Dyptyk japoński. Godzina zachwytu - Muriel Barbery - ebook

Dyptyk japoński. Godzina zachwytu ebook

Muriel Barbery

4,0

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Druga cześć japońskiego dyptyku, powieść nominowana do Nagrody Goncourtów

Francuzka Rose, bohaterka Samotnej róży, po przyjeździe do Kioto odkryła japońską część swojejtożsamości. W Godzinie zachwytu w Kioto poznajemy losy i przeżycia Haru Ueno, ojca Rose,człowieka gór, który został szanowanym sprzedawcą dzieł sztuki: jego umiłowanie piękna, celebrowanie przyjaźni i niespełnioną miłość do córki urodzonej z przelotnego romansu, do której nie wolno mu się zbliżyć.

Ta książka oczaruje nie tylko czytelników zafascynowanych kulturą Japonii - jest przepełniona pięknem, zmysłową miłością,spokojem i harmonią w obliczu strat i darów losu, a jednocześnie bije z niej niezwykła radość życia.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi

Liczba stron: 224

Oceny
4,0 (3 oceny)
1
1
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Go­dzi­na za­chwy­tu

Ty­tuł ory­gi­na­łu fran­cu­skie­go Une heu­re de fe­rveur

Co­py­ri­ght © Edi­tions Ac­tes Sud, Ar­les 2022

Pu­bli­shed by ar­ran­ge­ment with SAS Le­ster Li­te­ra­ry Agen­cy & As­so­cia­tes

Co­py­ri­ght © No­we­la, Po­znań 2024

Co­py­ri­ght © for the trans­la­tion by Alek­san­dra We­ksej

Re­dak­cja Emi­lia Zwo­niar­ska

Opra­co­wa­nie gra­ficz­ne i skład JNK Gra­ftekst Ju­sty­na No­wa­czyk

Cet ouvra­ge a bénéfi­cié du so­utien du Pro­gram­me d’aide à la pu­bli­ca­tion de l’In­sti­tut fra­nça­is.

Ksi­ążkę wy­da­no dzi­ęki do­fi­nan­so­wa­niu In­sty­tu­tu Fran­cu­skie­go w ra­mach pro­gra­mów wspar­cia wy­daw­ni­cze­go.

ISBN 978-83-67936-17-0

Wy­daw­nic­two Nowe

No­we­la sp. z o.o.

ul. Żmi­grodz­ka 41/49, 60-171 Po­znań

www.wy­daw­nic­two­no­we.pl

re­dak­cja@wy­daw­nic­two­no­we.pl

Dział han­dlo­wy (+48 61) 847 40 40

za­mo­wie­nia@no­we­la.pl

Che­va­lie­ro­wi

przy­ja­ció­łkom i przy­ja­cio­łom z Kio­to

Akiyo, Me­gu­mi, Say­oko

Ke­isu­ke­mu, Ma­na­bu, Shi­ge­no­rie­mu, To­moo

Kazu, To­mo­ko

oraz Éri­co­wi-Ma­rie

Umie­ra­nie

W go­dzi­nie śmier­ci Haru Ueno pa­trzył na kwiat i my­ślał: Wszyst­ko spro­wa­dza się do kwia­tu. W rze­czy­wi­sto­ści jego ży­cie spro­wa­dza­ło się do trzech wąt­ków i do­pie­ro ostat­nim z nich był kwiat. Przed nim roz­po­ście­rał się nie­wiel­ki ogród świ­ątyn­ny, obiet­ni­ca mi­nia­tu­ro­we­go kra­jo­bra­zu usia­ne­go sym­bo­la­mi. To, że całe wie­ki po­szu­ki­wań du­cho­wych do­pro­wa­dzi­ły do stwo­rze­nia tego pre­cy­zyj­ne­go ukła­du, wzbu­dza­ło w nim za­chwyt; tak wie­le wy­si­łku na­kie­ro­wa­ne­go na zna­cze­nie, a wresz­cie na czy­stą for­mę – my­ślał jesz­cze.

Haru Ueno na­le­żał bo­wiem do lu­dzi, któ­rzy po­szu­ku­ją for­my.

Wie­dział, że wkrót­ce umrze, i mó­wił so­bie w du­chu: Wresz­cie po­go­dzi­łem się ze wszyst­kim. W od­da­li gong z Hōnen-in za­dźwi­ęczał czte­ro­krot­nie, a Haru przy­tło­czy­ła in­ten­syw­no­ść wła­snej obec­no­ści w świe­cie. Przed nim znaj­do­wał się ogród za­mkni­ęty mu­rem po­bie­lo­nym wap­nem, przy­kry­tym sza­ry­mi da­chów­ka­mi. W ogro­dzie trzy ka­mie­nie, so­sna, po­łać pia­sku, la­tar­nia, mech. Da­lej góry na wscho­dzie. Świ­ąty­nia no­si­ła na­zwę Shin­nyo-dō. Przez pra­wie pięć de­kad, co ty­dzień Haru Ueno po­ko­ny­wał tę samą tra­sę: sze­dł do głów­ne­go bu­dyn­ku świ­ąty­ni na wzgó­rzu, prze­mie­rzał le­żący po­ni­żej cmen­tarz i wra­cał do bram kom­plek­su, któ­re­go był wa­żnym dar­czy­ńcą.

Haru Ueno był bo­wiem bar­dzo bo­ga­ty.

Do­ra­stał, ob­ser­wu­jąc, jak śnieg pada na ka­mie­nie w gór­skim po­to­ku i się na nich topi. Na jed­nym brze­gu stał mały dom ro­dzin­ny, na dru­gim wy­ra­stał z lodu wy­so­ki las so­sno­wy. Przez dłu­gi czas sądził, że ko­cha ma­te­rię: ska­łę, wodę, li­ście i drew­no. Gdy zro­zu­miał, że ko­cha for­my, któ­re przy­bie­ra ta ma­te­ria, za­czął han­dlo­wać dzie­ła­mi sztu­ki.

Sztu­ka to je­den z trzech wąt­ków jego ży­cia.

Oczy­wi­ście nie zo­stał kup­cem z dnia na dzień, trze­ba było cza­su na prze­pro­wadz­kę do in­ne­go mia­sta i spo­tka­nie z pew­nym czło­wie­kiem. W wie­ku dwu­dzie­stu lat, od­wró­ciw­szy się od gór i skle­pu z sake pro­wa­dzo­ne­go przez ojca, opu­ścił Ta­kay­amę, by udać się do Kio­to. Nie miał ani pie­ni­ędzy, ani zna­jo­mo­ści, ale dys­po­no­wał rzad­ko spo­ty­ka­nym bo­gac­twem: choć nie wie­dział nic o świe­cie, wie­dział, kim jest. Był maj, a on, sie­dząc na drew­nia­nej podło­dze, do­strze­gał przy­szło­ść z ja­sno­ścią zbli­żo­ną do przej­rzy­sto­ści sake. Do­oko­ła szem­ra­ły świ­ąty­nie zen. Two­rzy­ły kom­pleks, w któ­rym spo­krew­nio­ny mnich wy­pro­sił dla nie­go po­kój. Moc jego wi­zji i bez­miar cza­su spo­tka­ły się, przy­pra­wia­jąc go o za­wrót gło­wy. Wi­zja nie po­ka­zy­wa­ła ani gdzie, ani kie­dy, ani jak. Mó­wi­ła tyl­ko: Ży­cie po­świ­ęco­ne sztu­ce. I jesz­cze: Po­wie­dzie mi się. Po­kój wy­cho­dził na ma­le­ńki za­cie­nio­ny ogród. Za nim sło­ńce zło­ci­ło wie­chy wy­so­kich sza­rych bam­bu­sów. Wśród fun­kii i ka­rło­wa­tych pa­pro­ci ro­sły wod­ne iry­sy. Je­den z nich, wy­ższy i smu­klej­szy od po­zo­sta­łych, ko­ły­sał się na wie­trze. Gdzieś za­dźwi­ęczał dzwon. Czas się roz­mył, a Haru Ueno stał się tym kwia­tem. Po­tem to mi­nęło.

