Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Wiktor Woroszylski – poeta, prozaik, tłumacz literatury rosyjskiej. Początkowo związany z socrealizmem, później – po osobistym doświadczeniu pacyfikacji Węgier w 1956 roku – coraz bardziej krytyczny wobec systemu. W latach 70. i 80. związany z opozycją demokratyczną – współpracownik KOR, redaktor „Zapisu”; internowany po wprowadzeniu stanu wojennego.
Tom 3 obejmuje czas przełomu. Jest zapisem drogi od Peerelu do III RP, przedstawia zmiany zachodzące nie tylko w wymiarze politycznym czy społecznym, ale także mentalnym. Autor – z coraz większym dystansem, ale i niezwykłą wyrazistością – dostrzega i nazywa procesy, które legły u fundamentów III RP, a ze skutkami których przychodzi nam się mierzyć współcześnie.
Ten dziennik to dla powojennej historii Polski świadectwo znaczące. Jego Autor przeszedł drogę charakterystyczną dla wielu polskich intelektualistów w drugiej połowie XX wieku: od uwikłania w komunizm do czynnego sprzeciwu wobec niego. Był nie tylko świadkiem, ale i uczestnikiem wielu kluczowych dla powojennej historii zdarzeń, także wpływając na ich przebieg.
„Wajda patrzy na sytuację po powrocie z Japonii i ma rozdarte serce. Co zyskujemy? Czy to legalizacja «Solidarności», czy legalizacja władzy PRL, pretekst do uzyskania kredytów etc.? Jeżeli władza z nami rozmawia, to znaczy, że musi, a jeżeli musi – to czy osiągnęliśmy maksimum? Jeżeli Jaruzelski ma być prezydentem, to «Solidarność» powinna utworzyć rząd, a jeżeli rząd pozostaje komunistyczny, to prezydentem ma być Wałęsa.
Michnik polemizuje z Wajdą. Owszem, władza została zmuszona, ale nie przez bunt ludzi, tylko bunt kaloryferów. Musimy ratować Polskę przed destrukcją, żeby nie przeobrazić się w Rumunię. Władza, która poszukuje u nas legalizacji, musi stawać się inna. Szansa kontraktu niewielka, ale innej nie ma. Trzeba iść do wyborów jako ruch obywatelski «Solidarność».”
12 marca 1989
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 1603
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
© by Natalia Woroszylska, 2019
© by Ośrodek KARTA, 2019
REDAKTOR SERII Agnieszka Knyt
KOORDYNACJA PROJEKTU, wybór fragmentów do druku, opracowanie redakcyjne dr Agnieszka Dębska
WSPÓŁPRACA REDAKCYJNA Katarzyna Bizacka
OPRACOWANIE PRZYPISÓW dr Bartosz Kaliski
POSŁOWIE dr hab. Beata Pawletko
KONSULTACJA NAUKOWA prof. dr hab. Andrzej Friszke
RECENZENT dr hab. Krzysztof Kosiński, prof. IH PAN
KWERENDA IKONOGRAFICZNA Małgorzata Pankowska-Dowgiało
OPRACOWANIE GRAFICZNE SERII
SKŁAD KOMPUTEROWYTANDEM STUDIO
ZDJĘCIE NA OKŁADCE Fot. Charles Sawyer
PRACA NAUKOWA FINANSOWANA W RAMACH PROGRAMU MINISTRA NAUKI I SZKOLNICTWA WYŻSZEGO POD NAZWĄ „NARODOWY PROGRAM ROZWOJU HUMANISTYKI” W LATACH 2014–2018
KIEROWNIK NAUKOWY PROJEKTU
prof. dr hab. Andrzej Friszke,
Instytut Studiów Politycznych PAN
PARTNER PROJEKTU
Instytut Studiów Politycznych
Polskiej Akademii Nauk
Wydanie I
Warszawa 2019
ISBN (tom III) 978-83-65979-38-4
ISBN (komplet) 978-83-64476-87-7
Ośrodek KARTA
ul. Narbutta 29, 02-536 Warszawa
tel. (48) 22 848-07-12, faks (48) 22 646-65-11
ksiegarnia.karta.org.pl
SKŁAD WERSJI ELEKTRONICZNEJ Marcin Kapusta
konwersja.virtualo.pl
Poniedziałek, 25 stycznia, Warszawa
Chyba ten mój dziennik więdnie samoistnie, coraz dłuższe przerwy w jego prowadzeniu, każda ma niby jakiś konkretny powód, ale… Teraz sięgam do niego po miesiącu, podobnie jak za poprzednim razem, więc znowu nie będą to zapiski na gorąco, tylko przypominanie sobie, streszczenie etc.
Ale zacznę od końca: parę dni temu, bodaj w środę wieczorem, nadeszła depesza z Anina wzywająca na kolejne badanie kontrolne, takie jak pół roku temu, kilkudniowe – stawić się kazali w niedzielę po południu. Mimo pewnej niewygody przyjąłem wezwanie z ulgą – te badania dają mi jakieś poczucie bezpieczeństwa, którego przedtem, zanim zostałem wkręcony do anińskiego komputera, nie miałem. […]
Koniec tygodnia przeszedł pod znakiem przygotowań do Anina. […]
W piątek wpadł Mandzioch1, w sobotę Wo2 […], w niedzielę kolejno Janka Zakrzewska3, Maleszka4 i Misia5. […]
Janka Zakrzewska przyszła na kawę spóźniona, posiedziała z nami godzinkę–półtorej, rozmawialiśmy o naszej z Janką6 podróży7, spotkaniach z Leszkiem8, Tadeuszem9 i innymi, także o sytuacji w kraju. […]
Po obiedzie Maleszka. Nie przywiózł mi wbrew obietnicom Henryka10 egzemplarzy autorskich Brodskiego11 ani żadnych innych książek – byłem rozczarowany. Rozmowa między innymi o „Arce”, o roli w niej dwóch Ryszardów – Legutki12 i Terleckiego, o poparciu tego pierwszego dla Hańby domowej13 i jego pretensjach do Trznadlowych „klientów”. Rozmawiając o tym, wyraziłem opinię, że to straszna łatwizna intelektualno-etyczna – gardzić tymi, którzy ulegli wtedy, nie dostrzegając, że proces w jakimś wariancie się powtarza, a zwłaszcza nie dostrzegając niejednoznaczności własnych wyborów dzisiaj, na przykład wstępowania obu wymienionych ludzi z „Arki” do „Res Publiki”.
Potem, jako pendant do rozmowy, przeczytałem esej Leszka w 5. „Szkicach” (referat, który wygłosił był na emigracyjnym Kongresie Kultury Polskiej) – poleciła mi ten tekst zachwycona Janka – nic szczególnie odkrywczego moim zdaniem, wszystko jakby wiem, ale ładna, jasna, przejrzysta, no i poważna próba wyjaśnienia niegdysiejszej opcji intelektualistów, nie tylko polskich, na rzecz komunizmu14. […]
W międzyczasie [w Aninie] zdążyłem przeczytać wydany przez NOWą (małe literki) Stan po zapaści Jacka Bocheńskiego15. Przez znaczną część książka bardzo mi się podobała (dziennik szpitalny, esejoreportażorefleksja), ale pod koniec autor skręcił, nie całkiem fortunnie moim zdaniem, na trakt powieściowy i ta „intryga” wydała mi się zgoła nieprzekonywająca, a bohater raptem głupszy niż wówczas, kiedy był „tylko” narratorem-obserwatorem.
Wizyta Andrzeja Miłosza16. Przywiózł komedię Borisa Viana, którą przetłumaczył dla teatru w Elblągu17 – chce, żebym dopisał piosenki. Sztukę przeczytałem – spróbuję, chociaż znacznie trudniej napisać śmieszne niż liryczne.
Wtorek, 26 stycznia
[…] Po obiedzie wizyta Adasia18 z Joasią19 szoferem. Przywieźli to i owo do czytania (między innymi My, dzieci z dworca ZOO [Christiane F.]), pogawędziliśmy o sprawach rosyjskich, między innymi opowiedziałem o Olegu Michajłowie, wreszcie Adaś wyciągnął „sprawę” – list intelektualistów polskich do radzieckich w sprawie Katynia. Zgodziłem się podpisać (wraz z Turowiczem20, Wajdą21, Geremkiem22, Mazowieckim, Drawiczem23, Wałęsą24…). […]
Środa, 27 stycznia
[…] Chyba w najbliższy poniedziałek wejdą w życie podwyżki cen. Wczoraj w telewizji mnóstwo wykrętnego gadania na ten temat. […]
Spacer. Leży śnieg, rześkie powietrze. Ledwie wyszedłem na Alpejską, nadjechała taksówka i zawróciłem, przeczuwając, że to ksiądz Wiesław25. Przeczucie mnie nie omyliło. Odprowadziłem go na badanie do doktor [Lidii] Chojnowskiej […], po drodze mówił o poranku autorskim w niedzielę, 7 lutego – zgodziłem się. Ze szpitala spieszył się na pogrzeb Jana Górskiego. Mówił, że był ostatnio u Prymasa26, który był aksamitny. Tamte „dekrety” są, ale jakby schowane pod sukno.
Chodzi o to, czego nie odnotowałem byłem dotąd, bo przypadło na okres luki – że wraz z przeniesieniem Duszpasterstwa Środowisk Twórczych do kościoła pokarmelickiego na Krakowskie Przedmieście straciliśmy pomieszczenia pozakościelne na Przyrynku, a innych nam na stałe nie przydzielono. Prymas miał się wyrazić i podkreślić to w wydanym na piśmie „dekrecie”, że duszpasterstwo nie ma być klubem ani stowarzyszeniem twórczym i wystarczy, żeby artyści przychodzili do kościoła się pomodlić. Ksiądz Wiesław był bardzo zdenerwowany, odgrażał się, że powie z ambony o tych szykanach, Jurek Sito27 go uspokajał. W tym też okresie skarżył się na serce i załatwiłem mu – za pośrednictwem Maryniki28 – przyjęcie u doktor Chojnowskiej. Dzisiejsza bytność w Aninie stanowiła dalszy ciąg tej wizyty. Oboje z Janką byliśmy parokrotnie w nowym kościele, za każdym razem staliśmy, bo kościół jest mniejszy od tamtego na Przyrynku i ma własnych parafian, którzy go wypełniają. Nasz opłatek odbył się w dużej sali, do której idzie się z kościoła przez podwórze i piętra, dość skomplikowaną drogą. Mój poranek ma się odbyć tamże – widocznie ksiądz Wiesław chce utrwalić zwyczaj korzystania z niej. […]
Krąży mi po głowie wiersz o ściągniętym z [Heinricha] Heinego tytule Deutschland. Das Wintermärchen29 (nie wiem, czy się na to zdecyduję). […]
Czwartek, 28 stycznia
[…] Myślę o tomiku dla „Znaku”30. Jeżeli tym razem dojdzie do skutku, chciałbym zmienić pierwotną kompozycję, nie tylko w związku z rozszerzeniem o nowe wiersze.
[…]
Niedziela, 7 lutego
Te nagłe i rozrastające się przerwy zwiastują chyba, że definitywnie odpadnę od mojego dzienniczka, który przez tyle lat był dla mnie ważny. Ale co to znaczy, że raptem przestał? Przestałem reagować na gęstość własnego życia, jego wydarzenia przestały mnie poruszać i fascynować? Czy przegoniło mnie, nie nadążam, po prostu nie daję rady?
Jednak podejmę jeszcze raz jakąś próbę (może próby).
Kolejna rekapitulacja: w piątek, 29 stycznia, wróciłem ze szpitala […]. W domu od razu wpadłem w wir przeróżnych zajęć. Napisałem felieton Bukwy krążą po Europie i w poniedziałek zaniosłem do „Więzi”31. […]
1 lutego ogłoszono w gazecie tabelę podwyżek cen (wcześniej, w sobotę wieczór, w telewizji – byliśmy akurat u [Anny i Mariana32] Grześczaków, oglądaliśmy to z nimi i Waczkowem33). Ogromna i dotyczy wszystkiego – żywności, komunikacji, opłat związanych z mieszkaniem itd. Jednakże podwyżki uposażeń też niemałe, trudno stwierdzić, jak to się bilansuje, ale spirala inflacji rośnie. Podobno tu i ówdzie protesty, nawet rodzaj zamieszek, ale nic poważnego. Poza podwyżkami władza usiłuje udobruchać ludność staranniejszymi dostawami do sklepów – przez ten tydzień udało mi się na przykład kupić pomarańcze po 800 złotych kilogram, twarde sery niemieckie po 900 złotych, gęsie piersi mrożone też w podobnej cenie, czerwone wino bułgarskie po 650 złotych (to zresztą najtańsze z tych, co są) – wszystko to drogie, ale jest.
Ciągle w ten sam poniedziałek, 1 lutego, krążąc po mieście, spotkałem Hanię Geremkową i usłyszałem, że Bronek wrócił zdenerwowany z Gdańska34. Przez dwa dni obradowano, jak zareagować na podwyżki, i nic nie wymyślono poza żądaniem podniesienia pensji pracujących nie o 6 tysięcy, jak ogłosiły władze, lecz o 12 tysięcy. Pewnie coś takiego Wałęsa z kolegami ogłosił, ale przez wszystkie następne dni (nie słuchałem regularnie zagranicznego radia ani nie otrzymywałem gazetek, widywałem się jednak z wieloma ludźmi!) nie odebrałem znikąd tej wiadomości, z czego wnoszę, że prawdopodobnie do większości społeczeństwa nie dotarła… Skądinąd podobno w poszczególnych zakładach pracy już przystano na te 12 tysięcy (Ursus?).
Kolejne moje prace: trzy piosenki do komedii Viana w przekładzie Andrzeja Miłosza. Jeszcze poprawki do W poszukiwaniu utraconego ciepła, przepisywanie, układ całego tomu, list do [Jerzego] Illga (ale ze „Znaku” żadnych wiadomości, więc nie mam pojęcia, czy to aktualne). Liścik do Małej Basi35 z poprawkami do poematu. Różne inne listy. Wreszcie – wczoraj – redagowanie przekładów [Jerzego] Litwiniuka do białoruskiej antologijki ([Aleksiej] Pysin i [Ryhor] Baradulin). […]
Wydarzenia dzisiejszego dnia: rano zdenerwowanie, trema, pigułka. Z Janką w kościele, potem mój poranek autorski w sali przykościelnej, tej, w której w styczniu odbywał się opłatek literatów. Dużo ludzi, znajomych i nieznajomych. Między innymi Artur36, Andrzejek Braun37, Andrzej Szmidt38, Szczepkowski39, jeszcze jacyś aktorzy i plastycy, Kicia [Halina Oberländer], [Barbara] Zbrożyna, Malina [Gamdzyk-Kluźniak], Halina40.
Ksiądz Wiesław króciutko otworzył. Czytałem z tomu przygotowanego dla „Znaku”: z części Sen i jawa i w całości poemat W poszukiwaniu utraconego ciepła. Przyjęcie bardzo serdeczne ze strony publiczności. Trochę wypowiedzi i pytań, na które odpowiadałem jak umiałem (między innymi o falę młodej emigracji, o Brodskiego, o sytuację wydawniczą). […]
Późniejszym wieczorem (już leżałem i czytałem kryminał) telefon od Jerzego Illga: nadeszło zatwierdzenie planu wydawniczego „Znaku”, w tej liczbie i mojego tomu, zresztą wszystkiego poza Wałęsą41… Radość, podniecenie. Wstałem i na nowo napisałem list do niego, „przewodni” do przygotowanych materiałów (poemat, dodatkowe wiersze, spis rzeczy). Dzień skończył się dobrze…
Poniedziałek, 8 lutego
[…] Goście na kolacji: Lipscher42, Misia i [Maria i Rafał43] Marszałkowie. Miła pogawędka o różnych sprawach, między innymi o różnicach w mentalności narodowej – jak postępują i dają sobie radę w pewnych sytuacjach Polacy i Niemcy. Punkt wyjścia: spółka założona przez Maję i jej perspektywy funkcjonowania w szczelinach systemu. (W moim pojęciu nikłe, ale jakaś ilość takich tworów jakiś czas pewnie będzie u nas egzystować). Lipscher zastanawia się, czy Polacy w ten sposób sprytnie przywrócą kapitalizm w socjalizmie, i zdumiewa go możliwość takich manewrów. […]
Z kolei pokrewny temat studnia: Żydzi i Polacy, czy jest antysemityzm itd. Lipscher zetknął się z tym w najwyższej polskiej hierarchii kościelnej (bez deklarowania, że są antysemitami, ale o wpływach żydowskich, masońskich itd.). Maja, że do 1968 roku nie odróżniała Żydów, nie zdawała sobie sprawy, że Sandauer44 to Żyd (będąc jego studentką) itd. Pogrom kielecki – zgroza, kiedy się dowiedziała. Ale skądinąd w Polsce wojna domowa i tu buch stereotypem: „A Żydzi wtedy (1944–45) witali entuzjastycznie Ruskich, ludność polska miała im to za złe”. Ja i Misia: „Jacy Żydzi? Przecież ich już nie było!”. Maja: „A rzeczywiście…”.
Od jakiegoś czasu słyszę, że aktualna ekipa szykuje „odwołanie Marca” etc. Chodzi zapewne o żydowski szmal. Krzyś Śliwiński45 opowiadał niedawno o rozmowie z Ludwikiem Krasuckim: osoby skrzywdzone 20 lat temu mają rzekomo być przeproszone i zaproszone do powrotu. („A Kołakowski?” – zapytano. „Jakże bez Kołakowskiego, on na pierwszym miejscu…”). Teraz w Jerozolimie toczy się konferencja historyczna polsko-żydowska46, na którą wypuszczono od nas ogromną, kilkudziesięcioosobową delegację, między innymi Holzera47, Jedlickiego48, Zimanda49, [Krystynę] Kerstenową, [Józefa] Gierowskiego. Ponoć w RWE daje z tego stałe sprawozdanie Irka Lasota. Na tej podstawie Misia przyniosła dwie wiadomości: że demonstrowano tam Świadków50 Marcela i wywarło to ogromne wrażenie (pozytywne dla Polaków – że zdobyli się na nakręcenie takiego filmu) – a na sali był ktoś, kto przeżył Kielce! – oraz że Gierowski odczytał depeszę od Jaruzelskiego51, potępiającego nie tylko Marzec (z zapowiedzią zadośćuczynienia), ale i zerwanie stosunków w 1967 roku (określającego to jako błąd). W ten ostatni szczegół nie wierzę, ale sam fakt bicia się w piersi za Marzec i próby zamazania są chyba niewątpliwe. Cóż, chodzi o szmal. Moje dwie refleksje: 1) strasznie niezręczne robienie takiego miłosnego gestu w stosunku do Izraela akurat w momencie, kiedy to państwo się kompromituje terrorem policyjno-wojskowym w stosunku do demonstrujących Arabów; 2) demonstracja miłości tej władzy w stosunku do Żydów może tylko wzmóc „naturalny” antysemityzm.
[…]
Czwartek, 11 lutego
[…] W „Czytelniku” odebrałem gratisy – 19 egzemplarzy Historii. U pani na stoisku zamówiłem jeszcze 20 egzemplarzy (za forsę). Już w tramwaju zacząłem czytać, w domu skończyłem. Przyjemność z wydania tej książeczki zepsuła mi obfitość błędów (mam wrażenie, że ich przybyło po korekcie) i redaktorskich „poprawek”, których uprzednio nie zauważyłem (rozbicie długich zdań na krótkie, unormalnienie interpunkcji etc.).
[…]
Wtorek, 16 lutego
[…] W telewizji po odcinku Jak zdobywano Dziki Zachód52 – konferencja [Jerzego] Urbana. Same jego długie oświadczenia: o zadłużeniu (czyżby PRL miała odmówić spłat?), o kryminaliście Mieciu Górskim, wreszcie dementi na temat oświadczenia czy depeszy Jaruzelskiego w kwestii Marca. Myślę, że naprawdę było, a po kilku dniach, wskutek rozgrywek wewnętrznych, wycofują się rakiem. I znowu smród.
Co jeszcze dziś usłyszałem ze zdumieniem: że ludzie wykupują w księgarniach książkę Gorbaczowa53, ustawiają się po nią kolejki, będzie dodruk. Niewiarygodne, ale prawdziwe. Tak im trzeba otuchy, nadziei, że tam jej szukają?
[…]
Sobota, 20 lutego
[…] W „Kulturze Niezależnej” numer 37 niedobry, prymitywny, napastliwy esej54 Walca55 o Tadeuszu Borowskim56.
Rano telefon od Adasia, że przeczytał mój tekst o [Konstantym] Bogatyriowie w „Kontakcie” i jest zachwycony57. „Tak powinieneś pisać. Powinieneś napisać taką książkę”. Potwierdza też wiadomość, że moje opowiadanie w „Tygodniku Powszechnym” najpierw zostało zatrzymane, a następnie puszczone przez cenzurę – ma się za tydzień ukazać58.
[…]
Wtorek, 23 lutego
[…] Ksiądz Wiesław na herbacie. Janka upiekła ciasto. Ksiądz wypytywał o naszą podróż i o nowiny polityczne, opowiadał o sytuacji w duszpasterstwie (lepiej, mimo że Prymas nie rozumie problematyki kulturalnej – ale poparcie ze strony Papieża i plany dalszego rozwoju). Pytał o nasze zdanie na temat ewentualnego sformalizowania więzi środowiskowych (konfesyjne stowarzyszenia twórców etc.) – sam jest przeciwko, my też. […]
Sobota, 27 lutego
[…] Skończyłem zaczęte wczoraj przekłady trzech wierszy Gorbaniewskiej59. Dopiąłem wybór: wyszło pół na pół (25:25) wierszy przełożonych i do przełożenia. Te drugie ewentualnie można zredukować. […]
Próba słuchania radia. RWE, mimo że już niezagłuszana, trudno słyszalna, z obu stron najeżdżają głosy w innych językach. Mimo to usłyszeliśmy, że w Armenii i Azerbejdżanie nadal się kotłuje60. […]
Poniedziałek, 29 lutego
[…] Nadszedł wreszcie „Tygodnik Powszechny”, przeczytałem moje opowiadanie i – o dziwo – wydało mi się dobre!
Na mieście: poczta, ZLP (kartka żywnościowa), ZAiKS (forsa w kasie, zaklepanie dwóch tygodni w Konstancinie na drugą połowę kwietnia […]), „Więź” (oddałem felieton, widziałem Tadeusza, który boi się, że Gorbaczow może się zawalić na tych ekscesach narodowościowych, Kazika Wóycickiego61, Czarka62, Andrzeja Szmidta, Marka Zielińskiego i paru innych […]), księgarnia (pani Zosia sprzedała mi spod lady Bohiń Konwy63, w domu zacząłem czytać). […]
W radiu wiadomości o rozruchach w jakimś azerbejdżańskim mieście. Zdaje się, że tym razem Azerbejdżanie atakują Ormian. […]
Wtorek, 1 marca
[…] Skończyłem czytać Bohiń Konwy, bez mocnych emocji pozytywnych lub negatywnych; powieść jak powieść, napisana „do podobania się”, ale… Rozumiem rozczarowanie zarówno Piotra Szewca64, jak i pani Zosi z księgarni. […]
Środa, 2 marca
[…] W „Trybunie Ludu” wielki artykuł Marzec 1968, podpisany fikcyjnymi, jak sądzę, nazwiskami Janusz Janicki i Mieczysław Jaworski. To jest ta od dawna obiecywana partyjna „rewizja” wydarzeń sprzed 20 lat, za którą jak widać, postanowiono nie brać instytucjonalnej odpowiedzialności. Góra urodziła mysz – z jednej strony, z drugiej strony – obłuda i zakłamanie trwa. „W trudnym okresie ostrej walki zdecydowana większość działaczy partii zdała egzamin z politycznej dojrzałości”. Popełniono oczywiście błędy, nie doceniono roli inteligencji, wyolbrzymiono rewizjonizm i syjonizm, dano odpór antysemityzmowi, ale niedostateczny etc. „Dziś partia stara się utrzymywać ścisły kontakt ze środowiskami intelektualnymi, traktować je w sposób podmiotowy, partnerski, wysłuchiwać opinii i postulatów, odpowiednio spożytkować potencjał twórczy inteligencji w procesach socjalistycznego budownictwa”. Amen. […]
Zacząłem pisać esej o Ajgim65 dla „Tygodnika Powszechnego”.
Natalia66 przyniosła radyjko i o 14.55 w rubryce „Pięć minut o książce” wysłuchaliśmy z Janką małej recenzji Iwony Smolki z Historii. Bardzo życzliwa i niegłupia. To było w I Programie PR. A z III Programu zadzwoniła pani Skrzynecka, że też chcą dawać materiał o Historiach i czy odpowiem jej na kilka pytań. Zgodziłem się, przyjdzie z magnetofonem w poniedziałek rano. Przyniesie też do akceptacji swoją adaptację radiową Pchły [Jewgienija] Zamiatina w moim przekładzie – chciałaby to puścić na Wielkanoc. […]
Czwartek, 3 marca
[…] Z Janką i Natalią (jej maluchem) do „Hybryd” na debatę o pierestrojce w literaturze. Organizator, student polonistyki Jarosław Kozanecki, bawił nas opowieścią o działalności klubu. Zapraszają opozycjonistów – Kisiela67, Wierzbickiego68 – i przebieg spotkań jest aż do znudzenia „antypaństwowy”. Ale mają listę (nie na piśmie) osób, których nie wolno im zapraszać: Wałęsa, Bujak69, Kuroń70, Bratkowski71… Na naszą imprezę zeszło się niezbyt wiele osób. Zagajaliśmy: Drawicz, Irka Lewandowska72, ja, i odpowiadaliśmy na pytania (specjalnie głupich nie było). Andrzej z wielką swadą, gładko i rutynowo, Irka plątała się […]. Ja chyba ciekawiej od nich relatywizowałem procesy przebiegające w ZSRR. […]
Na urodzinach Kuronia: tłum, zagraniczna telewizja (z nieuchronnym Adamem Grabowskim), tradycyjna fasola po bretońsku, piłem czerwone wino, z mnóstwem osób witałem się, wielu nie umiałem zidentyfikować. [Olga i Edward] Michalewscy, [Wacława i Zbigniew] Bujakowie, Jan Józef Lipski73, Basia Malak (w styczniu wróciła z rocznego stypendium w Belgii), [Joanna i Janusz74] Onyszkiewiczowie, profesor Wagner z Berlina, Lit75, Sawiccy76 […], Docent77 […], Michał Luty (wrócił z pięciomiesięcznych saksów, wybiera się znowu), Alik Janiszewski78 (wrócił z czteromiesięcznych saksów w USA, mówi, że nie do wytrzymania w Chicago, rodacy nieciekawi, jedyna pociecha to lektury „Kultur” etc., które otrzymywał od Andrzeja Czumy), Mirek Odorowski, doktor Kuratowska z mężem79, Krzysztof [Śliwiński] […], Marysia Zozula, Ewa Kulik80, Konrad81, Kret [Sławomir Kretkowski], Joasia [Szczęsna] (odniosła mi pożyczone książki), Macierewicz82… Nie było niestety osób, z którymi miałem nadzieję coś wyjaśnić: Ewy Milewicz83 i Grzesia Boguty84. Raptem poczułem się trochę niewyraźnie i wróciliśmy wcześnie do domu.
Piątek, 4 marca
[…] Gazeta [„Życie Warszawy”] spóźniona, z dodatkiem historycznym85, w którym pełno artykułów marcowych, nie bez słusznych fragmentów, ale w sumie w duchu tego z „Trybuny Ludu”. Akcja trwa i pewnie jeszcze potrwa. W „Polityce” wywiad [Mariana] Turskiego z profesorem [Zenobiuszem] Kozikiem, idący trochę dalej w pewnych kwestiach personalnych (padają między innymi nazwiska [Mieczysława] Moczara i [Józefa] Kępy), ale w sumie ta sama obłuda i jałowość86. […]
Na obiedzie Duża Basia87 (przyszła wcześniej) i Docent. […] Główny temat: perypetie w „Interpressie” z jej wstępem do albumu Warszawskie getto, którego była inicjatorką, redaktorką etc. Wybrała zdjęcia, przeforsowała umieszczenie Markowego Getto walczy, uzyskała reprodukcje obrazów [Izaaka] Celnikiera, no i napisała ten wstęp. Już po cenzurze, która niczego nie zakwestionowała, bezpośredni szef redakcji, niejaki [Jan] Topolewski, usunął jej wstęp, wstawił inny, usunął też zdjęcia, na których występowali granatowi policjanci. Jej protesty, interwencje, między innymi u kierownictwa ZBoWiD-u itd., wreszcie interwencja Marka u dyrektora [Jana] Grzelaka spowodowały tylko tyle, że „Interpress” zrezygnował z własnego wstępu – nie będzie żadnego – a Basia wycofała nazwisko jako redaktor książki. Ale jej wstępu nie przywrócono.
Do Marka zwróciła się o wywiad telewizja – oczywiście odmówił – a następnie „Argumenty”, którym powiedział: „Ja nie biorę udziału w tej kampanii propagandowej”. „Jakiej kampanii?” – „Właśnie tej”. […]
Wieczorem z Janką u Wołyńskich88 (Natalia miała też być, ale rozbolała ją głowa). Duży spęd – znajomi i nieznajomi. Hanka Kirchner (chwali przełożony przez Natalię fragment [Mariny] Vlady o [Włodzimierzu] Wysockim, wstrząśnięta jego treścią), Celina89 (przyniosła mi lekarstwo), Marysia Rutkiewicz90, Ludka Skulska (mówi – po lekturze opowiadania z „Tygodnika Powszechnego” – że zrobiłem postępy od czasu, kiedy mnie uczyła zawodu), Sławek Krajewski91 z żoną i Adamem, Malina z Felkiem Kluźniakowie (Malina dopytywała się, kto jest malarką z opowiadania), Sobolewscy92 ([Tadeusz] napisał większy esej o Człowieku z marmuru, korzystając między innymi z mojego felietonu, ale z pamięci, więc pytał o jego adres bibliograficzny), Krysia Radgowska, Kaliccy93 (Rysio też chwalił opowiadanie, ale on z kolei chciał zidentyfikować inne osoby – moich kolegów z celi). Ponadto grono osób związanych z Towarzystwem Opieki nad Zabytkami (czy – Cmentarzami Żydowskimi)94, w tym Jan Jagielski, który opowiedział obszernie o pobycie w Izraelu na konferencji polsko-żydowskiej; Alina Cała, której wrażenia były odmienne od jego wrażeń, co wyjaśniono kontaktowaniem się z innymi środowiskami, jej – lewicowym, jego – raczej nie; i jeszcze dwie panie, które włączały się od czasu do czasu – Lena Bergman i młoda, niebrzydka Grażyna Pawlak, podobno aktywna w Kongregacji Wyznania Mojżeszowego.
Z tego, co opowiadano, zapamiętałem między innymi zaobserwowany „konflikt etniczny” między Żydami aszkenazyjskimi, to znaczy Europejczykami, na czele z tymi z Polski, a sefardyjskimi, to znaczy Marokańczykami, Jemeńczykami etc. (Jedni o drugich w Izraelu mówią zresztą: Polak, Rosjanin, Marokańczyk etc.). To ci ostatni są też w najostrzejszym konflikcie z Arabami, do których są podobni. „Wojna”, która się toczy, jest wojną młodych żołnierzy izraelskich, w większości sefardyjczyków, z równie młodymi albo jeszcze młodszymi Palestyńczykami. Najbardziej okrutne są oddziały specjalne, rodzaj izraelskiego ZOMO, w znacznej części rekrutowane z Beduinów, Druzów i tychże sefardyjczyków. Wiadomości o niektórych okrucieństwach (na przykład zakopaniu jakichś Arabów żywcem – nie do końca co prawda, ostatecznie uszli z życiem) ponoć bardzo szokują opinię publiczną. Ruch Pokój Teraz rozwija się i rośnie włącznie z tendencją do oddania ziem okupowanych (prócz Jerozolimy) Jordanii – ta z kolei nie kwapi się z ich wzięciem. Stosunek do Polski w społeczeństwie jest sympatyczny, to znaczy sądzi się na ogół, że Polacy to antysemici, ale ceni się tych, których można uważać za nieantysemitów, ma się pociąg do kultury polskiej, zachowań itd. Alina Cała stwierdziła, że o wiele lepiej czuła się tam niż w Ameryce, gdzie funkcjonuje stereotyp, że Polak to gamoń; tam bynajmniej. Na 45. rocznicę powstania w getcie przyjadą tłumy…
Inne […] rozmowy dotyczyły żałosnego pseudoodwołania Marca w naszej prasie itd. Ci dwaj publicyści, których nazwiskami podpisano tekst w „Trybunie Ludu”, jednak naprawdę istnieją, jeden (Jaworski) jest autorem wojskowym, drugi – miejscowym redakcyjnym. Nie oznacza to oczywiście, że oni napisali ten tekst. BBC dodzwoniła się do Przetakiewicza z KC i zapytała, czy ten tekst odzwierciedla stanowisko partii – potwierdził; ale na następne pytanie, czy istnieje jakiś oficjalny dokument, uchwała czy coś takiego, odmówił odpowiedzi. Potem zadzwonili do Adasia, który bluznął. Nadali obie rozmowy razem.
Rozmawiało się też o rzeczywiście istniejącym antysemityzmie, na przykład w trwających stereotypach językowych. 30-letnia matka mówi do dziecka: „Nie kręć się jak Żyd w pustym sklepie”. Ani ona, ani ono nigdy Żyda nie widzieli…
Dowcip izraelski: „Co się teraz nosi w Warszawie? Nosi się Żydów na rękach”. […]
Niedziela, 6 marca
Rano na zebraniu oddziału warszawskiego Towarzystwa Przyjaciół „Powściągliwości i Pracy” w podziemiach kościoła Wszystkich Świętych na placu Grzybowskim. Wypełniłem deklarację członkowską i wziąłem udział w wyborach zarządu oddziału. Przewodniczył Drawicz, obok niego siedział prezes honorowy Siła-Nowicki95. Docent Kuratowska (prezes ogólnopolski) wygłosiła spicz, w którym mocno akcentowała, że wywodzimy się z „Solidarności” etc. Potem ku swojemu zdziwieniu znalazłem też w drukowanej uchwale programowej Towarzystwa z 7 listopada 1987 takie zdania: „Chcielibyśmy, aby w naszym Towarzystwie spotkali się zarówno ludzie wierzący, jak też niewierzący, reprezentujący postawy wyniesione z doświadczenia niezależnego społeczeństwa i ruchu «Solidarności». (…) Chcemy w Towarzystwie skupić ludzi przyzwoitych – w sensie, który temu słowu nadały między innymi wydarzenia ostatnich lat – i gotowych zaangażować się w aktywną działalność na rzecz unormalnienia polskiej sytuacji”.
W przemówieniu docent Kuratowskiej i dyskusji wymieniono różne kierunki działania, od walki z zaśmiecaniem lasów do opracowania alternatywnego projektu Konstytucji PRL. Między innymi była mowa o tworzeniu niezależnych placówek służby zdrowia, szkół, przedszkoli, wydawnictw, o opiece nad więźniami, o działalności odczytowej i rozrywkowej w środowisku robotniczym… Aż się w głowie kręciło. Na prezesa oddziału warszawskiego wysunięto Henia Wujca96, który się początkowo sprzeciwiał, ale w końcu uległ i został wybrany. Przeciwko temu wyborowi (jak i własnemu do zarządu) oponował również Marcin Przybyłowicz, powołując się na sprzeczność z zaangażowaniem w „Solidarność” – będzie się nawalało albo tu, albo tam. Do zarządu było więcej kandydatur, ja głosowałem raczej na młodych ludzi – lekarza, nauczyciela, dziewczynę technika z duszpasterstwa Ochota – ale nastawienie większości było, widać, inne, bo wybrano w końcu Drawicza, Janasa97, profesora Mariana Marka Drozdowskiego (który zgłosił chęć opracowania w ramach Towarzystwa podręcznika historii dla zawodówek), a z osób, na które i ja głosowałem, dziennikarza [Stanisława] Remuszkę. (O tym wyniku dowiedziałem się później, telefonując do Krzysia Śliwińskiego, który zresztą też kandydował i nie został wybrany). Siedziałem cały czas z Alikiem Janiszewskim i Zosią Romaszewską98, która opowiadała o niepokojącej fali radykalizmu w aktywie „Solidarności”, wynikłej zresztą jej zdaniem z długoletniego nieuczciwego postępowania przywódców (?).
[…]
Wtorek, 8 marca
[…] U [Danuty i Stefana99] Staszewskich gospodarze (on wychudły po przejściach szpitalnych, ona nadal z żółtaczką mechaniczną), ich córka Hania z mężem Waldkiem [Kuczyńskim], Sławek i Tusia Krajewscy, [Jerzy] Baumritter, później jeszcze młody człowiek usunięty z zakonu augustianów, obecnie kościelny u biskupa [Władysława] Miziołka.
Relacja Sławka z dzisiejszych wydarzeń na UW. Dostęp z zewnątrz był zamknięty, przepuszczano jedynie za okazaniem legitymacji pracowniczych i studenckich. Przed główną bramą na Krakowskim [Przedmieściu] zebrał się tłumek „solidarnościowców” spoza UW, ale do połączenia nie doszło, choć w pewnej chwili zdawało się, że brama ulegnie naporowi od wewnątrz. Wszędzie naokoło w bocznych ulicach „siły porządku” w pogotowiu bojowym. Wiec studencki zgromadził około 1,5 tysiąca osób, transparenty „NZS” i inne, również „KPN”, okrzyki etc. Wyłożono deklarację NZS-u i dużo osób podpisywało. W południe przybył przeziębiony rektor [Grzegorz] Białkowski z senatem, przyjęci oklaskami i skandowaniem „Senat z nami”, odbyła się krótka uroczystość oficjalna ze złożeniem kwiatów przy tablicy upamiętniającej „wydarzenia” (ustanowionej w 1981 roku). Potem sesja naukowa w wypełnionym Auditorium Maximum. Referaty [Czesława] Bobrowskiego, [Jerzego] Pniewskiego, Holzera (czytał [Antoni] Mączak, bo Jerzy w szpitalu), [Jerzego] Szackiego, Sławka Krajewskiego. Z tego, jak Sławek zreferował, zrozumiałem, że on sam nie wykroczył poza stereotypy, a z pozostałych bodajże najdalej posunął się (i został najlepiej przyjęty) Szacki, ale co konkretnie powiedział, nie połapałem się. Coś głupiego mówił sekretarz POP Jusiński czy coś w tym rodzaju. W dyskusji mówiono ostrzej, ktoś ze studentów powiedział, że „z czerwonym nie ma co się układać” etc. Janusz Maciejewski przypomniał, że wtedy był wielki nacisk na ZLP na usunięcie Kisiela, [Pawła] Jasienicy i [Januarego] Grzędzińskiego, a Związek nie zrobił tego i mimo wszystko się ostał; a teraz został rozwiązany…
Wracaliśmy koło 22.00 autobusem, Krakowskie Przedmieście puste i ciemne, między innymi św. Anna, w której wieczorem było nabożeństwo zamówione przez studentów z okazji rocznicy Marca, a potem mieli zamiar przejść pochodem do Śródmieścia.
O 23.00 słuchaliśmy Wolnej Europy, według której była taka próba, ale studentów rozproszono. Do większych manifestacji doszło w Krakowie i Gdańsku. W Erywaniu i Moskwie żałobne manifestacje ormiańskie. Ogłoszono nasz list w sprawie Katynia100. Tekstu oryginalnego nie mieli, tłumaczyli z angielskiego. Ale podali podpisy – mieli 57, choć podobno jest to znowu list 59. Bardzo dobre towarzystwo: Wałęsa, Bujak, Frasyniuk101, Kuroń, Michnik, Geremek, Mazowiecki, Turowicz, ksiądz Tischner102, ksiądz [Wiesław] Lauer, ojciec [Jan Andrzej] Kłoczowski, Szaniawski103, Kuratowska, Edelman, Wajda, Łomnicki104, [Daniel] Olbrychski, Jan Józef Szczepański105, Drawicz, Bocheński, Konwicki, Mandalian, Julia106 z Arturem, Dziewanowski107, no i ja – tyle zapamiętałem.
Środa, 9 marca
[…] Jeszcze z wczoraj: […] Sławkowie o pokazach filmów austriackich [Alexa] Cortiego. W znacznej części poświęcone kwestii żydowskiej. Po filmie w dyskusji ostre wypowiedzi antysemickie – i to młodych ludzi. Zareagował na to Edward Kłosiński108. Również w Instytucie Historycznym po relacji profesora Drozdowskiego z konferencji w Jerozolimie – taka wypowiedź pani, która przedstawiła się jako nauczycielka historii. Drozdowski wyraził ubolewanie, że takie osoby uczą dzieci historii… Przypomniały mi się listy kolportowane ostatnio – do Waldheima109 solidarnościowy i do [Ronalda] Reagana w sprawie eksterminacji Palestyńczyków. Mam wrażenie, że to nowa organizowana fala antysemicka w Polsce. Ale takie fale zawsze czemuś towarzyszą. Czemu ta teraz?
[…]
Sobota, 12 marca, Warszawa–Kraków
Budzik był nastawiony na 4.30, ale źle spałem i wstałem wcześniej. Wyszliśmy z domu przed 5.30, na dworcu czekaliśmy, kupiłem „Trybunę Ludu” i przeczytałem z dużą uciechą, bo numer bogaty, cała „ofensywa ideologiczna”. Tłum ludzi z nartami (pociąg do Zakopanego), 16 czy 17 wagonów, przeważnie pełno, ale w naszym wagonie (13. – do Krakowa) nie tak bardzo. Zacząłem Nawrócenie [Andrzeja] Kuśniewicza, to bestseller, ale mnie wydaje się starczym ple-ple.
[…]
Dzisiaj zima, wyjeżdżaliśmy z białej Warszawy i wysiedliśmy w przysypanym bielą Krakowie. […] Od dworca pieszo Plantami, Floriańską, Rynkiem na plac Szczepański do Teatru Starego: o 12.00 wernisaż wystawy Krysi Zachwatowicz.
Wystawa ładna: kostiumy, projekty dekoracji, dokumenty, zdjęcia, afisze. Zabawna przemowa bohaterki dnia i takaż odpowiedź dyrektora [Stanisława] Radwana. Tłum znajomych, nieznajomych, półznajomych, świeżo poznanych. Turowicz z żoną, Krzysztof Kozłowski110 ze śliczną córką, [Tadeusz] Szyma, [Bronisław] Mamoń, fotograf [Stanisław] Markowski. […] Jurek Jarocki, [Jerzy] Stuhr, [Jerzy] Trela, Jurek Sito, który zapoznał mnie z przybyłym z Tel Awiwu reżyserem czy dyrektorem Habimy. Wajdowie mają tam też wystawić Dybuka, a Sito pisze dla tegoż teatru sztukę o [Adamie] Czerniakowie i getcie – ruch w interesie. Lala Kottówna z Wandą Wertenstein. Ania Szaniawska z dwiema młodymi paniami, którym zostałem przedstawiony: [Ewą] Bukojemską (skąd ja ją znam?) i przystojną, fertyczną, mocną w buzi Teresą Walas (cenię jej teksty krytycznoliterackie, cytowałem kiedyś bodaj o [Eustachym] Rylskim albo [Józefie] Łozińskim). Edward Kłosiński (Krysia [Janda] gra, nie mogła przyjechać). Marysia Prussak. Pokręciliśmy się po wystawie z godzinkę. […]
Kawiarnia Literacka na rogu Sławkowskiej i Pijarskiej, umówione spotkanie z dwiema panienkami i chłopcem z Nowohuckiej Wspólnoty Młodzieży. Robią niezwykle miłe wrażenie – otwarte, jasne twarze, prostota, zapał. Spiritus movens111 jest chyba ta, co do mnie dzwoniła – Mirka Rudnik, studentka polonistyki, rodem z Trzebini, z rodziny robotniczej (jak i pozostała dwójka). Jola Duniec pracuje w księgowości, Tomek studiuje technologię żywienia. Są czynni w kościele Arka, robią przedstawienia (częściowo sami piszą teksty), spotkania z „wybitnymi ludźmi”. Księża nie bardzo chętni, wszystko z oporami, także trudności materialne. Ale robią swoje. Ostatnia (piąta) premiera grupy teatralnej to program poetycki W kolejce po nadzieję, na który złożyły się wiersze Brylla112, Miłosza113, [Karola] Wojtyły i moje, piosenki [Przemysława] Gintrowskiego, [Leszka] Wójtowicza i [Pawła] Orkisza, oraz muzyka elektroniczna z płyt. Bardzo chcieli, żebym to obejrzał, ale nie mogę w najbliższym czasie przyjechać. Zgodziłem się jednak przyjechać w połowie maja na spotkanie autorskie.
Cała trójka odprowadziła nas do teatru, zresztą z nadzieją, że się także dostanie – i rzeczywiście dostała się. Mirkę od razu wprowadziliśmy – Maciek Karpiński miał wolne miejsce, a tamci też się potem przebili. […]
Ten sam tłum co w południe, a nawet większy. Ewa Krasińska, Sławek Bielecki114 z Izą Jarosińską (czyżby nowa konfiguracja?), [Stanisław] Rodziński. Jurek Jarocki zapoznał nas z żoną i ułomną córką, studentką rusycystyki, inteligentną, piszącą magisterium o Zinowjewie115 – przyjedzie do mnie do Warszawy na konsultację. (Jurek Jarocki twierdzi, że jestem jej „idolem” – wespół z Drawiczem). Jeszcze zabawna rzecz: w 1956 roku, po Węgrzech, Jurek jeździł jeszcze do Moskwy, wystawiał jako pracę dyplomową Bal manekinów [Brunona Jasieńskiego] i bywał u Anny Abramowny Berziń. Tam odczytywał gościom i tłumaczył Dziennik węgierski, a oni – wszystko weterani Kołymy etc. – oburzali się i pluli na autora, biorąc w obronę Stalina (z wyjątkiem samej Anny Abramowny)…
Przedstawienie jako takie nie spodobało się nam. Dybuk [Szymona] An-skiego, przełożony (czy przerobiony) wierszem Brylla – wierszem Bryllowym, to znaczy nędznie porymowanym, chamskim, pełnym pustych miejsc i małej filozofijki – zabrzmiał tandetnie. Do tego doszło stereotypowe zaprezentowanie „żydostwa”: żydłaczenie, przesadna gestykulacja, ekspresja (na przykład Cadyka), nieomalże błazeństwa. Para kochanków – bez wdzięku: on za tłusty, ona za stara. W programie przeczytałem jeszcze dopisany przez Brylla prolog (dobrze, że choć tego nie było na scenie), w którym poeta rozwiązuje kwestię polsko-żydowską etc.
Nie była więc ta premiera w moim odczuciu wydarzeniem teatralnym, ale była wydarzeniem towarzyskim i w tym sensie nie żałowałem swojej obecności. Specyficzna atmosfera krakowska, Stary Teatr, „Tygodnik Powszechny”, duchy…
Przy wyjściu spotkaliśmy Krzysia Śliwińskiego, który odprowadził nas na dworzec i dotrzymywał nam towarzystwa do odejścia pociągu. Jego zdanie o Dybuku zbiega się z naszym.
[…]
Poniedziałek, 14 marca, Warszawa
[…] We wczorajszym „Życiu” konferencja prasowa Orzechowskiego116. Na pytanie korespondenta Reutera o Katyń odpowiedział, że jest to „sprawa wymagająca wszechstronnego podejścia, żadne emocjonalne opinie nie posuwają naprzód rozwiązania. Są dwie jej wersje, obecne opowiadanie się za jedną z nich nie zależy od wiedzy historycznej, lecz od nastawienia politycznego i emocji. Sprawa jest przedmiotem badań historyków, chodzi o wyjaśnienie jej do końca”. […]
Mandzioch. Rozmowa o naszym liście, reakcji na to etc. Odniósł Requiem i Poemat bez bohatera [Anny] Achmatowej – nie podoba mu się, nie będzie tłumaczył. O sytuacji narodowościowej w ZSRR – Ormianach i innych. Powtarza czyjś pogląd, że Turcy (Azerbejdżanie) dostali placet KGB na ten pogrom. A co będzie, jak ruszy Ukraina? W czerwcu uroczystości milenium chrztu Rusi – sfałszowane, bo ciężar przesunięty z Kijowa na Moskwę… […]
Kolejna krótka wizyta poprzedzona telefonem Kuronia: troje młodych ludzi (dwóch chłopców i dziewczyna) zbierających podpisy pod listem do sejmu protestującym przeciw potraktowaniu studentów w 20. rocznicę Marca. Podpisałem. Były już podpisy Stelmachowskiego117, [Henryka] Samsonowicza, [Andrzeja] Wyrobisza, Geremka i Szaniawskiego.
W trakcie wieczoru kolejna bania z telefonami. Wo – dowiedział się od Romka [Zimanda] o moim wywiadzie w radiu dziś wieczorem […], podniecony. Jeżeli jeszcze Bronek zrobi taki gest (to znaczy wypowie się w oficjalnych środkach przekazu), to i on będzie gotów. Powiedziałem, że Bronek już zrobił: jest wywiad z nim w „Konfrontacjach”118. […]
O 22.45 w Programie III Polskiego Radia – 15-minutowa audycja o Historiach z cyklu „Książka tygodnia”. Najpierw moja wypowiedź, potem rozmowa pani Skrzyneckiej z krytykiem [Tadeuszem] Lewandowskim (?), młodym, dość pretensjonalnym, wydziwiającym, na różne rzeczy kręcącym nosem, ale w konkluzji wyznającym, że jego, który każdą książkę „czyta na nie”, jakoś jednak przekonałem. Jerzy Rosołowski odczytał Terminy (o samobójstwie [Stefana] Zweiga). W trakcie audycji zadzwonił Konwa, a tuż po niej wzruszony Wo.
[…]
Czwartek, 17 marca
[…] Czytam nowy „Ogoniok” – między innymi ciekawe i sympatyczne mi rozważania młodej krytyczki, na którą zwróciłem już ostatnio uwagę: Natalii Iwanowej, oraz wstrząsające wspomnienia z szuflady nieżyjącej już Wiery Panowej o aresztowaniu i zagładzie jej męża po zabójstwie [Siergieja] Kirowa. […]
Piątek, 18 marca
[…] Przy przechodzeniu przez jezdnię na Krakowskim – spotkanie z Jackiem Sempolińskim, wymieniliśmy wrażenia teatralne, on z Dziadów [Jerzego] Grzegorzewskiego, ja z Dybuka, i wspólnie doszliśmy do wniosku, że nie warto chodzić do teatru.
[…]
Poniedziałek, 21 marca
[…] Po telefonie – Krzysztof „z misją”. Powołują (wokół Marka) kolejny komitet obywatelski, tym razem wokół uroczystości kwietniowych (getto, pomniki etc.), ma powstać jakaś odezwa. Marek wykreślił Wielowieya119 i Strzela120, wpisał Annę Radziwiłł. Kuroń, Bujak etc. No więc. Nie palę się do tego, zwłaszcza że nie znam tekstu ani listy sygnatariuszy, nie będę na zebraniu ani na samych uroczystościach. Ale nie mogłem odmowy sformułować kategorycznie i sądzę, że tak czy siak mnie umieszczą. Irytuje mnie również to, że stale sięgają do tych samych nazwisk ludzi pewnego pokolenia: Mikołajska, Wajda, Geremek… – dlaczego nie Janda, [Maciej] Wojtyszko, Wocial? […]
Wieczorem pojechaliśmy z Janką tramwajem („6”) na Pragę do kina „Syrena”, gdzie grają film Aleksieja Germana Próba wierności (Prowierka na dorogach). Kupiliśmy bilety (tanie – po 50 złotych), ale bileterka nie chciała ich przeciąć, bo jak nie zbierze się 15 osób, to nie będzie seansu – „elektryczność drożej kosztuje”. Janka się zdenerwowała, wdała się z nią w dyskusję, była mowa o kierowniku i książce zażaleń, mitygowałem ją. Zebrało się nas w końcu… czworo, zostaliśmy wpuszczeni i seans się odbył (czyżby przestraszyli się Janki?).
Film wojenny według opowiadania Jurija Germana, z ducha jakby Wasyla Bykowa, dobry. Doskonały aktor Rołan Bykow. Że film był „półkownikiem” – nie dziwota, bo jest przeciw okrucieństwu, „twardości”, po stronie ludzkości etc., a poza tym pokazuje rozmiary kolaboracji na okupowanych terenach ZSRR. Bileterka: „Na radzieckie ludzie nie chodzą”. […]
Wtorek, 22 marca
Baba z mięsem i z jajami po 30 złotych – nie wziąłem121.
Napisałem dawniej zaczęty wiersz Deutschland. Ein Wintermärchen.
Wyszedłem – o kwadrans za późno (11.15) – na obchód sklepów mięsnych. Wszędzie była szynka, ale wszędzie już słabe szanse. Na Filareckiej mimo wszystko stanąłem w kolejce, ale dwa miejsca przede mną zabrakło. […]
Położyłem się z książką, po czym – gdzieś po 17.00 – miałem ochotę na chwilę się zdrzemnąć i nawet już zmrużyłem oczy, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi. Janka otworzyła i usłyszałem rozmowę, z której natychmiast zorientowałem się, co się dzieje, i wstałem. Byli to dwaj młodzi, wysocy panowie z MSW, którzy życzyli sobie zabrać mnie na rozmowę „w sprawie petycji, którą podpisałem”. Zapytałem, o którą chodzi, bo podpisałem niejedną. Chodziło o list do sejmu w sprawie studentów pobitych 8 marca. Odmówiłem udania się z nimi, powołując się na chorobę. Młodszy i wyższy, który przedstawił się jako Szyszkowski, zadzwonił do szefa i przedstawił mu sytuację, długo słuchał, po czym oznajmił, że skoro tak, to trudno, i kiedy indziej przyjadą albo przyślą wezwanie. Na tym się na razie skończyło. Zadzwoniłem później do Krzysia i powiedziałem mu o tym, a on mnie – że Jacek Kuroń i Bronek byli dzisiaj przesłuchiwani, a on nie wiedział dlaczego, więc chyba w tej sprawie. […]
Środa, 23 marca
[…] W poczcie list z LSW, że w jakiejś tam antologii zamieszczą trzy moje wiersze, i od Krysi Jandy zaproszenie na premierę Medei w poniedziałek […]. Oddzwoniłem z potwierdzeniem i podziękowaniem, trafiłem na Edwarda i chwilę porozmawialiśmy. Ich też wczoraj usiłowano zabrać na rozmowę i przyjechały po nich dwie osobne ekipy, nie orientując się, widać, że są małżeństwem. Nie pojechali. (Pani Władzia [Idzikowska] słyszała przez radio, że przesłuchano Marka). […]
Czwartek, 24 marca
[…] Mandzioch na herbacie. Mówił o wrażeniach z lektury Historii. Podobają mu się, ale bardziej te „historyczne” (Czarownice, Podpis, „Legendre” [Spór o rzeźnika Legendre’a], Brat Diego, Emisariusz) niż „współczesne” („Sartre” [Lotnisko]) i biblijne. Uważa, że „człowiek w historii” to mój życiowy temat, powinienem go kontynuować i napisać wielką „historię”. Rokuje Historiom powodzenie, obranie „książką miesiąca” jak Bohiń Konwy etc. (Wątpię…).
Dziś jest w Domu Księgarza uroczystość „premiery miesiąca”, na którą Konwa nie poszedł, odmówił też różnych wywiadów etc. Ciągle zalecają się do niego – nawet w „Czerwonym Sztandarze”122 była wielka recenzja. Bodaj do niego jedynego z sygnatariuszy listu Marcowego nie przybyła przedwczoraj ekipa, żeby zaprosić na rozmowę.
Dalej rozmawialiśmy o kryzysowym dnie w Polsce i „stanie wyjątkowym w gospodarce”, który ma zostać ogłoszony, o sytuacji w Armenii. […] Tragiczny naród. Gdyby istniała nauka wiktymologii zbiorowej, to obok Żydów i Polaków musiałaby się zająć Ormianami…
Rozmawialiśmy o wierszach do naszej antologii, zaprezentowałem [Anatolija] Żygulina, a on wskazał ciekawe rzeczy [Borisa] Słuckiego z pośmiertnych publikacji. […]
Piątek, 25 marca
[…] Rano zadzwonił Konwa z wielkimi pochwałami Historii – że książeczka mała objętościowo, ale o dużej wadze, że od trzech dni chodzi pod wrażeniem etc. Okazało się, że będą w Konstancinie od 15 kwietnia i możemy znów razem siedzieć. […]
Sobota, 26 marca
[…] Przełożyłem dwa wiersze Taisy Bondar i na tym koniec z tą autorką. Teraz muszę się zabrać do Maksima Tanka: mam przełożonych bodaj 21 wierszy, zostało do przełożenia jakieś 50. Miesiąc roboty? […]
Na kolacji goście: Artur z Julą, Jacek Sempoliński, Wiesław Juszczak. […] Rozmowy o wszystkim, co się dzieje, oczywiście między innymi o Ormianach, ale także o bliższych sprawach w naszych środowiskach. […] O różnych przedstawieniach teatralnych, między innymi krakowskim Dybuku i Dziadach u Grzegorzewskiego (podobno okropnych). O nagrodzie Julii123 i innych. Artur przyniósł mi do podpisania list do Przewodniczącego Rady Państwa w sprawie PEN Clubu. Ponoć inicjatywa średniaków – Maciejewskiego i innych. Tekst godny, ale w sumie beznadziejny. Podpisałem, co miałem zrobić.
Artur mówił o wywiadzie Nataszy w „Arce” z serdecznościami pod moim adresem, ponoć wziął go od niej Bohdan Cywiński, co mnie zdziwiło. Znalazłem potem ten tekst („Arka” numer 20), Natasza rozmawiała z jakimś młodym człowiekiem podpisującym się jako Henryk Cywiński124. Przepisuję fragmenty: „W 1978 albo 1977 przyjechał do Paryża Marek Edelman. Popatrzył na mnie i powiedział: «Gorbaniewska, to ty tak wyglądasz, a ja myślałem, że jesteś duża jak szafa!»”. – „My zawsze lubiliśmy ludzi, których łajała prasa sowiecka. Kto pamiętał prasę i propagandę po 1956, bardzo cenił [Marka] Hłaskę i Woroszylskiego, ich bowiem lżono najbardziej. Byli najpopularniejszymi ludźmi w ZSRR… Woroszylskiego lżono naturalnie dlatego, że uważano go za renegata i odstępcę: widzicie swołocz, uczył się u nas, tutaj, w Moskwie, był komsomolcem i w ogóle, a teraz stał się zdrajcą…” – „H.C.: To było w którym roku, pamiętasz? – N.G.: W 1956–57. A Hłaskę łajano już w 1958. Ale nigdy nie zapominali o Woroszylskim. Długo nie mogli mu przebaczyć, że uczył się jako aspirant w Instytucie Literackim im. Gorkiego! Wtedy myśleli: to nasz człowiek. A on okazał się takim niewdzięcznikiem, śmiał zmienić poglądy! Był przecież wtedy na Węgrzech, napisał Dziennik węgierski… A ja z Wiktorem spotkałam się 20 lat później, w 1976 roku, w Paryżu. Muszę powiedzieć, że także wyobrażałam go sobie jako «szafę», bohatera i w ogóle. Gdy sowiecka propaganda kogoś łaje, wyobrażamy go sobie Bóg wie jak! I było mi bardzo miło widzieć nie szafę, lecz człowieka… bardzo bliskiego człowieka…” – „Warto wspomnieć o różnicy między Wilnem a Moskwą. Książek dla dzieci tego właśnie Woroszylskiego w Moskwie w księgarni demoludów nie sprzedawano. Cyryl, gdzie jesteś? kupiłam w Wilnie. W Moskwie, gdzie zamawiali książki, mieli zakaz na Woroszylskiego… A w Wilnie takiego zakazu nie było…” – „Mam, jak ten bohater z książki Woroszylskiego Cyryl, gdzie jesteś?, cały świat na głowie”125. […]
Niedziela, 27 marca
[…] Po obiedzie Elisabeth Weber na kawie. Pozdrowienia od przyjaciół z Niemiec, w szczególności Halpernów i [Raisy i Lwa126] Kopielewów. Kopielewowie pisali do nas do Berlina, ale list wrócił. Lew o sobie: „Tutaj dobrze mi się pracuje, ale umrzeć chciałbym tam”. Ja na pytanie Elisabeth Weber, czy się „tam” nie wybieramy: „Jak oni tam wrócą, my pojedziemy z wizytą”. […]
Poniedziałek, 28 marca
[…] W Teatrze Powszechnym na Medei Eurypidesa w reżyserii [Zygmunta] Hübnera, z Krysią Jandą w roli tytułowej. Podobało nam się: czyste, jasne, przekonujące, Krysia piękna i świetna. Po przedstawieniu – z kwiatami za kulisami. Odwieźli nas do domu Szaniawscy i zostali zaproszeni na improwizowaną kolację.
Wtorek, 29 marca
[…] Telefon do księgarni (pani Zosi): Historii ciągle nie ma. Czytam 18. „Arkę”. Antypatyczny tekst Marka Leskiego (Legutki?) Stalinizm jako przygoda literacka. Zarzuca „rozmówcom” Trznadla (mnie, [Jerzemu] Andrzejewskiemu, Marianowi Brandysowi127, Braunowi) „moralny nihilizm”, „brak kontaktu z rzeczywistością”, „mentalność estetyczną, a nie etyczną”. Przeświadczenie „stalinowców”, że coś w tamtych latach przeżyli, że wynieśli ze swego uczestnictwa pewne doświadczenie, które ma swój walor egzystencjalny, stanowi niewybaczalną „literacką autokreację”. Itd. Tamże ciekawy fragment wspomnień Jacka Kuronia128.
Niedługa wizyta Antka Pawlaka129. Uważa, że „Powściągliwość i Praca”, w której pracuje, być może kończy się. „Czarni” nie są zadowoleni z pisma, a zwłaszcza z Towarzystwa Przyjaciół „Powściągliwości i Pracy” – nie ci ludzie (Kuratowska, Wujec, Janas), nie te poglądy. Nawet biskup [Tadeusz] Gocłowski zgorszył się deklaracją programową dopuszczającą udział „katolików i niewierzących”. Jednocześnie władza ciśnie, cenzura trzymała numer marcowy ponad miarę długo i pociachała go niemiłosiernie itd. (Podobno w ogóle odtrąbiono już rewizję Marca, wraca się do starego schematu). […]
Jacek Kuroń z odezwą w sprawie rocznicy powstania w getcie. Dałem się w końcu namówić do dołączenia podpisu (Gerem [Geremek] w końcu nie dołączył; ale między innymi Konwa, Fic130, grono AK-owców z [Stanisławem] Broniewskim, [Stanisławem] Jankowskim i [Teresą] Prekerową, grono profesorów, z działaczy – Bujak, Kuroń, Michnik, z księży – Dembowski131 i Salij132). […]
Środa, 30 marca
[…] Telefony od Krysi Braunowej i Jasia Pugeta – oba w tej samej sprawie: że w papierniczym na placu Zawiszy sprzedają papier na legitymację ZAiKS-u, radzą lecieć i kupować. Ba, kiedy ja nie mam ważnej legitymacji ZAiKS-u… […]
Czwartek, 31 marca
[…] W trakcie obiadu – Wo. Między innymi opowiadał o zebraniu komitetu założycielskiego „Solidarności” na UW, zwołanym – za zgodą rektora – na zasadzie „spotkania członków komitetu założycielskiego” z adwokatem, mecenasem [Maciejem] Bednarkiewiczem. Zebranie w Auditorium Maximum, przyszło tysiąc osób. Mecenas wyjaśnił, że oni już istnieją jako związek zawodowy… do czasu kiedy oficjalnie odmówi im się zgody na rejestrację. Chętnie uczestniczono w bojowej części ogólnej, kiedy natomiast mówcy zaczęli referować poszczególne powszednie sprawy wydziałów, część zebranych zaczęła wyciekać. Wiele osób chciałoby natychmiast iść wypędzać czerwonego, nie chce im się natomiast uczestniczyć w szarym, codziennym dniu miejsca pracy.
[…]
Niedziela, 3 kwietnia, Wielkanoc
Rano skończyłem czytać Eichmanna w Jerozolimie Hannah Arendt. Czytałem z mocno mieszanymi uczuciami. Najbardziej podoba mi się podtytuł: Rzecz o banalności zła. Najmniej ton besserwisserski, zgryźliwie-pogardliwy, a przy tym łatwość przyjmowania nieudowodnionych założeń i wniosków, czasem absurdalnych, w rodzaju: we Włoszech „nie było prawie żadnej rodziny żydowskiej, w której przynajmniej jeden człowiek nie należał do partii faszystowskiej”, w związku z czym „wyłączenia” – spod działania ustaw antyżydowskich – „objęły ogromną większość Żydów włoskich” (strona 227). „Eichmann wspomniał – a nie ma powodów, by mu nie wierzyć – że Żydzi znajdowali się nawet wśród szeregowych członków SS” (! – strona 228). Widoczna jest też egzagerowana niechęć autorki do elit żydowskich, którym przypisuje nieomalże większą winę za zagładę Żydów niż Niemcom.
Jako dodatek do książki zamieszczono list Gershoma Scholema do autorki i jej odpowiedź. Mniejsza o założenia jego krytyki, kiedy zarzuca pani Arendt niedostateczną „miłość do narodu żydowskiego” (na co ona bez trudu odpowiada, że nie darzy miłością żadnego narodu czy zbiorowości i wierzy jedynie w „miłość do osób”). Zgodne natomiast z moim odbiorem są uwagi Scholema, że „książka nie jest wolna od błędów i zniekształceń”, że jej nonszalancki ton jest niestosowny, że – jak pisze – „w ujęciu, jakie nadajesz zagadnieniu, jak Żydzi zareagowali na ekstremalną sytuację – a żadne z nas się w niej nie znalazło – odkrywam nierzadko zamiast wyważonej oceny jakiś rodzaj dążenia do demagogicznej przesady”. „Wśród członków rad” – chodzi o judenraty w gettach – „było także wielu ludzi nieróżniących się niczym od nas samych, a którzy zostali zmuszeni do podejmowania strasznych decyzji w warunkach, jakich nie potrafilibyśmy w najmniejszym stopniu odtworzyć”. Za fałszywą uważa Scholem tezę, którą wyczytuje z książki Arendt, że „zatarta została różnica między oprawcą a ofiarą”… […]
Pojechaliśmy z Janką do Sawickich na kolację. Docent, Jacek Kuroń, Geremkowie, Kuba Wygnański133, później Krzysztof. Film telewizyjny nakręcony przez Finme – rozmowa z Docentem – Umschlagplatz. Wstrząsający. Docent pokazał mi podpisy pod naszym apelem w sprawie żydowskiej rocznicy: dużo świetnych nazwisk, Geremek też i trochę zaskakujący Kuśniewicz, z „Solidarności” Bujak i [Wiktor] Kulerski, jacyś ludzie ze starego PPS-u etc., jednym słowem – znalazłem się w dobrym towarzystwie. Anna Radziwiłł odmówiła.
Przy kolacji, bardzo dobrej (ryba, indyk), kilka awantur w rozmaitych konfiguracjach, między innymi pomiędzy Jackiem a Bronkiem o Ukraińców (wypominać im czy nie? Bronek stoi na stanowisku, że i Niemcom, i im zawsze wypomina; ja tu jestem raczej po stronie Jacka), między mną i Bronkiem a Jackiem o niechlujstwo prasy podziemnej i w szczególności „Tygodnika Mazowsze”, który list katyński podał bez adresatów i sygnatariuszy – Jacek usiłował twierdzić, że nie mogli zdobyć, to ponad siły redakcji, winni sami sygnatariusze-organizatorzy, którzy nie dopilnowali. Krzyś przyszedł z problemem, czy zapraszać ambasady na uroczystości (niektóre ponoć bardzo chcą), wszyscy przy stole byli za, tylko Docent stanął dęba… O dziwo, mimo tych niekończących się awantur w sumie odebrałem wieczór jako całkiem przyjemny. […]
Wtorek, 5 kwietnia
[…] Wieczorem RWE podało wiadomość o utworzeniu w Warszawie komitetu niezależnych obchodów rocznicy powstania w getcie. Oczywiście to samo co zawsze operowanie stereotypami: „46 intelektualistów”, a wśród przykładowych nazwisk – sakramentalny Wajda, ale nie Kuśniewicz, i Kuroń–Michnik–Geremek, ale nie Bujak i Kulerski, i Edelman, ale nie Jankowski i Prekerowa… […]
Środa, 6 kwietnia
[…] O 10.00 zjawił się Adaś, spędziliśmy razem koło dwóch godzin […]. Rozmowa o sprawach rosyjskich i naszych. Adaś zaniepokojony niezrozumieniem ze strony emigrantów rosyjskich tego, co zachodzi w kraju. Wyznał, że bał się, że ja też przyjmuję optykę Hellera134. Sprecyzowałem: dystans wobec poczynań zwierzchności, intencji, wiarygodności etc. i niepodzielanie sentymentalnego nastawienia Drawicza – ale świadomość, że przy wprawieniu w ruch różnych sił proces przestaje być zależny jedynie od motywów centrali, od takiej czy innej „intrygi” i wystąpić mogą najrozmaitsze skutki uboczne (exemplum polski Październik ’56); dlatego śledzę z zainteresowaniem i bez zgryźliwości i coś tam szczerze „popieram”. Adaś zadeklarował podobne stanowisko, choć – jak sądzę – o wyższej temperaturze emocjonalnej, bardziej „zaangażowane”. Więcej czyta z tej dziedziny, więcej projektuje (na przykład uważa, że powinniśmy zacząć brać udział w tamtejszych dyskusjach). Jego rozmowy telefoniczne z Nataszą, kłótnia o adresatów naszego apelu katyńskiego. Emigranci skreślają naszych przyjaciół w rodzaju Okudżawy135. [Władimir] Maksimow coś takiego pisał w „Kulturze”136 (moim zdaniem zbiega się to i z rosnącym „radykalizmem” naszej emigracji, i jej pseudomoralnym czepialstwem w stosunku do „splamionych”, nie tylko emigracji zresztą, vide publicystyka Trznadla w „Kulturze Niezależnej”). Ale później Natasza znów zadzwoniła do Adasia i wycofała się z pierwotnego stanowiska, zresztą powołując się na rozmowę z Hellerem, który jej zaświadczył, że lista adresatów w porządku. Ucieszyłem Adasia, że w ostatniej książce Misza nie uważa już Gorbaczowa za kolejne wcielenie Stalina…
Na marginesie tego tematu rozmawialiśmy w ogóle o emigrantach polskich i rosyjskich (moje wrażenia z Paryża), o złym dyskontowaniu różnych gestów wskutek niedbalstwa albo rutyny dziennikarskiej (brak adresatów i sygnatariuszy listu katyńskiego w „Tygodniku Mazowsze”; Adaś wściekły, bo sam dał) itd. Kilka godzin później Adaś jeszcze raz zadzwonił, że akurat przeczytał w referacie Feliksa Kuzniecowa w „Sowieckiej Kulturze”, że trzeba wydać Myśli nie na czasie Gorkiego137. Jego pytanie retoryczne: czego nie można, skoro można już Myśli nie na czasie, i wzmożony entuzjazm. […]
Wieczorem z Janką na kolacji u pana Lipschera, bardzo wykwintnej (na entrée ryba w znakomitym sosie, przystrojona krewetkami, na danie – polędwica nadziewana perliczką z wymyślnie przystrojonymi jarzynami). Oprócz nas i gospodarza: nowy ambasador RFN pan [Franz Joachim] Schöller z żoną, [Ewa i Andrzej138] Szczypiorscy, [Rita i Antoni] Marianowiczowie i ksiądz [Andrzej] Przekaziński. Mnie uhonorowano, sadzając koło ambasadora (po drugiej ręce miałem panią Marianowiczową).
Ambasador wszczął ze mną rozmowę o literaturze. Okazuje się, że pan Lipscher pożyczył im Geschichten139 i oboje po parę przeczytali. Zapytał mnie o opinię o współczesnej literaturze niemieckiej, powiedziałem coś o [Günterze] Grassie i Arno Schmidcie, a on – że tego się jednak nie da porównać z literaturą początku wieku, i tu wymienił (w tej kolejności) Stefana Zweiga, Franza Werfla i Thomasa Manna. „Jestem konserwatystą” – dodał.
Inne rozmowy przy stole: o kolekcji [Janiny i Zbigniewa] Porczyńskich, o Polsce w ogóle (pierwsze wrażenia ambasadorostwa), o inflacji (oceniają ją na 80–100 procent rocznie), o Mieciu Rakowskim140 (Szczypior opowiadał o jego liście do politbiura, bardzo krytycznym wobec sytuacji, a także partii i marksizmu, wreszcie Kościoła, a łagodniejszym wobec opozycji; rewelacje Szczypiora traktuję jak zawsze z rezerwą), o powodzeniu książki141 Szczypiora w Niemczech (już 40 czy 60 tysięcy), o Rosji, o książce [Astolphe’a] de Custine’a [Listy z Rosji], którą właśnie czyta Marianowicz (wydał „Aneks”). Dyskutowano nad przytoczonym zdaniem de Custine’a, że Rosjanie „upijają się niewolą”.
Przy kawie i koniaku gospodarz wyjaśnił mi, że pan Schöller jest wielką figurą w dyplomacji RFN, był szefem protokołu, ambasadorem w Brazylii i Paryżu, a teraz, trzy i pół roku przed emeryturą, dla urozmaicenia zamienił się miejscami (Paryż–Warszawa) z panem [Franzem] Pfefferem. Powiedział Lipscherowi, że chciałby poznać tutejszy świat kulturalny, i stąd ta kolacja. Lipscher nie był pewny, czy nas trafnie dobrał – uspokoiłem go, że z Marianowiczem i Szczypiorem jestem w jak najlepszych stosunkach (bałem się, że tu spotkam Sandauera!). Był bardzo zadowolony z udanej imprezy, ambasador pewnie też. Żegnając się, zapytałem, czy możemy ich kiedyś zaprosić – oznajmił, że chętnie przyjmie zaproszenie.
[…]
Czwartek, 7 kwietnia
[…] Późniejszym wieczorem nieoczekiwany telefon od Dietera Esche z Berlina: czy dostałem wysłane trzy tygodnie temu zaproszenie na sympozjum Ein Traum von Europa 25–29 maja? Nie dostałem. Spróbują wysłać mi jeszcze raz – przez ambasadę. Chętnie pojechałbym, ale nie mogę przyrzec, że mi się uda.
[…]
Sobota, 9 kwietnia
[…] Długo nie mogłem zasnąć, może przez dwie herbaty wypite wieczorem, może z innych przyczyn. O 1.30 w nocy wziąłem pigułkę, po 3.00 zasnąłem. Przeczytałem od deski do deski dwa numery „Russkoj Mysli” i kawałek „Junosti”. W „Russkoj Mysli” między innymi wstrząsająca relacja o końcu życia Warłama Szałamowa – w domu starców, gorszym od łagru. W „Junosti” – wspomnienia Iwana Twardowskiego, młodszego brata Aleksandra, o rozkułaczeniu, wywózce, ucieczkach itd. Też przerażające. Jedynym, który uniknął losu reszty rodziny, był Aleksander, wówczas pracujący w redakcji w Smoleńsku i piszący już wiersze. Kiedy napisali do niego z zesłania – poprosił, żeby tego więcej nie robili; kiedy po ucieczce bracia przyszli do niego, oświadczył, że jedyne, co może dla nich zrobić, to pomóc im wrócić na miejsce zesłania… Dopiero po kilku latach na nowo nawiązał stosunki z rodziną. Zadra w sumieniu musiała tkwić do końca życia…
Niedziela, 10 kwietnia
Późne wstanie. Do kościoła. W autobusie – pani [Maria] Korniłowiczówna, wracała od Stanisława Kostki, gdzie – jak się później zorientowałem – manifestowano w rocznicę Katynia (u św. Brygidy w Gdańsku także). Mszę w naszym kościele celebrował biskup Jerzy Dąbrowski; nie zrobił dobrego wrażenia.
Po obiedzie w szpitalu u Celiny [Budzyńskiej]. […] Na górze zluzowaliśmy [Ewę i Witolda] Lederów. Celina dziś znowu w lepszej formie. Miesiące [Kazimierza Brandysa], które jej pożyczyłem, krążą po całej lecznicy, czytają i towarzyszki pacjentki, i towarzyszki pielęgniarki. Jednak dużo się w Polsce zmieniło: ludzie nie tylko czytają drugi i trzeci obieg, ale też nie boją się robić tego jawnie.
Dziś nie pracuję. Przeczytałem dwa ostatnie „Tygodniki Mazowsze”, skończyłem „Junost’” (doskonała publicystyka [Władimira] Amlinskiego – to ten artykuł, z którego wszyscy cytują fragment o Pawce Morozowie142 – i [Gielija] Riabowa z radzieckiego MSW o przestępczości w milicji i jej podłożu społecznym). Zacząłem marcową „Kulturę” (pożyczoną) od finału „stasikowszczyzny”: Saber143 i Kulerski złoili gówniarzowi skórę bardzo przekonywająco, on coś jeszcze odszczekiwał i redakcja zamknęła dyskusję, podkreślając, że „artykuł Stasikowskiego odegrał także pożyteczną rolę”144. […]
Poniedziałek, 11 kwietnia
[…] W „Czytelniku” pogadałem z Konwą. Zaproszenie na sympozjum Ein Traum von Europa145 dotarło do niego, ale nie ma ochoty jechać. W grudniu był na czymś takim w Amsterdamie, trwało to parę dni, a męczących starań przed wyjazdem – dwa razy więcej. Ale mnie radzi jechać. Rozmawialiśmy też o różnych apelach, które ostatnio sygnowaliśmy; ma dość, postanowił z tym skończyć; nasze nazwiska traktowane jak massa tabulettae146, opakowanie dla paru ważnych – niech szukają innych. Mnie również decyzja ta jest dosyć bliska.
[…]
Wtorek, 12 kwietnia
[…] Zadzwoniła pani [Ligia] Pilecka: cenzura ingerowała we wstępie do Wysockiego, w dwóch miejscach zmieniając „Rosję” na „Związek Radziecki”! Produkcja Okudżawy ciągle się wlecze, jest już po trzech korektach, ale nie widać końca147. […]
Środa, 13 kwietnia
[…] Telefoniczne zapytanie Jacka Kuronia, czy uważam za właściwe odczytanie 17 [kwietnia] na cmentarzu Przesłania pana Cogito [Herberta]148. Tak – ale ze skrótem w środku, bo trochę za długie. Odczyta to [Mieczysław] Voit. Wobec tego żebym pożyczył tomik. Przyszła pani Roma Szczepkowska z Janasem i pożyczyłem im.
[…]
Czwartek, 14 kwietnia
[…] Rano nad opowiadaniem Ściana149, później na mieście. […]
W „Czytelniku” podjąłem w stoisku księgarskim 20 egzemplarzy Historii. Pani księgarka żaliła się, że dostała strasznie mało, ludzie dopytują się o tę książkę, a ona nie ma. Złożyła jeszcze zamówienie, ale nie wiadomo, czy coś otrzyma. Kupiłem też Stosunki polsko-żydowskie [Emanuela] Ringelbluma i wspomnienia Haliny Birenbaum [Nadzieja umiera ostatnia]. Stolik tłumnie obsadzony, między innymi u boku Konwy – Nina Smolar150. Ucałowaliśmy się na powitanie, ale do stolika się nie przysiadłem.
W księgarni na Żoliborzu nabyłem 10 Historii – [kierowniczka] więcej mi nie chciała dać, dostała niewiele, reszta dla bibliotek, nic na ladę. Zadzwoni do składnicy, żeby wyprosić więcej. […]
Po południu z Janką do Celiny w szpitalu, a po drodze do Sawickich – z egzemplarzami Historii dla nich, Docenta i Ali151 (która dziś przylatuje, odbierają ją z lotniska). Informacje o niedzielnej porannej imprezie na cmentarzu żydowskim. Możliwe, że będzie dużo ludzi, trzeba być wcześniej. [Willy] Brandt przysyła dwóch reprezentantów. Do Marka zadzwonił i zapowiedział się z wizytą sekretarz komitetu łódzkiego partii – po co? […]
Wieczorem goście na kolacji – trzeci dzień z rzędu, więc jesteśmy tym dosyć zmęczeni. Ale było miło, Adaś z Niną Smolarową, później (po telefonie) zjawił się świeżo przybyły z Krakowa Markusz152 (trochę mniej miło, bo pod koniec coraz bardziej zalany). Rozmowy o różnych rzeczach, między innymi o rosnącym szaleństwie młodych ludzi z czasopism drugiego obiegu na temat Józefa Mackiewicza153, bezwzględnego potępienia „kolaboracji” pisarzy i artystów z komuną i jakby mniej bezwzględnego z Niemcami. Demagogia Markusza, który przypisywał się poniekąd do antykomunistycznego fundamentalizmu. Siedzieli długo, wszyscy dostali ode mnie Historie, a Markusz – także dla Haliny i Mariana. […]
Piątek, 15 kwietnia
[…] Janka wróciła od Sawickich o 23.00, byli tam Marek z Alą i zaaferowany swoją rolą ministra spraw zagranicznych Krzysztof. Marek podniecony, Ala zdumiona, że tyle ruchu wokół „tego wszystkiego” (telefon się urywa). Wizyta sekretarza KW [Józefa] Niewiadomskiego u Marka miała na celu zapytanie, czy przyjmie Virtuti Militari. Nie przyjmie, zaraz po wojnie dostał Krzyż Grunwaldu i wystarczy mu. Natomiast u Jacka byli dziś panowie i ostrzegali, że nie mogą mu zagwarantować bezpieczeństwa, choćby sam ich o to prosił. Miejmy nadzieję, że to tylko próba zastraszenia, a nie zapowiedź czegoś realnego. Na cmentarzu będzie służba porządkowa z NZS-u, mówi się o 300 chłopcach, ale to chyba przesada. No, zobaczymy.
Sobota, 16 kwietnia
[…] Po południu zacząłem przepisywać Ścianę, kontynuowałem wieczorem, po wizycie [Ruty i Felixa154] Zandmanów. […] Opowiadali o Oświęcimiu (przedwczoraj), Gdańsku (wczoraj–dzisiaj) i planach na dalsze dni. Jutro rano będą na oficjalnej uroczystości w sejmie, więc na cmentarz nie dadzą rady, ale po południu na nieoficjalnej uroczystości pod pomnikiem getta i na Umschlagplatzu chcą być. My się już raczej nie zobaczymy. Zapraszają do Izraela – nie kwapię się, Janka bardziej… […]
Są mili, serdeczni, ale mnie nasze spotkania męczą, może ze względu na monotematyczność Felixa Zandmana – Żydzi, Izrael, przez ten pryzmat wszystko inne, włącznie ze stosunkiem do poszczególnych osób (w tym Papieża). Od kilkudziesięciu lat żyjemy w tak różnych światach, że… […]
Zandman powtarza ze zdumieniem słowa swojej wybawicielki: „Nie rozumiem, co się stało, przez tyle lat musieliśmy się wstydzić i zatajać, że ratowaliśmy Żydów, a naraz to honor, zasługa itd.”, on też nie rozumie, co się stało w tym społeczeństwie, dlaczego trzeba było 45 lat, żeby zmienić pogląd na kwestię żydowską, uznać Żydów za braci (jak w odezwie Komitetu Obywatelskiego)155, płakać nad ich zagładą. Czy to tylko kwestia wyrachowania władzy, która liczy na żydowskie pieniądze? Ja – że ta kwestia na pewno istnieje i niepodobna ufać ludziom, który robili Marzec (jak [Henryk] Jabłoński i [Kazimierz] Kąkol), a teraz rzucają się Żydom na szyję – ale jeśli chodzi o społeczeństwo, to zawsze było rozmaicie, a to, że teraz pewne sympatyczniejsze nastroje bardziej się ujawniają i manifestują, to wynika chyba między innymi z transformacji tego społeczeństwa przez lekcję „Solidarności”…
Niedziela, 17 kwietnia, Warszawa–Konstancin
[…] O 11.00 zjawiła się Natalia i pojechaliśmy na Cmentarz Żydowski na uroczystość odsłonięcia symbolicznego pomnika Ehrlicha i Altera, straconych w roku 1941 w Związku Radzieckim.
Na Okopowej ruch, auta, ludzie, trochę milicji, niezbyt wiele. Bardzo uprzejmy milicjant podszedł do auta przed naszym, a potem do naszego, udzielając informacji, że jeżeli chcemy tu zostać, to możemy zjechać na prawo za murem i tam zaparkować. Zaparkowaliśmy trochę dalej, za trawnikiem, i wróciliśmy pieszo do wejścia na cmentarz. Od razu dużo ludzi. Studenci z plakietkami „Służba porządkowa NZS” na piersiach rozdawali ulotki w języku angielskim i jakieś plakaty (tych ostatnich już dla nas zabrakło). Dalej po obu stronach głównej alei też byli ustawieni chłopcy i dziewczęta z takimi plakietkami – pewnie ich nie było 300, ale 100 na pewno – i tak robiło to duże wrażenie: w końcu „nielegalna organizacja”, a po drugie, nowy nabór, za „Solidarności” byli dziećmi. Jacyś z nich kłaniali się Natalii – jej byli uczniowie z Lelewela…
Blisko wejścia przydybała nas Anna Szymańska, żeby wytłumaczyć, jak się zbieramy (komitet) po południu. Potem na każdym kroku znajomi i przyjaciele: oczywiście Marek, Ala, Krzysztof, Jacek Kuroń, Sawiccy, Teresa156, Kulerski, Pinior157, panie Zakrzewskie, Wocial, Ula158, profesor [Wacław] Gajewski z Danusią, Agnieszka Beylin z Markiem, Wiktor Nagórski, pani Toeplitzowa z córką, Krysia Sienkiewicz z Torunia, [Danuta i Józef] Chajnowie, docent Kuratowska z mężem, Wacia Bujakowa, Hania Krall, Krajewscy, Jan Józef Lipski, Wołyńscy (Ludmiłka w służbie porządkowej), Michnik, Bryll, Andrzej Hamerliński (jeśli dobrze rozpoznałem), profesor Kunicki159, Staś Gajewski, profesor [Andrzej] Paszewski, wielu innych. Więcej oczywiście nieznajomych, w tym raczej „ludności tubylczej” niż przybyszów ze świata żydowskiego. Tych ostatnich można było poznać po jarmułkach, ale w atłasowej jarmułce na czubku głowy paradował też Romek Zimand, co wyglądało dość komicznie. Mężczyźni byli na ogół w czapkach, ale nie wszyscy, między innymi Marek i inni bundowcy – bez, no i ja także. […]
Dziennikarzy, fotoreporterów, ekip telewizyjnych etc. było sporo. Przy którejś z nich kręcił się jak zwykle Adam Grabowski. Z naszych fotoreporterów rozpoznałem Anię Bohdziewicz i Erazma Ciołka. Część Komitetu Obywatelskiego zgromadziła się wokół pomnika, byli tam między innymi ksiądz Dembowski i Tadeusz Mazowiecki. Prowadził ceremonię, udzielał głosu itd. Andrzej Wróblewski, robił to nie za dobrze, między innymi w niezbyt sympatyczny sposób zaapelował o zwinięcie transparentów i sztandarów (były z PPS-u, KPN-u i chyba WiP-u), podkreślając, że „to nie demonstracja polityczna”; również zamykając uroczystość, idiotycznie zaapelował do rozchodzących się o „unikanie niepowołanych oczu”.
Jako pierwszy przemówił Marek, parę zdań po żydowsku, a następnie po polsku – życiorysy Ehrlicha i Altera, okoliczności śmierci, wniosek na temat symbolicznego zrównania na tym cmentarzu ofiar wszelakich totalitaryzmów. Piękna mowa Bujaka, między innymi o poświadczonym na tym cmentarzu uczestnictwie Żydów w polskich walkach o niepodległość (porucznik powstania listopadowego Michał Landy z manifestacji 1861 roku itd.), w kulturze polskiej. Przedstawiciel Lane’a Kirklanda160 (po angielsku, Krzyś tłumaczył) – między innymi przyjęty owacyjnie hołd dla „Solidarności” jako kontynuatorki dawnych bojów. Synowa Ehrlicha piękną polszczyzną (żona profesora Victora Ehrlicha ze Stanów). Przedstawiciele Bundu – po żydowsku. Jan Józef Lipski odczytał list od pani [Lidii] Ciołkoszowej, a Krzyś – między innymi od Willy’ego Brandta i kardynała [Jeana-Marie] Lustigera. Mieczysław Voit pięknie wygłosił Przesłanie pana Cogito. Bundowcy odśpiewali swój hymn. Na samym końcu uroczystość zakłócił (lekko, bo mało kto to słyszał) okrzyk jakiegoś szaleńca: „Żydzi, ratujcie się, żeby Polacy was nie wyrżnęli”, na co Jacek Kuroń odpowiedział: „Właśnie się ratujemy”.
Długie wychodzenie z cmentarza, bo tłum ogromny – później ktoś z zagranicznych korespondentów ocenił go na 3 tysiące osób, a Jacek Kuroń – na 5 tysięcy. Poza triumfem samej idei tego zgromadzenia – oddania hołdu dwóm zamordowanym w ZSRR Żydom – widać było, na jaki odzew może trafić apel wychodzący z określonego źródła: przyszła tu przecież klientela „Solidarności”…
Wstąpiliśmy na chwilę do domu – po bagaże – i Natalia odwiozła nas do Konstancina. Zdążyliśmy na spóźniony obiad. Siedzimy z [Danutą i Tadeuszem] Konwickimi. Są tu jeszcze [Lida i Jacek] Bocheńscy (za parę dni wyjeżdżają), Zosia Bystrzycka, [Henryka i Mieczysław] Broniatowscy i różni mniej znani. Mieszkamy na parterze w pokoju 14., całkiem miłym.
Po południu pierwszy nieduży spacer w stronę lasu.
Wieczorem w RWE wiadomości o popołudniowym nieoficjalnym zgromadzeniu i pochodzie od pomnika getta na Umschlagplatz (w oficjalnych peerelowskich środkach przekazu ani słowa). Korespondenci obliczają na 5 tysięcy osób (Jacek Kuroń później na 10, jeżeli nie 20 tysięcy, a Natalia, do której się dodzwoniłem, mówi po prostu o wielkich tłumach). Była depesza Wałęsy, druga mowa Bujaka, wspólnie odmówiony kadisz i Ojcze nasz. Niezależnie od tego, które dane są prawdziwe, impreza imponująca.
Z cmentarza przypomnieli mi się jeszcze [Leszek] Moczulski, Ewa Kulik, Konrad, państwo Spieglowie z Kanady […], Marylka Musidłowska. Odzywka Uli, że używana tu frazeologia wolnościowo-ludzkościowo-socjalistyczna kazała jej się poczuć własną prababką; odbierała wszystko jako niezwykłe retro, w którym się raptem znalazła.
Poniedziałek, 18 kwietnia
Długi, mocny sen. Po śniadaniu, ablucjach i odrobinie lektury – trochę dłuższy spacer koło tężni do Skolimowa.
Po drodze – Konwiccy, już wracający stamtąd. Bardzo narzekają na brud, bałagan, ruinę, brak wszystkiego. Konwa odrzuca tłumaczenia ustrojowo-systemowe: to leży w narodzie, w słowiańskich podludziach. Danusia mu wtóruje, jak zwykle doprowadzając rzecz do absurdu: bo temu społeczeństwu za bardzo się pobłaża, wszyscy mogą bezkarnie robić, co chcą, żeby władza wzięła za mordę leniów i złodziei, byłoby co innego. Na moje zaprzeczenie, że bierze, i jeszcze jak, społeczeństwo za mordę, usłyszeliśmy, że może politycznych, nie kryminalnych. Ja: „Gdybyście wy wiedzieli, ilu u nas po komisariatach masakruje się i zabija małych złodziejaszków, pijaków itd. Najwyższy w Europie procent więźniów w stosunku do liczby ludności. Najwięcej wysokich wyroków, włącznie z karą śmierci”. Jak się potem okazało, Konwa kontynuował swój paroksyzm obrzydzenia do narodu w rozmowie z Jackiem Bocheńskim. Mnie natomiast zaserwował przed obiadem co innego: że czyta Ringelbluma i to go też denerwuje – te pretensje o wybryki antysemickie na początku wojny ze strony mętów opłacanych przez Niemców. […]
Wtorek, 19 kwietnia
[…] Przy obiedzie Konwa opowiadał, że w BBC [Krzysztof] Bobiński rozmawiał o społecznych manifestacjach 17 kwietnia z architektem Jankowskim i z kimś jeszcze. Potem wiadomość od kogoś, że władze boją się nadchodzącego 1 Maja. Wizja Tadzia, że pewnego dnia obudzimy się, „a ich już nie ma”. Ja – że jeżeli to nastąpi, to w ramach ogólniejszego walenia się Imperium i wtedy ktoś już do nas przyjdzie, na przykład Litwini i Ukraińcy, rżnąć Lachów. Może tylko Białorusini nie. Rozmowa o Białorusinach i szaleństwie, które ich także ogarnia. Casus [Sokrat] Janowicz. […]
Skończyłem czytać Umschlagplatz Jarosława Marka Rymkiewicza161. Uczucia mieszane, jak mieszana jest materia tej książki. Nie lubię takiej mikstury z dokumentu, zmyślenia i popisów „piekielnej inteligencji” autora. Największe wrażenie robią na mnie przytoczone wspomnienia żydowskiego policjanta z Otwocka [Calka Perechodnika], reżysera Edmunda Wiercińskiego i niektóre inne, na ich tle popisy – trudno mi to inaczej nazwać – Rymkiewicza z dziedziny wywoływania duchów wydają mi się minoderyjne i zgoła niestosowne. Metoda literacka w czymś przypomina Hannę Krall, której twórczości nie lubię. Może jednak jestem niesprawiedliwy… Może sam się niekiedy bawiłem w coś podobnego (w Literaturze?162 – jak Rymkiewicz tutaj przypisałem sobie tam nieprawdziwą żonę i córkę).
[…]
Poniedziałek, 25 kwietnia
[…] Wieczorem wiadomości – nie tylko w RWE, ale i w oficjalnym warszawskim „Dzienniku Telewizyjnym” – o dzisiejszym całodziennym strajku komunikacji miejskiej w Bydgoszczy. Konwa uważa to za zachętę dla całego kraju, żeby strajkował.
[…]
Wtorek, 26 kwietnia
[…] Podczas obiadu podzieliłem się ze współstołownikami swoim dobrym humorem (pogoda etc.), a Tadzio zażądał istotniejszych motywów: żeby coś się działo. Obiecałem wiadomości na wieczór i rzeczywiście: strajk w Nowej Hucie. Rozpromieniony Tadzio mówi, że w sobotę się obudzimy, a tu „ich” już nie ma, wolność!…
[…]
Środa, 27 kwietnia
[…] W kolejnym „Tygodniku Mazowsze” (247.) list Wałęsy do Edelmana (piękny)163, relacja z uroczystości gettowych (pomijająca szereg istotnych szczegółów, między innymi listy Ciołkoszowej i Zielonych), duży reportaż z opozycyjnego Wrocławia164.
W londyńskim „Pulsie” mój benefis: Brodski 1988 jako wstępniak, mowa na paryskim forum, artykuł antymicewski165. Zaskoczenie, bo tylko ten pierwszy tekst pisałem dla nich, dwa pozostałe musieli dostać od kogoś innego. Ale miło. Również w RWE referowano ten numer.
Po południu u Celiny, była też Nina [Piotrowska].
W radiu o 19.00: strajk w Nowej Hucie trwa i rozszerza się, dobre oświadczenie Wałęsy o sytuacji, żądania rewindykacyjne transportowców w Łodzi, Grudziądzu i jeszcze gdzieś. […]
Czwartek, 28 kwietnia
[…] Z radia wiadomo, że strajk w Nowej Hucie trwa, bierze w nim udział co najmniej połowa załogi, rokowania się załamały, władza ucieka się do szantaży i gróźb. Na czele strajku stoi 30-letni działacz „Solidarności” nazwiskiem [Andrzej] Szewczuwianiec czy coś w tym rodzaju. Wałęsa oświadczył, że w razie konieczności on i jego koledzy przyjadą do Nowej Huty, ale na razie nie widzi tej konieczności, bo w kraju jest wielu Wałęsów. Jutro rano ma się zacząć zapowiedziany strajk w Stalowej Woli. […]
Piątek, 29 kwietnia
[…] Skończyłem lekturę Pogrużenija wo t’mu Olega Wołkowa („Atheneum”, Paris 1987). Niepodobna streszczać tej przerażającej opowieści o 28 (z przerwami) latach w Gułagu. […] Szczególne wrażenie w książce robią relacje o zagładzie Jakutów przywiezionych na Sołowki (jeszcze pod koniec lat 20.) i Kałmuków – całego narodu z dziećmi etc.! – przywiezionych nad Jenisej w roku 1944. […]
Odwiedziny Celiny, najpierw w jej pokoju, potem wspólny spacer. Męczy się biedula. Rozmowa o książce Wołkowa, a w związku z tym – i jej wspomnienia. Wtedy, kiedy ją posadzono, również jej matkę niebawem wzięto, najpierw do łagru, potem na zesłanie. Ona sama przez dwa lata była pozbawiona korespondencji i nie wiedziała, co się z kim dzieje. Jedno wydedukowała z własnego wyroku (osiem lat): że jej męża od razu rozwalono. Była taka odpowiedniość między losami mężów a wyrokami żon (gdyby dostała pięć lat, to mogłoby znaczyć, że mąż żyje). Tymczasem córki były w domach dziecka. Jej matka po długich staraniach odnalazła Hankę i pojechała po nią, ale nie chciano jej dziecka wydać, bo nie ma stałej pracy i nie zapewni mu odpowiednich warunków. A Hanka była zawszona, bez majtek, głodna… Wreszcie po długiej epopei wydobyła ją i zabrała do siebie do Kazachstanu. Tam w 1944 przywieźli Osetynów czy innych Inguszy, którzy marli jak muchy. Rzecz się działa w osiedlu (?) Buras. Matka Celiny wzięła do siebie jakieś dziecko osetyńskie, które zachorowało na dur plamisty, po czym zaraziło i ją, i Hankę. Tylko Hanka wyżyła…166 […]
Po kolacji przyjęcie u Konwów – szampan. Stasiowie Kowalewscy.