Dzień czekolady - Anna Onichimowska - ebook + książka

Dzień czekolady ebook

Anna Onichimowska

4,0
32,90 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Opowieść o czasie, który wszystko zmienia, o lękach, marzeniach, tęsknocie, a przede wszystkim – o miłości. Jej bohaterowie – siedmioletni Dawid i Monika – przeżywają problemy zbyt trudne na swój wiek. Radzą sobie z nimi, oswajając rzeczywistość na swój dziecięcy sposób.

Książka została nagrodzona w I Konkursie Literackim im. Astrid Lindgren i jest inspiracją do filmu pod tym samym tytułem w reżyserii Jacka Piotra Bławuta.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 27

Oceny
4,0 (3 oceny)
1
1
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Okładka

Strona tytułowa

Anna Onichimowska

Dzień czekolady

Strona redakcyjna

Anna Onichimowska

Dzień czekolady

© by Anna Onichimowska

© by Wydawnictwo Literatura

Okładka i ilustracje:

Emilia Dziubak

Korekta i skład:

Lidia Kowalczyk, Joanna Pijewska, Aleksandra Różanek

Wydanie V

w Wydawnictwie Literatura

ISBN 978-83-7672-404-1

Wydawnictwo Literatura, Łódź 2019

91-334 Łódź, ul.Srebrna 41

[email protected]

tel.(42) 630 23 81 www.wydawnictwoliteratura.pl

Dzień tańca

Kiedy po raz pierwszy ją zobaczyłem, miała na sobie spódniczkę z wąskich kolorowych paseczków przymocowanych do wstążki. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałem.

– To jest spódniczka tancerek hula, wiesz? – spytała. Potrząsnąłem głową. – Przysłała mi ją babcia. Ona też jest tancerką hula.

Aż westchnąłem z zazdrości.

– To się tańczy jakoś tak... – dziewczynka zaczęła podrygiwać w miejscu i kręcić pupą, a paseczki wirowały z chrzęstem dookoła niej.

Też nabrałem ochoty, żeby się pokręcić, ale bez spódniczki to nie to samo, więc tylko się przyglądałem.

– Ja mam na imię Monika, a ty? – spytała, podskakując na jednej nodze.

– Dawid... – bąknąłem.

– Masz kota? – Cały czas coś robiła, nie mogła ustać w miejscu nawet przez chwilę.

– Nie.

Zatrzymała się nagle, paski jej spódniczki opadły smutno.

– Widziałam dzisiaj w twoim ogródku czarno-rudego kota z białymi uszami. To czyj on jest?

Wzruszyłem ramionami. Dopiero ją poznałem. Nie mogłem jej powiedzieć, kim mógł być ten kot, a właściwie kotka. To było zbyt dziwne, nawet dla mnie samego.

– Będę tu mieszkać, wiesz? Obok ciebie – pokazała żółty domek, w którym do tej pory mieszkały tylko dwie panie.

To dobrze – pomyślałem i uśmiechnąłem się do niej.

Dzień deszczu

Obudziło mnie stukanie kropelek o blaszany dach. Czułem, że jest już rano, ale wciąż nie chciało mi się otwierać oczu. Chodziły mi po głowie resztki snu. Siedziałem po turecku na skorupie olbrzymiego żółwia, a pod nami przewalały się morskie fale. Gdzieś daleko majaczyła wyspa. Zbliżaliśmy się do niej w błyskawicznym tempie. Pod samotną palmą widziałem coraz wyraźniej podrygującą w takt stukotu deszczu postać. Miała na sobie spódniczkę z kolorowych paseczków.

– Monika! Monika!!! – wołałem, ale pewnie mnie nie słyszała.

– To jest jej babcia – mruknął żółw i zaczął się zanurzać.

Nie umiem pływać – przestraszyłem się, podnosząc głowę z poduszki.

Z komina żółtego domku unosił się dym, niewysoko, jakby niskie chmury pakowały go z powrotem do środka. Otworzyłem okno. Deszcz pachniał łąką, grzybami i mokrą sierścią. Dziewczynka w niebieskiej pelerynie bujała się na wysokiej huśtawce. Przysiągłbym, że jeszcze wczoraj huśtawki tu nie było.

– Spadła z deszczem – powiedziała Monika, kiedy stanąłem przy jej płocie. – W nocy. Możesz też usiąść, jeśli chcesz... – zatrzymała huśtawkę.

Furtka skrzypnęła i już po chwili brnąłem przez wysokie trawy. Usiadłem obok Moniki na szerokiej desce, wiszącej na grubych sznurach. Kiedy spojrzałem w górę, aż zakręciło mi się w głowie. Była przymocowana do najwyższej gałęzi sosny. Huśtaliśmy się, piszcząc trochę ze strachu, a trochę z radości. Przestałem piszczeć dopiero ze zdziwienia.

Kotka siedziała w rozwidleniu gałęzi jabłonki. Nie widziałem jej ani wczoraj wieczorem, ani rano, i już zaczynałem się niepokoić.

Napełniłem ci miseczki. Stoją tam, gdzie zwykle – przemawiałem w myślach. – Po co mokniesz, schowaj się na werandzie...

Monika podążyła za mną wzrokiem, ale chyba jej nie zauważyła. Przestała machać nogami, więc ja też przestałem i huśtawka zatrzymała się.

Potem szukaliśmy pieczarek na łące, a ja opowiadałem Monice swój sen.