Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
139 osób interesuje się tą książką
Wyzwanie zostało podjęte. Czy będziesz mieć odwagę, by spłacić dług?
Życie Jessiki Martin nie układa się zgodnie z planem. Po studiach nie udaje się jej znaleźć pracy w wielkim mieście, przez co musi ponownie zamieszkać w rodzinnym domu. Ciągle mierzy się też krytyką matki, która chciałaby, by córka jak najszybciej znalazła bogatego męża i urodziła dzieci. Dziewczyna czuje się coraz bardziej zagubiona i osamotniona. Wtedy na jej drodze ponownie staje czterech szkolnych przegrywów.
Manson, Jason, Lucas i Vincent byli gnębieni w liceum przez popularną paczkę, do której należała Jess. Po wydaleniu Masona ze szkoły ich drogi przecięły się na halloweenowej imprezie, podczas której ten rzucił Jess wyzwanie. Dziewczyna spędziła w towarzystwie swoich wrogów najbardziej podniecającą noc życia i odkryła w sobie pragnienia, które spychała dotąd w ciemne zakamarki umysłu.
To nigdy nie miało się powtórzyć. Jess zaciąga jednak u tej czwórki dług, który jest w stanie spłacić tylko w jeden sposób – swoim ciałem oraz bezwarunkowym oddaniem. Rozpoczyna się między nimi kolejna gra o jeszcze bardziej skomplikowanych zasadach niż poprzednio. Niespodziewanie Jess odnajduje w relacji z chłopakami wszystko, czego szukała przez całe życie. Ale każda gra kiedyś dobiega końca...
Ta historia jest naprawdę HOT. Sugerowany wiek 18+.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 594
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Dla przegrywów, dziwadeł i wyrzutków. Gońcie za wschodami słońca.
Niektóre treści tej powieści mogą wywołać niepokój lub nieprzyjemne odczucia u niektórych odbiorców.
W książce poruszane są tematy takie jak choroby psychiczne, traumy, znęcanie się nad dziećmi (fizyczne i emocjonalne), body shaming (przez rodzica wobec dorosłego dziecka), odrzucenie rodzicielskie, znęcanie się, przypadki homofobii/bifobii oraz rozmowy dotyczące samobójstwa. Książka zawiera obrazowe sceny seksu, obrazowe sceny sesji BDSM-owych, drastyczną przemoc oraz ostry język.
Każda postać biorąca udział w scenie seksu ma ukończone co najmniej 18 lat.
Książki tej nie należy używać jako źródła informacji ani przewodnika po bezpiecznych praktykach BDSM. Niektóre czynności opisane w niniejszej powieści niosą ze sobą poważne ryzyko zranień i obrażeń ciała. Wszystkie przedstawione sceny seksu to seks konsensualny, aczkolwiek niektóre sceny przedstawiają odgrywanie ról w konwencji „zgoda bez zgody”. Inne wspomniane fetysze to na przykład erotyczna degradacja i upokorzenie, zniewolenie, elektrostymulacja, dyscyplinowanie, bicie, używanie noża, płyny ustrojowe (w tym krew), zabawy w miejscu publicznym, zadawanie bólu, wojeryzm oraz pet play.
Droga czytelniczko, drogi czytelniku,
zakładam, że skoro jesteście w tym miejscu, to przeczytaliście już informację dotyczącą zawartości książki z poprzedniej strony. Jeśli tak się nie stało, a macie obawy, że jej treść może wywołać trudne emocje, zdecydowanie proponuję, aby cofnąć się o stronę i przeczytać tę notę.
Dług to książka, którą pisało mi się wspaniale, jednakże wymagało to ode mnie umieszczenia na jej stronach dużo bólu, traumy oraz gniewu. Tematy takie jak homofobia/bifobia, wykorzystywanie i odrzucenie przez rodzinę były dla mnie trudne do poruszania, i rozumiem, jak bolesne może być czytanie o nich, zwłaszcza dla osób, które na własnej skórze doświadczyły którychś z tych rzeczy. Mimo że jako osoba, która sama jest podatna na bodźce, postarałam się jak najdokładniej sformułować ostrzeżenia, nie wszystko da się wymienić w liście. Jeśli macie jakieś pytania na temat konkretnych trudnych wątków, zachęcam do skontaktowania się ze mną.
I jeszcze jedno, zanim zaczniecie. Jeśli ta książka zainspiruje was do zapoznania się ze światem BDSM i rezygnacji z kontroli, i zapragniecie dowiedzieć się więcej, pamiętajcie, że to ważne, aby czerpać wiedzę ze źródeł informacyjno-edukacyjnych, a nie z fikcji literackiej. Wiele realizacji fetyszów, które opisałam w książce, niesie ze sobą poważne ryzyko urazów ciała, i jakkolwiek wszyscy kochamy fikcyjne sprośności i perwersje (bo chyba dlatego czytacie tę książkę, prawda?), to jednak nie chcemy, aby nasi bliscy ucierpieli od rzucenia się na głęboką wodę BDSM bez uprzedniego porządnego przygotowania. Więc proszę, miejcie świadomość ryzyka, bądźcie odpowiedzialni i zachowajcie należytą staranność dla dobra własnego i partnerów.
A teraz – przejdźmy do rzeczy! Przyjemnej lektury!
Harley
Liceum, ostatnia klasa
Postawię sprawę jasno. Jeśli Manson Reed wyjdzie jutro ze szkoły, to tylko na noszach, zrozumiano?
Chłopcy zebrani wokół czerwonego forda raptora należącego do Kyle’a pokiwali głowami. Parking prawie świecił pustkami, nie było już nawet mercedesa dyrektora. Gdyby jakakolwiek inna grupa pięciu chłopaków zasiedziała się na parkingu po godzinach, ochroniarz już dawno by ich rozpędził. Jednak to był Kyle Baggins, główny rozgrywający, ze swoimi kolegami z drużyny. Nikt nie podejrzewałby, że mogliby robić coś złego.
Tyle że mogli; robili złe rzeczy w przeszłości, a teraz zamierzali robić je ponownie. I tym razem była to wyłącznie moja wina.
– To był tylko pocałunek, Kyle – wymamrotałam, wychylając się przez okno po stronie pasażera. Miałam na sobie kostium cheerleaderki i pomimo rześkiego, jesiennego powietrza moja skóra po treningu była ciągle lepka od potu. Pokłóciliśmy się wcześniej i tak mnie wkurzył, że bez zastanowienia rzuciłam mu w twarz to, co wiedziałam, że go zrani.
Pocałowałam Mansona Reeda, szkolnego wyrzutka, dziwaka, chłopaka, którego ludzie kochali nienawidzić.
– Jebać to. – Kyle zdecydowanie pokręcił głową. Zacisnął ręce na bagażniku tak mocno, jakby chciał rozedrzeć nimi blachę. Miał zaciśnięte szczęki, a jego ramiona były sztywne z napięcia. – Chyba że chcesz mi powiedzieć, Jessica, że ci się, kurwa, podobało.
Westchnęłam i wróciłam na siedzenie z założonymi rękami i wzrokiem utkwionym przed siebie. Kiedy Kyle był w takim stanie, nie było sensu z nim dyskutować. Nie odważyłam się mu powiedzieć, jak było naprawdę.
Bo podobało mi się. Chciałam tego. Manson nie tknąłby mnie, gdyby myślał, że tego nie chcę. Nie pocałowałby mnie, gdybym ja nie pocałowała go pierwsza. Ale przyznanie się do tego, co zrobiłam – co my zrobiliśmy – byłoby społecznym samobójstwem. Wymsknęło mi się to przy Kyle’u, bo byłam na niego naprawdę wściekła za to, że zostawił mnie dla Veroniki Mills tylko po to, by wrócić po miesiącu. Wiedziałam, jak bardzo zaboli go, gdy usłyszy, że pocałowałam chłopaka, którego on nękał niestrudzenie od pierwszej klasy.
Koledzy Kyle’a rozeszli się, a on wszedł do wozu i go odpalił. Silnik warczał, rozdmuchując liście za nami, kiedy pędziliśmy w stronę mojego domu. Ściskałam w dłoni komórkę tak mocno, że moje knykcie zbielały, a ja poczułam ból palców.
Kyle był gwiazdą futbolu w Wickeston High School. Przystojny, popularny, otoczony nimbem cudownego chłopca. Moja mama go uwielbiała, a jego rodzice uważali, że naszym przeznaczeniem jest pobrać się zaraz po skończeniu liceum. Myśl o tym napełniała mnie strachem. Za niebieskimi oczami i czarującym uśmiechem krył się bowiem człowiek wybuchowy, zazdrosny i skłonny do napadów gniewu, przez które zdarzały nam się wielogodzinne awantury.
A do tego mnie, kurwa, zdradził.
– Jezu Chryste, przestaniesz się dąsać? – warknął, zaciskając ręce na kierownicy tak, jakby chciał ją udusić. Albo tak, jakby wyobrażał sobie, że dusi kogoś innego.
– Nie możesz się tak zachowywać – powiedziałam. – Jesteś pełnoletni, dostałeś stypendium. Jeśli skończysz z zarzutem napaści, wszystko będzie stracone.
– Reed też ma już osiemnaście lat, prawda?
Miał, to prawda. Skończył je zaledwie miesiąc temu – jedenastego października. Nie zamierzałam jednak wkurzać Kyle’a jeszcze bardziej, prezentując swoją wiedzę na temat urodzin Mansona.
Gdy milczałam, na jego usta wpłynął uśmieszek.
– Poza tym, czy naprawdę wydaje ci się, że ktoś wniesie oskarżenie z jego powodu? Kto miałby to zrobić, Jessico? Myślisz, że jego stara będzie trzeźwa wystarczająco długo, żeby zauważyć, że jej syn leży martwy gdzieś w rowie? – Zarechotał, jakby właśnie usłyszał najlepszy żart w życiu. – Zresztą, gdyby nie musiała utrzymywać tego swojego bękarta, miałaby więcej kasy na picie. Brzmi jak wygryw dla niej.
Poczułam, jakby na moim żołądku zaciskała się żelazna obręcz. Skrzyżowałam ramiona, by nie zobaczył, że ręce mi się trzęsą. Kiedy pochylił się w moją stronę i zacisnął dłoń na mojej nodze, niczego nie chciałam bardziej, niż zacisnąć pięść i rozkwasić mu twarz.
– Bronię twojego honoru, Jess – oznajmił. – To nie ujdzie na sucho temu mizernemu wypierdkowi.
Tak jakby miał jakiekolwiek pojęcie o honorze.
***
Kiedy dotarłam do domu, mama krzątała się w kuchni. Zapach czosnku z parmezanem unosił się w powietrzu. Mówiła coś do mnie, gdy wbiegałam po schodach, ale nie miałam czasu na odpowiedź. Czas uciekał.
Musiałam ostrzec Mansona.
Nie zawracałam sobie głowy prysznicem, po prostu przebrałam się z czarno-srebrnego kostiumu cheerleaderki w dżinsy i bluzę z kapturem. Gdy zbiegałam w stronę wyjścia z torbą przewieszoną przez ramię, tata wystawił głowę z jadalni.
– Skąd ten pośpiech, promyczku? – zapytał z troskliwie zmarszczonym czołem. – Twoja mama właśnie przygotowała kolację, nie przyłączysz się do nas?
– Nie mogę dzisiaj. Wybacz, tato! – odkrzyknęłam i wymknęłam się przez drzwi. – Obiecałam Ashley, że pomogę jej z projektem.
Nie byłam pewna, czy słyszał napięcie w moim głosie. Tata nigdy nie był zbyt wnikliwym rodzicem. Jego mózg najlepiej radził sobie z liczbami i arkuszami kalkulacyjnymi, gdzie wszystko miało sens i układało się w ciągi logiczne.
Moje bmw pachniało jeszcze nowością, silnik pomrukiwał delikatnie, gdy pędziłam ciemnymi wiejskimi drogami. Dostałam je od rodziców na urodziny tuż przed rozpoczęciem semestru. Biała karoseria, czerwone skórzane siedzenia. Mój wymarzony samochód. Kolejny symbol mojego statusu, pozwalający mi kroczyć przez Wickeston High z dumnie podniesioną głową.
Ja i Kyle byliśmy władcami tej szkoły. Najlepszy rozgrywający i szefowa cheerleaderek, dobrani jak w klasycznym romansie. Zazdrość i pożądanie otaczały nas jak obłok. Hejterzy i pozerzy nie przestawali o nas mówić. Każdy dzień obfitował w nowe dramy i szaleństwa mające karmić czyjeś ego, bo dzieciaki, które miały świat u swoich stóp, pomiatały tymi, których nie spotkało takie szczęście.
Nie żebym nie zdawała sobie z tego sprawy. Patrzyłam na siebie w lustrze i widziałam każdy toksyczny element swojej postaci. Śmiałam się z tego i żyłam dalej. Po co się przejmować? Po co się zmieniać? Miałam wszystko, czego powinnam była chcieć.
Tyle że nasz boski romans mógł w okamgnieniu stać się piekłem. Gdy król i królowa się sprzeczają, lecą głowy pionów.
Ale nie tym razem. Tym razem miało być inaczej.
Najpierw przejechałam powoli obok domu rodzinnego Mansona, sprawdzając, czy na zaśmieconym podwórzu nie stoi jego bronco. Jego brak przyjęłam z ulgą; nie wiem, czy dałabym radę ostrzec Mansona, gdyby to równało się z wkroczeniem do jego rozpadającego się domostwa i spotkaniem któregoś z jego rodziców. Jego tata przyprawiał mnie o ciarki.
Miałam nadzieję, że mój następny strzał okaże się dobry. Opony zachrzęściły w chwastach, gdy zatrzymałam się obok pustej działki usytuowanej przy końcu ukrytej za drzewami drogi gruntowej. Dom, który kiedyś tu stał, spłonął wiele lat temu, pozostawiając po sobie jedynie zwęgloną konstrukcję i betonowy fundament. Nadzieja mieszała się w mojej piersi z niepokojem, gdy zauważyłam zaparkowane tam dwa auta: brudnego, szarego forda bronco na masywnych oponach i czarnego jak noc el camino.
Wzięłam długi oddech. Obecność bronco oznaczała, że Manson tu był, co przyniosło mi ulgę. Jednak el camino wskazywał na to, że był z nim również Lucas, a skoro tak, to prawdopodobnie także Vincent i Jason. Banda świrów – i ja. Dziewczyna, która prześladowała ich od początku liceum.
Zanurkowałam ręką w torebce, aż znalazłam listek gumy, którą zaczęłam zawzięcie przeżuwać. Może to pomoże mi trzymać język za zębami, gdy już do nich dołączę. Nie utrzymywałam dobrych stosunków z żadnym z tych chłopaków. Sytuacja była prosta – oni mnie nienawidzili, ja nimi pogardzałam. Tak wyglądała hierarchia. Owszem, całowałam się z Mansonem, miałam też na koncie kilka bardzo bliskich spotkań z pozostałymi, ale to nie znaczyło, że się dogadujemy.
Jednak nie znaczyło to również, że chciałam, aby Manson wpadł jutro w zasadzkę, która miała na niego czekać.
Trzasnęłam drzwiami samochodu i włożyłam ręce do kieszeni bluzy, po czym poszłam przez zarośniętą działkę w kierunku tylnej części spalonego domu. Nocne powietrze pachniało dymem z ogniska i kwaśną marihuaną. Ostry brzęk deskorolek uderzających o beton dosięgnął moich uszu, gdy okrążyłam dom i spojrzałam na pusty basen, w którym chłopaki lubiły jeździć na deskach. Betonowe ściany pokryte były graffiti, a przestrzeń oświetlały dwie duże blaszane beczki, w których palił się ogień.
Jako pierwszy zauważył mnie Vincent Volkov. Siedział na krawędzi starego muru z szarej cegły, a jego długie nogi zwisały skrzyżowane. Kiedy mnie zobaczył, skręt w jego ustach znieruchomiał. Nie odezwał się słowem, a dym powoli unosił mu się z ust, okalając jego twarz i długie, splątane włosy.
To Jason Roth oznajmił moje przybycie. Zawsze był tym cichym, dobrym dzieciakiem, ale jego życie legło w gruzach latem, kiedy rozeszła się plotka, że on i Vincent są parą. Nikogo nie powinno to obchodzić, ale niestety w Wickeston żyło wiele ludzi z kijem w dupie, którzy reagowali histerycznie na samą myśl o dwóch mężczyznach razem. W tej grupie była również rodzina Jasona.
Niektórzy twierdzili, że rodzice wyrzucili go z domu, inni – że sam złożył wniosek o usamowolnienie. Niezależnie od tego, jaka była prawda, na rozpoczęciu roku w ostatniej klasie Jason pojawił się z włosami obciętymi na zapałkę i pofarbowanymi na jasnobłękitny kolor, a jego uszy były rozciągnięte przez duże czarne tunele. Jego nowy wizerunek był jak wielki środkowy palec wycelowany we wszystkich, którzy próbowali go zawstydzić.
– Co, do kurwy? – Niebieskie oczy Jasona spiorunowały mnie z taką nienawiścią, że nie odważyłam się zrobić kolejnego kroku w stronę basenu. Jego laptop był otwarty, z trzaskających głośniczków wydobywało się Awful Things Lil Peepa, ale zatrzasnął go, tym samym wyłączając muzykę. Rozległ się pisk poliuretanowych kół i z basenu wyskoczył Manson, a tuż za nim Lucas.
– Jess, co ty tu, do cholery, robisz? – Głos Mansona był głęboki: złowieszczy baryton, ciemny niczym czarna opaska wytatuowana na jego ramieniu. Do szkoły Manson przeważnie układał z włosów irokeza, ale dziś wieczorem ciemne loki, które zaczesywał w wąski pasek na środku głowy, były rozpuszczone.
– Szukałam cię – odpowiedziałam, tak jakby nie było to oczywiste.
Nie chciałam przesiadywać z nimi po ciemku dłużej, niż było to konieczne. Miałam władzę za dnia, wśród jaskrawych korytarzy liceum Wickeston High, gdzie mój status i wsparcie Kyle’a nadawały moim słowom wagę.
To było ich terytorium. Nie byłam na tyle głupia, żeby sądzić, że mam tu z nimi równe szanse. Zwłaszcza gdy Lucas wpatrywał się we mnie tak, jakby liczył na to, że jego ciemne oczy wywołają u mnie spontaniczny samozapłon. Jedynym uśmiechem, jaki można było u niego zaobserwować, była zadowolona buźka wydziarana pod jego prawym okiem. Teraz jego dłonie, pokryte bliznami od bójek, przez które był regularnie zawieszany, aż w końcu wyleciał ze szkoły, zaciskały się w pięści.
– Kyle chce cię dojechać, Manson – wypaliłam. Wyraz jego twarzy nie zmienił się. W migoczącym świetle ognia wyglądał nieco widmowo; płomienie sprawiały, że jego szczęka wydawała się ostrzejsza, a policzki bardziej zapadnięte. – Dowiedział się.
– Dowiedział się czy mu powiedziałaś? – Jedynie zmiana w oddechu Mansona wskazała na to, że jest wystraszony. Wiedziałam, jak wygląda, gdy się boi, denerwuje, złości. Miał szafkę obok mojej i spędziłam wystarczająco dużo czasu na testowaniu go, aby dobrze rozpoznawać każdą z jego emocji.
– Nieważne, w jaki sposób się dowiedział. – Skrzyżowałam ręce na piersi, z nerwów szybciej przeżuwając gumę. Vincent zeskoczył ze ściany, naciągnął na czoło czarną czapkę i podszedł do Jasona. – Nie przychodź jutro do szkoły. Daj mu chwilę na ochłonięcie.
– Nie. Nie będziemy już dostosowywać się do napadów histerii twojego chłopaka. – Manson zaśmiał się gorzko.
Rozłożyłam ręce z irytacji.
– Wchodzisz prosto w pułapkę, Manson! On chce zrobić ci krzywdę.
– No to się zdziwi – odpowiedział Lucas, a jego głos przyprawił mnie o ciarki. – Jeśli wydaje mu się, że dotknie mojego chłopca… – Powoli pokręcił głową. – To się już więcej nie wydarzy.
– Masz zakaz wstępu na teren szkoły – powiedziałam. – Wydaje ci się, że co zamierzasz zrobić?
Zamiast odpowiedzieć, posłał mi spojrzenie, które mogłoby zwarzyć mleko. Manson był niepokojącym creeperem o spokojnym obyciu, ale Lucas – on był przerażający. Wyglądał, jakby został stworzony do używania przemocy, a jego szczupłe ciało wyostrzyło się po latach bójek z ojcem i każdym, kto odważył się wejść mu w drogę.
Manson mógłby zaczaić się na ciebie w ciemności niezauważony przez nikogo, za to Lucas był typem, który przyszedłby w środku dnia, powybijał szyby i podpalił twój dom.
– Świetnie – warknęłam. – Radźcie sobie sami.
Zawróciłam, odrzucając przez ramię swoje jasne włosy. Jednak czyjaś ręka złapała mnie za ramię i szarpnęła z powrotem.
Manson przyciągnął mnie do swojej piersi, jego ciepłe ciało kontrastowało z chłodem nocy. Pachniał papierosami i czymś głębokim i ciemnym, zagadkową mieszanką hormonów i gniewu. Ciepło wystrzeliło z dołu mojego brzucha do policzków.
Kiedy go pocałowałam, smakował tytoniem i gumą miętową. Smakował jak zepsucie, jak grzech. Całując mnie, położył dłoń na moim gardle i zacisnął ją, a ja od tego czasu nie mogłam pozbyć się wrażenia, że jego palce wbijają się w moje ciało.
Chciałam poczuć to znowu, mocniej. Chciałam rozpruć jego wściekłość i przyjąć ją całą. Chciałam ujeżdżać tego mężczyznę jak cholerny rollercoaster, a potem zaliczyć też jego kolegów.
Jednak taka dziewczyna jak ja nie powinna zadawać się z takimi typami jak oni.
– Co mu powiedziałaś? – zapytał cicho Manson. W jego głosie nie było gniewu, ale to pytanie dało mi do zrozumienia, że stąpam po cienkim lodzie.
Zacisnęłam usta. Obiecałam mu, że nic nie powiem, a jednak zdradziłam nasz sekret. A to wszystko przez głupią kłótnię z Kyle’em.
– Nie skłamałam. – Pokręciłam głową.
– Jesteś tego pewna? – Ściszył głos jeszcze bardziej, szepcząc mi do ucha i jednocześnie muskając je wargami. – Chciałaś tego tak samo jak ja. Nie kłam, kurwa, na mój temat.
Puścił mnie, a kiedy nie cofnęłam się od razu, zwiększył dystans między nami. Zadrżałam, gdy nagle poczułam chłód. Wróciłam do auta bez słowa. Zjeżyły mi się włosy na karku – czułam, że chłopaki odprowadzają mnie wzrokiem.
Zrobiłam wszystko, co mogłam. Ostrzegłam go, a to więcej, niż zrobiłaby większość ludzi. Co będzie później – to już nie moja sprawa. Jeśli Manson będzie trzymał się z daleka tak, jak mu poradziłam, Kyle w końcu uspokoi się i ogarnie.
Odpaliłam silnik i włączyłam ogrzewanie, starając się rozgrzać dłonie. Ciągle czułam ciepło Mansona na swojej klatce piersiowej. Co za dziwoląg. Szajbus. Jakim cudem nie mogę wybić go sobie z głowy? Cała ta czwórka powinna mi się podporządkować, byli ostatnim ogniwem w hierarchii. A ja, zamiast nimi gardzić, nie mogłam przestać o nich myśleć. Nie mogłam przestać na nich patrzeć, prowokować ich, podążać za nimi.
Nie mogłam przestać ich chcieć.
– Ogarnij się, Jessica – powiedziałam na głos, zapinając pas. Zerknęłam w lusterko boczne przed wrzuceniem biegu, i krzyknęłam na widok Lucasa, który wyłonił się zza mojego okna.
– Co ty tu robisz, do cholery? – Opuściłam szybę, ale szybko zrozumiałam, że to był błąd. Oparł ręce na otwartym oknie, napierając na moje drzwi. – Serio, rusz się, Lucas.
– Nie będziesz mi mówiła, co mam robić. – Jego głos był ostrzejszy niż nóż, a gniew buzował na jego twarzy. Zszokowana otworzyłam usta.
– Dobrze wiesz, że tym razem posunęłaś się za daleko, Jessica. Dobrze o tym, kurwa, wiesz. – Całe moje ciało napięło się, gdy pochylił się nade mną. – Sądziłaś, że powinnaś ostrzec Mansona? Może zamiast tego ostrzeż swojego fagasa, przed którym rozkładasz nogi? Ostrzeż go, że jeśli jeszcze raz spróbuje, kurwa, zadrzeć z którymś z moich chłopców, zapłaci za to. – Jego twarz była naprawdę blisko mojej, ale nie dotknął mnie. Lucas nigdy mnie nie dotykał. Wystarczało samo jego spojrzenie, które przesuwało się po mojej skórze z brutalnością zębów albo gwoździ. – Zaczynasz z jednym z nas, będziesz mieć na głowie wszystkich.
Potem, szybciej, niż się zorientowałam, co się dzieje, wyciągnął gumę z moich otwartych ust, muśnięcie jego palca na moich wargach było jak rażenie prądem. Włożył sobie wyżutą gumę do ust, zasalutował mi dwoma palcami i odsunął się od samochodu, a na jego przerażającej twarzy pojawił się najbardziej złowieszczy uśmiech, jaki widziałam w życiu.
Zanim się odezwał, zrobił z gumy balona, który głośno pękł.
– Spadaj, Jessica.
***
Gdy następnego dnia przyjechałam do szkoły, zżerał mnie strach. Manson nawet na mnie nie spojrzał, kiedy wrzucał książki do szafki, mimo że bardzo starałam się ściągnąć na siebie jego wzrok. W końcu wysyczałam:
– Manson, idź do domu. Proszę.
– Daruj sobie, Jess. – Zatrzasnął szafkę i zarzucił na ramię swój postrzępiony plecak. Jego irokez był dziś nastroszony, ułożony w sztywne kolce na ogolonej głowie. Miał na sobie te same podarte dżinsy co zawsze, te same znoszone buty ze skóry i kurtkę dżinsową. – Nie zachowuj się, jakby ci zależało. Bycie suką bardziej do ciebie pasuje.
Odwrócił się do mnie plecami i ruszył korytarzem. Zwykle trzymał głowę nisko i kurczył ramiona, by być mniej widocznym. Dzisiaj coś się zmieniło. Jego podbródek był zadarty, a długie kroki wydawały się agresywne.
Próba walki z Kyle’em tylko pogorszy sprawę.
Zamarudziłam przy szafce, czując, jak poczucie winy gniecie moje wnętrzności, gdy Manson wszedł do męskiej toalety. To nie ma znaczenia, powiedziałam do siebie, zamykając drzwiczki.
– Wow, czuć dziś napięcie w powietrzu, nie? – Moja najlepsza przyjaciółka z drużyny cheerleaderek Ashley Garcia przecisnęła się przez tłum i stanęła przy mnie. – Widziałaś już Kyle’a?
– Nie. – Miałam sucho w ustach i nie wiedziałam, co zrobić z rękami. Boże, ten stres doprowadzał mnie do szaleństwa. – Wzięłaś swój termos?
– Jasne, koleżanko. – Sięgnęła do torby i wyciągnęła z niej „termos”, plastikową butelkę wypełnioną wódką ze sprite’em. Wzięłam duży łyk w nadziei, że pomoże mi to trochę uspokoić nerwy.
Oddałam jej termos, widząc, że nadchodzi Kyle otoczony swoimi kolegami. Alex, Nate i Matthew byli grupą mięśniaków, którzy podążali za Kyle’em jak wierne psy. Pomachałam do niego z najlepszym uśmiechem, na jaki mogłam się zdobyć – który nie był zbyt przekonujący. Czułam, że jest sztuczny niczym plastik. Zamiast podejść do mnie i pójść razem na zajęcia, Kyle wszedł do łazienki z dwoma swoimi kolesiami. Nate, obrońca o posturze niedźwiedzia, stanął na zewnątrz z założonymi rękami. Przesłanie było jasne.
Zakaz wstępu. Kyle potrzebuje prywatności.
Serce podskoczyło mi do gardła. Musiałam coś zrobić, komuś powiedzieć. Zawołać dyrektora, nauczycielkę, ochroniarza – kogokolwiek. Ale stałam tam tylko.
Ktoś otarł się o moje ramię. Ashley i ja odwróciłyśmy się i zobaczyłyśmy, że Vincent stanął za mną. Przeciągnął się z wyciągniętymi rękami, jęknął leniwie i wsadził ręce do kieszeni bluzy.
– Ble. – Ashley odwróciła wzrok, krzywiąc się z niesmakiem. – Volkov.
– Garcia – odpowiedział tym samym.
– Zabiłeś ostatnio jakieś małe zwierzątka? – warknęła do niego.
– Tylko wiewiórkę, której krew wypiłem wczoraj na kolację.
– Boże, zamknijcie się. – Odwróciłam się do niego, wskazując ręką na toaletę. – Nie zamierzasz mu pomóc? A może jesteś zbyt spizgany, żeby zmartwić się tym, że twój najlepszy przyjaciel wróci dziś do domu w trumnie?
Vincent parsknął.
– Uważasz, że Manson nie poradzi sobie sam?
– Uważam, że mamy trzech na jednego, idioto. – Odepchnęłam jego ramię, aż mój różowy akryl wbił mu się w skórę. – Jak dotąd Kyle nie miał problemu z pokonaniem go jeden na jednego, a co dopiero ze swoimi kolegami!
– Tak jakby cię to obchodziło. – Uśmiech na twarzy Vincenta nie wyglądał już leniwie. Był gorzki. – Myślę, że już cię to nie dotyczy, Jess.
Z łazienki wydobył się czyjś krzyk, a zaraz po nim trzask tak głośny, że rozważałam, czy Kyle nie wyrwał właśnie z zawiasów którychś z metalowych drzwi. Uczniowie rozejrzeli się po sobie zdezorientowani, niektórzy – ciągle zachowując pewną odległość od Nate’a – podeszli bliżej łazienki. Komórki były już naszykowane, wszyscy palili się do nagrywania najnowszej dramy.
Nikt nie przejmował się tym na tyle, żeby się wtrącić. To była dla nich rozrywka, kolejna okazja, aby wrzucić wideo nowej bójki i nabić sobie odsłony. Jeśli komuś coś się stanie, to nawet lepiej. Widoczne obrażenia mogły naprawdę szybko wywindować nagranie do poziomu viralu.
Drzwi łazienki otworzyły się z hukiem, Nate prawie wpadł na zebrany wokół tłum, gdy wyleciał przez nie Kyle, a zaraz za nim pospieszyli Alex i Matthew. Ludzie schodzili Kyle’owi z drogi, gdy z szeroko otwartymi oczami dyszał, pokazując palcem z powrotem na łazienkę.
– Nóż! – wrzasnął. – Reed ma nóż!
Wybuchło pandemonium. Nagle pojawili się nauczyciele nawołujący do rozejścia się. Przybyli dwaj ochroniarze, zdenerwowani, z czerwonymi twarzami, a Kyle ciągle bełkotał:
– Próbował mnie dźgnąć! On mnie, kurwa, próbował dźgnąć!
Zakryłam usta ręką w szoku, kiedy wzburzony tłum przypierał mnie, Vincenta i Ashley do szafek.
– Jasna cholera. – Ashley z wrażenia odebrało dech.
– Nie powinno było do tego dojść. – W tym chaosie ledwo słyszałam ponury głos Vincenta.
Poczucie winy było jak potwór, który wspinał się po moim przełyku, atakując mnie i dławiąc od środka. Stłumiłam je pod maską dumy i ślepej pewności siebie.
Strażnicy wyszli z łazienki, prowadząc Mansona między sobą. Każdy z ochroniarzy trzymał go mocno za ramię, wiodąc go przez tłum ludzi, którzy próbowali robić im zdjęcia komórkami. Manson nie sprzeciwiał się temu. Oprócz fioletowego siniaka na policzku i rozcięcia na wardze, z którego spływała kropla krwi, nie miał widocznych obrażeń. Zmierzając do gabinetu dyrektora, przeszli tuż obok mnie.
Manson najpierw skinął głową Vincentowi, porozumieli się bez słów. Po chwili jego oczy spoczęły na mnie, a wargi rozdzieliły się w szerokim, zakrwawionym uśmiechu.
Ten uśmiech był dziki, jakby należał do bestii. Był pierwotny, lekkomyślny, ale przede wszystkim zwycięski.
Poranek po wyzwaniu
Wszystko się zmienia po liceum. Wszystko.
Jesteś teraz dorosła – a w każdym razie tak się mówi. To czas, żeby wszystko sobie ogarnąć. Życie, miłość, karierę. Powinnaś mieć plan. Przed tobą całe życie.
Tymczasem, w miarę upływu czasu, miotasz się we wzburzonych wodach dorosłości, przytłoczona i nieprzygotowana. Jak, do diabła, miałam zaplanować resztę życia, skoro ono dopiero co się zaczęło? Wątpiłam w osobę, za którą się uważałam, kwestionowałam każdą decyzję i każde marzenie, jakie kiedykolwiek miałam.
Zmieniłam się. Nie znałam siebie tak dobrze, jak mi się wydawało.
Wpatrywałam się w swoje odbicie w podrapanym lustrze w knajpie, usuwając rozmazany tusz chusteczką do demakijażu. Jednak nie mogłam zetrzeć nią czerwonej malinki z mojej szyi. Nie mogłam zetrzeć nią zapachu seksu z moich włosów.
Nie mogłam zapomnieć ostatniej nocy. A także nie chciałam tego.
Poprawiając kucyk, zrobiłam krok wstecz, aby lepiej przyjrzeć się sobie, zanim wyjdę z łazienki. Powinnam była zabrać ze sobą na wczorajszą imprezę halloweenową ubrania na zmianę, przynajmniej spodnie, bo mój anielski kostium niewiele różnił się od eleganckiej bielizny. Przynajmniej bluza z kapturem, którą miałam na sobie, była wystarczająco długa, by zakryć króciutką spódnicę.
Bluza pachniała nim, Mansonem. Zapach kojarzył mi się z jesiennymi liśćmi, pochmurnymi dniami, ogniskami.
Co ja, do cholery, wyrabiałam? Co ja zrobiłam?
Wróciłam do Ashley siedzącej przy naszym stoliku, na którym na szczęście leżało już nasze jedzenie. Ashley pojękiwała nad talerzem pankejków, podpierając czoło dłonią.
– Ja już nie piję – powiedziała nieszczęśliwym tonem.
Uśmiechnęłam się i sięgnęłam przez stół, żeby pogłaskać ją lekko po głowie ze współczuciem i niewiarą w jej słowa. To kacowa gadka. W najbliższy weekend znowu popłynie.
Dziwnie było nie mieć teraz kaca tak jak ona, ale to, że prawie nie piłam na imprezie, wcale nie było najdziwniejsze spośród wczorajszych wydarzeń. To, że zobaczyłam tam Mansona, rok i kilka miesięcy po tym, jak wyrzucono go ze szkoły, nie było najdziwniejsze. Nawet spotkanie na imprezie Jasona, Lucasa i Vincenta nie było tak dziwne, jak to, co wydarzyło się później.
To, co zrobiłam – na co w końcu sobie pozwoliłam – było tak dziwaczne, że nie ośmielałam się w ogóle o tym mówić.
Możliwe, że zjebałam, a ostatnia noc była ogromnym błędem. Ludzie mogliby się dowiedzieć. Nigdy nie spojrzeliby na mnie w ten sam sposób. Nagrania mnie grającej w picie czy wyzwanie z Mansonem rozejdą się po social mediach. Jednak tym, co naprawdę mnie przerażało, było to, co nastąpiło po grze. Wydarzenia, do których doszło w ciemności.
Zatraciłam się w żądzy, która rosła we mnie stopniowo, odkąd ci mężczyźni pojawili się w moim życiu.
Nie czułam się tą samą osobą, którą byłam jeszcze wczoraj. Czułam się nieprawdziwa, jakbym została zamknięta w ciele manekina, nie pamiętając o pozie, którą powinnam przybrać.
Nie wiedziałam już, czego, do cholery, chcę.
Oprócz dużej porcji jajecznicy, która przede mną stała. Chciałam tego w moim żołądku, jak najszybciej.
– Jess, co w ogóle wydarzyło się ostatniej nocy? – Ashley zmarszczyła lekko brwi patrząc na mnie. – Przyjęłaś od Mansona to dziwne wyzwanie i zniknęłaś. Czy wy, eee… – Uniosła kąciki ust w lekkim uśmiechu. Nawet kac nie powstrzyma jej przed wyciągnięciem tego ode mnie. – Czy poszliście w końcu do łóżka?
– W końcu? – Mój głos zabrzmiał piskliwie. – Co masz na myśli przez „w końcu’?
– Oj, daj spokój. – Przewróciła oczami. – Rozumiem to, okej? Jest dziwny i trochę niebezpieczny. To ta otoczka złego chłopca tak na ciebie działa, nie? To w sumie zabawne. – Nabiła na widelec kawałek pankejka i zaczęła taplać go w syropie rozlanym na talerzu. – Swoją drogą na imprezie wpadłam na Jennifer. Powiedziała, że Vincent, Jason i eee… – Pstryknęła palcami, starając się przypomnieć sobie imię.
– Lucas – powiedziałam cicho, a ona klasnęła w dłonie.
– Tak! Lucas Bent! No więc Jennifer powiedziała, że widziała wczoraj ich wszystkich. Ubranych jak klauny, jebane dziwaki. Ja ich nie widziałam. Niewiarygodne, że w ogóle byli zaproszeni. – Kawałek pankejka był już w tym momencie kompletnie przesiąknięty. Wypchałam usta chlebem i jajkiem, traktując to jako ostatnią szansę, aby zyskać trochę czasu. – Ale wspomniała, że widziała z nimi ciebie.
Poczułam, jakby jedzenie zakleiło mi usta. Przełknęłam powoli.
– No cóż… – Kolejna pauza, tym razem na łyka soku pomarańczowego. – To koledzy Mansona: bezużyteczna informacja, przecież ona już to wie.
– Jaaaaaasne. – Jej oczy były utkwione we mnie. Syrop klonowy skapywał z naleśnika na tanią ceratę. – Z tego, co słyszałam, bliscy koledzy.
– Bardzo bliscy – wymamrotałam i pożałowałam tego od razu, podczas gdy ona aż wstrzymała oddech. – Słuchaj, po prostu odpuść, okej?
– Jess, no daj spokój! Chcę wiedzieć wszystko! To była jednorazowa rzecz, prawda? Nie będziecie teraz… – parsknęła, tak jakby miała powiedzieć coś naprawdę niedorzecznego. – Nie będziesz się teraz z nim umawiać, prawda? Możesz to sobie wyobrazić? Myślę, że twoja mama naprawdę dostałaby ataku serca. – Zaśmiała się, a ja starałam się do niej przyłączyć.
Mój telefon zabrzęczał, a serce podskoczyło mi do gardła, gdy zobaczyłam, że na ekranie pojawiło się jego nazwisko. Manson Reed.
Ashley zaczęła stukać widelcem o talerz, kiedy złapałam za telefon.
Co powiesz na śniadanie w przyszłą sobotę? – głosiła wiadomość. Możemy spotkać się tylko we dwoje, ale myślę, że chłopcy chętnie skorzystaliby z szansy poznania cię w lepszych warunkach. Możemy omówić całe to szaleństwo.
Przełknęłam ciężko. Moja głowa pulsowała, i to nie z powodu kaca. Ashley obserwowała mnie jak jastrząb.
– Czyyyli co – powiedziała cicho, gdy wyłączyłam ekran i odłożyłam telefon na bok. – To od niego? Napisał do ciebie tak szybko? Minęła może godzina, odkąd stamtąd wyszliśmy. – Zachichotała. – Chyba mały nożownik ma obsesję na twoim punkcie.
– To nie od niego – odparłam szybko. – To moja mama. Nie sądzę, żeby on jeszcze się do mnie odezwał. – Odkroiłam kawałek chleba, i jeszcze jeden. Kawałek po kawałku ćwiartowałam kromki, aż zmieszały się ze słabo ściętą jajecznicą. – To był jednorazowy wyskok. Trochę zabawy. Przecież sama wiesz, że nigdy nie wypalilibyśmy jako para.
Pokiwała głową, a moje lekceważące słowa w końcu ostudziły jej zainteresowanie. Status quo pozostał utrzymany. Manson, Lucas, Vincent i Jason żyli sobie w ich świecie, a ja zostałam w swoim.
To by nie wypaliło. Nie mogłoby wypalić. Moja mama by oszalała, tata nigdy by tego nie zrozumiał, a przyjaciele uznaliby, że straciłam rozum.
Między nami nie było nic poza pożądaniem, a to, co wydarzyło się na imprezie, stanowiło jego konsekwencję.
Nieważne, że nigdy nie czułam się taka wolna, tak pełna życia jak wczorajszej nocy. Oddanie się tym chłopakom w pogoni za rozkoszą obudziło tę część mnie, o której istnieniu nie miałam wcześniej pojęcia.
Boże, wypsnęło mi się nawet słowo „władco”, gdy żegnałam się z Mansonem.
Na myśl o nich moje serce przyspieszało, a dłonie pociły się, tak jakby każdy centymetr mnie tęsknił za ich obecnością, za najlżejszym dotykiem, za zapierającym dech w piersiach doświadczeniem bycia otoczoną w ciemności przez ich czwórkę i czucia, że cała uwaga jest skupiona wyłącznie na mnie.
Ostatniej nocy moje wyzwanie obejmowało wiele rzeczy, ale teraz, nad ranem, moja odwaga przeminęła. Miałam kilka lat college’u przed sobą i dobrą reputację do utrzymania.
Co dzieje się w ciemności, zostaje w ciemności.
Obecnie – 2 lata i 8 miesięcy później
Obudziłem się, czując, że świat wali mi się na głowę.
Serce mi dudniło, żyły pompowały adrenalinę. Koniuszki palców były zimne i zdrętwiałe, doskonale znałem wszystkie te symptomy. Może deska na podłodze zaskrzypiała i to wyzwoliło dawne wspomnienia, może któryś z chłopców podniósł głos i mój mózg zarejestrował to jako potencjalne niebezpieczeństwo. Cokolwiek to było, niepokój wyrwał mnie ze snu.
Coś mi się śniło, i mimo że rzadko zapamiętuję sny, ten był ciągle wyraźny w mojej głowie. Tak naprawdę był wspomnieniem wykopanym gdzieś z zakamarków mojego mózgu i odtworzonym jak jakaś gówniana taśma wideo z dzieciństwa.
We śnie siedziałem podparty o tylną ścianę Wickeston High, pomiędzy śmietnikami. Czułem smród gnijącego jedzenia, a pod moją ręką było coś lepkiego – rozgniotłem to o beton. Brzuch mnie bolał, czułem pulsowanie przepony, objąłem rękami żołądek, starając się powstrzymać chęć zwymiotowania. Bycie uderzonym w brzuch zawsze było beznadziejne, ale Kyle potrafił walnąć szczególnie mocno – nawet we śnie.
Jednak on i jego kolesie rozpłynęli się gdzieś w tle; ich obecność była dla mnie nieistotna. Nie obchodzili mnie ani oni, ani ból, jaki mi sprawiali. Zależało mi tylko na niej.
Jessica stała nade mną z założonymi rękami, jej nogi na obcasach i w ciasnej kraciastej spódnicy wyglądały na długie aż do nieba. Jasne włosy sięgały aż do jej talii, a ja wyobraziłem sobie, jak owijam je sobie wokół dłoni, by odciągnąć jej głowę do tyłu i usłyszeć jej jęk.
Czy uważała Kyle’a za zajebistego, bo mógł mną pomiatać? Kręciło ją to? Podniecała się tym? Chciałem wiedzieć, co działo się za tymi zielonymi oczami.
We śnie stała nade mną, podpierając się ręką o ścianę nad moją głową. Wyszeptała: „Nie pozwól, by przegryw zapomniał, gdzie jego miejsce”.
Aha. Moje miejsce było tutaj, na glebie, gdzie wpatrywałem się w kobietę, której nie mogłem mieć. Była kurewsko piękna. Bezdusznie doskonała. Najokrutniejszy żart, jaki spłatało mi życie.
Wolałbym się nie budzić. Pragnąłem pozostać w tej fantazji. Wszystko, co zostało mi po tej dziewczynie, to rozdzierające wnętrzności wspomnienia i dzikie sny.
Usiadłem na łóżku z ciężkim westchnieniem, pocierając twarz. Przez metalowe żaluzje mojego okna połyskiwały mgliście promienie słoneczne. Sięgnąłem po telefon i jęknąłem, gdy zobaczyłem, która jest godzina. Było jeszcze później, niż obstawiałem.
Zebrałem zużyte zeszłej nocy chusteczki ze stolika nocnego i złapałem butelkę z balsamem, żeby odnieść ją z powrotem do łazienki. Jednak najbardziej wstyd było mi za wymięty materiał leżący obok chusteczek – koronkowe stringi sztywne od spermy, bo brandzlowałem się do nich znowu.
To figi Jessiki. Później upiorę je w umywalce, bo prędzej piekło zamarznie, niż wrzucę je po prostu do prania, ryzykując, że któryś z chłopaków je znajdzie. Nigdy bym ich nie odzyskał.
Mimo wczesnej pory panował już ukrop. Gdy wszedłem do łazienki, powietrze aż lepiło się od wilgoci. Ochlapałem twarz zimną wodą i odgarnąłem włosy do tyłu najlepiej, jak się dało. Były już za długie, przydałoby się je obciąć. Po założeniu szkieł kontaktowych świat stał się nieco wyraźniejszy – wystarczająco wyraźny, by sięgnąć po opakowanie leków na półce i połknąć dwie tabletki.
Za trzy kwadranse, może godzinę, ucisk w klatce piersiowej stopnieje niczym mięknące masło. Znowu będę mógł oddychać. Odzyskam kontrolę.
Napełniłem dyfuzor i włączyłem go, zanim skierowałem się do wyjścia. Zapach rumianku, lawendy i cytryny unosił się w powietrzu delikatną mgiełką, przykrywając starą woń papierosów, która przywarła do ścian. Kathryn Peters, pracowniczka socjalna, która mi pomagała, zasugerowała, żebym wypróbował aromaterapię. Mieszkałem wtedy z nią i jej rodziną, ale ten nawyk już we mnie został. Bez Kathy wylądowałbym na ulicy. Kolejny dzieciak z kuratorem na głowie; aż się prosiłem, by spisać mnie na straty. Tymczasem ona dała mi bezpieczny dom, dopóki nie byłem w stanie zorganizować sobie własnego miejsca.
W dalszym ciągu dzwoniłem do niej regularnie, zbliżyłem się też do jej syna, Daniela. Ale Daniel mieszkał teraz za granicą, więc kiedy i ja się wyprowadziłem, Kathy i jej mąż, James, sprzedali swój dom w Wickeston i zaczęli podróżować. Gdy ostatnio rozmawialiśmy, znajdowała się na statku zmierzającym do wybrzeży Alaski.
Zanotowałem w pamięci, żeby napisać do niej dzisiaj. Poza chłopakami mieszkającymi w domu nie miałem wielu osób, które określałem jako swoich bliskich, ale Kathy ocaliła mi życie. Nigdy jej tego nie zapomnę.
Pokój graniczący z moim należał do Lucasa. Drzwi były otwarte, a niepościelone łóżko – puste. Prawdopodobnie pracował już w warsztacie na dole, wkurzony, że zaspałem. Pokój Vincenta był na strychu, a Jasona – w głębi korytarza, choć on tak czy siak sypiał najczęściej u Vince’a. Dom był na tyle duży, że każdy z nas miał swoją sypialnię, a i tak zostało jeszcze jedno wolne pomieszczenie. Ten dodatkowy pokój stał zamknięty, służył nam za składzik, nic poza tym. Żadnych wspomnień, żadnych trupów w szafie. Zwykły pokój.
Jeśli powtórzę to sobie wystarczająco wiele razy, w końcu stanie się to prawdą.
Zapach smażonego jedzenia i trawki powitał mnie, gdy zszedłem na dół, do kuchni. Jason stał przy kuchence i smażył kiełbaski, a moja pitbullka Jojo niecierpliwie trącała go w nogę swoim mokrym, szarym nosem. Z głębi korytarza dobiegał głośny śpiew Vincenta, który brał prysznic w łazience.
– Kurde, trochę ci zajęło dotarganie tutaj swojego tyłka. – Jason obrzucił mnie wzrokiem, gdy wszedłem do środka. Jego potargane niebieskie włosy były jeszcze wilgotne, przez ramiona przewiesił sobie ręcznik. – Jesteś głodny? Nie daj się oszukać tej żebraczce, już ją nakarmiłem.
– Mógłbym coś przekąsić. – Opadłem na jedno z krzeseł nie do kompletu, które stały przy stole, a Jason zeskrobywał kiełbaski z patelni.
Jojo uznała mnie za łatwiejszy cel do wyłudzania i podeszła bliżej, merdając ogonem tak mocno, że sama smagała się nim po bokach. Wziąłem w dłonie jej duży łeb i zacząłem kołysać nim tam i z powrotem, jakby tańcząc, co tak ją podekscytowało, że skamlała, próbując polizać mnie po twarzy. Nie byłem ani trochę głodny, ale wiedziałem, że jeśli nie zjem, to za kilka godzin znowu będę miał te cholerne dreszcze.
– Chcesz też tosty i jajka? – zapytał Jason z ręką przy drzwiach lodówki.
– Poproszę.
Woda przestała lecieć i z łazienki, śpiewając, wyszedł Vincent, bezwstydnie głośny i kompletnie goły. Z jego długich włosów kapało na podłogę, gdy zabrał kiełbaskę z talerza i ugryzł kawałek. Pospieszył na górę, krzycząc:
– Chryste, Manson, włóż koszulkę! Nie możesz tak łazić po domu półnagi!
– Czy Lucas już do ciebie pisał? – spytał Jason. Podsunął mi talerz z jedzeniem i usiadł po przeciwnej stronie stołu. Pokręciłem głową, zalewając jajka ostrym sosem, zanim się nimi zająłem. – Ma dziś niezły poranek. Chodzi zły jak osa.
– Pogadam z nim – odparłem. Jojo trąciła nosem moje biodro, wydając z siebie niecierpliwe piski, więc niepostrzeżenie podałem jej pod stołem kawałek kiełbasy. – Siedzieliśmy wczoraj do późna w warsztacie. Ten ford był w dużo gorszym stanie, niż się spodziewaliśmy. Masło w oleju silnikowym jest gęste jak jebany majonez.
Jason wykrzywił twarz z obrzydzeniem. Pracował jako programista, ale spędził wystarczająco dużo czasu w warsztacie, żeby dobrze ogarniać temat, dzięki czemu mógł oferować pomoc, gdy Lucas i ja byliśmy za bardzo zawaleni robotą.
– Jeszcze kilka miesięcy i wszystko się zmieni – powiedział. – Koniec z takimi gratami, kiedy otworzycie nowy warsztat.
Pokiwałem ze zgodą. Już tylko kilka miesięcy dzieliło nas od wystawienia na sprzedaż tego starego domu i wyniesienia się z Wickeston. Po przeprowadzce Lucas i ja zamierzaliśmy otworzyć kolejny interes – tym razem miał to być prawdziwy warsztat tuningowy. Byłem zajebiście dumny ze swojej pracy i nie chciałem zadowalać się byciem kolejnym lokalnym mechanikiem. Koniec jebania się z wyślizganą skrzynią biegów u babci albo ze spierdolonym silnikiem wuja Pete’a. Chcieliśmy być znani z tego, co kochamy robić – z budowania szybkich samochodów, do których konkurencja nie miałaby startu.
Choć nie było mi łatwo jeść, pożywienie uspokoiło mój żołądek. Wyczyściłem talerz akurat wtedy, gdy Vincent, wreszcie ubrany, wrócił z góry. Usiadł obok Jasona, szczerząc się.
– Nie zgubiłeś czegoś dziś rano, J.? – zapytał.
– Prawdopodobnie. – Jason posłał mu długie spojrzenie.
– Może czegoś w rodzaju zapalniczki?
Jason potrząsnął głową z westchnieniem.
– Niech zgadnę, czyżby była za moim uchem?
Vincent rozdziawił usta w przesadzonym szoku, gdy wykonał swoją ulubioną magiczną sztuczkę i wyciągnął zapalniczkę Jasona zza jego ucha.
– Cholerka, J., czemu trzymasz zapalniczkę w uchu?
Jason jęknął, a ja ukryłem uśmiech za ostatnim kęsem tostu.
Kiedy odkładałem talerz do zlewu, drzwi wejściowe skrzypnęły i Lucas wsunął głowę do środka.
– Manson, muszę z tobą porozmawiać.
– Zjedz przynajmniej jakieś śniadanie – powiedział Jason, ale Lucas wycofał się gniewnie równie szybko, jak się pojawił. Zerknąłem okiem na Vincenta, który pokręcił głową.
– Jest dziś w świetnym nastroju – powiedział.
– Uspokoi się – odparłem. – Pójdę sprawdzić, co się dzieje.
Wyszedłem na zewnątrz, mrużąc oczy w świetle słońca. Działka była duża, większość zajmowały na niej drzewa i zarośla. Kiedy się wprowadzaliśmy, oczyściliśmy frontową część podwórka, wywieźliśmy graty, odremontowaliśmy duży blaszany garaż dobudowany z boku posesji, a Vincent ozdobił jego zewnętrzne ściany malunkami. Ten garaż służył nam teraz za warsztat. Gdy moi rodzice byli właścicielami tego miejsca, pozwalali, by popadało w ruinę, tymczasem ja odziedziczyłem je niecały rok temu i już przez ten czas wykonaliśmy tu więcej prac niż mój tata przez wszystkie lata, kiedy tu mieszkał.
Nie miałem pojęcia, gdzie teraz był mój tata. Kiedy w zeszłym roku zmarła mama, pokazał się tylko po to, żeby rozkręcić awanturę wokół testamentu, po czym znowu zniknął. Z tego, co wiedziałem, mój stary równie dobrze mógł nie żyć, więc krzyżyk na drogę.
Lucas chodził po podwórku z mocno skwaszoną twarzą i palił. Jego ręce były brudne od pracy w warsztacie, wysmarowane olejem i sadzą z silnika. Prowadziliśmy warsztat razem i pracowaliśmy w nim siedem dni w tygodniu, czasem nawet dwadzieścia cztery godziny na dobę, jeśli akurat mieliśmy dużo zleceń.
Nasz drugi pies, mały kundelek z zadartym nosem, którego Vincent nazwał Haribo, leżał nieopodal z głową spoczywającą między łapkami. Gdy schodziłem z ganku, pies posłał mi spojrzenie, które ewidentnie mówiło „ten koleś mnie stresuje”.
W każdym razie dla mnie było to ewidentne. Lucas prawdopodobnie nie zgodziłby się z tą tezą.
– Wiedziałeś, że Alex McAllister wybiera się na tę imprezę w przyszłym tygodniu? – Głos Lucasa był cichy. Każdy mięsień jego gardła był napięty z wysiłku, aby trzymać w ryzach głośność.
Mój mózg potrzebował chwili, żeby nadążyć za tym, co powiedział.
– Masz na myśli ognisko? Czwartego lipca?
– Tak, na jebane ognisko. – Zaciągnął się mocno papierosem. Jego ciało przypominało bryłę nerwowej energii.
Znałem go od lat, zawsze taki był. Szybko się wściekał, powoli wybaczał, był humorzasty jak cholera. Był albo tak napalony, że mógłby się pieprzyć dniami i nocami, albo tak wycofany, że nie chciał nawet, by ktoś go dotykał.
A jednak rozumieliśmy się nawzajem w sposób niedostępny dla innych. Połączyła nas trauma, przylgnęliśmy do siebie nawzajem, gdy czuliśmy, jakby beznadzieja naszych nastoletnich lat miała nigdy nie przeminąć. To była więź, która nie może zostać zerwana.
Nasza czwórka zdecydowała się budować życie wspólnie, a to oznaczało wspieranie się nawzajem nawet w najgorszych momentach.
– Nie zapytałem o Aleksa – powiedziałem, przypominając sobie pajaca, który walnął mnie w twarz tuż przed tym, jak zagroziłem, że poderżnę mu gardło od ucha do ucha. Nic nie było porównywalnym z poczuciem, że było się prześladowanym tak długo, że rośnie w tobie gotowość zabicia kogoś. Nigdy nie zapomnę, jak szybko wyraz twarzy tego jebańca zmienił się z samozadowolonego na przerażony, gdy zorientował się, że będę z nimi walczyć. – W sumie zakładałem, że tam będzie. Zważywszy na to, że są wakacje, wątpię, żeby miał zostać w domu. Kurde, z tego, co mi wiadomo, Kyle też może się pojawić.
– I nie przeszkadzałoby ci to? – Lucas zgasił papierosa o podeszwę buta. – Nie przeszkadzałoby ci, kurwa, widzieć twarz tego kutasiarza, po tym, jak zrobił to… – Stuknął knykciami w moją szczękę, dokładnie tam, gdzie miałem bliznę. – …i to? – Jeszcze jedno stuknięcie w inną bliznę. Jego zachowanie zaczęło podnosić mi ciśnienie.
Gdyby dotknął mojej twarzy w ten sposób kilka lat temu, odpaliłbym się bez zastanowienia. Takie rzeczy zdarzały się już wcześniej, bo kiedy Lucas był w takim stanie, nie panował nad impulsami, z kolei ja nie miałem kontroli nad reakcją „walka albo ucieczka”, która nieuchronnie prowadziła do walki.
Poprawiło mi się, sprawiłem, że mi się poprawiło. Leki, medytacja, terapia – wszystko, co było potrzebne. Nie zamierzałem odtwarzać schematu, w który wciągnął mnie ojciec.
– Lucas, musisz zluzować. – Wsunąłem ręce do kieszeni, żeby mieć je pod kontrolą. – Jesteś teraz na poziomie dziesiątym, musisz zejść niżej. Inaczej nie będę mógł z tobą rozmawiać.
Chodząc tam i z powrotem, wypuścił powietrze z wściekłością, a potem potarł ręką króciutkie włosy. Po chwili stanął spokojnie i wziął jeszcze jeden głęboki oddech.
– Racja, tak, przepraszam – powiedział. – Wybacz, Manson, wiesz, że ja… Wiesz, że mi przykro.
Ucichł, dał sobie parę chwil na uporządkowanie myśli. Haribo podszedł do mnie i usiadł przy mojej nodze, a ja schyliłem się, żeby podrapać go między uszami.
– W tym mieście jest masa ludzi, których i ja nie lubię oglądać – powiedziałem. – Ale będziemy tam wszyscy. A kto przypierdoli się do całej naszej czwórki?
– Prawdopodobnie jakiś kretyn, który nie wie, co jest dla niego dobre. – Potrząsnął głową, lecz napięcie spłynęło już z jego twarzy.
– Ale co, idziesz? – zapytałem, a on posłał mi niepewne spojrzenie i skrzywił się. – Daj spokój, przecież wiem, że nie chcesz siedzieć w domu i się dąsać – dodałem.
– Okej, okej, pójdę. Ale nie daję gwarancji, że będę grzeczny. A czy ty zamierzasz zatargać dziś swoje dupsko do pracy, czy jak? – Szturchnął mnie w ramię ze śmiechem.
– Tak, idę, idę. Tylko najpierw przyniosę wczorajszą pocztę. Jacyś frajerzy znowu ją wykradają.
Lucas machnął na mnie ręką i zawrócił w stronę garażu.
Ocieniona orzechami włoskimi wąska droga polna przebiegała obok naszego domu. Poszedłem nią do głównej drogi, Route 15, ocierając pot z czoła. Nie mogłem doczekać się końca lata. Nie byłem stworzony do takich temperatur. Niecierpliwie wyczekiwałem chłodniejszych, suchych dni jesiennych.
– Niech to szlag – jęknąłem, gdy zobaczyłem, że skrzynka pocztowa była zdezelowana. Drewniany słupek, na którym ją ustawiliśmy, został rozłupany, a metalowe pudełko zniekształcone. Wyglądało to tak, jakby ktoś wjechał w nią ciężkim wozem. Prawdopodobnie celowo. – Skurwysyny.
Podniosłem skrzynkę z zarośli i oparłem ją o to, co zostało ze słupka. Kolejna rzecz, na której naprawę będziemy musieli znaleźć czas. Szarpnąłem drzwiczki, wyłamując je zupełnie i odrzucając na bok. Poczta też zniknęła. Fantastycznie.
Kolejny dobry dzień w pięknym, gościnnym Wickeston.
Dziwnie było wrócić do rodzinnego miasteczka, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę, że nigdy nie zakładałam, iż będę tu jeszcze mieszkać. Wickeston reklamowało się jako „urokliwy zakątek w zachodnim Tennessee”, ale przejeżdżając przez miasto, trudno było dostrzec ten urok. Kilka ładnych budynków historycznych i kawiarni w stylu lat pięćdziesiątych nie zmieniało faktu, że wiało tu nudą.
Znajdowało się tu kilka dużych sklepów i sieciowych restauracji, ale w niczym nie przypominało to niezliczonych opcji, jakie miałam, żyjąc przez ostatnie parę lat w Nashville. Większość mieszkańców była tu tak znudzona, że urozmaicali sobie życie, wtrącając się w sprawy wszystkich wokół.
Jak na przykład moja matka. Przebywałam w mieście dopiero od tygodnia, a ona, z dużą determinacją, zdążyła już poświęcić mojemu życiu miłosnemu całą swoją uwagę. Dlaczego, do cholery, ciągle byłam singielką? Powinnam zapomnieć o pracy, o rozpakowaniu rzeczy, nawet nie myśleć o odetchnięciu po przeprowadzce z drugiego końca stanu. Miałam wyjść do ludzi i poznać swojego przyszłego męża niezależnie od tego, na ile lokalnych wydarzeń będzie musiała zabrać mnie matka, aby to się udało.
Znowu było jak w liceum. Mama z miejsca wróciła do układania mi życia zgodnie ze swoim skrupulatnie zaprojektowanym harmonogramem, według którego byłam już spóźniona. Zmarnowałam masę czasu na naukę, podczas gdy powinnam jak najszybciej zrealizować swoje prawdziwe powołanie, jakim było zostanie czyjąś żoną na pokaz i produkowanie dla niej wnuków.
Nie mogłam tak po prostu jej odmówić. Jej dom, jej zasady.
Dzień był upalny i wilgotny. Wjechałam na parking pod kościołem, do którego chodziła. Nie byłam na mszy od prawie dwunastu lat, ale to nie miało dla niej znaczenia. Jej grupa modlitewna zorganizowała polową myjnię samochodową, aby zebrać pieniądze na nadchodzący festyn z okazji czwartego lipca. Kiedy się tam pojawiłam, na parkingu stała kolejka samochodów do mycia.
Boże, będę mieć przez to koszmarnie nierówną opaleniznę. Mama nalegała, żebym ubrała się skromnie, a mówiąc bardziej konkretnie: żadnych króciutkich topów ani bezwstydnych szortów.
Cóż, dokładnie to włożyłam. Przykrótką koszulkę i urocze postrzępione spodenki dżinsowe. Szczerze mówiąc, były to najdłuższe szorty, jakie znalazłam, i zakrywały cały mój tyłek. Prawie cały. Ale serio, mama powinna być mi wdzięczna za to, że włożyłam biały T-shirt, zamiast zostać w samej górze od bikini, którą miałam pod nim.
Niestety, kiedy weszłam pod zadaszenie służące wolontariuszom za ochronę przed słońcem, aby się z nią przywitać, bynajmniej nie wyglądała na wdzięczną.
– Powinnam odesłać cię do domu – wymamrotała, ciągnąc za frędzel z moich szortów. Jej długie włosy, natapirowane i uformowane w kopułę blond loków, mimo wilgoci trzymały się doskonale. Używała tyle lakieru, że jej fryzura przetrzymałaby tornado. – A do tego jesteś spóźniona. Mówiłam ci, żebyś była na dziesiątą.
– Pracowałam, mamo – westchnęłam, wyciągając z lodówki butelkę wody i przykładając ją sobie do szyi. Machnęła ręką lekceważąco.
– Ten twój stażyk zajmuje mnóstwo czasu – powiedziała. – A do tego bardzo mało ci płacą. Robisz się strasznie blada od siedzenia w domu całymi dniami.
Zdusiłam potrzebę zakrycia twarzy rękami i wrzaśnięcia. Mój „stażyk” odbywałam w Smith-Davies Architectural Design Firm, jednej z najlepszych firm na Wschodnim Wybrzeżu. Poranki spędzałam w siłowni, a potem wracałam do domu i zabierałam się do pracy, w której wypełniałam tabelki w Excelu i odpowiadałam na maile mojej szefowej. Praca była w pełni zdalna i niskopłatna, ale przynajmniej miałam szansę się gdzieś zahaczyć. Jeśli dobrze wypadnę na rozmowie ewaluacyjnej po sześciu miesiącach, to będę miała szansę zamienić staż w niepełnym wymiarze godzin na pełnoetatową posadę.
Musiałam coś zrobić, żeby wyrwać się z Wickeston. Główna siedziba Smith-Davies znajdowała się w Nowym Jorku i gdyby zatrudniono mnie na cały etat, przeniosłabym się tam w okamgnieniu.
Próbowałam powiedzieć o tym mamie, ale moje słowa wpadały jej do głowy jednym uchem, a wypadały drugim. Zauważyła kogoś po drugiej stronie parkingu i pomachała, pochylając się w moją stronę i zdecydowanie za głośno mówiąc:
– O, popatrz! To najstarszy syn Julii. Pamiętasz go, prawda? Robert?
– Nie widziałam go od pierwszej klasy – odpowiedziałam, wpatrując się w wysokiego, wyglądającego dziwnie znajomo typa, który pomagał kierować młodszymi dziećmi pracującymi przy myciu samochodów. – Zwymiotował na moich urodzinach, bo za szybko zjadł swój kawałek tortu.
Mama zrobiła zniesmaczoną minę.
– Oj, to prawda, zapomniałam o tym. No cóż, ma młodszego brata, chyba nazywa się Joshua. O, jest i Julie. Ona i jej mąż znów zastanawiają się nad wzięciem rozwodu, biedactwo. Hej, Julie! Kochanie, jak dobrze cię widzieć! Co u twojej rodziny?
I już, tak po prostu, mama zniknęła, jakby nie chciała dłużej bawić się w swatkę córki myjącej samochody w prowokujący sposób.
Nie mogłam zdradzić jej prawdziwego powodu swojego braku zainteresowania randkami. Poprzeczka była u mnie zawieszona w najgorszym możliwym miejscu, i nic, co jej nie sięgało, nie przynosiło mi satysfakcji.
Jeśli facet nie potrafił igrać z moim masochizmem tak ochoczo, jak igrał z przyjemnością, to nie był to ktoś dla mnie. Nie istniał dobry sposób na powiedzenie własnej matce, że chciałam mężczyzny, który może zarówno wymierzyć mi klapsa, jak i przelecieć. Człowieka, który równie swobodnie czuje się z biczami i łańcuchami, jak przy kolacji przy świecach. Kogoś, kto nie boi się przejąć kontroli, a jednocześnie nie sprawi, że związek będzie przypominał klatkę.
Czy prosiłam o zbyt wiele? Pewnie tak. Ale przez całe swoje życie wymagałam zbyt wiele i nie zamierzałam przestać.
Rzecz w tym, że znalazłam już ludzi, którzy spełniali te wymogi. Było ich czterech i wszyscy znajdowali się nadal tu, w Wickeston.
Jeśli opowiedzenie mojej mamie o moich perwersyjnych skłonnościach wydawało się problematyczne, to podniesienie tematu wspomnianych czterech mężczyzn prawdopodobnie sprowadziłoby na mnie wydziedziczenie. Wydziarani goście o kiepskiej reputacji i delikatnie kryminalnej przeszłości nie byliby wystarczająco dobrzy dla jej małej córeczki.
Zresztą, to nie miało znaczenia. Nie rozmawiałam z żadnym z nich od dnia po tamtej imprezie halloweenowej.
Zerknęłam ponownie pod zadaszenie, gdzie mama rozmawiała głośno przez telefon z listą w jednej dłoni, mrożoną herbatą w drugiej i komórką wetkniętą pomiędzy ucho a ramię.
– Wyjaśniłam już Annamae, że motyw przewodni „czerwień, biel i jagody” pojawił się dwa lata temu – mówiła do słuchawki. – Niech Bóg błogosławi jej pozbawione wyobraźni serduszko, ale nie będziemy powtarzać motywu.
Miałam już dość opiekania się na słońcu. Ściągnęłam koszulkę i rzuciłam ją na jedno ze stojących obok składanych krzeseł. Jeśli te miłe, kościołowe panie chciały, żebym szorowała dalej, będą musiały nauczyć się żyć z parą cycuszków na wierzchu. Zrobiłam sobie przerwę na picie – wypiłam duszkiem pół butelki zimnej wody, a resztą polałam sobie ramiona.
Podjechał kolejny samochód, niebieskie subaru WRX z wielkim skrzydłem z tyłu. Jego silnik mruczał, a szyby były tak mocno przyciemnione, że ledwo było widać wnętrze auta.
Wóz wydał mi się znajomy, ale dopóki nie zastukałam w szybę kierowcy, żeby odebrać pieniądze, nie mogłam przypomnieć sobie, skąd go znam.
Okno zsunęło się, a ja zamarłam. Mój oddech ustał, a serce waliło jak oszalałe, uczucie ucisku w klatce piersiowej sięgało aż do gardła.
Vincent siedział za kierownicą, trzymając między palcami banknot dziesięciodolarowy. Wyglądał na nie mniej zaskoczonego niż ja, gdy wpatrywał się we mnie szeroko otwartymi ciemnozielonymi oczami.
– Jessica? – Jason gapił się na mnie z fotela pasażera. Kręcone, błękitne włosy okalały jego twarz miękkimi falami. Oczy miał tego samego koloru, nienaturalnie jasne.
Usta otworzyły mi się i zamknęły, zanim udało mi się wykrztusić:
– Cześć.
„Cześć”. To wszystko, tylko do tego byłam zdolna. Nieźle, Jessica, dobrze ci poszło.
Jednak Vincent uśmiechnął się na moje powitanie. Długie brązowe włosy zebrał z tyłu w niechlujnego koka, a na jego gołych ramionach dostrzegłam tatuaże. Pachniał jak lato; jak cytrusy, trawka i bardzo złe decyzje.
Momentalnie zdałam sobie sprawę z każdego centymetra mojego ciała, jaki mogli właśnie oglądać. Rozgrzało to moją skórę jeszcze bardziej.
Kiedy widziałam ich ostatnim razem, robiłam im najbardziej przerażające erotycznie laski w moim życiu. Słowo „osobliwe” nawet w połowie nie oddawało tego kłębiącego się we mnie uczucia, które było w połowie paniką, a w połowie podekscytowaniem. Podekscytowaniem czym? Tego nie wiedziałam.
– Przyjechałaś w odwiedziny? – zapytał Vincent. W dalszym ciągu trzymał banknot, którego jeszcze nie wzięłam.
– Tak. To znaczy nie, niezupełnie. Mieszkam tu tymczasowo. – Wymienili między sobą spojrzenia, kiedy się zająknęłam. Dobry Boże, dziewczyno, ogarnij się. – Nie przyjechałam w odwiedziny. Wróciłam do domu. Na jakiś czas.
Powiedzenie tego na głos było jak przyznanie się do porażki. Marzyłam o tym, że znajdę pracę od razu po college’u i rozpocznę swoje życie gdzie indziej. Tymczasem wróciłam tam, skąd przyszłam.
– Cholera, znowu w domu z mamą i tatą – powiedział Jason, potrząsając głową. – Musi być ci dziwnie.
– Dziwnie to delikatne określenie – odparłam cicho.
Nie podobało mi się to, że czułam się, jakby przyłapano mnie na nieprzygotowaniu. Moje zdenerwowanie osiągnęło wysoki poziom, a kiedy tak się działo, robiłam się złośliwa. Często z trudem kontrolowałam swój język.
– Yy, panno Martin? – Jeden z chłopców z kościelnej grupy młodzieży odezwał się do mnie, z niepewnością zerkając na samochód. – Powinniśmy zaczynać z myciem czy…?
Ciągle nie wzięłam zapłaty od Vincenta. Sięgnęłam po banknot, ale on delikatnie wycofał rękę i powiedział zniżonym głosem:
– Wiesz, jeśli chodzi o mój samochód, to jestem dość zasadniczy. Może dzieciaki zajęłyby się następnym autem, a ty wzięłabyś pod opiekę nas?
Jason wyszczerzył się, udając, że jest skupiony na swojej komórce. Nie otworzył nawet żadnej aplikacji, po prostu klikał sobie randomowo po ekranie. Wyrwałam pieniądze z dłoni Vincenta i zatknęłam je sobie za górę od bikini.
– Wyłącz samochód – powiedziałam. – I zamknij okno, chyba że chcesz zostać zmoczony.
– Nie miałbym nic przeciwko zmoczeniu się.
Zignorowałam go. Chwyciłam wiadro wody z mydlinami, którą wylałam na samochód. Udało mu się podnieść okno na czas, a przez przednią szybę widziałam, jak się do mnie szczerzy. Gdy pochyliłam się nad maską i zaczęłam szorować gąbką po jasnoniebieskiej karoserii, Jason przestał udawać, że patrzy w swój telefon.
– Chłopaki, weźcie następny wóz – powiedziałam, odganiając stąd dzieciaki. Niech wezmą minivana, który był następny w kolejce.
Subaru WRX było moje.
Jason i Vincent gapili się, gdy sięgałam najdalej, jak mogłam, a moja klatka piersiowa ocierała się o metalową powierzchnię maski. Byłam dokładna, ale starałam się pracować szybko; ostatnie, czego chciałam, to żeby moja mama oderwała się od telefonu i zaczęła mnie ochrzaniać za brak koszulki. Kiedy przeszłam na stronę pasażera, Jason opuścił szybę i powiedział:
– Nie zapomnij o kołach. Są kompletnie brudne.
Zacisnęłam zęby, szorując na klęczkach czarne felgi. Gdy skończyłam, wspięłam się na palce, by dosięgnąć dachu. Znalazłam się dokładnie przed oknem Jasona i wiedziałam, że na mnie patrzy, ale nie miałam nic przeciwko zrobieniu małego przedstawienia. Przyciśnięta mocno do szyby mogłam spostrzec, jak Vincent wyciąga rękę, kładzie ją na wyraźnej wypukłości spodni Jasona, i ją zaciska.
Było nieznośnie gorąco, pociłam się jak grzesznik w kościele. To porównanie było zresztą niepokojąco celne, zważywszy na okoliczności, w jakich się znalazłam.
Właśnie kończyłam, gdy pochwyciłam wściekłe spojrzenie mojej mamy. Oj, była wkurzona i gotowa do ataku, zwłaszcza że dałam naprawdę niezły pokaz. Pospiesznie spłukałam samochód i zapukałam w okno, kiedy było po wszystkim.
Vincent miał na twarzy uśmieszek, gdy opuszczał szybę.
– Usługa na światowym poziomie – powiedział, podając mi jeszcze jedną dychę. – Zwykle unikam płacenia na kościół, ale dla ciebie mógłbym dołączyć do parafii.
– Wierz mi lub nie, ale nie jestem tu z sympatii do kościoła – powiedziałam, wtykając jego bardzo hojny datek za stanik od bikini, obok poprzedniego.
– Serio? Nigdy bym na to nie wpadł. – Oczy Jasona rozszerzyły się w udawanym szoku.
Wypukłość w jego spodniach była szalenie rozpraszająca.
Zrobiłam krok wstecz, gdy Vincent odpalił samochód. Silnik ożył z takim warknięciem, że kilka kobiet pod zadaszeniem zaczęło utyskiwać. Sposób, w jaki Vincent na mnie spojrzał, to, jak jego oczy wędrowały po zakamarkach mojego ciała, sprawiło, że czułam się, jakby zdejmował ze mnie ubrania, nawet mnie nie dotykając.
– Cóż, do zobaczenia, Jess – powiedział takim tonem, że mój żołądek wykonał kuriozalnego fikołka.
Gaźnik w subaru strzelił, kiedy samochód dojechał do drogi, a gdy przyspieszał, odjeżdżając, krótki błysk płomieni buchnął z rury wydechowej.
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej
TYTUŁ ORYGINAŁU:Losers: Part One
Redaktorka prowadząca: Ewa Pustelnik Wydawczyni: Agnieszka Nowak Redakcja: Ida Świerkocka Korekta: Kinga Dąbrowicz Projekt okładki: Ewa Popławska Zdjęcie na okładce: © filins / Stock.Adobe.com
Copyright © 2022 by Harley Laroux
Copyright © 2024 for the Polish edition by Papierowe Serca an imprint of Wydawnictwo Kobiece Agnieszka Stankiewicz-Kierus sp.k.
Copyright © for the Polish translation by Patrycja Pokora, 2024
Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.
Wydanie elektroniczne Białystok 2024 ISBN 978-83-8371-301-4
Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.WydawnictwoKobiece.pl
Plik opracował i przygotował Woblink
woblink.com