Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Była uwięziona w przeszłości, dopóki ich nie spotkała.
Lilith Patience ma koszmary. Czasami wydaje jej się, że nie kończą się one nawet po przebudzeniu. Przeszłość tkwi w jej pamięci tak mocno, że każdego dnia z łatwością wkracza do jej teraźniejszości.
Kiedy dziewczyna zostaje członkinią Midnight Mayhem, wspomnienia podążają za nią jak cień. Wydaje się, że Lilith nigdy nie będzie wolna.
Tymczasem zaczyna się nią interesować dwóch członków Midnight Mayhem, a oni w dodatku interesują się sobą nawzajem. Ten niecodzienny trójkąt może ocalić Lilith albo pociągnąć ją na samo dno, mroczniejsze niż to, które pamięta.
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia. Opis pochodzi od Wydawcy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 447
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tytuł oryginału
In Silence She Screams
Copyright © 2021 by Amo Jones
All rights reserved
Copyright © for Polish edition
Wydawnictwo NieZwykłe Zagraniczne
Oświęcim 2023
Wszelkie Prawa Zastrzeżone
Redakcja:
Agata Bogusławska
Korekta:
Monika Nowowiejska
Joanna Boguszewska
Karolina Piekarska
Redakcja techniczna:
Paulina Romanek
Projekt okładki:
Paulina Klimek
www.wydawnictwoniezwykle.pl
Numer ISBN:978-83-8362-227-9
Kyrin
Siedemnaście lat
Usłyszałem jej szloch, zanim jeszcze dotarłem do końca korytarza. Nawet wykończony podróżą nie mogłem przejść obok tego dźwięku obojętnie. W końcu to Cartier – a ona przecież nigdy nie płakała. Była twarda jak skała. Już w wieku pięciu lat potrafiła chwycić Keatona i podduszając go, dosłownie zamieść nim podłogę. Tak więc – mimo że w tym momencie nadawałem się na pocieszyciela jak zakonnica na striptizerkę – cofnąłem się i otworzyłem drzwi jej sypialni. Było już po północy; głowa mi pękała i najchętniej przespałbym co najmniej trzy kolejne dni.
Gdy ujrzałem ją skuloną na łóżku i obejmującą się za nogi, cały się spiąłem.
– Kyrin, odejdź… – szepnęła.
– Weź przestań. Co się stało?
Zanim odpowiedziała, zauważyłem, że miała na sobie sukienkę imprezową z tego błyszczącego gówna, które dziewczyny tak uwielbiają.
– Nic, dobrze? Nic – odparła łamiącym się głosem; broda wyraźnie jej drżała.
Kiedy zdałem sobie sprawę, że coś naprawdę ją dręczy, poczułem przypływ adrenaliny. Wszedłem do środka i kopniakiem zamknąłem za sobą drzwi. Wtem jej telefon zabrzęczał na biurku; chciała go podnieść, ale dopadłem do niego pierwszy.
– Odblokuj telefon, Chuckles… – Podświadomie zwróciłem się do niej przezwiskiem, które nadałem jej, gdy się urodziła.
Wtedy nie umiałem jeszcze poprawnie wymówić „Cartier”, więc zamiast tego zacząłem nazywać ją „Chuckles”. I tak już zostało, choć nie była tym zachwycona.
Pokręciła głową i usiadła prosto. Sukienkę miała rozerwaną na bokach, a po twarzy spływał jej mocno rozmazany makijaż.
Zacisnąwszy zęby, ująłem ją za brodę i uniosłem telefon tak, aby odblokować go za pomocą rozpoznawania twarzy.
– Ky, proszę. Wszystko w porządku.
Odczytałem wiadomość od jej najlepszej przyjaciółki.
Car, musisz komuś powiedzieć, co się dzisiaj stało. Proszę. Jestem przy tobie.
Krew się we mnie zagotowała; miałem wrażenie, jakby w żyłach płynęła mi lawa. Spojrzałem na Cartier, mocno ściskając jej telefon w dłoni.
– Ktoś ci coś zrobił? – warknąłem.
Wargi jej drżały, gdy odgarnęła kosmyk blond włosów z twarzy i starła nieco tuszu do rzęs spod oczu.
Byłem wściekły, ponieważ już nie raz kłóciłem się z rodzicami, aby nie zabierać jej na trasy. Nie chciałem, żeby w tym uczestniczyła. Pragnąłem, by wiodła zwykłe, nudne życie. Wszyscy tego pragnęliśmy. Była jedyną dziewczyną w naszym gronie, przez co odpowiadała przed nami i zwykle nasze słowo było ostateczne – choć nieustannie się z nami spierała i walczyła o swoje, jak tylko umiała.
Westchnąłem głęboko i wyjąłem telefon z kieszeni.
– Znasz go?
– Ky, ja…
– Podaj mi jego nazwisko, Cartier!
Wzdrygnęła się. W innych okolicznościach czułbym się chujowo, że tak na nią naskoczyłem, ale to wyjątkowa sytuacja. Dzisiejszej nocy ktoś położył łapy na mojej siostrze. Nie zamierzałem puścić tego płazem.
Kurwa, jak ja nienawidziłem liceum.
– Ben Jules.
– Adres? – zapytałem już spokojniejszym tonem.
Podała mi go, a ja wpisałem dane na mapie. Zwykle w takich sprawach wzywałem któregoś z Braci jako wsparcie, ale tym razem wiedziałem, że poradzę sobie sam.
– Opowiedz mi wszystko.
– Ja… Był z dziewczyną. Dali mi drinka i obudziłam się, gdy się do mnie dobrali. Śmiała się i wszystko nagrywała.
Gdy tylko wypowiedziała te słowa zbolałym głosem, oczy zaszły mi czerwoną mgłą. Aż zakręciło mi się w głowie.
– To twoi znajomi?
Pokręciła głową.
– Nie. Po prostu trafiliśmy na tę samą imprezę. – Powieki jej opadły. – Nie powinnam była tam iść.
– Cartier – warknąłem – masz pełne prawo chodzić na imprezy! Żaden śmieć nie ma prawa tknąć cię bez twojej zgody.
To jeden z tych aspektów życia, których chyba nigdy nie zrozumiem. Kobieta nie może ubrać się, jak chce, bo inni zaraz ją osądzają albo wyciągają po nią swoje brudne łapy.
– Co zamierzasz zrobić, Ky?
– Nie martw się tym.
Zszedłem do podziemnego garażu i popatrzyłem na zaparkowane tam samochody. Ponieważ tata zabrał Lambo do warsztatu, zdjąłem z haczyka kluczyki do motocykla i wsiadłem na niego, nie założywszy nawet kasku.
Gdy dotarłem na miejsce, impreza już się chyba skończyła. Na trawniku leżało pełno kubków i pustych beczek po piwie.
– Jebane świnie.
Minąwszy ten śmietnik, podszedłem do drzwi wejściowych, które otworzyłem kopniakiem. Wewnątrz ujrzałem śpiących na podłodze ludzi. Klucząc między nimi, porównywałem twarze tych pojebów ze zdjęciem w telefonie. Okazało się, że nie było wśród nich Bena, więc udałem się na piętro i sprawdzałem po kolei sypialnie.
Wszystkie były puste. Aż wreszcie została mi ostatnia.
Oblizałem dolną wargę i ostrożnie otworzyłem drzwi.
Wewnątrz zastałem Benjamina w trakcie ostrej jazdy z młodą dziewczyną. Miała blond włosy, a tłuste cyce obijały się o jej brodę, gdy on raz za razem uderzał swoimi karłowatymi biodrami o jej dupę.
– Boże! – krzyknęła, zobaczywszy mnie, i natychmiast się zarumieniła.
Benjamin zamarł i obejrzał się przez ramię.
– Co, do kurwy, dupku? Wypierdalaj!
Teoretycznie miałem do wyboru dwie możliwości, jednak w rzeczywistości – tylko jedną. Na moim miejscu ktoś szlachetniejszy ode mnie pozwoliłby dziewczynie odejść, ale z drugiej strony taki człowiek nie przyjechałby tu z zamiarem zabicia tego skurwiela. Poza tym ta suka też miała w tym swój udział.
Kopniakiem zamknąłem za sobą drzwi i zaryglowałem je.
– Jestem kurewsko zmęczony. Masz więc szczęście, bo załatwię to szybko, chociaż na to nie zasługujesz.
Wyciągnął kutasa z dziewczyny i podszedł do mnie. Różniliśmy się tak bardzo, że fakt ten wywołał we mnie dziwną fascynację. Podczas gdy on miał jakieś półtora metra wzrostu i niespełna siedemdziesięciokilogramowe, niedorozwinięte ciało, ja mierzyłem ponad sto dziewięćdziesiąt centymetrów i ważyłem ponad dziewięćdziesiąt kilo, z czego większość to mięśnie.
Nie to jednak uzmysłowiło mu, jak bardzo miał w tym momencie przejebane. Zdał sobie z tego sprawę dopiero, kiedy wykrzywiłem usta w szyderczym uśmiechu, a moje oczy spowił cień.
– Czego chcesz, człowieku?
– Moja młodsza siostra była tutaj wcześniej… – warknąłem. – Zadarłeś z niewłaściwą osobą.
Z pochwy przy pasie wyciągnąłem nóż myśliwski. Obróciłem go w palcach, po czym ugodziłem chłopaka pod brodą.
Dziewczyna zaczęła wrzeszczeć, więc wysunąłem ostrze i dopadłem do niej. Ucichła, kiedy nóż wniknął między jej oczy, a po twarzy spłynęła jej struga krwi.
Chłopak uderzył kolanami w podłogę.
Wyciągnąłem nóż z czaszki dziewczyny i podszedłem z powrotem do niego. Nachyliwszy się nad nim, posłałem mu uśmieszek, wsłuchany w bulgot krwi zbierającej się w jego gardle.
– Jeszcze z tobą nie skończyłem.
Nie zamierzałem sobie niczego utrudniać. Zapewne normalną reakcją na fakt, że właśnie kogoś zabiłem, byłaby panika, ale ja niczego takiego nie czułem. Wciąż napędzała mnie adrenalina.
Przyłożyłem czubek ostrza do skraju jego szczęki i zacząłem ciąć wzdłuż. Zatrzymałem się dopiero po drugiej stronie, tuż pod linią włosów.
„Ky, ciągle widzę jego twarz. I jego ciało. Na mnie. Jego twarz, Ky”.
Przypomniawszy sobie słowa siostry, postanowiłem nie przestawać i przeciągnąłem nacięcie dookoła jego głowy, aż do miejsca, w którym zacząłem. Następnie chwyciłem palcami oddzieloną w ten sposób skórę, wraz z mięśniami i tkanką tłuszczową, by wreszcie zerwać ją całkowicie i rzucić w kąt pokoju.
Tamtej nocy wydarzyły się jeszcze dwie rzeczy.
Po pierwsze: wezwałem Keatona, żeby pomógł mi oczyścić to miejsce z mojego DNA.
Po drugie: zadzwoniłem do osoby, do której zdecydowanie wolałem nie dzwonić…
Eli
Gdy miałem cztery lata, matka oznajmiła mi, że mnie nienawidzi. Zatrzymała samochód na poboczu, wypięła mnie z fotelika – czy jak się nazywa to gówno do wożenia dzieciaków – i kazała wypierdalać.
Najwyraźniej była o coś mocno wkurwiona. O co? Nie miałem wtedy pojęcia. Niemniej nienawiść, którą okazywała mi przez całe życie, pozostawiła głębokie, choć niewidzialne blizny na moim ciele.
Widząc mnie, ludzie dostrzegali tylko uroczy uśmiech, zabójczą urodę, kasę i – nie oszukujmy się – sławę, co kwitowali zwykle myślą typu: „Skurwiel ma wszystko, o czym tylko można zamarzyć”.
Ale pieniądze i sława nie zastąpią nikomu miłości.
Pieniądze, sława i zabójczy wygląd jedynie maskowały tortury, jakie przechodziłem, będąc dzieciakiem. Nikomu nie przyszłoby do głowy, że historię mojego życia należałoby umieścić w kategorii „ponure”.
Bo należałoby.
Nie wszystkie ponure historie zaczynają się od sceny, w której główny bohater tkwi przypięty łańcuchami do cementowej podłogi. Niekiedy wygląda to o wiele subtelniej – krzywda, jaka go spotyka, ma formę trucizny słownej, podawanej na srebrnej łyżce, natomiast podłoga wyłożona jest płytkami LuxTouch marki Pietra Firma1.
Jeśli chodzi o ojca, to widziałem w nim swojego herosa. Choć lubił żartować i rozbawiać innych, wszyscy wiedzieli, że lepiej z nim nie zadzierać.
Dorastałem wraz z braćmi. Tworzyliśmy cholerny Elite Kings Club2 – tajne stowarzyszenie, którego albo się boisz, albo chcesz być częścią. Wychowaliśmy się pod okiem naszych ojców i wujków. Każdy z nich znał się na pewnych sprawach, podczas gdy w innych był beznadziejny. Albo – jak to było w przypadku Brantleya – okazał się jebanym potworem.
Kiedy moi rodzice zmarli, poczułem ulgę, czego większość ludzi nie potrafiłaby zrozumieć. Nie rzuciłem jednak szkoły, Riverside Prep Academy3, aczkolwiek ledwie ją ukończyłem… Teraz zaś… No cóż, robiłem dokładnie to, co robił mój ojciec.
A przynajmniej powinienem, ale zjawiła się ona.
– Eli, słuchasz? – wyrwał mnie z zamyślenia Bishop, czyli miniojciec chrzestny Elite Kings.
– Tak, słucham… – Zmrużyłem oczy. – Chcesz, żebym ruszył w trasę z ekipą Midnight Mayhem, ponieważ…
Posłał mi zimne, martwe spojrzenie, jak gdyby chciał mnie udusić samą siłą woli.
– Czyli nie słuchałeś.
Bishop nie zawsze był takim gburem. Chociaż nie, skłamałbym – był. Ale to się zmieniło, kiedy pojawiła się Madison. Ostatecznie jednak zostawiła go, a on wrócił do punktu wyjścia, tym razem już nieco starszy i wredniejszy.
– Nie no, słuchałem.
– Tak, pajacu? To co powiedział? – zapytał Nate, mój drugi brat, też należący do klubu.
– No przecież powtórzyłem! – wykrzyknąłem, machając rękami.
Nate pokręcił głową i zwrócił się do Bishopa:
– Nie słuchał. Jebać to. Ja się tym zajmę.
– Nie – warknął Bishop. – Tillie potrzebuje cię tutaj. – Spojrzał znów na mnie. – Ty to zrobisz, Eli. Mówię serio, kurwa. Szykuj się.
Uniósłszy brew, spojrzałem na Bishopa. Wiedziałem, czego chciał. Kurwa, wszyscy to wiedzieliśmy. Zanosiło się na tę wojnę od pokoleń, a teraz nareszcie sytuacja osiągnęła punkt krytyczny. Cholerne Riveredge, czyli zachodnia część naszego rodzinnego miasta Riverside, przez którego środek przebiega droga dzieląca je na dwie połowy. Po jednej stronie mieści się liceum Riverside i nawiedzone zamczysko, a po drugiej – właśnie Riveredge. Są jak jebane yin i yang4. Nasi ojcowie trzymali przez lata rękę na pulsie, nie dopuszczając do eskalacji, zupełnie tak, jak czynili to ich ojcowie. Z czasem jednak pojawiły się pogłoski, że jednocześnie zaczęli budować własne królestwo. Co bynajmniej nam się nie spodobało. Nie bez powodu nazwaliśmy się Elite Kings, a okoliczności, w jakich przyjęliśmy tę nazwę, można uznać za brutalne. Nie byliśmy bowiem typową grupką nieopierzonych licealistów, którzy bili inne dzieciaki za nieprzestrzeganie zasad ich żałosnego klubu. My dosłownie wykańczaliśmy ludzi, odcinając im kończyny i wysyłając je ich bliskim. Nie mieliśmy też zasad, lecz prawa – zapisane krwią naszych przodków. Wywodziliśmy się ze społeczności zakorzenionej w tym miejscu mocniej niż miasto, które tu zbudowano. Już z tego tylko względu lepiej było z nami nie zadzierać.
– Naprawdę chcesz wciągnąć w to Midnight Mayhem?
Midnight Mayhem nie byli zwykłym cyrkiem. Wszyscy mieli tam nierówno pod sufitem. Dlatego też nie uśmiechało mi się zgrywanie klauna na tej karuzeli pojebów.
Ludzie oglądający ich zmysłowe przedstawienia myśleli, że to tylko występy aktorów i artystów. Otóż nie tylko. Bo za kurtyną pozorów skrywali mroczne tajemnice, które – aby poznać dogłębnie – należałoby drążyć całymi latami.
Bishop wciąż wpatrywał się we mnie beznamiętnie.
– Nie. Dołączysz do nich pod fałszywym pretekstem.
Wyprostowałem nogę i oparłem ją o biurko.
– Serio? Niby jakim?
– Typowym dla ciebie… – Wreszcie, z uśmieszkiem właściwym dawnemu sobie, wyjaśnił: – Szukasz okazji do zamoczenia.
Rozejrzałem się po pokoju.
– Czekaj, myślisz, że tak po prostu pozwolą mi do nich dołączyć? – Mimowolnie wydałem z siebie głęboki rechot. – Stary, przecież żeby się do nich dostać, trzeba się nieźle namęczyć. A to zwykle wiąże się z brodzeniem wśród fragmentów rozszarpanych ciał. I to dosłownie. Oni porywają ludzi, B! Daj spokój!
W jego oczach odmalowało się znudzenie.
– To podwiń nogawki i jazda.
– Dupek z ciebie. Wiesz o tym?
Nie obruszył się na moje słowa, ale przyjął je wręcz z satysfakcją.
– Czas, byście wymyślili na mnie jakieś nowe określenie. „Dupek” nie oddaje już mojej natury. – Podniósł się z fotela i podszedł do ogromnego okna wychodzącego na kipiące życiem Upper East Side.
– Coś ci wymyślę – odparłem z wredną miną, postukując kolczykiem w języku o zęby.
Pokazał mi środkowy palec.
– Dołącz do nich i narób hałasu. – Spojrzał na mnie przez ramię. – King wraz z Dove już na ciebie czekają…
Człowiek naznaczony znamieniem mroku nigdy się go nie pozbędzie. Nie da rady go usunąć ani zanegować jego istnienia. Gdy tylko posmakuje goryczy grzechu, zrobi wszystko, co w jego mocy, aby już do końca życia raczyć się tą trucizną. Stanie się niczym ćpun łaknący kolejnego strzału. To tak kurewsko uzależniające.
Sam wiem to aż za dobrze.
Otóż w moim życiu pojawiły się pewne dwie osoby. Nawet nie pamiętałem jak… Zorientowałem się, co się dzieje, dopiero po jakimś czasie, kiedy dostałem prosto w pysk prawdą o utraconej, ocalonej i zrujnowanej miłości. Nikt, do cholery, nie był w stanie mi pomóc.
Ani ona.
Ani zdecydowanie nie on.
Z drugiej jednak strony… Kurwa, przecież wcale nie potrzebowałem ocalenia. W końcu to ja: Eli, buntownik, członek cholernego Elite Kings, a owa trucizna płynęła w moich żyłach zamiast krwi.
Więc to nie ja ją piłem…
Tylko oni.
Lilith
Ściany tego pomieszczenia były jak gnijące trupy. Choć przeżyły swoje i widziały co nieco, nie miały jak o tym opowiedzieć.
Przestrzeń wokół mnie wypełniał stukot moich szpilek. Znajdowałam się w Domku dla Lalek – najważniejszej części tego, czym było Patience. W głowie szumiała mi adrenalina. Nie wiedziałam jednak dlaczego. Co chwilę przechodziły mnie dreszcze, a z każdą ich kolejną falą miałam wrażenie, jakbym wpadała w wir chaosu.
Wtem otworzyły się drzwi i stanął w nich Kij – jeden z zastępców mojego ojca, Kosty.
– Laleczko, możesz już położyć się z powrotem. – Otworzył skrzydło szerzej, wskazując na królewskie łóżko.
Wyglądało znajomo. Powinno, przecież tu mieszkałam. Czułam pulsujący, przenikliwy ból, ale zignorowałam go i usiadłam na materacu.
– Wyśpij się. Jutro występujesz.
– Dobrze – mruknęłam drżącym głosem. Miałam wrażenie, jakby w gardle tkwiły mi żyletki. Zmarszczyłam brwi i przyłożyłam dłoń do krtani. Dlaczego tak bolało? Dlaczego, kurwa, wszystko mnie bolało? – Ile mamy teraz Laleczek?
Spojrzał na mnie, chwytając za klamkę.
– Sześć.
– Sześć?
Dlaczego wydawało mi się, że mieliśmy tylko cztery?
– Chyba…
– Weź prysznic, Lilith. Daj odpocząć oczom. Na pewno jesteś wyczerpana.
Zamknął za sobą drzwi, a ja znieruchomiałam z rękami na kolanach oraz wzrokiem wbitym w gołą, białą ścianę naprzeciwko. W tle słyszałam tykanie zegara. Wciąż się jednak nie ruszałam. Dopiero kiedy naliczyłam pięćset tyknięć, zerwałam się i pobiegłam do łazienki, gdzie kopnięciem podniosłam deskę klozetową.
– Co się dzieje?
Lilith
Nigdy nie zastanawiałam się głębiej nad moimi koszmarami. Mimo że w dość młodym wieku zorientowałam się, że nie byłam taka sama jak inne dziewczyny, z koszmarami oswajałam się bardzo długo. I teraz się nimi cieszę. Żyję dla chaosu. Nurzam się, tańczę i pieprzę w nim. W moich koszmarach jestem całkowicie wolna, dlatego z niecierpliwością wyczekuję każdej kolejnej nocy, rozmyślając, dokąd tym razem zabierze mnie podświadomość.
To również doprowadziło mnie do odkrycia LSD.
Saskia klepnięciem w krzesełko daje mi znać, bym usiadła obok niej. Patrzy na mnie zapraszająco, trzymając w wyciągniętej ręce szklankę coli. Kiedy jednak orientuje się, że nie zamierzam siadać, wzdycha i przewraca oczami, po czym łapie moje przedramię.
– Słuchaj – zaczyna, siłą sadzając mnie na krzesełku – wiem, że minęło dopiero kilka dni, ale zobaczysz, spodoba ci się tu.
Saskia wydaje się w porządku; pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że ją lubię. Spośród wszystkich Laleczek, które przewinęły się przez Domek, jest zdecydowanie moją ulubioną. Trąca mnie delikatnie swoim drinkiem, kierując moją uwagę na to, co się dzieje.
Nie przeszkadza mi, że mój umysł czasem sam wędruje z powrotem do Domku lub Patience. To znajome mi miejsca, w których przynajmniej wiedziałam, na czym stoję. Tych ludzi natomiast w ogóle nie znam. Jeszcze nie.
– Napij się. Nie zamierzam cię otruć.
Ulegam i biorę szklankę, ponieważ wiem, że nie odpuści.
– Nie miałabym nic przeciwko. – Nie myślę nad tym, jakie słowa wychodzą z moich ust. Często tak mam. Nigdy nie musiałam martwić się tym, co mówię lub robię, ponieważ w jego oczach, w ich oczach, byłam doskonała.
– A więc… – Saskia przysuwa się bliżej, podczas gdy ja popijam colę z, jak się okazuje, rumem.
Przed nami znajduje się niewielkie ognisko, a z tyłu kamper, w którym mnie ulokowała. Mam dzielić go z dziewczyną o imieniu Rose i niejakim Kenanem. Żadnego z nich jeszcze nie poznałam.
– …co myślisz? – pyta z radosnym uśmiechem na twarzy.
Kurwa, zapomniałam, że ciągle do mnie mówiła.
– Słucham? – odzywam się i odchylam głowę, dopijając resztę drinka. Mocny. Dobry. Chętnie napiję się jeszcze.
Saskia kontynuuje:
– Będziesz konferansjerką Midnight Mayhem?
Tym pytaniem przykuwa moją uwagę. Spoglądam na nią nieco podejrzliwie, ale kiedy widzę iskrę niepewności w jej oczach, opanowuję się i przybieram bardziej przyjazną pozę. Lubię Saskię Dragavei, ale nie zmienię swojej natury.
Rozpieram się na krzesełku, kładąc kostkę jednej nogi na kolanie drugiej. Kieruję wzrok na płomienie rozświetlające mrok nocy. Wokół rozbrzmiewa muzyka, której dźwięki odbijają się od drzew otaczających przesiekę.
– Pamiętasz, w jaki sposób prowadzę przedstawienia, prawda?
Saskia przytakuje skinieniem, a końcówki ciemnych włosów podrygują na jej ramionach.
Chryste, ależ ona jest piękna. Powiedziałabym nawet, że to najpiękniejsza dziewczyna, jaką widziałam.
– No właśnie. – Uśmiecham się do niej zza szklanki. – Muszę robić to po swojemu. Rozumiesz… – Przechylam głowę na bok.
– Masz swoją rutynę. Rozumiem! To dobrze. Teraz pałeczkę po Delili przejęła Perse, która, wierz mi, jest znacznie bardziej ugodowa od swojej poprzedniczki. – Saskia opiera się o oparcie swojego krzesełka.
Ponieważ dzieli nas teraz nieco większa przestrzeń, czuję się odrobinę swobodniej.
– Masz nam za złe, że zabiliśmy twojego ojca?
Nie patrzę na nią. Nie muszę.
– Nie – odpowiadam szczerze. – Coś mi jednak mówi, że wiedziałaś, co odpowiem, zanim zapytałaś.
– Tu jesteście! – Podchodzi do nas gość bez koszulki i w luźnych jeansach, po czym siada obok mnie.
Patrzę na niego przez ramię. Jest uroczy w sposób zachęcający, by się z nim zabawić.
Kiedy zauważa, że mu się przyglądam, robi zdziwioną minę.
Hmm, nie wiem, dlaczego ludzie tak reagują.
– Masz fioletowe oczy?
Tylko tyle ma do powiedzenia?
Wstaję, chichocząc.
– Liliowe. – Dopijam drinka i ocieram usta wierzchem ręki. – Powiedziano mi, że to ułomność. Owoc zła czy coś. – Podnoszę z ziemi butelkę Jacka Daniel’sa i otwieram ją. – Ale lepiej być owocem zła niż czyimś celem z powodu tego, że się je wyrządza, co nie? – Posyłam mu uśmieszek znad ponownie napełnionej szklanki.
– Jezu Chryste. – Chłopak kręci głową, przeczesując dłonią włosy. – Masz rację. Jest pojebana.
Zaśmiewam się cicho na widok tego, jak się zakłopotał.
– Saskia, co ty o mnie rozgadujesz? Tylko straszysz ludzi.
Zaśmiewa się.
– Po prostu przestrzegam ich, by uważali, bo nosisz przy sobie noże.
– Nie żebym ich potrzebowała… – Puszczam oczko Panu Zakłopotanemu.
– Nie żeby ich potrzebowała – poprawia się Saskia, wznosząc toast, a następnie spogląda na kogoś w tłumie.
Wiodę wzrokiem za jej spojrzeniem, aż zauważam chłopaka, który wyniósł mnie z pokoju po tym, jak zabili mojego ojca, przywódcę Patience. Kiedy niósł mnie do kampera Saskii i Killiana, nie odezwał się nawet słowem. Nie przeszkadzało mi to jednak. Lubię ciszę.
– Ech – wzdycha Zakłopotany, który, jak już się domyślam, zapewne nazywa się Kenan, po czym raczy się swoim drinkiem. – On wciąż nie daje się poderwać.
– Serio? – dziwię się, unosząc brew. – Jesteś seksowny. Dlaczego nie?
– A czy on w ogóle lubi facetów? – Do naszej rozmowy włącza się kolejna dziewczyna, która siada obok Saskii.
Ta szybko nas sobie przedstawia i okazuje się, że to moja nowa współlokatorka, Rose. Ma oliwkową skórę, jasne oczy i emanuje pewną delikatnością, do jakiej nie jestem przyzwyczajona. Taką, która wpełza pod skórę i nie przestaje uwierać, dopóki sama nie zniknie.
– Nie. – Kenan przesuwa się na krzesełku. – Tak mi się przynajmniej wydaje.
– Może po prostu nie jesteś w jego typie? – Wzruszam ramionami, podczas gdy Sass przysuwa się z krzesełkiem bliżej mojego.
W jakiś sposób domyślam się, co Kenan jej odpowie. Ale banał…
– Przecież ja jestem w typie każdego!
Nie kłopoczę się nawet, by uświadomić go, że na pewno nie w moim.
Wkłada skręta do ust i go zapala, po czym zaciąga się dymem o słodkim zapachu. Gestem ręki daję mu znać, że również chcę się sztachnąć.
– Ty też jesteś seksowna, Lilith. Gdybym był hetero, bez dwóch zdań bym do ciebie uderzał.
– Kenan, przymknij się już. – Keaton klepie go w łeb, zajmując krzesełko obok.
Zaokrągliwszy usta, wypuszczam kółka z dymu, po czym kręcę głową.
– Nie jestem zainteresowana. Ale dostrzegam w tobie typ uroczego, młodszego brata.
– To przez mięśnie, co? Nie są odpowiednio duże.
Zerkam na znajdującego się za nim Kyrina. Ma na sobie ciemne jeansy i czarną koszulkę, a jego kasztanowe włosy opadają mu na czoło i twarz tak ładną, że jego uśmiech wręcz zniewala. Rozprasza mnie, ale nie na tyle, bym straciła wątek i zapomniała, że tłumaczę Kenanowi, dlaczego nie trafia w mój gust.
– Nie, nie chodzi o mięśnie. Po prostu nie jesteś aż takim wrakiem, by być w moim typie.
– Cholera, dziewczyno. – Keaton trąca mnie nogą. – Jesteś nieźle szurnięta, co?
Przejeżdżam językiem po zaostrzonych kłach, wykrzywiając kącik ust w uśmieszku.
– Owszem.
Kiedy Kenan zauważa stojącego za nim Kyrina, robi się wyraźnie skrępowany. I to pomimo faktu, że twarz Kyrina nie wyraża żadnych emocji. Gdyby nie delikatnie napięte mięśnie szczęki, stwierdziłabym, że jest znudzony, ale to nieprawda – wydaje się lekko rozbawiony. Nie wiem jednak, czy inni też to zauważyli.
– Uspokój się już. – Kyrin obchodzi Keatona i kładzie mu rękę na ramieniu. – Perse nas potrzebuje. Wygląda więc na to, że mamy nowego członka.
Kyrin
Kiedy Saskia postanowiła przygarnąć swoje nowe zwierzątko, od początku uważałem, że to chujowy pomysł, i otwarcie to zakomunikowałem. Killian oczywiście był całkowicie głuchy na moje zdanie. Gdyby Saskia zapragnęła własnej planety, ten idiota zaraz dzwoniłby do NASA i zaczął im grozić, jeśli natychmiast nie nazwą jakiejś jej imieniem.
Co za pojebana sytuacja.
W dodatku to jej nowe zwierzątko jest naszym wrogiem.
Wystarczy wpisać w Google „przestępczyni” i natychmiast zobaczymy zdjęcie Lilith Patience: srebrne włosy, blada cera oraz wydatne usta, które większość facetów najchętniej wyobraziłaby sobie na swoim kutasie. Nie wspominając już o tych liliowych oczach. Jebane liliowe oczy. Nie wiem, jak to możliwe, że mają taki kolor, i właściwie mam to gdzieś.
– Co? – Keaton dogania mnie, gdy kieruję się do kampera Perse i Kinga. – Jak to „nowego członka”?
I tak otworzyłem drzwi do kolejnego problemu. Witamy w Midnight Mayhem, gdzie igramy z waszymi umysłami, bo nasze własne dają nam wycisk na co dzień.
– Co, do kurwy?
Perse siedzi oparta o blat stolika i z zamkniętymi oczami rozmasowuje skronie. King wskazuje wolne fotele obok niego.
– Siadajcie i nie denerwujcie jej, ma już dość stresu.
– A co? – pyta nowy członek siedzący przy stole, prostując nogę w sposób sugerujący, że czuje się tu zbyt komfortowo. – Jesteś w ciąży?
Wygląda znajomo, ale jakoś go nie kojarzę. Ma krótkie czarne włosy, oczy wyglądające na idealnie wypoczęte i szczękę równie ostro zarysowaną, jak moja. Jego uśmiech wywołuje we mnie dziwne uczucie. Nieufność.
Tak bardzo skupiłem się na jego wyglądzie, że całkowicie umknęło mi, co właśnie powiedział i jak zareagowali na to pozostali.
– Zaraz… Jesteś w ciąży?
Keaton powoli siada na jednym z foteli, zasłaniając usta dłonią. Wydaje się zszokowany, a ja mu się nie dziwię. To była przecież kwestia czasu.
– Tak, ale to nawet nie jest jeszcze dwunasty tydzień, więc wolałabym, żeby ta informacja nie wyszła poza nasze grono.
– Spoko. – Keaton łączy kciuk z palcem wskazującym i wykonuje powszechnie znany gest przypominający zamykanie ust na suwak.
Na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie przerażającego skurwiela. Jednak my znamy go od zupełnie innej strony; nie jest przerażający; po prostu pod płaszczykiem zwyrodnialca chowa własne demony.
W milczeniu unoszę ręce. Nie mam teraz głowy do tej dramy z dzieckiem i wszystkim, co się z tym wiąże – w tej chwili interesuje mnie, dlaczego siedzi tu nowy członek i czego, do kurwy, chce od mojej rodziny.
– Brachu, usiądź. Musimy pogadać. – King wskazuje mi fotel naprzeciwko nowego. – To jest Eli – przedstawia mi go. – Pamiętasz? Należy do Elite Kings.
Nagle sobie przypominam. Aż ogarnia mnie dziwny, nieprzyjemny chłód.
Prycham drwiąco.
– Dobra, a co on tu robi?
Temat Elite Kings Club jest zbyt męczący, bym teraz się nim zajmował, a jeśli ta noc potoczy się dalej tak, jak dotychczas, do rana wleję w siebie tyle wódy, że chyba zapadnę w śpiączkę.
Eli celowo na mnie nie patrzy.
– Jesteśmy potomkami sześciu potężnych rodzin, co powoduje, że mamy swoich wrogów. Moje zadanie to upewnić się, że nie należycie do tego grona.
– Nawet nie zamierzasz się kryć ze swoim szpiegowaniem? – Wyciągam z kieszeni paczkę fajek, po czym wsuwam jedną między zęby. Być może papieros pomoże mi złagodzić nieco mój oschły ton.
Mierzy mnie wzrokiem od stóp do głów i ostatecznie spogląda mi w oczy z uśmieszkiem, na co przymykam powieki.
– Po co miałbym się kryć, skoro mogę postawić sprawę jasno?
W milczeniu otwieram moją zapalniczkę Zippo i zapalam szluga. Wypuszczam chmurę dymu, opierając dłoń o udo.
– Długo tu będziesz?
– Czekaj, ja tu zadaję pytania – wtrąca się Perse, zabierając mi papierosa, którego następnie gasi w szklance whisky, i rzuca mi gniewne spojrzenie. – Serio, Ky? Właśnie zostałeś najgorszym wujkiem na świecie.
– Kurwa, przepraszam, P – odpowiadam i niespokojnie poprawiam się na fotelu. – Kontynuuj.
– Eli jest tu wyłącznie ze względu na interesy Elite Kings Club – wyjaśnia King. Obejmuje Perse ramieniem i sadza ją sobie na kolanach. – Przejrzy nasze księgi, a kiedy Bishop Vincent Hayes uzna, że jednak nie działamy przeciwko nim, wróci do siebie.
Drapię się po brodzie.
– Nasze słowo ci nie wystarczy? – pytam Elia.
Zerka na mnie. W jego piwnych oczach czai się grzech; założę się o ostatniego centa, że chętnie częstuje nim innych, zupełnie nieświadomych, że od tej przewiny nie ma wybawienia. Na obrzeżach jego tęczówek zauważam też domieszkę zieleni – koloru tajemnicy i fałszu.
– Nie. Wolałbym sprawdzić to osobiście. Masz z tym jakiś problem?
Zaciskam zęby oraz pięść, aż pęcznieją mi żyły na przedramieniu.
– Z tobą? – Mierzę go wzrokiem. – Nie.
– Jezu, Ky, musisz być takim dupkiem? – Keaton trąca mnie nogą. – Nie do wiary, że ty i Cartier jesteście spokrewnieni.
Chociaż ostatnie słowa wymamrotał cicho pod nosem, usłyszałem je. Dobrze wiedział, że to usłyszę, bo na każde wspomnienie o mojej siostrze robię się czujny jak wilk polujący na swój kolejny posiłek.
Spoglądam na niego.
– O moją siostrę się nie martw, skurwielu. Ile razy mam ci powtarzać? – Wstaję z fotela, oblizując dolną wargę. – Skończyliśmy? Muszę coś poruchać przed naszym jutrzejszym pokazem.
Perse posyła Eliowi niespokojny uśmiech.
– Poznaj Kyrina. Chłopak z problemami. Przywykniesz do niego.
Eli wiedzie za mną wzrokiem.
– Mój typ.
Gdy już miałem otworzyć sobie drzwi, Perse woła:
– Ky, tylko nie zbliżaj się do Lilith. Przeleć Kenana. Miał chrapkę na twojego kutasa, odkąd tu trafił.
Odwracam się.
– On nie jest w moim typie.
– Jak to? Gość nie jest w twoim typie? – dziwi się Eli.
Dobrze wiem, co robi. Jak tylko tu wszedłem, od razu zwróciłem uwagę na ton jego głosu.
Zamykam za sobą drzwi z trzaskiem. Nie zamierzam odpowiadać na jego pytania ani zdradzać, że grzech to mój ulubiony kolor.
Eli
Cholerny Bishop i jego genialne pomysły. Nie chcę tu przebywać, dlatego zamierzam się zmyć, zanim jeszcze ruszą w dalszą trasę.
– Przepraszam za niego. – Perse zapina bluzę. – Jest trochę stuknięty.
– I żeby było jasne – dodaje King, ściskając udo Perse – problemem nie jest fakt, że Kenan to facet. Pod tym względem Kyrin gra na dwa fronty.
Dobrze wiedzieć. Choć nie jestem nim jakoś szczególnie zainteresowany. Wydaje się zbyt wybuchowy, by można było się przy nim dobrze bawić. A w tej chwili interesuje mnie tylko dobra zabawa, jak zawsze zresztą.
– Obiecuję, że nie będę zachodził ci za skórę, P. – Wstaję od stołu. Potrzebuję trochę przestrzeni, żeby zebrać myśli.
– Żaden problem, brachu – zapewnia mnie King, poklepując nogę Perse, by z niego zeszła. – Nie mamy nic do ukrycia, a Kings zawsze będą tu mile widziani.
Ja mu wierzę, natomiast Bishop niestety nie. Dlatego zamierzam dopilnować, by jeszcze przed końcem tygodnia poszedł po rozum do głowy. Zamiast bawić się w szpiega, powinienem skupiać się na prowadzeniu naszych wielomiliardowych spółek w Nowym Jorku i innych częściach Stanów. Jasne, lubię zabawiać się z chłopakami i dziewczynami, ale jednak to pieniądz nie kłamie i nie zdradza.
– Zostaniesz w naszym kamperze. – Keaton wskazuje drzwi, którymi wszedłem. – Killian i Saskia są razem, więc jego pokój jest wolny. Jesteśmy tu tylko ja, Kyrin i Lilith. Ale jeśli znajdziesz sobie dziewczynę, to się wyprowadzasz. Takie przynajmniej panują tu teraz zasady.
Keaton rzuca wymowne spojrzenie Kingowi, który odpowiada mu środkowym palcem i zanurza głowę między udami Perse.
Kurwa, z niczym się nie hamują.
Kiedy wreszcie wychodzę na zewnątrz, widzę, jak wygląda imprezowanie w stylu Midnight Mayhem. Kampery ustawiono jeden za drugim tak, aby tworzyły ścieżkę, którą oświetlają lampy słoneczne. Na końcu zaś znajduje się ów niesławny liliowo-czarny namiot, wznoszący się wysoko ku niebu. Pomiędzy kamperami palą się niewielkie ogniska, a wokół niosą się dźwięki muzyki. Nie ma opcji, by pomylić ich z kimkolwiek innym. Imprezują z takim samym zaangażowaniem, z jakim wykonują swoje pokazy – a więc jedno i drugie odbywa się na pełnych obrotach.
Nawet nie powstrzymuję głupawego uśmieszku, jaki ciśnie mi się na usta. Po prostu jestem w swoim żywiole.
– Może wcale nie będzie tu tak źle…
Keaton zaśmiewa się i poklepuje mnie po ramieniu.
– To jeszcze nic. Przed występami musimy się pilnować, więc nie szalejemy za bardzo. Jeśli chcesz zobaczyć prawdziwą zabawę – otwiera drzwi czarnego kampera o matowym lakierze – powinieneś być z nami w noc po skończonej trasie. Wtedy odkładamy pracę na bok i puszczamy wszystkie hamulce.
Słysząc śmiech dobiegający z okolic dalszego kampera, przechylam głowę. Rozpoznaję głównie głosy jakichś dziewczyn oraz, jak zgaduję, Kenana. Nie wiem dlaczego, ale jakoś domyślam się, że to on.
– Ach. – Keaton oblizuje wargę, po czym wiedzie wzrokiem za moim spojrzeniem. – To same kłopoty. – Wskazuje kurewsko seksowną brunetkę. Cholera. – Ona jest zajęta. To Saskia Dragavei, znana też jako własność Killiana. Ten obok niej to Kenan. Nie zdziw się, jeśli będzie do ciebie uderzał. Obok niego siedzi Rose…
– Też zajebista laska. Ja pierdolę, macie tu jakieś nieatrakcyjne dziewczyny?
Uśmiecha się do mnie z błyskiem w oku.
– Wiesz przecież, na czym polega nasza praca, prawda? Jasne, to seksowne dziewczyny, ale jednocześnie każda jest na swój sposób walnięta.
– I dobrze. – Przesuwam czubkiem języka po zębach. – Takie lubię.
Z głośników leci Fuck You Silent Child. Dziewczyna siedząca plecami do mnie wybucha śmiechem, aż odchyla głowę w tył. Ma dziwny kolor włosów: srebrny, a może nawet siwy. Są tak kurewsko długie, że kiedy się przechyla, prawie sięgają trawy.
– Kurwa… Kto. To. Jest? – pytam, nieświadomie robiąc krok w jej stronę.
Nie wiem, jak wygląda, ale czuję, że muszę ją przelecieć. I to natychmiast. Emanuje niesamowitą energią, której pragnę jak tlenu. Najlepiej byłoby zaciągnąć się nią, umieściwszy twarz między jej udami.
Keaton cmoka i kręci głową.
– Pamiętasz, jak powiedziałem, że wszystkie są na swój sposób walnięte?
Potakuję skinieniem, bo odebrało mi mowę.
Cholera.
– No więc ona jest wyjątkowo pojebana. Wierz mi, nie chcesz się w to pakować.
– Nie o to pytałem, mój mroczny książę. Jak ma na imię?
Keaton mruży oczy, ale mimo wszystko nadal wrednie się uśmiecha.
– Po pierwsze, pierdol się. Nie nazywaj mnie mrocznym księciem. Po drugie, to Lilith. Zaufaj mi, brachu, daj sobie spokój. Nie chcesz, żeby coś takiego nadziało ci się na fiuta.
Dziewczyna spogląda na coś przez ramię, a jej profil natychmiast przykuwa moją uwagę. Idealny zadarty nosek i szczęka rzucająca cień tak mroczny jak Diabolina5.
O kurwa. Nie ma chuja – zdecydowanie muszę ją przelecieć. Nawet za cenę życia.
– Chodź, buhaju, pokażę ci twój pokój. – Wreszcie wchodzę razem z nim po schodkach do kampera. – Będziesz jechał swoim porsche czy zostaniesz w kamperze?
Kręcę głową.
– Pojadę swoim wozem.
Keaton oprowadza mnie po kamperze. Na dole mieści się salon, kuchnia, łazienka i jadalnia. Wszystko jest nowoczesne, eleganckie i… czyste.
– Jest większy, niż wydaje się na pierwszy rzut oka…
Spoglądam mu w oczy.
– To już trzeci raz, kiedy wspominasz o moim kutasie, mroczny książę. Jeśli chcesz go possać, wystarczy, że poprosisz – mówię, nie mogąc się powstrzymać, na co on wymierza mi cios w pierś.
– Jesteś naprawdę wkurwiający…
– Uprzedziłeś Lilith, że będzie z nami? – odzywa się z tyłu czyjś głos.
Odwracamy się i zauważamy Kyrina. Jest jak chodzący koszmar z twarzą tak ładną, że całe to dąsanie się w ogóle mu nie pasuje. Szkoda, że to robi. Na pewno jest świetny w łóżku.
– Nie. Zostawiam to tobie, skoro i tak się już nienawidzicie – mamrocze Keaton, wyciągając skręta zza ucha. Wskazuje ręką schody prowadzące na piętro. – Trzecie drzwi po lewej to twoja sypialnia. Lilith śpi w następnej, a naprzeciwko jest moja. Ten skurwiel – pokazuje palcem Kyrina – z kolei śpi obok mnie. Zostaw na górze swoje graty i pomóż mi to zjarać.
Idę więc do pokoju, gdzie od razu rzucam w kąt moją torbę sportową i delikatnie zamykam za sobą drzwi. Wewnątrz znajduje się dwuosobowe łóżko, komoda oraz telewizor.
Kurwa, jakoś nigdy nie myślałem o tym, jak dziani są Bracia z Kiznitch. Wiedziałem, że mają sporo hajsu, skoro liczą sobie tyle za bilety na ich pokazy i są jedną z najbardziej wpływowych rodzin w Ameryce, ale to jednak przekracza moje wcześniejsze wyobrażenia.
Schodząc z powrotem, wyciągam telefon z kieszeni i siadam na kanapie obok Keatona, po czym biorę od niego jointa.
Kyrin rozsiada się z rozprostowanymi nogami naprzeciwko nas na fotelu La-Z-Boy6. Jego spojrzenie sprawia, że czuję się kurewsko nieswojo. A przecież nigdy mi się to nie zdarza. Nigdy, do kurwy.
Zaciągam się skrętem, dbając o to, aby nie pokazać po sobie, jak zastraszający mi się wydaje. To dziwne, bo z wielkimi skurwielami mam do czynienia na co dzień, choć w większości to moi przyjaciele. Wychowałem się w środowisku, które nie wybaczało słabości, a tymczasem, proszę – siedzę jak na szpilkach, przytłoczony spojrzeniem gościa, który najwyraźniej nie może pogodzić się z tym, że wkroczyłem na jego terytorium.
– Jaki jest następny przystanek? – pytam, ale tak naprawdę mi to zwisa. Chcę tylko jakoś odwrócić swoją uwagę od Kyrina.
– Pensylwania. Dlatego pytałem o twoją brykę – odpowiada Keaton, zaciągając się skrętem. – Na pewno chcesz jechać takim autem w tak długą trasę? My zostawiamy swoje tutaj, w Wiosce. Twoja też się zmieści.
Gładzę się dłonią po policzku i odchrząkuję. Czuję, jak THC7 powoli zaczyna buzować w moim ciele.
– Racja, najwyżej poproszę któregoś z moich braci, by ją zabrali.
Kyrin pochyla się nieco, opierając łokcie na kolanach. Unosi głowę i przymyka oczy.
– Idę spać. Jutro chyba pojeżdżę na motorze, żeby oczyścić umysł. – Wreszcie przenosi swój wzrok ze mnie na Keatona. – Wszystko gra?
Gdy Keaton potakuje, Kyrin idzie powoli na górę.
– Opowiedz mi swoją historię. – Zakrztusiwszy się dymem, Keaton uderza się pięścią w pierś.
Dość mocno przypomina Kinga: obaj wydają się raczej wyluzowani i otwarci na towarzystwo. Aczkolwiek jego wygląd – te mroczne tatuaże, tak podobne do tych Nate’a, oraz spojrzenie mogące wzbudzić bojaźń bożą nawet u niewierzących – zupełnie na to nie wskazuje. Zastanawiam się więc, dlaczego uznał, że jestem wart jego czasu.
Odchylam głowę do tyłu i parskam stłumionym śmiechem.
– Nie licz na to. – Odmawiam nie dlatego, że uważam, iż nie byłby w stanie udźwignąć mojej historii emocjonalnie. Po prostu dostrzegam w jego oczach pewien mrok… Widzę go wyraźnie, mimo że umiejętnie go skrywa.
Ciekawe, jakie demony go prześladują…
Lilith
– Lilith, słyszałaś, co powiedziałam?
Wpatrywałam się tępo w ścianę naprzeciwko mnie. Była pusta i nudna. Biel to kolor, który aż krzyczy, żeby go splamić. Pasował więc idealnie do jej gabinetu.
– Co takiego?
Przekierowałam wreszcie wzrok ze ściany na osobę, której w ogóle nie miałam ochoty słuchać w tym momencie. To znaczy była w porządku. Lubiłam ją na tyle, by przychodzić na kolejne wizyty, ale mimo wszystko i tak mi na niej nie zależało. Znała nasze życie od podszewki. A ludzie, którzy wiedzą zbyt wiele, są jak chodzące bomby, gotowe eksplodować i wykorzystać swoją wiedzę w dowolnym momencie. Mają zbyt wielką kontrolę nad innymi.
– Powiedz, co czujesz, kiedy patrzysz na to zdjęcie.
Zerknęłam.
Przedstawiało martwego gościa, całego we krwi. Sądząc po widocznej na nim taśmie i sposobie kadrowania, było to zdjęcie z miejsca zbrodni. Wokół trupa widniał kredowy obrys, a tu i ówdzie znajdowały się kartoniki z numerkami.
– Nie wiem, co mam pani odpowiedzieć, panno K. – Wykrzywiłam usta w nikczemnym uśmiechu. – To chyba pani zadanie, by wyjaśnić mi, co czuję, patrząc na to zdjęcie. Ja nawet nie mam pojęcia, co tu robię. Możemy udawać, że to jest moja odpowiedź?
Westchnęła, po czym oparła ręce na wątłych udach. Pochyliwszy nieco głowę, spojrzała na mnie znad okularów.
– Lilith, mimo że twoje występy wychodzą idealnie i przynosisz organizacji spore przychody, muszę pilnować, aby twoje zdrowie psychiczne pozostawało niezachwiane. Lub przynajmniej na takie wyglądało. Wiesz, że to część twojego szkolenia.
Wzięłam paczkę czerwonych Marlboro z jej stolika. Wyjęłam z niej papierosa i przesunęłam nim pod nosem, sycąc się aromatem tytoniu.
– Wie pani, że kiedy się urodziłam – zapaliłam go i zaciągnęłam się jego trucizną jak tlenem – uznali moje oczy za ułomność?
Usiadła sztywno.
Zauważyłam, że zerknęła mi za ramię i od razu domyśliłam się, że ktoś tam jest. Gotów, by mnie stąd zabrać. Nie podporządkowałam się, więc czekała mnie kara. Co więc robi dziewczyna, która wie, że zostanie ubrana w kaftan bezpieczeństwa i zamknięta w pokoju bez klamek? No cóż, zaciągnąwszy się jeszcze raz, wypuściłam dym z płuc, po czym pstryknęłam papierosem w jej kierunku.
Krzyknęła, podrywając się z fotela i otrzepując ubranie z popiołu, a mężczyźni, którzy stali za mną, w okamgnieniu powalili mnie na ziemię.
Patrzę bez emocji na Keatona, który gestem ręki wskazuje mi kampera.
– Nie miałam przypadkiem zostać z Rose i Kenanem?
Kręci powoli głową, od czego kosmyki opadają mu na czoło. Zdecydowanie przydałaby mu się wizyta u fryzjera.
– Zmiana planów. Zostajesz z nami jako nowy rekrut.
Wzruszam ramionami i wstaję z krzesełka, po czym przeciągam się z rękami wzniesionymi wysoko nad głowę. Pewnie spodziewa się pretensji z mojej strony, bo wydaje mu się, że nienawidzimy się z Kyrinem. Ale to tylko w połowie jest prawdą. Kyrin zdecydowanie mnie nienawidzi, ale ja mam go kompletnie gdzieś. Doskonale zdaję sobie sprawę z potencjalnej siły nienawiści, zwłaszcza jeśli pozwoli się jej zakorzenić. Wtedy może płonąć miesiącami, a nawet latami. W pewnym momencie zaś wypełni charakter danej osoby zgorzknieniem i podłością. Nie jestem zainteresowana żadnymi emocjami, a już na pewno nie tak wyczerpującymi jak nienawiść.
– Killian już przeniósł twoje torby. – Sass rzuca Killianowi spojrzenie przez ramię, na co on tylko mocniej zaciska ramiona, którymi obejmuje ją w talii.
Kąsa ją w szyję.
– Nie utrudniaj.
Uśmiecham się na ich widok, po czym idę za Keatonem do niesławnego czarnego kampera. Same jego koła wydają się większe ode mnie. Podchodzę do jednego, by sprawdzić. Tak, zdecydowanie większe ode mnie.
Kiedy otwierają się drzwi, ociężale wspinam się po schodkach prowadzących do środka. Wewnątrz nieruchomieję z wrażenia.
– Łał.
Ściany salonu mają połyskujący czarny kolor, a na jednej z nich wisi wielki, wręcz masywny telewizor. Wokół stoją skórzane kanapy, pod sufitem znajduje się spory żyrandol, natomiast schody prowadzące na piętro ozdabia liliowe oświetlenie LED, podkreślające ich linie. Dalej mieści się kuchnia z jadalnią, w której stoi stół z ośmioma krzesłami o skórzanych siedzeniach. Kuchnia utrzymana jest w podobnie ciemnym stylu co salon oraz wyposażona w najnowocześniejsze udogodnienia.
Odwracam się do Keatona, ale wtem zauważam obserwującego nas z kuchni Kyrina, przez co zamieram i natychmiast zamykam rozdziawione usta.
– LED-y ciągną się przez cały pojazd. Na noc zostawiamy je zapalone, więc nie przestrasz się, jeśli obudzisz się w nocy i je zobaczysz…
Keaton jest co najmniej interesujący. Cały pokryty tatuażami, niektóre z nich przedstawiają demony, inne zaś krzyże. Jego oczy spowija mrok i wydają się puste za każdym razem, gdy w nie spoglądam. Odkąd się tu znalazłam, był dla mnie najmilszy ze wszystkich. Może, jak to zwykle bywa, po prostu chce mnie przelecieć? Mam nadzieję, że nie. Czy tutaj też będę musiała pieprzyć się ze wszystkimi, tak jak w Patience? Wiem, na czym polega pokaz finałowy Midnight Mayhem, ale zakładam, że odbywa się za zgodą każdej ze stron. Ostatecznie jest mi to chyba obojętne. I tak zawsze traktowałam seks jako formę transakcji.
Potrząsam głową, by wyrwać się z tego zamyślenia.
– Niewiele rzeczy jest w stanie mnie przestraszyć, żołnierzu.
Kyrin wciąż tkwi w tym samym miejscu w środku kuchni. Nie rusza się ani nic nie mówi. Zawsze, gdy jest w pobliżu, wypełnia mnie dziwne uczucie, które bynajmniej mi się nie podoba. Przypomina niepokój pojawiający się, gdy w jaskini wampira słychać trzepot skrzydeł nadlatującego nietoperza. Jeśli znajdzie się dostatecznie blisko, szponami bez problemu dobierze się do krwi ofiary.
Kyrin odpycha się od blatu, po czym powoli podchodzi i staje między mną a Keatonem. Bijący od niego żar zapiera mi dech w piersi, więc cofam się odrobinę.
Zaśmiewa się i unosi łyżkę do ust, zajadając się czymś, co ma w misce.
– Jeszcze się przekonamy. – Mija nas, po czym znika na górze.
– …i tak to wygląda – podsumowuje Keaton, który przez cały ten czas opowiadał mi o kamperze.
Nie mówię mu, że nie słuchałam.
Gdy kończy, bierze pilot i włącza telewizor, siadając na fotelu.
– A do Kyrina się przyzwyczaisz.
– Co masz na myśli? – dziwię się, przechylając głowę.
– Tę jego upierdliwość.
Wzruszam ramionami.
– On mi nie przeszkadza.
Idę na górę. Tam zaś, nie zwracając uwagi na mijane drzwi, kieruję się prosto do swojej sypialni. Witają mnie czarne ściany, żyrandol zwisający ze środka sufitu, łóżko z baldachimem oraz wielki telewizor zawieszony naprzeciwko niego. Jestem co prawda przyzwyczajona do luksusu, ale chyba nic nie może się równać z bogactwem Midnight Mayhem. Jest tu zupełnie inaczej niż w Patience.
Kładę się na materacu i przejeżdżam palcami po narzucie.
Mam mieszane uczucia. Podoba mi się tu czy nie? Przyzwyczaję się? A jeśli tak, to czy ta perspektywa mnie aby nie przeraża?
Układam się wygodniej, po czym zamykam oczy.
Nigdy nie przywyknę do tego środowiska. Jest tu zbyt cicho.
1 Najdroższe na świecie kafelki, którymi pokrywa się podłogi, ściany oraz sufity. Wykonane są z marmuru oraz diamentów, a ich cena może wynosić nawet 1 mln dolarów za metr kwadratowy (przyp. red).
2 „Elite Kings Club” to seria powieści Amo Jones dziejących się w tym samym świecie co „Midnight Mayhem” (przyp. red.).
3 Ang. prep school to rodzaj liceum ze szczególnym nastawieniem na przygotowanie uczniów do podjęcia studiów (przyp. red.).
4 W antycznej filozofii chińskiej były to dwie przeciwstawne i uzupełniające się siły, wypełniające cały wszechświat (przyp. red.).
5 Postać znana z disnejowskiej Śpiącej królewny z roku 1959, tytułowa bohaterka baśni filmowej Czarownica z 2014 roku (przyp. red.).
6 Kultowy w Stanach Zjednoczonych typ regulowanego fotela z wysuwanym podnóżkiem (przyp. red.).
7 Tetrahydrokanabinol – główna substancja psychoaktywna zawarta w konopiach (przyp. red.).