Konsorcjum - A.S. Sivar - ebook + książka

Konsorcjum ebook

Sivar A.S.

4,5

12 osób interesuje się tą książką

Opis

Zakazany owoc jeszcze nigdy nie był tak kuszący

Nadia jest zadowoloną z życia, atrakcyjną singielką. Gdy po studiach przenosi się do Berlina i zaczyna sama dbać o swoje utrzymanie, niespodziewanie otrzymuje intratną propozycję zarządzania ekskluzywnym klubem nocnym na obrzeżach miasta. Dzięki Aśce, swojej najlepszej przyjaciółce, ma szansę robić to, co kocha, i wreszcie wykazać się swoimi umiejętnościami. Jest tylko jeden problem, a na imię mu Dominic Alexandrow. Porywczy i nieprzystępny szef Nadii, obdarzony hipnotycznym spojrzeniem i ciałem godnym boga seksu, może w każdej chwili sprawić, że dziewczyna wpadnie w poważne tarapaty...

Moje ciało mimowolnie sztywnieje, a puls niebezpiecznie przyśpiesza. Znika całe otoczenie, liczy się tylko on. Dotknął ledwie mojego ramienia, a ja już cała płonę. Niemal słyszę głos, który każe mi się ocknąć, ale nie robię nic, jedynie stoję i wpatruję się w niego.
Gdy jego wzrok pada na moje usta, mimowolnie muszę je rozchylić, dosłownie się duszę. W moje myśli wkrada się obraz, jak mógłby mnie doprowadzać do orgazmu samym dotykiem i spojrzeniem.
Zauważywszy, dokąd to wszystko zmierza, pośpiesznie zdejmuję wzrok z jego twarzy, by odepchnąć napływające do mojej głowy sceny. Przenoszę spojrzenie niżej, na jego koszulę. Wygląda w niej niesamowicie. Nie ukrywam, chętnie patrzyłabym, jak każdy z jej guzików spadałby na ziemię, odkrywając kolejne centymetry tego boskiego ciała.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 682

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (735 ocen)
524
127
56
19
9
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
melchoria

Całkiem niezła

Czytam to i oczom nie wierzę, że dotyczy dorosłych ( prawie 30 - letnich ) ludzi. Kobieta bez przerwy płonie, zalewa ja żar, drętwieje z pożądania itd. a przy tym pije cięgiem podobnie jak jej niezrównoważona psipsiółka, faceci napaleni, skłonni do bijatyki. No po prostu strach się bać.
patrycjajulia123

Nie oderwiesz się od lektury

Ta seria powala!!! ❤🔥
20
Rojodziejowa

Z braku laku…

Irytująco uległa bohaterka, wiecznie wybaczająca wszystko buhajowi.
10
Kasia741116

Z braku laku…

przepychanki niczym dzieci w przwdszjoky
00
Ola1100

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam
00

Popularność




Rozdział 1

– Niesamowite! – zachwycam się, widząc ostatnie zdjęcia.

– Tak, wiem, wiem. Już to słyszałem. – Sebastian macha na mnie ręką, jakby moje entuzjastyczne trajkotanie nie robiło na nim większego wrażenia.

Przewracam oczami, bo jak zwykle rozbraja mnie swoją skromnością. Jest niemożliwy. Poznaliśmy się pięć lat temu, kiedy stawiałam pierwsze kroki w fotomodelingu. Czuwał, abym nie dała się wykorzystać jak większość dziewczyn zaczynających w moim wieku i pilnował, by zdjęcia nie powpadały w niepowołane ręce.

– Serio jest super! Wiesz, że jak zwykle wszystkie zdjęcia chcę mieć chociaż w wersji cyfrowej.

Zerkam po raz ostatni na fotografię, która wywarła na mnie największe wrażenie. Leżę na łóżku z przymkniętymi powiekami, w białej zwiewnej sukience. Na mojej twarzy maluje się wiele emocji, a już z pewnością łatwo odczytać spełnienie, błogość i rozkosz. Jest niebywałe, zresztą jak większość zdjęć spod obiektywu Sebastiana.

– Słonko, pamiętam. – Poprawia mój blond kosmyk, który po trzecim zdmuchnięciu nadal wraca na swoje miejsce, przysłaniając tym moje pole widzenia. – Jesteś pewna, że odrzucasz kontrakt z bielizną Walersa? To duża szansa.

– Jestem pewna – ucinam niepodważalnie. – I tak obiecałam mamie, że najpóźniej w środę będę w Monachium. Zresztą takie kontrakty nie są dla mnie. – Podnoszę wzrok na jego oczy i lekko się uśmiecham. – Wiesz, o co mi chodzi. – Wzruszam ramionami, by dał już spokój.

Uwielbiam pozować i wcielać się w te wszystkie role, jednak nigdy nie skupiałam się na jakimkolwiek rozwoju swojej kariery. Po prostu pozowałam, a Sebastian ubogacał swoje portfolio, co jakiś czas podsuwając niewielkie kontakty, przez co sprzedaż fotografii do czasopism i katalogów stanowiła moje dodatkowe źródło dochodów. Nigdy nic poważniejszego, gdyż nie jest to coś, co chciałabym robić całe swoje życie. Flesze i ekstrawaganckie bankiety zdecydowanie nie są dla mnie, a on dobrze o tym wie.

Z tego też względu na co dzień zajmuję się czymś bardziej przyziemnym oraz zdecydowanie jak dla mnie fascynującym, a konkretnie strategiami finansowymi i marketingowymi. Jak mówi moja przyjaciółka Aśka: „nuuuuddaaaa”, ale spróbujcie jako akcjonariusz wstrzelić się w fazę końcową pogłębiania recesji, gdy tylko kończy się hossa na rynku obligacji i bessa na akcji. Poważnie, prawdziwy obłęd.

– Nadia, zdajesz sobie sprawę, że znów pełno pieniędzy przecieka ci przez palce?

Znudzona wywracam oczami. Zna moje zdanie na ten temat, a ja po raz kolejny nie chcę się w to zagłębiać.

– Za te kontrakty pełno dziewczyn oddałoby rękę, nogę i chętnie dorzuciłoby jeszcze nerkę.

– Raczej bez ręki i nogi trudno byłoby dostać zlecenia – rzucam półżartem, by zakończyć temat.

– Nie przekonam cię?

Kręcę głową dla podkreślenia swojego stanowiska. Nie zrobię tego.

Sebastian wzdycha zrezygnowany, dzięki czemu wiem, że daje za wygraną.

– Trudno. W takim razie powinnaś już zmykać.

W jednej chwili zauważam w jego oliwkowych oczach błysk, który znam aż za dobrze. Przeczesuje swoje ciemne włosy i poprawia rękawy podwiniętej koszuli. Pewnie randka.

– Mam randkę z Maxem – oświadcza, szczerząc się i pokazując przy tym chyba wszystkie swoje śnieżnobiałe zęby.

Wiedziałam.

Wznoszę dłonie do nieba w geście załamania, by pokazać mojemu nieokrzesanemu przyjacielowi, że z każdym dniem zadziwia mnie jeszcze bardziej.

Sebastian jest stuprocentowym gejem, dlatego tak dobrze mi się z nim pracuje i dogaduje. Nie miałam jeszcze okazji poznać jego nowego chłopaka, ale słyszałam o nim już tyle historii i obejrzałam stosy ich wspólnych zdjęć, że chyba byłabym w stanie napisać jego biografię. Dodatkowo uważam, że chłopak musi mieć anielską cierpliwość i być niezwykle wyrozumiały, zważając na rozwiązłość tego Alvaro. Mój przyjaciel po prostu lubi wielu facetów i nie kryje się z tym ani odrobinę.

– Poważnie, wybaczył ci? – pytam nieco zdziwiona, bo ostatnim razem słyszałam z ust Sebastiana, że to koniec. Podobno na ostatniej imprezie zaszalał i zaczął zabawiać się z jakimś modelem, o co Max zrobił straszną awanturę. Jakoś wcale mu się nie dziwię, jednak wolałam nie zagłębiać się w szczegóły, a już tym bardziej wchodzić w kolejne tego typu dyskusje z Sebastianem, bo mamy stanowczo odmienne poglądy na temat wierności w związku.

– Jestem za dobry w te klocki, żeby mnie tak po prostu zostawić – oznajmia pewnie, a dla podkreślenia swoich słów łapie się za krocze.

Boże… To był błąd, by w ogóle zaczynać ten temat. Nawet nie chciałam o tym wiedzieć.

Zanim zdążę wyjść z osłupienia i cokolwiek odpowiedzieć na jego odważnie rzucone stwierdzenie, podchodzi i cmoka mnie w policzek.

– Zresztą z tego, co wiem, ty też, moja piękna, miałaś na dzisiaj plany – dodaje z rozbrajającym uśmiechem.

Dosłownie w jednej sekundzie wytrzeszczam na niego oczy. Cholera! Na śmierć zapomniałam. Koleżanki z roku mnie zabiją. To nasze ostatnie spotkanie z paczką przed zakończeniem studiów i wyjazdem do domu.

Sebastian splata ręce na klatce piersiowej i przygląda mi się nad wyraz rozbawiony. Nic nie muszę mówić, moja zdradziecka mimika jak zwykle robi to za mnie.

– Zapomniałam! – skamlę.

Szukam wzrokiem telefonu i zauważam go na stoliku, przy wejściu do studia. Wrzucam go do torebki, po czym, wybiegając, odkrzykuję, że uciekam, a Seba zaczyna się śmiać.

Nie jest źle. Jest dziewiętnasta trzydzieści, umówiona jestem na dwudziestą pierwszą, dam radę.

Biegnę do przebieralni, ubieram się, pakuję i ruszam w stronę parkingu.

Na szczęście największy ruch na drogach już minął, więc moje nowiutkie białe Z4 tym razem może się wykazać.

Zawsze marzyłam o tym aucie, jednak dopiero niedawno było mnie stać, aby kupić je za samodzielnie zarobione pieniądze. Odkładałam na to małe cacko przez ponad pięć lat, oszczędzając dosłownie wszystko, co tylko zarobiłam dzięki sesjom i usługom doradztwa inwestycyjnego. Oczywiście mój upór nie uszedł bez echa irytacji mamy i ojczyma, którzy na każdym kroku wytykali mi niedorzeczne poczucie dumy i dziecinną zawziętość i wypominali, że wystarczyłoby jedno słowo, a dostałabym samochód, jaki tylko chcę, co wiedziałam aż za dobrze.

