Dywizjon żab - J.M. Woytt - ebook + książka

Dywizjon żab ebook

J.M. Woytt

0,0
12,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Na pomysł podmorskiej „piechoty” jako pierwsi wpadli Włosi. To oni stworzyli pierwsze oddziały podwodnych dywersantów i saperów. Szybko znaleźli jednak naśladowców w innych krajach. W czasie drugiej wojny światowej oddziały te nie wpłynęły i nie mogły wpłynąć w sposób zasadniczy na przebieg działań wojennych, ale ich akcje dziś wydają się spektakularne. Niniejszy tomik nie relacjonuje wszystkich operacji przeprowadzanych przez podwodnych dywersantów na wszystkich teatrach minionej wojny, przedstawia jednak najbardziej typowe z nich, takie, które w sumie dają ogólny obraz stosowanych metod i środków walki.

Ten kolejny tomik z reaktywowanego legendarnego cyklu wydawniczego wydawnictwa Bellona przybliża czytelnikowi dramatyczne wydarzenia największych zmagań wojennych w historii; przełomowe, nieznane momenty walk; czujnie strzeżone tajemnice pól bitewnych, dyplomatycznych gabinetów, głównych sztabów i central wywiadu.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 72

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



„Ja to załatwię…”

Dowódca 10 Flo­tylli MAS 1, koman­dor Vale­rio Bor­ghese, jesz­cze raz przej­rzał prze­słany mu przed chwilą tajny raport. „Tak – pomy­ślał – to pismo zostało prze­słane pod wła­ściwy adres. Sprawa leży cał­ko­wi­cie w naszej kom­pe­ten­cji i chyba nikt inny nie potra­fiłby jej »zała­twić« tak jak my…”.

Koman­dor poczuł coś w rodzaju dumy, że na nim wła­śnie i na jego ludziach spo­czy­wało to nie­zwy­kłe i trudne zada­nie. W tej chwili zda­wało mu się nawet, że on jeden dźwiga na sobie cię­żar odpo­wie­dzial­no­ści za losy Włoch, nad któ­rymi zawi­sło widmo klę­ski. Prze­by­wa­jąc czę­sto w szta­bie gene­ral­nym i w mini­ster­stwach, z któ­rymi musiał utrzy­my­wać łącz­ność z racji swych obo­wiąz­ków, był świad­kiem postę­pu­ją­cego w pań­stwie roz­kładu. Tam nie liczono już na zwy­cię­stwo. Myślano już tylko o oca­le­niu swo­ich głów i mająt­ków.

Sytu­acja rze­czy­wi­ście przed­sta­wiała się nie naj­le­piej. Nie­miecki sojusz­nik pośpiesz­nie „skra­cał front” na roz­le­głej ziemi rosyj­skiej. Po opusz­cze­niu przez armię wło­ską Tunisu w maju 1943 roku alianci stali u wrót Ita­lii. Trzeba było przy­go­to­wać obronę kraju, trzeba było pomy­śleć o zabez­pie­cze­niu Sycy­lii i Sar­dy­nii. Defe­tyzm sze­rzący się w armii roz­kła­dał ją, czy­nił nie­zdolną do walki.

Na wspo­mnie­nie armii Bor­ghese skrzy­wił się z nie­sma­kiem. Tak, trudno byłoby powie­dzieć, żeby faszy­stow­ska armia Włoch przy­spo­rzyła chwały orę­żowi Ita­lii. On sam ni­gdy nie miał naj­lep­szego o niej wyobra­że­nia, ale to, czego był świad­kiem, prze­cho­dziło nawet jego poję­cie. Zda­niem Bor­ghesa, jedy­nie 10 Flo­tylla na­dal wypeł­niała swoje zada­nie i na niej można było pole­gać, inne zaś zespoły i jed­nostki floty wło­skiej nie­wiele lepiej popi­sały się od armii lądo­wej.

Wzrok koman­dora zatrzy­mał się na por­tre­cie, z któ­rego spo­glą­dała nie­kształtna twarz Duce.

Kie­dyś Bor­ghese wraz ze swo­imi ludźmi został przy­jęty przez Mus­so­li­niego. „Wódz” faszy­stow­skiego pań­stwa gra­tu­lo­wał im suk­cesu. Była to dla niego nie­za­po­mniana chwila. Koman­dor spró­bo­wał chwilę poma­rzyć, ale nie­szczę­sne pismo przy­po­mniało mu o smut­nej rze­czy­wi­sto­ści.

