Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Zanurzeni w zabieganej codzienności mijamy je niemal nieświadomie. Warszawskie pałace. Stały element krajobrazu, budynki jak wiele innych. Dziś są siedzibami urzędów, muzeów czy uczelni. Obiektami użyteczności publicznej. Dziejowe burze i powojenna urawniłowka zmiotły nie tylko fizyczną tkankę miasta. Znikł barwny świat ich dawnych właścicieli – magnatów, hrabiów oraz znienawidzonej przez miniony system burżuazji. Wraz z arystokracją pałace opuściło nie tylko przebogate wyposażenie, ale przede wszystkim ożywiający je duch…
Odeszły w niepamięć rodowe tradycje, obyczaje i uprzedzenia. Nikt już nie snuje przy kominku opowieści o dokonaniach i chwale przodków, koligacjach, mezaliansach i rodzinnych tragediach. Pozostała, często rekonstruowana, bezosobowa architektura. A przecież milczące dziś mury były świadkami wiekopomnych i chwalebnych wydarzeń. Porażających rodzinnych dramatów. Czynów głupich czy wręcz haniebnych. Romantycznych historii, które i dziś z niejednego oka wycisnęłyby łzę wzruszenia. Wystarczy zatrzymać się na chwilę i wsłuchać w opowieści starych murów…
O Autorze:
RADOSŁAW GŁOWACKI – archeolog, z wykształcenia historyk i pedagog. Zawodowo przewodnik warszawski. Współautor m.in. programu edukacyjnego Muzeum Ordynariatu Polowego, Centrum Interpretacji Zabytku oraz Szlaku Kulturalnych Piwnic Starego Miasta. Gościł na antenie Radia dla Ciebie i Radia Campus. Prowadzi varsavianistyczne spacery tematyczne, prelekcje i wykłady. W swojej pracy stara się ukazać fenomen witalności i wielokulturowości Warszawy. Tropi nie oczywistości, burzy utarte schematy – nieustannie odkrywa na nowo swoje rodzinne miasto.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 262
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Projekt graficzny okładki i wnętrzaAgnieszka Kielak
Ilustracja na okładce:Ogród Saski, lata 30., źródło: NAC
Redaktor prowadzący seriiRafał Bielski
Redakcja i korektaKarolina Głowacka
Zdjęcia historyczne:ze zbiorów Rafała Bielskiego i archiwum miesięcznika „Skarpa Warszawska”
Wydawnictwo dołożyło wszelkich starań, aby dotrzeć do właścicieli praw autorskich do ilustracji zamieszczonych w publikacji. Pozostałe osoby prosimy o kontakt.
© Copyright by Skarpa Warszawska, Warszawa 2017 © Copyright by Radosław Głowacki, Warszawa 2017
Wydanie pierwsze ISBN: 978-83-63842-46-8
Skład i łamanieAgnieszka Kielak
Wydawca Agencja Wydawniczo-Reklamowa Skarpa Warszawska Sp. z o.o. ul. Borowskiego 2 lok. 205 03-475 Warszawa tel. 22 115 77 [email protected]
Dystrybucja: Firma Księgarska Olesiejuk Sp. z o.o. Sp. j. 05-850 Ożarów Mazowiecki ul. Poznańska 91 e-mail: [email protected] tel. 22 733-50-10 www.olesiejuk.pl
Książka, którą Czytelnik trzyma właśnie w ręku, powstała niejako dzięki mojej Babci. Kiedy tylko pogoda pozwalała, babunia pakowała torby, brała za ręce dwóch małych urwisów i ruszała z nimi w wielki świat. Najczęściej do Królikarni albo Parku Szustrów. Mogę więc śmiało powiedzieć, że moje dzieciństwo biegło w cieniu dwóch pałaców. Oraz babcinych opowieści. To one napełniły życiem, ciepłem i pasją martwe i zimne dzisiaj mury. Bombardowany przez PRL-owską bylejakość i szarzyznę, z zachwytem słuchałem o utracjuszach Szustrach. W głowie mi się nie mieściło, jak królewski majestat mógł uganiać się za królikami. Prawie słyszałem świst wichury, gdy w straszną zimę po Powstaniu trzeba było wycinać z parku drzewa, żeby przeżyć.
Narodziła się jakaś fascynacja i sposób patrzenia na Warszawę, które pozostały do dziś. Miejsce szczególne zajmują w nich pałace.
Zanurzeni w zabieganej codzienności, mijamy je niemal nieświadomie. Stały element krajobrazu, budynki jak wiele innych. Dziś są siedzibami urzędów, muzeów czy uczelni. Obiektami użyteczności publicznej. Dziejowe burze i powojenna urawniłowka zmiotły nie tylko fizyczną tkankę miasta. Znikł barwny świat ich dawnych właścicieli – magnatów, hrabiów oraz znienawidzonej przez miniony system burżuazji. Wraz z arystokracją pałace opuściło nie tylko przebogate wyposażenie, ale przede wszystkim ożywiający je duch… Odeszły w niepamięć rodowe tradycje, obyczaje i uprzedzenia. Nikt już nie snuje przy kominku opowieści o dokonaniach i chwale przodków, koligacjach, mezaliansach i rodzinnych tragediach. Pozostała, często rekonstruowana, bezosobowa architektura. A przecież milczące dziś mury były świadkami wiekopomnych i chwalebnych wydarzeń. Porażających rodzinnych dramatów. Czynów głupich czy wręcz haniebnych. Romantycznych historii, które i dziś z niejednego oka wycisnęłyby łzę wzruszenia. Wystarczy zatrzymać się na chwilę i wsłuchać w opowieści starych murów…
Nie znajdziemy w tej książce szczegółowych informacji o historii architektury czy umiejscowieniach detali. Pisząc ją, starałem się zwrócić uwagę na dawnych mieszkańców. Ich osobowość, smutki, marzenia.
Bo przecież architektura powstaje w odpowiedzi na konkretne potrzeby i w jakiś sposób opowiada o swoich właścicielach.
Ponieważ Warszawa jest miastem wyjątkowym również pod względem ilości założeń pałacowych, musiałem dokonać selekcji materiału. Kluczem wyboru były różnorodność i bogactwo, których często nie doceniamy.
Tak więc mamy w tej książce rezydencje królewskie, możnowładcze i kupieckie. Budynki pełniące funkcje oficjalne i zupełnie prywatne. Pałace, które przetrwały dziejowe zawieruchy i takie, co zniknęły na zawsze. Te, co zmieniły swoje funkcje i takie, które kontynuują dawną tradycję.
Silva rerum. Pałace Warszawy. Bogactwo codzienności.
Zamek Królewski zna, wydawałoby się, każdy Polak. Miejsce symbol. Siedziba monarchów. Tu przed majestatem Rzeczypospolitej korzyli się obcy monarchowie. Tu odbywały się sejmy i uchwalono Konstytucję Trzeciego Maja. Wielokrotnie przebudowywany i upiększany, ale też ograbiany i niszczony. Ostatecznie zmieciony z powierzchni ziemi przez niemieckich saperów w 1944 roku, już po wycofaniu oddziałów powstańczych ze Starówki i przywrócony do życia wysiłkiem niemal całego społeczeństwa. Jedna z najważniejszych atrakcji turystycznych Warszawy. W sezonie przyjmująca nieprzerwany potok ludzki. Wieżę Zegarową widzimy codziennie w czołówce wieczornych Wiadomości. Każde dziecko, już w szkole podstawowej, musi choćby usłyszeć o doniosłych wydarzeniach z naszej historii, które miały miejsce w jego murach. Tymczasem okazuje się, że wokół Zamku narosło tak wiele mitów, stereotypów i uproszczeń, że tak naprawdę przeważnie wiemy o nim niewiele…
Pocztówka z ok. 1905 r.
Apartament ks. Stanisława Poniatowskiego, 12.10.1984 r.
Ot, na przykład sama, powtarzana mechanicznie i bez zastanowienia nazwa. Zamek Królewski. Przecież zamek to budowla obronna. Mury, baszty, fosa, wieże… Niczego takiego w budowli na placu Zamkowym nie odnajdziemy. Funkcjonalnie dzisiejszy Zamek Królewski jest pałacem! Królewski? Powiedzmy sobie szczerze – użycie przymiotnika dzierżawczego jest tu określeniem mocno na wyrost. W Zamku król Rzeczypospolitej sprawował swój urząd. Można powiedzieć, pracował. Tu przyjmował posłów, ambasadorów, rządził państwem, ale własnością królewską ten majestatyczny budynek nigdy nie był.
Jak to się wszystko zaczęło? Trzeba by się cofnąć w osławione mroki średniowiecza, kiedy to jeszcze tereny na lewym brzegu Wisły w większości porastały lasy. Jest wiek XIII, państwo Piastów rozbite na dzielnice, rządzone przez skłóconych ze sobą i rywalizujących na potęgę książąt, praktycznie nie funkcjonuje. Mazowsze było w szczególnej sytuacji. Oto na północy zaczyna nam wyrastać potężny sąsiad – władztwo sprowadzonego w latach dwudziestych przez księcia Konrada Zakonu Najświętszej Maryi Panny Domu Niemieckiego. W dalszym ciągu utrapieniem są najazdy pruskie, trudnego sąsiada mieliśmy także w Litwinach. Książę sprawował władzę, nieustannie praktycznie podróżując, a punktem oparcia były dla niego grody.
