Czysta Ameryka. Przemilczana historia eugeniki - Catte Elizabeth - ebook
NOWOŚĆ

Czysta Ameryka. Przemilczana historia eugeniki ebook

Catte Elizabeth

0,0

51 osób interesuje się tą książką

Opis

W pierwszych dekadach XX wieku Amerykanie reklamowali eugenikę na jarmarkach, uczestniczyli w konkursach na „najsprawniejsze rodziny” i oglądali filmy zachwalające właściwy dobór małżonków dla uzyskania jak najzdrowszego potomstwa. Setki uniwersytetów w całym kraju kształciły lekarzy i pracowników opieki społecznej tak, by mniej skupiali się na leczeniu, a bardziej na izolacji i kontroli „niepożądanych”: biednych, chorych psychicznie, niezaradnych, „mieszańców”. Kraj na oszałamiającą skalę zaakceptował dogmat, który koił amerykańskie niepokoje: choroby społeczne, podobnie jak te fizyczne, da się wyleczyć.

Elizabeth Catte kreśli historię ruchu eugenicznego w USA, biorąc za przykład stan Wirginia i łącząc perspektywę badaczki z osobistym zaangażowaniem: tuż obok jej domu, w Western State Hospital, dokonano przymusowej sterylizacji tysiąca siedmiuset osób. Dziś trudno znaleźć wzmianki na ten temat – podobnie jak o przymusowych wysiedleniach osób uznanych za „zdegenerowane genetycznie” czy obozach pracy, do których kierowano chorych psychicznie. Szpital przekształcono w luksusowy hotel.

Czysta Ameryka to wciągająca opowieść o tym, co kierowało wyznawcami ruchu eugenicznego: zbiorowym lęku przed światem, w którym bogactwo i biały kolor skóry nie gwarantowałyby władzy.

„W przejmującej analizie związków polityki ekonomicznej z myślą eugeniczną Catte przygląda się pracy przymusowej w zakładach psychiatrycznych Wirginii, zniszczeniu całej dzielnicy Charlottesville – niegdyś zamieszkanej przez czarnych – pod pretekstem rewitalizacji miasta oraz przemianie szpitala Western State w luksusowy kompleks hotelowo-apartamentowy. Ta prowokująca i bezbłędnie udokumentowana historia pokazuje, jak dawne traumy umacniają dzisiejsze nierówności.” „Publishers Weekly”

„Catte nie przyszła się cackać. Oto przykład badań historycznych w najbardziej przejmującym i najprzystępniejszym wydaniu. Autorka, stuprocentowa badaczka, jest zarazem w stu procentach ludzka. Nadaje osobisty wymiar temu, co historyczne, łącząc przeszłość z własnymi współczesnymi doświadczeniami. Swoją pierwszą książką udowodniła, że potrafi dać swój głos historii rozpaczliwie potrzebującej dobrego narratora, a w „Czystej Ameryce” zrobiła to znowu.” Sara Beth West

„W tej rzetelnej, świetnie napisanej, wstrząsającej książce Catte opowiada o tym, co działo się w szpitalu psychiatrycznym Western State od końca lat dwudziestych XX wieku do 1979 roku. […] To umiejętnie zbadana i opatrzona bogatym kontekstem analiza przerażającego epizodu w historii Ameryki” „Kirkus Reviews”

„Przerażająca, ale potrzebna opowieść o tym, jak eugenika ukształtowała i wciąż kształtuje lokalną społeczność autorki, oraz o tym, jak bardzo niektórzy chcieliby zostawić przeszłość za sobą.” Chris Hammer, „Christian Century”

„Napisana po mistrzowsku „Czysta Ameryka” to książka zakorzeniona w przeszłości, która jednak nie odwraca wzroku od tego, co tu i teraz.” Mary Elizabeth Williams, „Salon”

„Pasjonująca […] precyzyjnie uargumentowana i nieposkromiona.” Barbara Spindel, „The Wall Street Journal”

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 254

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



SERIA AMERYKAŃSKA

Woody Guthrie To jest wasz kraj, to jest mój kraj

Lawrence Wright Wyniosłe wieże. Al-Kaida i atak na Amerykę (wyd. 2 zmienione)

Sara Marcus Do przodu, dziewczyny! Prawdziwa historia rewolucji Riot Grrrl

Nick Bilton Król darknetu. Polowanie na genialnego cyberprzestępcę (wyd. 2)

Nicholas Griffin Miami 1980. Rok niebezpiecznych dni

Nicholas D. Kristof Sheryl WuDunn Biedni w bogatym kraju. Przebudzenie z amerykańskiego snu

Richard Grant Najgłębsze Południe. Opowieści z Natchez, Missisipi

Lawrence Wright Droga do wyzwolenia. Scjentologia, Hollywood i pułapki wiary (wyd. 2)

Sam Quinones Dreamland. Opiatowa epidemia w USA (wyd. 3)

Rosecrans Baldwin Los Angeles. Miasto-państwo w siedmiu lekcjach

Alex Marzano-Lesnevich Pamięć ciała. Przemoc seksualna, morderstwo i kara

William S. Burroughs Jack Kerouac A hipopotamy żywcem się ugotowały (wyd. 2)

Robert Kolker W ciemnej dolinie. Rodzinna tragedia i tajemnica schizofrenii (wyd. 2)

Bob Drury Tom Clavin Serce wszystkiego, co istnieje. Nieznana historia Czerwonej Chmury, wodza Siuksów (wyd. 3)

Jon Krakauer Pod sztandarem nieba. Wiara, która zabija (wyd. 2)

Olivia Laing Miasto zwane samotnością. O Nowym Jorku i artystach osobnych

Jenn Shapland Moja autobiografia Carson McCullers

Charlie LeDuff Praca i inne grzechy. Prawdziwe życie nowojorczyków (wyd. 2)

Patti Smith Pociąg linii M (wyd. 2)

Harry Crews O mułach i ludziach. Dzieciństwo w Georgii

Patti Smith Poniedziałkowe dzieci (wyd. 3)

John Bloom Jim Atkinson Bardzo spokojna okolica. Zbrodnia w Teksasie

Patrick Radden Keefe Imperium bólu. Baronowie przemysłu farmaceutycznego

Mary Karr Klub Łgarzy

Piotr Jagielski Grunge. Bękarty z Seattle

Hampton Sides Krew i burza. Historia z Dzikiego Zachodu (wyd. 2)

Benjamin Gilmer Przypadek doktora Gilmera. Zbrodnia, medyczna zagadka i sprawiedliwość w Appalachach

Ewa Winnicka Miasteczko Panna Maria. Ślązacy na Dzikim Zachodzie

S.C. Gwynne Imperium księżyca w pełni. Wzlot i upadek Komanczów (wyd. 3)

Will Sommer Uwierz w Plan. Skąd się wziął QAnon i jak namieszał w Ameryce

Matt Taibbi Nienawiść sp. z o.o. Jak dzisiejsze media każą nam gardzić sobą nawzajem (wyd. 2)

S.C. Gwynne Wrzask rebeliantów. Historia geniusza wojny secesyjnej (wyd. 2)

Kathleen Hale Slenderman. Internetowy demon, choroba psychiczna i zbrodnia dwunastolatek

Amanda Montell Idź za mną. Język sekciarskiego fanatyzmu

Nick Bilton Król darknetu. Polowanie na genialnego cyberprzestępcę (wyd. 3)

Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.

Tytuł oryginału angielskiego Pure America. Eugenics and the Making of Modern Virginia

Projekt okładki Agnieszka Pasierska

Projekt typograficzny i redakcja techniczna Robert Oleś

Fotografia na okładce © J.C. Allen and Son Collection / Indiana Historical Society P0490

Copyright © 2021 by Elizabeth Catte

Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Czarne, 2024

Copyright © for the Polish translation by Rafał Lisowski, 2024

Opieka redakcyjna Przemysław Pełka

Redakcja Ewa Penksyk-Kluczkowska

Korekta Aleksandra Kalinowska / d2d.pl, Sandra Trela / d2d.pl

Skład Robert Oleś

Konwersja i produkcja e-booka: d2d.pl

ISBN 978-83-8191-985-2

Uwagi na temat języka i treści

W tej książce pojawiają się przykłady szpetnego i krzywdzącego języka, jakim aktorzy historyczni posługiwali się w przeszłości do opisu ludzi postrzeganych jako osoby z niepełnosprawnościami. Przeważnie taki język wyraża zapatrywania lekarzy, prawodawców i laików żyjących na początku dwudziestego wieku. W tamtym okresie etykiety w rodzaju „upośledzony umysłowo” (feebleminded), „nieprzystosowany” (unfit) i „ułomny” (defective) miały znaczenie kliniczne, ale były również stosowane powszechnie, w sposób obraźliwy, do opisu osób z domniemanymi mankamentami charakteru. W wielu przykładach przytoczonych w tej książce aktorzy historyczni używali języka związanego z niepełnosprawnością wobec osób, których dziś nie uznalibyśmy za niepełnosprawne.

W książce No Right to Be Idle. The Invention of Disability 1840s–1930s [Nie wolno być bezczynnym. Wynalezienie niepełnosprawności w latach 1840–1930] historyczka Sarah F. Rose pisze: „[…] doświadczenie niepełnosprawności, a nawet to, co uważa się za niepełnosprawność, różni się w zależności od epoki historycznej i kultury. To, w jaki sposób rasa, klasa, płeć, wiek i rodzaj zaburzenia […] krzyżują się z niepełnosprawnością, oczywiście również ma znaczenie”. W niektórych kontekstach należy podkreślić, że wiele ofiar eugeniki i przymusowej sterylizacji nie było niepełnosprawnych w dzisiejszym rozumieniu tego określenia. Odzwierciedlenie zmian w percepcji niepełnosprawności w zależności od czasu i miejsca nie oznacza jednak, że niesprawiedliwość eugeniki zasadniczo polegała na tym, że w jej sidła trafili tak zwani normalni ludzie. Zmieniający się charakter tej percepcji oraz różne rzeczywistości, które są tego wynikiem, unaoczniają raczej, że w Ameryce istnieje długa historia nakładania na pojęcie niepełnosprawności uprzedzeń rasowych, płciowych i klasowych.

Osoby poszukujące szerszych informacji na temat tych koncepcji, w tym sposobu ich funkcjonowania do dziś, znajdą na końcu książki listę proponowanych źródeł.

Wstęp

To jest książka o eugenice, czyli książka o mojej okolicy.

Kiedy zaczynałam pisać Czystą Amerykę, mieszkałam przy jednej z wyżej położonych ulic w Staunton w stanie Wirginia, małym miasteczku przycupniętym w dolinie Shenandoah. Przez lata mój rozkład dnia wyglądał identycznie: wychodziłam z domu, zjeżdżałam ze wzniesienia czterystumetrowym odcinkiem ulicy w kierunku Richmond Avenue, głównej arterii Staunton, i zatrzymywałam się na światłach naprzeciwko pierwotnego kompleksu Western State Hospital, gdzie w latach 1927–1964 chirurdzy dokonali sterylizacji tysiąca siedmiuset osób bez ich zgody.

Kiedy opisuję ten szpital w taki sposób, możecie wyobrażać sobie obraz mojej codziennej drogi do pracy wyrwany prosto z umysłu Shirley Jackson: „Western State, obłąkany, stał samotnie na tle wzgórz, a wewnątrz miał mrok”. Ja jednak codziennie stawałam naprzeciw ruchliwego placu budowy. Cały kompleks – budynki i teren, razem z cmentarzem mieszczącym szczątki aż trzech tysięcy dawnych pacjentów – właśnie pieczołowicie przekształcano w luksusowy hotel i ekskluzywne osiedle dla emerytów i osób kupujących drugi dom.

Innymi słowy Western State wcale nie stał samotnie. Interes się kręcił, trwały prace remontowe, które wkrótce miały przekształcić szpital w nowo ochrzczone Blackburn Inn i The Villages at Staunton. Nowy urok zawdzięczały one drobiazgowej renowacji kluczowych obiektów architektonicznych, ale także marketingowej tożsamości przypisującej Western State osobliwie pogodną historię: miejsca, w którym pacjenci przebywali pod troskliwą opieką życzliwych, moralnych lekarzy. Gdybyście usłyszeli, jak deweloperzy opowiadają o przeszłości szpitala, pierwotnie noszącego nazwę Western State Lunatic Asylum (Zachodni Stanowy Zakład dla Obłąkanych), to miejsce wydałoby się wam tak wspaniałe, że zaczęlibyście się zastanawiać, dlaczego kiedyś ludzie nie udawali obłędu tylko po to, żeby je odwiedzić.

Nie jest to szpital Western State, jaki ja znałam.

Owszem, przez krótki czas obowiązywało tu coś, co czasem nazywa się „medycyną moralną”: od powstania szpitala w 1828 roku aż do okresu tuż po wojnie secesyjnej. W swojej najwcześniejszej, najbardziej optymistycznej postaci Western State dawał wytchnienie białym pacjentom doświadczającym dotkliwego cierpienia, któremu, zdaniem lekarzy, mogły ulżyć odpoczynek, odpowiednie odżywianie oraz lekka praca. Takie bardziej ludzkie traktowanie, któremu termin „medycyna moralna” zawdzięczał swój drugi człon – zaniechanie metod takich jak krępowanie i kary cielesne, uznanych przez nowe pokolenie lekarzy za niepotrzebne i brutalne – miało pomóc w „odzyskiwaniu” poczytalności w spokojnym otoczeniu. W idealnym układzie osoby z poważniejszymi, nieuleczalnymi czy przewlekłymi dolegliwościami znajdowały się w tamtym okresie pod opieką rodzin, czasem wspieranych przez organizacje dobroczynne. Ewentualnie społeczność lub bliscy umieszczali je w lokalnie finansowanych przytułkach, sierocińcach bądź więzieniach.

Na przełomie dziewiętnastego i dwudziestego wieku to podejście ustąpiło jednak miejsca w dziejach psychiatrii długiej epoce, kiedy to terapia skupiła się nie na opiece i leczeniu, ale na izolacji i kontroli. Osoby, którym przypisywano niepełnosprawności, oraz te niezdolne zadbać o siebie ze względu na biedę lub wiek, były coraz częściej postrzegane przez społeczeństwo jako kosztowna, natarczywa klasa podatna na ubóstwo i zachowania przestępcze. Lokalne społeczności zaczęły się domagać zwolnienia z kosztów finansowych pomagania tym ludziom w przetrwaniu. Dzięki kierowaniu większej liczby osób do zakładów przerzucały te koszty na władze stanowe i pozbywały się ludzi, którzy ich zdaniem wiedli bezproduktywne życie. Według teoretyczki prawa Laury Appleman w zakładach w całym kraju znajdowało się w 1923 roku ponad dwieście sześćdziesiąt trzy tysiące osób, co oznacza, że „pierwsza współczesna masowa inkarceracja nie dotyczyła przestępców, ale niepełnosprawnych”.

Lekarze i naukowcy zrezygnowali z poszukiwań sposobów moralnego leczenia, a skupili się na zapobieganiu – poprzez coraz precyzyjniejszą kwantyfikację i kategoryzację rodzajów oraz przyczyn tego, co uważali za nieudolność umysłową. Ich badania, wsparte wynalezieniem testów inteligencji, owocowały nowymi taksonomiami słabości, ale w przytłaczającym stopniu uczeni byli zgodni, że wszystkie te przypadłości zasadniczo mają wspólną przyczynę: niewłaściwy rozpłód.

Ta kwestia dotykała zarówno biologii, jak i ekonomii. Lekarze, oprócz diagnozowania pacjentów, zaczęli wyliczać koszt ich utrzymania i społeczne zagrożenia związane z ich przetrwaniem. Zwolennicy szybko rozwijającego się ruchu na rzecz badania i kontroli ludzkiej rozrodczości znaleźli newralgiczny punkt w postaci jednoczącego komunikatu: dopuszczanie do rozmnażania się osób „nieprzystosowanych” jest równoznaczne z zaciągnięciem społecznego długu, którego nie sposób spłacić. „Co piętnaście sekund tysiąc dolarów z waszych pieniędzy idzie na opiekę nad osobami o złej dziedziczności: obłąkanymi, upośledzonymi umysłowo, kryminalistami i innymi ułomnymi” – deklarowała seria ogłoszeń rozprowadzanych w latach dwudziestych dwudziestego wieku przez Amerykańskie Towarzystwo Eugeniczne. Stan Wirginia zalegalizował sterylizację eugeniczną w 1924 roku.

Western State, który znałam, w znacznej mierze był produktem tamtej długiej epoki. Stanowisko dyrektora szpitala od 1905 do 1943 roku zajmował przywódca wirgińskiego ruchu eugenicznego tak znany, że doczekał się przydomka: Joseph „Sterylizacja” DeJarnette. Należał do pierwszych zwolenników kontroli populacji w tym stanie i już w 1908 roku nawoływał do ograniczenia małżeństw „nieprzystosowanych”. W 1911 roku rekomendował sterylizację „wszystkich słabeuszy”. Kiedy w 1924 roku Wirginia przyjęła ustawę sterylizacyjną, zatwierdzoną przez Sąd Najwyższy w 1927 roku, DeJarnette wraz z podległymi mu chirurgami z Western State był drugi w całej Wirginii pod względem liczby przeprowadzonych sterylizacji. Wyprzedzała go tylko Lynchburg Colony, położona sto dwadzieścia kilometrów dalej na południe i utworzona specjalnie z myślą o pacjentach upośledzonych umysłowo.

Western State pozostawał szpitalem objętym segregacją, przeznaczonym dla białych pacjentów, dopóki po 1965 roku Wirginia nie została zmuszona do integracji placówek. W Eastern State Hospital w Williamsburgu, założonym w 1773 roku jako pierwszy szpital publiczny w Stanach Zjednoczonych, wyłącznie z myślą o leczeniu chorób umysłowych, integracja obowiązywała przez krótki okres od 1841 do 1870 roku (obiekt miał oddzielne skrzydło piwniczne dla czarnych pacjentów). Gdy ponownie wprowadzono segregację, w latach 1924–1964 Eastern State jako szpital dla białych pacjentów przeprowadził 393 sterylizacje. W 1869 roku Wirginia uruchomiła w Petersburgu Central Lunatic Asylum for Colored Insane (Centralny Zakład dla Obłąkanych Kolorowych), również jako pierwszą tego typu placówkę w Stanach Zjednoczonych. Aż do czasu integracji, obok mniejszej Petersburg Colony, pozostawała ona jedyną w Wirginii placówką dla czarnych pacjentów. W Central State przeprowadzono 1634 sterylizacje, a w Petersburg Colony, zamkniętej w 1955 roku, wykonano ich 246. Wirginia prowadziła jeszcze jedną placówkę dla białych pacjentów pod nazwą Southwestern Lunatic Asylum (Południowo-Zachodni Zakład dla Obłąkanych), otwartą w 1887 roku niedaleko Marion. W latach 1924–1964 wykonano tam co najmniej 364 sterylizacji. Założona w 1910 roku Lynchburg Colony, gdzie władze stanu umieszczały wielu – choć nie wszystkich – białych pacjentów uznanych za upośledzonych umysłowo, przeprowadziła co najmniej 2781 sterylizacji.

Wcześniej mieszkałam pod Nashville, wśród plantacji, a nie szpitali. Tam moim sąsiadem było zniewolenie, nie eugenika. Wspominam wam o tym, bo gdy przeprowadziłam się do Staunton, Western State wywołał we mnie paraliżujące uczucie déjà vu: znowu stykałam się z lokalną narracją historyczną, która zamiast traumy i przemocy fizycznej pełna była ludzi szczęśliwych, mimo że zatrzymywanych siłą. Zniewolenie to nie eugenika, a jednak obie te rzeczy wydawały się znajome, tak jakby wszystkie te dzisiejsze śluby na plantacjach i architektoniczne atrakcje sprzed wojny secesyjnej doprowadziły nas do momentu, w którym również ta placówka w Staunton o ogromnie skomplikowanej historii zmieniła się w cenne dobro materialne, nierozerwalnie związane ekonomicznie ze współczesnym rozwojem otaczającej miejscowości.

Czy w tych wesołych opowieściach o Western State snutych przez deweloperów chodziło o osiągnięcie jakiejś historycznej równowagi? Czy miały pomóc temu miejscu i całej społeczności uporać się ze stygmatem eugeniki? A może to tylko kolejna mdła historia mająca dogodzić zamożnym właścicielom nieruchomości i gościom, którzy chcieliby tutaj zostać? Przekształcony Western State Hospital szczycił się nowymi liczbami, z których mogli być dumni mieszkańcy miasta: warta 21 milionów dolarów inwestycja deweloperska, 1,2 miliona dolarów ulg podatkowych od władz stanowych i federalnych, nieruchomości na sprzedaż o wartości 595 tysięcy dolarów każda. Były jednak także inne liczby z przeszłości tego miejsca, których wypowiedzenie na głos wydawało się teraz niestosowne: odmienione życie 1700 ludzi, tysiące grobów.

„Ale ten teren ma mocne fundamenty” – słyszałam w mieście od mieszkańców chwalących architektoniczny rodowód Western State i myślących życzliwie o przemianach i profitach, które jeszcze miały nadejść. Poetka Maggie Smith mówi nam:

Każdy porządny pośrednik,

oprowadzający po gównianej norze, trajkocze

o mocnych fundamentach: To może być piękne miejsce,

prawda? Możesz zrobić z tego piękne miejsce.

Cóż, to jest książka o byciu nieżyczliwym.

Czysta Ameryka to historia ruchu eugenicznego w Wirginii oraz roli, jaką w niej odegrał Western State Hospital. Opowiada jednak również o tym, jak ja dostrzegam tę historię w świecie zbudowanym przez człowieka i w środowisku naturalnym, z którym obcuję na co dzień. Regularne kontakty z Western State pomogły mi dogłębnie zrozumieć, że eugenika nie tylko zmieniła życie wielu ludzi, ale także przeobraziła ziemię oraz geografię. Sprawiła, że wiele instytucji rozwinęło się inaczej, i dała Wirgińczykom pewność siebie, która pozwoliła im przywłaszczać sobie świat fizyczny równie ochoczo, jak kiedyś przywłaszczali sobie ciała jego mieszkańców. Te przemiany przyczyniły się do powstania określonych dóbr materialnych i zaowocowały wygodnymi metodami uznawania poszczególnych topografii za czyste albo nie. Wszystkie te zmiany miały konsekwencje ekonomiczne i są ściśle powiązane z dzisiejszymi bardzo realnymi zyskami i stratami.

Świat opisany w tej książce to jednak po prostu świat mojej codziennej drogi do pracy. Często wyprawiam się ze Staunton na wschód, w sześćdziesięciopięciokilometrową trasę do Charlottesville. Wiedzie mnie ona obok Western State, przez góry, obok południowego wjazdu do Parku Narodowego Shenandoah, aż do miasta nierozerwalnie związanego z Uniwersytetem Wirginii. Oto moje krajobrazy, różniące się od siebie pod względem fizycznego otoczenia oraz tego, które warstwy tej historii mogą unaocznić.

W Charlottesville mieszkała na przykład Carrie Buck, główna postać w procesie Buck kontra Bell, zakończonym w 1927 roku legalizacją przez Sąd Najwyższy sterylizacji eugenicznej w całym kraju. Carrie, zgwałconą przez siostrzeńca własnej matki zastępczej, umieszczono w zakładzie, aby rodzina zastępcza uniknęła skandalu związanego z jej ciążą. Później Carrie została pierwszą osobą legalnie wysterylizowaną w Wirginii. Często przejeżdżam obok cmentarza, na którym jest pochowana, i przez dzielnicę, w której mieszkała, zanim osadzono ją w placówce nazywanej wówczas Virginia State Colony for Epileptics and Feebleminded (Wirgińska Stanowa Kolonia dla Epileptyków i Upośledzonych Umysłowo) w Lynchburgu. Wybieram tę trasę, bo to najwygodniejsza droga do deptaka w centrum Charlottesville, gdzie pracuje mój partner Josh.

Ten deptak nadal jest naznaczony przez białych mieszkańców zagarniających terytorium w epoce eugeniki. W 1921 i 1924 roku umieścili tutaj dwa duże pomniki konfederatów. Prawie sto lat później te same pomniki stały się ogniskiem przemocy podczas wiecu Unite the Right w 2017 roku[1]. Uniwersytet Wirginii, położony mniej więcej półtora kilometra na zachód, był aktywnym uczestnikiem hucznych obchodów towarzyszących odsłonięciu tych pomników. Na początku dwudziestego wieku odgrywał również rolę akademickiej wylęgarni eugeników. Dzisiejsza profesorka tej uczelni Elizabeth Varon nazwała ówczesną uczelnię „inkubatorem ideologii Przegranej Sprawy”[2]. Ambitni biali wykładowcy, chętni do poprawiania swojej reputacji, prawdę o własnej genetycznej perfekcji uznawali za prawo naukowe i kształcili studentów, którzy później objęli najwyższe stanowiska polityczne i zdominowali zawody medyczne i prawnicze.

Góry otaczające okolicę, zarówno te, które oglądam po drodze, jak i te witające mnie w oddali, kiedy wracam do domu, cieszyły się uznaniem pierwszych wirgińskich psychiatrów, wierzących, że naturalne piękno działa kojąco na zaburzony umysł. Dwudziestowieczni eugenicy widzieli w nich jednak również złowieszcze terytorium, gdzie roiło się od ludzi uważanych przez nich za „mieszańców”. Moja trasa biegnie tuż obok skrętu do Parku Narodowego Shenandoah. Od 1935 roku jest on jednym z najważniejszych kół napędowych turystyki w regionie, ale do tego sukcesu konieczne było usunięcie z gór pięciuset rodzin. Wirginia ułatwiła ten proces, posługując się nową formą eksmisji: wywłaszczeniem. Radykalne przepisy przyjęte przez władze stanowe w 1928 roku, aby wspomóc powstawanie parku, uruchomiły reakcję łańcuchową: w góry przybywało coraz więcej ludzi pragnących ustalić, co się stanie z rodzinami zbyt ubogimi, żeby opuściły park samodzielnie. Otóż stało się to, że część z nich umieszczono w placówkach takich jak Western State i Lynchburg Colony.

Starałam się zrozumieć, jak te wszystkie punkty na mojej trasie – miejsca przemocy, supremacji rasowej i wysiedleń – łączą się z poszczególnymi warstwami historii Western State. W Staunton i w odrestaurowanym szpitalu pytania o zyski i straty są zawsze na pierwszym planie. Miejscowa gospodarka zależy nie tylko od turystów przyjeżdżających w pobliskie góry, ale także od tego, czy miejscowość zdoła zadbać o pozytywny wizerunek historyczny. Lokalni agitatorzy przekonują, że zasłużyliśmy na to, aby mroczniejsze rozdziały z przeszłości miasta pozostawić za sobą. Co to jednak znaczy, skoro miejscowa gospodarka wciąż czerpie z nich korzyści?

Spojrzenie na eugenikę z perspektywy różnorodności krajobrazów oraz gospodarki, która się z nimi wiąże, pomogło mi zrozumieć, dlaczego wszyscy akolici eugeniki poruszali się w obrębie podobnych idei, mimo że ich zasadnicze cele i motywacje bywały różne. Dla jednych eugenika stanowiła element nieugiętej kampanii na rzecz białej supremacji. Dla innych była częściowym rozwiązaniem pozwalającym kontrolować „kłopotliwe” kobiety. Dla wielu było to bardziej niejednoznaczne, oportunistyczne narzędzie pozwalające wirgińskiej elicie czerpać korzyści z ubogich lub pozbawiać ich środków, opowiadając się za biologiczną prawdą o ich bezwartościowości.

Te motywacje, podobnie jak topografie, również nie są jednolite. Nie zawsze też łatwo je zlokalizować. Są wszędzie, ale ponieważ eugenikę najłatwiej zrozumieć dzięki historii idei, a nie miejsc, zarazem nie ma ich nigdzie. Jak to możliwe, że chociaż mieszkam w epicentrum wirgińskiego ruchu eugenicznego, nie ma tu prawie żadnych wzmianek na ten temat? Z tego właśnie paradoksu zrodziła się Czysta Ameryka.

Nie chcę jednak sugerować, że Czysta Ameryka to tajna historia czegokolwiek. Jak informuje artykuł w „Medium”, „Wirginia prowadziła tajny program eugeniczny, który zakończył się dopiero w 1979 roku”. „Nature” używa określenia „ukryta historia Ameryki”. „New Yorker” namawia, abyśmy przypomnieli sobie „zapomniane lekcje ruchu eugenicznego”. W Wirginii, podobnie jak na całym świecie, nie zapomniano o tych historycznych faktach. Tyle że jeśli chodzi o przeszłość, wpływowi ludzie kierują spojrzenie na sprawy ich zdaniem bardziej zasługujące na opowiedzenie.

Różnica może się wydawać subtelna, ale zapewniam was, że nie jest. Zapominanie jest bierne, organiczne, czasem wręcz delikatne. Celowe zapełnianie wspólnej historii elementami świadomie obliczonymi na złagodzenie dyskomfortu albo ukrycie kontrowersji to działanie umyślne i siłowe.

W odkrywaniu dowodów eugenicznej przeszłości Wirginii w krajobrazie mojej codzienności pomagało mi wykształcenie historyczki, osoby teoretycznie wyszkolonej do właściwego spoglądania na przeszłość i nazywania jej po imieniu. Mimo tego wykształcenia czułam w Staunton znajomą pokusę. Czy nie byłoby przyjemniej się poddać i zacząć myśleć o szpitalu tylko przez pryzmat pięknej architektury i opowieści o szczęśliwych pacjentach? Bądź co bądź, dawna wersja tego miejsca nie niosła żadnej treści. Była jedynie skupiskiem zapuszczonych budynków. Czy nadanie im nowej funkcji jest rzeczywiście takie straszne? Czy nie lepiej mieć coś zamiast niczego?

Podobne argumenty były mi znane, a te kwestie nie są bynajmniej rozstrzygnięte, nawet wśród ludzi, którzy na ich roztrząsaniu skupili swoje życie zawodowe. Mogę wam natomiast powiedzieć jedno: przemiana Western State zaczęła we mnie budzić poczucie, które miała na myśli historyczka Kate Brown, gdy pisała: „[…] w pewnym momencie nawet pobojowisko pozostawione przez postęp staje się dochodowe”. Kiedy ożywiamy niektóre historie z przeszłości, a inne odsuwamy na bok, często nadajemy im realną wartość materialną. Nawet jeśli niektóre kwestie pozostaną nierozstrzygnięte, należy uznać tę prawdę. Teraz, ponieważ nie potrafię przejść do porządku nad przeszłością Western State, to miejsce budzi we mnie poczucie, że nie jestem dobrą członkinią lokalnej społeczności, której leży na sercu ekonomiczna przyszłość miasta. Często właśnie tego nie cierpię w nim najbardziej.

Nazywanie eugenicznej przeszłości Wirginii tajną historią neguje również pracę znaczących badaczek i badaczy, którzy dużo napisali o ruchu eugenicznym i jego powiązanych celach. Jedną z tych badaczek była promotorka mojego doktoratu, Pippa Holloway, która w książce Sexuality, Politics, and Social Control in Virginia, 1920–1945 [Seksualność, polityka i kontrola społeczna w Wirginii w latach 1920–1945] prześledziła zabiegi władz stanowych w zakresie regulacji zachowań seksualnych „niepożądanych” obywateli. Katrina Powell i Sue Currell zbadały i opisały wysiedlenia rodzin z Parku Narodowego Shenandoah. Dwóch czołowych ekspertów w zakresie amerykańskiej eugeniki, Paul Lombardo i Gregory Michael Dorr, na początku kariery uczynili przeszłość Wirginii głównym tematem swych prac. Praca Dorra, Segregation’s Science [Nauka segregacji], była pierwszą książką, którą przeczytałam ponownie, kiedy przeprowadziłam się do Staunton i zaczynałam odchodzić od zmysłów. Wypytywałam ludzi: „To jest właśnie to Western State, prawda?”, zupełnie jakby w mieście mógł być jeszcze jakiś inny dawny szpital dla umysłowo chorych, którego nie przerobiono na mieszkania za pół miliona.

Ci uczeni, podobnie jak wielu innych, przyglądali się eugenice z perspektywy prawa, polityki i nauki. Opisywali ją jako zbiór idei i jako przedłużenie stanowej biurokracji. W dwóch przypadkach przyczynili się nawet do stworzenia programów rekompensaty dla ofiar sterylizacji eugenicznej. Pierwszy taki program uruchomiła Karolina Północna w 2013 roku, po części za sprawą pracy historyczki Johanny Schoen, poświęconej stanowej Radzie Eugenicznej. Wirginia podobny program stworzyła w 2015 roku. Również wsparcie ofiar przez aktywistów na rzecz osób z niepełnosprawnością oraz na rzecz praw reprodukcyjnych przyczyniło się do wprowadzenia tych i innych rozwiązań, w tym do zniesienia praw stanowych zezwalających na sterylizację eugeniczną jeszcze w dwudziestym pierwszym wieku. Jednak mimo tych wszystkich działań jako naród dopiero godzimy się z dziedzictwem eugeniki, choć jej korzenie i wczesne zastosowania są dobrze udokumentowane. Jej dziedzictwo wciąż przejawia się w dzisiejszych przepisach imigracyjnych i w komercyjnym systemie opieki zdrowotnej. Leży u podstaw naszej fascynacji genealogią i testami DNA dla każdego. Dostarcza politykom retoryki do dyskusji o pomocy socjalnej. Tak samo jak w przeszłości eugenika jest zarazem wszędzie i nigdzie. Wszystko zależy od tego, jak wnikliwie zechcemy się przyjrzeć mechanizmom funkcjonowania władzy w świecie, w którym dziś żyjemy.

