Dotyk - Adania Shibli - ebook + książka

Dotyk ebook

Shibli Adania

0,0
31,00 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Druga po polsku książka autorki „Drobnego szczegółu”

 

Dziewczynka stoi w słońcu obok zbiornika na wodę i dłonią ściera z niego rdzę, jakby to były płatki złota. Dziewczynka siedzi na pace pikapa, a ojciec wiezie ją na szczyt wzgórza, z którego wyrasta tęcza. Dziewczynka szuka w szafie czarnych ubrań, w których pójdzie na pogrzeb brata.

„Dotyk” to proza złożona z niepozornych obrazów, zza których przeziera groza codziennego życia we współczesnej Palestynie. Główna bohaterka tej noweli, bezimienna mała dziewczynka, mierzy się z dojmującym poczuciem niedopasowania, całe dnie spędzając w milczeniu. Świata doświadcza – a my, czytający, wraz z nią – poprzez szczegół: portret zmarłego brata wiszący nad telewizorem, widok w lusterku wstecznym samochodu, w którym zamyka się na długie godziny, strzępy rozmów dorosłych o masakrze w Sabrze i Szatili. W końcu azylem staje się dla niej literatura, ale ceną, jaką za to płaci, jest dalsza izolacja od najbliższych i pogłębiające się doświadczenie wyobcowania.

 

 

Adania Shibli – urodziła się w 1974 roku w Palestynie. Autorka powieści, m.in. „Drobnego szczegółu nominowanego do Międzynarodowego Bookera, tekstów scenicznych, opowiadań i esejów, które były publikowane w różnych antologiach, albumach o sztuce i magazynach literackich. Wykładała na Uniwersytecie Nottingham, obecnie pracuje na Uniwersytecie Birzeit w Palestynie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 55

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Ada­nia Shi­bli, Do­tyk,prze­ło­żyła Hanna Jan­kow­ska, Oko­niny 2024
Ty­tuł ory­gi­nału:
Co­py­ri­ght © Ada­nia Shi­bli, 2003 Co­py­ri­ght © for the Po­lish trans­la­tion by Hanna Jan­kow­ska, 2024 Co­py­ri­ght © for this edi­tion by Wy­daw­nic­two Drza­zgi, 2024
Re­dak­cja: Fi­lip Fie­rek
Ko­rekta: To­masz P. Bo­cheń­ski, Agata Chmie­lecka, Agnieszka Wrona
Pro­jekt ty­po­gra­ficzny, skład i ła­ma­nie: By Mo­use | by­mo­use.pl
Pro­jekt okładki: An­ge­lika Ku­kioła
Wy­da­nie I
ISBN 978-83-973079-0-2
Wy­daw­nic­two Drza­zgi Oko­niny 17B 89-530 Śli­wice
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

KO­LORY

1

Zbior­nik na wodę stoi na czte­rech słu­pach. Wi­dziany z da­leka przy­po­mina znie­ru­cho­miałą mrówkę. Kie­dyś miał inny ko­lor, do­póki nie po­ja­wiła się plamka rdzy, która ro­sła i ro­sła, aż za­jęła jego po­wierzch­nię, i zbior­nik jest te­raz brą­zowy.

Za jed­nym ze słu­pów sta­nęła dziew­czynka. Brą­zowy ko­lor, który ma na so­bie, nie wziął się od plamki rdzy. To kraw­cowa, szy­jąc su­kienkę dla matki, nie wy­ko­rzy­stała ca­łego ku­ponu gru­bej brą­zo­wej wełny prze­ty­ka­nej tu i ów­dzie złotą nitką.

Zo­stał ka­wa­łek, w sam raz na małą su­kie­neczkę.

Dziew­czynka utkwiła wzrok w słu­pie, przed któ­rym stała. Łusz­czyły się z niego kwa­dra­towe płatki i ma­leń­kie ka­wałki rdzy, przez co wy­da­wał się szorstki. Do­tknęła go i prze­su­nęła ręką do góry, a wtedy usły­szała ci­chy szmer kru­szą­cych się, zim­nych płat­ków rdzy. Gdy od­su­nęła rękę, część od­pa­dła, a tro­chę przy­warło do jej dłoni. Płatki rdzy były zimne, więc wy­szła z cie­nia rzu­ca­nego przez zbior­nik, żeby je ogrzać.

Gdy zna­la­zła się poza strefą cie­nia, wśród brą­zo­wych ka­wał­ków prze­rdze­wia­łego me­talu za­mi­go­tały na ca­łej jej dłoni złote kropki.

Brą­zowe płatki na­kra­piane zło­tem wy­glą­dały w słońcu jak de­li­katna, prze­zro­czy­sta rę­ka­wiczka do­brana ko­lo­rem do su­kienki.

Druga dłoń ni­czego nie trzy­mała. Była mocno za­ci­śnięta. Gdy dziew­czynka ją otwo­rzyła, oka­zało się, że jest mo­kra od potu. Wy­cią­gnęła ją do słońca i wtedy też za­mi­go­tały złote kropki i nitki. Prze­cią­gnęła ręką po słu­pie, by do­dać brą­zo­wego ko­loru i jesz­cze wię­cej bla­sku, ale za­miast złota do dłoni przy­lgnęła chro­po­wata rdza, szorstka jak weł­niana su­kienka.

Dziew­czynka we­szła pod zbior­nik, żeby się wy­siu­siać. Wo­kół wciąż było ci­cho. Nie unio­sła su­kienki, bo na jed­nej ręce miała rę­ka­wiczkę, a druga, po­dra­pana, bo­lała. Mocz spły­nął spo­mię­dzy jej nóg po­dwójną strużką.

Dziew­czynka stała w pro­mie­niach słońca, ba­wiąc się brą­zo­wym i zło­tym ko­lo­rem na su­kience i na dłoni, a mocz na jej no­gach wy­sy­chał.

2

Dziew­czynka sie­działa na be­lach słomy na pace pi­kapa. Oj­ciec w ka­bi­nie, za kie­row­nicą, pro­wa­dził sa­mo­chód pod górę.

Ze szczytu góry wy­ra­stała tę­cza, prze­mie­rzała niebo, opa­dała w rów­ninę i za­ni­kała. Nie­kiedy część ko­lo­rów przy­rody się cho­wała, po­zo­sta­wał tylko zie­lony na wzgó­rzu, żółty na sło­mie i nie­bie­ski na let­nim nie­bie. Przed koń­cem wio­sny wy­pi­sały się dwie kredki, zie­lona i czer­wona, bo w oko­licy wy­ro­sło bar­dzo dużo ma­ków. Ró­żowa chyba jesz­cze wy­star­czy na wiele zim.

Gdy wje­chali na szczyt wzgó­rza, nie wy­da­wało się ono już tak strome jak z dołu. Było pła­skie ni­czym pola. Stał tu tylko je­den bu­dy­nek. Oj­ciec wy­siadł z sa­mo­chodu i za­raz znik­nął mię­dzy po­są­gami i drze­wami za mu­rem ota­cza­ją­cym dom.

Dziew­czynka wciąż sie­działa na be­lach i cze­kała.

Fio­le­towa kredka jest naj­star­sza. Wy­rósł tylko je­den fio­łek, po­tem znik­nął. Tę­cza po­ka­zała się i znik­nęła.

Te­raz, kiedy szczyt wzgó­rza prze­stał być wy­raź­nym punk­tem wi­dzia­nym z od­dali, dziew­czynka za­częła wy­pa­try­wać miej­sca, z któ­rego wy­do­była się tę­cza.

Wszę­dzie było mnó­stwo ko­lo­rów, także na oknach bu­dynku. Barwne kwa­dra­ciki na jed­nym z nich przy­po­mi­nały z da­leka po­stać męż­czy­zny na ko­niu za­bi­ja­ją­cego smoka, a gdy po­de­szło się bli­żej – wi­szą­cego na ścia­nie wilka, pod któ­rym sie­dział oj­ciec, a obok niego ko­bieta.

Dziew­czynka za­pu­ściła się mię­dzy drzewa, szu­ka­jąc śla­dów tę­czy, ale pod drze­wami le­żały tylko su­che li­ście, a gdy ła­mały się pod sto­pami, ich chrzęst był je­dy­nym od­gło­sem, jaki sły­szało się na wzgó­rzu. Aż po­wiał wiatr, który po­ru­szył inne li­ście i przy­bli­żył słońce do krańca nieba.

Drzewa na­około były po­dobne do ście­żek. Dziew­czynka po­szła tą, którą prze­miesz­czało się słońce, po­dą­żała za nim, by nie zna­leźć się w ciem­no­ści, w któ­rej znikną wszyst­kie ko­lory. A po­tem pu­ściła się pę­dem i bie­gła co­raz szyb­ciej, aż zna­la­zła się na skraju wzgó­rza.

Stąd niebo roz­po­ście­rało się aż do da­le­kich pól, za któ­rymi cho­wało się słońce, cią­gnąc za sobą długi fio­let, ostatni ko­lor dnia.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki