Chronosfera. Dziedzictwo czasu - Tomasz Tomaszewski - ebook + audiobook
NOWOŚĆ

Chronosfera. Dziedzictwo czasu ebook i audiobook

Tomaszewski Tomasz

4,2

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

35 osób interesuje się tą książką

Opis

Jeśli chcesz cofnąć czas, musisz zapłacić wysoką cenę

Krakowski przedsiębiorca, pięćdziesięcioletni Grzegorz Walewski, na targu staroci kupuje wyjątkowy zegarek. Prevdisas Geneve ma ponoć magiczne właściwości – pozwala podróżować w czasie, aby zapobiegać katastrofom i zmieniać bieg historii. Początkowo sceptyczny wobec tej legendy, Walewski nie spodziewa się, że już po pierwszym użyciu czasomierza jego życie oraz otaczająca go rzeczywistość zmienią się na zawsze.

Grzegorz szybko odkrywa, że walka z przeznaczeniem bywa śmiertelnie niebezpieczna, zwłaszcza gdy po drugiej stronie czai się ktoś, komu wyjątkowo zależy na ochronie czasoprzestrzeni przed wszelką ingerencją. Wkrótce w tkance rzeczywistości zaczynają zachodzić zaskakujące zmiany, a Walewski traci pewność, czy w tej walce stoi po stronie dobra czy zła…

– Pan tak na poważnie? – Walewski miał ochotę zabrać swoją własność i wyjść, ale powstrzymywały go intrygujące słowa zegarmistrza.
– Z opowiadań dziadka pamiętam, że według jego ojca zdarzały się przypadki, gdy niektórym nie udało się wrócić do swego ciała pozostawionego w zaciszu sypialni – kontynuował zegarmistrz, nie zważając na rosnące zniechęcenie Walewskiego. – Umierając w przeszłości, umiera się naprawdę.
 

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 313

Rok wydania: 2025

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 8 godz. 14 min

Rok wydania: 2025

Lektor: Mateusz Drozda

Oceny
4,2 (11 ocen)
6
2
2
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
AkademiaInternetu.pl

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo lubię tego rodzaju zabawy czasem i alternatywnymi rzeczywistościami, a ta jest wyjątkowo misternie i dobrze skonstruowana. Polecam! Maciej Dutko (www.korekto.pl)
00
solo81

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo fajna
00
Gabriel2009

Z braku laku…

Autor powinien trochę poczytać o realiach PRL. Bo SBek w latach osiemdziesiątych nie mówiłby tak jak przestawiono w książce. Te dialogi są sztuczne. Tak samo z warsztatem . Trochę trzeba nad tym popracować
00

Popularność




Tomasz Tomaszewski

Chronosfera

Dziedzictwo czasu

Różnica między przeszłością,

teraźniejszością i przyszłością

jest tylko uparcie trwałą iluzją.

Albert Einstein

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Czarny range rover z wyraźnym pomrukiem silnika zatrzymał się przed wjazdem na tętniący życiem plac targowy. Słońce odbijało się lśniąco od polerowanej karoserii, gdy pięćdziesięcioletni, łysy mężczyzna siedzący za kierownicą z cichym szumem opuścił szybę.

– Ile za parking? – spytał głosem, w którym pobrzmiewała nuta zniecierpliwienia.

– Dziesięć złotych – odparł siwy staruszek w jaskrawożółtej kamizelce, odpowiedzialny za pobór opłat przy wjeździe na giełdę samochodowo-handlową na Rybitwach w Krakowie. Parkingowy mówił spokojnie, wyważonym głosem, a postawę miał niezachwianą, bo każdego weekendu powtarzał te same słowa setki razy.

– A bez paragonu? – dopytał kierowca luksusowego SUV-a, spoglądając w oczy parkingowemu, który dzierżył w dłoni kasoterminal wypluwający bezlitośnie paragony fiskalne.

– Dziesięć złotych – powtórzył mężczyzna, tym razem z nutą wyraźnej rezygnacji w głosie, znużony ciągłymi propozycjami uiszczenia mniejszej ceny przez wjeżdżających na krakowskie targowisko.

Grzegorz Walewski pokiwał z politowaniem głową i wręczył parkingowemu banknot z wizerunkiem Mieszka I. Po krótkiej chwili zamknął szybę i ruszył powoli przed siebie, przeczesując wzrokiem tłoczny plac w poszukiwaniu miejsca do zaparkowania.

W niedzielne przedpołudnie duży parking tętnił życiem. Samochody wjeżdżały i wyjeżdżały, tworząc niemal ciągły strumień pojazdów, z których każdy szukał wolnej przestrzeni. Powietrze, przesycone zapachem spalin, wibrowało od dźwięku klaksonów, rozmów i odgłosów silników. Parking wypełniały różnorodne pojazdy: małe samochody osobowe, większe vany, furgonetki dostarczające towary na giełdę. Tłum ludzi, wśród których przewijali się zarówno kupujący, jak i sprzedający, przemieszczał się między rzędami aut, tworząc dynamiczny, choć zorganizowany chaos, a energię tego placu odczuwało się w każdym zakątku. Pomimo zgiełku i zamieszania parkingowi sprawnie kierowali ruchem, dbając o porządek i płynność przejazdu.

– Za każdym razem, gdy tutaj przyjeżdżam, krzyczą za wjazd coraz więcej – poskarżył się Walewski, zwracając się do siedzącej obok żony.

– Może to dlatego, że bywasz tu raz na jakiś czas? – odpowiedziała wysoka, czterdziestosześcioletnia brunetka, patrząc na męża z rozbawieniem. – Nie bądź sknera – poradziła wesoło, szturchając Grzegorza w bok. – Nie jesteś przecież Piotrkiem – dodała z uśmiechem.

Walewski dobrze wiedział, kogo Jola ma na myśli. Ich dobry znajomy był rzeczywiście nad wyraz oszczędny.

– Bez przesady… – Mężczyzna uśmiechnął się serdecznie do żony. – Nie porównuj mnie do niego. Czasami mam wrażenie, że gdyby Piotruś mocniej ścisnął banknot, król zesrałby się na jego dłonie.

Walewska wybuchła głośnym śmiechem, który zabrzmiał melodyjnie we wnętrzu samochodu. W tym czasie Grzegorz umiejętnie zaparkował między innymi autami. Wolnych miejsc ubywało, parking zapełniał się z minuty na minutę.

Giełda na Rybitwach działała sprawnie od lat. Mimo możliwości zakupów przez internet przyciągała w weekendy wielu mieszkańców Krakowa i okolicznych miejscowości. Oprócz perspektywy przebierania w używanych samochodach można było także skorzystać z oferty wystawiających się tutaj handlarzy działających w niezliczonej ilości branż. Na ogromnym placu sprzedawano rowery, elektronikę, meble, chemię, artykuły spożywcze, a także inne specyfiki, w tym antyki i wszelkiego rodzaju starocie.

Walewski zdawał sobie sprawę, że niezależnie od sporej liczby osób przybywających na targ, nigdy nie wrócą lata dziewięćdziesiąte poprzedniego wieku, w których wcześniejszą giełdę w Balicach odwiedzało około dwudziestu tysięcy ludzi w jedną tylko niedzielę, a wystawionych na sprzedaż aut było ponad tysiąc dwieście. Wówczas, w epoce przed internetem, galeriami handlowymi czy dilerami samochodowymi, giełda w Balicach miała większy rozmach niż teraźniejsza na Rybitwach.

Przybyłe na bazar małżeństwo lubiło od czasu do czasu pospacerować wzdłuż wystawionych straganów, których właściciele oferowali, co dusza zapragnie. Grzegorza Walewskiego szczególnie interesowały starocie. W poprzednich latach oferowano w tym miejscu ciekawe obrazy olejne oraz kolekcjonerskie monety po okazjonalnej cenie, jednak z biegiem czasu sprzedawcy zorientowali się, że ich kolekcje są naprawdę wiele warte. Teraz trzeba mieć spore szczęście, aby nabyć coś atrakcyjnego za rozsądną cenę.

