Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Konsorcjum skrywa więcej tajemnic, niż zdołasz sobie wyobrazić
Jedno stało się pewne – Nadia Cruz zakochała się do szaleństwa w swoim szefie, zabójczo przystojnym Dominicu Alexandrowie. Ich temperamentna i burzliwa relacja nadal nie przypomina romantycznej sielanki, a młoda kobieta wciąż nie potrafi rozgryźć, czy ukochany żywi do niej prawdziwe i szczere uczucia, czy też widzi w niej jedynie kolejne erotyczne trofeum. Wkrótce znaków zapytania związanych z właścicielem rezydencji oraz samym tajemniczym Konsorcjum przybędzie. Dominic najwyraźniej prowadzi podwójne życie, o którym wiedzą tylko nieliczni wybrańcy, jednak Nadia zrobi wszystko, by dotrzeć do prawdy — bez względu na to, jak okrutna by nie była. Tylko czy ta wiedza w końcu przyniesie jej upragniony spokój, czy wręcz przeciwnie – wpędzi w tarapaty, z których nie będzie w stanie się wyplątać?
Moja irytacja jeszcze bardziej rośnie, kiedy zauważam, że grono stojących przy Dominicu dziewczyn coraz bardziej się poszerza. Teraz zamiast czterech pind jest ich sześć. Szlag mnie trafia, gdy widzę, jak się do niego wdzięczą. Wstrętne oślizgłe padalce.
Jestem cholernie wściekła i nabuzowana, ale w końcu decyduję się podejść do Dominica, by załatwić to z nim profesjonalnie. Ostatecznie jest szefem i nie może pozwalać, żeby klienci obrażali pracowników.
Naprawdę staram się nie wybuchnąć, gdy podchodzę i widzę, jak z tym swoim obłędnie seksownym uśmiechem stuka się kieliszkiem z jakąś dziewczyną z różowymi końcówkami blond włosów i w sukience pod ich kolor.
Mogę zająć ci chwilę? – Kładę rękę na ramieniu Dominica, by w końcu zauważył, że za nim stoję.
A.S. Sivar – polska autorka romansów i erotyków, publikująca pod pseudonimem. Urodziła się w 1993 roku. Z wykształcenia jest magistrem ekonomii. Swoją przygodę z pisaniem rozpoczęła w trakcie studiów w pewnej niewielkiej księgarni. Właśnie tam wpadła na pomysł swojej pierwszej powieści pt. „Konsorcjum”, która ukazała się w 2017 roku nakładem wydawnictwa Novae Res. W 2020 roku ukazał się jej bestsellerowy „Piekielny układ” opublikowany nakładem wydawnictwa Amare. Fabuły pisanych przez nią utworów obracają się wokół niebezpiecznych, ociekających testosteronem mężczyzn.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 731
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
W piątkowe przedpołudnie, gdy siedzę razem z Aśką u kosmetyczki, nastrój mam jeszcze bardziej paskudny niż przez ostatnie trzy dni. Zaraz po swoim poniedziałkowym wyjeździe Dominic wręcz zasypywał mnie wiadomościami i telefonami, ale już następnego dnia, kiedy mu opisałam, co planuję w klubie na weekend, odpisał jedynie, że teraz nie ma czasu i że odezwie się wieczorem. Tyle że od tamtej chwili zapadła cisza.
Gdy słyszę, jak Aśka odbiera telefon od Kamila, mimowolnie czuję ukłucie w sercu. Skoro Kamil ma czas zadzwonić, co takiego stoi na przeszkodzie Dominicowi? Wkurzam się na samą myśl, ale na szczęście podchodzi makijażystka i przerywa moje refleksje na temat Dominica, wdając się ze mną w luźną rozmowę.
– Jakiś konkretny makijaż i fryzura na dzisiaj? – Blondynka z włosami do ramion uśmiecha się do mnie miło.
– Coś, co będzie pasowało do tego stroju. – Odwzajemniam uśmiech i pokazuję jej w telefonie zdjęcie z sesji w dopasowanej małej czarnej z długim rękawem i czarnych muszkieterkach na wysokiej szpilce.
– Widzę, że szykuje się jakaś impreza – zagaja przyjaźnie. – W takim razie proponuję cienie w odcieniach brązu, na nie naniesiemy glitter, zrobimy grubszą kreskę i oczywiście mocno podkreślimy rzęsy, żeby całkiem powalić spojrzeniem… – Jej entuzjazm nieco mi się udziela. – Do tego konturowanie i pomadka w bordowym odcieniu.
– Zdaję się na panią – oświadczam, oddając się w jej ręce.
W lustrze zerkam na Aśkę, a ta posyła mi buziaka, nadal nie przestając rozmawiać z Kamilem.
– Włosom dodamy objętości i zrobimy grube fale. Będzie pani wyglądać jak z wybiegu Victoria Secrets. Pani mężczyzna będzie zachwycony. – Gdy tylko wypowiada te słowa, mina mi rzednie.
Taa, będzie zachwycony… o ile w ogóle się pojawi i o ile mnie zauważy, biorąc pod uwagę, jak mnie ignoruje od kilku dni.
Wzdycham ciężko, starając się odwrócić swoją uwagę od tego, jak cholernie tęsknię za Dominikiem i jak boli, że nie daje żadnego znaku życia. Nie mam pojęcia, co się dzieje, ale nie chcę też świecić przed kosmetyczką swoją markotną miną, która nie opuszcza mnie od trzech dni. Już wystarczy, że Aśka non stop musi ją oglądać.
Skupiwszy się na ruchach makijażystki, podziwiam łatwość, z jaką posługuje się pędzlami. Nie ukrywam, chętnie wzięłabym od niej kilka wskazówek odnośnie do wizażu, bo to, co tworzy na mojej twarzy, w zawrotnym tempie zapiera mi dech w piersiach. Niesamowite!
Po dodatkowych niepełnych dwóch godzinach walki fryzjerki z moimi włosami przeglądam się w lustrze i jestem niebywale zachwycona. Właśnie taki efekt chciałam uzyskać. Całość wygląda bosko, a w połączeniu z sukienką będzie niezwykle sexy. Chociaż to sprawia, że na chwilę szczerze się uśmiecham.
Przenoszę wzrok na Aśkę, kiedy druga fryzjerka kończy układać jej długie pasma. Odstawiona usadawiam się na sofie, by zaczekać na rezultat powalającego wyglądu mojej przyjaciółki. Nie mogę się nie zaśmiać, gdy macha mi w odbiciu lustra i zmysłowo przygryza wargę, jakby grała w jakimś teledysku.
W torebce zaczyna pobrzękiwać mój telefon, sygnalizując nadejście SMS-a. Już tylko słysząc ten dźwięk, zrywam się z kanapy. Aśka zaczyna się diabelsko szczerzyć.
– Dominic? – rzuca w moją stronę, kiedy tylko biorę do ręki smartfona.
Odwzajemniam uśmiech, ale gdy widzę wyświetlający się na ekranie nieznany numer, moje zadowolenie zaraz znika.
Chciałbym się spotkać i porozmawiać. Vincent.
Wytrzeszczam oczy i po prostu nie dowierzam. To chyba jakiś żart. O czym mielibyśmy niby rozmawiać?
– Nada?
Wciąż oszołomiona przenoszę spojrzenie na Aśkę.
– Co jest? Kto napisał?
– Vincent.
– Słucham?! – Raptownie wyrzuca to słowo z taką odrazą, że fryzjerka układająca jej włosy aż podskakuje.
Podchodzę i pokazuję Aśce wiadomość. Dosłownie wgapia się we mnie z przerażeniem.
– Chyba sobie jaja robi.
– Też mi to przeszło przez myśl – ucinam niewzruszona.
Kobieta utrwala lakierem włosy Aśki i kończy swoje zadanie. Moja przyjaciółka ostatni raz przegląda się z każdej strony w lustrze, po czym idziemy zapłacić za wizytę w salonie i wychodzimy.
– Nadia, chyba się z nim nie spotkasz? – Kiedy tylko znajdujemy się na parkingu, Aśka wwierca się we mnie swoimi bursztynowymi, wyczekującymi mojej odpowiedzi oczyma.
– Oszalałaś?! Nigdy w życiu! – oburzam się, bo spotkanie z Vincentem jest ostatnią rzeczą, na jaką kiedykolwiek miałabym ochotę.
– To dobrze.
– Co tam u Kamila? – zmieniam szybko temat, by nawet jedna myśl związana z moim puszczalskim byłym nie wkradła się do mojej głowy, już i tak wypełnionej zmartwieniami.
– W porządku, wraca do Berlina. Na marginesie: kazał ci przekazać, że ma dla was bilety na koncert zespołu, w którym tak się lubujecie – rzuca, przyglądając się swoim nowo zrobionym paznokciom w kolorze granatu, przyozdobionym kryształkami Swarovskiego. – Powinnam być zazdrosna, że mój przyszły mąż kupuje dla was bilety na koncert? – ciągnie nad wyraz poważnie, czym mnie rozbraja.
– Serio? Dostał je? – pytam rozbawiona.
Jeszcze podczas naszego wspólnego obiadu zgadaliśmy się, że oboje uwielbiamy tych wylansowanych na YouTubie kontrowersyjnych oraz – nie mam co ukrywać – wulgarnych muzyków i ustaliliśmy, że koniecznie musimy wybrać się razem na ich koncert. Nawet dzisiaj na samo wspomnienie miny Aśki i Sebastiana, gdy podczas zeszłotygodniowej imprezy razem z Kamilem śpiewaliśmy z pamięci cały tekst jednej z ich piosenek, nie mogę przestać się cieszyć.
– Tak.
– Super. – Posyłam jej szczery uśmiech.
– Będą w klubie koło ósmej.
Mój uśmiech natychmiast gaśnie.
Świetnie, tylko co mi po tym, skoro Dominic i tak ma mnie w głębokim poważaniu?
– Mam to gdzieś. To znaczy cieszę się, że zobaczysz się z Kamilem.
Jestem wściekła na Dominica. Przez tyle dni mnie olewał i nawet słowem się nie odezwał. Nie wiem, co to wszystko ma znaczyć, ale przepełniające mnie od kilku dni poczucie niewiedzy jest jeszcze gorsze, niż gdyby napisał, że to koniec.
– Nie mam pojęcia, co mu odwaliło – stwierdza smutno Aśka.
W odpowiedzi tylko wzruszam ramionami. Nie chcę teraz gadać o Dominicu i jego beznadziejnym zachowaniu.
– Przyjadę o szóstej – mówię, otwierając drzwi samochodu i posyłając jej zadziorny uśmiech, by chociaż udawać, że osoba jej kuzyna nic a nic mnie nie rusza.
– Do później.
– Pa! – odkrzykuję i wsiadam.
