Dopóki miłość trwa - Ewelina Nawara - ebook
NOWOŚĆ

Dopóki miłość trwa ebook

Nawara Ewelina

4,4

49 osób interesuje się tą książką

Opis

Jeden moment. Ułamek sekundy. Jedna chwila. Życie roztrzaskane na milion kawałków.

Gabriel i Lena, przyjaciele od zawsze, zakochani w sobie od dzieciństwa, muszą zmierzyć się z bolesną rozłąką, gdy on, podążając za marzeniami, wyjeżdża do Londynu, by wraz z kuzynem założyć zespół rockowy. To poważny sprawdzian dla związku, ale młodzi wierzą, że ich uczucie jest wystarczająco silne, by przetrwać próbę czasu i dystansu. Kiedy ponownie się spotykają, tragiczny wypadek samochodowy pozostawia po sobie niewyobrażalny ból i pustkę.

Lata później Gabriel wciąż nosi w sercu ciężar przeszłości. Wtedy los stawia na jego drodze Milenę – początkowo nieśmiałą, ale pełną energii i tajemnic kobietę, która budzi w nim nadzieję na nowy początek. Czy poraniony mężczyzna będzie w stanie otworzyć się na miłość? Czy odnajdzie w sobie siłę, by ponownie pokochać i zaufać?

„Dopóki miłość trwa” to przejmująca historia o uczuciu, która nie zna granic, o stracie, która zmienia wszystko, i o drugiej szansie, która może przynieść wiarę w lepsze jutro. To powieść o tym, że nawet po najciemniejszej nocy zawsze przychodzi świt, a miłość potrafi rozkwitnąć w najmniej spodziewanym momencie. Tylko czy tym, na których drodze stanie, starczy odwagi i wiary, by po nią sięgnąć?

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 240

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (37 ocen)
23
9
2
2
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Agata-Akasha
(edytowany)

Nie oderwiesz się od lektury

Otwierając książkę zatapiasz się w relacje dwojga młodych ludzi od pierwszych słów. Podoba mi się w Dopóki miłość trwa bardzo, że nie jest to typowa i przewidywalna książka. Zdecydowanie polecam przeczytanie i zagłębienie się w historii poznanie bohaterów i sledzenie ich relacji od pierwszej chwili do totalnego zakochania. Dziękuję za zdecydowanie najlepsze podziękowania :) oczywiście że zarwałam noc żeby skończyć jeszcze dziś!
30
Zofijka57

Nie oderwiesz się od lektury

ciekawa,wzruszajaca historia ,jak wszystkie ksiazki tej autorki.
20
Marchewka1980

Nie oderwiesz się od lektury

Wzruszająca piękna historia miłości drugich szans.
10
Aleks20-23

Nie oderwiesz się od lektury

Nie spodziewałam się, że wciągnie mnie aż tak. Taka magiczna, niewiarygodna ale piękna
10
polaraksa0101

Nie oderwiesz się od lektury

Cudna zerwałam noc nie dało się inaczej 🥰
10

Popularność




Dla wszystkich tych, którzywierzą,

że dopóki miłość trwa, dopókikochamy,

wszystko jestmożliwe.

Gabriel

Jeszcze nigdy wcześniej podekscytowanie tak bardzo nie walczyło z tęsknotą. A ciągle miałem ją w ramionach. Wiedziałem jednak, że już za moment będę musiał ją wypuścić. Objąłem ją odrobinę mocniej, pragnąc czuć jej ciepło, jej bliskość, póki wciążmogłem.

– Jeśli westchniesz jeszcze raz, to pomyślę, że masz wątpliwości, i zaciągnę cię z powrotem do samochodu – wymamrotała wtulona w moją pierśLena.

Zaśmiałem się cicho, bo raczej by jej się to nie udało – byłem zdecydowanie wyższy i silniejszy, a ona drobna i niska. Poza tym Lena nie lubiła robić scen, a teraz staliśmy w hali lotniska i obok nas przechodziło mnóstwo ludzi. Zaciągnięcie mnie do auta zdawało się idealnym przykładem czegoś, na co Lena nigdy by się nie zdobyła. Ale doceniałem jej słowa, bo pokazywały, że czuliśmy się w tej sytuacji dokładnie taksamo.

– Jeśli chcesz, żebym został, to zostanę – odpowiedziałem i naprawdę miałem to namyśli.

Zrobiłbym wszystko, o co tylko by mnie poprosiła. Nawet zrezygnował z czegoś, co z każdą chwilą stawało się coraz bardziej kuszącąwizją.

– Wiem, że byłbyś do tego zdolny, ale to nie wchodzi w grę. Chcę, żebyś gonił swoje marzenia i jeśli zespół założony z Jamiem jest tym, czego pragniesz, to musisz wylecieć. Ja dam sobie radę, nie będę przecież tutaj sama, mam rodziców, moich i twoich, przyjaciół, to ty znasz tam raptem kilka osób – powiedziała.

Przerabialiśmy to przez ostatnie dni i choć czułem się wdzię­czny swojej dziewczynie za podejście, wsparcie i zapewnienia, że wszystko będzie w porządku, trudno było mi ją zostawić. Wakacyjny, dwumiesięczny wyjazd do Londynu, do mojego kuzyna, okazał się wystarczająco trudny i tęskniłem jak szalony. Teraz czekała nas co najmniej trzymiesięczna rozłąka, nim będę mógł przylecieć w odwiedziny… Lena nie mogła jechać ze mną, rozumiałem to i nawet nie potrafiłbym jej o to prosić, nie teraz, gdy miała tak jasny plan na swoją edukację i karierę, a wiedziałem, jak bardzo marzyła, by go zrealizować. Byłem w niej zakochany, ale nie powinienem byćegoistą.

– Pragnę ciebie i tylko ciebie – odpowiedziałem i pochyliłem się, by delikatnie musnąć jejwargi.

