34,90 zł
Jako chrześcijanie musimy pamiętać, że nie jest pewne, czy za rok będziemy jeszcze tu, na tym świecie. Pewne jest, droga siostro, drogi bracie, tylko to, że dopóki tu jesteś, masz czas. Masz ten wielki Boży dar – dzień, tydzień, miesiąc. Wykorzystaj go, aby stać się lepszym, radośniejszym, szczęśliwszym człowiekiem.
KS. PIOTR PAWLUKIEWICZ
Ksiądz Piotr Pawlukiewicz to jeden z najbardziej znanych i cenionych współczesnych kaznodziejów w Polsce. Przez wiele lat zachwycał miliony ludzi swoim przekazem o Bogu i życiu. Jego kazania były pełne humoru, a jednocześnie dotykały istotnych kwestii wiary i ludzkiego losu.
Ksiądz Piotr Pawlukiewicz pozostawił po sobie setki stron rękopisów, prywatnych notatek oraz niepublikowanych kazań. Na ich podstawie powstała ta książka. Dbaj o dziś to zbiór bardzo osobistych i poruszających rozważań ks. Piotra przygotowanych na każdy dzień roku.
Słowa ks. Pawlukiewicza to nie tylko inspirujący przekaz duchowy, ale także okazja do lepszego zrozumienia codzienności i przeżywania jej w bliskości z Jezusem. Ta książka z pewnością zmieni twoje patrzenie na siebie, innych ludzi i świat, a przede wszystkim na Pana Boga!
Ksiądz Jerzy Jastrzębski przez dziesięć lat razem z ks. Piotrem Pawlukiewiczem przygotowywał kleryków do głoszenia kazań w Wyższym Metropolitalnym Seminarium Duchownym w Warszawie, a przez ostatni rok życia ks. Piotra razem z nim posługiwał na tej samej warszawskiej parafii. Dzięki temu stał się jeszcze bliższym towarzyszem drogi życia ks. Piotra.
Ksiądz Jerzy podtrzymuje pamięć o ks. Piotrze, a po jego śmierci opiekuje się niepublikowanymi dotąd jego rękopisami, prywatnymi notatkami oraz kazaniami.
Poprzez wydanie rękopisów ks. Piotra Pawlukiewicza wspieramy szkołę prowadzoną przez Siostry Zmartwychwstanki w Warszawie, z którą był on szczególnie związany.
Mówił tak, że chciało się zaraz po Mszy Świętej wyjść i zmieniać swoje życie, z poczuciem że nie wszystko jest dobrze, ale że jest zadanie do wykonania – i z Jezusem to możliwe! Najpierw z ambony zabrała nam go choroba, potem o jednego z najwspanialszych znanych mi księży upomniał się Stwórca (i ja Mu się wcale nie dziwię!). Gdyby jednak można było znów stojąc w tłumie posłuchać go w św. Annie albo w czasie konferencji… Dbaj o dziś to szansa zarówno dla tęskniących za ks. Piotrem, jak i dla odkrywających go. To również pożegnanie, którego tak zabrakło. Lekturę zaczęłam od dnia urodzin ks. Piotra, bo każdy może znaleźć swój klucz czytania tej książki.
Weronika Kostrzewa,
dziennikarka
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 229
Copyright © by ks. Jerzy Jastrzębski 2023
Copyright © for this edition by Wydawnictwo Esprit 2023
All rights reserved
Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnym.
PROJEKT OKŁADKI: Małgorzata Bocian
MATERIAŁY OKŁADKOWE: © Henryk Przondziono / Gość Niedzielny
OPIEKA REDAKCYJNA: Katarzyna Szkarpetowska
REDAKCJA: Agnieszka Zielińska
KOREKTA: Justyna Jagódka
ISBN 978-83-67925-48-8
Wydanie I, Kraków 2023
WYDAWNICTWO ESPRIT SP. Z O.O.
ul. Władysława Siwka 27a, 31-588 Kraków
tel./fax 12 267 05 69, 12 264 37 09, 12 264 37 19
e-mail: [email protected]
Księgarnia internetowa: www.esprit.com.pl
Od wielu lat książki i konferencje ks. Piotra Pawlukiewicza cieszą się ogromnym zainteresowaniem czytelników. Można zaryzykować stwierdzenie, że dopiero po śmierci ks. Piotra wiele osób odkryło jego sposób przepowiadania Słowa Bożego, jego poczucie humoru, ale też wielką troskę o zbawienie i szczęście człowieka, które już dziś, z pomocą Bożą, może stać się udziałem każdego.
Z radością przedstawiamy wyjątkową książkę – powstała ona na bazie nieznanych rękopisów, których autorem jest ks. Piotr Pawlukiewicz. Dzięki wielkiej życzliwości ks. Jerzego Jastrzębskiego oraz pracy pani Katarzyny Szkarpetowskiej możliwe było opracowanie niepublikowanych dotąd tekstów ks. Piotra. Z niemałej spuścizny odręcznych zapisków, szkiców kazań i homilii oraz notatek wybrano słowa, które – mamy nadzieję – przemówią z całą mocą do serc i umysłów czytelników. Tych, którzy dobrze już znają ks. Piotra, i tych, dla których będzie to pierwsze z nim spotkanie. Niech wszyscy w tych słowach odnajdą światło, aby swoją egzystencję przeżywać zgodnie z Bożym planem.
Życie z widokiem na dom Boga
Katarzyna Szkarpetowska: Jak wyglądało mieszkanie ks. Piotra? Jaki widok rozpościerał się z jego okna?
Ks. dr Jerzy Jastrzębski: Od 1992 roku, przez dwadzieścia osiem lat, Piotr mieszkał przy kościele pw. Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny na Nowym Mieście w Warszawie. To najstarszy murowany kościół na terenie stołecznej Starówki. Mieszkanie Piotra na plebanii parafii było bardzo skromne, lecz przytulne: dwa pokoiki z łazienką i małym aneksem kuchennym. Znajdowało się na pierwszym piętrze. Lubił je, czuł się w nim dobrze i nawet wtedy, gdy był już bardzo chory, gdy coraz trudniej było mu wchodzić i schodzić po schodach, nie chciał przeprowadzić się w inne miejsce, gdzie mógłby korzystać z windy.
Myślę, że ważnym powodem, dla którego nie chciał tej zmiany, mógł być właśnie widok z okna. Gdy Piotr siedział przy swoim biurku i pisał kazania, widział przez okno katedrę archidiecezji warszawskiej, w której przed laty, 2 czerwca 1985 roku, został wyświęcony na kapłana. Bardzo kochał tę świątynię, wielokrotnie w niej głosił homilie. Gdy zaś spojrzał przez to samo okno w inną stronę, widział Wisłę, a za nią katedrę warszawsko-praską, również bliską jego sercu, bo tam proboszczem był jego wielki przyjaciel, ks. Bogusław Kowalski.
Geniusz na ambonie
Przez dziesięć lat współpracował Ksiądz z ks. Piotrem w seminarium duchownym, a w ostatnim roku jego życia mieszkał Ksiądz na tej samej parafii.
Tak, z Piotrem połączyła nas między innymi pasja do kaznodziejstwa, do głoszenia Słowa Bożego. On studiował teologię pastoralną na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, a retorykę w Krakowie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Ja natomiast mam ukończone studia z homiletyki na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie, a retorykę i public relations na Uniwersytecie Jagiellońskim. Łączyło nas więc wiele wspólnych tematów. W lutym 2010 roku, z nominacji ks. kard. Kazimierza Nycza, rozpocząłem pracę w Wyższym Metropolitalnym Seminarium Duchownym w Warszawie, w którym wykładowcą był ks. Piotr Pawlukiewicz. Choroba Piotra była już wtedy widoczna i po prostu potrzebował wsparcia.
Przed pierwszymi zajęciami Piotr przedstawił mnie seminarzystom i powiedział, że będę mu pomagał. Jako że za chwilę miały rozpocząć się zajęcia, zaproponowałem mu, żeby na nich został. Został i zachował się bardzo elegancko – ponieważ nie chciał mnie stresować, usiadł na końcu sali. Po wykładzie usłyszałem komplement, że mówię jak bardzo doświadczony wykładowca. Te słowa dodały mi skrzydeł i byłem mu za nie wdzięczny z głębi serca. Tamtego dnia każdy seminarzysta otrzymał ode mnie Skarbiec homiletyczny – moją niewielką książeczkę, będącą zbiorem praktycznych wskazówek dla kaznodziejów w przygotowaniu homilii. Piotrowi również ją podarowałem. Jakież było moje zaskoczenie, gdy kilka lat później przyznał, że nadal ją ma i często z niej korzysta.
Piotr otrzymał od Boga wielki dar przemawiania. Uważam, że był geniuszem na ambonie. Kiedyś jeden z profesorów naszego seminarium powiedział, że gdyby Piotr wziął do ręki książkę telefoniczną, zaczął ją czytać i o niej mówić, to też okazałaby się ciekawa. On po prostu miał talent od Boga do pięknego mówienia i – poprzez mowę – pociągania ludzi ku Bogu. Często mówię do kleryków: „Proszę księży, w ostatnich latach na ambonie był tylko jeden geniusz. Nazywał się ks. Piotr Pawlukiewicz. Na tej sali – jak przypuszczam – nikt takim geniuszem nie jest, więc zapraszam was do ciężkiej pracy”.
Jeśli się uczyć, to od najlepszych
Kaznodzieją, który inspirował ks. Piotra Pawlukiewicza, był ks. Aleksander Fedorowicz – założyciel i pierwszy proboszcz parafii w Izabelinie. Przed wywiadem powiedział mi Ksiądz: „Bez ks. Aleksandra Fedorowicza nie można zrozumieć ks. Piotra”.
Tak, myślę, że jest tak, jak pani mówi. Pracując pięć lat w Izabelinie, poznałem dość dobrze przesłanie ks. Aleksandra Fedorowicza. Przygotowaliśmy wtedy razem z moimi uczniami film pod tytułem Święty z Izabelina; jest dostępny w Internecie. Wiem, że Piotr oglądał ten film. Rozmawialiśmy o nim. Ksiądz Aleksander Fedorowicz to ważna postać w polskim Kościele. Być może niebawem zostanie otwarty jego proces beatyfikacyjny. Od wielu lat wspólnie z o. Leonem Knabitem OSB promujemy jego osobę i nauczanie, napisaliśmy razem modlitwę o beatyfikację tego niezwykłego proboszcza z Izabelina.
Jak pani widzi, mam w ręku rozprawę doktorską Piotra pod tytułem Program duszpasterstwa ks. Aleksandra Fedorowicza. Geneza i realizacja w parafii pw. św. Franciszka w Izabelinie-Laskach w latach 1951–1965, napisaną pod kierunkiem ks. prof. Krzysztofa Pawliny. Proszę pozwolić, że przeczytam fragment wypowiedzi Piotra, który obrazuje, jak bardzo cenił on tego kapłana:
Półki naszych bibliotek uginają się wprawdzie pod ciężarem teoretycznych opracowań dotyczących tajemnicy człowieka, ale w trudnych sytuacjach tęskni się za kimś, kto służyłby mądrą radą, obdarowałby nadzieją na dalszą drogę, a szczególnie przykładem życia pokazał, że Ewangelia nie jest jedynie niemożliwą do zrealizowania baśnią. Szczęśliwi, którzy spotkali taką osobę. Gdy myślę o takich postaciach w moim życiu, to w pamięci przywołuję imiona i nazwiska kilku księży. Spotkałem ich na drodze seminaryjnej formacji, a także już po przyjęciu święceń kapłańskich. Jednym z nich był ks. Aleksander Fedorowicz – proboszcz z Izabelina. (…) Naturalny, pozbawiony wszelkiej sztuczności i pobożności na pokaz. Z niesamowitą pokorą przyjmował z rąk Bożych niecodzienny plan ludzkiej i kapłańskiej formacji. Pozostając nieśmiałym, stawał zawsze w pierwszym szeregu zmagań o sprawy Boże. Był słaby i schorowany, a jednocześnie mężny i mocny.
Pamiętam, że w pokoju Piotra, nad jego komputerem, wisiał obrazek ks. Aleksandra Fedorowicza. Piotr często na niego spoglądał. I podobnie jak ks. Aleksander „stawał zawsze w pierwszym szeregu zmagań o sprawy Boże”.
Jurku, nie mogę zawiązać sznurówek
Ksiądz Piotr, z powodu choroby, potrzebował wsparcia duchowego, ale często też pomocy w zwyczajnych, prozaicznych czynnościach, takich jak ubranie się czy przejście z plebanii do kościoła. To do Księdza zwrócił się kiedyś z prośbą o pomoc, gdy nie mógł zawiązać sznurówek…
Tak. Pamiętam to jak dziś. Był 25 grudnia 2019 roku, a więc niecałe trzy miesiące przed jego śmiercią. Na parterze, w budynku, w którym mieszkał, zebrało się kilka sióstr zakonnych i księży, byłem też ja. Wszyscy staliśmy na korytarzu i rozmawialiśmy. W pewnym momencie rozległ się z góry głos Piotra, który wyszedł na korytarz i zawołał:
– Jurek! Jest Jurek?!
– Jestem, Piotrze – odpowiedziałem.
– Chodź tu! Chodź tu szybko! – zawołał.
Biegnę po schodach na pierwsze piętro, wchodzę do jego pokoju i pytam, o co chodzi, a on mówi:
– Jurku, jadę na mszę do katedry, nie mogę się schylić. Nie mogę zawiązać sznurówek.
– Zawiązać ci je? – zapytałem. A on na to:
– Tak, proszę, pomóż mi.
Pomogłem mu jeszcze ubrać się w jego prałackie szaty. Potem Piotr wsiadł do swojego auta i pojechał do kurii, a stamtąd razem z Księdzem Kardynałem podjechali pod samą katedrę. Piotr nie miał przepustki umożliwiającej bezpośredni wjazd pod tę świątynię zlokalizowaną w centrum warszawskiej Starówki, a Ksiądz Kardynał oczywiście ma taką możliwość. Zresztą Ksiądz Kardynał opiekował się Piotrem bardzo troskliwie. Nie tylko go odwiedzał, ale też wysyłał do niego swojego delegata, ks. Włodzimierza Artyszuka, który udzielał mu różnorakiej pomocy, także materialnej z Funduszu Bratniej Pomocy Kapłańskiej. Widziałem też, jak inni kapłani okazywali Piotrowi serdeczną pomoc.
Gdy o tym rozmawiamy, przypominają mi się nasze wyprawy do kościoła na koronkę…
Proszę opowiedzieć.
Piotr bardzo lubił modlić się Koronką do Bożego Miłosierdzia. Ale odmawianie jej w kościele było dla niego naprawdę dużym wysiłkiem, bo najpierw musiał zejść z pierwszego piętra, a potem przejść mniej więcej sto pięćdziesiąt metrów do świątyni. Do końca nie chciał używać ani laski, ani chodzika. Uważał, że da sobie radę. W tej sytuacji wpadłem na pomysł, że będę chodził za nim z krzesłem. I jemu to się spodobało. Po prostu robił kilka kroków i siadał na krzesełku. Odpoczął, pogadaliśmy chwilę i ruszaliśmy dalej do kościoła.
Interpretując kiedyś Ewangelię o kobiecie, która przez dwanaście lat cierpiała na krwotok, ks. Piotr powiedział: „To prawda, była dzielna. Ale zapewne miała dość bycia dzielną w pojedynkę”. Myśli Ksiądz, że były takie momenty, kiedy ks. Piotr także miał dość bycia dzielnym w obliczu choroby, jaka go spotkała? Momenty zwątpienia, załamania…
Jak każdy człowiek miał lepsze i gorsze dni. Gdy przychodziły te drugie, te gorsze, po prostu trwał przy Panu Bogu. Wiedział, że to najlepsze, co w danym momencie może zrobić.
Któregoś razu do niego zaglądam, a on jakiś taki przysypiający, w pokoju półmrok…
– Odmawiałeś nieszpory? – zapytałem.
– Nie – odpowiedział.
– To chodź, pomodlimy się – zaproponowałem.
Nie tryskał wtedy energią, ale pomodlił się ze mną. Potem nawet mi podziękował.
W ostatnim roku jego życia odprawiałem z nim regularnie Msze Święte w jego pokoju. Zaproponowałem Piotrowi, żebyśmy homilię mówili na zmianę – raz on, raz ja. Zgodził się na to, ale w pewnym momencie stwierdził:
– A, jestem zmęczony. Może te homilie to jednak ty będziesz mówił?
Odparłem:
– Nie, Piotrze, jest grafik. Ja mówiłem homilię dzisiaj, więc za tydzień twoja kolej.
I on to przyjął.
Czyli bez taryfy ulgowej.
Tak. Chciałem dać mu w ten sposób do zrozumienia: „Piotrze, jesteś nam potrzebny! Owszem, twoje nogi odmawiają ci posłuszeństwa, ale twoje serce jest wielkie. Twój kunszt słowa jest ogromny. Nie zakopuj talentu, ale podziel się nim z nami. Bardzo lubimy ciebie słuchać”.
Królestwo nie z tego świata
Przed laty ks. Piotr zanotował w jednym z zeszytów: „Królestwo Boże równa się wiosna”.
I odszedł do domu Ojca w pierwszym dniu wiosny, czyli 21 marca 2020 roku…
Możemy powiedzieć, że – w sensie symbolicznym – Piotr narodził się do nowego życia w Chrystusie, z którym był w nieustannym dialogu. Jego serce zabiło po raz ostatni, gdy klęczał na modlitwie.
Ksiądz Piotr umarł, modląc się?
Tak. Po śmierci jego ciało znaleziono przy łóżku, w pozycji klęczącej, zwrócone w stronę krzyża…
Życie Piotra zatoczyło zatem koło. Jak każde dziecko przyszedł na ten świat skulony, a pod koniec życia, w godzinie przejścia z tego świata do wieczności, skulił się ponownie – klęknął przed Bogiem i narodził się dla nieba.
Źródło wody żywej
To Ksiądz dostarczył Wydawnictwu Esprit rękopisy ks. Piotra Pawlukiewicza, z których powstała niniejsza książka.
Tak. Mam zaufanie do Wydawnictwa Esprit, ponieważ od wielu lat wydaje bardzo wartościowe książki. Działalność tego wydawnictwa, kierowanego przez dwóch kreatywnych dyrektorów, to cenny wkład w posługę formacji, ewangelizacji i myślenia o Bogu, człowieku, Kościele w Polsce i na świecie. Świadczy o tym zdobycie wielu prestiżowych nagród. Warto przypomnieć, że to właśnie Wydawnictwo Esprit z Krakowa rozpropagowało w Polsce osobę i nauczanie ks. Dolindo. Oprócz publikacji książkowych Esprit przygotowuje wiele ciekawych materiałów zamieszczanych w Internecie. Pomyślałem więc o tym wydawnictwie, kiedy po śmierci Piotra jego najbliższa rodzina powiedziała mi: „Księże Jerzy! Widzieliśmy, jak Piotr cieszył się księdzem. Jak lubił z księdzem przebywać i rozmawiać. Był ksiądz przy nim tyle lat w seminarium, a zwłaszcza w ostatnim roku na parafii, do samego końca. Najlepsze, co można zrobić, to właśnie księdzu te pisma podarować. Ksiądz na pewno dobrze je spożytkuje w swojej posłudze w seminarium oraz jako kaznodzieja i publicysta”. Byłem tymi słowami ogromnie zaskoczony oraz wdzięczny Bogu i ludziom. Mając w rękach tak wielki dar, podjąłem decyzję o wydaniu rękopisów. Bardzo chciałem też, aby dzięki ich opublikowaniu wesprzeć finansowo szkołę prowadzoną przez Siostry Zmartwychwstanki na warszawskim Żoliborzu. Dlaczego? Piotr przez wiele lat bardzo często i chętnie do tej szkoły przyjeżdżał, odprawiał tam Msze Święte. Tam uczył się dialogu z młodzieżą i rodzicami. Tam też niekiedy odpoczywał w przytulnym pokoiku gościnnym u sióstr. Kiedy więc usłyszałem, że szkoła zbiera fundusze na budowę sali gimnastycznej i na konieczne remonty, rozeznałem na modlitwie: Piotr życzyłby sobie, aby im pomóc. Myślę, że teraz cieszy się z tego projektu wydawniczego, bo to jest nie tylko publikacja jego rękopisów, lecz także wsparcie edukacji dzieci i młodzieży, a więc troska o naszą przyszłość. Tak, jestem głęboko przekonany, że tego życzyłby sobie Piotr.
Ile te teksty ważą duchowo?
„Są racje serca, których rozum nie jest w stanie pojąć”, jak mówił Błażej Pascal.
Teksty autorstwa Piotra zamieszczone w tej książce na pewno pomogą czytelnikowi w spotkaniu z Bogiem, w przeżywaniu codzienności z Nim. Możemy wykorzystać je na drodze naszego nawracania się. Polskie sformułowanie „nawracajcie się” pochodzi od greckiego słowa metanoéite, czyli „zmieniajcie mentalność”. Jestem głęboko przekonany, iż Bóg przez Piotra zmieniał mentalność wielu ludzi i zawracał ich z niewłaściwych dróg.
Wierzę, że kiedy Piotr pisał te teksty, był „porwany” przez Ducha Świętego, którego tak bardzo kochał. Każdy, kto chce, może z tego bogactwa zaczerpnąć. Kiedyś pewna kobieta – małżonka i matka trójki nastolatków – powiedziała mi: „Proszę księdza, ja każdego dnia wieczorem przed zaśnięciem słucham kazań ks. Piotra. On mówił tyle mądrych słów; z nich czerpię inspirację do pielęgnowania relacji z moim mężem i do wychowania mych dzieci w duchu chrześcijańskim i patriotycznym”. Takie głosy nie raz słyszałem w z ust Polaków mieszkających w Polsce i za granicą, bo przecież Piotr prowadził rekolekcje nie tylko w naszym kraju, ale również dla Polonii, na przykład w Wielkiej Brytanii czy w Chicago. Iluż ludzi czerpało z bogactwa duszy Piotra, w której zamieszkał Boży Duch! A ilu ludzi słuchało jego kazań w warszawskim kościele akademickim pod wezwaniem św. Anny! Do jak licznych wiernych przemawiał za pośrednictwem Polskiego Radia, które transmitowało Msze Święte odprawiane przez niego o godzinie dziewiątej w bazylice św. Krzyża! Ile tysięcy wiernych słuchało jego komentarzy wprowadzających w liturgię podczas pielgrzymek św. Jana Pawła II do Polski! Ileż godzin wykładał katechizm na falach Radia Warszawa i ileż razy odpowiadał na żywo na pytania radiosłuchaczy szukających Boga. Tego wszystkiego nie da się pojąć bez Ducha Świętego, który – jak wierzę – inspirował Piotra. A on, zaczerpnąwszy bogactwo Ducha, przekazywał je wszystkim spragnionym Boga. W Bogu bowiem tylko możemy odnaleźć spełnienie naszych pragnień.
Tak jak zrobiła to Samarytanka, która powiedziała do Jezusa: „Daj mi pić”?
Tak. A wie pani, że ostatnia homilia, jaką wygłosił Piotr, była właśnie o rozmowie Jezusa z Samarytanką i o pragnieniach? Piotr wtedy mówił, że nasze pragnienia są głębsze niż studnia i że zamiast radzić sobie z nimi „po swojemu”, jak owa Samarytanka, powinniśmy przyjść z nimi do Jezusa, bo tylko On ma Wodę Życia.
Piotr – jak mówiłem – był geniuszem na ambonie, gdyż był człowiekiem wielkich pragnień duchowych. Dlatego przeczuwając, że zbliża się czas jego przejścia na drugą stronę życia, podczas ostatniej naszej wspólnej Mszy Świętej i zarazem ostatniej Eucharystii sprawowanej przez niego przed śmiercią mówił o tęsknocie za Bogiem. Skoro odszedł do domu Ojca, klęcząc na modlitwie przed krzyżem, i to w pierwszy dzień wiosny, to wierzę, że jego największe pragnienie – spotkanie z Bogiem – spełniło się.
Przed nami kolejna porcja nowych dni, nowych godzin. To, jak będą przeżywane w naszych sercach, zależy tylko od nas. Jako chrześcijanie musimy pamiętać, że nie jest pewne, czy za rok będziemy jeszcze tu, na tym świecie. Pewne jest, droga siostro, drogi bracie, tylko to, że dopóki tu jesteś, masz czas. Masz ten wielki Boży dar – dzień, tydzień, miesiąc. Wykorzystaj go, aby stać się lepszym, radośniejszym, szczęśliwszym człowiekiem.
KS. PIOTR PAWLUKIEWICZ
1 stycznia
KAŻDEGO DNIA PRZYBYWA NAM JEDEN DZIEŃ
Początek nowego roku kieruje naszą uwagę na nieustanne przemijanie. Różnie ludzie podchodzą do czasu. Niektórzy pragną przemienić go w pasmo radości, ziemskiego szczęścia, i są to pragnienia często bardzo szlachetne. Inni chcą niejako wycisnąć z czasu jak najwięcej przyjemności i może dlatego nowy rok za wszelką cenę chcą uatrakcyjnić jak największą liczbą hedonistycznych wrażeń. Inni jeszcze traktują mijający czas jako konieczne zło, przed którym w miarę możliwości trzeba się bronić, choć możliwości obrony praktycznie nie ma żadnych. Każdej godziny przybywa nam jedna godzina, każdego dnia przybywa nam jeden dzień, każdego roku przybywa nam jeden rok i tego zmienić się nie da.
Czas jest błogosławieństwem. Jest podstawą wielkiego przywileju człowieka – przywileju, któremu na imię wolność. Człowiek jest wolny i otrzymuje od Pana Boga czas, aby tę wolność realizować.
2 stycznia
KOCHANIE, GDZIE JESTEŚ?
Modlitwa jest blisko miłości. Jak miłujesz, tak się modlisz – i odwrotnie. Człowiek uczy się miłości i uczy się modlitwy. Ktoś powie: „Wszystko to mądre, wzniosłe, ale codzienna modlitwa czasem jest taka nędzna, targana przez zwykłe rozproszenia”.
Rozproszeń to nie ma tylko maszyna. Maszyna albo pracuje, albo jest wyłączona, albo jest zepsuta. Człowiek ma rozproszenia. One na pewno świadczą o tym, że Jezus jeszcze nie jest naczelną wartością w naszym życiu, ale to nie powód, żeby z modlitwy rezygnować.
Na ławce siedzą mąż i żona, trzymają się za ręce. Ona zupełnie męża nie słucha, myśli o czymś innym.
On pyta: „Kochanie, gdzie jesteś?”.
Odpowiada mu: „Spójrz na tamtą kobietę na wózku inwalidzkim, musi być nieszczęśliwa”.
Mąż: „Aha, rzeczywiście”.
I twój wzrok na modlitwie również często gdzieś błądzi, twoje myśli są zupełnie nie przy Bogu.
I wtedy Jezus pyta: „Kochanie, gdzie jesteś?”.
Odpowiadasz: „Zobacz, Panie, tamta siostra chyba płacze. A ta druga nudzi się na mszy, chyba jest nieszczęśliwa”.
Jezus powie: „Aha, rzeczywiście. Pomódl się za nie”.
Matka, trzymając dziecko, nieraz o nim zapomni, ale go nie upuści.
Dziecko dopomina się: „Mamo, spójrz tu! Mamo, patrz!”.
„Dobrze, dobrze”, zbywa je matka.
Gdy Jezus powie ci: „Patrz tu”, to nie zbywaj Go, tylko patrz.
3 stycznia
NIECH KSIĄDZ PRZYPROWADZI JEZUSA
Nieraz pytam kogoś: „Jak się wiedzie?”.
Człowiek ten popatrzy mi w oczy, spyta: „Jest ksiądz ze mną?”.
„Jestem” – odpowiadam.
„To niech ksiądz będzie bardzo mocno. I niech ksiądz przyprowadzi Pana Jezusa”.
Nic mi nie powiedział i wszystko mi powiedział.
Jakie to piękniejsze od „wszystko dobrze”. Bo „wszystko dobrze” to jest u nogi od stołu.
„Wszystko dobrze” to komunikat dla prasy, ale nie dla człowieka.
4 stycznia
CZŁOWIEK – BOSKI ŚWIAT
Każdy z nas jest wielkim światem. Światem, w którym są wspomnienia, tęsknoty, radości, smutki, lęk i grzech. Światem, w którym płyną łzy, których może nikt nie widzi. Światem, który być może jest przytłoczony górami nienawiści. Światem, w którym wyciągamy błagalnie ręce do Boga. To, że każdy człowiek jest światem, jest moim wielkim odkryciem ostatnich lat.
Bardzo bronimy się przed tym, by ktoś do tych naszych światów nie zajrzał. Często dlatego, że wydaje nam się, że to są pustynie, głuche stepy, i po prostu wstyd tam kogoś wprowadzać. Ale to nieprawda. Jeśli choć trochę tęsknisz za dobrem, za przemianą, to już na tym stepie bije źródło czystej wody. I to już jest śliczne. Jest to o wiele piękniejsze od plastikowej wystawy, jaką chcemy prezentować.
5 stycznia
LICZY SIĘ MIŁOŚĆ
Chrystus wielokrotnie podkreślał wyższość ducha nad ciałem, materią. Nie jest ważne, czy złożysz Panu Bogu duże ofiary materialne. Ważne jest to, czy kochasz Go w swoim sercu. Najważniejsze jest nie to, czy masz czyste ciało i ubranie, ale to, czy masz czyste sumienie.
W rozmowie z Samarytanką Chrystus rzekł: „Nadchodzi jednak godzina, owszem już jest, kiedy to prawdziwi czciciele będą oddawać cześć Ojcu w Duchu i prawdzie, a takich to czcicieli chce mieć Ojciec. Bóg jest duchem: potrzeba więc, by czciciele Jego oddawali Mu cześć w Duchu i prawdzie” (J 4, 23–24).
Nie na klękaniu przed posągami, nie na budowaniu świątyń zależy głównie Bogu, ale na uczciwym, dobrym życiu. Na miłości.
6 stycznia
OBJAWIENIE PAŃSKIE (TRZECH KRÓLI)
Wiem, że masz wiele spraw na głowie, że wiele ci potrzeba. Potrzebujesz pieniędzy, mieszkania, lekarza specjalisty, znajomego w ministerstwie… Ale wiesz, czego jeszcze ci potrzeba? Boga-człowieka. Narodzonego Jezusa i Jego pokoju.
Biegasz, gonisz, krzyczysz, kłócisz się, denerwujesz się, masz i tracisz… I siadasz wieczorem w fotelu lub na wersalce, i mówisz: „Nie dam więcej rady!”.
I wtedy potrzeba ci Boga, który przyszedłby i powiedział: „Uspokój się. Jestem Bogiem Wszechmogącym, który cię pokochał i nie pozwoli, by stała ci się krzywda. Zaufaj Mi”. Tego ci potrzeba – nauczycielu, pielęgniarko, hydrauliku, kierowco, emerycie, ekspedientko. Potrzeba ci Bożego Dziecka, które swoją rączką objęłoby ci szyję i powiedziało: „Kocham cię”.
Bóg-człowiek chce dziś wejść w twoje życie.
7 stycznia
NIE WSZYSTKO OCALEJE
Jezus powiedział: „To bowiem, co za wielkie uchodzi między ludźmi, obrzydliwością jest w oczach Bożych” (Łk 16, 15). Dlaczego pewne rzeczy są obrzydliwością w oczach Boga? Bo są grzechem, łamią Boże prawo.
My patrzymy, co będzie jutro, za rok, za parę lat, a Pan Bóg patrzy jeszcze dalej – widzi koniec naszego życia, naszą śmierć – i obrzydliwością dla Niego jest to, co nie ocaleje, co gromadzimy na darmo, nad czym trudzimy się na próżno. Bo nie wszystko ocaleje…
A co się ostanie? Co przetrwa na pewno? Miłość.
„Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący”, pisał w Liście do Koryntian św. Paweł (1 Kor 13, 1). Kiedy stali naprzeciwko siebie o. Maksymilian Maria Kolbe i Niemiec, to Niemiec wyglądał silnie, mocno, triumfująco, ale potem to wszystko obumarło, a ocalała tylko miłość. Ocalała i trwa do dziś.
8 stycznia
BÓG TO JEST KTOŚ
Kim jest Pan Bóg? Jest Osobą. Jest Kimś. To jest Ktoś. I cała religia jest po to, by tego Kogoś pokochać.
Co to znaczy pokochać Boga? To znaczy o Nim myśleć, chcieć być blisko Niego, rozmawiać z Nim, pragnąć przymnażać Mu szczęścia.
Proste, ale trudne. Bo Bóg jest niewidzialny, fizycznie niesłyszalny… Ukryty w znaku sakramentalnym, niekiedy w trudnym słowie.
Łatwo zaangażować się w sprawy codzienne i konkretne, trudniej zanurzyć się w tym, co duchowe.
Odrzucić Pana Boga nie chcemy – bo tradycja, bo wyrzuty sumienia, bo jakaś tęsknota za tamtym światem… Odrzucić nie chcemy, ale myśleć, angażować się uczuciowo w relację z Nim też nam się nie chce. Wypełniamy więc plan minimum: rano i wieczorem pacierz, w niedzielę msza, raz lub dwa razy w roku spowiedź i to wszystko.
Tyle że tak powstaje religia obowiązków, a nie religia żywego Boga.
9 stycznia
NIECH CIĘ NIE ZNIECHĘCA TŁUM
Nie tak dawno przyglądaliśmy się, jak trzej mędrcy – królowie, ludzie z wyżyn społecznych, bogaci, wykształceni – klękali przed Jezusem, ale jednocześnie przed Maryją i Józefem; może nawet świadkami tego pokłonu byli pasterze. Oni, we wspaniałych szatach, klękali na klepisku stajni.
Ilu ludzi mówi dziś: „Klęknę, ale tylko przed samym Bogiem”, „Stanę, ale tylko przed Bogiem. Z pastuchami nie będę się zadawał”.
Otóż tak się nie da! Jeśli chcesz spotkać prawdziwego Boga, musisz wejść w tłum. W tym tłumie są kuglarze i święci, mędrcy i księża mówiący nudne kazania, charyzmatycy i dewoci, asceci i zdziercy. A Chrystus jest pośród nich.
Ktoś powie: „To całe towarzystwo tak bardzo mi przeszkadza”. To prawda, ale tylko wtedy, gdy szukasz siebie, własnego „ja”. Bo jeżeli szukasz Chrystusa, to spotkasz Go tam – w świętym Kościele, który ogarnia i grzeszników.
Jeśli zbliżysz się do Jezusa i ogarnie cię Jego światło, to nie będziesz czuł się obco w tłumie, w który wejdziesz.
10 stycznia
CIAŁO TEŻ SIĘ MODLI
Teraz, po Wcieleniu, nie można stać dalej od Boga i bliżej Niego, bo Bóg stał się tak bardzo bliski.
To prawda, że Jemu zależy przede wszystkim na naszym sercu, na modlitwie w Duchu i w prawdzie. Ale nasze ciało też się modli. Modlą się nasze dłonie, oczy, usta, nasze zgięte kolana…
Powiedz dziś: „Mój Boże, nie stać mnie na nic więcej, ale starannie, bardzo starannie przeżegnam się”. Powiedz: „Jezu, chcę Cię kochać”.
I wtedy nie ma: „idę na modlitwę”, bo ty cały jesteś na modlitwie. Tylko możesz być zanurzony w nią trochę lub bardzo. Może być cię na modlitwie więcej lub mniej.
11 stycznia
ABY RUSZYĆ Z MIEJSCA
Gdy masz kłopot, to w pierwszej kolejności dzwonisz do koleżanki, do znajomych czy idziesz przed Najświętszy Sakrament, wierząc w pomoc i wsparcie Jezusa, który powiedział: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię” (Mt 11, 28)? Czy w chwilach niepokoju sięgasz po leki uspokajające, czy po Biblię?
Czy uznajesz całą naukę Jezusa na temat życia seksualnego, trzeźwości, postu w piątki? Czy wprowadzasz wiarę w życie? Czy czcisz ojca i matkę, szanujesz ich? Czy nie kradniesz – nawet papieru, kleju i gwoździ w pracy?
W świetle powyższych kwestii odpowiedź na pytanie: „Czy jesteś wierzący?” nie jest taka prosta. Stańmy jednak w prawdzie przed sobą i przed Bogiem. Przyznajmy się do trudności, może nawet do niewiary, do jej skarłowacenia. Bo inaczej nie ruszymy z miejsca.
12 stycznia
BUDUJ Z CEGIEŁ, KTÓRE MASZ
„Miłość” to słowo, które – choć najważniejsze na świecie – jest najbardziej nadużywane i znacznie straciło swoją moc. To dlatego mówimy o miłości innymi słowami, które w dużym stopniu znaczą to samo.
Zamiast „kocham” można powiedzieć „przepraszam”, „pomóż mi”. I to jest OK.
Pokora – bez niej nawet największe dobro nie jest miłością.
Często brak pokory przeszkadza w relacjach. Boimy się wyciągnąć rękę do zgody, by nie poniżyć się, nie ośmieszyć.
Co się wtedy dzieje? Wtedy w relacji następują tak zwane ciche dni. Dlatego tę rękę trzeba wyciągać.
Każde „kocham”, każde „przepraszam”, każde „pomóż mi” to cegiełka. Pomyśl, jak potężny, jak piękny dom można wybudować z tych cegiełek!
13 stycznia
POMIĘDZY OBOJĘTNOŚCIĄ A NATRĘCTWEM
Każdy z nas idzie do Pana Boga jakąś drogą. Drogą, którą wypracował; drogą, nad którą pracuje, drogą, którą pielęgnuje, którą odkrywa jako tę jedną jedyną. I jeżeli rzeczywiście posuwa się na niej do przodu, do Boga, to jest to dobra droga. Dobra dla niego. Niestety często nam się wydaje, że nasza droga jest najlepsza dla wszystkich. Otóż tak nie jest. I wielkim naszym zadaniem jest tolerancja, uszanowanie ścieżek, którymi inni ludzie podążają do Boga.
Czym jest tolerancja? Czy to, że jestem tolerancyjny, oznacza, że nie obchodzi mnie, jak drugi człowiek żyje, że nigdy nie zwracam mu uwagi? Oczywiście, że nie. Dobre zwracanie uwagi jest wyrazem miłości chrześcijańskiej. Jeśli mamy kogoś, kto potrafi mądrze i życzliwie zwrócić nam uwagę, oznacza to, że mamy wielkiego przyjaciela. Ale trzeba trafić w środek pomiędzy obojętnością a natręctwem. Trzeba trafić w zdrową tolerancję.
14 stycznia
OWOC OBFITY
Zdarza się, że ktoś, udając głęboką wiarę, chce po prostu ukryć duchowe dziadostwo.
Sam Chrystus mówił – i to wielokrotnie – o owocach, które są wymownym znakiem stanu duszy:
„Strzeżcie się fałszywych proroków (…). Poznacie ich po ich owocach” (Mt 7, 15–16).
„Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić” (J 15, 5).
„Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili, i by owoc wasz trwał” (J 15, 16).
Co to znaczy, że mamy iść i przynosić owoc? To znaczy, że nasze skutki zjednoczenia z Jezusem mają być widoczne.
15 stycznia
PRZED JAKIM OŁTARZEM KLĘKASZ?
Od wieków ludzie mieli różnych bogów. Czczono słońce, kamienie, drzewa, krowy, węże, ludzi i wiele, wiele innych bożków. Tak było od wieków, tak jest i dziś. Ludzie obierają sobie różne przedmioty kultu, w różnych bogach pokładają nadzieję i różnym bogom stawiają świątynie i ołtarze.
Kiedy patrzę na tych, którzy całą niedzielę z zapałem remontują swój nowy sklep, którzy całą niedzielę leżą pod samochodem, którzy całą niedzielę, niekiedy chłodną i deszczową, łowią ryby, to widzę, jak ludzie pilnie adorują i czczą swoich bogów.
Ktoś powie: „To tylko hobby i rozrywka”. Nie, to nie jest rozrywka.
Jeżeli w kąt idzie Msza Święta, życie rodzinne, modlitwa, to to już nie jest rozrywka.
Kiedy w domu, w którym w święta psuje się telewizor, ludzie zupełnie tracą głowę, nie potrafią ze sobą rozmawiać, świętować, zaśpiewać kolęd, tylko wpadają w panikę, to coś jest nie tak.
Różnych ludzie mają bogów. Służą im, składają ofiary, adorują ich, opłakują…
Komu stawiasz ołtarz? Przed jakim ołtarzem klękasz? Przed ołtarzem Chrystusa czy przed lustrem, by adorować siebie?
16 stycznia
ZAPATRZENI W TEGO SAMEGO BOGA
Jedność będzie wtedy, kiedy wspólnie, ramię w ramię, zapatrzymy się z miłością w Boga. W tego samego Boga. Kiedy mój Bóg, którego kocham, to będzie dokładnie ten sam Bóg, którego ty kochasz, czyli będziemy kochać razem jednego Boga. Bo jednak jak Polska długa i szeroka, kochamy Go raczej oddzielnie. Oddzielnie uprawiamy swoje duchowe ogródki i nie daj Boże, gdy jeden wejdzie drugiemu w jego ogródek.
17 stycznia
KONSULTACJE Z CHRYSTUSEM
Coraz mniej chyba ludzi, którzy rozważają czyjeś słowa. Dość często w naszych rozmowach chcemy narzucić drugiemu nasze zdanie, a jeśli słuchamy jego argumentów, to niekiedy tylko po to, aby je obalić. Natomiast za mało słuchamy słów, aby je rozważyć. Gdybyśmy potrafili czasami powiedzieć: „Wiesz, rozważę to, co mówisz” i naprawdę to uczynili, między nami byłoby chyba o wiele mniej sporów.
Czy potrafisz słuchać? Czy potrafisz zatrzymać się i rozważyć to, co mówi do ciebie drugi człowiek? Czy konsultujesz z Chrystusem to, co mówisz, i to, co słyszysz od innych?
18 stycznia
W BOŻEJ OBECNOŚCI
Są osoby, które wierzą, że Pan Bóg jest, dużo o Nim myślą, ale w chrześcijańskim znaczeniu one się nie modlą. Bo modlitwa to nie tylko myślenie o Bogu, ale przede wszystkim stanięcie w Jego obecności, bycie w Jego obecności, patrzenie na Niego i świadomość, że On patrzy na nas. Bo można być w grupie i patrzeć na siebie tak ogólnie, ale w pewnym momencie można na siebie nawzajem spojrzeć – i to jest coś tak głębokiego, że my aż się tego boimy.
Modlitwa to spojrzenie na Pana Boga i wiara w to, że On patrzy na nas, i to bardzo intensywnie.
Co tu jest najważniejsze?
Nie to, co było. Nie twoja – może grzeszna – przeszłość, ale twoje zamierzenia na przyszłość.
19 stycznia
GDY MYŚLISZ, ŻE NIC SIĘ NIE DZIEJE, A DZIEJE SIĘ WSZYSTKO
Podczas adoracji Najświętszego Sakramentu siedzimy jak na korepetycjach. I dobrze, bo adoracja to korepetycje z Eucharystii, ze Mszy Świętej. Adoracja to takie douczenie.
Czego tu się uczyć? Masz wrażenie, że siedzisz przed Hostią i nic się nie dzieje. Tymczasem dzieje się wszystko. Niebo się dzieje, w tobie i wokół ciebie. Gdy adorujesz Jezusa, On jest wystawiony w Najświętszym Sakramencie. Bądź i Ty wystawiony dla wszystkich. Nie zamknięty dla ludzi, ale wystawiony.
To oczywiście nie zadzieje się od razu, tu potrzeba formacji, ale niech to będzie ideał, do którego będziesz dążyć.
Bądź dla wszystkich, aby nieść Boga.