Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Pierwsza od uzyskania niepodległości przez Chorwację synteza historii i kultury tego kraju napisana z myślą o polskich czytelnikach. Opowieść o dziejach Chorwatów od wędrówki nad Adriatyk po spełnienie marzenia o własnym państwie – o „swoich na swoim”.
Dzisiejsza Chorwacja odpowiada krainom historycznym, które przez wieki były częścią różnych organizmów politycznych. W jednych regionach zegary wybijały renesans i barok, w innych czas długo płynął zgodnie z rytmem średniowiecza. W jednych językiem urzędowym był niemiecki, w innych węgierski, a jeszcze gdzie indziej – włoski i turecki. Ale we wszystkich posługiwano się jednocześnie językiem chorwackim – w którymś z jego wariantów. Chorwacka kultura jest więc nadzwyczaj różnorodna; wyrasta z trzech kręgów cywilizacyjnych: śródziemnomorskiego, środkowoeuropejskiego i bałkańskiego. Jakże inaczej wyglądało życie w bogatych miastach Dalmacji nadmorskiej, wewnątrz antycznych murów miejskich, od egzystencji mieszkańców północnej Chorwacji, gdzie panowała typowa dla Europy Środkowej kultura szlachecka. Ujednolicenie rozmaitych tradycji w jedną kulturę ogólnonarodową w XIX wieku nie usunęło w cień różnorodności. Jest ona trwale wpisana w pejzaż kulturowy i w zbiorową wyobraźnię.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 742
Patrząc na pustą kartkę, na której mają się pojawić obrazy przeszłości — rekonstrukcje w oparciu o już istniejące ustalenia i własne przemyślenia — autor zadaje sobie szereg pytań. Gdzie zacząć opowieść o historii i kulturze Chorwacji? Czy zacząć ją na początku dziejów, kiedy wszystko pozostaje owiane tajemnicą, i pójść najbardziej oczywistą z dróg — zgodną z chronologicznym porządkiem rzeczy? Czy może skoncentrować się na problemach, a chronologię im zwyczajnie podporządkować?
Oto dylematy, na które nie ma prostych odpowiedzi. Czytelnicy syntez dziejów narodowych, w tym autor niniejszego opracowania, często narzekają, że pisarze monografii takowych ulegają dwóm pokusom. Pierwsza wypływa z dyktatury dat nad problemami, druga zaś z pragnienia podporządkowania całej rzeczywistości przeszłej — historii politycznej.
Nie sposób uciec od tych problemów. Konflikty, prowadzone wojny, zawierane pokoje, przeliczanie ofiar są zawsze istotniejsze od życia codziennego, od twórczości artystycznej, od odkryć, od ducha czasów. Dlaczego? — nie wiadomo. Być może dlatego, że zdarzenia polityczne zwykliśmy traktować jako przełomy. To one najbardziej dynamizują rzeczywistość, zmieniają jej kształt. W mniejszym stopniu na politykę wpływa kultura żywienia niż odwrotnie. Wystarczy pomyśleć o losie jednostek w czasach konfliktów zbrojnych. Twórczość artystyczna zaś nie zależy tylko od ducha czasów, od indywidualnych przełomów myślowych, ale w znacznym stopniu kształtuje się za sprawą polityki. Przełom renesansowy na Zachodzie, który dał silny impuls rozwojowy dla cywilizacji Europy i wyposażył ją w prestiż odczuwany do dzisiaj, mógł się narodzić tylko w warunkach napięcia między kulturą powstającą w ośrodkach religijnych i świeckich. Literatura barokowa mogła się ukształtować tylko w atmosferze sporu z protestantami i przewartościowań w polityce potrydenckiej. Tendencje nowoczesne mogły się narodzić tylko w schyłkowej fazie wczesnego kapitalizmu i ekspansji egalitaryzmu. To z kolei powołało do życia sceptycyzm w sztuce czy wręcz katastrofizm. Sztuka nieprzedstawiająca, a następnie postmodernizm — w czasach zakwestionowania prawd absolutnych. Przykłady można mnożyć.
Od chronologii też nie można uciec. Opowieść będzie więc uporządkowana, ale chronologia nie jest celem samym w sobie. Każdej epoce będę się starał nadać jakiś ogólny sens lub sensy, a porządek chronologiczny będzie mi służył do ich wyjaśnienia. Nie jest moim celem rekonstruowanie dat i przebiegu bitew czy powstań ani katalogowanie dzieł architektury czy pisarzy. Nie zamierzam również wyliczać władców ani koncentrować się na latach ich panowania. Będę to robił tylko wtedy, jeśli będzie to konieczne dla opowieści, jeśli wskrzesi to jakiś obraz z przeszłości, wreszcie — jeśli przełoży się to na ogólny sens dziejów narodowych.
Opowiedzieć przeszłość to znaczy stworzyć narrację, a narracja odpowiada linearnemu przebiegowi zdarzeń, które muszą być logicznie powiązane. Coś musi z czegoś wynikać, coś musi przez coś innego być uwarunkowane. Choć taki schemat wydaje się oczywisty, to tworzy szereg zagrożeń. Bo przecież związki logiczne między zdarzeniami przeszłymi nie zawsze z siebie jasno wynikają (niektórzy śmiało twierdzą nawet, że nic z siebie nie wynika, a język dopiero porządkuje chaos danych). A ustanowienie jakiejś relacji ma zawsze poważne konsekwencje dla całej opowieści. Widać to szczególnie wtedy, gdy porówna się średniowieczne roczniki z kronikami i powstającymi historiami w nowoczesnym sensie. Pierwsze podają ważne zdarzenia, ale nie ustanawiają (jeszcze) między nimi relacji. Te drugie, tworząc opowieści, łączą zdarzenia. Ponieważ jednak opowieść ma swoje reguły, którymi rządzi pisarz / kronikarz, więc dobór wydarzeń — i szerzej: związki między faktami — bywają im podporządkowane. Opowieść, wraz z jej fabularnym zamknięciem (w przeciwieństwie do roczników, które nagle się urywają), wydaje się idealnym wyrazem porządku i spójności. Narodziny narracji łączą się — jak zauważył Hayden White — z ustanowieniem pewnego centrum geograficznego, jakiegoś silnego ośrodka władzy i związanych z nim norm. Kierują one decyzjami narratora o przesianiu rzeczy ważnych od nieważnych. Centralną zasadą organizującą znaczenie dyskursu jest państwo / naród. Gdy już ów punkt odniesienia zostanie ustanowiony, czyli gdy ukonstytuuje się podmiot dziejowy, wówczas fakty, zdarzenia i postacie pochodzące z różnych porządków niemal automatycznie wpisują się w zadany horyzont znaczeń.
Jednak egzystencja każdej wspólnoty — w tym narodu — jest bardzo skomplikowana. Można ją sobie wyobrazić jako rzekę płynącą z jakiegoś źródła do jakiegoś celu. Tym celem jest zawsze autonomia lub wolność narodowa. Ponieważ historia Chorwacji jest nadzwyczaj skomplikowana, należy więc mówić o niej, jak o rzece z wieloma dopływami. Żeby zrozumieć główny bieg, należy również zdać sobie sprawę z rozlicznych dopływów. Ostatecznie włączają się one w dorzeczu w główny nurt, współtworzą go, nadają mu określony charakter — ten charakter, który wyniosły ze swojego małego źródła. Opowieść o Chorwacji jest więc opowieścią o głównym biegu rzeki wraz ze wszystkimi dobiegającymi do niego strumieniami.
A kompleksowość historii Chorwacji — jej dorzeczy i głównego nurtu — wynika z kilku powodów.
Po pierwsze, współczesna Republika Chorwacji obejmuje terytoria, które przez wieki należały do różnych bytów politycznych. Średniowieczna Chorwacja — powstała w IX wieku w Dalmacji, na wybrzeżu Adriatyku — choć w 1102 roku formalnie straciła suwerenność, zręby swej państwowości pielęgnowała z pietyzmem w ramach Królestwa Węgier, które od 1526 roku stało się częścią monarchii habsburskiej. Nadmorska część Dalmacji, mocno zakorzeniona w starożytnych civitatis, od IX wieku weszła pod zwierzchność Bizancjum, od XII stulecia królów węgiersko-chorwackich, a od początku XV wieku do wieku XIX pozostawała pod panowaniem Republiki Weneckiej. Następnie przeszła w ręce Habsburgów, potem Jugosławii, aż wreszcie, po roku 1990, współczesnego państwa chorwackiego. Dalmacja kontynentalna — długi pas ziem wzdłuż wybrzeża, który przed 1102 rokiem był ośrodkiem państwa chorwackiego — w XV wieku została włączona do Imperium Osmańskiego i pozostawała w nim do XVII stulecia. Podobnie było ze Slawonią, północno-wschodnią częścią dzisiejszego państwa, która została wyzwolona spod władzy tureckiej po pokoju karłowickim w 1699 roku. Istria była rozdarta między Habsburgów a dożów weneckich. Z kolei mała, ale bogata Republika Dubrownicka była formalnie niezależna aż do jej likwidacji przez Napoleona, choć swój pokój zawsze sowicie opłacała.
Chorwacka kultura powstawała w wielu centrach, stąd jej najbardziej wyrazistą cechą jest regionalizm. Zdeterminował on chorwacki etnos już od momentu pojawienia się w nowej ojczyźnie. Czym innym było bytowanie nad ciepłym morzem, a czym innym na północy, w klimacie kontynentalnym i w zupełnie innym krajobrazie, już to pagórkowato-wyspowym, już to równinnym. Warunki klimatyczne wpłynęły na kulturę. Nadmorskie położenie sprzyjające życiu, a także zachowana ciągłość kulturowa od antyku dały większą szansę na jej rozwój niż chłodna północ czy nieprzystępny obszar przejściowy Dalmacji kontynentalnej, w której powstawało średniowieczne państwo chorwackie. Nałożyły się na to wpływy cywilizacyjne. Chorwacki etnos znalazł się na autentycznym pograniczu rozpadającego się Cesarstwa Rzymskiego, na którego zgliszczach ukształtują się dwa skonfliktowane ze sobą warianty chrześcijaństwa — rzymsko-łaciński i grecko-bizantyński. W wiekach średnich rozwój kultur regionalnych został nieco stłumiony przez uniwersalizm średniowiecznego myślenia. Choć architektura mogła mieć swoje odmiany regionalne: karolińskie, romańskie czy gotyckie, choć mogła się rozwijać w różnym rytmie (nad morzem szybciej, w głębi lądu — wolniej), choć mogła być pod wpływem budowniczych z południa Italii czy regionów naddunajskich i alpejskich, to mimo wszystko reprezentowała pewien wspólny mianownik. Podobnie było z piśmiennictwem, malarstwem czy rzeźbą.
Po drugie, dzisiejsza Chorwacja odpowiada krainom historycznym, które nie tylko przez wieki były częścią różnych organizmów politycznych, ale podlegały wpływom różnych cywilizacji. W jednych regionach zegary wybijały renesans i barok, w drugich czas płynął zgodnie z rytmem średniowiecza. W jednych językiem urzędowym był niemiecki, w innych węgierski, a w jeszcze innych — włoski i turecki. Ale we wszystkich posługiwano się w piśmiennictwie jednocześnie językiem chorwackim — w jednym z kilku jego wariantów. Niektóre regiony łączyła siłą rzymskiego autorytetu łacina. Niektóre, jak Bośnia, były trwale poza jej wpływem. W niektórych Chorwaci stykali się z ludnością romańską, w innych — z węgierską, serbską i turecką. Katolicyzm, który stał się siłą łączącą — i ostatecznie zintegrował Chorwatów, wcielając ich w obręb świata zachodniego — spotykał się na pograniczach z prawosławiem i islamem, a przez pewien czas również z protestantyzmem. Miał więc siłą rzeczy różne odcienie. Pobożno-ludowy na ziemiach zajętych przez Osmanów, intelektualno-humanistyczny w dalmatyńskich komunach miejskich, „barokowy” na ziemiach habsburskich.
Chorwacja jest jedynym miejscem, gdzie kultura słowiańska wchłonęła rodzimą tradycję romańską i antyczną (Dalmacja). Chorwacja jest jedynym miejscem, gdzie zetknęły się trzy wielkie ludy europejskie — romańskie, germańskie i słowiańskie (Istria). Chorwacja jest jedynym miejscem, gdzie łacina była językiem urzędowym aż do połowy XIX wieku.
Chorwacka kultura jest więc nadzwyczaj różnorodna. Wyrasta z trzech wielkich idiomów cywilizacyjnych: śródziemnomorskiego, środkowoeuropejskiego i bałkańskiego. Wprowadziły one do niej odmienne modele tradycji, odmienne języki literackie, stylizacje i gatunki, odmienną organizację społeczno-polityczną, zupełnie nieprzystający do siebie rytm zmian cywilizacyjnych, obyczajowość, sposoby żywienia, pojmowanie krajobrazu. Jakże inaczej wyglądało życie w bogatych komunach miejskich Dalmacji nadmorskiej, wewnątrz antycznych murów miejskich, niż egzystencja mieszkańców północnej Chorwacji, gdzie panowała typowa dla Europy Środkowej koegzystencja trzech stanów: szlacheckiego, chłopskiego i duchownego. Miasta dalmatyńskie przeżyły humanizm, renesans i barok (w mniejszym stopniu klasycyzm) w tym samym niemal czasie co włoskie czy francuskie, i to zarówno w literaturze, filozofii, jak i w sztuce. Rzadko kiedy na kulturę chorwacką wpływał jeden z tych idiomów; raczej były one równolegle obecne w różnych regionach, a ich ujednolicenie zaczęło się urzeczywistniać w XIX wieku, w czasie odrodzenia narodowego.
Po trzecie, nazwy geograficzno-polityczne zmieniały na przestrzeni dziejów swój zakres i to wielokrotnie. Termin Chorwacja od IX wieku odnosił się do ziem na południu — Dalmacji kontynentalnej (czasem również nadmorskiej), od XVI wieku oznaczał ziemie północne, zachodnią Slawonię, na które zbiegło zdziesiątkowane w bitwach z Turkami chorwackie rycerstwo. Choć w XIX wieku termin ten odnosił się do małego skrawka ziem na północy, z czasem zaczął określać wszystkie tereny uznawane za chorwackie. Z kolei północna Slawonia, odpowiadająca części starożytnej Panonii, a czasem również Dalmacji, w średniowieczu odnosiła się do całej północnej Chorwacji, a więc również jej ziem zachodnich, które zostały od XVI wieku nazwane Chorwacją.
To, co można powiedzieć o nazwach geograficznych, dotyczy również nazw grupy etnicznej / narodowej. Jeśli prześledzimy dokumenty powstałe na obszarze Chorwacji, dzisiaj uznane za chorwackie, przekonamy się, że wielu ich autorów nie uznawało się za Chorwatów, lecz na przykład za Słowian, obywateli Dubrownika, Splitu czy Zadaru, po prostu katolików, Dalmatyńczyków, Istrian, Slawończyków, zagrzebian, Bośniaków, a nawet Serbów. Podobnie język, którym pisali, nazywali chorwackim, dalmatyńskim, dubrownickim, słowiańskim, slovinskim, slawońskim, istryjskim, a nawet bośniackim, serbskim (a później serbsko-chorwackim czy wręcz jugosłowiańskim). Wynikało to z płynności tożsamości zbiorowych w epoce przednowoczesnej, a w przypadku chorwackim nie mogło ulec ujednoliceniu z powodu braku stabilnego centrum politycznego.
Uznanie tych wszystkich zjawisk za chorwackie i włączenie ich do kanonu kultury ogólnonarodowej nastąpiło ostatecznie w XIX wieku, ale było to konsekwencją procesów, które zaczęły się znacznie wcześniej. Niektórzy badacze uznają to za normalny porządek rzeczy, lecz są i tacy, którzy podważają zasadność takiego zabiegu. Na przykład amerykański badacz John V. A. Fine Junior twierdzi, że mówienie o chorwackiej tożsamości etnicznej jakiegoś bohatera historycznego — pisarza, artysty czy polityka — jest zasadne tylko wtedy, gdy on sam siebie uznawał za Chorwata. Takie podejście prowadzi autora do iście archeologicznych badań, w których udowadnia, że tylko niektórzy pisarze nazywani obecnie Chorwatami uznawali się za takowych. Jest to ważne zagadnienie teoretyczne, ale oczywiście nie może być przedmiotem tej książki. Nie należy go jednak pomijać. Pozwolę sobie zatem nie zgodzić się z amerykańskim autorem, choć jego badania są niezwykle istotne dla dyskusji na temat powstawania chorwackich tożsamości. Otóż jasne jest, że tworzenie wyobraźni historycznej każdego narodu polega na przyswajaniu wielu zjawisk z przeszłości, które w tejże przeszłości nie były stricte narodowe, tylko na przykład lokalne lub sytuowały się na pograniczu różnych kultur. I oczywiste jest, że należy o tym zawsze pamiętać, ale jednocześnie pryncypialne stosowanie takiej zasady prowadzi na manowce. Podejście Fine’a jest ponadto silnie naznaczone perspektywą zewnętrzną, która przedstawia Chorwatów, zgodnie z zachodnimi uprzedzeniami, jako lud niższy cywilizacyjnie, nie w pełni rozwinięty.
Niezgodzenie się z założeniami amerykańskiego badacza nie oznacza jednak, że należy popaść w drugą skrajność i całą przeszłość uznaną za chorwacką traktować jako bezwzględnie chorwacką, bez oglądania się na złożoność problematyki. Tak więc zawsze należy podkreślać płynność tej czy innej tożsamości. Ujęcie łączące syntezę perspektywy przeszłej z teraźniejszą nawiązuje do tego, co Hans-Georg Gadamer określił mianem dziejów efektywnych. W tym ujęciu dwie perspektywy: przeszła i teraźniejsza ustanawiają w refleksji historycznej osobliwą fuzję horyzontów. Taki mechanizm umożliwia współczesnym zrozumienie przeszłości poprzez jej „oswojenie”, to jest wpisanie jej we własny — czyli współczesny — horyzont sensu. Dowartościowywanie perspektywy współczesnej — a więc współczesnych oczekiwań wobec przeszłości, jak to miało miejsce w ujęciach tradycyjnych — lub koncentracja na przeszłości, bez uwzględnienia teraźniejszości, wiodą na manowce.
Po czwarte, we wszystkich regionach — niczym niemalże w enklawach — przez wieki rozwijało się piśmiennictwo w dialektach chorwackich, odmiennych tak bardzo, że można je uznać za odrębne systemy językowe. Piśmiennictwo to stworzyło przednowoczesne języki literackie oparte na trzech dialektach: sztokawskim, czakawskim i kajkawskim oraz na trzech alfabetach (łacińskim, głagolickim i cyrylickim). Oprócz łaciny, która włączyła chorwacką kulturę w obieg cywilizacji zachodniej (Slavia Romana), chorwackie piśmiennictwo od IX wieku (religijne niemal do XX!) powstawało w języku cerkiewnosłowiańskim, w redakcji chorwackiej, to jest z wpływami dialektu czakawskiego. Jednocześnie dialekty czakawski (Dalmacja) i sztokawski (Dubrownik) wykształciły wyrafinowane formy wyrazu, których apogeum nastąpi w dobie renesansu, kiedy zostaną one wydźwignięte na wyżyny sztuki słowa. Do XV wieku dominującą rolę w piśmiennictwie chorwackim miał alfabet głagolicki — pismo słowiańskie stworzone przez św. Konstantyna-Cyryla na potrzeby misji morawskiej, ale już w X wieku porzucone przez Słowian prawosławnych na rzecz prostszej cyrylicy. Głagolica służyła Chorwatom — i to gdzieniegdzie aż do XX wieku — zarówno w piśmiennictwie religijnym, jak i świeckim. Akty darowizny i statuty niektórych miast nadmorskich pisane są głagolicą, pierwsze chorwackie inkunabuły są głagolickie. Mimo iż nigdzie nie używało się już tego alfabetu, na terytoriach chorwackich kontynuowana była tradycja piśmiennictwa cyrylometodejskiego i liturgii słowiańskiej. Miało to dwie poważne konsekwencje. Do XV wieku tradycja ta była pełnoprawną częścią kultury Slavia Orthodoxa. Ponadto prowadziła do napięć z duchowieństwem łacińskim. Po głagolicę sięgali nawet w XVI wieku protestanci na Istrii. Na północy Chorwacji, w regionie wokół Zagrzebia, używano z kolei dialektu kajkawskiego, który również przez wieki pełnił funkcję języka literackiego, choć nigdy nie osiągnął poziomu artystycznego czakawszczyzny i sztokawszczyzny. Odrębnym zjawiskiem były języki hybrydyczne, powstające na pograniczach kulturowo-językowych, a także świadome projekty mieszania idiomów (np. u protestantów).
Po piąte, procesy narodowej integracji w XIX wieku były niejednoznaczne, ponieważ dążyły nie tylko do zjednoczenia narodu chorwackiego, ale również do integracji szerszej wspólnoty południowosłowiańskiej. Wypada zgodzić się z Miroslavem Hrochem, że procesy te należą do najbardziej skomplikowanych w Europie. Projekty wspólnoty ponadnarodowej, zresztą bardzo zróżnicowane, doprowadziły do powstania wspólnego jugosłowiańskiego państwa — najpierw w 1918 roku, następnie w 1945, ale w obu wypadkach okazały się nieudane. Eksperyment jugosłowiański, mimo iż z dzisiejszej perspektywy wydaje się utopijny, miał wielu zwolenników, a u jego podstaw legły różne wyobraźnie historyczne. Ich patronami zaś byli najważniejsi ludzie w historii Chorwacji — nie tylko jej najpierwsze pióra, ale i najważniejsze herby.
Chorwacka rzeka płynie zatem od IX wieku, od kiedy zaczyna się udokumentowana historia etnosu chorwackiego. Jednak koleje losu chciały, żeby do głównego nurtu — który wielokrotnie zmieniał swoje koryto — wpływało wiele rzek. Tak jak losy głównego koryta są historią narodową, tak dorzecza są historią pograniczy, które naznaczyły chorwacki los. O nich wszystkich jest ta książka.
Ilustracja na poprzedniej stronie: relief na jedenastowiecznej chrzcielnicy w splickiej katedrze przedstawiający prawdopodobnie Petara IV Krešimira lub Dmitra Zvonimira
Źródło: Wikipedia.com
Tym, czym dla wszechświata jest wielki wybuch, tym dla Chorwatów jest ich przybycie nad Adriatyk, ich zaślubiny z morzem. Jest VI wiek. Wędrówki ludów. Niektóre plemiona słowiańskie wyruszają z bliżej nieokreślonej północy na południe, do rzymskiej prowincji Iliricum — regionu od XIX wieku określanego mianem Półwyspu Bałkańskiego. Być może w poszukiwaniu szczęścia, a być może na prośbę cesarza Herakliusza, by wesprzeć cesarstwo w walce z Awarami. Być może z Małopolski, jak przekonują niektóre najbardziej popularne teorie, a być może z jakiegoś innego miejsca.
Pierwsze informacje na temat Chorwatów pojawiają się u cesarza Konstantyna Porfirogenety w De administrando imperio (połowa X wieku). Mimo iż Konstantyn pisze autorytatywnie, to jednak pozostawia wiele niejasności. Oto jeden z ustępów z rozdziału XXX, w którym wspomina o Chorwatach:
Chorwaci teraz zamieszkują na terenie Dalmacji, pochodzą od Chorwatów nie ochrzczonych, zwanych też „Białymi”, którzy przebywają z tamtej strony Turkii w pobliżu Frangii i znajdują się w sąsiedztwie Słowian, nieochrzczonych Serbów1.
Jest to pierwsza wzmianka, mówiąca o najwcześniejszej fazie etnogenezy Chorwatów, choć powstała w X wieku, kiedy Chorwaci już niemal od dwóch stuleci zamieszkiwali Iliricum, a ściślej jej południową część — Dalmację i północną — Panonię. Turkia w tekście bizantyńskiego cesarza oznacza obszary zajęte przez Węgrów, a więc z perspektywy Konstantynopola północne, a Frangia to z pewnością bardziej odległe państwo Franków. Chorwaci mieli w swojej dawnej ojczyźnie pozostawić nieochrzczonych sąsiadów — Białych Serbów.
