Tysiąc powodów, by uwierzyć w miłość - Ewelina Nawara - ebook + audiobook
BESTSELLER

Tysiąc powodów, by uwierzyć w miłość ebook i audiobook

Nawara Ewelina

4,6

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

13 osób interesuje się tą książką

Opis

Maddox przyjechał do Willow Creek, by wspierać najlepszego kumpla w trudnych chwilach, jednak został w miasteczku, bo odnalazł tu coś, czego zawsze szukał – prawdziwy dom i nowych przyjaciół, którzy stali się jego przybraną rodziną.

Elsie przeprowadziła się do Willow Creek z nadzieją na zbudowanie bezpiecznej przyszłości dla siebie i swoich dwóch córeczek. Mieszkańcy spokojnego miasteczka przyjmują je z otwartymi ramionami i otaczają nieoczekiwanym wsparciem, na jakie dotąd nie mogły liczyć.

Dla Elsie i Maddoxa Willow Creek oznacza szansę na otwarcie nowego rozdziału w ich życiu oraz nadzieję na uporanie się z bolesną przeszłością. Czy ta dwójka odważy się uwierzyć w miłość?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 274

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 6 godz. 21 min

Lektor: Jarosław RodzajNina Biel
Oceny
4,6 (103 oceny)
73
17
10
3
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
anitadziuba91

Dobrze spędzony czas

Fajna i miła w czytaniu historia. Niestety z edycją coś poszło nie tak, brakuje wielu spacji. Na każdej stronie zlane słowa co razi w oczy.
30
Agaaau

Nie oderwiesz się od lektury

Uwielbiam tą serię - może i pokazuje wyidealizowane miasteczko i cudowna społeczność. Ale czasem każdy z nas potrzebuje takiego oderwania się od szarej rzeczywistości. Te książki chwytają za serce a oczy wilgotnieją… polecam :)
30
agk85

Nie oderwiesz się od lektury

Kocham tę serię. Idealnie oddany małomiasteczkowy klimat.. Każdy stoi po tej "dobrej" stronie. Samotka matka, były wojskowy..super
30
Agata-Akasha

Nie oderwiesz się od lektury

Najlepsza część :)
20
KingaStrzelec

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna książka 💝
20

Popularność




„Nie możesz żyć bez wiary w najsilniejsze uczucie naświecie.

Musisz znaleźć w sobie siłę, by uwierzyć, że miłość istnieje

i tylko czeka, aż wyciągniesz po niąrękę.”

Tę książkę dedykuję wszystkim tym, którzy odważyli się

uwierzyć w miłość.

Oraz moim najbliższym, w podziękowaniu za to, że są i ciągle mnie wspierają.

Cieszę się, że wasmam!

I’d climb every mountain

And swim every ocean

Just to be with you

And fix what I’ve broken

Oh, ‚cause I need you to see

That you are the reason

[…]

And if I could turn back the clock

I’d make sure the light defeated the dark

I’d spend every hour, of every day

Keeping you safe

You Are The Reason, Calum Scott

Maddox

Od mojego przyjazdu do Willow Creek niewiele się zmieniło, przynajmniej dla mnie. Pracowałem na farmie Jonesów, u rodziny mojego najlepszego przyjaciela, Connora, a on sam z dnia na dzień przejmował coraz więcej obowiązków swojego ojczyma, Jacka. Po pracy czasami wyskakiwałem na piwo z Connorem i jego bratem, Milesem, czasami spotykałem się z Erikiem. Jednak on miał sporo spraw, pomiędzy własną firmą budowlaną a samotnym wychowywaniem pięcioletniej córki, więc nie zawracałem mu głowy zbytczęsto.

Życie w Willow Creek sporo mi dało – wewnętrzny spokój, dom, kiedy tego najbardziej potrzebowałem, i ludzi, którzy przyjęli mnie do swojego życia. Jednak czasami tęskniłem za wojskiem, za wyrzutem adrenaliny, za tym, że się nie nudziłem. Bo teraz… niewiele się u mnie zmieniało. Za to przez ten czas sporo zmieniło się u Connora. Nie tylko zdobył dziewczynę, którą kochał, od kiedy był głupim dzieciakiem, ale także pomógł jej zmierzyć się z traumą po stracie męża, Archera, tak się składa, przybranego brata Connora. Wszyscy w miasteczku ciężko przeżyli jego śmierć, bo był nie tylko dobrym człowiekiem, lecz także ulubieńcem społeczności. Dwa miesiące temu Connor wreszcie oświadczył się Sam i planowali ślub na koniec lata. Miles chciał wyprawić im duże przyjęcie, ale oni postanowili, że chcą jedynie skromną uroczystość wśród najbliższych i niewielkie przyjęcie później. Skoro o Milesie mowa, za dwa tygodnie jego córka będzie świętowała pierwsze urodziny. Emily Sophia okazała się najbardziej uroczym dzieckiem, jakie kiedykolwiek poznałem, nie żebym miał duże doświadczenie z dziećmi. Lecz ile razy ją widziałem, była albo spokojna jak aniołek, albo roześmiana i radosna. Okręciła wokół paluszka zarówno ojca, jak i dziadka i wujków… Tak, Olivia i Miles nazywali mnie wujkiem małej Emily, a ja nawet teraz nie wiedziałem, jak się z tym czuję. Gdzieś pomiędzy ekscytacją, radością i przerażeniem, że takie maleństwo będzie na mnie polegało, już na zawsze będzie moją rodziną… A ja nie miałem zupełnie doświadczenia w tejkwestii.

Spora zmiana zaszła też w życiu Marcy, matki Connora. Parę miesięcy po narodzinach Emily, gdy miasteczko obiegła informacja o zamknięciu jedynego baru w Willow Creek, wraz z przyjaciółkami podjęła decyzję o otworzeniu restauracji. Oczywiście Miles i Jack próbowali przekonać Marcy, żeby jeszcze przemyślała swoje postanowienie, w końcu miała teraz czas na relaks i cieszenie się wnuczką, nie musiała zakładać biznesu i pracować. Connor od razu wiedział, że próba przekonania mamy do zmiany zdania nie miała sensu, wspierał ją od początku, a ja razem z nim, choć nikt mnie o opinię nie pytał. Ostatecznie Miles i Jack też zrozumieli, że to jest coś, co Marcy chciała zrobić i nie pozostało im nic innego, jak ulec. Tym sposobem Marcy, Marjorie i Ruth stały się właścicielkami Willow Creek Diner. Miles kupił lokal, w którym wcześniej mieściła się pralnia, i wynajął Erica, by zajął się remontem i niezbędnymi modyfikacjami budynku. Miło było patrzeć na radość Marcy, więc zaproponowałem Ericowi pomoc przy tym projekcie i każdego dnia po pracy na farmie, pojawiałem się w restauracji. Dzięki temu ze zwykłego kumplostwa moja relacja z Erikiem przeobraziła się wprzyjaźń.

– Cześć, chłopcy! – dobiegł mnie głos Marcy. – Harujecie, może zrobicie sobie małą przerwę na coś do jedzenia? Przyniosłam kanapki z indykiem i muffinki od Olivii na deser.

– Rozpieszczasz nas, Marcy – powiedziałem, a Eric jedynie uśmiechnął się pod nosem.

Zbliżaliśmy się do końca prac nad restauracją, pojutrze miały przyjechać meble i sprzęty, a na tydzień później zaplanowano wielkie otwarcie.

– Przywitaj się ze mną porządnie, a nie zarzucaj mi rozpieszczania was – zestrofowała mnie Marcy.

– Dzień dobry ponownie, Marcy – powiedziałem z uśmiechem i pocałowałem ją w policzek.