*
Wysiadam pod rezydencją i od razu zauważam niemal w całości zajęty parking. Cieszę się, bo choć w tym tygodniu zaplanowane przeze mnie przedsięwzięcie doszło do skutku i tym razem nikt nie próbował zniweczyć moich ciężkich starań.
Na dzisiaj zaplanowałam noc o nazwie One hour; przez każdą godzinę imprezy będą puszczane hity z różnych zakątków świata, publikę zabawiać będą tancerki, a co najważniejsze – imprezę poprowadzi jeden z najlepszych berlińskich DJ-ów. Samo namówienie go do tego było nie lada wyczynem i jestem z tego mega dumna, bo teraz wiem, że impreza będzie niesamowita.
Wchodzę do holu i jak nigdy od wejścia moje uszy atakują przygłuszone dźwięki dudniącej muzyki. Witam się z Elizą, która wyraźnie jest już zmęczona.
– Ciężki dzień? – Uśmiecham się do niej życzliwie.
– Nawet nie chcesz wiedzieć, jak bardzo. Ci wszyscy ludzie mnie wykończą!
Nie mogę ukryć rozbawienia, gdy dla podkreślenia swoich słów pada jak długa na blat recepcji.
– Ciągle muszę im powtarzać, że w środku się nie pali, że toaleta jest w restauracji albo w klubach, że nie mogą siadać na schodach, a co najgorsze, że nie mogą się pieprzyć, gdzie popadnie! Tragedia normalnie.
Już jej współczuję, a dla pokrzepienia poklepuję ją po ramieniu.
– Nie martw się, zostały ci jeszcze tylko… – zerkam na zegarek – trzy godziny dyżuru… – Ups. Lekko się krzywię, uzmysławiając sobie, że jeszcze bardziej pogarszam sytuację.
– Wcale nie pomagasz, Nada – gromi mnie, na co uśmiecham się przepraszająco. – Jeszcze ta muzyka… – dodaje zirytowana.
– No właśnie, co się dzieje? – pytam, bo Alexandrow zawsze dba o to, by pozostali goście rezydencji, którzy przyjeżdżają tutaj odpocząć, czuli się komfortowo.
W odpowiedzi jedynie wzrusza ramionami, a ja, nie chcąc jej jeszcze bardziej czymś zirytować, żegnam się i idę w stronę mojego gabinetu. Pośpiesznie zostawiam tam torebkę, po czym wychodzę.
Zbliżając się do swojego miejsca pracy, zauważam, że na szczęście muzyka nie dobiega ode mnie, tylko z tego przeklętego miejsca. Przed otwartymi drzwiami klubu ze striptizem zauważam czterech młodych, nieznajomych mężczyzn, którzy szczerząc się, przygadują coś i lustrują mnie z góry na dół. Nawet na nich nie patrzę, nie chcąc ich sprowokować. Zachowują się po prostu żałośnie: gdy zrównuję się z nimi, jeden zaczyna gwizdać i pomlaskiwać.
– Tę akurat puknąłbym chętnie. – Komentarz mężczyzny w szarej polówce dosłownie w jednej chwili wywołuje zalewającą mnie od środka falę gniewu.
Nie wiem, czy są już na tyle wstawieni, żeby nie zdawać sobie sprawy, że ich słyszę, czy po prostu są aż takimi burakami i nie robi im to większej różnicy, ale postanawiam odpuścić sobie jakąkolwiek reakcję na ten głupi docinek.
– Ej, blond księżniczko, dokąd tak galopujesz? Może wybiorę się tam razem z tobą i zaznajomię cię z moimi bezwstydnymi upodobaniami? – odzywa się kolejny cesarz podrywu i absolwent wyższej szkoły bajeru.
Wzdycham zirytowana. Nie no, dość tego, tym razem miarka się przebrała. Nie wytrzymuję i odwracam się do niego.
Jest nawet przystojny, nieco wyższy ode mnie i ma kruczoczarne włosy ułożone na żel. Lewą rękę ma w całości wytatuowaną, co chyba najbardziej rzuca mi się w oczy.
Uśmiecha się do mnie obleśnie i podąża lubieżnym spojrzeniem przez całe moje ciało. Co za baran… Gdy jeszcze dostrzegam, jak stojący z nim kompani cieszą się z jego tekstu, mój paskudny humor znów daje o sobie znać.
– Masz za małego konia na ten galop, żałosny donżuanie. – Sugestywnie unoszę brew, mierząc z pogardą wzrokiem jego krocze, po czym obojętnie odchodzę. Po chwili dociera do mnie wybuch śmiechu jego kolegów.
– Pyskata suka – syczy w moją stronę, ale nawet już się nie odwracam.
Wchodzę do klubu i przeciskam się do baru między liczną klientelą. Słysząc Różowe wino, od razu domyślam się, że nadeszła godzina z hitami Europy.
Przy ladzie, o dziwo, zauważam już Kamila, który na mój widok szeroko się uśmiecha.
– Nie miałeś być po ósmej? – pytam, kiedy przytula mnie na przywitanie.
– Szybciej się uwinęliśmy. Malibu? – Unosi pytająco jedną brew.
Zaczynam się śmiać.
– Poproszę.
– Widziałaś się z Dominikiem? Szukał cię.
– Nie. – Wzruszam ramionami i przyjmuję drinka, którego mi podaje. Szukał mnie? Niech nie będzie śmieszny. – Słyszałam, że masz bilety – zmieniam temat, by nie drążył dalej, bo nie mam ochoty rozmawiać o Dominicu.
– Mała, oczywiście! Za trzy miesiące szalejemy! – Posyła mi swój zawadiacki uśmiech, na co od razu przejmuję część jego entuzjazmu. –Na wszelki wypadek wziąłem też dwa dodatkowe, gdyby Dominic i Aśka jednak się zdecydowali.
– Spoko, Aśkę namówimy – zapewniam, popijając podarowany trunek.
– A Dominic?
– Nie zasłużył, żeby się bawić w tak doborowym towarzystwie – docinam poważnie.
Kamil w odpowiedzi wybucha śmiechem.
– Serio, musicie pogadać.
– Porozmawiamy. Nie bój się. – Wypijam następny duży łyk malibu, by zagasić płomienie, które w tym momencie obudziły się w moim wnętrzu na myśl o Dominicu.
– Ja chyba nie mam czego się bać, ale sądząc po twojej minie, Dominic powinien.
Tylko wzruszam ramionami, nie chcąc dalej zagłębiać się w temat.
Z oddali zauważam przeciskającą się Aśkę w towarzystwie jakiegoś młodziutkiego chłopaka. Zbliżają się, a mój wzrok się zatrzymuje i nie chce zejść z przystojniaka, bo wygląda dosłownie jak znany kolumbijski wokalista. Patrzę jak urzeczona i nie mogę oderwać oczu. Dopiero gdy przy nas przystają, udaje mi się uciec od niego spojrzeniem.
– No w końcu jesteś! – rzuca do mnie Aśka. – To jest Denis. – Wskazuje na kserokopię przystojniaka Juana. – A to jest Nadia, moja przyjaciółka. Zarządza tym klubem.
Chłopak wyciąga w moją stronę rękę. Podaję mu dłoń i się witamy. Jego serdecznego uśmiechu chyba nie da się nie polubić, a tych ciemnych, łobuzersko zmierzwionych i postawionych w górę włosów – nie poczochrać. Na moje oko ma ponad metr siedemdziesiąt wzrostu, a jeśli chodzi o wiek, daję mu maksymalnie dwadzieścia lat, choć ten lekki zarost na jego szczęce mógłby zmylić w tym aspekcie niejedną kobietę.
Nadal na niego patrzę i choć chcę, nie mogę powstrzymać szerokiego uśmiechu, widząc, że ma nawet typowy image wokalisty, przez fakt noszenia na szyi ozdób, które opadają swobodnie na jego czarną, opiętą koszulkę.
– Przypomina ci kogoś? – Aśka wwierca we mnie rozbawione spojrzenie. Dopiero teraz zauważam, że przystanęła w objęciu Kamila.
– Juana – odpowiadam, nie spuszczając wzroku z Denisa.
– Każdy mi to mówi. – Denis macha ręką, jakby to było coś naturalnego. – Ale nie narzekam. Wiesz, jak łatwo wyrywa się na to panienki? – oznajmia, na co prycham śmiechem.
– W to nie wątpię – przytakuję.
– Jestem w tym już prawie tak dobry jak Dominic – dodaje, a ja zaczynam się zastanawiać, czy nie wychwyciłam w jego głosie podziwu.
Patrzę na Aśkę i widzę, że chce uciszyć Denisa, ale daję jej znak, by tego nie robiła. Może dowiem się czegoś ciekawego.
– To znaczy, nieraz muszę trochę pobajerować, a nie tylko stać jak on, podczas gdy kolejka sama się ustawia, ale spokojnie, jeszcze trochę.
Słysząc to, przewracam oczami, a Aśka oczywiście się śmieje.
– Lepiej pochwal się Nadii, jak ostatnio wyrywałeś na wygląd, a później spieprzyłeś wszystko tekstem na podryw – zaśmiewa się Kamil, a chłopak w jednej chwili traci wigor i spuszcza wzrok.
– Byłem pijany, a wy, debile, podpuściliście mnie – rzuca wkurzony, przez co robię się jeszcze bardziej ciekawa.
– Denis, nie daj się prosić. – Uśmiecham się niewinnie, popijając swoje malibu.
Chłopak patrzy na mnie spode łba. W takim razie chyba to nie będzie aż tak łatwe.
– Plisss… – odzywa się Aśka, składając prosząco dłonie.
Denis zerka to na mnie, to na Aśkę, a potem wzdycha ciężko.
– Dobra, opowiem, ale jeżeli obiecacie, że nie będziecie się nabijać. To dla mnie przykre wspomnienie.
– Oczywiście. – Silę się na poważny ton, a Aśka kładzie rękę na sercu w geście przyrzeczenia.
– Coś ponad dwa miesiące temu byliśmy w Austrii. – Denis rozpoczyna swoją opowieść z nieprzeniknioną miną. – Oczywiście zbębniliśmy się, a moi wspaniali kumple, w tym on… – wskazuje na Kamila, który szeroko się szczerzy – …wypatrzyli dla mnie panienkę, więc podchodzę do niej i nawijam, że mam swój zespół i takie tam inne.
Patrzę na niego, już w tym momencie nie mogąc pohamować uśmiechu.
– Dziewczyna już prawie jest moja, więc rzucam tekst, który, jak oni twierdzili, już wiele razy się u nich sprawdzał. – Mówiąc te słowa, Denis wbija wrogie spojrzenie w Kamila, a ten zaczyna się śmiać.
– No, mów dalej – zachęca rozbawiony.
– Myślę sobie, spoko, co mi tam, i rzucam do niej, że jej starszy musi być ekspertem w dziedzinie ogrodnictwa, bo ma tak dorodne mandarynki.
