Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Obecnie mamy do czynienia z niewielkim rozumieniem tego, kim naprawdę jest Jezus.
Dlaczego powinno mieć to dla ciebie znaczenie?
Doświadczamy jednego z największych kryzysów w historii religii. W imię tolerancji i relatywizmu kulturowego wyrzuca się prawdę. Dokonuje się tego pod płaszczykiem Nowej Duchowości. Przyzwyczajając do przepychu i powabu rozmaitych wyborów, otwiera się przed nami duchowy hipermarket, gdzie możemy wybierać taką formę duchowości, jakiej tylko zapragniemy.
Często jednak, co jest tragiczne, dokonujemy wyborów, nie wiedząc, jak rozróżniać pomiędzy prawdą a fałszywkami. W tej niezwykłej i przekonującej krytyce niebezpieczeństw, jakie niesie za sobą Nowa Duchowość, wybitny chrześcijański apologeta, Ravi Zacharias serwuje nam solidną terapię. Odpiera ofensywę fałszu, w racjonalny sposób wskazując wyjątkowość osoby Jezusa Chrystusa. Współcześni chrześcijanie, a w szczególności ludzie poszukujący duchowej prawdy, potrzebują wiedzieć, dlaczego idee Nowej Duchowości, prezentowane przez tak popularne postacie ze świata show-biznesu, jak Oprah Winfrey i Deepak Chopra, wydają się tak atrakcyjne, a także dlaczego pośród gąszczu niejasnych poglądów, stylów życia, nadziei i aspiracji tylko Jezus może być kotwicą. Każdy pomysł niesie za sobą poważne konsekwencje.
To niezwykle dogłębne i intrygujące dzieło dostarcza przekonujących argumentów dla każdego, kto poszukuje prawdy na temat Nowej Duchowości, a także tego, kim naprawdę jest Jezus i dlaczego nie powinniśmy tego lekceważyć.
Ravi Zacharias (ur. 26 marca 1946 w Madras, Indie) – kanadyjsko-amerykański apologeta chrześcijański. Jest autorem książki „Can Man Live Without God”, nagrodzonej przez ECPA Christian Book Award i bestselerów „Light in the Shadow of Jihad” i „The Grand Weaver”. Jest założycielem i prezesem organizacji Ravi Zacharias International Ministries, gospodarzem programów radiowych. Ravi to profesor wizytujący w Wycliffe Hall w Oksfordzie, gdzie uczy apologetyki i ewangelizacji
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 378
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Mojemu pierwszemu wnukowi, Jude Kumarowi McNeil. Jego imię mówi samo za siebie. Jest darem od Pana a zarazem bliźniaczym bratem etnicznego dziedzictwa, jakie sobą reprezentuje.
Każdy, kto kiedykolwiek coś osiągnął, wie, że jako jednostki potrafimy zrobić niewiele bez pomocy innych. Często okazuje się, że ta pomoc pochodzi z zupełnie nieoczekiwanych miejsc. Piszę, będąc kilka tysięcy kilometrów od domu. Oddalony od wszystkiego, co może mnie rozpraszać, koncentruję się całkowicie na pracy, jaką mam do wykonania. Stąd przede wszystkim pragnę podziękować tym, którzy poświęcili tak wiele naszego wspólnego czasu, aby umożliwić mi zrealizowanie tego projektu. Dziękuję mojej rodzinie, znajomym, kolegom z pracy. Mimo tak wielkiej odległości wykonali ogromną pracę, żeby mnie zachęcać, dodawać otuchy, inspirować. Dziękuję również wszystkim, których spotkałem podczas podróży. Niektórych imion nie pamiętam, ale muszę przyznać, że rozmowa z każdym, kto poświęcił mi kilka minut, była dla mnie niezwykle cenna. Szczególne wyrazy wdzięczności składam dla zespołu, który dba o mój kręgosłup, aby minimalizować ból podczas wydłużających się w nieskończoność godzin pisania. Bez was nie byłbym w stanie dokończyć tego dzieła.
Pragnę również podziękować czwórce tych, którzy wykonują zakulisową pracę: agencji Wolgemuth & Associates, moim agentom, którzy są zarazem moimi serdecznymi przyjaciółmi, Joey Paulowi z FaithWords, którego bezcenny wysiłek pomógł mi nadać wyrazistości przesłaniu tej książki. Joey jest niezwykłym człowiekiem. Świat byłby piękniejszy, gdyby było więcej takich ludzi. Pragnę również podziękować Danielle DuRant, mojej asystentce ds. researchu. To ona przypomina mi, co i gdzie powiedziałem, oraz pomaga wyrazić to jeszcze lepiej. Dziękuję Margie, mojej cudownej żonie, która będąc nocnym markiem, pomaga mi pracować nad manuskryptem. Poświęciła wiele nocy, aby wykonywać żmudną pracę edytorską. Nie jestem w stanie wyrazić dla niej mojej wdzięczności.
To jednak nie wszystko. Kiedy miałem kilkanaście lat, moje życie było pozbawione sensu. Odarte ze znaczenia. Wówczas odnalazłem Jezusa. Przyjąłem Go jako Pana, Zbawiciela i pasterza mojej duszy. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, jak bardzo Jego przesłanie o miłości i przebaczeniu odmieni moje życie. Ta książka jest swoistą obroną tego, Kim On jest i dlaczego imieniu Jezus nie może równać się żadne inne imię.
Przechodziłem akurat przez jedno z najbardziej okazałych centrów handlowych w New Delhi. Mam na myśli jedno z tych miejsc, które powstają w miastach, takich jak: Hong Kong, Paryż, Tokio czy Nowy Jork. Zadałem sobie wówczas pytanie: co kryje się za każdą z tych nazw? W zależności od tego, jaka to marka, kryje w sobie wielki, wielomiliardowy przemysł.
Możesz jednak odwiedzić jeden z małych sklepików w Dżakarcie czy Bangkoku, a przekonasz się, że aż roi się tam od produktów imitujących oryginalne, światowe marki. W pierwszej chwili trudno dopatrzeć się różnicy. Jeśli szukasz Rolexa, to wchodząc do pierwszego napotkanego sklepu z zegarkami, sprzedawca wyjmie spod lady podobny model i powie: „Proszę schować swój zegarek do kieszeni, bo ten jest tak podobny, że może pan wyjść ze sklepu z nie swoim oryginałem i nawet tego nie zauważyć”. Rzeczywiście repliki często bywają tak łudząco podobne, że jedynie eksperci potrafią ocenić, która jest oryginałem. Kiedyś z czystej ciekawości spytałem pewnego sklepikarza, jak producenci bez całego zaplecza i wsparcia technologicznego potrafią produkować zegarki niemal identyczne ze swoimi pierwowzorami. Ten zrugał mnie niemiłosiernie, mówiąc, że jego podróbki są oryginalnymi podróbkami, a nie jakimiś kiepskimi, bezwartościowymi „podróbami”, jakie oferują sprzedawcy za rogiem. Kiedy następnie spytałem o jedną z tych „oryginalnych podróbek”: „Jeśli je kupię, czy będą równie niezawodne, co oryginały, czy kiedyś przestaną działać?”, spojrzał mi w oczy, po czym wyszeptał: „Tak jak ty za kilka lat”.
