Chwała Aten. Dzieje najwspanialszej cywilizacji na świecie - Anthony Everitt - ebook

Chwała Aten. Dzieje najwspanialszej cywilizacji na świecie ebook

Everitt Anthony

4,0

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Pasjonująca opowieść o tym, jak niewielkie miasto-państwo w starożytnej Grecji przeistoczyło się w cywilizację, która zmieniła świat.

Ateńczycy wprowadzili pierwszą prawdziwą demokrację, co zrewolucjonizowało system rządów. Stworzyli koncepcje filozoficzne, nad którymi do dziś łamią sobie głowy najtęższe umysły. Przecierali szlaki w sztuce – tragedii, komedii, architekturze i rzeźbie. Jak to możliwe, że niewielka, dwustutysięczna społeczność wydała wybitne umysły w tak wielu dziedzinach?

Everitt tka swoją barwną historię z sugestywnych portretów utalentowanych, zręcznych, ambitnych, nierzadko pozbawionych skrupułów Ateńczyków, którzy przyczynili się do rozkwitu miasta. Znajdziemy wśród nich Temistoklesa, genialnego stratega , który powiódł Greków do zwycięstwa nad potężnymi Persami; Peryklesa, najwybitniejszego ateńskiego męża stanu; Demostenesa, największego mówcę, który zagrzewał Ateńczyków do obrony tak drogiej im wolności przed zakusami króla macedońskiego Filipa, ojca Aleksandra Wielkiego. W opowieści o złotym wieku Aten autor często oddaje głos ówczesnym politykom, pisarzom, myślicielom, obficie czerpiąc ze źródeł – co jeszcze bardziej ożywia tę frapującą narrację.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 674

Oceny
4,0 (7 ocen)
3
1
3
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Konrad8808

Nie oderwiesz się od lektury

ok
00

Popularność




Dla Johna Bru­nela Cohena,

zawsze wier­nego ojczyma

– od Sala­miny po lądo­wa­nie w Nor­man­dii

MAPY

PRZEDMOWA

Jako małe dziecko poże­ra­łem wik­to­riań­ską ksią­żeczkę z opo­wie­ściami zaczerp­nię­tymi z grec­kiej i rzym­skiej mito­lo­gii. Prze­czy­ta­łem każde słowo, wyjąw­szy prze­sło­dzone wier­sze zdo­biące co ponie­które stro­nice.

Babka po mie­czu dostrze­gła moje zain­te­re­so­wa­nie sta­ro­żyt­no­ścią i kupiła mi trzy ksią­żeczki z serii Pen­guin Clas­sics, pod­ów­czas nowego wydaw­nic­twa. Wybrała Iliadę i Ody­seję Homera w prze­kła­dzie E.V. Rieu oraz tłu­ma­cze­nie Uczty Pla­tona. Jako żonie rol­nika bra­ko­wało jej kla­sycz­nego wykształ­ce­nia i ostat­nia z tych ksią­żek oka­zała się zbyt doj­rzała dla dziecka, mącąc mu w gło­wie wzmian­kami o hel­leń­skim homo­sek­su­ali­zmie. Nie mogłem jed­nak tra­fić lepiej, by zakosz­to­wać grec­kiej cywi­li­za­cji. Homer i Pla­ton wpro­wa­dzili mnie w nowy, cza­ru­jący świat, który – mimo iż pełen tra­ge­dii i rzezi – pro­mie­nio­wał sło­necz­nym, przej­rzy­stym bla­skiem wol­nego umy­słu.

Na prze­strzeni dwóch stu­leci, w V i IV w. p.n.e., sta­ro­żytni Ateń­czycy czy­nili zdu­mie­wa­jące postępy nie­mal na każ­dym polu dzia­łal­no­ści. Stwo­rzyli jedyną praw­dziwą i pełną demo­kra­cję (nazwa ta rów­nież pocho­dzi z greki), jaka kie­dy­kol­wiek funk­cjo­no­wała poza anty­kiem. Pod­czas gdy my wybie­ramy przed­sta­wi­cieli dzia­ła­ją­cych w naszym imie­niu, ówcze­śni oby­wa­tele poprzez uczest­nic­two w zgro­ma­dze­niach sami podej­mo­wali naj­waż­niej­sze decy­zje. (Muszę poczy­nić tu zastrze­że­nie: prawa wybor­cze przy­słu­gi­wały jedy­nie doro­słym męż­czy­znom, wyklu­czono zatem dwie wiel­kie grupy spo­łeczne – kobiety i nie­wol­ni­ków).

Ateń­czycy pokła­dali wiarę w rozum i jego moc roz­wi­kła­nia tajem­nic ludz­ko­ści i świata przy­rody. Stwo­rzyli kon­cep­cje i język filo­zo­fii oraz roz­wa­żali pro­blemy, nad któ­rymi do dziś łamią sobie głowy naj­tęż­sze umy­sły. Prze­cie­rali szlaki w sztuce – dra­ma­cie, kome­dii, archi­tek­tu­rze i rzeź­bie. Two­rzyli histo­rio­gra­fię – pre­cy­zyjną nar­ra­cję i inter­pre­ta­cję zda­rzeń z prze­szło­ści. Wespół z innymi Gre­kami roz­wi­jali mate­ma­tykę i nauki przy­rod­ni­cze.

Powin­ni­śmy się wystrze­gać prze­sady. Ateń­czycy uczest­ni­czyli w ogól­nym roz­woju świata hel­leń­skiego i zapo­ży­czyli różne idee oraz tech­no­lo­gie od swo­ich sąsia­dów – na przy­kład Egip­cjan i Per­sów – pomimo otwar­cie oka­zy­wa­nej pogardy dla „bar­ba­rzyń­ców”. Gdy­by­śmy tylko wie­dzieli o innych sta­ro­żyt­nych spo­łecz­no­ściach we wschod­niej czę­ści basenu Morza Śród­ziem­nego tyleż samo, ile wiemy o Gre­kach, nie wyda­wa­liby się może tak wyjąt­kowi. Zapewne byli­by­śmy bar­dziej wstrze­mięź­liwi w osą­dach.

Nie­mniej jed­nak, nawet jeśli Ateń­czycy nie byli tak wyjąt­kowi, jak nam się zdaje, w żad­nym razie nie przy­nosi to ujmy ich rze­czy­wi­stym osią­gnię­ciom. Odkry­cie mil­czą­cego, zapo­mnia­nego sobo­wtóra Sokra­tesa w niczym nie umniej­szy wiel­ko­ści pier­wo­wzoru.

Ateń­czycy, choć twardo stą­pali po ziemi, cecho­wali się rów­nież żar­liwą reli­gij­no­ścią. Kult bogów z Olimpu prze­ni­kał wszyst­kie aspekty ich codzien­nego życia. Więk­szość miesz­kań­ców Aten wie­rzyła, że te antro­po­mor­ficzne bóstwa na równi z ludźmi biorą udział w wiel­kiej roz­grywce histo­rii.

My, ludzie Zachodu, z satys­fak­cją stwier­dzamy, że w pełni nie­za­leżna demo­kra­cja ateń­ska prze­trwała rap­tem około dwu­stu lat. Warto jed­nak pamię­tać, że nasze wła­sne demo­kra­cje, w swo­jej kom­plet­nej postaci, są jesz­cze młod­sze.