– Wiem – odparła i dotknęła dłonią mojego policzka. – Powiedz, że damy radę… Powiedz, że tonie…

Gdy załamał jej się głos, prawie zmieniłem zdanie. Aż wszystko mnie zabolało, że ta myśl znów przeszła jej przez głowę. Kolejny raz do tego nawiązywała, a ja nie wiedziałem, jak sobie z tym radzić.

– To nie koniec, Lena. Przysięgam, że to dopiero początek naszej historii – przerwałem jej, bo nie chciałem znowu usłyszeć tych słów, nie odniej.

Cholera, byliśmy młodzi, ale nie wyobrażałem sobie siebie bez Leny i miałem niemal całkowitą pewność, że czeka nas wspólne życie. A mój wyjazd do Londynu i praca z zespołem mogły być dla nas szansą, otwarciem drzwi, dzięki czemu realizacja też jej planów i marzeń stanie się łatwiejsza. Lena jednak wątpiła, czy nam się uda… Podczas jednej z naszych niekończących się dyskusji o przyszłości, o tym, co dla nas oznaczała moja decyzja, wypowiedziała słowa, które wyryły mi się w myślach i wracały jak najgorszy koszmar. „Może to znak, że powinniśmy się rozstać? To twoja szansa, Gabriel, a ja nie chcę ciągnąć cię w dół, nie widzę się także w Londynie. Może to czas, byśmy ruszyli do przodu, zostawiając młodzieńczą miłość zasobą?”

Te słowa prześladowały mnie bezustannie. I nawet ciąg dalszy rozmowy i zapewnienia o uczuciu do mnie nie dały rady ich wymazać. Wiedziałem, że Lena kochała mnie równie mocno, co ja ją, jednak sam nigdy nie powiedziałbym jej czegoś takiego, nie zasugerowałbym, że lepiej to przerwać, niż żyć w związku na odległość. Byłem tego pewien. Byłem pewien nas, naszego uczucia, mojej miłości doniej.

– Synu, mógłbyś ściągnąć ten kaptur, jeszcze ludzie pomyślą, że jesteś jakimś niebezpiecznym typem – powiedziała mama, rozglądając się polotnisku.

Jęknąłem, ale spełniłem jej prośbę, nie chcąc się kłócić z mamą, tym bardziej że nie byłby to pierwszy raz, gdy zwracała mi uwagę na noszenie kaptura w miejscach publicznych. Nie wiem, czemu tak bardzo jej to przeszkadzało, bo ja czułem się lepiej, gdy kryłem się w jegocieniu.

– Popatrz, jaki ty grzeczny – parsknęła Lena tak cicho, bym tylko ja jąusłyszał.

– Jestem bardzo grzeczny – odpowiedziałem. – I totalnie w tobiezakochany.

Wiedziałem, że nadszedł czas pożegnania, ale nie potrafiłem tego powiedzieć. Wpatrywałem się w piękną twarz mojej dziewczyny, by zapamiętać każdy jej szczegół, choć i tak wszystkie były już od dawna i na zawsze wyryte w mojej pamięci i moimsercu.

– Nie przeciągajmy tego bardziej, bo zaraz naprawdę się rozkleję – powiedziała nieco głośniej Lena. – Biegnij po marzenia – dodała i pocałowała mnie lekko, ostrożnie.

Pogłębiłem pocałunek, pokazując jej tym gestem swoje uczucia. Była moją najlepszą przyjaciółką, moją partnerką, ukochaną. I teraz była tą, która pchała mnie w stronę moich pragnień, zachęcała, bym za nimi podążał, wspierała, choć ta decyzja oznaczała związek naodległość.

– Nawet wtedy, gdy będę walczył o spełnienie marzeń, zawsze przybiegnę do ciebie. Zawsze do ciebie wrócę – zapewniłem ją, intensywnie wpatrując się w jej piękne oczy. – Kocham cię, Lena.

– Ja ciebie też – odpowiedziała szeptem i zamrugała, by ukryć wzbierające łzy. – Napisz, jak już będziesz na miejscu. I pozdrów Jamiego, nie mogę się doczekać, aż gopoznam.

Przytuliłem ją mocniej i wdychałem jej zapach, ten znajomy, mójulubiony.

Lena się odsunęła, a ja szybko pożegnałem się z jej rodzicami, a później ze swoimi. To była moja rodzina, to byli moi bliscy i wszyscy bardzo we mnie wierzyli, chcieli, bym ruszył swoją drogą. A tymczasem oni będą się opiekować sobąnawzajem.

***

Na londyńskim lotnisku czekał na mnie mały komitet powitalny – mój kuzyn Jamie i nasi dwaj kumple Nate i Louis. To właśnie z nimi założyłem zespół, który był pomysłem Jamiego i okazał się strzałem wdziesiątkę.

– Muszę przyznać, że nie wierzyłem, że przylecisz – stwierdziłkuzyn.

– Dlaczego? Przecież powiedziałem, żebędę.

– Ale w Polsce zostawiłeś dziewczynę, a widziałem w czasie wakacji, jakie maślane oczy do niej robiłeś przez Skype’a.

Westchnąłem, ale nic nie odpowiedziałem. Miał rację, więc nie było sensu zaprzeczać.

– Tak jak ci pisałem, wynajęliśmy pokoje w tym samym domu, od jutra zaczynasz robotę w barze i zabieramy się za nagrywaniedemo.

– Brzmi jak niezły plan – odparłem, nie komentując tematu pracy.

Tata wystarczająco truł mi na ten temat, powtarzając, że nie muszę się martwić o pieniądze i że mam się skupić na muzyce. Ale skoro reszta pracowała, łącząc to z próbą wypromowania zespołu, to nie zamierzałem odstawać. Poza tym… praca oznaczała mniej czasu na tęsknotę zaLeną.

– Powiedz to z większym przekonaniem – parsknął Nate, kiedy wychodziliśmy z lotniska naparking.

– Damy radę. Od jutra zaczynamy pracę i podbijamy rynekmuzyczny.

– I teraz mówisz z sensem! – wykrzyknął Louis i poklepał mnie po plecach, gdy zbliżyliśmy się dosamochodu.

Zaśmiałem się i poczułem tę ekscytację, która towarzyszyła mi przez całe wakacje. Mieliśmy niesamowitą okazję stworzyć coś niezwykłego. Muzykę, która mogła otworzyć nam drogę na szczyt. Wierzyłem, że osiągniemy to, co sobie założymy, a wtedy ściągnę do siebie Lenę i będę miał wszystko, czego pragnę. Moją miłość i mojemarzenie.

Lena

Ostatnie trzy i pół miesiąca stało się dla mnie pasmem tęsknoty, łez i próby odnalezienia się w codzienności bez Gabriela. Dodając do tego wakacje, które spędził w Londynie, wychodziło niemal pół roku bez osoby, która dotychczas była przy mnie niemal każdegodnia.

– Nie powinnaś się tak męczyć – powiedziała mama. – Jesteś za młoda na radzenie sobie z taką sytuacją – powtórzyła słowa, które w ostatnim czasie słyszałam już wielerazy.

– Mamo, to nie jest nic strasznego, po prostu związek na odległość – wymamrotałam, znudzona już mieleniem w kółko tegosamego.

– Masz osiemnaście lat, powinnaś się bawić i cieszyć pierwszą miłością – nie poddawała się. – Nie mogę patrzeć, jak się męczysz.

Podniosłam się z łóżka i chciałam wyjść z pokoju, ale coś w tonie mamy sprawiło, że sięzatrzymałam.

– Kocham Gabriela i jeśli będzie trzeba, zaczekam na niego o wiele, wiele dłużej. A ty przestań mi już wiercić dziurę w brzuchu, proszę… – Starałam się brzmieć stanowczo, ale głos mi się załamał na ostatnim słowie.

– Przestanę, tylko błagam, przemyśl to jeszcze. W ostatnich miesiącach Gabrielowi udało się nagrać demo i zagrać kilkanaście koncertów w Anglii… Myślisz, że zostawi to i wróci do Krakowa? Nie zamierzam patrzeć, jakcierpisz…

Nie dopuściłam do siebie jej słów, nie mogłam. Gabriel mnie kochał i wspólnie znajdziemy rozwiązanie, dzięki któremu będziemy razem… Nie obchodziło mnie, co myśleli rodzice, co wydawało im się, że wiedzą na nasz temat. Ja byłam pewna, że jesteśmy silni, że nasze uczucie przetrwa, a chwilowa rozłąka sprawi, że późniejszy czas razem stanie się jeszczepiękniejszy.

Rozumiałam, czemu mama poruszyła ten temat właśnie teraz – wieczorem przylatywał Gabriel i przy nim nie odważy się tego powiedzieć. Za bardzo lubiła jego rodziców, z jego matką nawet się przyjaźniła, i nie chciała ichzranić.

Powstrzymałam łzy. Nie mogłam mieć opuchniętych oczu, bo Gabriel od razu by się zorientował, że płakałam. A to prowadziłoby do rozmowy, której nie chciałam odbywać. Po prostu potrzebowałam swojego chłopaka, jego ramion, w które się wtulę i dzięki temu poczuję, że jego serce ciągle należy domnie.

Od kiedy zagrali pierwszy koncert w małym barze w centrum miasta i Gabriel przesłał mi zdjęcia, miałam koszmary. A raczej jeden, ciągle ten sam, powtarzający się co kilka nocy, spędzający mi sen z powiek. Mama swoimi słowami nieświadomie przywołała ten lęk. Bo byłam przerażona, że w Londynie Gabriel zasmakował życia, jakiego tutaj nie widział, że zobaczył, co może dostać, gdy mu się uda i podpiszą kontrakt płytowy. Bałam się, że… poznał lub dopiero pozna kogoś, kto może mu zaoferować więcej, kto będzie przy nim w chwilach, gdy on ciężko pracuje, by spełniać marzenia. Najbardziej jednak obawiałam się tego, że dziś przylatuje tylko po to, by wszystkozakończyć.

Nie powiedziałam tego jednak ani mamie, ani nikomu z przyjaciół, skryłam ten strach głęboko w sobie i nie pozwoliłam, by wyszedł na powierzchnię. Dzięki temu nie musiałam o tym rozmawiać, ale przez to nie miałam też z kim podzielić się tym ciężarem. Czasami zastanawiałam się, co gorsze – rozmowa o moich lękach czy dźwiganie tego wszystkiego w pojedynkę.

Ostatnie miesiące spędziłam na nauce, przez co uzyskałam chyba najlepsze wyniki od czasu podstawówki, i spotkaniach z przyjaciółkami. Przy nich także musiałam się pilnować, bo co chwilę sugerowały, że Gabriel na pewno nie może się opędzić od dziewczyn chętnych na przystojnego chłopaka zgitarą.

Przez te wszystkie myśli krążące mi po głowie do wieczora byłam kłębkiem nerwów. Ze strachu nie pojechałam na lotnisko po Gabriela, czekałam na niego niecierpliwie w jego pokoju, co życzliwie umożliwili mi jego rodzice. Wiedziałam, że wejdzie tu lada moment, a ja nadal nie miałam pojęcia, co mupowiedzieć…

– Trochę się zmartwiłem, gdy nie zobaczyłem cię na lotnisku – odezwał się Gabriel, opierając się o futrynędrzwi.

Spojrzałam na niego i do moich oczu od razu napłynęły łzy. Tak bardzo za nim tęskniłam, a teraz stał przede mną, podczas gdy ja siedziałam jak skamieniała. On na szczęście natychmiast do mnie podszedł, usiadł obok na łóżku i wciągnął mnie na swoje kolana, nie zważając na mojeosłupienie.

