Córka złotowłosej - Jóźwik Krzysztof - ebook + książka

Córka złotowłosej ebook

Jóźwik Krzysztof

5,0

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Pochodząca z Karpacza Małgorzata jest zdolną i piękną dziewczyną, wychowaną przez rodziców w poczuciu miłości i bezpieczeństwa. Gdy jako nastolatka zakochuje się w Wojtku, koledze z liceum, i poznaje smak namiętności, nie wie jeszcze, w jakie uczuciowe zawirowania rzuci ją przeznaczenie i jak daleko od rodzinnego domu będzie szukała swojego miejsca w życiu. Trochę przez przypadek rozpoczyna studia w Warszawie, gdzie poznaje zupełnie inny smak życia. Gdy popełnia kilka niewybaczalnych błędów i wikła się w dramatyczne sytuacje, musi uciekać jak najdalej od świata, który zna.

Czy matka Małgorzaty, Zuzanna, będzie w stanie przestrzec córkę przed własnymi błędami sprzed lat? Czy ciągła ucieczka dziewczyny przed konsekwencjami podjętych pochopnie decyzji pozwoli jej odnaleźć szczęście i spotkać prawdziwą miłość?

W kolejnej odsłonie losów Złotowłosej Krzysztof Jóźwik barwnie maluje postać głównej bohaterki, a jej perypetie dorównują swoją plastycznością oryginalnej, pierwszej części powieści.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 475

Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Maria_Plachta

Nie oderwiesz się od lektury

polecam
00

Popularność




Re­dak­cja: Alek­san­dra Wroń­ska
Ko­rekta: Ola Ju­rysz­czak
Pro­jekt okładki: To­masz Bier­nat
Skład: Ma­rek Jad­czak
Co­py­ri­ght by Krzysz­tof Jóź­wik 2024
Co­py­ri­ght for the Po­lish Edi­tion by Wy­daw­nic­two Nocą, War­szawa 2024
ISBN 978-83-68037-39-5
WY­DAW­NIC­TWO NOCĄ ul. Fi­li­piny Pła­sko­wic­kiej 46/89 02-778 War­szawa NIP: 9512496374www.wy­daw­nic­two­noca.pl e-mail: kon­takt@wy­daw­nic­two­noca.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Dla Mo­niki

Część I

Roz­dział 1

Tato, zro­bisz coś do­brego na ko­la­cję?

Kac­per drgnął, gdy znie­nacka za­brzmiał głos jego córki. Zmę­czony ca­łym dniem drze­mał przed włą­czo­nym te­le­wi­zo­rem, a te­raz obu­dził się wy­bity z płyt­kiego snu nie­spo­dzie­wa­nym na­dej­ściem dziew­czyny.

– Tak, Go­sia. – Ziew­nął ukrad­kowo, za­kry­wa­jąc usta wielką dło­nią, jakby się wsty­dził drzemki. Za­mru­gał, od­ga­nia­jąc sen­ność. – A na co masz ochotę?

Na­sto­latka z im­pe­tem usia­dła obok niego i kiw­nęła głową w kie­runku te­le­wi­zora. Nie od­po­wie­działa na py­ta­nie, tylko wy­dęła usta w wy­ra­zie naj­wyż­szego zdzi­wie­nia.

– Oglą­dasz pro­gram o re­mon­tach?

– No tak. Prze­cież to jest cie­kawe. Może czymś się za­in­spi­ruję i tu­taj też zro­bię małe prze­me­blo­wa­nie? – Za­to­czył głową w po­wie­trzu ja­kiś nie­okre­ślony kształt. – Co byś po­wie­działa na inny ko­lor ścian?

– Se­rio? – Skrzy­wiła się. – Chcesz ma­lo­wać? A nie le­piej po­ło­żyć ta­petę? Taką chro­po­watą, wiesz? W sen­sie wy­pu­kłą.

– Struk­tu­ralną? – do­pre­cy­zo­wał jej oj­ciec.

– Je­śli tak to się na­zywa, to tak – po­wie­działa z uzna­niem na­sto­latka. – Ale wi­dzę, że pod wpły­wem te­le­wi­zji już na­wet ope­ru­jesz od­po­wied­nim fa­cho­wym słow­nic­twem. – Go­sia za­śmiała się, ści­ska­jąc dłoń gó­rala.

– Jak­byś się na­oglą­dała tylu pro­gra­mów Krzysz­tofa Mi­ru­cia albo Do­roty Sze­lą­gow­skiej, to też byś była taka mą­dra. – Męż­czy­zna uśmiech­nął się lekko.

To już był ja­kiś po­stęp, bo od do­brych kilku ty­go­dni z jego twa­rzy nie scho­dził wy­raz przy­gnę­bie­nia i smutku. Te­raz naj­wy­raź­niej się roz­pro­mie­nił.

Go­sia spoj­rzała z uwagą na ścianę w kuchni i po­ki­wała głową, jakby już zu­peł­nie prze­ko­nała się do tego po­my­słu.

– No fak­tycz­nie, taka szara, przy­po­mi­na­jąca su­rowy be­ton ta­peta by­łaby fajna. Zwłasz­cza w kuchni.

– Be­ton?

– No tak. Te­raz to jest bar­dzo modne. Moja ko­le­żanka z klasy ma tak zro­biony po­kój.

– Ale to jest drew­niany gó­ral­ski do­mek, a nie no­wo­cze­sny apar­ta­ment. Poza tym mó­wimy tylko o jed­nej ścia­nie. Po­zo­stałe są wy­ło­żone so­sno­wymi ba­lami.

– No i ide­al­nie – sko­men­to­wała dziew­czyna we­soło. – Ta­kie po­łą­cze­nie drewna i sza­ro­ści w stylu eklek­tycz­nym wcale nie by­łoby głu­pie. – Wi­dząc nie­zde­cy­do­wa­nie i scep­ty­cyzm na twa­rzy ojca, klep­nęła go w ko­lano. – Póź­niej po­każę ci przy­kła­dowe zdję­cia, to sam się prze­ko­nasz, sta­ruszku.

– Sta­ruszku? – za­py­tał oj­ciec z wy­rzu­tem.

Dziew­czyna za­śmiała się, a Kac­prowi mo­men­tal­nie przy­szło na myśl, że córka śmieje się do­kład­nie tak samo, jak Zu­zanna. W ogóle Go­sia wy­glą­dała pra­wie iden­tycz­nie, po pro­stu była ko­pią swo­jej mamy. Te same nie­bie­skie oczy, ten sam kształt ust, ten sam ko­lor wło­sów. No, może nos, uszy i kar­na­cja skóry były nieco inne i pew­nie po­cho­dziły od jej bio­lo­gicz­nego ojca, tego nie­szczę­snego Pa­tricka, ale reszta jej ciała sta­no­wiła wy­ka­paną Zuzę. Te­raz, gdy od wielu mie­sięcy nie wi­dy­wał żony, ich po­cie­cha sta­no­wiła je­dyną me­todę kon­taktu mię­dzy po­róż­nio­nymi mał­żon­kami i je­dyną oka­zję, by w tej sa­mej oso­bie zo­ba­czyć za­równo żonę, jak i córkę. Gdyby nie ten cho­lerny po­zew roz­wo­dowy, to miałby jesz­cze na­dzieję na od­bu­do­wa­nie za­ufa­nia i szansę zej­ścia się, ale w ta­kiej sy­tu­acji...

– Coś tak po­smut­niał, tato? Żar­to­wa­łam prze­cież! Nie je­steś aż taki stary!

Kac­per kiw­nął tylko głową. Od­go­nił złe my­śli i roz­cią­gnął ręce, aż za­trzesz­czały stawy.

– No to co zro­bić na ko­la­cję?

Dziew­czyna zmru­żyła fi­glar­nie oczy, jakby chciała uknuć coś szcze­gól­nie spryt­nego.

– A chce ci się zro­bić tę spe­cjalną za­pie­kankę z ce­bulą i bocz­kiem?

– Tylko je­śli mam skład­niki i pod wa­run­kiem, że mi po­mo­żesz. – Pu­ścił do niej oko. A wi­dząc brak re­ak­cji na pro­po­zy­cję, po­cią­gnął ją za dłoń i wstał ra­zem z nią. – No nie masz wyj­ścia – rzu­cił już cał­kiem we­soło. – Jak chcesz jeść, to też coś mu­sisz zro­bić. Łap za wa­rzywa, a ja po­kroję kieł­basę i bo­czuś.

Po chwili oboje byli już za­jęci przy­go­to­wy­wa­niem po­siłku. W po­wie­trzu roz­szedł się za­pach kro­jo­nych wa­rzyw i wę­dlin. Spe­cjalna gó­ral­ska za­pie­kanka po­my­słu Kac­pra skła­dała się z krąż­ków ce­buli, kieł­basy, po­mi­do­rów i boczku, uło­żo­nych cia­sno je­den koło dru­giego, po­sy­pa­nych star­tym se­rem i cia­sno za­wi­nię­tych w fo­lię alu­mi­niową. Tak przy­go­to­wana po­trawa lą­do­wała w na­grza­nym pie­kar­niku, w któ­rym spę­dzała około dwu­dzie­stu mi­nut. Po za­pie­cze­niu naj­le­piej sma­ko­wała z grzan­kami po­sma­ro­wa­nymi ma­słem czosn­ko­wym.

– Co sły­chać w szkole? – za­gaił roz­mowę Kac­per, gdy cze­kali, aż za­pie­kanka bę­dzie go­towa. O dziwo, jego córka na­wet się nie skrzy­wiła, jak za­wsze, tylko wzru­szyła ra­mio­nami.

– Nor­mal­nie...

– To zna­czy? Po­wiedz coś wię­cej.

– Oj, tato... Za­wsze py­tasz o to samo. Le­dwo za­czął się rok szkolny. W szkole, jak to w szkole.

Męż­czy­zna wle­pił spoj­rze­nie w nie­bie­skie oczy Gosi.

– No ro­zu­miem, że szkoła to szkoła, sam prze­cież do niej cho­dzi­łem, to wiem. Ale może zda­rzyło się coś cie­ka­wego, o czym warto po­ga­dać? To, że uczysz się do­brze i masz nie­naj­gor­sze oceny, to wiem. Chcia­łem za­py­tać o ko­le­żanki, ko­le­gów, na­uczy­cieli.

– Ale co kon­kret­nie cię in­te­re­suje?

– Sam nie wiem... Ty mi po­wiedz.

Dziew­czyna wes­tchnęła z re­zy­gna­cją. Chwilę się za­sta­na­wiała, ale wi­dząc uparte spoj­rze­nie ojca, w końcu cmok­nęła z nie­chę­cią.

– No... w su­mie to mam coś cie­ka­wego.

– Tak? – Kac­per z za­in­te­re­so­wa­niem zer­k­nął na na­sto­latkę.

– Tylko to jest taka wsty­dliwa sprawa, że ro­zu­miesz... Mogę ci to po­wie­dzieć w naj­więk­szym za­ufa­niu. Że­byś tylko ni­komu nie chlap­nął przez nie­uwagę.

– No wiesz? – Mo­men­tal­nie się ob­ru­szył i aż par­sk­nął ob­ra­żony. – Czy ja kie­dy­kol­wiek zdra­dzi­łem ja­kąś ta­jem­nicę?

– Ja­sne, że nie – spro­sto­wała, bo zro­zu­miała swój błąd. – Ale na­prawdę to gruby te­mat i nie chcę, żeby kto­kol­wiek...

– Jak mi nie ufasz, to nie mów – wszedł jej w słowo ob­ra­żony.

– Oj, tato – jęk­nęła. – Ja­sne, że ci ufam. Sorki, źle to za­brzmiało. Za szybko po­wie­dzia­łam, za­miast się za­sta­no­wić. – Wi­dząc, że sta­ru­szek się ob­raża, po­gła­dziła go przy­ja­ciel­sko po ra­mie­niu. – No weź... Już się nie dą­saj jak ja­kaś na­bur­mu­szona na­sto­latka prze­cho­dząca trudy doj­rze­wa­nia.

Oboje mo­men­tal­nie wy­buch­nęli śmie­chem. Tylko jedno z nich było w ta­kim wieku, i na pew­nie nie był to Kac­per. Po chwili, gdy na­pię­cie ze­szło, Go­sia zro­biła ta­jem­ni­czą minę i aż na­chy­liła się w stronę ojca, jakby chciała szep­nąć mu coś do ucha. On od­ru­chowo nieco się schy­lił, bo jego córce bra­ko­wało na­prawdę sporo, by się­gnąć mu do uszu.

– Jedna z dziew­czyn z mo­jej klasy – po­wie­działa kon­spi­ra­cyj­nym to­nem – rand­kuje po kry­jomu z na­uczy­cie­lem od wy­cho­wa­nia fi­zycz­nego.

Kac­per uniósł brwi, ale nie sko­men­to­wał tego, bo czuł, że to nie ko­niec hi­sto­rii.

– I cho­dzi plotka, że oni się... wiesz? Bzy­kają...

– Bzy­kają? – zdzi­wił się gó­ral. – To zna­czy upra­wiają seks? – po­wie­dział tro­chę za gło­śno, zwa­żyw­szy na se­kretny cha­rak­ter in­for­ma­cji.

– No tak... „Upra­wiają seks” – prze­drzeź­niła go córka, prze­wra­ca­jąc oczami.

Męż­czy­zna na­tych­miast się zmi­ty­go­wał i przy­brał ta­jem­ni­czy ton głosu:

– Ale ile ona ma lat?

– No tyle co i ja. Sie­dem­na­ście.

Kac­per mo­men­tal­nie za­sta­no­wił się nad tym, jaka jest ba­riera prawna w Pol­sce na le­galne upra­wia­nie seksu, ale nie pa­mię­tał, czy jest to szes­na­ście, czy wła­śnie sie­dem­na­ście lat. W każ­dym ra­zie mruk­nął tylko i za­py­tał o coś in­nego, co w tej spra­wie miało naj­mniej­sze zna­cze­nie:

– A ten na­uczy­ciel? Stary czy młody jest?

