Co jest naprawdę ważne - Roberts Alison - ebook

Co jest naprawdę ważne ebook

Roberts Alison

3,8
10,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Doktor Lachlan McKendry jest chłodny i zdystansowany. Ukrywania emocji nauczyła go lady Josephine, matka, która nie okazywała mu miłości. Teraz jest chora i potrzebuje pielęgniarki. Jest jednak bardzo wymagająca i zwalnia kolejne opiekunki. W końcu agencja przysyła do ich rezydencji Felicity Stephens. Lachlan jest nią zafascynowany, matka, o dziwo, ją szanuje. Zrównoważona i profesjonalna Felicity ma także w sobie w sobie dużo ciepła. Przy niej Lachlan, pracoholik, niespodziewanie odnajduje radość życia. Pragnie, by Felicity została jak najdłużej. Ona jednak się waha. Nie chce się do nikogo przywiązywać...

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 152

Oceny
3,8 (6 ocen)
2
1
3
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Alison Roberts

Co jest naprawdę ważne

Tłumaczenie: Alina Patkowska

HarperCollins Polska sp. z o.o. Warszawa 2022

Tytuł oryginału: A Surgeon with a Secret

Pierwsze wydanie: Harlequin Medical Romance, 2021

Redaktor serii: Ewa Godycka

© 2021 by Alison Roberts

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2022

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Medical są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A

www.harpercollins.pl

ISBN 978-83-276-8475-2

Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek / Woblink

ROZDZIAŁ PIERWSZY

– Nie… – Lachlan McKendry zasłonił ręką oczy i pochylił głowę. – Nie może pani tego zrobić…

– Obawiam się, chłopcze, że muszę. Naprawdę nie zniosę tego dłużej.

– Przecież była pani częścią tego domu, odkąd pamiętam. – Lachlan rozmasował skroń środkowym palcem i kciukiem. – Jeśli pani odejdzie, wszystko się rozsypie.

– Już się rozsypało. Twoja matka znowu zwolniła pielęgniarkę. To już trzecia w tym roku. Zresztą ona właściwie ich nie zwalnia. Same odchodzą przez to, jak je traktuje. Powiedziała tej ostatniej, że jest kretynką, tak głupią, że nie ma prawa żyć. Że wcale się nie dziwi, że musiała zostać prywatną pielęgniarką, bo żaden mężczyzna nie ożeniłby się z kobietą, która ma twarz jak wielbłąd. Ta biedna dziewczyna, cała we łzach, wyjechała dzisiaj rano.

– Wyobrażam sobie. Ale pani Tillman, proszę. Nie możemy stracić jeszcze i pani.

Niepokój Lachlana narastał.

Gdyby lojalna gospodyni odeszła, nie mógłby dłużej mieszkać i pracować w Nowym Jorku. Teraz był w Londynie, o rzut kamieniem od wielkiego starego domu w Cotswolds, w którym się wychował. Jego ojciec zmarł wiele lat temu. Lachlan nie miał rodzeństwa, z którym mógłby się podzielić opieką nad matką. To była wyłącznie jego odpowiedzialność i niestety, nie był to przyjemny obowiązek.

Josephine McKendry miała trudny charakter i problemy zdrowotne na tyle poważne, że wymagała całodziennego nadzoru. Lepiej byłoby jej w domu opieki dla zamożnych, jednak matka Lachlana zawsze powtarzała, że jeśli kiedykolwiek opuści ten dom, to tylko w trumnie.

– Powiedziała, że mam jej podawać insulinę. – W głosie pani Tillman słychać było coraz większe zdenerwowanie. – Ja! Przecież ona doskonale wie, że robi mi się słabo nawet kiedy mam wetknąć termometr w indyka, który się piecze na święta.

– Moja matka doskonale sama potrafi wstrzykiwać sobie insulinę.

Oczywiście pod warunkiem, że nie przydarzy jej się atak astmy albo dusznicy bolesnej.

– To bardzo możliwe – pociągnęła nosem pani Tillman. – Ale dobrze wiesz, że ona nie zrobi nic, czego nie chce zrobić, a najbardziej zależy jej na tym, żeby być w centrum uwagi. Ta ostatnia pielęgniarka po prostu ją znudziła. Za łatwo ją było zastraszyć. Ale ja nie mam zamiaru pozwolić, żeby próbowała tego samego ze mną.

– Doskonale panią rozumiem.

Do gabinetu zajrzała sekretarka. Lachlan potrząsnął głową i podniósł rękę, sygnalizując, że potrzebuje jeszcze chwili przed przyjęciem następnego pacjenta.

– Niech pani posłucha, pani Tillman, zaraz zadzwonię do London Locums i zapytam, kiedy najszybciej mogą przysłać następną pielęgniarkę. Przyjadę tam dzisiaj wieczorem, jak tylko skończę tutaj. Obiecuję, że jakoś to załatwię. Ale proszę, Tilly, niech pani nie odchodzi.

Celowo użył starego przydomku gospodyni – chciał ją obłaskawić. To zawsze działało, gdy w dzieciństwie przyjeżdżał do domu na wakacje i chciał wyłudzić od niej ciasteczko albo jakąś inną zakazaną przekąskę z kuchni.

– No i co z Jackiem?

Pani Tillman mieszkała na terenie posiadłości z mężem, który od zawsze był ogrodnikiem.

– On też nie staje się młodszy. Plecy zaczynają mu dokuczać. Może już pora, żebyśmy oboje przeszli na emeryturę.

– Och, proszę, jeszcze nie. Wie pani co? Chyba pora porozmawiać o podwyżce. Dla pani i dla Jacka. Żebyście mogli sobie zaoszczędzić na wygodną starość.

Chwila milczenia przeciągała się i w końcu Lachlan usłyszał długie westchnienie.

– Zawsze potrafiłeś owinąć mnie wokół małego palca. – Pani Tillman znów pociągnęła nosem. – Przygotuję dzisiaj kolację, ale na razie niczego nie obiecuję.

Zapewnił ją, że jest aniołem, rozłączył się i wyszedł z gabinetu. Jego sekretarka i recepcjonistka stała tuż za drzwiami. Uśmiechnął się i pochylił do niej konfidencjonalnie.

– Potrzebuję jeszcze kilku minut, Sally – szepnął. – Muszę pilnie rozwiązać pewien osobisty problem.

Boże drogi, czyżby Sally naprawdę uwodzicielsko zatrzepotała rzęsami?

– Nie ma problemu, panie doktorze. Czeka na pana ktoś z działu PR szpitala, ale na pewno zrozumie, jeśli powiem, że zatrzymuje pana pilna sprawa.

– Bardzo ci dziękuję. Czy mogłabyś znaleźć dla mnie numer agencji, która się nazywa London Locums, i połączyć mnie z nimi? Jak najszybciej.

– Zaraz się tym zajmę.

Podeszła do biurka.

Lachlan wrócił do gabinetu i telefon po chwili zadzwonił. Może to dziecinne, ale podnosząc słuchawkę, mocno zacisnął kciuk drugiej dłoni.

Felicity Stephens stała pośrodku chaosu, gdy zadzwoniła komórka. Miała ochotę zignorować telefon i zająć się wypakowaniem walizek. Oczywiście trzeba było również przewietrzyć mieszkanie – przez kilka miesięcy stało puste i teraz powietrze było wyraźnie stęchłe. Miała jednak zakodowane w głowie, że każdy telefon może się okazać bardzo ważny.

– Flick? Mam nadzieję, że nie przeszkadzam – usłyszała.

– Absolutnie nie, Julio. Zbieram właśnie siły, żeby rozpakować walizki.