Wytrzeszczam na niego oczy i choć obiecałam, że nie będę się śmiać, to po sekundzie parskam mu prosto w twarz. Chłopak rozłożył mnie na łopatki. Kto by w ogóle uwierzył, że coś takiego może zadziałać?
Zerkam na Aśkę, a ona leży na blacie, topiąc się w skurczach śmiechu. Przez to tym bardziej nie mogę się opanować, mimo że Denis patrzy na nas już ponurym wzrokiem.
– Dobrze, że nie zdążyłem dodać tego o filozofii, bo byście tu popadały. – Gromi nas spojrzeniem.
– Jakiej filozofii? – uruchamia się Aśka, ocierając łzy śmiechu.
– Jak to było? „Skarbie, według reguł Kamasutry powinnaś zwracać się do mnie »filozofie«”? – nabija się Kamil.
– Że co?! – Bombarduję Denisa jeszcze głośniejszym śmiechem.
Czegoś takiego jeszcze w życiu nie słyszałam. To chyba gorsze od tekstów w stylu: „Bolało, aniołku, jak spadłaś z nieba?”.
– Przepraszam, ale kto ci podsunął tak durne teksty na podryw? – pytam, próbując się opanować, ale to na nic, bo zaraz znów tylko zerkamy z Aśką na siebie i pokładamy się ze śmiechu na ladzie barowej.
– On… – Denis wskazuje na Kamila, który podnosi ręce w obronnym geście. – Dominic i oczywiście Eric.
– A ty im uwierzyłeś? – nie dowierzam, bo ja chyba musiałabym być ledwo przytomna, żeby dać się namówić na coś takiego.
– Niby skąd mogłem wiedzieć, że te gnoje robią sobie ze mnie żarty? Mówili, że to zadziała. A ja chciałem ją zaliczyć, była niezła.
W mig kręcę głową zgorszona. Boże… Denis jest naprawdę słodziutki, szkoda byłoby zrobić z niego kolejnego zadufanego w sobie palanta, któremu w głowie tylko podboje łóżkowe. Zdecydowanie nie powinien brać przykładu z Kamila, a już tym bardziej z Dominica. To chyba ostatnia osoba, która jest wzorem do naśladowania. Dupek. Wkurzam się na samą myśl o bezmózgim, olewającym mnie od kilku dni moim facecie. Moim… Szczerze mówiąc, w tej chwili nawet nie wiem, czy mogę jeszcze w ten sposób o nim mówić.
– Hej, tylko nie gnoje. Jesteś dużo młodszy, koleżko – grozi Kamil, nadal nie tracąc uśmiechu.
– Jesteście straszni. – Odwracam się w stronę Kamila. – Jak mogliście go tak bezczelnie podpuścić?
– Oj tam, było zabawnie. Zresztą to Eric później ją puknął – obwieszcza wesoło Kamil, a ja od razu tracę humor. To w ogóle nie jest zabawne. Co za świnia odbija kumplowi dziewczynę, skoro wie, że ona mu się podoba?
– Eric? – pytam, unosząc brew.
– Kolega Dominica ze Stanów – tłumaczy Aśka, wypijając łyk drinka. – Jest tu dzisiaj. Czarne włosy, nieźle zbudowany, wydziarana cała lewa ręka.
Już tylko to słysząc, mimowolnie się krzywię.
– Czerwony T-shirt i białe air maxy? – W mój głos natychmiast wkrada się irytacja na samo wspomnienie gościa, którego spotkałam przed tamtym burdelem.
– Dokładnie – wtrąca Kamil. – Skąd wiesz?
– Żałosny typ – ucinam.
– Nie mów, że już do ciebie uderzał – nabija się.
– Taa… pytał, dokąd galopuję, a następnie zaproponował, że wybierze się tam razem ze mną i zaznajomi mnie ze swoimi bezwstydnymi upodobaniami, więc powiedziałam mu, że na ten galop ma nieco za małego konia – relacjonuję od niechcenia.
Dosłownie w sekundę Kamil obdarza mnie zszokowanym, a zarazem zachwyconym spojrzeniem.
– Nada, ja cię uwielbiam! – Obejmuje mnie jednym ramieniem, a drugim przyciąga Aśkę. Moja przyjaciółka także natychmiast otacza go ręką w pasie.
– Też cię lubię. – Śmieję się, zerkając w rozbawione oczy Kamila. – A ciebie to kocham – mówię do Aśki, na co ona swoją wolną ręką zaczyna mnie tulić, przez co wpadam na tors Kamila. Wolę nawet nie myśleć, jak to musi patologicznie wyglądać, skoro stoimy w trójkę i się tulimy.
– Jesteście w trójkącie? – rzuca w naszą stronę Denis, a ja mało nie puszczam mojego malibu.
Co mu przyszło do głowy?
Odwracam się w jego stronę i natychmiast piorunuję go wzrokiem.
– A nie widać? – wcina się Aśka i posyła mi zmysłowy uśmiech.
Z niedowierzaniem kręcę głową, bo sądząc po niepewnej minie Denisa, on chyba naprawdę w to uwierzył. Co Aśka mu w ogóle wkręca?
Pośpiesznie wysuwam się z objęć Kamila, a tymczasem DJ oznajmia, że puszcza piosenkę na specjalne zamówienie. Usłyszawszy to, grupka przy scenie zaczyna gwizdać i klaskać na znak aprobaty.
W chwili, gdy do moich uszu docierają pierwsze dźwięki tak dobrze znanej nam z Kamilem piosenki, niemal jednocześnie zerkamy na siebie i zaczynamy się cieszyć jak ostatnie przygłupy.
– O nie! Tego ci nie odpuszczę! – Kamil ciągnie mnie na parkiet, a ja w ostatniej chwili łapię Aśkę i zabieram ją ze sobą.
– Przykro mi, ale musisz to poczuć, jeżeli chcesz jechać z nami na koncert. – Śmieję się do niej, zaczynając tańczyć w rytm refrenu. – Koniecznie wsłuchaj się w słowa! – nakazuję, na co ona nastawia uszu.
Wraz z drugą zwrotką Kamil zaczyna śpiewać do Aśki fragment, że jest jego problemem i z tego powodu musi się z nią przespać, a ja, widząc oszołomioną minę mojej przyjaciółki, wybucham śmiechem.
– Boże… Jesteście pojebani! – oświadcza Aśka zgorszonym tonem, kiedy dociera do niej, o czym jest cały tekst. Oboje z Kamilem tym bardziej zaczynamy dośpiewywać i podskakiwać.
Tańczę, a gdy odwracam się w rytm muzyki, między licznymi wzniesionymi rękoma i podskakującymi osobami dostrzegam przy barze Dominica. Przystaję na chwilę, bo nie mogę oderwać od niego oczu. Wygląda wręcz obłędnie w rozpiętej czarnej bejsbolówce, jasnej koszulce w spory szpic, spod którego widać fragment tatuażu, opadających dżinsach i air force’ach za kostkę.
Widzi mnie i nie spuszcza ze mnie oczu, ale nawet nie rusza w moją stronę. Jedynie taksuje mnie wnikliwie wzrokiem. Obok niego stoi Eric. Mimowolnie się krzywię i raptownie odwracam, by nawet na niego nie patrzeć. Postanawiam też olać Dominica, tak jak on to robił przez ostatnie dni. Tak, wiem, będziemy musieli porozmawiać i ustalić, na czym stoimy, ale nie teraz. W tej chwili nie mam na to ochoty. Miałam zamiar podczas tej imprezy dobrze się bawić i to właśnie zrobię.
Z takim planem wracam wzrokiem do Aśki i Kamila. Wraz z początkiem kolejnego utworu jeszcze bardziejzbliżam się do przyjaciółki, a ta chętnie zaczyna ze mną wywijać.
– Postaraj się, bo cały czas się na ciebie gapi. Powkurwiaj go. – Aśka szczerzy się do mnie demonicznie.
Rozbawiona jej poradą parskam śmiechem, ale i tak jeszcze bardziej poddaję się muzyce. Niech patrzy. Co mi tam. Nawet nie wiem, czy robię to specjalnie, czy nie, ale z każdą chwilą tańczę coraz bardziej prowokacyjnie. Uśmiecham się do Aśki, a słysząc, jak przy kolejnym refrenie DJ podkręca bass i nakazuje facetowi od oświetlenia, by uruchomił i skierował na publikę lasery, wiem, że impreza właśnie teraz nabierze tempa. Już dosłownie kilka sekund później odczuwam tę euforię, to drżenie każdej cząsteczki ciała i dudnienie moich organów spowodowane tym hałasem. Naprawdę uwielbiam ten stan.
Odwracam się, by zerknąć, jak tam przebiega impreza, ale zauważam tylko skaczący tłum i las uniesionych rąk. Uśmiecham się, a moje serce coraz mocniej łomocze w ekstazie. To jest właśnie to, co chciałam tutaj zobaczyć. Chyba mogę w tym momencie uznać swoje zadanie za wykonane.
Dalej tańczymy, śpiewamy, a gdy prowadzący imprezę wyłącza muzykę, by sprawdzić, czy znamy tekst piosenki, dzieje się coś pięknego – wszyscy praktycznie jednym głosem zaczynają śpiewać refren. Również to robię, dając się ponieść tej energii, uczuciu wyzwolenia i przepełniającej mnie beztroski.
I znów skaczemy, poddajemy się muzyce, bawimy się w najlepsze. W towarzystwie Aśki, Kamila i Denisa tańczę jeszcze liczne kawałki, ale mój wzrok wciąż ucieka do Dominica. Chociaż nadal staram się uśmiechać, w końcu nie jestem już w stanie. Gotuję się, gdy tylko dostrzegam, że do jego męskiego grona dołączyły klientki z klubu. Szczerzą się intensywnie i mizdrzą, co doprowadza mnie do czystej furii. Na szczęście Dominic jako jedyny z całej grupy nie obejmuje stojącej obok niego półnagiej brunetki. Cóż, chociaż jest na tyle łaskawy, by nie robić tego na moich oczach.
– Nadia, mogę cię na chwilę prosić? – Z mojego koszmaru wyrywa mnie Laura.
Odwracam się do niej.
– Jasne, coś się stało?
– Po prostu chodź ze mną na chwilkę na zaplecze. – Nie przestaje się we mnie nerwowo wpatrywać.
Stresuje mnie takim zachowaniem, ale nic nie mówię, tylko zaczynam się przeciskać między imprezowiczami. Kieruję się w stronę zaplecza, a Laura podąża zaraz za mną. Mijam przy barze Dominica, który swoimi ciemnymi oczami niemal wypala mi w twarzy dziury, ale szybko odwracam od niego wzrok i idę dalej, nie zwracając już większej uwagi na jego wzburzenie. Niech spada.
Otwieram drzwi od zaplecza. Nic nie zauważam, więc zerkam na Laurę, a ta bez słowa wymija mnie i idzie przed siebie. Wchodzi w najdalszy zakamarek z winniczką i tam przystaje.
