potem, dając upust swojej złości, z impetem rzuca smartphone na jego wcześniejsze miejsce.

– Zapowiada się wspaniale, nie ma co… – komentuję, czym na nowo przykuwam uwagę Sandry.

– Mój brat to dupek, przykro mi. Ale obiecuję, będę cię ratować od jego towarzystwa tak często, jak tylko dam radę. Postaram się, żebyś spędzała u niego w domu możliwie jak najmniej czasu. – Unosi dwa palce w górę, dając mi tym samym słowo harcerza.

– Dzięki, byłabym wdzięczna.

– I będziesz. – Ponownie przybiera pozę tej pewnej siebie, uśmiechniętej od ucha do ucha ślicznotki. – Jutro zjawiam się tutaj, zabieram cię do domu Zandera, pokażę co i jak, a od środy zaczniemy zacieśniać nasze kontakty. Nie uwolnisz się od mojego gadania tak łatwo. – Sandra cieszy się, po czym na nowo zacząwszy grzebać w swojej torebce, wyciąga pudełko z zapakowanym iPhone’em. – Zostawiam ci tutaj telefon. Jest oczywiście nowiutki i różowiutki. Wszystko działa, zmień jedynie hasło z jedynek na Face ID albo odcisk palca. Zapisałam ci też swój numer oraz na wszelki wypadek także Zandera. Masz internet, możesz pooglądać sobie filmiki, poczytać książki i jak coś, jesteśmy w kontakcie. – Wstaje z fotela i ku mojemu zaskoczeniu nachyla się, by uściskać mnie jak dobrą kumpelę.

– Jeszcze raz dzięki. – Odwzajemniam gest.

– Daj spokój, naprawdę nie ma o czym mówić. – Wypuszcza mnie z ramion, prostuje się i już moment później na nowo zaczyna siłować się z fotelem, aby powrócić nim na jego pierwotne miejsce w rogu pokoju. Gdy to jej się udaje, z siedziska zabiera torebkę, po czym gotowa do wyjścia, odwraca się do mnie. – Jeszcze dziś przejrzę ten terminarz i zerknę, na kiedy dam radę wcisnąć cię na małą metamorfozę. Widzimy się jutro. Pa!

Na pożegnanie odmachuję jej, na co w drzwiach posyła mi buziaka w powietrzu.

Rozdział 2

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Droga Czytelniczko,

serdecznie zapraszamy Cię do polubienia naszego profilu na Facebooku. Dzięki temu jako pierwsza dowiesz się o naszych nowościach wydawniczych, przeczytasz i posłuchasz fragmenty powieści, a także będziesz miała okazję wziąć udział w konkursach i promocjach.

Przyłącz się i buduj z nami społeczność, która uwielbia literaturę pełną emocji!

Zespół

Spis treści:

Okładka
Strona tytułowa
Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16

Cena wolności

Spin off Konsorcjum. Część I

ISBN: 978-83-8373-643-3

© A.S. Sivar i Wydawnictwo Amare 2025

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Wydawnictwa Amare.

REDAKCJA: Marta Grochowska

KOREKTA: Agata Ogórek

OKŁADKA: Izabela Surdykowska-Jurek

Wydawnictwo Amare należy do grupy wydawniczej Zaczytani.

Grupa Zaczytani sp. z o.o.

ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia

tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]

http://wydawnictwo-amare.pl

Publikacja dostępna jest na stronie zaczytani.pl.

Opracowanie ebooka Katarzyna Rek