Przez ten czas, od mojego przyjazdu do Willow Creek, Marcy przyjęła mnie nie tylko do swojego domu, gdy potrzebowałem miejsca, ale także do rodziny. Connor zażartował raz, że od dawna marzyła o dużej familii, więc zaadoptowała dorosłego faceta, dzięki czemu przynajmniej nie musiała znosić nastoletnich fochów. Marcy zaczerwieniła się wtedy i rzuciła w niego kuchenną ściereczką, lecz nie zaprzeczyła. A ja nagle z samotnika niemającego w życiu nikogo poza babcią, która mnie nie pamiętała, zyskałem bliskich.

– Maddox ma rację – odezwał się Eric. – Rozpieścisz mi ekipę i później przy każdym zleceniu będą oczekiwali takiego traktowania.

– Nie wszędzie dostaną takie słodkości – zaśmiałem się. – Olivia zdecydowanie nudzi się na macierzyńskim, zaraz Bobby zagoni ją do roboty, bo to jej darmowa konkurencja.

Wiedziałem, że Bobby, właścicielka Sweet Tooth, cukierni, w której pracowała Olivia, nigdy nie ściągnęłaby jej do pracy, kiedy Livie chciała spędzać czas z Emily i Milesem. Jednak widać było, że Olivii brakowało pieczenia i dekorowania słodkości, bo codziennie albo ona, albo Miles podrzucali na farmę wypieki dla pracowników. Więc nie wpadaliśmy już do Sweet Tooth po ciasta i ciasteczka, bo kto przejadłby takie ilościsłodyczy?

– Tak jakby Bobby narzekała. Odkąd Livie zyskała więcej wolnego, wymyśliła kilka nowych przepisów i od razu podzieliła się z nią nimi. Poza tym, bez Olivii, Bobby nie ma rąk do pracy w Sweet Tooth, oprócz przychodzącej w weekendy Lilly.

Lilly mogłaby zatrudnić się na pełny etat, ale uczyła się w szkole gastronomicznej, dlatego do cukierni przychodziła w soboty i niedziele, kiedy przyjeżdżała do domu. Aż dziwiło mnie, że Bobby nie zatrudniła nikogo na miejsce Olivii, bo nie sądziłem, że prędko wróci do pracy i zostawi córkę pod opieką kogoś innego. Milesowi ledwie udawało się wyciągnąć ją raz w tygodniu na randkę, a wtedy Samantha i Connor albo Marcy i Jack zajmowali się małą.

– Wszystko idzie zgodnie z planem? – zapytała Marcy. – Marjorie i Ruth nie mogą doczekać się efektów.

Zaśmiałem się, bo jej przyjaciółki zostały oficjalnie wyrzucone z terenu remontu po tym, jak nie potrafiły dogadać się między sobą odnośnie kolorów i wielkości ścianki oddzielającej kuchnię od sali restauracyjnej, podając sprzeczne informacje Ericowi i architektowi. W efekcie Marcy i Eric wyprosili dwie starsze panie, zapewniając je, że będzie pięknie i obejrzą sobie restaurację, gdy prace zostaną zakończone.

– Nie śmiej się. – Marcy pacnęła mnie w ramię. – Uwielbiam te dwie, ale czasami mówią, zanim zdążąpomyśleć.

– To twoje wspólniczki, Marcy, nie moje – odpowiedziałem, podnosząc dłonie w obronnymgeście.

Dokończyłem kanapkę i nawet nie spojrzałem na muffinki, bo słodycze mi się przejadły. Wróciłem do malowania ściany, na której wkrótce miały zawisnąć zdjęcia przedstawiające Marcy i jej przyjaciółki, miasteczko oraz bliskich tych trzech pań. Marcy wynajęła fotografa i zmusiła Erica, jego córkę i mnie oraz całą ekipę do zapozowania, bo chciała, by i nasze wizerunki zdobiły Willow Creek Diner. Na środku, na miejscu honorowym, zamierzała powiesić większe zdjęcie, które dopiero powstanie – w dniu otwarcia restauracji.

Niedługo po tym Marcy nas opuściła, choć wiedziałem, że najchętniej przesiadywałaby tu całe dnie i wszystkiego doglądała. Ale nie robiła tego, bo miała świadomość, że tylko opóźniłoby to prace, a zależało jej na szybkim otwarciu. W końcu to właśnie tutaj planowali urządzić przyjęcie z okazji pierwszych urodziny Emily.

– Wystarczy na dziś – zarządził Eric. – Nie zostało nam już dużo, powinniśmy wyrobić się przedczasem.

– Masz czas na piwo czy musisz wracać? – zapytałem go, gdy zamykaliśmy pojemniki z farbami i odkładaliśmy sprzęt domalowania.

– Muszę wrócić i zwolnić opiekunkę, ale jeśli nie masz nic przeciwko tysiącu pytań do Maddoxa, zapraszam na kolację. Piwo też sięznajdzie.

Nie chciałem odbierać mu czasu, który spędzał z córką, więc odmówiłem, obiecując, że wpadnę w inny dzień i przyniosę coś dla Poppy, by zająć ją i odwrócić uwagę od chęci zadawania mi wielupytań.

Udałem się więc do wynajmowanego domu. Wcześniej mieszkała w nim Olivia, zatem był w pełni urządzony i w dodatku przytulny. Dzięki temu wniosłem ubrania, kilka innych rzeczy i znalazłem się u siebie. Livie oddała nawet telewizor, dlatego rzeczywiście nie musiałem niczego dokupywać.

Wrzuciłem pizzę do piekarnika, a kiedy się grzała, wziąłem prysznic i przebrałem się w wygodne ciuchy. Rozsiadłem się na kanapie i już miałem włączyć telewizor, gdy rozdzwonił się telefon. Na ekranie zobaczyłem imię Connora, więc odebrałem od razu.

– Co robisz? – zapytał bez przywitania.

– Czekam, aż pizza będzie gotowa. A co tam? – odpowiedziałem, dziwiąc się, że do mnie zadzwonił, skoro widzieliśmy się kilka godzin temu na farmie.

– Może wpadłbyś do nas na kolację? Prawdziwą pizzę, nie mrożoną – zaproponował.

Od razu zrobiłem się podejrzliwy, bo gdyby chciał, zaproponowałby to wcześniej… Ten telefon mógł oznaczać, że albo Samantha go do tego zmusiła, albo coś się wydarzyło. Nie wiedziałem, która opcja byłagorsza.

– Mów, o co chodzi – powiedziałem wprost. – Znam cię na tyle, żeby wiedzieć, że coś się kryje za tymzaproszeniem.

– Samantha zaprosiła znajomą, Monę, na kolację. Od kilku dni suszyła mi głowę, żebym i ciebie zaprosił. Zupełnie o tym zapomniałem – mówił spokojnym głosem, pełnym skruchy, zatem podejrzewałem, że Sam przysłuchiwała się tejrozmowie.

Postanowiłem ukrócić męki przyjaciela, wstałem z kanapy i wyłączyłempiekarnik.

– Nie pogardzę domowym posiłkiem i dobrym towarzystwem – powiedziałem. – Będę za półgodziny.

– Dozobaczenia.

Nie minęła nawet minuta, kiedy dostałem wiadomość od Connora.

Dzięki, stary.

Parsknąłem śmiechem, ale szybko wystukałem odpowiedź.

Wisisz mi przysługę. Randka w ciemno? Serio, stary?

Jednak Connor był nie tylko moim przyjacielem, traktowałem go jak brata, którego nigdy nie miałem. Nie wystawiłbym go, choć nie podobała mi się perspektywa randki w ciemno. Bardzo szybko pojąłem, że randkowanie w małym miasteczku przynosi więcej szkody niż pożytku i zrezygnowałem z podrywania kobiet w tym mieście.

Zgodnie z umową pół godziny później wyciągnąłem wino trzymane w lodówce specjalnie na wizyty u tych dwojga, podjechałem pod dom Connora i Sam, i zastukałem do drzwi.

– Miło cię widzieć, Maddox. Wejdź – powiedziała Sam.

Podałem jej wino i cmoknąłem ją w policzek, a potem przywitałem się z Connorem i zostałem przedstawiony Monie. Gdy zaczęła mówić, zrozumiałem, że będzie to naprawdę długi wieczór… Kobieta desperacko próbowała się ustatkować i nawet tego nie ukrywała. Nie miałem pojęcia, dlaczego Samantha uznała, że próba umówienia nas będzie dobrympomysłem.

Elsie

Nie wierzyłam w to, co się działo. Jak mogłam do tego dopuścić, przegapić wszystkie sygnały ostrzegawcze… Nerwowo wyłamując sobie palce, czekałam na wejście do sali sądowej, gdzie zupełnie obcy człowiek zadecyduje o mojej przyszłości. Nie tylko mojej, ale też dwóch najważniejszych dla mnie osób na świecie. Powinnam je chronić, obiecywałam, że zawsze będę przy nich, azawiodłam…

– Przestań się tak wiercić – wyszeptała Julie, moja prawniczka. – Będzie dobrze, Elsie.

Chciałam jej zaufać, jednak miałam złe przeczucia. Cholernie złe.

W chwili, w której chciałam podzielić się z nią moimi wątpliwościami, na ławce naprzeciwko mnie usiadł Drew. Nosił jak zawsze nienaganny garnitur, widziałam, że był świeżo ogolony i nawet z tej odległości poczułam woń wody kolońskiej. Kiedyś uwielbiałam ten zapach, teraz budził we mnie obrzydzenie. Drew widział, że mu się przyglądam, i błysnął uśmiechem.

– Nie reaguj, on chce cię wyprowadzić z równowagi – wyszeptała Julie. – Nie pozwól mu wpłynąć na siebie. To już prawiekoniec.

Udawało mu się, cholernie mu się to udawało. Z trudem nad sobą zapanowałam i nie rzuciłam się na niego z paznokciami, by wydrapać mu oczy. Ale posłuchałam Julie i wzięłam głęboki oddech, nie dając Drewsatysfakcji.

Nasza sprawa została wywołana, więc Julie trąciła mnie w łokieć i weszliśmy do sali, w której wszystko miało sięrozstrzygnąć.

***

– Przykro mi, Elsie, naprawdę nie sądziłam, że tak się to potoczy – powiedziała Julie, gdy ja próbowałam przetrawić kilka ostatnich minut. Nie byłam jednak w stanie tego zrobić. – Będziemy walczyć, to niekoniec.

Ja jednak się czułam, jakby to był koniec. Zawiodłam. Wzbie­rał we mnie płacz, ale nie mogłam się rozpaść na kawałki w miejscu publicznym.

– Chcę się z nimi zobaczyć – wyszeptałam. – Muszę się z nimizobaczyć.

Julie westchnęła, usiadła na krześle obok i zaczęła masować moje plecy. Chyba starała się dodać mi otuchy, ale nic w tym momencie nie przyniosłoby miulgi.

– Nie wolno ci, Elsie. Wiem, że jest ci ciężko, ale musimy postępować zgodnie z wyrokiem i zaleceniami. Tylko wtedy możemy walczyćdalej.

– Obiecywałaś mi, że będzie dobrze – powiedziałam i spojrzałam na nią, a do moich oczu napłynęło pełno łez, których nie zamierzałam wylać. Nietutaj.

Wiedziałam, że to nie jej wina, ale ta irracjonalna część mnie wkurzała się na moją przyjaciółkę zajmującą się tą sprawą i w dodatku nie biorącą ode mnie anicenta.

– Będziemy walczyć – powtórzyła z mocą, jakby pragnęła, bym jej uwierzyła.

Ja jednak nie wierzyłam już w nic. Kilka minut temu zawalił się mój świat i nie miałam pojęcia, czy zostało mi wystarczająco dużo siły, by się podnieść i zacząć walczyć o jegoodbudowanie.

Julie musiała zobaczyć moją rezygnację, bo złapała mnie obiema dłońmi za policzki i zmusiła, bym na nią spojrzała. Dopiero teraz zauważyłam, że jej oczy także były wilgotne od łez, a twarz zaczerwieniona. Przeżywała to ze mną.

– Nie poddamy się, Elsie, słyszysz mnie? Nie poddamy się. Choćbym miała wydać ostatniego dolara z mojego konta i sprzedać duszę samemu diabłu, będziemy walczyć. I wygramy.

Chciałabym dzielić jej pewność, jej siłę, jej wiarę w to, że całą tę sytuację da się jeszczenaprawić.

Maddox

Ostatnie dni przeleciały tak szybko, że nawet nie zdążyłem się zastanowić, jak zręcznie wykręcić się z propozycji Samanthy – randki z jej znajomą, Moną. Miałem słabość do żony swojego przyjaciela, wiele przeszła. Choć jej rodzice nadal żyli, nie utrzymywała z nimi kontaktu, więc była w podobnej sytuacji do mnie. Bez krewnych czy kogokolwiek, z kim łączyłoby ją jakieś pokrewieństwo. Oczywiście, miała Connora i resztę Jonesów, ale rozumiała moją tęsknotę za bliskimi. Dlatego trudno było mi jej czegokolwiek odmówić. Kończył mi się jednak czas, bo wiedziałem, że Mona pojawi się dziś na otwarciu Willow Creek Diner, a Sam oczekiwała, że zaproszę jej znajomą na randkę. A to jedna z ostatnich rzeczy, jakie chciałem. Mona wydawała się miła, śliczna, lecz bardzo wyraźnie podkreślała, że szuka kogoś, z kim będzie mogła jak najszybciej założyć rodzinę. A ja nie byłem pewien, czy zamierzałem ją mieć. Oczywiście, brakowało mi bliskich, ale jednocześnie zastanawiałem się, czy to dla mnie. Nie wyobrażałem sobie domu z ogródkiem, żony i dzieciaków biegających wokół. Gdy wstąpiłem do wojska, nie sądziłem nawet, że w tak młodym wieku z niego odejdę, raczej wychodziłem z założenia, że do końca będę służył ojczyźnie i nosił mundur. Życie jednak zweryfikowało moje pomysły, a ciągłe misje i to, co na nich widziałem, z każdym miesiącem odbijały się na mnie coraz mocniej. Więc kiedy nadarzyła się okazja, odszedłem z wojska i tak wylądowałem w Willow Creek, bez planu na przyszłość, bez marzeń, bez wyraźnegocelu.

– Dzień dobry, drogie panie – przywitałem się z Marcy, Marjorie i Ruth krzątających się nerwowo po restauracji. – Gotowe na wielkie otwarcie?

Rozejrzałem się wokół i zauważyłem, że wszystko było już przyszykowane – tort stał na przygotowanym wcześniej miejscu, stoliki nakryto i teraz tylko czekały, aż zasiądą przy nichgoście.

– Nie możemy znaleźć nożyczek – powiedziała Marjorie. – Jak przetniemy tę durną wstążkę beznożyczek?

Parsknąłem śmiechem i minąłem kobiety, udając się przez kuchnię prosto na zaplecze. Z szuflady z przyborami wyjąłem nowiuteńką parę nożyczek i zaniosłem je Marjorie.

– Jesteś kochany. Gdybym tylko miała wnuczkę w twoim wieku, od razu bym cię zeswatała – oznajmiła i poklepała mnie po policzku.

