Dyptyk japoński. Godzina zachwytu - Muriel Barbery - ebook
NOWOŚĆ

Dyptyk japoński. Godzina zachwytu ebook

Muriel Barbery

5,0

Opis

Druga cześć japońskiego dyptyku, powieść nominowana do Nagrody Goncourtów

Francuzka Rose, bohaterka Samotnej róży, po przyjeździe do Kioto odkryła japońską część swojejtożsamości. W Godzinie zachwytu w Kioto poznajemy losy i przeżycia Haru Ueno, ojca Rose,człowieka gór, który został szanowanym sprzedawcą dzieł sztuki: jego umiłowanie piękna, celebrowanie przyjaźni i niespełnioną miłość do córki urodzonej z przelotnego romansu, do której nie wolno mu się zbliżyć.

Ta książka oczaruje nie tylko czytelników zafascynowanych kulturą Japonii - jest przepełniona pięknem, zmysłową miłością,spokojem i harmonią w obliczu strat i darów losu, a jednocześnie bije z niej niezwykła radość życia.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 224

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Go­dzi­na za­chwy­tu

Ty­tuł ory­gi­na­łu fran­cu­skie­go Une heu­re de fe­rveur

Co­py­ri­ght © Edi­tions Ac­tes Sud, Ar­les 2022

Pu­bli­shed by ar­ran­ge­ment with SAS Le­ster Li­te­ra­ry Agen­cy & As­so­cia­tes

Co­py­ri­ght © No­we­la, Po­znań 2024

Co­py­ri­ght © for the trans­la­tion by Alek­san­dra We­ksej

Re­dak­cja Emi­lia Zwo­niar­ska

Opra­co­wa­nie gra­ficz­ne i skład JNK Gra­ftekst Ju­sty­na No­wa­czyk

Cet ouvra­ge a bénéfi­cié du so­utien du Pro­gram­me d’aide à la pu­bli­ca­tion de l’In­sti­tut fra­nça­is.

Ksi­ążkę wy­da­no dzi­ęki do­fi­nan­so­wa­niu In­sty­tu­tu Fran­cu­skie­go w ra­mach pro­gra­mów wspar­cia wy­daw­ni­cze­go.

ISBN 978-83-67936-17-0

Wy­daw­nic­two Nowe

No­we­la sp. z o.o.

ul. Żmi­grodz­ka 41/49, 60-171 Po­znań

www.wy­daw­nic­two­no­we.pl

re­dak­cja@wy­daw­nic­two­no­we.pl

Dział han­dlo­wy (+48 61) 847 40 40

za­mo­wie­nia@no­we­la.pl

Che­va­lie­ro­wi

przy­ja­ció­łkom i przy­ja­cio­łom z Kio­to

Akiyo, Me­gu­mi, Say­oko

Ke­isu­ke­mu, Ma­na­bu, Shi­ge­no­rie­mu, To­moo

Kazu, To­mo­ko

oraz Éri­co­wi-Ma­rie

Umie­ra­nie

W go­dzi­nie śmier­ci Haru Ueno pa­trzył na kwiat i my­ślał: Wszyst­ko spro­wa­dza się do kwia­tu. W rze­czy­wi­sto­ści jego ży­cie spro­wa­dza­ło się do trzech wąt­ków i do­pie­ro ostat­nim z nich był kwiat. Przed nim roz­po­ście­rał się nie­wiel­ki ogród świ­ątyn­ny, obiet­ni­ca mi­nia­tu­ro­we­go kra­jo­bra­zu usia­ne­go sym­bo­la­mi. To, że całe wie­ki po­szu­ki­wań du­cho­wych do­pro­wa­dzi­ły do stwo­rze­nia tego pre­cy­zyj­ne­go ukła­du, wzbu­dza­ło w nim za­chwyt; tak wie­le wy­si­łku na­kie­ro­wa­ne­go na zna­cze­nie, a wresz­cie na czy­stą for­mę – my­ślał jesz­cze.

Haru Ueno na­le­żał bo­wiem do lu­dzi, któ­rzy po­szu­ku­ją for­my.

Wie­dział, że wkrót­ce umrze, i mó­wił so­bie w du­chu: Wresz­cie po­go­dzi­łem się ze wszyst­kim. W od­da­li gong z Hōnen-in za­dźwi­ęczał czte­ro­krot­nie, a Haru przy­tło­czy­ła in­ten­syw­no­ść wła­snej obec­no­ści w świe­cie. Przed nim znaj­do­wał się ogród za­mkni­ęty mu­rem po­bie­lo­nym wap­nem, przy­kry­tym sza­ry­mi da­chów­ka­mi. W ogro­dzie trzy ka­mie­nie, so­sna, po­łać pia­sku, la­tar­nia, mech. Da­lej góry na wscho­dzie. Świ­ąty­nia no­si­ła na­zwę Shin­nyo-dō. Przez pra­wie pięć de­kad, co ty­dzień Haru Ueno po­ko­ny­wał tę samą tra­sę: sze­dł do głów­ne­go bu­dyn­ku świ­ąty­ni na wzgó­rzu, prze­mie­rzał le­żący po­ni­żej cmen­tarz i wra­cał do bram kom­plek­su, któ­re­go był wa­żnym dar­czy­ńcą.

Haru Ueno był bo­wiem bar­dzo bo­ga­ty.

Do­ra­stał, ob­ser­wu­jąc, jak śnieg pada na ka­mie­nie w gór­skim po­to­ku i się na nich topi. Na jed­nym brze­gu stał mały dom ro­dzin­ny, na dru­gim wy­ra­stał z lodu wy­so­ki las so­sno­wy. Przez dłu­gi czas sądził, że ko­cha ma­te­rię: ska­łę, wodę, li­ście i drew­no. Gdy zro­zu­miał, że ko­cha for­my, któ­re przy­bie­ra ta ma­te­ria, za­czął han­dlo­wać dzie­ła­mi sztu­ki.

Sztu­ka to je­den z trzech wąt­ków jego ży­cia.

Oczy­wi­ście nie zo­stał kup­cem z dnia na dzień, trze­ba było cza­su na prze­pro­wadz­kę do in­ne­go mia­sta i spo­tka­nie z pew­nym czło­wie­kiem. W wie­ku dwu­dzie­stu lat, od­wró­ciw­szy się od gór i skle­pu z sake pro­wa­dzo­ne­go przez ojca, opu­ścił Ta­kay­amę, by udać się do Kio­to. Nie miał ani pie­ni­ędzy, ani zna­jo­mo­ści, ale dys­po­no­wał rzad­ko spo­ty­ka­nym bo­gac­twem: choć nie wie­dział nic o świe­cie, wie­dział, kim jest. Był maj, a on, sie­dząc na drew­nia­nej podło­dze, do­strze­gał przy­szło­ść z ja­sno­ścią zbli­żo­ną do przej­rzy­sto­ści sake. Do­oko­ła szem­ra­ły świ­ąty­nie zen. Two­rzy­ły kom­pleks, w któ­rym spo­krew­nio­ny mnich wy­pro­sił dla nie­go po­kój. Moc jego wi­zji i bez­miar cza­su spo­tka­ły się, przy­pra­wia­jąc go o za­wrót gło­wy. Wi­zja nie po­ka­zy­wa­ła ani gdzie, ani kie­dy, ani jak. Mó­wi­ła tyl­ko: Ży­cie po­świ­ęco­ne sztu­ce. I jesz­cze: Po­wie­dzie mi się. Po­kój wy­cho­dził na ma­le­ńki za­cie­nio­ny ogród. Za nim sło­ńce zło­ci­ło wie­chy wy­so­kich sza­rych bam­bu­sów. Wśród fun­kii i ka­rło­wa­tych pa­pro­ci ro­sły wod­ne iry­sy. Je­den z nich, wy­ższy i smu­klej­szy od po­zo­sta­łych, ko­ły­sał się na wie­trze. Gdzieś za­dźwi­ęczał dzwon. Czas się roz­mył, a Haru Ueno stał się tym kwia­tem. Po­tem to mi­nęło.

Te­raz, pi­ęćdzie­si­ąt lat pó­źniej, Haru Ueno pa­trzył na ten sam kwiat i dzi­wił się, że zno­wu jest 20 maja, go­dzi­na szes­na­sta. Jed­no się tyl­ko zmie­ni­ło: tym ra­zem pa­trzył na kwiat w so­bie. Jed­no było po­dob­ne: wszyst­ko – irys, dzwon, ogród – na­le­ża­ło do te­ra­źniej­szo­ści. Jed­no było wspa­nia­łe: w tej ab­so­lut­nej te­ra­źniej­szo­ści roz­pra­szał się ból. Usły­szał za sobą ja­kiś dźwi­ęk i za­pra­gnął, by po­zo­sta­wio­no go sa­me­go. Po­my­ślał o Ke­isu­kem cze­ka­jącym gdzieś na jego śmie­rć i po­wie­dział so­bie w du­chu: Ży­cie da się stre­ścić w trzech imio­nach.

Haru – ten, któ­ry nie chciał umrzeć. Ke­isu­ke – ten, któ­ry nie mógł umrzeć. Rose – ta, któ­ra będzie żyła.

Pry­wat­ne po­miesz­cze­nia, gdzie od­po­czy­wał, na­le­ża­ły do prze­ło­żo­ne­go świ­ąty­ni, bra­ta bli­źnia­ka Ke­isu­ke­go Shi­ba­ty, czło­wie­ka, dzi­ęki któ­re­mu wy­pe­łni­ło się jego prze­zna­cze­nie. Bra­cia Shi­ba­ta po­cho­dzi­li ze sta­re­go kio­tyj­skie­go rodu, któ­ry od nie­pa­mi­ęt­nych cza­sów da­wał mia­stu mni­chów i rze­mie­śl­ni­ków trud­ni­ących się ob­rób­ką laki. Po­nie­waż Ke­isu­ke nie zno­sił za­rów­no re­li­gii, jak i laki – dla­te­go że błysz­cza­ły – wy­brał garn­car­stwo, ale był rów­nież ma­la­rzem, ka­li­gra­fem i po­etą. W spo­tka­niu Haru z Ke­isu­kem god­ne uwa­gi było to, że jako pierw­sza po­łączy­ła ich gli­nia­na mi­ska. Haru ją uj­rzał i zro­zu­miał, że wła­śnie tak będzie wy­gląda­ło jego ży­cie. Ni­g­dy do­tąd nie ze­tknął się z tego ro­dza­ju dzie­łem – mi­ska spra­wia­ła wra­że­nie sta­rej, a za­ra­zem no­wej w spo­sób, któ­ry wy­dał mu się nie­mo­żli­wy. Tuż obok le­żał na krze­śle czło­wiek bez wie­ku, któ­ry – je­śli to mia­ło ja­ki­kol­wiek sens – wy­glądał na ule­pio­ne­go z tej sa­mej gli­ny co na­czy­nie. Był zresz­tą kom­plet­nie pi­ja­ny, co po­sta­wi­ło Haru wo­bec ko­lej­ne­go, tak samo nie­mo­żli­we­go rów­na­nia: po jed­nej stro­nie do­sko­na­ła for­ma, po dru­giej jej twór­ca – pi­jak. Gdy ich so­bie przed­sta­wio­no, za­war­li przy­ja­źń na całe ży­cie, któ­rą przy­pie­częto­wa­li sake.

Przy­ja­źń to dru­gi z wąt­ków, do któ­rych spro­wa­dza­ło się ży­cie Haru.

Dziś sta­ła przed nim śmie­rć pod po­sta­cią ogro­du, a wszyst­ko inne, poza tymi dwie­ma chwi­la­mi od­da­lo­ny­mi od sie­bie o pół wie­ku, sta­ło się nie­wi­docz­ne. O szczyt Da­imon-ji ota­rł się obłok, któ­ry po­zo­sta­wił za sobą za­pach iry­sów. Haru po­my­ślał: Zo­sta­ły tyl­ko te dwie chwi­le i Rose.

Rose to trze­ci wątek.