– Jezu, ale za tobą tęskniłem – wyznał, wtulając się w moją szyję.

Te słowa mnie odblokowały. Oplotłam go ramionami i objęłam mocno, czując wzbierające wzruszenie. Wdychając jego zapach, tak wyjątkowy, tak bardzo znajomy, przegrałam nierówną walkę zełzami.

– Nie płacz, kochanie – poprosił, gdy poczuł wilgoć napoliczku.

– Po prostu… – zaszlochałam. – Bardzo się cieszę, że cię widzę, że mogę cię dotknąć. – Nie udało mi się powiedzieć nic więcej, bo gardło ścisnął kolejny szloch, który zablokował słowa. Wszystkie jednak straciły teraz znaczenie, liczyło się tylko to, że miałam Gabriela dlasiebie.

Przytulił mnie mocniej, tym jednym gestem zapewniając, że jego uczucia się nie zmieniły. Dzięki temu zrozumiałam, że tęsknił za mną tak jak ja za nim, a moja obawa, że będzie chciał ze mną zerwać, okazała się głupia. Czasami gesty znaczyły o wiele więcej niż najpiękniejsze deklaracje, i to był jeden z takichmomentów.

– Znam cię zbyt dobrze, by uwierzyć, że tylko o to chodziło – powiedział, odsuwając się trochę, by spojrzeć mi w twarz. – Co się dzieje, kochanie?

Zaszlochałam znowu, nie potrafiąc odpowiedzieć, bo moje koszmary, tenstrach…

– Naprawdę mi ciebie brakowało – powiedziałam zamiast tego. – I chyba nie pozwolę nikomu spędzić z tobą anichwili.

Gabriel się zaśmiał, a ja tak tęskniłam za tym dźwiękiem, że aż mnie ścisnęło. Rozmowy przez Skype’a, choćby nie wiadomo jak długie, nie mogły zastąpić tego prawdziwego kontaktu. Dotyku jego skóry, jego zapachu, najlepszych na świecie uścisków, ciepła, które od niegoczułam.

Wtuliłam się mocniej w jego ramiona, rozkoszując się jego bliskością i wszystkim tym, co budziła we mnie jego obecność. Pragnęłam cieszyć się tym tak długo, jak tylko będęmogła.

– Więc dobrze się składa, że jutro zabieram cię na małą wycieczkę – powiedział. – I będziesz miała mnie przez kilka dni tylko dlasiebie.

Pocałowałam go, nie mogąc się dłużej powstrzymać, był tuż przy mnie, a ja od tak dawna nie smakowałam jego ust… Zżerała mnie ciekawość, jaką wycieczkę zaplanował, ale teraz liczyło się coś innego. On, jego smak, zapach, dotyk palców na mojej rozgrzanej skórze. Gabriel szybko pogłębił pieszczotę, a po chwili obrócił nas na łóżku tak, że leżałam na plecach. Wstał, podszedł do drzwi i zamknął je, odcinając nas od świata. Teraz liczyliśmy się tylko my. Tkwiliśmy w naszej małej, idealnej bańce, w której nie było miejsca na obawy, koszmary czyzmartwienia.

Gabriel

Jedenmoment.

Przerażone spojrzenieLeny.

Ułameksekundy.

Uderzenie w mójsamochód.

Mrugnięcieokiem.

Przeraźliwy hałas, obracające się auto i kolejnytrzask.

Jednachwila.

Cisza, której nigdy wcześniej niesłyszałem.

Zdążyłem zaledwie wziąć oddech, a życie, jakie znałem, dobiegło końca. Wiedziałem, że nie będzie powrotu do tego, co było… Z całej siły pragnąłem cofnąć czas, jedynie o kilka minut, dzięki którym zdołałbym uchronić nas od tego wszystkiego. Gdybym tylko mógł, oddałbym nawet własne życie, byleby nie widzieć Leny w tymstanie.

Wystarczyło tak niewiele, przerażające dźwięki rozbijającego się szkła, łamiącego się plastiku i zgrzytającego metalu, by w moich myślach pojawiły się wszystkie dobre chwile. W każdej jednej z nich była ona – piękna, uśmiechnięta, szczęśliwa i cała moja. Kiedy w filmach pokazują wypadki samochodowe, poszkodowani są zdezorientowani, tracą poczucie czasu, nie rozumieją, co ich spotkało. Ja jednak zrozumiałem to od razu, już w pierwszych sekundach dotarło do mnie, w jak wielkich tarapatach się znaleźliśmy. A później poczułem zapach paliwa, krwi i czegoś, czego nie potrafiłem określić, i do moich oczu napłynęły łzy. Walczyłem z nimi, bo nie był to dobry moment narozpacz.

Gdybym wiedział, jak skończy się nasza wycieczka, a raczej sam jej początek, siedziałbym na dupie w Londynie, zamiast pokonywać ponad tysiąc sześćset kilometrów, by być dziś tu z nią, by cieszyć się jej bliskością. Ale nie mogłem trzymać się od niej z daleka. Była moim sercem. Moim oddechem. Moją muzą. Przyjaciółką i ukochaną. Moim szczęściem. Moim wczoraj. Moim teraz. Wierzyłem, że była też mojąprzyszłością.

Pomimo bólu, jaki przenikał całe moje ciało, otworzyłem oczy, od razu wypłynęły z nich wstrzymywane łzy,i spojrzałem na dziewczynę, za którą oddałbym życie. Jej piękna twarz zalana była krwią, powieki miała przymknięte. Nigdy wcześniej nie bałem się tak bardzo jak w tej jednej chwili. Z jękiem, ignorując ból i obezwładniający metaliczny zapach krwi, podniosłem rękę, by sprawdzić, czy oddycha. Cholera, oddychaj, kochanie. Dopiero gdy położyłem dłoń na jej ciele, poczułem, że klatka piersiowa unosiła się jej nieregularnie, i wtedy usłyszałem, że charczała, jakby coś, jeden z tych fragmentów, które w nią uderzyły, utrudniało jej złapanieoddechu.