Te­raz, pi­ęćdzie­si­ąt lat pó­źniej, Haru Ueno pa­trzył na ten sam kwiat i dzi­wił się, że zno­wu jest 20 maja, go­dzi­na szes­na­sta. Jed­no się tyl­ko zmie­ni­ło: tym ra­zem pa­trzył na kwiat w so­bie. Jed­no było po­dob­ne: wszyst­ko – irys, dzwon, ogród – na­le­ża­ło do te­ra­źniej­szo­ści. Jed­no było wspa­nia­łe: w tej ab­so­lut­nej te­ra­źniej­szo­ści roz­pra­szał się ból. Usły­szał za sobą ja­kiś dźwi­ęk i za­pra­gnął, by po­zo­sta­wio­no go sa­me­go. Po­my­ślał o Ke­isu­kem cze­ka­jącym gdzieś na jego śmie­rć i po­wie­dział so­bie w du­chu: Ży­cie da się stre­ścić w trzech imio­nach.

Haru – ten, któ­ry nie chciał umrzeć. Ke­isu­ke – ten, któ­ry nie mógł umrzeć. Rose – ta, któ­ra będzie żyła.

Pry­wat­ne po­miesz­cze­nia, gdzie od­po­czy­wał, na­le­ża­ły do prze­ło­żo­ne­go świ­ąty­ni, bra­ta bli­źnia­ka Ke­isu­ke­go Shi­ba­ty, czło­wie­ka, dzi­ęki któ­re­mu wy­pe­łni­ło się jego prze­zna­cze­nie. Bra­cia Shi­ba­ta po­cho­dzi­li ze sta­re­go kio­tyj­skie­go rodu, któ­ry od nie­pa­mi­ęt­nych cza­sów da­wał mia­stu mni­chów i rze­mie­śl­ni­ków trud­ni­ących się ob­rób­ką laki. Po­nie­waż Ke­isu­ke nie zno­sił za­rów­no re­li­gii, jak i laki – dla­te­go że błysz­cza­ły – wy­brał garn­car­stwo, ale był rów­nież ma­la­rzem, ka­li­gra­fem i po­etą. W spo­tka­niu Haru z Ke­isu­kem god­ne uwa­gi było to, że jako pierw­sza po­łączy­ła ich gli­nia­na mi­ska. Haru ją uj­rzał i zro­zu­miał, że wła­śnie tak będzie wy­gląda­ło jego ży­cie. Ni­g­dy do­tąd nie ze­tknął się z tego ro­dza­ju dzie­łem – mi­ska spra­wia­ła wra­że­nie sta­rej, a za­ra­zem no­wej w spo­sób, któ­ry wy­dał mu się nie­mo­żli­wy. Tuż obok le­żał na krze­śle czło­wiek bez wie­ku, któ­ry – je­śli to mia­ło ja­ki­kol­wiek sens – wy­glądał na ule­pio­ne­go z tej sa­mej gli­ny co na­czy­nie. Był zresz­tą kom­plet­nie pi­ja­ny, co po­sta­wi­ło Haru wo­bec ko­lej­ne­go, tak samo nie­mo­żli­we­go rów­na­nia: po jed­nej stro­nie do­sko­na­ła for­ma, po dru­giej jej twór­ca – pi­jak. Gdy ich so­bie przed­sta­wio­no, za­war­li przy­ja­źń na całe ży­cie, któ­rą przy­pie­częto­wa­li sake.

Przy­ja­źń to dru­gi z wąt­ków, do któ­rych spro­wa­dza­ło się ży­cie Haru.

Dziś sta­ła przed nim śmie­rć pod po­sta­cią ogro­du, a wszyst­ko inne, poza tymi dwie­ma chwi­la­mi od­da­lo­ny­mi od sie­bie o pół wie­ku, sta­ło się nie­wi­docz­ne. O szczyt Da­imon-ji ota­rł się obłok, któ­ry po­zo­sta­wił za sobą za­pach iry­sów. Haru po­my­ślał: Zo­sta­ły tyl­ko te dwie chwi­le i Rose.

Rose to trze­ci wątek.