Spoj­rzał na zega­rek. „Tamci powinni już nadejść” – nie­cier­pli­wił się. Pod­szedł do roz­wie­szo­nej na ścia­nie mapy. Oczy jego prze­su­nęły się po połu­dnio­wych krań­cach Włoch, minęły Pół­wy­sep Bał­kań­ski i zatrzy­mały się na… połu­dnio­wych wybrze­żach Tur­cji. „Więc to tu…” – patrzył na dwa małe punkty, pod któ­rymi wid­niały napisy: Alek­san­dretta i Mer­sin.

Każ­demu, kto nie znał myśli Bor­ghese, wyda­wało się co naj­mniej dziwne, że ten wło­ski koman­dor zain­te­re­so­wał się nagle tak odle­głymi i małymi w grun­cie rze­czy miej­sco­wo­ściami, pod­czas gdy nie­bez­pie­czeń­stwo zagra­żało jego ojczyź­nie z zupeł­nie innej strony. Ale w gło­wie Bor­ghese kształ­to­wał się już kon­kretny plan…

Punk­tu­al­nie o 7.00 sta­wili się wszy­scy, któ­rych wezwał. Była to ści­sła narada w gro­nie naj­bar­dziej zaufa­nych. 10 Flo­tylla była zbyt samo­dzielną jed­nostką, by koman­dor poczu­wał się do obo­wiązku zawia­da­mia­nia kogo­kol­wiek z dowódz­twa o taj­nej odpra­wie. Mógł dzia­łać i dzia­łał na wła­sną rękę. Pierw­szy przy­szedł Luigi Fer­raro. Bor­ghese uści­snął mu rękę szcze­gól­nie ser­decz­nie. Luigi zro­zu­miał, że koman­dor w swo­ich pla­nach musiał mu prze­zna­czyć spe­cjalną rolę.

Znali się już dość dawno, od pierw­szej chwili ist­nie­nia tej naj­taj­niej­szej z taj­nych jed­no­stek. Był to okres, kiedy przed roz­bu­dową flo­tylli admi­rał Cava­gnari posta­wił im nowe, roz­le­glej­sze zada­nia. We wszyst­kich jed­nost­kach lądo­wych i mor­skich, w klu­bach spor­to­wych poszu­ki­wano wów­czas naj­lep­szych pły­wa­ków. Prze­cho­dzili oni przez dokładną sieć selek­cyjną, badano dokład­nie życio­rysy, cha­rak­ter, skłon­no­ści, nawyki, sła­bostki i nałogi. Kan­dy­daci musieli się legi­ty­mo­wać dowo­dami bez­gra­nicz­nej lojal­no­ści wobec faszy­stow­skiego ustroju, śle­pym posłu­szeń­stwem i wier­no­ścią. Zdro­wie musiało być bez zarzutu. Ci, któ­rzy prze­szli przez ową sieć, orga­ni­zo­wani byli w małe, kil­ku­oso­bowe, nie­zna­jące się nawza­jem grupy. Zasady taj­no­ści i ści­słej kon­spi­ra­cji prze­strze­gane były jak naj­su­ro­wiej. W ten spo­sób powstał naj­pierw Bata­lion N – Nat­ta­tori. Był to oddział dywer­san­tów pod­wod­nych znaj­du­jący się w dys­po­zy­cji sztabu armii lądo­wej i prze­zna­czony do zrzu­ce­nia na spa­do­chro­nach w rejo­nach mor­skich obję­tych dzia­ła­niami wojen­nymi. Inny oddział zaszy­fro­wany został pod nazwą „Grupa Gamma” i obej­mo­wał dywer­san­tów pod­wod­nych współ­dzia­ła­ją­cych z flotą mor­ską.

Począt­kowo zamie­rzano z tej grupy stwo­rzyć oddziały pie­choty pod­mor­skiej, z cza­sem jed­nak prze­kształ­cono ją w oddziały płe­two­nur­ków-dywer­san­tów.

Luigi Fer­raro był człon­kiem „Grupy Gamma”. W chwilę póź­niej przy­szedł Anto­nio, jeden z młod­szych ofi­ce­rów, tro­chę poryw­czy i ner­wowy, ale pełen ini­cja­tywy i pomy­słów.

– Mam wia­do­mo­ści od Gio­van­niego – szep­nął na ubo­czu Bor­ghese do Fer­rara.

– Roc­car­diego? – spy­tał Luigi.

Koman­dor ski­nął głową. Fer­raro był zain­try­go­wany. Roc­cardi był jego sta­rym przy­ja­cie­lem. Nie widzieli się już od bar­dzo dawna i Luigi nie­raz żało­wał, że Gio­vanni nie uczest­ni­czy bez­po­śred­nio w ich poczy­na­niach.

– Nie będę ukry­wał tego – zaczął naradę Bor­ghese – o czym sami dosko­nale wie­cie. Sytu­acja nasza jest trudna i wyma­ga­jąca od nas szcze­gól­nej aktyw­no­ści. Nasza flo­tylla zadała cięż­kie straty nie­przy­ja­cie­lowi, ale nie zła­mała jego siły. Wróg zbliża się do gra­nic naszej ojczy­zny. W chwili obec­nej nie ma warun­ków do fron­tal­nego, jeśli tak wolno się wyra­zić, ataku. Ale możemy mu zadać ciosy tam, gdzie się naj­mniej tego spo­dziewa.

Koman­dor pod­szedł do mapy.

– Według otrzy­ma­nych wia­do­mo­ści – tu poro­zu­mie­waw­czo spoj­rzał w stronę Fer­raro – w por­tach Alek­san­dretta i Mer­sin panuje oży­wiony ruch nie­przy­ja­ciel­skich stat­ków. Łado­wane są tam cenne surowce o zna­cze­niu stra­te­gicz­nym. Dywer­sja w tych punk­tach przy­nie­sie zarówno korzyść mate­rialną w postaci obni­że­nia poten­cjału wojen­nego naszych nie­przy­ja­ciół, jak też będzie cio­sem w morale prze­ciw­nika. Anglicy będą zmu­szeni szu­kać innych punk­tów prze­ła­dun­ko­wych, opóźni to dostawy surowca dla ich prze­my­słu zbro­je­nio­wego i w kon­se­kwen­cji zmniej­szy ich siłę w stop­niu nie mniej­szym, niż gdy­by­śmy zato­pili kilka pan­cer­ni­ków…

Uczest­ni­czą­cym w nara­dzie wyda­wało się, że słowa koman­dora, wypo­wie­dziane z pato­sem, zawie­rają wiele prawdy, zwłasz­cza w oce­nie roli przy­szłej akcji w turec­kich por­tach. Nikt jed­nak nie zamie­rzał pod­da­wać w wąt­pli­wość jego wypo­wie­dzi. Sytu­acja na fron­tach wyglą­dała w ten spo­sób, że lepiej było oddać się marze­niom, niż roz­trzą­sać rze­czy­wi­stość.

Koń­cem pałeczki koman­dor wska­zy­wał wciąż te same punkty na połu­dnio­wym brzegu Tur­cji. Anto­nio z uwagą śle­dził słowa dowódcy. Fer­raro sie­dział nie­po­ru­szony, jak gdyby już teraz roz­wa­żał w myśli tech­niczne szcze­góły planu.

– Kilka uwag natury ogól­nej – cią­gnął Bor­ghese. – Alek­san­dretta: port turecki poło­żony nad Morzem Śród­ziem­nym. Lud­no­ści około 12 000, prze­waż­nie Ara­bów. Ta część lud­no­ści nie jest do nas nasta­wiona wrogo i nawet sprzy­ja­łaby nam, gdyby nie dzia­łal­ność Gre­ków i Żydów zde­cy­do­wa­nie wystę­pu­ją­cych prze­ciwko nam i naj­praw­do­po­dob­niej współ­dzia­ła­ją­cych z wywia­dem alianc­kim. W mie­ście znaj­duje się sześć kon­su­la­tów: ame­ry­kań­ski, angiel­ski, fran­cu­ski, grecki, nie­miecki oraz nasz. Warunki pracy agen­tu­ral­nej nie­zwy­kle utrud­nione. Można by wyli­czyć na pal­cach ludzi, któ­rzy nie współ­pra­cują z żad­nym wywia­dem. Szcze­gól­nie duże wpływy ma wywiad angiel­ski: datują się od chwili, gdy angiel­ski kapi­tał oraz angiel­scy fachowcy zaan­ga­żo­wani zostali do budowy portu oraz drogi na tra­sie Alek­san­dretta – Adana. Wła­dze turec­kie, prak­tycz­nie bio­rąc, są narzę­dziem w rękach Angli­ków. Jest rze­czą zro­zu­miałą, że uka­za­nie się nowego czło­wieka w Alek­san­dret­cie byłoby natych­miast zauwa­żone, a jego dzia­łal­ność pil­nie śle­dzona. Z tego względu odrzu­ci­li­śmy pier­wotny plan prze­rzu­ce­nia dywer­san­tów drogą mor­ską na okrę­cie pod­wod­nym. Musimy szu­kać innych spo­so­bów i innych metod. W tym wła­śnie celu popro­si­łem was… – zakoń­czył Bor­ghese.

– Zada­nie mógłby wyko­nać tylko płe­two­nu­rek – pod­jął Fer­raro. – Należy roz­strzy­gnąć, w jaki spo­sób go prze­rzu­cić. Jeśli weź­mie się pod uwagę ist­nie­nie tam naszego kon­su­latu, czy nie warto byłoby poro­zu­mieć się z naszym Mini­ster­stwem Spraw Zagra­nicz­nych?

– Już poro­zu­mie­wa­łem się – prze­rwał mu Bor­ghese. – Nie możemy na nich liczyć. Oba­wiają się, że ewen­tu­alne wykry­cie takiego czło­wieka postawi w trud­nej sytu­acji cały nasz kor­pus dyplo­ma­tyczny we wszyst­kich kra­jach neu­tral­nych. Boją się, że stracą wię­cej, niż mógłby wynieść zysk. Ta droga jest wyklu­czona.

– Kto miałby wyko­nać to zada­nie? – zapy­tał Fer­raro.

– Mia­łem na myśli cie­bie, Luigi, wła­śnie cie­bie. – Bor­ghese spoj­rzał mu w oczy. – Z chwilą powsta­nia planu pomy­śla­łem o tobie.

Fer­raro bez waha­nia przy­jął pro­po­zy­cję. Nie wie­dział tylko, jak dosta­nie się do tej prze­klę­tej Alek­san­dretty. W dodatku ze sprzę­tem, cięż­kimi ładun­kami wybu­cho­wymi, które nie mogłyby nie zwró­cić na sie­bie uwagi kon­troli gra­nicz­nej, nie mówiąc już o innych, jesz­cze bar­dziej wścib­skich orga­nach. Gdyby tam w mini­ster­stwie zechcieli zro­zu­mieć sytu­ację! Mógłby wyje­chać zupeł­nie swo­bod­nie. Mógłby prze­wieźć cały sprzęt jako bagaż dyplo­ma­tyczny nie­pod­le­ga­jący kon­troli, mógłby na miej­scu, w kon­su­la­cie, zado­mo­wić się, poświę­cić tro­chę czasu na obser­wa­cję, opra­co­wa­nie trasy doj­ścia do kotwi­czą­cych tu stat­ków i wyko­nać zada­nie dokład­nie, tuż pod nosem całej sfory angiel­skich agen­tów.

Tego rodzaju roz­my­śla­nia musiały tra­pić rów­nież i umysł Anto­nio.

– Czy w tym wypadku – zapy­tał nagle – cho­dzi o zgodę mini­stra na nową nomi­na­cję, czy też o odpo­wied­nie doku­menty?

Bor­ghese skrzy­wił się.

– Ależ oczy­wi­ście o doku­menty! Tylko że… nie otrzy­mamy ich bez zgody mini­stra… To jest prze­cież zwią­zane jedno z dru­gim. Mini­ster musi pod­pi­sać, a więc musi wie­dzieć…

Anto­nio naj­wi­docz­niej prze­ży­wał coś gorącz­kowo. Jego myśli prze­la­ty­wały jedna po dru­giej.

– Musi wie­dzieć… – powtó­rzył. – Czy naprawdę musi wie­dzieć? Czy mini­stro­wie zawsze wie­dzą, co pod­pi­sują? Signor capi­tano2! – wykrzyk­nął. – Fer­raro może szy­ko­wać się do podróży. Ja to zała­twię…

Ange­lica deli­kat­nie trą­ciła pal­cem kie­rowcę.

– Caris­sime, nie mógł­byś tro­chę szyb­ciej… – spoj­rzała na zega­rek.

Kie­rowca wzru­szył ramio­nami.

– Dobrze, że w ogóle jedziemy. Na takiej ben­zy­nie to i tak wspa­niała jazda. Dia­bli niech wezmą całą wojnę! Niczego już dostać nie można. Połowa tak­só­wek stoi…

Ange­lica nie mogła już tego słu­chać. Wszę­dzie, w skle­pie, na ulicy, w auto­bu­sie, te same narze­ka­nia. Nawet w mini­ster­stwie atmos­fera pogar­szała się z dnia na dzień.

Prze­mó­wie­nia wodzów faszy­stow­skiej par­tii nie odno­siły żad­nego skutku, tak jak i odwo­ły­wa­nie się do patrio­tycz­nych uczuć narodu. Wręcz prze­ciw­nie, postawa prze­cięt­nych ludzi sta­wała się coraz bar­dziej wroga wobec przed­sta­wi­cieli wła­dzy, czego dowody były widoczne na każ­dym kroku. Faszyzm we Wło­szech wcho­dził w sta­dium ago­nii… Naprawdę nie wia­domo było, czym to wszystko się skoń­czy.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1.Moto­scato anti­som­mer­gi­bile – spe­cjalny kuter tor­pe­dowy. Nie­wielka, szybka jed­nostka do zwal­cza­nia celów pod­wod­nych. [wróć]

2.Capi­tano di vascella – odpo­wied­nik stop­nia koman­dora. [wróć]