Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
W historii pojawiają się osoby o ponadludzkiej energii produktywnej. Tworzą one coś dzięki własnej żywiołowej sile i na nadchodzące stulecia kładą podwaliny pod prawa myśli oraz działania. Nie należał do nich cesarz Karol V. Można go zaliczyć do innej grupy: tych zwanych wielkimi, gdyż skoncentrowały się w nich odwieczne siły historii, gdyż stopili w nowe formy odziedziczone idee władzy, wiary i postępowania, tym samym rozwiązując w samych sobie wieczne sprzeczności ludzkie.
Z tego punktu widzenia można również i jego nazwać budowniczym.
Karol V wyniósł dynastię habsburską na szczyty wielkości. Zjednoczył i uzupełnił jej ziemie; połączył stare burgundzkie idee rycerstwa z sumienną pobożnością niderlandzką, hiszpańskim samoograniczaniem i uniwersalnymi tradycjami cesarstwa rzymsko-niemieckiego, tworząc postawę typową później dla jego dynastii. W tym samym czasie z wielu odziedziczonych ziem zbudował nowy imperializm europejski (i w pewnym sensie zamorski) ? światowe imperium zależne po raz pierwszy w historii nie od podbojów i jeszcze mniej od współzależności geograficznych, ale od teorii dynastycznej oraz jedności wiary.
Cesarz dał swemu państwu nie tylko nowe fundamenty, lecz i ambicje, które znalazły wyraz w konflikcie niderlandzkim oraz wojnach w Niemczech, Włoszech i Hiszpanii.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 850
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
© Copyright
Wydawnictwo Napoleon V
Oświęcim 2019
Wszelkie Prawa Zastrzeżone
© All rights reserved
Tłumaczenie:
Miłosz Młynarz
Redakcja techniczna:
Mateusz Bartel
Strona internetowa wydawnictwa:
www.napoleonv.pl
Kontakt: [email protected]
Numer ISBN: 978-83-8362-914-8
W historii pojawiają się osoby o ponadludzkiej energii produktywnej. Tworzą one coś dzięki własnej żywiołowej sile i na nadchodzące stulecia kładą podwaliny pod prawa myśli oraz działania. Nie należał do nich cesarz Karol V. Można go zaliczyć do innej grupy: tych zwanych wielkimi, gdyż skoncentrowały się w nich odwieczne siły historii, gdyż stopili w nowe formy odziedziczone idee władzy, wiary i postępowania, tym samym rozwiązując w samych sobie wieczne sprzeczności ludzkie.
Z tego punktu widzenia można również i jego nazwać budowniczym.
Karol V wyniósł dynastię habsburską na szczyty wielkości. Zjednoczył i uzupełnił jej ziemie; połączył stare burgundzkie idee rycerstwa z sumienną pobożnością niderlandzką, hiszpańskim samoograniczaniem i uniwersalnymi tradycjami cesarstwa rzymsko-niemieckiego, tworząc postawę typową później dla jego dynastii. W tym samym czasie z wielu odziedziczonych ziem zbudował nowy imperializm europejski (i w pewnym sensie zamorski) – światowe imperium zależne po raz pierwszy w historii nie od podbojów i jeszcze mniej od współzależności geograficznych, ale od teorii dynastycznej oraz jedności wiary.
Cesarz dał swemu państwu nie tylko nowe fundamenty, lecz i ambicje, które znalazły wyraz w konflikcie niderlandzkim oraz wojnach w Niemczech, Włoszech i Hiszpanii.
Młodszej gałęzi dynastii Karol powierzył dawne prawa do ziem naddunajskich, dających duże możliwości, ale i przynoszących równe zagrożenia, on sam zaś przeniósł centrum swej władzy z Niemiec oraz Burgundii do rozwijającej się Hiszpanii. W ten sposób zdecydował o przewadze hiszpańskiej części rodu, trwającej następne półtora stulecia. Dzięki oparciu się nie na Niemczech, ale Hiszpanii mógł odzyskać zwierzchność nad dawnymi posiadłościami cesarstwa: Mediolanem, Toskanią czy nawet Neapolem; tym sposobem zmienił przebieg osi cesarstwa, tak długo ciągnącej się z północy na południe, na kierunek Madryt-Rzym, przez wiele lat chroniąc Włochy od ataków Francji. Karol oparł teorię cesarstwa na Hiszpanii, w kontekście całej Europy odzyskując dla siebie i syna stosunki z papiestwem jako mocarstwem włoskim, charakterystyczne dla dawniejszych czasów imperium. Głęboko zakorzenione w niemieckiej historii powody kazały mu kierować się w relacjach z protestantami względami tak politycznymi, jak kościelnymi. W światowej walce o dawny Kościół cesarz miał doświadczyć gorzkiego upokorzenia, gdy opuścił go papież, a do żywego dotknęło przymierze katolickiej Francji z Turcją. Tak jak Hohenstaufowie, uważał duchową stronę papiestwa za gwałtownie przeciwną politycznej, a intensywność przekonań Karola – i religijnych, i politycznych – rozdmuchała tę sprzeczność do rozmiarów gigantycznych konfliktów.
To samo utajone napięcie cechuje politykę wewnętrzną. Wysoce scentralizowana polityka Karola nieuchronnie zdominowała terytorialne podziały jego poszczególnych ziem; cesarz zrezygnował ze zużytych form opartych na podupadającej władzy feudałów i miast, ich specjalnych przywilejów, lokalnych waśni i zmiennych sojuszy, wprowadzając wyższe koncepcje polityczne. Burgundczyk ze starej szkoły, ów wielki realista Commines, barwnie opisał kontrast między osobistymi rywalizacjami wielkich panów swego czasu a humanistyczną teorią państwa, wspartą przez uniwersalne zasady, powszechne wśród doradców Karola V. Jego dynastyczna polityka światowego mocarstwa nadała dominującym ideom europejskim tego stulecia, w którym narodziło się państwo narodowe, kierunek obecny i dziś.
Władca ten, opromieniony blaskiem cesarstwa, stał się w Hiszpanii (nie bez wsparcia swych uniwersalnych teorii) architektem państwa narodowego, pod które fundamenty położyli Ferdynand i Izabela. Choć Karol musiał zwalczać separatyzm poszczególnych królestw, jego polityka małżeństw umożliwiła efemeryczną unię z Portugalią i zjednoczenie całego Półwyspu Iberyjskiego, skąd wypłynęło tak wielu ludzi, by okrążyć świat.
Z kolei w Niemczech i Włoszech struktura cesarstwa i przestarzałe idee polityczne długo hamowały rozwój państw terytorialnych, które dzięki uniwersalnej polityce Karola zyskały wreszcie środki, by stać się potęgami europejskimi. Kontakt z zasobami światowego imperium zdecydował o ich przyszłości. A jednak tenże cesarz, który najbardziej poszerzył cesarstwo niemieckie, odpowiadał także za jego rozpad. Mógł z łatwością ponownie przyłączyć Niderlandy do swego państwa, ale dokonał ich podziału. Wystawił na niebezpieczeństwo Alzację i przeniósł ambicje Francji z Włoch na Lotaryngię. Jako władca Niderlandów przeciwstawiał się niemieckiej lidze hanzeatyckiej, a jego postępowanie względem szwagra, Chrystiana II, częściowo odpowiadało za utratę przez Danię rangi północnego mocarstwa. Księstwa północnoniemieckie odkryły nową siłę w protestantyzmie, w momencie śmierci Karola zajmując mocną pozycję. Wzmocniły się także państwa katolickie. Cesarz pozostawił gałęzi austriackiej problem religijny oraz zagrożenie tureckie, ale nie oddał jej Hiszpanii, Mediolanu czy Burgundii, zmuszając do liczenia jak nigdy przedtem na pomoc niemieckich współwyznawców.
Stosunki z Niderlandami i Danią wplątały go w sprawy północy, ale Karol nie zajął nigdy jasnego stanowiska w sprawie nowych potęg handlowych, Anglii i Szkocji. Zmiany osobistych sojuszy i wyznawane idee polityczne zmuszały go do lawirowania między bliską współpracą a otwartą wrogością. Wynik tych zabiegów miał także wzmocnić teorię państwa narodowego.
W życiu Karola V istniało wiele pozornych sprzeczności, miało ono jednak wewnętrzną jedność. Jego karierę zdominowała zasada dynastyczna, wyrażająca się w nim bardziej energicznie i skutecznie niż w jakimkolwiek innym władcy w historii świata. Jej moralny nacisk odczuwał jako człowiek i jako władca, podążając drogą pełnych śmiertelnych pokus. Osoba Karola urzeczywistniała doktrynę związków pokoleń, odpowiedzialności względem przodków i następców. Uważał zasadę dynastyczną nie tylko za teorię dziedzicznej władzy, narzędzie trwałego bezpieczeństwa państwa, ale i głęboki, niemal religijny obowiązek. Karol nie różnił się od innych władców tej epoki fizycznymi słabościami, ale znacznie przewyższał ich politycznym uświęcaniem swego małżeństwa, dwornym, godnym króla szacunkiem okazywanym małżonce, Jej Wzniosłej Wysokości Cesarzowej. Żaden ojciec nie potrafiłby okazać większej troski o duchowy i materialny dobrobyt dzieci niż ów cesarz, który przez czterdzieści lat panowania wędrował niestrudzenie z kraju do kraju, prowadził wojnę za wojną, negocjował traktat za traktatem i z trudem można się dopatrzeć, by spędzał w swej siedzibie nieprzerwany rok. Przeżyjemy ten czas w jego towarzystwie.
Szczegółowy wgląd w jego charakter i przekonania umożliwia nam jedna okoliczność. Niderlandy, rodzinny kraj Karola, stanowiły ojczyznę wielu wielkich nauczycieli, teologów i humanistów. Za jego panowania na głównych stanowiskach państwa pojawili się poważni, uczeni doradcy. Cesarz, częściowo dzięki doświadczeniom kontrolowanej przez innych małoletniości, świetnie rozumiał swą pozycję władcy i w sprawach państwa nie zamierzał poddawać się wpływom arystokracji. Zbierał za to wokół siebie ludzi uczonych i rozumnych, mocnego ducha i twórczych. Dzięki tym okolicznościom książę, który z racji dziedzictwa mógłby nie żywić większych ambicji niż bycie szlachcicem i rycerzem, stał się stopniowo gorliwym pracownikiem, skrupulatnie gromadzącym listy i raporty, czasami oddającym się nawet nawykowi introspekcji oraz refleksji. Przez wiele wieków trudno znaleźć władcę, który mógłby z nim rywalizować w liczbie pozostawionych istotnych dokumentów. Żyli bezcelowi pedanci, jak angielski Jakub I, teologowie i poeci, ale do czasów Fryderyka Pruskiego nikt więcej nie tworzył ze spraw państwa spontanicznej literatury. Zachowały się dziesiątki tysięcy listów z cesarskim podpisem, a całkiem sporą ich część Karol napisał własnoręcznie. Mając ledwie 20 lat, młody władca zaczynał od szkicowania ważnych memorandów, protokołów i not dla pamięci. Jako człowiek dojrzały stworzył suchą, ale głęboką relację ze swej drogi, która wraz z instrukcjami dla syna odzwierciedla niezwykle drobiazgowo i wyraźnie pedantyczną sumienność natury cesarza. Wychodzące spod jego ręki prywatne listy, nawet adresowane do cesarzowej, stawały się oficjalnymi dokumentami, ojcowskimi napomnieniami, politycznymi testamentami.
Dzięki działaniom i wyznaniom, motywom oraz metodom zachowania w polityce i życiu prywatnym widzimy, jak na naszych oczach Karol dojrzewa i się rozwija. Możemy obserwować go od dzieciństwa do przedwczesnej starości; to uosobienie całej epoki staje się dla nas człowiekiem z krwi i kości. Co najdziwniejsze, to dzięki jego dojrzewaniu i rozwojowi, a nie schyłkowi życia, odkryjemy, że ten ostatni ubarwiały te same pragnienia, które rozpłomieniały jego młodość. W jego młodości dostrzeżemy też zwiastuny wieku późnego, tęskne marzenia o odpoczynku i myśli o śmierci. Jego życie tworzy samo w sobie zamknięte koło.
