Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Powieść fantastyczna z elementami historycznymi, wprowadza czytelnika w świat przed powstaniem Państwa polskiego. „Dagome Iudex” jest trylogią złożoną z trzech książek: „Ja, Dago”, „Ja, Dago Piastun” i „Ja, Dago Władca”.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 652
Zbigniew Nienacki
Ja, Dago Piastun
Dagome Iudex
Tom II
Zbigniew Nienacki
Ja, Dago Piastun
Dagome Iudex
Tom II
Wydanie I
Próbka
Redaktor naczelny • Marcin Nowak
Korekta • Artur Marcin Laskowski, Marcin Nowak
Skład i łamanie • Artur Marcin Laskowski
Projekt okładki • Maciej Łazowski
Wydawnictwo
Liber Novus Marcin Nowak
ul. Łaska 43
95–050 Konstantynów Łódzki
www.libernovus.pl
Copyright © • Helena Nowicka
Copyright © for electronic version • Liber Novus
Konstantynów Łódzki 2014
ISBN • 978–83–7741–059–2–demo
Liber Novus 2014
Nie istnieje człowiek, sprawa, zjawisko, a nawet żadna rzecz, dopóty, dopóki w sposób swoisty nie zostały nazwane. Władzą jest więc moc swoistego nazywania ludzi, spraw, zjawisk i rzeczy tak, aby te określenia przyjęły się powszechnie. Władza nazywa, co jest dobre, a co złe, co jest białe, a co czarne, co jest ładne, a co brzydkie, bohaterskie lub zdradzieckie; co służy ludowi i państwu, a co lud i państwo rujnuje; co jest po lewej ręce, a co po prawej, co jest z przodu, a co z tyłu. Władza określa nawet, który bóg jest silny, a który słaby, co należy wywyższać, a co poniżać.
Księga Grzmotów i Błyskawic, rozdział: „O sztuce rządzenia ludźmi”
Rozdział pierwszy
HELGUNDA
Helgunda, córka Hoka, z lubością dotykała korony książęcej, którą za osiemdziesięciu niewolników przysłał jej ojciec z Jumna. Do korony dodał — na jej prośbę — pięćdziesięciu zbrojnych najmitów, wiele haftowanych czepców, kaftany z jedwabiu, suknie w rozmaitych kolorach, barwne wstęgi i pasy nabijane guzami ze złota, złote szpilki, naszyjniki z gintarasu i srebra, kilka par złotych kolczyków, wielkie i małe brosze z drogimi kamieniami, cztery złote pierścienie oraz kilkanaście puzderek z pachnidłami.
Koronę stanowiła szeroka złota obręcz z obsadzonymi w niej szmaragdami. Pięknie wyglądała na bujnych kasztanowych włosach Helgundy, a gdy włożyła jeszcze kaftan i purpurową suknię, purpurowy płaszcz przetykany złotymi nićmi, tym bardziej uwydatniała się niezwykle jasna karnacja skóry na jej twarzy i szyi. Miała Helgunda wielkie zielone oczy i ciemne brwi, usta małe, pełne, drobne dłonie — i chyba nie było, jak to sobie często wyobrażała, piękniejszej od niej kobiety na całym świecie. Urodziła dziecko, ale zaraz je oddała mamce przez co piersi jej stały się jeszcze większe, jędrne i krągłe. Naga wydawała się sobie piękniejszą niż ubrana w najwykwintniejsze stroje i żałowała, że tylko Gizur, dowódca jej najmitów, syci wzrok tą nagością. Jakże często nienawidziła go za to, że był o nią zazdrosny, rzadko się zdarzało, aby wydawała uczty w paradnej sali książęcego dworu, gdzie siedząc obok Gizura łowiła pełne pożądania spojrzenia możnych i wojowników, nic bowiem nie sprawiało jej większej rozkoszy, jak podniecenie mężczyzn. Gdyby nie Gizur, co noc przyjmowałaby w swoim łożu innego mężczyznę, nie oddając mu się od razu, lecz swoją nagością budząc najpierw szaleńcze pożądanie i coraz większą zuchwałość aż do utraty rozumu, do momentu, gdy rozwścieczony żądzą brałby ją gwałtem. Miał ją jednak tylko Gizur i niekiedy myślała jak go usunąć ze swego życia; przebić sztyletem lub otruć. Tylko kto wówczas okazałby dość męstwa, aby chronić Gniazdo, trzymać w wieży Popiołowłosego i wspólnemu dziecku, jej i Gizura, dać w przyszłości koronę książęcą? Kto pokonałby zbuntowanych możnych, Powałów z Kruszwic i Duninów z Poznanii, którzy — jak to słyszała — także zamówili dla siebie książęce korony? Gdy Gizur ukorzy Powałów i Duninów, wtedy — uprzednio kazawszy mu zabić Popiołowłosego — ona poda kochankowi trujący napar ze sromotnika. Wówczas o jej rękę zabiegać będą potężni książęta, słać jej dary, zdobywać nowe kraje, a ona każdemu pozostawi nadzieję i da jedną noc, po której zaczną za nią tęsknić i walczyć dla niej. Tak czyniąc pozostanie wolną, co noc mając innego kochanka, a jej księstwo stanie się królestwem.
Tęskniła za rodzinnym Jumnem, które nazywano miastem „prześwietnym”, gdyż, jak to mówili niektórzy podróżnicy, było najludniejszym w tej części świata. Zamieszkiwali je Sklavini i oni sprawowali rządy: jej ojciec, Hok, też był Sklavinem. Ale obok nich pełno było Greków, poszukujących przygód Ascomannów, bogatych kupców z kraju Musliminów, a nawet Sasów, którzy dali się ochrzcić; nowej wiary nie mogli jednak w mieście wyznawać, a nawet pokazywać się z krzyżem na piersi, gdyż ludzie w Jumnie nienawidzili człowieka zmarłego na krzyżu. Różne ludy różnie to miasto nazywały: Jumno, Jomsborg, Wolin, Julin i jeszcze inaczej. Miasto miało latarnię morską, która nocą ogniem, zwanym greckim, pokazywała drogę żeglarzom. Najbardziej czczonym był Trygław, bóg o trzech obliczach, znajdujący się w głównej kątinie, zbudowanej przedziwną sztuką, wewnątrz i zewnątrz ozdobionej rzeźbami, przedstawiającymi obrazy ludzi, ptaków, dzikich zwierząt wymalowanych tak, że wszystkie te istoty ludzkie i zwierzęce zdały się żyć jak prawdziwe. U stóp Trygława leżała wielka włócznia. Mówiono, że pozostawił ją tutaj Juliusz Cezar, pradawny władca Romy, który to miasto założył i dlatego niektórzy nazywali je Julinem od jego imienia. Pod posąg Trygława przed każdą wyprawą wojenną czy handlową albo po takiej wyprawie przynoszono bogate dary, dzbany złote lub srebrne, dziesiątą część każdej zdobyczy. Proszono kapłanów o wróżby i przestrzegano ich pilnie. Wróżył zaś tłusty czarny koń, którego nikt nigdy nie ujeździł. Jego to przeprowadzali kapłani przez rozrzucone na ziemi włócznie i jeśli żadnej kopytem nie trącił, wtedy bezpiecznie przystępowano do spełniania swoich planów.
Piękne było Jumno, i wesołe; powracający z łupami piraci natychmiast sprzedawali swoje łupy, a potem dzień i noc bawili się po licznych karczmach i zamtuzach, dlatego też zewsząd dochodziły dźwięki muzyki i radosne śpiewy. Ach, ileż razy wymknąwszy się z domu ojca bawiła się z piratami, pląsała, piszczała z uciechy...