– To zabrzmiało jak groźba – zażartowałem i podszedłem do Marcy, ewidentniestremowanej.

Dziwiło mnie, że nie widziałem tu jeszcze Connora i Sam, dlatego zapytałem ją oto.

– Pojechali do domu się przebrać, nie mógł mi tutaj na otwarciu w zwykłym podkoszulku chodzić – odpowiedziała, machając dłonią. – Miles i Olivia będą za moment. Emily marudziła, więc nie dali rady przyjechaćwcześniej.

– A gdzie Jack? – rozejrzałemsię.

– Gdzieś się tu kręci, możliwe, że kazałam mu znaleźć sobie coś do roboty, bo jeszcze bardziej się przez niego stresowałam – zaśmiała się.

Zostawiłem ją więc z przyjaciółkami i wyszedłem przed restaurację, gdzie powoli zaczęli zbierać się goście. Po chwili pojawili się Connor z Samanthą, a zaraz po nich dołączyła Mona. Sam co rusz spoglądała to na mnie, to na swoją znajomą, ale udawałem, że nie wiem, o co jej chodzi. Z opresji uratował mnie Eric, a w zasadzie jego córka, podbiegająca właśnie do mnie iwołająca:

– Wujek Maddox!

– Cześć, kwiatuszku – rzekłem i gdy się na mnie rzuciła, podniosłem ją na ręce i zakręciłem się z nią wkółko.

– Patrz, jaką mam ładną sukienkę! – wrzasnęła mi doucha.

Podszedł do nas Eric, który zganił córkę za odbieganie od niego i krzyczenie. Dziewczynka przeprosiła, lecz zaraz znowu się podekscytowała i zaczęła wykrzykiwać kolejne słowa. Nawet nie oczekiwała, że ktokolwiek jej odpowie, po prostu opowiadała wszystkim o tym, co jej się podobało (sukience i dekoracjach restauracji), o tym, czego nie mogła się doczekać (tortu), oraz o tym, co chciałaby dostać (jakiś specjalny domek dla lalek inspirowany oglądaną przez niąbajką).

– Poppy, co mówiłem o wymuszaniu na kimś prezentów? – zapytał Eric, a ja postawiłem dziewczynkę naziemi.

– Ale tato, ja nie wymuszam, tylko mówię – odpowiedziała z pewnością, jakiej mogłyby jej pozazdrościć dużo starsze osoby.

– I tu cię ma – zaśmiałem się do Erica.

Wychowywał córkę samotnie i wiedziałem, że próbował zrobić to jak najlepiej, lecz nie było szans, by przegadał tę rezolutną dziewczynkę.

– Nie spóźniliśmy się? – zapytał na powitanie Miles, razem z Olivią dołączając donas.

Poppy od razu zaczęła nawijać do młodszej dziewczynki siedzącej w wózku, a my mogliśmy przez chwilę porozmawiać. Olivia cieszyła się, że wraz z Bobby przygotowała specjalny tort na otwarcie – w kształcie logo restauracji. Miles żartował, że, kiedy po raz pierwszy cały czas sam zajmował się córką, Emily postanowiła dać mu w kość tak bardzo, by nadrobić poprzednie miesiące. Wokół nas zgromadził się tłumek ludzi, którzy chcieli towarzyszyć Marcy, Ruth i Marjorie w tym wyjątkowym dniu. Przed restauracją pojawiły się też same bohaterki i ich małżonkowie, którzy jednak się odnaleźli.

– Dzień dobry, dzień dobry – powiedziała Marcy, a rozmowy wokół ucichły. – Dziękujemy, że jesteście tu dzisiaj z nami, by świętować otwarcie Willow Creek Diner. Wiemy, że wielu z was martwiło się, że po zamknięciu baru zabraknie miejsca, do którego będzie można przyjść i coś zjeść, gdy nie będzie się miało ochoty na gotowanie – kontynuowała. – Wiemy, że baru nic nie zastąpi, ale liczymy, że w naszej restauracji będziecie się czuli, jak podczas wizyty urodziny.

Spojrzała na swoich bliskich, a później na przyjaciółki. Ruth trzymała nożyczki, a pozostałe dwie kobiety ustawiły się po obu jej stronach.

– Willow Creek Diner jest oficjalnie otwarta! – oznajmiły jednocześnie, przecinając czerwonąwstążkę.

Biliśmy brawo, a ja uśmiechałem się, widząc radość starszych pań. Zaraz po tym zaprosiły wszystkich do pamiątkowego zdjęcia, by uczcić ten dzień i móc później powiesić je na ścianie. Eric promieniał dumą, kiedy ludzie zaczęli wchodzić do restauracji i komentować jej wygląd. Poppy chciała mu się wyrwać i podbiec do tortu, lecz wziął ją na ręce, zapewne przewidując, że mogłoby skończyć się tokatastrofą.

Marjorie, Ruth i Marcy zapraszały gości do stolików, a gdy wszystkie miejsca były już zajęte, zaprezentowały tort. Eric pozwolił córce przyjrzeć mu się z bliska. Zaraz po tym pojawiły się kelnerki roznoszące słodki wypiek oraz napoje, a na barze przygotowano stół szwedzki, by każdy mógł spróbować niektórych serwowanych od jutradań.

Siedziałem przy stoliku z Erikiem i Poppy oraz Dannym, który dołączył do nas przed chwilą, przegapiając uroczyste otwarcie. Jednak przyjechał tu z innego miasta, w dodatku sam prowadził biznes, więc nikt nie miał mu tego za złe. Duży stolik obok nas zajmowali Jonesowie i Mona, a ja ignorowałem wściekłe spojrzenia posyłane mi przez Samanthę. Kiedy jednak i Connor zaczął się we mnie wpatrywać, postanowiłem podejść do jego żony i porozmawiać z nią pod pretekstem pomagania nazapleczu.

– Czemu ignorujesz Monę? Myślałam, że zaiskrzyło i zaprosisz ją na randkę – powiedziała, gdy tylko zniknęliśmy za zamkniętymi drzwiami.

– Sam, kocham cię jak siostrę, której nigdy nie miałem, ale daj spokój. Nic nie zaiskrzyło, Mona to bardzo sympatyczna kobieta, lecz nie jestem tym, kogo szuka – odpowiedziałem spokojnie, krzyżując ręce napiersi.

– Ale przecież mówiłeśostatnio…

Zaśmiałem się cicho, przez co Samumilkła.

– To ty mówiłaś, a ja nie wiedziałem, jak ci odmówić – odezwałem się. – Ale nie zaproszę Mony na randkę, spróbuj wyswatać ją z Dannym – dorzuciłem, wiedząc, że on wkurzy się na samą propozycję.

– Dan nie szuka związku, za dużo przeszedł – odpowiedziała, machając ręką, jakby chciała odpędzić od siebie tęmyśl.

– Ty też, a jesteś w nowym związku i to szczęśliwym.

Sam klepnęła mnie w ramię i obiecała, że wyjaśni sprawę Monie tak, by tamta nie żywiła do mnie urazy. Byłem jej wdzięczny, bo nie potrzebowałem dram w miasteczku, gdzie plotki rozchodziły się z prędkościąświatła.

Wróciliśmy do stolików. Zostałem jeszcze na godzinę, by spędzić czas ze znajomymi i okazać wsparcie Marcy. Później pożegnałem się ze wszystkimi i wyszedłem z restauracji, a razem ze mną Eric z coraz większym trudem panujący nad rozdrażnionąPoppy.

– Ja muszę się wcześniej urwać, ale czemu ty nie zostajesz dłużej? – zapytał, gdy szliśmychodnikiem.

