52,00 zł
O. Édouard de Lehen – Droga do osiągnięcia wewnętrznego spokoju
Chwała Jezusowi i Maryi Przenajświętszej!
Cel, jaki sobie założyliśmy w tym dziele, to dopomóc duszom przechować w sobie pokój wewnętrzny lub odzyskać go na nowo, gdyby miały nieszczęście utracić ten skarb tak cenny.
Książka ta nie ma innej zasługi, jak podać zbiór rad w wielu doskonałych dziełach rozproszonych, a służących osobom dobrej woli do osiągnięcia tego dobra, które Zbawiciel kazał im obwieścić przy swym przyjściu na świat, a które jest niezbędnym warunkiem ich postępu w cnocie:
Pax hominibus bonae voluntatis!
Pokój ludziom dobrej woli!
W tekście korzystano z wydania z 1897 roku (Imprimatur 4071).
KSIĄŻKA:
Książka szyto-klejona
Oprawa miękka – miła w dotyku dzięki okładzinie soft – touch
Wydanie II
Format 11,5 x 18 cm
Liczba stron – 630
ISBN 978-83-8366-119-3
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 593
O. Édouard de Lehen TJ
DROGA DO OSIĄGNIĘCIA WEWNĘTRZNEGO SPOKOJU
BIBLIOTECZKA ŻYCIA WEWNĘTRZNEGO
„NA JEJ GŁOWIE”
WYDAWNICTWO ŻYCIA WEWNĘTRZNEGO
2025
Redakcja: zespół „naJejgłowie”
APPROBATUR KOŚCIOŁA
Varsaviae, die 23 Septembris (5 Octobris) 1896 anno
Assessor Curiae, Cubicularis Intimus Suae Sanctitatis – Leopoldus Łyszkowski
Secretarius – J. Podbielski
W tekście korzystano z wydania z 1987 roku.
Dokonano niezbędnych korekt w zakresie ortografii, pisowni łącznej i rozłącznej, pisowni małą i wielką literą. Nieliczne wyrazy, obecnie nieużywane, uwspółcześniono.
WYDANIE II
ISBN 978-83-8366-120-9
Wydawnictwo Życia Wewnętrznego
Kielnarowa 224 C, 36-020 Tyczyn
tel. +48 501 202 186
e-mail: [email protected]
www.naJejglowie.pl
Spis treści
PRZEDMOWA
CZĘŚĆ PIERWSZA
O poddaniu się zrządzeniom Boskiej Opatrzności
ROZDZIAŁ I
O pełnym miłości kierownictwie Boskiej Opatrzności i o szczęściu ludzi, którzy mu się poddają jak należy
ROZDZIAŁ II
W jakich sprawach trzeba się poddawać rozrządzeniom Opatrzności Boskiej?
ROZDZIAŁ III
O poddaniu się woli Bożej
ROZDZIAŁ IV
O przeciwnościach: jak są pożyteczne dla sprawiedliwych, a konieczne dla grzeszników
ROZDZIAŁ V
O dobrym użytkowaniu krzyżów i korzyściach, jakie nam przynoszą
CZĘŚĆ DRUGA
O prawdziwej pobożności, niezbędnej dla wewnętrznego pokoju, i o drogach, którymi Pan Bóg prowadzi dusze do doskonałości i do utwierdzenia ich w pokoju
ROZDZIAŁ I
Od czego zależy prawdziwa i gruntowna pobożność. W czym przykład świętych trzeba naśladować
ROZDZIAŁ II
Trzeba służyć Bogu tak, jak On chce, nie zaś według naszych przesądów i urojeń
ROZDZIAŁ III
O spowiedzi według prawideł ustanowienia Bożego, o ile te prawidła zdolne są zapewnić spokój osobom je zachowującym
ROZDZIAŁ IV
O Komunii świętej, o warunkach jej godnego przyjęcia i o powodach, które sprawiają, że Komunia przejmuje strachem niektóre osoby
ROZDZIAŁ V
O przepisie co do modlitwy i o sposobie łatwego i użytecznego dopełnienia go. Odpieranie fałszywego pojęcia, jakiego się często nabiera o tym świętym ćwiczeniu
ROZDZIAŁ VI
Znajomość Boga i nas samych jest pierwszym koniecznym warunkiem gruntownego pełnienia cnót i nabycia wewnętrznego spokoju
ROZDZIAŁ VII
O znoszeniu siebie samego jako o drugim warunku dobrze zrozumianej pobożności i zapewnienia sobie spokoju duszy
ROZDZIAŁ VIII
O sposobie pracowania nad naszą poprawą i korzystania w tym celu z nędz, a nawet błędów, nie pozbawiając się przy tym spokoju
ROZDZIAŁ IX
O przejściu z dającej się odczuwać gorliwości do stanu czystej wiary, będącego warunkiem większego postępu. O spokoju, jaki podczas tych doświadczeń zachować należy
ROZDZIAŁ X
O zdaniu się zupełnym na wolę Boga, które jest niezbędnym warunkiem do osiągnięcia niezachwianego spokoju, i o praktyce wyrzeczenia się, które doń prowadzi
ROZDZIAŁ XI
Zakończenie części drugiej
CZĘŚĆ TRZECIA
O sposobach zachowania spokoju wśród pokus i o naszych ułomnościach duchowych
ROZDZIAŁ I
Różne wskazówki co do sposobów zachowania spokoju
1.Ogólna nauka o zachowaniu spokoju
2.Dusza, która pragnie posiąść pokój, w Bogu tylko spokoju i szczęścia szukać powinna
3.Przeszkody i wstręt, jakich w tym wewnętrznym pokoju doznajemy, nie powinny nas zasmucać
4.O podstępach złego ducha dla zakłócenia naszego spokoju i o środkach uchronienia się od niego
5.Nie powinniśmy się smucić z powodu wewnętrznych pokus
6.Bóg zsyła doświadczenia dla naszego dobra
7.Co trzeba czynić, by się nie zniechęcać na widok swych ułomności
8.Dusza, nie tracąc czasu za każdym doznanym niepokojem, powinna, owszem, przywrócić swój spokój
9.Jak trzeba czuwać nad sobą (z Fénelona). O sposobie czuwania nad sobą bez zbytecznego sobą zajęcia; oto, co nam się wydaje właściwe
10.O niedowierzaniu samemu sobie
11.O ufności w Bogu
12.Jak poznać, że niedowierzamy sobie, a posiadamy ufność w Bogu
13.O błędzie wielu osób, poczytujących bojaźliwość za cnotę
14.O kilku innych uwagach, bardzo pożytecznych do osiągnięcia niedowierzania sobie, a ufności w Bogu
15.Jak duch bojaźliwości i nieufności obraża Boga i szkodliwy jest dla duszy
ROZDZIAŁ II
Błędy pospolite naszej ułomności
1.W jaki sposób należy, nie oddając się niepokojowi i zwątpieniu o sobie, powstawać z grzechów powszednich
2.Częste ponowne wpadanie w grzechy powszednie nie jest oznaką, że żal po ich popełnieniu był niedostateczny
3.W jaki sposób Pan Bóg wiernym ich grzechy powszednie i wszystkie inne niedoskonałości na pożytek obraca
4.O znoszeniu siebie w słabościach i codziennych wykroczeniach
5.Widok ułomności bliźniego i niedoskonałość wszelkich cnót ludzkich nie powinny zakłócać naszego spokoju
ROZDZIAŁ III
O zniechęceniu
1.Niebezpieczeństwo i zgubne skutki zniechęcenia
2.Źródło i przyczyna wrażeń, jakie zniechęcenie na duszy chrześcijańskiej wywiera
3.O prawdziwej pobudce chrześcijańskiej nadziei. Pobudka ta jest dla wszystkich ludzi jednakowa
4.O nieskończonej cenie zasług Zbawcy, która jest najsilniejszą pobudką naszej ufności
5.Nasze codzienne niewierności nie powinny pozbawiać nas ufności w Bogu. Tracimy ją z powodu braku wiary
6.Bóg nigdy nie jest tak blisko nas, by nas w walce wspierać, jak gdy sądzimy, że jest od nas oddalony. Ukrywa się dlatego, byśmy Go szukali i wzywali
7.Nie ma zwycięstwa bez walki, nie ma walki bez trudu
8.Przewidywać walki, na jakie możemy być wystawieni w przyszłości, znaczy wbrew woli Boga kusić Boga i siebie
9.Znudzenie, wstręt, odraza do służby Bożej są często powodem do nierozsądnego zniechęcenia
10.Możemy prosić Boga o uwolnienie nas od trosk i walk, lecz nie należy żądać, by być natychmiast wysłuchanym
ROZDZIAŁ IV
O pokusach
1.Pokusy nie są dowodem, że Bóg nas opuścił. Jeżeli są one czasem wyrazem Jego gniewu, to gniew ten jest zawsze kierowany przez Jego miłosierdzie
2.Pokusy nie są oznaką złego usposobienia duszy względem Boga
3.W pokusach trzeba się uciekać do Boga, który nas wspiera w walce, nawet gdy na to nie zwracamy uwagi
4.W jaki sposób poznać możemy, żeśmy na pokusę nie zezwolili
5.O krótkich i przejściowych pokusach
6.O trwałych i natrętnych pokusach i o tych, które na zmysły działają
7.O pokusach przeszkadzających praktykowaniu cnót. Pod pozorem wad lub złej intencji nie należy zaniedbywać dobrych uczynków. Trzeba wyrzec się pierwszych, a wytrwać w drugich
8.Z pokusą nie trzeba się wdawać w próżne rozumowania. Środek pozbycia się pokus
9.O sposobie zwalczenia pokus z wyobraźni pochodzących
10.O pokusach częstych. W czasie pokoju trzeba się sposobić do walki
11.O pożytku z pokus
12.Nabożeństwo do Najświętszej Maryi Panny i św. Józefa jest najdzielniejszym środkiem pokonania pokus i zapewnienia sobie wewnętrznego spokoju
13.O zbytecznej czułości w smutku i pokusach
14.Środek przeciwko smutkowi zakłócającemu spokój duszy
ROZDZIAŁ V
O modlitwie
1.O przedmiocie naszych modlitw i wytrwałości w nich
2.Rozmaite rady tyczące się modlitwy i oschłości w niej spotykanych
CZĘŚĆ CZWARTA
O skrupułach
ROZDZIAŁ I
Co się pod skrupułem rozumie, o ile różni się on od prawdziwej pobożności, po jakich oznakach poznać go można
ROZDZIAŁ II
Ogólne przyczyny skrupułów i uwagi nad nimi
1.Słabość umysłu
2.Umysł bezładny
3.Wyobraźnia mniej więcej nieokiełznana
4.Ideał cnoty i doskonałości bez skazy
5.Niedokładna znajomość religii. Trzy ważne przepisy dla oświecenia nas
6.Zbyteczne badanie siebie i swoich pobudek
7.Trudność wydania o sobie sprawiedliwego sądu
8.Trudność w odróżnieniu myśli od wrażenia, a wrażenia od przyzwolenia
9.Sumienie czułe, a przeto trwożliwe
10.Złośliwość szatana dobrze obeznanego z niebezpiecznymi skutkami skrupułów
ROZDZIAŁ III
Niebezpieczne następstwa skrupułów
ROZDZIAŁ IV
Główne środki przeciw skrupułom
1.Dowieść, że rozumiemy, o co idzie
2.Słuchać wszystkiego, zważyć wszystko, wszystko zgłębić
3.Przez cierpliwość i dobroć wzbudzić zaufanie i otwartość
4.Unikać przesądu, polegającego na traktowaniu wszystkiego jako skrupuł
5.W samym skrupule rozróżnić, co w nim jest rzeczywistego i uzasadnionego
6.Nie odmieniać o nich swego sądu
7.Nim się sąd wyda, poznać naprzód nie tylko sam przedmiot, lecz osobisty charakter, a czasem i postępowanie poprzedzające
8.Doradzać zajęcie się i pracę
9.Zalecać przede wszystkim pewne cnoty: pokorę, dziecinną prostotę itp.