W dziele Konstantyna Chorwaci pojawiają się jeszcze w dwóch rozdziałach, XXIX i XXXI, ale informacje o nich bywają sprzeczne, jak na przykład ta dotycząca przywództwa nad plemionami. W jednym miejscu cesarz twierdzi, że plemieniu Chorwatów przewodził jakiś książę, w drugim zaś, że na ich czele stało pięciu braci i dwie siostry — Klukas, Lobelos, Kosentzes, Muhla, Hrobatos oraz Tuga i Buga. Stąd wiarygodność tego źródła bywa kwestionowana, tym bardziej że przekaz o podróżującym rodzeństwie jest rozpowszechniony również wśród innych narodów słowiańskich, a o siedmiu plemionach mówią też legendy węgierskie. Niektórzy badacze przypuszczają zatem, że wiedza Konstantyna — albo jego kontynuatora — musiała pochodzić od słowiańskich informatorów, co oznacza, że była to legenda rodzima. Na ile prawdziwa, trudno powiedzieć. W rozdziale XXXI mowa jest o tym, że Chorwaci znaleźli się w nowej ojczyźnie nie przez przypadek. Miał o tym przesądzić cesarz Herakliusz, który wezwał ich, by walczyli przeciwko sojuszowi słowiańsko-awarskiemu. Następnie mieli przyjąć chrzest. Nie wiadomo, dlaczego właśnie Chorwatów miał wezwać cesarz i dlaczego mieli walczyć z innymi Słowianami. No chyba, że nie byli Słowianami, jak twierdzą niektórzy. Lub, co bardziej prawdopodobne, plemiona słowiańskie nie stanowiły jedności, lecz prowadziły ze sobą wojny.
Wyobrażenie o podróży z północy na południe miało jednak teorię konkurencyjną. Alternatywna legenda etnogenetyczna, dziś już uznana za niewiarygodną, mówiła o tym, że Słowianie, w tym Chorwaci, nie przybyli do Iliricum z północy, lecz że byli autochtonami na terenach skolonizowanych przez Rzymian. Jej zwolennikami byli chorwaccy głagolici, mnisi liturgii słowiańskiej, dzięki czemu mogli w średniowieczu dowodzić słowiańskiego pochodzenia św. Hieronima. Przekonany o jej prawdziwości był również chorwacki humanista Vinko Pribojević (ok. 1480–1532), który nasiąkł koncepcjami środowiska krakowskiego — Galla Anonima i Macieja z Miechowa — podczas studiów na Akademii Krakowskiej. W 1525 roku wygłosił na rodzinnej wyspie Hvar mowę pod tytułem De origine successibusque Slavorum (O pochodzeniu i chwale Słowian), która była inspirowana tymi teoriami. Łącząc tradycję biblijną z mitologią grecką, co było wówczas rzeczą powszechnie stosowaną, uznał, że Ilirowie, czyli Słowianie, byli w prostej linii potomkami Tirasa — siódmego syna Jafeta i wnuka Noego. Dzięki temu za Słowian mógł uznać wiele znakomitych postaci historycznych: Aleksandra Wielkiego (ponieważ „Macedończycy nie byli Grekami”, lecz „używali jak dzisiaj mowy słowiańskiej”), św. Hieronima — autora „liter słowiańskich” (który „nie był Włochem, lecz Słowianinem”) czy nawet Arystotelesa. Potomkami Słowian byli też Lech, Czech i Rus — wygnani z Dalmacji, którzy zasiedlili północną Europę i dali początek innym narodom słowiańskim. Tak powstawał autoportret Słowian — wielkiego i mężnego ludu.
Legenda ta będzie miała wielkie znaczenie w chorwackiej przyszłości, a w wiekach XV i XVI posłuży również jagiellońskiej racji stanu. Dzięki niej można było bowiem mówić o antycznym rodowodzie Polaków. Zwolennikiem tej teorii był Bernardinus Gallelus (1462–1517) z Zadaru, humanista działający w kręgu Kallimacha. I wreszcie — legenda ta miała wielkie znaczenie dla przedstawicieli chorwackiego odrodzenia narodowego (tzw. ilirystów) w pierwszej połowie XIX wieku. Twierdzili oni, że praojczyzna Słowian leżała na Bałkanach, skąd Polacy, Czesi i Rusowie mieli wyruszyć na podbój północnej Europy. Przywódca iliryzmu, Ljudevit Gaj, był nawet przekonany, że praojczyzna ta znajdowała się w jego rodzinnym miasteczku, Krapinie. Jednym z dowodów mających potwierdzać tę tezę był herb Leliwa — symbol ilirystów przedstawiający półksiężyc i sześcioramienną gwiazdę. Pochodził on rzekomo z „półwyspu iliryjskiego”, a więc świadczył o południowosłowiańskim pochodzeniu wszystkich Słowian. Miała tego dowodzić jego obecność w rodach szlachty polskiej, czeskiej i rosyjskiej. Choć to żaden dowód ani nawet poszlaka, to teoria ta zyskała wielu zagorzałych zwolenników.
W drugiej połowie wieku XIX, kiedy powstawały kanoniczne opowieści o przeszłości narodowej, za pewnik przyjęto koncepcję pierwszą, wywodzącą się od Porfirogenety i historii przetworzonych w wiekach późniejszych — przez kroniki Pavla Rittera Vitezovicia (1696) i Andriji Kačić Miošicia (1759). Została też poparta dość rzetelnymi badaniami naukowymi. Można ją dziś uznać za wiarygodną.
Żeby móc wyjaśnić podróż z północy na południe, należało ją sobie unaocznić. Jej wizję rozpropagowały sztuki plastyczne i literatura, a także prace pseudohistoryczne, które odgrywały istotną rolę w kształtowaniu wyobraźni historycznej. W 1870 roku powstał obraz znanego malarza epoki historyzmu, Ferdynanda Quiquereza Dolazak Hrvata k moru (Przybycie Chorwatów nad morze). Widnieje na nim pięciu braci i dwie siostry, zupełnie jak w opowieści Konstantyna. Rycerze, stylizowani na mitologiczne bóstwa, przedstawieni są w zbrojach średniowiecznych, dwie księżniczki zaś w strojach dworskich, a towarzyszą im — jako symbole Boskiej opieki — aniołowie. Wszyscy w powadze stają na urwistych skałach Adriatyku obmywanych przez spokojne morze, a w oddali inni wojowie zatykają na wzgórzu jakiś proporzec. Nie widać, jaki, ale intencje malarza są jasne — to musi być jakaś ówczesna chorwacka chorągiew.
Podobną wizję przedstawili inni pierwszoplanowi chorwaccy malarze epoki późniejszej, ale pozostającej pod silnym wpływem historyzmu — Celestin Medović (1903) i Oton Iveković (1905). Ten pierwszy powagę Quiquereza zastąpił atmosferą euforii. W przedstawieniu Medovicia Chorwaci wyglądają tak, jakby z pełną świadomością zmierzali do brzegów Adriatyku — do swojej ziemi obiecanej. Niektórzy z nich są pokazani jako nieokiełznani wojowie, być może Awarowie, którzy podówczas tworzyli sojusze i związki plemienne ze Słowianami. Nad taflą morza widać piętrzące się chmury i czerwone niebo — to symbol zagrożenia, które Chorwaci niechybnie napotkają w nowej ojczyźnie. Pejzaż o intensywnym nasyceniu barw nie jest wyłącznie projekcją artystyczną. Malarz znał go z dzieciństwa, ponieważ urodził się na półwyspie Pelješac, w południowej Dalmacji. Takie światło jest tam czymś naturalnym. Z kolei Iveković pochodził z północnej Chorwacji, co widać na jego obrazie. Barwy są mniej nasycone, nieco żółtawe, jak wczesna środkowoeuropejska jesień. Wyobrażenia przestrzeni będą zawsze dzieliły Chorwatów: na północnych i południowych.
Bez względu na różnice w tonacji, wszystkie obrazy przedstawiające przybycie Chorwatów nad Adriatyk powstały w czasie tworzenia syntez, więc kolorystyka nie ma aż takiego znaczenia. Odmienność bowiem traktuje się jako lokalizm. Ważny jest łączący je schemat. Chorwaci są w strojach chrześcijańskich rycerzy i zdobywają morskie wybrzeże. Morze jest im przypisane, niemal dane pod opiekę przez Opatrzność. Za plecami zostawiają ciemność gór, by połączyć się z jasnym morzem.
Technika kontrastu światła i mroku do tego stopnia zakorzeni się w kulturze, że wyobrażenia przybycia nad Adriatyk nie będą się mogły bez niej obejść. Pisarz z tego samego pokolenia, Vladimir Nazor (1876–1949), autor powstałych w 1904 roku wierszowanych baśni o prapoczątku Chorwatów, tak przedstawił moment przybycia nad morze:
Wrota niebios otworzył świt. Świeciły porty, płonęły góry. W dolinie jak srebro zalśniło morze2.
To opowieść niemal biblijna, napisana z modernistycznym zacięciem, ale zarazem tradycyjna, bliska doświadczeniu potocznemu. Bóg dał człowiekowi w posiadanie ziemię, a Chorwatom morze. W tym literackim obrazie Chorwaci, zupełnie jak u malarzy, dumnie stają w cieniu mrocznych i nieprzewidywalnych gór Velebit, pasma w Górach Dynarskich, ale energicznie spoglądają w morską jasność. Nazor — podobnie jak Medović — pochodził z Dalmacji, z wyspy Brač, więc znał spektrum promieni słonecznych. Przyjście nad Adriatyk to nie tylko zdobycie morza, ale także odkrycie światła. Gest niemal prometejski.
Motyw ten powtórzy też proza artystyczna epoki realizmu o zabarwieniu romantycznym — w powieściach Milutina Mayera (1874–1958) i bardziej znanego Ksavera Šandora Gjalskiego (1854–1935). Utwór tego ostatniego wykorzystuje wprost legendę Konstantyna Porfirogenety, ale ją przetwarza. Idealizuje Słowian, podczas gdy Awarów, jako prefigurację współczesnych Węgrów, obarcza odpowiedzialnością za zniszczenie antycznej stolicy Dalmacji — Salony. U Nazora jest to powiedziane wprost: symbolem barbarzyństwa nie są Awarowie, lecz Węgrzy pod przywództwem Arpada. To oczywista aluzja do późniejszego przyjęcia chrześcijaństwa przez Węgrów, wyartykułowana w czasach eskalacji konfliktu chorwacko-węgierskiego. W powieści Gjalskiego spotkanie z morzem jako żywo przypomina przedstawienia Nazora. Setki, tysiące ust wykrzykują tryumfalnie: „Morze — morze — tu jest morze!”.
Wyobrażenia o przybyciu nad Adriatyk będą też bardziej stonowane kolorystycznie, ale wcale nie mniej emocjonalne. O pokolenie starszy od malarzy muzyk Ivan Zajc (1832–1914) w 1875 roku skomponował kantatę do utworu poetyckiego czołowego dziewiętnastowiecznego pisarza Augusta Šenoi Dolazak Hrvata (Przybycie Chorwatów). U Šenoi podróż Chorwatów „od Karpatów na południe” jest przedstawiona jako realizacja przeznaczenia, część Boskiego planu, a nawet obietnicy życia wiecznego:
Bóg ci da piękny kraj […] Błogosławion piękny kraj, Znajdzie tutaj Chorwat raj!
Chorwaci odnajdują w nowej ojczyźnie nie tylko przeznaczenie, ale i rzeczy bardziej przyziemne — pola do zagospodarowania i miasta do zasiedlenia, określane jako „białe” — to aluzja do frazeologii ludowej, tak istotnej w imaginariach XIX wieku. Ale w centrum fantazji jest morze, które elektryzuje wysokimi falami i zaprasza swój naród wybrany.
Wszystkie obrazy chorwackich malarzy, muzyków i pisarzy łączy apoteoza szczęśliwego zakończenia wycieńczającej podróży, zapewne kilkupokoleniowej. Jedyne przedstawienie, które nie eksponuje morza, ale za to pokazuje rycerzy, stworzył wywodzący się z Panonii Josip Franjo Mücke (1819–1883) — chorwacki patriota węgierskiego pochodzenia.