– Młody. Do­piero co skoń­czył stu­dia na AWF-ie i ja­kieś stu­dium pe­da­go­giczne. Ma mak­sy­mal­nie z dwa­dzie­ścia sześć lat.

Do­piero te­raz gó­ral po­my­ślał, że to wbrew prawu i do­brym oby­cza­jom, by na­uczy­ciel ja­kie­go­kol­wiek przed­miotu i w ja­kim­kol­wiek wieku upra­wiał seks ze swoją uczen­nicą. To z pew­no­ścią sta­no­wiło duże wy­kro­cze­nie.

– Wiesz, że ten wu­efi­sta może słono za to za­pła­cić? – po­wie­dział su­rowo. – A już na pewno może stra­cić prawo wy­ko­ny­wa­nia za­wodu na­uczy­ciela i pracy z mło­dzieżą.

– Wiem, tato. Aż taka głu­pia nie je­stem – od­po­wie­działa Go­sia z wy­rzu­tem. – Tylko że oni się ko­chają. Jesz­cze dwa lata i będą mo­gli ofi­cjal­nie się spo­ty­kać. Do tego czasu mu­szą się ukry­wać.

– Nie wiem, czy aż tak długo utrzy­mają to w ta­jem­nicy, skoro już te­raz to wi­dać. Wcze­śniej czy póź­niej ten gość wy­leci ze szkoły, a twoja ko­le­żanka do­sta­nie na­ganę.

Na­sto­latka aż wzięła się pod boki.

– Tato. Po­wie­dzia­łam ci to w naj­więk­szym se­kre­cie, a ty mnie stra­szysz?

– A skąd! – Aż pod­niósł ręce w obron­nym ge­ście. – Ja tylko obiek­tyw­nie stwier­dzam fakt. Po pro­stu wy­ra­żam swoje po­wąt­pie­wa­nie, czy uda im się utrzy­mać to w ta­jem­nicy, choć oczy­wi­ście ży­czę za­ko­cha­nym wszyst­kiego naj­lep­szego. – Spo­glą­da­jąc na nie­pewną minę córki, szybko do­dał: – I oczy­wi­ście zo­sta­wiam tę ta­jem­nicę dla sie­bie. Ode mnie na pewno nikt się nie do­wie. Przy­rze­kam.

Dziew­czyna w końcu wes­tchnęła i przy­jęła to do wia­do­mo­ści.

W tej sa­mej chwili pie­kar­nik dał znać, że ko­la­cja go­towa. Aku­rat na czas.

* * *

– Py­cha! Jak zwy­kle zresztą!

– Ta­kie pro­ste da­nie, a za­wsze ide­al­nie wy­cho­dzi – po­wie­dział Kac­per z dumą i na­ło­żył córce ostat­nią por­cję.

– Tato! Bo za­raz pęknę! – za­pro­te­sto­wała dziew­czyna.

– Do­jedz do końca, to umyję ta­le­rze. Nie ma co zo­sta­wiać na ju­tro tej resztki.

Go­sia do­ja­dła, a za­do­wo­lony oj­ciec po­kle­pał się po brzu­chu. Wresz­cie odro­binę przy­po­mi­nał daw­nego sie­bie, choć pe­łen hu­moru i ży­cio­wej ener­gii czło­wiek już dawno znik­nął z tego domu. Zgasł, wy­chudł, przy­gar­bił się.

Po chwili wstał, po­kuś­ty­kał do kuchni i wło­żył ta­le­rze do zlewu. Dziew­czyna za­uwa­żyła, że tego dnia uty­kał bar­dziej niż zwy­kle.

– Noga bar­dzo boli? – za­py­tała z tro­ską.

– Odro­binę – po­wie­dział, lek­ce­wa­żąc te­mat.

– Po­wi­nie­neś nieco czę­ściej cho­dzić do fi­zjo­te­ra­peuty. Prze­cież te se­sje ci po­ma­gają, prawda?

Od­wró­cony ty­łem do córki mył ta­le­rze. Wy­da­wało się, że przez le­cącą z kranu wodę na­prawdę nie usły­szał tego, co po­wie­działa, albo nie chciał tego usły­szeć. Był strasz­nie uparty.

Wy­pa­dek, który przy­da­rzył mu się pra­wie dwa lata wcze­śniej, od­bił się na nim dość mocno. Przez swój upór i głu­potę po­nad rok ukry­wał, że bie­rze udział w kar­ko­no­skich ak­cjach ra­tun­ko­wych, i mimo obiet­nicy zło­żo­nej swo­jej żo­nie da­lej na­ra­żał ży­cie i zdro­wie. Co wię­cej, nie­re­gu­lar­nie brał leki na serce, czym do­dat­kowo za­pra­co­wał so­bie na złość Zu­zanny. Pod­czas jed­nej z ak­cji, w klu­czo­wym mo­men­cie ra­to­wa­nia tu­ry­stów, za­słabł i spadł ze skały, do­tkli­wie ła­miąc so­bie kilka ko­ści. Sam wtedy stał się ofiarą po­trze­bu­jącą po­mocy. Zo­stał ewa­ku­owany i spę­dził w szpi­talu po­nad mie­siąc. Skoń­czyło się to uszczerb­kiem na zdro­wiu oraz wy­pro­wadzką jego żony, która stra­ciła do niego za­ufa­nie. Kac­per ją okła­mał, i to bar­dzo do­tkli­wie. Przez swój upór i lek­ce­wa­że­nie jej zda­nia do­pro­wa­dził do głę­bo­kiego kry­zysu tego nie­gdyś nie­zwy­kle uda­nego mał­żeń­stwa. I taka była ofi­cjalna wer­sja roz­sta­nia się mał­żon­ków, ukuta na po­trzeby Gosi.

O dru­giej rze­czy, znacz­nie po­waż­niej­szej i sta­no­wią­cej po­wód ich roz­sta­nia, wie­dzieli tylko oni dwoje. Zdrady Kac­pra z Mar­tyną, jej dawną przy­ja­ciółką, Zu­zanna nie po­tra­fiła wy­ba­czyć.

– Kur­czę, tato! – Go­sia po­de­szła bli­żej zmy­wa­ją­cego ta­le­rze ojca. – Dla­czego o sie­bie nie dbasz? Już te­raz tro­chę bar­dziej ro­zu­miem mamę, że nie wy­trzy­mała two­jego bez­sen­sow­nego uporu i ja­kiejś ta­kiej dzie­cię­cej głu­poty...

– Go­sia! – Kac­per łyp­nął okiem na swoją córkę. – Licz się ze sło­wami, do­brze?

Zro­zu­miała, że nieco się za­ga­lo­po­wała. Za­gry­zła więc wargę i już nic nie po­wie­działa.

– Ju­tro po szkole pójdę do mamy, to spę­dzę z nią wie­czór, żeby sama nie sie­działa, do­brze?

– Ja­sne. Nie ma pro­blemu. Czy... – Gó­ral za­wa­hał się na mo­ment. – Czy ona do­brze się czuje po tym za­biegu?