Mecha­ni­zmy demo­kra­cji ateń­skiej są ważne dla współ­cze­snego cyfro­wego świata: poja­wie­nie się kom­pu­te­rów ozna­cza, że gdy­by­śmy zechcieli, mogli­by­śmy powró­cić od demo­kra­cji przed­sta­wi­ciel­skiej do bez­po­śred­niej. Ludzie, jak w cza­sach świet­no­ści sta­ro­żyt­nych Aten, mogliby podej­mo­wać wszyst­kie ważne decy­zje. Każdy oby­wa­tel stałby się w rezul­ta­cie człon­kiem rządu. Czy znaj­dziemy w sobie tyle odwagi, by uczy­nić tak racjo­nalny krok?

Nie­za­leż­nie od wszel­kich cudów zamierz­chłych Aten, a raczej wła­śnie ze względu na nie, zma­gam się z pew­nym fun­da­men­tal­nym pyta­niem. Jak to moż­liwe, że tak nie­wielka spo­łecz­ność, licząca około dwu­stu tysięcy dusz (innymi słowy nie bar­dziej ludna niż, na przy­kład, mia­sto York w Anglii czy Lit­tle Rock w ame­ry­kań­skim sta­nie Arkan­sas), zdo­łała wydać wybitne umy­sły w tak wielu dzie­dzi­nach ludz­kiej dzia­łal­no­ści oraz stwo­rzyć jedną z naj­więk­szych cywi­li­za­cji w dzie­jach świata? Prawdę mówiąc, poło­żyła pod­wa­liny pod dzi­siej­szy gmach inte­lektu.

Spi­su­jąc dzieje roz­kwitu i upadku mia­sta, posta­ram się poszu­kać odpo­wie­dzi na to pyta­nie – albo przy­naj­mniej się do niej zbli­żyć.

Gdy­by­śmy zdo­łali cof­nąć się w cza­sie o ponad dwa mil­len­nia i odbyć prze­chadzkę uli­cami i ale­jami sta­ro­żyt­nych Aten, praw­do­po­dob­nie natknę­li­by­śmy się na wybit­nych tra­gi­ków Ajschy­losa, Sofo­klesa i Eury­pi­desa, rzeź­bia­rza Fidia­sza, kome­dio­pi­sa­rza Ary­sto­fa­nesa czy Alki­bia­desa, czarną owcę poli­tyki ateń­skiej. Może posłu­cha­li­by­śmy wykła­dów z etyki, które Sokra­tes pro­wa­dził w skle­pie obuw­ni­czym na skraju agory, i pozna­li­by­śmy dwóch jego uczniów, Pla­tona i Kse­no­fonta. Na zgro­ma­dze­niu oby­wa­teli wysłu­cha­li­by­śmy prze­mowy naj­więk­szego męża stanu, Pery­klesa.

Takie Ateny przy­wo­łuję, począw­szy od pierw­szych stu­leci pano­wa­nia kró­lów, tyra­nów i ary­sto­kra­tów, przez wypra­co­wa­nie demo­kra­cji i lata poli­tycz­nej oraz kul­tu­ro­wej świet­no­ści mia­sta, po jego upa­dek, gdy odgry­wało już tylko rolę uro­czego „mia­steczka uni­wer­sy­tec­kiego”.

Jest to histo­ria o wiele mniej znana niż Rzymu, wywarła jed­nak rów­nie wielki wpływ na potom­ność, współ­cze­sną cywi­li­za­cję zachod­nią, a więc (krótko mówiąc) na nas. Ateń­czycy poło­żyli fun­da­menty domu, w któ­rym żyjemy do dziś. Win­ni­śmy pie­lę­gno­wać tę pamięć i kul­ty­wo­wać ich dzieło. Jest to także histo­ria nie­sa­mo­wita – wypeł­niona po brzegi przy­godą i zaska­ku­ją­cymi zwro­tami akcji.

W wiel­kiej poli­tycz­nej roz­grywce, jaka od VI w. p.n.e. przez dwie­ście lat toczyła się we wschod­niej czę­ści basenu Morza Śród­ziem­nego, uczest­ni­czyli trzej główni gra­cze.

Pierw­szym z nich były Ateny. Stały się potęgą nie tyle lądową, ile mor­ską, przy­czy­nia­jąc się do roz­woju han­dlu w całym zna­nym ówcze­śnie świe­cie. Ich flota pano­wała na Morzu Egej­skim. Ich miesz­kańcy naby­wali i ofe­ro­wali dobra oraz usługi, miło­wali kul­turę i sztukę, byli docie­kliwi i otwarci.

Sparta róż­niła się od Aten pod każ­dym wzglę­dem, sta­no­wiąc jedno z naj­dzi­wacz­niej­szych spo­łe­czeństw w dzie­jach świata. To poło­żone na Pelo­po­ne­zie, pół­wy­spie w połu­dnio­wej czę­ści Gre­cji, mia­sto-pań­stwo było wysoce zdy­scy­pli­no­wane i roz­mi­ło­wane w woj­nie, cie­sząc się sławą pierw­szego grec­kiego mocar­stwa. Męż­czyźni two­rzyli wła­sną spo­łecz­ność, więk­szą część życia prze­pę­dza­jąc w kasy­nach woj­sko­wych. Nazy­wali się spar­tia­tami, ina­czej (dla zaprze­cze­nia swo­jej indy­wi­du­al­no­ści) rów­nymi1, i nie wolno im było zaj­mo­wać się rol­nic­twem ani han­dlem, jedy­nie wojaczką, do któ­rej przy­go­to­wy­wano ich od naj­młod­szych lat. Pod­bili więk­szą część Pelo­po­nezu, czy­niąc sobie z miej­sco­wej lud­no­ści pod­da­nych, tak zwa­nych helo­tów. Heloci słu­żyli swoim panom, obra­bia­jąc za nich ich wło­ści; prze­ży­wali nie­ustanne upo­ko­rze­nia i w każ­dej chwili gro­ziła im śmierć.

Mło­dych spar­tia­tów okru­cień­stwem szko­lono do bru­tal­no­ści. Celem było uczy­nie­nie z nich bez­li­to­snych wojow­ni­ków, goto­wych wyrzec się oso­bi­stego majątku, a przy tym cichych, skrom­nych i posłusz­nych. Była to spo­łecz­ność samo­wy­star­czalna – zamknięta, tota­li­tarna i ponura – nie­zbyt zain­te­re­so­wana ota­cza­ją­cym ją świa­tem.

Trze­cim gra­czem było roz­le­głe impe­rium Per­sów, poło­żone na dru­gim krańcu Morza Egej­skiego. W poło­wie VI w. p.n.e. per­ski władca Cyrus Wielki pod­bił i zaanek­to­wał wszyst­kie wiel­kie kró­le­stwa Bli­skiego Wschodu. W końcu jego zie­mie roz­cią­gały się od Bał­ka­nów po Indus, od Azji Środ­ko­wej po Egipt. Był władcą abso­lut­nym.

Pod jego ber­łem zna­la­zły się zamożne mia­sta grec­kie roz­lo­ko­wane na nad­brzeż­nych obsza­rach Azji Mniej­szej. Była to kłu­jąca w oczy znie­waga dla całego grec­kiego świata, który wszyst­kich cudzo­ziem­ców uwa­żał za bar­ba­rzyń­ców – dosłow­nie bar­ba­roi, czyli ludzi, któ­rzy wydają dźwięki przy­po­mi­na­jące „bar, bar”, zamiast posłu­gi­wać się czy­stą greką. Tu, na wschod­nim krańcu Morza Joń­skiego, spo­tkały się i starły ze sobą płyty tek­to­niczne dwóch kul­tur.