Już głęboko w XX wieku, bo pod koniec lat trzydziestych, Josip Horvat — publicysta i autor znanej syntezy dziejów kultury chorwackiej — tak przedstawił wędrówkę Chorwatów na południe:
Wojenny pochód Białych Chorwatów nastąpił na początku IX wieku. Ze wszystkich plemion słowiańskich ci właśnie Biali Chorwaci, którzy powstali z plemienia słowiańskich Wiślan i kaukaskich Irańczyków, przedostają się najdalej — na klasyczne południe, na ciepłe Śródziemnomorze. Przybywają jako organizacja zwarta i w sensie wojskowym, i społecznym, ponieważ to pierwsze nie może istnieć bez drugiego. Przybywają ze swoimi wierzeniami, powstałymi w świecie irańskim, które tylko częściowo uległy ponownemu ukształtowaniu w czasie migracji. Przybywają z osobliwym dla siebie porządkiem prawnym, ze wszystkim tym, co daje pierwiastki umożliwiające działalność kulturalną, co daje impuls do rozwoju dalszej samoświadomości3.
We wszystkich wizjach powraca ten sam motyw. Przybycie do nowej ojczyzny jest zobrazowane jako spełnienie jakiegoś z góry założonego planu, jako przyjście do ziemi obiecanej. Na uwagę zasługuje skupienie się na centralnych postaciach — nobliwych i walecznych wojach, przywódcach w przyłbicach średniowiecznego rycerstwa. Chorwaci nie są przedstawieni jako masy plemienne, lecz są upersonifikowani jako waleczni przywódcy.
Takie imaginacje odcisnęły piętno na wizji, jaką współcześni Chorwaci mają o podróży swoich przodków nad Adriatyk. Pogląd ten nie został jednak uformowany przez wiedzę specjalistyczną, lecz przez legendy powstałe w wieku XIX — w epoce wielkich opowieści o wspaniałej przeszłości narodowej. Jak widać, przyczyniła się do tego kultura wizualna i literacka, ale także historiografia i filologia, które dały podstawy do stworzenia upiększonej wizji dziejów minionych. Wyjątkiem jest bardziej zdystansowany obraz stworzony przez Antuna Šoljana, jednego z najbardziej niebanalnych prozaików drugiej połowy XX wieku. W wierszu Na Velebitu (Na Velebicie, 1960) czytamy:
W tym samym miejscu, co do teraz nie uległo zmianie, Więcej niż tysiąc pięćset lat temu, Mój daleki pradziad stał, wpuszczając w glebę korzenie, Jakby tysiącletnie drzewo zasadził. […] Podróżowali wiarą, mętną gwiazdą, prowadzeni, Beztrosko — gdzie ich ta gwiazda zawiedzie; A my, potomkowie bez wiary, później urodzeni, W czyich żyłach płyną skomplikowane dzieje, Zmieszani stoimy przed czterema stronami kompasu, Myśląc, że każda decyzja nie jest bezpieczna zawczasu.
Pisarz odszedł od patosu, koncentrując się na kondycji współczesnego człowieka, skłonnego do dywagacji, a nie do działania. Jednak także ówczesnym Chorwatom nie patronuje jakieś z góry dane przeznaczenie, lecz mętna gwiazda. Nie ma światła dochodzącego znad morza — co więcej — w ogóle nie ma morza. Można je sobie wyobrazić, wiedząc jak wygląda Velebit. Jest jeszcze jeden istotny detal rzucający się w oczy. Chorwaci, których tutaj reprezentuje troje z rodzeństwa — Muhlo, Chorwat, Kosentzes — przyczyniają się do zniszczenia cywilizacji ilirskiej. Symbolizuje to „miecz, wciąż krwawy”, który pozostawił ślady po „zbroczonej krwi jakiegoś zmęczonego starego Ilira”.
Mimo iż chorwacka wyobraźnia artystyczna często sięga po motyw wędrówki i przybycia nad Adriatyk, to wiedza o okresie przed wyruszeniem w podróż na południe, jak i bezpośrednio po przybyciu nad Adriatyk owiana jest tajemnicą. Większość poglądów dotyczących realiów tamtego świata opiera się na mozolnych rekonstrukcjach specjalistów, ale niecałkowicie wypłukanych z legendarnych wątków.
Jest w tej morskiej orientacji jakaś ostateczność, którą opiewają nie tylko poeci. Hipostazowanie narodu jako żywego ciała, które zanurza swe członki w morzu, jest dla Chorwatów symbolem ich przeznaczenia. Przeznaczenia, które musi się ciągle rytualnie odnawiać. Opatrzność dała Chorwatom morze w posiadanie, zobowiązała ich do zanurzenia się w jego odmętach. Przekonanie to zakorzenione jest w języku chorwackim. Chorwaci nigdy nie wchodzą „do wody”, lecz „do morza”, powtarzając pozostawiony im w spadku przez przodków gest przejęcia go w posiadanie.
Z morzem wiąże się charakterystyczny dla Śródziemnomorza sposób życia, który Fernand Braudel sprowadził do trzech komponentów: żyta, wina i oliwy. Ale są też niezbywalne pejzaże — błękit toni morskiej, palmy, figowce, cyprysy i rybołówstwo, lawenda i cykady. Adriatyk stał się dobrem wspólnym — wręcz trofeum — wszystkich Chorwatów, nie tylko Dalmatyńczyków i Istryjczyków. Wszedł głęboko do wyobraźni zbiorowej i do kultury ogólnonarodowej. Można odnieść mylne wrażenie, że wszyscy Chorwaci są związani z morzem od pokoleń.
Nie wiadomo, kiedy ukształtował się etnos chorwacki. Czy nastąpiło to przed pojawieniem się u wybrzeża Adriatyku, czy później, a może w międzyczasie. Opinie badaczy różnią się w tej kwestii. Zresztą nie można tego jednoznacznie ustalić i to nie tylko z powodu braku wiarygodnych źródeł, ale również dlatego, że stawanie się etnosem jest procesem długotrwałym, a nie jakimś stanem, który można uchwycić. Wybór momentu, w którym etnos jest już uformowany lub jeszcze nie, to zawsze decyzja subiektywna, zależna od przyjętego punktu widzenia.
Nie wiadomo również, jaki jest źródłosłów nazwy Chorwat — czy jest ona pochodzenia etnicznego czy społecznego (od grupy przywódczej), która ukształtowała się w sojuszu z Awarami. A może jeszcze czymś innym. Etnonim tłumaczono na różne sposoby. Na przykład Konstantyn Porfirogeneta — wywodząc go z greki — twierdził, że Chorwaci to „ci, co mają dużo ziemi”. Z kolei Tomasz Archidiakon ze Splitu w trzynastowiecznej kronice utrzymywał, że pochodzi on od ludu zamieszkującego niegdyś wyspę Krk (Kuretes). Byli i tacy, którzy mówili o rodowodzie protobułgarskim (od chana Kuvrata), a jeszcze inni wywodzili go od nazw pospolitych. I tak siedemnastowieczny historyk Juraj Rattkay odnotował, że nazwa Chorwaci pochodzi od czasownika hrvati se (zmagać się), ale inni dowodzili korzeni indoeuropejskich: drzewo (hrev), taniec (hruv); germańskich: miecz (heru); czy indyjskich: pasterz (haurvatar), przyjaciel (hurvatha)4.
Trudności w ustaleniu rdzenia nazwy, a także teorie mówiące o niesłowiańskim substracie powodują, że koncepcje irańskie i germańskie są bardzo popularne w Chorwacji w czasach przesileń politycznych. Nawet gdybyśmy zaakceptowali którąkolwiek z hipotez mówiących o irańskim czy gockim pochodzeniu, to i tak nie musi ona podawać w wątpliwość słowiańskiego rodowodu, bo przecież nazwa używana w odniesieniu do jednej grupy etnicznej może być nadana przez inną grupę. Jak bardzo złudne jest utożsamianie nazwy z pochodzeniem pokazuje przykład Francji, która jest krajem przede wszystkim romańskim, ale jej nazwa wywodzi się od plemion niewątpliwie germańskich.
Jedni mediewiści zwracali uwagę na to, że etnos chorwacki kształtował się pod wpływem pierwiastka autochtonicznego, inni z kolei, że w ramach państwa Franków. Niektórych prowadziło to do przekonania, że genetyczna słowiańskość — nawet jeśli była obecna „na początku” — uległa rozwodnieniu, co miało skutkować niemal całkowitym przejęciem cech typowych dla mieszkańców nowej ojczyzny — Ilirów i Rzymian. Ale jakich cech? Jakie były typowe cechy Ilirów i na czym miałaby polegać ich odmienność od Słowian? Niektórzy autorzy próbują przedstawiać różne argumentacje, ale są one raczej nieprzekonujące, a nierzadko absurdalnie irracjonalne. Podobnie jest z teoriami o irańskim czy gockim pochodzeniu Chorwatów — nie są one poparte poważnymi dowodami. Formułują je często badacze artykułujący chorwackie pragnienie odrębności od Serbów.
Przyjęcie takiej czy innej teorii o pochodzeniu chorwackiego etnosu nie może jednak zmienić najważniejszego. Żaden nowoczesny naród nie jest, wbrew teoriom rasowym i genetycznym, „czysty”. Wszystkie etnosy w Europie, jeśli nie były szczelnie odizolowane na peryferiach, ulegały przekształceniom, procesom hybrydyzacji. Ostatecznie jakiś pierwiastek przeważał i wchłaniał wszystkie inne. A u Chorwatów cząstka słowiańska okazała się silniejsza niż pozostałe, rzeczywiste lub domniemane domieszki, o czym świadczą choćby udokumentowane w źródłach imiona władców (Trpimir, Domagoj, Tomislav, Krešimir czy Zvonimir) oraz późniejszy rozwój kultury piśmienniczej wyrażanej po słowiańsku. Język słowiański miał również swój udział w procesie chrystianizacji Chorwatów w nowej ojczyźnie.
Najbardziej efektownym, a zarazem najbardziej dyskusyjnym elementem legendy etnogenetycznej jest przekonanie o istnieniu praojczyzny Chorwatów sprzed ich podróży na południe, miejsca, które Konstantyn Porfirogeneta nazwał Białą Chorwacją. Na wyobraźnię historyczną najbardziej wpłynęły rozdziały XXX i XXXI jego dzieła, choć ich autorstwo — jak i sama treść — bywają kwestionowane. Cesarz bizantyński nie mógł być bezstronny, bo reprezentował swoją rację stanu, zresztą jego praca nie ma charakteru historycznego, lecz była zaplanowana jako przygotowane dla następcy kompendium o rządzeniu cesarstwem.
Biała Chorwacja jest przez większość chorwackich historyków lokalizowana w Małopolsce, a ściślej nawet w okolicach Krakowa. Niektórzy przypuszczają, że właśnie w Krakowie miało dojść do powstania etnosu chorwackiego lub slawizacji irańskich Chorwatów, będących być może w sojuszu z Antami, ale nie ma na to żadnych potwierdzeń w źródłach. Jest niemal pewne, że praojczyzna Chorwatów znajdowała się „gdzieś na północy”, ale nie ma pewności, czy właśnie w dorzeczu Wisły. Nie można tego jednak zdecydowanie wykluczyć, ponieważ niektóre średniowieczne źródła sprzyjają snuciu takich wizji. O obecności jakiegoś plemienia Chorwatów nad Wisłą mówią niektóre kroniki ruskie, na przykład Powieść minionych lat z XII wieku kijowskiego mnicha Nestora, który Białych Chorwatów uważał za protoplastów Lachów, a następnie Polaków. Tam czytamy o wyprawie księcia Włodzimierza na zachód: „Roku 6500 [992], Poszedł Włodzimierz na Chorwatów [nad Dniestrem]. A gdy przyszedł z wojny chorwackiej, oto Pieczyngowie przyszli z onej strony od Suły”5. Wincenty Kadłubek w Chronica Polonorum odnotował, że Bolesław Chrobry podbił między innym Chorwatów. Niektórzy dziewiętnastowieczni autorzy, na przykład Tadeusz Wojciechowski czy Joachim Lelewel, z Chorwatami utożsamiali nawet mieszkańców Krakowa sprzed panowania Bolesława Chrobrego. Zdaniem tego pierwszego w czasach przed założeniem biskupstwa w Krakowie „nazywano tę część Słowiańszczyzny zwyczajnie jedném mianem Białéj czyli Wielkiéj Chrobacyi”6. Lelewel poszedł jeszcze dalej: „Więc Krak był (Kniaziem czyli Zupanem, Panem) Woiewodą Bielochrobatów, Chrabatów, Kroatów, Karwatów toiest Krakowiaków: nie Krak Kraków zakładał, ale Kroaty kraiowcy na iego pamiątkę, i nie od Kraka nazwanie Krakowa poszło”7. Krytycznie odniósł się do tej tezy Wojciech Kętrzyński, stwierdzając, że „Wielka Chrobacya nadwiślańska jest tylko hypotezą, która w głowach niektórych uczonych powstała i na bardzo wątłych spoczywa podstawach”8. Lelewel był jednak nie tylko fantastą, ale i maksymalistą, więc nie poprzestał na tym stwierdzeniu. Odróżniał Białą Chorwację od Czerwonej znajdującej się jego zdaniem bardziej na wschód — w okolicach Czerwieńska (dorzecza Bugu i Sanu). Chrobry miał opanować całą Chrobację, ta zaś miała obejmować ziemie niemal do Dunaju.
Teoria o północnym pochodzeniu Chorwatów nie budzi raczej wątpliwości, ale już sytuowanie jej w Małopolsce, czy ściślej — w Krakowie, wydaje się kontrowersyjne. Gerard Labuda, konfrontując źródła bizantyńskie i bawarskie z anglosaskimi, kwestionuje tę lokalizację. Odwołując się do pewnego dokumentu z biskupstwa praskiego z 1086 roku, uznaje, że siedzib Białych Chorwatów (przypuszczalnie tożsamych z Chorwatami zachodniosłowiańskimi) należy raczej szukać na ziemiach czeskich9. Henryk Łowmiański twierdzi stanowczo: „Biała Chorwacja służyła jako określenie państwa czeskiego, które leżało między Bawarią, Węgrami a Serbami”10. I dodaje, że maksymalistyczna koncepcja Białej Chorwacji wysunięta przez Lelewela wynika z błędnego utożsamienia Chorwacji z Karpatami (zbieżność fonetyczna).
Chorwaci zatem z pewnością wyruszyli na południe, ale nie wiadomo skąd. Równie dobrze chorwackie plemiona mogły mieć swoje siedziby w dorzeczu górnej Łaby. Łowmiański sugeruje, że skoro Chorwaci rzeczywiście mieliby swoje siedziby na terenach Małopolski, z pewnością znalazłaby się o nich wzmianka w dokumencie Geografa Bawarskiego z IX wieku. Tymczasem ten milczy. Nawet jeśli przyjąć hipotezę, że praojczyzna Chorwatów — a może i wszystkich Słowian? — znajdowała się między innymi na obszarze dzisiejszej Polski, to plemiona chorwackie mogły się z niej wyodrębnić i wyruszyć na południe, zatrzymując się na przykład przez dłuższy czas w Czechach i tam konsolidując się etnicznie.
W refleksji na temat praojczyzny Chorwatów zwraca się również uwagę na fakt, że zachodnie źródła, poza jednym wyjątkiem, nie używają terminu Biała Chorwacja ani Biali Chorwaci. Może więc być tak, że podawani przez źródła bizantyńskie Biali Chorwaci odpowiadają jakiemuś innemu plemieniu występującemu w źródłach zachodnich. Może Wiślanom albo Lędzianom. A może było tak, że przodkami Lachów (Polaków) byli rzeczywiście Biali Chorwaci, jak podaje Nestor. Tylko dlaczego nie pojawia się to w innych źródłach?
Niektórzy mediewiści młodszego pokolenia — na przykład Danijel Džino — podkreślają, że legendy etnogenetycznej Chorwatów nie można zweryfikować za pomocą poświadczeń w źródłach. Jeśli nawet przyjąć (choć i to nie jest jego zdaniem pewne), że Biała Chorwacja rzeczywiście istniała, to nie ma wcale pewności, że przybysze nad Adriatyk to ci sami Chorwaci z domniemanej Białej Chorwacji. Historia o przybyciu Chorwatów i Serbów z „Białej Chorwacji” lub „Białej Serbii” nie jest zdaniem badacza przekazem czysto historycznym, lecz raczej „sposobem wyjaśnienia i racjonalizacji dokonującej się społecznej i kulturowej zmiany, sięgając po nieprawidłowe interpretacje zdarzeń z czasów późnego antyku”11. Może więc praojczyzna Chorwatów była nawet — jak twierdzi chorwacka mediewistka Nada Klaić — w pobliskiej Karyntii (dzisiaj pogranicze Austrii i Słowenii), o czym miałyby świadczyć liczne toponimy wywodzące się od rdzenia etnonimu12. Florin Curta utrzymuje z kolei, że Chorwaci mogli pochodzić z obszarów na północ od Dunaju, a więc znacznie bliżej dzisiejszej ojczyzny.
Najbardziej popularna powszechnie hipoteza o pochodzeniu Chorwatów, nazwijmy ją krakowską, nie jest wcale pewna. Jest to po prostu legenda oparta na poszlakach. Tymczasem opowieści o „polskim” pochodzeniu Chorwatów lub „chorwackim” Polaków są na tyle głęboko zakorzenione, że nie podważy ich żadna analiza krytyczna. Są efektowne, więc służą jako przygodne dykteryjki, niekiedy o silnym zabarwieniu emocjonalnym. Kiedy w 1999 roku Jan Paweł II odwiedził Chorwację, sprzedawano kartki pocztowe z inskrypcją „Biały papież z Białej Chorwacji”. Niektórzy zupełnie poważnie przekonują, że papież był Białym Chorwatem, inni zaś — że Chorwaci zbudowali Kraków.
Warte odnotowania jest to, że zwolennicy teorii o Białej Chorwacji — tak popularnej nad Adriatykiem i w Zagrzebiu — są nierzadko przekonani i o tym, że Chorwaci nie są słowiańskiego pochodzenia. W XX wieku powstały dwie niesłowiańskie teorie etnogenetyczne. Najbardziej wpływowe wywodziły Chorwatów od Gotów i Irańczyków, choć pojawiały się również koncepcje sarmackie i kaukaskie. Legenda gocka miała dowodzić germańskiego pochodzenia Chorwatów, co nie było bez znaczenia na początku XX wieku i w czasie drugiej wojny światowej. Koncepcja irańska z kolei służyła niektórym ideologiom w latach dziewięćdziesiątych XX wieku, kiedy szukano łatwych sposobów, by odróżnić się od Serbów.
Za pierwszą przemawiało to, że niektórzy średniowieczni kronikarze, przede wszystkim Tomasz Archidiakon ze Splitu w XII wieku, utożsamiali słowiańskich przybyszów z Gotami. Później czynili to niektórzy historiografowie z Dalmacji. Jak bardzo wykorzystanie tej koncepcji jako gotowej tezy jest zawodne świadczyć może fakt, że kronikarz z Baru — pop Duklanin — twierdził, że wszyscy barbarzyńscy przybysze są Gotami (Gothi, qui et Sclavi). Być może dla łacińskich kronikarzy termin „Goci” odpowiadał greckiemu terminowi „barbarzyńcy”, którym obejmowano wszystkich obcych. Węgrów przecież utożsamiano z Hunami, Słowian z Gotami, Scytami i Antami.
Na potwierdzenie teorii irańskiej przytacza się więcej argumentów, nieco bardziej racjonalnych. Sama nazwa Chorwaci ma zdaniem niektórych językoznawców i historyków pochodzić od nazwy jednej z perskich prowincji Harahwatii (lub Harahvati), po grecku Arachosia (gr. Ἀραχωσία). Region ten — którego forma językowa zdaniem Vladimira Košćaka wcale nie musi być przesądzająca dla uznania tej hipotezy za ostateczną — znajduje się na granicy dzisiejszego Iranu i Afganistanu13. Jeśliby przekaz Konstantyna Porfirogenety o pięciu braciach i dwóch siostrach potraktować jako wiarygodny, to imiona tych przywódców plemiennych (Klukas, Lobelos, Kosentzes, Muhla, Hrobatos oraz Tuga i Buga) nie są z pewnością pochodzenia słowiańskiego. Najczęściej twierdzi się, że właśnie irańskiego, choć pojawiają się też teorie o ich tureckim pochodzeniu. Niektórzy badacze, opowiadający się za irańskim rodowodem, zwracali uwagę na zbieżność niektórych form artystycznych chorwacko-irańskich (Josef Strzygowski, Luka Jelić) czy ludowych (Marijana Gušić), inni przywoływali irańskie pochodzenie części leksyki chorwackiej, w tym słowa ban w znaczeniu władca (Franjo Rački, Stjepan Sakač). Być może rzeczywiście plemiona chorwackie, które pojawiły się nad Adriatykiem, powstały przy silnym udziale pierwiastka irańskiego. Być może nazwa Chorwaci rzeczywiście pochodzi ze staroirańskiego, ale jednak język Chorwatów świadczy o tym, że pierwiastek słowiański był lub stał się dominujący. Żaden europejski naród nie wywodzi się tylko z jednego pnia. Zdaniem językoznawcy Radoslava Katičicia gens Chroatorum „ma niesłowiański pierwiastek swojej tradycji i nic więcej”14. I dodaje: „Gdy wiemy, w jaki sposób we wczesnym średniowieczu powstawały gentes, wówczas jasne jest, że to w żaden sposób nie może znaczyć, iżby ten naród był niesłowiański”. Poszukiwaniu łatwych rozwiązań, charakteryzujących okresy odrodzeń ideologii narodowych, takie choćby jak w latach dziewięćdziesiątych XX wieku, towarzyszyło przekonanie o czystości etnicznej. Prowadzono nawet badania DNA, aby wyodrębnić jakąś chorwacką grupę krwi, wskazać na dominację którejś haplogrupy nietypowej dla Słowian. Nawet gdybyśmy założyli, że taki trop ma sens, to przecież powstawanie związków plemiennych i rodowych, następnie społeczeństw i narodów było procesem długotrwałym, związanym z ciągłym mieszaniem się grup etnicznych. Trudno sobie wyobrazić, żeby Chorwaci ze swojej domniemanej ojczyzny Iranu przyszli nienaruszeni genetycznie, a jedynie zeslawizowani językowo. A nawet gdyby i to było prawdą, co by to zmieniło, skoro ich tożsamość ukształtowała się pod wpływem języka słowiańskiego i kultur ościennych, a nie irańskich bądź gockich. Gdyby więc nawet Chorwaci byli przeważająco pochodzenia irańskiego, a nawet gockiego, czy gdyby wywodzili się wprost od Ruryka albo Noego, to ich przeszłotysiącletnia tradycja wyrażana po słowiańsku w obrębie cywilizacji łacińskiej byłaby przesądzająca dla ukształtowania się ich tożsamości narodowej. A badania genetyczne nie zajmują się ani językiem, ani kulturą, lecz cechami biologicznymi, które nie są tożsame z kulturowymi manifestacjami narodów.
Z podróżą Chorwatów związana jest jeszcze jedna zagadka. Nie wiadomo, czy Chorwaci przybyli do swej ojczyzny sami, czy może z innymi Słowianami — to jest Serbami i Bułgarami. Wizja samotnej wędrówki cieszy się powodzeniem wśród historyków o poglądach narodowych, gdyż ułatwia znalezienie oparcia dla chorwackiej samoistności i odrębności, sięgającej najdawniejszych czasów. Wizja wspólnej podróży była popularna wśród badaczy o nachyleniu jugosłowiańskim, a impuls rozwojowy dał jej wpływowy dziwiętnastowieczny historyk Franjo Rački (1828–1894). Wspierały ją również badania językoznawcze, w których dowodzono, że plemiona słowiańskie przemieszczały się na południe w dwóch falach. Jedna miała się wywodzić ze wschodnich grup słowiańskich i zasiedlać wschodnią część półwyspu, druga zaś — z zachodnich i analogicznie zająć tereny zachodnie. Niewykluczone, że pierwsza grupa dała początek bułgarsko-macedońskiej grupie językowej, podczas gdy z drugiej wywodzili się przodkowie dzisiejszych Chorwatów, Serbów, Bośniaków i Czarnogórców, o czym miał świadczyć wspólny tym plemionom dialekt sztokawski i bliskie mu dialekty czakawskie i kajkawskie. Języki przybyszów, ze wschodu i z zachodu, należą do grupy południowosłowiańskiej.