– To w za­sa­dzie była ope­ra­cja, ale...

– No to po ope­ra­cji. – Szybko po­pra­wił swój błąd. – Już jest le­piej? Wy­le­czyła się z tego za­ka­że­nia?

– Tak. Jest le­piej. – Głos na­sto­latki zro­bił się nieco ciem­niej­szy, bar­dziej smutny. At­mos­fera od razu się po­psuła. – An­ty­bio­tyki zro­biły swoje. Jest osła­biona, ale już nic jej nie grozi.

Kac­per za­milkł za­jęty zmy­wa­niem. Te­mat był dla niego trudny i męż­czy­zna miał wąt­pli­wo­ści, czy po­wi­nien da­lej cią­gnąć ten wą­tek.

Wciąż pa­mię­tał ten ka­te­go­ryczny za­kaz zbli­ża­nia się do Zu­zanny. Wy­ra­żony przez nią sta­now­czo i zde­cy­do­wa­nie, bar­dzo bo­le­sny, ale gó­ral nie śmiał się prze­ciw­sta­wiać. Na­wet pod­czas po­bytu w szpi­talu praw­niczka trwała w swoim po­sta­no­wie­niu. Go­sia nie była w sta­nie nic ma­mie prze­tłu­ma­czyć i na­mó­wić ją na zła­go­dze­nie swo­jej de­cy­zji.

Dziew­czyna po­de­szła bli­żej, jakby chciała fi­zycz­nie po­ka­zać, że nie ma pre­ten­sji do ojca, że ro­dzice nie są już ra­zem. Że na­dal ich ko­cha, tylko osobno.

– Prze­ka­zać jej coś? – za­py­tała de­li­kat­nie. Tro­chę z obawą, a tro­chę z na­dzieją w gło­sie.

Gó­ral nie od­po­wie­dział od razu. Skoń­czył zmy­wać, wy­tarł dło­nie i do­piero wtedy spoj­rzał na córkę. Wes­tchnął.

– Po­wiedz jej, że... – Za­wa­hał się, jakby nie wie­dział, co do­kład­nie chce od­po­wie­dzieć. Wbił wzrok w pod­łogę. – Że ode­sła­łem pa­piery do sądu.

* * *

To był dzień jak co dzień. Oj­ciec pod­wiózł ją do szkoły, a póź­niej po­je­chał do swo­jego sklepu, żeby przy­pil­no­wać biz­nesu. Nie mu­siał sam stać cały dzień za ladą, bo od tego miał pra­cow­nika, ale jeź­dził tam co­dzienne, bo nie chciał już tak zu­peł­nie zmar­nieć. Po­trze­bo­wał za­ję­cia, i to re­gu­lar­nego. Sa­motne sie­dze­nie w domu nie wcho­dziło w grę, a ilość pracy, jaką mógł wy­ko­nać wo­kół domu, też była ogra­ni­czona. Nie można było w nie­skoń­czo­ność prze­cież na­pra­wiać ele­wa­cji, wy­mie­niać spróch­nia­łych de­sek na ta­ra­sie czy sprzą­tać ogródka.

Kac­per pod­wo­ził córkę co­dzien­nie, bo z ich domu do szkoły były trzy ki­lo­me­try, a skoro on co­dzien­nie i tak wsta­wał skoro świt, to nie było to dla niego żad­nym pro­ble­mem. Poza tym lu­bił być po­trzebny. Od kiedy stra­cił kon­takt z żoną, po­zo­stała mu tylko córka.

– Pa, tato! – Go­sia po­ma­chała ojcu ręką i szybko po­szła w kie­runku wej­ścia do szkoły.

Męż­czy­zna po­stał chwilę, od­pro­wa­dza­jąc dziew­czynę wzro­kiem, po czym włą­czył sil­nik auta. Po­tężny mo­tor sta­rego je­epa za­bul­go­tał głę­bo­kim ba­sem i za­raz po­tem Kac­per od­je­chał w stronę mia­sta.

Dol­no­ślą­ski Ze­spół Szkół w Kar­pa­czu to w za­sa­dzie była je­dyna tego typu pla­cówka w oko­licy i choć Go­sia mo­gła jesz­cze brać pod uwagę od­le­głą o osiem ki­lo­me­trów szkołę w Ko­wa­rach, to wy­brała wła­śnie tę. Z jed­nej strony, bo była bli­sko, z dru­giej, bo cho­dziło do niej sporo zna­jo­mych. Inne szkoły śred­nie, li­cea i tech­nika znaj­do­wały się w od­le­głej o kil­ka­na­ście ki­lo­me­trów Je­le­niej Gó­rze i o tam­tych miej­scach dziew­czyna na­wet nie chciała sły­szeć. Zresztą, szkoła, którą wy­brała Go­sia, miała swoją re­nomę. Po krót­kim na­my­śle zde­cy­do­wała się na klasę w li­ceum o pro­filu spo­łeczno-me­dial­nym. Kac­per na­ma­wiał ją na wy­bra­nie klasy spor­to­wej, ale na­sto­latka wy­ra­ziła swój zde­cy­do­wany sprze­ciw. Ni­gdy nie gar­nęła się do sportu, czym wy­raź­nie pod­pa­dła ojcu.

– Go­sia, masz wy­bór mię­dzy nar­ciar­stwem bie­go­wym, sa­necz­kar­stwem a piłką ręczną. – Na­ma­wiał ją przez kilka do­brych ty­go­dni, gdy dwa lata wcze­śniej skła­dali pa­piery o przy­ję­cie do li­ceum. – Klasa spor­towa to na pewno świetna przy­goda i moż­li­wość roz­woju fi­zycz­nego. Za­łożę się, że spodoba ci się taki wy­bór. Ja koń­czy­łem klasę nar­ciar­stwa al­pej­skiego i wcale tego nie ża­łuję.

– Oj, weź się, tato! – od­po­wia­dała co­raz bar­dziej znie­cier­pli­wiona. – Nie in­te­re­suje mnie żadna z tych dys­cy­plin! Sa­necz­kar­stwo? Daj spo­kój! Poza tym nie będę tra­cić czasu na do­dat­kowe tre­ningi! Szkoda ży­cia. Ja in­te­re­suję się ki­ne­ma­to­gra­fią i ak­tor­stwem, a nie spor­tem.

Kac­per dwoił się i troił, prze­ko­ny­wał i na­kła­niał. Tłu­ma­czył i pro­sił. Osta­tecz­nie córka nie dała się jed­nak prze­ko­nać i na­wet nie chciała sły­szeć o in­nej opcji niż pro­fil, który so­bie wy­brała. W koń­co­wej fa­zie za­żar­tej dys­ku­sji ko­ron­nym ar­gu­men­tem, który miał prze­ko­nać ojca, było stwier­dze­nie, że prze­cież na­sto­latka ma ide­alną fi­gurę, które nie po­trzeba żad­nych do­dat­ko­wych ćwi­czeń. Gwoź­dziem do trumny tej dys­ku­sji była opi­nia Zu­zanny, kiedy jesz­cze mał­żon­ko­wie byli ra­zem.