– Jutro rano wyjeżdżam na kilka dni – odpowiedziałem. – Muszę więc ogarnąć wszystko w domu i się spakować. Poza tym… chyba potrzebuję spokojnego wieczoru.

Zamierzałem przygotować się nie tylko do wyjazdu, lecz także psychicznie do spotkania z babcią. Choćbym nie wiem jak długo sobie powtarzał, że to nie jej wina, że nie powinienem tego brać do siebie, to fakt, że mnie nie poznawała, bolał cholernie.

– To co? Piwo po twoim powrocie? – zagadnął na pożegnanieEric.

– Masz to jak w banku – odparłem i ruszyłem w stronędomu.

Wieczorem dostałem wiadomość od Connora, który po raz kolejny proponował, że pojedzie ze mną. Spotkanie z babcią było jednak czymś, co musiałem zrobić sam.

Elsie

– Mamo, a daleko jeszcze? – zapytała z tylnego siedzenia Alana.

– Kawałek, słonko. Ale za chwilę gdzieś się zatrzymamy, żeby coś zjeść, tylko Robyn się obudzi, dobrze? – odpowiedziałam, spoglądając na jej twarz w lusterku.

Dziewczynki wyjątkowo dobrze znosiły długą jazdę samochodem i poza pojedynczymi pytaniami, czy długo jeszcze będziemy jechać, nie narzekały. Lecz przed nami wciąż była daleka droga i czułam, że to się na pewno zmieni.

– Robyn, wstawaj, jestem głodna – powiedziała Alana, szturchając siedzącą w foteliku siostrę.

Westchnęłam ciężko, bo zdawałam sobie sprawę, jak marudna bywała moja młodsza córka, gdy się ją nagle obudziło. Robyn lubiła spać, od pierwszego dnia życia.

– Zostaw siostrę – powiedziałam do Alany. – Do najbliższego postoju mamy jakieś pół godzinki jazdy, niech pośpi dłużej. A jak jesteś głodna, w plecaku są przekąski.

Obie dziewczynki dostały plecaczki wypełnione przekąskami, bo wiedziałam, jak wygląda z nimi jazda samochodem. Po dwóch minutach od wyjazdu robiły się już tak głodne, że zaczynały prosić o jakiś przysmak. Tym sposobem miały coś pod ręką i powinny wytrzymać dopostoju.

Alanę najwidoczniej zadowoliły moje słowa, bo bez marudzenia zaczęła grzebać w plecaku i za moment coś sobie wyjęła. Odetchnęłam z ulgą, skupiając uwagę na drodze. Tak jak poinformowałam córkę, pół godziny później zjechaliśmy na parking przed przydrożną restauracją. Nadeszła pora, by obudzić Robyn, wysiadłam więc z samochodu i otworzyłam drzwi z jejstrony.

– Robyn, kochanie, wstajemy – powiedziałam delikatnym głosem, sięgając do jejfotelika.

Przeciągnęła się, ziewając głośno, i dopiero po tym otworzyła duże, brązoweoczy.

– Jesteśmy na miejscu? – zapytała, ponownieziewając.

– Jeszcze nie – odpowiedziałam. – Zatrzymałyśmy się, żeby cośzjeść.

Rozpłakała się, bo nie spodobała się jej moja odpowiedź, w dodatku była rozdrażniona, że ją obudziłam. Alana też zaczynała marudzić, a ja zapragnęłam wsiąść z powrotem do auta i pojechać dalej przedsiebie.

Jakimś cudem udało mi się uspokoić Robyn, a Alana widząc, że możemy już wchodzić do restauracji, także się uspokoiła. Wnętrze lokalu okazało się typowe dla przydrożnych jadłodajni. Usiadłyśmy przy stoliku i po chwili pojawiła się kelnerka, która przyjęła nasze zamówienia. Dziewczynki wzięły po milkshake’u, do tego frytki i nuggetsy, a ja skusiłam się na mrożoną herbatę i hamburgera z frytkami. Zazwyczaj nie jadałyśmy takich rzeczy, ale okoliczności były wyjątkowe, więc odpuściłam i dziewczynkom, i sobie. W oczekiwaniu na jedzenie dziewczyny zaczęły się nudzić, więc złamałam kolejną zasadę i z torby wyciągnęłam dla nich iPady, by mogły się czymś zająć. Nie chciałam, żeby przeszkadzały innym klientom, zabrakło mi też siły na kolejne awantury.

– Proszę bardzo, wasze napoje – oznajmiła kelnerka, stawiając na stoliku trzyszklanki.

– Jedziemy na wycieczkę, wiesz? – wypaliła do niej znienackaAlana.

Ta zaśmiała się cicho, ale spojrzała na moją córkę i jejodpowiedziała:

– To super, pewnie bardzo się cieszycie, prawda?

– Nooo, bo wiesz, dawno nie byłyśmy na wycieczce z mamą, więc jedziemy teraz. Na wycieczkę-niespodziankę – kontynuowała moja starszacórka.

Zaraz po przekazaniu tych wieści straciła zainteresowanie dalszą rozmową i wróciła do gry na iPadzie. Ja zamieniłam kilka grzecznościowych słów z kelnerką, która zaraz wróciła do swoich obowiązków. Ze znużenia sięgnęłam po telefon, odczytałam wiadomości od Julie i odpisałam jej. Denerwowała się, bo jeszcze nigdy nie jechałam nigdzie dalej sama z dziewczynkami, a wiedziała, że nie znosiłam prowadzić zbyt długo samochodu. Następnie napisałam do Marjorie, która nie mogła się doczekać naszego przyjazdu, jak wnioskowałam z wcześniejszych wiadomości od niej. Odwzajemniałam to uczucie, bo też najchętniej znalazłabym się już na miejscu. Nie tylko przez to, że perspektywa kolejnych kilku godzin – około pięciu – w samochodzie z dziewczynkami mnie przerażała, ale także ze względu na to, kim była Marjorie: przyjaciółką mojej zmarłej babci, kobiety będącej dla mnie jak matka i najlepsza kumpela w jednym. Marjorie i moją starszą od niej babcię, Rose, dzieliło co prawda kilkanaście lat, lecz kiedyś mieszkały po sąsiedzku i się zaprzyjaźniły, a gdy los je rozdzielił, nadal utrzymywały ze sobą kontakt. Moje dalsze rozmyślania przerwała ta sama kelnerka, która postawiła przed nami talerze. Na sam widok zaburczało mi w brzuchu, bo wyjechałam bez śniadania. Dziewczynki też od razu zabrały się za frytki i, o zgrozo, obie zanurzyły je w czekoladowych milkshake’ach. Aż się skrzywiłam, bo nigdy nie zasmakował mi ten eksperyment, wolałam zwyczajnie zjeść frytki posolone i z ketchupem. Pożarłam hamburgera, z zaskoczeniem przyznając, że był naprawdę smaczny. Chciałam oblizać palce, lecz żeby nie uczyć dziewczynek złych nawyków, wytarłam je w serwetkę. Alana zjadła prawie całą porcję, Robyn mniej, ale powiedziała, że ma już dość, więc nie naciskałam, żeby dokończyła. U kelnerki zamówiłam jeszcze kawę na wynos, opłaciłam nasze zamówienie i poszłyśmy skorzystać z łazienki przed kolejnymi godzinami w samochodzie. Jeśli szczęście mi dopisze, dziewczynki znużą się jazdą i zrobią sobie małą drzemkę. Liczyłam na to, bo chociaż później nie będą chciały spać w nocy, w tym momencie ceniłam spokój podczas jazdy wyżej niż łatwe zasypianie wieczorem.

***

Szczęście mi nie dopisało. Pięć minut po opuszczeniu parkingu przed restauracją dziewczyny zaczęły się kłócić i nawet dostęp do iPadów nie pomógł. Reszta drogi była więc okropna. Łagodnie mówiąc. Nie powstrzymałam westchnięcia ulgi, gdy zobaczyłam znak Witamy w Willow Creek, a dziewczynki, kiedy usłyszały, że już prawie jesteśmy na miejscu, przestały krzyczeć i sprzeczać się, zamiast tego przyglądając się wszystkiemu z zainteresowaniem. Podążyłam za wskazówkami przesłanymi przez Marjorie i trafiłam do jejdomu.

– Jesteście – rzekła, wychodząc z domu. – Ale jesteś podobna do babci – dodała, zgarniając mnie do uścisku. – Jakdroga?

– Dziękuję – odpowiedziałam, uwalniając się z jej objęć. – A droga… powiedzmy, że nie chcę tego szybko powtarzać – zaśmiałamsię.

Marjorie zaglądała do samochodu, więc wydostałam dziewczynki z fotelików i postawiłam je na ziemi. Alana od razu przywitała się z Marjorie, a Robyn schowała się za mną, zerkając tylko ostrożnie na kobietę.

– Ale jesteście śliczne – zwróciła się do dziewczynek Marjorie. – Bardzo się cieszę, że końcu mogę waspoznać.

– My też się cieszymy – odparłam zanie.

Czułam się odrobinę niezręcznie, wolałam się nie wpraszać, lecz naprawdę padałam z nóg i marzyłam o tym, żeby usiąść. Marjorie musiała zauważyć moje zachowanie albo uświadomiła sobie, że ciągle stoimy na podjeździe, i odezwałasię:

– Oczywiście jesteście mile widziane w moim domu i z przyjemnością będę was gościć, ale pomyślałam, że chciałybyście mieć kąt dla siebie.

Nie rozumiałam, co miała na myśli, bo umówiłyśmy się, że zatrzymam się u niej do czasu, aż wymyślę co dalej i znajdę lokum dla siebie i dziewczynek.

– Synowa mojej przyjaciółki dała mi klucze do swojego domu. Zostańcie w nim tak długo, jak potrzebujecie. Przygotowałam dla was łóżka i włożyłam do lodówki co nieco na kolację i śniadanie – dodała z uśmiechem, a mnie oczy zaszły łzami.

Nie spodziewałam się tego. Nie musiała zadawać sobie tyle trudu ani angażować do pomocy przyjaciół.

– Dziękuję, znajdę pracę i od razu zapłacę za wynajem – zapewniłam, przytulając Marjorie.

– Jeśli interesuje cię praca kelnerki, możesz zacząć już pojutrze – powiedziała, znów mnie zaskakując – Razem z przyjaciółkami otworzyłyśmy restaurację, potrzebujemypracowników.

– Oczywiście, że mnie interesuje. Nie wiem, jak ci dziękować.

Byłam wzruszona, bo dzwoniąc do Marjorie, liczyłam tylko na miejsce, w którym pobędę przez kilka dni. A dostałam o wiele, wiele więcej…

– To co? Gotowe zobaczyć dom? – zapytała, a gdy przytaknęłam, poleciła, żebyśmy wsiadły do samochodu i udały się zanią.

Marjorie jeździła małym, wyglądającym na stare autem i aż się dziwiłam, że nie zmieniła go na cośbezpieczniejszego.

– Jesteśmy na miejscu? – zapytała Robyn, gdy zaparkowałyśmy obok samochoduMarjorie.

– Tak, kochanie. Chodźmy.

Po raz kolejny tego dnia wyciągnęłam córki z auta i poszłyśmy za Marjorie do domu, który miał tymczasowo być naszym. Rozejrzałam się po jasnych wnętrzach, ciesząc się, gdy zobaczyłam meble – kanapę w salonie, stół w jadalni i niezbędne sprzęty w kuchni.

– Na górze są sypialnie – powiedziała, oprowadzając nas po domu. – Pościeliłam wam łóżka. Dziewczynki będą musiały spać razem, ale niedługo temu zaradzimy. Nie wiedziałam, czy potrzebujesz zabezpieczeń na schody, lecz nie udało mi się nic załatwić. Jeśli planujesz je założyć, daj znać, Eric zamontuje drewnianąbramkę.

– Dziewczynki swobodnie chodzą po schodach, więc nie potrzebujemy bramki, ale dziękuję, że pomyślałaś.

– Nie ma za co. – Machnęła ręką. – Czujcie się jak u siebie. Drzwi do ogrodu są zamknięte, klucz wisi w szafce, zaraz ci ją pokażę. Dziewczynki mogą pójść zobaczyć sypialnię, a my może wniesiemy wasze rzeczy? – zaproponowała.

Nie zamierzałam pozwolić starszej pani taszczyć moich bagaży, ale nie chciałam jej urazić, więc wymyśliłam na poczekaniu inną wymówkę.

– A może napijemy się herbaty? Przydałaby mi się chwila, by złapać oddech.

Gdy Marjorie zgodziła się na moją sugestię, szepnęłam do dziewczynek, żeby poszły obejrzeć pokój. Uprzedziłam, by zachowywały się grzecznie, po czym upewniłam się, że drzwi wejściowe są zamknięte naklucz.

– Jak się czujesz, kochana? – zapytała Marjorie, nastawiając wodę na herbatę.

– Jakby ktoś mnie zjadł i wypluł, lecz to nic, czego nie naprawi przespana noc – odpowiedziałam, uśmiechając się delikatnie.

Przyjrzała mi się uważnie. Coś w jej spojrzeniu mówiło mi, że nie uwierzyła w ani jedno mojesłowo.

– Jesteś równie uparta jak twoja babcia, co? Kiedy będziesz gotowa mi opowiedzieć, jestem tu, by cię wysłuchać. A teraz opowiedz mi więcej o twoich cukiereczkach, są prześliczne, a Alana jest tak bardzo do ciebie podobna.

Uśmiechnęłam się, słysząc to. O dziewczynkach mogłam mówić bez końca, więc gdy Marjorie podała mi kubek z herbatą, usiadłyśmy przy jadalnianym stole i zaczęłam opowiadać o moich córkach, o tym, co lubiły i czym się interesowały. Marjorie od razu zauważyła, że dziewczynki miały inne charaktery, bo Alana nie wstydziła się nawet przez moment, podczas gdy Robyn była bardziej ostrożna. Zaraz zmieniłam temat na restaurację należącą do Marjorie i jej przyjaciółek, po czym dowiedziałam się, że Willow Creek Diner to nowy lokal, a prowadzące go kobiety wierzyły, że okaże się udanym przedsięwzięciem.

– Wpadnę jutro rano i oprowadzę was po miasteczku, co ty nato?

– Z przyjemnością skorzystam z zaproszenia. Chcę jak najszybciej się tu odnaleźć, żeby nie gubić się w drodze do pracy – zażartowałam i zrobiłam mentalną notkę, żeby pomyśleć o opiece nad dziewczynkami.

– Choćbyś próbowała, to się nie zgubisz – zapewniła. – Spokojnej nocy i do jutra.

Pożegnałam się, zamknęłam drzwi i poszłam sprawdzić, co robią moje córki. Gdy odkryłam, że leżą na łóżku i szepczą coś między sobą, wykorzystałam chwilę i przyniosłam torby z bagażnika. Cztery walizki to wszystko, co ze sobą przywiozłyśmy. Ale to wystarczyło, bo miałyśmy siebie, a resztę powolizdobędziemy.

Maddox

To z każdą wizytą robiło się coraz trudniejsze. Patrzenie na osobę, która mnie wychowała, dbała o mnie, kochała, w takim stanie. Przyglądanie się temu, jak znikała, jak mnie nie poznawała, choć byłem jej jedyną rodziną…

Oparłem głowę o ścianę korytarza domu opieki, tuż obok pokoju, w którym mieszkała moja babcia. Wziąłem kilka uspokajających oddechów, nim mogłem w ogóle pomyśleć o powrocie do pokoju babci.

– Przykro mi, Maddox – powiedziała pielęgniarka opiekująca się babcią na dziennej zmianie.

– Powinienem się już przyzwyczaić – odpowiedziałem, wzruszając ramionami.

Lucy pomasowała mnie po ramieniu, dodając mi otuchy. Poza Connorem ta kobieta była jedyną stałą osobą w moim życiu, pracowała w domu opieki od dawna także wtedy, gdy babcia tu zamieszkała.

– Do tego nie da się przyzwyczaić – odpowiedziała. – Choćbyś nie wiem jak próbował, będzie cię to bolało. A dziś trafiłeś na jej gorszydzień.

Zaśmiałem się, bo ostatnio ciągle miała gorsze dni. Tęskniłem za tymi, kiedy nadal przypominała sobie, kim jestem, albo choćby myślała, że jestem moim dziadkiem i podczas rozmów ze mną cała jej twarz aż się rozświetlała. Dzisiaj jednak stała się na mój widok agresywna, zaczęła krzyczeć i nawet uderzyła mnie pięścią w ramię. Nie miałem jej tego za złe, to nie była jej wina, po prostu moja ukochana babcia znikała pod wpływem upływu czasu oraz choroby, która mi jąodbierała.

– Może nie powinienem jej odwiedzać? Skoro tak reaguje? – zapytałem, nie wiedząc, czy będę w stanie trzymać się z daleka.

I tak już teraz odwiedzałem ją tylko raz do roku, a co tydzień dzwoniłem do ośrodka i dostawałem raport o jej stanie zdrowia i samopoczuciu.

– Nie odpowiem ci na to pytanie. To decyzja, którą musisz podjąć sam – odparła Lucy. – Ale to chyba niezbyt dobry pomysł, żebyś znowu do niejwchodził.

Zrozumiałem ją, więc tylko skinąłem głową, objąłem Lucy na pożegnanie i opuściłem ośrodek. W hotelu rzuciłem się na łóżko i zatopiłem we wspomnieniach z czasów, kiedy babcia była sobą. Kiedy wychowywała mnie, trzymając się swoich zasad i reguł, ale zawsze okazując mimiłość.

***

Potrzebowałem powrotu do pracy, musiałem czymś zająć myśli, by nie zatopić się w mroku otaczającym mnie za każdym razem, gdy odwiedzałem babcię. Nie mogłem znieść jej stanu, nie zasłużyła sobie na to. Najgorsze jednak było to, że wraz z nią straciłem rodzinę. Babcia jako jedyna o mnie dbała, a ja teraz nie potrafiłem zrobić nic, by jej pomóc czy chociażby złagodzić jej cierpienie. Zamiast tego tylko ją denerwowałem swoimi wizytami. Żeby więc uciec od natłoku emocji, zjawiłem się w pracy dzień wcześniej, niż zamierzałem, zaskakując tym wszystkich, zwłaszczaConnora.

– Co ty tu robisz? – zapytał, marszcząc czoło.

– Przyszedłem do pracy, nie widać? – odpowiedziałem zaczepnie i ruszyłem do stodoły, zostawiając przyjaciela ztyłu.

On jednak był uparty i nie dał się spławić, pobiegł za mną i zagrodził mi drogę, zmuszając mnie, bym się zatrzymał. Wypuściłem głośno oddech, bo nie miałem teraz ochoty na rozmowę od serca. Nawet zConnorem.

– Powinieneś dopiero wracać do domu, a pojawiłeś się w pracy – zauważył. – Co sięstało?

– Nic, czego się nie spodziewałem – odparłem. – Przeciąganie pobytu nie miało sensu, więc już przyjechałem i jestem gotowy doroboty.

Próbowałem brzmieć spokojnie, ale znaliśmy się na tyle dobrze, że Connor mnieprzejrzał.

– Raczej potrzebujesz w coś przywalić – odparł. – Możemy pójść do garażu, worek treningowy będzie wyłącznie dla ciebie. Cholera, jeśli chcesz, zrobimy mały sparing, żebyś spuścił trochę tej pary, nim zacznie ci uszami wychodzić.

Parsknąłem śmiechem, słysząc jegoporównanie.

– Jeśli obiję ci twarzyczkę, Sam mnie dopadnie i będę umierał długą i powolną śmiercią – odpowiedziałem. – Poważnie, daj mi podziałać.

Connor pokręcił głową, rezygnując z dalszych prób namówienia mnie na porzucenie pracy.

– Skoro przyszedłeś na wolnym, to trzeba ściąć drzewa, które spadły na boczną drogę do farmy – powiedział. – Weź piłę albo siekierę, albo jedno idrugie.

Spojrzałem na niego, licząc, że da mi prawdziwe zajęcie, ale tym razem się nie ugiął. Wiedziałem, że jeśli faktycznie jakieś drzewa spadły na drogę, należało się ich pozbyć, wątpiłem jednak, że w normalnej sytuacji to ja musiałbym się tym zająć. To był po prostu kolejny sposób Connora, żebym wyładował emocje. Przytaknąłem więc i zapakowałem narzędzia dosamochodu.

Wbrew moim obawom to nie okazało się tylko wymyśloną przez Connora wymówką, faktycznie znalazłem dwa powalone drzewa blokujące drogę. Chociaż rzadko ktokolwiek z niej korzystał, bo biegła przy granicy ziemi Jonesów, przy łąkach, na wszelki wypadek powinna być przejezdna. Zabrałem się do pracy, najpierw używając piły, by rozciąć duże konary. A później skorzystałem z podpowiedzi Connora i wziąłem siekierę. Rąbałem drzewo na mniejsze kawałki, dając upust kłębiącym się we mnie emocjom. Każde uderzenie równało się jednej z negatywnych, niedających mi spokoju myśli. Po jakimś czasie dołączył do mnie Jack, przywożąc mi wodę i lunch.

– Zrób sobie przerwę – polecił, gdy nie przestałem rąbać drzewa.

– Trzeba to skończyć – odpowiedziałem i otarłem rękączoło.

– Zrób. Sobie. Przerwę – powtórzył, akcentując każdesłowo.

Westchnąłem, ale odłożyłem siekierę i wziąłem od niego zimną wodę, która przyjemnie ukoiła moje zaschnięte gardło.

– Connor powiedział, że jesteś w kiepskim nastroju – zaczął, a ja już wiedziałem, że nie ucieknę przed rozmową.

– Connor niech pilnuje własnego nosa – burknąłem, licząc, że może ta zaczepka wystarczy, żeby Jack zaczął bronić syna, zamiast maglować mnie na temat mojegonastroju.

Ale on nie był głupi, spojrzał na mnie z politowaniem ikontynuował:

– Wychowałem trzech chłopców, wiem, kiedy ktoś chce mnie spławić lub odwrócić moją uwagę. A ty powinieneś z kimśpogadać.

– Po co? Wyładuję się, zmęczę i jutro wrócę do normy – odparłem, ponownie sięgając powodę.

Nie czułem chęci na jedzenie, lecz ostatecznie skusiłem się także na przysłane przez Marcykanapki.

– A co, jeśli nie? Co, jeśli jesteś tak blisko wybuchu, że tylko rozmowa cipomoże?

– To wybuchnę, a później się pozbieram. Poważnie, Jack, nie musicie wokół mnie skakać. Umiem sobieradzić.

W końcu musiałem to robić, bo gdy babcia podupadła na zdrowiu, nie miał kto się mnąprzejmować.

– Nie musimy, ale chcemy – odrzekł. – Jesteś naszą rodziną, a my dbamy o siebienawzajem.

Odchrząknąłem, bo wzruszył mnie tym stwierdzeniem. Przyjęli mnie do siebie, kiedy tego potrzebowałem, ale nigdy w żaden sposób nie nazywaliśmy naszej relacji. Usłyszenie z ust Jacka, że jestem jego rodziną, znaczyło dla mnie więcej, niż potrafiłbym wyrazićwerbalnie.

– Nie patrz na mnie taki zdziwiony – zaśmiał się. – Od dawna łączy cię braterska więź z Connorem, więc to nic zaskakującego, że jesteś dla nasważny.

– Dzięki, Jack.

– Dlatego nie pozwolę ci kisić tych emocji, tych myśli. Musisz to z siebiewyrzucić.

Zastanawiałem się, jak ubrać to w słowa. Nigdy nie byłem w tym najlepszy, raczej chowałem się za żartami i sarkazmem; rzadko zresztą zdarzała się okazja do mówienia o emocjach. W wojsku kalkulowaliśmy wszystko na chłodno, więc nie było miejsca nauczucia.

– Chyba się zgubiłem. Wizyta u babci… Nie mam już nikogo – powiedziałem i skrzywiłem się, bo zabrzmiało to źle po tym, co od niego usłyszałem. – Wiem, że mam was i mogę na was liczyć, ale poza babcią nie mam żadnych krewnych, nikogo z kim łączyłyby mnie więzy krwi. Poza tym odnoszę wrażenie, że utknąłem… Lubię Willow Creek, ale chyba nie tak wyobrażałem sobie swoje życie.

– Zastanawiałem się, kiedy to do ciebie dotrze – parsknął śmiechem. – Od razu zauważyłem, że praca na farmie nie jest dla ciebie. Dobrze sobie radzisz, ale to nie jest to, czym powinieneś sięzajmować.

Spojrzałem na niego zdziwiony, bo Jack znał mnie naprawdę krótko, a zauważył coś, co sam dopiero zacząłem sobieuświadamiać.

– Oczywiście zawsze będą czekać tu na ciebie praca, kąt w naszym domu, miejsce w naszej rodzinie, lecz sądzę, że chcesz robić więcej, osiągnąć więcej. A tutaj – pokazał dłońmi dookoła – niewiele więcej możeszosiągnąć.

– Nie chcę wyjeżdżać z miasteczka – odparłem szybko. – Lubię tu mieszkać, mam was i Erica, Bobby mnie uwielbia – zaśmiałem się. – Nigdy wcześniej nie otaczało mnie tylu ludzi, poza wojskiem, ale tam to coinnego.

– A kto mówi, że musisz wyjeżdżać? – zapytałzdumiony.

– Chyba na niczym innym poza wojskiem i farmą się nie znam.

Tak wyglądała smutna prawda, bo nie interesowało mnie dotychczas nic poza służbą. To był mój cel, mój punkt końcowy: służba dla tegokraju.

– Jesteś kimś więcej niż tylko wojskowym, i pokazujesz to każdego dnia w miasteczku. Musisz jedynie sprawdzić inne możliwości. A wtedy możesz osiągnąć wszystko.

Jack brzmiał, jakby miał coś konkretnego na myśli, więc go o to zapytałem.

– Myślałeś o wstąpieniu do policji? Mój przyjaciel jest szeryfem i przyjechał w odwiedziny. Jeśli chcesz, umówię cię z nim na spotkanie.

Jego propozycja tak mnie zszokowała, że nie wiedziałem, co powiedzieć. Otwierałem i zamykałem usta, nie mogąc wydusić z siebie ani słowa.

– To wyłącznie propozycja – dodał szybko Jack. – Przyszło mi po prostu do głowy, że dobrze, byś wiedział, że istnieje taka opcja, że nie musisz zajmować się czymś, co nie sprawia ci radości.

– Dzięki, Jack, naprawdę ci dziękuję – powiedziałem po chwili.

– Czy to oznacza: „Tak, Jack, umów mnie na rozmowę z tym kumplem”?

Zaśmiałem się, czując, że z serca spada mi odrobina ciężaru.

– Tak, Jack, umów mnie na rozmowę z tym kumplem – powtórzyłem. – Proszę – dodałem.

– Żaden problem, dam ci znać, kiedy będzie mógł się z tobą spotkać. A teraz weźmy się razem za to drzewo, bo zrobiłeś tu jeszcze większy bałagan, niż był wcześniej. Wystarczyło przeciągnąć te drzewa nałąkę.

Zaśmiałem się, rozglądając się po bałaganie, o którym mówił Jack. No cóż, miałem sporo złości i frustracji do wyładowania.

– Connor kazał mi się tym zająć, w dodatku kazał wziąć piłę – broniłem się. – Nic nie mówił o przesunięciu drzew nabok.

Jack zaśmiał się cicho, burcząc pod nosem coś pod adresem swojego upartego syna. Choć Connor był jego pasierbem, Jack traktował go jak własne dziecko i właśnie tak o nimmówił.

Wspólnie z Jackiem, korzystając z jego samochodu, ściągnęliśmy jedno drzewo na łąkę, a później porąbaliśmy to rozwalone i załadowaliśmy je na paki naszych aut, by przewieźć je nafarmę.

– Jeszcze raz dziękuję, Jack – powiedziałem, gdy skończyliśmy zrzucać drzewo przy stodole.

– Nie ma za co.

W tej chwili podszedł do nas Connor, szczerząc się na nasz widok.

– Mówiłem, że potrzebował tylko trochę wysiłku – powiedział doJacka.

– Tak, dupku, dokładnie. I moja zmiana nastroju w ogóle nie wiąże się z rozmową z Jackiem i jego wsparciem – odparłem i żartobliwie uderzyłem go w ramię.

Connor spojrzał zaskoczony na ojca, lecz ten tylko wzruszył ramionami, zerknął więc na mnie, a ja postanowiłem, że niczego mu nie wyjaśnię. Niech trochę pogłówkuje, o co mogło chodzić. Widziałem, że chciał dopytać, ale wówczas zadzwoniła Marcy, która potrzebowała jego pomocy. Jack poszedł do koni, a ja postanowiłem wrócić do domu, by odpocząć i na spokojnie przemyśleć rozmowę z ojcemConnora.

Tysiąc powodów, by uwierzyć w miłość

Copyright © Ewelina Nawara

Copyright © Wydawnictwo Inanna

Copyright © MORGANA Katarzyna Wolszczak

Copyright © for the cover art by © Maja Nieścior/@colmaydraw & elenavic/Adobe Stock

Wszelkie prawa zastrzeżone. All rightsreserved.

Wydanie pierwsze, Bydgoszcz 2024r.

książka ISBN 978-83-7995-757-6

ebook ISBN 978-83-7995-758-3

Redaktor prowadzący: Marcin A. Dobkowski

Redakcja: Sonia Korta

Pierwsza korekta: Paulina Kalinowska

Druga korekta: Beata Karbownik

Adiustacja autorska wydania: Marcin A. Dobkowski

Projekt okładki: Ewelina Nawara

Ilustracja postaci: Maja Nieścior, @colmaydraw

Skład i typografia: www.proAutor.pl

Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgodywydawcy.

MORGANA Katarzyna Wolszczak

ul. Kormoranów 126/31

85-432 Bydgoszcz

[email protected]

www.inanna.pl

Książkę i ebook najtaniej kupisz na www.inanna.pl