Jeden z nich pobudowano w Jazdowie, najprawdopodobniej na terenie dzisiejszego Ogrodu Botanicznego lub Łazienek, a do historii przeszedł dzięki dramatycznym wydarzeniom z 1262 roku.
Oto, w odpowiedzi na zbliżenie mazowiecko-krzyżackie, na naszą krainę spada potężny najazd koalicji litewsko-ruskiej. Obce wojska paliły, plądrowały i porywały cennych niewolników. Ich ofiarą, przez zdradę, padł także gród. Książę Siemowit zginął, a jego syn dostał się do niewoli. Kolejna katastrofa, tym razem już ostateczna, przychodzi dwadzieścia lat później. W toku walk wewnętrznych, których przebieg nadaje się na scenariusz niejednego filmu, książę Bolesław II znów niszczył Jazdów.
Natura nie lubi próżni, a teren skarpy wiślanej jest wymarzonym wręcz miejscem na stawianie budowli obronnych. Nowy gród postawiono kilka kilometrów na północ od Jazdowa, dokładnie w miejscu, gdzie dziś stoi Zamek Królewski. Choć do dziś nie wiemy, czy zrobił to nieszczęsny Konrad II czy jego wraży brat Bolesław. Faktem jest, że w miejscu dzisiejszego Zamku na początku XIV wieku stoi nowiutki gród – centrum i symbol piastowskiej władzy nad terenami Mazowsza.
Raport prof. S. Lorentza ze zburzenia Zamku.
Przez długie dziesięciolecia toczyły się dyskusje, w którym miejscu należy umiejscawiać podwaliny dzisiejszego Zamku. Niektórzy badacze umiejscawiali je już na terenie dzisiejszej Starówki, w okolicach Kanonii, opierając się na tradycji, według której katedra św. Jana miałaby być dawną kaplicą książęcą. Wyjaśnienie zagadki przyniósł rok 2004, kiedy to w trakcie prac archeologicznych na dziedzińcu Pałacu Pod Blachą archeolodzy odnaleźli południowy fragment drewnianych wałów o „piastowskiej” konstrukcji izbicowej. Precyzyjne badania dendrochronologiczne pozwoliły wydatować przedsięwzięcie budowlane na połowę XIV wieku.
Pierwsza wzmianka, po której możemy wnioskować pośrednio o istnieniu książęcej siedziby w miejscu dzisiejszego Zamku, pojawia się już w roku 1339 w związku z tak zwanym procesem warszawskim. Warto zatrzymać się na chwilę nad tym bezprecedensowym wydarzeniem.
U jego źródeł legł konflikt pomiędzy Królestwem Polskim, a państwem Zakonu Krzyżackiego. O rozsądzenie sporów między nimi zostało poproszone papiestwo – jedna z największych obok cesarza Rzeszy potęg ówczesnej Europy. Aby uniknąć posądzeń o stronniczość, wybrano neutralne Mazowsze, które wtedy do Polski nie należało, a konkretnie młodziutką, założoną niedługo po powstaniu grodu Warszawę. Papiescy wysłannicy piszą o mieście, że jest „obwiedzione murem i zaopatrzone w towar sprzedażny, mające domy i zajazdy dość przyzwoite i bezpieczne”. Wielebni Galhard z Cahors i Piotr z Annecy stwierdzają również, że „Wedle opinii prałatów, niższego duchowieństwa i świeckich, oraz po obejrzeniu miejsca, znaleźliśmy je odpowiednim […] Najbardziej zaś dlatego, że książę mazowiecki z dworem swoim w rzeczonej miejscowości Warszawie pospolicie przebywa i odbywają się tu sądy świeckie i duchowne […] A nadto rzeczony książę dla wszystkich mieszkańców i przybyszów pokój chowa, sprawiedliwość świadczy i nikogo w swym państwie niesłusznie ciemiężyć nie pozwala”.
Sala parterowa głównego skrzydła ze śladami wierceń, przygotowanymi na ładunki dynamitowe
Ów dobry pan to swojski Piast o litewskim imieniu Trojden. (Ponieważ serce panującego nie należy do niego, ale jak i cały władca – do państwa, małżeństwo jest elementem wielkiej polityki. Tak więc książęta mazowieccy małżonek szukają nie w Koronie, ale wśród Piastówien śląskich, księżniczek ruskich czy właśnie litewskich).