A tu w Gnieździe żyła jak w więzieniu, skazana jedynie na Gizura i jego najmitów, na sklavińskich wojowników, drobnych kupców i rzemieślników. Tu nie mogła sobie nawet pozwolić na kochanka, ponieważ zaraz dowiedziałby się o tym Gizur, kochankowi ściąłby głowę, a ją kazał obatożyć, mimo że to ona była księżną, on zaś tylko dowódcą najmitów.
Mając trzynaście lat już zwracała uwagę swoją urodą w całym Jumnie. Na biesiadach, które urządzał jej ojciec, niby to dla dziecięcej zabawy, lubiła siadać na kolanach gości jej ojca, przeważnie bogatych kupców i wielkich piratów, i sprawiało jej przyjemność, gdy poprzez cienką sukienkę, pod swymi dziewczęcymi pośladkami czuła jak pręży się męski członek. A gdy wezbrał jak kołek chichocząc zeskakiwała z kolan i siadała na kolanach innego mężczyzny. Podobnie czyniła także z własnymi starszymi braćmi, aż jeden z nich, gdy ojca nie było w domu, zawlókł ją do siebie i nieprzytomny z pożądania, zgwałcił. Wtedy to doznała rozkoszy i odtąd tylko gwałt dawał jej prawdziwą przyjemność. Pojęła także jeszcze jedno. Gwałt dawał przyjemność nie tylko jej, ale opór kobiety powiększał podniecenie mężczyzny. Ludzie, którzy ją otaczali zazwyczaj rzadko pytali kobiety o to, czy ich pożądają, brali je nie interesując się ich przeżyciami, dlatego przeważnie mieli je nieruchome i bezwładne jak zimne kłody lub trupy. Ona broniła się dopóty nie poczuła w sobie męskiego członka. Wtedy nagle zaskakiwała mężczyznę swoją przemianą. Zaczynała okazywać gwałtownie pożądanie i rozkosz, całym ciałem towarzyszyła mężczyźnie w drodze do miłosnego szczęścia. Mężczyźni mieli wrażenie, że są jakimiś cudownymi dawcami rozkoszy, a nic tak nie przywiązuje mężczyzny do kobiety jak świadomość, że rozbudził jej pożądanie. Owo więc przeżycie zaspokojenia nauczyła się okazywać na najróżniejsze sposoby, to krzycząc głośno, to poruszając mięśniami pochwy, obficie wydzielając miłosny śluz, wywracając gałkami oczu, spazmując lub wyginając ciało w łuk. I jeśli nawet na początku udawała, z czasem rzeczywiście zaczęła doznawać upojenia i tak silnie go okazywać. Pojęła również, że mężczyzna dochodzi do rozkoszy prędzej niż kobieta, dlatego zaczęła bacznie obserwować twarze poruszających się na niej mężczyzn. Ściskając mięśniami swego wnętrza ich członek czuła, jak zbliżają się do spełnienia i powoli posiadła sztukę doprowadzania siebie do równoczesnego osiągania spełnienia z mężczyzną, albowiem podniecało ją to. Odtąd posiadła wszelką władzę nad tymi, którzy przy niej czuli się prawdziwymi i wspaniałymi kochankami. I będąc nawet z innymi kobietami zawsze za nią tęsknili.
Miała piętnaście lat, kiedy do uszu Hoka doszły wieści, że jego córka zwabia do swej komnaty coraz nowych mężczyzn albo włóczy się nocami po zamtuzach i ulicach miasta, zachęcając brudnych obieżyświatów do gwałtu na sobie. Hok wybuchnął gniewem, obatożył Helgundę i zamknął ją w komnacie. Nie wiedział co z nią począć, aż od księcia Goluba Popiołowłosego otrzymał w darze stu niewolników i propozycję, aby dał mu za żonę swoją córkę i stu wojowników, albowiem przeciw Golubowi zbuntowały się jego dwa możne rody, Powałów i Duninów. Najemni wojownicy z Jumna mieli pomóc Popiołowłosemu w stłumieniu buntu, gdyż on sam dysponował tylko bardzo słabymi i niepewnymi siłami.
Wysłanników Goluba przyjął Hok po królewsku. Wyposażył bogato Helgundę, wynajął stu Normanów i na ich czele postawił najbardziej walecznego — Gizura z wyspy Foni. Cały ten orszak ruszył ku krainie Lendiców, gdzie Helgunda miała zostać księżną i żoną Popiołowłosego. Ale już podczas noclegu nad jeziorami Miedwie, Helgunda zachęcała Gizura do gwałtu na sobie, a potem wraz z nim zaplanowała, że ona i Gizur posiądą księstwo Goluba. Dlatego nigdy Popiołowłosy nie miał w swoim łożu Helgundy. Ledwo bowiem znaleźli się w Gnieździe, Gizur wymordował wiernych Golubowi wojowników, jego zaś zamknął w komnacie i trzymał pod strażą tak długo, aż Helgunda urodziła ich dziecko, Aslaka. W tym czasie dwukrotnie usiłował pokonać to Powałów, to Duninów, za każdym jednak razem ponosił klęskę. Wreszcie zawarł z nimi rozejm — niby to w imieniu Popiołowłosego, że każdy zostanie przy swoim, Powałowie w Kruszwic, a Duninowie w Poznanii, Popiołowłosy zaś w Gnieździe. Układ był od początku obłudny, każda bowiem ze stron zbierała siły, aby pokonać drugą. Tak minęły trzy lata, w końcu Popiołowłosego zamknięto w wieży na jeziorze Lendiców, a w imieniu małoletniego Aslaka, rzekomo syna Goluba, rządzić zaczęła księżna Helgunda. Tymczasem ze stu najmitów z Jumna pozostała przy życiu tylko połowa, gdyż wykruszyły się w walkach szeregi armii Gizura. Dla wynajmu nowych musiał Gizur łupić kraj, brać w niewolę ludzi i wysyłać ich do Jumna albo do księcia Gedana. Za otrzymane pieniądze wynajmował nowych Normanów tak, że w Gnieździe było ich już stu pięćdziesięciu. Kupcy omijali kraj wstrząsany walkami wewnętrznymi, gdzie nikt nie miał dość siły, aby zapewnić im bezpieczną drogę. Żupy solne opanowali Powałowie z Kruszwic, Gniazdo biedniało, a razem z nim nędzny stawał się kraj Lendiców. W tej sytuacji Gizur coraz więcej Lendiców brał w niewolę i sprzedawał, czynił też wyprawy do kraju Gopelanów i ludzi Skrzydlatych, biorąc niewolników i z pieniędzy za ich sprzedaż zasilał skarbiec Helgundy. W obawie przed niewolą ludzie z kraju Lendiców kryli się po lasach i tak zrodzili Lestków, ludzi przeciwnych książęcej władzy, napadających nieustannie na wojowników Gizura. Bywało tak, że jedynie potężne obwałowania Gniazda chroniły Helgundę przed atakami owych Lestków. Rośli też w potęgę Powałowie i Duninowie, choć i ich zaczęli nękać Lestkowie. Ratował też Helgundę fakt, że tak samo jak ją, nienawidzili oni siebie wzajemnie i gdy Helgunda kazała złotnikowi zrobić sobie książęcą koronę, natychmiast uczynił to Dunin, a potem Powała. Tylko że dla niej koronę zrobiono w Jumnie i przysłano wraz z wieloma darami, a także pięćdziesięcioma najmitami. „Teraz jestem silniejsza od Powałów i Duninów” — pomyślała Helgunda i całymi dniami pieściła swoją złotą koronę książęcą, nie dopuszczając do swego łoża Gizura, ponieważ wciąż nie był zdolny do wyprawy przeciw Powałom i Duninom, nie umiał też wygubić Lestków. Wtedy Gizur brał ją gwałtem, ale nie sprawiało jej to już takiej przyjemności jak kiedyś.
Aż zdarzyło się, że pewnego dnia latem do uszu Helgundy i Gizura doszła wiadomość, że Popiołowłosy zniknął z wieży na wyspie jeziora Lendiców. Gizur natychmiast wysłał tam silny oddział wojowników, którzy wyspę i wieżę zastali zupełnie opuszczoną. Tyle tylko zdołali się dowiedzieć, że podobno Popiołowłosego zjadły myszy. Czy zjadły także straż normańską i niewolną służbę?
Wkrótce już w całym kraju mówiono, że zanim Popiołowłosego i jego nałożnice zjadły myszy, zjawił się u niego człowiek imieniem Dago Pan i Piastun, któremu on dobrowolnie oddał skórzaną przepaskę na włosy ze złotawym kamieniem, oznaką książęcej władzy. Do owej przepaski ani Helgunda, ani Gizur nigdy nie przywiązywali żadnej wagi, ponieważ teraz jako oznakę władzy należało nosić koronę.
Gizur wysłał do grodów i wiosek wielu szpiegów, a oni przynosili coraz dziwniejsze wieści. Oto ów Piastun stanął na czele setek Lestków i gdy w Gnieździe Gizur zaczął się szykować do obrony grodu, okazało się, że ruszył do Kraju Kwen, aby królowej Ajtwar pomóc w walce z Mardami.
— Zginie. Jeśli nie zabiją go Mardowie, to kobiety z Kraju Kwen, ponieważ jest mężczyzną — oświadczył Gizur Helgundzie.
Zima była niespokojna. Gizur gotował wojsko do ostatecznej rozprawy z Powałami. W Gnieździe zaczynało brakować soli, dlatego sprawa pokonania Powałów wydawała się najpilniejszą. Ale Kruszwic, podobnie jak Gniazdo, było potężnie obwałowane przez Nielubów Popiołowłosych. Obleganie grodu Kruszwic nie miało sensu i tylko walka w polu mogła dać zwycięstwo. Co noc w swoim łożu Helgunda i Gizur zastanawiali się, w jaki sposób wojska Powałów wywabić z grodu w pole, ale nie przychodził im do głowy żaden rozsądny pomysł.
Aż pewnego dnia do komnaty, gdzie Helgunda białymi palcami pieściła swoją koronę, nagle wbiegł Gizur i padł przed nią na kolana. Nie jak kochanek, nie jak wódz, ale jak przerażony wojownik przed swoją władczynią.
— Otrzymałem wiadomość, że tysiące Mardów obozuje na lewym brzegu rzeki Buck — bełkotał przerażony. — Korzystając z mrozów zamierzają przebyć bagna i rzeki, a potem zaatakować nasz kraj. Helgundo, pakuj do skrzyni swoje rzeczy. To jedno nam pozostaje. Uciekać do Jumna.
— Dlaczego? Czy Mardowie potrafią zdobyć Gniazdo?
— Jest ich tysiące. To dzicy ludzie. Kobietom obcinają piersi. Otoczą Gniazdo i wezmą nas głodem. Nie mamy soli, nie mamy zapasów zboża, nie mamy wędzonego mięsa. Nikt nie spodziewał się oblężenia.
— Damy im okup.
— To go wezmą, lecz nie dotrzymają słowa. To koczownicy, Helgundo. Na arkanie poprowadzą cię za swoimi końmi. Zginiemy tu wszyscy. Co cię obchodzi Gniazdo? Jesteś z Jumna, a ja z Foni. Uciekając, ocalimy życie.
Helgunda zaczęła pakować swoje rzeczy do skrzyń podróżnych, kowalom kazano podkuć konie i wyszykować dziesiątki sań. Na myśl o Mardach nieustraszony Gizur, mężczyzna ogromnego wzrostu i wielkiej siły, aż trząsł się z lęku i jego strach udzielał się Helgundzie.
— A Powałowie? — spytała Gizura.
— Też szykują się do ucieczki. Tylko Duninowie myślą, że do nich Mardowie nie dojdą.
Spoza ogromnych obwałowań grodu położonego na wysokiej górze, otoczonej trzema jeziorami tak, że tylko od strony wschodniej wąski pas lądu pozwalał dostać się do głównej bramy, wieści o panice jaka zapanowała na dworze Helgundy, jak krople wody z dziurawej beczki powoli przenikały na dwa podgrodzia, potęgując strach przed Mardami. Kupcy, handlujący woskiem i skórami, gorączkowo budowali sanie. Złotnicy swoje skarby zakopywali w ziemi. Cena sań i konia wzrosła czterokrotnie. Kto posiadał jakiś majątek i cenił swoje życie, pragnął dołączyć do orszaku Helgundy, który miał być po drodze broniony przez dwustu zbrojnych. Gizur zdecydował, że w Gnieździe pozostanie tylko niewielka załoga z samych Lendiców; ich to przeznaczył na stracenie. Biedniejsi, pozbawieni sań i koni, zamyślali uciekać w lasy i zamieszkać w ziemiankach, ale surowa zima i duże śniegi powstrzymywały ich.
Osiemnaście skrzyń z dobrami Helgundy zaniesiono do sań przed dworem książęcym. Rżały i tupały konie dwustu Normanów. Lecz w nocy spadł śnieg, padał przez cały dzień i znowu całą noc, na drogach potworzyły się tak ogromne zaspy, że o wyruszeniu do Jumna nie mogło być mowy. Skrzynie pozostały w saniach, wyprzęgnięto konie i zamknięto je w ciepłych stajniach. Helgunda całymi godzinami krążyła po komnatach ogołoconych z kobierców, z futer i co cenniejszych sprzętów. Miała świadomość, że w Jumnie nie czeka ją nic dobrego. Nie ucieszy Hoka jej powrót, zapewne bardzo szybko wydają za mąż za jakiegoś prostackiego jarla albo któregoś z bogatych krewniaków. Gizurowi zaś po prostu utnie głowę za to, że nie potrafił obronić księstwa Helgundy.
I gdy tak krążyła po komnatach, gdzie rozlegał się płacz jej chorowitego Aslaka, którym opiekowała się Miłka z karłowatego rodu Zemlinów, usłyszała na podwórcu głośne okrzyki. Wybiegła na śnieg i mróz z gołą głową, w prostej sukni, nawet bez futrzanego płaszcza. Zobaczyła parującego od jazdy konia i Jaszczołta, jednego z tych, co pochodzili z Lendiców i służyli jej wiernie.
— Księżno — skłonił się Jaszczołt. — Niejaki Piastun na czele stu Lestków pokonał Mardów i zmusił ich do odwrotu do Panonii. To pewna wiadomość. Tak samo pewna jest wieść, że Dzikie Kobiety z Kraju Kwen zniszczyły Plock na Visuli i spaliły port, z którego dotąd spławialiśmy zboże do Gedana.
Zacisnęła usta i zapytała o Gizura. Powiedziano jej, że wczesnym rankiem wyruszył do wiosek, aby zabierać konie. Rozkazała więc służbie i wojownikom, aby na powrót wnieśli jej skrzynie do dworu i wezwała przed swoje oblicze Jaszczołta i Normana imieniem Hodon.
Zastali ją w obdartej z draperii sypialnej komnacie. Miała na włosach książęcą koronę, na sobie płaszcz książęcy, purpurowy, haftowany złotymi nićmi. Przed ich przybyciem wyjęła z puzderka dwa złote pierścienie i trzymała je na swojej małej dłoni.
Obydwaj byli rośli, jasnowłosi, ubrani w kolczugi i żelazne nagolenniki. Na znak szacunku zdjęli hełmy z krowimi rogami. Po Gizurze zajmowali najwyższe miejsce wśród wojowników Gniazda.
— Gizur okazał się tchórzem — obwieściła. — Postanowiłam, że nigdy nie wpuszczę go do swojego łoża. Wy dwaj będziecie odtąd czuwać przed drzwiami mojej komnaty. A jako znak, że daję wam taką władzę, przyjmijcie ode mnie te dwa pierścienie.
— Co mamy uczynić, gdy Gizur wróci? — zapytał Jaszczołt o twarzy tak młodej i pięknej, że Helgunda już wiedziała, że jego pierwszego wkrótce dopuści do swego łoża.
— Wprowadzicie go przed moje oblicze, ale nie odstąpicie ani na krok. Był odważny, gdy trzeba się było rozprawić z Popiołowłosym, bezradnym starcem. Zmusił mnie do tego, abym swego męża zamknęła w wieży. Był też odważny, gdy chwytano niewolników z mojego ludu i sprzedawano ich do Jumna albo do Gedana. Zląkł się jednak Mardów, których jakiś Piastun pokonał, mając tylko stu ludzi.
Zanim powrócił Gizur prowadząc zrabowane po wioskach dziesięć koni, komnaty dworu wyglądały jak dawniej. Helgunda przyjęła go w wielkiej sali o ścianach obwieszonych skórami dzików. Siedziała na tronie w swojej książęcej koronie i w najpiękniejszych szatach. Po raz pierwszy w życiu poczuła się prawdziwą władczynią i na myśl o Gizurze, jej małe usta bladły ze złości.
Gizura przyprowadzili Jaszczołt i Hodon. Kazali mu uklęknąć na jedno kolano. Jednocześnie pozwolili, że świadkami jego upokorzenia było ponad trzydziestu Normanów, którzy wypełnili niemal całą salę.
— Co wiesz o Mardach? — zapytała go Helgunda.
— Zostali pokonani — odpowiedział, czując, że grozi mu śmierć.
— Czy to ty tego dokonałeś?
— Jakiś Piastun.
— Mówiono mi, że miał tylko stu wojowników, gdy ty posiadałeś aż dwustu dzielnych rycerzy. Jesteś tchórzem i nie możesz dłużej przewodzić mężczyznom. Zasiądziesz w sali kobiet i będziesz prządł kądziel.
Ponad trzydzieści męskich gardzieli parsknęło śmiechem tak głośnym, że aż ogłuszającym. Ale Helgunda dała znak ręką, aby się uciszyli.
— Gdzie jest mój mąż, Golub Popiołowłosy, prawdziwy władca tego kraju? — zapytała Gizura.
— Nie wiem. Był w wieży na jeziorze Lendiców. Zniknął...
— Zjadły go myszy?
I znowu śmiech aż ogłuszył wszystkich.
Helgunda pokazała puste miejsce obok swojego tronu. Tam kiedyś stał złoty tron Popiołowłosego. To bowiem pojęła tej nocy swoim kobiecym rozumem, że źle uczyniła zamykając męża w wieży. Samotna i piękna władczyni zawsze będzie zdana na łaskę kochanka takiego jak Gizur, czy innego w rodzaju Jaszczołta lub Hodona. Inaczej może być, gdy na tronie zasiada mąż, tym lepiej, jeśli jest stary i niezdolny do miłości. To na niego można zwalać każdy błąd, a sobie przypisywać każdą zasługę, kazać usunąć niewygodnego kochanka, a innego obsypać łaskami. Dobrze też jest, kiedy na tronie zasiada władca z krwi prastarej i tutejszego ludu, a nie obcy, jakiś Norman, gdyż obcego łatwiej się nienawidzi.
— Jeszcze dziś musi się tu znaleźć drugi tron dla władcy tego kraju — oświadczyła powoli i uroczyście. — Miałeś, Gizurze, tajne zamysły, aby samemu zostać tu księciem. Uwięziłeś księcia Goluba w wieży, a mnie uczyniłeś bezwolną. Znalazłam jednak obronę w wojownikach wiernych mojemu ojcu, księciu Hokowi. Za to, że stanęliście po mojej stronie — zwróciła się do Normanów — podwajam wam żołd.
Tym razem głośny okrzyk radości wstrząsnął całą salą, a potem rozległy się głośne uderzenia mieczy w tarcze, znak szacunku i wierności. Gizur pojął, że nic mu już nie uratuje życia, chyba tylko jedno, że był ojcem Aslaka.
— Z powodu samozwańca, Gizura — mówiła dalej Helgunda — ten kraj rozpadł się, wzrosły w potęgę rody Powałów i Duninów oraz innych. Swoim tchórzostwem chciał Gizur zmusić nas do opuszczenia Gniazda, a tym samym własnego kraju.
Wiedziała, że jej słowa spodobają się wojownikom. Prawie wszyscy Normanowie zdołali już się trochę nauczyć tutejszej mowy, pożenili się ze sklavińskimi niewiastami, pobudowali sobie domy, urządzili życie, mieli małe dzieci. Nie mogła im się podobać myśl o powrocie do Jumna. Ten kraj uważali już za własny.
— Daję ci ostatnią szansę, Gizurze — rzekła Helgunda. — Wyruszysz na poszukiwanie Popiołowłosego i sprowadzisz go tu żywego lub martwego. Jeśli znajdziesz martwego, obwieścisz, że zabił go Piastun i jego Lestkowie. Ktoś musi zasiąść na tronie obok mnie, aby ten kraj miał prawych władców. Jeśli nie wrócisz w ciągu siedmiu dni, na tronie zasiądzie Aslak, zaś Jaszczołt i Hodon założą mu na głowę książęcą koronę. Ja będę rządzić tylko w jego imieniu, ponieważ jest jeszcze dzieckiem. Ale jest to syn Goluba Popiołowłosego, prawy władca tego kraju.
Gizur chciał krzyknąć: „Nieprawda, nigdy nie byłaś w łożu Goluba! To mój syn!” Lecz milczał. Wiedział, że po takich słowach spadnie mu na kark miecz Jaszczołta lub Hodona.
— Wyrzućcie go na podwórzec — rozkazała Helgunda.
Jaszczołt i Hodon chwycili Gizura za ramiona i wywlekli z izby. Na podwórcu podano mu konia i otwarto wierzeje bramy.
Siedem dni później snycerze pozłocili drugi tron, który wstawiono do komnaty przyjęć. Na owym tronie zasiadł trzyletni Aslak, w uszytym specjalnie małym purpurowym płaszczu. Helgunda własną koronę oddała złotnikom, którzy ją zmniejszyli do rozmiarów głowy dziecka. Tę koronę, zaprosiwszy uprzednio kupców i bogatych ludzi z podgrodzia oraz co znaczniejszych wojowników, Jaszczołt i Hodon uroczyście włożyli na czarne włosy chłopca. Obok Aslaka na drugim tronie siedziała Helgunda ze złotą przepaską na kasztanowych włosach. Wszyscy byli świadomi, że to ona tu rządzi w imieniu syna, a w jej imieniu władzę sprawują Jaszczołt i Hodon. To bowiem pojęła ona swoim kobiecym rozumem, że gdy się ma dwóch konkurentów do swych względów, łatwiej jest sprawować rządy niż posiadając jednego.
O owym dziwnym Piastunie wieści nie było żadnych, dlatego wraz z końcem zimy Helgunda, Jaszczołt i Hodon znowu zaczęli odbywać narady, w jaki sposób wyciągnąć w pole do walki Olta Powałę Starszego i zdobyć Kruszwic oraz dobrać się do żup solnych Gopelanów. Helgunda na przemian posyłała poza Gniazdo to Hodona, to znów Jaszczołta i w tym czasie to jednego, to drugiego wpuszczała do swojej komnaty, wabiąc ich swoimi wdziękami aż niepomni na jej wysoki ród, gwałcili ją nieprzytomni z pożądania. Helgunda miała nadzieję, że kiedyś obydwaj pozabijają się wzajemnie powodowani zazdrością, a wówczas ona stanie na czele wojska. I sposobiła się ku temu nosząc męski strój wojownika, pozłacaną kolczugę, pozłacany hełm, lekki miecz i lekką tarczę, dosiadając bojowego konia i codziennie na czele małego oddziału objeżdżając Gniazdo i okolice.
Po roztajałym śniegu przybyło poselstwo od Karaka z Karradonon, księcia Visulan, potężnego państwa na południu. Zamyślał książę Karak napaść na obronne i samodzielne miasto Kalisia, przez które prowadził stary lugijski szlak bursztynowy i dziesiątki kupców miało tam swoje składy. Spróbował tego w roku ubiegłym, ale miasto potrafiło się obronić i Karak poniósł znaczne straty. Zaplanował więc, że wspólnie z Helgundą, jeśli z dwóch stron uderzą, Kalisię zdobędą i łupami się podzielą. W tym celu wysłał do Gniazda poselstwo z najstarszym swoim synem, Karakiem II.
Syn księcia był młodzieńcem tak pięknym, że przyjmując go w wielkiej komnacie u boku małego Aslaka, Helgunda czuła jak ją z pożądania pali w podbrzuszu. Nie okazywała tego, obiecała synowi księcia przemyśleć propozycję Karaka i dać odpowiedź za kilka dni. Ale już następnego dnia obydwu wodzów wysłała na polowanie, młodzieńca zaś wpuściła do swojej komnaty sypialnej i tak długo wabiła swoimi wdziękami, aż niepomny roli posła, rzucił się na nią i ją posiadł, drąc na niej drogocenny kaftan.
To, co przeżywał z nią młody Karak wydawało mu się cudownym snem. Rzucając się na nią i łamiąc jej opór siłą, sądził, że nazajutrz spotka go straszliwa i surowa kara. A przecież, gdy zadarł jej spódnicę i obnażył różowe uda, czarne od włosów łono i ładnie sklepiony brzuch, a potem wepchnął w jej krocze swój członek, raptem ciało Helgundy zwiotczało, ustąpił opór, mocno objęły go jej ramiona, a w swoich ustach poczuł jej wilgotny i gorący język, poruszający się po jego podniebieniu. Tułów Helgundy zaczął się poruszać zgodnie z ruchami jego ciała, a choć miał dotąd wiele dziewek prostych i dworek ojca, to przecież przenigdy nie odczuł tak rozkosznego i miłosnego ściskania prącia w łonie kobiety, nie widział u żadnej takiego dygotu pożądania i nie usłyszał tak przejmującego krzyku spełnienia. Żadna też z dotąd znanych mu kobiet nie pachniała tak pięknie piżmem i jakimiś olejkami, które w połączeniu z wonią jej podnieconego krocza, budziły w nim coraz nowe żądze. Zazwyczaj miał trzy albo dwa zbliżenia z kobietą w ciągu jednej nocy; teraz łamał opór Helgundy — bo za każdym razem opierała się jego pragnieniu — aż sześć razy. A potem, choć był zmęczony i członek miał napuchnięty i obolały, niesyte nagości Helgundy pozostały jego oczy, jego nozdrza wciąż pragnęły jej zapachu, uszy zaś krzyku jej spełnienia.
Tej nocy młody Karak zakochał się w księżnej Helgundzie tak mocno, że złożył jej przysięgę: zabije swego ojca Karaka, zostanie księciem Visulan, zwiąże się z Helgundą małżeństwem i połączy razem dwa kraje. Helgunda przyjęła tę przysięgę, ponieważ swym kobiecym rozumem pojęła, że gdy stworzy z Karakiem II jedno państwo, będzie ono niezwykle potężne. Odbiorą Powałom Kruszwic i żupy solne, pokonają Duninów, a potem złupią Kalisię.
I choć było zwyczajem posłów, że przynajmniej przez kilka lub kilkanaście dni gościli na dworze władcy, młody Karak już nazajutrz opuścił Gniazdo i ruszył w powrotną drogę do kraju Visulan, aby zabić swego ojca i posiąść władztwo, tak go dręczyło pożądanie ciała Helgundy. On też zresztą był świadomy jak potężne stworzą państwo. I jeśli istniało już takie na południe od gór Karpatos i zwało się Wielka Morawa, stanowiąc nieustanną groźbę dla Visulan, to, po małżeństwie z Helgundą, drugie potężne państwo powstanie na północ od gór Karpatos i Wielka Morawa nigdy nie podejmie ryzyka przekroczenia tych gór. Pożądanie kobiety zjednoczyło się z pożądaniem władzy, a nie ma większej siły od tych dwóch namiętności.
Po kilku dniach nadeszła do Gniazda dziwna wieść, że Kraj Mazowian ogarnął Mor i dziesiątkował całą ludność. Wzdłuż granicy państwa Lendiców rozstawiła Helgunda straże i kazała zabijać albo zawracać z drogi każdego kto przybywał z tamtych stron, aby Moru nie przyniósł do Gniazda. Dowiedziano się potem, że Mor wygubił Kraj Kwen, nie pozostawiając przy życiu żadnej żywej istoty. Jeszcze później przybyło poselstwo od Olta Powały Starszego i w wielkiej komnacie przyjęć najznaczniejsi rycerze Powały, wobec tłumu świadków, uklękli na jedno kolano przed Aslakiem, oddając się pod jego władzę. Przywiedli też ze sobą cztery wozy pełne soli jako znak pojednania. Albowiem okazało się, że Olt Powała Młodszy uciekł z Kruszwic do Piastuna, który zatrzymał się w Wysokim Grodzie nad rzeką Visulą. Opowiadano, że od Dzikich Kobiet, jako wyraz wdzięczności za zwycięstwo nad Mardami, otrzymał wóz pełen złota. Dzięki temu złotu setki kowali kuje dla niego broń, setki ludzi zgłasza się do niego, aby zostać jeźdźcami zbrojnymi albo tarczownikami i pomóc mu w walce z wszelką władzą, ponieważ Piastun jest łaskawy dla Lestków. Piastun przyjął pod swoją opiekę Olta Powałę Młodszego i obiecał mu Kruszwic, którą odbierze jego ojcu, Powale Starszemu. Bojąc się, że wraz z nadejściem lata wojsko Piastuna podciągnie pod Kruszwic, Powała Starszy przysłał swoje hołdy Aslakowi, błagając Helgundę, aby, w wypadku oblegania grodu, ona i jej wojsko pospieszyły mu z pomocą.
Odpowiedziała mu Helgunda w imieniu swego syna Aslaka:
— Olt Powała Starszy złożył mi hołd i uznał w synu mym, Aslaku, księcia Lendiców i Gopelanów. Dlatego, jeśli zagrozi mu niebezpieczeństwo, przyjdziemy mu z pomocą i wspólnie pokonamy wroga.
Odjechali posłowie Olta Powały Starszego, pozostawiając mieszkańcom Gniazda cztery wozy pełne soli. Jeszcze tego wieczoru w swym dworze Helgunda wydała ucztę dla Jaszczołta, Hodona i co znaczniejszych wojowników, wtajemniczając ich w swoje plany.
— Nie wierzę w hołdy Powały. Niechaj uderzy na niego ów dziwny Piastun, skoro ma dosyć wojska, aby zdobyć Kruszwic. Jeśli pokona Powałę, wykrwawi się i straci moc sił, wtedy uderzymy na niego, niszcząc za jednym razem i Piastuna i Powałów.
— Masz, pani, królewski rozum — przypochlebnie oświadczył Hodon.
— Wiem o tym — odpowiedziała Helgunda. — Martwi mnie jedynie, że Aslak wciąż kaszle i zaczyna pluć krwią. Boję się, że wkrótce umrze. Nie przyniosły niczego wyprawy w poszukiwaniu Popiołowłosego. Co będzie dalej z księstwem?
— Ty, pani, zostaniesz władczynią — rzekł Jaszczołt.
Obecni na uczcie wojownicy uderzyli mieczami o swoje tarcze na znak zgody. Dlatego już nazajutrz wezwała do siebie Helgunda najzręczniejszego złotnika z podgrodzia i kazała mu zrobić nową książęcą koronę. Dała mu na ten cel do przetopienia kilka diademów i rozkazała, aby ozdobiono ją rubinami, zaś sama korona miała mieć ostre końce, ponieważ podobno taka jest obecnie moda u władców na Zachodzie.
Tymczasem nowe wieści o dziwnym Piastunie niepokoiły Helgundę. Zdawała sobie sprawę, że są to historie bałamutne, tworzone w umysłach prostych ludzi zamieszkujących wioski, ale przemawiały do wyobraźni. Czy to możliwe, że był czarownikiem, który potrafił żelazo zamieniać w złoto? Czy to prawda, że idąc przeciw Mardom przebywał kraj Lendiców, gdzie garściami rzucał srebrne denary? Czy to możliwe, że sprzyjał Lestkom i dlatego rozzuchwaleni tworzyli coraz większe bandy, gotując zasadzki na wszystkich drogach prowadzących do Gniazda? Czy to prawda, że miał białe włosy i nosił na nich Świętą Andalę, którą oddał mu dobrowolnie Golub Popiołowłosy? Czy to możliwe, że jeździł na świętym białym koniu, nosił pozłacany pancerz, czerwone buty i okrywał się białym płaszczem jak królowie? Czy rzeczywiście pochodził z rodu olbrzymów? Czy to prawdopodobne, że specjalny wojownik trzymał przy nim proporzec z białym ptakiem przedstawiającym orła, który własnym kieruje losem, czyli jest znakiem wolności? Czy to możliwe, że każdemu człowiekowi obiecuje wolność, skoro wiadomo, że nie można rządzić i władać bez ludzi niewolnych i półwolnych, gdyż wojsko potrzebuje jadła, a konie owsa? Czemu nazywa się Piastun i co to słowo oznacza? Czego on pragnie i do czego dąży?
Pewnej nocy ktoś namalował wapnem na wrotach dworu białego ptaka z rozpostartymi skrzydłami. Wówczas pojęła Helgunda, że owe bałamutne wieści musiały słyszeć setki ludzi, a każdemu jest miła myśl o wolności, o życiu bez książąt i królów. Ilu niewolników żyło w jej małym księstwie? Ilu ich było na podgrodziu, a nawet w samym dworze? Co się stanie, jeśli uwierzą, że mogą być wolni i podniosą ręce na swoich panów?
Hodon i Jaszczołt powracali z wypraw z pustymi wozami. Ludzie w wioskach tłumaczyli się, że jest przednówek i sami głodują, zresztą jesienią przechodził przez kraj Piastun ze swoim wojskiem i płacił gotowizną za żywność dla ludzi i koni. Kmiecie odpowiadali hardo i nikt nie chciał dobrowolnie oddać na rzecz Gniazda ani wołu, ani kozy lub barana, dlatego Hodon musiał kilku powiesić dla odstraszającego przykładu. Ale i tak niewiele zdołano w Gnieździe zgromadzić zapasów i gdyby ów Piastun podszedł pod wały grodu, mógłby go zdobyć głodem. Pocieszała się Helgunda myślą, że najpierw zechce zdobyć Kruszwic, a potem nadejdą żniwa i komory Gniazda zapełnią się zapasami zboża i mięsa. Piastun nie zdoła pokonać Gniazda, tym bardziej że książę Karak na pewno pośpieszy jej z pomocą.
W nocy śnił się Helgundzie jej kochanek Gizur. Był cały zakrwawiony i usiłował ją zgwałcić, chwytając krwawiącymi rękami. Na białym ciele Helgundy każde jego dotknięcie pozostawiało czerwoną plamę...
„Być może Hodon i Jaszczołt oszukują mnie — pomyślała następnego dnia. — Być może wszystkie dziwne opowieści o Piastunie są tylko kłamstwem, igraszką wyobraźni ludu. Jedynie wróżowie w Gnieździe zapewne znają prawdę.”
Wiele razy bowiem słyszała, że od pradawnych czasów celtyckich wszyscy wróżowie byli połączeni więzami wspólnych tajemnic, w sposób niewidzialny wymieniali między sobą wieści o ludziach i zjawiskach, aby móc wieszczyć. Dlatego wróżom postanowiła zawierzyć.
W południe Helgunda wezwała do siebie karlicę Miłkę, kazała jej przygotować duży dzban z syconym miodem, ze skrzyni wyjęła złoty pierścień, który postanowiła darować wróżom w kątinie. Do Miłki miała zaufanie, bo to ona opiekowała się Aslakiem i znała wiele tajemnic swojej pani. Nie była to karlica taka jak inne, zazwyczaj z garbem na plecach albo na piersiach. Po prostu pochodziła z karłowatego rodu Zemlinów i mimo że miała już ponad dwadzieścia lat, nigdy nie osiągnęła wzrostu wyższego niż dziesięcioletnia dziewczynka. Ale twarz miała piękną, o jasnych włosach wijących się w pukle, piersi jędrne i duże, zgrabną sylwetkę. Jak gdyby na przekór swemu wzrostowi, pożądała mężczyzn tylko o bardzo wielkich członkach, tak naprawdę jednak każdy był dla niej za mały, dlatego w specjalnej stajni trzymała czarnego kozła, z którym tajemnie zażywała rozkoszy. Gdyby ktoś się o tym dowiedział, ukarano by ją za to śmiercią, gdyż czyniła sprawę obrzydliwą. Helgunda znała jej tajemnicę i chroniła, stąd Miłka musiała być jej posłuszną i gotową spełnić każde polecenie. Z tego też powodu właśnie Miłkę zabrała ze sobą w drogę do kątiny, mieszczącej się na jednym z podgrodzi Gniazda.
Kątina nie była ani taka piękna, ani taka wielka jak ta w Jumnie, miała też boga nie o trzech, ale o jednym obliczu. Lecz i Gniazdo — choć potężne — nie mogło równać się z Jumnem. Helgunda nigdy nie pojęła do końca, dlaczego właśnie Gniazdo wybrali Popiołowłosi na stolicę swego państwa. Znacznie lepiej i bardziej obronnie była położona Poznania czy Kruszwic. Podobno jednak, gdy do Nieluba Popiołowłosego zwrócili się Lendice, cierpiący biedę od Gopelanów, on, po zwycięstwie nad Gopelanami, swoją rodową siedzibę, Gniazdo, uczynił stolicą. Dzięki zwycięstwu wziął tysiące niewolników i oddały mu się we władzę setki małych grodów i wiosek. Z rozkazu Nieluba tysiące ludzi poganianych batogami musiało zwozić drewno z odnóżami i tworzyć z nich potężne skrzynie, które ustawiano jedna na drugiej. W skrzynie kładziono glinę i ziemię aż na górze, otoczonej przez trzy jeziora i tylko od wschodu mającej suchy dostęp, wzniesiono wysokie wały drewniano-ziemne, wzmocnione jeszcze trzema rzędami zaostrzonych kołów dębowych. Książę Hok mówił Helgundzie, gdy wyruszyła do Gniazda, że kamienne twierdze Franków można zdobyć podsuwając machiny oblężnicze i waląc w nie z katapult. Twierdzy zaś Popiołowłosych żadna siła nie była w stanie zdobyć, owych wałów skruszyć, gdyż glina w skrzyniach twardniała na kamień, a skrzynie pokryte ziemią i porośnięte trawą nie mogły zostać podpalone. Tylko głód był w stanie pokonać wojowników w Gnieździe.
Warowny gród stanął więc na samym szczycie niezwykle stromego wzgórza, w środku wznosił się wygodny i obszerny dwór, domy dla wojowników, stajnie dla koni, spichlerze i magazyny na żywność. Z dwóch stron warowni znalazły swoje miejsce także i dwa podgrodzia, dobrze obwałowane, ale już nie tak wysoko. Ludzie czuli się tu bezpiecznie, dlatego ściągnęło do miasta wielu kupców i rzemieślników: szewców, krawców, futrzarzy, złotników, kowali i innych. Wkrótce dwa podgrodzia okazały się za ciasne i domy zaczęto wznosić obok nich tak, że powstało jeszcze trzecie podgrodzie. Książę Nielub zamierzał i to podgrodzie otoczyć wysokim wałem, lecz zdołał wznieść tylko palisadę i wykopać głęboki rów z wodą. Zmarł w niesławie, przeklinany przez tysiące ludzi wolnych i niewolników, którzy życie oddali, aby zbudować tę twierdzę, mało tego, jeszcze na podobny sposób ufortyfikowali gród w Poznanii i Kruszwic. A jednak, gdy państwo Popiołowłosych napadli sprzymierzeni ze sobą Ludzie Skrzydlaci i Długogłowi, Gniazdo i dwa pozostałe grody potrafiły przetrzymać oblężenie trwające prawie pół roku, a potem Nielub II zadał owym ludom decydujący cios i spowodował ich klęskę. Ludzie jednak nie pamiętali, że to Nielubom zawdzięczali wolność, ale przeklinali ich i buntowali się z powodu nakładanych na nich ciężarów, danin i prac. Tak doszedł do władzy Golub Popiołowłosy, który powodowany litością dla swego ludu, zniósł niemal wszystkie daniny i podatki, jego skarbiec był pusty, a on nie miał czym opłacić swego wojska. Dlatego wkrótce możne rody Powałów, Duninów i Łabędziów podniosły głowy i stały się mu równe bogactwem i władzą. Państwo zbudowane przez znienawidzonych Nielubów rozpadło się na trzy części za przyczyną dobroci Goluba. Ale to jemu, Golubowi, zawdzięczało Gniazdo wzniesioną na jednym z podgrodzi małą kątinę, dokąd wróżowie i żerce sprowadzili znad jeziora Lendiców święty posąg Swaroga zrobiony z czarnego dębu, który wiele wieków przeleżał w wodzie. Dąb był tak twardy, że tępiło się na nim każde żelazne ostrze, dlatego wierzono, iż wyrzeźbiły go niewidzialne ręce duchów.
Kątina stała na środku małego placu, czerwono pomalowany dach wspierał się na czterech ogromnych słupach, ściany z grubych belek z trzech stron zamykały świątynię. Z czwartej strony wisiała tylko purpurowa draperia, podobnie jak purpurowymi draperiami wyłożone były drewniane ściany jej wnętrza. Miejsce święte otaczał płot pleciony z wikliny i nikt bez zgody wróżów i żerców nie miał prawa wstępu do kątiny. Dla wróżów i żerców postawiono osobny dom już za płotem, tam żyli dostatnio, ponieważ wielu ludzi chciało znać swój los i przynosiło bogate dary, aby otrzymać wróżbę.
Przebrała się Helgunda w ciemną opończę z kapturem, podobną poleciła nałożyć Miłce i wraz z dzbanem pełnym miodu, nie zauważone przez nikogo, zeszły na dół, na podgrodzie. W pobliżu kątiny ogarnął je nastrój lęku; co krok spotykały wbity w ziemię gruby pal z wyrzeźbioną głową i twarzą ludzką, niektóre pomalowane jaskrawo z twarzami wyrażającymi śmiech, inne smutek, a jeszcze inne — szczerzące zęby tak wyraziście, jak gdyby za chwilę miały pożreć żywą ludzką istotę. Owe słupy drewniane nazywano sochami albo bałwanami. Droga między nimi oznaczała życie człowieka, ukazywała radość, smutek, przerażenie, a także śmierć. Stało się też zwyczajem, że idący po wróżby wieszali na owych słupach kolorową wstążkę lub kawałek swej odzieży i te szmaty powiewały nieustannie na wietrze, czyniąc wrażenie, że owe drewniane postacie na słupach żyją, a nawet poruszają się. Na Miłce szczególne wrażenie robiły wkopane tu i ówdzie i wyrzezane z pni drzewnych ogromne członki męskie z ludzkimi twarzami. Ich żołędzie pomalowane były na kolor czerwony, słupy zaś miały barwę żółtawą; wisiało na nich wiele uschniętych wieńców z polnych kwiatów i barwnych wstążek, a najbliżej ziemi widziało się poczerniałe smugi i odciski dłoni kobiecych, umazanych zepsutą krwią miesięczną. Miłka, podobnie jak wiele innych kobiet z Gniazda, bezpłodnych albo niesytych miłości, przychodziła do owych soch, wiązała na nich wstążki, znaczyła je własną zepsutą krwią, aby dały dziecko lub ugasiły wiecznie nienasyconą żądzę. Zamyślała też Miłka wybrać się kiedyś na Wronią Górę, gdzie, jak powiadano, znajdowało się wyobrażenie bogini Makoszy zwanej Vesną i kilka razy do roku, nocami, przy świetle ognisk i pochodni kobiety oddawały się tajemnym obrzędom poświęconym miłości. Nie wiedziała jak te obrzędy wyglądają i co czynią kobiety i dziewczęta na Wroniej Górze, już bowiem na samym początku obrzędu wypijały oszałamiający napój. To jednak było pewne, że na długo przed owymi nocami z całego kraju ciągnęli na Wronią Górę przeróżni wróże i żerce, a także pojawiały się tam przedziwne zwierzęta lub ludzie przebrani w zwierzęce futra i można tam było zostać zapłodnioną przez wilka, niedźwiedzia lub byka, przez co poczęte tam dzieci miały siłę owych zwierząt. Do Makoszy chodzili też i mężczyźni, składając ofiary żercom i oddając Makoszy odrobinę swego nasienia, aby potem ich pola i stada, a także żony i nałożnice, były urodzajne i płodne. Bała się jednak Miłka wyruszyć samotnie na Wronią Górę, a Helgunda, choć chciwie słuchała o tym, co tam mogło ją spotkać, bo miała podobnie jak Miłka nienasycone łono, nigdy nie zdecydowała się na tę wyprawę w obawie, że zostanie tam rozpoznana i zabita, gdyż wiedziała, że jest przez lud znienawidzoną księżną.
...Na wielkim kamieniu u wrót świątyni siedział wróż w białej chlamidze, z siwą brodą i długimi siwymi włosami, na których miał skórzaną przepaskę z kawałkiem bursztynu, darem od Goluba. Było to coś w rodzaju Świętej Andali, jaką on sam nosił jako oznakę władzy.
— Czego chcecie? — zapytał je cicho wróż u wrót kątiny.
— Prawdy — odpowiedziała Helgunda, bo tak jej kazała rzec Miłka. Helgunda nigdy jeszcze nie była w kątinie. Miłka chodziła tam wiele razy.
Helgunda podała wróżowi dzban z miodem i on podniósł się z kamienia, i poprowadził je do wnętrza świątyni, gdzie na środku żarzyło się obłożone kamieniami palenisko. Nie dokładano do niego bierwion, a tylko węgiel drzewny, aby nie było dymu. Natomiast na żar sypano suszone zioła, przez co wnętrze świątyni wypełniał oszałamiający zapach, powodujący chwilami zawrót głowy, a nawet zamroczenie.
— Padnijcie na twarz — rozkazał wróż.
A kiedy to uczyniły, odsunął czerwoną draperię i pokazał im stojący w kącie czarny drewniany posąg o ślepych oczach i głębokich oczodołach. Rysy całej twarzy były ledwo dostrzegalne, ponieważ bóg był bardzo stary, zniszczony przez deszcze i śniegi. Ale przecież Helgunda poczuła, że od tej czarnej postaci bije jakaś ogromna siła.
— Patrz! — szepnął wróż Helgundzie.
Do ogromnego srebrnego rogu zawieszonego na karku posągu wlał z dzbana przyniesiony przez nią sycony miód. Cała zawartość dzbana zniknęła w tym rogu i nie ulała się na ziemię ani kropla. Kłaniając się nieustannie bogowi wróż zajrzał do rogu, później odwrócił się do Helgundy i rzekł:
— Jest gorzej niż myślałaś, księżno...
Poznał ją, choć nigdy tu nie była, mimo że przyszła w przebraniu.
Pospiesznie wręczyła wróżowi złoty pierścień. Wróż kiwnął głową, że zgadza się na wróżbę, a potem w stronę Miłki uczynił gest dłonią, polecając jej opuścić świątynię.
— Usiądź — Helgunda usłyszała szept wróża. — Usiądź przy ogniu i patrz w niego.
Przykucnęła po drugiej stronie ogniska, a on rzucił na żar garść suszonych ziół, aż Helgundę ogarnęła duszność i omdlenie.
— Pytaj — usłyszała szept.
Oblizała wargi, które stały się suche.
— Co się stało z Popiołowłosym?
Żar między kamieniami nagle przygasł. Wróż znowu rzucił coś na tlące się węgielki i ogień odzyskał swój blask.
— Piastun dał mu życie i wolność...
— Gdzie on jest? — zapytała gwałtownie. — Powinien wrócić i zasiąść na tronie.
Żar rozbłysnął językami płomyków, ale po chwili znowu przygasł.
— Golub Popiołowłosy, ostatni z rodu, uczynił wiele dobrego dla wróżów. Wzięli go pod swoją opiekę, dali jadło i szaty.
— Powinien wrócić na tron.
— Oddał Piastunowi Świętą Andalę...
— Teraz nie nosi się Andali, a koronę. Czy nie słyszałeś o tym? Kto nosi koronę, ten ma władzę.
Milczał. Helgunda przestała już odczuwać odurzenie zapachem palących się ziół i wzbierał w niej gniew. Jeszcze dziś każe Hodonowi albo Jaszczołtowi, żeby wybili wróżów i spalili kątinę. Trygław jest najpotężniejszym bogiem. Trygławowi wybuduje tu święty chram. Trzy twarze i trzy pary oczu widzą dalej i głębiej niż ten ślepy bóg w Gnieździe.
— Po co tu przyszłaś? — zapytał wróż.
— Po prawdę — odparła hardo.
— Usłyszałaś prawdę, więc odejdź.
— Nie. Bo to nie jest cała prawda. Kim jest Piastun i czego żąda?
— Patrz w ogień — rozkazał.
Rzucił garść ziół na gorące węgle i znowu poczuła duszność. Wytężyła wzrok, aż zaczęło jej się mienić w oczach od łez, które wyciskał dym. Miała wrażenie, że chwyciła ją czyjaś dłoń, łagodnie uniosła w powietrze i zaczęła wolno kołysać. Czuła, że obejmuje ją ciepły obłok, jak przez mgłę widziała czyjąś głowę, młodą i piękną, o białych włosach. A potem raptownie spadła w czarną przepaść.
— ...Przyjechał na białym koniu, w złotym pancerzu i białym płaszczu... — mruczał wróż. — Jego koń ma cztery srebrne podkowy, a gdzie stąpnie tam pozostaje kawałek złota i srebra...
— Co to za imię: Piastun? — wydusiła z siebie odzyskując świadomość i krztusząc się od zapachu ziół.
— Nazwano go Piastunem, gdyż bierze ludzi w swoje piastowanie, jak matka swoje dziecko. Kto się ukryje pod połą jego białego płaszcza, choćby go tysiące złych mocy goniło, jest bezpieczny...
Krztusząc się i płacząc od dymu wybiegła z kątiny i była przez krótki czas jak ślepa, dopóki ją Miłka nie chwyciła za rękę i nie poprowadziła w stronę grodu na górze.
Przed wieczorem wezwała do siebie Jaszczołta i Hodona. Dała im rozkaz:
— Ruszajcie w kraj i zabierajcie ludziom każdą garść zboża, każdą krowę, owcę czy kozę. Opornych wieszajcie na drzewach, wioski palcie. Muszę mieć zapasy żywności w Gnieździe.
Zamknęła się w swojej komnacie i rozebrana do naga legła na swoim łożu pod wielką kołdrą uszytą ze skór jagniąt, które jeszcze się nie urodziły, ale zostały wyjęte z łona matek. Małymi dłońmi głaskała swoje piersi, brzuch, uda, ciesząc się, że są takie gładkie. Nie bała się Piastuna. Gdzieś w głębi duszy nawet pragnęła, aby pojawił się jak najszybciej pod wałami grodu, a wówczas ona wyjdzie mu naprzeciw, on zaś skłoni głowę przed jej urodą.
Lecz czy naprawdę mogła być pewna powabów swego ciała, zapachu swej skóry, sztuki miłości, którą uwiodła tak wielu mężczyzn? Czy ten przedziwny człowiek nie jest jednak inny niż wszyscy? Może naprawdę pochodzi z rodu olbrzymów, a wówczas nadzieje ją na swój członek jak na zaostrzony pal i rozerwie jej łono. Poprzysiągł też, jak wszyscy Lestkowie, śmierć władcom i książętom. Czy nie ją pierwszą każe zabić i poćwiartować, aby spełniło się marzenie ludu?
Nie, nie otworzy mu wrót swego Gniazda, nie otworzy mu swojej komnaty, nie otworzy mu siebie. Będzie się długo bronić, gdyż Gniazdo jest niedostępne, a potem przyjedzie piękny i młody Karak i pomoże jej pokonać owego dziwnego człowieka.
Więcej książek
Zbigniewa Nienackiego
znajdziesz na stronie
www.nienacki.pl
Wydanie I
Copyright © • Helena Nowicka
Copyright © for electronic version • Liber Novus
Konstantynów Łódzki 2014
ISBN • 978–83–7741–059–2–demo