ECHA NAZARETU. Duchowa biografia Karola de Foucauld - Voillaume Rene - ebook

ECHA NAZARETU. Duchowa biografia Karola de Foucauld ebook

Voillaume Rene

4,0

Opis

Karol de Foucauld wybrał życie wśród muzułmańskich Tuaregów w Algerii. Chciał tam dawać świadectwo Ewangelii prostotą, ubóstwem, troską nawet o tych, którzy nie byli mu przychylni. Nic za jego życia nie wskazywało na to, że te działania były skuteczne - nie było masowych nawróceń, nie udało mu się również nakłonić nikogo,  by razem z nim podjął trud realizacji chrześcijańskiego powołania wśród koczowniczych plemion. Ojciec de Foucauld zginął zamordowany w swojej pustelni  w Tamanrasset.

Można by powiedzieć, że poniósł klęskę.  A tymczasem ziarno rzucone przez niego przynosi plon. Coraz więcej ludzi nawiązuje do idei ojca de Foucauld, decyduje się w ukryciu i w całkowitym ubóstwie naśladować nazaretański okres życia Jezusa Chrystusa. Są gotowi niezależnie od tego, gdzie mieszkają dzielić z najbiedniejszymi nie tylko trudy, ale i styl życia. Obecnie na całym świecie istnieje co najmniej 20 wspólnot składających się z ponad 13 000 osób, które bezpośrednio inspirują się ojcem de Foucauld i jego duchowością.

Książka Echa Nazaretu. Duchowa biografia Karola de Foucauld  jest świadectwem trudu związanego z poszukiwaniem drogi do Boga. Jest pomocą dla wszystkich, którzy czują się zagubieni i szukają drogi do odnowienia życia wewnętrznego. Życie Ewangelią w dzisiejszym świecie jest ciągle możliwe. Uboga, ofiarna, pełna zrozumienia i współczucia dla innych droga chrześcijanina jest pasjonująca. A życie ojca Karola de Foucauld jest wskazówką dla nas wszystkich, niecierpliwych, żyjących w pośpiechu, pożądających natychmiastowego sukcesu – czasami na dobre owoce trzeba dłużej poczekać.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 355

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (2 oceny)
1
0
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
AStrach

Całkiem niezła

Czas płynie swoim rytmem, każdy go traktuje relatywnie, w swoim osobistym wszechświecie.
00

Popularność




Tytuł oryginał

René Voillaume, Au coeur des masses, Les Éditions du Cerf.

 

© Copyright by René Voillaume

© Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo „M”, Kraków 2021

 

Projekt okładki: Piotr Pielach

 

ISBN 978-83-8043-797-5

 

Wydawnictwo M

Al. Słowackiego 1/6, 31-159 Kraków

tel. 12-431-25-50; fax 12-431-25-75

e-mail: [email protected]

www.wydawnictwom.pl

 

Dział handlowy: tel. 12-431-25-78; fax 12-431-25-75

e-mail: [email protected]

 

Księgarnia wysyłkowa: tel. 12-259-00-03; 721-521-521

e-mail: [email protected]

www.klubpdp.pl

 

 

KonwersjaEpubeum

Od polskiego wydawcy

Odnowa życia zakonnego stanowi jedną z podstawowych trosk współczesnego Kościoła. Z wielką więc uwagą obserwuje się dziś wszelkie wysiłki zmierzające w tym kierunku.

Powszechne zainteresowanie i sympatię budzi styl życia zakonnego Małych Braci i Małych Sióstr, formowany w oparciu o idee rzucone na początku naszego stulecia przez ojca Karola de Foucauld.

Apostołowi Sahary nie udało się nakłonić nikogo, kto zechciałby razem z nim podjąć trud realizacji chrześcijańskiego powołania do życia zakonnego wśród koczowniczych plemion Tuaregów. 1 grudnia 1916 roku ojciec de Foucauld zostaje zamordowany w swojej pustelni w Tamanrasset. Nic nie wskazuje na to, że wkrótce dzieło Brata Karola podejmą ludzie gotowi dzielić z najbiedniejszymi – niezależnie od tego, gdzie oni mieszkają – nie tylko trudy, ale i styl ich życia.

W roku 1933 powstaje w północnej Algierii pierwsza wspólnota Małych Braci Jezusa. Kilku młodych ludzi, nawiązując do idei ojca de Foucauld, decyduje się w ukryciu i całkowitym ubóstwie naśladować nazaretański okres życia Jezusa Chrystusa. Realizując ewangeliczne rady w całej bezwzględności ich wymagań, Mali Bracia chcą stać się „milczącymi głosicielami” prawdy objawionej człowiekowi w Jezusie z Nazaretu. Uważają, że ci, którzy pragną być znakiem Boga i wybierają drogę życia zakonnego, powinni – podobnie jak Chrystus – tkwić pośrodku swych braci. Usiłują więc stać się braćmi wszystkich ludzi, a szczególnie tych najbardziej opuszczonych.

Wkrótce wspólnoty Małych Braci pojawią się na wszystkich kontynentach. Okaże się, że wielu jest tych, którzy nie zawahają się opuścić wygód ofiarowanych im przez współczesną cywilizację i wbrew najbardziej naturalnym przywiązaniom pójść za głosem wzywającym ich na „pustynię”. Słowo to nabiera jednak szerokiego znaczenia. Pustynią są dzisiejsze wielkie metropolie, a szczególnie ich zaniedbane przedmieścia. Pustynią są ubogie, słabo rozwinięte regiony świata. Pustynia jest wszędzie tam, gdzie człowiek musi walczyć o swój los i umiera z pragnienia, gdyż nieliczni są ci, którzy gotowi są z nim dzielić dobra ich świata.