10.Dać prawdziwe pojęcie o sumieniu
11.Dać poznać konieczność zależenia od rad postronnych
12.Dać do zrozumienia, że właśnie owo przekonanie wewnętrzne, opierające się posłuszeństwu, koniecznie pokonać należy
ROZDZIAŁ V
Szczególne rodzaje skrupułów i szczególne przeciwko nim środki
1.Skrupuły co do przeszłych spowiedzi
2.Skrupuły co do zwykłych spowiedzi
3.Skrupuły co do szczerości żalu i mocnego postanowienia
4.Skrupuły co do odprawiania ćwiczeń obowiązkowych
5.Skrupuły co do intencji dobrych uczynków
6.Skrupuły co do opuszczenia mniemanych niezbędnych obowiązków
7.Skrupuły co do obowiązków, które przewidują myślą, a o których wmawiają sobie, że wypełnić ich nie będą w stanie
8.Skrupuły co do nadziei zbawienia, ponieważ stan swój uważa się za występny
9.Skrupuły, które we wszystkim karę Bożą widzą
10.Skrupuły zniewalające do uważania lekkich przewinień za pobudkę do popełnienia w przyszłości cięższych błędów
11.Skrupuły co do wiary; posądzenie, że się jej nie ma
12.Skrupuły co do niedobrowolnych myśli przeciw wierze
13.Skrupuły co do pokusy bluźnierstwa
14.Skrupuły co do wyobraźni, przypisującej każdej rzeczy podwójne znaczenie
15.Skrupuły co do miłości bliźniego
16.Skrupuły co do czystości
ROZDZIAŁ VI
Zakończenie i streszczenie co do sposobu postępowania z nimi
ROZDZIAŁ VII
Niebezpieczeństwo upierania się przy swych skrupułach, wyjaśnione pamiętnym przykładem
Cel, jaki sobie założyliśmy w tym dziele, to dopomóc duszom przechować w sobie pokój wewnętrzny lub odzyskać go na nowo, gdyby miały nieszczęście utracić ten skarb tak cenny. Z radością i żywą wdzięcznością ku boskiej dobroci widzieliśmy, że Bóg raczył błogosławić tej naszej pracy, która w wielu duszach, czerpiących z niej światło i siłę, wydała obfite owoce pociechy. Książka ta nie ma innej zasługi, jak podać zbiór rad, zawartych w wielu doskonałych dziełach rozproszonych, a służących osobom dobrej woli do osiągnięcia tego dobra, które Zbawiciel kazał im obwieścić przy swym przyjściu na świat, a które jest niezbędnym warunkiem ich postępu w cnocie: Pax hominibus bonae voluntatis.
Wielkie znaczenie tego pokoju tłumaczą nam nieustannie zabiegi nieprzyjaciela naszego zbawienia, by pozbawić go ludzi, którzy w ułudach swego umysłu i w skażeniu swych skłonności mają niejeden powód do niepokoju. Nie mówiąc o skrupułach, które dla pewnych osób są źródłem najobfitszym i najniebezpieczniejszym niepokojów, i wiele innych przyczyn jest w stanie zakłócić spokój wewnętrzny. A naprzód dusze opierające się Panu nie mogą według Ducha Świętego ocenić tego dobra, które wszelkie uczucie przewyższa: quis restitit Ei, et pacem habuit (Hi 9, 4). W rozlicznych wypadkach tego życia pełnego prób proste synowskie zdanie się na najświętszą wolę Boga jest równie potrzebne dla naszego pokoju, jak pozbycie się źle uzasadnionych niepokojów, miotających tylu osobami; zresztą jest ono jedynym fundamentem duchowego gmachu.
Lecz by ze spokojem i bezpieczeństwem móc pracować nad nabyciem tego poddania się we wszelkich sprawach, szczególnie w tych, które się odnoszą do służby Bożej, do starań o nasze zbawienie i do postępu w cnocie, potrzebujemy obeznać się z regułą naszych obowiązków i z drogami, którymi Opatrzność nas prowadzi do uświątobliwienia dusz naszych.
Z braku tej znajomości ileż to osób wśród wielu strapień, wielu usiłowań, źle kierowanych, fałszywą drogę do doskonałości obiera, od czego dokładna znajomość życia chrześcijańskiego by je ochroniła! Wypada więc przynajmniej w rysach ogólnych dać im dokładne pojęcie warunków życia duchowego.
To jeszcze nie wszystko: na drodze prowadzącej do doskonałości, tysiączne nieprzewidziane okoliczności mogą się przytrafić, które są w stanie nas zmieszać. Są to albo błędy, które uchodzą naszej uwagi, albo coraz to odnawiające się przeświadczenie o naszym skażeniu i przyrodzonej nędzy; czasem znowu pokusy, które nas napastują, lub namiętności, które nami miotają; to trudności, jakie nam przedstawiają modlitwa i stosunek nasz do Boga; to na koniec ułomności naszych bliźnich, tak często wystawiających naszą cierpliwość na próbę. To wszystko przyczynia się do zniechęcenia, będącego szkopułem najzgubniejszym dla dusz jeszcze słabych i czułych, i do pozbawienia ich spokoju. Gdybyśmy nie próbowali zwalczyć tych powodów niepokojów, praca nasza byłaby niezupełna, a cel nie byłby w całości osiągnięty.
Żeby temu zadaniu z możliwym porządkiem i metodą podołać, rozdzieliliśmy naszą książkę na cztery części, z których każda odpowiada jednej stronie zadania, które mamy do rozwiązania; a pomimo tego, że druga i trzecia część, mając wielką analogię pomiędzy sobą, mogłyby być połączone w jedną, rozdzieliliśmy je dla większej jasności w wykładzie. Sama natura rzeczy uprawnia ten rozdział, bo gdy jedna część przedstawia w sposób syntetyczny ogólny pogląd na drogę, którą dusze kroczyć powinny, by móc pracować z korzyścią i spokojem nad swym udoskonaleniem, druga dopełnia ów obraz, traktując oddzielnie o rozmaitych wypadkach, mogących się na tej drodze nadarzyć.
Oto podział tej pracy.
Pierwsza część traktuje o należnej uległości woli boskiej, uwidocznionej przez zrządzenia Opatrzności, a szczególnie nadaje się dla osób przez strapienia nawiedzonych. Zawiera w dwóch pierwszych rozdziałach mały traktat o Boskiej Opatrzności, wykazujący uzasadnione powody, jakie mamy do położenia zaufania w ręce Ojca Niebieskiego. Następne trzy rozdziały zapożyczone są od Ojca Claude’a de la Colombière i od François Fénelona. Zajmują się one przystosowaniem naszej woli do woli boskiej, do przeciwności i do dobrego zużytkowania krzyżów Pańskich.
Część druga ma za zadanie przedstawić ogólny, a jasny i dokładny obraz prawdziwych cech pobożności, w której jedynie pokój duszy może znaleźć mocny fundament; obraz fałszywych iluzji, stawiających mu przeszkody; obraz warunków niezbędnych do praktykowania cnoty i do kroczenia po drogach, którymi Bóg zwykł prowadzić dusze do doskonałości. Święty Franciszek Salezy i Fénelon, jeden z najznakomitszych jego uczniów, byli naszymi przewodnikami w tej pracy, w której rozwinęliśmy jeszcze użyteczne myśli, zaczerpnięte z rękopisów jednego doświadczonego kierownika dusz.
Trzecia część z mniejszym związkiem i ciągłością, lecz za to z większymi szczegółami podaje rozmaite środki zachowania spokoju i ufności wśród pokus i duchowych ułomności, od których w życiu doczesnym niepodobna się oswobodzić, a z których można wyciągnąć pożytek dla naszego postępu w cnocie. Nauki, które w sobie zawiera, wyjęliśmy z „Walki duchowej” i z „Traktatu o pokoju duszy”, który zwykle do niej dołączają; z „Traktatów o nadziei chrześcijańskiej” ojca Gauda, „O zniechęceniu i pokusach” o. Michela i z dzieł duchowych Fénelona, szczególnie w tym, co się odnosi do modlitwy, którą apostoł, święty Jakub, zaleca nam jako niechybne lekarstwo na strapienie duszy: Tristatum aliquis vestrum? Oret (Jk 5, 13).
W końcu część czwarta zajmuje się skrupułami i sposobami, których dusza podległa tej niebezpiecznej chorobie używać powinna dla odzyskania pokoju; lecz ta część zawiera jeszcze wielką liczbę rad użytecznych dla osób pobożnych, chociaż skrupułom nieulegających: wszyscy mogą ją czytać z pożytkiem, choćby tylko jako środek zapobiegający.
Za podstawę tej części służy „Traktat o skrupułach” Jacques’a Josepha Dugueta, dzieło słusznie cenione. Przytaczając je, uważaliśmy za stosowne wykreślić z niego niektóre ustępy, stosujące się wyłącznie do spowiedników, które nie byłyby tu na miejscu, niektóre zaś musieliśmy zmodyfikować, by nie zatrwożyć dusz już i tak zaniepokojonych, które autor miał na myśli pocieszyć.
By to dzieło uczynić zupełniejszym i bardziej odpowiadającym potrzebom dusz skrupulatnych, poczyniliśmy liczne dodatki, pochodzące ze źródeł najbardziej uznanych. Odznaczyliśmy je od tekstu Dugueta cudzysłowami: to samo uczyniliśmy i w trzech pierwszych częściach, odznaczając tym samym znakiem w każdym rozdziale to, co pochodziło z innych źródeł, nie z tych, które cytowane były.
Dusze niespokojne z tym większą ufnością powinny przyjąć wyroki „Traktatu o skrupułach” Dugueta, że autor jego nie słynął nigdy za stronnika moralności rozwolnionej, a należy przeciwnie do szkoły, której surowość słusznie ganiono.
Zbiór wielkiej liczby wyjątków, zapożyczonych u rozmaitych autorów, zaszkodzi zapewne jednolitości stylu, której słusznie wymagać by można w każdym dziele; ba, taka forma może być powodem licznych powtórzeń, które byłyby także wadą w dziele czysto literackim. Pierwsza z tych wad była nieunikniona po uwzględnieniu celu, jaki sobie założyliśmy: zachować w pełności powagę tych nauk, szanując je co do wyrażeń autorów, z których je czerpaliśmy. Co zaś tyczy się powtórzeń myśli, to są one nawet korzystne, ponieważ wdrażają je w pamięć osób, które mają za zadanie przekonać. By te pocieszające nauki mogły przeniknąć do serca miotanego niepokojem, nie dość jest przełożyć je raz jeden, trzeba je przedstawić pod rozmaitymi postaciami, co prowadzi za sobą nieodbicie powtarzanie tych samych myśli. Doświadczenie nas nauczyło, ile ta pewnego rodzaju natrętność przyczynia się do oświecenia i pocieszenia dusz, a dbając tylko o ich pożytek, nie wahaliśmy się poświęcić doskonałości formy dla rzeczywistej korzyści. Jeżeli się nam uda przyczynić do tej korzyści, będziemy zadowoleni i z ufnością udamy się wtedy z prośbą do osób, które z odczytania tego dzieła pewną korzyść odniosły, by ze swej strony zechciały Bogu przedstawić potrzeby naszej duszy i w swych modlitwach polecić tego, który pracował nad przyniesieniem im pociechy.
Niech Bóg raczy pobłogosławić tę małą pracę i obrócić ją na swoją chwałę i na dobro osób, które Mu służą może z większą bojaźnią niż miłością, rozwijając w ich sercu to ostatnie uczucie, więcej czci dla dobroci boskiej przynoszące!
Błagamy Najświętszą Pannę za pośrednictwem świątobliwego Jej Oblubieńca, świętego Józefa, patrona życia duchowego, by raczyła uprosić nam tę łaskę. Ta, którą Kościół nazywa Pocieszycielką strapionych, a która tak usprawiedliwia ten swój przymiot piękny, zechce, mamy nadzieję, uprosić światło i namaszczenie, bez których zostalibyśmy bez korzyści.
O poddaniu się zrządzeniom Boskiej Opatrzności
O pełnym miłości kierownictwie Boskiej Opatrzności i o szczęściu ludzi, którzy mu się poddają jak należy1
Nic się na świecie nie dzieje bez woli Boga, bez rozrządzenia boskiego, to się ma rozumieć o wszelkiej rzeczy, wyjąwszy grzech. „Nic w ciągu naszego życia nie jest dziełem trafu” – powiada święty Augustyn. Ja Pan – mówi Bóg przez usta Izajasza – a nie masz innego; tworzący światłość i tworzący ciemność (Iz 45, 7). Ja zabiję – mówi pierwej jeszcze przez Mojżesza – i ja ożywię: zranię i ja zleczę (Deut 32, 39). Pan umarza i ożywia, Pan ubogiego czyni i zbogaca, podwyższa i poniża (1 Krl 2, 6-7) – głosi kantyk Anny, matki Samuela. Aza będzie złe w mieście, którego by Pan nie uczynił? (Am 3, 6) – pyta Amos. Dobre i złe, żywot i śmierć, ubóstwo i bogactwo od Pana pochodzą (Syr 11, 14).
Powiecie może, że to się odnosić powinno tylko do chorób lub śmierci, do zimna lub gorąca i tym podobnych przypadków, pochodzących od przyczyn pozbawionych woli, w żadnym zaś razie od przyczyn zależnych od woli ludzkiej. Zarzucicie mi, że jeżeli kto źle o mnie mówi, jeżeli przywłaszcza moje dobro, jeżeli mnie prześladuje lub znieważa, to jak można podobny sposób postępowania przypisać woli boskiej, Bogu, który nie chce, żeby się ze mną tak obchodzono, żeby mnie znieważano, który owszem: zakazuje to wyraźnie! Więc, wnosicie, można o to obwiniać tylko wolę ludzką, nieświadomość lub złość ludzką. Na próżno, odpowiem wam, opierając się na tym rozumowaniu, chcecie się uwolnić od zdania się na Opatrzność Boską, bo sam Pan Bóg o tym jasno się wyraził. Opierając się na Jego słowach, które tylko prawdą być mogą, wierzyć powinniśmy, że w podobnych wypadkach i we wszelkich innych nic bez Jego rozkazu się nie dzieje. Oto jak mówi: Oto ja wzbudzę na cię złe z domu twego, a pobiorę żony twe przed oczyma twemi i dam je bliźniemu twemu (2 Krl 12, 11). Otóż, pytam, czy mógł Pan Bóg jaśniej wyrazić, że był sprawcą tych zmartwień, którymi Absalom zatruł życie swego ojca?
Jednak Żydzi z powodu swej niewoli i nieszczęść, które przypisywali swemu złemu losowi lub innym przyczynom zamiast woli boskiej, zachwiali się w tej wierze. Lecz prorok ich karci tymi słowami: Któż to jest, który rzekł, aby się stało, gdy Pan nie rozkazał? Z ust Najwyższego nie wynijdą ani złe, ani dobre? Myśmy nieprawie czynili i ku gniewuśmy pobudzali: przetoś ty nieuproszony (Lm 3, 37. 38. 42).
Jeżeli zatem nas oczerniają, jeżeli przywłaszczają nasze dobro, palą nasz dom, policzkują nas lub w jakikolwiek sposób nas znieważają, wszystko to przypisujemy woli boskiej; są to rany Jego ręką zadane, są to środki Jego Opatrzności.
Powiecie jednak: czyny te są grzechem, jakże więc Pan Bóg może chcieć ich spełnienia? Jak może brać w nich udział, gdy będąc świętością samą, nie może mieć żadnego wspólnictwa z grzechem? Na to odpowiem, że w czynie człowieka, na którego się użalacie, należy odróżniać dwie rzeczy: naprzód czyn, czyli akt zewnętrzny; po wtóre skażenie woli oddalającej się od przepisów przykazań Bożych. Jeżeli więc ów człowiek uderza lub oczernia bliźniego, to z jednej strony jest tu ruch ręki lub języka, z drugiej zamiar towarzyszący temu ruchowi; otóż grzech nie jest w ruchu – i dlatego Bóg może być i jest rzeczywiście jego sprawcą, bo ani człowiek, ani żadne inne stworzenie nie ma samo przez się ani bytu, ani ruchu, lecz ma je od Boga, który w nim i przez niego sam działa.
Co zaś do złej intencji, ta całkiem do człowieka należy i w niej tylko zawiera się grzech, w którym Bóg żadnego udziału nie ma, a który dopuszcza, żeby nie krępować swobody woli ludzkiej.
Bóg więc o tyle bierze udział w naszych sprawach, o ile zewnętrzną nadaje im formę; dalej nie idzie, obcy jest zupełnie towarzyszącej im złej woli, biorącej swe źródło w nas samych, Chce was pozbawić szczęścia lub majątku, którego nadużywaliście, lecz nie uczestniczy wcale w grzechu oszczercy lub złodzieja, który wam je odbiera. Przykład wam to wyjaśni. Sędzia wyrokiem sprawiedliwym skazuje na śmierć przestępcę, lecz tak się zdarza, że wykonawca wyroku jest osobistym nieprzyjacielem przestępcy, wykonuje zatem wyrok nie tylko z obowiązku, lecz przez nienawiść, przez zemstę… Widoczne jest, że sędzia wcale nie bierze udziału w grzechu wykonawcy; on bynajmniej nie żąda grzechu, lecz tylko zadośćuczynienia sprawiedliwości. W ten sam sposób Bóg nie bierze wcale udziału w złości człowieka, który was pozbawia czci lub mienia; złość jest wyłączną jego własnością. Bóg chce, jak mówiliśmy, upokorzyć was lub pozbawić majątku w celu uwolnienia was od złych skłonności, a doprowadzenia do cnoty; a zamiar ten, godny Jego dobroci, który mógłby być dokonany tysiącznymi innymi sposobami, nie ma nic wspólnego z grzechem człowieka, służącego mu za narzędzie.
I w samej rzeczy, nie grzech jego was upokarza lub odprowadza do ubóstwa, lecz utrata dobrego imienia lub majątku: grzech szkodzi samemu tylko oszczercy lub złodziejowi, który się go dopuszcza.
W ten sposób powinniśmy odróżniać to, co Bóg przez ludzi sprawuje, od tego, co wola ludzka do tego przydaje.