Po śmierci taty razem z mamą wyjechałyśmy ze Zgorzelca do Monachium. Nie minął rok, a ja zyskałam nowego ojca – jednego z przodujących właścicieli niemieckich firm logistycznych, który robił wszystko, bym czuła, że kocha mnie równie mocno jak moją matkę. Wiedziałam, że dla mamy tak było lepiej, ale jako piętnastolatka nie mogłam się z tym pogodzić. Dopiero po jakimś czasie, gdy dojrzałam i zobaczyłam, że nie są to żadne pokazówki ze strony Iwana, przekonałam się do niego i zaczęłam traktować jak prawdziwego ojca, którego, jak by nie patrzeć, zawsze potrzebowałam. Tyle że nie mogłam też pozwolić, by finansowali każdą moją zachciankę. Mama i tak płaciła już za moje studia ekonomiczne w Berlinie i co rusz przesyłała jakieś drobiazgi, a biorąc pod uwagę fakt, że mam dwadzieścia cztery lata i w końcu chciałabym się usamodzielnić oraz zacząć zarabiać dzięki własnym umiejętnościom, musiałam za każdym razem kłótniami starać się postawić na swoim, co wcale nie było takie proste z powodu bezkompromisowości i nieugiętości mamy.

Po wejściu do mieszkania, które w roku akademickim wynajmuję z Inez, biegnę do swojego pokoju, rzucam torbę na łóżko i idę pod prysznic. Mimo szumu wody po jakichś pięciu minutach dociera do mnie trzask zamykanych drzwi.

– Nadia?

– W łazience! – odkrzykuję.

Gdy wychodzę okryta ręcznikiem, w kuchni zauważam Inez. Wygląda pięknie. Brązowe, sięgające ramion włosy, wieczorowy makijaż z akcentem na bordowe usta, mała czarna idealnie dopasowana do jej szczupłej sylwetki i niebotycznie wysokie szpilki.

– I jak? – pyta, wyraźnie zachwycona swoim wyglądem.

– Noo… szału nie robi – mówię z pełną powagą, przejeżdżając powoli wzrokiem po jej stylizacji. Widząc jej zszokowaną minę, nie daję dłużej rady utrzymać grobowej miny i wybucham śmiechem, a ta ciska we mnie ręcznikiem kuchennym. – Żartuję! Żartuję! Jest mega! – odkrzykuję, podnosząc ręce w geście kapitulacji, bo jeszcze chwila, a oberwę stojącym na kuchennej wysepce wazonem.

– Wkurzasz mnie, Cruz! – Inez piorunuje mnie ostrzegawczym spojrzeniem.

– Wiem, ale uwielbiam to robić. – Śmieję się, bo irytacja w wykonaniu tego malutkiego potwora wygląda przesłodko.

Na mój komentarz Inez układa ręce, jakby właśnie zamierzała strzelać z łuku, po czym w formie wypuszczenia strzały pokazuje mi środkowy palec.

– Ależ z ciebie wytworna dama – mówię, na co wzrusza ramionami i zaczynając się szczerzyć, robi to jeszcze raz.

Kręcę głową, udając oburzenie jej zachowaniem, ale nie ma co ukrywać, uwielbiam swoją nienormalną współlokatorkę.

– Jak tam dzisiejsza sesja? – Zmienia temat.

– Super, jestem zachwycona. – Idziemy do mojego pokoju, a w międzyczasie streszczam jej szczegóły i obiecuję pokazanie zdjęć, gdy tylko je dostanę.

– Masz ochotę na kawę przed wyjściem? A może coś mocniejszego? – Posyła mi zadziorny uśmiech.

– Tylko kawa! Ja i moja wątroba mówimy stanowcze „nie” twoim drinkom.

– Nawet nie spróbujesz? A może coś z red bullem? – kpi ze mnie, oddalając się w stronę kuchni.

Po jej ostatnich drinkach z red bullem i sokiem ananasowym następnego dnia czułam się jak martwi z The Walking Dead i szczerze mówiąc, wyglądałam jak oni, a z miską to się nie rozstawałam, dlatego dziękuję bardzo za bycie po raz kolejny jej królikiem doświadczalnym, ale nie skorzystam.

– Nawet nie przypominaj! – prycham na nią, wychylając się zza drzwi pokoju.

Wracam do szykowania się. Przeglądam zawartość szafy, przekładam stosy sukienek i spódnic. Chwilę to trwa, ale w końcu decyduję się na pudrową sukienkę z rękawem trzy czwarte i głębokim kopertowym dekoltem. Leży naprawdę nieźle. Góra lekko luźna, dół idealnie dopasowany, a całość sięga do połowy uda. Trochę wyzywająco, ale jest super. Do tego zakładam wysokie na dwanaście centymetrów wiązane sandałki na szpilce w podobnym odcieniu, a makijaż i włosy zostawiam tak, jak miałam zrobione na sesji przez wizażystkę. Po raz ostatni przeglądam się w lustrze i stwierdzam, że jest całkiem dobrze. Włosy w odcieniu chłodnego blondu lekkimi falami opadają do połowy talii, a makijaż jest wręcz perfekcyjny, jak u dziewczyn z YouTube’a, które uczą, w jaki sposób się malować. Jedynie poprawiam usta różową matową pomadką, zakładam na lewą rękę srebrną bransoletkę, pakuję kopertówkę i jestem gotowa do wyjścia.

 

Na imprezę docieramy taksówką, oczywiście kilka minut spóźnione, bo Inez, sierota, nie mogła znaleźć telefonu i biegała po domu jak poparzona, przez co cała paczka znajomych – Mati, Klaus, Lucas, Pati, Karen, Issa i Aga – nie czekała już na nas na zewnątrz, tylko weszła do klubu.

Gdy wchodzimy do spektakularnego wnętrza, moje uszy od razu atakuje muzyka. Rozglądam się – jest dokładnie tak, jak zapamiętałam z ostatniego razu. Genessis jest pełen klasy, nie ma co ukrywać, ale jeżeli chcesz się tutaj bawić, musisz być odpowiednio ubrany. W trampkach lub zwykłym t-shircie nie można nawet pomarzyć o zbliżeniu się do wejścia.

Szczerze nie jestem jakąś jego wielką fanką, pełno tu nadzianych gości uważających się za nie wiadomo kogo i pozwalających sobie na zbyt wiele, jednak pomimo moich uprzedzeń jedno pozostaje pewne – klub jest niesamowity.

Po prawej stronie od wejścia i szatni znajdują się trzy sale taneczne, każda pod inny klimat muzyczny, po lewej stoliki i sofy, na wprost długi bar i pomieszczenie z lożami dla VIP-ów, a wszystko zaaranżowane w odcieniach czerni i czerwieni. Nawet personel wyróżnia się spośród tłumu swoim uniformem w kolorze bordo z czarnym logo.

Klub jak zwykle jest wypchany po same brzegi, więc w pierwszej kolejności kierujemy się z Inez w stronę baru. Później, gdy wszyscy wpadną w wir clubbingu, bar będzie jeszcze bardziej oblężony, dlatego teraz jest na to najlepszy moment.

Przepychając się między imprezowiczami, od razu zauważam, że większość stanowią zamożne osoby, którym nie robi różnicy kolejne zero z prawej strony na rachunku. Gdy tylko dostrzegam te wszystkie męskie spojrzenia, zaczynam czuć się jak w dżungli. Z tym że to ja jestem ofiarą, a faceci – drapieżnikami. Wkurza mnie, że traktują kobiety jak potencjalne zdobycze, ale z drugiej strony co się dziwić, skoro wszędzie pełno skąpo ubranych dziewczyn, które wręcz aż proszą się o uwagę. Gdy widzę to wszystko, moje wcześniejsze zamartwianie się o zbyt odważny wygląd wydaje się niedorzeczne, bo w porównaniu z większością tych kobiet czuję się jak cnotka.

W końcu udaje nam się dopchnąć do baru, gdzie stajemy w kolejce.

Zauważam Pati przeciskającą się od strony parkietu. Przystaje przy nas, przytula każdą na przywitanie i wskazuje, gdzie czekają.

Poważnie? Loża VIP?!

Wow! Jak jej się udało to załatwić? Tym bardziej że byle kogo tam nie wpuszczają, a dodatkowo trzeba za nią słono zapłacić.

Zresztą… nieważne.

Odganiam te wszystkie pytania kłębiące się w mojej głowie, postanawiając tym razem pozwolić sobie na świetną zabawę. W końcu to moja ostatnia studencka impreza.

Zaszalej! – nakazuje głos w mojej głowie.

Nadal stoimy z Inez w kolejce. Kątem oka zauważam jakichś obcych facetów wskazujących na nas palcami i coś zajadle komentujących. Od razu przychodzi mi na myśl obraz mojego byłego, który zostawiał mnie ze znajomymi na parkiecie, a sam ze swoim najlepszym kumplem przy barze potrafił zaczepiać inne panienki i bawić się w kolejne podboje. Już na samo wspomnienie czuję ostre, nieprzyjemne ukłucie w klatce.

– O fuck! Nada, spójrz, jakie ciacho pod ścianą, na jedenastej! – Żwawy komentarz Inez wyrywa mnie z zamyślenia.

Mimowolnie odwracam się i spoglądam, a to, co zauważam, przeszywa mnie całą, pobudzając chyba każdą, od dawna uśpioną, cząsteczkę mojego ciała.

Chryste…

Jest najprzystojniejszym facetem, jakiego do tej pory oglądały moje oczy. Wygląda na dwadzieścia osiem, może dwadzieścia dziewięć lat i jest po prostu grzesznie piękny, jeżeli tak można określić faceta. Ma z pewnością powyżej metra dziewięćdziesięciu wzrostu, ciemne blond włosy po bokach krótsze, a na czubku dłuższe i zaczesane do góry. Do tego lekki zarost i ta muskularna, atletyczna sylwetka…

Po prostu wow!

Obok takiego mężczyzny zdecydowanie nie da się przejść obojętnie. Jest zbyt atrakcyjny, choć nie mam pewności, czy to słowo w całości oddaje jego osobę, bo on jest najzwyczajniej w świecie oszałamiający.

Próbuję uciec od niego wzrokiem, ale nie mogę, jest tak doskonały, wręcz upajający.

