Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Porachunki. Intrygi. Brutalność. Zaufanie. Seks. Miłość.
Abigail zawsze zdobywała to, co chciała, nie patrząc na uczucia innych, ale zmieniła się. Pogodziła się z siostrą, prowadzi restaurację i żyje spokojnie, wychowując syna. Pewnego dnia w jej restauracji pojawia się intrygujący, seksowny mężczyzna.
Axel nie zjawia się tam jednak przypadkowo. Zawsze idzie po trupach do celu, a jego plany wobec Abigail są bardzo niebezpieczne...
Na przeszkodzie stanie mu Darren, przyjaciel Abigail, który dostrzega, że Axel jest groźny. Darren jest zakochany w Abigail i zrobi wszystko, aby ta była szczęśliwa.
Co się musi wydarzyć, żeby Abigail przejrzała na oczy i dostrzegła zagrożenie?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 343
Dla tych, które namówiły mnie do napisania historii Abigail
Opowieść przedstawiona w tej książce nie była planowana. Zawsze zakładałam, że będzie to powieść dwutomowa, ale dobre duszyczki namówiły mnie do tego, żeby spisać dla Was historię Abigail. Byłam do tego sceptycznie nastawiona, ale po głębszych przemyśleniach doszłam do wniosku, że warto by było przedstawić i jej losy. Zapewne pamiętacie, jaką była ona osobą, i obawiałam się, czy będę umiała napisać coś, co Was w niej zainteresuje, ale lubię wyzwania, więc takiego się podjęłam. Brutalne zagranie będzie się nieco różniło od poprzednich dwóch tomów, ale mam nadzieję, że również przypadnie Wam do gustu.
Abigail nie była dobrą kobietą, ale przeszła przemianę. Czy na lepsze? Tego dowiecie się z tej opowieści. Jest naiwna, ale tylko dlatego, że chciała zaznać szczęścia po nieudanym małżeństwie. Na jej drodze pojawia się dwóch mężczyzn: Axel i Darren. Jeden z nich jest nieobliczalnym potworem w ludzkiej skórze, a drugi spokojnym i kochającym całym sercem mężczyzną. Jeden z nich zjawia się w życiu Abigail nieprzypadkowo.
Miejcie otwarte umysły i nie skreślajcie Abigail za jej głupotę i naiwność. Podzieliła się ze mną swoimi obawami, chęcią zaznania szczęścia, rozterkami i brutalnymi wydarzeniami. Niejednej z nas zdarzało się być naiwną. Abigail jest taka jak my. Niczym się od nas nie różni. Spisałam dla Was to, o co mnie poprosiła, i puszczam w świat.
Bawcie się dobrze i uważajcie, komu ufacie…
Abigail była nieostrożna i zapłaciła za to wysoką cenę.
Wiecie, co jest w życiu najgorsze? Kiedy masz wszystko, zarazem nie mając nic. Miałam sielankowe życie. Przynajmniej tak się wydawało. Prowadziłam własną kancelarię prawną, odbiłam młodszej siostrze narzeczonego, który został moim mężem, urodziłam dziecko.
Zawsze zazdrościłam Adeline, że rodzice się nią tak bardzo nie interesują. To we mnie widzieli ideał córki i stawiali mnie na piedestale. Przez to stałam się wyrachowana, cyniczna, podła i zimna do szpiku kości. Tak naprawdę tylko udawałam, że jestem szczęśliwa.
Musiałam.
Nie mogłam im pokazać, że w głębi serca nie tego oczekuję od życia. Popełniłam wiele błędów, których dotąd żałuję. Największym z nich było odbicie siostrze narzeczonego dzień przed ich zaślubinami. Drugim zostanie żoną Dana Smitha.
Wtedy nie obchodziło mnie to, że źle robię, krzywdząc Adeline. Byłam samolubna, zaślepiona i pragnęłam szczęścia. Jednak na cudzej krzywdzie szczęścia się nie zbuduje.
Jestem tego idealnym przykładem.
Karma to prawdziwa suka, która ze zdwojoną siłą odpłaciła mi się pięknym za nadobne, zasłużyłam na to.
Czas teraz stawić czoła konsekwencjom.
Wiedziałam, że ten czas nadejdzie, ale nie spodziewałabym się, że tak szybko.
Nazywam się Abigail Smith, a oto moja pokuta…
Czasami dopadają nas myśli, co by było gdyby. Mnie takie nachodzą niemalże codziennie. Minęło ponad sześć lat, odkąd rozstałam się z Danem. O swoje niepowodzenia obwiniałam wszystkich dookoła. Zwalałam winę na innych, żeby wybielić siebie. Żeby nikt nie zauważył, że jest zupełnie inaczej, niż pokazuję światu. Przecież sama byłam sobie winna. Robiłam rzeczy, za które powinnam się wstydzić. Właśnie. Powinnam. Cóż, było inaczej. Nieustannie krzywdziłam innych, ale najbardziej w kość dostała Adeline.
Dwa lata temu zaczęłyśmy odbudowywać relację, która w dalekiej przeszłości nas łączyła. To nie było tak, że od zawsze się nienawidziłyśmy. Dawno temu byłyśmy sobie bliskie i jedna za drugą skoczyłaby w ogień. Działania rodziców powoli jednak psuły nasze stosunki. Zaczęła się rywalizacja o to, która jest lepszą córką. Na każdym kroku starałam się wyprzedzać Adeline we wszystkim i udowadniać, że jestem więcej warta. Spełniałam każdy rozkaz rodziców i robiłam to, czego ode mnie wymagali. Byłam córką do rany przyłóż: prosto można mną było manipulować.
Wiedziałam, że to jest chore, ale nie umiałam się powstrzymać. Byłam zaślepiona. W końcu Adeline dała sobie spokój i przestała zabiegać o ich względy. Buntowała się, jak tylko mogła. Boże, jak ja jej zazdrościłam, że umiała się postawić i nie pozwoliła zrobić z siebie marionetki.
Teraz wiem, że ja nią byłam. Pozwalałam matce i ojcu robić sobie sieczkę z mózgu i sprawować kontrolę nad wszystkimi aspektami mojego życia. Który rodzic nie zareagowałby na to, że jego córka dopuściła się tak potwornej zdrady względem własnej siostry? Odpowiedź jest prosta: nasz. Nie zrobili nic. Zachowali się tak, jakby nic się nie stało. Jakby takie sprawy były na porządku dziennym. Skrzywdziłam Adeline. Stałyśmy się sobie obce, chociaż płynęła w nas ta sama krew.
Cieszę się, że mimo tego, co jej zrobiłam, nie odrzuciła mnie, gdy pojawiłam się na progu jej domu. Wiem, że już nigdy nie odzyskamy tego, co straciłyśmy, ale przyjmę wszystko, co mi zaoferuje. Została mi tylko ona. Rodzice zginęli w wypadku i dopiero kiedy ich zabrakło, otworzyły mi się oczy na to, ile wyrządziłam złego.
Mieszkam z synem w domu po rodzicach, który otrzymałyśmy z Adeline w spadku. Zostawili nam także siedmiocyfrową sumę, którą chciałam się z siostrą podzielić, jednak odmówiła. Nie chciała od nich nic, więc zrzekła się swojej części. Za pewną sumę otworzyłam własną restaurację. Nie mogłam dłużej pracować w zawodzie, ponieważ sama łamałam prawo, to największe: prawo siostrzanej miłości.
Wiele razy powracam do tych wspomnień. Już do końca życia będą mnie prześladować, ale muszę iść dalej. Nie mam wehikułu czasu, który przeniósłby mnie do chwil, kiedy wszystko było idealne. Gdybym jednak go posiadała, to na pewno cofnęłabym się w czasie i nie dopuściła do tych wszystkich okropieństw, których byłam sprawcą.
Popijam kawę na tarasie, moje rozmyślania przerywa wbiegający jak tornado syn.
– Mamo, kiedy pojedziemy do cioci Adeline? Wujek Duncan kupił dla Amelii ten dmuchany zamek z basenem! Obiecałaś, że do nich pojedziemy! Może to być dzisiaj? Proszę, proszę, proszę – mówi na jednym wydechu z ogromną ekscytacją.
– Jayden, uspokój się. Skoro obiecałam, to pojedziemy. – Uśmiecham się do niego ciepło.
Kocham mojego syna i jest on dla mnie jedynym prezentem, za co jestem wdzięczna Danowi. Na szczęście jest podobny do mnie i nie muszę w jego twarzy codziennie dopatrywać się rysów tego łajdaka. Siedzi w więzieniu już od prawie siedmiu lat, ale dzięki Bogu tak szybko z niego nie wyjdzie. Jest tam, gdzie jego miejsce.
Dopijam kawę i powoli zbieramy się do Adeline. Mam nadzieję, że nie będzie tam Julianne, która za mną nie przepada i jawnie daje mi to do zrozumienia.
* * *
Zajeżdżamy przed dom Adeline, gdzie słychać piski dzieci. Czyli Julianne też tam jest. Przewracam oczami i dzwonię dzwonkiem do drzwi. Otwiera mi Duncan.
– Abigail, miło cię widzieć. – Cmoka mnie w policzek i wpuszcza do środka. – Ciebie też, Jayden. – Przybija z moim synem piątkę i udajemy się do ogrodu.
Adeline leży na leżaku. Już widać lekko zaokrąglony brzuszek. Julianne za to stoi i coś krzyczy do małej Elli. Też jest w ciąży. To chyba końcówka, bo wygląda jak wieloryb. Podchodzę do nich i się witam.
– Cześć wam – mówię, cmokając siostrę w policzek.
Julianne patrzy na mnie spod byka, ale kieruje się w moją stronę i całuje powietrze przy moim uchu.
– Abigail, cóż za miła niespodzianka.
Siadam obok siostry. Jayden już zdążył się rozebrać do kąpielówek i chlapie się z dziewczynkami w basenie.
– Co tam, siostra? – pyta Adeline, a mnie serce ściska się z radości, że mogę tu być.
– W sumie to nic. Zrobiłam sobie dzisiaj wolne, żeby tu do was przyjechać. Ta restauracja mnie powoli wykańcza, ale przynajmniej są klienci i jest co robić. A ty jak się czujesz? Mdłości dokuczają? – dopytuję.
– O dziwo nie. Ciąża z Amelią dała mi popalić, ale teraz jest zupełnie inaczej.
– Żałuję, że nie było mnie wtedy przy tobie. – Od razu smutnieję, bo w głowie mi się nie mieści, że byłam taką suką.
– Gdybyś nie była taką suką, tobyś w tym uczestniczyła – wtrąca się Julianne, wypowiadając na głos moje myśli.
Strasznie mnie to denerwuje, bo nie rozumiem, po co się udziela, skoro nikt nie prosi jej o zdanie.
– Posłuchaj, Julianne. Jesteś przyjaciółką mojej siostry, szanuję cię i cieszę się, że ma cię obok. Ale z łaski swojej przestań się, do cholery, wpieprzać w nie swoje sprawy. Nie musisz mi na każdym kroku przypominać, co o mnie myślisz. Naprawdę zachowaj to dla siebie. Wiem, że zrypałam po całości, ale się staram. Dlaczego próbujesz to niszczyć? – rzucam.
Ktoś w końcu musi powiedzieć „stop” i będę to ja.
Widać, że ją zatkało, ale mało mnie to obchodzi. Nie będę jej workiem treningowym. Skoro siostra dała mi drugą szansę, to chcę ją wykorzystać i nie pozwolę nikomu tego zniszczyć.
– Po prostu nie chcę, żeby Adeline została znowu skrzywdzona – tłumaczy się. – Twoja siostra wiele przeszła. Ja ci nie ufam.
– Szczerze? Nie obchodzi mnie to, czy ufasz mi akurat ty. Mnie zależy na siostrze i to ona jest dla mnie najważniejsza. Naprawdę, Julianne, trzymaj się od tego z daleka. – Podnoszę się z zamiarem nalania sobie lemoniady.
– Dziewczyny, proszę was, nie zaczynajcie znowu. Obie was kocham i dla mnie jest ważne to, żebyście się dogadały. – Adeline wzdycha głośno, bo ją chyba także męczą te przepychanki słowne.
– Czyżby moja żona ci dokuczała, Abigail? – W naszą stronę idzie Austin i mierzy Julianne surowym wzrokiem. – Wybacz jej. Hormony w niej buzują.
Ta, hormony. Twoja żona to potwór, który najchętniej zjadłby mnie na śniadanie. Oczywiście nie wypowiadam tego na głos.
– Już sobie wszystko wyjaśniłyśmy, prawda, Julianne? – pytam z podniesionymi brwiami.
Nie odpowiada, tylko coś tam burczy pod nosem i wtula się w ramiona męża. Z pełną szklanką wracam na leżak i siadam obok Adeline. Patrzy na mnie z dziwnym uśmieszkiem na ustach, jednak się nie odzywa. Irytuje mnie to, bo wiem, że chce o coś zapytać, ale chyba czeka, aż to ja się odezwę.
– No, co mi się tak przyglądasz? Jestem brudna? A może ptak mi nasrał na włosy?
– Jak tam Darren? Doszły mnie słuchy, że macie się ku sobie – odpowiada, na co przewracam oczami.
– A jak ma być? Nic nas nie łączy, jest dobrym kumplem, i tyle.
– Yhm, bo uwierzę. Opowiadaj. – Podnosi się do pozycji siedzącej.
– Ale co mam ci opowiadać? Nie ma o czym. Kiedy masz następne USG? Chętnie bym się z tobą wybrała. – Szybko zmieniam temat.
– Abigail, widzę, że się czerwienisz, więc nie ściemniaj i gadaj. Kobiecie w ciąży się nie odmawia, bo… – nie daję jej dokończyć.
– Bo mnie zjedzą myszy. Sorry, ale nie wierzę w takie zabobony – prycham.
– Teraz tak poważnie. Spotykasz się z barmanem z klubu Duncana? – Nie daje za wygraną i w końcu jej ulegam.
– Co za dziewucha z ciebie! Darren jest miłym facetem. Nie jesteśmy w związku, raczej się przyjaźnimy. – Wzruszam ramionami, spoglądając na syna, który pluska się w wodzie.
– Przyjaźnicie. – Siostra zastanawia się głośno. – Hmmm… Wpychając sobie do gardeł języki?
– Adeline! – wykrzykuję, podnosząc się szybko z leżaka. – Co w ciebie wstąpiło?
Kurwa, skąd ona o tym wie? Starałam się trzymać w tajemnicy, że od czasu do czasu niezobowiązująco zaspokajamy z Darrenem swoje potrzeby.
– Hej, spokojnie. Nie wnikam już.
– Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy? – Ciekawość zwycięża.
– No jak powszechnie wiadomo, w klubach są kamery. Duncan je czasami przegląda i zobaczył, jak migdalisz się z barmanem. Pokazał mi to – śmieje się w głos. – Nie sądziłam, że z Darrena jest taki ogier.
A mówiłam temu głupkowi, żeby tego nie robił. Jeden jedyny raz pozwoliłam mu się pocałować w Edenie i pech chciał, że akurat to nagranie musiał zobaczyć Duncan.
Lubię Darrena, jest naprawdę świetnym chłopakiem. To wysoki, barczysty i przystojny brunet, nawet ma sześciopak. Traktuję go jednak jak dobrego kumpla. Na widok jego uśmiechu większości dziewczyn majtki spadają do kostek, ale nie mnie. No, najwyżej do kolan. Wiem, że żywi do mnie jakieś głębsze uczucia, ale mnie na jego widok nie bardzo trzepoczą motylki w brzuchu. To, że uprawiam z nim seks, nie znaczy, że mam się z nim od razu wiązać. Byłby dobrym materiałem na męża i nawet ojca dla Jaydena, ale nie szukam partnera życiowego. Dobrze mi tak, jak jest.
– Nieważne. Przestańmy dyskutować o moim życiu – zawstydzam się, bo wszyscy patrzą się na mnie takim wzrokiem, że mam ochotę się zapaść pod ziemię.
Z opresji ratuje mnie szwagier i chwała mu za to.
– Kto jest głodny? Robimy grilla czy zamawiamy pizzę? – Zaciera ręce, stojąc na środku ogrodu.
– Pizza, pizza, pizza! – Dzieciaki się przekrzykują, wybierając za nas.
Chociaż moją wizytę u siostry początkowo popsuła Julianne, to później było już fajnie i mogłam się zrelaksować wśród rodziny. Spędziliśmy z synem cały dzień u Adeline. Jayden zaczął już przysypiać ze zmęczenia. To dla mnie sygnał, że czas się zbierać do domu.
– Zostańcie u nas. Jest już późno, możecie się przespać tutaj – proponuje siostra.
– Nie mogę, Jay ma rano trening piłki nożnej, a ja muszę jechać do restauracji. Sama wiesz, że jak jej nie doglądam, to robi się burdel. – Kręcę głową, bo niestety taka jest prawda.
Mam dobrych pracowników, ale zawsze coś poplączą i czasem nie potrafią tego później odkręcić.
– Racja. Mimo wszystko dziękuję, że nas odwiedziłaś. Przyjeżdżaj częściej z moim ulubionym siostrzeńcem. – Szczypie Jaydena w policzki i nachyla się, żeby pocałować go w czoło.
Żegnając się, przytulam Adeline i Duncana. Podchodzę też do Julianne i Austina, żeby uścisnąć im dłonie, ale ta mnie przyciąga do siebie i też przytula. Jestem zaskoczona, jednak odwzajemniam uścisk. Mam nadzieję, że się do mnie w końcu przekona i uwierzy, że nigdy więcej nie chcę skrzywdzić siostry.
Przypinam Jaydena do fotelika, macham wszystkim na do widzenia i wracamy do domu.
* * *
Rano odwożę syna na trening, z którego ma go odebrać Magdalena, moja gosposia i niania w jednym, a ja udaję się prosto do restauracji. Jeszcze jest zamknięte, jednak moi pracownicy już od dawna tu są i szykują się do otwarcia. Sprawdzam, jak się sprawy mają w kuchni. Kucharz Henry od razu podsuwa mi do spróbowania cztery różne kremy: z pora i ziemniaków, topinamburu, serowo-cebulowy oraz pieczarkowy. Boże, jakie to jest pyszne!
– Henry, ten krem pieczarkowy to niebo w gębie. Dobra robota – chwalę go, bo ten człowiek jest mistrzem gotowania.
– Dziękuję, Abigail. Nałożyć ci trochę? Dodam ci do niego grzankę i podsmażane pieczarki – namawia mnie, ale niepotrzebnie, bo takich pyszności nigdy sobie nie odmawiam.
– Pytanie! Oczywiście! Poproś Chloe, żeby przyniosła mi ją do biura, bo muszę trochę popracować. – Puszczam mu oczko i wychodzę z kuchni.
Przekładam stertę papierów i segreguję wszystkie rachunki od dostawców. Po jednej stronie układam faktury za produkty spożywcze, a po drugiej – za alkohol. Restauracja przynosi spore zyski. Na początku nie było łatwo, ale dzięki smacznemu jedzeniu, miłej atmosferze i kompetentnej obsłudze The Lady & Son stało się popularnym miejscem. Przez dwa lata z rzędu moja restauracja otrzymywała dwie gwiazdki Michelina. To ogromne wyróżnienie: cieszę się, że zostaliśmy tak docenieni. Henry wkłada całe swoje serce w gotowanie, i to jego potrawy przyniosły nam sukces.
Chloe przynosi mi zupę, którą szybko zjadam, i znów biorę się do pracy.
Jako właścicielka zawsze staram się być na głównej sali, żeby doglądać gości oraz obserwować, czy smakuje im jedzenie. Gdy dochodzi do jakiegoś nieporozumienia, od razu wkraczam do akcji i szybko je rozwiązuję. Już dawno nie mieliśmy jednak żadnego marudzącego gościa.
Chyba wypowiedziałam w swojej głowie te myśli w złym momencie, bo właśnie słyszę podniesiony męski głos, który coś krzyczy. Chloe jest wystraszona i trzęsą jej się ręce, a ja mam ochotę palnąć tego gościa w łeb, żeby się uspokoił.
– Prosiłem o średnio wysmażony stek, a dostałem krwisty. Czy wasz kucharz nie rozumie prostego zamówienia, do cholery?! – Podnosi głos jeszcze bardziej, na co ludzie zaczynają się oglądać.
Rośnie mi ciśnienie, ale próbuję się opanować i mówię spokojnie:
– Najmocniej pana przepraszam. Za chwilę kucharz przyrządzi pana stek jeszcze raz. Wszystko na koszt firmy. – Uśmiecham się z nadzieją, że go udobrucham.
Ten palant chyba czerpie satysfakcję z robienia szumu koło siebie i nakręca się dalej.
– No raczej. Ani mi się śni płacić.
– Proszę się uspokoić. Wszyscy jesteśmy ludźmi i każdemu może się zdarzyć gafa. Jak wspomniałam, za moment otrzyma pan swoje zamówienie. Jeszcze raz przepraszam. – Odchodzę i udaję się w stronę kuchni, żeby osobiście sprawdzić, czy stek został poprawnie usmażony.
Chloe jest roztrzęsiona, ale na mój widok bierze się w garść.
– Wybacz, Abigail. Pomyliłem steki i wrzuciłem je nie na te talerze, co trzeba. – Henry od razu się tłumaczy.
– Bardzo cię proszę, tym razem upewnij się, że jest okej, bo ten nicpoń znowu zrobi awanturę – mówię.
Henry wykłada na talerz purée ziemniaczane i stek i przyozdabia całość podsmażonymi szparagami. Wszystko polewa sosem bearneńskim. Tym razem to Linda zanosi krzykaczowi talerz i wraca. Po niespełna pięciu minutach na sali słychać głośny huk, więc szybko wychodzę, żeby sprawdzić, co się stało. Ten debil zrzucił talerz na podłogę, a teraz stoi i dyszy przez nos jak byk na corridzie.
– Wy to gówno nazywacie jedzeniem? Nawet pies by tego nie ruszył! Nie zapłacę za to ani pensa i zrobię wam taką antyreklamę, że nikt tu więcej nie przyjdzie – grozi mi, a ja jestem w takim szoku, że nawet nie wiem, jak się zachować.
Co tego człowieka opętało? Chyba nie myślał, że przyjdzie do restauracji i naje się za darmo, udając, że mu nic nie odpowiada? Dziwnym trafem zjadł całe mięso i ziemniaki, zostawiając szparagi, które teraz leżą na podłodze.
– Proszę opuścić mój lokal. Jeśli nie zrobi pan tego w ciągu minuty, zadzwonię po policję – odgrażam się, bo miarka się przebrała.
– Że co proszę? Jeszcze masz czelność, kobieto, mnie stąd wyrzucać?! – Dalej wrzeszczy, a ja zaczynam tracić cierpliwość.
Jest zbulwersowany, a ja ostatkiem sił trzymam nerwy na wodzy.
– Proszę wyjść – powtarzam kolejny raz.
– Prawda boli, co? – wypala.
– Wypierdalaj, zanim sama cię stąd usunę! – W końcu wybucham, bo nie pozwolę, żeby mówił takie rzeczy.
– To trzeba gdzieś zgłosić. Czy państwo to widzieli… – Nie kończy, bo zatrzymuje go szorstki i zimny jak lód głos:
– Spierdalaj, więcej nie powtórzę. Zabieraj się stąd, bo w innym razie sam cię sprzątnę.
Aż mnie samą zmroziło, mam się ochotę schować pod stołem. Ta groźba jednak podziałała, bo gość momentalnie się ulotnił.
– Niech państwo dalej jedzą i miło spędzają czas. Spektakl dobiegł końca – informuję, na co wszyscy na powrót zajmują się swoimi talerzami.
W końcu odwracam się do mężczyzny i zamieram. Przede mną stoi adonis w ciemnym garniturze. Pierwsze, co zwraca moją uwagę, to jego brązowe oczy z pomarańczowymi plamkami. Jeszcze nigdy u nikogo nie widziałam takiego koloru. Włosy ma czarne jak węgiel i wygląda, jakby ktoś wyciął zdjęcie z okładki magazynu i przykleił mu na twarz. Moją uwagę przyciąga także jego mimika. Wyraża arogancję i ogromną pewność siebie. Wyczuwam jednak też mrok. Momentalnie dostaję gęsiej skórki. Przestaję go obczajać: wypadałoby podziękować za interwencję.
– Dzię… Dziękuję. – Zaczynam się jąkać, za co mam ochotę sobie palnąć w łeb.
– Do usług. Jakby co, polecam się na przyszłość – uśmiecha się do mnie, pokazując rząd białych zębów. – Axel Sallow. – Wyciąga do mnie dłoń.
– Abigail Smith. – Chwytam stanowczo i lekko potrząsam.
Zawstydzam się, nawet nie wiem czemu. Ten mężczyzna budzi we mnie pokłady dziwnego lęku, ale też ekscytacji. Jak na dobrą właścicielkę przystało proponuję mu darmowy posiłek.
– W ramach podziękowania za pomoc stawiam panu obiad. Proszę przejrzeć menu i coś wybrać. – Uśmiecham się nieśmiało.
– Możesz mi postawić coś innego – mówi, tuszując wypowiedź głośnym chrząknięciem.
– Co pan powiedział? – Dopytuję, bo mogę wręcz przysiąc, że powiedział, że mogłabym mu postawić coś innego.
– Mówiłem, że się zastanowię i wtedy zamówię – odpowiada z cynicznym uśmieszkiem.
Jasne, nie musi robić ze mnie idiotki. Nawet go nie znam, ale na myśl, że miałoby między nami do czegoś dojść, robi mi się gorąco i czuję łaskotanie w podbrzuszu.
– Nie ma sprawy. Kelnerka stoi tam. – Wskazuję mu bar, który mieści się w środkowej części restauracji po lewej stronie przy ścianie. Wystarczy, że pan do niej pomacha, a ona przyjmie zamówienie. Życzę smacznego – rzucam szybko i uciekam do biura.
Jezu. Dobra, uspokój się, Abigail.
To tylko facet.
Kurwa, ale za to jaki!
Siedzę w Sensual Desire i popijam przy barze macallana, patrząc na orgię, która odbywa się w jednym z kątów w głównej sali. Dzisiaj nie mam zamiaru uczestniczyć w żadnych zabawach, byłem tylko obserwatorem. Kręci mnie patrzenie na innych w trakcie stosunku i bardzo często to robię. Ot, takie moje małe zboczenie. Dwa lata temu przypadkowo znalazłem ten klub i teraz jestem jego stałym bywalcem. Potrzebowałem w swoim życiu pewnego rodzaju urozmaicenia i rozrywki, które w tym miejscu odnalazłem. Od zawsze kręcił mnie perwersyjny seks i lubiłem zadawać kobietom ból. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że w pewnym stopniu jestem sadystą. Uwielbiam dzielić się swoją partnerką i uczestniczyć we wszystkich etapach zabaw.
Najpierw obserwuję, jak jej ciało się nakręca, po czym wkraczam ja i zaczynam robić to, co lubię. Sensual Desire pozwala mi spełniać wszystkie zachcianki. Nie mam kobiety na stałe, ale już niedługo się to zmieni. Muszę odebrać to, co moje. To, co dostałem. Na kilka lat zniknęła mi z oczu, ale jej godziny są policzone, bo kiedy wpadnie w moje sidła, tak szybko się z nich nie wyrwie.
Jestem właścicielem sieci hoteli Plaza Paradise, które są rozsiane po całym świecie. Ci, którzy mnie znają, zawsze okazują mi szacunek. Jednak tylko nieliczni wiedzą, że prowadzę drugie życie, to mroczniejsze, którego nikt nie chciałby posmakować. Jestem na tyle bogaty, że udzielam pożyczek z wysokim oprocentowaniem tym, którzy potrzebują szybkiej gotówki. Najczęściej są to hazardziści.
Jeśli ktoś bierze ode mnie kasę, musi zwrócić drugie tyle. Moi ludzie ściągają haracze od innych firm w zamian za ochronę i jestem, można powiedzieć, królem londyńskich podziemi.
Jakieś siedem lat temu zgłosił się do mnie pewien gagatek. Zadłużył się na kupę szmalu i nie miał z czego oddać. Chciał mnie wykiwać, ale ja z takimi gnojami radzę sobie w jeden sposób. Kulka w łeb i po sprawie. Błagał o życie, a w zamian obiecał mi swoją żonę. To ona miała spłacić jego długi, oddając i podporządkowując się mnie. Zgodziłem się, ale kobieta gdzieś wyjechała, jakby zapadła się pod ziemię, a ten kutas trafił do pierdla. Musiałem spędzić wiele czasu na poszukiwaniach, ale się opłaciło. Znalazłem Abigail Smith. Obserwowałem ją przez te wszystkie lata, wiedziałem, gdzie chodzi, co robi, gdzie mieszka i pracuje, co lubi jeść, jaki ma rozkład dnia. Jednakże nie mogłem się jej przyglądać z ukrycia w nieskończoność. W końcu doszedłem do wniosku, że już czas, aby zaczęła spłacać długi swojego byłego męża. Muszę wszystko dobrze zaplanować i Abigail będzie moja…
Kończę whisky i schodzę do podziemi, kierując się do jednej z sal, w której przebywają Charlie i Danielle. Siadam na krześle i zaczynam przypatrywać się tej dwójce. Najpierw zaczynają od macania się i całowania, ale ja chcę czegoś więcej. Chcę zaognionej skóry uległej i pożądania w jej oczach. Wiedziałem, że Charlie długo tak nie wytrzyma. W końcu układa dziewczynę na kozetce i ją do niej przypina. Zrywa z niej majtki i wkłada w jej odbyt korek w kształcie dużego haka. Przywiązuje do jego końca sznur, który przerzuca przez belkę przytwierdzoną do sufitu. Ciało Danielle od razu się napręża. Dziewczyna zaczyna głośno jęczeć. Charlie zgniata w dłoniach jej pośladki i pomrukuje. Przyciąga ją do siebie za włosy i dziko miętosi jej piersi. Odpycha ją od siebie i rózgą chłoszcze jej tyłek, aż jest cały czerwony. Co chwilę pociąga za sznur, do którego przywiązany jest hak, na co Danielle jęczy, bo gadżet raz po raz się z niej wysuwa i do niej wsuwa.
Zawsze jestem opanowany i staram się trzymać swoje podniecenie na wodzy, ale nie tym razem. Przed oczami widzę Abigail i momentalnie kutas drga mi w spodniach. Wyciągam go na wierzch i przeciągam dłonią po całej jego długości. Na czubku zbiera się wilgoć, którą rozsmarowuję i zaczynam pompować mocniej. Onanizuję się w pozycji siedzącej, ale nie wiem, jak długo wytrzymam. Charlie wbija fiuta w cipkę kobiety i szaleńczo ją posuwa. Jego miednica obija się o jej tyłek z głośnymi plaśnięciami. Chwyta znowu za hak, który pociąga, na co Danielle jęczy jeszcze głośniej i błaga o więcej. Moje ruchy stają się szybsze i czuję kropelki potu zbierające się na moim czole.
– Przyłączysz się, Axel? – pyta Charlie przez zaciśnięte zęby, nie przestając poruszać się w pochwie naszej wspólnej uległej.
Zastanawiam się tylko chwilę.
– W sumie czemu nie – odpowiadam krótko i się rozbieram.
Co prawda miałem tylko patrzeć, jednak zmieniłem zdanie i mój kutas jest mi za to ogromnie wdzięczny. Szybko rozpinamy Danielle, pozbywając się z jej tyłka haka. Kumpel podnosi ją i nabija na siebie. Tymczasem ja ustawiam się za jej plecami i nadziewam jej drugą dziurkę na mojego sterczącego fiuta. Bierzemy ją z obu stron. Grzmocimy ją tak, jak lubi, czyli mocno i głęboko. Przeciągamy tę inwazję jak najdłużej, aż w końcu doznajemy spełnienia, zalewając ją od środka w tym samym czasie.
Oddycham szybko, wycieram się pospiesznie mokrymi chusteczkami, ubieram i opuszczam lochy. Szybkim krokiem wychodzę z klubu i kieruję się w stronę auta. Wsiadam do mojego czarnego matowego porsche 911 GT3 i odjeżdżam z piskiem opon. Na dzisiaj koniec, ale od jutra pani Abigail Smith zacznie się stawać moją.
Nie ma na co czekać.
* * *
Po bezsennej nocy i układaniu planu nareszcie wiem, co zrobić. Nie mogę przecież od razu wyskoczyć z czymś mocnym, dlatego postanawiam zaaranżować przypadkowe spotkanie w jej restauracji. Abigail nie jest głupia. Mogłaby od razu mnie przejrzeć, więc muszę działać małymi kroczkami. Gdy tak już się stanie, zacznie płacić.
Mieszkam w królewskim apartamencie na najwyższym piętrze w moim hotelu przy Canary Wharf, zwanym sercem Londynu. Obsługa hotelowa przynosi mi poranną kawę i śniadanie. Relaksuję się i przygotowuję na to, co ma się dzisiaj wydarzyć.
Około południa jadę do restauracji The Lady & Son. Jakiś koleś akurat się awanturuje, ale w moment go przepłoszyłem. Dostałem od losu szansę, żeby zagadać do Abigail. Podziękowała mi za pomoc i zaoferowała posiłek na swój koszt. Nie podoba mi się to, że odeszła, dlatego przywołuję kelnerkę.
– Czy jest pan już gotowy, żeby złożyć zamówienie? – pyta z wyćwiczonym uśmiechem na twarzy.
– Chciałbym porozmawiać z właścicielką – mówię stanowczo.
– Stało się coś? – dopytuje.
Czy tak trudno przyprowadzić tu Abigail?
– Nic się nie stało, ale muszę zamienić z nią kilka słów – wypowiadam groźnym tonem, który zawsze działa cuda.
– Dobrze, proszę chwilę zaczekać. – Dziewczyna odwraca się na pięcie i odchodzi.
Niedługo potem wraca z Abigail. Jest podenerwowana i wykręca sobie palce. Czuje się niekomfortowo i widać to gołym okiem.
– Chciał pan ze mną porozmawiać. Zamieniam się w słuch. – Prostuje plecy i patrzy na mnie twardo.
Spoglądam w jej stronę. Widzę, że się niecierpliwi.
– Może pani usiądzie? – proponuję.
– Nie trzeba, postoję.
– Nalegam.
Krzywi się, ale w końcu odsuwa krzesło i siada.
– To w czym mogę panu pomóc? – pyta, stukając w stolik czerwonym paznokciem.
Kurwa, sam nie wiem, czego mogę od niej chcieć, ale muszę jakoś spróbować namówić ją do spotkania poza restauracją.
– Czy często zdarzają się tutaj takie incydenty? – zadaję pierwsze pytanie, jakie mi przychodzi do głowy.
Patrzy na mnie, mrużąc oczy i jednocześnie się zastanawiając.
– Nie rozumiem. – Jest skołowana.
– Zastałem tu przed chwilą mężczyznę, który się awanturował. W restauracji, która zdobyła dwie gwiazdki Michelina, nie powinno być takich incydentów.
Abigail robi się blada na twarzy. Wygląda, jakby miała zaraz zemdleć.
– O mój Boże, pan jest krytykiem kulinarnym, prawda? – Podnosi się z krzesła.
Ha! Kolejny raz dostałem szansę od losu. Małe kłamstewko jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziło.
– Zgadza się, to ja, ale nikt o tym nie może wiedzieć. Proszę usiąść. – Wskazuję jej krzesło, na które z gracją opada.
– Nie odbierze mi pan gwiazdki, prawda? Takie incydenty nam się nie zdarzają, jeśli już, to maksymalnie jeden rocznie. Jak pan widzi, jest tu dużo ludzi, jedzenie jest smaczne, jest czysto. – Zaczyna się tłumaczyć, ale od tego słowotoku boli mnie już głowa.
– Niech się pani uspokoi. Nie straci pani żadnej gwiazdki – uspokajam ją, bo jest strasznie nakręcona.
– Proszę coś zamówić – sugeruje, przyglądając mi się.
– W takim razie chcę zjeść to samo co tamten koleś, który zrobił awanturę. Sprawdzę, czy rzeczywiście było aż takie niedobre. – Unoszę jedną brew.
Abigail zrywa się z krzesła i pędzi w stronę kuchni. Po dwudziestu minutach wraca i stawia przede mną parujący talerz. Zajmuje na powrót miejsce i gapi się, jak zmiatam wszystko z talerza. Co za kobieta.
– I jak? Smakowało? – Czeka na odpowiedź, przysuwając się bliżej mnie.
– Bardzo dobre, wszystkie smaki są perfekcyjnie skomponowane. – Udaję eksperta. – Prezentacja na talerzu także jest estetyczna.
W środku śmieję się z mojego znawczego pierdolenia, ale na zewnątrz zachowuję powagę. No, ale skoro odgrywam rolę krytyka kulinarnego, to muszę, prawda?
– Naprawdę? Dziękuję, jest mi niezmiernie miło, że panu posmakowało. Mogę liczyć na trzecią gwiazdkę? – Jej oczy świecą się jak lampki na zeszłorocznej choince, ale muszę zgasić jej zapał.
– Niestety nie, bo odkryła pani moją tożsamość, a musimy pozostać anonimowi. Może spotkamy się na kawę poza tą restauracją? – Przechodzę do kolejnego kroku.
Dębieje i robi się niepewna.
– Ale po co? To chyba nie jest potrzebne. – Delikatnie próbuje mi odmówić, ale nie ma na to szans.
– Porozmawiamy o restauracjach, daniach, różnych kuchniach. Być może tak zdobyta wiedza się pani do czegoś przyda. To jak?
Widzę wahanie w jej oczach. Wiem, że chce się ze mną spotkać, ale z drugiej strony coś ją blokuje.
– Nie zrobię pani krzywdy. Może przejdźmy na ty, będzie nam się łatwiej komunikować.
Delikatnie kiwa głową i wyciąga do mnie dłoń.
– Abigail.
– Axel. To co, spotkasz się ze mną? Nie musi to być dzisiaj. Może być nawet za kilka dni.
– Niech będzie. – Uśmiecha się szeroko, po czym spuszcza głowę i zakłada za ucho pasmo blond włosów.
Ja pierdolę, będzie idealnym materiałem na uległą. Już zacieram rączki na nasze zabawy. Będzie na moje każde skinienie i zrobi wszystko, czego od niej zażądam. Uzależnię ją od siebie. Przekonanie jej do spotkania było łatwe, więc to też się uda.
Wymieniamy się numerami telefonów, po czym opuszczam restaurację, głośno pogwizdując.
* * *
Odczekałem całe siedem dni, zanim skontaktowałem się z Abigail. Jestem pewny, że czekała z telefonem w dłoni, ale zrobiłem to specjalnie. Właśnie w taki sposób nauczę ją posłuszeństwa. Gdy już ze mną będzie, cały czas będzie na wszystko czekać. Musiałem się dokształcić w zakresie wiedzy kulinarnej, bo skoro mam udawać pieprzonego krytyka, to muszę mieć jakieś podstawy. Sam wkopałem się w to gówno i teraz muszę się z niego jak najszybciej wymiksować.
– Małymi kroczkami, Axel. Małymi, a zostanie ci to wynagrodzone, i to z nawiązką – mówię sam do siebie.
Tylko że ja jestem niecierpliwy. Nienawidzę czekać i wszystko muszę mieć na już. Drapię się po brodzie i w końcu postanawiam zadzwonić do pięknej Abigail. Odbiera po piątym sygnale, gdy mam się już rozłączyć.
– Hello – rzuca niby od niechcenia.
W tle słychać dziecięce krzyki. Mam ochotę ją skarcić za to, że nie odebrała po pierwszym sygnale, ale na to przyjdzie jeszcze pora.
– Witaj, Abigail. Jak się ma najpiękniejsza kobieta, jaką w życiu poznałem? – Próbuję zgrywać romantyka.
Kobiety to lubią i szybko ulegają takim gadkom.
– Czaruś z ciebie – chichocze do słuchawki i już wiem, że jest moja. – Właśnie jestem u siostry – informuje.
No tak, to szwagierka Frensby’ego. Będzie trzeba trochę uważać, ale przed niczym się nie cofnę, żeby osiągnąć swój cel.
– Może umówimy się na kolację? Co ty na to? – proponuję tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Staram się być opanowany, ale ogarnia mnie irytacja. Nie jestem nauczony się za kimś uganiać. Zawsze wszystko przychodziło do mnie samo.
– Dzisiaj? Niestety to niemożliwe. Jestem zajęta, przykro mi – odpowiada, na co zaciskam dłoń w pięść.
Oddycham przez nos, żeby się uspokoić.
– Tak, dzisiaj. Nie przyjmuję odmowy. Przyjadę po ciebie o dwudziestej. – Chcę od razu odłożyć słuchawkę, ale Abigail szybko się odzywa.
– Nie zrozumiałeś, co powiedziałam? Nie mogę, bo mnie nie ma w domu i nie wracam na noc. Mogę się z tobą spotkać jutro w porze lunchu. Pasuje?
Chcę się dalej sprzeczać, bo skoro powiedziałem, że dzisiaj, to ma być, kurwa, dzisiaj. Biorę się jednak w garść. Jak ją zniechęcę do siebie, to może być kiepsko.
– Dobra, niech będzie – odburkuję niezadowolony, bo to ja, do chuja, ustalam tu zasady.
– Spotkajmy się w mojej restauracji o dwunastej – proponuje, ale nie ma takiej opcji.
– Nie – mówię jednym słowem.
– Nie?
– Mamy się spotkać poza twoją restauracją. Co powiesz na La Barca Ristorante? Lubisz włoską kuchnię? – Mam nadzieję, że tak, bo to pierwsza restauracja, która wyskoczyła mi w Google.
– Oczywiście, jak najbardziej – ćwierka jak skowronek.
– W takim razie będę po ciebie o dwunastej. Trzymaj się, miłego dnia – rzucam, po czym od razu się rozłączam.
Nie daję jej więcej dojść do słowa, bo zapewne by się upierała, że przyjedzie sama. Uśmiecham się szeroko, bo już nie mogę się doczekać, kiedy zaciągnę ją do łóżka i będę mógł zacząć uczyć ją tego, co lubię. Mam nadzieję, że jest pojętną uczennicą. Jeśli nie, będą ją czekały same kary, które są moimi ulubionymi zabawami w klubie.
Raptownie uzmysławiam sobie, że nie zapytałem jej o adres. Kurwa! Wystukuję na komórce szybką wiadomość z pytaniem. Skoro się nie znamy, to przecież nie mogę znać miejsca jej zamieszkania. Mogłoby jej się to wydać podejrzane. Praktycznie od razu odpisuje z pretensjami, dlaczego tak szybko się rozłączyłem, nie dając jej nic odpowiedzieć, ale na samym końcu SMS-a znajduję pieprzony adres.
* * *
Stoję zwrócony w stronę wielgaśnych okien i podziwiam z wysokości panoramę Londynu. W głowie mam tylko Abigail i kosmate myśli. Wyobrażam ją sobie, jak leży na moich kolanach w Sensual Desire i pieprzy ją inny mężczyzna albo i dwóch. Jak cyckami ociera się o mojego twardego kutasa, którego podgryza przez spodnie, a ja ją tylko głaszczę jak grzeczne zwierzątko po plecach i głowie i przyglądam się wyrazowi jej twarzy. Nie biorę udziału w jej zaspokajaniu. Widzę przed sobą jej wykrzywioną w rozkoszy buzię, która domaga się jeszcze więcej. Podnieciłem się do tego stopnia, że mam zamiar sobie ulżyć, spuszczając cały ładunek na okno, ale przerywa mi w tym jeden z moich ludzi.
– Mamy problem – rzuca bez ogródek.
Jego postać odbija się od szyby. Powoli zaczynam się odwracać i staję wyprostowany. W takiej pozie wyglądam jeszcze groźniej.
– Co jest? – odpowiadam twardo i wiem, że to, co powie, mi się nie spodoba.
– Jones. – Wystarczy to jedno słowo, żebym się podkurwił.
– Jest w piwnicy? – pytam.
Potwierdza lekkim skinieniem. Mijam go i idę do prywatnej windy. Lucas maszeruje za mną i razem zjeżdżamy na sam dół. Pracownicy hotelu nie mają tu wstępu. Dziarskim krokiem kierujemy się do jednej z cel. Pośrodku na krześle siedzi Jones. Zauważam, że moi ludzie trochę się już z nim zabawili. Ma obitą gębę i zapuchnięte oko, które powoli zaczyna przybierać barwę fioletu. Podchodzę do niego i przykucam.
– I co ci mówiłem, Ray? Trzy dni, a ty co zrobiłeś? – Nie odzywa się, co podnosi mi ciśnienie. – Odpowiem za ciebie: nie oddałeś mi kasy. Nie jestem organizacją charytatywną. Co mam teraz z tobą zrobić? Strzelić ci w łeb czy poćwiartować i odesłać cię żonie w kawałkach? – zastanawiam się na głos.
Zaczynam przed nim chodzić w tę i z powrotem. Dalej milczy, ale nie na długo, bo kopię go z całej siły w piszczel. Z jego gardła wydobywa się krzyk.
– Nie mam pieniędzy. Chciałem się odkuć, żeby zarobić i zwrócić ci wszystko, ale przegrałem. Proszę, nie zabijaj mnie. Przysięgam, że oddam ci wszystko co do pensa – błaga, czego strasznie nie lubię.
Akceptuję tylko błagania kobiet, kiedy biorę w posiadanie ich ciała.
– Oczywiście, że oddasz, ale z czego ty chcesz to zrobić? – pytam, głośno się śmiejąc. – Przecież wszystko przegrałeś.
– Nie wiem, ale wszystko oddam – powtarza jak zdarta płyta.
– Wisisz mi bańkę. Mów, w jaki sposób chcesz ją zwrócić i nie karm mnie gównem, bo za chwilę skończy mi się cierpliwość – odgrażam się.
– Odegram się w pokera. Tym razem na pewno mi się uda. Czuję w kościach, że będę miał szczęście. Potrzebuję tylko trochę gotówki na start – wypowiada na jednym wydechu.
Nie no, kurwa, nienawidzę ludzi. Każdego dnia mnie zaskakują i utwierdzają w przekonaniu, że są zwykłym pomiotem szatana. Patrzę na Jonesa i śmieję mu się w twarz.
– Jesteś jeszcze gorszym idiotą, niż myślałem. – Kręcę głową, prychając. – Zróbcie z nim porządek i podrzućcie go przed szpital – rozkazuję moim ludziom. – A ty masz, kurwa, miesiąc, słyszysz mnie? Miesiąc, żeby oddać moją kasę. Jeśli tego nie zrobisz, możesz się pożegnać z tym światem. – Wymierzam mu cios prosto w żołądek.
Brakuje mu tchu, z jego ust wydostają się charczące dźwięki, ale mnie to nie interesuje. Poprawiam marynarkę, którą mam na sobie, po czym opuszczam piwnicę i wracam do swojego apartamentu. Biorę szybki prysznic i przebieram się w bardziej luzackie ciuchy.
Trudno być mną i każdego dnia udowadniać światu, że jest się kimś. Muszę zacząć szybciej przekonywać do siebie Abigail. Długo już nie wytrzymam. Wyciągam z biurka zwitek papieru i kilka zdjęć, na których widnieją Abigail z synem, jej siostra z mężem i jeszcze jeden osobnik. Pierdolony barman, który ją posuwa. Jeszcze nie teraz, ale w odpowiednim czasie z nim też się policzę. Rozkładam kartkę z zapiskami dotyczącymi Abigail. Detektyw naprawdę się postarał i wygrzebał to, że odbiła siostrze narzeczonego, za którego później wyszła i z którym ma syna. Te informacje przydadzą mi się do manipulowania Abigail. Zagramy w grę psychologiczną i sprawimy, że będzie obwiniała siebie o wszystko jeszcze bardziej. Wtedy ja stanę się dla niej jedyną osobą, na której będzie mogła polegać. Nie będzie umiała beze mnie funkcjonować.
Jestem potworem i dobrze się z tym kryję, a Abigail jest moją kolejną ofiarą, która została podana pod mój nos na tacy.
Przyjąłem ten prezent i odpowiednio go wykorzystam…
Po wczorajszym telefonie od Axela czuję jakiś niepokój. Kiedy zadzwonił, akurat byłam u Adeline, ale wcale nie miałam zamiaru u niej nocować. Specjalnie go zbyłam, bo nie chciałam iść z nim na kolację. Nadal uważam, że to nie jest dobry pomysł. Nie znam go i nie wiem, jakim jest człowiekiem. Po Danie bardzo uważam na to, z kim się zadaję. Darrenowi zajęło kilka miesięcy, żeby zostać moim przyjacielem. To mężczyzna z sercem na dłoni i wydaje mi się, że chyba się we mnie podkochuje, ale udaję, że tego nie widzę. Traktuję go jak dobrego kumpla. Od czasu do czasu uprawiamy seks i nam to odpowiada.
Wracając do Axela, to dzisiaj jestem z nim umówiona na lunch. Jestem trochę podenerwowana i nie podoba mi się to, że spotkamy się poza moją restauracją. Do tego ma po mnie przyjechać.
Mam jeszcze nieco ponad godzinę, żeby się zebrać, ale szykuję się od razu. Zakładam kremowe materiałowe spodnie, które leżą na mnie jak druga skóra. Dobieram do nich zwiewną bluzkę w kolorze błękitu i tego samego koloru szpilki. Robię lekki makijaż i podkreślam usta perłoworóżową pomadką. Włosy zostawiam rozpuszczone. Gotowa wychodzę na zewnątrz, żeby tam zaczekać na mojego nowego znajomego. Nie chcę, żeby Jayden go zobaczył.
Nagle słyszę ryk silnika i przed rezydencję podjeżdża Axel w czarnym matowym porsche. Nieźle. Wysiada z samochodu, podchodzi do mnie i całuje mnie w policzek.
– Witaj, Abigail. Jesteś gotowa? – pyta i tym razem całuje mnie w dłoń.
Jaki szarmancki. Żaden facet nigdy się tak nie zachował względem mnie.
– Cześć, jak widać jestem. – Uśmiecham się, zawstydzona.
Czuję się jak nastolatka po raz pierwszy wychodząca na randkę, a mam przecież trzydzieści sześć lat. Chociaż niektórzy mówią, że życie zaczyna się dopiero po trzydziestce. Chyba coś w tym musi być.
– W takim razie zapraszam – otwiera mi drzwi i pomaga wsiąść.
Zapina mi nawet pas i wgapia się we mnie wzrokiem, od którego miękną mi kolana. Dobrze, że siedzę, bo w innym razie gruchnęłabym jak długa na podjazd. Szybko przechodzi na drugą stronę i zajmuje miejsce za kierownicą. Jedziemy w ciszy, która jest odrobinę niezręczna, przynajmniej dla mnie, bo czuję, że atmosfera w środku zaczyna się robić gorąca. Wstydzę się zacząć rozmowę, dlatego nadal siedzę cicho. Axel się nade mną lituje i zagaja.
– Tak się zastanawiałem, dlaczego postanowiłaś prowadzić restaurację. Lubisz gotować? – Zadaje bezpieczne pytanie, na które z przyjemnością odpowiadam.
– Szczerze? – patrzę na niego, a Axel od razu potakuje. – To była loteria, czysty przypadek. Nie wiedziałam, co chcę robić, więc zapisałam sobie na karteczkach kilka zajęć i wylosowałam prowadzenie restauracji – odpowiadam.
– No co ty? Serio? – Zaskoczony zerka na mnie, co chwilę sprawdzając, czy się z niego nie naigrawam.
– Poważnie mówię. Miałam jeszcze zapisane „prowadzenie salonu fryzjerskiego”, „bycie makijażystką”, „zrobienie kursu masażu” i „zostanie dekoratorką wnętrz”. – Wszystko, co się diametralnie różni od prawa, ale nie mówię tego na głos.
– Nieźle, podziwiam, że powierzyłaś swoje życie losowi.
– Cóż, było to odważne, ale się opłaciło, i to bardzo – stwierdzam.
– Zgadza się. Twoja restauracja zrobiła się popularna. Pewnie lubisz gotować.
– Zaskoczę cię, ale nie lubię, mam do tego dwie lewe ręce, ale za to bardzo lubię jeść. – Wybucham śmiechem i nareszcie się rozluźniam.
Wtóruje mi i robi się naprawdę miło, tak swojsko.
– A ty?
– Co: ja? – Zerka na mnie.
– Dlaczego zostałeś krytykiem kulinarnym? – Strasznie mnie ciekawi, co sprawia, że ludzie zaczynają chodzić po restauracjach i je oceniać.
Axel zastanawia się przez chwilę i jedną ręką drapie się po brodzie.
– Fascynuje mnie jedzenie: jego smak, zapach, prezentacja na talerzu. To, czego używają kucharze, żeby ich dania się wyróżniały. Ale nie tylko, bo sam lokal też jest ważny. To, jaki klimat w nim panuje, jak wygląda umeblowanie, jak przedstawione jest menu – odpowiada chaotycznie, jakby mówił jedno, a w rzeczywistości myślał coś zupełnie innego.
– A na jakiej podstawie przyznajecie te gwiazdki? – magluję go nadal, bo coś mi tu nie pasuje.
– Eee… no wiesz… na… przez… – jąka się, nie mogąc się wysłowić.
Od odpowiedzi chwilowo ratuje go to, że właśnie znaleźliśmy się przed restauracją. Nie mam jednak zamiaru mu odpuścić. Zaraz mi wszystko wyśpiewa jak na spowiedzi.
Wchodzimy do środka i sam właściciel restauracji prowadzi nas do stolika, który znajduje się w odosobnionym miejscu. Kelner podchodzi do nas z kartami dań i zostawia, dając chwilę na wybranie posiłku. Wpadam na pomysł, żeby sprawdzić, czy Axel jest tym, za kogo się podaje.
– Będziesz oceniał tę restaurację? Chętnie zobaczyłabym cię w akcji. – Zacieram ręce, czekając na jego odpowiedź.
– Nie, bo jestem tu z tobą prywatnie. Praca nie zając, nie ucieknie. Na co masz ochotę? Mają tu świetną lasagne i gnocchi. – Szybko zmienia temat.
– Chętnie spróbuję gnocchi. Jestem ciekawa, jak opiszesz mi to danie. Jako znawca znasz się na tym najlepiej.
Zauważam, że przygląda mi się głęboko i mruży oczy.
– Nie ma problemu, z chęcią to zrobię.
Składamy zamówienie i czekamy na nasz posiłek. W międzyczasie rozmawiamy o jakichś bzdetach. Axel pyta, jak udało mi się rozkręcić restaurację, i opowiadam mu, że to wszystko dzięki mojemu kucharzowi, który ma ogromny talent. Gdyby nie Henry, to restauracja pewnie dawno by już padła. Ludzie przychodzą wyłącznie dla jego pysznych potraw.
Wreszcie dostajemy nasze dania i jemy w ciszy, ale ja mam zamiar sprawdzić swoją tezę.
– I jak? Co mi powiesz o tej potrawie? – Zajadam się, obserwując, jak Axel stara się coś wymyślić.
– Są pyszne, mięciutkie i dobrze doprawione. W sosie czuć nutkę kolendry i innych rzeczy.
Mam ochotę się roześmiać, ale to słodkie, że próbuje mi zaimponować. Szkoda tylko, że kłamie. Nienawidzę oszustów i w tym momencie powinnam wstać i wyjść, ale nie mogę się na to zdobyć, bo czuję się dobrze w jego towarzystwie.
– To prawda, a z czego te gnocchi są zrobione? Może wprowadziłabym to danie u siebie. – Drapię się po nosie, udając, że naprawdę to rozważam.
– Z tego… No… kurde… – Nie wie, jak wybrnąć z sytuacji, bo nie spodziewał się, że mogę dopytywać.
W końcu pozwalam sobie na rechot, odłożywszy widelec na talerz.
– O co chodzi? Z czego się tak śmiejesz? – Wyczuwam od niego lekki chłód, ale nic sobie z tego nie robię.
Pozwala mi się wyśmiać i w końcu atak głupawki ustaje.
– Nie masz pojęcia o tym, co mówisz. Nie jesteś żadnym krytykiem kulinarnym, Axel. Dlaczego mnie okłamałeś? Masz tylko jedną szansę na wytłumaczenie się i lepiej, żebyś dobrze ją wykorzystał, bo drugiej nie będzie. Powinnam teraz wyjść i wrócić do domu, ale cię lubię, więc gadaj. – W tym momencie poważnieję.
– Dobra, kurwa. Udawałem i dziękuję za to, że już nie muszę, bo jeszcze nigdy nie pierdoliłem takich głupot – wyznaje.
– Yhm i co dalej… Dlaczego mnie oszukałeś i pozwoliłeś uwierzyć, że moją restaurację ponownie odwiedził krytyk kulinarny? Na litość boską, Axel, gadaj. – Trochę się wkurzam.
Znowu mruży oczy i przybiera buńczuczną postawę.
– Spodobałaś mi się. Kiedy zobaczyłem tamtego gnoja, który wyładowuje się na tobie, odwróciłaś się w moją stronę i przepadłem. To jest cała prawda, Abigail. Podobasz mi się. Bardzo – rzuca. – Umówiłabyś się ze mną, gdybym ot tak cię zaprosił?
Ma rację, nie zwróciłabym na niego uwagi.
– Pewnie nie, bo nie umawiam się z nieznajomymi – odpowiadam bez zająknięcia.
– Sama widzisz. I co teraz? Każesz mi spadać czy jednak dasz szansę się poznać? – pyta z nadzieją w głosie.
– Mam jeden warunek – informuję.
– Jaki?
– Już nigdy więcej mnie nie okłamiesz. Nienawidzę kłamców i się nimi brzydzę – komunikuję, bo po tym, co zrobił mój były mąż, trudno mi zaufać ludziom.
– Obiecuję i przepraszam, Abigail. – Chwyta mnie za rękę.
– Kończ te swoje gnocchi z sosem i nutką kolendry, bo pewnie już są zimne – żartuję sobie, nie mogąc się powstrzymać.
Dokańczamy nasz lunch i postanawiamy się przejść. Dużo rozmawiamy i czujemy się, jakbyśmy się znali od dawna. Wstępujemy jeszcze na szybką kawę i ciacho do jakiejś kawiarenki, którą napotykamy po drodze, i Axel odwozi mnie do domu. Spędziłam z nim świetny dzień, jak najszybciej chciałabym to powtórzyć. Już dawno żaden facet nie okazywał mi takiej atencji jak właśnie Axel. Darren się nie liczy, bo to tylko kolega, któremu mogę się zwierzyć.
Jak na gentlemana przystało, Axel odprowadza mnie do drzwi, wpatrując się we mnie. Poprawia mi włosy i zakłada jedno pasmo za ucho. Chwyta moją twarz w dłonie, po czym się nachyla i delikatnie całuje mnie w usta. Odwzajemniam pocałunek, na co przez moje ciało przebiega prąd i serce zaczyna obijać mi się o żebra. Moje nogi to jedna wielka galareta, ale ostatkiem sił staram się nie przewrócić. Odrywamy się od siebie i szybko się żegnamy. Znikam za drzwiami, zamykam je i opieram się o nie plecami i ciężko oddychając, jakbym właśnie wróciła z przebieżki.
Ten facet zawróci mi w głowie. Jestem tego stuprocentowo pewna.
* * *
Axel znowu się do mnie nie odzywa. Dokładnie tak samo jak ostatnim razem. Wkurza mnie to i mam ochotę sama do niego zadzwonić, ale karcę siebie w myślach za ten absurdalny pomysł. To on ma zabiegać o moje względy, a nie na odwrót. Jayden nocuje dzisiaj u kolegi, więc mam wieczór tylko dla siebie. Planuję wybrać się do Edenu, żeby spotkać się z Darrenem. Dawno się z nim nie widziałam i chcę mu opowiedzieć o Axelu. Jestem ciekawa, co powie. Czy mam w to brnąć, czy lepiej sobie odpuścić? Darren bardzo często doradza mi w różnych kwestiach. Gdy mam jakiś problem, to wiem, do kogo mogę z nim iść. Jest dobrym słuchaczem i stara się z każdej sytuacji wyciągnąć coś dobrego.
Opowiedziałam mu nawet o tym, jaka byłam kiedyś i co zrobiłam Adeline. Myślałam, że zacznie mnie oceniać, weźmie mnie za najgorszą sukę, ale tego nie zrobił. Wysłuchał mnie do końca, a gdy skończyłam mówić, mocno mnie przytulił. Rozumiał mnie, nie pochwalał tego, czego się dopuściłam, ale rozumiał. Powiedział, że cieszy się, że dotarło do mnie, że to, co robiłam, było złe. Był ze mnie dumny, że przyznałam się do winy przed samą sobą, poprosiłam siostrę o wybaczenie i wykazałam chęć poprawy naszej relacji. Kiedy zostałam sama jak palec, każdego dnia nawiedzały mnie obrazy z przeszłości. Byłam potworem, cholernym monstrum, które krzywdziło. Nigdy sobie nie wybaczę słów, które wypowiedziałam do Adeline, gdy Dan prawie ją zgwałcił. Powiedziałam jej, że dla mnie już nie żyje.
Łapię się za głowę i nią kręcę. Biorę kilka głębszych oddechów i podnoszę się w końcu z łóżka. Wkładam szlafrok i schodzę na dół. Magdalena krząta się po kuchni, przygotowując śniadanie. Jay siedzi przy stole i zajada się naleśnikami z bitą śmietaną i owocami.
– Dzień dobry – mówię, ziewając.
– Dzień dobry, pani Abigail. Jak się spało? Podać kawę i naleśniki? – pyta gosposia, stając koło ekspresu do kawy.
– W miarę dobrze, poproszę. Dzień dobry, synku. – Nachylam się i całuję Jaydena w czubek głowy.
– Cześć, mamo. O której zawieziesz mnie do Oscara? – Od razu pyta podekscytowany.
Mój mały chłopczyk. Kiedy on tak urósł? Dopiero patrząc na dzieci, człowiek zdaje sobie sprawę, jak ten czas szybko przemija.
– O czwartej, kochanie. Tak ustaliłam z mamą twojego kolegi, a teraz jedz, bo ci wystygnie – mówię do młodego, kiedy Magdalena stawia przede mną talerz i kubek parującej kawy.
Po śniadaniu oglądamy z Jaydenem bajkę, trochę leniuchujemy i w końcu się zbieramy. Zrobiłam sobie wolne od pracy, bo ostatnio miałam za dużo na głowie. Wiem, że Eden jest jeszcze zamknięty, ale pracownicy przychodzą dużo wcześniej. Zadzwoniłam do Darrena, że wstąpię na pogaduchy i żeby czekał na mnie przed klubem. Niestety, ochroniarze zmieniają się tam jak rękawiczki i mogliby mnie nie wpuścić do środka.
Po odstawieniu syna do kolegi w końcu podjeżdżam i widzę przyjaciela palącego fajkę przed klubem. Nie lubię tego smrodu, ale do niego akurat pasuje, zwłaszcza w połączeniu z jego ulubionymi perfumami Hugo Bossa. Idę w jego stronę i się uśmiecham. Nie odwzajemnia mi tym samym, tylko patrzy na mnie jak jastrząb. Prześlizguje się wzrokiem po moim ciele, co mnie peszy. Zatrzymuję się kilka kroków przed nim.
– Darren – wypowiadam jego imię i czekam. Tylko na co?
– Abigail. – Przyciąga mnie do siebie i całuje w policzek.
Zaciąga się moim zapachem i dmucha w moją szyję. Dokładnie w to pobudliwe miejsce. Dostaję gęsiej skórki. Darren…
.
.
.
…(fragment)…
Całość dostępna w wersji pełnej
Sean Paul – Temperature
Beyoncé, Shakira – Beautiful Liar
Kings of Leon – Sex on fire
Selena Gomez – Lose you to love me
Ariana Grande – Dangerous Woman
Beyoncé – I was here
Evanescence – Bring me to life
Bon Jovi – Bed of roses
Dan Balan – Hold on love
INNA, Sean Paul – Up
Rihanna – Russian roulette
Sia – Elastic heart
Selena Gomez, A$AP Rocky – Good for you
DSRT, Ava – Ride
Beyoncé – Broken-Hearted Girl
The Weekend – Call out my name
Pink, Nate Ruess – Just give me a reason
Madonna – Frozen
Beyoncé – Haunted
Madden, Chris Holsten – All About You
Ed Sheeran – I See Fire
Autorka: K.A. Zysk
Redakcja: Lidia Zawieruszanka
Korekta: Katarzyna Zioła-Zemczak
Projekt graficzny okładki: Emilia Pryśko
eBook: Atelier Du Châteaux
Zdjęcia na okładce: Shutterstock: LightField Studios, archiwum prywatne autorki (zdjęcie autorki)
Elementy graficzne makiety: Shutterstock: m2art, GB_Art, Kseniya Art
Redaktor prowadząca: Agnieszka Górecka
© Copyright by K.A. Zysk
© Copyright for this edition by Wydawnictwo Pascal
Ta książka jest fikcją literacką. Jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistych osób, żywych lub zmarłych, autentycznych miejsc, wydarzeń lub zjawisk jest czysto przypadkowe. Bohaterowie i wydarzenia opisane w tej książce są tworem wyobraźni autorki, bądź zostały znacząco przetworzone pod kątem wykorzystania w powieści.
Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część tej książki nie może być powielana lub przekazywana w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy, za wyjątkiem recenzentów, którzy mogą przytoczyć krótkie fragmenty tekstu.
Bielsko-Biała 2022
Wydawnictwo Pascal sp. z o.o.
ul. Zapora 25
43-382 Bielsko-Biała
tel. 338282828, fax 338282829
[email protected], www.pascal.pl
ISBN 978-83-8103-996-3