Przechadzając się z żoną po placu, Walewski nie nastawiał się na spektakularny zakup czegoś wartościowego za przyzwoite pieniądze, ale miał nadzieję, że Jola kupi jakąś perełkę, na przykład starą lampę, którą później wystawią na werandzie ich domu. Obydwoje lubili podpatrzeć, co można kupić od handlujących sprzedawców. Zresztą, od czasu gdy rządząca krajem partia zamknęła sklepy w niedzielę, pragnąc uszczęśliwić ludzi na siłę, dla wielu okolicznych mieszkańców przyjazd na ten targ stał się formą alternatywnej rozrywki w stosunku do zakupów w wielkich sieciach handlowych. Atmosfera targu, pełna barwnych straganów i gwaru rozmów, stanowiła odświeżającą zmianę w stosunku do ciszy niedzielnych poranków, kiedy to większość sklepów pozostawała zamknięta.

W ostatnią niedzielę marca dwa tysiące dwudziestego drugiego roku dobra pogoda rozpieszczała przechadzających się bywalców placu. Słońce świeciło jasno na bezchmurnym niebie, a jego ciepłe promienie sprawiały, że temperatura powietrza pozwalała niektórym dziewczynom odsłonić to i owo, ku uciesze mężczyzn, którzy z przyjemnością rzucali spojrzenia na młodsze kobiety.

Jolanta Walewska i jej mąż zatrzymali się na stoisku z niemiecką chemią, gdzie oferowano proszki do prania oraz płyny do płukania wraz z wszelkimi niezbędnymi pokrewnymi produktami. Grzegorz ubolewał, że parlamentarzyści nie mogą wymóc na niemieckich producentach chemii, dystrybuujących produkty na nasz rodzimy rynek, dokładnie tego samego składu proszku do prania, co u naszych zachodnich sąsiadów. Jakimś trafem identyczny produkt kupiony w sklepie w Niemczech ma inną jakość od tego kupionego w Polsce. Oprócz nazwy i kolorów na opakowaniu produkty te różniły się od siebie całkowicie. Zapewnienia unijnych komisarzy o jednakowych towarach trafiających na różne rynki można o kant dupy potłuc, co potwierdzało pełne stoisko, na którym uśmiechnięta młoda para sprzedawała prosto z dostawczego samochodu artykuły przywiezione zza zachodniej granicy.

Walewscy przechadzali się po placu, zauważając spory ruch u sprzedawcy używanych rowerów. Za chwilę miał rozpocząć się sezon na dwukołowce, więc wiele dzieciaków dopasowywało ich wielkość. Chętnie kupowano też wszelką odzież. Zainteresowanie wzbudzały kosiarki do trawy, wystawiane po okazjonalnych cenach. Powodzeniem cieszyły się poniemieckie kufle do piwa oraz kieliszki. Majsterkowicze mogli bez problemów przebierać w przeróżnych narzędziach, nie brakowało zabawek dla dzieci, a głód zaspokajało się obwarzankami, kiełbaskami z grilla i kebabami.

– Wrócę jednak po ten proszek – powiedziała Jola, a Grzegorz zorientował się, że żona cały czas biła się z myślami, czy zakup niemieckiej chemii ma dzisiaj sens.

Walewski przytaknął i uzgodnili, że spotkają się w dalszej części placu handlowego. Grzegorz wolno szedł przed siebie, rozglądając się po stoiskach. Minął mężczyznę siedzącego przy używanym sprzęcie elektronicznym. Sprzedawca zachwalał walory legendarnego amplitunera stereofonicznego produkowanego przez gdańskiego Radmora. Przeszedł obok równo rozstawionych motocykli, które z pewnością kiedyś znajdowały się w lepszym stanie, i zatrzymał się stoisko dalej, spoglądając na miszmasz przy starszej kobiecie. Leciwa emerytka rozłożyła na dywanie odkurzacze, taborety, czajniki, świeczniki oraz frytkownice. Walewski nie dostrzegł jednak nic interesującego dla siebie i poszedł dalej.