Jednak w tym popularnym centrum handlowym istniało nie tylko wiele oryginalnych/podrabianych sieci sklepowych czy gastronomicznych, ale też był pewien sposób, w jaki promowano produkty. Punkty ze zdrową żywnością pochodzącą z USA, Szwajcarii czy krajów Zachodu przekonywały, że ich produkty zapewniają błyskawiczne efekty – gwarantują lepsze samopoczucie czy bezproblemowe zrzucenie zbędnych kilogramów. To ciekawe, bo nie mogłem oprzeć się myśleniu o innych artykułach, które widywałem, będąc na Zachodzie. One również promowały rewolucyjne metody odchudzania, lecz tym razem pochodziły ze Wschodu: soki z tybetańskich jagód, medykamenty na powstrzymanie procesu starzenia z Indii, Chin, Japonii, Indonezji czy nawet z amazońskiej dżungli lub pogórzy Kaszmiru. Wszyscy oferowali tysiące kuracji, suplementów i lekarstw. W jakim świecie przyszło nam żyć? Im bardziej obco brzmi dane słowo, tym bardziej mistyczne cechy się mu przypisuje, oczekując, że jego właściwości wprowadzą nas w stan nirwany1.
Kto dziś nie chce dobrze się czuć? Kto nie chce mieć życia wolnego od stresu? Kto, głęboko w swoim sercu, nie chce poznać Boga? Dlaczego wszelkiego typu centra odnowy biologicznej, zabiegi odmładzające oraz gabinety psychologiczne przeżywają rozkwit? Bo każdy oferuje własną wersję szczęścia.
Niedawno znany aktor pochodzący z Indii, Deepak Chopra, udał się w podróż do Tajlandii, aby zostać ordynowanym na buddyjskiego mnicha. W pewnym artykule przeczytałem, że Julia Roberts przyjęła hinduizm. Odtąd wraz z rodziną jeździ do świątyń hinduistycznych, aby nucić i powtarzać pewne dźwięki, które z założenia mają pomóc jej odzyskać pokój. Zastanawia mnie, czy ci aktorzy są świadomi, że Budda urodził się jako wyznawca hinduizmu, a później odwrócił się od pewnych fundamentalnych nauk tej religii po to, aby rozpocząć własną pielgrzymkę i odkryć nową drogę życia. Na obronę Buddy możemy powiedzieć, że jego decyzja była trwała i dotyczyła całego życia. W przypadku Chopry wiemy, że był kapłanem zaledwie przez tydzień.
Niniejsza książka dotyczy tego głębokiego, nieodłącznego duchowego głodu, jaki wszyscy w sobie nosimy. Tęsknimy zarówno do tego, aby uciec z tego świata, a zarazem zdobyć coś, co zapewni nam stały, wewnętrzny pokój. Nasz świat zbyt wiele z nas wyciąga. Gdzie zatem można znaleźć uzupełnienie tego, czego nam brakuje? Gdzie możemy uzyskać ostateczny sens, kiedy otaczająca nas rzeczywistość oferuje niezliczone możliwości dotarcia do masowo sprzedawanej prawdy? Na każdym kroku czekają na nas wyjątkowe słowa, brzmienia, odkrycia… oryginalne podróbki, podróbki podróbek… cokolwiek, co możemy dziś włączyć w kategorię „duchowości”. Grzech przestał być tabu. Zło stało się usankcjonowaną kategorią. Religia, mimo że ograniczona, nabrała rozmachu, a duchowość stała się ślepą, choć w pełni uzasadnioną pogonią za tym, co nieznane.
Po latach uważnych badań i głębokiej refleksji doszedłem do gruntownych, szczegółowych i licznych wniosków w tym temacie. Po czterdziestu latach pracy, setkach wizyt w kilkudziesięciu krajach, tysiącach wykładów i ciekawych rozmów, wierzę, że mam do zaoferowania myśli, którym Czytelnik zechce z uwagą się przyjrzeć. Szczerze i z ogromną pasją dbam o każdy szczegół tego, do czego doszedłem.
W sprawach duchowych jest podobnie. Istnieje oryginał, oryginalna podróbka i podróbka podróbki. Na Zachodzie jesteśmy zmęczeni tym, co C.S. Lewis określił „tymi samymi, starymi skłonnościami”. Poszliśmy o krok dalej i przyzwyczajeni do ogromnej ilości wyborówi możliwości stworzyliśmy duchowe supermarkety, które oferują nam całe mnóstwo duchowości, jakiej tylko sobie zażyczymy. Wydaje się nam, że możemy wybrać jakąkolwiek drogę i znaleźć tam coś wartościowego. Okazuje się, że to wszystko sprowadza się do pozorów i powierzchowności. Często lawiruje się wokół kwestii pośrednio odnoszących się do prawdy, ale rzadko zadaje się pytania o prawdę. Życie upływa nam w kakofonii dźwięków i rozmytych brzmień imitujących coś i pochodzących od czegoś.
Na Zachodzie duchowość jest czymś bardzo istotnym, ponieważ kolejni duchowi przewodnicy przychodzą i odchodzą. Wydaje się, że głównym powodem dla tak szerokiego rozprzestrzeniania się alternatywnej duchowości, a jednocześnie kluczem do tej zagadki, jest sposób, w jaki się obecnie porozumiewamy. Przemiany kulturowe nie zachodzą wielkimi, nagłymi skokami. Jak to jest, że kultura, w której niegdyś stroniono od pewnych praktyk seksualnych, dziś stroni od tych, którzy od tych praktyk się powstrzymują? Jak to jest, że korzystanie z języka w debacie publicznej zmieniło się z wielkiej erudycji i czasu, kiedy choćby najdrobniejsze odstępstwa od normy były uznawane za przestępstwa, a sprowadziło się do codziennej rozrywki wzajemnego poniżania, szokowania i wulgarności? Jak to jest, że im bardziej perwersyjna historia, tym większą widownię przyciąga – czy to w telewizji, czy w teatrze? Po co tworzy się nieprawdziwe scenariusze w programach, które nazywamy reality show? Kim są te wszystkie ikony utworzone przez wizualne środki medialne, których wiara w pewne rodzaje duchowości wydaje się prawdziwa, mimo że to wszystko zostało zrobione tylko po to, aby mogło się dobrze sprzedawać? Czy te zmiany zaszły dlatego, że nasze wzorce były niewłaściwe? A może stało się tak, ponieważ próbujemy wciskać przycisk replay tego, co miało miejsce w ogrodzie Eden? Patrzymy, dotykamy i smakujemy wszystko, na co mamy ochotę, ponieważ to my sami staliśmy się sobie bogami, którzy decydują, co jest dobre a co złe?
W utrzymywaniu gustów, ustanawianiu poglądów i osiąganiu masowego wpływu nie ma skuteczniejszych narzędzi niż te, jakie oferuje komunikacja wizualna. Trudno nam zrozumieć, jak mogliśmy żyć przed jej powstaniem. Podobnie trudno jest nam wyobrazić sobie bardziej naiwną kulturę niż w dzisiejszej Ameryce. Jest to rodzaj obyczajowości, który szczyci się łatwością w bezkrytycznym wchłanianiu wszystkiego, co stanie na jej drodze.
Obecnie dwie osobistości uosabiające tę duchową katatonię – to Oprah Winfrey i Deepak Chopra. A jeśli powiemy, że przedstawiają dwa zupełnie inne bieguny tego duchowego spektrum, to jednocześnie możemy przyznać, że po drodze jest wielu innych. Sukces, jaki odnieśli, pokazuje, jak łatwo jest wypromować jakiś pomysł, ale też z jaką łatwością dane pokolenie zmienia, odmalowuje i przepakowuje swoje wartości tylko dlatego, że nie potrafi zadać właściwych pytań. Więcej – możemy powiedzieć, że jest to pokolenie, które nie dba o prawdę do tego stopnia, że nawet nie myślio zadawaniu właściwych pytań. Wystarczy połączyć moc Internetu i pracę kamery z przenikliwym głodem, kryjącym się głęboko w naszych duszach, a otrzymamy gotową mieszankę duchowego czasu i przestrzeni w różnych odsłonach.
To, co dziś nazywamy „duchowością”, na przestrzeni kilku ostatnich lat nabrało nowego znaczenia. Ludzie mawiają, że nie interesuje ich religia, ale są zainteresowani duchowością. Jest to pewnego rodzaju powszechne, socjologiczne zjawisko. Tak jak egzystencjaliści nie lubią być wrzucani w jedną z wielu kategorii, podobnie jest z przedstawicielami Nowej Duchowości2. Ze względu na to, że termin ten zawiera w sobie tak wiele, czymś nie w porządku wobec Czytelnika jest, by potraktować go w uproszczony sposób. Dlatego zdecydowałem przyjrzeć się najbardziej popularnym formom Nowej Duchowości oraz zjawisku komercjalizacji tego ogromnego obszaru rynkowego. Następnie robię krok dalej i przyglądam się wszystkim ruchom religijnym oraz ich składnikom, które kreują główne sposoby myślenia, dając podstawę do tworzenia coraz to nowych form duchowości.
W końcu przyjrzałem się przesłaniu, które głosił Jezus Chrystus. Jeśli jest ono właściwie zrozumiane, oferuje piękno, moc i jedyną w swoim rodzaju nadzieję dla ludzkości. Obecnie tak wiele podróbek zastąpiło szerokość i głębokość Jego nauczania. Jezus powiedział, że przyszedł, aby dać nam do picia wodę, która zaspokoi nasze najgłębsze pragnienia. Mimo to powierzchowność, z jaką przedstawiono i wykrzywiono przez media Jego przesłanie, sprawiły, że zostało ono zaciemnione, o ile nie całkowicie zniszczone. Nie wolno nam oceniać danej filozofii przez pryzmat jej nadużyć. A jednak właśnie w ten sposób postąpiono z przesłaniem Jezusa. Podobnych manipulacji dokonano przy ruchach Nowej Duchowości, z tym że zrobiono to w innym celu. Czy naszym celem powinno być wypaczanie tego przesłania? Czy raczej odkrywanie, co tak naprawdę stoi za tymi systemami wierzeń, a następnie wypróbowywanie ich autentyczności? Nowe nurty myślowe stojące za tymi ruchami są w swojej istocie zupełnie inne od tego, czego nauczał Jezus.
Istnieją cztery kluczowe elementy, które wyłaniają się na przód pośród naszej dyskusji na temat tych systemów i wierzeń. Pierwszy dotyczy połączenia prawdyi znaczenia: Skąd mogę wiedzieć, że to, w co wierzę, jest prawdą, i że to, w co wierzę, ma znaczenie w moim codziennym życiu? Niebezpieczeństwo w tym miejscu polega na tym, że często mylimy znaczenie z prawdą, czyniąc prawdę przedmiotem akademickich sporów. Przez to sprawiamy, że prawda staje się mało istotna. Albo stajemy się tak obojętni i brutalni wobec prawdy, że sprowadzamy ją do poziomu naszych emocji, albo kładziemy tak wielki nacisk na „dobre samopoczucie”, że zapominamy zadać zasadnicze pytanie, czy to, w co wierzymy, jest oparte na prawdzie.
Istnieje jednak kolejne, drugie połączenie. Tym razem chodzi o rozsądek i wiarę. Każdy światopogląd musi dotykać zarówno rozsądku, jak i wiary. Niektórzy mówią, że wyznają obie te wartości, a inni udają, że traktują je jako równie istotne. Naturalista będzie zbyt pewny, by przyznać, że aby wierzyć, potrzebna jest solidna dawka wiary. Natomiast osoba religijna często będzie w swojej próżności mówić: „Naprawdę nie dbam o to, co mówisz, moja wiara jest dla mnie najistotniejsza”. Często ujmowałem to w następujący sposób: Bóg zostawił na tym świecie wystarczająco dużo, żeby wiara była najbardziej rozsądną rzeczą, ale zabrał równie dużo, żeby uczynić niemożliwym życie w oparciu o sam rozsądek.
Urodziłem się na południu Indii, w mieście Ćennaj, a wychowywałem na północy, w Delhi. Moi potomkowie pochodzili z najwyższej kasy hinduistycznych braminów, Nambudiri oraz kasty wojowników Nayar w stanie Kerala. Kilka pokoleń wcześniej pewna kobieta z tego rodu usłyszała od jednego z niemiecko-szwajcarskich misjonarzy Dobrą Nowinę o Jezusie i stała się oddaną naśladowczynią Chrystusa. Została wyrzucona ze swojej społeczności i rodziny. Szydzono z niej i drwiono. Słono zapłaciła za jej chrześcijańską wiarę. Jednym z jej potomków była moja babcia, która wyszła za członka rodziny Zacharias, który kilkadziesiąt lat wcześniej również nawrócił się z hinduizmu na chrześcijaństwo.
Jednak lata upływały, aż w końcu ta nowo odkryta wiara stała się prawdziwa jedynie w nazwie, ponieważ w przeciwieństwie do każdej innej religii narodzenie się w rodzinie chrześcijan nie czyni nikogo chrześcijaninem. Wynika to raczej z konkretnej decyzji człowieka, który świadomie postanawia naśladować Chrystusa – tylko to czyni z kogoś chrześcijanina. Lata mojej młodości poświęciłem, aby zadawać sobie trudne pytania o moją wiarę. Na nowo przestudiowałem przesłanie Jezusa i odpowiedziałem na jego prostotę i piękno. Stałem się chrześcijaninem na szpitalnym łóżku podczas próby samobójczej. Miałem siedemnaście lat. Zawołałem do Boga w modlitwie: „Panie Jezu, jeśli jesteś tym, za kogo się podajesz, objaw mi się oraz wyciągnij mnie z tej dramatycznej sytuacji, w jakiej się znalazłem. Jeśli to zrobisz, poruszę niebo i ziemię w moich poszukiwaniu prawdy”. Pięć dni później wyszedłem ze szpitalnej sali jako odrodzony człowiek. Odtąd nigdy nie patrzyłem w przeszłość. Jezus Chrystus nie tylko zmienia to, co robisz, ale zmienia również to, co chcesz robić.
Tutaj pojawia się coś bardzo istotnego: Nikt nie może, chwytając za serdeczny palec doświadczenia, uważać, że posiadł całą dłoń rzeczywistości. Potraktowałem poważnie moją obietnicę, którą złożyłem Chrystusowi. Poświęciłem całe życie na studiowanie i usiłowanie zrozumienia zasad większości religii i systemów wierzeń na świecie. To było najlepsze, co mogłem zrobić. Jezus wypowiada niezwykłe słowa. Twierdzi nie tylko, że jest wyjątkowy, ale też, że ma moc przemiany każdego, kto do niego przychodzi. Jednocześnie Biblia mówi w Liście do Kolosan, że „macie pełnię w Nim” (2,10 BW). Co to oznacza? Żywię nadzieję, że na najbliższych stronach zostaniesz ze mną, odnajdując prawdę i znaczenie, wiarę i rozsądne myślenie. Odkryjesz, że kiedy mamy Jezusa, mamy wszystko. Wszelkie inne potrzeby i głód duchowości są jedynie wyrazem tego, dlaczego On oferuje siebie jako Drogę, Prawdę i Życie.
Nawet jeśli się ze mną nie zgadzasz, proszę, abyś został ze mną do końca. Szczere intencje oraz poważne myślenie o tej treści sprawi, że wyłoni się nam klarowny obraz różnicy między tym, co prawdziwe a fałszywkami. Wypracowanie właściwych wniosków w tej kwestii będzie w stanie określić całą wieczność. Będziesz zadziwiony, co twoje duchowe potrzeby oraz Boże objawienie Jego osoby mogą zmienić w twoim życiu. C.S. Lewis na tym etapie swojego nawrócenia powiedział: „Myślałem, że w końcu dotarłem do jakiegoś miejsca. Okazało się, że spotkałem się z osobą”. O tym jest ta książka. Opisuje miejsca, do których chcielibyśmy dotrzeć, oraz te, z których musimy wyjść, aby odnaleźć Osobę, której szukamy.
Od pierwszych ujęć filmu Incepcja widz zostaje zabrany w tak wielką sieć tajemnic i intryg, że w pewnym momencie traci poczucie, czy ogląda film, czy to film patrzy na niego. Trudno jest określić, czy to sen na jawie, czy jawa we śnie. Każdy, kto ogląda ten film, zaczyna się zastanawiać, czy istnieje jakaś możliwość, żeby zrozumieć otaczającą go rzeczywistość, czy może otaczającej go rzeczywistości udało się sprytnie go oszukać. Zaczynamy zadawać sobie pytania: czy nasza świadomość jest przyczyną czegoś, czy jedynie skutkiem? Czy jesteśmy wiecznymi istotami ludzkimi, którym wyznaczono pewną ilość czasu do przeżycia na ziemi, czy może przemijającymi ciałami, które jedynie sprawiają pozory wiecznych istot? Krótko mówiąc, w tej skomplikowanej matrycy ludzkiego dramatu największą niewiadomą jest następujące pytanie: czy ty, jako widz, jesteś twórcą snów, czy jedynie snem?
Paradoksalnie nieuniknioną rzeczywistością w tej niezwykłej twórczości jest fakt, że bez względu na to, czy śnimy, czy jesteśmy na jawie, kluczowe postacie przejawiają niezmierzoną zdolność do zepsucia rodzaju ludzkiego. Działania, które sieją spustoszenie i zniszczenie – masowe zabójstwa, bomby, morderstwa, wszystko, co dziś tak często jest nam podawane w serwisach informacyjnych – są spoiwem w tym filmie. Bez względu na to, czy postacie są uśpione, czy przebudzone. Co do Hollywood należy przyznać jedną rzecz: poza poziomem wyobraźni często możemy tam spotkać prawdziwych geniuszy.
Fabuła Incepcji opiera się na idei, że dana osoba potrafi przedostać się do umysłu człowieka poprzez sny i wykraść jej podświadome myśli oraz plany. Pobieranie informacji, które uzyskuje się w czasie marzeń sennych oraz podczas spania w pobliżu danej osoby, odbywa się za pomocą mieszanki nazywanej „współdzieleniem snów”. Ma ona za zadanie aplikować narkozę, która pozwala na wspólne śnienie. Co ciekawe, doznawany podczas snu ból jest prawdziwy, a stan nagłego wykroczenia poza własną podświadomość może skutkować śmiercią. Stąd, aby ukończyć proces pobierania informacji, dana osoba musi pozostać w stanie uśpienia i przetrwać związany z tym ból. Środek nasenny musi wystarczyć. Więc w tej wypaczonej rzeczywistości, jeśli to ty pobierasz informacje, musisz pozostać uśpiony i wytrzymać czyjś ból, dopóki wyciągniesz wszystkie informacje, na których ci zależy. Na tym to polega.
Główny bohater nosi ze sobą przedmiot nazywany „talizmanem”, który albo nieprzerwanie się kręci, albo się przewraca, dzięki czemu bohater wie, czy jest w fazie snu, czy na jawie.
Wydaje się to dziwne, ale mimo iż nasze sny z pozoru są bezwartościowymi wędrówkami umysłu, wciąż chcemy mieć nad nimi kontrolę. Pragniemy znać różnicę między światem fantazji a rzeczywistości. Czynimy to za pomocą wszczepiania jednego świata do innego świata, co pozwala nam rozdzielić te dwie rzeczywistości. W Incepcji