Jednakże obie te teorie — i „chorwacka” i „jugosłowiańska” — mają istotną wadę. Mianowicie bezrefleksyjnie łączą język przemieszczających się plemion z ich domniemaną tożsamością grupową. Nawet jeśli dziś wydaje się to oczywiste, to przecież nie jest wcale powiedziane, że członkowie etnosów posługujących się jednym językiem musieli poczuwać się do wspólnoty. Ponadto hipoteza o czystej chorwackości przemieszczających się plemion nie uwzględnia faktu, że jeszcze w czasie podróży niewątpliwie istniała wspólnota południowosłowiańska, co potwierdzają teorie dotyczące języka wspólnego dla wszystkich Słowian (prasłowiańskiego) przed ich późniejszą dyferencjacją. Być może ta wspólnota — nawet jeśli płynna — istniała do VI wieku, a więc do momentu prawdopodobnego opuszczenia dawnych siedzib, choć inne teorie utrzymują, że trwała nawet do wieków X i XI. Oczywiście nie można jednoznacznie powiedzieć, która z nich jest prawidłowa, i to nie tylko dlatego, że przed drugą połową IX wieku, to jest przed stworzeniem (prawdopodobnie) pierwszego pisma słowiańskiego — głagolicy — nie powstały żadne teksty słowiańskie, więc tezy opierają się na rekonstrukcjach zmian językowych. Niemałym problemem jest również i to, że nie istnieją obiektywne kryteria umożliwiające uznanie, czy kilka różnic regionalnych, odnotowanych choćby w najstarszych zabytkach piśmienniczych, świadczy już o istnieniu odrębnego języka czy może tylko zapowiada zmiany, które dokonają się później. Niektóre współczesne ujęcia sugerują nawet, że nie istniał jeden język, lecz że to tylko hipoteza konieczna (postulat badawczy).
Teorie językoznawcze cieszyły się przez całe dekady dużym powodzeniem, ponieważ pozwalały łatwo wyjaśnić istnienie wspólnoty serbsko-chorwackiej i dać jej polityczną legitymizację. Większość prób jej podważania, które nasiliły się po rozpadzie Jugosławii, za wszelką cenę próbowało dowieść odrębności Chorwatów od pozostałych Słowian, najbardziej od Serbów. Tak jak pierwsza służyła jugosłowiańskiej racji stanu, tak druga służy chorwackiej.
Niezależnie skąd i jaką drogą — razem czy osobno — pewne jest, że jakieś plemiona słowiańskie (lub plemiona słowiańskie stopione z innymi ludami), z których z czasem zaczną się formować chorwackie związki plemienne, przybyły nad Morze Adriatyckie, do rzymskiej prowincji Iliricum, do Dalmacji i Panonii, czyli na ziemie odpowiadające obszarowi dzisiejszej Chorwacji. Trzeba jednak odnotować, że Dalmacja była wówczas znacznie większa niż obecnie — sięgała aż do rzeki Sawy na północy.
Wbrew optymizmowi przekazów malarskich, plemiona dostępu do morza wcale tak łatwo nie zdobyły. Co więcej, chorwaccy przybysze w VII wieku nie należeli do średniowiecznego rycerstwa, jak wyartykułowały to pędzel i pióro, ponieważ przez autochtonów zostali uznani za barbarzyńców, przed którymi drżał świat chrześcijański. W łacińskim dokumencie Placitum Risanum z 804 roku mieszkańcy miast istryjskich, w przeważającym stopniu romańskich, skarżyli się do Karola Wielkiego na Słowian / Chorwatów, którzy pod przewodnictwem niejakiego woja Jana stoją przed murami grodów, zagrażając mieszczanom. Żądali, by cesarz doprowadził do ich wygnania. Oczywiście jest to wizja zachodnia oceniająca w sposób jednostronny nieznaną sobie kulturę.
Nim się Chorwaci i pozostali Słowianie ucywilizowali, jako „barbarzyńcy” dali się poznać — jak utrzymywała starsza historiografia — jako niszczyciele. Konstantyn Porfirogeneta donosił, że w VII wieku wraz z Awarami zniszczyli antyczne miasta Epidaurum i Salonę (o zniszczeniu Salony pisał także Tomasz Archidiakon ze Splitu). Zbiegła ludność z pierwszego miasta miała dać początek Dubrownikowi, z drugiego — Splitowi. Jednak niektórzy mediewiści uważają, że te powstałe kilka wieków później przekazy nie mają żadnych poświadczeń w źródłach15. Zdaniem archeologa Mate Suicia „przybyli Słowianie, w tym Chorwaci, nie mogli, nie chcieli i nie mieli potrzeby zdobywać, niszczyć i palić miejscowości, w których się pojawili, w szczególności zaś miast służących im — podobnie jak wszystkim innym barbarzyńcom — jako źródło rabunku”16. Co więcej, odkrycia archeologiczne dowodzą, iż co najmniej do połowy VII wieku życie w Salonie kwitło nadal, więc informacje o jej całkowitym zniszczeniu nie mają pokrycia w faktach. Ponadto, gdyby Słowianie tak gładko zdobyli Salonę, dlaczego nie mieliby zdobyć znacznie mniejszych miast nadmorskich? Być może zatem należy mówić raczej o powolnym upadku miasta, do czego najazdy słowiańsko-awarskie mogłyby się pośrednio przyczynić. Zresztą dzieło Konstantyna nie jest spójne, a bywa nawet wewnętrznie sprzeczne. W rozdziale XXX mówi się bowiem, inaczej niż wcześniej, że to nie Słowianie zniszczyli Salonę, lecz Awarowie, a ci pierwsi mieli przed Awarami miasta bronić.
Tak czy owak, Salona rzeczywiście przestała istnieć, a jej mieszkańcy zasiedlili pałac Dioklecjana nad samym morzem, wokół którego powstanie miasto Split — dzisiejsza stolica Dalmacji. Szczęśliwie Splitu nikt nie zniszczył, podobnie jak innych miast: Zadaru, Trogiru, Kotoru i komun na wyspach Krk i Rab, a Słowianie przez wieki je zasiedlali, stapiając się z ludnością lokalną i prowadząc do jej slawizacji. Można to uznać za paradoks, że dawniej Słowianie zagrażali miastom, a następnie stali się ich obrońcami. Na tym polega siła inkulturacji.
Związki plemienne Chorwatów i Słowian zaczęły się przekształcać w państewka / księstwa określane w źródłach rzymskich jako Sclaviniae. Na miejscu spotkali się z mniej lub bardziej zromanizowaną ludnością ilirską lub rzymską. Nie wiadomo, czy zajmowane tereny były opustoszałe po najazdach Gotów i Hunów, ale można przypuszczać, że jest to prawdopodobne. Nawet jeśli tak było, to plemiona ilirskie musiały się gdzieś zagnieździć i w końcu ze Słowianami spotkać. Nastąpił wielowiekowy proces asymilacji. Słowianie z czasem zeslawizowali cały niemal region. Pozostaje tajemnicą, w jaki sposób ludność przybyła na nieznane sobie terytoria, nadto stojąca niżej cywilizacyjnie od autochtonów, zdołała ich skutecznie wchłonąć. Poza Anglią jest to jedyny taki przykład w Europie.
Chorwaci od najwcześniejszych czasów posługiwali się trzema dialektami (językami wernakularnymi), których nazwy powstały od zaimka pytającego „co”. Ekwiwalenty što, ča i kaj dały nazwy dialektom: sztokawskiemu, czakawskiemu i kajkawskiemu. Na dobrą sprawę można o nich mówić jako o trzech odmiennych systemach językowych. Wszystkie trzy były językami literackimi, w których powstawała kultura piśmiennicza. Nierzadko — jak w przypadku dialektów czakawskiego i sztokawskiego — w językach tych stworzono literaturę artystyczną najwyższych lotów. Pierwszymi spisanymi językami literackimi nie były jednak dialekty, lecz dwa języki liturgiczne — łacina i staro-cerkiewno-słowiański. Nadto w użyciu były trzy alfabety — łaciński, głagolicki i cyrylicki. Stąd o kulturze chorwackiej mówi się, że jest ona trójjęzyczna i trójalfabetyczna. W średniowieczu posługiwano się kilkoma językami: staro-cerkiewno-słowiańskim w redakcji chorwackiej, chorwackim dialektem czakawskim z Dalmacji z elementami cerkiewszczyzny, czystą czakawszczyzną i czystym dialektem kajkawskim, a nieco później także sztokawskim z Dubrownika. Doprowadzi to do upowszechniania się zregionalizowanych form wyrazu, a przyczyną trwałości tego stanu — który urzeczywistni się z pełną mocą w XVI wieku — będzie brak jednego centrum politycznego, mogącego stworzyć warunki dla rozwoju wspólnego języka. Do tego nałożą się różnice regionalne. Chorwacja bowiem była pod wpływem kultury śródziemnomorskiej, środkowoeuropejskiej i słowiańsko-bałkańskiej.
Zanim Słowianie pojawili się w Iliricum, co najmniej od I wieku n.e. obszar ów przechodził przez wstrząsy spowodowane wojnami Rzymian z Ilirami. O Ilirach wiadomo niewiele. Z pewnością po wiekach przymusowej romanizacji nie mieli oni wyraźnego poczucia odrębności, ich asymilacja przebiegała zaś w różnym tempie, w zależności od regionu. Najszybciej w miastach nadmorskich, wolniej w Dalmacji kontynentalnej. Zresztą tożsamość zbiorowa wówczas ciągle podlegała gwałtownym zmianom, więc przykładanie dzisiejszych wyobrażeń do ówczesnych realiów jest ryzykowne. Należy raczej przypuszczać, jak twierdzą mediewiści, że tożsamości Ilirów zmieniały się — „od gminnej, prowincjonalnej, regionalnej, kosmopolitycznej, chrześcijańskiej, «barbarzyńskiej», rzymskiej, wojskowej, itd.”17.
Mianem „Ilirowie”, od którego wzięła się nazwa prowincji, posługiwali się Rzymianie, a zapożyczyli go od Greków określających terminem Illyrioi nieznanych sobie sąsiadów. Jednak Grecy — począwszy od VI wieku p.n.e. — zasiedlili tylko niektóre wyspy i niewiele miejsc na kontynencie. Nazwa Dalmacja powstała od jednego z plemion — Delmatów (Delmat oznaczał pasterza) — które tak jak plemiona Histrów i Liburnów należały do grupy etnicznej Ilirów. Rzymianie długo nie mogli podbić tych terytoriów, ponieważ Ilirowie, z którymi w międzyczasie zmieszali się zasiedlający te tereny Celtowie (a być może jeszcze ktoś inny), stawiali opór. W końcu jednak ulegli. Po ostatecznym zdobyciu tych ziem Rzymianie przystąpili do ich administracyjnej organizacji. Przeprowadziło ją w I wieku n.e. dwóch cesarzy — August i Tyberiusz. W nowo powstałej prowincji wytyczono granice. Część południowa dzisiejszej Chorwacji została nazwana Dalmacją, a część północna — Panonią. Nastąpił okres kolonizacji niemal całego Iliricum, co skutkowało asymilacją ludności ilirskiej (niektórzy badacze podają w wątpliwość sam pogląd, by uważać tę ludność za „zromanizowanych Ilirów”), choć ona sama długo jeszcze — zwłaszcza poza ośrodkami miejskimi — zachowała odrębność. Mimo iż za bezpośrednich potomków Ilirów uznaje się powszechnie Albańczyków, o czym zaświadcza ich język, to jednak niektórzy wyrażają przekonanie, że zromanizowane plemię Vlahów (Wołochów), przeważnie koczowniczych pasterzy, jest również pochodzenia ilirskiego. Wołosi — którzy z czasem przyjęli język słowiański — przetrwali w kontynentalnej części Dalmacji i na całym obszarze Gór Dynarskich, ale ich integracja narodowa trwała całe wieki. Niektórzy zasymilowali się dopiero w XIX wieku, stając się — w zależności od wyznania — Chorwatami lub Serbami.
