Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Czy Francja eksploduje? A jeśli tak, to jak gwałtownie?
Dla wszystkich uważnych obserwatorów jasne jest, że co najmniej od czasów Françoisa Mitterranda francuskie problemy kaskadowo narastają: rosnąca wykładniczo pauperyzacja – zwykła bieda – szczególnie w zapomnianych wioskach i miasteczkach położonych z dala od stacji TGV; upadająca klasa średnia, zmuszona do wyzbywania się swoich dóbr; emigracja podatkowa menedżerów i wyższych klas społecznych; z roku na rok coraz mocniej rozbuchany socjal; zwiększający się dług publiczny, rosnące wskaźniki, które w innych krajach doprowadzają do upadku rządu; spadający odsetek Francuzów płacących podatki.
Republika – słowo klucz we Francji – jest już nie tylko niezrozumiała, ale przez wielu nawet nieakceptowana. Rozprzestrzeniające się no „go zones”. Lawinowo rosnąca przestępczość. Ataki na kościoły, synagogi, cmentarze. Dewastacja przestrzeni wspólnej – na każdym poziomie. Zanik kodów kulturowych. Kultura francuska, czyli coś, z czego Francja słynęła w świecie, lata swojej największej świetności ma już za sobą. Nawet siła i moc frankofonii – w tym niezbędność języka francuskiego w dyplomacji – to już przeszłość.
Dla frankofila ta konstatacja jest wyjątkowo przykra, ale od czasu wybudowania CDG, TGV i sieci velibów Francja niczym nie błysnęła. Nieprawdopodobne, ale w Afryce wojska francuskie w sposób bardzo bolesny dla francuskiej dumy przegrywają z putinowskimi najemnikami z Grupy Wagnera. Równie bolesna jest świadomość francuskich elit, że gdyby wybuchła wojna, amunicji do obrony ich kraju wystarczyłoby na trzy dni. Policji, bezwzględnej w swoich działaniach, jeszcze udaje się zachować siły na cosobotnie gonitwy z żółtymi kamizelkami, ale – jak długo jeszcze? Problemy niegdysiejszego imperium można by długo wymieniać.
Najbliżej trafnego opowiedzenia współczesnej Francji jest prof. Michel WIEVIORKA – figura emblematyczna francuskiego życia intelektualnego, uczciwy intelektualista. Uczciwy, czyli niekryjący powagi problemów, stawiający diagnozy i proponujący odpowiedzi bez oglądania się na to, czy spodobają się one tym, którzy obecnie władają Francją. Dla mnie jego słowa to ożywczy głos filozofa polityki, w który warto się wsłuchać.
Aby zrozumieć Francję bez klisz i stereotypów, warto sięgnąć po jego najnowszą książkę.
Eryk MISTEWICZ
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 109
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Wstęp
Książkę tę adresuję do prezydenta Francji Emmanuela Macrona. Analizuję w niej jego dotychczasowe działania w polityce wewnętrznej (2017–2022), jednocześnie próbując dociec, czy rozpoczynająca się druga kadencja (2022–2027) przyniesie jakąkolwiek odmianę w jego stylu rządzenia. Na pierwszy rzut oka nie są to sprawy, które powinny pasjonować polskiego Czytelnika, nie licząc znawców tematyki francuskiej, miłośników Francji, ewentualnie także jej krytyków. Zapewne publikacja poświęcona zagadnieniom międzynarodowym, geostrategicznym, europejskim znalazłaby szersze grono odbiorców w Polsce, lecz decydując się na przekład tej właśnie książki, mój polski wydawca postąpił mądrze i z pożytkiem dla tutejszej opinii publicznej.
W ostatnim czterdziestoleciu Francja – podobnie zresztą jak Polska, na swój sposób – doświadczyła ogromnych zmian. I choć mój esej jest bardzo francuskocentryczny, wskazuję w nim na dwa fundamentalne wyzwania, przed którymi staje również Wasz wielki kraj.
Pierwszym jest przyszłość lewicy i w ogóle klasycznego podziału na lewicę i prawicę. W latach 80. XX wieku upadł we Francji realny komunizm: Francuska Partia Komunistyczna, która po wojnie przyciągała do siebie nierzadko ponad 25 proc. elektoratu, może dziś liczyć na poparcie rzędu ledwie 2–3 proc. Partia Socjalistyczna była w 2012 roku hegemonem: jej kandydat, François Hollande, został prezydentem, a socjaliści nie tylko kontrolowali obie izby parlamentu, ale mieli olbrzymią przewagę w regionach, departamentach i wielkich miastach. W wyborach prezydenckich w 2022 roku kandydatka socjalistów nie była tymczasem w stanie zdobyć nawet 2 proc. głosów! Krótko mówiąc, z lewicy nie zostało już prawie nic prócz radykałów, swoistej lewicy na lewicy. Ta sytuacja może niepokoić. Podobnie było zresztą w Polsce. Gdy Solidarność lat 1980–1981 udowadniała całemu światu, że komunizm jest już bankrutem, a w polskich realiach jedynie wojskową juntą, nie udało się stworzyć silnej alternatywy lewicowej, nawet jeśli termin „lewica” nie ma w Polsce takich samych konotacji jak we Francji, gdyż często utożsamiano go nad Wisłą z dominacją władzy totalitarnej.
Można opisać to w inny sposób: w obu krajach przetrwało pragnienie lewicowości, ale brakuje siły czy też organizacji zdolnej ją ucieleśniać w czymś więcej niż tylko skrajność i radykalność.
Drugim wyzwaniem jest demokracja. Francji grozi autorytaryzm. Z jednej strony prezydent Macron rządził – i przeczytają Państwo o tym w szczegółach w książce – w sposób, który można określić mianem „top down”, to znaczy umniejszając rolę mediacji, a z drugiej skrajna prawica pokazała wszystkim, że jest zdolna przejąć już ponad 40 proc. elektoratu.
Jeśli chodzi o Polskę, to jest ona często określana jako demokracja „illiberalna”, jej władze lokują się na prawo od prawicy, a wielu piętnuje jej antydemokratyczne zapędy. I choć oba kraje oczywiście pod wieloma względami różnią się od siebie, to francuskie doświadczenie może być cenne w polskiej (i vice versa) refleksji nad tym, co dochodzi do głosu, gdy demokracja szwankuje: nad populizmem, a przede wszystkim nacjonalpopulizmem.
Historyczne związki Francji z Polską bywały często naznaczone przez wielkie prądy wzajemnego zrozumienia i sympatii, nawet jeśli było w tym coś na kształt „asymetrii uczuć”, jak nazywał to Bronisław Geremek. Ja sam zresztą wiele nauczyłem się o demokracji, gdy jako socjolog wraz z francusko-polską grupą badaczy odkrywałem fenomen Solidarności – ruchu społecznego „totalnego”, to znaczy społecznego sensu stricto, lecz także demokratycznego i optującego za koncepcją narodu otwartego. Po 13 grudnia 1981 roku zdelegalizowana przez Jaruzelskiego Solidarność mogła liczyć na wsparcie mojego kraju: duchownych, artystów, intelektualistów, związków zawodowych, rozlicznych stowarzyszeń itd. Mobilizacja była ogromna.
Po napaści zbrojnej Rosji na Ukrainę nasze kraje znalazły się w jednym obozie geopolitycznym, choć oczywiście nie we wszystkich kwestiach nasze stanowiska są zbieżne (na przykład nie podobała mi się wypowiedź premiera Mateusza Morawieckiego z 4 kwietnia 2022 roku, w której krytykował francuskiego prezydenta za jego rozmowy z Putinem, mówiąc, że „z Hitlerem nikt nie negocjował”; podobnie krytycznie oceniam reakcję prezydenta Emmanuela Macrona z 8 kwietnia 2022 roku, gdy zagalopował się i nazwał polskiego premiera „skrajnie prawicowym antysemitą”). Ale najważniejsze jest coś innego: stanąwszy murem za Ukrainą, Francja i Polska pokazały, że są częścią tego samego obozu, a mianowicie obozu praworządności i demokracji. Ten wybór był jednocześnie rozwodem Polski z Węgrami Viktora Orbána, który dał dowód wyjątkowej wyrozumiałości względem Putina, podczas gdy dotąd oba kraje były często przedstawiane na Zachodzie jako kierujące się logiką illiberalną. Sytuacja międzynarodowa stała się paradoksalną zachętą do przyjrzenia się społeczeństwom i witalności ich demokracji. Bez wątpienia Polska i Francja zyskają wiele na wymianie doświadczeń i refleksji.
Michel Wieviorka, 24 kwietnia 2022