Crowned by Fate - Amo Jones - ebook + audiobook + książka

Crowned by Fate ebook i audiobook

Amo Jones

4,2

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Kontynuacja historii Isy i Bryanta opisanej w powieści Crowned by Hate.

Isa budzi się w obcym miejscu, zziębnięta i przerażona. Razem z nią jest tam nieznajomy mężczyzna, który opowiada jej niewiarygodną historię, co działo się w ostatnim czasie. Isa została zdradzona, oszukana, zraniona i nie jest już mężatką. Bryant jej nie chciał, więc złożył pozew o rozwód. Zawiódł ją, kiedy najbardziej go potrzebowała. Kobieta rozumie, że wszystko, co między nimi było, stało się kłamstwem.

Kiedy postanawia skonfrontować się z Bryantem w miejscu jego pracy, nie spodziewa się, że mężczyzna będzie na nią działał w „ten” sposób. Wciąż. Nadal jest wilkiem, którego pokochała, jednak tym razem mu nie wybaczy. Bryant ją zdradził i porzucił, a do tego najwyraźniej zastąpił inną kobietą.

 Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia.                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                          Opis pochodzi od Wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 349

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 7 godz. 40 min

Lektor: Agnieszka Postrzygacz
Oceny
4,2 (200 ocen)
111
48
21
14
6
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Zaczytana_13

Z braku laku…

Czekałam na kontynuacje historii Isy i Bryanta jak na zbawienie. Nie mogłam się doczekać, aż poznam co dalej. No i jaki jest rezultat? No właśnie, średni 😏 To co wydawało mi się, że jest chaosem w pierwszym tomie, to było nic, bo to co mnie tu spotkało to jak dla mnie nieporozumienie. Powiedziałabym, że to jeden wielki pierd*lnik informacji, intryg, kłamstw i manipulacji. Ja lubię gdy czuje się zaskakiwana, gdy fabuła jest nieprzewidywalna, gdy autor mnie zaskakuje, lubię zwroty akcji, wszelkie plot twisty, ale sorry, tutaj było dla mnie za dużo. Zamiast czuć zainteresowanie, czułam się przytłoczona tym, jak bardzo to wszystko było pogmatwane. Tak, tak, wiem, zaraz mi napiszecie, że Amo ma taki styl, ale to moje zdanie i uważam, że autorka przekombinowała. Nie tego się spodziewałam, stąd nie czuje satysfakcji. Dodatkowo, książka niby jest niedługa bo ma zaledwie 284 stron, a mi się strasznie dłużyła i miałam wrażenie jakbym czytała jakiegoś kolosa który ma co najmniej 600 stron 🙃 ...
10
KaroRasz

Nie oderwiesz się od lektury

Lepsza od części pierwszej. Ogólnie Amo ma bardzo specyficzny styl, który nie każdemu przypadnie do gustu. Nieco chaotyczne przeplatanie wątków bywa uciążliwe podobnie jak niekonsekwencja głównych bohaterów, a ilość twistów mogłaby starczyć na trzy powieści.
00
siwakkasia

Nie oderwiesz się od lektury

Porąbana na mala,ale świetna!😉
00
1981Justyna

Nie oderwiesz się od lektury

😉😉😉😉😉
00
Kijano46

Nie oderwiesz się od lektury

Niesamowita kontynuacja 1 części, pełna ciekawych zaskakujących sytuacji, świetny kunszt pióra, nieprzewidywalna po prostu wymiata!!!
00

Popularność




Tytuł oryginału

Crowned by Fate

Copyright © 2020 by Amo Jones

All rights reserved

Copyright © for Polish edition

Wydawnictwo NieZwykłe Zagraniczne

Oświęcim 2023

Wszelkie Prawa Zastrzeżone

Redakcja:

Przemysław Gumiński

Korekta:

Joanna Kalinowska

Estera Łowczynowska

Barbara Hauzińska

Redakcja techniczna:

Paulina Romanek

Projekt okładki:

Paulina Klimek

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN: 978-83-8320-895-4

Prolog

Isa

Śmierć. Słowo, nad którym nieczęsto się zastanawiamy. Jak do niej dojdzie? Czy będzie bolało, kiedy w końcu nastanie ta godzina? Od czasu do czasu zastanawiam się nad konkretną datą, kiedy umrę. Wiem, że już szesnaście razy przeżyłam dzień, kiedy miałam zejść z tego świata. To upiorne uczucie, że znajduję się w zasięgu ręki ponurego żniwiarza, będzie prześladowało mnie każdego roku. Tyle że już więcej nie będzie musiało. Bo ten dzień w końcu nadszedł.

Pochłania mnie woda, gdy zanurzam się coraz głębiej w jej czarnej, ciemnej otchłani. Jest tak pusto i cicho… Nie słychać żadnych rozbijających się fal ani krzyków. Wszystko jest tak niezwykle ciche.

Otwieram oczy, a moje długie, popielatobrązowe włosy falują wokół mnie. Nie mogę oddychać. W zasięgu wzroku nie widać nic poza mętną wodą.

Stało się. Zaraz umrę. Nie czekam już na śmierć, by zagarnęła moją apatyczną duszę. W końcu tu jest i wyciąga po mnie ręce.

Pogrążam się coraz głębiej w zapomnieniu. W nieznanym. Ciemności, w której nie widać żadnej przyszłości…

Rozdział 1

Isa

Nie wszystkie prawdy powinny wyjść na jaw. Niektóre powinny zostać zasypane kłamstwem i zakopane. – Isa

Żeby zgrzeszyć, trzeba najpierw wierzyć, bo zło nie może istnieć bez wiary w dobro. Ja nie jestem dobra. Nie czuję się też dobrze. Jestem kimś, kto od lat siedzi zamknięty w ciemnej celi pozbawionej klucza, kodu dostępu czy jakiejkolwiek drogi ucieczki. Żyje we mnie gdzieś pomiędzy pokręconymi myślami własnego mózgu.

Budzę się, cała się trzęsąc. Usta mi drżą, a zęby szczękają.

Dlaczego jest zimno? Jest tak bardzo zimno…

Wstaję z łóżka, oplatając pięściami czystą, białą pościel i owijając ją wokół ciała. Kładę dłoń na brzuchu, czyli tam, gdzie kiedyś był nabrzmiały guzek. Teraz jest płaski, bez żadnych dowodów na to, że nosiłam dziecko.

Co się stało? Jak mam na imię?

Rozglądam się po pokoju. Jest mi tak zimno. W pomieszczeniu stoi metalowe łóżko, a także kamienny kominek wbudowany w ciche echo białych ścian. Nie pali się.