Całe Iliricum dostarczało Imperium Rzymskiemu żywności i surowców. Kolonizatorzy, chcąc lepiej skomunikować region z Rzymem, zbudowali drogi — z północy na południe i ze wschodu na zachód. Wiele z nich istnieje do dzisiaj. Powstały jednak również ich pomniejsze odgałęzienia, łączące miasta nadmorskie z Dalmacją kontynentalną i Bośnią. W późniejszych czasach zyskają one na znaczeniu.
Rzymska kolonizacja była dużo skuteczniejsza i pozostawiła trwałe konsekwencje. W Dalmacji i Panonii cywilizacja rzymska pozostawiła po sobie castra i termy, świątynie i amfiteatry. Do dzisiaj zachowało się wiele z nich, niektóre w ruinach, jak na przykład dawna stolica Dalmacji — Salona, wille na Wyspach Briońskich czy termy w Varaždinskich Toplicach. Inne są w znakomitym stanie, jak na przykład amfiteatr w Puli czy pałac Dioklecjana w Splicie. Ten ostatni jest ewenementem na skalę światową. W obrębie struktury antycznego pałacu, w którym od abdykacji w roku 305 do swojej śmierci przebywał Dioklecjan (zmarł między 311 a 316 rokiem), powstało średniowieczne miasto. Jego dzisiejsza postać pokazuje, w jaki sposób od dwóch tysięcy lat nawarstwiały się w nim różne style, reprezentujące odmienne, nierzadko sprzeczne, wizje świata. Na bazie antycznej budowli krwawego prześladowcy chrześcijan, Dioklecjana, powstało miasto chrześcijańskie, w którym swą siedzibę miało jedno z najstarszych arcybiskupstw w regionie, a jego patronem został św. Dujam — męczennik za wiarę, ofiara Dioklecjana. Z kolei po drugiej wojnie światowej w mieście zbudowano wiele obiektów architektury socjalistycznej (zwanej również socmodernizmem), która ideowo odrzucała elityzm wszystkich dawnych epok. Podobnie jednak jak architektura chrześcijańska piętnaście wieków wcześniej, tak i nowe trendy wymuszanego i wprowadzanego naprędce egalitaryzmu musiały zaakceptować dziedzictwo poprzedników. Dzisiejszy Split, swego rodzaju „kamienny palimpsest” (Vojeslav Molè), jest żywym świadectwem dziejowych turbulencji — gwałtownych zmian i następujących po nich procesów zakorzeniających nowe etnosy i nowe formy bytowania w starych.
Split, jak się rzekło, był pałacem, z którego wyrosło miasto. Jednak dziedziczył on tradycję pobliskiej Salony, antycznej stolicy Dalmacji, zniszczonej przez najazd barbarzyński (słowiańsko-awarski?). Podobnie było z Dubrownikiem, który kontynuował dziedzictwo zrujnowanego Epidaurum. Jednak przenoszenie tradycji zniszczonych miast do nowych osad nie było w Dalmacji regułą. Niektóre z antycznych komun zupełnie zniknęły (Narona), a inne bytowały w nowych okolicznościach. Tak było z Zadarem czy Trogirem oraz niektórymi komunami na wyspach. Po Grekach — którzy założyli kilka kolonii, na przykład na wyspach Vis (Issa) czy Hvar (Pharos) — pozostało znacznie mniej. Nie ma architektury, choć zachowały się gdzieniegdzie fragmenty murów (parcelacja pól uprawnych na wyspie Hvar), wazy, monety i epigrafika. Jeden z łagodniejszych szczepów chorwackich win z południowych wysp Dalmacji, Grk (Grek), jest również świadectwem obecności helleńskiej.
Dla rzymskiej wizji świata ogromne znaczenie miała północna granica cesarstwa. Zza niej przybywali barbarzyńcy. Słowo „barbarzyńca”, którym określano zbliżające się do granic cesarstwa ludy, powstało od greckiego wyrazu odnoszącego się do niezidentyfikowanych dźwięków mowy (gr. onomatopeja bar bar — βαρ-βαρ). Byli to Hunowie, Goci, a następnie Słowianie. Północny limes wyznaczany był przez Dunaj. Co najmniej od czasów Juliusza Cezara stał się on wyobrażoną i realną granicą między cywilizacją a światem barbarzyńskim. Wzdłuż niego powstało wiele twierdz, które następnie przerodziły się w osiedla rzymskie i miasta. Dzisiejszy Ilok, Vukovar czy Osijek są ich kontynuatorami.
Jeszcze w pierwszej połowie VI wieku — kiedy o wyniszczających najazdach barbarzyńców źródła donoszą niemal co roku — Słowian się nie wspomina. Z czasem autorzy bizantyńscy zaczynają używać terminu Sclavenoi (Σκλάβηνοι), wyodrębniając z masy przybyszów pewne różnicujące ich cechy. Tradycyjna historiografia utrzymywała, że można już wtedy mówić o nich jako o grupach etnicznych lub przynajmniej społecznych. Jednak wcale nie jest to pewne. Przecież uznanie jakichś plemion za etnos czy związek plemienny wcale nie musi oznaczać, że był nim on wówczas rzeczywiście. Niektórzy historycy, na przykład Florin Curta, sięgając po nowsze odkrycia archeologiczne i metodę krytycznego czytania źródeł, sugerują, że bizantyńscy pisarze w okresie do VIII wieku nie opisywali Słowian, lecz wymyślili ich jako wspólnotę18. Wizja Słowian bowiem znakomicie odpowiadała wyobrażeniom, jakie o „barbarzyńcach” miały elity cesarstwa. Oczywiście przyjęcie proponowanego przez tego mediewistę punktu widzenia nie oznacza, że nie istniały elementy łączące Słowian — takie jako choćby język, obyczajowość czy religia — ale być może członkowie tych plemion rzeczywiście nie mieli świadomości szerszej wspólnoty, poza małą tożsamością plemienną.
Wokół terminu Sclavenoi narosło wiele kontrowersji, zwłaszcza że w niektórych koncepcjach łączono go z łacińskim słowem sclavus, oznaczającym niewolnika. Dziś już wiadomo, że to tylko zbieżność fonetyczna, która nierzadko służyła do dyskredytacji Słowian. Byli oni przez wieki traktowani jako młodsi i gorsi przedstawiciele cywilizowanej Europy, co odzwierciedli się również w historii Chorwacji.
Jeśli przyjąć za pewnik, że przodkowie Chorwatów rzeczywiście przybyli z Małopolski czy nawet z Czech, to taka podróż musiała im zabrać lata, a może nawet pokolenia. Można sobie wyobrazić, że dzieci rodziły się w innym miejscu niż były poczęte, dorastały gdzie indziej, by umrzeć jeszcze gdzieś indziej. Słowiańskie związki plemienne w swej podróży wchodziły w konflikty i tymczasowe sojusze z plemionami germańskimi (Gotami), ludami węgierskimi i z tureckimi Awarami. I wreszcie, gdy pojawili się na terytoriach podległych Rzymowi, a więc przekroczyli mityczny Dunaj, zetknęli się z ludnością autochtoniczną — starożytnym ludem Ilirów, wymieszanym z Celtami i przetrzebionym przez wojny z Rzymianami.
Słowiańscy przybysze przynieśli do Dalmacji własną kulturę żywienia, jakże odmienną od śródziemnomorskiej, inne zachowania i obyczajowość. Z pewnością byli poganami, a wkroczyli na ziemie o tradycji antycznej, już niemal w pełni schrystianizowane. Słowianie nie znali pisma, ich język był wyłącznie mówiony, a kultura literacka — oralna, charakteryzująca społeczeństwa pierwotne. Dziwnie się ubierali, w futra i skóry zupełnie nieprzystające do cywilizacji rzymskiej i do ciepłego klimatu. Wyglądali zupełnie inaczej, niż przedstawiało to dziewiętnastowieczne malarstwo. Ich imiona również brzmiały egzotycznie. W nowej ojczyźnie zastali wyrafinowaną kulturę: antyczne pałace, amfiteatry i termy oraz murowane kościoły wczesnochrześcijańskie.
Dla mieszkańców Dalmacji spotkanie z „barbarzyńcami” było niewątpliwie szokujące, choć taką wizję znamy z późniejszych źródeł, z pewnością tendencyjnych, między innymi zawartych w Historia Salonitana Tomasza Archidiakona ze Splitu. Jako patrycjusz, który dziedziczył tradycje antycznej Salony, przybyszami gardził. Dawniej sądzono, że ten negatywny stosunek miał podstawy etniczne (antysłowiańskość), jednak obecnie podkreśla się raczej czynnik „klasowy”. Poglądy Tomasza wynikały nie tyle z tożsamości romańskiej / rzymskiej, ile z przekonań charakteryzujących elity zurbanizowanych komun wobec ludzi spoza miast.
Nie znamy przebiegu asymilacji, bo brak jest wiarygodnych źródeł. Słowianie nadto zasiedlali te tereny w towarzystwie innych plemion, przede wszystkim Awarów, z którymi tworzyli związki plemienne. Ustalenia językoznawców dowodzą, że slawizacja lokalnych toponimów zaczęła się przed połową VIII wieku. Z kolei zasób leksykalny niektórych dialektów południowosłowiańskich pokazuje, że szybko wchłonęły one elementy dialektów niesłowiańskich. Nie ma jednak jasnej odpowiedzi na pytanie, czy kolonizacja Słowian doprowadziła do przerwania istniejącej tradycji, czy raczej do ustanowienia między starymi a nowymi grupami pewnego kontinuum. Dawniejsze ujęcia mówiły raczej o przerwanej ciągłości (podkreślając masowy charakter napływu Słowian), nowsze kładą nacisk na proces koegzystencji, a następnie stapiania się etnosów. Oznacza to przyjęcie poglądu, w myśl którego autochtoni zachowali część tradycji, przyjmując elementy kultury przybyszów, przybysze zaś zaadaptowali się do istniejącej kultury, zatrzymując pierwiastki swojej odrębności. Zdaniem historyka Ivana Basicia, w miejscowościach Dalmacji kontynentalnej „wraz z postępującym przejmowaniem pewnych elementów kulturowego pejzażu przestrzennego, na zapleczu dalmatyńskich miast, które przetrwały najazdy, ukształtował się nowy typ wspólnoty społecznej. Charakteryzuje go jednoczesne występowanie starych i nowo wprowadzonych modeli funkcjonowania”19. Inny mediewista, Neven Budak, wprowadza jeszcze jedno zastrzeżenie. Jego zdaniem w świetle obecnych badań powszechnie panujące przekonanie o istnieniu dwóch diametralnie odmiennych etnosów: czysto słowiańskiego i czysto romańskiego / zromanizowanego jest anachroniczne. Przybysze, których wcale nie było tak wielu, jak wcześniej sądzono zasiedlali tereny położone w bezpośredniej bliskości autochtonów. „Nie istniały jasno wyznaczone strefy przynależności do jednej lub drugiej grupy, choć wydaje się, że schrystianizowani Rzymianie skupiali się w pobliżu ważnych przebiegów komunikacyjnych, umacnianych przez castra i późnoantyczne kościoły, podczas gdy pogańscy przybysze zapewne osiedlali się przede wszystkim z dala od głównych dróg”20.
Znaleziska archeologiczne poświadczają, że nowi mieszkańcy przejęli od autochtonów technologię budowy gospodarstw domowych, a wkrótce również sposoby pochówku zmarłych. W dalszej kolejności również kulturę żywienia, a co za tym idzie — sposoby uprawy płodów rolnych charakterystycznych dla klimatu śródziemnomorskiego, połowu ryb, technologię wytwarzania wina. Zachowali jednak język, który narzucili autochtonom. Na różnych obszarach procesy stapiania się ludności autochtonicznej z przybyłą przebiegały inaczej. Na terytoriach niezaludnionych lub opustoszałych (Panonia i Góry Dynarskie) łatwiej było utrzymać swoją importowaną kulturę i sposób życia; nad morzem i na wyspach, gdzie silniejsze były przyczółki kultury romańskiej, było to trudne, o ile w ogóle możliwe.
Przybysze nie wszędzie szybko uczyli się korzystać z dobrodziejstw morza, choć już w X wieku organizowali duże jednostki pirackie, które plądrowały weneckie statki. Zdarzało się wreszcie i to, że przez pewien czas ludność słowiańska żyła obok romańskiej, zanim rozpoczął się proces stapiania / asymilacji. Na wyspach najdłużej utrzymywał się substrat romański, o czym zaświadcza wolniejsza niż na lądzie slawizacja toponimii. A na wyspie Krk, mimo silnej obecności kultury słowiańskiej, najdłużej zachował się jeden ze starych dialektów dalmackich, wywodzących się z łaciny. Narzecze veljoto (od romańskiej nazwy Krku — po włosku Veglia) istniało tam do końca XIX wieku. Epigonem tego języka był pewien mieszkaniec miasta Krk, Tuone Udaina, który zmarł w 1898 roku.
Okoliczności kształtowania się chorwackiej państwowości znakomicie obrazuje architektura średniowieczna. Na terytorium nowej ojczyzny przodkowie Chorwatów zastali bogatą tradycję sztuki wczesnochrześcijańskiej powstającej w późnym antyku. W Poreču na Istrii znajduje się wspaniały kompleks architektoniczny z VI wieku (wielokrotnie później rozbudowywany) — Bazylika Eufrazjusza ze znakomitymi mozaikami w apsydzie, baptysterium i pałac biskupi. W Dalmacji zachowały się tylko ruiny antycznej Salony. Poza wielkimi ośrodkami architekturze tej brakowało rozmachu, a świątynie nie miały jednego wzorca, lecz wiele, więc niełatwo jest ustalić ich pokrewieństwa i powinowactwa z nurtami zachodnimi i wschodnimi. W każdym kościółku urzeczywistniają się różne style w osobliwy sposób: już to dominują wpływy przedromańskie charakteryzujące typy karolińskie, już to italskie, ormiańskie i helleńskie. Można je określić mianem „małych kościołów swobodnych form”21.
Chorwackie księstwa, które z większym lub mniejszym sukcesem udało się w okresie od IX do XI wieku zintegrować w jedno państwo (przez jakiś czas były to związki plemienne), nie obejmowały większych miast. To nie tylko konsekwencja porozumienia w Akwizgranie między Karolem Wielkim a cesarzem bizantyńskim Michałem Rangabeuszem z 812 roku, na mocy którego miasta pozostały pod władzą Bizancjum, kontynentalna część oraz Istria zaś — w karolińskich rękach. To także skutek utrzymywania się w miastach nadmorskich silnej świadomości odrębności, której strzegły nie tylko grube mury i wysoka kultura, dające obywatelom civitatum poczucie wyższości. Władza bizantyńska w miastach dalmatyńskich nie była silna, nie tylko dlatego, że obszar ten leżał na peryferiach cesarstwa, ale również dlatego, że ludność miast posługiwała się dialektami dalmackimi, wywodzącymi się z łaciny. Różniły się one między sobą, co może świadczyć o słabych związkach między miastami. To zaś umożliwia postawienie hipotezy, że nie było silnej tożsamości całej Dalmacji bizantyńskiej, lecz przeważały tożsamości lokalne, miejskie, które od XIII wieku będą swoją odrębność legitymizowały w statutach. Pierwszy taki dokument powstał w mieście Korčula w 1214 roku.
Siedziby chorwackich książąt średniowiecznych nie znajdowały się zatem w najważniejszych miastach dalmatyńskich, ale w głębi lądu, tak jak twierdza Knin, albo tuż przy samym morzu, jak Klis w pobliżu Splitu. Cały ten region kontynentalnej Dalmacji nazywa się Zagórzem, ponieważ znajduje się za górą. Jest to granica geograficzna, ale i cywilizacyjna. Miasta kontynuują tradycje antyczne; Zagórze, choć je miało, zarzuciło je. Miasta są bogate, Zagórze — ubogie. W miastach dominuje patrycjat, żeglarze i rzemieślnicy, w Zagórzu — pasterze. O wyższości cywilizacyjnej miast świadczy też to, że to z ich perspektywy określa się świat „za górą”. Czasem o Zagórzu mówi się nawet jako o krainie „za plecami” — zapleczu (zaleđe). Wiele powstających na przestrzeni wieków wedut podkreślało obecność gór. Giovanni Francesco Camocio i Georg Hoefnagel tak właśnie przedstawili Makarską i Szybenik. Miasta są zawsze nad morzem, kontynent za górami. Oto symboliczna wyższość miast. Ten, kto ma prawo nazywać — ten ma władzę i narzuca swoją wizję.
Jednak Chorwaci nie przyglądali się miastom biernie. Z przyczółków w Zagórzu przenikali do miast wybrzeża. Jak to jednak możliwe, żeby „barbarzyńcy” w futrach z dzikiej zwierzyny, mówiący dziwnym językiem (lingua sclavina), uznawanym za prymitywny, zdołali zasymilować ludność miast — rzeczywistych potomków Imperium Rzymskiego, za którymi stała kultura antyczna z całym jej bogactwem oraz chrześcijaństwo, a ich prestiż wyrażała wyrafinowana łacina? Jak to możliwe, że mieszkańcy starych antycznych komun pieczołowicie strzegący swej odrębności mogli zostać zeslawizowani przez przybyszów, którzy dopiero co stworzyli swój alfabet, a także ledwie przyjęli pismo łacińskie? Trudno na te pytania odpowiedzieć. Pewną rolę niewątpliwie odegrał rosnący prestiż elit państwa chorwackiego, które musiały się przekształcić w grupę na tyle wyrafinowaną, żeby móc spełnić oczekiwania obywateli miejskich. Być może przesądziły też kryzysy demograficzne i choroby nękające miasta. Już w XI wieku imiona w rodzinie Madich — najznamienitszym rodzie zadarskim dziedziczącym tytuł strategów bizantyńskich — bywają słowiańskie (Drago, Dobronje / Dabranje). Z czasem jest ich coraz więcej. Granica między ludnością słowiańską a romańską zaczynała z czasem blaknąć, choć nigdy do końca nie zniknęła. Ostatecznie proces slawizacji języka skończy się w Splicie, podobnie jak w pobliskim Trogirze czy Zadarze, w XIII wieku (w Dubrowniku nawet wcześniej), co jednakowoż nie oznacza, że wszyscy mieszkańcy miast nadmorskich stali się natychmiast Słowianami, a następnie Chorwatami. Część z nich zostanie przy tożsamości romańskiej, a Chorwatów będzie uznawać za barbarzyńców nawet jeszcze w XX wieku.
Chorwaci znaleźli się na terenach zorganizowanych przez starożytną administrację, a następnie przez monarchię karolińską, która wprawdzie nie sprawowała w Dalmacji długotrwałej władzy, ale pod koniec VIII wieku miała pod swoją kontrolą część Iliricum. Chorwaci nie musieli więc chrześcijaństwa importować, jak Polacy, ale musieli się do niego dostosować. Zapewne dlatego nie sposób wskazać konkretnej daty przyjęcia chrztu. Można przypuszczać, że chrystianizacja elit rozpoczęła się już w VII wieku, a masowo zaczęła przebiegać w początkach wieku IX. Symbolem tego procesu jest marmurowa chrzcielnica księcia Višeslava, która znajdowała się w zachowanym do dzisiaj kościele św. Krzyża w Ninie, gdzie w IX wieku powstało pierwsze chorwackie biskupstwo. Rezydował w nim chorwacki biskup (episcopus Chroatorum). Na tym imponującym zabytku, który może pochodzić z IX wieku, ale bardziej prawdopodobne, że jest nieco późniejszy, widnieje łacińska inskrypcja:
To źródło przyjmuje słabych, by ich nawrócić i oświecić. Tu oczyszczają się z występków, które odziedziczyli po praojcu, aby stać się chrześcijanami i dostąpić zbawienia w wiekuistej Trójcy. To dzieło wykonał duchowny Ivan w czasach księcia Višeslava, ku chwale Jana Chrzciciela, aby stał się jego patronem.
Do powstającego państwa chorwackiego przybywali misjonarze — zarówno bizantyńscy, akwilejscy (następnie rzymscy) i karolińscy, jak również — prawdopodobnie już pod koniec wieku IX — słowiańscy (najbardziej powszechna hipoteza mówi, że być może uciekinierzy z misji morawskiej). Źródła nie podają jednak żadnych informacji o ich misji, jakie chociażby stanowią niezbywalny element legend etnogenetycznych u pobliskich Madziarów czy Bułgarów. Chorwaci nie mają swojego św. Stefana ani cara Borysa, którzy musieli — w mniej lub bardziej dramatycznych okolicznościach — pokonać niechętnych chrześcijaństwu krewniaków. W chorwackiej wyobraźni chrześcijaństwo zostało przyjęte gładko, bez większych perturbacji. Nie oznacza to, że tak istotnie było. I nie chodzi tylko o to, że wśród pogan rodził się opór, mający na celu obronę własnej kultury. Inny z powodów może być taki, że w IX wieku miasta dalmatyńskiego wybrzeża, choć językowo romańskie, pozostawały pod bizantyńskim zwierzchnictwem. Interior zaś podlegał Karolingom. By rzecz uczynić jeszcze bardziej skomplikowaną, trzeba dodać i to, że biskupi dalmatyńscy — politycznie podporządkowani Bizancjum — nie uznawali władzy patriarchy konstantynopolitańskiego, lecz prymat papieża. Chorwaci przyjmowali wiarę w Chrystusa w okolicznościach sporów i niesnasek między dwoma odłamami chrześcijaństwa.
Choć w tym pierwszym okresie swego istnienia chorwackie państwo i kultura pozostawały pod pewnym wpływem Bizancjum (tradycja liturgii słowiańskiej), na ostateczne wykształcenie się etnosu chorwackiego wpłynął katolicyzm i związana z nim przynależność do cywilizacji Zachodu. Być może momentem zwiastującym taki bieg zdarzeń było założenie w drugiej połowie IX wieku biskupstwa w Ninie, na czele którego stał episcopus Chroatorum. Pod jego jurysdykcję weszły tereny politycznie podporządkowane chorwackiemu władcy, ale istotniejsze jest to, że był on lojalny wobec Rzymu lub Akwilei. W 925 roku biskupstwo zostało zlikwidowane, ale impuls prozachodni był na tyle silny, że usytuował Chorwację na trwałe w obrębie cywilizacji zachodniej, łacińskiej.
Przybyli na tereny Iliricum przodkowie Chorwatów, ale i Serbów czy Bułgarów, znaleźli się w samym centrum spornego terytorium. Jak zauważa Riccardo Picchio, wnikliwy badacz słowiańskich starożytności, u podstaw polityki obu ówczesnych „supermocarstw” — wschodniego i zachodniego — legła tendencja
do narzucenia Słowianom dwóch zdecydowanie rozbieżnych modeli kultury […]. Aż do czasu powstania nowoczesnych państw literacka kultura Słowian podlegała schematom dwóch kultur chrześcijańskich, które włączyły ziemie Słowian, każda w inny sposób i z innym natężeniem, w zakres swojej kościelnej jurysdykcji22.
Przynależność jednych grup słowiańskich do tego czy innego imperium nie wynikała zatem z jakichś ich wewnętrznych cech kulturowych, lecz była skutkiem procesów od Słowian niezależnych, przynajmniej do pewnego momentu. Ściśle wiązała się z tym, który patron miał wpływy na danym terytorium i jaką stosował politykę wobec przybyszów.
W Iliricum, dokąd przybyli przodkowie Chorwatów i Serbów, ścierały się dwa odłamy chrześcijaństwa: wschodnie i zachodnie. Był to obszar niezwykle istotny strategicznie, ale również symbolicznie dla obu stron niegdysiejszego Imperium Romanum. Stamtąd pochodziło kilku cesarzy rzymskich: Dioklecjan urodził się w Salonie, w pobliżu Splitu, Valens w Cibalae (dzisiaj Vinkovci w Slawonii), natomiast Konstantyn Wielki i Justyn I przyszli na świat w Naissus (dzisiaj Nisz w Serbii), a cały region usiany był miastami o antycznym rodowodzie. Kontrolowanie takiego obszaru było celem zarówno Bizancjum, jak i Rzymu.