74,90 zł
Dlaczego dzietność w Polsce jest tak niska? Co można zrobić, by istotnie wzrosła?
Zmiany demograficzne są postrzegane jako egzystencjalne wyzwanie dla wielu krajów świata. W szczególności dotyczy to krajów Zachodu i Azji Wschodniej, z których znaczna część – po okresie bezprecedensowego rozkwitu – w XXI wieku może spodziewać się stopniowej marginalizacji. W grupie najbardziej zagrożonych krajów znajduje się także Polska. Najważniejszą przyczyną wyzwań demograficznych, takich jak prognozowane konsekwentne, w dostępnych horyzontach czasowych niekończące się wyludnianie, starzenie się demograficzne ludności czy spadek liczby ludności w wieku produkcyjnym, jest utrzymująca się przez dziesięciolecia niska dzietność, daleko odbiegająca od takiej, która gwarantowałaby zastępowalność pokoleń.
Książka Łakomego jawi się jako iskierka nadziei. W oparciu o niezwykle pogłębioną multidyscyplinarną i świetnie udokumentowaną analizę autor zwraca uwagę, że na dzietność każdej populacji oddziałują czynniki, które dają się racjonalnie zrozumieć oraz uporządkować, a skłonność do urodzenia dziecka jest wynikiem jednoczesnego oddziaływania wielu okoliczności. Autor podejmuje się skatalogowania oraz opisania tych czynników, ale na tym nie poprzestaje. Jego głównym obszarem zainteresowania jest Polska, i to w odniesieniu do niej analizuje i wyjaśnia, co nad Wisłą jest źródłem niskiej dzietności, co barierą stojącą na drodze do posiadania dzieci, a co potencjalnym zasobem umożliwiającym jej wzrost. Autor wskazuje też, które z czynników mają w naszym kraju istotne znaczenie, a które są drugorzędne czy wręcz w powszechnej świadomości przeceniane Identyfikuje 10 głównych aktualnych przyczyn niskiej dzietności w Polsce, których pokonanie umożliwiłoby zdecydowaną poprawę sytuacji demograficznej naszego kraju.
Książka łączy w sobie zatem nie tylko walor naukowy i analityczny, ale też posiada niezwykłą wartość strategiczną, pozwala bowiem zidentyfikować obszary, w których zmiana skutkować będzie pozytywnym oddziaływaniem na dzietność. Publikacja napisana jest przystępnym językiem, a autor nie stroni od ciekawostek i odważnych wniosków oraz rozprawiania się z popularnymi mitami. Lektura obowiązkowa dla wszystkich chcących zrozumieć to być może najważniejsze wyzwanie naszych czasów, jakimi są zmiany demograficzne w Polsce.
Mateusz Łakomy
Ekspert ds. demografii specjalizujący się w obszarze czynników i instrumentów wpływających na dzietność, sekularnych trendów demograficznych oraz demografii politycznej. Menedżer i konsultant z zakresu zarządzania oraz strategii z doświadczeniem w pracy dla biznesu, administracji oraz instytucji pozarządowych. Były prezes zarządu fundacji Narodowe Centrum Rozwoju Demograficznego oraz przewodniczący Komisji Spraw Narodowościowych i Demograficznych, a także członek zarządu Polskiego Towarzystwa Geopolitycznego. Absolwent Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 764
Recenzja naukowa: dr hab. prof. UAM Michał Michalski
Redakcja: Maryla Błońska | EkoSłówko - Pracownia Myśli i Słowa
Korekta: Maria Żółcińska
Skład i łamanie: Tomasz Gąska | 7colors.pl
Projekt okładki: Katarzyna Konior | studio.bluemango.pl
Opracowanie e-wydania: Karolina Kaiser |
Copyright © 2024 Mateusz Łakomy
All rights reserved.
Copyright © 2024 Poltext Sp. z o.o.
All rights reserved.
Warszawa 2024
Wydanie pierwsze
Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.
Szanujmy cudzą własność i prawo!
Polska Izba Książki
Więcej o prawie autorskim na www.legalnakultura.pl
Zezwalamy na udostępnianie okładki książki w internecie.
Poltext Sp. z o.o.
wydawnictwoprzeswity.pl
ISBN 978-83-8175-633-4 (format epub)
ISBN 978-83-8175-634-1 (format mobi)
Jeśli nie rozwiążemy problemu demograficznego, to nawet rozwiązanie wszystkich pozostałych problemów nie będzie miało większego znaczenia.
Hans-Werner Sinn, Europe’s Demographic Deficit a Plea for a Child Pension System
Demografia należy do najważniejszych długofalowych wyzwań, jakie stoją przed Polską i innymi krajami rozwiniętymi. Główną przyczyną zmian demograficznych, jakie obserwujemy od II połowy XX w., takich jak starzenie się demograficzne oraz pojawiający się już spadek liczby ludności i spadek liczby ludności w wieku produkcyjnym, jest utrzymująca się przez wiele lat niska, a niekiedy bardzo niska dzietność.
Niniejsza książka traktuje o tym, co wpływa na dzietność w Polsce. Pisząc ją, postawiłem dwa cele. Pierwszym jest ukazanie, jakie czynniki mają największy wpływ na dzietność w Polsce, a jakie mają znaczenie umiarkowane lub mogą być uznane za drugorzędne. Z tej perspektywy potrzebne stało się stworzenie spójnego i przystępnego kompendium. Drugi cel, mogę powiedzieć, że nawet ważniejszy, ma natomiast charakter strategiczny, a jest nim odpowiedź na praktyczne pytanie, co należy zrobić, by dzietność w Polsce w istotny sposób wzrosła. Cele te są ze sobą w oczywisty sposób powiązane, ponieważ odpowiedź na tak postawione pytanie wymaga zrozumienia czynników oddziałujących na dzietność, ich wzajemnych powiązań i skali ich oddziaływania w Polsce. Realizacja tak postawionych celów wymaga zatem kompleksowego spojrzenia na problem.
Na potrzeby książki wykorzystałem wyniki światowych i krajowych badań naukowych, przede wszystkim z zakresu demografii, ale też m.in. z socjologii, antropologii biologicznej, ekonomii, politologii, medycyny, w tym psychologii, badań edukacyjnych, medioznawstwa, a także teologii. Wykorzystałem wiele raportów z krajowych badań społecznych przeprowadzonych przez instytucje publiczne i prywatne. Dokonałem też wielu analiz własnych, bazując na danych GUS-u, Eurostatu, ONZ czy Human Fertility Database. Wykorzystane materiały zostały udokumentowane, aby chcący pogłębić swoją wiedzę czytelnik mógł się do nich odwołać. Dlatego książka zawiera blisko 1400 przypisów i ponad 1000 pozycji w bibliografii. Tym samym zyskała ona charakter interdyscyplinarny i wykorzystuje wiedzę powstałą w wyniku zastosowań bardzo zróżnicowanych metod.
Pierwszą część publikacji rozpoczynam od zarysowania trendów demograficznych, począwszy od II wojny światowej, które doprowadziły do obecnej sytuacji w zakresie dzietności w Polsce. Rozdział drugi zawiera w sobie odpowiedź na zasadne, często pojawiające się pytanie, czy niska dzietność jest w ogóle problemem i czy migracje międzynarodowe nie są wystarczającym rozwiązaniem. Rozdział trzeci tłumaczy, dlaczego ludzie w ogóle mają dzieci, udzielając jednocześnie odpowiedzi z perspektywy biologicznej, psychologicznej i społecznej na niewypowiedziane wprost pytanie, czy dzietność populacji może kiedykolwiek spaść do zera, ale też w tych obszarach identyfikując potencjał jej wzrostu.
Rozdział czwarty, najobszerniejszy, zawiera szczegółową analizę czynników oddziałujących na dzietność w Polsce, m.in. z perspektywy wchodzenia w związki, edukacji, dochodów, rynku pracy i opieki nad potomstwem, warunków mieszkaniowych, stanu zdrowia, kultury czy zróżnicowań regionalnych. Zwraca także uwagę na zjawiska nieprzewidywalne oraz na odmienne oddziaływanie różnych czynników na możliwość pojawienia się dziecka pierwszego, drugiego i kolejnych.
Rozdział piąty to z kolei synteza wcześniejszych części – odkrywając zróżnicowane powiązania, identyfikuję w nim 10 najważniejszych aktualnie występujących barier dla posiadania dzieci w Polsce. Ten rozdział ma najważniejsze znaczenie z perspektywy odpowiedzi na strategiczne pytanie o to, co należy zrobić, by w Polsce istotnie wzrosła dzietność, ponieważ wskazuję i hierarchizuję w nim te obszary, w których oddziaływanie skutkować będzie najsilniej.
W kolejnym rozdziale analizuję, jakie zmiany przynieść może zwiększenie dzietności, i oceniam, czy Polska ma potencjał do jej istotnego wzrostu, odkrywając znaczące zasoby dla osiągnięcia tego celu.
Ostatni rozdział, siódmy, zawiera propozycję teorii naukowej dotyczącej dzietności, czyli teorii miłości. Wykorzystując zidentyfikowane we wcześniejszych rozdziałach prawidłowości dotyczące tworzenia relacji międzyludzkich, stwierdza ona, że niska jakość więzi oraz niska zdolność do ich tworzenia to przyczyny wystarczające, by dzietność w krajach rozwiniętych utrzymywała się na niskim poziomie. Sugeruję równocześnie działania na rzecz wzmocnienia tych zdolności.
Książka, którą składam w Państwa ręce, jest owocem nabytych przeze mnie doświadczeń zarówno w demografii, jak i strategii. Gdy spoglądam w przeszłość na ścieżkę, jaka doprowadziła mnie do zainteresowania się demografią (a w jej ramach dzietnością), niekiedy sam bywam zaskoczony. Od blisko dwudziestu lat jestem bowiem konsultantem strategicznym i menedżerem tworzenia oraz wdrażania strategii. Niemniej demografią zajmuję się od blisko dekady. Zająłem się nią zatem stosunkowo późno. Mam przy tym nadzieję, że niniejsza publikacja spotka się z Państwa zainteresowaniem oraz okaże się pomocna w znalezieniu odpowiedzi na wyzwania demograficzne, przed jakimi obecnie stoi Polska.
Dla oceny i zrozumienia aktualnej sytuacji demograficznej konieczna jest znajomość tej sytuacji w przeszłości. Zjawiska demograficzne i trendy zmieniają się powoli, a cechuje je pewien bezwład (ang. population momentum) wynikający z faktu, że na ich zaistnienie zasadniczy wpływ ma aktualna struktura demograficzna: liczba potencjalnych rodziców, okoliczności wpływające na możliwość i chęć urodzenia dziecka, czy też odsetek osób starszych [Li, Tuljapurkar 1999; Blue, Espenshade 2011]. Te okoliczności nie zmieniają się w sposób gwałtowny z roku na rok, choć mogą zmieniać się istotnie, jeśli spojrzymy w odstępach dłuższych, pięcioletnich lub dziesięcioletnich. Niektóre warunki są jednak znane na długo przed ich zaistnieniem. W roku 2024 już w zasadzie znamy liczbę osób pełnoletnich w wieku rozrodczym na rok 2040, ponieważ wszystkie te osoby już się urodziły. Nie wiemy natomiast, ile te osoby urodzą dzieci, ponieważ okoliczności wpływające na ich dzietność mogą być zasadniczo odmienne od tych, które występowały w momencie narodzin ich rodziców.
Urodzenia w Polsce od czasów powojennych charakteryzują się pewną cyklicznością. Wyróżnić można zasadniczo pięć okresów. Okres pierwszy trwał od końca wojny przez lata 50. XX w. Mieliśmy wówczas do czynienia ze zjawiskiem wyżu urodzeniowego. Jeszcze w roku 1946 odnotowano w Polsce ponad 620 tys. urodzeń, podczas gdy w szczytowym roku wyżu, czyli w roku 1955, było tych urodzeń już wyraźnie ponad 150 tys. więcej, niemalże 800 tys. Wystąpienie takiego wyżu jest czymś naturalnym i znanym w świecie demograficznym. Wojna, podobnie jak każdy inny okres niepewności, nie jest dobrym czasem do rodzenia dzieci, wobec czego nierzadko odkłada się decyzję o potomstwie na spokojniejsze czasy. Po czasach niepewności i ryzyka dla życia, jakim była II wojna światowa, okres powojenny mimo wszystkich swoich trudności ekonomicznych, społecznych i represji politycznych jawił się jako czas nadzwyczajnego spokoju i relatywnie znacznie większego poczucia bezpieczeństwa. Należy też uwzględnić, że część dzieci w czasie wojny umarła, a ich rodzice mogli chcieć „uzupełnić” skład rodziny. W związku z czym pojawiła się po wojnie pewna nadzwyczajna, dodatkowa liczba urodzeń odkładanych bądź kompensowanych z okresu niepewności i podwyższonej liczby zgonów. Zwiększyło to liczbę urodzeń, które i tak naturalnie by się w tym okresie pojawiły. Dlatego też powojenny wyż urodzeniowy nazywany jest często wyżem kompensacyjnym.
Dla wzrostu urodzeń w Polsce po II wojnie światowej dodatkowym czynnikiem była zmiana granic i przesiedlenie w latach 1944–46 blisko 1,5 mln Polaków z terenów Związku Radzieckiego [Wyszyński 2013].
Jednak po okresie wyżu nastąpił od początku lat 60. okres drugi, czyli stosunkowo głęboki niż. Oprócz wyczerpania się potencjału odkładania decyzji o potomstwie i wciąż trudnych warunków bytowych do wystąpienia niżu przyczyniło się zalegalizowanie w Polsce w roku 1956 przerywania ciąży ze względu na trudną sytuację matki oraz w pewnym stopniu zmniejszenie liczby kobiet w wieku rozrodczym (co mogło wynikać z odkładania decyzji o potomstwie i zgonów dzieci w czasie wojny). Skutkiem tego w roku 1967 pojawiły się już tylko 522 tys. urodzeń, najmniej w całej historii PRL. Od kolejnego roku jednak liczba ta zaczęła wzrastać.
W roku 1976 przekroczono 650 tys. urodzeń i ten rok można przyjąć jako umowną granicę trwającego około dekady trzeciego okresu – kolejnego wyżu. Jego wystąpienie miało jednak inne przyczyny niż pierwszego wyżu po wojnie. Od połowy lat 60. do połowy lat 70. dzietność z niewielkimi odchyleniami utrzymywała się na stałym poziomie, balansując między 2,2 a 2,4 dziecka na kobietę, zatem za główną przyczynę wystąpienia wzrostu urodzeń należy uznać wzrost liczby matek. W tym bowiem okresie matkami zostawały już kobiety urodzone w czasie pierwszego wyżu powojennego. Dlatego też ten drugi wyż nazywany jest często „echem” wyżu powojennego.
Uważny czytelnik spostrzeże przy tym, że wystąpienie drugiego wyżu, wbrew popularnym opiniom, nie ma nic wspólnego z wprowadzeniem stanu wojennego, co miało miejsce dopiero w grudniu 1981 roku. Szczyt liczby urodzeń w drugim wyżu powojennym nastąpił w roku 1983, kiedy na świat przyszło ponad 720 tys. dzieci, czyli blisko 80 tys. mniej niż w rekordowym roku 1955.
Rok 1986 można symbolicznie uznać za rozpoczęcie czwartego okresu urodzeń, czyli głębokiego spadku, który osiągnął swoje minimum w roku 2003, kiedy przyszło na świat już jedynie 350 tys. dzieci. Tak długi okres spadania liczby urodzeń należy tłumaczyć tym, że w latach 80. matkami zaczęły zostawać kobiety stosunkowo mniej licznie urodzone w okresie niżu lat 60. Niemniej jeszcze większy wpływ przypisuje się tu transformacji gospodarczej rozpoczętej w latach 90. Całkowicie zmieniła ona bowiem warunki formowania się rodzin i posiadania dzieci.
Zgodnie z logiką cykli wyżów i niżów w okresie piątym, który można datować od początku XXI w., spodziewalibyśmy się kolejnego wyżu, czyli „echa echa” wyżu powojennego. Tymczasem nic takiego nie nastąpiło. Pierwsze dwie dekady nowego tysiąclecia charakteryzują się swoistego rodzaju pełzającą stagnacją liczby urodzeń, z dwoma miniwyżami. W całym tym okresie liczba urodzeń oscylowała między 350 tys. a nieco ponad 400 tys., w niczym nie przypominając wcześniejszych prawidłowości.
Rys. 1.1. Urodzenia w Polsce w latach 1946–2022 (w tys.)
Źródło: opracowanie własne na podstawie Cierniak-Piotrowska, Szałtys 2023; GUS 2023h.