Jest tak zimno…

Przy gzymsie leży kupka drewna, którego kora złuszczyła się i leży rozsypana na ziemi. Znów drżę, a na ciele pojawia mi się gęsia skórka. Pod moimi stopami leży pluszowy, czerwony dywan koloru…

– Krew… – szepczę do siebie, gdy wspomnienia rozbijają się w moim mózgu z prędkością stu pięćdziesięciu kilometrów na godzinę.

Nazywam się Isa Royal. Bryant Saint Royal jest moim mężem. Nie musiałam bać się śmierci, to ja jestem śmiercią. Zawsze za mną podąża, niezależnie od tego, gdzie się udam.

Jest tak zimno.

Przeszywa mnie zimny powiew powietrza, a moje ciało gwałtownie drży w jego objęciach. Drewniane drzwi, jak w leśnej chacie, leniwie skrzypią. Z okien zwisają rozpływające się sople lodu, które pozostawiają stróżki wody na szybie.

Jestem w jakiejś chacie, ale jak się tu znalazłam i dlaczego? W salonie stoi duże łoże małżeńskie. Zdezorientowana przechylam głowę. Drzwi wejściowe otwierają się i wchodzi przez nie mężczyzna, zamykając je za sobą kopniakiem.

– Och, jest cholernie zimno na zewnątrz – mówi swobodnie. Zbyt swobodnie.

Ciaśniej owijam się prześcieradłem, a z moich ust wyrywa się krzyk:

– Kim ty, kurwa, jesteś?!

Mężczyzna jest duży, barczysty i owłosiony. Ma długą brodę i ładne oczy. Są lekko skośne, a ich kolor przeszywa mnie jak pędzący sztylet.

– Cicho. – Wrzuca kilka polan drewna do kominka, budząc do życia płomienie. Nie chcę zadawać więcej pytań. Zdezorientowana i oszołomiona cofam się, aż moje plecy uderzają o ścianę. Dłonie pokrywa pot, a w klatce piersiowej pojawia się nagły ucisk, którego nie mogę w żaden sposób się pozbyć.

– Dlaczego? – szepczę, łapiąc się ręką za głowę. Włosy mam uczesane i skręcone w idealne loki, a kiedy palcami dotykam ust, czuję, jak rozmazuję szminkę. – Gdzie ja jestem?

Mężczyzna nie odpowiada.

Chodzi w tą i z powrotem po chatce, a ja z fascynacją obserwuję jego niezwykle zgrabne, pomimo ogromnych rozmiarów, ruchy ciała.

Drewniany stół, przestarzała kuchnia w stylu kamiennym, dwuosobowa kanapa z tkaniny i brak telewizora. Na ścianie wisi duży obraz portretowy, na którym widnieje kobieta. Ciemne włosy opadają na jej smukłe ramiona i obojczyk, który wygląda jakby ktoś go naostrzył skalpelem. Jej twarz to wypaczona plątanina wymieszanych ze sobą olejowych kolorów, których celem jest ukrycie jej tożsamości. Nie wiem dlaczego, ale wyczuwam jakiś związek z tym obrazem. Oczarowana tym dziełem sztuki wyciągam rękę do zwiędłego płótna, chcąc dotknąć jej twarzy.

Ruch nieznajomego wyrywa mnie z transu. Obracam się i czuję, jak ciepło płomieni z ogniska liże moje plecy.

– Czy my się znamy?

– Nie – odpowiada spięty. Nie wygląda na zbyt elokwentnego.

Zdenerwowana przełykam ślinę.

– Gdzie jest łazienka?

Mężczyzna wskazuje dużym palcem nad moim ramieniem i odpowiada:

– Drugie drzwi po prawej stronie. Jeśli nie wyjdziesz w ciągu pięciu minut, wchodzę.

Przesuwam się obok niego, kierując się prosto do pomieszczenia, do którego mnie skierował. Nie chcę mieć go teraz w pobliżu siebie. Przynajmniej dopóki nie dowiem się, kim jest.

Zamykam drzwi do łazienki i opuszczam deskę sedesową. Wtedy moją uwagę przykuwa to, co mam na sobie. Jestem ubrana w biały, lniany szlafrok, który kończy się w górnej części mojego uda. Dotykam miękkiego materiału, trzymając go pomiędzy kciukiem a palcem wskazującym. Co to jest i jak się tu znalazłam?

Głośne walenie w drzwi wyrywa mnie z myśli.

– Iso! Pospiesz się.

– Daj mi chwilę! – wołam, podciągając szlafrok i siadając na toalecie. Po załatwieniu potrzeby, odkręcam kran w umywalce i myję ręce. Zastygam w miejscu, gdy zauważam swoje odbicie w lustrze.

Wyglądam tak samo, ale nieco inaczej. Moje włosy są dłuższe i o jeden odcień ciemniejsze. Skórę mam bladą, jakbym przegapiła całe lato, a pod oczami widzę zmarszczki, których nigdy wcześniej nie zauważyłam. Podskakuję w miejscu, gdy mężczyzna po raz kolejny wali w drzwi.

– Już, już! – Otwieram drzwi na oścież. – Jak się nazywasz? – pytam nieznajomego, przechylając głowę. Jest ubrany w dżinsy i ciemną koszulę, która idealnie uwypukla jego mięśnie. Jest duży, zwalisty i brodaty, ale pod oczami kryje się jakaś delikatność, gdzieś tam głęboko pod twardą powłoką zewnętrzną. A może mam po prostu urojenia? To akurat pewnie dałoby się bez problemu potwierdzić.

– Max. – Jego spojrzenie opada na dolne partie mojego ciała, po czym wraca na górę i spogląda w moje oczy. – Nie chcę, żeby to było dla ciebie trudniejsze, niż powinno, więc po prostu rób, co ci każę. – Odwraca się plecami i znika w pokoju, gdzie kominek rozpalony jest teraz niczym ognie piekielne.

– Co masz na myśli? – pytam, idąc za nim. – Nie rozumiem, skąd się tu wzięłam. Ostatnie wydarzenie, które pamiętam, to mój ślub. – Wydaję z siebie zduszony okrzyk przerażenia, gdy patrzę na swoją rękę. Widząc goły palec, czuję się, jakby serce przeszyła mi kula. – Gdzie jest moja obrączka?

Max dźga w ogień długim, metalowym pogrzebaczem, najwyraźniej nie chcąc odpowiedzieć na moje pytanie.

– Hej! – Podchodzę bliżej i zbliżam rękę do jego pleców. – Gdzie jest moja obrączka?

Jego ramiona napinają się pod moim dotykiem. Powoli odwraca się, by spojrzeć mi w oczy.

– Jaka obrączka?

– Jestem mężatką! – krzyczę sfrustrowana na siebie, że nie mogę sobie niczego przypomnieć. Gwałtownie zasłaniam usta ręką, gdy nagłe olśnienie uderza mnie jak pędzący samochód wyścigowy. – Gdzie jest Bryant? Gdzie jest moja córka, Harper?