Przerażenie stopniowo wkradło się w moje myśli, jednak nie mogłem sobie na to pozwolić, musiałem jej pomóc. Nie sobie, nigdy sobie, musiałem zawalczyć dla niej, dla miłości mojego życia, jedynej, której oddałem całe swoje serce. Spojrzałem niżej i zobaczyłem plastikowe i metalowe odłamki wbite w ciało Leny, szkło rozsypane po całym samochodzie, pokrywające także nas… Próbowałem wypiąć pas i sięgnąć do niej. Byłem jednak uwięziony, nie tylko pasem, ale czymś ciężkim, przygniatającym mi nogi, i nie potrafiłem się uwolnić, a każdy kolejny ruch wywoływał tak wielki ból, że aż robiło mi się ciemno przed oczami. Nadal jednak walczyłem, choć kręciło mi się w głowie, próbowałem utrzymać kontrolę nad ciałem, pomóc jej, wydostać ją z tej metalowejpułapki.

W końcu do mnie dotarło, że nie jestem w stanie się ruszyć, więc ostatkiem sił chwyciłem jej rękę i delikatnie pomasowałem. Lena na jedną chwilę spojrzała na mnie, jej bliźniaczo podobne do moich oczy otworzyły się i zaraz po tym znów przymknęły, jakby była zbyt słaba na uniesieniepowiek.

– Co się… – wyjęczała cicho, a ja czekałem, by powiedziała coś więcej, bo wtedy miałbym pewność, że uda nam się z tego wyjść.

Odpowiedziała mi cisza. Chciałem zawyć, z bezsilności, wściekłości i żalu, że to wszystko moja wina. Nie panowałem nad łzami, ciekły mi strumieniami po twarzy. Płakałem, bo bałem się, że nie uratujemy się z tego śmiertelnego zagrożenia, nie bez pomocy. Drżałem z przerażenia, że ta pomoc przybędzie za późno… Nigdy nie sądziłem, że to skończy się właśnie w tensposób.

– Lena, otwórz oczy – wyszeptałem. – Lena, proszę, powiedzcoś.

Nie odpowiedziała, choć błagałem, by to zrobiła. By spojrzała na mnie i dała znać, że wszystko będzie wporządku.

Przymykając powieki, pomyślałem o pierścionku, który chciałem jej dać w ten weekend. O słowach, których nie było mi dane wypowiedzieć. O tym, co mogłem szepnąć jej już wczoraj, gdy wziąłem ją w ramiona, a ona płakała, nie wyjawiając dlaczego. Byłem skończonym idiotą, że nie skorzystałem z okazji, by wyznać jej wszystko, o czym marzyłem przez ostatnie tygodnie. Mogłem poprzedniego wieczoru opaść przed nią na jedno kolano i zadać pytanie, które powtarzałem w myślach nieskończoną ilość razy. Rozłąka okazała się niezwykle bolesna, jednak pozwoliła mi dostrzec i docenić to, co miałem – ją. Nasza miłość była najcenniejszym darem, jaki otrzymałem, uczuciem, które każdego dnia napędzało mnie dodziałania.

Lena cicho sapnęła, wypuszczając oddech, a jej klatka piersiowa nie uniosła sięponownie.

– Nie, nie, nie! – krzyczałem. – Lena! Lena, kochanie, otwórz oczy!

Zaryczałem ze złości i odnajdując siłę, znów spróbowałem wydostać się z plątaniny zgniecionego plastiku imetalu.

– Lenaaa! – wrzasnąłem. – Lena, Lena! Nie, proszę, nie, nie, nie… – zapłakałem, błagając ją, by wzięła kolejnyoddech.

Ona już tego nie zrobiła, a ja nie powiedziałem jej po raz ostatni, jak wiele dla mnie znaczyła, jakie miałem dla nasplany…

Kocham cię. Jesteś moim zawsze. Na zawsze. Chcę spędzić z tobą resztę swojego życia. Jesteś moją miłością. Tylko ty widzisz prawdziwego mnie, a ja widzę prawdziwą ciebie i tylko dla ciebie bije moje serce. Kochamcię…

Pozwoliłem, by ciemność pochłonęła imnie.

Gabriel

Obudziłem się, gdy dotarły do mnie dziwne hałasy. Zacząłem panikować, bo nie mogłem otworzyć oczu, jakby były przyklejone. Bolało mnie całe ciało, jednak najbardziej bolało serce… To dzięki temu bólowi przypomniałem sobie o wypadku, o Lenie, o wszystkim, co wydarzyło się przed momentem. Najwidoczniej straciłem przytomność, ale musiałem spróbować unieść powieki i zawalczyć. Dla niej. Bałem się jednak tego, co mogłem zobaczyć, a ostatniechwile…

– Gabriel, obudź się – usłyszałem. – Wróć donas.

Znałem ten głos, wiedziałem, że go znam. Tylko nie potrafiłem sobie przypomnieć, do kogonależał.

– Przecież nie śpię – powiedziałem, a może pomyślałem, nim po raz kolejny pochłonęła mnieciemność.

Choć ta nie była już taka całkowita. Nagle mrok rozpłynął się w jasnym świetle, a zaraz po tym pojawiły się obrazy. Wspomnienia. Podobały mi się, sprawiły, że poczułem ciepło i szczęście… Uchwyciłem się tych powidoków, trzymałem się ich z całych sił i nie miałem zamiaru puścić. Choć wiedziałem, że nie powinienem, pozwoliłem, by wszystkie radosne chwile przepływały przez moje myśli i przypominały mi życie, szczęśliwe życie, z bliskimi, zLeną…

***

Znowu usłyszałem dźwięki. Fragment rozmowy przykuł moją uwagę do tu i teraz na tyle, że byłem w stanie się jejprzysłuchiwać.

– Lekarze powiedzieli, że nic mu nie jest. Dlaczego się nie budzi? – odezwał sięgłos.

– Przeżył koszmar na jawie, dajmy mu czas, by sobie z tym poradził. Wtedy się obudzi – odpowiedziałdrugi.

Powoli dotarło do mnie, że właśnie byłem świadkiem rozmowy moich rodziców. Mówili o mnie, o tym, co się wydarzyło. I zrozumiałem, że leżałem w szpitalu, a koszmar, o którym wspomniał tata… Nie chciałem dopuścić myśli, co to znaczyło, co stało się z Leną… Nie chciałem się też obudzić, by stawić czoła rzeczywistości. Tata miał rację, przeżyłem koszmar, ale czas mi nie pomoże, ani godziny, ani dni, tygodnie czy nawet miesiące nie pomogą w zrozumieniu, w pogodzeniu się ztym…

Teraz jednak ciemność nie przyszła, by mnie wybawić. Nie przyniosła cudownych wspomnień dni przeżytych z Leną, nie było jej śmiechu, uśmiechu, jej dowcipów, czułych spojrzeń i gestów. Docierały do mnie tylko odgłosy szpitala, szeptane przez rodziców słowa i świadomość, że przeze mnie Lena znalazła się w tym samochodzie, na tej drodze. Przez mój wybór, przez samolubną chęć spędzenia z nią czasu sam na sam nie miała żadnejprzyszłości…

I wtedy nadszedł ból, nie tylko ten psychiczny, ale także fizyczny, który wydusił ze mniejęk.

– Idź po lekarza, coś się dzieje – powiedziała mama. – Jestem tu, obudź się, synku. Będzie dobrze, zobaczysz.

Nie mogła tego wiedzieć, to wyłącznie nic nieznaczące słowa. Nie będzie dobrze, nie bezniej.

– Podamy mu leki przeciwbólowe, proszę nas zawołać, gdyby coś państwa zaniepokoiło – odezwał się nieznajomy głos.

Po chwili znowu pojawił się sen, przyniósł mi ulgę i torturę jednocześnie. Dzięki niemu mogłem obserwować uśmiechniętą twarz Leny, dzięki niemu próbowałem nie myśleć o ostatnim wspomnieniu z nią. O tym, o czym myśleć niechciałem.

***

Za trzecim razem dźwięki były wyraźniejsze, ból dotkliwszy, a powieki lżejsze. Wbrew sobie otworzyłem oczy i zobaczyłem biały sufit. Jęknąłem, obracając głowę, i dostrzegłem mamę przysypiającą na szpitalnymkrześle.

– Mamo… – wyszeptałem, a ona od razu siępoderwała.

– Gabriel! – krzyknęła. – Obudziłeś się, pójdę po lekarza – dodała i pocałowała mnie wczoło.

Chwyciłem ją za rękę, by zatrzymać ją na moment izapytać…

– Co z Leną? Jak długo tujestem?

– Och, synku… – zapłakała, a ja dostałem swoją odpowiedź. – Powiem ci wszystko, jak tylko obejrzy cię lekarz, obiecuję.

Ja jednak przestałem już słuchać, bo jej płacz, jej reakcja… były dla mnie jednoznaczną informacją. Potwierdzeniem tego, copodejrzewałem.

Kiedy mama wyszła, zacisnąłem powieki, by powstrzymać łzy. Gdy to zrobiłem, przypomniałem sobie wydarzenia z samochodu, zobaczyłem ściągniętą bólem, zakrwawioną twarz Leny. Raz jeszcze obserwowałem śmierć ukochanej… Otworzyłem więc znowu oczy, bo nie mogłem dłużej tegoznieść.

Pojawił się lekarz i zaczął zadawać mi pytania, na które odpowiadałem bez zastanowienia. To nie miało znaczenia, już nic nie miało znaczenia. Wydawało mi się, że trwało to całą wieczność, nim doktor wyszedł, zostawiając mnie zrodzicami.

Spojrzałem na mamę i zanim zdołała cokolwiek powiedzieć, poczułem, jakby ktoś mocno mi przyłożył. Zdziwiłem się, że jestem w stanie odczuć jeszcze większy ból, skoro dopiero co przeżyłem wypadek samochodowy. No właśnie, przeżyłem, a Lena… Żałowałem, że mnie się udało, że moje serce dalej biło, że nie zatrzymało się wraz z jej sercem. Wtedy wszystko byłoby lepsze, nie musiałbym czuć tej pustki, tego bólu i… poczuciawiny.

Śmierć jest łatwiejsza niż życie po takiej stracie, jest ostatecznym zakończeniem cierpienia, od którego nie ma ucieczki. To przyjemniejsze wyjście, o wiele prostsze od zmierzenia się z brakiem. To koniec bólu, żalu, a także koniec miłości, radości i szczęścia. Śmierć jest końcem, którego tak bardzo teraz pragnąłem, ukojeniem, na które nie zasługiwałem. Wiedziałem o tym, wiedziałem, że moje myśli były egoistyczne, że świadczyły o moim tchórzostwie. Byłem przerażony i zupełnie złamany, nie miałem pojęcia, jak sobie z tym poradzić, jak stawić czoła życiu bez Leny. Jak spojrzeć w oczy jej rodzicom, jak wyjaśnić… jak przeprosić, że to przeze mnie ich córka nie wróci już do domu. Byłem pewien, że mnie nienawidzili, i zupełnie im się nie dziwiłem. W tej chwili nienawidziłem sam siebie i gdybym tylko mógł, gdybym potrafił… zakończyłbym to tu iteraz.

– Jak się czujesz? – zapytałamama.

– Nie wiem – odpowiedziałem cicho. – Jestem zmęczony – westchnąłem.

– To się prześpij, gdy wstaniesz, będzielepiej.

Spojrzałem na nią i zauważyłem, że jest wyczerpana, blada i smutna. Wyglądała jak zupełnie inna osoba i nie podobała mi się świadomość, że to też przezemnie.

– Jak długo jestem w szpitalu? – Odważyłem się zadać to pytanie.

– Cztery dni – wtrącił tata. – Powinniśmy porozmawiać o tym, co się wydarzyło – dodał.

Skrzywiłem się, czując, jak blisko byłem rozpłakania się, a bardzo nie chciałem tegorobić.

– Idźcie do domu, ja muszę się przespać – wydusiłem przez ściśniętegardło.

Nie mogłem pozwolić, by byli świadkami tego, jak rozpadnę się na kawałki. Musiałem być sam, bo wolałem nie słyszeć kolejnych zapewnień, które nie miały pokrycia w rzeczywistości. Pragnąłem w samotności zapłakać za wszystkim, costraciłem.

Gabriel

Dwatygodnie.

Jedni powiedzieliby, że to dużo, inni, że ledwie moment. Ja nie wiedziałem, jak to ocenić. W jednej chwili czas wydawał mi się niesamowicie dłużyć, w innej bałem się, że wystarczyłoby mrugnięcie okiem, by minął całydzień.

– Jesteś gotowy? – zapytała mama, wyrywając mnie zzamyślenia.

– Nie mogę się doczekać, aż stąd wyjdę – odpowiedziałem i wstałem złóżka.

Chciałem opuścić ten szpital i zostawić wszystko za sobą. Miałem dość gapienia się w ten sufit, słuchania zapewnień lekarzy o tym, jak wielkie miałem szczęście, i patrzenia na umęczoną twarz mamy. Jedynie tata zachowywał swoje opinie dla siebie – ani razu mnie nie obwinił, nie mówił, bym wziął się w garść, nie oferował mi też fałszywych słów otuchy. I byłem mu za to wdzięczny. Miałem dość leżenia, smutku i tej pustki, którą czułem w miejscu, gdzie kiedyś biło moje serce. Tak, pomimo tego wszystkiego ciągle biło… Chciałem choć na chwilę zostać sam, ze sobą, ze swoimi myślami, z uczuciami, których nie umiałem wyrażać, gdy wokół mnie ciągle ktoś skakał. Ale tak naprawdę pragnąłem tylko jednego… cofnąć czas i nigdy nie znaleźć się na tej cholernejdrodze.

– Jamie czeka na ciebie w domu, żałował, że nie udało mu się przylecieć wcześniej – dodała mama, gdy szliśmy korytarzem w kierunkuwyjścia.

Kiedy znaleźliśmy się przed szpitalem, odetchnąłem głęboko, wciągając do płuc powietrze, czystsze niż to w sali, w której spędziłem ostatnie dni. Przymknąłem powieki, przełknąłem smutek i żal, zdusiłem wściekłość, wiedząc, że jeśli pozwolę im wydostać się na zewnątrz, nie otrzymam tego, czego chciałem. Otworzyłem oczy, ruszyłem za mamą w stronę samochodu i ani razu nie obejrzałem się za siebie. Zakopałem wszystkie emocje głęboko, odepchnąłem je od siebie, wyrzuciłem je ze swojej głowy. Nie mogłem nawet pomyśleć o Lenie, bo wtedy nie dałbym rady, zniszczyłbym siebie i swoich bliskich… A wtedy już nigdy nie przestaliby patrzeć na mnie jak na złamanego człowieka, kogoś, kogo jeden nieszczęśliwy wypadek pozbawiłduszy.

W domu faktycznie czekał na mnie Jamie, ale oprócz niego na sofie siedzieli też Nate i Louis. Zaskoczyła mnie ich obecność, bo nie sądziłem, że rzucą wszystko, by mnieodwiedzić.

– Co wy tu robicie? – zapytałem.

Cała trójka wstała, by mnie uścisnąć, co było zupełnie nie w ichstylu.

– Nie uznałeś chyba, że otrzesz się o śmierć, a my nie przyjedziemy się upewnić, że z tobą wszystko w porządku? – powiedziałNate.

– W zasadzie to tak uznałem. Przecież rozmawialiśmy przez telefon.

– Jesteśmy rodziną, trzymamy się razem – wtrąciłJamie.

Nie przyznałbym tego głośno, ale wzruszyli mnie. Po wszystkim, co przeszedłem ostatnio, takie gesty wpływały na mnie bardziej niż wcześniej.

Rodzice zostawili nas samych, a Jamie, Nate i Louis od razu zaczęli przesłuchanie. Opowiedziałem im więc pobieżnie o wypadku, o stracie Leny i o szpitalu, nie zagłębiając się w temat zbytnio, bo wywoływało to emocje, którym nie umiałem stawićczoła.

– To popieprzone – powiedział Jamie. – Przykro mi, naprawdę. Wiem, coplanowałeś…

– Przestań, proszę – przerwałem mu. – Nie chcę o tym mówić. Nie chcę nawet o tymmyśleć.

Taka była prawda. Najchętniej wymazałbym z pamięci wydarzenia ostatnich tygodni… Choć Lena była miłością mojego życia, nie miałem siły, by myśleć o niej i o tym, co straciłem. Może kiedyś… Może kiedyś będę potrafił ją wspominać, pamiętać jedynie dobre chwile i nie mieć przed oczami tylko jej bladej, przepełnionej bólemtwarzy.

– To co teraz? Zostajesz w Polsce? – zapytałNate.

– W zasadzie to jak najszybciej chciałbym stąd wyjechać. I nigdy niewracać.

Wyglądali na tak zdziwionych, że ich miny mnie rozbawiły. Mój śmiech zabrzmiał jednak nieco chrapliwie i nieszczerze. Ostatnio nie miałem ku niemuokazji.

– A co na to twoi rodzice? Nie sądzę, żeby mama chętnie spuściła cię z oczu – zapytałJamie.

– Jeszcze im nie mówiłem. Ale zrozumieją – westchnąłem. – Nie mogę tu zostać, jej dom jest tużobok…

Zamilkłem, przełykając gulę, która uformowała się w moim gardle. Gdybym się teraz rozkleił… chyba nie potrafiłbym się uspokoić, a nie chciałem robić tego przyświadkach.

– Rozumiem, to znaczy, wiesz… To taka popieprzona sytuacja, że ja bym się zawinął prosto zeszpitala.

Parsknąłem, bo Louis nie umiał radzić sobie z emocjami; z tego, co zdążyłem zauważyć w ciągu miesięcy, które spędziłem w jego towarzystwie, wolał przed nimi uciekać, niż się z nimimierzyć.

– Też najchętniej bym tak zrobił, ale mój paszport jest tutaj, a mama raczej nie podrzuciłaby mi go doszpitala.

Usłyszałem skrzypnięcie podłogi w korytarzu i spojrzałem w tamtym kierunku. Zobaczyłem mamę, ze łzami w oczach i z dłonią przyustach.

– Mamo… – zacząłem.

– Nie musisz nic tłumaczyć. Rozumiem, naprawdę rozumiem. Pojedziemy z tobą, będziemy cię wspierać, mogłeś nam o tympowiedzieć.

Westchnąłem, bo właśnie tego się obawiałem. Nie wiedziałem też, jak delikatnie wyjaśnić jej, że chciałem to zrobićsam.

– Kochanie, wydaje mi się, że Gabriel nie ma ochoty ciągnąć do Londynu rodziców, skoro będzie tam zajęty tworzeniem muzyki i wspinaniem się na szczyt – odezwał się tata, obejmującmamę.

– Ale przecież nie może być sam… Zresztą ja też nie zamierzam tu zostać, przyda mi się zmianascenerii.

Wiedziałem, że mama tak łatwo nie odpuści, jednak miałem nadzieję, że tata znajdzie sposób, by jąprzekonać.

– W takim razie przyjmę propozycję awansu i przeprowadzki na wybrzeże. Skoro nic nas tu nie trzyma, tak jak to nazwałaś, zmienimy scenerię – powiedział, uśmiechając się do mamy. – I nie martw się, twoją mamę też zaprosimy, a jeśli nie zechce z nami pojechać, będziemy jąodwiedzać.

Gdy mama wtuliła się w ramiona taty, zrozumiałem, że mu się udało, że skapitulowała, a ja nie musiałem już szukać żadnychwymówek.

– Powiedz, czego potrzebujesz, synu. Kiedy planujesz wyjechać? Jak możemy cipomóc?

Podszedłem do niego i go objąłem. Byłem wdzięczny za jego siłę i wsparcie, za zrozumienie tego, czego potrzebowałem, nim zdążyłem o tym powiedzieć.

– Jak najszybciej. Nie mogę tu być, jeśli wpadłbym na rodziców Leny… – urwałem, bo głos mnie zawiódł. Nie chciałem nawet myśleć o ponownym spotkaniu jej rodziców, konfrontacja w szpitalu mi wystarczyła. Zasługiwałem na ich wściekłość, na wszystkie te słowa, które wypowiedzieli. Zasłużyłem nawet na to, by ojciec Leny mnie uderzył, niestety mój tata go powstrzymał. – Jaknajszybciej.

– Zaraz poszukamy lotu. Wam też potrzeba biletów, chłopcy? – zwrócił się do Jamiego, Nate’a i Louisa.

Po chwili zaczął z nimi ustalać szczegóły i mniej niż pół godziny później trzymałem w rękach kartę pokładową. Tym razem jednak nie zamierzałem wrócić za kilka miesięcy… Nie. Tym razem chciałem zatracić się w pracy i muzyce, by zapomnieć o wszystkim, by wyrzucić z głowy i serca ostatnie wydarzenia. Wiedziałem, że nie jestem gotowy zmierzyć się z emocjami, jednak, przeciwnie niż Louis, miałem zamiar to zrobić. Jednak jeszcze nie dziś, nie tutaj. Zajmę się tym, gdy strata Leny przestanie takboleć…

Playlista

Iris – Goo Goo Dolls

Worth the Fight – No Resolve

Not Broken Yet – Juliet Simms

Odpowiedz – Afromental

I Can Do It With a Broken Heart – Taylor Swift

Dancing With Our Hands Tied – Taylor Swift

Would You Go With Me – Josh Turner

Dark Void – Asking Alexandria

Reason to Live – Citizen Soldier

A Grave Mistake – Ice Nine Kills

That Part – Lauren Spencer-Smith

Separate Ways (Worlds Apart) – Daughtry & Lzzy Hale

In the End – Black Veil Brides

Born Again – Black Veil Brides

Anchor – Boyce Avenue

On My Way – Boyce Avenue

Us. – Gracie Abrams & Taylor Swift

I Had Some Help – Post Malone & Morgan Wallen

5 Foot 9 – Tyler Hubbard

Dopóki miłość trwa

Copyright © Ewelina Nawara

Copyright © Wydawnictwo Inanna

Copyright © MORGANA Katarzyna Wolszczak

Wszelkie prawa zastrzeżone. All rightsreserved.

Wydanie pierwsze, Bydgoszcz 2024r.

książka ISBN 978-83-7995-820-7

ebook ISBN 978-83-7995-821-4

audiobook ISBN 978-83-7995-822-1

Redaktor prowadzący: Marcin A. Dobkowski

Redakcja: Joanna Błakita

Korekta: Paulina Kalinowska

Projekt i adiustacja autorska wydania: Marcin A. Dobkowski

Projekt okładki: Ewelina Nawara

Skład i typografia: proAutor.pl

Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgodywydawcy.

MORGANA Katarzyna Wolszczak

ul. Kormoranów 126/31

85-432 Bydgoszcz

[email protected]

www.inanna.pl

Książkę i ebook najtaniej kupisz w MadBooks.pl