– Fakt, Go­sia ma moje geny i ide­alną syl­wetkę. Je­śli bę­dzie o sie­bie dbać, to za­chowa świetne ciało tak jak ja – mó­wiła.

– Dziew­czyny, fi­gura to jedno, a kon­dy­cja ciała i spor­towy duch ry­wa­li­za­cji kształ­tu­jący cha­rak­ter czło­wieka to dru­gie. To są kom­plet­nie dwa różne te­maty. – Kac­per za­ła­my­wał wtedy ręce.

– Zo­staw, Kac­per... – Zuza ła­go­dziła sy­tu­ację, od­cią­ga­jąc męża na bok. – Nie zmu­sisz jej do tego, je­śli nie chce. Ona pod­jęła inną de­cy­zję i mu­simy to usza­no­wać.

Gó­ral od­cho­dził wtedy ob­ra­żony i na­dą­sany za­jąć się czymś poza do­mem. Chciał do­brze, a wy­cho­dziło na to, że w re­zul­ta­cie nikt go nie chciał po­waż­nie wy­słu­chać.

* * *

Kom­pleks szkolny w Kar­pa­czu zaj­mo­wał spory ob­szar, a wielka hala spor­towa sta­no­wiła jego cha­rak­te­ry­styczny ele­ment. Dziew­czyna co­dzien­nie prze­cho­dziła obok niej, ale ni­gdy nie po­my­ślała o ja­kiejś szcze­gól­nej ak­tyw­no­ści fi­zycz­nej.

Do czasu.

– Go­sia! – Jej naj­bliż­sza ko­le­żanka z klasy, Kaśka, pod­bie­gła od strony par­kingu. Miała na so­bie ob­ci­słe czarne leg­ginsy i szary, grubo ple­ciony swe­ter. Było cie­pło, bo ko­niec wrze­śnia oka­zał się szcze­gól­nie ła­god­nym mie­sią­cem.

– Cześć, Kate. – Ko­le­żanki cmok­nęły się w po­liczki.

Moda na uży­wa­nie wśród na­sto­lat­ków an­giel­skich od­po­wied­ni­ków swo­ich imion nie usta­wała, ale nie każde się do tego nada­wało. Imię Ka­ta­rzyna brzmiało znacz­niej le­piej i wy­god­niej w ję­zyku Szek­spira, więc Go­sia po­słu­gi­wała się nim tak czę­sto, jak tylko się dało.

– Mar­ga­ret, zro­bi­łaś za­da­nia z an­giel­skiego? – Przy­ja­ciółka spoj­rzała z na­dzieją na swoją roz­mów­czy­nię, a spoj­rze­nie to tłu­ma­czyło pra­wie wszystko. Dziew­czyna po­trze­bo­wała po­mocy.

– No tak. A ty nie?

– Kur­czę. Wczo­raj było kilka cie­ka­wych trans­mi­sji na Fej­sie i In­sta. Nie mia­łam czasu na lek­cje. Dasz spoj­rzeć? Może szybko na­pi­szę na prze­rwie?

Go­sia nie od­po­wie­działa od razu, tylko unio­sła brwi, jakby coś ją bar­dzo mocno zdzi­wiło. Gdy dziew­czyny we­szły już do szatni, wy­ja­śniła:

– Każdy do­stał inny ze­staw za­dań, żeby zro­bić sa­memu. Ra­czej nie od­pi­szesz ode mnie.

– Se­rio? – Kaśka aż usia­dła ciężko na ławce. Jej mina świad­czyła o głę­bo­kim roz­cza­ro­wa­niu. – Na­wet nie zaj­rza­łam do tych za­dań. Kurna...

Przy­ja­ciółka bar­dzo wy­raź­nie się zmar­twiła, a z jej oczu dało się wy­czy­tać strach przed otrzy­ma­niem złej oceny. Mał­go­rzata zmie­niła obu­wie i usia­dła obok ko­le­żanki.

– Po­mogę ci. Usią­dziemy na prze­rwie i na­pi­szemy te kilka zdań.

– Dzię­kuję, Go­nia! – Roz­pro­mie­niła się na­gle i nie­mal rzu­ciła się ko­le­żance w ra­miona. – A co tak wła­ści­wie trzeba było zro­bić?

– Każdy miał inny te­mat. Trzeba było na­pi­sać kilka zdań z uży­ciem okre­ślo­nych cza­sów, więc mu­simy zo­ba­czyć, co ty do­sta­łaś, i coś wy­my­ślić.

Dziew­czyna zro­biła wiel­kie oczy, bo za­brzmiało to groź­nie, tym bar­dziej że jej osią­gnię­cia na­ukowe z ję­zyka an­giel­skiego nie sta­no­wiły zbyt­niego po­wodu do dumy.

– Damy radę, Kate – pod­su­mo­wała Go­sia, by pod­nieść przy­ja­ciółkę na du­chu, i do­piero wtedy obie dziew­czyny skie­ro­wały się w stronę scho­dów pro­wa­dzą­cych na górę.

Po chwili roz­legł się dzwo­nek na pierw­szą lek­cję.

* * *

– Kurde, udało się. – Kaśka ode­tchnęła z ulgą i aż się oparła o ścianę na szkol­nym ko­ry­ta­rzu. Dziew­czyny miały krótką prze­rwę mię­dzy lek­cjami. – Dzięki za po­moc, Go­nia. Może przy­naj­mniej czwórkę do­stanę z tego za­da­nia.

– Spoko. Tylko wiesz...

– Tak?

– Jest po­czą­tek roku szkol­nego i już jest in­ten­syw­nie, a są­dzę, że bę­dzie jesz­cze wię­cej na­uki.

Nie chciała, żeby za­brzmiało to zbyt ostro, bo prze­cież Kaśka była jej naj­lep­szą ko­le­żanką, z którą znała się jesz­cze z pod­sta­wówki. Ra­zem sie­działy w ławce wtedy, ra­zem sie­działy te­raz. Gdy były młod­sze, Gośka zu­peł­nie nie zwra­cała uwagi na to, czy jej przy­ja­ciółka uczy się na bie­żąco i czy wy­star­cza­jąco przy­kłada się do edu­ka­cji, ale te­raz wi­działa to już zu­peł­nie ja­sno, że tamta olewa na­ukę i zu­peł­nie się nią nie in­te­re­suje. Nie chciała jej mó­wić wprost ni­czego w stylu „raz na ja­kiś czas mogę ci po­móc, ale wiesz... ja za cie­bie nie będę się uczyć”, ale ja­kiś sy­gnał mu­siała jej dać.

– Damy radę. – Kaśka lek­ce­wa­żąco mach­nęła ręką, jakby roz­mowa do­ty­czyła ze­szło­rocz­nego śniegu. Zu­peł­nie nie za­mie­rzała się tym przej­mo­wać.

Zło­to­włosa po­dej­rze­wała, że po­wo­dem ta­kiej po­stawy ko­le­żanki może być sy­tu­acja ma­te­rialna dziew­czyny i to, że była kosz­mar­nie roz­piesz­czona przez ro­dzi­ców. Sta­rzy mieli trzy ap­teki w Kar­pa­czu i do­słow­nie spali na pie­nią­dzach, nie szczę­dząc środ­ków na swoją je­dyną córkę. Mieli ogromny dom, dro­gie sa­mo­chody i wszyst­kie inne do­bra ma­te­rialne. Kaśka ubie­rała się w naj­droż­sze ciu­chy i no­siła wy­myślną bi­żu­te­rię. Nie in­te­re­so­wała się na­uką i było już wi­dać, że ro­dzice też nad tym nie pa­no­wali.

Go­sia miała coś jesz­cze od­po­wie­dzieć, ale nie zdą­żyła.

– Słu­chaj! – po­wie­działa Kaśka z dużą dawką emo­cji w gło­sie. – W przy­szłym ty­go­dniu Lu­cyna ma wolną chatę i za­pra­sza na im­prezkę!

– Tak?

– Su­per, nie? Oczy­wi­ście idziemy?

– Pew­nie tak. A w jaki dzień?

– W so­botę. Od nas jesz­cze idą Ja­rek i Fi­lip. A poza tym będą ja­cyś jej zna­jomi z Je­le­niej. Przy­jeż­dżają na cały week­end.

Dziew­czyna kiw­nęła tylko głową, po­twier­dza­jąc swój udział. Przy­ja­ciółka od razu za­uwa­żyła brak en­tu­zja­zmu roz­mów­czyni i po­ło­żyła dłoń na jej ra­mie­niu.

– Hej, Go­sia. Co, nie cie­szysz się? Coś taka mar­kotna?

Zło­to­włosa spoj­rzała przez okno, gdzieś na za­rys hali spor­to­wej ich szkoły. Wy­glą­dała na roz­ko­ja­rzoną i za­my­śloną.

– Mar­twię się o sta­rych – wes­tchnęła. – Matka zło­żyła pa­piery o roz­wód i od kilku mie­sięcy nie roz­ma­wia z oj­cem. On z ko­lei zmar­niał i po­smut­niał. Wi­dać, że się za­ła­mał.

– O rety... Aż tak kiep­sko? Mó­wi­łaś, że coś mię­dzy nimi jest nie tak, ale nie są­dzi­łam, że jest aż tak źle.

– Nie­stety. I choć oboje mil­czą jak grób, to mam nie­od­parte wra­że­nie, że wcale nie cho­dzi o tę ak­cję z GOPR-em. Że jest coś po­waż­niej­szego. Coś, o czym nie chcą mi po­wie­dzieć. A tak się ko­chali...

– Może jesz­cze się po­go­dzą? – od­parła Kaśka. – Może mu­szą od sie­bie od­po­cząć i coś prze­my­śleć?

– No jak? – Go­sia spoj­rzała z wy­rzu­tem na przy­ja­ciółkę. – Prze­cież już są zło­żone pa­piery do sądu. To mi nie wy­gląda na chwi­lową po­trzebę prze­my­śle­nia te­matu.

– Do­póki się nie roz­wie­dli, to wszystko jesz­cze jest do od­krę­ce­nia. Bądź do­brej my­śli, Go­sia. Wszystko się jesz­cze ułoży.

Zło­to­włosa miała od­po­wie­dzieć, że chcia­łaby mieć jesz­cze na­dzieję, ale prze­cież wi­dzi, co się dzieje z jej ro­dzi­cami, lecz już nie dała rady.

Za­brzmiał dzwo­nek na ko­lejną lek­cję.

* * *

– Cho­lera!!! – Ku­bek z go­rącą her­batą ude­rzył o ku­chenną pod­łogę i na­tych­miast roz­bił się na kilka ka­wał­ków, za­le­wa­jąc wrząt­kiem gołe nogi dziew­czyny. – Ała!!! Kurwa!

Prze­stra­szony Kac­per na­tych­miast do­biegł do córki. Wiele lat pracy w ra­tow­nic­twie wy­kuło w nim świetny re­fleks i czuj­ność, więc męż­czy­zna za­re­ago­wał in­stynk­tow­nie. Na­wet nie obu­rzył się na prze­kleń­stwo, które pa­dło z ust córki, bo pierw­szą rze­czą, jaka przy­szła mu do głowy, była tro­ska o jej zdro­wie.

– Opa­rzy­łaś się?

– Tak... w mordę! – Na­sto­latka z bó­lem wy­pi­sa­nym na twa­rzy prze­stę­po­wała z nogi na nogę.

– A mó­wi­łem, że­byś no­siła kap­cie... – za­czął gó­ral, ale pod wpły­wem wście­kłego spoj­rze­nia dziew­czyny umilkł. Wziął z blatu ręcz­nik ku­chenny, szybko przy­go­to­wał zimny kom­pres i za­cią­gnął córkę na ka­napę. – Przy­łóż – roz­ka­zał. – Nie mamy nie­stety lodu, bo taki kom­pres le­piej by za­dzia­łał, ale to też zła­go­dzi ból i ogra­ni­czy opu­chli­znę.

– Ała! – za­wyła dziew­czyna, ale po­słusz­nie ob­ło­żyła po­pa­rzone miej­sce zim­nym mo­krym ręcz­ni­kiem.

Gó­ral sprząt­nął ka­wałki roz­bi­tego kubka, wy­tarł pod­łogę i wy­mie­nił kom­pres na chłod­niej­szy. Po­tem usiadł obok dziew­czyny i zba­dał jej stan.

– Nic ci nie bę­dzie – stwier­dził po chwili. – Na szczę­ście tylko tro­chę się ochla­pa­łaś.

Skwa­szona mina córki mó­wiła coś in­nego, ale Kac­per już da­lej nie sko­men­to­wał. Spoj­rzał z tro­ską na jej twarz.

– Co je­steś taka nie­uważna? – za­py­tał. – Od kilku dni ja­kaś za­my­ślona cho­dzisz. Zo­sta­wiasz w ła­zience za­pa­lone świa­tło albo za­po­mi­nasz rze­czy do szkoły. Stało się coś? Masz ja­kieś pro­blemy?

– Nie mam pro­ble­mów – bąk­nęła, ucie­ka­jąc wzro­kiem na bok.

– Prze­cież wi­dzę. Mnie mo­żesz po­wie­dzieć, chyba że to coś krę­pu­ją­cego? Po­roz­ma­wiaj ze mną, to może coś ci do­ra­dzę. Albo przy­naj­mniej ci ulży.

– Oj, weź...

– A jak się wsty­dzisz, bo to te­mat ko­biecy, to może po­roz­ma­wiaj z mamą?

Go­sia groź­nie łyp­nęła okiem na ojca i zro­biła jesz­cze bar­dziej skwa­szoną minę. Ale za­miast zro­bić ojcu re­pry­mendę za te in­tymne py­ta­nia, zdjęła cie­pły już okład i wy­cią­gnęła rękę.

– Schło­dzisz mi jesz­cze raz ten ręcz­nik?

– Ja­sne, daj.