Wyrzucam ręce w powietrze, po czym uderzam Maksa grzbietem dłoni.

– Gdzie oni są?! – Czuję, że powoli się osuwam, tracąc kontrolę nad resztką sił, które mi zostały. Moje nogi miękną, a irytacja zatapia swoje szpony coraz głębiej i głębiej w mojej skórze.

Mężczyzna łapie mnie wielką dłonią za ramię i odrzuca je od siebie, a drugą zaściska wokół mojej ręki. Jego twarz zbliża się do mojej. Niemal stykamy się nosami.

– Nie jesteś mężatką.

Biorę trzy oddechy: jeden, dwa, trzy…

– Co ty, kurwa, masz na myśli? – Nie udaje mi się zaczerpnąć czwartego, bo jestem gotowa uderzyć go prosto w twarz i wykorzystać szansę do ucieczki. Potrzebuję Bryanta. Potrzebuję mojej córki.

Gdzie ja jestem?

Lecę do tyłu, kiedy Max uwalnia mnie z uścisku, przez co uderzam tyłkiem o ścianę. Przebiegając ręką przez włosy, chwyta je przy końcach.

– Nie jesteś mężatką. Już nie. – Zanim mam okazję wypowiedzieć chociaż jedno przekleństwo na jego temat, rusza gwałtownie korytarzem i znika za jednymi z drzwi.

Opadam na ziemię, zbliżając nogi do klatki piersiowej i opierając między nimi głowę.

– Już nie? – Zaciskam mocno oczy. Chcę odpowiedzi. Potrzebuję ich, ale boję się, że jeśli zatopię się głębiej w swoim umyśle, to się zgubię. Jeśli nie będę wiedziała, co jest prawdziwe, a co nie, boję się, że ona przejmie kontrolę i nigdy nie wrócę…

– Czy ty, Bryancie, bierzesz Isę za swoją… – Stałam przed ołtarzem. Ręce Bryanta ściskały moje, z niecierpliwością się we mnie wpatrywał. Chciał tego tak samo jak ja. Naszej wspólnej historii nie można było w żadnym wypadku nazwać łatwej, ale była pisana naszymi rękoma, niezmywalnym tuszem.

– Wszystko w porządku? – zapytał, ściągając brwi.

Co się dzieje? Nigdy nie wchodzę tak daleko we…

– Tak? – Odchrząkuję. – Gdzie jest Harper?

Bryant owinął ramię wokół mojej talii i przyciągnął mnie do siebie jeszcze bardziej, dzięki czemu jego nos przejechał po moim.

– Nic jej nie jest. Spójrz. – Gestem głowy wskazał miejsce, gdzie siedziała moja rodzina. Była tam Lydia, mój ojciec, Brianna, moja siostra i Jess, siostra Bryanta. Harper była skulona w ramionach Brianny. Uśmiech zagościł na moich ustach, gdy zobaczyłam, jak szczęśliwa jest Harper z moją siostrą. Na weselu nie było wielu gości. Jedynie bliscy przyjaciele i mała rodzina. Devon też był tutaj, w drugim rzędzie za Lydią. – Nie ma się czym przejmować. Czy możemy kontynuować teraz naszą bajkę? Czy może wolisz, żebym użył siły?

Zachichotałam, potrząsając nim figlarnie, po czym wróciliśmy do naszych przysiąg.

Nagle mój oddech zwolnił, a kończyny zrobiły się odrętwiałe. Zupełnie jakbym wyczuła samą jej energię wchodzącą do pokoju. Odwróciłam głowę w bok, w jednej chwili tracąc uśmiech na ustach. Mój wzrok skupił się na jej oczach, a zdezorientowanie lekko wypaczyło ostrość widzenia.

– Brooke? – wyszeptałam zdezorientowana. – Co ty tu robisz? Powinnaś być martwa! – Wszyscy odwrócili się, aby zobaczyć, z kim rozmawiałam.

Brooke była przyjaciółką, z którą spędzałam dużo czasu, kiedy przechodziłam przez fazę imprezowiczki, a przynajmniej jedną z nich, kiedy poznałam Bryanta. Razem rozrabiałyśmy i wywoływałyśmy chaos w całym kraju, chodząc naprute jak meserszmity. Zajmowała kawałek mrocznej części mojego życia. Prawie umarłam, gdy za jej namową wzięłam prochy. Albo ona, albo ja.

– Ona nie może mieć wszystkiego! – ryknęła i w tym momencie zauważyłam, co na sobie miała: zużyte szmaty na zakrwawionych ramionach. Jej twarz wyglądała na chorą, oczy miała zapadnięte do środka. Mimo to dalej szła w stronę ołtarza. Czyżby uciekła ze szpitala?

– Brooke! – Bryant również na nią ryknął. – Natychmiast się odpieprz! Inaczej wpakuję ci kulkę między oczy.

Brooke roześmiała się, a jej kościste ramiona drżały pod brudną koszulą.

– Pierdol się, Bryant. – Podniosła pistolet w dłoni i wycelowała w Bryanta. – Przepraszam, Iso. To nie jest…

Natychmiast stanęłam przed nim, gdy dała o sobie znać moja determinacja i chęć walki, by chronić tych, których kocham.

– Nie! – Krzyknęłam, zamykając oczy.

Mocno zacisnęłam powieki, słysząc nagły huk pocisku opuszczającego lufę pistoletu. Kiedy nie poczułam nic, żadnego bólu, powoli otworzyłam oczy, a ręce powędrowały do mojego brzucha. Wszystko zwolniło, gdy ludzie wokół mnie zaczęli biegać w różne strony. Bryant odepchnął mnie na bok i podbiegł do rzędu krzeseł przed nami, gdzie siedziała Brianna.

Krew zbierała się wokół jej stóp, podczas gdy jej krzyki rozrywały mi myśli. Zrobiłam powoli krok do przodu i dokładnie w tym momencie Bryant zabrał od niej Harper, odwracając się do mnie ze łzami lejącymi się po twarzy.

Moje oczy padły na moją córkę w jego ramionach. Jej ciało wydawało się wiotkie. Jej niebieskie oczy nie skupiały się na żadnym punkcie. Czy to była tylko moja paranoja, czy jej kolor skóry zmienił się w nienaturalny odcień fioletu?

Z jej kocyka spływała krew.

– Cholera! – krzyknęła Brooke. – To… nie… nie!

Serce ścisnęło się w mojej piersi, a świat zrobił się niewyraźny, po czym spowiła go ciemność.

Max chwyta rękoma moje ramiona, potrząsając mną na zimnej, drewnianej podłodze.

Łzy spływają mi po twarzy, ale ze złością odrzucam jego ręce.

– Kim jesteś? – Czuję się pokonana. Pamiętam już wszystko z tamtego dnia. Zupełnie, jakby jakiś dziwny przełącznik wewnątrz mojego mózgu nagle zadziałał i zalał mnie wspomnieniami.

Brooke była moją przyjaciółką. Myślałam, że była moją przyjaciółką. Dopóki mnie nie porwała. Wspomnienia z porwania są nadal niewyraźne, rozmyte i puste, ale wiem, że do niego doszło.

Max wzdycha, opierając się plecami o ścianę przy oknie. Przebiega dłońmi przez włosy jak wcześniej.

– Jestem Max Barrack. Na samym początku, kiedy się u nas pojawiłaś, byłem twoim lekarzem. – Milczę, mając nadzieję, że to zachęci go do mówienia. – Dużo ryzykuję, sprowadzając cię tutaj, ale musiałem ci pomóc. – Patrzy brązowymi oczami prosto na mnie. – Nie jesteś złamana ani chora, Iso. Po prostu przydarzyło ci się coś strasznego. – Kiedy przerywa wypowiedź, podsuwam nogi pod tyłek i chowam włosy za ucho.

– Byłeś moim lekarzem? W zakładzie?

Jego jabłko Adama przesuwa się, gdy przełyka.

– Tak.

Oblizuję spierzchnięte wargi.

– Kiedy? Kiedy mnie tu przyprowadziłeś?

– W zeszłym tygodniu. – Podnosi się na nogi, przez co również i ja wstaję, gdy kieruje się do części kuchennej. – Nie zrobiłem tego do końca legalnie, ale musiałem cię stamtąd zabrać.

– Dlaczego? – pytam, opierając biodro o ladę. – I jakim cudem tak długo spałam?

– Nie spałaś przez cały ten czas. – Kręci głową, sięgając wyżej do szafki, aby zdjąć ceramiczny imbryk, który wygląda zbyt staroświecko jak na obecne lata. – Na zmianę odzyskiwałaś i traciłaś przytomność. Ciągle zasypiasz na nowo. To pierwszy raz, kiedy obudziłaś się z taką jasnością umysłu.

– Boże… – wzdycham, potrząsając głową. – Jestem szalona.

– Nie! – wykrzykuje Max, odwracając się twarzą do mnie i trzymając jednocześnie dwa kubki. Oba są wykonane z kamienia i idealnie pasują do godnego wikinga wystroju chatki mężczyzny. – Nie jesteś, Iso. Musisz to zrozumieć… – Wypuszcza głęboki oddech. – Nie jesteś szalona. Od czasu ślubu przez sześć miesięcy podawano ci pewne leki. To te tabletki sprawiły, że myślisz, że jesteś szalona. Wyobrażałaś sobie różne sytuacje, miałaś halucynacje. Podawano ci koktajlową mieszankę farmaceutyków, których zdecydowanie nie powinno się zażywać. – Odwraca się z powrotem, by kontynuować parzenie herbaty. – Cholera, to nawet nie jest w żaden sposób, kurwa, legalne.

Marszczę brwi, gdy ostrożnie wchodzę do kuchni, powoli opadając na jeden ze stołków barowych.

– Nie rozumiem, Max. Czy możesz mi powiedzieć coś, co pomoże mi zrozumieć? Byłam jakimś królikiem doświadczalnym?

Przesuwa kubek przez ladę w moją stronę. Dmucham na gorący płyn, aż para skrapla się na czubku mojego nosa.

– Tak. Ale mogę rozmawiać z tobą tylko tutaj. Poza tą chatą nie możemy rozmawiać o niczym, co się działo wcześniej. Czy rozumiesz?

Biorę łyk herbaty, wzdychając, gdy gorący płyn wślizguje się do mojego gardła.

– Rozumiem. – Tak naprawdę to nie, ale zrozumiałam sedno: nie rozmawiaj poza tą chatą.

Krzyżuje ramiona na klatce piersiowej, ściskając mocno mięśnie, gdy walczą o miejsce pod dekoltem w serek.

– Twój dzień ślubu…

Wzdrygam się.

– Przepraszam – kaja się, po czym odzywa się ponownie z delikatniejszym tonem: – Czy jesteś gotowa, żeby o tym porozmawiać?

Zastanawiam się nad jego słowami. Powiedział, że od tego dnia minęło sześć miesięcy. Chociaż nie wiem, czy kiedykolwiek będę gotowa, by o tym porozmawiać, to jestem świadoma, że po prostu muszę.

– Jestem. – Prostuję ramiona z nadzieją, że da mi to jakąś siłę albo przynajmniej stworzy jej iluzję.

Max przytakuje.

– Twój feralny dzień ślubu uruchomił reakcję łańcuchową pewnych wydarzeń. Ile pamiętasz z tego, co działo się po tym, jak zemdlałaś?

Kręcę głową.

– Niewiele. Właściwie to dopiero teraz przypomniałam sobie tę część ze ślubu. Zazwyczaj udaje mi się tylko dotrzeć do momentu…

– „Biorę ciebie, Bryancie…” – szepcze Max.

– Tak. Skąd wiesz?

Mężczyzna bierze łyk herbaty, po czym podnosi oczy z powrotem na moją twarz.

– Ponieważ leki, które twój ojciec na tobie testował, właśnie w ten sposób działają. – Odkłada kubek. – Iso, przez ostatnie sześć miesięcy przeżywałaś w kółko te same wspomnienia.

Słowa unoszą się między nami, ale nie mogę ich uchwycić i pojąć ich znaczenia.

– Co?

– Przez rok w kółko przeżywałaś na nowo historię miłosną swoją i Bryanta. Od pierwszej strony. Wszystko zaczyna się od: „Iso, wyżej głowa. I uśmiechnij się. Myślałam, że lepiej cię wyszkoliłam”. A potem: „Lydio, mam dwadzieścia lat, a nie piętnaście. Wiem, co robię”.

Zamieram na stołku. Moje serce zamienia się w lód.

Max pochyla się do przodu, palcami chwyta mój podbródek, aby zmusić mnie do spojrzenia w jego oczy.

– Raz po raz przeżywałaś całą tę mękę, dręcząc się przez cały rok. Aż do momentu, w którym zobaczyłaś Bryanta i Harper w instytucie, gdy byłaś Brooke.

Wstaję z krzesła, moje stopy poruszają się w przód i w tył. Zaczynam chodzić w kółko po pomieszczeniu, ponieważ frustracja przeszywa mnie na wskroś.

– Więc tak naprawdę nie widziałam Harper i Bryanta?

Oczy Maksa robią się ponure. Kręci głową i odpowiada:

– Nie, przykro mi. Niektóre elementy historii, którą stworzyłaś, nie były prawdziwe. Przeżywałaś te same wydarzenia, ale niektóre z nich zostały zmienione. Nieznacznie, ale jednak.

– Więc co było prawdziwe? – Zatrzymuję się, taksując go swoim spojrzeniem. Dezorientacja nawet w połowie nie oddaje tego, co teraz czuję.

– Wszystkie główne wydarzenia były prawdziwe z wyjątkiem części, w której myślałaś, że Brooke jest w twojej głowie. Tak się nie stało. Była jak najbardziej realna. Ale w wyniku incydentu na waszym ślubie i podawania tych wszystkich leków, którymi cię faszerowano, zmieniłaś w swojej głowie Brooke w czarny charakter. Podzieliłaś się na dwie osoby i wszystkie złe skłonności przelałaś w Brooke, a dobre w Isę.

Nadal nic z tego nie rozumiem. Te wszystkie informacje zalewają mnie jak ocean.

Opadam z powrotem na stołek, masując skronie.

– Więc w skrócie nie zwariowałam, a moja córka jest… – Przełykam gulę w spuchniętym gardle. – Brooke była prawdziwa, mój najlepszy przyjaciel rzeczywiście mnie zgwałcił, a własny ojciec podawał mi nieznane leki? Dlaczego? – Wiedziałam, że mój ojciec był zdolny do ekstremalnych czynów. Zawsze stawiał swoją prezydenturę na pierwszym miejscu przed własną rodziną, wiedziałem o tym, ale to wciąż nie miało dla mnie za grosz sensu.

– Cóż… – zaczyna Max. – Devon cię nie zgwałcił. Podczas tej sceny obecna byłaś tylko ty i Brooke. Jeśli wrócisz myślami do tamtych chwil, zauważysz, gdzie twój umysł uciekał i wracał do rzeczywistości. W końcu będziesz w stanie rozpoznać, która część twojej historii była prawdziwa, a która nie. Po tym, jak Bryant zabił Brooke w dniu waszego ślubu, twój ojciec potrzebował sposobu na stłumienie tego, co się działo, ale kiedy tylko wyszłaś z oszołomienia, podniosłaś pistolet, którego użyła Brooke i opróżniłaś cały magazynek w głowę jej już martwego ciała. Twój ojciec wiedział, że się załamiesz. Martwił się o to, jak przez ciebie będzie wyglądał. Kiedy byłaś w zakładzie, nie mogłaś się zdecydować, czy jesteś Brooke czy Isą. W twojej głowie toczyła się walka. Jedna musiała zabić drugą. Gdyby Brooke zabiła cię maczetą, to ona by wracała. Z kolei, gdybyś to ty zabiła Brooke pistoletem, to ty byś wróciła.

Zgrzytam zębami.

– Dlaczego wcale mnie nie dziwi to, że ojciec kazał mnie zamknąć?

Max milczy.

– A Bryant? – pytam, przenosząc wzrok na mojego rozmówcę. – Gdzie, kurwa, jest mój niby-mąż?

– Nie wiem, co on planuje, Iso. Nikt nie wie. Nie odwiedzał cię od miesięcy. Po prostu zajmował się swoimi obowiązkami. Wiem, że on i twój ojciec pozostają w przyjacielskich relacjach.

Czuję, jak gorący gniew podsyca moją wściekłość, grożąc rozlaniem się na wszystkie strony.

– On mnie porzucił! – krzyczę przez łzy. – Oni wszyscy, kurwa, mnie porzucili!

– Hej! – Max robi kilka kroków wokół małej lady. Jego palce sięgają do mojego podbródka. Zdaję sobie sprawę, że badawczo przyglądam się jego twarzy, skupiając się na jego gęstej brodzie. Skóra pod jego oczami i czołem jest gładka i młodzieńcza, a brązowe oczy ciepłe i godne zaufania, ale wystarczająco intensywne, by przykuć moją uwagę. Ma brązowe włosy, które są krótko ogolone po bokach i trochę dłuższe na czubku głowy. Jednak są na tyle długie, że można je zaczesać do tyłu – co zresztą robi. Nie wygląda tak, jak kreowałam sobie wyobrażenie o lekarzu. Wygląda tak, jakby wyszedł prosto z planu „Wikingów”.

Powoli się do mnie przybliża, a mięśnie napinają się z każdym jego ruchem.

– Ja cię nie zostawię.

Moje oczy opadają do jego miękkich ust. Na górnej wardze ma idealny łuk kupidyna.

– Oczy mam tutaj, Łobuziaro.

– Łobuziaro? – pytam, przechylając głowę.

Jego ręka puszcza mój podbródek i opada swobodnie u jego boku.

– Tak cię nazywałem. Byłaś wrzodem na tyłku.

Dał mi przezwisko?

Wzdycham.

– Dlaczego mi pomagasz? Przepraszam, że mam problemy z zaufaniem, ale mężczyźni, którzy mieli stać u mojego boku, zawsze byli wszędzie, tylko nie tam, gdzie trzeba.

– To proste. – Jego oczy niewzruszenie pozostają skierowane na moich. – Jestem pieprzoną dobrą osobą, Iso. Kiedy dowiedziałem się, co naprawdę dzieje się w klinice, wepchnąłem cię na pakę mojego pickupa i zawiozłem nas tutaj. – Odsuwa się, dając mi trochę miejsca. Jestem za to wdzięczna. Mam wrażenie, że powietrze jest jakieś ubogie w tlen.

– Ubrałeś mnie?

Wzrusza ramionami.

– Wiedziałem, że będą na ciebie pasować. Zostawiła je tu kobieta, którą kiedyś znałem.

Nerwowo przełykam ślinę.

– Więc pomagasz mi, bo jesteś dobrym człowiekiem? Tak po prostu? To wszystko?

Max badawczo spogląda mi w oczy.

– Zdaję sobie sprawę, jak może być trudno ci to pojąć, ale to prawda, Iso.

Przecieram oczy, czując, jak opuszczają mnie siły. Ciepło z kominka w rogu rozsyła fale gorąca po małej chatce. Nie miałam jeszcze czasu się rozejrzeć, ale jest wystarczająco mała, by zwiedzić ją w dziesięć minut.

– To trudne – szepczę. Moje oczy pozostają skupione na wściekłych płomieniach. – Ale chcę ci zaufać.

– Nie skrzywdzę cię.

Gwałtownie kieruję na niego wzrok.

– Chcę ci wierzyć. Nie robię tego w tej chwili, ale chcę. Czy tyle na razie wystarczy?

Masywne ramiona Maksa rozluźniają się pod jego koszulą.

– Tak. Tak, kurwa, starczy.

Max gestem wskazuje na korytarz.

– Chodź. Musisz być zmęczona. Jest tylko jedna sypialnia, ale to właśnie tam cię trzymałem. Pewnie przez sen weszłaś do mojego łóżka, kiedy byłem rano na zewnątrz, by porąbać drewno.

Zsuwam się ze stołka, obdarzając go uśmiechem.

– Dziękuję, Max.

Idę za nim do sypialni i rozglądam się wokół. Pionowo ułożone bale tworzą ściany, a na środku stoi duże, małżeńskie łóżko z dwiema białymi szafkami nocnymi po obu stronach. Po przeciwnej stronie pokoju znajduje się okno skryte za białą zasłoną. Łóżko jest niepościelone, pewnie z mojego powodu. Na szczycie jedynej stojącej tu komody piętrzą się ubrania, wszystkie schludnie złożone.

Max wskazuje na nie palcem.

– Tu znajdziesz więcej ubrań, jeśli będziesz ich potrzebowała. Łazienka jest naprzeciwko, a w szafkach jest jedzenie, więc śmiało się częstuj.

Czuję, jak kolana drżą pod moim ciężarem. Dopiero teraz dociera do mnie, co tak naprawdę się dzieje.

– No cóż, odpocznij trochę. Porozmawiamy dłużej rano. – Odwraca się, żeby wyjść, ale moja ręka wystrzeliwuje w powietrze i zaciska się wokół jego grubego przedramienia.

– Max? – szepczę, odwracając go w moją stronę.

On oblizuje swoje wargi.

– Tak?

– Dziękuję.

Podłoga była niestabilna, jakby kołysała się w rytmie fal, które groziły jej przewróceniem. Zapach oceanu i ryb otaczał małą kabinę łodzi, a ja kilka razy zamrugałam, żeby pozbyć się łez.

– Halo? – Zawołałam, waląc w jedyne drzwi. – Czy ktoś tu jest? Pomóżcie mi! Proszę! – Waliłam i waliłam raz za razem, ale nikt nie przychodził. Nikt nie usłyszał mojego wołania o pomoc. W końcu z góry zaświeciło rażące słońce. Musiałam zasłonić oczy ręką, żeby przysłonić ten nagły atak światła.

– Kto tam?

Rozdział 2

Isa

Gniew jest doskonałą bronią, jeśli tylko potrafisz poradzić sobie z jej odrzutem. – Isa

Obudziłam się rano z uczuciem równego zgorzknienia, jeśli nawet nie większego niż w chwili, kiedy zasypiałam. Sen, w którym przebywałam na łodzi, też nie pomógł ukoić myśli. Czuję, jak wszystkie paskudne rzeczy kipiące we mnie wypływają na powierzchnię, ale przynajmniej tym razem wrażenie jest zgoła inne. Mogę je poczuć. Potrafię je rozpoznać. Mogę pogodzić się ze sposobem, w jaki negatywne uczucia płyną przez moje żyły razem z krwią, grożąc, że dotrą do tej szalonej strony mojego mózgu.

– Jesteś głodna? – Max mruczy do mnie zza kamiennego blatu, podczas gdy w oszołomieniu staram się dojść do kuchni. Stoi przy starej kuchence wymagającej rozpalenia ognia pod płytkami. W powietrzu unosi się zapach słodkiego, chrupiącego bekonu i puszystej jajecznicy z masłem. Słyszę, jak burczy mi w brzuchu.

– Tak, chętnie zjem. Umieram z głodu. – Wspinam się na stołek barowy i sięgam po czajnik. Znów odruchowo rozglądam się po całym domku. – Rozumiem, że nie ma tutaj prądu?

Max nie odwraca się do mnie, gdy odpowiada:

– Nie. Jesteśmy tu całkowicie odcięci od świata.

Interesujące… Zastanawiam się, dlaczego ktoś mógłby potrzebować tak odludnego miejsca, ale nie wyrażam na głos swoich przemyśleń.

Nalewam sobie filiżankę gorącej herbaty, po czym stawiam czajnik z powrotem na kamiennym blacie.

– Wiesz co? Tu naprawdę jest przepięknie.

Max odwraca się z patelnią w rękach, po czym stawia ją na kamiennym blacie. Przynajmniej nie musi się martwić, że przypali jego powierzchnię.

– Tak sądzisz? – Zaczyna nakładać jedzenie na talerze. – Pięknie? Naprawdę? Prawdę mówiąc, to nie myślałem o Losie w ten sposób.

Przesuwam swój talerz bliżej, a następnie biorę do ręki sztućce.

– Los? – pytam, wgryzając się w chleb tostowy.

Mężczyzna zajmuje miejsce obok mnie. Z ust zwisa mu kawałek bekonu.

Jest w nim coś bardzo oczywistego, czego jednak nie komentuję. Nie jestem jeszcze gotowa, żeby się przyznać do tego, co o nim myślę, bo to nie jest dobry moment na to, żeby ten temat mógł naturalnie wypłynąć.

Max odgryza kawałek bekonu i zaczyna żuć.

– Tak właśnie nazywa się ta chatka. Los – wyjaśnia.

Max ma na sobie parę ciemnych dżinsów, ciężkie buty w stylu wojskowym i białą flanelę z kilkoma rozpiętymi guzikami. Zapach świeżego mydła przebija się ponad bekonem i jajkami, otulając moje zmysły. Kiedy siada, czuję, jak przyciska udo do mojego.

Przełykam, niemal od razu zabierając nogę.

– Przepraszam – mruczy, odwracając się w moją stronę. – Wszystko w porządku?

Wgryzam się w kawałek bekonu.

– Tak. Myślę, że zaczynam się czuć trochę bardziej jak człowiek. W każdym razie Los jest piękny. – Nie sądzę, żeby zmiana tematu poszła mi tak gładko, jak się z początku wydawało.

Chrząka, sięgając po swoją herbatę i upija jeden łyk.

– Nie zawsze. – Robi pauzę, podczas której potrzebuję kilku sekund, aby wyczuć podwójne znaczenie jego odpowiedzi. – Nie mogę sobie nawet wyobrazić, jak musisz się czuć. Twój organizm powinien już prawie całkowicie pozbyć się negatywnych skutków leków, które ci podawano.

– Nie obraź się za to, co powiem, ale nie wyglądasz mi na lekarza. – Szybko wpycham sobie jedzenie do ust, żeby nie powiedzieć nic więcej, czego mogłabym żałować.

Po raz pierwszy, odkąd się obudziłam, włochaty mężczyzna zaczyna się śmiać, a ja w końcu mam okazję zobaczyć jego białe jak w reklamie pasty wybielającej zęby, które zazwyczaj ukrywa pod zarostem.

– Często to słyszę, kiedy nie mam na sobie fartucha lekarskiego.

– Przykro mi, że cię nie pamiętam, Max. – Chciałabym, żeby było inaczej. Może wtedy byłabym trochę bardziej skłonna, by mu zaufać.

– To nie ma znaczenia, Iso. Nie to się liczy i nie dlatego cię uratowałem.