– O co chodzi? – pytam, nie wiedząc, po co mnie tutaj zaciągnęła.
Kiedy robi dla mnie miejsce i zauważam siedzącą na posadzce zapłakaną Anję, moje pytanie staje się zbędne.
– Nadia… przepraszam, że cię tutaj ściągnęłam, ale nie wiedziałam, co mam zrobić. Ja… Ja nie chcę tam być – skamle Anja targana spazmami szlochu.
– Co się stało? – Zerkam nerwowo raz na nią, raz na Laurę.
Przykucam przy Anji i odklejam z jej mokrego policzka pasemko ciemnych włosów. Dopiero teraz podnosi na mnie wypełnione łzami oczy.
– Ja nie jestem żadną dziwką…
– Oczywiście! – potwierdzam. Skąd jej to w ogóle przyszło do głowy?
– Więc dlaczego?
– Dlaczego co? – Nie rozumiem, co ma na myśli, ale ona ciągle płacze i nie jest w stanie powiedzieć, co się stało.
Przenoszę pytające spojrzenie na Laurę.
– Kolega Dominica zaczął się do niej dobierać, a kiedy nie chciała, powiedział, że jej zapłaci, bo przecież wszystkie od tego tutaj jesteśmy.
– Słucham?! – Dosłownie wytrzeszczam na nią gały. – Który to powiedział?
– Eric, ten z…
– Wiem, który to – przerywam jej, wracając spojrzeniem do Anji. – Co za kutas! – W jednej chwili cała wściekłość i podminowanie wypływają ze mnie wraz z tymi słowami.
Nie mogę uwierzyć, że ten idiota miał czelność ją chociaż dotknąć. Czysty szał pobudza każdą komórkę w moim ciele, ale widząc łzy cieknące z oczu Anji, postanawiam w pierwszej kolejności zająć się nią. Nie zasłużyła na coś takiego.
Obejmuję ją ramieniem, by dodać jej nieco otuchy.
– Chcesz jechać do domu? – pytam łagodnie i delikatnie się uśmiecham.
Natychmiast podnosi na mnie spowity bólem wzrok, jakby właśnie tego najbardziej teraz potrzebowała.
– Ale jest dużo gości, nie mogę. Nie zrobię wam tego – mówi tak rozpaczliwie, że chociażbym miała sama za nią pracować, wyślę ją do domu.
– Damy sobie radę – zapewniam, posyłając jej kolejny krzepiący uśmiech. – A tym śmieciem się nie przejmuj. Zajmę się tym. Jedź spokojnie do domu.
– Na pewno mogę jechać?
– Tak. Laura cię odprowadzi. – Podciągam się do góry i podaję jej rękę, by też wstała z zimnej posadzki. – Pogadam z Victorem, niczym się nie martw.
– Z nim to już dzisiaj raczej się nie dogadasz. – Na ten komentarz Laury w try miga przenoszę na nią zdumione spojrzenie. – Jest nawalony jak świnia – wyjaśnia.
– Świetnie. – Wzdycham ciężko, bo w takim razie będę musiała jednak załatwić to z Dominikiem. – Zabierzcie twoje rzeczy z szatni i jedź do domu. Wszystko będzie dobrze. Załatwię to, obiecuję. – Posyłam Anji kolejny uśmiech, żeby wiedziała, że naprawdę damy bez niej radę.
– Dzięki, Nadia. – Przytula mnie, a ja odwzajemniam uścisk.
– Nie ma za co. A teraz obetrzyj łzy, głowa dumnie do góry i nie daj mu tej satysfakcji – mówię, gdy wypuszcza mnie z ramion. – Do jutra – dodaję, posyłając jej oczko.
Wychodzimy z zaplecza, a ja, gdy tylko widzę Erica, mam nieodpartą chęć zamordować go za to, co zrobił Anji. Żadna z dziewczyn pracujących w klubie nie jest dziwką.
Staję przy barze i mściwie wpatruję się w tył jego głowy. Dosłownie ciskam w niego gromami. Gdyby nie fakt, że jestem menedżerem klubu i nie mogę robić takich scen przy klientach, pierwszy lepszy drink, który wpadłby w moje ręce, znalazłby się na jego twarzy.
Moja irytacja jeszcze bardziej rośnie, kiedy zauważam, że grono stojących przy Dominicu dziewczyn coraz bardziej się rozszerza. Teraz zamiast czterech pind jest ich sześć. Szlag mnie trafia, gdy widzę, jak się do niego wdzięczą. Wstrętne oślizgłe padalce.
Jestem cholernie wściekła i nabuzowana, ale w końcu decyduję się podejść do Dominica, by załatwić to z nim profesjonalnie. Ostatecznie jest szefem i nie może pozwalać, żeby klienci obrażali pracowników.
Naprawdę staram się nie wybuchnąć, gdy podchodzę i widzę, jak z tym swoim obłędnie seksownym uśmiechem stuka się kieliszkiem z jakąś dziewczyną z różowymi końcówkami blond włosów i w sukience pod ich kolor.
– Mogę zająć ci chwilę? – Kładę rękę na ramieniu Dominica, by w końcu zauważył, że za nim stoję.
Zerka przez ramię, po czym obraca się w moim kierunku i skrupulatnie z góry na dół lustruje moje ubranie. Następnie znacząco unosi brew i wyraźnie rozsierdzonym spojrzeniem patrzy mi w oczy. Gdy widzę jego reakcję, ten wredny chochlik wewnątrz mnie zaczyna zacierać ręce, zauważywszy, że mój wygląd absolutnie nie przypadł Dominicowi do gustu. W takim razie może moja osoba jeszcze trochę go rusza? Nie był szczególnie zachwycony, gdy oznajmiłam, że w klubie najczęściej muszę nosić sukienki, bo tak zostało ustalone z jego ojcem. Tyle że dzisiaj może trochę przesadziłam, ale chciałam wbić mu małą szpilkę, licząc na to, że choć w niewielkim stopniu go to obejdzie. Odrzucam jednak szybko te myśli, gdy Dominic zostawia swoją znajomą i przeszywając mnie mrokiem swoich przerażająco ciemnych oczu, wyraźnie podminowany staje bezpośrednio przede mną.
– No proszę, teraz sobie o mnie, kurwa, wreszcie przypomniałaś? – wyrzuca ostro i wypija zawartość swojego kieliszka.
Widząc jego podłość, momentalnie znów czuję złość. Mam ochotę strzelić go w twarz za to, jak mnie traktuje, a przede wszystkim za to, jak mnie olewał przez ostatnie dni.
Może znowu pieprzył co popadnie i dlatego nie miał czasu pisać – znów odzywa się ten wredny głos.
Odwracam szybko od tego swoją uwagę, bo nie chcę, żeby takie obrazy dotarły do mojego umysłu i uformowały się w mojej głowie.
– Chodzi o sprawy służbowe. Potrzebuję cię jako szefa – mówię i omijając go, kieruję się w stronę wyjścia. Szczerze liczę na to, że pójdzie za mną.
– Ooo, brachu, naprawdę zaczynam ci zazdrościć – śmieje się jeden z kompanów Dominica, co tylko jeszcze bardziej mnie drażni.
Zerkam wrogo na całe stojące przy barze towarzystwo, ale nie przestaję iść dalej.
Wychodzę z klubu, a kiedy słyszę, że drzwi ponownie się otwierają i zaraz zamykają, wiem, że Dominic idzie za mną. Pokonuję odległość do mojego biura i postanawiam tu na niego zaczekać. Nie chcę, żeby naszą wymianę zdań słyszeli goście klubu.
Gdy tylko Dominic wchodzi do gabinetu, mierzy mnie ponurym spojrzeniem i trzaska drzwiami. Aż podskakuję. Cholera, to nie będzie łatwe starcie. Ganię się w myślach za swoje obawy i postanawiam szybko przejść do rzeczy.
– Twoi znajomi to kompletni kretyni – wyrzucam chamsko, zanim zdążę ugryźć się w język. Kurczę, chyba nie to chciałam powiedzieć.
– Więc tak się zwracasz do szefa? – Dominic zbliża się, nie spuszczając ze mnie morderczego wzroku. – Nieźle…
– Dobra… – Wzdycham zirytowana, zastanawiając się chwilę, co mam mu powiedzieć, bo w jego obecności synapsy w moim mózgu przestają pracować. – Chciałabym, żebyś jako szef zrobił coś ze swoim kolegą Erikiem – poprawiam się.
Zbliża się do mnie jeszcze bardziej, nie przestając ani na moment wpijać się wzrokiem w moje oczy.
– W klubie nie pracują żadne dziwki, których twój ziomek może sobie poużywać, gdy tylko zapłaci. Jak ma taką potrzebę, niech weźmie którąś, ale z tego twojego burdelu.
Może nie powinnam tego mówić, ale jestem wściekła. Przez nasze osobiste relacje, nawet jeżeli bardzo chcę, nie mogę oddzielić tych dwóch odrębnych płaszczyzn. Irytacja na niego wkrada się aż zanadto w wykonywaną przeze mnie pracę.
– Zaraz, czy ja dobrze rozumiem? Przestałaś mnie nagle ignorować, bo teraz czegoś ode mnie potrzebujesz? – Jego kpiący ton jeszcze bardziej mnie rozwściecza.
Miał być moim szefem i mieliśmy rozmawiać na tematy służbowe, ale kiedy mi zarzucił, że to ja go olałam, cała złość na niego ponownie się we mnie skumulowała i już nawet nie ma znaczenia, po co go tutaj ściągnęłam.
– Ja ciebie ignorowałam?! Chyba sobie żartujesz! To ty jednego dnia zasypywałeś mnie wiadomościami, wściekałeś się, gdy nie mogłam odebrać telefonu, i wyobrażałeś sobie, że Bóg wie co w tym czasie robię, a następnego po prostu mnie zlałeś, nie racząc nawet odpisać na żadną wiadomość! – Daję się ponieść nerwom jeszcze bardziej, wykrzykując mu to w końcu w twarz.
Wpija we mnie swoje pociemniałe oczy, ale nie zamierzam odpuścić. Jeżeli to ma być koniec, niech będzie, jednak nie pozwolę traktować siebie jak kolejnej zabawki.
– Mała, ty się wściekasz, bo przestałem pisać? – Jego głos nieco łagodnieje, jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, o co tak naprawdę mam żal.
Podchodzi do mnie, ale szybko się cofam. Nie chcę, żeby mnie dotykał. Moje ciało jest za bardzo zdradzieckie w jego obecności.
– Nie! Wkurzam się, bo wystarczyło napisać: „Sorry, Nadia, znudziło mi się. To nie dla mnie. Nara” – konstatuję, nie potrafiąc się opanować. Myślę, że taka wiadomość by wystarczyła, a z pewnością byłaby dużo lepsza niż ta cholerna niewiedza i uczucie pustki.