Święty Grzegorz przedstawia nam tę prawdę w innym świetle. Doktor przepisuje pijawki; pijawki, ssąc krew chorego, zajęte są tylko swym nasyceniem i gdyby mogły, wyssałyby krew do ostatniej kropli. Zamiarem zaś doktora jest tylko pozbawienie chorego krwi zepsutej i przywrócenie mu w ten sposób zdrowia. Chory wcale się nie smuci z żarłoczności pijawek, nie ma ich bynajmniej za istoty szkodliwe, stara się przezwyciężyć wstręt, który w nim wzbudza ich brzydota, a nawet opiekuje się nimi, sprzyja ich czynności, wiedząc dobrze, iż tyle działać będą tylko, ile doktor uzna za pożyteczne dla zdrowia pacjenta. Tak i my nie powinniśmy zastanawiać się nad namiętnościami tych, którym Bóg dał moc nad nami, nie powinniśmy się smucić z ich złych względem nas zamiarów, nie powinniśmy żywić ku nim odrazy, wiedząc, że jakie by nie były ich osobiste intencje, są oni dla nas narzędziem zbawienia, kierowanym ręką Boga dobroci, mądrości, wszechmocności nieskończonej, który o tyle dopuści ich działanie, o ile to dla nas użyteczne będzie. Z korzyścią zatem dla nas byłoby raczej przyjmować te razy, niż je odpierać, ponieważ są one rzeczywiście przez samego Boga wymierzone. To się stosuje do wszelkich stworzeń: nie mogłyby nam szkodzić, gdyby im nie była dana władza z wysoka. Nauka ta była zawsze swojska duszom prawdziwie przez Boga oświeconym. Piękny tego przykład przedstawia święty mąż Hiob: stracił on dzieci i mienie, ze szczytu szczęścia spadł do najokropniejszej nędzy, a jednak mówi: Pan dał, Pan wziął: jako się Panu upodobało, tak się stało: niech będzie imię Pańskie błogosławione (Hi 1, 21). Widzicie, powiada święty Augustyn, że ów człowiek odgadł tę wielką tajemnicę; nie mówi on: „Pan obdarzył mnie dziećmi i majątkiem, a szatan mi je zabrał”, lecz: „Pan mi je odjął, stała się wola Jego, nie zaś wola szatana” (Ps 32 Com. II). Nie mniej wybitny jest przykład Józefa: bracia jego sprzedali go przez złośliwość, jednak święty patriarcha przypisuje wszystko Opatrzności boskiej. Kilka razy w tym sensie się wyraża: Dla zdrowia bowiem waszego posłał mnie Bóg przed wami do Egiptu (…) I Bóg mnie posłał wprzód, abyście byli zachowani na ziemi, ażebyście mogli mieć pokarmy ku żywności (…) Nie waszą radą, ale za Bożą wolą tu jestem posłany (Rdz 45, 5. 7. 8). Dawid, ścigany i obelgami obsypywany przez Semei, w postępku tego zbuntowanego poddanego widzi tylko rękę Opatrzności; po dwakroć wstrzymuje oburzenie swych wiernych sług, mówiąc: Dopuśćcie mu, że złorzeczy według rozkazania Pańskiego (2 Krl 16, 11). A nasz Zbawiciel, sama świętość, który zstąpił z nieba, by nas uczyć słowem i przykładem, czyż nie powiedział Piotrowi uniesionemu niewczesną gorliwością, który chciał Go skłonić do odstąpienia od zamiaru znoszenia mąk i przeszkodzić żołnierzom w pojmaniu Chrystusa: Kielicha, który mi dał Ojciec, pić go nie będę? (J 18, 10. 11). Przypisywał zatem obelgi i boleści swej męki nie Żydom, którzy Go oskarżali, nie Judaszowi, co Go zdradził, nie Piłatowi, który Go osądził, nie katom, którzy Go męczyli, nie złym duchom, którzy pobudzali tych nieszczęsnych do tej okropnej zbrodni, chociaż byli oni bezpośrednio przyczyną Jego cierpień, lecz Bogu, Bogu uważanemu nie ze stanowiska surowego sędziego, lecz kochającego i czule kochanego Ojca.
Nie przypisujmy więc nigdy naszych strat, zmartwień, nieprzyjemności i upokorzeń złym duchom lub ludziom, lecz samemu Bogu, od którego prawdziwie pochodzą, inaczej bylibyśmy podobni do psa, który złość swą wyładowuje na kamieniu, nie bacząc na rękę, która go rzuciła. Zatem wystrzegajcie się mawiać: człowiek ten jest sprawcą mego nieszczęścia, sprawcą mej ruiny. Wasze nieszczęścia są dziełem nie tego człowieka, lecz Boga; a powinna was uspokajać myśl, że ten Bóg niezrównanej dobroci działa zawsze z najgłębszą mądrością i dla najświętszych i najwyższych celów.
Wszystkie Jego dzieła, powiadają niektórzy święci doktorowie, są – względnie do okoliczności – tak doskonałe, że doskonalsze być nie mogą; a tak dobre, że nie mogłyby być lepsze. Zatem, według świętego Bazylego, powinniśmy przejąć się myślą, że jesteśmy dziełem dobrego rzemieślnika, który opatrznie obdarza nas wszelkimi tak małymi, jak i wielkimi rzeczami, że nic nam się nie przytrafia bez jego woli, nic, co by złe było, nic również, co by się lepszym zdawać mogło. Wielkie sprawy Pańskie doświadczone we wszystkim upodobaniu Jego (Ps 110, 2) – mówi król prorok. Szczególnie mądrość Jego się objawia w tej właściwej mierze, jaką zachowuje pomiędzy środkami a celem, do którego zmierza. Dosięga tedy od końca do końca mocnie i rozrządza wszystko wdzięcznie (Mdr 8, 1). Rządzi ona ludźmi w porządku godnym uwielbienia; prowadzi ich do szczęścia z siłą, lecz bez gwałtu, bez przymusu, łagodnie, lecz nie tylko łagodnie, ale i przezornie. Ale ty, Panie mocy, sądzisz z cichością, a z wielką folgą nas rządzisz (Mdr 16, 18). Wszechmocności Twojej nic się oprzeć nie zdoła; pomimo tego nie używasz względem nas tej nieograniczonej władzy Twej wszechmocności; postępujesz z nami z największą dobrocią; stosując się do naszej natury, raczysz każdego z nas stawić w położeniu najwłaściwszym do osiągnięcia zbawienia. Postępujesz względem nas z uszanowaniem, jako istot na podobieństwo Twoje stworzonych, jako względem istot szlachetnego pochodzenia, którym się nie rozkazuje tonem stanowczym jak jakimbądź niewolnikom, lecz do których się zwraca z grzecznością, z poważaniem; obchodzisz się z nami, powiada sławny Cantacuzene, z taką ostrożnością, z jaką się dotyka kosztownego kryształowego naczynia, w obawie, by go nie stłuc. Jeżeli dla naszego dobra potrzeba nas zasmucić, zesłać jakie cierpienie, postępujesz wtedy ze względami, z poważaniem naszemu stanowisku należnym. Podobnie chirurg, mający odjąć jakiś członek znakomitemu panu, podwaja uwagi, żeby mu jak najmniej przyczynić bólu, o tyle tylko, o ile to jest nieodzowne do jego wyleczenia, zadaje mu cierpień; dotyka z uszanowaniem chorego członka ze względu na godność osoby. Tak też i Bóg z nami postępuje: jak z istotami szlachetnymi, które ma w wielkim poważaniu; z największą pieczołowitością wkłada opaskę na nasze rany i o ile może, łagodzi gorycz swych leków.
Na koniec, Bóg działa tylko w celach najszlachetniejszych i najświętszych, dla swojej chwały i naszego dobra, naszego udoskonalenia. Będąc samą dobrocią, i to najwyższą, usiłuje udoskonalić wszystkie stworzenia swoje, pociągając je ku sobie, wdrażając w nie, o ile są do tego zdolne, charakter i przymioty swego bóstwa, a ponieważ nieskończenie i bez porównania więcej nas kocha od innych stworzeń, jako najdoskonalszych, miłość Jego i dobroć zniewalają Go do postępowania z nami li tylko dla naszego dobra; a rękawiczka nie tak dobrze przystaje do ręki, a miecz do pochwy, jak to, co Bóg rozkazuje, przystaje do naszej siły i możności, tak że wszystko może się przyczynić do naszego postępu w dobrym, jeżeli zechcemy współdziałać z widokami Jego Opatrzności.
Nie trwóżmy się więc w przeciwnościach, którymi czasem bywamy nawiedzani, wiemy bowiem, że są przeznaczone do wytworzenia w nas owoców zbawienia, że najtroskliwiej przez mądrość boską są zastosowane do naszych potrzeb, że Bóg położy im tamę, jak kładzie ją morzu. Zdaje się czasem, że w swym wzburzeniu zatopi ono całą okolicę, a jednak musi strzec swych granic i rozhukane fale zamierają wśród ruchomego piasku. Nie ma zatem żadnego utrapienia, żadnej pokusy, którym by Bóg kresu nie położył, by służyły li tylko do naszego zbawienia, nie do naszej zguby. Wchodzą one istotnie tylko, i to w osobliwszy sposób, w zakres środków ofiarowanych nam do osiągnięcia zbawienia. Lecz wierny jest Bóg, który nie dopuści kusić was nad to, co możecie: ale z pokuszeniem uczyni też wyjście, abyście znosić mogli (1 Kor 10, 13). Ale potrzeba, by je zesłał; jeżeli nie chcecie ich przyjąć, będziecie własnymi nieprzyjaciółmi. Jesteście jako bryła marmuru w rękach rzeźbiarza – trzeba żeby ją ociosał, wypolerował, dla zrobienia z niej pięknego posągu. Bóg chce z was uczynić swój obraz; myślcie tylko, jak by się dobrze zachować w Jego ręku, gdy nad wami pracuje; bądźcie pewni, że nie zada wam żadnego ciosu, który by nie był doskonałością w sztuce, nie był odpowiedni Jego zamiarom i nie prowadził was do uświęcenia, bo jak powiada święty Paweł: Albowiem ta jest wola Boża, poświęcenie wasze (1 Tes 4, 3). To jest cel, do którego dąży Bóg w swoim obejściu się z nami. O! Czego by nie dokazał dla swej chwały, a naszego zbawienia, byśmy Mu pozwolili swobodnie działać! Ponieważ ciała niebieskie nie stawiają żadnego oporu wpływom duchów, które nimi rządzą, dlatego ruchy ich są tak wspaniałe, tak uregulowane, tak pożyteczne, dlatego głoszą one chwałę Boga, a przez swe wpływy i niezmienne następstwo dni i nocy utrzymują porządek w całym wszechświecie. Gdyby się zaś opierały tym wpływom, a nie trzymając się kierunku im nadanego, obrały inny, popadłyby wkrótce w największy nieład, do którego by cały świat wciągnęły. Tak samo się dzieje, jeżeli wola człowieka daje się kierować woli Boga; wtenczas wszystko w tym małym światku, przymioty duszy, członki ciała – wszystkie znajdują się w doskonałej harmonii. Lecz skoro wola ludzka oddala się od woli Boga, wszystko w duszy popada w ostateczny bezład.