– A dlaczego to zrobiłeś? – pytam, przechylając głowę i przerzucając boczek między palcami. – Dlaczego zabrałeś mnie z zakładu?

– Przez wiele miesięcy byłaś moją pacjentką. Zdarzało się, że całymi dniami siedziałem u twojego boku, próbując dowiedzieć się, co ci dolegało, co działo się w tej twojej głowie.

Po tych słowach całkowicie odwraca się w moją stronę. Teraz jego nogi są rozłożone pomiędzy moimi.

– Stałaś się moją obsesją. Musiałem poznać twoją historię i dowiedzieć się, jak się znalazłaś w naszym szpitalu.

– Chyba z powodu mojego taty, nie? – pytam retorycznie, spoglądając mu w oczy.

Max macha niedbale ręką i odchyla głowę do tyłu.

– Pieprzyć twojego tatę.

Wybucham śmiechem i, Boże, jakie to wspaniałe uczucie! Ramiona trzęsą się od chichotu, a z oczu płyną łzy. Po raz pierwszy są to łzy szczęścia, a niewszechogarniającego bólu.

Wycieram mokre policzki wierzchem dłoni.

– Przepraszam. Nie wiem dlaczego, ale w moich uszach zabrzmiało to naprawdę zabawnie. – Jego twarz jest poważna, a usta ściśnięte w płaskiej linii. Natychmiast nieruchomieję na ten widok. – Przepraszam. Nie chciałam…

– Nie, to nie o to chodzi. – Przerywa mi, kręcąc głową.

– Więc co się stało? – pytam łagodnie, choć nie jestem pewna, czy chcę poznać odpowiedź. Nic nie mogę poradzić na to, że czuję jakieś niewidzialne przyciąganie do Maksa. Ale na razie muszę je zignorować.

– Mam wrażenie, że przez lata zastanawiałem się, jak brzmiałby twój śmiech i jak w ogóle wyglądasz, kiedy się uśmiechasz. Teraz, kiedy w końcu to zobaczyłem, muszę powiedzieć…

– Co takiego? – ponaglam go, choć nie wiem, dlaczego tak bardzo chwytam się każdego wypowiedzianego przez niego słowa.

– Że twój mąż był głupim skurwysynem.

Śmieję się ponownie, po czym zaczynam chrupać boczek, ucinając moment pełen radości, który dzieliliśmy.

– Jesteś pewien, że nie znasz Bryanta? Bo „skurwysyn” było jednym z jego ulubionych słów. – Wywiązuje się między nami swobodna, niezobowiązująca rozmowa. Max opowiada mi, że Los był jedynym wystarczająco bezpiecznym miejscem, do którego mógł mnie zabrać, abyśmy mogli się zrelaksować i wymyślić jakiś plan, co dalej można zrobić, jako że jego kończył się na przyprowadzeniu mnie do chaty. W jego towarzystwie czuję się dość swobodnie. Ten swoisty komfort w pewnym stopniu mnie niepokoi, ponieważ z moich przeszłych doświadczeń jasno wynika, że nie powinnam tak szybko nawiązywać bliskiego kontaktu z innymi.

– Więc gdzie dokładnie jesteśmy, skoro masz stuprocentową pewność, że mój ojciec cię tu nie znajdzie? W końcu jest prezydentem Stanów Zjednoczonych. Jestem pewna, że z łatwością odnalazłby to miejsce, gdyby tylko zechciał.

– W tym rzecz – odpowiada Max podczas zmywania naczyń. – Wiem, że cię szuka. Nie mam wątpliwości, że wywróci cały kraj do góry nogami, by cię znaleźć. Ma świadomość, że dzięki temu dobrze wygląda w mediach.

Składam ścierkę do naczyń i kładę ją na blacie, o który się opieram.

– Mój ojciec nieraz mnie zawiódł, gdy dorastałam – wyznaję. – Pamiętam, jaka byłam zazdrosna o wszystkie małe dziewczynki, które miały kochających tatusiów. Ja chciałam mieć ojca, który nie dbałby o pieniądze, sondaże czy sławę. Chciałam mieć po prostu najzwyczajniejszego w świecie tatę, a nie pieprzonego prezydenta. – Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, co powiedziałam, dopóki Max nie stanął bezpośrednio przede mną, opierając się o ladę.

– Tak mi przykro, że te dwa dupki tak bardzo cię zawiodły, Iso. Co zamierzasz z tym zrobić?

Zastanawiam się nad tym pytaniem.

– Chcę się zemścić.

Max kiwa głową, jakby to było dla niego oczywiste.

– Chcę zniszczyć ich obu.

Jeszcze raz kiwa głową.

– Chcę, żebyś mi w tym towarzyszył.

Max nieruchomieje, wbijając wzrok w moje oczy, ale mimo to kontynuuję:

– Wiem, jak bardzo to samolubne z mojej strony było o to prosić, biorąc pod uwagę wszystko, co już dla mnie zrobiłeś. Nie wiem, czy masz rodzinę, żonę, czy dzieci. Ale chcę, żebyś był ze mną.

Max odpycha się od lady i robi krok w moim kierunku, co oznacza, że teraz jest bardzo blisko, biorąc pod uwagę, jak mały jest Los.

– Chcesz mnie? – Wpatrujemy się w siebie nawzajem. Moje serce przyspiesza, kiedy słyszę te słowa, a ręce zaczynają się pocić. Skąd u mnie to dziwne uczucie? Mężczyzna oblizuje wargi. – W takim razie jestem twój.

Wydycham głośno powietrze i owijam ramiona wokół jego grubej szyi. Czuję, jak od naszego kontaktu moje mięśnie się rozluźniają, a całe napięcie opuszcza odrętwiałe kończyny. Przyciskam nos w zagłębienie szyi Maksa, zamykając oczy. Czuję jego skórę na moich wargach. Zapach tego mężczyzny ma teraz na mnie taki sam wpływ, jak działka heroiny na ćpuna.

– Dziękuję ci – szepczę mu w szyję. Gdy wypowiadam słowo „ci”, czuję się, jakbym składała na jego skórze pocałunek.

Napręża się.

– Możesz na mnie liczyć.

Odsuwam się od Maksa, po czym kieruję się prosto do łazienki, by szybko się wykąpać. Wyciskam mydło na dłoń i pieczołowicie wcieram pachnące mydliny w każdy kawałek ciała. Chcę zaufać Maksowi. Myślę, że część mnie lekko się dla niego otworzyła, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Mimo to jest jeszcze większa część, która mocno trzyma się uczucia niepewności. Tej samej niepewności, której nabawiłam się przez Bryanta i mojego ojca.

Z niecierpliwością czekałam na swoje trzynaste urodziny od dnia, w którym w końcu zaczęłam dojrzewać. Zarówno ja, jak i moje przyjaciółki planowałyśmy ten dzień od wielu tygodni. Miałyśmy u mnie nocować, oglądać filmy, a potem, kiedy moi rodzice mieli wyjść z domu, miałyśmy zamiar splądrować barek ojca i Lydii. Wszystko było dopięte na ostatni guzik.

Przyjaciółki ze szkoły czekały na dole w sali kinowej ze swoimi śpiworami i poduszkami. Wszystkie chichotały, rozmawiając o jakimś nowym, przystojnym chłopaku, który przeniósł się do naszej szkoły, podczas gdy ja wbiegałam po schodach na piętro. Tata trzymał najlepszy alkohol w swojej sypialni, a ja akurat byłam na tyle głupia, żeby się do niego włamać.

Prześlizgnęłam się przez drzwi, wzdrygając się, ponieważ skrzypienie wdarło się do środka trochę głośniej, niż chciałam. Mimo to skierowałam się do małego barku, który rodzice ustawili w rogu. Pochylając się, otworzyłam szklane drzwi i wyjęłam napoczętą butelkę wódki. Taką, której może by nie zauważył. Kiedy wstałam z powrotem, moją uwagę przykuło zdjęcie na gzymsie. Nie było w ramce. Wyglądało nie na miejscu, jakby rzucono je tam w zupełnym pośpiechu.

Podniosłam je. Na fotografii znajdowała się kobieta stojąca w śniegu. Miała długie, brązowe włosy, chochlikowatą twarz i oczy, które zdawały się widzieć zbyt wiele zła, by utrzymać w nich życie. Nie rozpoznałam jej. Odłożyłam zdjęcie z powrotem na gzyms, wsunęłam alkohol pod za dużą bluzę z kapturem, po czym wróciłam na dół.

Ocierając wodę z oczu otrząsam się z retrospekcji, pozwalając jej pozostać gdzieś z tyłu głowy jak świeże wspomnienie. Do dziś nie wiem, dlaczego to zdjęcie się tam znalazło. Reszta nocy przebiegła dokładnie tak, jak każda dobrze zaplanowana impreza urodzinowa trzynastolatki. Ale było to również ostatnie przyjęcie urodzinowe, jakie kiedykolwiek wyprawiłam. Od tamtego momentu ojciec do reszty wciągnął się w świat polityki. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, jakie miał plany. Nawet nie rozmyślałam o nich zbyt wiele. Zawsze byłam samolubną nastolatką i wiecznym rozczarowaniem dla ojca, ale od tamtego momentu było już tylko gorzej.

Wyłączam prysznic i wychodzę w pluszowym wełnianym ręczniku z kabiny. Szybko się osuszam, po czym ubieram w ciasne dżinsy i luźną koszulkę z dekoltem w serek. Nie wiem, do kogo należały te ubrania, ale dziewczyna miała gust. Gdy jestem już z powrotem w sypialni, wrzucam brudne pranie do kosza. W tym momencie kątem oka zauważam stojące pod komodą pudełko. Bez zastanowienia schylam się i po nie sięgam. Jest to stare pudełko po butach. Otwieram je i zauważam, że jest wypełnione toną zdjęć. Jest tam też obrączka i aparat fotograficzny polaroid. Przeglądam fotografie, na które składają się rozmaite selfie i zdjęcia z zaskoczenia zrobione Maksowi i jakiejś kobiecie. Nie wiem, jak wygląda, bo jej twarz za każdym razem kryje się za rękami, długimi, ciemnymi włosami albo pod dużą bluzą z kapturem. Wnioskuję, że ma nieskazitelną urodę, która uzupełnia wygląd Maksa.

– Była moją żoną. – Głos Maksa od strony drzwi zaskakuje mnie, przez co podskakuję w miejscu, upuszczając zdjęcie z powrotem do pudełka.

– Przepraszam. Nie chciałam węszyć.

Max wzrusza ramionami, po czym odpycha się od framugi drzwi i pochyla, by usiąść naprzeciwko mnie. Przegląda zdjęcia i podaje mi jedno, na którym znajduje się Max przed Losem.

– Moja żona była dla mnie wszystkim. Nienawidziła Losu. Mówiła, że przyprawia ją o dreszcze. Wywoływał w niej niepokojące myśli o duszach, które były zbyt złe dla Nieba, ale zbyt dobre dla Piekła. – Kręci głową, wrzucając zdjęcie z powrotem między inne. – I tak ją, kurwa, kochałem.

Przełykam ślinę, starając się stłumić emocje. Dlaczego nie mogłam poślubić kogoś takiego?

– Kochałeś? – pytam delikatnie, podkreślając czas przeszły. – Nie musisz o niej mówić, jeśli nie chcesz. – Mimo że widziałam ich związek tylko na zdjęciach, to mam pewność, że był bardzo wyraźnie dostrzegalny. Szczególnie w sposobie, w jaki Max na nią patrzył. Chciałam zapytać, dlaczego nigdy nie pokazywała twarzy, ale nie chciałam być wścibska.

– Ta… – Zamyka pudełko, wsuwając ją z powrotem pod komodę. – Okazuje się, że nie znałem jej tak dobrze, jak myślałem.

Pochylam się z zaciekawieniem do przodu, chcąc dowiedzieć się więcej. Wolę zastąpić wiszące nade mną ciemne chmury na te należące do kogoś innego. Jego wydawały się łatwiejsze do przegnania.

Parska śmiechem, gdy zauważa, z jaką uwagą go obserwuję.

– Nie jesteś jedyną, która ma problemy z zaufaniem. Na razie nie będę się więcej uzewnętrzniał.

Wzdrygam się.

– Przykro mi, Max.

Mężczyzna wzrusza ramionami, po czym wstaje z krzesła, górując nade mną niesamowitym, pewnie ze dwumetrowym, wzrostem.

– Co się stało, już się nie odstanie, Iso. Niewiele mogę z tym zrobić – mówi, po czym zajmuje teraz miejsce na łóżku.

– Czy już wiesz, co chcesz dalej zrobić?

Zakładam włosy za ucho.

– Gdzie jesteśmy?

– To północno-zachodnie Wybrzeże. Wystarczająco głęboko w górach.

Przygryzam dolną wargę w końcu gotowa, by przyznać jedną rzecz, której nie byłam w stanie dopuścić do siebie wcześniej. Max jest… cóż, całkiem niezły, jeśli chodzi o wygląd. Nie chodzi o to, że jest piękny albo przystojny. Jest… No cóż, nie da się inaczej tego nazwać – jest cholernie gorący. Ma w sobie pewną szorstkość, o którą nawet nie sądziłam, że lubię w mężczyznach. A może chodzi o to, że jest przeciwieństwem mojego pierdolonego męża?

– Jedźmy do Nowego Jorku – wypalam.