Zainteresowani kupnem obuwia przymierzali nowe, sportowe buty na stoisku z podrabianym, zapewne, towarem. Szmer rozmów rozbrzmiewał w tle. Ludzie krzątali się przy instrumentach muzycznych, gdzie rozbrzmiewały dźwięki strojonych gitar i subtelne uderzenia w perkusję. Obok, na stoisku z oponami samochodowymi, unosił się charakterystyczny zapach gumy i dało się słyszeć odgłosy przekładanych ciężkich felg. Trochę dalej głównie kobiety przemieszczały się po drobnych kamyczkach, na których oprócz garnków wyłożono inne kuchenne akcesoria, wydające ciche stukanie i brzęczenie przy ich uruchamianiu.

Grzegorz zwrócił uwagę na ładne meble ogrodowe, ale zatrzymał się dopiero za stoiskiem z latawcami, gdzie dźwięki szeleszczącego materiału i entuzjastyczne rozmowy o technikach latania tworzyły przyjemną atmosferę. Mężczyzna w średnim wieku oferował obrazy olejne, ale po krótkim namyśle Walewski uznał, że nie są one w żaden sposób atrakcyjne. Szybko minął stragan z porcelaną, by zawiesić wzrok na przedmiotach wyłożonych przez starszego mężczyznę, który sprzedawał nie tyle antyki, co stare szafy, krzesła, taborety i lustra.

Zaraz za tym stoiskiem jeszcze starszy kramarz, według Grzegorza wyglądający na prawie sto lat, liczył odliczoną gotówkę, wręczoną przez zadowolonego klienta trzymającego w ręce klaser z monetami. Walewski, zainteresowany starociami, zatrzymał się przy stanowisku starca, by wnikliwie przyjrzeć się oferowanym przedmiotom.

Na sporym stole leżały klasery z monetami oraz znaczkami. Nie brakowało również starych ściennych i podłogowych zegarów, a także klimatycznych drewnianych lamp z pięknymi kloszami. Młodsza od Grzegorza kobieta oglądała antyczną szkatułkę, trzymając ją w rękach, pewnie rozważając, ile sprzedawca zejdzie z ceny. Stojący obok mężczyzna z delikatnym wąsem przypatrywał się srebrnemu kielichowi, zainteresowany na tyle, że spytał podeszłego wiekiem sprzedawcę o jego wartość. Uwagę potencjalnych nabywców przyciągały również zegary, które mogły upiększyć salony domów postawione na komodach czy kredensach. Srebrne puchary, dekoracyjne figurki, antyczne świeczniki i papierośnice kusiły swoim wyglądem, powodując, że kilka osób otaczało przestrzeń wokół sprzedawcy.

Walewski zauważył otwarte pudełko na skraju stołu. Leżały w nim równo ułożone zegarki ręczne. Jeden z nich w szczególności przykuł jego uwagę. Duża, okrągła biała tarcza umieszczona w kwadracie sprawiała, że czasomierz rzucał się w oczy. Pozłacane rzymskie cyfry doskonale komponowały się ze wskazówkami, więc tarcza, na której umieszczono chronograf i funkcję małych sekund, wydawała się idealna.

Grzegorz sięgnął po czasomierz i trzymając go w dłoniach, przyglądał się mu z zainteresowaniem. Skórzany, czarny pasek dodawał elegancji zegarkowi.

– Automatyczny mechanizm… – Sprzedawca, zauważywszy zainteresowanie Walewskiego, odezwał się z serdecznym uśmiechem. – Nie trzeba go nakręcać. – Głos starca był ciepły, a jego słowa płynęły z wyraźną dumą za każdym razem, kiedy opowiadał o swoich zegarkach.

Właściciel staroci, nieznacznie kulejąc, podszedł do Walewskiego. Jego postawa emanowała pewnością siebie i doświadczeniem, a starannie dopasowany czarny garnitur w klasycznym stylu dodawał powagi. Mimo wielu lat spędzonych w handlu ubranie mężczyzny pozostawało nieskazitelne i wyprasowane, a błyszczące buty świadczyły o dbałości o detale. Na twarzy emeryta malował się życzliwy uśmiech, a bystre oczy z łatwością przyciągały uwagę potencjalnych klientów.