O tym, co znajdowało się wewnątrz wałów, wiemy niewiele. Najprawdopodobniej około połowy XIV wieku wzniesiono gotycką kwadratową, ceglaną wieżę o potężnych murach, dodatkowo podpartą szkarpami. Z analogii możemy wnosić, iż pełniła ona funkcje mieszkalno-strażnicze, najpewniej również stołpu – włączona w system wałów, wznosząc się na cyplu nad wąwozem rzeczki Kamionki.
Znacząca jakościowa zmiana przyjdzie z panowaniem księcia Janusza nazywanego Starszym. Ten władca, panujący w latach 1374–1429 nazywany jest mazowieckim Kazimierzem Wielkim. Faktycznie – zakłada miasta (ponad 20), buduje ceglane zamki, popiera rozwój osadnictwa, przyłącza do swojego władztwa kolejne ziemie…
Widok z sali Canaletta na Kaplicę, 1940 r.
Jeżeli chodzi o Warszawę, to właśnie on w 1379 roku nakazuje mieszczanom włączenie swej siedziby w system murów miejskich. Lokuje Nową Warszawę – dzisiejsze Nowe Miasto. Przenosi z Czerska kapitułę, co nie tylko podnosi parafialny kościół św. Jana do funkcji kolegiaty, ale wytwarza pewien klimat życia naukowego, który zaowocuje między innymi założeniem szkoły. A gród? Zastał drewnianym, zostawił murowanym. Oprócz bowiem murów z jego inicjatywy pojawia się okazała siedziba, trzykondygnacyjny tzw. Dom Duży (Curia Maior). Piętro zajmowały sala reprezentacyjna oraz apartamenty książęce i pokoje dla wysoko postawionych gości. Wśród nich najważniejszym chyba był król Władysław Jagiełło.
Na parterze zasiadał książę w otoczeniu rady, sprawował sądy, a od końca XV wieku do inkorporacji w 1526 roku zbierał się tu również sejm mazowiecki. Tuż obok, też na parterze, mieściły się książęca kancelaria oraz skarbiec. Pod koniec wieku XIV pojawia się również, w południowej części dawnego grodu, tam, gdzie dziś wznosi się skrzydło wazowskie, murowany budynek nazywany „palatium”. Wiemy również o „szopie” w części zachodniej, gdzie odbywały się posiedzenia sądów ziemskich. Relikty jej piwnic istnieją do dziś na północ od Wieży Zegarowej.
Czasy piastowskie to jeszcze jeden kapitalny w swej wymowie budynek. Mazowieckie księżniczki XV i początków XVI wieku były postaciami tak wybitnymi, władczymi i niezależnymi, że specjalnie dla żon i córek książęcych, na północ od kompleksu rezydencji książęcej wybudowano „Curia Minor” – Dwór Mniejszy z polska zwany w dawnych czasach „Ogródkiem”. Co ciekawe, nawet po inkorporacji Mazowsza do Korony, w 1526 roku potężny władca, jakim był król Zygmunt Stary, potwierdza prawo własności tego miejsca dla ostatniej z rodu księżnej Anny mazowieckiej. Nie był to gest szczodrobliwości dobrego władcy, ale raczej rodzaj targu. Wszak po zagadkowej śmierci swoich młodych braci – Stanisława i Janusza – Anna w porozumieniu z możnowładztwem, obwołała się „Jedyną Księżną Dziedziczką Mazowsza”, zwoływała sejmy i przez kilka miesięcy przeciągała pogrzeb brata. Bo przecież skoro książę nie jest pogrzebany, to panowanie jego się nie skończyło. W zamian za zgodę na inkorporację, (a co za tym idzie pacyfikację niechętnych jej możnowładców) Anna, do czasu zamążpójścia, otrzymywała nie tylko warszawską siedzibę, ale i dość pokaźne, choć rozrzucone, włości m.in. Piaseczno, Liw czy Garwolin. Może brzmieć nieprawdopodobnie, ale jedną z osób, które starały się podtrzymać Annę w politycznej grze o zachowanie odrębności Mazowsza, była żona Zygmunta Starego, słynna królowa Bona. Jest to tak absurdalne, że wytłumaczyć się da tylko… matczyną miłością, która z Mazowsza chciała uczynić dziedziczną prowincję swojego ukochanego syna, Zygmunta Augusta.
Biblioteka, 1940 r.