Dominic łapie mnie za rękę, ale mu ją wyrywam. Jestem na niego zbyt wściekła, nie będzie ze mnie robił idiotki.
– Nie znudziło mi się, po prostu musiałem sobie to wszystko na spokojnie przemyśleć. Nie było cię, więc było łatwiej.
Patrzę na niego i nie mogę uwierzyć w to, co powiedział.
– Słucham?! A co takiego musiałeś sobie przemyśleć, Dominic? – Mimo że w gardle zbiera mi się ogromna gula i dobrze wiem, co ma na myśli, chcę, żeby mi to dobitnie oznajmił.
– Wszystko. Całą obecną sytuację. Wszelkie możliwe decyzje, ich konsekwencje… Ten cały związek… Nas…
– Świetnie – ucinam wściekle, ale ból w piersi stał się po jego słowach obezwładniający.
Omijam go. Już nawet nie chcę na niego patrzeć. Wiedziałam, że będę cierpieć, już cierpię. Powinnam jak najszybciej to zakończyć i zacząć leczyć swoje na nowo rozbite serce. Co ze mnie za kretynka. Było jasne, że to nie wypali, wszystko na to wskazywało.
Zauważam, że leżący na moim biurku telefon świeci, sygnalizując nieodebrane połączenie bądź wiadomość, więc podchodzę do smartfona i staram się skupić właśnie na tym.
– Ale to nic nie zmienia. Nadia, poukładałem to sobie i wiem, czego chcę. Chcę ciebie. Niczego więcej nie potrzebuję. Tylko ciebie.
Spoglądam na niego i normalnie nie dowierzam. Poukładał sobie wszystko? Co, stwierdził, że jednak jeszcze trochę może się ze mną pozabawiać, zanim znów mnie odepchnie i rzuci się w wir podbojów?
Jeszcze bardziej wkurzona jego wyznaniami opuszczam wzrok na telefon. Ujmuję go w dłoń i dostrzegam nieodebrane połączenia i SMS-a od Vincenta.
Nadia, proszę, spotkaj się ze mną.
Przewracam oczami. Jeszcze tego mi, kurwa, brakowało.
– Teraz ja muszę sobie to poukładać – oświadczam i jeszcze w tym samym momencie zauważam, że Dominic zaczyna się bezczelnie uśmiechać.
– Nadia, proszę cię – drwi, co momentalnie mnie rozwściecza.
Naprawdę myśli, że gdy tylko się zjawi, będę na kolanach dziękować za to, że jednak postanowił zaszczycić mnie swoją obecnością i odrobiną uwagi? Jego niedoczekanie.
– Mówię poważnie. Chcę się spotkać z Vincentem. Potrzebuję też czasu, żeby to wszystko przetrawić – mówię, zanim zdążę w ogóle pomyśleć. Szlag. Nawet nie wiem, co mnie podkusiło, żeby to powiedzieć. Przecież to nie jest prawda. W życiu nie spotkałabym się z byłym.
– Vincent? Co, jakiś kolejny kolega gej? – pyta rozbawiony, przez co mam ochotę zmyć ten narcystyczny uśmieszek z jego twarzy.
– Vincent to mój były – rzucam wrednie, ale bez dwóch zdań zgodnie z prawdą.
Dosłowne w mikrosekundach jego rozbawione spojrzenie przemienia się w istny szok, a następnie przechodzi w czeluść przepełnioną mrokiem i złowrogą furią.
– Ty chyba sobie, kurwa, ze mnie kpisz. Myślisz, że ci na to pozwolę?! – Staje przede mną, emanując niepohamowaną agresją i wojowniczością. Jego oczy dosłownie wiercą dziury nienawiści w mojej twarzy, ale szczerze… mam to w dupie. Chcę, żeby się wściekał, a co ważniejsze, chcę, żeby choć odrobinę go to zabolało.
– Dominic, akurat w tej kwestii masz mało do gadania. To moja decyzja. – Swoimi słowami daję mu dobitnie do zrozumienia, że nie ma najmniejszych szans na triumf.
Odchodzę od biurka i staram się go ominąć, ale zagradza mi drogę swoim nabuzowanym ciałem.
– Nie pozwolę ci odejść – wypala gniewnie i przyciąga mnie za talię do siebie. Serce natychmiast mi przyśpiesza, a panowanie nad sobą, gdy mam go tak blisko, z każdą chwilą jest coraz trudniejsze. – Jesteś moja! – oświadcza zaciekle i jego usta nachalnie wpijają się w moje. Jeszcze szczelniej zamyka mnie w swoich silnych ramionach, nie pozwalając mi się wyswobodzić z uścisku.
Wyrywam się i szarpię, bo nie tak miało być. Musi przestać, bo nieważne, jak wściekła na niego jestem, i tak wciąż go pragnę. Z całej siły.
Uderzam go pięścią w tors, a kiedy podnoszę wzrok na wysokość jego oczu, widzę, że go to bawi.
– Jesteś wściekła. Dobrze. Tak się jeszcze nie pieprzyliśmy.
W następnej sekundzie, nawet nie wiem dlaczego, uderzam go w twarz. Nie robię tego jakoś mocno, ale i tak ogarnia mnie zdumienie, a jego… chyba jeszcze większy szok. Z pewnością nie tego się spodziewał, bo kiedy znów na mnie spogląda, niemal dostrzegam buchający z niego płomień rozjątrzenia.
– Ulżyło ci? – syczy nienawistnie przez zaciśnięte zęby.
Patrzę wrogo w kipiące czernią oczy Dominica. Jestem wściekła i nabuzowana. Dodatkowo wstrząsające moim ciałem spazmy podniecenia wyłączają mi chyba wszystkie zahamowania, bo w kolejnej chwili moje dłonie oplatają mu kark, a usta lądują na jego pełnych wargach w dzikim, brutalnym pocałunku. Stęskniłam się, a moja niezaspokojona żądza daje o sobie jeszcze mocniej znać, kiedy nasze usta z erotycznym jękiem wręcz się pożerają.
– Cholera… Właśnie tak, nie przestawaj… pokaż, jak bardzo jesteś na mnie zła.
Zamknięta szczelnie w ramionach Dominica jeszcze mocniej obejmuję go za szyję, nadal nie pozwalając zatracić mu smaku swoich ust. Drapieżnie wplata dłoń w moje włosy, pociąga za nie, a z mojego gardła wydobywa się głośne stęknięcie. To niesamowicie stymulujące, uwielbiam, gdy robi to w ten sposób.
– Naprawdę mi tego brakowało – deklaruje twardo w moje usta z lekkim, łajdackim uśmiechem, a jego zdziczałe spojrzenie przewierca mnie niemal na wskroś. – Mam pieprzoną ochotę wyszarpać cię za te blond włosy, posłuchać tych wszystkich urywanych jęków i posuwać przez całą noc do utraty ostatniego tchu…
Rozpalona spoglądam w jego mroczne oczy. W jednej chwili zatapiam się w nich. Zgniatając w rękach materiał koszulki Dominica, nadal nie przestaję się zagłębiać w jego pocałunki. Z każdą sekundą moja łechtaczka pulsuje coraz szybciej, wyczekując na sobie dotyku jego niezwykle męskich dłoni.
Dominic popycha mnie swoim ciałem w stronę biurka, zrzuca z niego dokumenty, a potem usadza mnie na nim. Kiedy wilgotnymi ustami wędruje nieprzyzwoicie po mojej szyi, pośpiesznie zdejmuję mu bejsbolówkę i rzucam ją na obrotowe krzesło.
– Doprowadzasz mnie do szału – warczy, przenosząc płonące pożądaniem spojrzenie na moje oczy.
– I vice versa, Alexandrow – odpowiadam w jego usta, na co on znów bezlitośnie je atakuje.
Ugniata moje piersi mocnymi, rytmicznymi ruchami. Jego język penetruje wnętrze moich ust, a olbrzymia erekcja ociera się o mój najwrażliwszy punkt. Z gardła wydobywa mi się jeden głuchy jęk za drugim. Mój zdrowy rozsądek, jak zwykle w obecności Dominica, dawno rozsypał się w drobny mak, pozwalając przejąć kontrolę ciału i pożądaniu.
– Dominic… – kwilę niewyraźnie, błądząc dłońmi po jego cudownie umięśnionych ramionach i barkach.
– Cii… – ucisza mnie kolejnym namiętnym i wilgotnym pocałunkiem.
Jego ręka zsuwa się z mojej piersi między nogi, a dwa palce odsuwają szarpnięciem materiał stringów i wdzierają się we mnie. Stękam zachwycona.
– Mam nadzieję, że tę cholernie seksowaną sukienkę włożyłaś wyłącznie z myślą o mnie – mruczy, przenikliwie się we mnie wpatrując.
– Nie schlebiaj sobie. – Nadal jestem na niego zła, choć w tej chwili władzę przejęło moje wygłodniałe ciało.
Ponownie zamykam mu usta długim, drapieżnym pocałunkiem. Obejmuję dłonią kark Dominica i poddaję się pieszczotom, które zapewniają mi jego wprawne palce.
– Nawet nie zdajesz sobie sprawy, ile razy przez ostatnie dni myślałem tylko o tym, żeby te usta ssały mojego fiuta. – Na te słowa przez moje ciało przedziera się kolejny gorący spazm. Wariuję w jego objęciach. – I będą ssały, ale później. Teraz mam zamiar cię ostro przelecieć, żeby ci przypomnieć, do kogo należysz.
Szybkim ruchem rozpinam mu spodnie, pozwalając im nieco opaść. Gładzę wypukłość napierającą na bokserki, po czym je również opuszczam i ujmuję w dłoń jego penisa. Ściskam u nasady, a potem nieśpiesznymi ruchami poruszam na jego całej imponującej długości. Dominic wydaje zwierzęcy pomruk zadowolenia, nadal nie przestając poruszać palcami w moim wnętrzu. Dodatkowo okrężnymi, nieustępliwymi ruchami muska moją pulsującą łechtaczkę. Doprowadza mnie to do czystej pasji. Wiję się w jego ramionach.
– O kurwa… Dominic… – Gdy jeszcze głębiej i szybciej wkłada we mnie palce, nie potrafię uciszyć jęków wydobywających się z mojego gardła.
Odchylam głowę do tyłu. Już nie jestem w stanie kontynuować zabawy na jego wzwodzie. Przenoszę obie dłonie na jego barki, by się czegoś w tej chwili przytrzymać.
– Właśnie tak, skarbie. Chcę czuć, jak dla mnie dochodzisz. Jak dochodzisz w moich ramionach, gdy mój fiut posuwa tę słodką cipkę – warczy ostro w moje usta.
Wysuwa ze mnie palce, rozprowadza przy mojej szparce wilgoć, i już w następnej chwili czuję wdzierający się we mnie raz za razem niebywale nabrzmiały i gruby członek.
– Och! – Wyginam się w łuk, zaciskając się łapczywie wokół jego penisa. Tak cholernie mi tego brakowało.
Raptownie wszystko w moim wnętrzu się napręża, oczekując kolejnych ostrych posunięć twardego przyrodzenia Dominica. Jest tak dobrze. Cała wręcz topnieję od jego niestrudzonych pchnięć, a na karku czuję kropelki potu. Nawet nie wiem, kiedy uległam tej nieustannej żądzy własnego ciała i oddałam mu się w całości.
– Nie spotkasz się z nim! Nie pozwolę ci na to! – wyrzuca przez zaciśnięte zęby. Wysuwa się ze mnie, a następnie zadaje kolejne ostre pchnięcia, pod wpływem których mocniej wbijam mu paznokcie w ramiona. – Jesteś moja! Rozumiesz?! Tylko! Moja!
Znów naciera na moje usta. Odwzajemniam jego dziki pocałunek, oplatam jego język swoim, ssę go, smakuję od środka, a przy tym wplatam mu dłonie we włosy i gwałtownie przyciągam go za nie jeszcze bardziej do siebie. Jęczy chrapliwie w odpowiedzi na moje brutalne poczynania.
– Powiedz to! – żąda niecierpliwie, ale ja skupiam się jedynie na tym, jak mnie pieprzy i jak z każdym ruchem pociera o wrażliwy punkt wewnątrz mojego ciała.
Przy kolejnym mocnym pchnięciu z całych sił wbijam mu paznokcie w ramiona. Czuję go tak intensywnie. To cudowne!
– Powiedz, że jesteś moja! – Jego słowa działają na mnie niczym zapalnik. Jestem jego, wiem to.
– Dominic, dłużej już nie wytrzymam – jęczę błagalnie w jego usta, gdy spazmy ekstazy zaczynają zalewać moje ciało.
– Więc się nie wstrzymuj.
Przytrzymuje mnie mocno dłonią za kark, bym musiała patrzeć w jego ciemne oczy, gdy zadaje kolejne bombardujące moje wnętrze pchnięcia. Z krzykiem przekraczam bramy rozkoszy i rozpadam się na części targana konwulsjami upojenia. Jestem obezwładniona rozlewającą się po moim ciele falą euforii, ale Dominic nadal nie przestaje docierać do samego krańca. Wyciska ze mnie ostatnie skurcze, a ja otumaniona, spod ciężkich powiek obserwuję, jak zachłannie i sadystycznie zmusza mnie do uległości. W pogoni za orgazmem traci kontrolę.
Kiedy czuję, że jest już blisko, a jego członek nabrzmiewa we mnie, momentalnie ujmuję jego twarz w dłonie i całuję go zachłannie. Wplata dłoń w moje włosy i jeszcze zajadlej dociska mnie do siebie, zadając kolejne niestrudzone pchnięcie.
– Jak mi tego brakowało… O kurwa… – Ze zwierzęcym rykiem tryska wewnątrz mnie gorącym nasieniem, zwalniając ruchy. Zdyszany opada spoconym czołem na moje ramię i próbuje uspokoić urywany oddech. – Jesteś tylko moja, Nadia – szepcze cicho, na co całuję delikatnie jego bark.
Przytuleni zamieramy na chwilę w bezruchu i oboje uspokajamy ciężkie, mieszające się ze sobą oddechy.
Czuję, że w końcu podnosi głowę z mojego ramienia, więc odsuwam się nieco, by jego członek wyszedł ze mnie. Dominic wpatruje mi się w oczy swoim ciemnym spojrzeniem, jakby czegoś się tam doszukiwał.
Gdy cofa się o krok i naciąga bokserki, a następnie zapina spodnie, poprawiam bieliznę i sukienkę. Następnie schodzę z biurka i schylam się, by zebrać rozrzucone na podłodze dokumenty.
– Nadia?
Odkładam zebrane papiery na biurko i dopiero teraz odwracam się do Dominica. Zauważam, że po zaledwie kilku sekundach wygląda nad wyraz dobrze, jakby przed chwilą nic między nami nie zaszło. Zazdroszczę mu tego, bo ja pewnie jestem cała rozmazana.
– Muszę to usłyszeć – mówi, przeszywając moje oczy spojrzeniem. Nie wiem dlaczego, ale natychmiast uciekam wzrokiem.
– Co takiego? – pytam.
Z torebki pośpiesznie wyjmuję kosmetyczkę, omijam Dominica i idę do małej wnęki z lustrem.
– Muszę usłyszeć, że nadal jesteś moja. – Podąża za mną i staje w przejściu między gabinetem a wnęką, opierając się o futrynę. Mimo że aż ściska mnie za gardło, z jakiegoś powodu nie jestem w stanie mu tego powiedzieć.
Zerkam na siebie w lustrze i poprawiam usta bordową pomadką, gdyż na szczęście tylko one tego wymagały. Stwierdzam, że fixer do utrwalenia makijażu naprawdę odwala kawał świetnej roboty.
Chcę wyjść, więc przystaję przy Dominicu i jedynie lekko całuję go w policzek.
Zamiera.
– Nadia? – Obawa w jego głosie rani mnie, ale nie potrafię teraz nic więcej mu powiedzieć.
– Mam nadzieję, że porozmawiasz ze swoim kolegą – mówię, wpatrując się w jego wyraźnie zatrwożone oczy.
Przeciskam się obok niego i zmierzam w stronę wyjścia. Kiedy tylko znajduję się w holu, Dominic również opuszcza moje biuro, więc zamykam drzwi na klucz.
Już mam odchodzić, by wracać na imprezę, ale on w ostatniej chwili łapie mnie za ramię i odwraca do siebie.
– Skarbie… proszę. Powiedz, co zrobiłem źle. Jak mam to naprawić? Powiedz – szepcze błagalnie w moje usta. Czuję, że łzy zaczynają cisnąć mi się do oczu.
Kocham go, ale nie mogę za każdym razem ot tak ulegać, gdy tylko powie kilka ckliwych słówek. Żaden związek nie powinien w ten sposób wyglądać. To nie może być jednoosobowa batalia, w której samotnie walczę o nasz każdy kolejny dzień razem.
Ujmuję jego policzek i lekko się uśmiecham.
– Dominic…
– Stary, gdzie jest Amanda? – Od razu się odwracam i widzę kilka kroków od nas drącego się Erica. – O, cześć, piękna, my się chyba jeszcze nie znamy. – Przystaje obok i posyła mi swój obrzydliwy uśmiech, na który z irytacją unoszę brew.
– Amandy nie ma i nie będzie – ucina gniewnie Dominic, nadal nie spuszczając ze mnie wzroku.
– Co? Dlaczego?!
– Bo już tu nie pracuje – odburkuję.
– A, no tak… po jego maślanych oczach od razu mogłem się domyślić. Ty pewnie jesteś Nadia. – Słysząc rozbawienie Erica, w jednej chwili jeszcze bardziej się wpieniam.
– Tak, ale dla ciebie, jak to było… – Udaję zamyślenie. – Pyskata suka, nie? – powtarzam obelgę, którą wcześniej rzucił pod moim adresem.
W tym samym momencie wychwytuję, jak Dominic unosi pytająco brew, ale nie zwracam na to większej uwagi. Jestem zbyt pochłonięta starciem z tym baranem.
– Dobra, mieliśmy zły początek. Nie wiedziałem, że ty to ty. Możemy zacząć od nowa. Jestem Eric. – Wyciąga w moją stronę dłoń. Gdyby nie mój paskudny nastrój, parsknęłabym mu śmiechem w twarz. Niech nie będzie żałosny.
– Szczerze? Mam to gdzieś – cedzę lekceważąco. Nie mam zamiaru, a już tym bardziej ochoty się z nim bratać, więc nie muszę być ani trochę dla niego miła. – Spróbuj jeszcze raz czegoś takiego jak z Anją albo chociażby spójrz dwuznacznie na którąś z moich kelnerek, a osobiście wywalę cię z klubu i będziesz mógł jedynie oglądać jego klamkę – wypalam stanowczo, bo jeżeli będzie trzeba, tak właśnie zrobię.
Na moje zapewnienie kąciki ust Dominica zaczynają drgać, a zszokowany Eric mierzy mnie nieprzyjaznym wzrokiem.
– Chyba zaczynam rozumieć, czemu cię kręci. Niezły temperamencik – mówi do Dominica, nie przestając mnie jadowicie lustrować.
Postanawiam puścić mimo uszu uwagę tego wszechwładcy flirtu i odchodzę w stronę mojego miejsca pracy. Dłużej nie dam rady przebywać w towarzystwie Erica, bo jeszcze chwila z tym zadufanym w sobie palantem, a musieliby mnie wywieźć w białym kaftanie, żebym nie zrobiła mu krzywdy.
Nawet już się do nich nie odwracam, po prostu idę przed siebie.
Zatrzymuję się dopiero w klubie, szukając Aśki i Kamila. Dostrzegam ich przy barze, więc dołączam, postanawiając przestać myśleć o Dominicu i dalej dobrze się bawić. Na szczęście w towarzystwie mojej przyjaciółki i jej przyszłego męża nie wydaje się to trudnym zadaniem. Od razu zaczynają mnie ciągnąć w stronę parkietu.
Po trzech godzinach spędzonych na parkiecie moje nogi, gdyby mogły mówić, pewnie błagałyby mnie o chwilę wytchnienia. Razem z kilkoma stałymi klientkami z klubu, Aśką, Kamilem i Denisem wywijamy w rytm największych hitów Europy i Ameryki Północnej. Do tego doszło sporo wysokoprocentowych trunków i czuję już lekkie wirowanie w głowie, dlatego gdy podają mi kolejnego drinka, po prostu uciekam.
Kiedy leci początek kawałka Hola, mało nie padam ze śmiechu, gdy Denis chwiejnym krokiem podchodzi do mnie i wyciąga rękę, bym z nim zatańczyła. Oczywiście podaję mu dłoń, a on już chwilę później wczuwa się i zaczyna do mnie śpiewać tekst piosenki, tak że nie mogę pohamować rozbawienia.
– Mogłaś mnie uprzedzić. – Obrzuca mnie oskarżycielskim spojrzeniem, nie przestając kręcić biodrami.
– O czym? – Uśmiecham się, gdy po kolejnym obrocie znów wwierca we mnie te pijane, ledwo kontaktujące, brązowe oczy.
– Że ten trójkąt to ściema i że to ty jesteś dziewczyną Dominica.
W odpowiedzi tylko wzruszam ramionami, bo nie chcę dalej ciągnąć tego tematu.
– Mało mi nie wpieprzył, gdy powiedziałem, że stworzylibyście z Kamilem świetny związek, bo tak dobrze się dogadujecie.
Patrzę na niego osłupiała.
Chyba sobie żartuje. Chryste… dobrze, że Aśka tego nie słyszała. Naprawdę powinien przestać już pić, bo zaczyna gadać głupoty.