Jedną z najbardziej uzasadnionych prawd jest to, że udoskonalenie nasze zależy od zjednoczenia naszej woli z wolą boską. Im bardziej poddajemy się zamiarom Jego względem nas, tym więcej postępujemy; skoro się opieramy – cofamy się. Święta Teresa, jedna z gwiazd duchowych swego wieku, mówiła do swych córek: „Ten, kto oddaje się modlitwie, powinien jedynie usiłować wolę swą zastosować do woli Boga. Bądźcie przekonani, że w tym zjednoczeniu leży największa doskonałość, do jakiej dojść możemy; kto nad tym najstaranniej pracować będzie, obdarzony będzie największymi darami Bożymi, czynić będzie największe postępy w sferze życia wewnętrznego. Nie sądźcie, aby inne sposoby tajemne istniały – bynajmniej: na tym właśnie całe nasze dobro zawisło”.
Powiadają, że błogosławiona z Soncino, świątobliwa zakonnica świętego Dominika, była w zachwyceniu porwana duchem do nieba dla oglądania szczęścia wybranych. Widziała ich dusze w rzędzie chórów anielskich, stosownie do zasług każdej z nich. W chórze Serafinów ujrzała niektóre ze znanych sobie na ziemi, a kiedy zapytała, dlaczego zostały do tak wysokiego stopnia wyniesione, odpowiedziano, że to się stało wskutek zupełnego zjednoczenia ich woli z wolą Boga i zastosowania jej. Otóż jeżeli to zjednoczenie wynosi dusze w niebie do najwyższego stopnia chwały, na jakim się znajdują Serafiny, wnosić stąd należy, że tu na ziemi wynosi je ono do najwyższego stopnia łaski, że staje się podwaliną najwyższej doskonałości, jaką człowiek osiągnąć może.
Zrzeczenie się swej woli jest ofiarą Bogu najprzyjemniejszą i największą Mu chwałę przynoszącą, jaką człowiek może złożyć; jest to najdoskonalszy akt miłości, najszlachetniejsza i najbardziej zasługująca cnota; przez to posłuszeństwo osiąga niewątpliwie człowiek w każdej chwili nieocenione skarby i w przeciągu dni kilku zbiera takie bogactwa, do których osiągnięcia inni kilku lat usilnej pracy potrzebowali. Sławna historia pewnego świątobliwego zakonnika jest tego przykładem. Ów święty człowiek w niczym nie różnił się od innych zewnętrznie, a jednak doszedł do tak wysokiego stopnia doskonałości i świętości, że samo dotknięcie jego odzienia uzdrawiało chorych. Jego przełożony oświadczył mu dnia jednego swe zdziwienie, że nie poszcząc, nie czuwając, nie modląc się więcej od innych zakonników w klasztorze zamieszkałych, tyle cudów czyni. Wyraził chęć poznania przyczyny tego. Zakonnik mu odrzekł, iż więcej od niego temu się dziwi, że nie zna sam przyczyny; że przypuścić może chyba tę jedną, że zawsze się starał chcieć tego, czego Bóg chciał, i że Bóg udzielił mu łaski pozbycia się swej woli i całkowitego zjednoczenia jej z wolą boską, tak że czy to w wielkich, czy w małych rzeczach nic nie robi bez natchnienia z góry. „Pomyślność – rzecze – mnie nie wynosi, przeciwność nie zraża, nie rozpatrując, przyjmuję wszystko chętnie z Jego ręki; nie pragnę, żeby wszystko się składało według mego życzenia, lecz tak jak Bóg chce, a wszystkie moje modlitwy mają na celu uprosić, by Jego wola doskonale się wypełniła we mnie i we wszystkich stworzeniach”. „A więc, mój Ojcze! – powiedział przełożony. – Nie wzruszyło cię to, kiedy onegdaj jeden z naszych nieprzyjaciół spalił nam stodołę ze zbożem i bydłem na nasze utrzymanie przeznaczonym?”. „Nie, ojcze – odrzekł zakonnik. – Moim zwyczajem jest w takich razach dziękować Bogu za podobne wypadki, gdyż jestem mocno przeświadczony, że dopuszcza to dla swej chwały i naszego większego dobra. Dlatego nie troszczę się, czy mamy mało, czy wiele na utrzymanie, bo wiem, że jeżeli w Nim ufność pokładamy, On może nakarmić nas zarówno kawałkiem, jak i całym bochenkiem chleba; toteż jestem zawsze zadowolony i wesół, co by mi się nie przytrafiło”. Przełożony, uwielbiając tak doskonałe poddanie się woli Boga i taką ufność, przestał się dziwić cudom przez tego zakonnika dokonywanym.
Zjednoczenie naszej woli z wolą Boga nie ogranicza się tylko do naszego uświęcenia, lecz czyni nas szczęśliwymi już na tym świecie. Udziela nam najdoskonalszego spokoju, jaki w tym życiu osiągnąć można; zamienia ziemię w raj. Alfons Wielki, król Aragonii i Neapolu, książę bardzo mądry i wielce wykształcony, dobrze to rozumiał. Pytano się go raz, jaką osobę uważa za najszczęśliwszą na świecie. „Tę – odrzekł książę – która całkowicie poddaje się rozrządzeniu boskiemu, a wszystko dobre lub złe, co ją spotyka, przyjmuje jako pochodzące z Jego ręki”. Bóg mówi przez Izajasza: Obyżeś był pilen przykazań moich: stałby się pokój twój jako rzeka, a sprawiedliwość twoja jako wały morskie (Iz 48, 17). Elifaz mówił do Hioba: Zezwól mu tedy i miej pokój, a przez to będziesz miał pożytki najlepsze (Hi 22, 21). To samo śpiewali święci Aniołowie przy narodzeniu Zbawiciela: Chwała na wysokości Bogu: a na ziemi pokój ludziom dobrej woli (Łk 2, 14). Jacyż to są ludzie dobrej woli, jeżeli nie ci, którzy jednoczą swą wolę z wolą doskonale dobrą, z wolą Bożą? Inaczej wola ta byłaby niezaprzeczenie zła.
I w rzeczy samej, żeby się cieszyć tym szczęśliwym pokojem, przynoszącym wszystko, co czuć można, trzeba, żeby się nic nie sprzeciwiało naszym życzeniom, żeby wszystko według naszych widoków się składało; a któż może się spodziewać tego szczęścia, jeżeli nie ten, którego wola jest zjednoczona z wolą boską? Wszystko, czego On chce, wykonuje się, bo nic się nie dzieje, czego Bóg nie chce.
„Według mnie – powiada wymowny Salwian – nikt nie jest szczęśliwszy jak sprawiedliwi, którym to tylko się zdarza, czego sobie życzą. Pewnie, że są pomiatani i upokarzani, lecz chcą tego; są ubodzy – kochają się w ubóstwie, są więc zawsze szczęśliwi, bo pogrążeni w największych goryczach nawet, będąc w stanie, w jakim sobie być życzą, nie mogą być mniej szczęśliwi lub mniej zadowoleni”. Nie zafrasuje sprawiedliwego, cokolwiek nań przypadnie (Prov. 12, 20) – powiada Mędrzec Pański. Nic nie zaćmi pogody jego duszy, bo nic wbrew jego życzeniu go nie spotyka.
Niepodobna, aby i w tym stanie człowiek nie doznawał boleści, lecz cierpienie odbija się w niższej części duszy, nie dosięga do części, w której duch spoczywa. Duszom uległym przytrafia się to, co Panu naszemu, który będąc katowany i do krzyża przybity, nie przestawał być szczęśliwy. Pogrążony w otchłani boleści, jaką tylko na tym świecie wycierpieć można, napełniony był jednak niewysłowioną radością.
Zaprzeczyć niepodobna, że w naszej naturze znajduje się niedające się pogodzić przeciwieństwo pomiędzy wyobrażeniem cierpienia, poniżenia, hańby lub nawet ubóstwa a pojęciem o szczęściu. Jest więc cudem łaski wśród podobnych nieszczęść być szczęśliwym, lecz cud ten zawsze i niechybnie udzielany będzie każdemu, kto tylko poświęci się we wszystkim wypełnieniu woli boskiej, bo zgodne jest z chwałą i czcią boską, aby ci, którzy się poświęcili na Jego usługi, byli zadowoleni ze swego losu.