Kon­flikt był nie­unik­niony. Jak w zło­żo­nym ukła­dzie bale­to­wym, wszy­scy tan­ce­rze sple­tli się z sobą, zmie­nia­jąc przy­ja­ciół i wro­gów, prze­cho­dząc płyn­nie od wojny do pokoju, by zaraz znów wsz­czy­nać kon­flikt.

Te trzy mocar­stwa doświad­czyły swych trium­fów i wszyst­kie sta­nęły w obli­czu klę­ski i upadku. Ich dzieje przy­wo­łują emo­cje dorów­nu­jące prze­jażdżce kolejką gór­ską.

Piszę powie­ści histo­ryczne. Ni­gdy nie zdra­dzam przy­szłych wypad­ków ani zakoń­cze­nia w poło­wie opowie­ści, ponie­waż nie chcę, by czy­tel­nicy lepiej znali przy­szły bieg zda­rzeń niż ci, któ­rych losy poznają. Jeśli ich wie­dza o histo­rii sta­ro­żyt­nej jest skromna, tym więk­sze cze­kają ich emo­cje.

Nie­które z opo­wie­ści zawar­tych w sta­ro­żyt­nych źró­dłach mają podej­rza­nie nie­praw­do­po­dobny wydźwięk, a przy­naj­mniej tak twier­dzą wybredni naukowcy. Dobrym przy­kła­dem jest spo­tka­nie Solona z kró­lem Kre­zu­sem z Lidii. Z dzi­siej­szej per­spek­tywy nie zawsze jeste­śmy w sta­nie stwier­dzić, czy są praw­dziwe. Ale to dobre histo­rie, podob­nie jak mity i legendy; nawet jeśli nie­które z nich zostały nieco pod­ko­lo­ry­zo­wane, rzu­cają snop świa­tła na to, jak Grecy sami sie­bie postrze­gali. Dla­tego tak chęt­nie je przy­ta­czam.

Chciał­bym jak naj­le­piej przed­sta­wić osią­gnię­cia Ateń­czy­ków na polu filo­zo­fii i sztuk pięk­nych, nie pomiesz­czę tu jed­nak nic wię­cej ponad pobieżny szkic. Ajschy­los, Sofo­kles i Eury­pi­des są obecni poprzez swoje wybitne dzieła: Ore­steję, Anty­gonę i Tro­janki, a kon­cep­cje Pla­tona i Ary­sto­te­lesa docze­kały się zale­d­wie wzmianki. W imie­niu Ary­sto­fa­nesa prze­ma­wia Lizy­strata. Wie­rzę jed­nak, że to wystar­czy, by zilu­stro­wać ich wiel­kość.

Dzieła sta­ro­żyt­nych kro­ni­ka­rzy cechują się roz­ma­itą jako­ścią, przy czym część V w. p.n.e. została znacz­nie lepiej opi­sana niż następne stu­le­cie. Prace wielu auto­rów zostały w cało­ści lub po czę­ści utra­cone wsku­tek nisz­czy­ciel­skiej dzia­łal­no­ści czasu. Naj­więk­szym dzie­jo­pi­sem w histo­rii jest Tuki­dy­des. Był on w isto­cie tak dobry, że dali­śmy się schwy­tać w pułapkę jego wer­sji wyda­rzeń. Pośled­niejsi twórcy ofe­rują współ­cze­snym uczo­nym punkt opar­cia umoż­li­wia­jący korekty i nowe inter­pre­ta­cje. Jeśli Tuki­dy­des o czymś nie wspo­mniał, sta­nowi to białą plamę, któ­rej czę­sto­kroć nie potra­fimy zapeł­nić, nato­miast to, co napi­sał, jest zazwy­czaj nie­pod­wa­żalne.

Są tematy, któ­rych nie tykają nawet naj­wy­bit­niejsi kro­ni­ka­rze, chyba że mar­gi­nal­nie – na przy­kład gospo­darka i życie spo­łeczne. Wiemy też o wiele wię­cej o Ate­nach niż o jakim­kol­wiek innym spo­śród licz­nych miast-państw oraz ich śród­ziem­no­mor­skich kolo­nii, które łącz­nie skła­dały się na sta­ro­żytną Gre­cję. Tak czy ina­czej, w szer­szej per­spek­ty­wie mamy do powie­dze­nia mniej, niż­by­śmy chcieli.

Wiele jest spraw, co do któ­rych współ­cze­śni uczeni nie są zgodni. Napo­my­kam o tych deba­tach jedy­nie w Przy­pi­sach na końcu książki, pozo­sta­wia­jąc główny wątek opo­wie­ści wolny od aka­de­mic­kich spo­rów.

Trudno o pre­cy­zję co do war­to­ści pie­nią­dza, ponie­waż względna war­tość poszcze­gól­nych pro­duk­tów była różna dla róż­nych cza­sów i gospo­da­rek. Pod­sta­wo­wymi jed­nost­kami waluty ateń­skiej były:

W V i IV w. p.n.e. jedna drachma odpo­wia­dała dzien­nym zarob­kom żoł­nie­rza pie­choty lub wykwa­li­fi­ko­wa­nego robot­nika. Od 425 r. p.n.e. ław­nik otrzy­my­wał z kasy pań­stwo­wej pół drachmy lub trzy obole, co led­wie wystar­czało na utrzy­ma­nie trzy­oso­bo­wej rodziny na pod­sta­wo­wym pozio­mie egzy­sten­cji. Płaca była więc raczej ade­kwatna ani­żeli wygó­ro­wana. Talent był jed­nostką masy, rów­no­waż­ni­kiem dwu­dzie­stu sze­ściu kilo­gra­mów; odpo­wia­dał rów­nież pie­nięż­nej war­to­ści dwu­dzie­stu sze­ściu kilo­gra­mów sre­bra. Dwu­stu wio­śla­rzy sta­no­wią­cych załogę tri­remy pod­czas wojny pelo­po­ne­skiej otrzy­my­wało za swoją pracę jeden talent mie­sięcz­nie.

Obol był drobną monetą srebrną. Wkła­dano go do ust zmar­łego, aby mógł zapła­cić Cha­ro­nowi za prze­wie­zie­nie go łodzią przez rzekę Ache­ron, do Pod­zie­mia.

Po datach pomi­jam zwrot „p.n.e.” (lub „n.e.”), wyjąw­szy rzad­kie przy­padki, gdy mogłoby się to oka­zać mylące.

Pod wie­loma wzglę­dami potra­fimy doce­nić Ateń­czy­ków; nie jest to wiel­kim zasko­cze­niem, zwa­żyw­szy, że prze­tarli szlaki w wielu dzie­dzi­nach wie­dzy, aktu­al­nych i roz­wi­ja­nych do dziś. W znacz­nej mie­rze zasie­dlali jed­nak cał­ko­wi­cie odmienne uni­wer­sum etyczne i tech­no­lo­giczne. Ich motto brzmiało „poznaj sie­bie”; po pro­stu nie mogliby zro­zu­mieć chrze­ści­jań­skiego przy­ka­za­nia, by „kochać bliź­niego jak sie­bie samego”.

Będę zachwy­cony, jeśli okaże się, że pomo­głem zasy­pać prze­paść dzie­lącą nas od naszych hel­leń­skich przod­ków i oddać choć odro­binę swo­jego entu­zja­zmu dla twór­ców naszej cywi­li­za­cji.

WSTĘP

Młody król z sąsied­niej nie­okrze­sa­nej Mace­do­nii rzu­cił wspa­niałe mia­sto Ateny na kolana i znie­wo­lił całą Hel­ladę, wespół z jej kłó­tliwą cze­redą miast-państw. Nie zro­bił tego z daleko posu­nię­tej nie­chęci do Gre­ków. Skądże znowu. Gorąco podzi­wiał ich osią­gnię­cia mili­tarne i kul­tu­rowe. Wła­ści­wie marzył o tym, by zaak­cep­to­wano go jako peł­no­praw­nego członka hel­leń­skiego klubu.