Żeby zrozumieć, skąd się wzięła taka zmienność liczby urodzeń, należy zauważyć, że liczbę tę można przy pewnym uproszczeniu określić jako wynik przemnożenia jednego ze współczynników określających płodność populacji z liczbą kobiet mających zdolność do urodzenia dziecka.
Najbardziej popularnym współczynnikiem powiązanym z płodnością jest współczynnik dzietności teoretycznej, zwany też współczynnikiem dzietności ogólnej. Określa się go często skrótem TFR (z ang. total fertility rate). Jest to liczba dzieci, jakie urodziłaby przeciętna kobieta w ciągu całego wieku rozrodczego. Nie wdając się w szczegóły obliczania tego współczynnika, zwracam tu uwagę na jego niewątpliwą zaletę – pozwala każdego roku szacować płodność wszystkich kobiet będących w danym roku w wieku rozrodczym, bez względu na to, ile wówczas mają lat. Nie zmusza on zatem do czekania, aż kobiety z poszczególnych roczników osiągną wiek, w którym już z pewnością nie urodzą więcej dzieci i kiedy ostatecznie można określić, ile faktycznie średnio dzieci urodziły.
W okresie powojennym współczynnik dzietności podlegał w Polsce istotnym zmianom, układając się w kształt przypominający schody. Najwyższą odnotowaną wartość osiągnął w roku 1951, kiedy wyniósł 3,75 dziecka na kobietę. Od tego czasu systematycznie, niemalże z roku na rok spadał, przy czym od roku 1958 szybciej niż w poprzednich latach, by w roku 1969 osiągnąć wartość 2,2. Aż do roku 1981 utrzymywał się na zbliżonym poziomie, by potem na chwilę wzrosnąć, osiągając w roku 1983 wartość 2,42. Następnie ponownie dostrzec można długi, bo 20-letni, okres systematycznego spadku aż do roku 2003, kiedy współczynnik ten osiągnął swoją najniższą wartość 1,22 dziecka na kobietę. Kolejne dwudziestolecie to okres niewielkiego falowania zmiennej, z bardzo łagodną tendencją wzrostową, z dwoma lokalnymi szczytami dzietności w roku 2009, kiedy TFR osiągnął wartość 1,4, oraz w roku 2017, kiedy osiągnął on wartość 1,45 dziecka na kobietę.
Dla określenia, jakie kobiety mają zdolność do urodzenia dziecka, przyjmuje się definicję wieku rozrodczego obejmującego kobiety w wieku 15–49 lat. O ile ta definicja jest powszechnie przyjmowana, o tyle wiążą się z nią dwa problemy. Pierwszy jest taki, że biologiczną zdolność do urodzenia dziecka posiadają już przynajmniej niektóre dziewczęta młodsze niż 15-letnie, a w przypadku kobiet w wieku lat 50 i starszych również taka zdolność niekiedy wciąż występuje. W Polsce zdarzają się urodzenia przez matki w tych grupach wieku, są to co prawda pojedyncze przypadki, ale warte odnotowania.
Rys. 1.2. Współczynnik dzietności w Polsce w latach 1950–2022
Źródło: opracowanie własne na podstawie GUS 2023j.
Drugi problem zdaje się istotniejszy. Wiek rozrodczy zdefiniowano na 15–49 lat, ale głębsza analiza urodzeń według wieku matki pozwala wywnioskować, że w tym szerokim zakresie zdecydowanie najważniejsza jest grupa kobiet między 20 a 40 rokiem życia, w której rodzi się ponad 95% wszystkich dzieci. Od czasów powojennych ta grupa wieku zawsze była najważniejsza; mało tego, jej znaczenie stopniowo wzrastało. Jeszcze w roku 1950 kobiety w wieku 20–40 lat rodziły 90% wszystkich urodzonych dzieci. Przyczyną tego zawężenia wiekowego był spadek znaczenia urodzeń wśród kobiet zarówno młodszych, jak i starszych. Kobiety przed ukończeniem 20 roku życia w 1950 roku były matkami 6% wszystkich dzieci, a w dekadach późniejszych nawet większego odsetka, sięgającego 7–8%. Zaznaczyć należy, że zdecydowanie dominowały matki pełnoletnie, 18- i 19-letnie, udział matek młodszych wynosił przez cały ten czas około 1%. Dopiero od początku XXI w. udział matek poniżej 20 roku życia zaczął znacząco spadać. Z kolei kobiety w wieku 41 lat i starsze tuż po wojnie rodziły około 4% wszystkich dzieci. Były to w znacznej mierze dzieci wyższej kolejności, czyli trzecie i kolejne. Udział matek starszych spadał, aby na początku lat 70. osiągnąć zaledwie 1% wszystkich urodzeń. Dopiero od roku 2010 ich udział ponownie zaczął powoli rosnąć i 10 lat później przekroczył w nieznacznym stopniu 2% wszystkich urodzeń.
Tab. 1.1. Udział urodzeń w Polsce według wieku matki w wybranych latach
Rok
Poniżej 20 lat
20–40 lat
Powyżej 40 lat
1950
6%
90%
4%
1970
8%
90%
2%
1990
8%
91%
1%
2010
5%
94%
1%
2021
2%
96%
2%
Źródło: opracowanie własne na podstawie ONZ 2022a.
Tak silna koncentracja urodzeń wśród kobiet w wieku 20–40 lat każe traktować tę grupę jako priorytetową i niejako „wyciągnąć przed nawias” wszystkich kobiet w wieku rozrodczym.
Zauważyć należy, że dzieci płci żeńskiej urodzone w roku 2021 osiągną 20 rok życia w roku 2041. Pozwala to zatem dość precyzyjnie oszacować liczbę potencjalnych matek na dwie dekady do przodu, dzięki czemu lepiej można zrozumieć, na jakim demograficznym fundamencie rozgrywać się będą procesy demograficzne w najbliższej i nieco dalszej przyszłości.
Liczebność kobiet w grupie wieku 20–40 lat również podlegała zmianom w okresie powojennym. Zgodnie z logiką nie jest zaskoczeniem, że odzwierciedla ona zmiany w liczbie urodzeń w okresie między 20 a 40 lat wcześniej. W pewnej mierze wpływa na nią również umieralność, znacząca w przypadku dzieci urodzonych tuż przed wojną lub w jej trakcie, z kolejnymi dekadami jednak coraz bardziej tracąca na znaczeniu. W ostatnich 20 latach warto uwzględnić również migracje młodych dorosłych za granicę. Zatem, o ile w roku 1950 liczba kobiet w wieku 20–40 lat wynosiła 4,2 mln, o tyle do roku 1987 odnotowano już 6,2 mln. Po okresie spadku, który osiągnął swoje minimum w roku 1999, ponownie 6,2 mln odnotowano w roku 2011. Począwszy od tego roku, dostrzec można zauważalne spadki, które w związku z niską liczbą urodzeń w ostatnim dwudziestoleciu będą kontynuowane, by osiągnąć 3,9 mln w roku 2041.
Rys. 1.3. Liczba kobiet w Polsce w wieku 20–40 lat (w mln)[1]
Źródło: opracowanie własne na podstawie ONZ 2022b.
Oprócz kwestii ilościowych ważnym elementem dla zrozumienia demografii Polski jest komponent jakościowy. Wprowadźmy w tym momencie pojęcie kapitału ludzkiego, które okaże się niezwykle istotne w dalszej części książki. Kapitał ludzki można rozpatrywać na poziomie indywidualnym i zbiorowym [Stonawski 2014]. Na poziomie zbiorowym to zagregowany indywidualny kapitał ludzki wszystkich ludzi należących do danej populacji. Na poziomie indywidualnym natomiast kapitał ludzki to wszelkie atrybuty jakościowe posiadane przez jednostkę [Schultz 1961]. Kapitał ludzki odróżnić należy od kapitału społecznego, który odnosi się do relacji z innymi, a który sprzyja rozwojowi kapitału ludzkiego [Mączyńska 2023]. O zróżnicowanych formach relacji z innymi, znaczących dla posiadania dzieci, więcej będzie w dalszych częściach książki.
Na poziomie najbardziej podstawowym w skład kapitału ludzkiego wchodzą cechy wrodzone, posiadane już w momencie urodzenia [Laroche, Merette, Ruggeri 1999], stanowiące podstawę dla rozwoju potencjału człowieka i akumulacji kapitału ludzkiego w trakcie życia, obejmujące predyspozycje fizyczne, intelektualne, psychiczne, jak też talenty będące wrodzonymi zdolnościami do wykonywania określonego typu zadania [Davenport 1999].
Drugi ważny komponent kapitału ludzkiego to zdrowie. Jest ono w części warunkowane cechami wrodzonymi, ale też niezwykle istotny wpływ na jego poziom w każdym momencie życia mają tryb życia, otoczenie oraz opieka medyczna. Zwrócić tu należy uwagę zarówno na zdrowie fizyczne [David, Lopez 2001], na które składają się m.in. siła i wytrzymałość fizyczna, wzrok, słuch, stan zdrowia, choroby genetyczne i przewlekłe, posiadanie niepełnosprawności bądź podatność na niektóre choroby czy dolegliwości, jak i na zdrowie psychiczne [Webster’s II New Riverside University Dictionary 1984] oraz stabilność emocjonalną.
Kolejnym elementem kapitału ludzkiego, możliwym do nabycia już po urodzeniu, jest indywidualna wiedza pochodząca z uczenia się, doświadczenia lub formalnej nauki [Webster’s II…]. Obejmuje ona całokształt tego, co zostało dostrzeżone, odkryte lub nauczone. Zwrócić należy przy tym szczególną uwagę na zróżnicowane odmiany tej wiedzy, do których należą: na poziomie bardziej podstawowym – wiedzieć jak (know-how), wiedzieć gdzie i wiedzieć co, zaś na poziomie wyższym – wiedzieć kto i przede wszystkim wiedzieć dlaczego [David, Lopez 2001]. Wiedza jest powiązana z kolejną częścią składową kapitału ludzkiego, czyli umiejętnościami oznaczającymi zbiór technik, sztuk, fachów lub zdolności, szczególnie takich, które wymagają pracy rąk lub ciała [Webster’s II…], a w których można mieć zróżnicowany poziom zręczności, czyli łatwości w wykorzystaniu dostępnych środków i metod do wykonywania określonego zadania [Davenport 1999]. Wiedza i umiejętności nabywane są zarówno przez formalną naukę, jak i doświadczenie będące swego rodzaju syntetycznym podsumowaniem aktywnego udziału w wydarzeniach i działaniach w całym życiu jednostki [Webster’s II…].
Odmienny charakter ma wreszcie zestaw cech będących również elementem kapitału ludzkiego, wiążących się ze zdolnościami psychicznymi, emocjonalnymi i społecznymi jednostki. Wymienić tu należy osobowość pojmowaną jako ogół własności i cech typowych dla jednostki, takich jak charakter i zachowanie [Webster’s II…]. Zachowanie rozumieć przy tym należy jako sposób reagowania na bodźce zewnętrzne, uzależniony od wyznawanych wartości, wzorców społeczno-kulturowych oraz doświadczeń jednostki w podobnych sytuacjach w przeszłości [Davenport 1999].
Kluczowym elementem jest również motywacja istotnie warunkująca rozwój kapitału ludzkiego w czasie [Stonawski 2014] oraz powiązane z nią pracowitość i wysiłek [Davenport 1999], które są wyrazem zdolności do zaangażowania własnych zasobów w zadanie. Zauważyć przy tym należy, że do wykonania określonego zadania i jednocześnie zwiększania kapitału ludzkiego tak motywacja, jak i wysiłek muszą zostać odpowiednio nakierowane, by wyznaczony cel dało się osiągnąć. Nieodpowiednie nakierowanie może spowodować, że realizowane zadanie przyniesie niewielkie efekty albo nie przyniesie ich wcale [Stonawski 2014]. Ważnymi składnikami kapitału ludzkiego, szczególnie w zmiennym otoczeniu, są tym samym kreatywność, innowacyjność i zdolność do rozwiązywania problemów, a także elastyczność rozumiana jako zarówno zdolność do przyswajania nowej wiedzy i umiejętności, jak i zdolność do wykonywania złożonych, wielopłaszczyznowych działań [David, Lopez 2001].
Wreszcie zwrócić należy uwagę na kompetencje społeczne jednostki, do których należą umiejętności zarządzania i predyspozycje przywódcze, a także umiejętność pracy w grupie, lojalność i zdolność pozyskiwania zaufania – umożliwiające tworzenie sieci interakcji z innymi ludźmi [David, Lopez 2001].
Elementy kapitału ludzkiego są ze sobą powiązane i często mogą się uzupełniać, a więc podobny poziom zdolności można osiągnąć przy różnych kombinacjach wyżej wymienionych cech [Stonawski 2014]. Ograniczenie cech wrodzonych, takich jak talent czy potencjał intelektualny, można kompensować kombinacją motywacji, wysiłku, formalnej nauki i doświadczenia. Nie zawsze jednak jest to możliwe: brak motywacji, bez względu na posiadany zasób wiedzy i umiejętności, tworzy barierę przed podjęciem określonego działania. Długotrwale utrzymujący się brak motywacji, wynikający czy to z wyboru, czy z braku zdolności do jej wskrzesania, czy też z zewnątrz, wpływa na powstrzymywanie się od nauki, pozyskiwania doświadczeń, a także ćwiczenia zręczności. Jest to oczywista bariera dla rozwoju posiadanego kapitału ludzkiego i powoduje spowolnienie rozwoju, czy wręcz zatrzymanie rozwoju własnego potencjału przez jednostkę.
Jak można zauważyć, bardzo ważnym elementem wpływającym na poziom kapitału ludzkiego w każdym momencie życia jest czas, a właściwie sposób jego wykorzystania. Kapitał ludzki nie jest stały, podlega nieustannym zmianom, a jego akumulacja następuje właśnie w czasie. W wyniku rozwoju emocjonalnego, edukacji, nabywania doświadczeń może być pomnażany. Nastąpić może też efekt multiplikacji – jednostka o określonym poziomie kapitału ludzkiego posiada zdolność do wykonywania trudniejszych, bardziej wymagających działań, niedostępnych dla jednostek o niższym poziomie kapitału ludzkiego, co tym bardziej pomnaża jej kapitał ludzki. Brak podstawowych umiejętności może istotnie hamować rozwój kapitału w cyklu życia, np. brak umiejętności czytania i pisania uniemożliwia dalszą naukę, czyli powiększenie kapitału [Stonawski 2014]. Bariery mogą też wynikać z innych deficytów, np. trudności emocjonalne czy w kontaktach społecznych mogą zamykać drogę jednostce do określonego typu doświadczeń bądź możliwości nauki. Z drugiej strony kapitał ludzki może również podlegać deprecjacji w wyniku pogorszenia stanu zdrowia, tak fizycznego, jak i psychicznego, starzenia się, zapominania czy dezaktualizacji posiadanej wiedzy i doświadczenia [Stonawski 2014].
Opisane prawidłowości w rozwoju kapitału ludzkiego nie omijają oczywiście Polski. Patrząc z perspektywy zbiorowej, istnieją zauważalne różnice w kapitale ludzkim między grupami o zróżnicowanym poziomie wykształcenia. Najwyższy kapitał ludzki w każdym wieku posiadają osoby z wykształceniem wyższym, następnie średnim i niższym, przy czym kapitał ludzki osób z wykształceniem wyższym różni się nieznacznie od tego u osób z wykształceniem średnim do około 40 roku życia, potem następuje jego powolne zwiększenie. Różnice w kapitale ludzkim między osobami z wykształceniem średnim i niższym są większe. Szczyt akumulacji kapitału ludzkiego wśród osób z wykształceniem wyższym następuje w wieku 50–54 lata. W kolejnych latach życia ulega on stopniowej deprecjacji, natomiast osoby z wykształceniem średnim i niższym szczyt kapitału ludzkiego osiągają około pięciu lat wcześniej.
Rys. 1.4. Kapitał ludzki na osobę (uśredniony) według grup wieku i wykształcenia[2]
Źródło: opracowanie własne na podstawie Stonawski 2014: 81.
Jak można zauważyć, z wyjątkiem cech wrodzonych na wszystkie inne elementy kapitału ludzkiego da się wpłynąć, np. poprzez odpowiednie środowisko dorastania (w tym rodzinę) oraz środowisko funkcjonowania w życiu dorosłym, a także przez edukację, opiekę zdrowotną czy kulturę zarządzania w miejscu pracy. Częściowa zdolność do kompensacji w trakcie życia braku niektórych wrodzonych cech i talentów pozwala także wnioskować, że w momencie urodzenia żaden człowiek nie jest predestynowany do osiągnięcia jakiegoś określonego, maksymalnego pułapu kapitału ludzkiego, a zatem wszyscy lub niemal wszyscy ludzie w danej społeczności mogą osiągnąć jego wysoki poziom. Z tego można też wyciągnąć dalszy wniosek, że osoby, które w wieku dojrzałym dysponują jednak skromnym kapitałem ludzkim, osiągnęły tak niewysoki jego poziom ze względu na współwystępowanie w trakcie ich życia licznych barier uniemożliwiających pełne wykorzystanie swojego potencjału.
Demografia tłumaczy dwie trzecie wszystkiego.
David Foot, Boom, Bust & Echo
Każdy chyba czytelnik słyszał o jakiejś prognozie demograficznej. Być może nawet pamięta jakiś jej emocjonujący wynik, np. że w roku 2100 w Polsce mieszkać będzie 13, 15, 16, 17, 23 lub 29 milionów osób. Zaznaczyć trzeba: wszystkie te wyniki są prawdziwe. Różne prognozy[3] opublikowane jedynie między latami 2019 a 2023, przeprowadzone z wysokim rygorem naukowym i statystycznym, dały takie wyniki. Mogą one wprawić w zdumienie, ponieważ słuszne może się wydać pytanie, jak to możliwe, by analizy opublikowane w tak krótkim przedziale czasu mogły się różnić od siebie tak bardzo, że wynik jednej jest nawet dwukrotnie wyższy od wyniku innej, i w jakim stopniu prognozy demograficzne są w związku z tym wiarygodne.
Tymczasem celem prognozowania w demografii nie jest wchodzenie w rolę jasnowidza ani wróżki, a jego jakość nie opiera się na trafności wyniku przewidzenia faktycznej sytuacji w przyszłości [Okólski, Fihel 2012]. Różni to zasadniczo prognozę demograficzną od telewizyjnej prognozy pogody. Wyniki prognoz demograficznych są to produkty pewnych modeli statystycznych opierających się na określonych założeniach, przede wszystkim co do możliwej przyszłej dzietności, umieralności i migracji [Okólski, Fihel 2012]. Założenia te nie są przypadkowe, lecz wynikają z racjonalnych przesłanek, między innymi z historycznych doświadczeń innych krajów znajdujących się wcześniej w podobnej sytuacji, które dają podstawę do konstruowania potencjalnych trajektorii zmian. Doświadczenia te są jednak zróżnicowane, dlatego nie można stworzyć jednego, pewnego wzorca. Niekiedy przyjęte modele opierają się wprost na założeniach sztucznych, na przykład utrzymywania się stałej dzietności, umieralności czy braku migracji. Uwzględniając wielość możliwych scenariuszy, niektóre organizacje opracowując prognozy, przygotowują ich różne warianty, każdorazowo precyzyjnie opisując, jakie założenia zostały przyjęte w modelach dla każdej ze zmiennych. Nie trzeba dodawać, że modele te nie są w stanie przewidzieć zjawisk nieprzewidywalnych, typu wojny, epidemie czy wdrożenie przez poszczególne państwa konsekwentnych i silnie oddziałujących na zjawiska demograficzne instrumentów oraz polityk. Z tego względu niekiedy zamiast pojęcia prognoza używa się pojęcia projekcja, co stosują w swojej pracy na przykład ONZ czy Eurostat. Pomaga to złagodzić skalę potencjalnych nieporozumień.
Wartość projekcji demograficznych opiera się na warunkowości, ponieważ pozwalają się one zorientować, „co będzie, jeśli”. Jak zmieni się liczba ludności bądź struktura wieku populacji, jeśli dzietność, umieralność czy migracje zmieniałyby się zgodnie z założeniami przyjętymi w modelu. Projekcje informują zatem, „jak może być”, a nie „jak będzie”. Stanowią dzięki temu pewien system wczesnego informowania, który można wykorzystywać choćby przy długofalowym inwestowaniu w budowę szkół, w rozwój służby zdrowia czy w innych działaniach pozwalających efektywniej i racjonalniej gospodarować ograniczonymi przecież zasobami. Niekiedy projekcje stają się też systemem wczesnego ostrzegania, jeśli ich wynik zostanie zinterpretowany jako niepokojący, dzięki czemu można zidentyfikować potrzebę interwencji i oddziaływania na zjawiska demograficzne.
Ponieważ, jak już wiemy, projekcja demograficzna nie jest demiurgiem, lecz jedynie symulacją, jej wynik w żaden sposób nie określa, że „tak będzie i nic się nie da zrobić”, wprost przeciwnie, może zawierać w sobie element motywacyjny do podejmowania działań. Zmiany wynikłe z oddziaływania na zjawiska demograficzne z perspektywy projekcji demograficznych spowodują jedynie, że kolejne edycje cyklicznie przygotowywanych projekcji przez poszczególne wyspecjalizowane w tym instytucje opierać się będą już na innych, zaktualizowanych założeniach i dadzą odmienne wyniki końcowe.
Podobne zjawisko zachodzi zresztą regularnie w kolejnych edycjach wcześniej wykonanych projekcji. Przykładowo, liczba ludności, jaką miała osiągnąć Polska w roku 2030, według wariantu medianowego w kolejnych edycjach projekcji ONZ zmienia się istotnie. Dynamika zmian liczby ludności między poszczególnymi edycjami wynika głównie ze zmian w zakresie dzietności, jakie miały miejsce w Polsce w okresie krótko poprzedzającym przygotowanie poszczególnych edycji projekcji. Projekcja z roku 1994 wskazywała liczbę ludności Polski w roku 2030 w wysokości 41,9 mln. Liczba ta dynamicznie spadała w kolejnych edycjach, by osiągnąć najniższą wartość 35,4 mln mieszkańców w projekcji z roku 2006. Krótko po tym, w edycji z roku 2010, szacowana liczba ludności wynosiła już o ponad 2 mln więcej, czyli 37,8 mln, by w kolejnych edycjach ponownie spadać. Ponowny skokowy wzrost liczby ludności między projekcjami z lat 2019 a 2022 wynika głównie z uwzględnienia migracji uchodźczych z Ukrainy, które miały miejsce w pierwszej połowie 2022 roku, i przyjęcia określonych założeń co do dalszych zmian migracyjnych w kolejnych latach. To, że liczba ludności w roku 2030 według projekcji z lat 1998 i 2022 okazała się taka sama, czyli 38,7 mln, jest przypadkowym zbiegiem okoliczności i przez to nie można wnioskować, że np. projekcja w roku 1998 była „wyższej jakości”.
Tab. 2.1. Prognozowana liczba ludności Polski na rok 2030 według lat sporządzenia projekcji (w mln)
Rok projekcji
1994
1998
2000
2006
2010
2017
2019
2022
Liczba ludności
41,9
38,7
36,6
35,4
37,8
36,6
36,9
38,7
Źródło: opracowanie własne na podstawie ONZ 1994–2022 (wariant medianowy).
Spójrzmy zatem, jakie perspektywy rysują przed Polską projekcje demograficzne. Spośród aktualnie przygotowywanych przez różnie instytucje najdalsze sięgają roku 2100. Jeśli przez cały wiek XXI nie nastąpią żadne zmiany w zakresie dzietności, umieralności i migracji, liczba ludności Polski będzie sukcesywnie spadać. W drugiej połowie lat 50. XXI w. spadłaby ona poniżej 30 mln mieszkańców, a w drugiej połowie lat 70. poniżej minimum liczby ludności Polski osiągniętego tuż po II wojnie światowej, czyli 23,6 mln osób. Początek ostatniej dekady XXI w. zwiastowałby spadek liczby ludności poniżej 20 mln, a jeszcze przed rozpoczęciem wieku XXII spadłaby ona o dalsze blisko 3 mln.
Rys. 2.1. Projekcja liczby ludności Polski do 2100 r. (w mln)[4]
Źródło: opracowanie własne na podstawie ONZ 2022a (wariant bez zmian).
Utrzymanie się aktualnych trendów dzietności spowodowałoby również spadek liczby potencjalnych matek w wieku 20–40 lat. Między latami 2022 a 2041 spodziewany jest spadek z niecałych 6 mln do niecałych 4 mln, co jest prostą konsekwencją dorastania już urodzonych dzieci. Po okresie wyhamowania tego spadku, będącego wynikiem względnej stagnacji liczby urodzeń przez ostatnie trzy dekady, właśnie na początku lat 40. XXI w. spodziewać się można jego przyspieszenia, jeśli w nadchodzących latach nieliczne kobiety dalej rodziłyby stosunkowo niewiele dzieci. Poniżej 3 mln potencjalnych matek można by się spodziewać już 20 lat później, w latach 60., a przełamania kolejnej bariery, czyli 2 mln, tuż pod koniec wieku.
Rys. 2.2. Projekcja liczby kobiet w wieku 20–40 lat dla Polski do 2100 r. (w mln)
Źródło: opracowanie własne na podstawie ONZ 2022b (wariant bez zmian).
Niejednorodność populacji pozwala wyodrębnić nie tylko grupy ze względu na zdolności rozrodcze, lecz także dokonać podziału ze względu na ekonomiczne grupy wieku. Według tej klasyfikacji wyodrębnia się wiek przedprodukcyjny, do którego należą dzieci i młodzież do ukończenia 17 roku życia, a następnie wiek produkcyjny, który jest odrębny dla kobiet i mężczyzn, ponieważ dla tych pierwszych trwa on do ukończenia 59 lat, a dla tych drugich do ukończenia 64 lat. Powyżej górnej granicy wieku produkcyjnego mówimy już o wieku poprodukcyjnym.
Podział na ekonomiczne grupy wieku pozwala ocenić potencjał gospodarczy populacji. Jest to jedynie przybliżenie, ponieważ pracę można rozpocząć jeszcze przed osiągnięciem wieku produkcyjnego i kontynuować po jego przekroczeniu, zaś w jego trakcie populacja może mieć zróżnicowany poziom aktywności zawodowej, ale może dać wystarczająco dobry obraz sytuacji na określonym poziomie ogólności. Znaczenie ma też udział osób w wieku produkcyjnym w danym momencie czasowym w stosunku do udziału pozostałych dwóch grup. W przypadku zwiększania się udziału osób w wieku poprodukcyjnym i wzrostu średniego wieku całej populacji zachodzi zjawisko starzenia się demograficznego populacji.
Kierunki zmian liczby osób w wieku produkcyjnym odzwierciedlają w przybliżeniu zmianę łącznej wielkości populacji, ale z pewnymi cechami szczególnymi. Najważniejsza z nich to naturalnie sama liczebność tej grupy. Liczba osób w wieku produkcyjnym w Polsce dynamicznie rosła od lat 50. W roku 1950 liczebność tej grupy wyniosła niecałe 14,5 mln osób, 25 lat później wyniosła już 20 mln. Następnie wzrost ten uległ zahamowaniu, a najwyższą liczbę osób w wieku produkcyjnym, czyli blisko 25 mln, odnotowano w roku 2010. Od tego czasu rozpoczął się dynamiczny spadek. Nawet uwzględniając skokowy wzrost liczby osób w wieku produkcyjnym w latach 2022 i 2023, wynikający z migracji uchodźczych z Ukrainy, co w długiej perspektywie jest raczej chwilową anomalią, jeśli niska dzietność się utrzyma, to spodziewać się należy dalszego silnego spadku liczby osób w wieku produkcyjnym. Liczba 20 mln osób zostałaby ponownie osiągnięta w okolicach roku 2042, a historyczne minimum, czyli niecałe 14,5 mln, w roku 2064. Spadku poniżej 10 mln można by się spodziewać w połowie ostatniej dekady bieżącego wieku.
Rys. 2.3. Liczba ludności Polski w wieku produkcyjnym: zmiany historyczne i projekcja do 2100 r. (w mln)
Źródło: opracowanie własne na podstawie ONZ 2022a (wariant bez zmian).
Stosunek liczby osób w wieku produkcyjnym do liczby osób w wieku poprodukcyjnym pozwala w przybliżeniu oszacować, ile średnio osób może pracować na jednego emeryta. Tuż po wojnie, w roku 1950, ta liczba była stosunkowo wysoka, przekraczała 8 pracujących na 1 emeryta, co wynikało w istotnej mierze z wysokiej dzietności przed wojną i stosunkowo niskiej średniej długości życia, dodatkowo obniżonej przez sytuację wojenną. Wraz ze wzrostem średniej długości życia i spadkiem dzietności stosunek liczby osób w wieku produkcyjnym do liczby osób w wieku poprodukcyjnym spadał, by na początku lat 70. zbliżyć się do około 5 : 1. Mimo iż relacja ta powoli się obniżała, to jeszcze w roku 1990 na 1 osobę w wieku poprodukcyjnym przypadało 4,5 osoby w wieku produkcyjnym. Znaczne załamanie tego wskaźnika nastąpiło w ciągu zaledwie 10 lat, między latami 2010 a 2020, kiedy liczba osób w wieku produkcyjnym przypadająca na jedną osobę w wieku poprodukcyjnym spadła z 3,9 do 2,7. Zasadniczą przyczyną było wchodzenie w wiek poprodukcyjny roczników powojennego wyżu urodzeniowego, które dzięki istotnej poprawie warunków życia względem pokoleń wcześniejszych w dość znacznym odsetku dożyły późnego wieku.
Ewentualne utrzymywanie się niskiej dzietności każe się spodziewać dalszego pogorszenia tego współczynnika. W roku 2040 na 1 osobę w wieku poprodukcyjnym przypadać będzie już tylko 2,2 osoby w wieku produkcyjnym, a już 10 lat później jedynie 1,7. Ta relacja między liczbą potencjalnie pracujących przypadającą na jednego potencjalnie już niepracującego, przy niezmienionych warunkach demograficznych, utrzymywałaby się już do końca wieku.
Tab. 2.2. Liczba osób w wieku produkcyjnym na jedną osobę w wieku poprodukcyjnym w Polsce w wybranych latach
Rok projekcji
1950
1970
1990
2010
2020
2040
2050
2100
Liczba ludności
8,3
5,2
4,5
3,9
2,7
2,2
1,7
1,7
Źródło: opracowanie własne na podstawie ONZ 2022a (wariant bez zmian).
Projekcje wykraczające poza rok 2100 nie są publicznie dostępne, ale w tym roku nie nastąpi koniec historii i dalej zachodzić będą zmiany liczby ludności i jej struktury wieku, będące wynikiem zjawisk demograficznych w latach wcześniejszych. Oszacowanie możliwej dalszej ewolucji zmiany w liczbie ludności Polski przeprowadzić można poprzez symulację na podstawie analizy pokoleniowej. Przykładowo, w roku 1981 urodziło się w Polsce niecałe 682 tys. dzieci. Kobiety z tego rocznika zostały w Polsce matkami nieco ponad 457 tys. dzieci[5], co oznacza, że liczebność pokolenia dzieci jest dokładnie o 1/3 mniejsza od liczebności rodziców. Przy założeniu utrzymywania się tej prawidłowości, że liczebność kolejnego pokolenia w proporcji do pokolenia poprzedniego jest stała i wynosi analogicznie jak dla rocznika 1981 67%, pierwsze pokolenie, czyli rocznik 1981, zostałoby dziadkami już tylko nieco ponad 305 tys. wnuków i pradziadkami dla 205 tys. prawnuków. Oznacza to, że liczebność trzeciego pokolenia, czyli wnuków, wyniosłaby już tylko 45% liczebności pierwszego pokolenia, a liczebność czwartego pokolenia odpowiadałaby 30% liczebności pokolenia pierwszego. Poniżej 100 tys. potomków rocznik 1981 doczekałby się już w szóstym pokoleniu, co wyniosłoby jedynie 14% jego liczebności. Kończąc analizę na dziesiątym pokoleniu, zauważymy, że jego liczebność wyniosłaby już niecałe 19 tys., co stanowiłoby mniej niż 3% pokolenia wyjściowego.
Rys. 2.4. Symulacja liczebności pokoleń potomków Polaków urodzonych w roku 1981 (w tys.)
Źródło: opracowanie własne na podstawie Human Fertility Database 2022; GUS 2023h.
Tab. 2.3. Symulacja pokoleń potomków Polaków urodzonych w roku 1981 jako procent liczebności rocznika 1981
Pokolenie
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
Procent pokolenia 1981
100%
67%
45%
30%
20%
14%
9%
6%
4%
3%
Źródło: opracowanie własne na podstawie Human Fertility Database 2022; GUS 2023h.
Trajektorie potencjalnych zmian w liczbie ludności Polski i w jej strukturze wieku wskazują na istotne wyzwania dla sprawności funkcjonowania społeczeństwa i państwa, mogą także stanowić wyzwanie egzystencjalne. Zrozumienie istoty tych wyzwań wymaga zastanowienia się, w jakim kierunku mogą podążać zmiany ekonomiczne, społeczne i geopolityczne, dla których motorem okażą się głęboko sięgające zmiany demograficzne. Zanim jednak omówimy te wątki, zatrzymajmy się na chwilę na temacie migracji.
Postuluje się często, że jednym ze sposobów przywrócenia równowagi demograficznej miałby być stały napływ migrantów. Migranci swą liczbą mieliby zastępować niedostatek urodzeń, na zasadzie jeden migrant za każde brakujące urodzenie. To założenie często nie jest wyrażane wprost, jest natomiast obecne implicite w sformułowaniach, że są oni odpowiedzią, rozwiązaniem czy remedium na problemy demograficzne. Tymczasem migrant to osoba zwykle z nieco lub znacząco innym doświadczeniem niż osoba, która od urodzenia wzrastała w danym kraju. Ma on zwykle inne możliwości, zdolności, umiejętności, szczególnie językowe, a nierzadko też zawodowe i społeczne. Ponadto imigrant natrafia nierzadko na mniejsze lub większe trudności w adaptacji do lokalnych warunków kulturowych i instytucjonalnych, jak również ma większą skłonność do opuszczania kraju przyjmującego, a zatem dla trwałego zastąpienia ewentualnie jednego urodzenia do kraju przyjmującego statystycznie musiałby przyjechać więcej niż jeden imigrant [Okólski, Fihel 2012].
Próba oszacowania, ilu migrantów byłoby potrzebnych do zastąpienia ewentualnych brakujących urodzeń m.in. w Europie, bez wyodrębnienia Polski, została podjęta już na przełomie wieków przez ONZ [2000]. Zgodnie z tymi szacunkami przy założeniu braku migracji między latami 2000 a 2050 populacja Europy zmniejszyłaby się o 123 mln osób, a samej Unii Europejskiej (wówczas jeszcze bez krajów przyjmowanych od roku 2004 i z Wielką Brytanią) o 62 mln. Kontynent jednocześnie podlegałby intensywnemu starzeniu się, a liczba osób w wieku 15–64 lata przypadająca na jedną osobę w wieku 65+, czyli według tej definicji osób w wieku produkcyjnym na osobę w wieku poprodukcyjnym, spadłaby dla Europy z 4,6 do 2,0, a dla samej Unii Europejskiej z 4,0 do 1,9. Dla utrzymania stałej liczby ludności Europa do roku 2050 potrzebowałaby 100 mln migrantów, a Unia – 47 mln. Chcąc natomiast utrzymać na stałym poziomie tylko liczbę ludności w wieku produkcyjnym, Europa w ciągu pięciu dekad powinna pozyskać 161 mln migrantów, a „stara” Unia – 80 mln. Próba zahamowania starzenia się, czyli utrzymania stałej relacji osób w wieku produkcyjnym na jedną osobę w wieku poprodukcyjnym, skutkowałaby koniecznością pozyskania do 2050 r. niewyobrażalnej liczby blisko 1,4 mld migrantów dla Europy i 700 mln dla Unii.
Potencjalna materializacja któregokolwiek ze wskazanych scenariuszy zmieniłaby strukturę etniczną obszarów krajów przyjmujących migrantów. W przypadku próby utrzymania stałej liczby ludności migranci po roku 2000 i ich potomkowie stanowiliby w roku 2050 17% mieszkańców Europy i 16% mieszkańców Unii Europejskiej, przy czym dla Francji odsetek ten wynosiłby 3%, dla Wielkiej Brytanii 5%, natomiast już dla Niemiec 28%, a dla Włoch 29%. Próba skompensowania ubytków w liczbie osób w wieku produkcyjnym prowadziłaby natomiast do osiągnięcia przez nowych migrantów i ich potomków już 26% udziału w liczbie ludności tak Unii, jak i całej Europy, przy czym dla Francji odsetek ten wyniósłby 12%, Wielkiej Brytanii 14%, Niemiec 36%, a Włoch 39%. Czysto teoretyczny scenariusz zahamowania starzenia się demograficznego musiałby skutkować udziałem migrantów w połowie XXI w. rzędu 75% dla Unii i całej Europy, przy czym dla Francji oznaczałoby to 68% ówczesnej populacji, dla Wielkiej Brytanii niecałe 60%, zaś dla Włoch i Niemiec blisko 80%.
Brak szacunków w raporcie ONZ odnośnie do Polski sugeruje potrzebę dokonania osobnej oceny. Wykonam ją nieco uproszczoną metodą na podstawie aktualnych danych z wykorzystaniem trzech odmiennych od siebie podejść. Ocena koncentruje się na analizie brakującej liczby urodzeń, niezbędnej do zachowania długofalowo stabilnej liczby ludności. Mimo pewnych wahań w poszczególnych latach, zwłaszcza w podejściu drugim i trzecim, ewentualna kompensacja brakujących urodzeń prowadziłaby również do średnioterminowej stabilności liczby osób w wieku produkcyjnym. Ocena abstrahuje od aspiracji zachowania stabilnej relacji osób w wieku produkcyjnym na jedną osobę w wieku poprodukcyjnym, z jednej strony ze względu na wysoką abstrakcyjność takiej aspiracji, a z drugiej strony na fakt, że pewne starzenie się demograficzne jest zjawiskiem naturalnym, wynikającym z wydłużania się średniej długości życia, a zatem jest statystyczną konsekwencją zjawiska w swojej naturze pożądanego. Tym samym warto pamiętać, że ewentualna kompensacja brakujących urodzeń skutkowałaby istotnym zwiększeniem liczby osób w wieku produkcyjnym przypadających na jedną osobę w wieku poprodukcyjnym w stosunku do przedstawionych projekcji do roku 2100 na poprzednich stronach.
W podejściu pierwszym oszacowano różnicę w liczbie urodzeń w każdym kolejnym roku między latami 1990 i 2021 (okres 32 lat) a bazowym rokiem 1989. Rok odniesienia jest w pewnej mierze symboliczny, ponieważ nie tylko jest pierwszym rokiem zmian ustrojowych, społecznych i gospodarczych, ale także jak dotąd ostatnim, w którym współczynnik dzietności osiągnął wartość 2,1, czyli zastępowalności pokoleń. W roku 1989 urodziło się w Polsce blisko 565 tys. dzieci, a zatem więcej niż w którymkolwiek roku następującym po nim. Różnice te zwiększały się lub zmniejszały, w zależności od liczby urodzeń w danym roku. W latach 1990–2021 urodziło się w Polsce łącznie 12,9 mln dzieci, ale gdyby w całym wyznaczonym okresie liczba ta miała wynosić tyle, ile w roku 1989, to w tym okresie łącznie brakuje dalszych 5,1 mln urodzeń. Stosunek brakujących urodzeń do faktycznych urodzeń zmieniał się w czasie, jeszcze w latach 90. był stosunkowo nieznaczny, jeśli natomiast weźmiemy pod uwagę tylko lata 2011–20, to aby w każdym z nich osiągnąć liczbę urodzeń taką jak w roku 1989, to średnio powinno się było urodzić w nich o blisko 50% dzieci więcej, niż faktycznie się urodziło.
Rys. 2.5 Liczba dzieci faktycznie urodzonych i brakujących w latach 1990–2021 dla osiągnięcia w Polsce stałej liczby urodzeń takiej jak w 1989 r. (w tys.)
Źródło: opracowanie własne na podstawie GUS 2023h.
Drugie podejście opiera się na analizie współczynnika dzietności teoretycznej. Zakładając, że w każdym z lat w okresie 1990–2021 osiągnięty miałby zostać współczynnik dzietności taki, jak w roku 1989, czyli 2,1[6], wówczas w całym analizowanym okresie brakuje 5,7 mln urodzeń. Analogicznie jak w poprzednim podejściu proporcja między liczbą dzieci faktycznie urodzonych a brakujących faluje. Jeśli jednak uwzględni się jedynie drugą dekadę XXI w., to dla osiągnięcia w każdym z lat zastępowalności pokoleń średnio w każdym roku powinno było się urodzić już o 53% więcej dzieci, niż miało to miejsce.
Rys. 2.6. Liczba dzieci faktycznie urodzonych i brakujących w latach 1990–2021 dla osiągnięcia w Polsce w danym roku zastępowalności pokoleń (w tys.)
Źródło: opracowanie własne na podstawie GUS 2023h.
Trzecie podejście opiera się z kolei na dzietności kohortowej. W tym przypadku za stan umożliwiający zachowanie długoterminowo stabilności populacji przyjąć należy sytuację, w której kobiety z danego rocznika urodziłyby w Polsce w ciągu całego swojego życia tyle dzieci, ile wynosiła liczebność ich rocznika. Dla zachowania analogii uwzględnione zostały 32 roczniki, między latami 1955 a 1986. Zauważyć należy, że warunki do wydawania dzieci na świat dla poszczególnych roczników były istotnie odmienne. Roczniki najstarsze wiek największej intensywności urodzeń osiągnęły jeszcze przed 1989 rokiem, dopiero rocznik 1970 jako pierwszy ukończył 20 lat po roku 1989. Dla roczników z lat 70. i 80. zaistniała także potrzeba zbudowania modelu spodziewanych urodzeń, ponieważ nie zakończyły one jeszcze wieku rozrodczego i część urodzeń jeszcze się pojawi[7]. W przypadku tego podejścia dla zachowania stabilności populacji brakuje ponad 3,9 mln urodzeń. Szczególnie istotne jest przy tym, by zauważyć, że luka między urodzeniami faktycznymi a pożądanymi największa jest wśród najmłodszych roczników. Aby liczba dzieci urodzonych przez kobiety z dziesięciu roczników 1977–86 była taka, jak liczebność tych roczników, to średnio dla każdego z tych roczników musiałoby się pojawić 48% urodzeń więcej, niż się pojawiło lub zgodnie z modelem jest spodziewane.
Rys. 2.7. Liczba dzieci faktycznie urodzonych, spodziewanych i brakujących dla poszczególnych roczników kobiet do osiągnięcia liczby urodzeń równej liczebności rocznika rodziców (w tys.)
Źródło: opracowanie własne na podstawie Human Fertility Database 2022; GUS 2023h.
Wyniki wszystkich trzech podejść do zapotrzebowania na ewentualną migrację zastępczą, czy też innymi słowy – migrację odtworzeniową [Okólski, Fihel 2012: 243–244], dają spójne wnioski. Dla zastąpienia brakujących urodzeń tylko z ostatnich trzech dekad Polska potrzebowałaby ponad 5 mln migrantów, najlepiej – urodzonych w latach 1990–2021. Pomijając pewien okres przejściowy lat 90. XX w. i początku wieku XXI, liczba migrantów powinna wynosić około połowy faktycznie urodzonych dzieci. Ponownie należy zauważyć, że w związku z możliwym dalszym pogłębianiem się spadku liczby urodzeń, jeśli dzietność nie wzrośnie, zapotrzebowanie na migrantów w kolejnych latach wzrastałoby. W tym kontekście udział migrantów, a następnie migrantów i ich potomków, w łącznej populacji Polski również szybko by wzrastał.
Jak mogłoby zmieniać się w przyszłości zapotrzebowanie na migrantów, pokazuje symulacja ZUS z 2023 r. [ZUS 2023a: 41–42]. Opiera się ona na założeniu zahamowania starzenia się demograficznego populacji, czyli zachowaniu stałego współczynnika obciążenia demograficznego rozumianego jako stosunek liczby osób w wieku poprodukcyjnym do liczby osób w wieku produkcyjnym, ale nie z roku 1990, kiedy stosunek osób starszych do osób w wieku produkcyjnym był stosunkowo korzystny, ale z roku 2022, czyli już po ponad trzech dekadach niskiej dzietności i już po doświadczeniu szybkiego starzenia się. Zatem dla zachowania współczynnika obciążenia demograficznego z roku 2022 tylko przez dekadę, czyli między latami 2023 a 2032, Polska musiałaby przyjąć 2,8 mln imigrantów w wieku produkcyjnym, zatem średnio 280 tys. rocznie i to jeszcze przy zmniejszającym ten wynik założeniu, że w tym czasie żaden z tych migrantów nie osiągnie wieku poprodukcyjnego. Ta liczba jest w zasadzie identyczna do spodziewanej liczby dzieci, które zgodnie z prognozą GUS mają się w tym czasie urodzić [GUS 2023d].
Dodać należy, że Polska nie znajduje się w sytuacji Ameryki Północnej czy Południowej w II połowie XIX w. i na początku wieku XX, kiedy znaczne fale migracyjne, liczące dziesiątki milionów ludzi, pochodziły z przeżywającej wówczas eksplozję demograficzną Europy. Nie jest też w sytuacji Unii Europejskiej po roku 2004, kiedy absorbowano migrantów z krajów byłego Bloku Wschodniego. Migranci ci w swojej masie posiadali kwalifikacje i doświadczenia analogiczne do ludności miejscowej, często posługiwali się tym samym lub znanym językiem, posiadali również zbliżone doświadczenie kulturowe, a zatem trudności w adaptacji do lokalnych warunków kulturowych i instytucjonalnych były względnie niewysokie. Aktualnie nie ma krajów potencjalnie wysyłających migrantów, które mogłyby zapewnić podobny, względnie trwały rezerwuar analogicznych pod względem cech jakościowych i licznych migrantów dla Polski. Zatem migracje z innych krajów nie dość, że trudne, o ile w ogóle możliwe do realizacji na taką skalę, to jeszcze prowadziłyby do imigracji osób o większym potencjale trudności adaptacyjnych.
Podsumowując, przedstawione analizy wykazują, że migranci nie zastąpią brakujących urodzeń. Mogą co prawda chwilowo łagodzić trudności z brakiem pracowników w niektórych sektorach gospodarki, ale przyjmowanie, że migracja stanowi rozwiązanie problemów demograficznych Polski, jest złudzeniem. Dodatkowo potencjalnie niebezpiecznie demobilizuje w zakresie zwiększania dzietności i powoduje odkładanie w czasie zmierzenia się z wyzwaniem niskiej dzietności. Tymczasem wyzwanie to z biegiem lat nie będzie łagodniejsze, lecz będzie narastać.
[1] Projekcje ONZ w wariancie medianowym i bez zmian dla dekady lat 20. XXI w. uwzględniają krótkotrwałe migracje uchodźcze z Ukrainy, a zatem potencjalnie zaburzają obraz skutków zjawisk demograficznych w Polsce. Jednakże na koniec analizowanego okresu, w roku 2041, różnica między analizą zaprezentowaną powyżej a projekcjami opartymi na wariantach ONZ są mniejsze niż 1%, zatem dla omówienia trwałych trendów krajowych zaprezentowane podejście jest adekwatne.
[2] Założenie proporcji kobiet i mężczyzn w próbie 50% : 50%.
[3] Prognozowana liczba mieszkańców Polski w roku 2100 na:
13 milionów: Vollset i in. 2020 (SDG pace scenario);
15 milionów: Vollset i in. 2020 (reference scenario);
16 milionów: ONZ 2019 (wariant bez zmian);
17 milionów: ONZ 2022c (wariant bez zmian);
23 miliony: ONZ 2022c (wariant medianowy);
29 milionów: Eurostat 2023j.
[4] Projekcja wykonana przy założeniu utrzymania stosunkowo wysokiego współczynnika dzietności teoretycznej przez cały okres projekcji, na poziomie 1,46 dziecka na kobietę (ostatnio zbliżona wartość, czyli 1,45, wystąpiła w roku 2017; wartość w roku 2021 to 1,33). W zakresie migracji projekcja przyjmuje nadwyżkę imigracji nad emigracją w wysokości 3,4 mln w roku 2022, natomiast w kolejnych pięciu latach nadwyżkę emigracji w wysokości 2,3 mln.
[5] Obliczenia na podstawie Human Fertility Database 2022 oraz GUS 2023h. Do ukończenia 40 roku życia w roku 2021 kobiety z rocznika 1981 urodziły 448,2 tys. dzieci. Podana liczba oparta na założeniu dodatkowych urodzeń po 40 roku życia rzędu 2% wszystkich urodzeń rocznika 1981.
[6] Zakładając również proporcje intensywności urodzeń według wieku, taką, jak faktycznie w poszczególnych latach miała miejsce, a zatem zmiana polegałaby jedynie na zmianie liczby urodzeń, nie zaś zmianie kalendarza.
[7] Wynik modelu może odbiegać od ostatecznego stanu faktycznego, jednakże biorąc pod uwagę, że dla każdego z modelowanych roczników większość dzieci już została urodzona, oraz pewną względną stałość wzorców w przypadku urodzeń wśród kobiet po 35 roku życia, potencjalna rozbieżność z perspektywy analizowanego poziomu ogólności będzie nieistotna.