Po chwili było już zde­cy­do­wa­nie le­piej i dziew­czyna tro­chę się roz­luź­niła. Ból mi­nął, choć czer­wone plamy na sto­pach świad­czyły o tym, że przez kilka dni bę­dzie od­czu­wać skutki nie­uwagi. Nie było to jed­nak nic groź­nego.

– No? – po­na­glił ją Kac­per. – Po­wiesz mi, co się dzieje?

Na­sto­latka z nie­ukry­waną iry­ta­cją prze­wró­ciła oczami, ale cier­pliwe wy­cze­ki­wa­nie ojca zro­biło swoje. Po­ko­nana spu­ściła wzrok i za­częła sku­bać ma­te­riał bluzy, którą miała na so­bie. Chwilę wal­czyła ze swo­imi my­ślami, lecz w końcu po­wie­działa:

– No bo... po­doba mi się taki je­den chło­pak ze szkoły i to może dla­tego... taka nie­uważna je­stem.

Kac­per na­gle zmie­nił wy­raz twa­rzy. Wy­raź­nie za­in­te­re­so­wał się tym te­ma­tem i aż roz­sze­rzyły mu się oczy.

– To faj­nie – po­wie­dział cie­płym gło­sem. – A kto to taki? Znam go?

– Chyba nie... W każ­dym ra­zie nie są­dzę, że­byś go znał. On jest z So­snówki.

Gó­ral po­ki­wał z uzna­niem głową, ale Go­sia nie do­po­wie­działa nic wię­cej. Na­dal sku­bała ma­te­riał, wy­da­wała się spe­szona i za­wsty­dzona. Być może na­wet po­ża­ło­wała, że od­sło­niła się przed oj­cem z tego typu se­kre­tem.

– A po­wiesz coś wię­cej? – za­chę­cił ją po chwili. – Jak ma na imię? Co robi? Cho­dzi z tobą do tej sa­mej klasy?

– Ależ ty cie­kaw­ski je­steś.

– No wiesz... in­te­re­suje mnie to, co moja córka te­raz prze­żywa i ja­kie ma dy­le­maty. Mar­twię się o cie­bie. Je­śli nie chcesz, to nie mów, ale je­śli dzieje się coś złego, to chcę po­móc.

– Nie­po­trzeb­nie, bo nic się ta­kiego nie dzieje. Po pro­stu może za bar­dzo się nim za­uro­czy­łam i to wszystko. Mu­szę się wziąć w garść i bę­dzie do­brze.

Kac­per sie­dział chwilę w mil­cze­niu, ale wi­dząc, że córka za­mil­kła i nie ma ochoty da­lej opo­wia­dać, wstał i po­szedł do kuchni.

– Pa­rzy­łaś so­bie her­batę – za­uwa­żył. – Zro­bić ci?

– Tak, po­pro­szę.

– Zie­loną? Z gra­na­tem?

– Yhmm – po­twier­dziła mruk­nię­ciem.

Po chwili za­szu­miała woda i za­pach­niało aro­ma­ty­zo­waną her­batą. Dwa kubki z pa­ru­ją­cym na­po­jem sta­nęły w bez­piecz­nej od­le­gło­ści na bla­cie ku­chen­nym.

– Może zjemy do her­baty ja­kieś ciastka?

– A mamy? – zdzi­wiła się dziew­czyna.

Kac­per otwo­rzył górną szafkę i chwilę póź­niej za­sze­le­ścił opa­ko­wa­niem Je­ży­ków.

– Mamy. – Uśmiech­nął się ło­bu­zer­sko.

– Prze­cież ty nie jesz ta­kich sło­dy­czy.

– Raz na ja­kiś czas można – za­żar­to­wał i po­ło­żył pu­dełko z ciast­kami na stole. Po­tem do­niósł kubki z nieco już ostu­dzoną her­batą.

– Tylko znów nie roz­lej – za­śmiał się bez­tro­sko, chcąc roz­ła­do­wać nieco sztywną at­mos­ferę po ostat­niej wy­mia­nie zdań.

Zje­dli po kilka cia­stek, de­lek­tu­jąc się dawno nie­je­dzo­nymi sło­dy­czami. Go­sia wy­raź­nie się roz­luź­niła i z wła­snej ini­cja­tywy wró­ciła do po­przed­niego wątku.

– Ma na imię Woj­tek Si­kora – po­wie­działa znie­nacka. – Ma osiem­na­ście lat, jest bar­dzo wy­soki i gra w ko­sza. Jest w kla­sie spor­to­wej.

– To faj­nie! – ucie­szył się Kac­per i z za­do­wo­le­niem spoj­rzał na córkę. – A do­brze gra w tego ko­sza?

Dziew­czyna wzru­szyła ra­mio­nami.

– Czy ja wiem? Nie je­stem w sta­nie oce­nić, ale chyba tak. Gra w pierw­szej dru­ży­nie.

– To musi być do­bry. – Kac­per nie krył swo­jego uzna­nia. – I co? Spo­ty­ka­cie się?

– Nie do końca... – Dziew­czyna mo­men­tal­nie zmar­kot­niała. – Ja jesz­cze z nim nie roz­ma­wia­łam tak na po­waż­nie. Mó­wi­łam ci, że on mi się po­doba, ale nie mó­wi­łam, że cho­dzimy ze sobą czy coś w tym stylu.

Oj­ciec kiw­nął w zro­zu­mie­niu głową. Nie wie­dział za bar­dzo, jak po­cią­gnąć ten te­mat, więc mil­czał. Nie miał po­ję­cia, czy ma coś do­ra­dzić córce, czy tylko wy­py­tać ją o dal­sze szcze­góły. Sam się już te­raz krę­po­wał.

– No i w ogóle nie wiem, czy on na mnie zwróci ja­ką­kol­wiek uwagę. On jest bar­dzo lu­biany i za­wsze koło niego jest gro­mada zna­jo­mych. Ja­koś tak...

– Tak?

– Nie wiem, jak do niego za­ga­dać.

– A ma­cie ja­kichś wspól­nych zna­jo­mych? Może ktoś cię przed­stawi i wpro­wa­dzi w to to­wa­rzy­stwo? Póź­niej już pój­dzie ła­twiej.

Na­sto­latka po­ki­wała w za­du­mie głową. Wy­glą­dało na to, że spodo­bał jej się ten po­mysł. Chwilę jesz­cze po­sie­działa, po­my­ślała, aż w końcu do­piła her­batę i pod­nio­sła się z ka­napy.

– Pójdę się tro­chę po­uczyć – rzu­ciła. – I dzięki za roz­mowę, tato. Może fak­tycz­nie spró­buję się wkrę­cić w jego zna­jo­mych. To po­winno sporo uła­twić.

Za­do­wo­lony Kac­per aż się roz­siadł na ka­na­pie i za­ło­żył ręce za głowę. Uśmiech­nął się do sie­bie, cie­sząc się z ser­co­wego ży­cia córki, które na­bie­rało ko­lo­rów. Na­wet za­po­mniał na chwilę o wła­snych nie­po­wo­dze­niach i pa­pie­rach roz­wo­do­wych przy­go­to­wa­nych przez Zu­zannę.