Dynastia Habsburgów pochodziła znad górnego Renu. Do władzy książęcej doszła w Austrii, gdzie już za czasów Rudolfa jej książęta zauważali dla siebie szanse w basenie Dunaju, naturalnie połączonym z Czechami i Węgrami. Później Habsburgowie padli jednak ofiarą losu, który dotykał wszystkie germańskie i niemieckie dynastie od Merowingów do Welfów i Wittelsbachów – samozagłady przez podziały dziedzictwa. Król i cesarz Fryderyk, bezsilny w cesarstwie, musiał podzielić nawet ziemie Habsburgów z kuzynem, Zygmuntem Habsburgiem, i stracił Austrię, jądro swych posiadłości, gdy w 1485 roku do jej stolicy, Wiednia, wkroczył król Węgier Maciej Korwin i pozostał tam do śmierci w 1490 roku. Jedyny syn Fryderyka, Maksymilian, dziad Karola V, długo nie mógłby liczyć na wspanialszą przyszłość, gdyby nie zdobył ręki najbogatszej dziedziczki Europy, Marii Burgundzkiej.
To prawda, że władza jej ojca, Karola Zuchwałego, była ograniczona, a ziemie rozproszone i podzielone. Terytorialne i dynastyczne powiązania z Francją oraz Anglią, pozycja nad Kanałem La Manche, handlowy dobrobyt Burgundii i wielka zamożność rodu panującego dawały jednak tak samemu Karolowi, jak jego następcom znaczny prestiż i nieograniczone widoki w polityce europejskiej. Medyceusze dopiero osiągnęli znaczenie, papieże wciąż walczyli o władzę w Rzymie, Francja z wolna dochodziła do siebie po wojnie stuletniej, a Anglia kierowała się ku konfliktowi Yorków z Lancasterami; w Europie połowy XV stulecia nigdzie nie dawało się znaleźć takiego mnóstwa złotych sztab, klejnotów, złotej i srebrnej zastawy, przepięknych dzieł sztuki, co na dworze burgundzkim.
Jej władcy wywodzili się z młodszej linii francuskiego domu panującego. Jako lenno korony posiadali księstwo burgundzkie z Dijon, a w pobliskim Chartreuse składano ich przodków (groby uległy później zniszczeniu). Inne lenna francuskie Burgundia dzierżyła na wybrzeżach Flandrii, Artois i Pikardii (z Arras, Lille, Ypres, Gandawą i Brugią). Jako lenno cesarstwa miała z kolei hrabstwo Burgundii, znane jako Franche Comté (z Dolê i Besançon), leżącą na wschód od Flandrii i nie mniej od niej bogatą Brabancję (z Brukselą, Mechelen, Leuven i Antwerpią; na północy Bois-le-Duc w dolinie Mozy). Bardziej na południe Burgundia władała Hainault (z Mons i Valenciennes), Namur nad Mozą, a na wschodzie dawnymi hrabstwami, obecnie księstwami Luksemburga i Limburga. Należał do niej wreszcie duży obszar delty Renu i obszary na północ od niej, zamieszkałe przez marynarzy oraz kupców: równiny Holandii i Zelandii, wtedy ubogie i wodniste (z Amsterdamem, Hagą, Lejdą i Delft, a na południowych wyspach Veere i Middelburg). Wszystkie te ziemie pozyskano od 1369 roku dzięki małżeństwom lub wykupom z rąk ostatnich hrabiów Flandrii, Luksemburga, książąt Brabancji i Limburga, dziedziców Wittelsbachów w Hainault, Holandii czy Zelandii. Ten luźny związek posiadłości nie należał do wyjątków w owym germańsko-frankijskim cesarstwie. Do poddanych księcia należała częściowo szlachta, od dawna osiadła w swych zamkach i majątkach, rządząca chłopami, częściowo klasa kupiecka, samoświadoma i prowadząca już handel z północą, południem oraz wschodem. Ziemie Burgundii rozdzielały włości kościelne, przede wszystkim arcybiskupstwo Cambrai, leżące na granicy Francji z Niemcami, biskupstwo Liège, rozciągające się szerokim półkolem od Hainault do Luksemburga i na północy sięgające aż do Maaseik, biskupstwo Utrechtu, przepołowione dużym hrabstwem Geldrii, bezpośredniego lennika cesarstwa. Same biskupstwa – przede wszystkim Overijssel, wschodnia część utrechckiego, Fryzja i Groningen – również formalnie znajdowały się wciąż pod bezpośrednią władzą cesarską, ale (jak i Geldria) faktycznie od dawna stanowiły część politycznego konglomeratu Burgundii. Jej społeczne zwierzchnictwo uznawała nawet Kliwia nad dolnym Renem.
Niderlandy
Krajów tych nie łączył charakter ludów, mowa, rozwój gospodarczy czy przeszłość polityczna – stąd wynikało bogactwo kultury oraz kłopotliwa różnorodność politycznych problemów. Flandria, Artois i Brabancja od dawna zajmowały się rzemiosłem, ich porty dawały kontakt ze światem i umożliwiały rozkwit handlu, przede wszystkim wełną oraz tkaninami. Tutaj kupcy włoscy z południa spotykali się z Anglikami, Szkotami czy Hanzą z północy. Na zachodzie docierano do Portugalii i Kastylii, a na wschodzie (dzięki statkom Hanzy) daleko w głąb Bałtyku. W tym ostatnim kierunku od dawna podążały także jednostki holenderskie i fryzyjskie; miasta Overijssel, Kampen, Zwolle i Deventer działały zgodnie ze starym traktatem z Hanzą, z którą rywalizowali z kolei wchodzący na rynek kupcy Holandii oraz Zelandii. Rybacy i marynarze potrzebowali soli oraz drewna, a cały ten płaski kraj, tak bogaty w bydło, musiał od pewnego czasu importować pszenicę.
Pod względem politycznym większość tych ziem należała do cesarstwa. Flandria wywalczyła jednak niezależność od Francji, choć nie uwolniła się całkowicie od jurysdykcji parlamentu paryskiego. Traktat z Arras, mający zadośćuczynić za morderstwo Jana bez Trwogi i przywrócić pokój z Karolem VII, zapewnił jednak księciu Burgundii wyjątkową pozycję względem monarchii francuskiej. Jego państwo otrzymało ostatecznie Boulogne, Artois i ziemie nad Sommą, a on sam nie musiał składać hołdu z żadnego swego lenna. Było to równoznaczne z całkowitym oddzieleniem od Francji. Książęta Burgundii nie przestali jednak wysuwać roszczeń do najwyższego po królu miejsca w królestwie – tym samym przedstawiciele linii orleańskiej i burgundzkiej, Ludwik XI i książę Burgundii, znaleźli się na tym samym poziomie co król Anglii, wciąż noszący tytuł „króla Francji”. Zmienna postawa Burgundii względem obu koron wynikała z okoliczności związanych pierwotnie tylko z polityką wewnętrzną, które stopniowo nabrały charakteru zewnętrznego. Książę Burgundii podczas spotkań tytułował jednak króla Francji „jego wysokością” – z tego właśnie powodu Karol Zuchwały marzył o niezależnym królestwie Wielkiej Burgundii, które miało powstać dzięki trwałemu przejęciu Geldrii, przyłączeniu Niderlandów do hrabstwa burgundzkiego, Lotaryngii do księstwa, najazdowi na habsburską Alzację i zamieszkałe głównie przez chłopstwo ziemie szwajcarskie oraz zyskaniu dominującej pozycji w Wogezach i Jurze. Owo dążenie do wyższego tytułu i uznania w Europie zbliżyło Karola z cesarzem Fryderykiem, by w końcu przekonać księcia do zaręczyn córki z Maksymilianem.
Wszystkie te okoliczności odgrywały rolę w wewnętrznym rozwoju kraju. Bezpośredni cel Karola stanowiło geograficzne uzupełnienie swych posiadłości. Równie gorąco pragnął je zjednoczyć wewnętrznie, zarówno dzięki ściślejszym osobistym związkom z dynastią, jak i wprowadzeniu scentralizowanego zarządzania wymiarem sprawiedliwości oraz finansami.
Oba te zamiary współgrały z ideami czołowych jego ministrów i tradycjami rodu.
Rosnące państwo burgundzkie miało wiele nowoczesnych cech; rozmaite inicjatywy gospodarcze rozwijały ożywiony handel, tworząc perspektywy porównywalne tylko z ówczesnymi miastami-państwami Włoch. Tam jednak powstawała teoria narodu – oparta na historii, choć niespełniona; państwami narodowymi stawały się też Anglia i Francja; w porównaniu z nimi Burgundia tkwiła pod tym względem w średniowieczu. Jej mieszkańcy mówili różnymi językami, dzielili też z sąsiadami po obu stronach Kanału struktury kościelne, znaczną część tradycji historycznej i kultury, tak feudalnej, jak miejskiej. Tym większą rolę w unifikacji państwa odgrywała zasada dynastyczna. Wzmocnił ją świeży zwyczaj wybierania urzędników państwowych głównie z hrabstwa Burgundii, czy przynajmniej nie z tych ziem, na których mieli działać. Część uczonych wybierano do tego zawodu z jedynego uniwersytetu w kraju (w Leuven), inni pochodzili jednak z dalszych regionów. Wyszkoleni w prawie rzymskim, wnosili z kolei wyższą i bardziej uniwersalną koncepcję państwa, której nie byli jednak w stanie wcielić w życie.
Zbyt silne okazywały się tutaj feudalne tradycje dworu. Połączone z wciąż jeszcze modnym szkoleniem rycerskim, wiązały one przywódców lokalnej szlachty ze sobą i dynastią, zachowując równocześnie w ogromnym stopniu ich stosunki z zagranicą. Wszystkich krępowała szeroka sieć politycznych sojuszy, a rozrzucone ziemie zbliżały się do siebie na skutek tendencji do tworzenia jednego państwa.
Kultura dworu burgundzkiego
Dwór i jego rycerskie tradycje stanowił z początku główny czynnik jednoczący ziemie burgundzkie. Miały one charakter zarówno francuski, jak niemiecki, znajdując się wtedy pod kontrolą szlachty i długo jeszcze pod nią pozostając. Miasta i osady traktowano przychylnie – nie tylko dlatego, że przynosiły krajowi dochody, a okolicy dobrobyt, ale również ze względów militarnych, jako twierdze i siedziby garnizonów. Mimo szerokich uprawnień samorządów (choć często kwestionowanych) nie miały one głosu w sprawach ogólnej polityki kraju, chyba że w czasach zamieszek. Polityka stanowiła wyłączną domenę szlachty i nawet duchowieństwo odgrywało tylko nieznaczną rolę. Niemal wszyscy opaci zależeli od księcia, a większe biskupstwa zostawały stopniowo wchłaniane przez władców. Nie oznaczało to oczywiście całkowitej utraty niezależności i Liège czy Utrecht wciąż mogły stanowić ogniska niezadowolenia. Wiele biskupstw obsadzali jednak bastardzi burgundzcy, otoczeni wianuszkiem własnych dzieci, co zapowiadało rozpłynięcie się ich ziem w terytoriach księstwa. Brat księcia Jan został biskupem Cambrai, mając 17 dzieci, a synowie Filipa Dobrego, Dawid i Filip, po kolei byli biskupami Utrechtu.
Kler dzięki swej sile z przeszłości utrzymał dominację jedynie w sferze intelektualnej. Wśród wyższego duchowieństwa przeważały tradycje rodowe i świecki kult rycerstwa, ale na niższych szczeblach, w mniejszych klasztorach, pojawił się pod wpływem włoskiego humanizmu nowy standard kultury, wyróżniający się intelektualną uczciwością i głębokością myśli. Z tego źródła ówczesne życie religijne czerpało siłę do oporu przed degeneracją oraz zachowaną na wieki prężność. Pobożność świeckich, przejawiająca się w dziełach beginów, podwyższeniu jakości nauczania oraz pismach w rodzaju „O naśladowaniu Chrystusa”, wydała owoce surowego piękna. Centrum tego kultu stała się wschodnia część biskupstwa utrechckiego, dolna Frankonia i dolna Saksonia.
Dwór pozostawał w kontakcie z tym prądem odnowy intelektualnej dzięki swej kaplicy, działalności kościelnej i kazalnicy, choć całkowicie dominowały na nim zwyczaje rycerskie. Owa kultura została niedawno w całej swej jesiennej chwale, lekkiej, ale widocznej już przejrzałości przywołana przez najnowszy wytwór intelektu tego kraju1. „Jesień średniowiecza” nie jest terminem ogólnym, a do miast można go używać tylko z pewnymi modyfikacjami. Klasa arystokracji, wciąż skrępowana konwencjami rycerstwa, rzeczywiście jednak dążyła ku upadkowi. Nas jednak interesuje tylko to, skąd te nowe pędy czerpały siłę, by dzielnie przebić się spod żółknącego listowia.
Literackie konwencje Burgundii stanowiły „ostatnie echo wielkiej francuskiej literatury średniowiecznej”. Anachroniczne i stylizowane myślowo oraz formalnie dzieła zachowywały jeszcze miejscami powiew dawnego kunsztu. Utrzymywało się zamiłowanie do alegorii: pierwotnie święci uosabiali rozmaite cnoty, obecnie personifikowano cnoty i występki, zdobiąc je bogato ludzkimi cechami. Zbroja ówczesnego rycerza okrywała członki Herkulesa, Jazona, Parysa czy Aleksandra nie rzadziej od Jozuego, Dawida, Cezara, Artura, Lancelota i Karola Wielkiego. Honor, rycerskie wędrówki i sławę idealizowano w sposób równie męczący, jak naturalny i znajomy autorom. Damy stanowiły odrębną kategorię, podobnie jak zazdrośnie strzeżone córki i siostry samego księcia, tu bowiem stykały się formy literackie z etykietą. Literaturę taką tworzyli nie tylko kapelanowie i sekretarze dworscy, ale i sami rycerze od majordoma Oliviera de la Marche do prowincjonalnych szlachciców w rodzaju Claude’a Boutona, który jeszcze w 1520 roku stworzył Miroir des Dames. Z tego właśnie powodu gromadzili swe słynne biblioteki, jak „wielki bastard” Antoni, hrabia La Roche w Ardenach, biskup Utrechtu Filip, Lodewijk van Gruthuys, pierwszy szambelan Marii Burgundzkiej, czy sami książęta w pałacu brukselskim. Mówiono niemal wyłącznie po francusku, w tym języku pisał Flamand Chastellain, w tej tradycji wzrastali szlachcice niemieccy, jak młodzi książęta kliwijscy, badeńscy czy palatynaccy, a nawet syn cesarza Maksymilian oraz jego dzieci i wnuki.
Szczególnej chwały przyczyniła w tym okresie Burgundii nowa sztuka malowania na drewnie, niemal na pewno czerpiąca inspirację z północnofrancuskich miniatur. Z jej prowincji pochodziły modlitewniki i godzinki, dzięki bogatym zdobieniom do dziś pozostające ozdobami naszych bibliotek. Nie można nie uznać, że ich przepych nie pozostawał w związku z duchowymi potrzebami – jeśli nie posiadacza, to co najmniej epoki. To wtedy właśnie owa forma, charakteryzująca się intensywnością uczucia, znalazła w braciach Van Eyck oraz ich następcach środek wyrazu głębi i blasku wewnętrznego ciepła duszy, niespotykanego dotąd w sztuce. Tu i w pobożnym oddaleniu Braci Wspólnego Żywota2 można wyraźnie odczuć wpływ spokojnej wsi niemieckiej, zajmującej zielone przestrzenie między Mozą a Flandrią. Jak przekonujący humanistyczni nauczyciele, którzy pochodzili z tych samych okolic, malarze także dążyli do wyjątkowej szczerości zarówno w obserwacjach, jak interpretacjach – nawet obrazy kierują się niemal filologiczną precyzją. Gandawa, Brugia czy Bruksela do dziś przechowują w swych kościołach i przytułkach klejnoty tej sztuki. Kariera Hansa Memlinga wskazuje, że największe talenty Nadrenii ściągały do Niderlandów; jego dzieła, wykonane w ósmej i dziewiątej dekadzie XV wieku dla brugijskiego szpitala św. Jana, to być może szczytowe osiągnięcia sztuki burgundzkiej. One również prezentują dowód przenikania elementu niemieckiego do kultury franko-burgundzkiej, co pełne owoce miało wydać w kolejnym stuleciu.
Nie można nie doceniać wpływu tych mistrzów na słynne arrasy, wytwarzane na eksport zagraniczny – za ich sprawą ożył w całym blasku świat romansów i mitów, postacie średniowiecznego rycerstwa – czy parady książąt, ich godła, maskarady lub inne uroczystości.
Najbardziej znaczący i żywotny okazał się jednak najwyższy zaszczyt tego dworu, Zakon Złotego Runa. Wywodził się on z zakonów wojskowych czasów krucjat, równocześnie zapowiadając nowoczesne odznaczenia dworskie. W dniu swego wesela, 11 stycznia 1430, założył go Filip Dobry „z miłości do rycerstwa oraz by bronić i głosić wiarę chrześcijańską”, zbierając wokół siebie książąt krwi, najwyższą szlachtę kraju i kilku władców zagranicznych. Za godło zakonu obrano Złote Runo Argonautów, słynne z opowieści o Jazonie i cyklu średniowiecznych legend trojańskich. Oznaczało ono przygodę, rycerski honor i niezmordowane pragnienie działania, co symbolizowały krzesiwa, tworzące łańcuch orderu. W wykładni chrześcijańskiej chodziło o runo Gedeona, na które spadła niebiańska rosa. Rycerze zakonu nosili szkarłatne, bramowane sobolami szaty, na które zakładali ciężki złoty łańcuch orderu. Ich spotkania odbywały się w chórach katedralnych i do dziś w brugijskim kościele NMP oraz kościele św. Rumolda w Mechelen nad stallami czy wzdłuż chórów wiszą długie szeregi herbów tych prześwietnych panów. „Heretyków, zdrajców i tchórzących przed wrogiem” nie dopuszczano w szeregi zakonu. Rada generalna pilnowała nawet moralności członków i na każdym spotkaniu odbywało się powszechne oskarżanie, z którego nie zwalniano nawet władców. Rycerze wychodzili kolejno i wracali, by z pokorą wysłuchać od kanclerza zakonu, czy zdaniem kapituły zasługują na pochwałę, czy naganę. Protokoły zebrań wskazują, że takie praktyki trwały ponad sto lat. Członkowie zakonu należeli też do czołowych doradców księcia; bez ich zgody nie mógł ruszyć na wojnę, mieli też prawo niepodzielnego wymiaru sprawiedliwości na swych ziemiach.
Formalne ideały zakonu odzwierciedlały poglądy książąt na religię i moralność. Teologia nie odgrywała tu większej roli. Nawet do niebios odnoszono się na sposób dworski, formalnie i poprawnie społecznie. Rycerze zachowywali wymagane posty, czuwali, wspierali przytułki i z tą samą ograniczoną szczodrością dawali na msze za wszystkich członków dworu, od szlachty do stajennych – uwzględniali przy tym ich rangę: 500, 300 lub 100 nabożeństw. Historyk Filipa Dobrego podsumował pewnego razu zalety i występki swego pana, odkrywając, że jest on za dobry na piekło. Wyższe duchowieństwo mogło otwarcie wyrażać krytycyzm zarówno w kapitule zakonu, jak i życiu codziennym. Biskup Cambrai wygłosił w dzień św. Andrzeja kazanie na zamku w Hesdin do księcia, księżnej i całego dworu. Opowiedział w nim, jak spotkał damę zwaną „honorem książąt”, wygnaną z cesarstwa, Francji, a także z Burgundii przez czterech zbirów. Postacie prześladowców biskup opisał z obrazowym symbolizmem, przedstawiając cztery występki księcia i jego dworu – gnuśność, przepych, pochlebstwo i zdzierstwo.
„Festyn indyka” z 1454 roku ukazuje na pół groteskowo, a na pół majestatycznie bliskie związki kulturalne burgundzkiego rycerstwa z ideami średniowiecznej Francji. Rozpoczął się tuż po upadku Konstantynopola, w ostatnim roku pontyfikatu Mikołaja V, gdy całą Europę przenikał duch krucjat. Książę Burgundii także zamierzał wezwać do niej swych rycerzy; jego ojciec, książę Jan, trafił do niewoli tureckiej pod Nikopolis, walcząc pod dowództwem Zygmunta Luksemburskiego. Szereg wielkich festiwali dworskich miał zachęcić szlachtę księstwa do nowych wysiłków w służbie chrześcijaństwu. Korona, symbolizująca przewodnictwo uroczystości, przechodziła między władcami – od księcia Kliwii do Jana Burgundzkiego, hrabiego Etampes, a wreszcie samego Filipa. Na bankietach i turniejach, wśród wspaniałych strojów i imponujących widowisk mijały całe dnie. Adolf z Kliwii, pan Ravesteinu, pojawił się raz w lśniąco białym stroju Rycerza Łabędziego. Aksamit, jedwab, wiele brokatu, złote i srebrne dzwonki, pióra, najróżniejsze futra, klejnoty – wszystko to prezentowano w obfitości tylko nieznacznie przedstawianej przez ówczesne portrety. Rozkosze stołu przeplatano i doprawiano widowiskami o niesłychanym rozmachu: wspaniałym przedstawieniem o złotym runie i Jazonie w Kolchidzie; ceremonialną przysięgą nad szlachetnym ptakiem – tym razem nie pieczonym pawiem, ale żywym bażantem, co dało nazwę owemu nagromadzeniu zabaw. Ściany obwieszono gobelinami ukazującymi prace Herkulesa, a stoły pokryto srebrnym adamaszkiem. Nad krzesłem księcia wznosił się imponujący baldachim, a za nim stał stół załadowany drogą zastawą, srebrną i złotą, kryształami i szkłem. Na krótszej ścianie sali ustawiono posąg nagiej kobiety, strzeżonej przez lwa. Przy końcu stołu znajdowała się grota inkrustowana błyszczącymi klejnotami, z której tryskała fontanna. Część dań wnoszono wśród ceremonii, część opuszczano z sufitu. Nie było przerw i końca – jeden wspaniały spektakl następował po drugim, osobliwie mieszając farsę ze wzniosłym symbolizmem. Przez salę przeleciał ognisty smok, zaciekle ścigany przez czaplę. Po niezwykle wyczerpującym szeregu takich przedstawień nastąpiło najważniejsze: lament i nawoływania Kościoła. To ostatnie wygłosił sam Olivier de la Marche, stojąc na grzbiecie wielkiego słonia. Każdy rycerz zakonu usłyszał ten sam rozkaz: „Drogi synu, im za miecz dla chwały bożej i własnego honoru”.
Herold Złotego Runa odczytał wtedy przysięgę krzyżowca, którą miał złożyć każdy rycerz na „Boga, Dziewicę Marię, swą panią i bażanta”. Książę obiecał uroczyście wyzwać sułtana na pojedynczy bój. Na koniec w asyście dwunastu Cnót pojawiła się piękna panna, zwana „Łaską bożą”, dziękując rycerzom i zaklinając, by dotrzymali słowa. Rozpoczęły się tańce, w których uczestniczyły Cnoty.
Takie imprezy nie odbywały się codziennie. Dwór żył jednak w nierealnym świecie wymyślnych obrazów, podniosłych słów oraz samochwalczych pretensji, otoczony przez potężną barykadę ceremoniału i formalności. W 1545 roku pojawił się po hiszpańsku opis struktury dworu, pochodzący niewątpliwie spod pióra Oliviera de la Marche – te formy dominowały jego życie jeszcze w XVI stuleciu. Istnieli więc urzędnicy kapeli większej i mniejszej, jak wielki jałmużnik, niezliczone mnóstwo kapelanów, chór wyszkolonych chłopców, organiści; szambelanowi podlegali wszyscy osobiści słudzy władcy, towarzyszący mu od chwili przebudzenia do zasypiania i dzielący między siebie niezliczone przywileje w rodzaju podawania mu koszuli lub łańcucha orderu Złotego Runa. W kuchni i spiżarni przestrzegano szczegółowych zaleceń, jak trzymać serwetki albo ciąć oraz podawać chleb. Był jeszcze marszałek i jego podwładni, cały zastęp sług i rezydentów, gąszcz przepisów dotyczących ubiorów, jedzenia, ogrzewania, oświetlania – tak wyglądała imponująca, wystawna i całkiem bez znaczenia skorupa, pod którą żyli książę z rodziną.
Jak surowa rzeczywistość mogła przeniknąć do tego świata snu?
Jeśli o zewnętrznym kręgu pobożnych pod koniec średniowiecza można powiedzieć, że jedynie rozkoszował się złotymi promieniami Świętego Świętych, to bez wątpienia i dwór burgundzki uprawiał tylko zabawy wojenne, z wielkim hałasem i wystawnością. Gdy pod Nikopolis rycerstwo zetknęło się z żywiołem prawdziwej bitwy, poniosło klęskę. Błędem byłoby jednak nie zauważać w tym zajęciu wychowania, kształtującego siłę i odwagę. Nawet podczas waśni lokalnych owi panowie działali bardziej szorstko i brutalnie, niż można by oczekiwać od ludzi wystrojonych w klejnoty, pióra i delikatne tkaniny. Filip de Commines kilka razy opisuje w swych Mémoires, jak rycerze zyskiwali wielką sławę, zsiadając z koni i włączając się do walki. Napomyka także o źle skrywanej dzikości szlachty, palącej zwykle całe miasta i wsie, topiącej setki jeńców, odcinającej nieszczęśnikom ręce i popuszczającej cugli żądzom w sposób, który szokuje nas jeszcze dziś. Typem takiego burgundzkiego rycerza był sam Karol Zuchwały – chełpliwy, próżny, pełen niepotrzebnej brawury, nieokiełznany w działaniach oraz marzeniach. Rozpalone ambicje i poczucie własnego prawa do rządzenia, wzmocnione przez dworskie wychowanie, całkowicie zniszczyły wszystkie inne jego cechy.
Karol walczył o pas ziemi, łączący pięć miast nad Sommą, od Amiens do Saint Quentin; walczył o Liège i Lotaryngię, by połączyć Niderlandy z hrabstwem Burgundii; walczył o dominację nad górnym Renem; walczył przeciw Szwajcarom. Za tymi wszystkimi wojnami stała jednak naczelna idea: sformować, scalić i ustalić skuteczne państwo. Owi szlachcice, którzy zeskakiwali z koni i pieszo rzucali się w wir bitwy, także wyznawali ideę organizacji samowolnego rycerstwa, które mogłoby zająć swe miejsce w nowym porządku rzeczy dla honoru nowego państwa.
Maria Burgundzka i Maksymilian
Gdy Karol Zuchwały w 1477 roku padł pod murami Nancy, walcząc o już zdobytą Lotaryngię, zdawało się, że raczej osłabił państwo burgundzkie, a nie je wzmocnił. Historia nie wydała dotąd ostatecznego werdyktu co do jego postaci.
W przeciwieństwie do jego państwa.
Karol zbudował fundamenty, niezbędne do istnienia. Gdyby jego ziemie ciągnęły się do Bresse i Sabaudii, tworzyłyby naturalny korytarz między Europą północną a południową. Nawet jednak bez tego przetrwały nie tylko gwałtowność samego Karola, ale i poważniejsze próby – zmianę dynastii i rządy niepełnoletnich władców. To stąd wywodziły się wielkie polityczne koalicje Europy, a do dziś istnieją spadkobierczynie dawnego państwa burgundzkiego: Holandia i Belgia. Nie musimy rozwodzić się nad szczegółami czterech dekad wojen, które Burgundia musiała przetrwać, interesuje nas tylko to, że ów niespokojny czas ukazał lepiej od pokojowych rządów Filipa Dobrego czy krótkiego interludium Karola Zuchwałego jej siły oraz słabości. Ta wiedza pozwoli łatwiej pojąć warunki, w jakich działali kolejni władcy. Nie możemy przy tym przeoczyć faktu, że osobisty egoizm lub złudy europejskiej polityki często przysłaniały ówczesnym obserwatorom zasadnicze potrzeby tych ziem (lub nawet całkowicie je ukrywały).
Gdy potwierdziły się wieści o śmierci Karola, księżniczka burgundzka, bezbronna, ledwie dziewiętnastoletnia dziewczyna przebywała w Gandawie ze swą macochą, Małgorzatą York, oraz doradcami ojca. Jego śmiertelny wróg Ludwik XI niezwłocznie i z nieukrywaną przyjemnością rozpoczął władać „porzuconymi” lennami Karola we Francji, a nawet podjął nieudolną próbę pozyskania Flandrii. Nie dało się oczywiście utrzymać odległego księstwa Burgundii, a Lotaryngia niezwłocznie powróciła do dawnego władcy. W Geldrii, ważnej, okalającej północno-wschodnią granicę prowincji, zdobytej przez Karola od jego kuzyna Arnolda, pojawił się wpierw Jan z Kliwii, a potem wnuk Arnolda, awanturniczy Karol z Egmont, który pod ochroną francuską wystąpił przeciw panowaniu burgundzkiemu. Tymczasem Maria w Gandawie zaczęła panować w smutnych warunkach: cechy, niewiele dbając o sprawiedliwość, brutalnie aresztowały doradców jej ojca, Hugoneta i Humbercourta, by mimo jej wstawiennictwa posłać obu na szafot.
Niebo pojaśniało jednak, gdy pojawiło się wspaniałe poselstwo od narzeczonego Marii, a wkrótce jak książę z bajki przybył sam osiemnastoletni Maksymilian. Mieszczanie wznieśli łuki triumfalne i tłumnie pozdrawiali go na ulicach okrzykami: „Cesarz i więcej niż cesarz!”. Szlachta i miasta stały zresztą niezłomnie przy dynastii, co zdawało się potwierdzać moc teorii zjednoczonego państwa. Także nad granicami zdarzali się mężni wojownicy, walczący ze zdrajcami w rodzaju d’Esquerdes’a, pana na Crèvecoeur; los Artois został rozstrzygnięty przez zachowanie szlachty i mieszczan, a nie dawne prawa. Maksymilianowi dopisywało szczęście w polu: w 1479 roku pod Guinegate (na południe od Thérouanne) i później obronił większość niderlandzkiego dziedzictwa żony, zachowując je dla dzieci.
W 1478 roku urodził się bowiem Filip, a w 1480 Małgorzata. Od 27 marca 1482 roku dzieci znalazły się w centrum sceny politycznej, gdy ledwie 22-letnia księżna zmarła w kwiecie młodości na skutek wypadku na polowaniu. „Opłakiwana i żałowana przez wszystkich poddanych i tych, co ją znali, jak żadna władczyni wcześniej”, głosi napis na wspaniałym pomniku, umieszczonym w wyniosłym chórze brugijskiego kościoła NMP; pyszna wspaniałość gotyckiej katedry zdaje się tylko ogromnym puzdrem dla tego jednego klejnotu.
Wciąż młody Maksymilian stał się w ten sposób jedynie opiekunem i regentem swych dzieci. Od tego zaczęły się jego poważne kłopoty: był obcym, urodzonym gdzie indziej, i potrzebował zagranicznych wojsk, by zachować swą pozycję; co więcej, prezentował zawsze niemile widzianą chęć – samodzielnego rządzenia.
Do jego zadań należała obrona ziem przed Francją oraz władanie rozproszonymi prowincjami według chęci Karola Zuchwałego, czyli jak jedną całością. Na drodze drugiego celu stała istotna przeszkoda: Maria pod naciskiem wydała w 1477 roku „wielki przywilej”, rezygnując ze świeżo osiągniętej jedności swych ziem. Maksymilian musiał ją przywrócić, by państwo nie rozpadło się na części, podobnie jak cesarstwo.
Tego rozpadu życzyły sobie jednak w krótkowzrocznym egoizmie główne miasta, przede wszystkim „trzy konary Flandrii”, tradycyjne centra przemysłu i handlu – Gandawa, Ypres i Brugia, wsparte przez Brukselę i Leuven. Zupełnie inne nastroje panowały na południu i w pozostałych miastach Brabancji, przede wszystkim Antwerpii, zyskującej właśnie na znaczeniu kosztem Brugii. Różnice te nie wynikały więc z rasy czy języka, ale interesów ekonomicznych. Gandawczycy życzyli sobie na przykład politycznej ochrony i przywilejów od króla Francji, żądając przy tym, by na dworze mówiono po flamandzku. Z kolei walońska prowincja Hainault ustępowała w wierności Maksymilianowi tylko okręgom północnym, gdzie dominował język dolnoniemiecki. W 1488 roku Brugia wykazała zarówno brak zaufania do przyszłości, jak i uległość bezczelnym atakom demagogów, więżąc Maksymiliana, który ufnie przybył do miasta już jako król rzymski. Na gospodarczą postawę Flandrii wpływały też głębsze przyczyny; dawniej zajmowała ona protekcjonistyczne stanowisko względem Anglii, gdy Antwerpia, by użyć tego zwrotu, wierzyła w wolny handel.
Gdy zmieniała się dynastia, szlachta oczywiście zyskiwała na znaczeniu. Przesadą byłoby sugerować, że brak sympatii do Maksymiliana wepchnął ją w ramiona partii francuskiej, ale wielu jej członków rozumiało kulturalne powiązania z Francją. Maksymilian musiał zajmować się setkami innych problemów cesarstwa oraz ziem habsburskich, miał też wiele niedostatków jako człowiek. Nie zadowalało go zewnętrzne i wewnętrzne zjednoczenie tych krajów; porywczy i impulsywny, ulegał każdej pokusie gorącego temperamentu. Jak wielu wybitnie utalentowanych ludzi, nie miał kompletnie mocnego charakteru. Gdy tylko został uwolniony przez brugijczyków, ogłosił na przykład, że posiada cesarską sankcję, by złamać warunki pokoju, który musiał z nimi podpisać. Zniechęciło to niezdecydowanych dotąd szlachciców, a przede wszystkim Filipa Kliwijskiego z Ravesteinu, siostrzeńca Filipa Dobrego ze strony matki, najważniejszego z książąt krwi, jak zwano potomków dawnych władców. Charakterystyczną cechę tradycyjnej relacji Flandrii z dynastią stanowiło uznawanie się owych książąt za naturalnych regentów prowincji – inne pozostawiali Maksymilianowi.
Musimy zatrzymać się przez chwilę przy burgundzkiej szlachcie czasów Maksymiliana, by jasno opisać jej strukturę oraz podłoże kulturalne. Członkowie tej klasy odgrywali pewną rolę na dworze i w rządach, ale nie zatracili dawnej niezależności, dzięki której czuli się równi księciu. Władca dążył do uzyskania pełnej zwierzchności, choć pod względem feudalnym zależał od Francji i cesarstwa, a szlachta przez tyle lat popierała koronę francuską w walce anglo-burgundzkiej, że i ona w pewnym sensie zyskała międzynarodowe znaczenie.
Część ze zbuntowanych przeciw Maksymilianowi opuściła kraj i powróciła do króla Francji jako swego drugiego legalnego zwierzchnika. Filip Kliwijski uczynił to z pewnym wahaniem, by zostać gubernatorem Genui, dowódcą francuskiej floty na Morzu Śródziemnym i dowódcą desantu na Lesbos. Ponieważ walczył także w wojnach flamandzkich, po powrocie do domu mógł dzięki tym doświadczeniom napisać księgę o sztuce wojny na lądzie i morzu – imponujący pomnik szerokiej kultury autora. Jego niedawno odnowiony pałac pozostaje obecnie jedyną pamiątką starej szlachty burgundzkiej w Brukseli.
Szlachta okazała się tym sposobem częściowo zinternacjonalizowana, a częściowo skupiona wokół dworu. Pod wpływem tego ostatniego jej władza rozpraszała się jednak w kraju: książęta krwi wchodzili przez małżeństwa do czołowych rodzin i dziedziczyli ich majątki; ich potomkowie tracili w drugim pokoleniu „zaszczytny tytuł” bastarda i jak reszta szlachty przybierali nazwiska od posiadłości. Szlachta była przeważnie nie tylko zasobna w ziemie i zasiedziała w swych włościach, ale i wyręczała księcia, zajmując najważniejsze urzędy lokalne – gubernatora, namiestnika, wielkiego bajlifa czy seneszala. Pełniący je mogli się pojawiać na dworze władcy jako dziedziczni przedstawiciele prowincji. Owe atrybuty władzy, które nadały tak wielkie znaczenie książętom orańskim, Egmontom czy Hornom, szlachta zdążyła już uzyskać w tej epoce. Zajmowała najważniejsze pozycje z nadania księcia lub własnego, zasiadała w radzie, należała do Zakonu Złotego Runa, równocześnie w naturalny sposób przewodząc własnym ziemiom.
Tak postępowali Wassenaerowie w Holandii czy Borselowie w Zelandii, którzy wymarli na Wolfarcie w 1487 roku. W północnej Brabancji widzimy Hoogstraetenów czy ród Berghe, władający Brabancją Walońską i Zevenbergen; Jan Berghe był pierwszym szambelanem młodego Filipa i gubernatorem Namur. Ród Lalaingów z południa odziedziczył ziemie i tytuły Hoogstraetenów. Antoni Lalaing, pan na Montigny, stał się dzięki małżeństwu z Izabelą Culembourg władcą Hoogstraeten i Borsele; dziennik podróży do Hiszpanii w orszaku Filipa wskazuje, że ów 22-latek był już człowiekiem spostrzegawczym i wykształconym.
Nad dolnym Renem panował ród Kliwia-Ravenstein, w Brabancji majątek oraz potęgę osiągnęła dynastia Nassau. Urząd seneszala tej ostatniej prowincji przeszedł w 1504 roku z rąk Engelberta Nassau-Breda, który walczył pod Guinegate, do jego bratanka, Henryka Nassau-Dillenburg. Na granicach Limburga rządziła rodzina Hornów, której potomek jako biskup Liège został udzielnym księciem (podobnie jak potem Korneliusz Berghes). We Flandrii warto wspomnieć tylko jeden ród, co rzadkie, mający jak arystokracja włoska siedzibę w mieście – brugijskich panów na Gruthuys i Steenhuys, słynnych z wciąż stojącego pałacu, ksiąg oraz wielkiego bogactwa.
Kolebka wielkiej szlachty burgundzkiej leżała jednak w walońskich prowincjach Hainault, Artois i Pikardii. Wymieńmy tu ród Luksemburgów, pochodzący z cesarskiej dynastii Henryka VII, który urósł w potęgę częściowo we Francji, częściowo w Burgundii. Stąd pochodził Claude Bouton, kapitan gwardii i ochmistrz Filipa, syna Maksymiliana, a później Ferdynanda Austriackiego; mimo tego, że Miroir des Dames napisał po francusku, sympatyzował z Habsburgami i Anglikami. Największymi stronnikami Habsburgów w tym wczesnym okresie były jednak wpływowe rodziny Croy i Lannoy.
Jan de Croy, wielki stolnik Francji, poległ pod Agincourt w 1415 roku, pozostawiając tytuł i ziemie Janowi de Chimay oraz hrabiemu Antoniemu de Porceau, wielkiemu szambelanowi Filipa Dobrego. Ich siostrą była Joanna de Lannoy, matka i babka wielu rycerskich szlachciców. Syn Antoniego poślubił Jakubinę de Luxembourg, córkę z kolei owego hrabiego de Saint Pol, byłego konetabla, który zakończył żywot na szafocie w 1475 roku jako ofiara tym razem wspólnej wrogości Burgundii i Francji. Na barkach syna Jakubiny, Wilhelma de Croy, pana na Chiévres, miały wkrótce spocząć najwyższe zaszczyty oraz najcięższe brzemiona.
Poza silnym wsparciem w kraju Maksymilian dysponował większymi środkami zagranicznymi od Karola Zuchwałego; mógł liczyć na bogactwa cesarstwa i pomoc książąt niemieckich – Albrechta z Saksonii, margrabiego badeńskiego Krzysztofa i hrabiego Werdenberga. Albrechtowi zawdzięczał największe sukcesy militarne, nagrodził go też Fryzją, odziedziczoną potem przez jego syna Jerzego Brodatego. Margrabia, ze strony habsburskiej matki kuzyn Maksymiliana, umocnił swój ród w Luksemburgu, gdzie co prawda wspierał dynastię, ale równie wytrwale przejęte idee niezależności.
Cała ta pomoc nie ustrzegła Maksymiliana przed wieloma poważnymi klęskami, a tym mniej przed pokusami, stwarzanymi przez tradycyjną więź Burgundii z Francją. Tuż po śmierci żony jego sytuacja sięgnęła dna. Stany pod wodzą Gandawy za jego plecami sprzymierzyły się z Francją, podpisując drugi traktat w Arras (grudzień 1482). Na mocy tego porozumienia Maksymilian musiał wysłać jedyną, wówczas ledwie trzyletnią córkę do Francji, gdzie wychowywano ją na narzeczoną delfina. Taka okazała się cena pokoju. Niedługo potem zmarł Ludwik XI, a Maksymilian zgodnie ze starą burgundzką tradycją natychmiast zjednoczył się z innymi bezpośrednimi lennikami króla w zgłaszaniu pretensji do korony. Karol Zuchwały współdziałał z Gujenną i Bretanią – Maksymilian zwrócił się do tej ostatniej w nadziei, że z ręką jej księżniczki, jedynej spadkobierczyni, zdobędzie to jedno z ostatnich wielkich lenn Francji. Gdyby zawarto to małżeństwo, habsburscy książęta Burgundii musieliby mocniej od poprzedników zaangażować się w wewnętrzne sprawy francuskie, ale ów fantastyczny plan nie doczekał się realizacji. Obiecana już narzeczona stała się łupem młodego króla Francji, który bezwstydnie zerwał w ten sposób własne zaręczyny z córką Maksymiliana, Małgorzatą. Dla niemal 13-letniej dziewczynki, która już przywykła, by myśleć o sobie jako o królowej Francji, było to głębokie upokorzenie.
Tymczasem jednak Albrecht Saksoński ujarzmił Brugię i Gandawę, w 1492 roku skapitulował Filip z Kliwii, odzyskano hrabstwo burgundzkie – zbliżał się pokój. By uniknąć wszelkich problemów, jego warunki oparto na aktualnym przebiegu granic (Maksymilian zachował tym samym Artois i Charolais). Traktat ów podpisano w Senlis 23 maja 1493 roku.
Filip Piękny i Joanna Kastylijska. Narodziny Karola
Francja dążyła do pokoju, ponieważ Karol VIII myślał już o nowym przedsięwzięciu. Najazd na Włochy miał otworzyć epokę nie tylko w historii francuskiej, ale i europejskiej. Nie musiano go skrywać pod pozorami krucjaty. Francja zjednoczyła się z Bretanią i odzyskała księstwo Burgundii; gdy wygasł ród Andegawenów, korona przejęła jego ziemie i naturalnie podjęła roszczenia do Neapolu, stanowiącego w teorii ich część. Oznaczało to ponowne rozpoczęcie szerszej polityki. Alfons Aragoński dopiero w 1443 roku położył kres nieudolnym rządom andegaweńskim w Neapolu. Obecne roszczenia Karola nie tylko więc wprowadzały go w labirynt polityki włoskiej, ale i na kurs kolizyjny z dynastią aragońską, potężną na Morzu Śródziemnym, w Neapolu panowała bowiem jej odnoga.
Pomińmy tu dalsze wypadki i zatrzymajmy się w Niderlandach, gdzie Maksymilian, niedawno wyniesiony na tron cesarski, ogłosił pełnoletniość 16-letniego syna i przekazał mu władzę. Książę nie miał trudnego zadania, gdyż uwaga Francji skupiała się teraz na Włoszech. Filip nazywany Pięknym zainaugurował rządy w tradycyjny sposób, wkraczając uroczyście do Leuven (9 września 1494). Jako urodzony w kraju spotkał się z prawdziwie radosnym przyjęciem, a dzięki ostatnim zwycięstwom ojca nie musiał potwierdzać przed stanami wielkiego przywileju z 1477 roku, lecz mógł powrócić do wcześniejszych ustaleń – faktycznie istotnych rozstrzygnięć konstytucji obejmujących wszystkie jego ziemie. Filipowi szczęściło się też w sprawach zagranicznych; po krótkiej wojnie handlowej zawarł korzystne porozumienie z Anglią (Intercursus Magnus, 1496), co na dodatek nie pogorszyło stosunków z Francją.
A tego chciał za wszelką cenę uniknąć.
Do zwolenników uspokajania Francji, którzy mogli posunąć się do anulowania wszelkich poprzednich osiągnięć (nawet w tak ważnej sprawie Geldrii), nie należał jednak książę i jego krąg, ale szlachta, która ponownie wzięła los kraju w swe ręce. Na dworze znajdowali się oczywiście niewłaściwi ludzie, gotowi do wspierania każdej słabostki Filipa, co zapewne zaowocowałoby nowym pokoleniem bastardów burgundzkich, ale stery rządów ujęli poważni politycy, książęta krwi oraz rody Croy, Berghes i Lalaing.
Pozostawał również Maksymilian. Nie był już opiekunem ani regentem, ale wciąż stał na czele rodu habsburskiego i zajmował tron cesarski. Jego polityka nabrała obecnie charakteru niemal wyłącznie dynastycznego, zajmując się planami małżeństw dzieci. Sojusze, które Maksymilian tworzył, miały rozstrzygnąć przyszłość Europy. Obok jego rodu najwyższe miejsce wśród dynastii kontynentu zajmowali władcy Hiszpanii. Mieli wiele córek: jedna wyszła już za następcę tronu portugalskiego, a inna wkrótce udawała się w tym samym celu do Anglii. Własnym dzieciom Maksymilian nie wyznaczał jednak Anglii czy Francji, jedynie Hiszpanię. Uznawał przymierze z królem Aragonii za sprawę zasadniczą ze względu na włoski kierunek polityki Francji i już 5 listopada 1495 roku zawarł z nim sojusz. Te opinie przekazał Filipowi, który w następnym roku odwiedził go w Innsbrucku. Tak narodziła się największa umowa ślubna w historii nowoczesnej Europy, która miała przenieść interesy Niderlandów daleko za Kanał, daleko od Niemiec, do odległych krain za oceanem.
Powiązania z Półwyspem Iberyjskim same w sobie nie należały do nowości. Od pokoleń nawiązywano tu stosunki handlowe oraz dynastyczne. Księżniczka portugalska Izabela wyszła za Filipa Dobrego i została babką Marii; matka samego Maksymiliana była księżniczką portugalską. Porozumienie, na mocy którego Filip Piękny zaślubiłby Joannę, drugą córkę Królów Katolickich, a jego siostra Małgorzata ich jedynego syna Jana, niczym nie zaskakiwało. Pierwsze małżeństwo zawarto w Niderlandach 21 października 1496 roku, drugie w Hiszpanii na początku roku 1497. Jan był młody i zmysłowy, a oboje zbyt niedoświadczeni, by się miarkować, posuwali więc namiętność do takich granic, że zaniepokoiło to królową Izabelę. Nie chciała jednak interweniować; jak wyjaśnia Pedro Martir, wierzyła, że człowiek nie powinien rozłączać tego, co Bóg złączył. Książę zmarł po sześciu miesiącach – jak powszechnie uważano, z wyczerpania. Pamiętano o nim długo jako o rodzinnej przestrodze.
Joanna nie była jeszcze wciąż dziedziczką królestw Hiszpanii. Gdy jednak zmarła jej starsza siostra, królowa Portugalii, a krótko potem (lipiec 1500) jej jedyny syn Miguel, przed książęcą parą Burgundii nieoczekiwanie otworzyły się widoki na światową potęgę.
Do tej pory mieszkała ona w Niderlandach, głównie w pałacu brukselskim. Tu też 15 listopada 1498 roku na świat przyszło ich pierwsze dziecko. Córkę po matce Maksymiliana nazwano Eleonorą. Opis wspaniałej uroczystości chrztu pozostawił Jean Molinet. Pochód z całą chwałą starego burgundzkiego ceremoniału przeszedł z zamku do katedry św. Guduli, sycąc oczy widzów kolorami strojów i błyskiem klejnotów, tak charakterystycznych dla owych czasów. Pod wieczór procesja ruszyła z powrotem wśród niezliczonych pochodni i świec. Tylko Rembrandt mógłby w pełni oddać tę scenę.
Małej księżniczce wkrótce stworzono własny dwór. Narastał już wtedy nacisk na osobistą ważność rodziny królewskiej i jej członków, z tego więc powodu i dla informacji o nowym hiszpańsko-burgundzkim społeczeństwie należy poznać damy za ten dwór odpowiedzialne. Wysunięto dwie kandydatury: pani Halluvin, wywodzącej się z rodu Commines, a więc starej szlachty burgundzkiej, i doñi Marii Manuel, żony hiszpańskiego ambasadora Maksymiliana, bastarda burgundzkiego Baldwina. Ostatecznie wybrano jednak trzecią osobę, Annę de Beaumont, krewną królów Nawarry – Francuzkę, ale z hiszpańskiej części kraju.
W następnym roku dwór przeniósł się do Gandawy, tradycyjnej stolicy kraju, od stuleci dominującej całą Flandrię. Do dziś ruiny zamku Gravensteen wznoszą się nad miastem jak gigantyczne drzewo, u którego korzeni kulą się domy, przypominające komórki zbudowane przez ambitną, lecz pośledniejszą rasę ludzką. Ani zamek rodu Este w Ferrarze, ani pałac Gonzagów w Mantui nie przytłaczają tak bardzo okolicy. Dwór jednak od dawna porzucił Gravensteen, budując poniżej, na ładnym, otwartym terenie, nowy pałac – z którego obecnie nie pozostało nic poza nazwą ulicy Prinsenhof i paroma fragmentami ścian, wkomponowanymi w obecną zabudowę. Decyzja, by powrócić do Gandawy, nosiła cechy wielkoduszności, miasto bowiem, nieposkromione i często buntownicze, wciąż wyzywało władzę dworu. Symbolem okazały się też narodziny władcy, który miał wypełnić wszystkie tradycje Burgundii i przez pierwsze 25 lat żywił tylko ambicję bycia burgundzkim szlachcicem, w samym sercu starego księstwa, w cieniu dumnego zamku przodków. 24 lutego 1500 roku, w dzień św. Macieja, na świat przyszedł syn pary książęcej; otrzymał imię Karola, ostatniego miejscowego księcia Burgundii.
Owo dziecko, mające wznieść dynastię habsburską na szczyt potęgi, z trudem można by nazwać Habsburgiem. Wśród 32 przodków tylko jedna linia pochodziła z Niemiec: dziadka Maksymiliana, cesarza Fryderyka III, arcyksiążąt Ernesta i Leopolda, poległego pod Sempach. Cała reszta nie miała niemieckiej krwi: małżonką Ernesta była Cymbarka z Mazowsza, Fryderyka III Eleonora Portugalska, a Maksymiliana Maria Burgundzka. Razem z matką Karola, infantką Joanną, pochodziły z dynastii Kastylii, Aragonii i Portugalii, Viscontich, Walezjuszów i Burbonów.
Ze strony matki Karol otrzymał jednak jeszcze jedno, posępniejsze dziedzictwo.
W lipcu 1501 roku Joanna urodziła w Niderlandach kolejne dziecko, a następnie powróciła z mężem do Hiszpanii. Przejeżdżając przez Francję, Filip jako pierwszy par królestwa przewodniczył obradom parlamentu paryskiego. W Hiszpanii Joanna została uroczyście ogłoszona dziedziczką tronów Kastylii i Aragonii. Pod koniec roku Filip pospieszył z powrotem na północ, do Austrii oraz Flandrii. Joanna oczekiwała dziecka i 10 marca 1503 roku urodziła drugiego syna, któremu po hiszpańskim dziadku nadano imię Ferdynanda. Robiono wszystko, by oszczędzać siły matki, ta jednak schła z tęsknoty za mężem. Gdy zakazano jej dołączenia do Filipa, wybuchała wściekłym gniewem na dwórki, spędzając kolejne noce w zamku La Mota pod Medina del Campo na wyglądaniu przez zamknięte kraty wrót. Nikt nie śmiał się do niej wtedy zbliżać. W tym stanie, majaczącą i obłąkaną, znalazła ją matka, królowa Izabela; wielka władczyni odczuła niewypowiedziany ból, widząc swą jedyną spadkobierczynię. Podejmując wszelkie środki ostrożności, zezwolono jej wreszcie na powrót do Niderlandów. Znalazłszy się w Brukseli, Joanna urodziła trzecią córkę Marię. Zbyt szybko następowały kolejne odosobnienia, zagrażając jej zbyt wyczulonym zmysłom, podobnie jak lęk i podróże, najgorsza była jednak niewierność męża. Ze swej strony Joanna czyniła życie Filipa nieznośnym przez niezmierną zazdrość i ekscentryczne zachowania. Chciała go tylko dla siebie i gdy pewna hoża Flamandka wzbudziła jej podejrzenia, zaatakowała ją i pokaleczyła twarz nożycami. W Hiszpanii, w miejscowości Torquemada urodziła 14 stycznia 1507 roku Katarzynę, swe ostatnie dziecko. Księżniczka, jak reszta potomstwa Joanny, okazała się silna ciałem i duchem, dożywając siedemdziesiątki. W chwili jej narodzin matka była jednak głęboko już pogrążona w szaleństwie.
Obecnie nie ma co do tego wątpliwości. Faktów nie mogą zmienić ani późniejsze próby kastylijskich comuneros, by osadzić Joannę na tronie zamiast jej syna, ani wyjaśnienia historyków. Zawsze cechowało ją niezrównoważenie umysłowe, dziedziczna skaza – portugalska babka Izabela zmarła w obłędzie. Być może spokój dłużej zachowałby zdrowie Joanny, ale do cierpień, o których już wspominaliśmy, dołączyła nagła śmierć męża (25 września 1506), zadając ostateczny cios jej chwiejnej równowadze. Przez wiele miesięcy nie chciała się rozstać z ciałem Filipa, podążając za nim każdej nocy w upiornym pochodzie z pochodniami i co jakiś czas zatrzymując, by otworzyć trumnę i przekonać się, że zwłoki wciąż spoczywają w środku. Ojciec zdołał ją w końcu skłonić, by złożyła je do grobu i pozostała w pięknie położonym zamku Tordesillas pod Valladolid. Spędzała tam czas z kilkoma osobami służby, coraz mniej dbając o siebie i odmawiając nawet opieki duchowej.
Gdy po latach Karol został królem Hiszpanii, ponownie zwrócił uwagę na matkę. Ledwie znał ojca i dzieci dorastały jak sieroty – Ferdynand i Katarzyna w Hiszpanii, Karol, Eleonora, Izabela i Maria w Niderlandach. Miały swe własne dwory: wśród wielu dokumentów dotyczących finansów i zarządzania dworem, zachowanych w archiwach brukselskich, jedna czy dwie notatki podliczają wydatki „arcyksięcia Karola, księcia Luksemburga [jego pierwszy tytuł], pani Lienor i pani Isabeau, jego sióstr, w Mechelen, 27 stycznia 1503 roku” – trojga dzieci, z których najstarsze liczyło ledwie 4 lata. Trochę więcej informacji pochodzi z archiwów Lille: dowiadujemy się o abecadle i łóżku dla lalek Izabeli oraz klawikordzie Karola i dorastającej Eleonory. Z tego okresu pochodzą najwcześniejsze portrety dzieci. Miejsce ich rodziców zajęli dostojnicy państwowi i starannie dobrani dworzanie. Po śmierci Filipa Pięknego stany już 16 listopada 1506 roku prosiły cesarza o przejęcie rządów, Maksymilian wyznaczył zaś równocześnie regentkę Niderlandów i przybraną matkę swych wnuków – własną córkę Małgorzatę.
Arcyksiężniczka Małgorzata
Wcześnie naznaczona smutkiem Małgorzata powróciła do domu po śmierci męża oraz narodzinach martwego dziecka. Po paru latach zawarła drugie małżeństwo z Filibertem, księciem Sabaudii – czas nieprzerwanego szczęścia, nabierającego w pamięci jeszcze żywszych barw. Los pozwolił jej jakiś czas pędzić beztroskie życie ukochanej żony w zielonym, pięknym kraju, ale w 1505 roku zabrał Małgorzacie i drugiego męża w kwiecie jego młodości. Mając 24 lata, owdowiała ponownie i nie miała dzieci. Jej oprawę wdowią stanowiła między innymi okolica Faucigny, na południe od Jeziora Genewskiego, u stóp Mont Blanc. Małgorzata spędzała jednak czas w Bourg-en-Bresse na granicy hrabstwa Burgundii, zajęta przebudową kościoła w Brou, gdzie spoczywał jej mąż. I wtedy, i później poświęcała całą troskę oraz inwencję upiększaniu tego pomnika zmarłego ukochanego, gromadząc wokół siebie artystów, architektów czy literatów. Samą Małgorzatę uwiecznił rzeźbiarz Konrad Meit z Wormacji. „Szczęście czyni nieszczęśliwym” (Fortune infortune fort une), głosiła jedna z jej melancholijnych dewiz, odnosząc się może do kapryśności losu, choć zapewne chodziło o dawne szczęście, stanowiące teraz jedynie źródło zgryzoty.
Ojciec i brat zgodnie doradzali Małgorzacie kolejne małżeństwo. O jej rękę ubiegał się Henryk VII z Anglii, a książę Norfolk czynił to później z męczącym uporem. Małgorzata jednak stale odmawiała, „jakkolwiek zalotnik był cnotliwy, bogaty, utalentowany czy dobrze urodzony”. Wiele wiemy o tej wyjątkowej kobiecie i nawet przesadzone komplementy współczesnych nie mogą zaćmić całości obrazu. Nad jej grobem w Brou znajdują się dwa wizerunki Małgorzaty: jako księżny Sabaudii z koroną na głowie i kobiety z długimi, powiewającymi lokami. Ani biały kamień, ani jednobarwne reprodukcje znanego portretu olejnego, gdzie Małgorzata nosi muślinowy, modny wówczas czepiec, nie dają jednak pojęcia o błyskotliwym uroku jej złotych włosów, przebijających spod przezroczystego materiału, czy żywości jasnobrązowych oczu. Twarz jest zbyt okrągła na doskonałość, ale jej wyraz nadrabia wszelkie niedoskonałości. Zachowało się wiele jej listów, w tym pełna korespondencja z ojcem. Dotyczy głównie polityki, czasami Maksymilian nie zgadza się z Małgorzatą, często stawia zbyt wysokie wymagania, ale i żartuje. Jako świeżo owdowiały, obwieszcza, że „teraz może zostać księdzem albo nawet papieżem [do czego w istocie dążył], a może jeszcze świętym, by po jego śmierci musiała się do niego modlić, co da mu wielkie zadowolenie”. W świecie polityki Małgorzata miała okazać się jedną z największych postaci wieku, stałą w sądach, o subtelnej wiedzy i niemal męskiej energii.
Taka była kobieta, której opiece powierzono teraz wychowanie królewskich dzieci.
Gdy wiosną 1507 roku Maksymilian wezwał ją do Niderlandów, zbudowała w Mechelen, naprzeciw starej rezydencji książęcej, nowy pałac. Sądząc z inwentarza dóbr, był on ozdobiony i wzniesiony z rozsądkiem oraz smakiem; skrzydło przy ulicy to pierwszy przykład renesansu w Niderlandach, ale sale położone z tyłu były półgotyckie, przestronne i dobrze oświetlone. Małgorzata otoczyła się tutaj książkami, dziełami sztuki i dworem wybitnych ludzi. Jej głównym malarzem był Barend van Orley, a arcyksiężniczka osobiście oprowadzała artystów po swych apartamentach i zbiorach (jak przybyłego do miasta Albrechta Dürera). Z Sabaudii i hrabstwa burgundzkiego przybyli z nią niektórzy doradcy, jak sportretowany przez Dürera Marnix czy Laurant de Gorrevod, wpływowy później na dworze Karola V. Główną rolę odgrywał jednak Mercurino Gattinara, główny doradca prawny Małgorzaty w Sabaudii, człowiek dogłębnie wykształcony, niesłychanie energiczny i całkowity idealista polityczny. Arcyksiężniczka mogła dzięki temu zarządzać zarówno państwem, jak wielkim dworem, a dzieci znalazły u niej nie tylko miłość, ale i cenny przykład prawdziwie szlachetnej damy. Zwracały się do niej „nasza pani ciotka i dobra matka”, a w Wiedniu zachował się niedatowany list małej Eleonory. Pisany dworską francuszczyzną, donosił: „Ponieważ nasze radości są Wasze, piszę, że odwiedził nas dziadek, co sprawiło nam zupełnie wyjątkową radość”. Ambasador angielski zauważył pewnego razu całą trójkę, pochłoniętą obchodzeniem przesilenia letniego. Z innych źródeł wiemy o bankietach, wyprawach i polowaniach. Wszystko to działo się w spokojnym miasteczku Mechelen, gdzie ku niebu wznosiła się i wznosi wielka wieża św. Rumolda, jak obietnica wielkiej przyszłości.
Długu wdzięczności Karola względem ciotki możemy się tylko domyślać, brakuje bowiem źródeł. Nie można jednak wątpić, że należał do sporych.
Powyższe dotyczy również innej wielkiej postaci, która zdominowała dzieciństwo Karola. Jego wielki nauczyciel, Hadrian z Utrechtu, był wówczas dziekanem św. Piotra w Leuven oraz przedstawicielem rektora uniwersytetu – teolog z powołania, poważny, myślący, lecz przyjazny i skrupulatny w drobiazgach. Z jego dotychczasowych osiągnięć intelektualnych oraz późniejszego rozwoju własnego i wychowanka możemy się domyślać, jakie ziarno zasiał w umyśle Karola. Hadrian wywodził się ze środowiska kształtowanego przez Braci Wspólnego Żywota, gdzie zwykłe praktyki kościelne uważano tylko za środek wiodący ku pobożnemu życiu. Pobożność, stanowiąca główną cechę, Karola, miała korzenie w naukach tego właśnie człowieka.
Faktyczne wychowanie księcia od najwcześniejszej młodości powierzano Niderlandczykom i Hiszpanom: Robertowi z Gandawy, Hadrianowi Wiele, Juanowi de Anchiata i dostojnemu Luisowi Vace, któremu Karol później dowiódł swej wdzięczności. Nie zaniedbywano nauki historii, zapoznając wychowanka z kronikami własnego kraju oraz czynami przodków.
O ile się jednak grubo nie mylimy, to Karol mimo fizycznej delikatności bardziej interesował się ćwiczeniami ciała niż umysłu. Do tej postawy popychali go niewątpliwie towarzysze edukacji: młody Balançon, Jan z Saksonii, syn księcia Jerzego, który zmarł przed ojcem, czy Fryderyk von Fürstenberg. Czasami dołączał do nich Maksymilian Sforza oraz kilku młodych szlachciców niderlandzkich. Ku radości dziadka Karol szybko nauczył się polować i jeździć konno, z zapałem świetnie też opanował wszystkie sztuki turniejowe, jak łamanie kopii bez spadania z siodła, strzelanie i sposoby walki. O tym wówczas rozmawiali wszyscy dookoła, były to powszechne widowiska i przedmiot podziwu. Jeśli Karol miał coś, co wywoływało w przyszłości podziw, to była to sztuka jazdy konnej i walki na kopie. Wola zdominowała tu wątłe ciało.
Wśród nauczycieli księcia znajdował się Karol de Poupet, pan na La Chaulx; cesarz później przyzna mu miejsce w najbliższej radzie i powierzy wiele istotnych misji. Wtedy jeszcze ćwiczenia rycerskie, służba dworska i dyplomacja podążały ręka w rękę.
Wprowadzenie w życie dworskie i sfery wyższej polityki Karol zawdzięczał kolejnemu członkowi starej szlachty burgundzkiej, Wilhelmowi de Croy, panu Chièvres, swemu guwernerowi i wielkiemu szambelanowi. W muzeum brukselskim jego wymowny portret z bystrymi, inteligentnymi oczami znakomicie się uzupełnia z wizerunkiem Małgorzaty. Zmienne, często wrogie stosunki arcyksiężniczki ze szlachtą burgundzką musiały odcisnąć piętno na Karolu; z tego zapewne powodu łatwo znalazł się pod urokiem jednostronnie burgundzkich poglądów Wilhelma na politykę i życie. W pełni uwzględniając moc przyszłych wpływów, nie można oczekiwać od młodego człowieka, wychowanego w warunkach dworskich, by wolał towarzystwo dostojnych dam i poważnego Hadriana od bywałego światowca w rodzaju wyniosłego pana de Croy.
Nie należał on do nieznanego nam rodu. Już podczas pierwszej regencji Maksymiliana Wilhelm był rycerzem Złotego Runa, doradcą i szambelanem. Jego nazwisko utrwaliły też kroniki wojen. W zgodzie z jego niewątpliwymi preferencjami wysłano go w roku 1500 na wiele miesięcy do Francji jako ambasadora; rok później towarzyszył Busleydenowi, nauczycielowi i przedstawicielowi Filipa Pięknego, w misji do Lyonu. Później zadowalał się wysoką funkcją w Hainault; w 1504 roku ponownie wezwany na dwór, w 1505 faktyczny gubernator podczas pobytu Filipa w Hiszpanii. Cieszył się zaufaniem równocześnie rządzących Francją oraz dynastii habsburskiej. W roku 1509 Maksymilian mianował go guwernerem Karola – do tej chwili urząd ów, piastowany przez hrabiego de Chimay, stanowił tylko dworski tytuł honorowy, ale obecnie wychowanie dziesięciolatka nabrało wagi politycznej. Wpływ Wilhelma okazał się tym skuteczniejszy, że pozostał u boku Karola do śmierci.
W tym samym czasie na dworze Karola pojawiło się dwóch Hiszpanów, pełniących funkcje duchowe: jałmużnik doktor Mota, wkrótce zaś potem Alonso Manriquez, biskup Badajoz. Michael Pavye został spowiednikiem księcia, a z inicjatywy Małgorzaty zmieniono organizację dworu. De Croy zachował jednak bezpośredni wpływ na Karola, przewyższając inne osoby z jego otoczenia. Gdzie leżał sekret jego uroku i wysokiej reputacji? Pod względem żądzy władzy i chciwości nie różnił się od współczesnych, sam cesarz Maksymilian przodował w przyjmowaniu łapówek. De Croy miał jednak wyjątkową cechę: w życiu politycznym kierował się otwarcie dawnymi tradycjami starej szlachty burgundzkiej, ponownie blisko związanej z Habsburgami. Zamierzał unikać niszczących i kosztownych wojen z Francją w Geldrii czy Liège i postępował ostrożnie w stosunku do Małgorzaty i jej partii, skłonnej z powodów ekonomicznych do sojuszu z Anglią. Sprytnie obchodził się także z Maksymilianem, a najbardziej przebiegle dławił każdą siłę, która wchodziła mu w drogę w polityce czy to wewnętrznej, czy zagranicznej. Wiele lat po jego śmierci Karol oświadczył Contariniemu, że szybko docenił zdolności Wilhelma i całkowicie podporządkował mu własną wolę. Wielki szambelan sypiał tymczasem w tej samej komnacie co dorastający książę i miał do niego dostęp o każdej godzinie dnia – nie należy się więc dziwić potędze jego wpływów.
Raporty zagranicznych dyplomatów z tego okresu są liczne, choć niewiele mówią. Dla śledzenia rozwoju księcia ważniejsze okazuje się więc badanie decyzji podejmowanych w jego imieniu oraz sposobu jego traktowania. Tylko w ten sposób zrozumiemy warunki, w jakich kształtował się charakter Karola i które określały jego późniejsze, samodzielne postępowanie.
W Lyonie latem roku 1501 ustalono małżeństwo Karola z Klaudią, córką Ludwika XII (de Croy uczestniczył w tej misji). Było już wtedy wiadomo, że książę odziedziczy koronę hiszpańską, i Francja zamierzała dać księżniczce wielkie wiano – Bretanię, Mediolan i Neapol. Owo rozwiązanie odwiecznego problemu okazało się jednak tylko wskazówką co do możliwości sojuszu. Obie strony rozpatrywały je przez kilka lat i jeszcze w 1505 roku w Hagenau kardynał Amboise otrzymał dla swego króla z rąk Maksymiliana lenna Mediolanu i Pawii, które miały trafić do Klaudii i jej narzeczonego. Doradcy Karola chcieli utrzymać hiszpański spadek bez kłopotów, szukali więc przyjaciół po wszystkich stronach. Gdy Ludwik XII uległ w końcu żądaniom stanów i anulował zaręczyny, oddając córkę swemu dziedzicowi Franciszkowi, księciu Angoulême, otoczenie Karola zwróciło się niezwłocznie ku Anglii, w 1506 zatwierdzając nawet niekorzystny traktat handlowy (Intercursus Malus), sondując zarazem szanse dynastycznego przymierza. Typowe dla skomplikowanej ówczesnej dyplomacji okazało się to, że w grudniu 1508 Małgorzata zajmowała się równocześnie traktatem w Cambrai między swym ojcem a Francją oraz rozpoczynaniem negocjacji małżeństwa Karola z Marią, siostrą księcia, który w maju 1509 roku wstąpił na tron Anglii jako Henryk VIII.
Pod wpływem polityki hiszpańskiej stosunki francusko-niderlandzkie uległy stopniowemu uspokojeniu. W walce o regencję nad Kastylią, gdzie po jednej stronie stali Habsburgowie i ogromna większość szlachty, a po drugiej król Aragonii, Maksymilian w naturalny sposób szukał pomocy u francuskiego sąsiada, który walczył z tym samym Ferdynandem o Neapol. Władze Niderlandów były jednak niezależne od cesarza i oficjalnie zachowywały neutralność. Podtrzymywały ją również po roku 1511, gdy Liga Święta zjednoczyła przeciw Francji wszystkie państwa, które miały interesy we Włoszech, i nawet Anglia wysłała wojsko przeciw Nawarze, obawiając się ataku ze strony szkockich sojuszników Francji.
Henryk VIII zabawiał się wskrzeszaniem bohaterskich tradycji władców Anglii, przekraczając osobiście Kanał i walcząc z Francuzami w Artois na czele dobrze opłacanych oddziałów niemieckich. W ten sposób otwarcie wkroczył do polityki europejskiej ów król, mający odegrać tak ważną rolę przez następną dekadę: otoczony niemieckimi najemnikami, tęgi, jowialny, niemal nazbyt swobodny w manierach jak na władcę. W dniu rozstrzygnięcia konfliktu pojawił się niespodziewany przybysz, radośnie powitany przez niemieckich żołnierzy – sam cesarz Maksymilian, oferujący królowi angielskiemu służbę za 100 dukatów dziennie. W ten sposób ponownie okazał się zwycięzcą, tym razem pod Guinegate (16 sierpnia 1513). Niderlandy, starannie zachowując neutralność, wyciągnęły z tej wojny największe korzyści. Maksymilian, pisząc list do wnuka na początku września 1513 roku, opisał jednak prawdziwe uczucia między dynastiami, określając Francuzów jako „dziedzicznych wrogów naszego rodu”. Z drugiej strony, Ludwik XII jeszcze przed rozpoczęciem wojny wzywał Karola na pomoc jako szczerego wasala, by później zwolnić go z obowiązku na skutek bardzo młodego wieku. Podczas kampanii Anglicy zajęli dwa biskupie miasta, Tournai i Thérouanne.
Te zdobycze w sercu Artois nie przyciągały jednak jesienią 1513 roku głównej uwagi historyków. Ważniejsze okazywało się tło konfliktu, wolno wciągające Karola w polityczne życie jego ludu – wystąpiły otwarcie dwie potęgi, które rozpoczęły walkę o kontrolę nad księciem. Dawni kastylijscy zwolennicy Filipa Pięknego, obecnie nieprzejednani wrogowie Ferdynanda Aragońskiego, wsparli niderlandzkich stronników Francji. Do tej grupy należeli niektórzy z najbliższych dworzan Karola. W miarę zbliżania się Maksymiliana z Ferdynandem, ten ostatni zaczął pojmować, że podkopanie jego burgundzkich przeciwników byłoby i korzystne, i możliwe. W tym celu wysłał tam szpiegów oraz emisariuszy, Juana de Lanuzę i syna jednego z własnych bastardów, Jana Aragońskiego. Wysłannicy natrafili na otwarty opór de Croya i jego stronników. Odkryto korespondencję Kastylijczyków i ich przyjaciół z Francją, a uczestniczący w tych intrygach Diego de Castro trafił pod areszt. Małgorzata, czując niepewność swej pozycji, nie wahała się. Po omówieniu sprawy z ojcem, a następnie (bardziej szczegółowo) z Anglią, zebrała wyniki tych narad w całość i 19 października wydała „ordonans z Lille”. Był to otwarty atak na szlachtę burgundzką, oddawał bowiem całkowitą władzę nad Karolem przedstawicielom Maksymiliana, Ferdynanda i Henryka VIII. Cesarz wyznaczył hrabiego Palatynatu Fryderyka, Ferdynand pana de Lanuzę, a Henryk Florisa Egmonta, pana na Isselstein. Czołowe miejsce w owej trójce zajmował niewątpliwie Fryderyk. Przed Niemcami na dworze otworzyły się wielkie możliwości polityczne!
Małgorzata kontynuowała tymczasem swą politykę, pisząc do bratanka pełen pochlebstw list, w którym malowała wspaniałość angielskiego dworu, gdzie brakowało tylko obecności Karola. W takich okolicznościach książę ruszył w pierwszą zagraniczną podróż z pierwszą oficjalną wizytą do człowieka, którego uważał już za przyszłego szwagra. Było to pierwsze osobiste wspomnienie utrwalone później w jego pamiętnikach – patykowaty i powściągliwy Karol miał w sobie ciche dostojeństwo, które niezwłocznie wywarło wrażenie na angielskim dworze.
Dotychczasowy sukces zachęcił Małgorzatę do dalszych działań. By ostatecznie przekonać Ferdynanda, postanowiła aresztować przywódcę kastylijskich emigrantów, don Juana Manuela, niegdyś najbliższego stronnika jej zmarłego brata. Uzyskawszy zgodę ojca, 17 stycznia 1514 roku osadziła go w zamku Vilvorde, na północ od Brukseli. Czyn ten wzbudził falę oburzenia, ale najgorszy dla Małgorzaty moment musiał nadejść, gdy przyjęła wysłanników zakonu Złotego Runa, ujmujących się za swym bratem – delegacji przewodniczył osobiście jej bratanek Karol. W szatach zakonu wyglądał, jak wcześniej jego ojciec, na szlachcica z krwi i kości. Gdy wielcy panowie protestowali przeciw naruszeniu przywilejów zakonu, padły bolesne oskarżenia i wywiązała się gorąca dyskusja. Małgorzata zwróciła się wpierw do Karola, powołując się na władzę cesarską i ganiąc go za interwencję. Potem niemal pogardliwie przemówiła do rycerzy: „Gdybym była mężczyzną, a nie kobietą, na darmo mówilibyście o swych przywilejach”. Nie dała się zastraszyć, ale wyraźnie traciła kontrolę nad sytuacją.
Ostatecznie znaleziono rozwiązanie: przekazać Manuela cesarzowi. Dotąd Małgorzata trwała przy swoim zdaniu, ale jej pozycję osłabiło nie tylko własne wahanie, lecz i rozwój wypadków. Jej ojciec bez konsultacji z nią negocjował potajemnie małżeństwo Karola z dziedziczką tronu Francji lub Węgier. Anglicy odkryli to, zanim poinformował Małgorzatę, i nie wahali się oddać narzeczonej Karola, zdolnej już do małżeństwa Marii, świeżo owdowiałemu Ludwikowi XII – ku wielkiemu niesmakowi Niderlandów, powszechnie opowiadającemu się za angielskim mariażem. Zdobycie Tournai wywołało dodatkową niechęć niderlandzkiej szlachty w służbie Henryka. Wkrótce przerwano rozmowy o stosowaniu postanowień z Lille, szlachta zaś naciskała gorąco na ogłoszenie pełnoletniości Karola.
Na dworze nastąpiły liczne zmiany. Młodsze księżniczki miały służyć dynastycznym planom Maksymiliana, ale de Croy, inteligentny i jasno dostrzegający interesy Burgundii, zamierzał rozwiązać problem Geldrii, wydając jedną z nich za Karola Egmonta, drugą zaś za księcia Lotaryngii. Plany te spaliły na panewce. 2 maja 1514 roku ośmioletnia księżniczka Maria opuściła Mechelen, podążając do Austrii, gdzie dziadek wyda ją pewnego dnia za syna króla Węgier. Miesiąc później Izabela zaręczyła się z kolei przez posła z królem Danii Chrystianem II. Następnego lata 14-latka, prowadzona przez duńskiego wysłannika, wyruszyła z Niderlandów do swego nowego domu – czy raczej ku nieopisanemu nieszczęściu, o czym jeszcze usłyszymy. Karol rozchorował się na uroczystościach weselnych i Małgorzata ponownie musiała zmienić się w pielęgniarkę. Jej rola przybranej matki dobiegała jednak końca.
Nie mogła także zrobić już wiele więcej jako regentka. Już wcześniej pisała do ojca pełne rozpaczy listy, w 1511 roku wykreślając ostatecznie zdanie, że nie wie, w którą stronę się zwrócić. Narzekała, że swemu zadaniu poświęciła wszystko, i chciałaby teraz nigdy się nie urodzić. W ostatnich miesiącach do irytacji oraz zranionej dumy dołączyły skargi: Maksymilian bez narady z nią zgodził się na uznanie Karola pełnoletnim, żądając tylko pensji i znacznego „honorarium”. Regencja dobiegła tym samym końca, podobnie jak (na pewien czas) polityczna rola Małgorzaty.
Karol zaczyna rządy. Wilhelm de Croy, 1515
5 stycznia 1515 roku Karol, książę Burgundii, został uroczyście ogłoszony pełnoletnim w sali parlamentu brukselskiego zamku. Jego władzę w Kastylii regulowała umowa – do ukończenia 25 lat reprezentował go dziadek, Ferdynand Aragoński.
Po ceremonii Karol wyruszył na uroczysty obchód swych ziem, przyjmując hołdy poddanych. Jego trasę można śledzić dzięki raportom ambasadorów, zbiegających się na jego dwór i przyjmowanych w podróży – to tu, to tam, relacje pochodzą więc niemal z każdego zakątka dziedzin Karola. Lud niderlandzki bawił się na festynach nie gorzej niż dwie dekady temu, gdy przybywał Filip Piękny, czy przy wielu wcześniejszych okazjach. Gdy Karol powrócił do Brukseli, życie dworskie odzyskało centralną pozycję i szczególny styl. W pałacu książęcym, którego obecnie już nie ma, Karol i Eleonora wraz ze swymi dworami zajmowali oddzielne części.
Szlachta, jak w czasach Filipa, kontrolowała teraz rządy niemal całkowicie, wpływając ponownie na zewnętrzną stronę dworskiego życia. Bankiety, turnieje i polowania były na porządku dnia, Henryk z Nassau wykazywał się książęcą gościnnością, de Croy zapraszał na myśliwskie obiady do swego zamku Heverle nad Dijle, a hrabia Palatynatu łamał kopie z Karolem de Lannoy, rozstrzygając omawianą właśnie na dworze kwestię zniewieściałości muzyki. Fryderyk, występując w obronie muzyki, zamierzał wzmocnić swe argumenty wyjątkowo twardymi warunkami „niemieckiego pojedynku”: zamiast szarży z elastycznymi włóczniami, które łatwo pękały i zakończone były wieńcem, użyto kopii z dojrzałego drewna i ciężkich siodeł, tak by jeździec i koń ryzykowali życie oraz zdrowie. Hrabia ostatecznie wygrał, choć jego koń upadł pod koniec walki, a on sam przez wiele lat nosił oznaki obrażeń.
Dokonano reorganizacji całego dworu. Listy osób i pozycji z lat 1515 oraz 1517, a także inne dokumenty, wskazują na rozmiar i koszty skorupy, w której toczyło się życie księcia. Przed naszymi oczami przesuwają się kapelani, jałmużnicy, muzycy, chórzyści; wielcy szambelani, Wilhelm de Croy i Antoine Lalaing, pan Montigny; szambelani niżsi, Gorrevod, Gaesbeck, Egmont, Beaurain i Sempy (obaj z rodu de Croy), Molembais i Mangoval (obaj z rodu de Lannoy); uczeni doradcy z Janem de Sauvage, panem flandryjskiego Escaubeque, na czele, Hadrian z Utrechtu, profesor z Leuven, Filip Naturel, kanclerz zakonu, Carondolet, dziekan z Besançon, Gerard de Pleine, pan La Roche i doradca prawny (maitre des requêtes); dygnitarze dworu i ceremonii, stolnicy, piwniczowie i koniuszowie – wiele nazwisk jeszcze powróci: Ferry de Croy, pan Rouelx, wielki koniuszy, Wilhelm Carondolet i Karol de Lannoy, koniuszowie niżsi; inni dworzanie, ambitni potomkowie rodzin już służących księciu: Gorrevod, Rye, Saint Pol, Courrières, Sauvage, Lannoy, Montfort. Oprócz Burgundczyków byli też Hiszpanie, spodziewający się wspaniałej przyszłości – Guevara, Juan de Zuñiga i Diego Manuel, syn aresztowanego don Juana. Wśród sług komnaty książęcej znajdowało się kilku lekarzy, z najsłynniejszym Marliano, humanistą i autorem dumnej dewizy Karola Plus oultre („dalej”), symbolu ambicji przekraczającej zwykłe ludzkie pragnienia i Słupy Herkulesa, tak często przedstawiane z tymi słowami w wizerunkach owego motta.