Dramaty - Anton Czechow - ebook + książka

Dramaty ebook

Anton Czechow

4,0

Opis

Mój przekład nie jest (i nie może być) ostateczny. Nie staram się poprawiać poprzednich tłumaczeń – gdyż nie były błędne. Oddawały one język czasów, w których powstały, były ówczesną interpretacją sztuk Czechowa i dały mu intensywną obecność w historii polskiego teatru. Od tamtego czasu zmieniła się jednak polszczyzna. Zmienił się także sposób gry aktorskiej. Pogłębiliśmy wiedzę na temat życia i twórczości autora. Natomiast nie zmienił się sam Czechow – jest wciąż współczesny, aktualny w swej wymowie i języku. Niniejsze przekłady są wynikiem moich wieloletnich studiów nad jego twórczością i oddają Czechowa, jakim go słyszę, czuję, odbieram. Nie słyszę w nim praktycznie archaizmów (pojedyncze frazeologizmy), nie słyszę poetyzmów. Staram się też być jak najwierniejsza oryginałowi, który się nie zestarzał, gdyż język rosyjski przeszedł inną drogę rozwoju niż język polski, nie uległ tak głębokim zmianom. […] Pragnę, by polski Czechow przemówił językiem naszych czasów. Ale też w żadnym wypadku go nie uwspółcześniam, nie stylizuję, „nie podkręcam”, staram się oddać rytm i tempo współczesnej polszczyzny.

 

Agnieszka Lubomira Piotrowska

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 846

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (7 ocen)
3
2
1
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Od tłumaczki

Od dziesięciu lat pracowałam nad nowymi tłumaczeniami sztuk Antona Czechowa, dołączając je do niezbyt bogatej kolekcji polskich przekładów tego autora (w odróżnieniu chociażby od sztuk Szekspira). Przygotowywałam je dla konkretnych reżyserów i realizacji scenicznych, często zainspirowana rosyjskimi realizacjami lub mając przed oczyma planowaną obsadę polskiego spektaklu. Opracowane (bez ingerencji w tkankę przekładu wykonanego przed laty), uzupełnione przypisami oddaję teraz szerokiemu gronu czytelników. Tłumaczenia powstawały między 2009 a 2019 rokiem. Mój przekład nie jest (i nie może być) ostateczny. Nie staram się poprawiać poprzednich tłumaczeń – gdyż nie były błędne. Oddawały one język czasów, w których powstały, były ówczesną interpretacją sztuk Czechowa i dały mu intensywną obecność w historii polskiego teatru. Od tamtego czasu zmieniła się jednak polszczyzna. Zmienił się także sposób gry aktorskiej. Pogłębiliśmy wiedzę na temat życia i twórczości autora. Natomiast nie zmienił się sam Czechow – jest wciąż współczesny, aktualny w swej wymowie i języku. Niniejsze przekłady są wynikiem moich wieloletnich studiów nad jego twórczością i oddają Czechowa, jakim go słyszę, czuję, odbieram. Nie słyszę w nim praktycznie archaizmów (pojedyncze frazeologizmy), nie słyszę poetyzmów. Staram się też być jak najwierniejsza oryginałowi, który się nie zestarzał, gdyż język rosyjski przeszedł inną drogę rozwoju niż język polski, nie uległ tak głębokim zmianom. Współczesny rosyjski aktor nie ma poczucia, że wypowiada ze sceny frazy zbyt literackie, nienaturalne, archaicznie brzmiące dla dzisiejszego odbiorcy. Ten język jest wciąż żywy, aktualny i naturalny.

Czechow w swej twórczości był bliski życia, oddawał żywy język własnej epoki, malował portrety ludzi go otaczających, często swoich bliskich. Jego sztuki tchnące prawdą życia wymagają prawdy również w warstwie językowej. Żywe postaci potrzebują żywego języka. Frazy, które są wciąż niezmiennie aktualne nie mogą brzmieć nieco archaicznie, czy zbyt poetycko, sztucznie. Pragnę, by polski Czechow przemówił językiem naszych czasów. Ale też w żadnym wypadku go nie uwspółcześniam, nie stylizuję, „nie podkręcam”, staram się oddać rytm i tempo współczesnej polszczyzny. Język bohaterów Czechowa jest bogaty, zmienny, czasem zakrada się do niego pewna sztuczność i literackość, ale jest ona zamierzona i najczęściej wzbudzająca śmiech – gros sztuk to przecież komedie! Jednak większość dialogów oddaje język codzienności, język potoczny, lakoniczny, czasem szorstki (bywa to wręcz ping-pong słowny), będący chwilami nawet na granicy poprawności, gdy do rozmów wkradają się emocje. Zdarza się też, że gdy postaciami są osoby aspirujące do wyższych sfer, niewykształcone, pojawiają się w ich języku błędy, nieumiejętne stosowanie frazeologii, idiomatyki, zła odmiana połączona jednocześnie z wręcz odświętnym, patetycznym stylem.

Pracując nad przekładami sztuk Czechowa, coraz bardziej przekonywałam się, że mam nieco inny obraz tego autora i jego dzieł niż ten dość powszechny, zbudowany przez niektórych biografów i interpretatorów jego twórczości. Wielu badaczy tworzyło niemal żywot świętego, który pomimo ciężkiej choroby tworzył wielką literaturę, leczył bliźnich, budował szkoły, wspierał najbliższych (faktycznie, od szesnastego roku życia musiał stać się głową rodziny i utrzymywać rodziców oraz rodzeństwo), spędził długie lata pod opieką swojej ukochanej siostry, a pod koniec życia odnalazł szczęście w związku małżeńskim z wielką aktorką. To wszystko prawda, jednak Czechow nie był tak jednoznaczną i świętą postacią, chociaż niezwykle ciekawą i absolutnie genialną. Jego życie było krótkie, ciężkie, ale wypełnione bardzo dużym gronem znajomych i mnóstwem romansów (choć bardzo małym gronem przyjaciół i ukochanych). Niezwykle chronił swoją prywatność, a jednocześnie zbierał wszelkie zapiski, rachunki, każdą karteczkę, która miała jakikolwiek związek z nim, a co rok w Boże Narodzenie sortował w teczkach swoją korespondencję. Co ciekawe, nadal pewna część tej korespondencji jest utajniona w archiwach rosyjskich (kolejna zaś zaginęła najprawdopodobniej w zachodnich archiwach prywatnych), ponieważ zawiera wulgaryzmy i odważne opisy podbojów erotycznych pisarza. Biografowie, którzy mieli dostęp do większości archiwów podkreślają, że charakter Czechowa, to „taktyczna brutalność, stoicyzm i małomówność”. Był człowiekiem niereligijnym, o czym pisał w listach: „Otrzymałem w dzieciństwie wykształcenie i wychowanie religijne. […] I cóż? Dzieciństwo wspominam, jako mroczny okres; religii w moim życiu nie ma”. Chociaż utrzymywał całą rodzinę i regularnie wysyłał pieniądze rodzicom i rodzeństwu, potrafił odpisać matce na prośbę o pomoc, żeby pomodliła się, to może jej Bóg coś ześle. Na co matka reagowała „Bardzo żałuję, że nam nie współczujesz […] otrzymaliśmy od ciebie 2 listy pełne żarcików, kiedy mieliśmy tylko 4 kopiejki […]”. Całe jego życie odbija się w twórczości, sportretował swoich braci, siostrę, swoje kobiety, przyjaciół i ludzi, których spotkał na swojej drodze. Czytając jego listy, często można się natknąć na te same zwroty, wyrażenia, które znajdujemy w jego sztukach, dostrzec te same problemy, które doskwierały jego bliskim (choćby wieczny brak pieniędzy, trudności ze spłatą długów, alkoholizm). Na obraz postaci kobiecych na pewno wpływały osobiste doświadczenia Czechowa, cyniczny stosunek do miłości i małżeństwa, problemy z bliskością, relacje przelotne, często anonimowe, niechęć do przywiązania emocjonalnego oraz długie lata kontaktów z prostytutkami (zarówno zawodowych – jako student zgłosił się do opieki ginekologicznej nad prostytutkami, jak i intymnych).

Praktycznie wszystkie sztuki dopracowywał podczas prób, w których uczestniczył głównie ze względu na nieufność wobec reżyserów (np. był pełen obaw, czy Konstantin Stanisławski podoła realizacji Trzech sióstr z aż czterema dużymi rolami kobiecymi), czasami przerabiał tekst do ostatniej chwili (ostateczny wariant IV aktu Leszego dostarczył na… drugą próbę generalną). Miał też inne od wielu dzisiejszych twórców podejście do swoich sztuk. Większość traktował, jako komedie, często pisał, że to wręcz farsy (o pierwszej wersji Iwanowa mówił, że jest „lekka, jak piórko, żadnej dłużyzny”, o Wiśniowym sadzie – „wyszła mi komedia, miejscami farsa”, tylko finał oceniał jako mroczny, bo „starsze pokolenie zachowuje swój autorytet, a młodym rozsypują się plany i nadzieje”). Za życia jako autor spotykał się ze sporą krytyką. Pisano, że Czechow „ignoruje zasady sceny”, „nie chce znać zasad pisania dramatu”, „natrząsa się z ludzi, którzy poświęcili całe swoje życie nauce i pracy”.

Tłumacząc sztuki Czechowa, staram się być jak najbliższa językowi oryginału, iść za rytmem, melodią i frazą Czechowa, zachowując jednocześnie charakterystyczne dla niego zwroty, słowa, pojęcia, które może w polszczyźnie nie są tak często obecne, ale uważam, że należy je ocalić. Jak chociażby nieustannie powracająca „dusza”, zwykle w przekładach polskich zamieniana na „serce”. Staram się nie wydłużać niepotrzebnie Czechowowskiej frazy (co zdarzało się poprzednim tłumaczom), ale też nie skracać tam, gdzie sam nie uznał tego za stosowne, zostawiać zdeformowaną frazeologię, gdy taką odnajduję w oryginale (proszę pamiętać o tym podczas lektury). Każde zdanie Czechowa niesie niezwykły ładunek emocjonalny, ogromną wiedzę o człowieku, jego psychice, kryje w sobie wiele warstw wiedzy o postaci – zadaniem moim jest tego nie zgubić, nie spłycić. Ważnym kryterium dla mnie jest też to, jak sztuki Czechowa słyszy dzisiejszy rosyjski widz. Jak niektóre frazy brzmią dzisiaj wręcz „podwórkowo” (choćby w Leszym, gdzie pojawiają się czasem zwroty, którymi nadal porozumiewa się młodzież), jak współczesny kontekst językowy i sytuacyjny nadaje tym sztukom nową energię i powoduje, że są one tak żywe i współczesne dla rosyjskiego reżysera, aktora i widza. Mam nadzieję, że choć trochę udało się to odtworzyć w polszczyźnie. Oczywiście „współczesność” to tylko jeden z elementów. Nie można nie podkreślić specyficznej Czechowowskiej składni, czy leksyki, słów i całych wyrażeń, jakie wprowadził on do języka, a które z czasem weszły do słownika idiomów.

Dotychczas w Polsce nie wydano antologii zawierającej wszystkie „duże” dramaty Czechowa w przekładzie jednego tłumacza. Czechow miał u nas kilkoro swoich tłumaczy, ale żaden nie przełożył wszystkich jego sztuk. Postanowiłam podjąć się takiego wyzwania i przełożyć najważniejsze dzieła dramatyczne (Mewa, Płatonow, Trzy siostry, Wiśniowy sad, Wujaszek Wania, Iwanow), jak również ich pierwsze wersje (Leszy – pierwsza wersja Wujaszka Wani oraz Iwanow. Komedia – pierwsza wersja Iwanowa, nigdy w Polsce dotychczas nie publikowana). Opisywany wyżej tryb pracy Czechowa (uczestniczenie w próbach, wsłuchiwanie się w aktora) powodował ciągłe skreślenia, przeróbki, zmiany w tekście, które autor archiwizował. Dzięki temu można prześledzić, jak Czechow myślał o swoich postaciach, jak one ewoluowały. Wszystkie zmiany, skróty i skreślenia (dokonane przez autora oraz cenzurę) zostały wydane w Rosji, ale też w kilku innych krajach. Liczę na to, że w niedalekiej przyszłości uda mi się wydać ten materiał w Polsce.

W tradycji anglosaskiej każda generacja otrzymuje nowe przekłady wielkich dzieł klasycznych. Jest to spowodowane tym, że przekłady się starzeją zdecydowanie szybciej niż ich oryginały. Jest to też wyraz szacunku dla pracy tłumacza, wyraz zrozumienia, że literaturę stwarza nie tylko pisarz, ale też tłumacz właśnie. W polskiej kulturze literackiej i teatralnej tłumacz wciąż pozostaje niewidzialny, tym większą radość wzbudza wysiłek Wydawnictwa Officyna, by zwracać uwagę czytelników na to zjawisko i dostarczać im nowych przekładów wielkich dzieł klasycznych.

Agnieszka Lubomira Piotrowska

Sztuka bez tytułu. Płatonow

(Bez ojcowizny)

KOMEDIA W CZTERECH AKTACH (PIĘCIU OBRAZACH)

OSOBY

ANNA WOJNICEW – młoda wdowa po generale

SERGIEJ – syn generała Wojnicewa z jego pierwszego małżeństwa

SOFIA – jego żona

właściciele ziemscy, sąsiedzi:

PORFIRIJ GŁAGOLIEW 1

KIRIŁŁ GŁAGOLIEW 2 – jego syn

GIERASIM PIETRIN

PAWIEŁ SZCZERBUK

MARIA GREKOW – dwudziestoletnia dziewczyna

IWAN TRYLECKI – pułkownik w stanie spoczynku

NIKOŁAJ – jego syn, młody lekarz

ABRAM WIENGIEROWICZ-OJCIEC – bogaty Żyd

ISAAK WIENGIEROWICZ-SYN – jego syn, student

TIMOFIEJ BUGROW – kupiec

MICHAIŁ PŁATONOW – nauczyciel wiejski

ALEKSANDRA (Sasza) – jego żona, córka Tryleckiego

OSIP – chłop ok. 30 lat, koniokrad

MARKO – goniec sądowy, chudziutki staruszek

WASILIJ

JAKOW   służba w domu Wojnicewów

KATIA

Goście, służba

Akcja toczy się w majątku Wojnicewów w jednej z południowych guberni.

AKT PIERWSZY

Salon w domu Wojnicewów. Przeszklone drzwi do ogrodu i dwoje drzwi do pokojów. Meble w starym i nowym stylu, przemieszane. Fortepian, obok pulpit ze skrzypcami i nutami. Fisharmonia. Obrazy (oleodruki) w złoconych ramach.

Scena pierwsza

Anna siedzi przy fortepianie, pochylając głowę nad klawiszami.

Wchodzi Nikołaj Trylecki.

NIKOŁAJ (podchodzi do Anny) Co?

ANNA (podnosi głowę) Nic… Nudy…

NIKOŁAJ Daj papierosa, mon ange![1] Ciało potwornie domaga się nikotyny. Jakoś od rana jeszcze nie paliłem.

ANNA (podaje mu papierosy) Weź więcej i potem nie męcz.

Zapalają papierosy.

Nudy, Nicolas! Beznadzieja, nie ma co robić, chandra… A co robić – nie wiem…

Nikołaj bierze ją za rękę.

ANNA Że niby zbadać puls? Jestem zdrowa…

NIKOŁAJ Nie, nie puls… Cmoknąć…

Całuje ją w rękę.

Całować pani dłoń, to jak tulić atłas… Czym myjesz ręce, że są takie białe? Cudowne dłonie! Nawet jeszcze raz pocałuję!

Całuje ją w rękę.

To co, może szachy?

ANNA Dobra…

Patrzy na zegarek.

Kwadrans po dwunastej… Pewnie nasi goście już zgłodnieli…

NIKOŁAJ (przygotowuje szachownicę) Całkiem możliwe. Co do mnie, to jestem potwornie głodny.

ANNA O, nawet nie pytam… Jesteś wiecznie głodny, chociaż ciągle jesz…

Siadają do gry.

Zaczynaj… No i zaczął… Najpierw trzeba pomyśleć, a dopiero potem ruszać… To ja tak… Jesteś wiecznie głodny…

NIKOŁAJ Pani, tak… Taaak… Głodny… Obiad już niedługo?

ANNA Nie sądzę, żeby niedługo… Kucharz był uprzejmy schlać się z okazji naszego przyjazdu i leży jak kłoda. Ale niedługo będzie śniadanie. Poważnie, Nikołaju, kiedy ty się w końcu najesz? Je, je, je… bez końca je! To jakiś koszmar! Taki mały człowiek i taki duży żołądek!

NIKOŁAJ No tak! Zadziwiające!

ANNA Wleźć do mojego pokoju i bez pytania wpałaszować pół ciasta! Przecież wiesz, że to nie moje ciasto? Ohyda, słońce! Twój ruch!

NIKOŁAJ Ja nic nie wiem. Wiem tylko, że jak go nie zjem, to skwaśnieje tam u ciebie. Idziesz tak? Proszę… To ja tak… Skoro dużo jem, znaczy, jestem zdrowy, a skoro jestem zdrowy, to za przeproszeniem… mens sana in corpore sano[2]. Po co ty myślisz? Graj, kochana kobieto, nie myśl… (śpiewa) Opowiedzieć, opowiedzieć ci chcę…[3]

ANNA Cicho… Przeszkadzasz mi myśleć.

NIKOŁAJ Szkoda, że taka mądra kobieta nie ma pojecia o gastronomii. Kto nie potrafi dobrze zjeść, jest potworem… Potworem moralnym!.. Bo… Przepraszam, przepraszam! Tak nie wolno! No? Co ty robisz? A, tak to co innego. Bo smak zajmuje to samo miejsce w naturze, co wzrok i słuch, czyli wchodzi w skład pięciu zmysłów, które w całości, moja złota, należą do dziedziny psychologii. Psychologii!

ANNA To chyba miało być dowcipne… Daj spokój, mój drogi! Mnie to nudzi, do ciebie nie pasuje… Zauważyłeś, że nie śmieję się z twoich dowcipów? Czas chyba, zauważyć…

NIKOŁAJ Twój ruch, votre excellence!..[4] Uwaga na skoczka. Nie śmiejesz się, bo nie rozumiesz… Taaak…

ANNA Co się gapisz? Twój ruch! Jak myślisz? Twoja „ona” będzie dziś u nas, czy nie?

NIKOŁAJ Obiecała być. Dała słowo.

ANNA W takim razie powinna już być. Pierwsza godzina… Ty… przepraszam za niedyskretne pytanie… Z tą też „tak sobie”, czy może na serio?

NIKOŁAJ W sensie?

ANNA Szczerze, Nikołaju! Nie chcę plotkować, pytam po przyjacielsku… Co Grekowa znaczy dla ciebie, a co ty dla niej? Szczerze i bez dowcipów, proszę… No? Ej, ej, pytam po przyjacielsku…

NIKOŁAJ Co znaczy ona dla mnie, a co ja dla niej? Nie wiem na razie…

ANNA Przynajmniej…

NIKOŁAJ Jeżdżę do niej, truję, zanudzam, naciągam jej mamusię na wydatki w dziedzinie kawowej i… tyle. Twój ruch. Jeżdżę, muszę się przyznać, co drugi dzień, czasem codziennie, spaceruję z nią po ciemnych alejkach… Gadam jej o swoich sprawach, a ona mnie o swoich, przy czym trzyma mnie za ten guzik i zdejmuje mi pyłek z kołnierza… Ja przecież wiecznie jestem w puchu.

ANNA No i?

NIKOŁAJ No i nic… Co właściwie mnie do niej ciągnie, sam nie wiem. Nudy, miłość, czy jeszcze co innego, nie mam pojęcia… Wiem, że czasem po obiedzie strasznie za nią tęsknię… Z przypadkowo zasłyszanych informacji wynika, że ona też tęskni za mną…

ANNA Znaczy miłość?

NIKOŁAJ (wzrusza ramionami) Całkiem możliwe. Jak myślisz, kocham ją, czy nie?

ANNA Cudowne! To ty powinieneś wiedzieć…

NIKOŁAJ E-e-e… nie rozumiesz mnie!.. Twój ruch!

ANNA Już. Nie rozumiem, Nicolas! Trudno kobiecie zrozumieć was pod tym względem…

Pauza.

NIKOŁAJ Dobra dziewczyna.

ANNA Mnie się podoba. Taki jasny umysł… Tylko wiesz, przyjacielu… Przypadkiem nie narób jej przykrości!.. Przypadkiem… Już masz takie historie na sumieniu… Naszwenda się, naszwenda, naplecie bzdur, naobiecuje, a potem wykorzysta i porzuci… Żal mi jej będzie… Co ona teraz porabia?..

NIKOŁAJ Czyta…

ANNA I chemię studiuje?

Śmieje się.

NIKOŁAJ Chyba.

ANNA Milutka… Uwaga! Bo przesuniesz rękawem! Podoba mi się z tym swoim ostrym noskiem. Mógłby z niej być niezły uczony…

NIKOŁAJ Nie widzi celu, biedna dziewczyna!

ANNA Wiesz co, Nicolas… Poproś Marię, żeby trochę do mnie poprzyjeżdżała… Poznam ją bliżej i… Nie będę robić za maklera, tylko tak… Razem ją rozgryziemy i albo puścimy wolno, albo damy jej do zrozumienia… Kto wie…

Pauza.

Dzieciak jesteś, roztrzepaniec, dlatego wtrącam się do tych spraw. Twój ruch. Moja rada. Albo jej w ogóle nie ruszać, albo się z nią ożenić… Tylko się ożenić, ale… nie więcej! Gdybyś wbrew oczekiwaniom zechciał się żenić, to proszę najpierw pomyśleć… Proszę ją sobie obejrzeć ze wszystkich stron, nie powierzchownie, pomyśleć, podumać, pozastanawiać się, żeby potem nie płakać… Słyszysz?

NIKOŁAJ No przecież… Słucham z rodziawionymi ustami.

ANNA Już ja was znam. Wszystko robicie bez zastanowienia i żenicie się bez zastanowienia. Wystarczy, żeby kobieta pokazała wam palec, a gotowi jesteście na wszystko. Trzeba się poradzić bliskich ludzi… Tak… Na własną pustą głowę lepiej nie licz. (puka w stół) O taka, taka jest twoja głowa! (gwiżdże) Wiatr hula, skarbie! Mózgu dużo, tylko pożytku z niego mało.

NIKOŁAJ Gwiżdże, jak chłop! Zadziwiająca kobieta!

Pauza.

Ale jeździć ona do ciebie nie będzie.

ANNA Dlaczego?

NIKOŁAJ Dlatego, że szwenda się tu Płatonow… Nie znosi go przez te jego wygłupy. Wymyślił sobie ten człowiek, że to idiotka, wbił sobie do tej swojej rozchochranej głowy i teraz nikt go nie przekona! Uważa za swój obowiązek dręczyć idiotki, robić im jakieś kawały… Twój ruch!.. A czy ona jest głupia? On w końcu zna się na ludziach!

ANNA Spokojnie. Nie pozwolimy mu na zbyt wiele. Powiedz jej, żeby się nie bała. A czemu to Płatonowa tak długo nie ma? Dawno powinien być… (patrzy na zegarek) Niemiłe z jego strony. Nie widzieliśmy się pół roku.

NIKOŁAJ Jak jechałem tutaj, okiennice w szkole były zamknięte na głucho. Pewnie jeszcze śpi. Bydle nie człowiek! Sam dawno go nie widziałam.

ANNA Zdrowy?

NIKOŁAJ Zawsze zdrowy. Na przekór wszystkiemu!

Wchodzą Porfiry Głagoliew i Siergiej Wojnicew.

Scena druga

Ci sami, Głagoliew i Siergiej.

GŁAGOLIEW (wchodząc) Tak, tak, kochany Siergieju. Pod tym względem my, zachodzące gwiazdy, jesteśmy lepsi i szczęśliwsi niż wy, gwiazdy wschodzące. I mężczyzna, jak pan widzi, nie był przegrany, i kobieta była wygrana.

Siadają.

Usiądźmy, bo się zmęczyłem… Kochaliśmy kobiety jak najszlachetniejsi rycerze, wierzyliśmy w kobietę, uwielbialiśmy ją, bo widzieliśmy w niej lepszego człowieka… A kobieta to człowiek doskonały, Siergieju!

ANNA Po co oszukiwać?

NIKOŁAJ Kto oszukuje?

ANNA A kto tego pionka tu postawił?

NIKOŁAJ Sama go postawiłaś!

ANNA Ach tak… Pardon…

NIKOŁAJ Właśnie, że pardon.