W pewnym momencie chyba zauważa, że mu się przyglądamy, bo podnosi wzrok prosto na nas. Jego spojrzenie jest wabiące, pełne pożądania i obietnicy niezapomnianych przeżyć. Gdy patrzę na niego, w mojej głowie mimowolnie pojawia się obraz ostrego rżnięcia bez żadnych zahamowań, podczas którego pościel stanowi jedynie zbędną niedogodność.

Staram się otrząsnąć z tego dziwacznego bezruchu, ale to na nic, kiedy mój wzrok pada na jego błękitną koszulę, która tak idealnie opina mu tors. Zjeżdżam niżej, na pasek, idealnie skrojone czarne spodnie i parę cholernie drogich butów od Louboutina, będących dopełnieniem całości. W ręku trzyma szklaneczkę whisky, z której upija łyk. Jest przy tym tak piekielnie pociągający, a jeszcze bardziej podniecający.

Mam wrażenie, jakby ta chwila trwała wieczność. Robi mi się gorąco. Chcę pić!

Znad trzymanej przy ustach szklaneczki wciąż się wpatruje, a ja jak na zawołanie tracę oddech, kiedy zauważam, że we mnie. Mimo że dzieli nas jakieś dziesięć metrów, widzę, że patrzy prosto na mnie. Moje serce wali jak szalone, puls nagle niebezpiecznie przyśpiesza, a oddech więźnie w gardle, jakby ten facet wysysał całe powietrze z moich płuc.

Zrywam kontakt wzrokowy, nie mogąc nad sobą zapanować. Wygląda jak cholerny bóg seksu uwięziony w ludzkiej postaci, dostający to, czego zapragnie, i mogący dać kobiecie dużo… dużo więcej.

W dalszym ciągu czuję na sobie jego wzrok. To naprawdę robi się niezręczne. Rozum zaczyna mnie wręcz błagać: „Po prostu się odwróć, odwróć się i zapomnij, tacy faceci nie są dla ciebie. Dość!”.

Wzdycham ciężko, ale z mojego mózgu do reszty ciała w końcu zaczynają docierać jakieś polecenia. Tyle że zamiast najzwyczajniej w świecie się odwrócić, robię najgorszą rzecz, jaką mogłam zrobić. Już nawet chyba nieświadomie przybieram maskę zimnej suki i po prostu przenoszę na niego wyćwiczony, znudzony wzrok, po czym z uniesioną brwią zerkam na jego obłędnie przystojną twarz. Co za dno!

Dobra, czas zakończyć to żałosne przedstawienie – mówię w myślach sama do siebie. – Już na większą idiotkę i tak nie wyjdę.

Po raz ostatni patrzę na niego i z klasą, na tyle, na ile w tej chwili to możliwe, odwracam się przodem do baru.

Żenada… Wzdycham, zła na siebie, próbując uspokoić nierówny oddech po tym dziwnym zajściu.

Tak, i to jest jedyna, nieszczęsna pozostałość po moim ostatnim związku – strach przed facetami i udawanie niezainteresowanej – a co gorsza cholernie wyniosłej – pindy.

– Dlaczego wszyscy fajni faceci akurat ciebie muszą pożerać wzrokiem?! – prycha Inez.

– Co? – pytam, przybierając rozbawiony ton, aby zamaskować swój szalejący puls. – Pokaż mi ich. Chcę ich widzieć!

– Nie udawaj. – Wskazuje palcem na klubowego przystojniaka. – Przed chwilą spoglądaliście na siebie jakbyście mieli zamiar to zrobić tu i teraz. – Patrzy na mnie tym swoim wzrokiem typu „już za dobrze cię znam, Cruz”. – Jeny, w łóżku pewnie też jest niesamowity.

Chcę coś wtrącić, ale nawet nie daje mi dojść do słowa, bo unosi dłoń, bym dała jej dokończyć.

– I nie, nawet nie próbuj mi wmawiać, że nie chciałabyś sprawdzić!

Serio, Inez?! Ganię ją w myślach, bo jeśli zagłębię się w tę konwersację, skończy się na tym, że przy najbliższej okazji wepchnie mnie w jego ramiona, a po sytuacji sprzed chwili przystojniak mógłby nie być tym zachwycony, o ile w ogóle ktoś byłby uradowany z powodu takiego incydentu.

– Inez! Weź się ogarnij i przestań pożerać go wzrokiem! – Ciągnę ją za materiał sukienki, by przestała się w niego wgapiać, bo to robi się żenujące. – A teraz wybacz, ale ja już mam na dzisiejszy wieczór swoją drugą połówkę. – Mówiąc to, wskazuję na kartę z drinkami.

– Nie wmówisz mi, że tylko to sobie wyobraziłam! Coś zaiskrzyło między wami. Cholera, sama to czułam.

Nic nie odpowiadam, tylko przewracam oczami, a barman przyjmujący od nas w końcu zamówienie ratuje mnie przed jej kolejnymi atakami.

Podczas oczekiwania na drinki mimowolnie słyszę obok rozmowę, prawie tak wysokich jak ja, brunetek.

– Ma już towarzystwo.

– Ech… Tacy faceci zawsze albo są zajęci, albo nie chcą nawet słyszeć o żadnym związku – dodaje niższa z dziewczyn w czarnym eleganckim kombinezonie.

Zżera mnie ciekawość. Może i wyjdę na wścibską, ale trudno. Odwracam się i zauważam, jak dziewczyna z krótkimi blond włosami ubrana w skąpą czerwoną sukienkę tuli się do klubowego bóstwa. Patrzę na Inez, ona na mnie i to wystarcza, abyśmy obie wybuchnęły śmiechem.

– Hmm… szkoda. A już snułam takie piękne plany – mówi, inscenizując smutek. – Ale nie martw się, nic straconego, znajdę ci kogoś innego. – Poklepuje mnie pokrzepiająco po ramieniu.

– Nawet się nie waż! – ucinam w jednym momencie, słysząc jej wyznanie. – Inez, mówię serio. – Patrzę w jej rozbawione oczy pewnym wzrokiem.

Poważnie, mam już dość ustawianych przez nią spotkań. Na każdym kroku chce mi znaleźć faceta i to nieważne, jak mało interesującego, jak zadufanego w sobie czy jak popapranego. Po prostu wpycha, kogo popadnie.

– Daj już spokój, musisz w końcu zacząć spotykać się z facetami. Zobacz, ilu ich tu jest. Mogłabyś wrócić do domu z którym byś chciała. Nie wszyscy muszą być dupkami, którzy chcą dziewczynę na jedną noc. A od ponad półtora roku, od kiedy się znamy, słyszę tylko „nie, nie, nie” albo „friendzone”.

– Friend co? – Wybucham śmiechem, słysząc, w jaki sposób postrzega moje ciągłe wymówki co do ustawianych przez nią „randek”.

Tylko że z jednym ma rację. Od dawna z nikim się nie umawiałam, a co dopiero mówić o seksie. Po prostu nie chciałam się angażować w żaden związek, kiedy wiedziałam, że nie odwzajemnię czyichś uczuć i przewidywałam, że nic z tego nie będzie.

W końcu otrzymujemy nasze drinki i kierujemy się w stronę pomieszczenia VIP. Przed samym wejściem napotykamy dwóch muskularnych ochroniarzy w czarnych garniturach przełamanych jedynie bielą koszuli, ale chyba nic w tym dziwnego, skoro za lożę trzeba było tyle zapłacić. Po zeskanowaniu naszych bransoletek mężczyźni wpuszczają nas do środka, życząc miłej zabawy.

W sali naliczyłam jakieś piętnaście lóż, z których wszystkie są zajęte. Panuje tu półmrok, co stwarza niezwykle zmysłowy klimat. Każda loża sama w sobie jest fenomenalna. Mnóstwo miejsca, dwie półokrągłe sofy obite czarną połyskującą skórą, a do tego spory okrągły stolik.

Przystajemy przy naszej loży, witamy się ze wszystkimi i siadamy. Na pierwszy rzut oka widzę, że atmosfera jest napięta. Pewnie między Karen a Lucasem znowu coś nie gra.

Są parą od prawie roku, ale ciągle zaliczają wzloty i upadki, zazwyczaj z winy Karen, bo nie potrafi odpuścić sobie flirtowania z innymi facetami, a jednocześnie nie chce zostawić Lucasa. Kiedyś próbowałyśmy z Inez jakoś wpłynąć na jej zachowanie, ale skończyło się jedynie kłótnią i żądaniem, abyśmy nie układały jej życia. Więc dopóki nie robiła przy nas nic złego, nie wtrącałyśmy się.

– No, no, no. Nadia, przeszłaś dzisiaj samą siebie. Masz zamiar wrócić z kimś do domu? Bo wiesz, że jeżeli tak, to ja jestem chętny – rzuca Klaus, szczerząc się przy tym jak ośmiolatek, któremu mama obiecała nową konsolę.

Już nawet nie silę się na żadną ripostę, puszczam mimo uszu ten docinek. Znów to samo.

Ten wysoki szczupły szatyn stylizujący się na skate’a kiedyś próbował na różne sposoby zaciągnąć mnie do łóżka, przez co uważałam go za narcystycznego dupka. Jednak z czasem dzięki Inez zakumplowałam się z resztą paczki, między innymi z nim, więc wiem, że jego złośliwości obecnie są już jedynie żartem, bo po ostatnim związku nie udało mi się jeszcze trafić na faceta, który wzbudziłby chociaż moje zainteresowanie, nie mówiąc już o palącym uczuciu.

– Nie. Nie zamierzam z nikim wracać do domu. No chyba że będą to zwłoki Inez, które będę musiała taszczyć. – Śmieję się i puszczam do niej oko.

– Nie mam pojęcia, o czym mówisz – oburza się – ale zamierzam wrócić z jakimś przystojniakiem i nie ma znaczenia, czy do nas, czy do niego.

– Okej, w takim razie kto mnie dzisiaj przenocuje? – pytam z udawaną powagą.

 

Parkiet jest nasz. Tańczymy, śpiewamy i bawię się naprawdę wyśmienicie. Jestem już nieco wstawiona i zdaję sobie sprawę, że nieprzyzwoicie kręcę pupą. Cóż, teraz mam to gdzieś, to moja ostatnia noc jako studentki, więc zamierzam się wyszaleć. Na parkiecie tańczymy dobrą godzinę, a ja chcę jeszcze i jeszcze. Widzę, jak Issa i Aga wywijają przy podeście, Mateusz tańczy z malutką ciemnoskórą ślicznotką, a Inez oczywiście wisi jakiemuś brunetowi na szyi. Nie wiem jedynie, gdzie zniknęli Klaus i Lucas, ale podejrzewam, że wyszli na fajkę.