– Aha. – Po drugiej stronie rozległ się śmiech. – W takim razie zadzwoniłam we właściwym momencie. Niczego nie rozpakowuj, bo mam dla ciebie następną pracę.

– Naprawdę? Mam nadzieję, że zdążę odespać podróż.

– Nie. Właśnie w tej chwili mam na drugiej linii słynnego chirurga plastycznego, który ma desperacką nadzieję, że zgodzisz się przyjąć u niego pracę. Bardzo pilnie.

– Jak pilnie? – Flick ogarnęła włosy z twarzy. Zwisały smutno w pozbawionych życia strąkach.

Ona też czuła się pozbawiona życia po bardzo długim locie z Australii.

– Jak tylko uda ci się dotrzeć do Cotswolds. Najlepiej jeszcze dzisiaj po południu.

– Chyba żartujesz. – Śmiech Flick także był pozbawiony życia.

– Zapłaci ci podwójnie. A poza tym jesteś potrzebna tylko na krótko, dopóki nie znajdzie kogoś na stałe, chociaż z tego, co słyszałam o jego matce, to kobieta z piekła rodem, więc możliwe, że to trochę potrwa. Trzeba się z nią obchodzić bardzo ostrożnie i dlatego pomyślałam o tobie. Nie znam nikogo, kto potrafiłby sobie radzić z trudnymi przypadkami lepiej niż ty.

Flick musiała przyznać, że poczuła się zaintrygowana. Poza tym nie miała dotąd okazji zobaczyć Cotswolds, a podobno była to jedna z najpiękniejszych części Wielkiej Brytanii.

– Kim jest ten słynny chirurg?

– Nazywa się Lachlan McKendry. Znam to nazwisko już od kilku lat. Zwróciłam uwagę na to, co o nim piszą, bo… no cóż, jest bardzo przystojny.

Oczami wyobraźni Flick zobaczyła, jak Julia potrząsa głową.

– Pochodzi stąd, to znaczy z Cotswolds – ciągnęła Julia. – Studiował medycynę w Londynie, ale potem wyjechał do Stanów na studia podyplomowe. Jest chirurgiem pediatrą i specjalizuje się w rekonstrukcji nerwów. Zapraszają go na wszystkie konferencje międzynarodowe, a teraz klinika Richmond International ściągnęła go do Londynu. To prywatna filia szpitala St Bethel’s w Richmond. Doktor McKendry dzieli swój czas między pracę prywatną i publiczną. Jego matka wymaga całodobowej opieki.

– Jaką ona ma historię medyczną?

Julia wyrecytowała listę chorób, które wymagały stałej kontroli i częstego podawania leków.

Flick słuchała jej uważnie. Wyglądało to na spore wyzwanie, niemal równie podniecające jak perspektywa odwiedzenia nowego miejsca.

– Więc co mam mu powiedzieć? – zapytała w końcu Julia. – Przez cały czas czeka na drugiej linii, chociaż pewnie ma poczekalnię pełną pacjentów. Jest zdesperowany.

Flick kątem oka zerknęła na walizkę, w której miała wszystko, co było niezbędne na kilka dni. Dodatkowe pieniądze z pewnością by się przydały po kosztownych przelotach z drugiego końca świata, a samochód stojący od miesięcy w garażu trzeba było przewietrzyć.

– Powiem ci tak, Julio. Potrzebuję kilku godzin, żeby umyć głowę i trochę się pozbierać, a potem pojadę tam, obejrzę tę smoczycę i podejmę decyzję. Powiedz doktorowi McKendry, że jeśli jego matka nie okaże się absolutnie nieznośna, to zostanę z nią przez jakiś czas, dopóki nie znajdzie kogoś na stałe.

– Och, wielkie dzięki, Flick. Jesteś niezrównana.

– Hej, hej, niczego ci nie obiecuję. Przyślij mi adres. Myślę, że dojadę tam około wpół do siódmej wieczorem.

Jennifer z wydziału PR była bardzo zadbaną kobietą po czterdziestce. Wyglądała tak, jakby w każdej chwili gotowa była stanąć przed kamerami, by poinformować społeczeństwo o ważnych sprawach dotyczących szpitala St Bethel’s lub kliniki Richmond International.

Usiadła w gabinecie Lachlana, natychmiast otworzyła teczkę i wyjęła plik papierów.

– Muszę sprawdzić kilka rzeczy, zanim podamy do publicznej wiadomości informację, że będzie pan mógł poprowadzić specjalistyczne szkolenie podyplomowe dla lekarzy z rejonu Gloucester.

– Proszę bardzo – odparł Lachlan uprzejmie, ale zerknął na zegarek.

Wolałby wyjechać z Londynu przed godziną szczytu. Zaraz jednak coś mu przyszło do głowy.

– Prawdę mówiąc, jest możliwe, że będę musiał spędzić trochę więcej czasu w okolicy Gloucester. Jak długo ma trwać to szkolenie, dwanaście tygodni? Możliwe nawet, że zatrzymam się tam i w razie potrzeby będę przyjeżdżał do Londynu.

– Tak, dwanaście tygodni. Czy ma pan jakiś powód, żeby zamieszkać poza Londynem?

– Moja matka mieszka niedaleko Gloucester i w tej chwili nie czuje się najlepiej.

– Ach. Przykro mi to słyszeć. – Jennifer jednak wyraźnie była zaabsorbowana innymi sprawami. – Ale mam nadzieję, że nie będzie pan musiał zrezygnować z innych zobowiązań w Londynie? W przyszłym tygodniu zaczną się zdjęcia do tego filmu dokumentalnego.

– Aha, no tak. Od kilku lat ekipa filmowa śledzi losy młodego Dextera, który dwa lata temu przeszedł operację usunięcia guza mózgu. Mam wykonać połączenie nerwu żwacza, żeby wyleczyć go z paraliżu twarzy.

Jennifer skinęła głową.

– Chcą sfilmować pierwszą konsultację z panem, kiedy będzie pan wyjaśniał, na czym ma polegać operacja. Wtedy będzie odpowiedni moment, żeby porozmawiać z nimi o obecności kamer i ekipy w sali operacyjnej. Ja też będę na tym spotkaniu. Rozmawiałam już z rodziną Dextera i z neurochirurgami, którzy dotąd się nim opiekowali. Wszyscy są bardzo podnieceni myślą, że znajdą się w filmie dokumentalnym.

– Z tym nie będzie problemu – zapewnił ją Lachlan. – Mam to już zapisane w terminarzu. Jakoś to zmieszczę między obecnymi pacjentami. Ale gdybym mógł zmniejszyć liczbę pacjentów na czas szkolenia, to mógłbym poświęcić na nie więcej czasu. Mógłbym operować, a nie tylko wykładać, a to byłoby z jeszcze większym pożytkiem dla chirurgów, którzy chcą podnieść sobie kwalifikacje.

– Tak. – Jennifer z entuzjazmem kiwała głową. – To by też doskonale wpłynęło na stosunki między szpitalami. Osobiście zajmę się organizacją pana dyżurów tutaj na miejscu i przygotuję dokumenty, jakie będą potrzebne, żeby dać panu prawo do operacji klinicznych w innych szpitalach. W każdym razie w największych szpitalach w tym rejonie: Gloucester General i Cheltenham Central. Na pewno lekarze z wielką radością skorzystają z pańskiej wiedzy fachowej.

– Bardzo chętnie to zrobię – zapewnił ją Lachlan. – W pediatrii nawet niewielka zmiana może sprawić wielką różnicę. Jeśli lekarz, który pracuje na ratunkowym, nauczy się nowego sposobu zszywania i zamykania ran, na przykład w przypadkach pogryzienia przez psa, może to oznaczać, że dziecko będzie miało mniej blizn i nie będzie później potrzebowało dodatkowych operacji.

Jennifer pilnie notowała.

– Przygotuję komunikat prasowy po rozmowie ze wszystkimi przedstawicielami administracji szpitali, które chcą się zgłosić do tego programu. – Spojrzała na Lachlana z wyraźnym podziwem. – Przez kilka najbliższych miesięcy będzie pan bardzo zajęty. Żaden z naszych lekarzy nigdy nie był tak rozchwytywany.

Lachlan wzruszył ramionami.

– Lubię być zajęty i cieszę się, że będę pracował w kilku miejscach. Mam nowy samochód i przyda mu się dotarcie na autostradach.

Gdyby rzeczywiście przyszło mu zamieszkać w Cotswolds, dopóki nie znajdzie stałej opieki dla matki, częste wyjazdy do Londynu pozwoliłyby mu od niej odetchnąć, a to byłoby bardzo dobre dla obydwojga.

Mało że dobre – kluczowe… Poza tym byłoby to też najlepsze rozwiązanie jeszcze jednej sprawy, którą powinien załatwić już jakiś czas temu, ale wciąż to odkładał: mógłby wreszcie zakończyć związek z uroczą fizjoterapeutką, którą poznał kilka tygodni temu. A może minęły już dwa miesiące?

Tak czy owak, trwało to za długo, bo dziewczyna zaczęła się zanadto do niego przywiązywać. Chciała nawet, by oddał jej jedną szufladę w komodzie w swojej sypialni, choć Lachlan na samym początku wyraźnie określił zasady ich związku. Chodziło tylko o rozrywkę. Nic więcej. Żadnych zobowiązań, żadnej przyszłości, żadnego zakładania rodziny.

Znów spojrzał na zegarek.

– Musimy kończyć. Jeśli ma pani jakieś pytania, proszę przesłać mi je mejlem. Albo może pani zostawić wiadomość w skrzynce głosowej. Oddzwonię, kiedy tylko będę mógł.

Jak na sygnał telefon pisnął.

Lachlan podniósł się i zerknął na ekran. To była wiadomość od Julii z London Locums. Przeczytał początek.

„Felicity już jedzie na spotkanie z pańską matką. Życzę powodzenia. To najlepsza…”.

Nie otworzył wiadomości, by przeczytać resztę. Julia powiedziała mu przez telefon, że ta pielęgniarka chce najpierw spotkać się z matką, zanim podejmie decyzję, ale w każdym razie najważniejsze było, że zgodziła się przyjechać. Wieloletnie doświadczenie mówiło Lachlanowi, że może dostać prawie wszystko, na czym mu zależy, dzięki kombinacji uroku osobistego i nieograniczonych zasobów finansowych. Uśmiechnął się przekonany, że i tym razem wszystko ułoży się po jego myśli.

– Jennifer, chyba udało się rozwiązać mój problem i teraz już wszystko powinno pójść gładko. Możliwe nawet, że wrócę tu jutro rano i będę miał trochę czasu na spotkanie. Moglibyśmy wtedy porozmawiać o szczegółach tego szkolenia. Może mogłaby pani również dać mi jakieś wskazówki co do pracy z tą ekipą filmową.

Spojrzenie Jennifer było nieprzeniknione.

– Myślę, że doskonale pan sobie z tym poradzi, panie doktorze. Wydaje się, że jest pan człowiekiem, który zwykle ma wszystko pod kontrolą.

Owszem, miał wszystko pod kontrolą. Poradzi sobie również ze swoją trudną, starzejącą się rodzicielką, jeśli tylko uda mu się zachowywać życzliwie i cierpliwie. W końcu Josephine McKendry jest jego matką, a matkę ma się tylko jedną.

Tymczasem jak miał nie czuć się szczęśliwy, skoro jechał najszybszym pasem autostradą M4 i wyprzedzał inne samochody, jakby stały w miejscu? Usadowił się wygodniej w miękkim fotelu. Nowiutki Porsche 911 Carrera Dolomite Silver przyspieszał do setki w cztery i dwie dziesiąte sekundy. Lachlan oczywiście jeszcze nie próbował tego robić, ale zabawa byłaby niezła.

Zwykły czas przejazdu z Londynu do Gloucester wynosi dwie godziny, ale on nie jechał do Gloucester. Rodzinna posiadłość znajdowała się w lasach między wioskami w górach Cotswolds. Powinien dotrzeć tam co najmniej o czterdzieści minut szybciej.

Gdy mijał lotnisko Heathrow, nawigacja wbudowana w deskę rozdzielczą przeliczyła ponownie czas podróży i stwierdziła, że powinien dotrzeć do celu około szóstej trzydzieści po południu. W samą porę na drinka przed doskonałą kolacją przyrządzona przez Tilly.

Z głośników dobiegała spokojna muzyka. Lachlan miał ochotę na coś żywszego, co lepiej pasowałoby do jego optymistycznego nastroju.

– Zagraj „Living on a Prayer” Bon Jovi – nakazał.

To nie może być prawdziwe.

Jaskrawożółty garbus zwolnił, gdy Flick przejechała przez bramę z kutego żelaza i zobaczyła przed sobą aleję tak długą, że nie było widać domu.

Wyglądało to jak wjazd do parku narodowego albo do rezydencji członka rodziny królewskiej. Ale przecież Julia mówiła, że Josephine McKendry to nie jest zwykła pani, lecz lady Josephine. Jej świętej pamięci mąż otrzymał tytuł szlachecki za swoje zasługi dla torakochirurgii czy czegoś podobnego. Julia mówiła też, że rodzina jest bardzo bogata i mieszka w tym domu od stuleci.

– Będziesz zachwycona, Flick – dodała. – Posmakujesz staroświeckiego życia wyższej klasy w Anglii. Na pewno jest trochę inne niż to, które znasz z Australii.

„Trochę inne” to było spore niedomówienie.

Flick dotarła wreszcie do końca alei i szczęka jej opadła na widok okrągłego podjazdu, pośrodku którego mieścił się wielki klomb z ozdobną fontanną. Dalej stał ogromny dom z kamienia. Szybki w niezliczonych oknach oprawione były w ołów, dach z kamiennego łupka miał chyba kilkaset lat. Flick poczuła dreszcz, gdy pomyślała, ile historii wchłonęły te kamienie.

W ciągu wielu lat pracy dla różnych agencji Sydney i w Londynie pracowała już w wielu rozmaitych miejscach. Pracowała w zespołach ratownictwa lotniczego, w prywatnych i publicznych szpitalach, przychodniach, prywatnych domach i nawet na superjachtach, ale jeszcze nigdy nie czuła, tak jak teraz, że cofnęła się w czasie.

Zaparkowała swój żółty samochód w pobliżu drzwi przy wielkich schodach i pomyślała, że powinna tu przyjechać powozem zaprzężonym w parę koni, ubrana w długą bufiastą suknię. W drzwiach powitałby ją kamerdyner i zaprowadził do bawialni, a może do biblioteki.

Jeszcze przez chwilę stała u stóp schodów, z uśmiechem patrząc na kamienne ściany. Usłyszała za plecami zgrzyt żwiru i szum silnika. Obok jej garbusa zatrzymał się drugi samochód, srebrny. Zahamował tak gwałtownie, że kilka kamyków wyprysnęło spod opon i uderzyło ją w stopy. Kiedy kierowca wysiadł i ruszył w jej stronę, uśmiech na twarzy Flick natychmiast zgasł.

Lachlan zaniemówił. Jeszcze nigdy nie widział piękniejszej kobiety.

Jasne włosy, nie sięgające ramion, rozdzielone były pośrodku przedziałkiem. Nie były kręcone, lecz raczej falujące i otaczały twarz po prostu doskonałą: wielkie błękitne oczy, drobny nosek, pełne usta.

Jej ciało wywarło na nim nie mniejsze wrażenie. Miała długie nogi w spłowiałych dżinsach, buty do kolan i miękką białą bluzkę wypuszczoną na spodnie. Dżinsowa kamizelka i kilka nietypowych srebrnych łańcuszków na szyi powiedziało mu, że ta kobieta ma własny styl i osobowość. Podniósł wzrok na jej twarz, ale nie dostrzegł na niej uśmiechu. Niespeszony, uśmiechnął się szeroko.

– Mój dzień właśnie stał się znacznie piękniejszy. To znaczy, o ile pani jest Felicity Stephens i przysłała panią agencja London Locums.

Patrzyła na niego nieruchomo.

– O ile jest pan tym, o kim myślę, to podobno jest pan lekarzem?

– Owszem. Jestem Lachlan McKendry. Bardzo mi miło…

– Jest pan chirurgiem plastycznym, tak? – przerwała mu.

– To też się zgadza. – Jej nieruchome spojrzenie zaczynało go peszyć. – Dlaczego pani pyta?

– Bo zastanawiam się, czy przygląda mi się pan tak uważnie z profesjonalnych powodów. – Teraz na jej twarzy mignął cień uśmiechu. – Ale jestem zupełnie zadowolona z moich piersi, dziękuję.

Miał ochotę powiedzieć, że zgadza się z nią w stu procentach, wiedział jednak, że nie byłoby mądrze otwierać ust bez zastanowienia. Jeszcze nigdy nie spotkał się z taką reakcją, kiedy próbował oczarować kobietę.

No dobrze, może tylko odrobinę z nią poflirtować. Każdy przecież by tego próbował, gdyby spotkał najpiękniejszą dziewczynę na świecie. I może na tym polegał problem. Ta pielęgniarka przez cały czas musiała się opędzać od mężczyzn, zatem nic dziwnego, że ją zirytował, choć powinien się tego wystrzegać.

Musi naprawić sytuację, i to jak najszybciej.

Felicity Stephens jest kluczem do rozwiązania jego problemów i nie mógł sobie pozwolić na to, by nastawiać ją do siebie wrogo. Przeskakując po dwa stopnie naraz, zrównał się z nią przy drzwiach ozdobionych kołatką w kształcie lwiej głowy.

– Bardzo przepraszam, Felicity – powiedział cicho. – Ogromnie się ucieszyłem na twój widok, ale to dlatego, że miałem dość trudny dzień, a twoja obecność być może oznacza, że moje modlitwy zostały wysłuchane.

Przytrzymała jego spojrzenie, jakby próbowała ocenić, czy przeprosiny są szczere. Po chwili zamrugała.

– Chyba przesadziłam z reakcją. Mogłabym to zrzucić na karb tego, że dopiero dzisiaj przyleciałam z Australii. A może… – W błękitnych oczach błysnął uśmiech. – Może dlatego, że nazwałeś mnie Felicity. Tak mam napisane w paszporcie i w oficjalnych dokumentach, ale wszyscy mówią do mnie Flick.

Flick. To imię było równie nietypowe jak ona cała. Z chwili na chwilę intrygowała go coraz bardziej.

W milczeniu skinął głową i pchnął drzwi domu swojego dzieciństwa.

– Proszę, wejdź. Matka na pewno będzie tobą tak zachwycona jak ja.

ROZDZIAŁ DRUGI

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Spis treści:

OKŁADKA
KARTA TYTUŁOWA
KARTA REDAKCYJNA
ROZDZIAŁ PIERWSZY
ROZDZIAŁ DRUGI
ROZDZIAŁ TRZECI
ROZDZIAŁ CZWARTY
ROZDZIAŁ PIĄTY
ROZDZIAŁ SZÓSTY
ROZDZIAŁ SIÓDMY
ROZDZIAŁ ÓSMY
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY