Dzień - Michael Cunningham - ebook + książka

Dzień ebook

Michael Cunningham

3,6

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.

15 osób interesuje się tą książką

Opis

Autor Godzin, zdobywca Nagrody Pulitzera, powraca po dekadzie z nową powieścią.

W przytulnym mieszkaniu na Brooklynie pęka fasada domowego szczęścia. Dan i Isabel po kilkunastu latach małżeństwa zaczynają się od siebie oddalać, przytłoczeni codziennością i własnymi niespełnionymi wyobrażeniami o wspólnym życiu. Na poddaszu mieszka młodszy brat Isabel, Robbie, gej, kochany przez wszystkich dobry duch rodziny. Są też dzieci – nastoletni Nathan i pięcioletnia Violet – które, każde na swój sposób, starają się poradzić sobie z narastającym kryzysem w rodzinie. Gdy w 2020 roku wybucha pandemia, dom Isabel i Dana zaczyna się wszystkim wydawać więzieniem. Robbie nie może im pomóc: utknął na Islandii, skąd prowadzi swoje sekretne instagramowe życie. Rok później, kiedy świat powoli zaczyna wychodzić z głębokiej zapaści, członkowie rodziny muszą stawić czoło nowej, jakże odmiennej, rzeczywistości i na nowo nauczyć się żyć. Piękna, elegancka proza, która zmusza do myślenia, współodczuwania i poszukiwania własnej prawdy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 251

Oceny
3,6 (18 ocen)
7
3
3
4
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
gkurdej

Nie oderwiesz się od lektury

Ach, chciałabym tak pisać. Bardzo polecam, jeśli chcesz dowiedzieć się, jak ludzie doświadczają miłości. Piękna, wciągająca lektura.
00
bardzobardzo

Nie oderwiesz się od lektury

Fantastyczna. Podoba mi się nieprzesadne ale mocne pokazanie, jak pandemia sprawiła, że to, co było trudne w rodzinach, stało się trudniejsze, wyszło na wierzch i dodało kolejnych skomplikowanych warstw. Lubię jak autor opisuje jak głęboko ludzie się znają i wiążą ze sobą w ramach rodziny. Melancholijna i elegancka. Polecam
00
marikareads

Nie oderwiesz się od lektury

chyba 4.5/5 Pewnie większość z was zna Cunninghama z jego kultowych „Godzin”, jeśli nie w wersji papierowej to filmowej. Ja oczywiście również znam, choć tylko w opcji książkowej i muszę wam się przyznać, że niestety niewiele z niej pamiętam (ups 🫢), ale może to i dobrze, bo z większą chęcią do niej wrócę, szczególnie, że jego najnowszy tytuł „Dzień” podobał mi się bardzo. Jesteśmy w Nowym Jorku chwilę przed wybuchem pandemii. Robbie całkiem niedawno rozstał się ze swoim chłopakiem i mieszka na poddaszu siostry Isabel, która z kolei zmaga się z kryzysem w małżeństwie z Danem. Bardzo istotnymi postaciami są również dzieci małżeństwa, bardzo związane emocjonalnie ze swoim wujkiem. I tak przyglądamy się codzienności całej piątki w scenerii pandemii, która jest tłem historii wyznaczającym czas akcji - zaraz przed, w trakcie i po niej. Cunningham podejmuje wachlarz tematów takich jak samotność, rozpad związku, problemy rodzicielskie, upływ czasu, radzenie sobie ze stratą, tęsknotą czy pr...
00
korni7775

Nie polecam

po 72 str się poddałam nudna i ok. po nagrodzonym autorze spodzo słabym się czegoś więcej.
00

Popularność




Michael Cun­nin­gham

w REBI­SIE:

Dom na krańcu świata

Dzień

Dziki łabędź i inne baśnie

Godziny

Kró­lowa śniegu

Nim zapad­nie noc

Wyjąt­kowe czasy

Z ciała i z duszy

Tę książkę poświę­cam Fran­ces Coady

Powsta­jąc z prze­szło­ści, mój cień

Wycho­dzi mi cicho na spo­tka­nie.

– Anna Ach­ma­towa

5 KWIETNIA 2019

———

Poranek

1

Tak wcze­śnie East River pokrywa war­stwa pół­prze­zro­czy­sto­ści, jasna sta­lowa powłoka zda­jąca się pły­nąć po powierzchni wody, która prze­cho­dzi z noc­nej czerni w nie­przej­rzy­stą, ciemną zie­lo­ność nad­cho­dzą­cego dnia. Świa­tła mostu Bro­okliń­skiego bledną na tle nieba. Męż­czy­zna pod­nosi meta­lową żalu­zję swo­jego warsz­tatu szew­skiego. Młoda kobieta, z wło­sami w koń­ski ogon, prze­biega obok faceta w śred­nim wieku, w ską­pej czar­nej sukience i gla­nach, który wraca wresz­cie do domu. Przy­pad­kowe roz­świe­tlone okno jest jasne jak księ­życ w pełni.

Isa­bel, która nie spała, stoi w oknie sypialni, w T-shir­cie XXL się­ga­ją­cym jej do połowy ud. Kobieta z koń­skim ogo­nem mija męż­czy­znę w sukience, kiedy ten wkłada klucz do zamka drzwi pro­wa­dzą­cych do westy­bulu. Szewc pod­nosi teraz sta­lową kratę, przy­go­to­wu­jąc się do otwar­cia zakładu. Dla­czego otwiera tak wcze­śnie, kto chciałby napra­wić buty o pią­tej rano?

Poja­wiły się już pierw­sze nie­śmiałe oznaki wio­sny. Drzewo przed kamie­nicą Isa­bel (klon sre­brzy­sty, który według Google’a jest „splą­tany i płytko uko­rze­niony”) pokryło się małymi, twar­dymi pącz­kami, które nie­ba­wem wybuchną pię­cio­pal­cza­stymi liśćmi, niczym się nie­wy­róż­nia­ją­cymi, póki wystar­cza­jąco mocny wiatr nie zatrze­po­cze nimi, uka­zu­jąc ich srebrne spody. Na para­pe­cie po dru­giej stro­nie ulicy stoi bukiet żon­kili w szkla­nym wazo­nie. Zimowe świa­tło, które przez mie­siące było cią­gle nie­ru­chome i blade, zdaje się przy­śpie­szać, jakby czą­steczki powie­trza zostały wła­śnie wpra­wione w ruch.

Począ­tek kwiet­nia na Bro­okly­nie może być kalen­da­rzową wio­sną, ale od praw­dzi­wej wio­sny – z jej śla­dami zie­lo­no­ści, budze­niem się łody­żek i kieł­ków – dzielą go jesz­cze tygo­dnie. Pączki na drze­wie są na­dal tylko ści­śle zwi­nię­tymi małymi guz­kami ocze­ku­ją­cymi na to, żeby się otwo­rzyć. Żon­kile w oknie po dru­giej stro­nie ulicy zna­czą tylko tyle, że można je kupić w mar­ke­cie na rogu, że zaczęły być dostar­czane z miej­sca, gdzie­kol­wiek ono jest, w któ­rym rosną.

Isa­bel odwraca się od okna, żeby spoj­rzeć na Dana, który na­dal głę­boko śpi, oddy­cha­jąc ciężko, pogrą­żony we śnie tak po dzie­cin­nemu, jak tylko czter­dzie­sto­dwu­letni męż­czy­zna może być. Zwiot­czałe usta ma otwarte, bia­ło­blond włosy lśnią w mrocz­nym pokoju.

Wyobraź­cie sobie, spać w ten spo­sób. Isa­bel zazdro­ści Danowi tego daru snu, ale jest także za niego wdzięczna. Kiedy Dan i dzieci śpią, ona – dla któ­rej sen rzadko jest czymś wię­cej niż pło­chli­wym, upstrzo­nym sen­nymi marze­niami usi­ło­wa­niem spa­nia – może rów­nież być sama w miesz­ka­niu, zanu­rzona we wła­snym śnie na jawie o noc­nej samot­no­ści, zna­czo­nym jedy­nie zie­lo­nymi ledo­wymi cyframi kuchen­nego zegara.

Kiedy odwraca się z powro­tem do okna, widzi sowę. Z początku wygląda jak narośl na gałęzi drzewa, na któ­rej sie­dzi. Upie­rze­nie ptaka wta­pia się nie­mal ide­al­nie w ciemną, pstro­katą, sza­ro­brą­zową korę. Isa­bel mogłaby wcale nie zauwa­żyć sowy, gdyby nie jej oczy, dwa czarno-złote dyski nie więk­sze od dzie­się­cio­cen­tó­wek, pło­mien­nie uważne, krań­cowo nie­ludz­kie. Przez chwilę wydaje się, że samo drzewo wybrało ten moment, aby poin­for­mo­wać Isa­bel, że jest czujne i uważne. Sowa, nie­wielka, roz­mia­rów ręka­wiczki ogrod­ni­czej, zdaje się począt­kowo patrzeć na Isa­bel, ale kiedy ta dostraja się do spoj­rze­nia ptaka, ten wyraź­nie spo­gląda obok Isa­bel, gapiąc się nie tylko na nią, ale i w głąb pokoju, w któ­rym Isa­bel stoi – na nocny sto­lik z nie­za­pa­loną lampką i egzem­pla­rzem zeszło­mie­sięcz­nego „Atlan­tica”; na ścianę za nim, z opra­wio­nym zdję­ciem dzieci, pro­fe­sjo­nalną czarno-białą foto­gra­fią, na któ­rej są nie­po­ko­jąco nie­win­nie, potul­nie wyglą­da­ją­cymi wer­sjami sie­bie samych. Sowa kie­ruje nie­mru­ga­jące oczy na wszystko w pobliżu Isa­bel, wydaje się, że nie odróż­nia kobiety od lampy i zdję­cia, nie rozu­mie ani jej nie obcho­dzi, że Isa­bel jest żywa, a pozo­stałe rze­czy nie. Kobieta i ptak trwają krótko na swo­ich miej­scach, ich spoj­rze­nia się zwarły, po czym sowa odfruwa z taką łatwo­ścią, jakby w ogóle nie poru­szała skrzy­dłami, a jedy­nie przy­zwa­lała na lot. Zakre­śla łuk i znika. W jej odlo­cie kryje się wra­że­nie abdy­ka­cji, jakby jej obec­ność na drze­wie za oknem była pomyłką, nie­za­mie­rzo­nym roz­dar­ciem w tka­ni­nie moż­li­wo­ści, szybko i sku­tecz­nie zace­ro­wa­nym. Ptak wydaje się Isa­bel już tylko snem na jawie, co mia­łoby sens, zwa­żyw­szy na to, że nie zmru­żyła oka przez całą noc (zwy­kle udaje jej się zła­pać kilka godzin snu), że następ­nego dnia pro­blemy znowu napłyną (Rob­bie na­dal nie zna­lazł miesz­ka­nia, Der­rick chyba nie jest skłonny zre­zy­gno­wać z powtór­nej sesji zdję­cio­wej) i że nie­ba­wem Isa­bel będzie zmu­szona włą­czyć się w to wszystko, zdo­być się na moż­li­wie naj­bar­dziej prze­ko­nu­jącą mani­fe­sta­cję sie­bie samej, osoby, która może wszystko, czego się od niej wymaga.

Sowa znik­nęła. Kobieta upra­wia­jąca jog­ging pobie­gła dalej. Facet w sukience wszedł do swo­jego budynku. Został tylko szewc, który włą­czył w zakła­dzie jarze­niówki, świa­tło, które nie pro­mie­niuje spoza witryny, nie dodaje ulicy bla­sku. Isa­bel nie ma poję­cia, czy szewc, z któ­rym ni­gdy nie roz­ma­wiała (napra­wia obu­wie w cen­trum), otwiera tak wcze­śnie, bo ucieka przed jakimś rodzin­nym kon­flik­tem czy czer­pie przy­jem­ność z włą­cza­nia nie­bie­skiego neonu KLI­NIKA OBU­WIA (Isa­bel naprawdę powinna zacząć korzy­stać z jego usług, choćby dla­tego, że tam­ten uważa swój zakład szew­ski za szpi­tal dla butów) i z oży­wia­nia metro­wej wyso­ko­ści mane­kina w oknie wysta­wo­wym, wybla­kłego od słońca… lisa, szopa?… sie­dzą­cego na szew­skim zydlu, pod­no­szą­cego i opusz­cza­ją­cego minia­tu­rowy mło­tek, który teraz, gdy wła­ści­ciel zakładu ponow­nie go uru­cho­mił, gdy napis KLI­NIKA OBU­WIA pło­nie gazo­wym błę­ki­tem, a zwie­rzę pod­jęło swoje obo­wiązki, jest jak ogło­sze­nie początku dnia.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Tytuł ory­gi­nału: Day

Copy­ri­ght © Michael Cun­nin­gham 2024

Michael Cun­nin­gham asserts the moral right to be iden­ti­fied as the author of this work in accor­dance with the Copy­ri­ght, Desi­gns and Patents Act 1988

Copy­ri­ght © for the Polish e-book edi­tion by REBIS Publi­shing House Ltd., Poznań 2023

Infor­ma­cja o zabez­pie­cze­niach

W celu ochrony autor­skich praw mająt­ko­wych przed praw­nie nie­do­zwo­lo­nym utrwa­la­niem, zwie­lo­krot­nia­niem i roz­po­wszech­nia­niem każdy egzem­plarz książki został cyfrowo zabez­pie­czony. Usu­wa­nie lub zmiana zabez­pie­czeń sta­nowi naru­sze­nie prawa.

Redak­tor: Elż­bieta Jeżew­ska

Pro­jekt okładki: Michał Paw­łow­ski

Wyda­nie I e-book (opra­co­wane na pod­sta­wie wyda­nia książ­ko­wego: Dzień, wyd. I, Poznań 2024)

ISBN 978-83-8338-902-8

Dom Wydaw­ni­czy REBIS Sp. z o.o.

ul. Żmi­grodzka 41/49, 60-171 Poznań

tel. 61 867 81 40, 61 867 47 08

e-mail: [email protected]

www.rebis.com.pl

Kon­wer­sję do wer­sji elek­tro­nicz­nej wyko­nano w sys­te­mie Zecer