Za rządów Jagiellonów Warszawa i stanowiąca jej integralną część książęca rezydencja, z jednej strony straciły na znaczeniu, stając się jednym z wielu miast Korony, z drugiej jednak strony otworzyły się przed nimi zupełnie nowe horyzonty. Pomińmy tu zagłębianie się w kwestie gospodarcze – położenia przy „autostradzie”, jaką w dawnych czasach była Wisła, co w połączeniu z koniunkturą na zboże w Europie Zachodniej i rozwojem gospodarki folwarczno-pańszczyźnianej zaowocowało niesamowitym wręcz ożywieniem gospodarczym i przypływem brzęczącej gotówki w nieznanych do tej pory ilościach.
Za czasów Zygmunta Starego i jego syna Zygmunta Augusta do 1569 roku, Korona Królestwa Polskiego i Litwa to dwa odrębne państwa połączone osobą panującego, czyli tzw. unią personalną.
Stolicą Korony jest Kraków, a Litwy Wilno. Aby móc panować, władcy musieli być w nieustannym niemal ruchu pomiędzy tymi dwoma miastami. Oprócz tego, że czasochłonne, takie podróże wraz z dworem są również bardzo męczące. Leżąca w połowie drogi między nimi rezydencja dawnych książąt, budowana na miarę panujących,wręcz kusiło, by coraz częściej zatrzymywać się w niej na dłużej. Miała też odpowiednią infrastrukturę, by zapewnić normalne funkcjonowanie królewskiego dworu.
Widok Zamku w 1945 r.
Powiew nowych czasów przyniósł już rok 1529. Oto po raz pierwszy zebrał się w dzisiejszym Zamku sejm, już nie mazowiecki, ale koronny. Potwierdza on wszystkie książęce prawa i przywileje Mazowszan i ostatecznie inkorporował, czyli przyłączył naszą krainę do Polski. Rozpoczął się pewien proces, w wyniku którego Warszawa stała się stolicą. Niebagatelne znaczenie miała też… rodzinna awantura połączona z jedną z najbardziej znanych w historii afer miłosnych. Otóż ukochany jedynak Bony, Zygmunt August, w 1543 roku zakochał się bez pamięci, w spotkanej na Litwie Barbarze z możnego rodu Radziwiłłów. Oboje mieli po dwadzieścia trzy lata. Oboje wiedzieli, co to znaczy cierpieć w nieudanym małżeństwie (pikanterii sprawie dodał fakt, iż, jak wieść gminna niesie, król uciekł przed niekochaną żoną Elżbietą Habsburżanką do Wilna, gdzie poznał Barbarę). Na skandal nie trzeba było długo czekać. I bynajmniej nie wybuchł on z powodu romansu żonatego monarchy. Gdy w 1545 roku został wdowcem, postanowił poślubić swoją kochankę, co uczynił w dwa lata później. W obu krajach zawrzało. Radziwiłłowie zacierali z radości ręce, wżeniwszy się w rodzinę królewską. Reszta magnatów i drobniejszych panów braci była oburzona. Tym bardziej, że zawarcie małżeństwa król powinien był wcześniej skonsultować z Senatem. Monarcha poślubiający swoją poddaną to piękny temat bajki, ale życie stawiało inne wymagania. Małżeństwa królewskie służą wszak dobru państwa, były elementem sieci sojuszy. Stanowczo od postępowania syna odcięła się również Bona. Podobno na znak protestu, nie chcąc przebywać pod jednym dachem z nieakceptowaną synową, zabrała swoje córki i przeniosła się do Warszawy. Tyle legenda. Jaka była prawda, nie dowiemy się chyba nigdy. Oczywiście mogło tak być, jednak bardziej prawdopodobnym jest, iż po śmierci swojego męża Zygmunta Starego w 1548 r. królowa matka postanowiła się zająć gospodarowaniem w mazowieckiej oprawie wdowiej, co robiła, trzeba przyznać, nadzwyczaj rzetelnie.
Dziedziniec Zamkowy, 1940 r.
Do 1562 roku zamek opustoszał. Bona wyjechała do Włoch, Izabela na Węgry, Zofia do Brunszwiku, a Katarzyna okrężną drogą do Szwecji, gdzie wkrótce powiła małego Zygmunta Wazę, późniejszego króla Rzeczypospolitej. Pozostała tylko samotna, starzejąca się, Anna Jagiellonka.
Tymczasem Zygmunt intensywnie pracował nad dziełem swojego życia, jakim stała się unia realna między Polską a Litwą. Coraz rzadziej bywał w Krakowie i w Wilnie, natychmiast po wyjeździe Bony, na przełomie lat 1556 i 1557 odbył się na Zamku pierwszy sejm walny koronny. W 1568 roku Warszawa stała się stałą siedzibą króla. Jednak adaptacja i rozbudowa gotyckiej rezydencji ruszyła na dobre w roku 1569.
Ten znamienny rok zaliczyć należy do najważniejszych w historii dzisiejszych Polaków i Litwinów. Oto w Lublinie, dzięki samozaparciu i tytanicznej pracy stojącego u schyłku życia, bezdzietnego Zygmunta Augusta, udało się przezwyciężyć nieufność i wzajemne animozje i utworzyć państwo federacyjne – Rzeczpospolitą Obojga Narodów. Unia personalna – związek państw jedynie poprzez osobę monarchy, został zastąpiony czy też może przekształcił się w związek rzeczywisty. Powstała rzeczywistość, która o setki lat wyprzedzała praktykę europejską! Oto dwa narody zgodziły się mieć wspólnego, razem wybieranego króla, czyli władzę wykonawczą. Wspólny Sejm, czyli władzę ustawodawczą. Jedna miała być również polityka międzynarodowa, obronna i waluta. Osobne dla Korony i Litwy miały być urzędy, skarbce i wojsko. Władza w tym gigantycznym przedsięwzięciu należeć ma do monarchy i społeczeństwa szlacheckiego. Wspólny sejm miał obradować w Warszawie, która de facto stała się stolicą najpotężniejszego państwa ówczesnej Europy. Dlatego właśnie gotycką rezydencję należało rozbudować i zmodernizować.
Projekt odbudowy Zamku autorstwa Z. Stępińskiego, 1955 r.
Początkowo zająć się tym mieli dwaj architekci włoscy: Giovanni Battista Qadro i Jakub Pario, osiadły na Śląsku. Doszło tu do pewnego zgrzytu, ponieważ już po wzięciu zaliczki z królewskiego skarbca, Pario zniknął. Okazało się, że wrócił na Śląsk, obawiając się utraty kontraktów od tamtejszych książąt. Qadro więc dzieło zamienienia przestarzałej, budowanej na miarę księstwa mazowieckiego książęcej siedziby w serce największego i najnowocześniejszego państwa Europy musiał poprowadzić sam.
Uroczystość przekazania społeczeństwu Zakmu Królewskiego, 31.08.1984 r.
Prace rozpoczęto od przekształcenia Curia Minor w rezydencję królewny Anny Jagiellonki, odpowiadającą jej nowemu prestiżowi. Dodano dużą jadalnię z częścią dla kapeli oraz kaplicę. Na tym etapie powstało również nowe skrzydło – jednopiętrowy, renesansowy Nowy Dom, przylegający od północy pod kątem rozwartym do Curia Maior. Znajdowały się w nim apartamenty prywatne monarchy. Na styku obu budowli powstała wieża, nazwana później Władysławowską. Znajdujące się w niej schody prowadziły do Sieni Wielkiej, z której, idąc w prawo, wchodziło się do Sali senatorskiej, w lewo zaś na „pokoje królewskie”, których było około trzydziestu. Wiemy o „komnacie instrumenckiej”, „altanie”, czyli pewnie jakiejś widokowej loggi. Opisy wspominają o pomieszczeniach dla drabantów, czyli straży przybocznej, paziów królewskich oraz izbie, w której znajdował się „piec alchemistów”. Twardo stąpający po ziemi monarcha, wytrawny polityk, Zygmunt August był bowiem jednocześnie miłośnikiem wiedzy tajemnej. Poszukiwania kamienia filozoficznego, istoty wszechrzeczy, z całą pewnością miały w tym wypadku wymiar praktyczny. W ustroju demokracji szlacheckiej nałożenie nowych podatków wymagało zgody parlamentu. Była to skomplikowana i męcząca procedura – wszak trzeba było posłów panów braci przekonać, by z dobrej woli zgodzili się przekazać swoje własne pieniądze na wyznaczony przez władcę cel. O ileż prościej byłoby samemu zakupić odpowiednią ilość ołowiu i własnym sumptem zamienić w potrzebną ilość złota… Nie może więc dziwić, że na dworze Zygmunta Augusta pojawiają się różnej maści astrologowie, wróżbici i pospolici szarlatani, z których jeden wszedł do kanonu naszej narodowej kultury. Mowa oczywiście o słynnym mistrzu Twardowskim, szeroko znanym dzięki balladzie Adama Mickiewicza. Tymczasem imć Twardowski istniał naprawdę, pochodził z niemieckiej Norymbergi, nazywał się Duhr, co w naszym języku oznacza „Twardy”. Legenda mówi, iż zbolały i wciąż zakochany król uprosił znanego maga, by ten przywołał ducha ukochanej Barbary Radziwiłłówny. Gdy Zygmunt ujrzał ukochaną, zapomniał o ostrzeżeniach mistrza i zerwał się z fotela, by ją objąć. Ledwie udało się powstrzymać oszalałego z bólu i miłości władcę… Czy jest to tylko piękna legenda? Już nadworny lekarz Zygmunta III Wazy, Joachim Possel, pisze, że: „Podął się tego Twardowski, czego inni nie śmieli, i królowę Barbarę, chodzącą królowi pokazać przyrzekł. Zawierza król przyrzeczeniu, i czasu, ku temu przeznaczonego oczekuje. Ostrzega tylko Twardowski Augusta, aby w milczeniu i spokojnie siedząc na widok ukazującej się królowej z miejsca się swego nie ruszył, inaczej za życie i za duszę króla nie zaręcza. […] Nadeszła pożądana chwila: wywołana z cieniów śmiertelnych zjawiła się mara. Ledwie zdołał Twardowski króla na miejscu zatrzymać, tak żywo się porwał i chciał lubą marę uściskać, a w tem widmo zniknęło”.
Kaplica Zamkowa. Warta przy urnie z sercem Tadeusza Kościuszki, 31.08.1984 r.
Znawcy tematu utrzymują, iż seans spirytystyczny został zaaranżowany przez jedną z dworskich koterii skupioną wokół braci Mniszchów, by w aurze mistyki podsunąć królowi łudząco podobną do zmarłej żony mieszczkę, Barbarę Giżankę, i zyskać na niego wpływ poprzez sprawy alkowiane. Faktycznie, była ona kochanką (lub jak to się poprawnie politycznie mówi – „faworytą”) króla, która w trakcie płomiennego romansu urodziła nawet córkę, do której przyznawał się Zygmunt August. Towarzyszyła mu w ostatnich chwilach, gdy umierał w Knyszynie. Nie z miłości jednak znalazła się przy konającym. Paweł Jasienica w „Polsce Jagiellonów” z ubolewaniem pisze, iż: „zanim jeszcze nastąpiła agonia, rozpoczął się w dworze knyszyńskim rabunek mienia królewskiego. Uczestniczyła w nim i Giżanka, świeżo obdarzona przez monarchę kilku wioskami w dożywocie”. Do procederu dołączyli bracia Mniszchowie, Jerzy i Mikołaj. Według relacji ówczesnego wypadkom Świętosława Orzelskiego: „po skonaniu Króla taki okropny widok opuszczenia przedstawiał nieboszczyk, iż nie było czym przykryć nagi trup jego”. Za tezą o intrydze może świadczyć również fakt, iż żałoba po królewskim kochanku trwała nadzwyczaj krótko – władca umarł siódmego lipca 1572, a już czternastego Barbara jest wymieniana w źródłach jako żona kniazia Michała Woronieckiego. Jeszcze bardziej do myślenia daje fakt, iż Duhr (Twardowski) został zamordowany w 1573 roku w podlaskiej wsi Mystki-Rzym przez ludzi nasłanych przez Mniszchów. W tym samym czasie sejm konwokacyjny zajmował się sprawami nadużyć dokonanych przez dworzan pod przywództwem Mniszchów.
Można z pobłażaniem uśmiechnąć się nad ciemnotą i zabobonem naszych przodków. Można z wyższością patrzeć na oszalałego z bólu, zaślepionego króla, który tracił resztki rozsądku. Jednak zanim to zrobimy, pomyślmy, iż dziś ezoteryczne czasopisma typu „Wróżka”, „Czwarty wymiar” czy „Nieznany świat” są jednymi z najlepiej sprzedających się na rynku, osiąganymi niebotyczne nakłady.
Wróćmy jednak na przebudowywany Zamek.
Dawny Dom Wielki przearanżowano wewnątrz, adaptując go do potrzeb sejmu. Dotychczasowe wnętrza zamieniono na dwie wielkie sale. Parter przeznaczony został na obrady posłów, piętro zaś – senatorów wywodzących się z dawnej rady królewskiej.
Stosunkowo nieznacznym zmianom uległo czternastowieczne skrzydło południowe. Źródła mówią o remoncie i nadaniu renesansowego sztafażu budynkowi, w którym mieściły się kancelaria, pomieszczenia starosty warszawskiego i sądów grodzkich.
Jak wyglądały dekoracje jagiellońskiego zamku? Tu opierać możemy się tylko na opisach. Współcześni im pisali o drewnianych, kasetonowych stropach, listwowanych drzwiach i podłogach z dębowych płytek.
Komnaty zdobiły wielkie piece, z glazurowanych kafli określanych jako „cudne”. Ściany, nie tylko ze względów dekoracyjnych, ale i po to, by chronić przed chłodem, zawieszono barwnymi arrasami. Szczególnie mocno lubił Zygmunt August tematykę zwierzęco-pejzażową.
Warto na chwilę oddać głos nuncjuszowi apostolskiemu Bernardo Bongiovanniemu, który miał dostęp również do prywatnych apartamentów króla: „Ma w swoim pokoju stół od ściany do ściany, na którym stoi szesnaście pudełek na dwie piędzi (ok. 40 cm – R.G.) długości, półtora szerokości napełnionych klejnotami. Cztery z nich wartości 200 tysięcy skudów przysłała mu matka z Neapolu. Cztery inne sam król kupił. […] Oprócz tego mnóstwo rubinów, szmaragdów, ostrych i kwadratowych […] Widziałem słowem tyle klejnotów, ile w jednym miejscu zgromadzonych znaleźć nie spodziewałem się, z którymi weneckie i papieskie – które także widziałem– nie mogą iść w porównanie”. Z zachwytem pisał również o królewskiej zastawie stołowej, końskich rzędach i paradnej broni – łączących w sobie drogocenne materiały i kunszt rzemieślników, dzięki któremu, jeśli wierzyć księciu Kościoła, były niezwykłymi dziełami sztuki. Samych pełnych, paradnych zbroi płytowych zdobiło podówczas Zamek dwadzieścia!
Praca przy renowacji murów fundamentowych, 29.12.1971 r.
Wielkie dzieło Unii Lubelskiej wyczerpało i tak wycieńczonego psychicznie króla. Monarcha jakby zapadł się w sobie, wycofał a jego dwór, kolokwialnie mówiąc, „stanął na głowie”. Jeden z posłów na pierwszy sejm Rzeczypospolitej Obojga Narodów, późniejszy marszałek, Świętosław Orzelski, pozostawił w swoim diariuszu przejmujący opis końcowego etapu pobytu Zygmunta III na warszawskim Zamku: „Mikołaj Mniszek i Egidy, Żyd uwiedli Giżankę (z klasztoru, gdzie była mniszką – uwaga moja R.G.) i sprowadzili królowi […] oddaliwszy z dworu pierwszych urzędników sami stali się szafarzami wszystkich łask […] Podłego stanu ludzie dwór opanowali. Giżanka i jej matka, żona pisarza miasta Warszawy – biskupom i senatorom stać u drzwi kazali”.
Już wkrótce jednak przyszły poważniejsze problemy: młodziutka Rzeczpospolita stanęła w obliczu najpotężniejszego kryzysu, jaki można sobie wyobrazić. Gdy w 1572 roku w Knyszynie umarł pięćdziesięciodwuletni Zygmunt August, odszedł nie tylko monarcha. Nie tylko ostatni z męskiej linii Jagiellonów. Unia polsko-litewska była zbiorem zapisów ogólnych. Brakowało praktyki w jej stosowaniu. Brakowało również pewnych, wypracowanych, tradycji i zasad. W tym trudnym czasie społeczeństwo największej potęgi ówczesnej Europy stanęło przed arcytrudnym egzaminem z dojrzałości, odpowiedzialności i pojmowania dobra wspólnego. Śmiało można powiedzieć, iż to na Zamku Królewskim, w styczniu roku 1573, zdało go z wyróżnieniem.
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.
zawiera tematyczne zbiory felietonów i artykułów różnych varsavianistów: historyków, historyków sztuki, dziennikarzy, pasjonatów. Każda opowieść skojarzona została z konkretnym miejscem: osiedlem, ulicą, parkiem, kamienicą, pomnikiem... Jest to niezwykle ciekawa propozycja wydawnicza, zarówno dla starych warszawiaków, którzy mieszkają w tym mieście od pokoleń, jak i dla tych, którzy od niedawna czują się związani ze stolicą i chcą poznać swoją nową „małą ojczyznę”. Coś interesującego znajdzie dla siebie także każdy, kto nie miał do tej pory wiele wspólnego z Warszawą, ale chciałby dowiedzieć się choć trochę o jej historii i specyfice. Zwłaszcza, że w ramach tej serii zaprezentujemy wiele porywających historii…