Zapyta kto może: „Jeżeli rzeczywiście tak jest, to jak należy rozumieć następujące słowa Pana naszego Jezusa Chrystusa: Kto chce iść za mną, niech sam siebie zaprze i weźmie krzyż swój, a naśladuje mnie (Mt 16, 24)”? Odpowiadam, że jeżeli Boski Mistrz chce, by Jego uczniowie zaparli się siebie i nieśli za nim swój krzyż, w innym miejscu zobowiązuje się – i to pod przysięgą – cudem swej wszechmocy obdarzyć ich nie tylko życiem wiecznym, lecz tu na ziemi stokroć razy tym wszystkim, czego się wyrzekli dla przypodobania się Jemu2; co więcej, podejmuje się dźwigać ciężar krzyża, nim się on mu lekkim nie stanie: bo nie poprzestaje na oświadczeniu, że jarzmo Jego jest słodkie, lecz dodaje, że ciężar Jego jest lekki (Mt 11, 30). Jeżeli więc nie doświadczamy słodyczy jarzma Chrystusowego ani ulgi w ciężarze krzyża, to stąd pochodzi, żeśmy go dotąd niedobrze wzięli na swe barki, że nie wyrzekliśmy się jeszcze wszystkich naszych ludzkich widoków, nie ceniąc rzeczy w świetle wiary, w świetle boskim, które by nam kazało błogosławić Boga za wszystko, jak tego święty Paweł od nas wymaga (1 Tes 5, 18), a stałoby się źródłem niewymownej radości, którą się nam apostoł w każdej chwili cieszyć zaleca (2Kor 9, 8). Tauler, pobożny, a uczony zakonnik reguły świętego Dominika, podaje godny zastanowienia przykład zastosowania w praktyce tej nauki. Pragnąc gorąco czynić postępy w cnocie, a nie ufając swej nauce, od ośmiu lat już prosił gorliwie i pokornie Pana Boga, by mu dozwolił napotkać którego ze sług Jego, który by mu wskazał najkrótszą i najpewniejszą drogę przypodobania się Bogu. Dnia pewnego, żywiej jeszcze doznając tej chęci i jeszcze gorliwiej prosząc Boga o wysłuchanie, usłyszał głos, mówiący mu: „Idź, a na stopniach przy kościele znajdziesz tego, kogo szukasz”. Ruszył natychmiast i przybywszy na miejsce, spostrzegł tylko żebraka w łachmanach, z nagimi, obłoconymi nogami, wzbudzającego litość. Zdawało się, że bardziej potrzebuje jałmużny dla zaspokojenia swych potrzeb doczesnych, niż jest w stanie udzielać rad duchowych. Tauler jednak zbliżył się do niego i życzył mu dobrego dnia. „Dziękuję wam za pozdrowienie – odpowiedział mu żebrak – ale, o ile przypomnieć sobie mogę, nigdy dnia złego nie miałem”. „Więc – mówi Tauler – życzę, by Bóg do dni szczęśliwych, których doznajesz, dodał wszelkie inne pomyślności”. „Dziękuję – rzecze żebrak. – Wiedzcie jednak, że nigdy nieszczęśliwy nie byłem i że w całym moim życiu żadne nieszczęście mi się nie przytrafiło”. „Niech Bóg da, mój bracie – rzekł zadziwiony Tauler – żebyś do dóbr, które posiadasz, mógł dołączyć i wieczną szczęśliwość! Ale przyznaję, że nie pojmuję dobrze słów twoich”. „Zadziwię was jeszcze bardziej – odpowiedział mu żebrak – gdy dodam, że nigdy nie byłem i nie jestem pozbawiony szczęśliwości”. „Przyznaję – rzekł Tauler – że mowa twoja mnie zadziwia, niezrozumiała jest dla mnie; zechciej się proszę jaśniej wytłumaczyć”. Żebrak tak się tłumaczył: „Mówiłem wam, że nigdy złych dni nie miałem. W rzeczy samej, dni wtedy są złe, gdy ich nie używamy na oddanie Bogu chwały Mu należnej przez nasze poddanie się Jego woli; są, owszem, zawsze dobre, gdy je poświęcamy na chwalenie Go bez względu na to, co nam się przytrafiło; a możemy to zawsze uczynić przy pomocy łaski. Jestem, jak widzicie, żebrakiem ułomnym i doprowadzonym do ostatniej nędzy. Wędruję po świecie bez podpory, bez przytułku, doświadczam po drogach wiele biedy; kiedy z braku jałmużny cierpię głód – chwalę Boga. Kiedy deszcz, grad, wiatry mi się uprzykrzają, jeżeli z braku odzieży zimno mnie przejmuje i mi dokucza, składam za to dzięki Bogu. Kiedy ludzie mną pogardzają jako biednym nędzarzem, błogosławię za to Majestat Boski. W końcu wszystko ostre i przeciwne naturze, czego doznaję, bądź to, że ludzie mnie dobrze przyjmą lub odepchną od siebie, wszystko jest dla mnie powodem do chwalenia Boga; wolę moją trzymam zjednoczoną z Jego wolą, za wszystko błogosławię imię Jego. Toteż dzień jest dla mnie dobry; nie przeciwności bowiem czynią dzień złym, lecz niecierpliwość nasza, pochodząca z niesfornej woli, która zamiast być zawsze uległa i ćwiczyć się w oddawaniu czci i chwały Bogu, jak powinna, bunt podnosi.
Mówiłem dalej, że nigdy nieszczęśliwy nie byłem i żadna zła przygoda nigdy mnie nie spotkała; osądzicie sami, czy prawdę mówię. Czyż nie jest to prawda, że się mamy za bardzo szczęśliwych, gdy się nam wszystko składa tak dobrze, tak pomyślnie, że lepiej niepodobna byłoby żądać? Otóż, mój bracie, jak mnie widzicie, cieszę się zawsze tym szczęściem. Dziwi to was? Jednak to, co wam powiedziałem, jest prawdą i sami to wkrótce zrozumiecie. Wiecie, iż nic nas nie spotyka takiego, czego by Bóg nie chciał, a to, co On chce, jest dla nas zawsze najlepsze. Stąd więc wynika, że powinienem poczytywać się za szczęśliwego we wszystkim, co mnie spotyka od Boga lub co On dopuszcza, aby mnie spotkało od ludzi; i w rzeczy samej, jak mogę nie być szczęśliwy, gdy przekonany jestem, że wszystko, co mi się przytrafia, jest dla mnie właśnie najpożyteczniejsze i najbardziej na czasie”.
Tauler, pełen podziwu dla głębokiej mądrości żebraka, prosił go o wyjaśnienie, w jaki sposób wprowadza on w praktykę tę doskonałą naukę, która go tak szczęśliwym czyni. „Obcując z Bogiem jak syn z ojcem, który swe dzieci kocha. Nie zapominam nigdy, że ten mądry i wszechmocny Ojciec wie, co im najlepiej przystaje, i że nie zaniedba im tego udzielić. Więc też, czy to, co mnie spotyka, wstrętne jest dla zewnętrznego człowieka, czy mu pochlebia, czy słodycz, czy gorycz w sobie zawiera; czy w oczach ludzi przynosi zaszczyt, czy hańbę; czy służy zdrowiu, czy mu jest szkodliwe – przyjmuję wszystko za rzecz ze wszystkich innych dla mnie najstosowniejszą i bardziej rad jestem, niż gdyby mi się co innego inną drogą przytrafiło. W ten sposób wszystko, co mnie spotyka, jest szczęściem i nie ma w moim życiu nic takiego, za co bym Bogu nie składał dzięki”.
„Zechciejże teraz – rzekł Tauler – wytłumaczyć mi swą trzecią odpowiedź: że doświadczasz stale błogiego uczucia szczęśliwości. Wytłumaczenie tego, wyznaję, nie zdaje mi się łatwe”. „Spodziewam się jednak – odparł żebrak – że łatwo mi przyjdzie was zadowolić. Zapewne przystaniecie wraz ze mną na to, że poczytalibyście za szczęśliwą osobę, której wszystkie zachcenia spełniałyby się bez przeszkody, której życzenia zawsze by zostawały spełnione? Bez wątpienia nie ma człowieka, który by żyjąc według przepisów i poglądów tego świata, mógł dojść do tej doskonałej szczęśliwości. Tylko mieszkańcom Nieba, zjednoczonym całkowicie z Bogiem, przysługuje podobna szczęśliwość; ale wiedzieć musicie, że powołani jesteśmy do wzięcia udziału w tej szczęśliwości już na tej ziemi, a to za pomocą zjednoczenia naszej woli z wolą Boga. W praktyce zjednoczeniu temu towarzyszy zawsze błogi spokój, który jest niejako przedsmakiem szczęścia niebieskiego; inaczej też być nie może, gdyż ten, kto pragnie tylko tego, co Bóg chce, nie napotyka żadnej dla woli swej przeszkody: wszystkie jego życzenia, jako zgodne z życzeniami Boga, są spełniane. Osoba więc taka jest szczęśliwa. Otóż to szczęście posiadam, ono stanowi całą moją radość. We wszystkich sprawach boskich smakuje tysiąc razy więcej niż każdego, którego by wszystkie zachcenia doskonale były wypełnione”.
To wyjaśnienie nowym zachwytem napełniło Taulera dla wysokiej mądrości żebraka.
Przez samą pamięć o Opatrzności Boskiej możemy, powiada Ojciec du Sault, nie ulżyć sobie w cierpieniach, lecz zamienić je na dobra nieocenione. Jeżeli zważymy serce i wnętrzności tego Ojca miłosierdzia, który dla naszego zbawienia nie oszczędził Syna swego i który we wszystkim, czego nam użycza lub czym kieruje, zapewnia, że ma zawsze dobro nasze na widoku; jeżeli zważymy nieskończoną miłość tego Syna Bożego, który ofiarował się za nas tak bezinteresownie, aż do nasycenia się hańbą i zniewagami równo jak żółcią i octem; aż do wyniszczenia się pod pręgierzem w boleści i sromocie, by nabyć dla nas chwałę przez swe upokorzenia, szczęście przez swe udręczenia – to czyż przyjmując z rąk tak wielkiego Boga cierpienia, które znosimy, nie jestże to doskonały sposób być zawsze zadowolonym i szczęśliwym, wśród największej nawet naszej niedoli? Czy możemy wątpić, żeby Bóg, tak pełen dobroci i miłości względem nas, nie chciał naszego dobra? Żeby ciosy, które w nas wymierza, nie były narzędziami łaski i wyróżnienia, jeżeli potrafimy je znieść jak należy? Czy może być większa radość dla duszy dobrze usposobionej, jak otrzymywać barwy swego Oblubieńca i króla, którymi chce ją zaszczycić? Można wtedy usłyszeć od Niego następujące wyrazy:
„Moje drogie dziecko, wiesz, że jestem twoim Stwórcą, twoim Zbawcą i Bogiem. Wiesz, że serce twoje i ciało są w moim ręku, że ci daję powietrze, którym oddychasz, i chleb, który spożywasz; że żywioły, gwiazdy i Aniołów obracam na twe usługi; że dla ciebie stworzyłem Niebo i ziemię ze wszystkimi ozdobami, które je otaczają (Deut IV). Tego jeszcze nie dosyć: wiesz, że dla twej miłości stałem się jako robak ziemny3, że dla niej urodziłem się w stajence i umarłem na krzyżu, obarczony wszystkimi karami, na jakie przez twe grzechy słusznie zasłużyłeś. A po tym wszystkim czyż możesz myśleć, że ci źle życzę? Obmywszy cię krwią moją, posiliwszy cię moim ciałem, oddawszy ci moje ciało, moją duszę, moje życie i moje bóstwo, cóż więcej mógłbym ci dać jeszcze; jakich większych dowodów mych dobrych chęci mógłbyś jeszcze żądać niż te, które otrzymałeś?
Nie wyobrażaj sobie, że utrapienia, jakich doznajesz, są skutkiem mojej nienawiści lub że je na ciebie zsyłam, by cię dręczyć lub zgnieść pod ich ciężarem. Zsyłam ci je z tą samą miłością, z jaką dałem ci istnienie; z tych samych rąk, które dały się dla ciebie przybić do krzyża. Jeżeli trzeba było, abym ja, twój Mistrz i Pan, drogą cierpień tylko mógł wejść do swej chwały, czy sądzisz, że wynajdziesz inną, pewniejszą? Czy nie widzisz, że ludzie nabywają dobra ziemskie za cenę potu i z narażeniem życia i że nagrody ziemskie dostają się tym, którzy walczyli i odnieśli zwycięstwo? Mniemaszli, że dobra wieczne nie powinny więcej kosztować od dóbr ziemskich, znikomych i że wieńce niebieskie są równie cenne, jak udzielane w teatrach lub na turniejach? Jeżeli bierzesz udział w mych boleściach, będziesz uczestniczył w mych radościach; jeżeli jesteś towarzyszem mych cierpień, będziesz nim i w chwale, ale nie inaczej.
Gdybym znał co lepszego od cierpień, nie wątp, że użyczyłbym ci tego i wybrałbym to dla siebie, gdym przyszedł zamieszkać pomiędzy ludźmi na ziemi; lecz nie widząc nic pewniejszego, nic skuteczniejszego dla dojścia do najwyższego dobra nad krzyż, daję go tobie z tą samą miłością, z jaką go sam na siebie przyjąłem. Ja to stawiam te zawady na twej drodze, ja podaję ci ten kielich do spełnienia, nie obwiniaj o to nikogo: moje to rozrządzenie. Nie skarż się na los – byłoby to przeciw twemu sumieniu, bo wiesz dobrze, iż dla mnie nic nie jest przypadkowe, w moich rządach przypadek nie ma miejsca. Nie obwiniaj ani gwiazd, ani żywiołów, są to bezwładne narzędzia, którymi obracam, jak mi się podoba (Iz 49, 16). Nie oskarżaj ani ludzi, ani złych duchów: ich zła wola szkodzić tobie nie może, moc ich w moim jest ręku; posługiwać się nią mogą o tyle, o ile na to pozwolę; i pomimo swych zamysłów muszą oczekiwać mojego rozkazu lub pozwolenia, gdy je chcą w czyn wprowadzić. Mnie jedynie przypisywać powinieneś wszystkie ciosy, jakie cię spotykają od stworzeń. Twe choroby, biedy, udręczenia, straty pochodzą od Tego, który cię stworzył i nosi w swym sercu i w swym ręku4. Są to pieszczoty, którymi Ojciec Niebieski ma zwyczaj obdarzać swe najlepsze dzieci; są to ciernie mojej korony i relikwie mojego krzyża, którymi obdzielam swych ulubieńców; jest to kielich, z którego mi więcej niż wszystkim innym razem wziętym dawał do picia Ojciec Niebieski, ponieważ byłem pierworodnym i najulubieńszym Jego Synem”.
Któż na te boskie wyrazy nie zechce odpowiedzieć natychmiast?
„O mój Ojcze! O mój Panie i Boże! Niech się dzieje wola Twoja; nic bardziej nie pragnę, jak postępować według Twych wskazówek i rozrządzeń. Ponieważ chcesz, bym cierpiał, i ja też chcę cierpieć; a ponieważ życzysz sobie, bym cierpiał w ten, a nie inny sposób, który by mi się wydał lżejszy, przystaję na to; tak, mój Panie, przystaję i łączę moją wolę z Twoją; błogosławię Cię i chwalę z całego mego serca, że tak Ci się podobało5. Wielka ufność, jaką mam w Twojej dobroci i nieskończonej miłości, której tyle mi dałeś dowodów, nie pozostawia w mej głowie żadnej myśli, która by się Twojej sprzeciwiała lub usiłowała mnie przekonać o wyższości czegoś nad to, czego ode mnie wymagasz. Wierzę, że jak stworzyłeś mnie dla osiągnięcia najwyższego dobra, tak mnie w tym kierunku utrzymywać raczysz i że wszystko, czym mnie obdarzasz: bogactwo lub ubóstwo, zaszczyty lub poniewierka, zdrowie czy choroba są tylko rozrządzeniem Twej Opatrzności, prowadzącej mnie niezmiennie ku temu wysokiemu celowi. Nawet gdybym nie był stworzony dla tak wielkiego dobra, nie chciałbym mieć innej woli nad Twoją; bo w niej pokładam całe moje szczęście. Sądzę, że bez niej szczęścia być nie może. Moim rajem jest czynić to, co chcesz; a byłoby mi piekłem gorszym od piekła potępieńców żyć według swej woli, bez rozporządzenia i zezwolenia Twego Majestatu”.
Takie są uczucia dusz dających się kierować Opatrzności Boskiej, a mających to przekonanie, że Opatrzność jest pierwszą i główną przyczyną wszystkich przewrotów na świecie; że ona to rządzi porami roku i latami, zsyła obfitość lub nieurodzaj, deszcz lub pogodę; zaszczyty, poniewierkę. Ona ma w ręku swoim wszystkie sprężyny naszych spraw i nadaje im formę i kierunek, jakie się jej podobają. Czyż mogą one mniemać, żeby to, co z tak dobrej pochodzi ręki, mogło być szkodliwe? „Bóg tak jest dobry – powiadają święci ojcowie – iż jakkolwiek sam pozostaje jedynym jestestwem niczego dla siebie niepotrzebującym, jednak ustawicznie wydaje nieskończoną ilość dóbr wszelkich. Jest On tak wspaniałomyślny, że przez swą niedoścignioną szczodrobliwość wszelką rzecz podnosi do doskonałości jej właściwej”. Tak mówi św. Dionizy. Pilon Żyd dodaje: „Bóg nie ustaje nigdy w czynieniu dobrze i nie opuszcza żadnej do tego okazji”. Czegóż mamy się zatem obawiać? Czyż mamy nie dowierzać Jego czynom? A raczej jakiego dobra nie mamy się od Niego spodziewać?
W jakich sprawach trzeba się poddawać rozrządzeniom Opatrzności Boskiej?
Niektórzy pytają częstokroć, w czym powinniśmy zjednoczyć naszą wolę z wolą boską. Odpowiadam: w każdej rzeczy. Zatrzymamy się nad ważniejszymi. Wszystkie inne mają z nimi związek.
I. Powinniśmy zatem, stosując się do woli Boga, znosić gorąco, zimno, deszcz, grad, burze, grzmoty, słowem wszystkie niepogody i wzburzenia elementów; chętnie przyjmować każdy stan powietrza, jaki nam Pan Bóg ześle, nie niecierpliwiąc się i nie gniewając, jak to zwykle ma miejsce, gdy pogoda krzyżuje nasze zamiary. Strzec się mówienia: „Oto nieznośna pogoda! Okropna!” lub wszelkiego innego okazywania niezadowolenia. I nie tylko powinniśmy chcieć takiej pogody, jaka jest, ponieważ Bóg ją zesłał, lecz podczas szkód, jakie nam sprawia, razem z trzema młodzieńcami w piecu babilońskim wołać: „Błogosławcie, zimno i ciepło, Panu, wychwalajcie i wywyższajcie Go na wieki”. Wykonując najświętszą wolę boską, te pozbawione czucia twory spełniają obowiązek – i my również powinniśmy Boga uwielbiać i błogosławić z nimi razem. Zresztą jeżeli ta pogoda niedogodna jest dla nas, dogodna jest może dla innych; jeżeli się sprzeciwia naszym zamiarom, wielu innym może sprzyjać. Nawet w razie, gdyby tak nie było, czyż nie jest dostateczne, iż jest ona dobra dla chwały boskiej i że tak Bóg chciał? Żywot świętego Franciszka Borgiasza, trzeciego generała jezuitów, podaje nam przykład takiego poddania się. Udawał się on raz do jednego klasztoru tego zgromadzenia. Przybył, gdy wszyscy już spali, a dodać należy, iż była to noc zimna bardzo, śnieg padał gęsty. Dobijał się próżno do furty przez długi dosyć czas; gdy mu w końcu otworzyli i przepraszali usilnie, że nie słyszano jego stukania i że tak długo musiał czekać wśród niepogody, święty odrzekł, że doznawał, owszem, wielkiej pociechy, myśląc, iż Bóg tak zrządził, by śnieg wielkimi płatami na niego padał.
Te praktyki zjednoczenia z wolą Boga są Mu tak miłe, że wpływ ich odbija się często widocznie nawet na dobrach doczesnych. Za przykład służy ów rolnik, o którym wspominają „Żywoty Ojców Pustyni”. Rola jego wydawała zawsze więcej od innych. „Nie dziwcie się temu – mówił raz do swych sąsiadów, którzy go o przyczynę tego pytali – bo każdej pory roku mam zawsze taką pogodę, jakiej sobie życzę”. Zdziwieni tą odpowiedzią, prosili, by im wytłumaczył, jak to być może. „A tak – odrzekł – że nigdy nie pragnę innej pogody jak ta, której Bóg chce, a ponieważ pragnę tego, co się Mu podoba, On więc daje mi plony, jakich sobie życzę”.
II. Powinniśmy poddawać się woli Boga we wszystkich klęskach publicznych, jak np. w wojnach, głodzie, zarazie. Winniśmy szanować z największą pokorą Jego wyroki – jak by ciężkie się nie zdawały – i wierzyć niezachwianie, że Bóg nieograniczonej miłości nie zesłałby takich plag, gdyby z nich na przyszłość wielkie dobro wyniknąć nie miało. W rzeczy samej, ile dusz zostało zbawionych przez cierpienie, które na innej drodze zostałyby zgubione! Ile z nich wśród rozlicznych przejść i smutków z całego serca nawraca się do Boga i umiera z prawdziwym żalem za swe grzechy! Nieraz to, co nam się wydaje plagą i karą, jest przeciwnie łaską i niezrównanym miłosierdziem.
Co się nas osobiście tyczy, to przejmijmy się dobrze tym artykułem naszej świętej wiary, że każdy włos nasz jest policzony i że żaden nie spadnie bez wyraźnej woli boskiej; to znaczy, że najmniejszy raz nie zostanie na nas wymierzony bez Jego woli i rozkazu. Będąc oświeceni rozmyślaniem o tej prawdzie, łatwo pojmiemy, że nie mamy powodu więcej się obawiać czasu klęsk jakich i że Bóg równie ma moc ustrzec nas wśród klęsk publicznych, jak wydać nas na łup wszelkich nieszczęść wśród publicznego pokoju; że powinno nas zajmować wyłącznie staranie o pozyskanie względów tego wszechmocnego Boga. Otóż niechybnym środkiem do tego jest zjednoczenie naszej woli z wolą boską. Śpieszmy więc przyjmować z ręki Pana wszystko, co na nas ześle. Podobne usposobienie ma wszelką władzę nad Jego sercem. Wzruszony naszym pokornym i czułym poddaniem się albo utrapieniami, którym się w ten sposób poddajemy, wyprowadzi dla nas najcenniejsze korzyści albo utrapienie to od nas usunie. Mamy tego znakomity przykład w historii: Attyla, król Hunów, z niezliczoną armią wpadł do Galii. Sam się mianował Biczem Bożym, wierząc, iż jest posłany dla ukarania grzechów narodów. Już Reims, Cambrai, Besançon, Auxerre i Langres doznały skutków jego wściekłości. Razy jego miały teraz spaść na Troyes; mieszkańcy miasta byli w odrętwieniu. Święty Lupus, biskup tamtejszy, ufając Opatrzności, przywdział szaty pontyfikalne i poprzedzony przez krzyż, a otoczony duchowieństwem, wyszedł na spotkanie Attyli. Gdy się doń zbliżył, zapytał go, kim jest. „Jestem Biczem Bożym” – odrzekł Attyla. Wtenczas święty biskup rzekł: „Witamy chętnie Bicz Boży!” i rozkazał otworzyć bramy miasta. W miarę jak żołnierze wchodzili, Bóg odmienił ich serca, tak że przeszli przez miasto, nie czyniąc najmniejszej szkody. „Więc – robi tu uwagę ojciec Rodriguez – chociaż Attyla był istotnie Biczem Bożym, Bóg nie dopuścił wszelako, by stał się on takim dla tych, którzy go przyjęli z poddaniem się, jako z ręki Boga pochodzący”.
III. Jeżeli jesteśmy ojcem lub matką rodziny, powinniśmy złączyć wolę naszą z wolą Boga co do liczby i płci dzieci, które Bogu podobało się nam dać. Gdy ludzie ożywieni byli wiarą, uważali rodzinę liczną za błogosławieństwo nieba, za dar Boży, a samego Boga więcej niż siebie mieli za Ojca swych dziatek. Teraz, gdy wiara prawie wymarła, gdy się żyje w oddaleniu od Boga, jeżeli się o Nim czasem pamięta, to chyba dlatego, żeby Go się bać, nie zaś polegać na Jego Boskiej Opatrzności. Człowiek zniewolony musi sam dźwigać ciężar utrzymania swej rodziny, a ponieważ środki, jakimi rozporządza, jakkolwiek zdają się rozległe i stałe, są jednak zawsze ograniczone i niepewne, ludzie nawet najlepiej majątkowo uposażeni często ze strachem spoglądają na pomnożenie swej rodziny. Jest to dla nich klęska, która ich zasmuca, jest to źródło niewyczerpane niepokojów, które zatruwa im życie. O! Jakże inaczej by było, gdyby się przejęli zdaniem, jakie mieć powinni o ojcowskiej pieczy Boga nad tymi, którzy z synowską ufnością poddają się zupełnie Jego rozporządzeniom!
Chcecie się o tym przekonać? Wzbudźcie w sobie uczucia synowskiego przywiązania, a wkrótce przekonacie się o tym Bogu dobroci, o którym święty Paweł powiada: A Bóg mocen jest uczynić, aby obfitowała w was wszystka łaska: abyście we wszystkim zawsze mając wszystek dostatek, obfitowali ku wszelkiemu uczynkowi dobremu (2 Kor 9, 8).
Aby ściągnąć na siebie te skutki Boskiej Opatrzności, powinniście współdziałać z ojcowstwem boskim, waszym dobrym przykładem, a zwłaszcza przyspasabiać Mu dzieci według Jego Serca. Miejcie odwagę pozbyć się wszelkiej innej ambicji; niech to będzie jedynym waszym celem, jedynym waszym staraniem. Potem możecie spokojnie spocząć, ilebyście dzieci nie mieli, licząc na staranną pieczołowitość ich Ojca Niebieskiego. On czuwać nad nimi będzie, On pokieruje ich sercem, On wszystkim rozporządzi w ten sposób, by zapewnić ich szczęście już tu na ziemi. A tym doskonalej to uczyni, im troskliwiej będziecie się starali o pozbycie się co do nich wszelkich światowych widoków i złożycie ich przyszłość w Jego ręce.
Pilnie więc czuwajcie nad sobą, zastanawiajcie się nad tym tylko, co wasze dzieci do cnoty łatwiej prowadzić może, co do reszty zdając się we wszystkim na Boga. Zostawcie sobie tylko odgadywanie Jego woli względem nich, żeby im dopomóc do kroczenia po drodze, na którą je wzywa, czy będzie ona drogą odosobnienia, czy życia w świecie, a bądźcie pewni, że czy to w odosobnieniu, czy wśród świata On w stosownej chwili doskonale wszystko pogodzi ku waszemu zadowoleniu, jeśli tylko sobie możecie dać świadectwo, że jedyną waszą chlubą jest przypodobanie się Bogu i przysposobienie waszych dzieci na Jego chwałę. Nie obawiajcie się zanadto pokładać w Nim ufności; usiłujcie ją nawet coraz to powiększać. Jest to najwyższa cześć, jaką można oddać Bogu, a będzie ona miarą, według której udzielone wam będą Jego łaski: dane wam będzie według tego, ileście się spodziewali.
IV. Z takim samym poddaniem się powinniśmy znosić wszelkie pieniężne i inne tym podobne straty, jakie zdarzyć nam się mogą; a jeżeli mamy spłaty do uczynienia, choćby się nam wydawały niesłuszne lub zbyt wygórowane, to jednak w tym samym duchu powinniśmy je wykonać – na przykład jeżeli nam każą po raz drugi płacić za tę samą rzecz, dlatego iż nie możemy przedstawić dowodu ze spłaty poprzedzającej. Podobnie, gdy zmuszeni jesteśmy spłacać długi zaciągnięte przez kogoś innego, za któregośmy poręczyli, gdy opłacamy podatki, różnego rodzaju kontrybucje itd. Jeżeli mają ludzie prawo od nas tego wymagać i używają tego, to znaczy, iż Bóg tak chce. On to, powinniśmy tak twierdzić, domaga się tych pieniędzy; i w rzeczy samej, jeżeli dokonujemy tej spłaty w celu podobania się Jemu, przez zjednoczenie woli naszej z wolą Boga, Bogu te pieniądze dajemy. O! Ile łask skarbią sobie ci, którzy tak postępują? Chcecie mieć o tym niejakie wyobrażenie? Wyobraźcie sobie dwie osoby: jedną, która z poddaniem się woli Boga spłaca dług, może przesadzony, może niesłuszny, którego wypłaty mają prawo żądać od niej; drugą, która z dobrej woli poświęca podobną kwotę na jałmużnę. Otóż wiedzcie, że chociaż nieskończenie są ważne korzyści, jakie już w tym życiu nawet jałmużna przynosi tym, którzy ją dają, to jednak pieniężna ofiara nie z własnego popędu, nie na korzyść osoby własnego wyboru, lecz w duchu zastosowania się do woli Boga, jest jeszcze korzystniejsza, bo obrana z woli własnej – i w oczach Boga czystsza i przyjemniejsza. A jeżeli prawdą jest, co głosi Pismo święte, co potwierdza również doświadczenie wszystkich wieków, że jałmużna sprowadza na rodziny najobfitsze błogosławieństwa, to wyżej przytoczony przykład postępowania wyda jeszcze doskonalsze owoce.
V. Winniśmy się również zgadzać z wolą Bożą w ubóstwie i przykrych skutkach, jakie ono za sobą pociąga; a zgadzanie się to mało nas kosztować będzie, jeżeli będziemy, jak należy, przeniknięci tą prawdą, że Bóg czuwa nad nami jak Ojciec nad swymi dziećmi i że jeżeli nas do tego stanu doprowadził, to dlatego, iż jest on dla nas najkorzystniejszy. Ubóstwo wtedy zupełnie inaczej nam się przedstawi – czy raczej niedostatek, który zeń wypływa. Uważany przez nas będzie jako zbawienne lekarstwo; przestaniemy nawet uważać siebie za ubogich.
W rzeczy samej, niech jaki król potężny skaże jedno ze swych dzieci z powodu nadwątlonego zdrowia na surową dietę, potrzebną do uzdrowienia go. Czyż ów młody książę, dlatego że zmuszony jest przyjmować pokarmy niesmaczne i w małej ilości, będzie sądził, iż się istotnie znajduje w nędzy? Nie, zaiste. Wszystkim są znane bogactwa jego ojca, jak również to, że on jest przeznaczony do korzystania z nich, skoro będzie mógł to uczynić bez narażenia zdrowia na szwank.