Walewskiemu podobały się eleganckie maniery, z jakimi sprzedawca prezentował swoje przedmioty, sprawiając, że wokół jego stoiska gromadziły się ciekawskie osoby. Każda rzecz, którą sprzedawał, zdawała się mieć swoją historię, opowiadaną przez eleganckiego pana z pasją i zaangażowaniem, co dodawało tym samym wartości do każdej ze starych pamiątek.

– Podoba się panu? – Starzec zerknął błękitnymi oczami na Grzegorza, a jego pełne wiedzy i doświadczenia spojrzenie przepełniała przenikliwość.

– Ładny – przytaknął Walewski, nie chcąc dać po sobie poznać, że zegarek bardzo go ujął swoim nietuzinkowym wyglądem.

– Nie widzi pan mechanizmu – powiedział starzec o wyrazistej twarzy, z lekko wyniosłymi kośćmi policzkowymi i głęboko osadzonymi oczami, które lśniły inteligencją i sprytem handlowca.

Grzegorz spostrzegł subtelne ślady przemijających lat na jego skórze, a na czole dostrzegł delikatne linie, które dodawały sprzedawcy godności. Włosy, choć posiwiałe, zostały starannie uczesane i utrzymane w nienagannym porządku. Mężczyzna wpatrywał się nie tyle w zegar, co w swojego rozmówcę.

– Ale zapewniam, że jest on fantastyczny i jedyny w swoim rodzaju. To najważniejszy element konstrukcji tego ślicznego czasomierza.

– Zapewne jest, jak pan mówi. – Walewski nie odrywał oczu od trzymanego zegarka. Czuł podekscytowanie, które wywołała estetyka i jakość wykonania, a także jego unikalny wygląd. Cieszył się każdym jego detalem.

– Zna się pan na zegarkach? – Starzec starał się zachęcić Walewskiego do dalszej rozmowy.

– Tylko trochę – odrzekł zgodnie z prawdą Walewski. – Bardziej sugeruję się marką. – Pokazał swojego hublota big banga na lewej ręce. – Oryginalny – zapewnił starca, może tylko po to, aby udowodnić, że cacko, które trzyma w ręce, nie ma jednej setnej wartości czasomierza, który nosił na lewym nadgarstku. Zaraz potem złapał się na tym, że sprzedający może zawyżyć cenę przedmiotu, wiedząc, że rozmawia z kimś majętnym.

– Czy wie pan, jak działa mechanizm zegarka, który słusznie wpadł panu w oko? – Sprzedawca, zaciekawiony zainteresowaniem Grzegorza, chciał ewidentnie wciągnąć go w rozmowę.

– Ładuje się na ręce, nie potrzebuje baterii – odpowiedział Walewski, choć jego głos zdradzał, że chętnie dowie się czegoś więcej.

– Zgoda, ale jak taki zegarek rozpoznać wśród innych? – nie ustępował strzec. Mówił tonem pełnym cierpliwości i zainteresowania.

– Proszę mnie oświecić – zachęcił zaciekawiony Grzegorz.

Starszy mężczyzna uśmiechnął się szeroko, a w jego oczach pojawił się blask.

– Wystarczy spojrzeć na wskazówki sekundnika – odparł. – Mechanizm automatyczny w zegarku występuje wtedy, gdy poruszają się one ciągłym, płynnym ruchem, a dodatkowo powinno być słychać charakterystyczny szum podczas ich działania.

Grzegorz przyłożył czasomierz do ucha. Istotnie, usłyszał bardzo cichy, ale wyraźny odgłos.

– Każdy zegarek mechaniczny napędzany jest przez sprężynę – kontynuował mężczyzna z pasją. – Gdy jednak sprężyna nakręcana jest wyłącznie przez ruchy ramienia, to znak, że mamy do czynienia z mechanizmem zegarka automatycznego, takiego właśnie jak ten tutaj.

– Ciekawie wygląda. – Walewski wysilił się na komplement.

– Ma piękny design, ale nie jest wodoszczelny. Będzie musiał pan na niego bardzo uważać. – Sprzedawca uznał, że za chwilę dokonają transakcji. W jego głosie Grzegorz wyczuł entuzjazm. – Wybrał pan ponadstuletni egzemplarz, ale regularnie serwisowany. Trzyma pan w ręku prawdziwy rarytas.

– Nie jestem kolekcjonerem – wytłumaczył się Grzegorz, nie chcąc wyjść przed sprzedawcą na znawcę. – Po prostu mi się podoba – przyznał z szacunkiem.

– Patrzy pan na niego jak miłośnik czasomierzy tradycyjnych. – Staruszek go komplementował, a on zastanawiał się, jak to możliwe, że elegancki mężczyzna zauważył, że gadżet na nadgarstek wpadł mu w oko.

– Jaka jest jego cena? – Walewski postanowił sprawdzić, ile jest on wart dla staruszka.

– Zegarek charakteryzuje się ogromną wygodą, swobodą i brakiem konieczności pamiętania o nakręceniu. – Sprzedawca najwyraźniej nie usłyszał pytania, mówił dalej, w końcu był w podeszłym wieku. – Działa również wtedy, gdy ściągnie go pan z ręki. Dzieje się tak około czterdziestu godzin – dodał.

Walewski odwracał zegarek na różne strony, wpatrując się w niego z rosnącą fascynacją. Szczególnie podobała mu się nietypowa funkcja ustawienia daty, łącznie z rokiem, co spotyka się rzadko. Miejsce na wyznaczenie dnia, miesiąca i roku znajdowało się na samym dole tarczy, ale teraz te pola pozostały puste.

– Mechanizm wyboru daty jak najbardziej działa. – Starzec wydawał się czytać w myślach Walewskiego. – Można ustawić dowolny dzień dowolnego roku.

– Tylko po co? – zdziwił się Grzegorz, kierując wzrok na sprzedawcę. – Przecież na zegarku powinna znajdować się aktualna data.

– Zależy od potrzeb, drogi panie – odparł starzec, uśmiechając się tajemniczo. W jego głosie brzmiała nuta nostalgii.

Walewski ponownie skierował swój wzrok na zegarek, dostrzegając przy tym, że został sam przy stoisku staruszka. Pozostali, zdając się nie zwracać uwagi na rozmowę Grzegorza ze sprzedawcą, powoli oddalili się, wtapiając się w ruchliwy tłum targowiska, gdzie każdy skupiał się na własnych poszukiwaniach.

– Prevdisas? – Walewski podsunął białą tarczę czasomierza bliżej twarzy starszego mężczyzny. – Nigdy nie słyszałem o tej marce.

Czarne, zdobione litery z nazwą producenta: „Prevdisas Geneve”, wyglądały elegancko na białym tle okrągłej tarczy, która, ulokowana w czarnym kwadracie, dopełniała wspaniałości chronometru. Największa wskazówka, zakończona małym trójkącikiem, wyglądała jak strzałka i poruszała się rytmicznie, a mniejsza tarcza z małymi sekundami dodawała elegancji. Nawet skórzany pasek był miękki, ale jednocześnie wytrzymały.

– Kiedyś nie znałem wielu producentów. – Staruszek cały czas życzliwie się uśmiechał. – Hublot, Breitling, Patek Philippe czy U-Boat stanowiły dla mnie anonimowe nazwy. Nie mówię oczywiście, że Prevdisas jest zegarkiem porównywalnej marki, ale mimo wszystko to stara, wspaniała szwajcarska produkcja, która pozostaje ciągle na wysokim poziomie wykonania. Proszę również spojrzeć na wizualną stronę, nawet mały napis „SWISS MADE” umiejscowiony jest tam, gdzie powinien. To cacko zasługuje na odpowiedniego właściciela, który doceni kunszt szwajcarskich rzemieślników z poprzedniego stulecia.

Grzegorz Walewski w duchu musiał przyznać sprzedawcy rację. Czasomierz wyglądał przepięknie i na ręce prezentowałby się bardzo okazale, zważywszy, że zdawał się oryginalny i niepodobny do innych zegarków.

– No dobrze, za ile mi go pan sprzeda? – Drugi raz padło pytanie o cenę.

Starszy pan uznał, że zakończył najbardziej znaczącą część rozmowy z klientem i kulejąc, powoli wracał na swoje miejsce za blatem stołu.

– Trzymany przez pana zegarek – mówił starzec, wolno się poruszając – to dla mnie wartość sentymentalna. W przeciwieństwie do pozostałych czasomierzy, które pan widzi. Kupiłem go dawno temu, nie na handel, lecz dla siebie. Wpadł mi w oko, podobnie jak teraz panu. Nosiłem go z dumą przez dekady i proszę mi wierzyć, spełniał swoją funkcję doskonale. Wszystko jednak w życiu się zmienia, nadszedł czas, aby przekazać go w inne ręce. Ja swoją rolę wypełniłem najlepiej, jak potrafiłem. Uważam, że powinien trafić do nowego właściciela. Dobrze panu z oczu patrzy, szanowny panie, zatem oddam go po cenie, bez marży, że tak powiem. Co łaskawy pan powie na kwotę dwóch tysięcy złotych?

Walewski nie potrafił oszacować realnej wartości tego modelu. Sprawdziłby w necie średni poziom cen zegarków tego producenta, ale jak na złość zostawił telefon w samochodzie. Nie sądził jednak, aby starszy mężczyzna chciał go oszukać na pięknym chronometrze.

– Jak na zabytkowy oryginał proponuje pan żenująco niską cenę, a jak na podróbkę lub nic nieznaczącą markę to z kolei kupa kasy – odparł Grzegorz dyplomatycznie.

– To jest zegarek warty znacznie więcej – powiedział spokojnie sprzedawca. – Nie potrzebuję jednak wielu pieniędzy. Proszę na mnie spojrzeć. Mam swoje lata, niewiele czasu mi jeszcze zostało. Nie mam bliskiej rodziny. Wyprzedaję własną kolekcję, chcąc w ten sposób podreperować marną emeryturę. Życzyłbym sobie, aby taka wspaniała rzecz, która wpadła szanownemu panu w oko, trafiła w dobre ręce, a czuję, że łaskawy pan będzie odpowiednią osobą, która zadba o zegarek, a przede wszystkim właściwe wykorzysta jego funkcje. Zejdę do tysiąca pięciuset złotych.

Stali sami przy dużym stole, sporo ludzi przeszło obok, zerkając na wyłożone przedmioty, ale nikt nie zatrzymał się, aby przyjrzeć się towarom emeryta.

– Dam osiemset złotych. – Grzegorz nie byłby sobą, gdyby nie zaproponował znacznie niższej ceny. W końcu urok tego placu handlowego w dużej mierze polegał również na targowaniu się.

Staruszek trochę sposępniał i już miał coś powiedzieć, gdy nagle obok Walewskiego stanęła Jola, trzymająca w ręce reklamówkę z niemieckim proszkiem i odplamiaczem.

– Oj, jaki piękny zegarek – zachwyciła się, widząc chronometr w rękach męża. – Wypatrzyłeś naprawdę niezłe cacko, kochanie.

– W istocie, mąż ma doskonały gust, łaskawa pani. – Starszy mężczyzna oczarował Walewską uśmiechem. – Noszony zamiennie z nowoczesnym hublotem będzie się nadzwyczajnie prezentował na ręce szanownego pana. Proszę uprzejmie zwrócić uwagę, że będzie pasował do każdego rodzaju stroju. Jest to z pewnością czasomierz, z którego można być dumnym. Przyjmę równo tysiąc od szanownego pana i oddam go z radością.

Małżonkowie spojrzeli po sobie, a Jola rzuciła do męża:

– Kup sobie, widzę, że ci się podoba.

– Dziewięćset? – Walewski spojrzał wnikliwie na starą, zniszczoną twarz sprzedawcy, w której każda zmarszczka wydawała się opowiadać swoją historię.

– Dobrze, zgoda – odparł mężczyzna. Mówił cicho, a w jego głosie brzmiała nuta ulgi. – Wszelako pod warunkiem, że będzie łaskawy pan o niego dbał i nosił z szacunkiem. Ja na przykład, w latach, gdy byłem w podobnym do pana wieku, nie zdejmowałem go nawet na noc. Naprawdę służył mi swoją precyzją i powiem szczerze, przeżyłem z nim wiele niesamowitych przygód.

– Będę o niego dbał – zapewnił Walewski, wyciągając z marynarki portfel. Odliczył dziewięć banknotów z Jagiełłą i wręczył je starszemu mężczyźnie, który wziął je z szacunkiem, lekko drżącymi rękami.

Grzegorz schował nowo nabyty zegarek do wewnętrznej kieszeni marynarki, ucałował żonę i pożegnał się ze sprzedającym, mając poczucie dobrze wydanych pieniędzy. Czuł, że zakupił coś wartościowego, a przede wszystkim niesamowicie eleganckiego. Chociaż jego hublot kosztował prawie dwieście tysięcy złotych i prezentował się nad wyraz okazale, zegarek kupiony od starszego mężczyzny miał w sobie coś prestiżowego i zamierzał zakładać go na rękę od czasu do czasu.

Starszy mężczyzna, obserwując oddalającą się, wtuloną w siebie parę, pomyślał, że cudownie jest patrzeć na ludzi, którzy w średnim wieku okazują sobie miłość niczym nastolatkowie. Chwilę potem zastanowił się, ile czasu zajmie nabywcy prevdisasa zapoznanie się ze wszystkimi funkcjami zegarka, który sam nosił na ręce przez kilka dekad. Rozstając się ze swoim ulubionym czasomierzem, miał pełną świadomość, że postąpił właściwie. Wiek nie pozwalał mu już korzystać z głównej właściwości chronometru, ale teraz pozostawało mu delektować się wspomnieniami i mieć nadzieję, że nowy właściciel, podobnie jak on kiedyś, w pełni wykorzysta zegarek. Liczył na to, że sprzedał prevdisasa odważnemu człowiekowi, który będzie kontynuował jego misję.

Gdy Walewscy zniknęli z pola widzenia staruszka, w jednym oku handlowca pojawiła się niezapowiedziana łza, która zamgliła obraz nadchodzących klientów. W jego sercu mieszkała teraz mieszanka nostalgii, satysfakcji i cichego smutku.

ROZDZIAŁ DRUGI

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji

Nakładem wydawnictwa Novae Res ukazały się również:

Spis treści:

OKŁADKA
STRONA TYTUŁOWA
ROZDZIAŁ PIERWSZY
ROZDZIAŁ DRUGI
ROZDZIAŁ TRZECI
ROZDZIAŁ CZWARTY
ROZDZIAŁ PIATY
ROZDZIAŁ SZÓSTY
ROZDZIAŁ SIÓDMY
ROZDZIAŁ ÓSMY
ROZDZIAŁ DZIEWIATY
ROZDZIAŁ DZIESIATY
ROZDZIAŁ JEDENASTY
ROZDZIAŁ DWUNASTY
ROZDZIAŁ TRZYNASTY

Chronosfera. Dziedzictwo czasu

ISBN: 978-83-8373-485-9

© Tomasz Tomaszewski i Wydawnictwo Novae Res 2025

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Wydawnictwa Novae Res.

REDAKCJA: Jędrzej Szulga

KOREKTA: MAQ PROJECTS

OKŁADKA: Paulina Radomska-Skierkowska

Wydawnictwo Novae Res należy do grupy wydawniczej Zaczytani.

Grupa Zaczytani sp. z o.o.

ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia

tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]

http://novaeres.pl

Publikacja dostępna jest na stronie zaczytani.pl.

Opracowanie ebooka Katarzyna Rek