Był to Alek­san­der, póź­niej zwany Wiel­kim, syn Filipa. Działo się to w roku 334.

Jak jed­nak okre­ślić naturę grec­ko­ści i jak można było wejść w jej posia­da­nie? Naj­prost­szym spo­so­bem, by uzy­skać odpo­wiedź na to pyta­nie, jest wni­kliwa lek­tura Iliady, epic­kiego poematu z zamierz­chłych cza­sów, opo­wia­da­ją­cego o trwa­ją­cym dzie­sięć lat oblę­że­niu Troi [daw­nego Ilionu – dop. red.], mia­sta leżą­cego we Fry­gii, przez grecką armię.

Każdy Ateń­czyk, a w zasa­dzie każdy Grek uczył się w dzie­ciń­stwie o hero­sach i boha­te­rach wojen­nych, takich jak Achil­les i Aga­mem­non, Hek­tor i Ody­se­usz, ze wszyst­kich sił sta­ra­jąc się ich naśla­do­wać. Ich dzia­ła­nia były ucie­le­śnie­niem grec­ko­ści. Alek­san­der przed­sta­wiał się jako drugi Achil­les, naj­dziel­niej­szy spo­śród Hel­leń­czy­ków.

Po raz pierw­szy zetknął się z Iliadą w dzie­ciń­stwie i odtąd epos ten stał się jego życio­wym prze­wod­ni­kiem. Zabie­rał ze sobą jej egzem­plarz na wyprawy2, a gdy spre­zen­to­wano mu fine­zyj­nie wyko­naną szka­tułę, nale­żącą uprzed­nio do per­skiego Króla Kró­lów, zapy­tał towa­rzy­szy, jakież cenne przed­mioty mógłby w niej prze­cho­wy­wać. Padło wiele pro­po­zy­cji, Alek­san­der odparł jed­nak, że złoży w niej swoją Iliadę, dla jej zabez­pie­cze­nia i chwały.

Hel­le­no­wie w zaci­szu swo­ich domów mogli drwić z pre­ten­sji kró­lew­skiego par­we­niu­sza, lecz na równi z Alek­san­drem byli dłuż­ni­kami świata, który Homer powo­łał do życia. To w nim odna­leźli swoje postawy moralne, oso­bi­ste, spo­łeczne i poli­tyczne.

Był to świat utra­cony, nawet w cza­sach, kiedy skom­po­no­wano Iliadę, praw­do­po­dob­nie u schyłku VIII w. Dłu­gie dzieło spi­sano, lecz inspi­ra­cją dla niego były utwory wyuczone na pamięć i dekla­mo­wane lub śpie­wane pod­czas waż­nych wyda­rzeń spo­łecz­nych. Nie wiemy, czy Homer naprawdę ist­niał. Mógł to być jeden męż­czy­zna, grupa ludzi lub nawet kobieta3. Każdy jed­nak, czy­ta­jąc poemat, natych­miast odczuje obec­ność wiel­kiego umy­słu, nie­za­leż­nie od tego, jakie mogłoby być jego imię oraz cha­rak­ter. (Innym dzie­łem przy­pi­sy­wa­nym auto­rowi Iliady jest Ody­seja, opo­wieść o przy­go­dach Ody­se­usza, króla maleń­kiej wyspy Itaki w zachod­niej Gre­cji, i jego trwa­ją­cej dzie­sięć lat podróży powrot­nej z Troi).

Czy wojna tro­jań­ska naprawdę się odbyła? Tego nie wiemy. Jeśli jed­nak wyda­rze­nie to, lub jemu podobne, istot­nie jest fak­tem histo­rycz­nym, można dato­wać je na koniec II tys. p.n.e. Przy­pa­dło na kul­mi­na­cyjny okres cywi­li­za­cji epoki brązu, która domi­no­wała w Gre­cji i we wschod­niej czę­ści basenu Morza Śród­ziem­nego. Nazy­wamy ją mykeń­ską, od Myken, naj­więk­szego mia­sta poło­żo­nego w pół­nocno-wschod­niej czę­ści Pelo­po­nezu. To jej władcy i wojow­nicy prze­pły­nęli Morze Egej­skie i zajęli Troję.

Nie­wiele czasu upły­nęło od tego zwy­cię­stwa do chwili, gdy tajem­ni­czy najeźdźcy poło­żyli bru­talny kres cywi­li­za­cji mykeń­skiej. Nie wia­domo, kim byli, lecz wraz z nimi nastał słabo poznany okres, który współ­cze­śni uczeni ochrzcili mia­nem wie­ków ciem­nych. Były to stu­le­cia gospo­dar­czego i spo­łecz­nego upadku. Zna­czyło to, że Homer przy­wo­łał świat, który led­wie mgli­ście zacho­wał się w ludz­kiej pamięci. Iliada i Ody­seja to fik­cja, co jed­nak istotne, pod pew­nymi wzglę­dami ucie­le­śniają ważną prawdę histo­ryczną, albo­wiem poka­zały wielu poko­le­niom Gre­ków, kim są i jakimi war­to­ściami winni się w życiu kie­ro­wać.

Homer cie­szył się nie­malże biblij­nym auto­ry­te­tem. Oto histo­ria, którą opo­wie­dział.

Oblę­że­nie Troi cią­gnęło się przez dzie­sięć lat, ale wypadki opi­sane w Ilia­dzie zamy­kają się w okre­sie zale­d­wie pięć­dzie­się­ciu czte­rech dni w jego dzie­wią­tym roku, a więk­szość akcji roz­grywa się w ciągu czte­rech dni. W tym bli­skim uję­ciu udało się jed­nak zawrzeć glo­rię i dra­mat rzezi zda­ją­cej się nie mieć końca.

Wojna u Homera to zasad­ni­czo sze­reg poje­dyn­ków toczo­nych przez kró­lów i ksią­żęta; powożą rydwa­nami i mio­tają włócz­nie w swo­ich prze­ciw­ni­ków. Zwy­kły lud prze­wija się w tle. Pocze­sne miej­sce w opo­wie­ści zaj­muje Achil­les, przy­stojny, wspa­niały, nie­zwy­cię­żony wojow­nik. Jest to nie­wąt­pli­wie naj­lep­szy żoł­nierz pośród Gre­ków, lecz ma fatalne uspo­so­bie­nie. Poróż­nia się z wła­snym wodzem, kró­lem Myken Aga­mem­no­nem, o dwoje pięk­nych dziew­cząt. Pierw­szą jest Chry­ze­ida, córka miej­sco­wego kapłana prze­zna­czona bogu Apol­li­nowi, świet­nemu łucz­ni­kowi o wyglą­dzie przy­stoj­nego, wiecz­nie mło­dego chłopca. Schwy­tana przez Gre­ków pod­czas jed­nej z wypraw, została prze­ka­zana jako branka Aga­mem­no­nowi. Jej ojciec poskar­żył się bogu, bła­ga­jąc o zadość­uczy­nie­nie swo­jej krzyw­dzie.

Wów­czas siły eks­pe­dy­cyjne dotknęła plaga. Żoł­nie­rze tło­czyli się w obo­zie na plaży nie­opo­dal Troi, leżą­cej kilka kilo­me­trów w głąb lądu. Okręty wycią­gnęli na pia­sek. Wielu pomarło. Wróż­bita oświad­czył, że epi­de­mia jest karą boską za poj­ma­nie Chry­ze­idy, i dora­dził, aby nie­zwłocz­nie zwró­cić ją ojcu.