– Zaraz sama ci wpieprzę – ucinam zirytowana.
Kamil jest naprawdę świetny, ale jako przyjaciel i nikt więcej. Moje serce w całości należy do Dominica, co do tego nie mam nawet najmniejszych wątpliwości.
Tańczę jeszcze chwilę z Denisem, ale kiedy zauważam Kamila, który przywołuje mnie do siebie, zostawiam chłopaka i podchodzę do niego.
– Co jest?! – przekrzykuję muzykę.
– Nadia, każ Dominicowi przestać pić, może ciebie posłucha.
Zerkam na niego niepewnie.
– Ledwo trzyma się na nogach, a Eric ciągle w niego wlewa.
Wzdycham z irytacją, a najbardziej wkurza mnie to, że Dominic jest na tyle ułomny, by nie zauważyć, że jego kumpel to chodzące zło. Postanawiam jednak spróbować, bo wolę nie oglądać go w stanie całkowitego upojenia.
Przedzieram się między tańczącymi na parkiecie klubowiczami, podchodzę do barowej lady i już nawet nic nie mówię na stojącą zbyt blisko Dominica dziewczynę z różowymi końcówkami włosów, która wygląda, jakby dosłownie czekała, aż ten spruje się do nieprzytomności. Dominic wypija kolejny łyk whisky, a gdy przed nim staję i w końcu mnie zauważa, od razu wwierca we mnie spowite wściekłością, ledwo przytomne spojrzenie.
– Tobie już chyba wystarczy – mówię i wyjmuję mu z rąk alkohol.
Zerka spod przymrużonych powiek na szklankę, którą mu zabrałam, po czym przenosi wzrok na moją twarz i mierzy mnie zaciekle. Chce odebrać mi szkło, ale zaciskam mocniej dłoń, nie dając jej sobie wyrwać.
– Co, chcesz, żebym znowu cię wypieprzył, a później polecisz do byłego? – Wyrzuca mi to tak chamsko w twarz, że aż dębieję. – A może chcesz, żeby zorganizować ci kolejną działkę? Pół godziny i załatwione, żaden problem. Ile potrzebujesz?
– Słucham?!
Patrzę na niego osłupiała i nie dowierzam w to, co właśnie do mnie dotarło. Oczy jak na zawołanie zachodzą mi łzami. Wszystkiego bym się spodziewała, ale nie tego, że powie coś podobnego i to tak, że całe stojące z nim towarzystwo usłyszy. Ledwo daję radę powstrzymywać się od płaczu. Nie chcę, żeby to widzieli, dlatego wpycham mu szklankę w pierś, a rozkołysany płyn rozlewa się, spływając mi po palcach. Jak dla mnie niech się schla do nieprzytomności, mam to gdzieś.
Przyjmuje szkło, a ja nawet już na niego nie patrząc, natychmiast odwracam się na pięcie i wściekła wychodzę z klubu.
W holu pośpiesznie ocieram łzę, która wymknęła się spod powieki i spływa po moim policzku. Nie chcę, by któryś z gości znajdujących się tutaj to zauważył. Idę do gabinetu, zabieram tylko torebkę i trzasnąwszy drzwiami, zmierzam do wyjścia z rezydencji.
Postanawiam zaczekać na podjeździe i zabrać się z pierwszą lepszą osobą do Berlina, bo znów przez alkohol powrót do domu moim autem nie będzie możliwy.
Dochodzę do recepcji, a tam zauważam Alexandrowa z jakimś niewysokim otyłym mężczyzną pod pięćdziesiątkę, w idealnie skrojonym granatowym garniturze. Widząc, jak Victor przytrzymuje się blatu, zdaję sobie sprawę, o czym wcześniej mówiła Laura. Jest pijany, choć nie wiem, czy to określenie trafnie oddaje stan, w jakim się znajduje.
– Nadia! – Zauważywszy mnie, Victor roztwiera ramiona i zaczyna iść w moją stronę. Aż przystaję zdziwiona. – Spójrz, Leo, to mój skarb – dodaje.
Z przerażeniem wpatruję się w niego, nie wiedząc, co to ma znaczyć.
– Dzisiejsza impreza to zasługa tej przepięknej kobiety. – Wskazuje na mnie, a idąc, tak się chwieje, że mam wrażenie, iż zaraz zaliczy spotkanie pierwszego stopnia z podłogą. – Nawet nie wiesz, jaki jestem dumny.
– To nie tylko moja zasługa, ale całego zespołu – tłumaczę, by uciąć tę nad wyraz absurdalną pochwałę.
Cholera, czuję się naprawdę dziwnie, a widząc, jak zajadle mi się przyglądają, mam ochotę uciec albo odstawić ten cyrkowy numer ze znikaniem.
– Ależ jest piękna, co? – mówi Alexandrow do swojego kompana, na co przewracam oczami, bo przecież wszystko słyszę.
– Czy ja cię gdzieś nie widziałem? – Leo lustruje mnie skrupulatnie, co jest dość krępujące.
Zerkam na niego niepewnie i faktycznie stwierdzam, że gdzieś go już kiedyś musiałam spotkać, ale nie jestem w stanie przypomnieć sobie gdzie. Postanawiam jednak dalej się w to nie zagłębiać. Chcę jak najszybciej zakończyć tę nietypową rozmowę.
– Pewnie widziałeś ją w jakiejś gazecie. Nadia jest fotomodelką – wcina się Victor.
– Panie Alexandrow…
– Victor – przerywa mi, a ja czuję, jakby to było jakieś upomnienie.
– Dobrze. Victor. – Te słowa ledwo przechodzą mi przez gardło, ale on zaczyna się uśmiechać usatysfakcjonowany. – Chciałam tylko poinformować, że będę się już zbierać do domu.
– Tak szybko?
– Źle się czuję – kłamię mu w żywe oczy, ale co mam powiedzieć? Raczej mu nie powiem, że to przez wzgląd na jego syna dupka.
– Ale chyba nie jesteś w ciąży? – pyta niezwykle poważnie, od razu tracąc uśmiech.
Niekontrolowanie parskam śmiechem.
Nie bój się, nie zostaniesz dziadkiem – przechodzi mi przez myśl.
– Nic z tych rzeczy, do tego trzeba mieć jeszcze kandydata na ojca – obracam to w żart.
– A może chcesz, żeby ktoś cię odwiózł?
Zerkam przelotnie na Leo, z którego ust padło to pytanie.
– Nie, dziękuję, mam już załatwiony transport. – I znowu łapię się na kłamstwie dopiero po tym, jak już je powiedziałam.
– Rozumiem.
– W takim razie do zobaczenia i życzę miłej zabawy. – Posyłam im wyćwiczony na sesjach uśmiech i oddalam pośpiesznie, chcąc jak najszybciej uciec spod ostrzału ich spojrzeń.
Co za dziwna sytuacja. Nie jestem pewna, czy to alkohol w moim ciele, czy może mam już jakieś zaburzenia psychiczne, ale wydawało mi się, jakby Victor Alexandrow dosłownie rozbierał mnie wzrokiem. Ohyda… Pośpiesznie wymazuję te obrazy z głowy. To nieco obleśne.
Wychodzę na zewnątrz i zauważam sporą część gości podzielonych w grupki. Niektórzy palą, piją, a inni zażarcie o czymś dyskutują. Przeciskam się obok i przechodzę na parking, modląc się w duchu, by znalazła się tam jakaś dobra duszyczka, która właśnie będzie wracać do Berlina i mnie podrzuci.
Jednak nic.
Idę dalej i nie widzę już tutaj żadnej żywej istoty. Wszechogarniającą ciemność rozświetlają jedynie ozdobne lampy wbudowane w skrajne brzegi podjazdu. Podążam przed siebie i zatrzymuję się dopiero przy swoim aucie. Jest strasznie zimno, ale nie zamierzam już wracać do rezydencji i odpowiadać na miliony pytań, a już tym bardziej nie chcę teraz patrzeć na Dominica.
Kolejna działka…
Co za gnój!
Wsiadam do samochodu i zamykam się w nim. Włączam radio, a potem ogrzewanie, by pozbyć się wstrząsających moim ciałem dreszczy. Gdy cicho zaczyna płynąć melodia jakiejś gównianej miłosnej piosenki, kładę głowę na zagłówek i zaciskam powieki, aby nagromadzone w moich oczach łzy nie popłynęły. To na nic. Już w połowie utworu nie jestem w stanie nic z tym zrobić. Po prostu płyną, a ja po raz kolejny w życiu płaczę przez faceta, mimo że obiecywałam sobie nigdy więcej tego nie robić.
– Jesteś taka słaba i żałosna, Cruz! – gadam sama do siebie, gdy kolejne łzy wyciekają mi na policzki.
Nawet nie wiem, ile czasu tak siedzę, bo otwieram oczy dopiero, kiedy mój telefon po raz trzeci zaczyna natarczywie dzwonić. Wyciągam go, a zauważywszy, że to Dominic, zaczynam szlochać jeszcze głośniej. Odrzucam połączenie. Tyle że po chwili rozbrzmiewa kolejne.
– Odrzuć! – skamlę płaczliwie do telefonu.
I znów to samo. Z irytacją zerkam na wyświetlacz, jednak tym razem to połączenie od Aśki. Postanawiam odebrać, bo jej tego nie zrobię. Pewnie się martwi, a ja nie chcę ponownie sprawiać jej problemów. Pociągam nosem, odchrząkuję, żeby nie usłyszała, że płakałam.
– Halo?
– Gdzie jesteś?
– No…
– Nada, ty płaczesz? – pyta zaniepokojona, jakby właśnie to do niej dotarło.
– Nic mi nie jest – odpowiadam, bo raczej nie uwierzy, gdy powiem, że tego nie robię.
– Daj mi ten telefon! – Słyszę w słuchawce przygłuszony głos Kamila, więc domyślam się, że właśnie zabiera Aśce komórkę. – Nadia, posłuchaj, Dominic cię wszędzie szuka…
– Mam to gdzieś! – przerywam mu wkurzona, bo nie chcę nawet słyszeć o Dominicu.
– Nadia, do cholery! On chce jechać do ciebie do domu, bo myśli, że tam cię zastanie.
– To ma pecha, nie znajdzie mnie tam. Niech się nie wysila – ucinam szorstko.
– On jest napierdolony!
– Mam to w dupie!
– Nadia! – naskakuje na mnie wściekle Kamil, co rozsierdza mnie jeszcze bardziej.
– Skoro jest pijany, to go zatrzymaj – mówię dobitnie, wzruszając przy tym ramionami. Chyba naprawdę chcę udawać sama przed sobą, że osoba Dominica i to, co on robi, nic mnie nie obchodzi.
– Myślisz, kurwa, że nie próbowałem?! Zrób coś, zanim oboje będziemy mieli go na sumieniu! – wrzeszczy, tak że aż muszę oderwać telefon od ucha, żeby nie popękały mi bębenki.