* * *

Kilka dni póź­niej gó­rala za­mu­ro­wało, gdy zo­ba­czył Go­się ubraną w ob­ci­sły i sek­sowny spor­towy strój, wdzię­czącą się przed lu­strem i oglą­da­jącą z każ­dej moż­li­wej strony swoje od­bi­cie. Dziew­czyna nie za­uwa­żyła go, kiedy przez nie­do­mknięte drzwi po­koju doj­rzał tę swo­istą re­wię mody. Męż­czy­zna aż gwizd­nął, co nie uszło uwa­dze na­sto­latki.

– Tato! – Rzu­ciła się z obu­rze­niem do drzwi i na­tych­miast je przy­mknęła. – Nie pod­glą­daj, świn­tu­chu je­den!

Kac­per się za­śmiał. Go­sia fak­tycz­nie miała dużo do ukry­cia, bo cien­kie, ide­al­nie przy­le­ga­jące do ciała ko­lo­rowe leg­ginsy i rów­nie ob­ci­sła, spor­towa ko­szulka z ly­cry pod­kre­śla­jąca cał­kiem duże piersi sporo od­sła­niały i mo­gły dzia­łać na wy­obraź­nię męż­czyzn.

– To nie­chcący, prze­pra­szam – po­wie­dział już zza drzwi. – A coś się tak wy­stro­iła? Idziesz bie­gać czy co?

Nie od­po­wie­działa i przez chwilę sły­chać było tylko sze­lesz­czący dźwięk zmie­nia­nej odzieży. Gdy w końcu otwo­rzyła drzwi, zo­ba­czył jej pą­sową od ru­mień­ców twarz. Te­raz miała na so­bie dżinsy i bluzę. Bez słowa prze­mknęła obok ojca i ze­szła na par­ter.

Męż­czy­zna wes­tchnął i ru­szył za córką.

– No to po­wiesz mi co to za spor­towy strój? – za­py­tał, gdy zszedł już do sa­lonu. Go­sia uda­wała, że z za­in­te­re­so­wa­niem ogląda te­le­wi­zję, ale było wi­dać, że jest zmie­szana. – Nie wi­dzia­łem u cie­bie tego wcze­śniej. To coś no­wego?

– Ku­pi­łam dzi­siaj.

– Aha... bę­dziesz coś ćwi­czyć? – Pró­bo­wał da­lej cią­gnąć ją za ję­zyk. Ro­bił to z pełną świa­do­mo­ścią, bo strasz­nie go to za­in­try­go­wało i chciał ko­niecz­nie się do­wie­dzieć, co ta­kiego pla­nuje jego dziecko.

– Może...

Roz­mowa nie szła, bo dziew­czyna albo czuła się nie­pew­nie, albo sama nie wie­działa, co ma po­wie­dzieć. Kac­per na­lał jej do szklanki soku jabł­ko­wego i usiadł obok na ka­na­pie.

– To bar­dzo do­brze, że chcesz się po­ru­szać. Może i ja bym po­ćwi­czył ra­zem z tobą? Co o tym my­ślisz?

Pełne po­li­to­wa­nia spoj­rze­nie, ja­kim go ob­da­rzyła, mó­wiło samo za sie­bie. Mało bra­ko­wało, a po­pu­ka­łaby się w głowę. Nie­zra­żony gó­ral cią­gnął jed­nak da­lej:

– Kie­dyś dużo bie­ga­łem, żeby utrzy­mać formę. Ćwi­czy­łem, pod­cią­ga­łem się na drążku i ro­bi­łem brzuszki. Czynna służba w ra­tow­nic­twie wy­ma­gała spraw­no­ści i cią­głej go­to­wo­ści. Te­raz, co prawda, już nie mu­szę być aż taki sprawny, ale chęt­nie ci po­to­wa­rzy­szę. Je­śli oczy­wi­ście chcesz, bo je­śli...

– Oj, tato! Daj już spo­kój.

Kac­per rze­czy­wi­ście dał spo­kój i za­milkł. Uda­jąc ob­ra­żo­nego, wstał z ka­napy i po­szedł do fo­tela. Wziął do ręki książkę i za­to­pił się w lek­tu­rze. To było „Sto lat sa­mot­no­ści” Márqu­eza. Męż­czyź­nie ciężko szło czy­ta­nie, bo ta po­zy­cja była wy­jąt­kowo trudna w od­bio­rze, ale się nie pod­da­wał i na prze­kór so­bie pró­bo­wał przez nią prze­brnąć.

– Chcę się za­pi­sać na za­ję­cia w szkole. Do sek­cji piłki ręcz­nej – po­wie­działa Go­sia tak nie­spo­dzie­wa­nie, że męż­czy­znę za­tkało.

– Słu­cham? – za­py­tał po chwili.

– Mó­wię, że za­pi­suję się na piłkę ręczną. U mnie w szkole.

Kac­per zdjął oku­lary i odło­żył książkę na bok. I tak nie pa­mię­tał ostat­nich zdań, które prze­czy­tał.

– Ale dla­czego piłka ręczna? – za­py­tał zdzi­wiony, lecz na­tych­miast zro­zu­miał, że nie tak po­winno to za­brzmieć. – To zna­czy, to do­brze! Cie­szę się, że chcesz to ro­bić, ale ty chyba ni­gdy nie gra­łaś w szczy­pior­niaka?

– No nie gra­łam – od­po­wie­działa ostroż­nie. – Ale za­wsze mogę spró­bo­wać, prawda?

– Pew­nie, że tak. Ni­gdy nie jest za późno, żeby za­cząć coś ro­bić.

Męż­czy­zna przez chwilę pa­trzył na ekran te­le­wi­zora, na któ­rym wy­świe­tlał się ja­kiś nie­skom­pli­ko­wany pro­gram dla mło­dzieży. Głów­nym mo­ty­wem tych ma­te­ria­łów były ser­cowe dy­le­maty za­ko­cha­nych na­sto­lat­ków i na­gle do­tarło do niego coś waż­nego. To przez tego chło­paka jego córka za­częła my­śleć o spo­rcie. Za­pewne chciała to zro­bić, by być bli­żej niego. Le­piej być nie mo­gło. To była bar­dzo do­bra wia­do­mość.

– A co u tego two­jego ko­legi, tego Wojtka?

Na­sto­latka mo­men­tal­nie otak­so­wała ojca ta­kim wzro­kiem, że zro­biło mu się go­rąco. Zmru­żyła oczy, jakby już zro­zu­miała, że wpadł na roz­wią­za­nie tej ca­łej za­gadki.

– Wszystko do­brze – pa­dło dy­plo­ma­tycz­nie. Oszczęd­nie i kon­kret­nie.

– Mó­wi­łaś, że on gra w ko­sza, tak?

– No tak... A dla­czego py­tasz?

– A tak tylko – mruk­nął i się uśmiech­nął, po czym znów wziął książkę do ręki, za­ło­żył oku­lary i z moc­nym po­sta­no­wie­niem, że prze­czyta co naj­mniej kil­ka­na­ście stron, wró­cił do lek­tury.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki