31,00 zł
Druga po polsku książka autorki „Drobnego szczegółu”
Dziewczynka stoi w słońcu obok zbiornika na wodę i dłonią ściera z niego rdzę, jakby to były płatki złota. Dziewczynka siedzi na pace pikapa, a ojciec wiezie ją na szczyt wzgórza, z którego wyrasta tęcza. Dziewczynka szuka w szafie czarnych ubrań, w których pójdzie na pogrzeb brata.
„Dotyk” to proza złożona z niepozornych obrazów, zza których przeziera groza codziennego życia we współczesnej Palestynie. Główna bohaterka tej noweli, bezimienna mała dziewczynka, mierzy się z dojmującym poczuciem niedopasowania, całe dnie spędzając w milczeniu. Świata doświadcza – a my, czytający, wraz z nią – poprzez szczegół: portret zmarłego brata wiszący nad telewizorem, widok w lusterku wstecznym samochodu, w którym zamyka się na długie godziny, strzępy rozmów dorosłych o masakrze w Sabrze i Szatili. W końcu azylem staje się dla niej literatura, ale ceną, jaką za to płaci, jest dalsza izolacja od najbliższych i pogłębiające się doświadczenie wyobcowania.
Adania Shibli – urodziła się w 1974 roku w Palestynie. Autorka powieści, m.in. „Drobnego szczegółu” nominowanego do Międzynarodowego Bookera, tekstów scenicznych, opowiadań i esejów, które były publikowane w różnych antologiach, albumach o sztuce i magazynach literackich. Wykładała na Uniwersytecie Nottingham, obecnie pracuje na Uniwersytecie Birzeit w Palestynie.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 55
KOLORY
1
Zbiornik na wodę stoi na czterech słupach. Widziany z daleka przypomina znieruchomiałą mrówkę. Kiedyś miał inny kolor, dopóki nie pojawiła się plamka rdzy, która rosła i rosła, aż zajęła jego powierzchnię, i zbiornik jest teraz brązowy.
Za jednym ze słupów stanęła dziewczynka. Brązowy kolor, który ma na sobie, nie wziął się od plamki rdzy. To krawcowa, szyjąc sukienkę dla matki, nie wykorzystała całego kuponu grubej brązowej wełny przetykanej tu i ówdzie złotą nitką.
Został kawałek, w sam raz na małą sukieneczkę.
Dziewczynka utkwiła wzrok w słupie, przed którym stała. Łuszczyły się z niego kwadratowe płatki i maleńkie kawałki rdzy, przez co wydawał się szorstki. Dotknęła go i przesunęła ręką do góry, a wtedy usłyszała cichy szmer kruszących się, zimnych płatków rdzy. Gdy odsunęła rękę, część odpadła, a trochę przywarło do jej dłoni. Płatki rdzy były zimne, więc wyszła z cienia rzucanego przez zbiornik, żeby je ogrzać.
Gdy znalazła się poza strefą cienia, wśród brązowych kawałków przerdzewiałego metalu zamigotały na całej jej dłoni złote kropki.
Brązowe płatki nakrapiane złotem wyglądały w słońcu jak delikatna, przezroczysta rękawiczka dobrana kolorem do sukienki.
Druga dłoń niczego nie trzymała. Była mocno zaciśnięta. Gdy dziewczynka ją otworzyła, okazało się, że jest mokra od potu. Wyciągnęła ją do słońca i wtedy też zamigotały złote kropki i nitki. Przeciągnęła ręką po słupie, by dodać brązowego koloru i jeszcze więcej blasku, ale zamiast złota do dłoni przylgnęła chropowata rdza, szorstka jak wełniana sukienka.
Dziewczynka weszła pod zbiornik, żeby się wysiusiać. Wokół wciąż było cicho. Nie uniosła sukienki, bo na jednej ręce miała rękawiczkę, a druga, podrapana, bolała. Mocz spłynął spomiędzy jej nóg podwójną strużką.
Dziewczynka stała w promieniach słońca, bawiąc się brązowym i złotym kolorem na sukience i na dłoni, a mocz na jej nogach wysychał.
2
Dziewczynka siedziała na belach słomy na pace pikapa. Ojciec w kabinie, za kierownicą, prowadził samochód pod górę.
Ze szczytu góry wyrastała tęcza, przemierzała niebo, opadała w równinę i zanikała. Niekiedy część kolorów przyrody się chowała, pozostawał tylko zielony na wzgórzu, żółty na słomie i niebieski na letnim niebie. Przed końcem wiosny wypisały się dwie kredki, zielona i czerwona, bo w okolicy wyrosło bardzo dużo maków. Różowa chyba jeszcze wystarczy na wiele zim.
Gdy wjechali na szczyt wzgórza, nie wydawało się ono już tak strome jak z dołu. Było płaskie niczym pola. Stał tu tylko jeden budynek. Ojciec wysiadł z samochodu i zaraz zniknął między posągami i drzewami za murem otaczającym dom.
Dziewczynka wciąż siedziała na belach i czekała.
Fioletowa kredka jest najstarsza. Wyrósł tylko jeden fiołek, potem zniknął. Tęcza pokazała się i zniknęła.
Teraz, kiedy szczyt wzgórza przestał być wyraźnym punktem widzianym z oddali, dziewczynka zaczęła wypatrywać miejsca, z którego wydobyła się tęcza.
Wszędzie było mnóstwo kolorów, także na oknach budynku. Barwne kwadraciki na jednym z nich przypominały z daleka postać mężczyzny na koniu zabijającego smoka, a gdy podeszło się bliżej – wiszącego na ścianie wilka, pod którym siedział ojciec, a obok niego kobieta.
Dziewczynka zapuściła się między drzewa, szukając śladów tęczy, ale pod drzewami leżały tylko suche liście, a gdy łamały się pod stopami, ich chrzęst był jedynym odgłosem, jaki słyszało się na wzgórzu. Aż powiał wiatr, który poruszył inne liście i przybliżył słońce do krańca nieba.
Drzewa naokoło były podobne do ścieżek. Dziewczynka poszła tą, którą przemieszczało się słońce, podążała za nim, by nie znaleźć się w ciemności, w której znikną wszystkie kolory. A potem puściła się pędem i biegła coraz szybciej, aż znalazła się na skraju wzgórza.
Stąd niebo rozpościerało się aż do dalekich pól, za którymi chowało się słońce, ciągnąc za sobą długi fiolet, ostatni kolor dnia.