Świat hel­leń­ski znacz­nie róż­nił się od naszego. Home­ryccy męż­czyźni i kobiety żyli, jak byśmy dziś powie­dzieli, w rów­no­le­głych świa­tach. W jed­nym rze­czy były takie, jakie się wyda­wały. Zaraza była zarazą. W dru­gim jed­nak rzą­dzili bogo­wie. Dla­tego Apollo poja­wia się w obo­zie roz­gnie­wany. W jego koł­cza­nie pobrzę­kują strzały.

„Do nocy był nad­cho­dzą­cej podobny”4, mówi poeta. „Siadł od okrę­tów daleko i pierw­szą wypu­ścił strzałę. Ozwał się dźwię­kiem strasz­li­wym sre­brzy­sty łuk Apol­lona. Naj­pierw skie­ro­wał swe groty na rącze psy i na muły, potem jął ostre poci­ski mio­tać na ludzi śmier­tel­nych. Stosy bez prze­rwy pło­nęły żałobne nie­prze­li­czone”5.

W jed­nym postrze­ga­niu zda­rze­nie miało więc racjo­nalne, w innym zaś ponadna­tu­ralne wyja­śnie­nie. Grecy wie­rzyli, że jedno i dru­gie jest rów­nie praw­dziwe.

Główne bóstwa hel­leń­skiego pan­te­onu to kłó­tliwa, antro­po­mor­ficzna i nie­śmier­telna rodzinka. Miesz­kają w pałacu na szczy­cie góry Olimp w pół­noc­nej Gre­cji. Lubią pła­tać sobie figle i sztuczki, a ich „nie­po­wstrzy­mana weso­łość”67 i śmiech roz­brzmie­wają wśród szczy­tów gór. Ich miłostki i ani­mo­zje ukła­dają się w fascy­nu­jącą operę mydlaną, jak jed­nak się prze­ko­namy, cały ich humor znika, gdy zain­te­re­sują się ludźmi.

Głową rodziny jest Zeus, pan bły­ska­wic i władca chmur – oraz pan­to­flarz. Jego żona Hera zawsze knuje, by stor­pe­do­wać zamiary mał­żonka. Jest też wojow­ni­cza Atena, pro­tek­torka Aten, bogini mądro­ści i patronka rze­mio­sła i sztuki. Nazywa ojca „okrut­nym i w twar­dym sercu sza­lo­nym”8, który jej zamia­rom swoją „wolę upartą” wciąż prze­ciw­sta­wia9. Obie bogi­nie nie­na­wi­dzą Tro­jan i nie­stru­dze­nie dzia­łają, by dopro­wa­dzić ich do upadku.

Dzieje się tak dla­tego, że zarówno one, jak i bogini miło­ści Afro­dyta sta­nęły w odle­głej prze­szło­ści do kon­kursu o złote jabłko, które przy­paść miało naj­pięk­niej­szej z nich. Sędzią był młody książę tro­jań­ski Parys, który nagro­dził Afro­dytę. Przy­rze­kła mu bowiem, że jego kochanką zosta­nie naj­pięk­niej­sza kobieta na świe­cie.

Na imię miała Helena, lecz – cóż za nie­zręcz­ność – nie była stanu wol­nego. Jej mał­żon­kiem był król Mene­laos, władca Sparty poło­żo­nej na połu­dniu Gre­cji. Parys zło­żył Hele­nie wizytę, po czym kochan­ko­wie wspól­nie ucie­kli do Troi. Znie­waga ta stała się powo­dem do wojny.

Bogo­wie greccy nie są mode­lo­wymi przy­kła­dami pra­wo­ści i nie należy też ocze­ki­wać jej od ich wyznaw­ców; w każ­dym z nich znaj­dziemy raczej wyol­brzy­mione odbi­cie uczuć, zasad czy umie­jęt­no­ści wła­ści­wych isto­tom ludz­kim.

Grecy byli głę­boko reli­gijni; nie po to jed­nak, by wziąć sobie do serca zasady etyczne, lecz raczej by mieć bogów po swo­jej stro­nie i móc odgad­nąć ich inten­cje. Osią­gano to, czy­ta­jąc we wnętrz­no­ściach poświę­co­nych im zwie­rząt oraz radząc się wróż­bi­tów, pro­ro­czych ksiąg i wyroczni przed pod­ję­ciem waż­nej decy­zji. Ku czci bogów orga­ni­zo­wano uro­czy­ste święta. Kraj usiany był świą­ty­niami, ołta­rzami, świę­tymi gajami i jaski­niami poświę­co­nymi temu czy innemu bóstwu. Nie zaprzą­tano sobie głowy teo­lo­gicz­nymi dogma­tami. Istotą reli­gii był raczej rytuał ani­żeli wiara.

Aga­mem­non zwo­łał zgro­ma­dze­nie ogólne armii oraz rów­nych mu kró­lów i ksią­żąt. Zgo­dził się zwró­cić Chry­ze­idę ojcu i Apollo prze­stał wypusz­czać strzały. Zaraza wyga­sła. Następ­nie król popeł­nił jed­nak tra­giczny błąd. Aby powe­to­wać sobie stratę, skon­fi­sko­wał inną uro­dziwą brankę, Bry­zejdę, prze­zna­czoną już Achil­le­sowi, który zagnie­wany porzu­cił wojaczkę i zaszył się w swo­jej cha­cie.

Dumał tam nad swoim losem. Po naro­dzi­nach Tyche dała mu dwie drogi: krót­kie, lecz pełne chwały życie żoł­nie­rza lub dłu­gie, ale prze­ciętne i osia­dłe. Wybór był oczy­wi­sty. Od pierw­szych dni jego życia matka, nimfa mor­ska Tetyda, imała się wszel­kich sztu­czek, aby oca­lić go od przed­wcze­snej śmierci. W dzie­ciń­stwie prze­bie­rała go w sukienki i wycho­wy­wała jako dziew­czynkę. Jego praw­dziwą płeć jed­nak ujaw­niła nie­ocze­ki­wana ciąża jed­nej z rówie­śnic.

Doro­sły Achil­les, podob­nie jak więk­szość Gre­ków, ze spo­ko­jem przyj­mo­wał ulot­ność życia i cho­ciaż wie­rzył, że śmierć nie jest koń­cem wszyst­kiego, nie miał więk­szych wido­ków na zazna­nie szczę­ścia w pod­ziem­nym świe­cie, gdzie dusze umar­łych snują się w mgli­stej i bez­ce­lo­wej wiecz­no­ści.

Pod­czas swo­jej dłu­giej podróży powrot­nej do domu po zakoń­cze­niu wojny chy­try Ody­se­usz otrzy­muje rzadki przy­wi­lej wstępu do pod­ziem­nego świata jesz­cze za życia. Spo­tyka tam ducha Achil­lesa, rów­nie zagnie­wa­nego jak wów­czas, gdy pła­wił się w bla­sku słońca. Narzeka on na życie po śmierci:

Wolał­bym do dzier­żawcy iść pod biedną strze­chę na parobka, i w roli grze­bać z cięż­kim zno­jem, niż tu pano­wać nad tym cie­niów mar­nych rojem!1011

Kilka lat wcze­śniej, gdy Achil­les, żyw jesz­cze, sie­dział bez­czyn­nie na plaży pod Troją, zda­wał sobie dosko­nale sprawę z tego, co przy­szłość ma dlań w zana­drzu. Silna w nim była żądza rywa­li­za­cji; cecha cha­rak­te­ry­styczna także dla póź­niej­szych poko­leń Gre­ków, rów­nie swar­li­wych jak on. Homer zwięźle wyraża ogólne nasta­wie­nie, wkła­da­jąc wojow­ni­kowi w usta słowa: „abym waleczny był zawsze i męstwem innych prze­wyż­szał”1213. Na razie jed­nak Achil­les pozwo­lił swo­jej gwał­tow­no­ści zardze­wieć.