– Zamknij się! Nie jestem głucha!
Wkurzona chwilę zbieram się w sobie, ale zaraz wysiadam z samochodu. Trzaskam drzwiami, chcąc dać upust choć niewielkiej części mojego wzburzenia, bo nie dość, że muszę znosić obelgi i dupkowate zachowanie Dominica, to jeszcze mam być tą, która musi się zajmować tym dwudziestodziewięcioletnim rozwydrzonym bachorem.
– Gdzie on jest? – rzucam zirytowana do słuchawki, kierując się w górę podjazdu.
– Był w garażu – tłumaczy Kamil, na co przyśpieszam w tamtą stronę. Prawie biegnę, kiedy widzę, że brama się podnosi.
Rozłączam się i wchodzę do podziemnego garażu. Od razu go zauważam. Ledwo trzymając się na nogach, usilnie stara się otworzyć drzwi ferrari. Podchodzę do niego i zanim zdąży mnie zauważyć, wyrywam mu klucze z dłoni.
– Nigdzie nie jedziesz, a to… – pokazuję mu klucze, gdy się do mnie odwraca – …oddam ci jutro, kiedy wytrzeźwiejesz.
Dominic chwiejnym krokiem stara się do mnie zbliżyć, ale się zatacza. Wyklinając pod nosem swoje beznadziejne szczęście, chwytam go w pasie i podprowadzam pod auto, żeby chociaż się o nie oparł. Przytula mnie, na co aż cała sztywnieję. Nie chcę, by to robił. Jestem na niego wściekła.
– Kochanie… – Wtula się twarzą w moje włosy i zamyka moje ciało między szczelną ramą swoich mocarnych ramion. Wzdycham z irytacją. Kłótnie z nim w tym momencie i tak nic nie dadzą. – Szukałem cię wszędzie. Gdzie byłaś?
Chyba sobie kpi z tym pytaniem. Mam ochotę na niego nawrzeszczeć, ale myślę, że nie miałoby to żadnego sensu.
Gdy zaczyna całować moje skronie, a ustami coraz bardziej wędruje ku moim, wyrywam mu się i mierzę go gniewnym spojrzeniem.
– Zadzwonię po Kamila. Zabierze cię do apartamentu. – Jeszcze bardziej się odsuwam, by zachować między nami odpowiedni dystans i żeby nie był w stanie mnie dotykać.
– Jesteś na mnie zła?
Mało nie parskam ironicznym śmiechem. Nie, skąd… Wszystko jest cudownie.
Już nawet nic nie mówię. Odchodzę jeszcze o krok, nie przestając mierzyć go surowym wzrokiem, i wybieram numer Kamila. Jak na złość oczywiście w tym miejscu nie ma ani kreski zasięgu. Wzdycham zirytowana.
– Skarbie, przepraszam. Nie wiem, dlaczego to powiedziałem – bełkocze. – Wybacz mi, błagam.
– Dominic, to nie jest czas na takie rozmowy. Jesteś pijany – ucinam jego brednie.
Rano i tak pewnie nie będzie nic z tego pamiętał, więc rozmowa jest bezcelowa.
Odwracam się i wychodzę z garażu, żeby złapać choć kreskę zasięgu i zadzwonić po Kamila.
– Nadia, błagam… ja muszę to usłyszeć. Muszę usłyszeć, że nadal jesteś moja.
– Daj spokój – uciszam go, nawet na niego nie patrząc.
– Błagam…
Dociera do mnie jakiś łoskot, więc z myślą, że pewnie się wywrócił, odwracam się. Dosłownie wytrzeszczam oczy, kiedy widzę, że on klęczy przede mną. Co on robi? Powaliło go?!
– Nie możesz mnie zostawić. To mnie zabije. – Wlepia we mnie smutne spojrzenie, a po chwili zauważam, że po policzku spływa mu łza.
Zastanawiam się, czy to nie alkohol w tym momencie płacze, ale mimo wszystko próba utrzymania całej mojej złości zaczyna się sypać, gdy widzę go takiego. Gdzie się podział mój dominujący, charyzmatyczny Dominic?
– Dominic, nie rób scen i wstań – nakazuję. Podchodzę i ciągnę go za ramię, ale tylko obejmuje moje uda, wtula się w nie, a spojrzenie zagłębia w moich oczach.
– Proszę, musisz mi wybaczyć. Nie mogę dać ci odejść. Nie potrafię tego zrobić. – Powoli opuszcza głowę, a na betonowej posadzce robi się niewielka mokra plama od jego łez.
Dosłownie ściska mnie w gardle.
Cholera, jestem taka słaba.
– Nie dam rady dać ci tak po prostu odejść. To jest za trudne. Sama myśl, że mnie zostawisz, już teraz tak kurewsko boli.
Słysząc to wszystko i widząc go w tym nietypowym stanie, klękam przed nim. Biorę w dłonie jego twarz, unoszę ją i ocieram opuszką ślad po łzie.
– Nigdzie się nie wybieram, Dominic – zapewniam, na co wpija we mnie spojrzenie swoich ciemnych, wypełnionych łzami oczu.
Jezu, nie mogę na niego patrzeć w tej chwili. Zdecydowanie wolę tę pewną siebie wersję Dominica Alexandrowa.
– Nie mogę dać ci odejść, nie dam rady tego zrobić, oddam, co tylko mam, żebyś była bezpieczna – ciągnie, wpatrując się we mnie uporczywie. Puszczam mimo uszu to, co bredzi, bo nie wiem, co ma jedno do drugiego. – Przyrzekam, nie pozwolę, by coś ci się stało, by ktoś cię skrzywdził. Będziesz ze mną bezpieczna. Obiecuję.
– Wiem – ucinam jego pijackie mamrotanie i głaszczę jego policzek. – Pójdziesz teraz do apartamentu? – pytam, chcąc go w końcu stąd zabrać.
– Nie chcę iść do apartamentu. Pojedźmy do domu. Razem.
– Dominic, nie damy rady pojechać ani do mnie, ani do ciebie, bo ja też piłam – tłumaczę, podnosząc się.
Podaję mu rękę. Wstaje, a ja muszę wytężyć wszystkie siły, by pomóc temu postawnemu mężczyźnie dźwignąć się do góry. Przystaje przede mną i nawet nie wiem, kiedy zostaję zamknięta w jego stalowym objęciu.
– Chodź – nakazuję łagodnie, wyswobadzając się z jego ramion. Widzę, że wyraźnie nie jest to po jego myśli.
– Dam radę cię odzyskać? – Przeszywa mnie niemal na wskroś płonącym spojrzeniem.
Wzdycham ciężko. Już sama nie jestem pewna, co teraz czuję. Kocham go, ale znów mi to zrobił, a ja nie wiem, ile jeszcze będę w stanie znieść tych ciągłych tajemnic, kłótni i całej reszty.
– Porozmawiamy o wszystkim, ale jutro. – Składam lekki pocałunek na jego suchych ustach, by odpuścił. – A teraz proszę, chodź.
Wprowadzając Dominica do holu, zamieram, widząc nieprzychylną minę jego ojca. Zerkam niepewnie, gdy Victor biegnie w naszą stronę i bierze syna pod drugie ramię.
– Wypierdalaj! – Prawie podskakuję, słysząc odrazę w głosie Dominica skierowaną do Victora. Z impetem wyrywa ojcu ramię, przez co oboje się chwiejemy.
– Nadia nie da rady w pojedynkę dociągnąć cię na górę! Puść ją! – warczy na syna Victor.
Obaj mierzą się wściekle wzrokiem, a ja, stojąc w objęciach Dominica, czuję, jak jego wszystkie mięśnie raptownie się napinają. To nie jest normalne, żeby ojciec z synem zachowywali się w ten sposób, ale nie chcę się wcinać w ich spory. To nie moja sprawa. Wiem, że Victor nigdy nie był troskliwym ojcem, przez co Dominic traktuje go oschle, ale takie zachowanie przechodzi moje najśmielsze oczekiwania.
Kiedy tylko dostrzegam zbliżającego się Kamila, oddycham z ulgą. Chociaż on będzie w stanie mi pomóc. Nawet nie muszę go o to prosić, w try miga podbiega i bierze Dominica pod ramię, uwalniając mnie od jego ciężaru.
– Zajmę się nim – mówi do Alexandrowa i ciągnie mojego mężczyznę w stronę windy. – Chodź, stary.
– Bez niej nie idę – obwieszcza stanowczo Dominic, na co jego ojciec obrzuca mnie pytającym spojrzeniem.
Więc jeżeli do tej pory Victor Alexandrow nie wiedział, że sypiam z jego synem, teraz ma już co do tego pewność.
– Nadia też idzie. Chodź, bo się nie ruszy – Kamil zwraca się tym razem do mnie.
Pośpiesznie podążam za nimi holem. Chcę jak najszybciej uciec z pola widzenia Alexandrowa, bo zaraz podziurawi moje ciało wzrokiem.
– Gdzie Aśka? – pytam gniewnie Kamila, nadal wkurzona za jego wybuch przez telefon.
– W klubie – odpowiada krótko. Kiedy próbuję się oddalić, zatrzymuje mnie. – Hej, przepraszam, że tak na ciebie naskoczyłem.
– Spoko, rachunek za moją wizytę u laryngologa dostaniesz drogą mailową – oświadczam niewzruszona.
Kąciki ust Kamila natychmiast zaczynają drgać w uśmiechu. Mogę udawać złą, ale jego rozbrajający, zuchwały wyszczerz szybko sprawia, że przestaję się gniewać.
– Mocno jestem rozmazana? – Odwracam się w jego stronę, by przyjrzał się dokładniej mojej twarzy. Nie chcę, żeby w klubie widzieli, że ryczałam.
– Nie. Trochę tutaj… – Pokazuje, a gdy nie trafiam w odpowiednie miejsce, widzę, że chce to zrobić za mnie. Kątem oka zerka też na Dominica, a jego ręka dosłownie zamiera w powietrzu.
– No tylko, kurwa, spróbuj… – cedzi Dominic, przyglądając mu się tym samym niebezpiecznym spojrzeniem, którym obdarzył również wstrętnego sterydziarza podczas naszego pierwszego spotkania.
Przewracam oczami, a Kamil spogląda na mnie podłamany.
– Jedź z Kamilem, ja zaraz wrócę – mówię do Dominica, chcąc przykuć tym jego uwagę do siebie. – Muszę zamienić parę słów z Aśką – tłumaczę, patrząc mu prosto w oczy, by pozwolił mi odejść.
– Pójdę z tobą.
– Ledwo stoisz na nogach – zatrzymuję go w pół kroku. Przystaję przed nim i gładzę jego policzek, by odpuścił. Natychmiast obdarza mnie swoim ciemnym, przeszywającym do szpiku kości spojrzeniem. – Obiecuję, zaraz wrócę.
– Na pewno?
– Tak.