GŁAGOLIEW I mieliśmy przyjaciół… Przyjaźń za naszych czasów nie była tak naiwna i tak niepotrzebna. Za naszych czasów były kluby, kółka literackie… Za przyjaciół, zresztą, mieliśmy w zwyczaju iść w ogień.

SIERGIEJ (ziewa) Piękne kiedyś były czasy!

NIKOŁAJ A w naszych strasznych czasach od tego mamy strażaków, żeby szli w ogień po przyjaciół.

ANNA Głupie to, Nicolas!

Pauza.

GŁAGOLIEW Zeszłej zimy widziałem w Moskwie na operze, jak pewien młody mężczyzna płakał pod wpływem dobrej muzyki… To przecież dobrze?

SIERGIEJ Chyba nawet bardzo dobrze.

GŁAGOLIEW I ja tak myślę. Więc proszę mi powiedzieć, czemu siedzące obok damulki i ich mężczyźni uśmiechali się patrząc na niego? Z czego się śmiali? I on sam, widząc, że ludzie widzą jego łzy, powiercił się w fotelu, zarumienił się, wykrzywił twarz w paskudnym uśmiechu i potem uciekł z teatru… Za naszych czasów nie wstydzono się dobrych łez, nie wyśmiewano ich…

NIKOŁAJ (do Anny) A żeby ten miodousty zszedł na melancholię! Szczerze nie znoszę! Uszy bolą!

ANNA Tsss…

GŁAGOLIEW Byliśmy szczęśliwsi od was. Za naszych czasów ludzie rozumiejący muzykę nie uciekali z teatru, mogli dosiedzieć na operze do końca… Pan ziewa, Siergieju… Przytłoczyłem tym pana…

SIERGIEJ Nie… Ale niech pan już reasumuje, Porfiriju! Czas…

GŁAGOLIEW No… I tak dalej, i tak dalej… A jeśli reasumować wszystko co powiedziałem, to wyjdzie, że za naszych czasów ludzie byli kochający i nienawidzący, a zatem i oburzeni, i pogardzający…

SIERGIEJ Pięknie, a dzisiaj takich nie ma, co?

GŁAGOLIEW Myślę, że nie.

Siergiej wstaje i podchodzi do okna.

I brak takich właśnie ludzi powoduje, że toczy nas dziś gruźlica…

Pauza.

SIERGIEJ Bezpodstawne, panie Porfiriju!

ANNA Nie mogę! Tak od niego zalatuje tym okropnym paczuli[5], że aż niedobrze się robi. (kaszle) Odsuń się trochę!

NIKOŁAJ (odsuwa się) Sama przegrywa a biedne paczuli winne. Zadziwiająca kobieta!

SIERGIEJ Nie wolno rzucać w twarz oskarżenia opartego na samych domysłach i ciepłych wspomnieniach minionej młodości!..

GŁAGOLIEW Możliwe, że się mylę.

SIERGIEJ Możliwe… Tu akurat nie miejsce na to „możliwe”… Mocne oskarżenie!

GŁAGOLIEW (śmieje się) Ale… mój drogi, pan się zaczyna złościć… Hm… Już to jedno pokazuje, że nie jest pan rycerz, nie umie pan z należnym szacunkiem przyjąć poglądów przeciwnika.

SIERGIEJ Już to jedno pokazuje, że umiem się oburzać.

GŁAGOLIEW Ja nie wszystkich, jasna sprawa, co do jednego… Są też wyjątki, Siergieju!

SIERGIEJ Jasna sprawa… (kłania się) Najuprzejmiej dziękuję za ustępstwo! Cały urok pana sposobików polega na tych ustępstwach. No a co, gdyby wpadł na pana człowiek niedoświadczony, nie znający pana, wierzący w pana wiedzę? Przecież udałoby się panu przekonać go, że my, to znaczy ja, Nikołaj, maman i w ogóle wszyscy mniej lub bardziej młodzi, nie umiemy się oburzać i pogardzać…

GŁAGOLIEW Ale… pan już… Ja nie mówiłem…

ANNA Ja chcę posłuchać pana Porfirija. Zostawmy to! Wystarczy.

NIKOŁAJ Nie, nie… Można grać i słuchać!

ANNA Wystarczy. (wstaje) Znudziło mi się. Później skończymy.

NIKOŁAJ Kiedy przegrywam, to siedzi jak przyklejona, a jak tylko zacznę wygrywać, to ona czuje potrzebę słuchania pana Porfirija! (do Głagoliewa) I kto pana prosił tyle gadać? Przeszkadza tylko! (do Anny) Proszę siadać i grać dalej, inaczej uznam cię za pokonaną!

ANNA A uznawaj sobie! (siada naprzeciw Głagoliewa)

Scena trzecia

Ci sami i Wiengierowicz.

WIENGIEROWICZ (wchodzi) Skwar! Mnie, Żydowi, ten skwar przypomina Palestynę. (siada przy fortepianie i przebiera po klawiszach) Tam, podobno, straszny skwar!

NIKOŁAJ (wstaje) Zanotujemy. (wyjmuje notes z kieszeni) Zanotujemy, dobra kobieto! (zapisuje) Generałowa… generałowa trzy ruble… Razem z poprzednimi – dziesięć. Oho! Kiedy będę miał zaszczyt otrzymać tę sumę?

GŁAGOLIEW Ech, panowie, panowie! Nie doświadczyliście przeszłości. Inaczej byście śpiewali… Zrozumielibyście… (wzdycha) Ale wy nie zrozumiecie!

SIERGIEJ Literatura i historia mają chyba większe prawo do naszej wiary… Nie doświadczyliśmy, panie Porfiriju, przeszłości, ale czujemy ją. Bardzo często o tu ją czujemy… (uderza się w kark) Pan tak nie doświadcza i nie czuje teraźniejszości.

NIKOŁAJ Mam zapisać na konto, votre excellence, czy zapłacisz teraz?

ANNA Przestań! Nie dajesz słuchać!

NIKOŁAJ A po co ich słuchać? Do wieczora będą gadać!

ANNA Serge, daj dziesięć rubli temu nawiedzonemu!

SIERGIEJ Dziesięć? (wyjmuje portfel) Panie Porfiriju, weźmy zmieńmy temat…

GŁAGOLIEW Dobrze, skoro się panu nie podoba.

SIERGIEJ Lubię pana słuchać, ale nie lubię, słuchać tego, co zalatuje oszczerstwem… (podaje Nikołajowi Tryleckiemu dziesięć rubli)

NIKOŁAJ Merci. (klepiąc Wiengierowicza po ramieniu) Tak trzeba żyć na tym świecie! Posadziłem przy szachownicy bezbronną kobietę i bez skrupułów obrobiłem ją na dychę. No i jak? To się chwali?

WIENGIEROWICZ To się chwali. Prawdziwy z pana szlachcic jerozolimski, doktorze!

ANNA Trylecki, weź już przestań! (do Głogoliewa) Czyli kobieta to człowiek doskonały, panie Porfiriju?

GŁAGOLIEW Doskonały.

ANNA Hm… Pan najwyraźniej jest strasznym kobieciarzem!

GŁAGOLIEW Tak, lubię kobiety. Uwielbiam je, pani Anno. Widzę w nich po części wszystko, co kocham: i serce, i…

ANNA Uwielbia je pan… No a warte są pana uwielbienia?

GŁAGOLIEW Warte.

ANNA Jest pan przekonany? Całkiem przekonany, czy tylko wmawia sobie?

Nikołaj bierze skrzypce i wodzi po nich smyczkiem.

GŁAGOLIEW Całkiem. Wystarczy, że znam panią jedną i już jestem przekonany…

ANNA Poważnie? Pan wyrósł na jakimś osobliwym zaczynie.

SIERGIEJ Romantyk.

GŁAGOLIEW Być może… No i co? Romantyzm to nie taka znowu zła rzecz. Wykasowaliście romantyzm… Dobrze zrobiliście, ale obawiam się, że razem z nim wykasowaliście coś innego…

ANNA Niech pan nie próbuje polemizować, mój przyjacielu. Nie umiem dyskutować. Wykasowaliśmy albo nie, ale w każdym razie, dzięki Bogu, staliśmy się mądrzejsi! Mądrzejsi, co, panie Porfiriju? A to najważniejsze… (śmieje się) Żeby tylko ludzie byli mądrzy, albo zmądrzeli, to reszta się jakoś ułoży… Ech! Nikołaju, nie rzępol! Odłóż skrzypce!

NIKOŁAJ (odkłada skrzypce) Dobry instrument.

GŁAGOLIEW Trafnie kiedyś wyraził się Płatonow… My, powiedział, zmądrzeliśmy w kwestii kobiet, a zmądrzeć w kwestii kobiet to znaczy wdeptać w błoto kobietę i siebie samego…

NIKOŁAJ (śmieje się głośno) Pewnie imieniny miał wtedy… Przesadził z piciem…

ANNA Tak powiedział? (śmieje się) Tak, on lubi czasem wyskoczyć z jakimś powiedzonkiem… Tak przy okazji… Kim jest, co za człowiek, na pana oko, ten Płatonow? Bohater, nie bohater?

GŁAGOLIEW Jak to pani powiedzieć? Płatonow, moim zdaniem, to idealny wyraziciel współczesnego nieokreślenia… To bohater doskonałej, niestety jeszcze nienapisanej, współczesnej powieści… (śmieje się) Przez nieokreślenie rozumiem dzisiejszy stan naszego społeczeństwa: rosyjski beletrysta czuje to. Doszedł do ściany, gubi się, nie wie, na czym się skupić, nie rozumie… Trudno przecież zrozumieć tych ludzi! (wskazując na Siergieja Wojnicewa) Nieprawdopodobnie słabe powieści, sztuczne, błahe… i nie ma się co dziwić! Wszystko jest skrajnie nieokreślone, niezrozumiałe… Wszystko się skrajnie pomieszało, poplątało… No i wyrazicielem tego nieokreślenia jest, moim zdaniem, nasz przemądry Płatonow. Zdrowy?

ANNA Podobno zdrowy.

Pauza.

Sympatyczny człowieczek…

GŁAGOLIEW Tak… Nie da się go nie szanować. Byłem zimą u niego kilka razy i nigdy nie zapomnę tych niewielu godzin, które miałem szczęście z nim spędzić.

ANNA (patrzy na zegarek) Powinien już tu być. Siergieju, posyłałeś po niego?

SIERGIEJ Dwa razy.

ANNA Wszyscy kłamiecie, panowie. Trylecki, weź no skocz, poślij po niego Jakowa!

NIKOŁAJ (przeciąga się) Kazać nakryć do stołu?

ANNA Sama każę.

NIKOŁAJ (wychodzi i w drzwiach wpada na Bugrowa) Sapie jak lokomotywa, pan spożywczy! (Klepie go po brzuchu i wychodzi)

Scena czwarta

Anna, Głagoliew, Wiengierowicz, Siergiej i Bugrow.

BUGROW (wchodząc) Uf! Ale praży! Jak nic będzie padać.

SIERGIEJ Wraca pan z ogrodu?

BUGROW Tak, z ogrodu…

SIERGIEJ Jest tam Sophie?

BUGROW Jaka znowu Sophie?

SIERGIEJ Moja żona. Sofia![6]

WIENGIEROWICZ Zaraz wrócę… (wychodzi do ogrodu)

Scena piąta

Anna, Głagoliew, Siergiej, Bugrow, Płatonow i Sasza (w rosyjskim stroju).

PŁATONOW (w drzwiach do Saszy) Zapraszam! Uprzejmie prosimy, młoda kobieto! (wchodzi za Saszą) No i wreszcie jesteśmy nie w domu! Ukłoń się, Saszo! Dzień dobry, generałowo! (podchodzi do Anny, całuje ją w rękę, potem w drugą)

ANNA Okrutny, niegrzeczny… No jak można kazać tak długo czekać na siebie? Dobrze wiesz, jaka jestem niecierpliwa! Droga Aleksandro… (całują się)

PŁATONOW No i wreszcie jesteśmy nie w domu! Dzięki Ci, Boże! Przez pół roku nie widzieliśmy parkietu, ani foteli, ani wysokich sufitów, ani nawet ludzi… Całą zimę przespaliśmy w barłogu, jak niedźwiedzie, i dzisiaj dopiero wypełzliśmy na świat boży. Siergiej! (całują się)

SIERGIEJ I urósł, i utył… i cholera wie, co tam jeszcze… Aleksandra! Boziuniu, jak utyła! (ściska jej dłoń) Jak pani się czuje? Wyładniała i utyła!