Tro­ja­nie pod wodzą księ­cia Hek­tora, naj­star­szego syna ich władcy i prze­ciw­nika Achil­lesa, zaczęli brać górę w potycz­kach toczo­nych na rów­ni­nie roz­cią­ga­ją­cej się pomię­dzy mia­stem a brze­giem morza. Grecy (czy też Achaje, jak ich nazywa poeta) wznie­śli potężny mur obronny, by chro­nić swoje okręty oraz obo­zo­wi­sko na plaży. Homer opi­suje walki, nie szczę­dząc krwa­wych szcze­gó­łów. Osiąga rów­no­cze­śnie dwa prze­ciw­stawne efekty. Wojna okrywa chwałą, lecz zara­zem jest potwor­nym złem.

Dziki wojow­nik grecki Ajas wpadł w amok. Homer, mający wybitny talent do zesta­wia­nia cno­tli­wych postęp­ków wład­ców i ksią­żąt z przy­ziem­no­ściami codzien­nego życia, przy­rów­nuje Ajasa do osła, co „uparty przez wiej­skich chłop­ców drę­czony, cho­ciaż go biją po grzbie­cie natręt­nie, w szkodę się wdziera”1415. Zwie­rzę nie zważa na kije łamane o jego grzbiet, póki nie naje się do syta.

Inna prze­ko­nu­jąca scena przed­sta­wia bogi­nię Atenę, która „do piersi mu [kró­lowi Mene­la­osowi] wlewa natrętną muchy wytrwa­łość, która, choć wciąż odpę­dzana, skórę bez prze­rwy nakłuwa, gry­ząc zawzię­cie, bo ludzka krew ją naj­sło­dziej nasyca”1617.

Lecz w woj­nie na jed­nego zwy­cięzcę przy­pada jeden prze­grany. Poeta każ­demu z nie­zli­czo­nych pole­głych wysta­wia poru­sza­jące epi­ta­fium. Oto przy­kład mordu: łucz­nik wypusz­cza strzałę w pierś mło­dego Tro­jań­czyka. Homer oddaje to dosko­na­łym porów­na­niem: „Niby mak, kiedy w ogro­dzie głowę w dół schyla, ugięty wła­snym cię­ża­rem i desz­czu w porze wio­sen­nej stru­gami – głowę tak swoją [Gor­gy­ti­jon] pochy­lił, bo nagle hełm mu zacią­żył”1819.

Zeus przy­siadł na szczy­cie pobli­skiej góry i grzmiąc zło­wrogo, posy­ła­jąc bły­ska­wice, obser­wo­wał roz­gry­wa­jącą się scenę. Nie odwra­cał „pro­mie­ni­stych swych oczu”20 od walki.

Zda­wało się, że sprawy przy­bie­rają tak fatalny obrót dla Gre­ków, iż Patro­kles, naj­lep­szy przy­ja­ciel Achil­lesa (a wedle nie­któ­rych jego star­szy kocha­nek), bła­gał go, by pozwo­lił mu się przy­łą­czyć do zma­gań i odwró­cić los. Achil­les nie­chęt­nie wyra­ził zgodę i poży­czył Patro­klesowi swą słynną zbroję.

W cha­rak­te­rze Achil­lesa odna­leźć można cechy nie­mal psy­cho­pa­tyczne. W roz­mo­wie z przy­ja­cie­lem wyobra­żał on sobie ich jako jedy­nych oca­la­łych, trium­fu­ją­cych nad całym świa­tem. „Gdy­byż to […] śmierci nie zdo­łał się wymknąć nikt z Tro­jan, jacy tam będą, ani z Argi­wów – my tylko gdy­by­śmy jej unik­nęli, tylko my, aby w proch zwa­lić przed­mu­rza świę­tego Ilionu!”2122.

Kiedy Patro­kles włą­czył się do walki, wszy­scy wzięli go myl­nie za Achil­lesa, przez wzgląd na zbroję. Poko­nał licz­nych nie­przy­ja­ciół, lecz zbra­kło mu wie­dzy, kiedy się wyco­fać. Sta­nął naprze­ciw Hek­tora, lep­szego odeń wojow­nika, który zabił go i odarł z Achil­le­so­wej zbroi. Po zacie­kłej walce Grecy zdo­łali odbić jego ciało.

Achil­les był zroz­pa­czony. Home­ryccy herosi nie ukry­wają swo­ich uczuć; on także nie zdo­łał poha­mo­wać pła­czu. Któ­rejś nocy przy­śnił mu się Patro­kles, on zaś wycią­gnął ręce, aby objąć przy­ja­ciela. Na próżno. Zjawa „jak dym pod zie­mię skrywa się, kwi­ląc”23. Achil­les zerwał się z miej­sca, zdu­miony. Kla­snął w dło­nie i we wzbu­rze­niu zawo­łał: „Biada! Więc jesz­cze ist­nieje w mrocz­nym domo­stwie Hadesa dusza i ziem­ski kształt, ale z sie­dli­ska życia wyzuty”2425.

Łak­nąc zemsty, Achil­les wdał się w kłót­nię z Aga­mem­no­nem i raz jesz­cze wyru­szył do walki z Tro­ja­nami. Ści­gał Hek­tora, który stra­cił pano­wa­nie nad sobą i rzu­cił się do ucieczki. Wresz­cie Tro­jań­czyk, dysząc ciężko, przy­sta­nął, by sta­wić czoło bez­li­to­snemu wro­gowi.

Bogo­wie obser­wo­wali tę scenę w mil­cze­niu. Zeus przy­znał się do pew­nej sła­bo­ści do Hek­tora i zwró­cił do pozo­sta­łych o zgodę, aby oca­lić mu życie. „Co mówisz?”, prych­nęła Atena, doda­jąc, że los Hek­tora od dawna jest prze­są­dzony. „Czyń, jak chcesz, ale nie wszy­scy zgo­dzą się z tobą bogo­wie!”2627. Zeus przy­chy­lił się do jej zda­nia.

Achil­les poko­nał Hek­tora. Następ­nie zbez­cze­ścił jego ciało, mając zamiar rzu­cić je psom. Wła­ściwy pochó­wek jest jed­nak nie­zbęd­nym warun­kiem wstępu do pod­ziem­nego świata i po wojen­nych klę­skach Grecy nie­zmien­nie nego­cjują prawo pogrze­ba­nia swo­ich pole­głych.

Zeus nale­gał, by nie uchy­biać god­no­ści zmar­łego. Posłał bru­tal­nemu zwy­cięzcy wia­do­mość: Hek­tor ma zostać pocho­wany ze wszel­kim cere­mo­nia­łem. Stary król Troi Priam pota­jem­nie prze­był sma­ganą wichrami rów­ninę i sta­wiw­szy się oso­bi­ście przed Achil­le­sem, zło­żył mu bogate dary. Grecki wojow­nik ten jeden raz zdo­był się na wiel­ko­dusz­ność. Uznał żałobę Priama po synu za rów­nie głę­boką i szczerą, jak miłość i roz­pacz jego wła­snego ojca na myśl, że nie będzie mu dane pogrze­bać zwłok syna w ojczy­stej ziemi.

Obaj żałob­nicy wspól­nie spo­żyli wie­cze­rzę. To ważne, gdyż ozna­czało, że Achil­les uznał Priama za swego gościa; uświę­coną rela­cję przy­pie­czę­to­wano darami. W zamian władca otrzy­mał ciało Hek­tora. Razem uro­nili łzy w nie­utu­lo­nym smutku. „Bied­nym śmier­tel­nym bogo­wie potężni wieść życie kazali w cią­głej udręce, bo tylko oni nie znają bole­ści”2829, rzekł Achil­les. Obok bez­li­to­snej rywa­li­za­cji i rado­snego ego­izmu ocie­ra­ją­cego się o socjo­pa­tię Grecy mieli wiele zro­zu­mie­nia dla tra­gicz­nej kon­dy­cji czło­wieka. Życie jest ulotne i pełne cier­pie­nia.

W innym miej­scu Homer napi­sał te oto pamiętne słowa:

Taki już los ludz­kich rodów jak losy nie­trwa­łych liści – jedne na zie­mię wiatr zrzuca liście, a inne wydaje roz­kwi­ta­jący las, kiedy zbliża się pora wio­senna. Z rodem czło­wie­czym to samo: jeden roz­kwita, a drugi pada3031.

Po noc­nym spo­czynku Priam i Achil­les roz­dzie­lili się i każdy ruszył w swoją drogę. Obaj wie­dzieli, co los skrywa dla nich w zana­drzu. Król pocho­wał swo­jego syna. W tym miej­scu Iliada się koń­czy, ale dal­szy roz­wój wyda­rzeń można łatwo prze­wi­dzieć. Krótko potem Achil­les zgi­nął od strzały z łuku Parysa. Nie dożył upadku Troi, poko­na­nej raczej spry­tem ani­żeli bra­wurą.

Grecy udali, że porzu­cają oblę­że­nie, i odpły­nęli. Pozo­sta­wili tylko olbrzy­miego drew­nia­nego konia w cha­rak­te­rze ofiary dla bogów. Tro­ja­nie bez­myśl­nie wcią­gnęli go w obręb murów miej­skich, świę­tu­jąc zakoń­cze­nie wojny. Koń jed­nak, co oczy­wi­ste, skry­wał w swoim wnę­trzu uzbro­jo­nych ludzi. W środku nocy wyło­nili się z niego i wpu­ścili armię grecką do mia­sta. Troja upa­dła i została zbu­rzona. Priam zgi­nął z ręki syna Achil­lesa.

Helena powró­ciła do Sparty.

Homer zdaje się suge­ro­wać, że wojna tro­jań­ska przy­nio­sła nikłe korzy­ści. Pole­gło zbyt wielu dziel­nych ludzi. Tym­cza­sem kłó­tliwa rodzinka na Olim­pie zajęła się innymi spra­wami. Bóstwa, które kibi­co­wały prze­ciw­nym stro­nom sporu, bóg morza Posej­don i Apollo, posta­no­wiły znisz­czyć wielki obronny mur wznie­siony przez Gre­ków wokół ich okrę­tów. Posta­wiono go wbrew woli nie­bios.

Teraz, gdy Troja została starta z powierzchni ziemi i „gdy z Tro­jan wśród bojów naj­wa­lecz­niejsi pole­gli”3233, pozo­stały po niej jedy­nie owe potężne for­ty­fi­ka­cje. Bogo­wie rzu­cili prze­ciwko nim wody wszyst­kich rzek w oko­licy. Zeus, pan nie­bios, dopo­mógł nie­prze­rwa­nym ulew­nym desz­czem. Po dzie­wię­ciu dniach mur i jego fun­da­menty zostały zmyte do morza. Wów­czas Posej­don na powrót pokrył plażę pia­skiem i zawró­cił wody rzek do daw­nych koryt.

Skrwa­wione wybrzeże wyglą­dało, jakby ni­gdy nic się na nim nie wyda­rzyło. Czy Helena była tego warta? W imię czego Hek­tor, Achil­les i wszy­scy pozo­stali naprawdę poświę­cili swoje życie? Dla więk­szo­ści Gre­ków odpo­wiedź była oczy­wi­sta. Jak­kol­wiek bez­ce­lowa byłaby ich rze­koma przy­czyna, śmiałe uczynki zapew­niły im chwałę. Nie trzeba było innego uza­sad­nie­nia. Obiek­tyw­nie jed­nak w pod­ziem­nym świe­cie odwaga nie nio­sła więk­szych korzy­ści.

Można by rzec, że liczyła się jedy­nie cnota.

Tak więc dziś dostrze­gamy zarysy grec­ko­ści poprzez mgłę spo­wi­ja­jącą prze­szłość. Sam fakt, że eks­pe­dy­cja prze­była tak znaczną odle­głość drogą mor­ską, dowo­dzi zna­cze­nia, jakie żeglo­wa­nie miało dla ludu zasie­dla­ją­cego ska­li­ste zie­mie prze­cięte nie­licz­nymi dro­gami. Hel­le­nów łączył język, dla wszyst­kich zro­zu­miały pomimo róż­nych dia­lek­tów, oraz bogo­wie. Wie­rzyli głę­boko w honor czy też oso­bi­stą god­ność (time). Gor­li­wie wspie­rali spra­wie­dli­wość i rządy prawa. Dostrze­gali okru­cień­stwo i mar­no­traw­stwo wojny, lecz hołu­bili dziel­ność. Wie­dzieli o szko­dach wyni­ka­ją­cych z pochop­nego dzia­ła­nia, zara­zem czuli jed­nak, że jest w nim coś wspa­nia­łego.

Spo­łe­czeń­stwa rzą­dzo­nego przez wład­ców tak impul­syw­nych jak Aga­mem­non czy Achil­les nie można nazwać demo­kra­tycz­nym, nie byli oni jed­nak despo­tami. Musieli się liczyć z opi­nią publiczną i regu­lar­nie zwo­ły­wali zgro­ma­dze­nia ogólne, aby uzy­skać radę w spra­wach o szcze­gól­nym zna­cze­niu; tra­dy­cję tę pod­trzy­mano w póź­niej­szych wie­kach.

Ich reli­gij­ność pozba­wiona była dok­try­nal­no­ści; rodzina ich nie­prze­wi­dy­wal­nych bogów dzie­liła z nimi te same, „ludz­kie” namięt­no­ści. To, co dla nas jest mitem lub legendą, dla Gre­ków było rze­czy­wi­sto­ścią; ich bogo­wie ist­nieli naprawdę, a herosi z zamierz­chłej prze­szło­ści byli posta­ciami histo­rycz­nymi.

Nie ist­niał święty kodeks daro­wany śmier­tel­ni­kom, aby go prze­strze­gali. Ludz­kość mogła jedy­nie mieć nadzieję, że da się pokie­ro­wać miesz­kań­cami Olimpu za pomocą modłów i ofiar. Ich wpływ był jed­nak ogra­ni­czony, ponie­waż losy męż­czyzn i kobiet zostały zapi­sane przez Mojry, trzy sta­ru­chy przę­dące nici życia czło­wieka, na długo przed jego poczę­ciem.