Jeśli jednak historia eugeniki rzeczywiście ma element tajności, oto on: statystyki dotyczące sterylizacji bywają mgliste i można napotkać różnice w podawanych liczbach w zależności od źródła, celu i czasu jego powstania. W kwestii statystyk dotyczących liczby wszystkich wykonanych operacji oraz tych z podziałem na płeć i rasę, zwykle polegam na pracach Gregory’ego Dorra. Należy jednak zaznaczyć, że akta poszczególnych pacjentów, nawet od dawna nieżyjących, wciąż podlegają ochronie na mocy prawa do poufności informacji medycznej. Może właśnie dlatego Wirginia chowała pacjentów Western State anonimowo, wyłącznie z oznaczeniem liczbowym.

Większość moich źródeł archiwalnych mieści się jednak w Bibliotece Wirgińskiej w Richmond i w Zbiorach Specjalnych Uniwersytetu Wirgińskiego w Charlottesville, czyli w miejscach zupełnie nietajnych. Jedynym dokumentem, jakiego potrzebowałam, aby uzyskać dostęp do tych informacji, była najczęściej zwyczajna wirgińska karta biblioteczna. Kiedy słyszymy hasło „tajny program eugeniczny”, przed oczami staje nam piwnica, w której ktoś ukradkowo przegląda kartony z dokumentami, gdy jego towarzysz pilnuje drzwi. W rzeczywistości siedziałam w wygodnym pomieszczeniu, a dyżurna archiwistka przynosiła mi dokumenty starannie posegregowane dzięki tysiącom godzin pracy.

Dlatego proszę, uwierzcie, że nie zamierzam odkrywać tajemnic. Zależy mi natomiast na umiejscowieniu i przywołaniu eugenicznej przeszłości Wirginii, odnalezieniu jej niczym bladego śladu ołówka w szafie z dzieciństwa, pokazującego, jacy byliśmy kiedyś mali.

Oto prawda o tej książce, którą mogę sobie narobić kłopotów: uważam, że większość eugeników to byli źli ludzie. Nie znajdziecie tu zastrzeżeń, że byli „dziećmi swojej epoki”. Na przykład DeJarnette – jeśli już w Staunton w ogóle mówi się o jego dziedzictwie – często jest dziś przedstawiany jako człowiek kierujący się co prawda pełnymi wad, ale „głęboko humanistycznymi motywami”. Tak wspominano go w lokalnej gazecie w 2014 roku, tym samym, w którym wirgińscy prawodawcy zabiegali o zobowiązanie władz stanowych do ustanowienia odszkodowań dla osób, które przeżyły sterylizację eugeniczną. „Jak pokazują listy do DeJarnette’a przechowywane w archiwach stanowych, ludzie z wielu warstw społecznych odnosili się do niego z ogromnym szacunkiem na płaszczyźnie osobistej i zawodowej”. Mowa o człowieku, który pisał wiersze pełne rozważań, czy Czarni (choć on tak ich nie nazywał) powinni być wpuszczeni do nieba.

Wiem, co mają na myśli osoby starające się ukazać ludzi pokroju DeJarnette’a w takim kontekście. Chodzi im o to, że przekonania na temat właściwego rozpłodu i supremacji rasowej podzielała pewna masa krytyczna białych przywódców i inteligentów. Były one tak bardzo zakorzenione, że zastanawiając się nad tym, jak według wpływowych ludzi tamtej epoki powinien działać świat, można je nazwać „typowymi”.

Co jednak powiedziałyby osoby będące celem działań eugenicznych? Czy sugerujemy, że imigranci, którzy w rekordowej liczbie wpadli w pułapkę tych przekonań, poczuliby się pokrzepieni informacją, że jak ostatecznie dowiodła historia, nie należeli do odmiennego gatunku? Nie. Czy starszym ludziom łatwiej było radzić sobie z przymusową bezdzietnością dzięki zrozumieniu, że lekarze robili, co mogli, ale po prostu byli w błędzie? Też nie. Te osoby powiedziałyby – i rzeczywiście tak mówiły – że to, co im zrobiono, nie miało sensu. Jeśli dziś część z nas umie dostrzec w tym sens, bo nie nas to spotkało, uznajmy to za dar. Nie uprawnia nas to jednak do budowania dziedzictwa na ciągu wymówek.

Nie pozwolę rugać się za to, że mężczyzn w rodzaju Josepha DeJarnette’a, Waltera Pleckera, Aubreya Strode’a czy George’a Pollocka wyobrażam sobie tak, jak ich rozumiem: jako ludzi, którzy zbudowali swój status na władzy nad osobami w trudnym położeniu i czerpali z niej przyjemność. Nie obchodzi mnie, czy ktoś zarzuci mi ów największy grzech historyka: „ocenianie ludzi z przeszłości współczesną miarą”. Nie zgadzam się z poglądem, że w tej historii prawdziwym winowajcą jest czas, że dręczył on ważnych ludzi trudnymi pytaniami – na przykład jak najtaniej wykastrować więźnia – a oni tylko zrządzeniem losu musieli na nie odpowiadać.

Eugenika maskowała się nowością, umiejętnością przekształcenia starego zła w nowoczesne działania. Że posłużę się określeniem zainspirowanym czymś bardziej lokalnym: eugenika odmalowała na biało kolumny starego budynku wypełnionego gównem, a potem go sprzedała. Bądź co bądź miał mocne fundamenty.

Pod całą wściekłością i wrzaskiem ruchu eugenicznego, pod warstwą języka mówiącego o mieszańcach, odmieńcach i ułomnych, kryje się zbiór okrutnych, lecz rozpoznawalnych przekonań dotyczących życia, na jakie zasługują ludzie z marginesu. Spojrzenie na eugenikę w szerszej perspektywie, w kategoriach przedsięwzięcia światotwórczego, pomogło mi zrozumieć, że dążenie do czystości ekonomicznej było dla eugeników równie ważne jak czystość rasowa czy genetyczna. Eugenicy z początku dwudziestego wieku optowali za eliminacją osób nieprzystosowanych, ponieważ byli zdania, że ta grupa może odebrać środki ludziom, którzy bardziej na nie zasługują, i obciążyć długami przyszłe pokolenia. Uważali, że jeśli osiągną swój cel, rentowność ich działań będzie gigantyczna. Uda się odciążyć więzienia, zakłady opieki i urzędy pomocy społecznej oraz zlikwidować konieczność szukania sposobów na zapewnienie przetrwania ludziom, którzy nie mają prawa chodzić po świecie, a jednak po nim chodzą.

Kiedy dziś mówimy o eugenice, nawet jeśli przywiązujemy wagę do losu ludzi, którzy wpadli w jej sidła, często podkreślamy, że taki świat próbowali stworzyć eugenicy. Ram tej perspektywy dostarcza sama eugenika: zawsze chodziło w niej o zbudowanie czegoś z myślą o przyszłości. Nieraz dla własnego komfortu podkreślamy porażkę eugeników. Rozumiemy, że w pewien sposób ich przekonania przetrwały – na przykład w dyskusjach o „królowych socjalu”, „imigrantach z gównianych krajów” czy wymogu pracy dla osób otrzymujących świadczenia publiczne. Jak pisze Audrey Farley w eseju o dziedzictwie kulturowym ruchu eugenicznego, dominuje jednak tendencja do „umieszczania eugeniki w dalekiej przeszłości”. Ten nacisk na odległość, na to, że eugenicy „próbowali, ale im się nie udało”, czasem utrudnia spojrzenie na świat, który faktycznie stworzyli, i na to, jak funkcjonuje on dzisiaj.

Dla wielu osób liczy się trwałość tych przekonań. Mam nadzieję, że ta książka unaoczni, jak realny i fizyczny miewa ona wymiar. Pokazując wam mapę swojego świata, chcę również pokazać, w jaki sposób można stworzyć własną. Jak to ujęła Muriel Rukeyser w Księdze umarłych: „Te drogi zabiorą cię w głąb twojego kraju”[3].

Ta książka mówi o tym, co pewnym ludziom odebrano i jak to pomogło w zbudowaniu świata wokół mnie, w Staunton i poza jego granicami. Opowiada również o władzy i bogactwie, które nadal trwają dzięki temu światotwórczemu przedsięwzięciu. Chodzi w niej o to, żeby wyobrazić sobie eugenikę taką, jaka ciągle żyje w miejscach w rodzaju Western State Hospital, buzuje niczym u Rilkego tors Apollina, który „jaśnieje jak kandelabr w chwale, / a w nim wzrok jego, tylko uwięziony, / żyje i świeci”[4].

„To historia w historii” – powtarzam sobie. A zaczyna się ona następująco.

Reszta tekstu dostępna w regularnej sprzedaży.

Przypisy

[1] Marsz środowisk skrajnie prawicowych Unite the Right (Zjednoczyć Prawicę) odbył się w Charlottesville w dniach 11–12 sierpnia 2017 roku. Uczestnicy obnosili się z symboliką neonazistowską, rasistowską i antysemicką. Marsz zorganizowano w reakcji na decyzję Rady Miejskiej Charlottesville o usunięciu z przestrzeni publicznej pomników Roberta E. Lee i Stonewall Jacksona. Wskutek gwałtownych starć z policją i kontrmanifestantami zostało rannych co najmniej 30 osób. 12 sierpnia, po rozwiązaniu zgromadzenia przez policję stanową, jeden z uczestników marszu celowo wjechał samochodem z dużą prędkością w tłum kontrmanifestantów – zabił jedną osobę i zranił 35 innych. Został skazany na karę dożywotniego więzienia plus 419 lat (wszystkie przypisy pochodzą od tłumacza).

[2] Przegrana Sprawa Konfederacji – pielęgnowana przez białych południowców, a dyskredytowana przez większość współczesnych historyków interpretacja wojny secesyjnej odpowiedzialna za podtrzymywanie romantycznego mitu „Dawnego Południa” i heroizmu konfederackich żołnierzy, utrzymująca, że Konfederacja prowadziła sprawiedliwą wojnę o prawa stanów i obronę gospodarki rolnej, a nie o niewolnictwo; zniewoleni byli dobrze traktowani i nieprzygotowani do wolności, a przyczyną ostatecznej przegranej była wyłącznie przytłaczająca przewaga Unii pod względem liczebności i zasobów.

[3] Muriel Rukeyser, U.S. 1, tłum. Marta Koronkiewicz, Wrocław: Ossolineum, 2023.

[4] Rainer Maria Rilke, Starożytny tors Apollina [w:] tegoż, Poezje nowe. Życie Maryi, tłum. Andrzej Lam, Warszawa: Elipsa Dom Wydawniczy, 2010.

WYDAWNICTWO CZARNE sp. z o.o.

czarne.com.pl

Wydawnictwo Czarne

@wydawnictwoczarne

Sekretariat i dział sprzedaży:

ul. Dukielska 83C, 38-300 Gorlice

Redakcja: Wołowiec 11, 38-307 Sękowa

Dział promocji:

al. Jana Pawła II 45A lok. 56

01-008 Warszawa

Opracowanie publikacji: d2d.pl

ul. Sienkiewicza 9/14, 30-033 Kraków

tel. +48 12 432 08 50, e-mail: [email protected]

Wołowiec 2024

Wydanie I