PŁATONOW (ściska dłoń Głagoliewa) Pan Porfirij… Cieszę się, że pana widzę…

ANNA Co nowego? Jak żyjecie, Aleksandro! Ale siadajcie już, kochani! Opowiadajcie… Siądźmy!..

PŁATONOW (chichocze) Siergiej! To ty? Boże! Gdzie twoje długie włosy, studencka kurtka, i słodki tenorek? No, powiedz coś!

SIERGIEJ Jestem imbecylek. (śmieje się)

PŁATONOW Bas, absolutny bas! No? Siądźmy… Porfirij, niech się pan posunie! Ja siadam. (siada) Siądźcie, panowie! Uff… Upał… Co, Saszo! Wąchasz?

Siadają.

SASZA Wącham.

Śmiech.

PŁATONOW Czuć ludzkim mięsem. Cudo zapach! Mam wrażenie, że się już sto lat nie widzieliśmy. Do cholery, ile ta zima się ciągnie! A jest i mój fotel! Poznajesz, Saszo? Przesiadywałem na nim pół roku temu dniami i nocami, szukając z generałową przyczyny wszystkich przyczyn i przegrywając twoje błyszczące kopiejki… Gorąco…

ANNA Naczekałam się, straciłam cierpliwość… Ze zdrowiem w porządku?

PŁATONOW Bardzo… Muszę zameldować, generałowo, że przytyłaś i troszkę wyładniałaś… I gorąco dzisiaj, i duszno… Zaczynam już tęsknić do zimna.

ANNA Jak oni oboje barbarzyńsko utyli! Szczęśliwi ludzie! Jak ci minął ten czas, Michaił?

PŁATONOW Tradycyjnie paskudnie… Całą zimę spałem i pół roku nie widziałem nieba. Piłem, jadłem, spałem, czytałem żonie na głos Mayne Reida…[7] Paskudnie!

SASZA Żyło się dobrze, tylko nudno, oczywiście…

PŁATONOW Nie nudno, ale bardzo nudno, skarbie. Tęskniłem za tobą strasznie… Jak zresztą teraz moje oczy! Anno, zobaczyć cię, po długim, potwornie dręczącym bezludziu i brzydkoludziu – to przecież niewybaczalna rozkosz!

ANNA Masz za to papierosa! (daje mu papierosa)

PŁATONOW Merci.

Zapalają papierosy.

SASZA Wczoraj pani przyjechała?

ANNA O dziesiątej wieczór.

PŁATONOW O jedenastej widziałem światło u ciebie, ale nie miałem odwagi zajrzeć. Pewnie byłaś zmęczona.

ANNA A trzeba było zajrzeć! Gadaliśmy do drugiej.

Sasza szepce Płatonowowi do ucha.

PŁATONOW Szlag! (uderza się w czoło) Ale pamięć! Coś wcześniej nic nie mówiła? Siergiej!

SIERGIEJ Co?

PŁATONOW A on nic nie mówi! Ożenił się i nic nie mówi! (wstaje) Ja zapomniałem, a oni nic nie mówią!

SASZA I ja zapomniałam, kiedy on tutaj mówił… Gratuluję, Siergieju! Życzę panu… wszystkiego, wszystkiego!

PŁATONOW Mam zaszczyt… (kłania się) Żyjcie długo i szczęśliwie, kochany przyjacielu! Siergieju, dokonałeś cudu! Nie spodziewałem się po tobie takiej ważnej i odważnej decyzji. Jak szybko i jak momentalnie! Kto by cię podejrzewał o taką herezję?

SIERGIEJ Taki jestem! I szybko i momentalnie! (śmieje się głośno) Sam nie podejrzewałem się o taką herezję. Błyskawicznie się uwinąłem. Zakochałem się i ożeniłem!

PŁATONOW „Zakochałem się” było każdej zimy, ale tym razem jeszcze się ożeniłeś, cenzurę sobie wprowadziłeś, jak mówi nasz pop. Żona to najpotworniejsza, najbardziej czepliwa cenzura. Nieszczęście, jak do tego głupia! Posadkę już masz?

SIERGIEJ Proponują mi pracę w progimnazjum[8], ale sam nie wiem. Nie chce mi się w progimnazjum! Pensja mała, no i w ogóle…

PŁATONOW Bierzesz?

SIERGIEJ Na razie jeszcze zupełnie nic nie wiem. Raczej, nie…

PŁATONOW Hm… Znaczy, będziemy się obijać. To już trzy lata, jak skończyłeś studia?

SIERGIEJ Tak.

PŁATONOW Właśnie… (wzdycha) Nie ma cię kto bić! Trzeba będzie powiedzieć twojej żonie… Przehulać dobre trzy lata! Co?

ANNA Za gorąco teraz, żeby poruszać wzniosłe tematy… Ziewać mi się chce. Z jakiego powodu tak długo nie przychodziliście, Aleksandro?

SASZA Czasu nie było… Misza reperował klatkę, a ja poszłam do cerkwi… Klatka się połamała, nie można było tak słowika zostawić.

GŁAGOLIEW A co dziś w cerkwi? Święto jakieś?

SASZA Nie… Poszłam zamówić mszę u ojca Konstantina. Dzisiaj imieniny nieboszczyka ojca Miszy, i jakoś nie wypadało się nie pomodlić… Byłam na nabożeństwie…

Pauza.

GŁAGOLIEW Michaił, ile to czasu minęło, od śmierci pańskiego ojca?

PŁATONOW Ze trzy, cztery lata…

SASZA Trzy lata i osiem miesięcy.

GŁAGOLIEW Naprawdę? Boże! Jak ten czas leci! Trzy lata i osiem miesięcy! Kiedy myśmy się widzieli ostatni raz? (wzdycha) Ostatni raz to w Iwanowce, obaj byliśmy ławnikami… I wtedy miało miejsce zdarzenie, które wyjątkowo dobrze charakteryzuje nieboszczyka… Pamiętam, sądziliśmy wtedy jednego biedniutkiego i pijaniutkiego bezdusznego geometrę za łapówkarstwo i (śmieje się) uniewinniliśmy… Pan Wasilij, nieboszczyk, przeforsował… Ze trzy godziny obstawał, przytaczał dowody, pieklił się… „Nie oskarżę go, krzyczał, póki wy wszyscy nie przysięgniecie, że sami nigdy nie bierzecie łapówek!” Nielogiczne, ale… nie było na niego rady! Zmęczył nas okrutnie… Był z nami wtedy też zmarły generał Wojnicew, pani mąż, Anno… Też człowiek w swoim rodzaju.

ANNA No, ten by nie uniewinnił…

GŁAGOLIEW Tak, on się upierał przy skazaniu… Pamiętam obu, czerwoni, wściekli, aż się w nich gotowało… Chłopi trzymali stronę generała, a my, szlachta, stronę Wasilija… Oczywiście, zmogliśmy… (śmieje się) Pański ojciec wezwał generała na pojedynek, generał nazwał go… przepraszam, szują… Ale była zabawa! Napoiliśmy ich potem do nieprzytomności i pogodziliśmy… Nie ma nic łatwiejszego, niż godzić dwóch Rosjan… Poczciwiec był z pana ojca, dobre miał serce…

PŁATONOW Nie dobre, a byle jakie…

GŁAGOLIEW Wielki był człowiek w swoim rodzaju… Szanowałem go. To była wspaniała znajomość!

PŁATONOW No a ja się tak nie mogę tym pochwalić. Nasze drogi się rozeszły, kiedy nie miałem nawet włoska na brodzie, a ostatnie trzy lata byliśmy prawdziwymi wrogami. Ja go nie szanowałem, on uważał mnie za pustaka i… obaj mieliśmy rację. Nie lubię tego człowieka! Nie lubię za to, że umarł spokojnie. Umarł tak, jak umierają ludzie uczciwi. Być szują i jednocześnie nie chcieć sobie z tego zdać sprawy – to straszna cecha rosyjskiego łajdaka!

GŁAGOLIEW De mortuis aut bene, aut nihil[9], Michaił!

PŁATONOW Nie… To łaciński bełkot. Według mnie – de omnibus aut nihil, aut veritas[10]. Ale lepiej veritas, niż nihil – to w każdym razie bardziej pouczające… Umarli, sądzę, nie potrzebują ulgowych ocen…

Wchodzi Iwan Trylecki

Scena szósta

Ci sami i Trylecki

TRYLECKI (wchodzi) Ta-ta-ta… Zięć i córeczka! Gwiazdy z konstelacji pułkownika Tryleckiego! Dzień dobry, gołąbeczki! Salwa armatnia z działa Kruppa[11] dla was! Boże, jak gorąco! Miszka, skarbuś…

PŁATONOW (wstaje) Cześć, pułkowniku! (obejmuje go) Zdrowie ci dopisuje?

TRYLECKI Zawsze… Bóg toleruje mnie i nie karze. Saszeńka… (Całuje ją w głowę) Dawno was oczy moje nie oglądały… Saszeńka, jak twoje zdrówko?

SASZA Dobrze… A twoje?

TRYLECKI (siada obok Saszy) Zawsze dobrze. Całe moje życie ani razu nie chorowałem… Dawno was nie widziałem! Codziennie się do was wybieram – wnuczka zobaczyć, z zięciem świat boży pokrytykować, ale nijak nie mogę się zebrać… Zajęty jestem, moje aniołki! Przedwczoraj chciałem do was pojechać, pokazać ci nową dubeltówkę, Miszeńka, ale naczelnik policji mnie zatrzymał, do preferansa[12] posadził… Wspaniała dubeltówka! Angielska, sto siedemdziesiąt kroków śrutem i kładziesz trupem… Wnuczek zdrowy?

SASZA Zdrowy. Pozdrawia cię…

TRYLECKI A on to umie?

SIERGIEJ To należy rozumieć w sensie duchowym.

TRYLECKI No tak, no tak… Duchowym… Powiedz mu, Saszurko, żeby szybciej rósł. Wezmę go ze sobą na polowanie… Przygotowałem już małą dubeltówkę dla niego… Myśliwego z niego zrobię, żeby było komu zostawić po śmierci moje myśliwskie manele…

ANNA Słodki jest ten pan Iwan! Na świętego Piotra[13] jadę z nim na przepiórki.

TRYLECKI Oho-ho! My, Anno, urządzimy wyprawę na bekasy. Urządzimy wyprawę polarną na Bagno Diabelskie…[14]

ANNA Wypróbujemy pana dubeltówkę…

TRYLECKI Wypróbujemy, boska Diano![15] (całuje jej dłoń) Pamiętasz, moja złota, zeszły rok? Cha, cha! Lubię takie osobowości, niech mnie wszyscy diabli! Nie lubię słabości! I to jest prawdziwa emancypacja kobiet! Wąchasz jej ramionko, a od niej prochem, Hannibalami i Hamilkarami[16] zalatuje! Wojewoda, prawdziwy wojewoda! Epolety jej dać i świat zginie! Pojedziemy! I Saszkę weźmiemy ze sobą! Wszystkich weźmiemy! Pokażemy im, co znaczy żołnierska krew, boska Diano, generałowo, Aleksandro Macedońska![17]

PŁATONOW A ty już ugotowany, pułkowniku?

TRYLECKI Jasne… Sans doute…[18]

PŁATONOW No i dlatego tak cię wzięło na gadanie.

TRYLECKI Przyjechałem tutaj, bracie mój, koło ósmej… Wszyscy jeszcze spali…Wszedłem tutaj, łażę… Patrzę, wychodzi ona… śmieje się… Rozpiliśmy buteleczkę madery[19]. Diana trzy kieliszki, a ja resztę…

ANNA Trzeba to opowiadać!

Wbiega Nikołaj Trylecki.

Scena siódma

Ci sami i Nikołaj.

NIKOŁAJ Panowie krewniacy!

PŁATONOW Aaa… Słaby felczer generałowej! Argentum nitricum.. aquae destillate…[20] Miło cię widzieć, kochany. Zdrowy, promienieje, błyszczy i pachnie!

NIKOŁAJ (całuje Saszę w głowę) Ale rozdęło tego twojego Michaiła! Byk, prawdziwy byk!

SASZA Fe, jak perfumami od ciebie jedzie! Zdrowy?

NIKOŁAJ Zdrowiuteńki. Mądrze zrobiliście przychodząc. (siada) Co słychać, Michel?

PŁATONOW Gdzie?

NIKOŁAJ U ciebie, oczywiście.

PŁATONOW U mnie? A kto to wie, co! Dużo by gadać, bracie, zresztą mało ciekawe. Gdzie się tak świetnie ostrzygłeś? Niezła fryzura! Kosztuje rubla?

NIKOŁAJ Nie strzygę się u fryzjera… Od tego mam kobiety, a kobietom to nie za fryzurę płacę… (je marmoladki) Ja, bracie mój…

PŁATONOW Chcesz błysnąć dowcipem? Nie, nie, nie… Nie wysilaj się! Błagam, nie.

Scena ósma

Ci sami oraz Pietrin i Abraham Wiengierowicz.

Pietrin wchodzi z gazetą i siada. Wiengierowicz siada w kącie.

NIKOŁAJ (do Tryleckiego) Płacz, ojcze!

TRYLECKI Po co mam płakać?

NIKOŁAJ A, choćby z radości… Popatrz na mnie! To syn twój!… (wskazuje Saszę) To córka twoja! Ten młodzian (wskazuje Płatonowa) zięć twój! Już sama córka ile warta! To perła, tatuśku! Ty jeden mogłeś wydać na świat tak zachwycającą córkę! A zięć?

TRYLECKI Dlaczego mam płakać, przyjacielu mój? Nie trzeba płakać.

NIKOŁAJ A zięć? O… to jest zięć! Drugiego takiego nie znajdziesz, choćbyś zjeździł cały świat! Uczciwy, szlachetny, wielkoduszny, sprawiedliwy! A wnuk?! Co to za chłopaczek z piekła rodem! Macha rączkami, wyciąga je i ciągle kwili: „Dziadzia! Dziadzia! Gdzie dziadzia? Dawajcie mi tu dziadzia, rozbójnika, dajcie mi tu jego wąsiska!”

TRYLECKI (wyciąga chustkę z kieszeni) Po co to płakać? No, i chwała Bogu… (płacze) Nie trzeba płakać.

NIKOŁAJ Pułkowniku, ty płaczesz?

TRYLECKI Nie… Po co? No, i chwała Bogu!.. Co?..

PŁATONOW Nikołaj, przestań!

NIKOŁAJ (wstaje i siada koło Bugrowa) Upalny dzisiaj temperament w powietrzu, panie Timofieju!

BUGROW Faktycznie. Duchota jak w łaźni i to pod sufitem. Temperament na jakieś trzydzieści stopni, przypuszczalnie.

NIKOŁAJ Co by to mogło znaczyć? Dlaczego tak gorąco, Timofieju?

BUGROW Pan powinien to lepiej wiedzieć.

NIKOŁAJ Nie wiem. Ja poszedłem drogą medycyny.

BUGROW A po mojemu, to jest gorąco, bo byśmy się obaj obśmiali, jakby w czerwcu było chłodno.

Śmiech.

NIKOŁAJ Ta-ak… Teraz rozumiem… A co lepsze dla trawy, panie Timofieju, klimat czy atmosfera?

BUGROW Wszystko dobre, Nikołaju, tylko dla zboża potrzebniejszy deszczyk… Jaki pożytek z klimatu, jak nie ma deszczu? Bez deszczu to on złamanego grosza nie wart.

NIKOŁAJ Tak… To prawda… Sama mądrość, niewątpliwie, przemawia pańskimi ustami. A jaka jest pana opinia, panie spożywczy, odnośnie wszystkiego innego?

BUGROW (śmieje się) Nijaka.

NIKOŁAJ Co było do udowodnienia[21]. Mądry człowiek z pana, Timofieju! No, a jaka jest pańska opinia na temat takiej sztuczki gastronomicznej, żeby Anna dała nam jeść? Co?

ANNA Trylecki, poczekaj! Wszyscy czekają, to i ty poczekaj!

NIKOŁAJ Nie zna naszych apetytów! Nie wie, jak ja z panem, a szczególnie pan ze mną chce się napić! A porządnie wypijemy i zakąsimy, Timofieju! Po pierwsze… Po pierwsze… (szepcze Bugrowowi na ucho) Słabo? Można strzelić sobie… Crematum simplex…[22]. Tam jest wszystko: i na miejscu, i na wynos… Kawior, jesiotr, łosoś, sardynki… Dalej – sześcio albo siedmiopiętrowy placek… O taki! Z nadzieniem z wszelkich możliwych cudów flory i fauny Starego i Nowego Świata… Byle szybciej… Timofieju, bardzo pan głodny? Szczerze…

SASZA (do Nikołaja) Wcale ci nie chodzi o to, że jesteś głodny, tylko żeby ludzi buntować! Nie lubisz, jak ludzie spokojnie sobie siedzą!

NIKOŁAJ Nie lubię, jak ludzi morzy się głodem, grubasku!

PŁATONOW Nikołaju, dowcip pierwsza klasa, tylko czemu nikt się nie śmieje?

ANNA Ach, zamęczył! Zamęczył mnie! Niemożebnie arogancki typ! Straszne! No, poczekaj, paskudny człowieku! Dam ci jeść! (wychodzi)

NIKOŁAJ No i tak trzeba było od razu.

Scena dziewiąta

Ci sami, bez Anny.

PŁATONOW Zresztą, nie zaszkodziłoby… Która godzina? Też jestem głodny…

SIERGIEJ A gdzie moja żona, panowie? Płatonow jej przecież jeszcze nie widział… Trzeba zapoznać. (wstaje) Pójdę, poszukam. Ogród tak jej się spodobał, że się z nim nie rozstanie.

PŁATONOW A właśnie, Siergieju… Mam prośbę, nie przedstawiaj mnie swojej żonie… Chcę sprawdzić, czy mnie pozna? Kiedyś znaliśmy się trochę i…

SIERGIEJ Znaliście się? Z Sonią?

PŁATONOW No, w swoim czasie… Kiedy jeszcze byłem studentem, chyba. Proszę, nie przedstawiaj mnie, milcz i nie mów jej nic o mnie…

SIERGIEJ Dobra. Ten człowiek zna wszystkich! Kiedy on ma na to czas? (wychodzi do ogrodu)

NIKOŁAJ A jaką ważną korespondencję zamieściłem w „Kurierze Rosyjskim”[23], panowie! Czytaliście? Czytał pan, Abramie?

WIENGIEROWICZ Czytałem.

NIKOŁAJ Prawda, że fantastyczna korespondencja? A jakiego, jakiego ludożercę z pana zrobiłem! Tak pana obsmarowałem, że cała Europa się przerazi!

PIETRIN (chichocze) A, czyli to o nim?! Ten W. to on! No, a B. to kto?

BUGROW (śmieje się) To ja. (Ociera pot z czoła) Nieważne!

WIENGIEROWICZ Tak! Bardzo chwalebne. Jakbym umiał pisać, na pewno pisałbym do gazet. Po pierwsze, dają za to pieniądze, a po drugie – u nas, nie wiadomo czemu, ludzi piszących uważa się za bardzo mądrych. Tylko, doktorze, nie pan napisał tę korespondencję. Napisał ją pan Porfirij.

GŁAGOLIEW A skąd pan to wie?

WIENGIEROWICZ Wiem.

GŁAGOLIEW Dziwne… Napisałem ją, to prawda, ale skąd pan to wie?

WIENGIEROWICZ Jak się chce, wszystkiego można się dowiedzieć. Nadał pan list polecony, a urzędnik na naszej poczcie ma dobrą pamięć. I to wszystko… Żadnych zagadek. Moja złośliwość żydowska nie ma nic do tego… (śmieje się) Pan się nie boi, nie będę się mścić.

GŁAGOLIEW A ja się nie boję, tylko… dziwne to!

Wchodzi Maria Grekow.

Scena dziesiąta

Ci sami i Maria Grekow.

NIKOŁAJ (zrywa się z miejsca) Maria! Jak miło! Jaka niespodzianka!

MARIA (podaje mu rękę) Dzień dobry, Nikołaju! (kiwa głową wszystkim) Dzień dobry panom!

NIKOŁAJ (zdejmując z niej talmę) Ściągnę tylko pelerynkę… Co słychać, wszystko w porządku? Jeszcze raz dzień dobry! (całuje dłoń) Zdrowa?

MARIA Jak zawsze… (speszona, siada na najbliższym wolnym fotelu) Pani Anna w domu?

NIKOŁAJ W domu. (siada obok niej)

GŁAGOLIEW Dzień dobry, Mario!

TRYLECKI To Maria? Ledwo poznałem! (podchodzi do Grekowej, całuje ją w rękę) Jak się cieszę… Duża radość…

MARIA Dzień dobry, panie Iwanie. (kaszle) Potwornie gorąco… Proszę nie całować mnie w rękę… To krępujące… Nie lubię…

PŁATONOW (podchodzi do Marii) Mam zaszczyt powitać!.. (chce ją pocałować w rękę) Co słychać? No niech pani da rękę!

MARIA (wyrywa rękę) Nie trzeba…

PŁATONOW Dlaczego? Nie zasługuję?

MARIA Nie wiem, czy pan zasługuje, czy nie zasługuje, ale… przecież pan nieszczerze?

PŁATONOW Nieszczerze? Skąd pomysł, że nieszczerze?

MARIA Pan by nie zaczął całować mnie w rękę, gdybym nie powiedziała, że nie lubię tego całowania… Pan w ogóle lubi robić to, czego ja nie lubię.

PŁATONOW Od razu takie insynuacje!

NIKOŁAJ (do Płatonowa) Zostaw ją!

PŁATONOW Chwila… Jak tam pluskwi eter[24], Mario?

MARIA Jaki eter?!

PŁATONOW Słyszałem, że wydobywa pani eter z pluskiew… Naukę chce pani wzbogacić… Piękna sprawa!

MARIA Ciągle pan żartuje…

NIKOŁAJ Tak, on ciągle żartuje… Znaczy, Mario, przyjechała pani… Jak się miewa pani maman?

PŁATONOW Jaka pani różowiutka! Jak pani gorąco!

MARIA (wstaje) Po co pan mi to mówi?

PŁATONOW Chcę pogadać… Dawno już nie rozmawialiśmy. Po co się złościć? Kiedy wreszcie przestanie pani złościć się na mnie?

MARIA Widzę, że na mój widok czuje się pan nieswojo… Nie wiem, w czym panu przeszkadzam, ale… Robię to dla pana i unikam jak mogę… Gdyby Nikołaj nie przysięgał, że pana tu nie będzie, nie przyjechałabym… (do Nikołaja) Wstydziłby się pan tak kłamać!

PŁATONOW Wstydziłbyś się, Nikołaju, tak kłamać! (do Marii) Na płacz się pani zbiera… Popłacz! Łzy przynoszą czasem ulgę…

Maria Grekow szybko idzie do drzwi, gdzie spotyka się z Anną.

Scena jedenasta

Ci sami i Anna.

NIKOŁAJ (do Płatonowa) Głupio… głupio! Rozumiesz? Głupio! Jeszcze raz i… zostaniemy wrogami!

PŁATONOW A co ty masz do tego?

NIKOŁAJ Głupio! Nie wiesz, co robisz!

GŁAGOLIEW Okrutne, Michaił!

ANNA Mario! Jak się cieszę! Jak się cieszę! (ściska rękę Grekowej) Bardzo… Tak rzadko pani u mnie bywa… Przyjechała pani i za to panią lubię… Usiądźmy…

Siadają.

Bardzo się cieszę… Dzięki Nikołajowi… Pofatygował się i wyciągnął panią z tej pani wsi…

NIKOŁAJ (do Płatonowa) A może ja ją kocham, co?

PŁATONOW Kochaj… Proszę cię bardzo!

NIKOŁAJ Sam nie wiesz, co mówisz!

ANNA Co słychać, moja droga?

MARIA Dziękuję.

ANNA Zmęczona… (patrzy jej w twarz) Trudno przejechać dwadzieścia wiorst, jak się nie ma wprawy…

MARIA Nie… (zakrywa chusteczką oczy i płacze) Nie…

ANNA Mario, co się dzieje?

Pauza.

MARIA Nie…

Nikołaj chodzi po scenie.

GŁAGOLIEW (do Płatonowa) Michaił, musi pan przeprosić.

PŁATONOW Po co?

GŁAGOLIEW Co za pytanie?! Był pan okrutny…

SASZA (podchodzi do Płatonowa) Wytłumacz się, bo sobie pójdę!.. Przeproś!

ANNA Sama zwykle płaczę po podróży… Nerwy puszczają!…

GŁAGOLIEW W końcu… Żądam! Nieuprzejme! Nie spodziewałem się po panu!

SASZA Przeproś, co się do ciebie mówi! Bezczelny!

ANNA Rozumiem… (patrzy na Płatonowa) Już zdążył… Przepraszam Mario. Zapomniałam pogadać z tym… z tym… Moja wina…

PŁATONOW (podchodzi do Marii) Mario!

MARIA (podnosi głowę) Czego pan sobie życzy?

PŁATONOW Przepraszam… Publicznie proszę o przebaczenie… Płonę ze wstydu na pięćdziesięciu stosach!.. Niech mi pani da rękę… Przysięgam, szczerze! (bierze jej rękę) Pogódźmy się… Nie będziemy już popłakiwać… Zgoda? (całuje ją w rękę)

MARIA Zgoda. (przykrywa chusteczką twarz i wybiega z pokoju)

Za nią wychodzi Nikołaj.

Scena dwunasta

Ci sami, bez Marii i Nikołaja.

ANNA Nie spodziewałam się, że pozwolisz sobie… Ty!

GŁAGOLIEW Powściągliwość, Michaił, na Boga, powściągliwość!

PŁATONOW Dajcie spokój… (siada na kanapie) Nieważne… Głupio zrobiłem, że zagadałem do niej, ale głupota nie jest warta tego, żeby ją tyle analizować…

ANNA Dlaczego Trylecki za nią pobiegł? Nie każda kobieta lubi, żeby oglądać jej łzy.

GŁAGOLIEW Szanuję w kobietach tę subtelność… Nic szczególnego przecież pan… jej nie powiedział, chyba, ale… Jakaś aluzja, słówko…

ANNA Niedobrze, Michaił, niedobrze.

PŁATONOW Przeprosiłem ją, Anno.

Wchodzą Siergiej, Sofia i Wiengierowicz-syn.

Scena trzynasta

Ci sami i Siergiej, Sofia, Wiengierowicz-syn i potem Nikołaj.

SIERGIEJ (wbiega) Idzie, idzie! (śpiewa) Idzie!

Wiengierowicz-syn staje przy drzwiach i krzyżuje ręce na piersi.

ANNA Nareszcie znudził się Sophie ten nieznośmy skwar! Zapraszamy!

PŁATONOW (na stronie) Sonia! Ojcze Niebieski, ale ona się zmieniła!

SOFIA Tak się zagadałam z Mr Wiengierowiczem, że całkiem zapomniałam o skwarze… (siada na kanapie pół metra od Płatonowa) Jestem zachwycona naszym ogrodem, Siergieju.

GŁAGOLIEW (siada obok Sofii) Panie Siergieju!

SIERGIEJ Słucham?

GŁAGOLIEW Kochany mój przyjacielu, pani Sofia dała mi słowo, że w czwartek wszyscy przyjedziecie do mnie.

PŁATONOW (na stronie) Popatrzyła na mnie!

SIERGIEJ I dotrzymamy słowa. Zwalimy się całą bandą…

NIKOŁAJ (wchodzi) O, kobiety, kobiety![25] – powiedział Shakespeare i powiedział nieprawdę. Należało powiedzieć: Ech, kobiety, kobiety!

ANNA Gdzie Maria?

NIKOŁAJ Odprowadziłem ją do ogrodu. Niech się poszwenda ze zmartwienia!

GŁAGOLIEW Pani nigdy jeszcze nie była u mnie, Sofio! Mam nadzieję, że spodoba się pani u mnie… Ogród piękniejszy niż wasz, rzeka głęboka, koniki ładne…

Pauza.

ANNA Milczenie zapadło… Głupiec się narodził[26].

Śmiech.

SOFIA (cicho do Głagoliewa, głową kiwając na Płatonowa) Kto to jest? Ten, co tu koło mnie siedzi!

GŁAGOLIEW (śmieje się) Nasz nauczyciel… Nie znam nazwiska…

BUGROW (do Nikołaja) Nikołaju, niech mi pan powie z łaski swojej, pan może leczyć wszystkie choroby, czy nie wszystkie?

NIKOŁAJ Wszystkie.

BUGROW I zakaźne owrzodzenia też?

NIKOŁAJ Owrzodzenia też.

BUGROW A jak wściekły pies ugryzie, to też pan może?

NIKOŁAJ A pana ugryzł wściekły pies? (odsuwa się od niego)

BUGROW (speszony) Broń Boże! Co pan mówi, Nikołaju! Chryste Panie!

Śmiech.

ANNA (do Głagoliewa) Porfirij, jak do pana jechać? Przez Jusnówkę?

GŁAGOLIEW Nie… To droga okrężna. Pani jedzie prosto na Płatonówkę. Mieszkam w samej prawie Płatonówce, dwie wiorsty przed nią.

SOFIA Pamiętam tę Płatonówkę. Ciągle jeszcze istnieje?

GŁAGOLIEW A jak…

SOFIA Znałam się kiedyś z jej właścicielem, Płatonowem. Siergieju, nie wiesz, gdzie teraz jest ten Płatonow?

PŁATONOW (na stronie) Mnie mogła o to spytać.

SIERGIEJ Chyba wiem. Pamiętasz, jak miał na imię? (śmieje się)

PŁATONOW Też kiedyś go znałem. Na imię ma, chyba, Michaił.

Śmiech.

SOFIA Tak, tak… Michaił. Znaliśmy się, kiedy był jeszcze studentem, prawie chłopcem… Państwo się śmieją… A ja, naprawdę, nie widzę nic zabawnego w moich słowach…

ANNA (śmieje się głośno i wskazuje Płatonowa) Rozpoznaj go wreszcie, bo nie wytrzyma i pęknie!

Płatonow wstaje.

SOFIA (wstaje i patrzy na Płatonowa) Tak… on. Michaił, czemu milczysz?.. Czy… to ty?

PŁATONOW Sofio, nie poznajesz mnie? Nic dziwnego! Minęło cztery i pół roku, prawie pięć lat, a żadne szczury nie potrafią tak dobrze nadgryźć fizjonomii człowieka, jak moje ostatnie pięć lat.

SOFIA (podaje mu rękę) Dopiero zaczynam rozpoznawać. Ale się zmieniłeś!

SIERGIEJ (przyprowadza do Sofii Saszę) A to – przedstawiam ci – jego żona!.. Aleksandra, siostra najbardziej zabawnego człowieka, Nikołaja!

SOFIA (podaje jej rękę) Bardzo mi miło. (siada) To ty już się ożeniłeś!.. Dawno? Zresztą, pięć lat…

ANNA Wspaniale, Płatonow! Nie bywa nigdzie, ale zna wszystkich. Polecam ci go, Sophie, to nasz przyjaciel!

PŁATONOW Ta cudowna rekomendacja daje mi prawo zapytać, jak się, Sofio, miewasz? Jak twoje zdrowie?

SOFIA W zasadzie miewam się znośnie, ale zdrowie słabawe. A jak ty się miewasz? Co teraz porabiasz?

PŁATONOW Ze mnie los zadrwił tak, jak absolutnie nie mogłem przypuszczać wtedy, kiedy widziałaś mnie, jako drugiego Byrona, a ja siebie – jako przyszłego ministra jakichś niezwykłych spraw i jako Krzysztofa Kolumba. Jestem wiejskim nauczycielem, Sofio, tylko tyle.

SOFIA Ty?

PŁATONOW Tak, ja…

Pauza.

Może to trochę nawet dziwne…

SOFIA Niewiarygodne! Dlaczego… Dlaczego nic więcej?

PŁATONOW Jednym zdaniem nie dam rady odpowiedzieć na to pytanie…

Pauza.

SOFIA Ale przynajmniej skończyłeś uniwersytet?

PŁATONOW Nie. Rzuciłem.

SOFIA Hm… Ale to przecież nie przeszkadza ci być człowiekiem?

PŁATONOW Przepraszam… Nie rozumiem tego pytania.

SOFIA Niejasno się wyraziłam. To ci nie przeszkadza być człowiekiem… człowiekiem czynu, chcę powiedzieć, na polu… no choćby na przykład wolności, emancypacji kobiet… Nie przeszkadza ci to służyć idei?

NIKOŁAJ (na stronie) Zaplątała się!

PŁATONOW (na stronie) No, no! Hm… (do niej) Jak ci powiedzieć? Raczej nie przeszkadza, ale… czemu by to miało przeszkadzać? (śmieje się) Nic nie może mi przeszkadzać… Jestem jak leżący kamień. Leżące kamienie same stworzone są po to, żeby… przeszkadzać…[27]

Wchodzi Szczerbuk

Scena czternasta

Ci sami i Szczerbuk

SZCZERBUK (w drzwiach) Owsa koniom nie dawaj: źle wiozły!

ANNA Hura! Jest mój kawaler!

WSZYSCY Panie Pawle!

SZCZERBUK (w milczeniu całuje w rękę Annę i Saszę, w milczeniu kłania się mężczyznom, każdemu z osobna i następnie kłania się wszystkim) Przyjaciele moi! Powiedzcie mnie, niegodnemu indywiduum, gdzie ta osoba, którą ujrzeć moja dusza pragnie? Podejrzewam i myślę, że osobą tą jest ona! (wskazuje Sofię) Pani Anno, proszę łaskawie przedstawić mnie jej — aby wiedziała, co ze mnie za człowiek!

ANNA (bierze go pod rękę i przyprowadza do Sofii) Podporucznik gwardii w stanie spoczynku Pawieł Szczerbuk!

SZCZERBUK A w świecie emocji?

ANNA Ach tak… Nasz przyjaciel, sąsiad, kawaler, gość i wierzyciel.

SZCZERBUK Tak jest! Pierwszy kompan generała nieboszczyka! Pod jego przewodem brałem fortece, zwane damskim polonezem. (kłania się) Pozwoli pani rączkę!

SOFIA (wyciąga rękę i cofa natychmiast) Bardzo miło, ale… nie trzeba.

SZCZERBUK Przykro… Męża pani na rękach nosiłem, kiedy jeszcze pod stołem piechotą chadzał… Mam po nim znak i ten znak zabiorę ze sobą do grobu. (otwiera usta) Ooo! Zęba nie ma! Widać?

Śmiech.

Na rękach go trzymałem, a on, Sieriożeńka, pistoletem, którym zabawiać się raczył, w zęby mi udzielił nagany. He, he, he… Łobuziak! Kochaniutka, nie miałem przyjemności poznać imienia, trzymaj go krótko! Urodą swoją przypomina mi pani pewien obraz… Tylko nosek nie ten… Nie da pani rączki?

Pietrin przysiada się do Wiengierowicza-ojca i zaczyna na głos czytać mu gazetę.

SOFIA (podaje mu rękę) Jeśli pan aż tak…

SZCZERBUK (całuje rękę) Merci panią! (do Płatonowa) Co słychać, Miszeńka? Jaki heros wyrósł! (siada) Znałem cię jeszcze w tym okresie, gdy ze zdumieniem patrzyłeś na świat boży… I ciągle rośnie, ciągle rośnie… Tfu! Żeby nie zapeszyć! Chłopisko! Jaki przystojniak! Czemu, amorku, nie idziesz wojskową ścieżką?

PŁATONOW Płuca słabiutkie, panie Pawle!

SZCZERBUK (wskazując Nikołaja Tryleckiego) On tak powiedział? Słuchaj tej papli to bez głowy zostaniesz.

NIKOŁAJ Panie Pawle, tylko bez wyzwisk!

SZCZERBUK Leczył mi bóle w krzyżu… Tego nie jedz, tamtego nie jedz, nie śpij na podłodze… I nie wyleczył. To się go pytam: „Czegoś brał pieniądze i nie wyleczył?” A on mówi: „Jedno z dwojga – mówi – albo leczyć, albo pieniądze brać”. Jaki mądrala?

NIKOŁAJ No jak kłamie, Belzebub Bucefałowicz!? Ile pan mi zapłacił, jeśli wolno spytać? Pan sobie przypomni! Sześć razy do niego jeździłem, a dostałem raptem rubla, i to podartego… Chciałem go dać żebrakowi, nawet żebrak nie wziął. „Strasznie – mówi – podarty, numerów nie ma!”

SZCZERBUK A sześć razy był u mnie nie dlatego, że chorowałem, tylko dlatego, że córeczka mojego dzierżawcy jest kelke szoz[28].

NIKOŁAJ Płatonow, ty siedzisz blisko niego… Stuknij go w łysinę w moim imieniu! Zrób to dla mnie!

SZCZERBUK Odczep się! Wystarczy! Nie drażnij śpiącego lwa! Młody jeszcze, ledwo odrósł od ziemi. (do Płatonowa) I ojciec twój był w porządku! Żyliśmy z nieboszczykiem w wielkiej przyjaźni. Figlarz był z niego! Dziś takich wesołków już nie ma, jak my… Echhh. Było minęło… (do Pietrina) Gierasia! Bój się Boga! My tu dyskutujemy, a ty czytasz na głos! Trochę kultury!

Pietrin czyta nadal.

SASZA (szturcha Tryleckiego w bok) Tato! Tato, nie śpij tutaj! Wstyd!

Iwan Trylecki budzi się i po chwili znowu zasypia.

SZCZERBUK Nie… Nie mogę mówić!.. (wstaje) Jego słuchajcie… On czyta!..

PIETRIN (wstaje i podchodzi do Płatonowa) Co pan powiedział?

PŁATONOW Zdecydowanie nic…

PIETRIN Nie, pan coś powiedział… Powiedział pan coś o Pietrinie…

PŁATONOW Chyba się panu przyśniło…

PIETRIN Krytykujemy?

PŁATONOW Nic nic mówiłem! Naprawdę, to się panu przyśniło!

PIETRIN Niech pan sobie gada, ile chce… Pietrin, Pietrin... Co Pietrin? (wkłada gazetę do kieszeni) Pietrin, może, na uniwersytecie się uczył, doktor praw[29] może… Słyszał pan?… Tytuł naukowy zatrzymam do śmierci… Tak, że tak! Radca dworu…[30] Słyszał pan? I pożyłem dłużej niż pan. Szósty krzyżyk stuknie, dzięki Bogu!

PŁATONOW Bardzo miło, ale… co z tego wynika?

PIETRIN Pożyjesz tyle, co ja, skarbeczku, to się dowiesz! Życie przeżyć to nie byle żart! Życie to nie bajka…

PŁATONOW (wzrusza ramionami) Nie wiem, co pan chce przez to powiedzieć, poważnie… Nie rozumiem pana… Zaczął mowić o sobie, a z siebie zjechał na życie… Co pan może mieć wspólnego z życiem?

PIETRIN No, jak życie pana złamie, wstrząśnie porządnie, to i pan zacznie ostrożnie patrzeć na młodych… Życie, mój panie… Co to jest życie? Otóż! Kiedy człowiek się rodzi, to wchodzi na jedną z trzech dróg życiowych, a poza nimi innych dróg nie ma: pójdziesz na prawo – wilki cię zeżrą; pójdziesz na lewo – sam zeżresz wilki; pójdziesz prosto – zeżresz siebie samego.

PŁATONOW Co pan powie… Hm… Doszedł pan do tej konkluzji drogą nauki, doświadczenia?

PIETRIN Drogą doświadczenia.

PŁATONOW Drogą doświadczania… (śmieje się) Pan to opowie komuś innemu, szanowny panie Gierasimie, a nie mnie… W ogóle radziłbym panu nie poruszać ze mną wzniosłych tematów… I bawi mnie to, i nie wierzę. Nie wierzę waszej starczej mądrości domowego wyrobu! Nie wierzę, przyjaciele mojego ojca, nie wierzę głęboko, zbyt szczerze waszym prostym mowom o trudnych sprawach, wszystkiemu, do czego doszliście własnym rozumem!

PIETRIN Taaak… Faktycznie… Z młodego drzewka wszystko można zrobić: i domek, i statek, wszystko… a stare, szerokie i wysokie, ni cholery, do niczego się nie nadaje…

PŁATONOW Nie mówię o starych ludziach w ogóle; mówię o przyjaciołach mojego ojca.

GŁAGOLIEW Michaił, ja też byłem przyjacielem pańskiego ojca!

PŁATONOW A mało miał przyjaciół… Czasami całe podwórze było zatłoczone karetami i powozami.

GŁAGOLIEW Nie… Ale, to znaczy, że i mnie pan nie wierzy? (śmieje się głośno)

PŁATONOW Hm… Jak to panu powiedzieć?.. I w pana słabo wierzę.

GŁAGOLIEW Tak? (wyciąga do niego rękę) Dziękuję, mój drogi, za szczerość! Pana szczerość jeszcze bardziej mnie przywiązuje do pana.

PŁATONOW Poczciwiec… Nawet głęboko pana szanuję, ale… ale…

GŁAGOLIEW Proszę powiedzieć!

PŁATONOW Ale… ale trzeba być zbyt ufnym, żeby wierzyć w tych bohaterów Fonwizina, w solidnych Starodumów i cukrowych Miłonów, którzy całe swoje życie jedli kapuśniak z jednego talerza z Bydlakinem i z Prostakową[31] i w tych satrapów, którzy dlatego są święci, że nie robią nic złego, ani nic dobrego. Niech się pan tylko nie złości!

ANNA Nie lubię tego rodzaju dyskusji, a szczególnie, kiedy prowadzi je Płatonow… Zawsze źle się kończą. Michaił, poznaj, nasz nowy znajomy! (wskazuje na Wiengierowicza-syna) Isaak Wiengierowicz, syn pana Abrama, student…

PŁATONOW Aaa… (wstaje i podchodzi do Wiengierowicza-syna) Bardzo miło! Bardzo się cieszę. (wyciąga do niegu rękę) Dużo bym teraz dał, żeby mieć prawo znów nazywać się studentem…

Pauza.

Rękę podaję… Weź ją, albo daj mi swoją…

WIENGIEROWICZ-SYN Nie zrobię ani jednego, ani drugiego…

PŁATONOW Co?

WBNGIEROWICZ-SYN Nie podam panu ręki.

PŁATONOW Zagadka… Dlaczego?

ANNA (na stronie) O co tu do cholery chodzi?!

WIENGIEROWICZ-SYN Mam swoje powody… Gardzę takimi ludźmi jak pan!

PŁATONOW Bravissime… (ogląda go) Powiedziałbym ci, że to mi się strasznie podoba, gdyby to nie połechtało twojego samolubstwa, które należy zachować dla przyszłości…

Pauza.

Patrzysz na mnie, jak wielkolud na pigmeja. Może naprawdę jesteś wielkoludem.

WIENGIEROWICZ-SYN Jestem uczciwym człowiekiem i nie jestem trywialny.

PŁATONOW Czego ci gratuluję… Byłoby dziwne podejrzewać w młodym studencie nieuczciwego człowieka… Nikt nie pyta o twoją uczciwość… Nie dasz ręki, chłopaku?

WIENGIEROWICZ-SYN Nie daję jałmużny.

Nikołaj Trylecki syka.

PŁATONOW Nie dajesz? Twoja sprawa… Mówię o przyzwoitości, nie o jałmużnie… Mocno gardzisz?

WIENGIEROWICZ-SYN Jak tylko może człowiek, który z całej duszy nienawidzi banalności, pasożytnictwa i pajacowania…

PŁATONOW (wzdycha) Dawno już nie słyszałem takich słów… „Zawodzący głos jamszczyka, jakąś bliską brzęczy piosnką!…”[32] Tak, i ja kiedyś byłem mistrzem fajerwerków słownych… Tylko to, niestety, banały… Miłe banały, ale tylko banały… Może odrobinę szczerości… Fałszywe dźwięki potwornie rażą nienawykłe ucho…

WIENGIEROWICZ-SYN Może skończymy tę rozmowę?

PŁATONOW Czemu? Słuchają nas chętnie, a myśmy jeszcze nie zdążyli się znudzić sobą… Podyskutujmy dalej w tym stylu…

Wbiega Wasilij, za nim Osip

Scena piętnasta

Ci sami i Osip

OSIP (wchodzi) Hm… Mam zaszczyt i przyjemność powitać panią generałową…

Pauza.

Życzę pani tego samego, czego pani życzy sobie od Boga.

Śmiech.

PŁATONOW Kogo widzę?! Diabelskie nasienie! Najpotworniejszy z ludzi! Najstraszniejszy ze śmiertelnych!

ANNA No nie! Jeszcze ciebie tu brakowało! Czego chcesz?

OSIP Przywitać się.

ANNA Potrzebne mi to! Wynocha!

PŁATONOW Czy to ty, w mroku nocy i w świetle dnia siejesz groźny postrach? Dawno już cię nie widziałem, mężobójco, sześćset sześćdziesiąt sześć[33]! No, przyjacielu? Pogadaj o czymś! Oto słowo wielkiego Osipa!

OSIP (kłania się) Witam szanownego pana! Panie Siergieju! Gratuluję legalnego związku małżeńskiego! Daj Boże, żeby wszystko… co się tyczy rodziny wychodziło lepiej… najlepiej! Daj Boże!

SIERGIEJ Dziękuję. (do Sofii) Sophie, przedstawiam ci, nasz miejscowy postrach.

ANNA Płatonow, nie zatrzymuj go! Niech wyjdzie! Jestem na niego zła. (do Osipa) Powiesz w kuchni, żeby ci dali obiad… Jakie ma dzikie oczy! Dużo zimą nakradłeś naszego lasu?

OSIP (śmieje się) Ze trzy, cztery drzewka…

Śmiech.

ANNA (śmieje się) Kłamiesz, więcej! On ma zegarek na łańcuszku! Proszę! To złoty łańcuszek? Możesz powiedzieć, która godzina?

OSIP (patrzy na zegar ścienny) Dwadzieścia dwie po pierwszej… Pani pozwoli, że pocałuję rączkę!

ANNA (unosi dłoń do jego ust) Masz, całuj…

OSIP (całuje dłoń) Strasznie jestem wdzięczny za pani współczucie! (kłania się) Czego pan mnie trzyma, panie Michaile?!

PŁATONOW Boję się, żebyś nie wyszedł. Lubię cię, kochany! Jaki heros, niech cię jasna cholera! Co cię tu, mądralo, przyniosło?

OSIP Goniłem debila, Wasilija, no i wpadłem przy okazji.

PŁATONOW Mądry gonił debila, a nie odwrotnie! Proszę państwa, mam zaszczyt przedstawić! Niezwykle ciekawy typ! Jedno z najciekawszych krwiożerczych zwierząt współczesnego muzeum zoologicznego! (obraca Osipa na wszystkie strony) Znany powszechnie jako Osip, koniokrad, pasożyt, człekobójca i złodziej. Urodzony w Wojnicówce[34], grabił i mordował w Wojnicówce, i w Wojnicówce marnieje!

Śmiech.

OSIP (śmieje się) Michaił, dziwaczny z pana człowiek!

NIKOŁAJ (przygląda się Osipowi) Czym się zajmujesz, mój kochany?

OSIP Złodziejstwem.

NIKOŁAJ Hm… Przyjemne zajęcie… Ale jaki cynik z ciebie!

OSIP Co znaczy cynik?

NIKOŁAJ Greckie słowo, w tłumaczeniu na twój język znaczy: świnia, która chce, żeby cały świat wiedział, że jest świnią.

PŁATONOW Bogowie, on się uśmiecha! Co za uśmiech! A twarz, jaka twarz! W tej twarzy sto pudów[35] żelaza! Niełatwo rozbić ją o kamień! (podprowadza go do lustra) Popatrz no, stworze! Widzisz? I nie dziwisz się?

OSIP Najzwyklejszy człowiek! Nawet gorzej…

PŁATONOW Coś ty? A nie mityczny bohater? Nie Ilja Muromiec?[36] (uderza go w ramię) Dzielny zwycięski Rus! Co znaczymy przy tobie? Pętamy się z kąta w kąt, małe ludziki, pasożyty, nie możemy znaleźć sobie miejsca… Razem zdobylibyśmy pustynie z witeziami[37], mocarzy ze stupudowymi głowami, poświstując, pogwizdując! Załatwiłbyś, jak Ilja Muromiec, mocarza Sołowieja Rozbójnika? Co?

OSIP A bo ja wiem?!

PŁATONOW Załatwiłbyś! Masz siłę! To nie muskuły, a liny stalowe! Zresztą, czemu nie trafiłeś na katorgę?

ANNA Skończ, Płatonow. Naprawdę, to się robi nudne.

PŁATONOW Osip, siedziałeś chociaż raz w więzieniu?

OSIP Zdarza się… Każdej zimy siedzę.

PŁATONOW Tak trzeba… Zimno w lesie – idź do więzienia. Ale dlaczego nie trafiłeś na katorgę?

OSIP Nie wiem… Pan mnie puści!

PŁATONOW Jesteś nie z tego świata? Jesteś poza czasem i przestrzenią? Poza prawem i obyczajem?

OSIP Przepraszam… W prawie stoi, że tylko wtedy idzie się na Sybir, jak okoliczności na człowieka wskazują, albo jak złapią na gorącym uczynku… Każdy, w sumie, wie, że ja, w sumie, jestem bandyta i złodziej, (śmieje się) ale nie każdy może to udowodnić… Hm… Zastrachany dzisiaj naród, głupi, niemądry, znaczy się…. Boi się wszystkiego… No i udowodnić cokolwiek też się boi… Mógłby zesłać, ale na prawach się nie zna… Boi się wszystkiego… W sumie, barany a nie ludzie… Cichaczem szukają okazji, całą kupą… Paskudni ludzie, spsiali… Ciemnota… Nie żal takich dręczyć…

PŁATONOW Jak on sensownie kombinuje, padalec! Własnym rozumem doszedł, obrzydliwe zwierzę! A przecież on na podstawie teorii… (wzdycha) Jaka ohyda jest jeszcze możliwa w Rosji!..

OSIP Nie ja jeden tak kombinuję, panie Michaile! Wszyscy teraz tak kombinują. A dajmy na to pan Abram…

PŁATONOW No, ale i on jest poza prawem… Każdy wie, ale nie każdy dowiedzie.

WIENGIEROWICZ Mnie, chyba, można zostawić w spokoju…

PŁATONOW O nim nie ma co gadać… To twój obraz i podobieństwo; z tą różnicą, że jest mądrzejszy od ciebie – i szczęśliwy, jak arkadyjski pastuszek[38]. No i… nie można mu prosto w oczy powiedzieć, a tobie można. Z tej samej gliny jesteście, ale… Sześćdziesiąt knajp, przyjacielu, sześćdziesiąt knajp, a ty nawet sześćdziesięciu kopiejek nie masz!

WIENGIEROWICZ Sześćdziesiąt trzy karczmy.

PŁATONOW Za rok będzie siedemdziesiąt trzy… Dobroczynnością się zajmuje, obiady wydaje, wszyscy go szanują, wszyscy w pas się kłaniają, no a ty… wielki z ciebie człowiek, ale… żyć, bracie, nie umiesz! Nie umiesz żyć, szkodniku!

WIENGIEROWICZ Michaił, ponosi pana fantazja! (wstaje i siada na innym krześle)

PŁATONOW Na tej głowie jest więcej piorunochronów… Spokojnie sobie jeszcze pożyje drugie tyle, jak nie więcej i umrze… i umrze też spokojnie!

ANNA Przestań, Płatonow!

SIERGIEJ Opanuj się, Michaił! Osip, wyjdź stąd! Swoją obecnością tylko drażnisz instynkty Płatonowa.

WIENGIEROWICZ Chciałby mnie stąd wygonić, ale się nie uda!

PŁATONOW Uda się! Nie uda się, to sam pójdę.

ANNA Przestaniesz, Płatonow? I bez komentarzy, tylko powiedz wprost: przestaniesz, czy nie?

SASZA Jezu, zamilcz! (cicho) Nieładnie! Wstyd mi przynosisz!

PŁATONOW (do Osipa) Spływaj! Z serca ci życzę, żebyś zniknął jak najprędzej!

OSIP Pani Marfa ma papugę, co wszystkich ludzi i psy nazywa głupkami, a jak zobaczy sępa, albo pana Abrama, to krzyczy: „Oż, ty przeklęty!” (śmieje się głośno) Żegnam! (wychodzi)

Scena szesnasta

Ci sami bez Osipa.

WIENGIEROWICZ Każdy, ale nie pan, młody człowieku, może sobie pozwalać na prawienie mi morałów, do tego w takiej formie. Jestem obywatelem i, prawdę mówiąc, pożytecznym obywatelem… Jestem ojcem, a pan kto? Kto pan jesteś, młody człowieku? Przepraszam, chłystek, co roztrwonił majątek, a teraz zabrał się do świętej sprawy, do której nie ma najmniejszego prawa, zepsuty człowiek…

PŁATONOW Obywatel… Jak pan jest obywatel, to jest to bardzo złe słowo! Wyzwisko!

ANNA On nie przestanie! Płatonow, po co zatruwasz nam dzień swoim moralizatorstwem? Po co tyle gadać? I jakie masz prawo?

NIKOŁAJ Niespokojnie żyje się z tymi najsprawiedliwszymi i najuczciwszymi… Do wszystkiego wtykają nos, wszędzie mają coś do załatwienia, wszystko ich obchodzi…

GŁAGOLIEW Panowie, wesoło zaczęliście a smutno skończyliście…

ANNA Nie powinieneś, Płatonow, zapominać, że kiedy goście się kłócą, to gospodarze czują się wyjątkowo niezręcznie…

SIERGIEJ To prawda, dlatego od tej chwili ogólne tsss… Pokój, zgoda i cisza!

WIENGIEROWICZ Nie daje ani chwili spokoju! Co ja mu zrobiłem? Szarlatan!

SIERGIEJ Tssss…

NIKOŁAJ Niech się kłócą! Dla nas tylko zabawniej.

Pauza.

PŁATONOW Jak się rozejrzeć wokół, zastanowić poważnie nad tym, to można się przewrócić!.. A najgorsze, że wszystko w miarę uczciwe, znośne, milczy, jak grób i tylko się gapi… Wszystko patrzy na niego ze strachem, wszystko kłania się do ziemi temu otłuszczonemu, pozłoconemu dorobkiewiczowi, wszystko od stóp do głów mu zawdzięcza! Honor puszczony z torbami!

ANNA Płatonow, uspokój się! Zaczynasz zeszłoroczną historię, nie zniosę tego!

PŁATONOW (pije wodę) Dobra. (siada)

WIENGIEROWICZ Dobra.

Pauza.

SZCZERBUK Męczennik jestem, przyjaciele moi, męczennik!

ANNA A tam co znowu?

SZCZERBUK Nieszczęście, przyjaciele moi! Lepiej w trumnie leżeć, niż żyć z taką zjadliwą żoną! Znowu sobie temat znalazła! Mało mnie nie zabiła w zeszłym tygodniu, ze swoim diabłem, rudym Don Juanem[39]. Śpię ja sobie na dworze pod jabłonką, sny pochłaniam, obrazy z przeszłości we śnie z zawiścią oglądam… (wzdycha) Nagle… Nagle jak mnie ktoś rąbnie w głowę! Boże! Koniec, myślę, przyszedł! Trzęsienie ziemi, walka żywiołów, potop, deszcz ognisty… Otwieram oczy, a przede mną rudy… Złapał mnie za boki – i jak mnie walnie z rozmachu w pewne miejsce, a potem mnie plask o ziemię! Przyskoczyła okrutnica… Chwyciła mnie za moją niewinną brodę (chwyta się za brodę), myślę sobie, no to już nie przelewki! (uderza się w łysinę) Mało nie zabili… Myślałem, że Bogu duszę oddam…

ANNA Przesadza pan, panie Pawle…

SZCZERBUK Stary babol przecież, najstarszy na świecie, brzydka jak noc stara torba, a tu masz… miłość! Oż ty wiedźmo! A rudemu w to graj… Pieniążków moich mu trzeba, a nie jej kochania…

Wchodzi Jakow i podaje Annie wizytówkę.

SIERGIEJ Od kogo to?

ANNA Niech pan przestanie, panie Pawle! (czyta) „Comte Glagolief”[40]. Po co takie zadęcie? Proś! (do Głogoliewa) Panie Porfiriju, pana syn!

GŁAGOLIEW Mój syn?! Skąd się tu wziął? Jest za granicą!

Wchodzi Kiriłł Głagoliew.

Scena siedemnasta

Ci sami i Kiriłł.

ANNA Pan Kiriłł! Jak miło!

GŁAGOLIEW (wstaje) Kiriłł… Przyjechałeś? (siada)

KIRIŁŁ Mesdames, witam! Płatonow, Wiengierowicz, Trylecki… I dziwak Płatonow tu jest… Cześć, uszanowanie! Straszny upał w Rosji… Prosto z Paryża! Prościutko z ziemi francuskiej! Ufff… Nie wierzycie? Słowo honoru! Zawiozłem tylko walizkę do domu… No, Paryż, panowie! To jest miasto!

SIERGIEJ Siadaj, panie francuski!

KIRIŁŁ Nie, nie, nie… Nie przyszedłem w gości, tylko tak… Muszę pogadać z ojcem… (do ojca) Słuchaj, o co ci chodzi?

GŁAGOLIEW Co takiego?

KIRIŁŁ Kłócić się chcesz? Dlaczego pieniędzy mi nie przysłałeś, jak prosiłem, co?

GŁAGOLIEW W domu porozmawiamy.

KIRIŁŁ Dlaczego nie przysłałeś mi pieniędzy? Kpisz? Dla ciebie to śmichy-chichy? Żartujesz? Moi drodzy, czy za granicą można żyć bez pieniędzy?

ANNA Jak było w Paryżu? Kiriłł, proszę usiąść!

KIRIŁŁ Dzięki niemu wróciłem z jedną szczoteczką do zębów! Z Paryża wysłałem mu trzydzieści pięć telegramów! Dlaczego nie przysłałeś pieniędzy, pytam się ciebie? Czerwienisz się? Wstyd?

NIKOŁAJ Hrabio, nie krzycz, proszę! Jak będziesz krzyczał, to poślę sędziemu śledczemu twoją wizytówkę i pociągnę do odpowiedzialności sądowej za bezprawne posługiwanie się tytułem hrabiowskim! Nie wypada!

GŁAGOLIEW Kirile, nie rób afery! Myślałem, że sześć tysięcy wystarczy. Uspokój się!

KIRIŁŁ Daj mi pieniędzy i znowu wyjadę! Dawaj zaraz! Zaraz dawaj! Jadę! Dawaj szybciej! Spieszę się!

ANNA Dokąd się pan spieszy? Zdąży pan! Niech pan nam raczej opowie coś o swojej podróży…

JAKOW (wchodzi) Gotowe!

ANNA Tak? W takim razie, moi państwo, chodźmy jeść!

NIKOŁAJ Jeść? Hurra-a-a! (jedną ręką chwyta za rękę Saszę, drugą Kiriłła i biegnie)

SASZA Puść! Puść, narwańcu! Sama pójdę!

KIRIŁŁ Proszę puścić! Co za chamstwo! Nie lubię żartów! (wyrywa się)

Sasza i Nikołaj wybiegają.

ANNA (bierze Kiriłła pod rękę) Chodźmy, panie paryżanin! Nie ma co się gorączkować po próżnicy! Panie Abramie, panie Timofieju… Zapraszam! (wychodzi z Kiriłłem)

BUGROW (wstaje i przeciąga się) Zanim się człowiek tego śniadania doczeka, to się cały zaślini. (wychodzi)

PŁATONOW (podaje rękę Sofii) Pozwolisz? Jakie masz zdziwione oczy! Dla ciebie ten świat – to świat niepojęty! To świat (ciszej) durni, Sofio, skończonych, ograniczonych, beznadziejnych durni… (wychodzi z Sofią)

WIENGIEROWICZ (do syna) Teraz widziałeś?

WIENGIEROWICZ-SYN Wyjątkowo oryginalne bydlę! (wychodzi z ojcem)

SIERGIEJ (szturchając Tryleckiego w bok) Panie Iwanie! Panie Iwanie! Śniadanie!

TRYLECKI (zrywa się) Co? Kto?

SIERGIEJ Nikt… Chodźmy na śniadanie.

TRYLECKI Świetnie, serdeńko!

Wychodzi z Siergiejem i Szczerbukiem.

Scena osiemnasta

Pietrin i Głagoliew.

PIETRIN Chcesz?

GŁAGOLIEW Nie mam nic przeciwko temu… Mówiłem ci już!

PIETRIN Kochany… Na pewno się żenisz?

GŁAGOLIEW Nie wiem, bracie. Czy ona jeszcze zechce?

PIETRIN Zechce! Jak Boga kocham, zechce!

GŁAGOLIEW Kto wie? Trudno z góry zakładać… Cudza dusza to tajemnica. A ty co się tak troszczysz?

PIETRIN A o kogo mam się troszczyć, serdeńko? Dobry człowiek jesteś, ona taka milutka… Chcesz, to z nią porozmawiam?

GŁAGOLIEW