Pod­sta­wową cechą pra­wego czło­wieka była rywa­li­za­cja w dąże­niu do dosko­na­ło­ści. Homer uka­zuje jed­nak, że owa sporna kon­ku­ren­cja ma także ciemną stronę, znaj­du­jąc odzwier­cie­dle­nie w tok­sycz­nych wal­kach, które zdzie­siąt­ko­wały wiele spo­śród nie­za­leż­nych miast-państw Hel­lady. Grecy za punkt honoru posta­wili sobie nie zga­dzać się z sąsia­dami; zwy­czaj ten dopro­wa­dził osta­tecz­nie do ich upadku.

Mimo iż stro­nice Iliady spły­wają rze­kami krwi, ogólny nastrój eposu jest raczej opty­mi­styczny. Jest to po czę­ści zasługą poczu­cia humoru Homera; jak się prze­ko­namy, kome­dia i śmiech staną się natchnie­niem dla kul­tury ateń­skiej, jeśli nie grec­kiej. Ponadto w Ilia­dzie przed­mioty stwo­rzone ręką czło­wieka – okręty, narzę­dzia czy meble – zawsze są dobrej jako­ści. Wspo­mi­na­jąc z imie­nia jed­nego z boha­te­rów, Homer lubi doda­wać jakąś opi­su­jącą go frazę lub przy­miot­nik. Tak więc Parys jest „boski”, nawet gdy oka­zuje się tchó­rzem. Epi­tety te oddają rze­czy­wi­sty cha­rak­ter czło­wieka, szcze­gól­nie gdy prze­czy temu swoim postę­po­wa­niem.

Jeśli cokol­wiek jed­no­czyło Hel­le­nów, była to nie­prze­mi­ja­jąca wro­gość pomię­dzy nimi a spad­ko­bier­cami Troi. Mniej wię­cej od połowy VI w. byli nimi „Kró­lo­wie Kró­lów”, twórcy i kon­ty­nu­ato­rzy impe­rium Per­sji, roz­cią­ga­ją­cej się u szczytu swo­jej potęgi od Egiptu i Ana­to­lii po rubieże Indii. Ci per­wer­syjni – za takich ich uwa­żano – przy­by­sze ze Wschodu stali się demo­nami Hel­lady.

Pod­su­mo­wu­jąc, Gre­cja nie była miej­scem w prze­strzeni, jak współ­cze­sne bał­kań­skie pań­stwo naro­dowe, lecz ideą. A każdy Grek, nie­za­leż­nie od tego, gdzie miesz­kał, posłu­gi­wał się tym samym języ­kiem – i znał swo­jego Homera.

Cho­ciaż nauczy­ciel Alek­san­dra Wiel­kiego, wybitny filo­zof Ary­sto­te­les, wpoił mu nowo­cze­sną wie­dzę o świe­cie, sam Mace­doń­czyk uwa­żał się za relikt prze­szło­ści. Był home­ryc­kim wojow­ni­kiem, dru­gim Achil­le­sem, czło­wie­kiem czynu, nie myśli­cie­lem. Jak na iro­nię to wła­śnie ten miło­śnik wszyst­kiego, co grec­kie, poło­żył bru­talny kres swo­bo­dom świata, który tak podzi­wiał, i prze­rwał wielki demo­kra­tyczny eks­pe­ry­ment zapo­cząt­ko­wany w Ate­nach.

Na następ­nych stro­nach przed­sta­wimy nie­zwy­kłą histo­rię tego eks­pe­ry­mentu. Naj­pierw jed­nak musimy poznać trzy wiel­kie potęgi wła­da­jące wschod­nią czę­ścią basenu Morza Śród­ziem­nego: Ateny, Spartę oraz impe­rium per­skie, ponie­waż to ich spla­ta­jące się ani­mo­zje i odmienne war­to­ści dopro­wa­dziły je, kolejno, do triumfu – oraz ruiny.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

* Po grecku homo­ioi (wszyst­kie przy­pisy ozna­czone gwiazdką pocho­dzą od tłu­ma­cza). [wróć]

Plut Al 26 1–2 5. [wróć]

Zob. Samuel Butler, Autho­ress of the Odys­sey, 1897. [wróć]

Hom Il 1 47–53. [wróć]

* Homer, Iliada, przeł. K. Jeżew­ska, Pró­szyń­ski i S-ka, War­szawa 1999. [wróć]

* Ibid. [wróć]

Hom Od Il 1 599. [wróć]

Ibid., 8 360n. [wróć]

* Ibid. [wróć]

* Homer, Ody­seja, przeł. L. Sie­mień­ski (Wolne Lek­tury na podst. wyd. Zakładu Naro­do­wego im. Osso­liń­skich, Wro­cław 1992). [wróć]

Słynny epi­zod zob. Hom Il 11 465–540. [wróć]

* Homer, Iliada, op.cit. [wróć]

Il 6 207–208. [wróć]

* Ibid. [wróć]

Ibid., 11 558nn. [wróć]

* Ibid. [wróć]

Ibid., 17 570–572. [wróć]

* Ibid. [wróć]

Ibid., 8 306–308. [wróć]

Ibid., 16 645. [wróć]

* Ibid. [wróć]

Ibid., 16 97–100. [wróć]

* Ibid. [wróć]

* Ibid. [wróć]

Ibid., 23 100nn. [wróć]

* Ibid. [wróć]

Ibid., 22 177–181. [wróć]

* Ibid. [wróć]

Ibid., 24 525–526. [wróć]

* Ibid. [wróć]

Ibid., 6 146nn. [wróć]

* Ibid. [wróć]

Ibid., 12 13nn. [wróć]

Tytuł ory­gi­nału: The Rise of Athens. The Story of the World’s Gre­atest Civi­li­za­tion

Copy­ri­ght © 2016 by Anthony Eve­ritt

Maps copy­ri­ght © 2016 by David Lin­droth, Inc.

All rights rese­rved inc­lu­ding the right of repro­duc­tion in whole or in part in any form.

This edi­tion publi­shed by arran­ge­ment with Ran­dom House, an imprint and divi­sion of Pen­guin Ran­dom House LLC

Copy­ri­ght © for the Polish e-book edi­tion by REBIS Publi­shing House Ltd., Poznań 2017, 2023

Infor­ma­cja o zabez­pie­cze­niach

W celu ochrony autor­skich praw mająt­ko­wych przed praw­nie nie­do­zwo­lo­nym utrwa­la­niem, zwie­lo­krot­nia­niem i roz­po­wszech­nia­niem każdy egzem­plarz książki został cyfrowo zabez­pie­czony. Usu­wa­nie lub zmiana zabez­pie­czeń sta­nowi naru­sze­nie prawa.

Redak­tor: Mał­go­rzata Chwa­łek

Pro­jekt okładki: Anna Bauer Carr

Ilu­stra­cja na okładce

Leo von Klenze, Ide­ale Ansicht der Akro­po­lis und des Are­opag in Athen, 1846 (Neue Pina­ko­thek, Bay­eri­sche Staatsgemäldesammlungen, Munich/bpk, Ber­lin/Art Reso­urce, N.Y.)

© AKG-IMA­GES / BE&W

Opra­co­wa­nie gra­ficzne pol­skiej wer­sji okładki

Zbi­gniew Miel­nik

Wyda­nie II e-book (opra­co­wane na pod­sta­wie wyda­nia książ­ko­wego: Chwała Aten, wyd. I, Poznań 2017)

ISBN 978-83-8062-881-6

Dom Wydaw­ni­czy REBIS Sp. z o.o.

ul. Żmi­grodzka 41/49, 60-171 Poznań

tel. 61 867 81 40, 61 867 47 08

e-mail: [email protected]

www.rebis.com.pl

Kon­wer­sję do wer­sji elek­tro­nicz­nej wyko­nano w sys­te­mie Zecer