Gdy tylko do moich uszu docierają pierwsze dźwięki Do You Know, zerkam błagalnie na Pati, a ta pokazuje, abyśmy udały się do baru. Nie protestuję ani chwili, ponieważ właśnie o to chodziło. Nie mam zamiaru tańczyć z jakimś przypadkowym gościem w rytm piosenki, którą wręcz uwielbiam.

Zamawiamy po następnym drinku i wracamy do naszej loży. Jestem niemal pewna, że Pati chce się wygadać na temat kolejnego nieudanego związku. Cóż, pod tym względem jesteśmy podobne, obie nie mamy szczęścia do facetów, tyle że ona za szybko się angażuje i robi złudne nadzieje, a ja przeszłam jeden poważny nieudany związek, przez który praktycznie sięgnęłam dna. Dopiero po ponad roku od swojego popisowego „numeru” udało mi się przekonać mamę i ojczyma, abym mogła wrócić na studia dzienne, zamieszkać z Inez i w końcu choć w niewielkim stopniu się usamodzielnić.

– Co się stało? – zagaduję, upijając przez słomkę łyk niebiesko-pomarańczowego cuda. Widzę, że Pati jest przygnębiona.

– Wszyscy faceci są do dupy!

– Mnie to mówisz? – pytam rozbawiona, bo jestem chyba ostatnią osobą, której powinna to mówić, jednak szkoda mi jej, bo wiem, że na siłę próbuje znaleźć związek tam, gdzie nawet nie powinna go szukać.

– Nada, ale z tobą to inna sytuacja.

No nie, znowu się zaczyna. Kolejna.

– Ty po prostu nikomu nie dajesz szansy. Po rozstaniu zamknęłaś się w skorupie i nie dopuszczasz do siebie żadnego faceta, bo albo nie jesteś zainteresowana, albo boisz się, że cię zrani.

Zerkam na nią niepewnie. No dobra, ma rację. Ten niewysoki szczupły rudzielec minął się chyba z powołaniem. Powinna zostać psychologiem, a nie ekonomistą. Ale tak, nie dopuszczam do siebie zbyt wielu facetów, bo nie chcę znów przechodzić tego, co trzy lata temu. Po prostu za dużo mnie to kosztowało.

– Wolę wrócić do twojego tematu – ponaglam, nie chcąc, by tymi świdrującymi oczkami dalej wczytywała się we mnie jak w otwartą księgę.

– Opowiadałam ci o tym Szkocie z wymiany?

– No tak – przytakuję. – Czekaj, jak to było? „On jest jak Apollo, taki przystojny, męski i odważny”. – Czuję kuksańca. – Auuuć, no tak mówiłaś!

– I dobrze mówiłam. Nawet ma te swoje dziewięć muz… dobra, może siedem – odparowuje wkurzona.

– Co? – Nie mam pojęcia, o czym ona mówi, ale czuję, że to może być hit, więc czekam, aż będzie kontynuować.

– Wyobraź sobie, że ten pacan chciał zorganizować orgię w akademiku, a co gorsza udało mu się do tego namówić siedem dziewczyn. Ja niby miałam być ósma. Rozumiesz to?

Patrzę na nią z niedowierzaniem. Widzę jej wkurzoną minę, dlatego staram się utrzymać powagę, ale to na nic, bo po jakichś pięciu sekundach zaczynam chichotać jak głupia.

Orgia?! Serio?!

Opadam na stolik i zanoszę się śmiechem. Wcale nie muszę długo czekać, by Pati się rozchmurzyła i sama mi zawtórowała. Chyba alkohol już nieźle namieszał nam w głowach, bo obie śmiejemy się i pokładamy na sofie jak nienormalne.

Jednak już po chwili zauważam, że wzrok Pati ląduje gdzieś za mną. Momentalnie staje się chłodny, a zarazem pełen przerażenia. Nie wiem, co się dzieje, dlatego chcę się obrócić, ale mnie powstrzymuje.

– Lepiej się nie odwracaj, bo rozerwiesz ją na strzępy.

Natychmiast spoglądam za siebie i dostrzegam Karen dwie loże dalej, na kolanach jakiegoś obcego mężczyzny.

– Powaliło ją czy co?! – W jednej sekundzie ulatuje ze mnie cały dobry humor.

Karen dobrze wie, że jeżeli Lucas zobaczy ją z innym, zaraz rozpęta się piekło. Było tak już nie raz i zawsze kończyło się jatką. Tyle że teraz przechodzi samą siebie. Koleś, z którym siedzi, jest jakieś dwa razy większy od niego. Rozum postradała? Chce go w szpitalu odwiedzać?

– Jeżeli Lucas to zobaczy, zrobi się nieciekawie.

– Wiem. – Cholera, do tej pory było tak świetnie, a teraz… Nie mam zamiaru brać udziału w tym cyrku i jak zwykle wraz ze znajomymi łagodzić całej sytuacji.

Wstaję i zrywam się do niej.

– Karen, jesteś mi potrzebna. – Podchodzę do stolika, przy którym siedzi, i wyciągam do niej rękę.

Odpycha ją.

– Karen chyba nie chce nigdzie iść, ale jak chcesz, kotku, to i dla ciebie znajdzie się tutaj miejsce.

Poważnie?! Co za kretyn!

Nie chcę wdawać się w rozmowy z tym workiem sterydów, bo i tak wątpię, że będzie miał do powiedzenia coś na poziomie. Jest łysy, cały wytatuowany i nie wygląda na miłego, a już tym bardziej na kogoś, kto łatwo daje za wygraną. Moje ręce drżą, nie wiem, czy z obawy, czy z podminowania, ale staram się opanować. Cholera, może wyglądać jak pierdolona chupacabra, ale nie ma opcji, że zostawię z nim Karen!

Puszczam mimo uszu wypowiedź tego głąba i łapię koleżankę za rękę.

– Karen, proszę, chodźmy. – Staram się mówić spokojnie, mimo że cała się wręcz gotuję.

– Nigdzie nie idę! Zostaw mnie i się odwal! – krzyczy i strąca moją rękę.

– Cholera, Kara!

Nie dość, że chcę dla niej dobrze, to ta wykrzykuje, żebym ją zostawiła?! Rozum jej odjęło?! Od razu widać, że koleś nie chce z nią przeżywać amorów, tylko przelecieć, chociażby w męskiej toalecie.

– Co to ma, kurwa, znaczyć?!

Odwracam się i zauważam rozjuszonego Lucasa, a za nim resztę paczki. Wzdycham, już nawet nie wiem, czy bardziej zirytowana, czy przerażona.

Cudnie, tylko tego brakowało. Znów szykuje się jatka, a co gorsza, widzę po Lucasie, że nie ma zamiaru odpuścić. Cała sytuacja jest po prostu straszna. Nie dość, że w zestawieniu z tym sterydziarzem wygląda jak mały niegroźny szczeniaczek, to jeszcze oczy wszystkich zebranych w pokoju skierowane są na nas, a kumple dupka wręcz czekają na rozwój wydarzeń i niezłą zabawę.

– Wypieprzaj od mojej dziewczyny! – Lucas podchodzi do sterydziarza i łapie za rękę, którą ten trzyma na Karze.

– Dobrze ci, kurwa, radzę: zabierz te łapy, zanim najdzie mnie ochota, by ci je połamać.

Widzę, że tekst osiłka jeszcze bardziej denerwuje Lucasa, przez co momentalnie zaczynam się spinać. Będzie dym, już teraz to wiem. Moje serce niemal galopuje z przerażenia.

Stoję w przejściu między lożami i szczerze mówiąc, nie wiem, co mam zrobić. Za sobą mam znajomych, a przede mną rozgrywa się jedna z gorszych akcji, w jakich brałam udział. Przyglądam się całej sytuacji. Nie podoba mi się to, co widzę. Lucas nadal trzyma pakera za nadgarstek, a ten z uśmiechem spogląda na swoich kumpli, po czym w mgnieniu oka, bez większego wysiłku, drugą ręką wymierza Lucasowi prawy sierpowy.

Kurwa!

W pierwszym momencie nawet nie wiem, gdzie patrzeć, to tak szybko się stało. Słyszę krzyk Karen, która podbiega do Lucasa i stara się go podnieść z podłogi. Jest oszołomiony, chyba sam nie wie, co się przed chwilą wydarzyło. Kumple sterydziarza wydają się zadowoleni z rozwoju sytuacji, śmieją się i dogadują, a wtulone w nich panienki chichoczą, wręcz wniebowzięte takim towarzystwem. Szlag mnie trafia, nienawidzę takich sytuacji, znów to samo z winy Karen.

Widzę, że Mati zdołał już z pomocą Laury postawić biedaka na nogi. Kurczę, musiało zaboleć.

Zerkam na Inez, a ta zbiera ze stolika nasze rzeczy. Całe szczęście, że w tej chwili myśli o tym samym co ja.

– Ty cholerny gnoju! – Krzyk Karen skierowany do mięśniaka powoduje, że odwracam się w jej kierunku.

No nie! Teraz oprzytomniała, kiedy jest to nam najmniej potrzebne?! Odciągam ją do wyjścia z loży. Mam ochotę nakopać jej do dupy, bo to wszystko jej wina, ale nagle czuję, że ktoś mocno łapie mnie za ramię i ostrym szarpnięciem przyciąga do siebie.

– Nie tak szybko, skarbie. Nie chcesz zostawić koleżanki, to może ty zostaniesz i się trochę zabawimy.

Stoję tak blisko tego dupka, że czuję wydobywający się z jego ust odór wódki i papierosów. Musi być już nieźle wstawiony.

– Puść mnie! – Próbuję się wyrwać, ale ten ściska moje ramię jeszcze mocniej, co strasznie boli. Nie wiem, co robić, poważnie nikt nie zareaguje?! Ani chłopaki, ani nawet jego kumple?! Co to ma być?!

Przyciska mnie do siebie jeszcze mocniej. Próby wyrwania się nic nie dają. W panicznym przypływie adrenaliny, gdy typ łapie mnie za biodro, z całej siły kopię go kolanem w genitalia. Natychmiast mnie puszcza i opada na kolana, łapiąc się za narządy.

– Ty mała zdziro!

Nie czekam długo i w amoku poprawiam mu kolanem, tym razem w nos. Jestem wściekła, nikt nie będzie mnie publicznie obrażał, a już tym bardziej obmacywał.

Po chwili uświadamiam sobie, że chyba trochę przegięłam. Spoglądam na znajomych, a ci patrzą na całą sytuację z przerażeniem. Zerkam na kolesia, nie wiem, czy coś poważnego mu zrobiłam, ale z jego nosa cieknie krew. Koledzy zaciągają go do stolika, a jakaś lala z sylikonowymi cyckami podaje mu chusteczkę.

Mam dość. Chcę po prostu stąd wyjść. To dla mnie za wiele jak na jeden wieczór. Odwracam się, biorę od Inez kopertówkę i nie czekam na rozwój wypadków, tylko zmierzam do wyjścia z pokoju VIP.

– To nie koniec. Lepiej mnie zapamiętaj, bo jeszcze się spotkamy, a wtedy zobaczysz, z kim zadarłaś, głupia dziwko!

– Stary, daj już spokój. Barbie ci wjebała, bo byłeś niemiły. Teraz daj jej i jej znajomym w spokoju wyjść.

Kątem oka zauważam niewysokiego, mocno zbudowanego bruneta w szarej koszuli, który również siedział przy ich stoliku.

– Zresztą myślę, że nie chcesz się tłumaczyć z tego, co tutaj zaszło i dlaczego uderzyłeś tę pizdę. – Mówiąc to, skinął na Lucasa.

Nie mam zamiaru dłużej słuchać tego przekomarzania i wdawać się w dyskusje z tymi ludźmi, więc po prostu na do widzenia pokazuję sterydziarzowi środkowy palec, nawet nie obracając się w jego kierunku.

Zmęczona i zdenerwowana całą sytuacją oraz, nie ma co ukrywać, wstawiona, przy samych drzwiach potykam się o cholerny dywanik. Już mam wpaść z łoskotem na szklane drzwi i narobić sobie wstydu przed tymi dupkami, ale w ostatniej chwili łapią mnie niesamowicie umięśnione ramiona. Przytrzymuję się ich, a one w geście pomocy obejmują mnie w talii.

Lekko oszołomiona, zadzieram głowę do wybawiciela, a gdy tylko nasze oczy się spotykają, zamieram.

Dobry Boże…

Stoję w ramionach najprzystojniejszego mężczyzny w tym klubie. Jak na zawołanie robi mi się strasznie gorąco, moje serce zaczyna pośpiesznie obijać się o żebra, a na domiar złego moje ciało ignoruje wszystkie nakazy mózgu. Po prostu stoję jak idiotka w jego ramionach i się w niego wpatruję, a on odpowiada mi tym samym, kurczowo obejmując mnie w talii. W miejscu, w którym mnie dotyka, dosłownie odczuwam iskry. W tym samym momencie przez jego przystojną twarz przelatuje wyraz zdumienia. Zerka na mnie zszokowany. Bijące od niego ciepło i seksualne napięcie sprawiają, że moja skóra płonie. Przygląda mi się tak intensywnie, jakby chciał ze mnie wszystko wyczytać. Boże… błagam, niech przestanie tak na mnie patrzeć. Mam wrażenie, że zaraz osunę się w jego ramionach przez intensywność tego doznania. Co się ze mną dzieje? Nawet nie dochodzi do żadnego większego zbliżenia, a i tak, po raz pierwszy od dawna, czuję narastające w moim ciele pożądanie i wzmożone pulsowanie między nogami.

Z trudem przełykam ślinę, jest tak doskonały. Te męskie rysy twarzy, które zostały stworzone jakby przez artystę, prosty nos i brązowe oczy, w których głębi bezpowrotnie można się zatopić. Jednak prócz tej głębi dostrzegam w nich coś jeszcze – coś ciemnego, przerażającego i niebezpiecznego, a zarazem coś magnetycznego, co ciągnie mnie do niego.

Z jego twarzy trudno cokolwiek odczytać, ale chyba wyczuwa moje napięcie, bo kąciki jego ust lekko się unoszą. Trudno określić, czy jest zły, że musiał pomóc takiej ofermie jak ja, czy po prostu był to dla niego naturalny odruch.

Inez miała rację, w łóżku pewnie też jest niezły, a laski wręcz błagają go, by je tam zabrał.

Weź się ogarnij, kobieto! – Przez moje myśli przebija się w końcu ten mądrzejszy, bardziej powściągliwy głos.

Muszę stad wyjść, zakończyć to, odzyskać choć część zachwianej przez niego równowagi, bo z każdą chwilą robi się coraz gorzej. Uciekam spojrzeniem od jego niesamowitych oczu, spuszczam wzrok i do mojego mózgu dopiero po chwili zaczyna docierać coś innego niż zachwyt tym idealnym mężczyzną. Jedno jedyne stwierdzenie: on ma dziewczynę!

Kurwa!

Porażona tym, co sobie uświadomiłam, szybko cofam się o dwa kroki, by uniknąć jego potężnego uścisku. Uśmiecha się, jakby dokładnie wiedział, o czym przed chwilą myślałam. Niemal mdleję na ten widok. Cholera, uśmiech też ma niesamowity.

Chryste, kobieto, skup się! – ganię się w myślach.

Lustruje mnie całą, od czubka głowy po same nogi, aż w końcu jego spojrzenie zatrzymuje się na moich oczach. Znów uśmiecha się znacząco, na co moje kolana miękną. Wie, jaki wpływ na mnie wywiera, i robi to chyba celowo. Założę się, że wszystkie kobiety tak na niego reagują.

W końcu uciekam od niego wzrokiem, bo sytuacja jest co najmniej dziwna. Zauważam, że wszyscy obecni w loży patrzą na nas jak na jakiś tani romans i tylko czekają, co się wydarzy.

– Stary, ja bym ci nie radził. Ta lalka właśnie wpierdoliła Czarnemu.

Z przerażeniem przenoszę wzrok do rozbawionego kolesia, który odciągał mojego „adoratora” sterydziarza.

– Przestań, on właśnie takie lubi, a ta jest zadziora na potęgę. Zresztą sam chętnie sprawdziłbym, co potrafi – wtrąca inny.

Co?! On jest z nimi?! Boże… a już myślałam, że lepiej być nie może.

Przystojniak zdejmuje ze mnie wzrok i przenosi go na swojego pobitego, jeżeli tak to można ująć, przeze mnie kolegę. Wyraz jego twarzy zupełnie się zmienił. Nie ma już śladu po seksualnym napięciu. Wraca do mnie spojrzeniem, a jedyne, co teraz widzę w jego oczach, to mrok. Nieśpiesznie zbliża się w moją stronę, a mój mózg wydaje jedno jedyne polecenie: WIEJ!

Nic z tego. Stoję jak słup i nic nie mogę poradzić, kończyny odmawiają mi posłuszeństwa.

Wpatruje się we mnie spod przymrużonych powiek, a ja nie mam zamiaru opuścić wzroku. Nie wyjdę na słabą, nie tym razem, nie na oczach wszystkich.

– Ty mu to zrobiłaś? – Jego mroczne spojrzenie sprawia, że zaczynam chwiać się na obcasach.

– Owszem, zasłużył sobie. – Staram się brzmieć pewnie. Nadal nie opuszczam wzroku.

– Co zrobił? – Staje bezpośrednio przede mną, przez co nie wiem, jak długo jeszcze będę w stanie wytrzymać to spojrzenie. Jego tęczówki są prawie czarne, a ja zaczynam topić się w ich otchłani.

– Stary, po co ty z nią w ogóle gadasz? Daj spokój. Sam dam suce nauczkę i po sprawie – wtrąca mięśniak, na co moje serce zaczyna bić jak oszalałe.

Jaką, kurwa, nauczkę?! O czym oni gadają?!

– Stul pysk!

Na widok wkurzenia przystojniaka moje, jeszcze przed chwilą stabilne, mury obronne zaczęły się sypać.

– Ale szefie…

– Powiedziałem. Zamknij. Kurwa. Ryj! – Akcentuje każde słowo. Tak powiało grozą, że aż się cofam.

Siła i kategoryczność jego słów roztaczają niemal namacalne pole siłowe zmuszające każdego do posłuszeństwa. Staram się stanąć jak najdalej od tego nabuzowanego mężczyzny, bo szczerze mówiąc, zaczyna mnie przerażać. Jest zły, i to bardzo.

Spoglądam na sterydziarza i nie mogę uwierzyć w to, co widzę. Pod wpływem bezwzględnego spojrzenia przystojniaka spuszcza wzrok, nie odzywając się nawet słowem. Zapadła taka cisza, że dosłownie słyszę pulsowanie swojego tętna w uszach. Co jest grane? Dlaczego nikt nic nie zrobi? Teraz naprawdę zaczynam się denerwować.

– Nada, chodźmy. – Zza pleców dobiega do mnie zdenerwowany głos Inez.

Nie musi czekać, zrywam się w stronę wyjścia, by w końcu opuścić to grono. Jestem jej strasznie wdzięczna, bo w końcu ktoś z naszej paczki lituje się i woli wyjść w spokoju niż dalej uczestniczyć w tej chorej dyskusji.

– Ona jeszcze nigdzie nie idzie! Nie skończyłem z nią! – Rozwścieczony ton przystojniaka sprawia, że staję jak wryta.

Powaliło go?! Zresztą o co on się tak wścieka?! Nie zrobiłam nic złego, a on nie będzie mi mówił, kiedy mogę iść, a kiedy nie.

Zirytowana, odwracam się do niego. Na mojej twarzy z pewnością maluje się pogarda, ale staram się utrzymać nerwy na wodzy, żeby w końcu w cholerę stąd wyjść.

– Przykro mi, ale ja już skończyłam z tobą rozmawiać, a z tego, co wiem, nie jesteś moim ojcem, bym musiała wysłuchiwać twoich kazań. – To powiedziawszy, odwracam się, przekładam łańcuszek torebki przez ramię i daję głową znak Inez, że wychodzimy.

I ponownie czuję, że ktoś łapie za mój łokieć, tyle że tym razem nie aż tak mocno. Sztywnieję, gdy przystojniak obraca mnie do siebie. Jestem coraz bardziej świadoma własnej rosnącej temperatury. Nachyla się nade mną, nie spuszczając spojrzenia z moich oczu. W dalszym ciągu nie puszcza mojego ramienia, co wywołuje elektryzujący impuls przebiegający po całym moim ciele.

– Jeżeli mówię, że nie skończyłem, to masz stać. Rozumiesz? – Wpatruje się we mnie, jakby czekał na moje przytaknięcie, a ja jedynie z szokiem patrzę na niego. Czy on właśnie wydał mi polecenie?! – A teraz słuchaj uważnie, bo nie będę powtarzał. Zabieraj swoje koleżanki, te żałosne imitacje facetów i spieprzajcie. Nie chcę was tu więcej widzieć.

Dosłownie rozdziawiam usta ze zdziwienia. Ja się nie przesłyszałam?! Wyrzuca nas?!

Zszokowana tym, co powiedział, wyrywam ramię. Co za arogancki dupek! Odkąd tylko pojawił się w loży, wszyscy skaczą koło niego i nikt mu się nie przeciwstawia. Kim on, do cholery, jest, że nagle jego znajomi siedzą jak trusie i słowem się nie odezwą, nawet ten sterydziarz z niewyparzoną gębą!

Zerkam na chłopaków, ale na szczęście odpuścili sobie ratowanie swojego męskiego ego.

I dobrze, chcę po prostu opuścić to miejsce i wrócić do domu.

– Nie martw się, już dawno chcieliśmy wyjść, ale jakoś ciągle ktoś nam przeszkadza – wypalam, zanim zdążę ugryźć się w język. Szlag… Dodatkowo moja zdradziecka mimika sprawia, że patrzę na niego w taki sposób, jakby to była aluzja do niego.

Gdy ponownie nachyla się nade mną, zaczynam dygotać. Obdarowuje mnie pewnym siebie uśmiechem, po czym nieśpiesznie kieruje usta w stronę mojego ucha.

Cholera, co on robi?

Dreszcz przechodzi mi po plecach, kiedy jego ciepły oddech owiewa mój policzek, puls z każdą sekundą przyspiesza, a między nogami znów czuję to cholernie intensywne pulsowanie. Mój instynkt samozachowawczy zdecydowanie zawodzi w jego obecności. Nie wiem, co się dzieje. Jak to w ogóle możliwe? Nie jest dobrze, działa na mnie, mimo że po tej całej sytuacji powinien budzić we mnie jedynie wstręt.

Niech to!

– Wielka szkoda… Mogło być naprawdę miło – szepcze mi do ucha, tak bym tylko ja była w stanie to usłyszeć, a potem powoli oddala twarz, jakby chciał sprawdzić, czy jego urok na mnie zadziałał. Nie musi sprawdzać. To naprawdę działa!

Moje kolana w momencie miękną. Mój oddech się rwie.

Będąc ze mną nad wyraz blisko, zagłębia we mnie spojrzenie. Nie uciekam wzrokiem, odpowiadam mu tym samym. Jestem zarówno zbulwersowana, jak i zafascynowana tym mężczyzną. Wpływa na mnie w niewytłumaczalny sposób, którego naprawdę nie mogę pojąć.

– Swoją drogą jesteś okropnie pyskata – mówi, patrząc prosto w moje oczy.

– A ty okropnie arogancki.

Unosi brwi. Chyba nie sądził, że będę w stanie coś mu na to odpowiedzieć.

– Podobasz mi się, dlatego tym razem puszczę ci płazem te docinki. Ale moja dobra rada: powinnaś nieraz naprawdę zamknąć tę śliczną, niewyparzoną buźkę.

„Tym razem”? „Dobra rada”? Prycham. Za kogo on się uważa?

– A może jeszcze powinnam podziękować za twoją łaskawość i dobre rady? – drwię.

Jego twarz jedynie przez ułamek sekundy wyraża szok, bo już w następnej chwili na jego usta wstępuje lekki, seksowny uśmiech. Jedno trzeba przyznać: pewność siebie raczej nigdy go nie opuszcza.

– Owszem, mogłabyś to zrobić. Jesteś niezła. Chętnie przyjmę twoje podziękowania. – Uśmiecha się niebezpiecznie, nie spuszczając ze mnie wzroku. Tym razem to ja jestem w takim szoku, że nawet się nie poruszam. – Jeżeli ci to odpowiada, wywalę stąd wszystkich. Mogę cię posuwać, gdzie tylko zechcesz, i co więcej, obiecuję, że te usta… – Mówiąc cicho, opuszkiem kciuka przejeżdża po mojej dolnej wardze. – …jęcząc, będą błagały mnie o jeszcze więcej.

Dosłownie w mikrosekundach ulatuje ze mnie całe zafascynowanie i pociąg seksualny. Oburzona jego chamskim zachowaniem odsuwam się o krok, a on, nie przestając się niebezpiecznie uśmiechać, zerka z satysfakcją na swój kciuk ubrudzony moją szminką, po czym wraca wzrokiem do mnie.

Oszalał?! Co za gnój! Nawet nie wiem, kiedy moja dłoń kieruje się w stronę jego twarzy, aby wymierzyć mu policzek, jednak nie daję rady tego zrobić. W ostatniej chwili łapie za mój nadgarstek i przyciąga mnie do siebie.

– Nie radziłbym. – Jego spojrzenie nagle staje się zimne. Po chwili puszcza mój nadgarstek, a kiedy ponownie wpija się w moje oczy, jego spojrzenie znów jest palące i pełne pożądania.

Co on odwala? Najpierw flirtuje, później każe spieprzać, teraz twierdzi, że szkoda, po czym proponuje mi numerek? To jakaś ukryta kamera? Koleś musi mieć nierówno pod sufitem. Może być cholernie przystojny i działać na mnie jak nikt inny, ale nie będzie ze mnie robił pośmiewiska.

Przez moment zbieram się w sobie. Patrząc mu prosto w oczy, przybieram maskę pewnej siebie lali, przywdziewam wyćwiczony na sesjach najbardziej uwodzicielski uśmiech, na jaki mnie stać, po czym, tak jak on powoli, kieruję usta w stronę jego ucha.

– Kotku, błagać o więcej może cię jedynie to, co obściskiwałeś wcześniej przy ścianie, ale z pewnością nie jesteś aż tak dobry, żeby usłyszeć to ode mnie.

Gdy odsuwam się od niego, dla podkreślenia swoich słów ze znudzeniem w oczach lustruję jego cudownie umięśniony tors. Na szczęście jestem wściekła, więc znając siebie już na tyle, wiem, że pałeczkę obecnie przejmuje ta zirytowana na niego część mojej osobowości.

Jego twarz w mgnieniu oka zalewa fala irytacji. W takim razie wyszło, jak zaplanowałam, punkt dla mnie. Powiedziałam, co miałam do powiedzenia, więc z czystą satysfakcją wypisaną na twarzy odwracam się na pięcie i kieruję w stronę wyjścia, by w końcu opuścić całe to zgromadzone towarzystwo.

Rozdział 2

Minęły cztery tygodnie. Przez ten czas wyprowadziłam się z mieszkania, które wynajmowałam z Inez, pożegnałam się ze znajomymi i starałam się zapomnieć o panu niebezpiecznym, choć przez pierwsze dni wyparcie go ze swoich snów, na dodatek erotycznych, wcale nie było takie proste, jak się wydawało. Oczami wyobraźni wciąż widziałam wysokiego, dobrze zbudowanego blondyna o zniewalająco brązowych oczach i cholernie przytłaczającej charyzmie.

Przez te kilka tygodni mieszkania z rodzicami powoli zaczynam mieć dość. Mama skacze nade mną jak nad małą dziewczynką. Non stop chce mi zapewniać atrakcje, nie mówiąc już o chodzeniu po różnego rodzaju butikach i kupowaniu nowych ubrań, bo tego mam naprawdę po dziurki w nosie. Kocham ją bardzo, ale nie może ciągle się martwić i patrzeć przez pryzmat przeszłych wydarzeń. Obydwoje muszą zrozumieć, że nie jestem już tą samą słabą dziewczynką.

 

Ponad trzy lata temu, po rozstaniu z byłym, zostawiłam w środku semestru studia i wróciłam do Monachium. Przez tamte półtora roku mieszkania z rodzicami skupiłam się jedynie na sobie, aby nie zaprzepaścić ponad roku ciężkich starań na uczelni, miałam też indywidualny tok nauczania oraz odbyłam staż w firmie Iwana. Uczyłam się tam od najlepszych analityków i maklerów, za co chyba najbardziej jestem wdzięczna całej sytuacji z byłym. Zdaję sobie sprawę, że w firmie byłam jedynie śmieciem, którego pracownicy musieli znosić przez wzgląd na szefa, ale nigdy nie powiedzieli mi tego w twarz – przy Iwanie bądź mojej mamie wszyscy byli wręcz wyjątkowo mili i uprzejmi.

Dodatkowo rodzice zmusili mnie do uczęszczania na zajęcia samoobrony. Rozumiem, martwili się, tym bardziej że ojczym nie miał dzieci i traktował mnie jak własną córkę, jednak zdenerwowało mnie, gdy stanowczo wykluczyli zaproponowaną przeze mnie inną opcję, jaką była upragniona krav maga. Doszło do ostrej kłótni, po której oczywiście dla świętego spokoju, jak na posłuszną córeczkę przystało, zgodziłam się na ich żądanie tylko po to, by sprawić im przyjemność. Tyle że po bardzo krótkim czasie, gdy zaczęłam przychodzić z nowymi siniakami, Iwan chyba zdał sobie sprawę, że zmuszanie mnie jest bezcelowe i sam zaproponował mi przerwanie lekcji.

W sumie moje życie wyglądało wtedy dość nudno, dlatego szybko zaczęłam się dusić w tej idealnej, powtarzalnej pętli, a jedynym ukojeniem były rozmowy z moją najlepszą przyjaciółką Aśką.

Poznałyśmy się w szkole, gdzie ta pełna życia wariatka zainteresowała się mną, gdy tylko dowiedziała się, że też jestem z Polski. Już na pierwszych lekcjach wypytywała, dlaczego tutaj zamieszkałam, czym się interesuję, czy mam chłopaka. Chciała wiedzieć dosłownie wszystko. Od razu jakoś ją polubiłam, a z czasem stała się najbliższą mi osobą. Razem postanowiłyśmy stawiać pierwsze kroki w fotomodelingu, razem spędzałyśmy wakacje u jej dziadka w Moskwie, razem płakałyśmy, gdy któraś miała problem, w sumie wszystko robiłyśmy razem. Jedynie gdy poznałam Vincenta i w wieku dziewiętnastu lat, tuż przed studiami, postanowiłam z nim zamieszkać, przechodząc przez fazę buntu i udowodnienia, że dam sobie radę sama, nasze stosunki nieco się ochłodziły. Dopiero w ostatnim stadium mojego żałosnego związku odbudowałyśmy relacje, jednak kiedy dwa lata temu jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym, Aśka musiała przenieść się do wuja. Starałam się być przy niej i wspierać ją na tyle, na ile mogłam, tak jak ona, kiedy to ja jej potrzebowałam, ale duża odległość nieco to utrudniała.

Brat jej mamy zaopiekował się nią i z tego, co opowiadała, wynikało, że dbał o nią najlepiej, jak tylko potrafił. Pomagała mu w prowadzeniu klubu, a nieraz, gdy nie mogła poradzić sobie z analizą wydatków i koniecznymi cięciami kosztów, dzwoniła i błagała, bym jej pomogła. I tak godzinami rozwiązywałyśmy przez telefon kwestie finansowe klubu jej wuja.

Przez to, że zamieszkała daleko od Monachium, a ja wciąż studiowałam w formie indywidualnego toku nauczania, nie miałyśmy za często możliwości spotykania się. Również nie miałam jeszcze okazji poznania jej wuja oraz odwiedzenia jego klubu, mimo że był oddalony od Berlina o jakieś osiemdziesiąt kilometrów. Odkąd wróciłam na studia dzienne, po prostu nie było na to czasu, zawsze coś wyskakiwało. Dodatkowo usłyszałam, że za członkostwo trzeba sporo zapłacić, dlatego nie byłam zachwycona perspektywą wchodzenia na krzywy ryj i nigdy się do tego nie kwapiłam.

I tak spędziłam w Monachium ponad miesiąc. Miło widzieć, że moja mama i ojczym nadal zapatrzeni są w siebie jak nastolatkowie przeżywający pierwszą miłość. Poznali się dziewięć lat temu, gdy mama rozpoczynała pracę w jednej z jego firm. Jako podrostkowi trudno mi było pogodzić się z faktem, że ktoś zajmie miejsce mojego taty, mimo że ten był dla mamy okrutny. Dopiero po jakimś czasie zaczęłam to wszystko układać i rozumieć, że tak jest po prostu lepiej. Moja mama, niezwykle piękna czterdziestopięcioletnia blondynka, przeżyła już i tak wystarczająco dużo złego, dlatego cieszę się, że chociaż teraz może być szczęśliwa.

Widząc posępny wzrok rodziców, gdy pakuję ostatnie kartony, posyłam im niepewny uśmiech. Podjęłam już decyzję i mimo skończonych studiów chcę mieszkać w Berlinie. Uwielbiam to miasto. Sami się na to zgodzili i wynajęli apartament, za który zobligowali się płacić. Protestowałam, że nie potrzebuję apartamentu, tych wszystkich wygód, że równie dobrze mogę mieszkać w starym, wynajmowanym podczas studiów mieszkaniu i za nie płacić, ale po minie Iwana wiedziałam, że tym razem nie da za wygraną. Pamiętam przerażenie w jego oczach, gdy wszedł do wynajmowanego przeze mnie i Inez lokum. Fakt, nie był to pięcio- ani nawet trzygwiazdkowy hotel, nie miał większych wygód, chyba że wygodą można nazwać mikrofalówkę czy pralkę, ale ogólnie mieszkanie było czyste i przytulne. Jednak oglądanie wręcz przerażonego tymi warunkami ojczyma, który na co dzień jest nieustraszonym, pewnym siebie biznesmenem, było przezabawne.

Tydzień później praktycznie wszystkie kartony z moimi rzeczami zostały zawiezione do apartamentu w Berlinie. Na szczęście nie muszę fatygować pomocnika Iwana, Jawiera, żeby pomógł z pozostałymi klamotami, bo strasznie go nie lubię i działa mi na nerwy. Nie wiem, dlaczego ojczym chce, aby taka osoba była jego ochroniarzem i prawą ręką. Owszem, na ochroniarza to on wygląda, choć bardziej skłoniłabym się ku definicji kogoś od czarnej roboty. To wysoki, zbudowany jak dąb Latynos, ma dwadzieścia siedem lat i jak zdążyłam zaobserwować, zmienia dziewczyny niczym rękawiczki. Co rusz nowa, nie mam pojęcia, co one w nim widzą. Tym bardziej że ten prymityw nie ma za grosz kultury. Gdy spotkał mnie pierwszy raz, miał tupet zaproponować numerek w łazience, bo myślał, że tam tylko pracuję. Co za trep. Choć nie ukrywam, zabawnie było widzieć jego minę, gdy ojczym przedstawił mnie jako swoją córkę i zapowiedział mu, że ma być w każdej chwili do mojej dyspozycji i pomagać we wszystkim, o co poproszę. Od tamtej pory jest na każde moje skinienie, ale nie zamierzam mieć z nim do czynienia, mam już dość dupków w swoim życiu i nie chcę użerać się z kolejnym, nawet jeżeli ten ma robić za moją niańkę.

Wszystko spakowane. Nadchodzi ten najgorszy moment – pożegnanie z mamą. Wiem, że będzie płakać, ja zresztą też, ale nie mogę ciągle siedzieć jej na głowie. Razem z Iwanem mają swoje życie, a ja muszę w końcu zająć się sobą. Żegnam się z nimi, a łzy same lecą po moich policzkach, mimo że wzbraniam się jak mogę. Jeszcze nie wyjechałam, a już za nimi tęsknię. Widzę, że mama też płacze, dlatego przytulam ją mocno.

– Skarbie, gdy tylko dojedziesz, daj znać. I dzwoń tak często, jak będziesz w stanie. Chcę wiedzieć, czy wszystko dobrze i jak sobie radzisz.

Jest mi przykro, wręcz czuję wyrzuty sumienia, że wyjeżdżam.

– Dobrze, obiecuję. Kocham cię bardzo. – Jeszcze raz ją przytulam.

– Gdyby tylko coś się działo, dzwoń. Jeżeli nie będę odbierał, dobijaj się dalej albo dzwoń do Jawiera, on we wszystkim ci pomoże. – Ojczym zamyka mnie w stalowym uścisku.

– Dziękuję, ale liczę, że nie będzie się działo nic, co wymagałoby waszej interwencji.

– Oby. – Głośno wzdycha, po czym nieśpiesznie wypuszcza mnie z uścisku.

Jemu naprawdę musi strasznie zależeć zarówno na mojej mamie, jak i na mnie. Wiele razy powtarzał, że uratowałyśmy go przed samozniszczeniem i że dzięki nam w końcu ma rodzinę, ale nigdy nie zwracałam na to większej uwagi. Po prostu cieszyłam się, że jest z nami, że traktuje mamę z takim szacunkiem i podziwem, a ona w końcu dzięki niemu jest szczęśliwa.

– Ucałuj ode mnie Aśkę, gdy będziesz się z nią widzieć. I, Nadia, proszę, uważaj na siebie – dodaje mama, po czym wtula się w ojczyma, by ten dodał jej otuchy.

– Spokojnie, wszystko będzie dobrze. Nie musicie się tak martwić, jestem już dużą dziewczynką. – Uśmiecham się lekko.

Nie wiem, czy będzie dobrze, szczerze na to liczę, ale ich muszę zapewnić, że dam sobie radę i nie wpakuję się w żadne bagno, z którego znów będą musieli mnie ratować.

Ostatni raz ich obejmuję i wsiadam do samochodu. Włączam ulubioną playlistę i powoli ruszam żwirowym podjazdem.

***

Po prawie sześciu godzinach jazdy w końcu docieram do Berlina. Jest dziewiętnasta, a ja niemal padam na twarz ze zmęczenia. Podjeżdżam pod bramę, otwieram ją pilotem i parkuję na wyznaczonym miejscu.

Apartamentowiec prezentuje się nieźle. Jest to czteropiętrowy budynek z ogromnym parkingiem i pięknym ogródkiem. W okolicy znajdują się same podobne nieruchomości oraz duży park. Podjęłam decyzję, że jutro rano obowiązkowo muszę w tym parku pobiegać.

Wychodzę z samochodu i kieruję się w stronę klatki. Przystaję przy drzwiach, po czym otwieram je kodem, który otrzymałam już ostatnim razem, kiedy oglądałam w swoim nowym mieszkaniu jedynie gołe ściany. Stwierdzam, że hol, tak jak poprzednio, jest wręcz urzekający. Marmurowe posadzki, okna przyozdobione wykonanymi z niezwykłą precyzją witrażami, winda oraz niewielkie pomieszczenie dla stróża. Decyduję się tym razem wejść schodami, by zerknąć, jak wygląda każde z pięter. Przechadzka wcale nie trwa długo, mimo iż moje mieszkanie znajduje się na ostatniej kondygnacji.

Cóż, czas obejrzeć swoje nowe lokum, tym razem w umeblowanej wersji.

Otwieram drzwi i dosłownie przystaję oszołomiona.

Boże… Naprawdę przesadzili…

Już od wejścia mieszkanie robi wrażenie. W niewielkim przedpokoju umieszczona została trzyskrzydłowa szafa pełniąca również funkcję lustra. Na wprost od wejścia widoczny jest aneks kuchenny oddzielony podłużnym kontuarem od sporego salonu i przedpokoju. Królują odcienie szarości i bieli oraz srebro. Środek salonu zajmuje szary skórzany narożnik z niewielkim białym stolikiem, a na wprost niego, nad białymi niskimi meblami, wisi ogromny telewizor. Jednak moją największą uwagę przykuwa wysokie od sufitu po posadzkę panoramiczne okno. Wręcz zakochałam się w nim. Kieruję się na lewo, do sypialni. Nie dziwi mnie już, że ona również wygląda fenomenalnie. Cały pokój jest w odcieniach piasku i złota, nawet ogromne łóżko zaścielono ozdobnym poduchami w identycznych kolorach. Obok sypialni znajduje się jeszcze piękna łazienka i coś, za co jestem najbardziej wdzięczna rodzicom. Ogromna garderoba! Chyba każda kobieta byłaby zachwycona faktem posiadania takiego cacka. Jest niesamowita, pełno półek, stojaków, wieszaków. Po prostu woow! Oglądam jeszcze jeden pokój, tuż obok salonu, następnie siadam na sofie i rozkoszuję się tym pięknym widokiem. Jestem przeszczęśliwa.

Decyduję się zadzwonić do mamy i Iwana, by podziękować im za wszystko.

Mama odbiera po drugim sygnale.

– Cześć, mamo, dotarłam niedawno do mieszkania – rzucam uradowana do słuchawki.

– Cześć, skarbie. Jak podróż?

– Męcząca – odpowiadam. – Mamo, dziękuję! – dodaję szybko.

– Kochanie, nie ma za co. – Słyszę w jej głosie ulgę. Czyżby Laila Cruz obawiała się, że taki wystrój nie przypadnie mi do gustu?

– To mieszkanie jest niesamowite, kurczę, nawet nie wiem, jak mam wam dziękować. Jesteście tacy kochani. – Czuję, że głos zaczyna więznąć mi w gardle. Łapię głęboki oddech. Nie, nie będę znowu płakać.

– Cieszę się, że ci się podoba. Jak tylko Iwan wróci ze spotkania, powtórzę mu, jaka byłaś zachwycona – dodaje. Słyszę po jej tonie, że jest zadowolona. – Skarbie, a teraz idź otwórz drzwi, bo mam dla ciebie jeszcze jedną małą niespodziankę.

Niespodziankę? Unoszę brew, jakby w ogóle mogła to zobaczyć przez telefon.

O co jej chodzi? Nie mam pojęcia, ale robię, o co prosi.

Podchodzę do drzwi wejściowych, otwieram je, a przede mną stoi wysoka jak ja, odziana w białą hiszpankę i czerwone wysokie szpile ślicznotka o długich czarnych włosach. Nie wierzę w to, co widzę. Aśka – moja najlepsza przyjaciółka. Co ona tutaj robi? Przecież miała wrócić z wakacji dopiero za dwa dni.

– Niespodzianka! – krzyczy, uśmiechając się przy tym od ucha do ucha.

Rzucam się na nią i obejmuję ją, jakbyśmy nie widziały się latami. Tak bardzo się za nią stęskniłam. Rozmowy przez telefon to nie to samo co twarzą w twarz. Tulimy się i piszczymy jak dwie nastolatki. Słyszę, że mama wykrzykuje coś do telefonu, więc przykładam go z powrotem do ucha.

– Mamo, dziękuję!

Nie mam pojęcia, jak i kiedy one to zaplanowały, ale jestem ogromnie wdzięczna.

– Wiedziałam, że będziecie się cieszyć, wariatki. Nie będę już przeszkadzać, bawcie się dobrze. Kocham cię, skarbie.

– Też cię kocham, i to bardzo. Pa!

Wchodzimy do mieszkania. Patrzymy na siebie i znowu tulimy się jak jakieś małolaty. Po moim wcześniejszym zmęczeniu nie ma już śladu.

Aśka bez żadnego skrępowania zaczyna zaglądać z jednego pokoju do drugiego, przeczesując każdy kąt.

– Czad! Już widzę te wszystkie imprezy, lejący się alkohol, tych nagich facetów! – mówi rozmarzona. – Podoba mi się, że są dwa pokoje. Wiesz, nie chciałabyś oglądać tego, co potrafi zrobić to ciało z facetami. – Przejeżdża zalotnie dłonią po swojej talii.

– Jesteś nienormalna! – Śmieję się.

– Moja droga, chyba nie wspomniałam ci jeszcze, że prosto z Barcelony przywiozłam termanthię. – Grzebie w torebce i wyciąga to boskie wino.

– Nie wiem, kto miał tupet powiedzieć, że jesteś nienormalna.

– Też nie wiem, pewnie jakaś zazdrosna zdzira. – Odrzuca włosy do tyłu, dając upust swojej wyrachowanej pewności siebie. – Dawaj lampki!

Przeszukuję każdą z szafek w kuchni, ale nigdzie nie znajduję lampek do wina.

– Nie mam.

– A kieliszki?

– Naprawdę uważasz, że moja mama zaopatrzyłaby mnie w kieliszki? – pytam retorycznie. – Są szklanki – dodaję po chwili.

– A zresztą, siadaj. Pijemy z gwinta! – Pociąga pierwszy, jak dla mnie stanowczo za duży, łyk.

– Nie ma takiej opcji. – Wyrywam jej butelkę. – Ty nie wiesz, co znaczy po równo! – prycham na nią i stawiam dwie szklanki na stoliku w salonie.

– Jakże z klasą – drwi. – W końcu jak na nas przystało.

Siadamy na sofie ze szklankami wina. Jestem strasznie ciekawa, dlaczego Aśka wróciła dwa dni wcześniej z wakacji, z którymi wiązała takie nadzieje. Tyle mi o nich mówiła przed wyjazdem, omawiałyśmy nawet każdy detal, gdzie pójdzie i w czym ubrana, więc wątpię, że nawet dla mnie postanowiła je skrócić.

– Teraz powiedz mi, jak to się stało, że przyleciałaś dwa dni wcześniej z wymarzonych wakacji. – Lustruję ją pewnie, bawiąc się winem w szklance. – Spadłaś z klifu i w głowę się uderzyłaś? Tym bardziej że Kamil też na nich był. – Mrużę oczy, pokazując, że łatwo nie odpuszczę.

Sypiają ze sobą już jakiś czas, kłócą się jak stare małżeństwo, ale żadne nie kwapi się, aby w końcu zmienić tę relację w coś poważnego. Wolą non stop wkurzać się nawzajem, doprowadzać do szału, sypiając z innymi, a później się godzić i znów od nowa. O ile wiem, Kamil jest najlepszym kumplem jej kuzyna i też pracuje w klubie. Pokazywała kiedyś jego zdjęcie i trzeba przyznać, jest naprawdę przystojny. To dwudziestoośmioletni, wysoki, nieźle zbudowany niebieskooki brunet. Cóż, ciacho w pełnej klasie.

– Nawet nie wymawiaj tego imienia!

Ooo, musiało być grubo. Czekam, aż rozwinie swoją wypowiedź, ale nic.

– Dobra, więc co takiego zrobił pan X? Bo imienia nie mogę wymawiać – nabijam się, a ta tylko patrzy na mnie gniewnie.

– Oprócz tego, że razem z moim durnym kuzynem codziennie zabawiali się z innymi dziuniami, mimo że byłam praktycznie cały czas obok, to nic takiego – wyrzuca wkurzona i upija duży łyk.

– A to jesteś zła, bo musiałaś się dzielić? – Śmieję się, a ta dosłownie ciska we mnie gromy. – Ale ty pewnie nie pozostałaś mu dłużna – dodaję po chwili, znając już aż za dobrze odpowiedź.

– Wiedziałaś, że Hiszpanie to gorący kochankowie? – Dla podkreślenia swoich racji zaczyna seksownie przygryzać wargę.

– Nie, ale teraz już wiem. – Widzę, że chce coś dodać, więc w pośpiechu zaczynam mówić: – Ale błagam, nie chcę znać szczegółów!

Dla podkreślenia swoich słów zakrywam dłońmi uszy, bo moja przyjaciółka opowiada wszystkie, dosłownie wszystkie szczegóły bez najmniejszego skrępowania.

– Nie to nie – rzuca, udając urażoną.

Śmieję się i przytulam ją. Wzdycha, a po chwili znów zaczyna mówić:

– Mam taką wielką ochotę mu nakopać albo wykrzyczeć w twarz, że jest dupkiem, albo go po prostu zamordować i mieć spokój.

Po chwili dociera do mnie, że dalej mówi o Kamilu. Wpadła jak śliwka w kompot i chyba sama zaczyna zdawać sobie z tego sprawę, jednak nie potrafi mu powiedzieć, co czuje, bo boi się, że wtedy ten straci zainteresowanie. Woli więc udawać, że jej nie zależy i że jedynie dobrze się razem bawią.

Chcę jej jakoś poprawić humor, by przestała zaprzątać sobie tym głowę, więc decyduję się zacząć temat, który zawsze na nią działa.

– Zdajesz sobie sprawę, że jeżeli go zamordujesz, to nie pójdziesz z nim już do łóżka? – pytam pewnie, na co podnosi głowę i spogląda na mnie spod przymrużonych powiek.

– Cholera, o tym nie pomyślałam. Dobra, to bez mordowania, żebym mogła poużywać. – Mówiąc to, zaczyna się uśmiechać.

Tak, jedno trzeba przyznać: jeśli chcesz poprawić humor pannie Dimitrienko, zacznij temat seksu – zawsze działa.

– Wiesz, zastanawiam się, dlaczego przyjaźnię się z taką wariatką. Jesteś popaprana. Chcesz najpierw zbluzgać swojego niedoszłego, później zabić, a na koniec się jednak rozmyślasz, bo jest za dobry w łóżku. Boże… – obruszam się i zaraz obrywam poduszką.

– Chciałabym ci przypomnieć, że to nie ja w liceum śliniłam się do klasowego nerda, a żeby mu się przypodobać, grałam z nim w jakieś dziwne gry.

– Był uroczy! – prycham na nią.

– No, bardzo. Szczególnie gdy cię objechał za jakiś beznadziejny ekwipunek w grze albo gdy wycierał gile w rękawy swojej flanelowej koszuli. Serio, do teraz mam koszmary, w których dotyka mnie tym rękawem.

– Cóż, może nie był dziesiątką, ale miał w sobie to coś. I był mądry! – bronię swojej dumy, choć wiem, że chłopak nie był moim najlepszym zauroczeniem.

– Dziesiątka?! Dziewczyno, to nawet mocna dwójka nie była! – Wytrzeszcza na mnie oczy. – A zresztą skończmy ten temat, bo tylko się kompromitujesz i to ja zaczynam się zastanawiać, z kim się zadaję.

Kapituluję i postanawiam zmienić temat.

– W takim razie pokaż zdjęcia z Barcelony. Wiem, że masz ich mnóstwo.

– Coś tam mam. – Wyciąga telefon.

Fotek jest sporo. Piękne widoki, zachody słońca, niebiańskie plaże i oczywiście mnóstwo selfie Aśki. Przeglądam zdjęcie za zdjęciem, ale zatrzymuję się na jednym i śmiejąc się, zaczynam szturchać przyjaciółkę.

– O, jak uroczo – droczę się, a ta wyrywa mi telefon.

– To tylko zdjęcie.