Mali Bracia upodobali sobie szczególnie zaniedbane, ubogie, robotnicze dzielnice. Podjęli pracę dokerów i źle płatnych robotników portowych. Stanęli w szeregu przy fabrycznych automatach. Dzieląc życiowe problemy zwykłych ludzi pracy i borykając się z tymi samymi ekonomicznymi kłopotami, usiłują wartkiemu i bezlitosnemu nurtowi współczesnego życia nadać chrześcijańskie tętno. Nie wznoszą typowych zakonnych domów, odgrodzonych klasztornym murem i oddzielonych od życia klauzurą. Ich dom jest taki jak domy tych, wśród których głoszą swym życiem Jezusa: namiotem u nomadów, barakiem wśród baraków, cygańskim wozem i typowym domkiem biednych ludzi, Jest przede wszystkim domem otwartym. Mogą tu w każdej chwili zajść ich towarzysze pracy, ich przyjaciele. Ideał chrześcijańskiego braterstwa nie jest czymś odległym, leżącym w strefie teoretycznych rozważań i nakazów. Tu realizuje się go i sprawdza w codziennym, konkretnym życiu.

Mali Bracia chcą być wszędzie tam, gdzie znajdują się ludzie spragnieni Wody Życia i Słowa Prawdy; ludzie, którymi nikt się nie interesuje; do których nikt nie wychodzi naprzeciw; których pozostawiono własnemu losowi na wielkiej pustyni współczesnej cywilizacji. Prowadzą wśród nich życie modlitwy i kontemplacji, pragnąc ukazać im pełnię Prawdy o Człowieku. Ubóstwo, posłuszeństwo i celibat praktykowane we wspólnotach Małych Braci są znakiem przetwarzającej świat zbawczej siły braterskiej miłości, świadectwem dawanym Chrystusowej Ewangelii.

Wkrótce zawiązują się cztery inne zgromadzenia oraz stowarzyszenie dla kapłanów diecezjalnych, trzy instytuty i dwa stowarzyszenia dla ludzi świeckich. W czterdzieści lat po śmierci Brata Karola od Jezusa wspólnoty żyjące duchowością Nazaretu spotkać można w pięćdziesięciu krajach świata.

Założone w roku 1939 Małe Siostry Jezusa prowadzą aktualnie życie pracy i modlitwy w około dwustu zespołach, rozproszonych po wszystkich zakątkach ziemi. Pragnąc stać się zaczynem wzajemnej braterskiej przyjaźni, podejmą nie tylko każdy rodzaj pracy, ale wyciągną pomocną rękę do każdego człowieka, a szczególnie do tego, który utracił wiarę we własne siły. Dlatego pójdą usłużyć braciom przebywającym w więzieniach. Wmieszają się w beznadziejnie smutny tłum długowłosych hipisów i wejdą do ruder, w których niejednokrotnie latami czekają na dobre słowo chorzy, staruszkowie i opuszczone dzieci. Wędrują z miejsca na miejsce z koczowniczymi plemionami Afryki. Gotują posiłek dla ekipy wielkiego cyrku, dającego spektakle w Europie. Ciągną swój wóz z Cyganami. W przeludnionym Tokio stają każdego ranka z tysiącami swych sióstr-robotnic przy fabrycznych maszynach. Ich stoisko w rzymskim wesołym miasteczku cieszy się nie mniejszym powodzeniem niż urzekające magią automatów wielkie kombinaty rozrywkowe.

Dewizą ich życia jest: być Arabem wśród Arabów, robotnikiem wśród robotników, nomadą wśród nomadów, a przede wszystkim być Człowiekiem pomiędzy Ludźmi. Tak jak Jezus w Betlejem i Nazarecie był ubogim wśród ubogich.

Dynamiczny rozwój tej formy życia zakonnego świadczy, że odpowiada ona potrzebom czasu, że ewangeliczny ideał doskonałości jest atrakcyjny zawsze: w każdej epoce i w każdym środowisku; że człowiek żyjący Słowem Ewangelii może dziś stać się „solą ziemi”, znakiem nadziei, bratem wszystkich ludzi. Żyjące wśród mahometan, buddystów, szintoistów i w zobojętniałych religijnie środowiskach wspólnoty Małych Braci i Małych Sióstr świadczą, że chrześcijanin może być wszędzie zaczynem „tego, co idzie nowe”, świadkiem siły drzemiącej w ewangelicznym zaproszeniu do miłości każdego człowieka w Bogu i Boga w człowieku.

Wydaje się, że Małym Braciom i Małym Siostrom udało się pogodzić postawę całkowitego wyrzeczenia (ubóstwa, posłuszeństwa i czystości) z postawą czynu; postawę kontemplacji z postawą działania; dążność do osiągnięcia osobistej świętości z wrażliwością na potrzeby braci. Wybierając drogę dosłownej realizacji rad ewangelicznych, która wydaje się „głupstwem w oczach tego świata”, wspólnoty te okazały się czytelnym znakiem „innej rzeczywistości” dla współczesnego człowieka. Znakiem owej wielkiej, braterskiej wspólnoty, do której prowadzi ludzi Kościół.

Wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, że realizacja ideału chrześcijańskiego życia zakonnego w tak trudnych warunkach zewnętrznych i przy świadomym włączeniu się w niepewne losy ludzi ubogich nie może być łatwa. Oddając do rąk polskiego czytelnika książkę o. René Voillaume’a Au coeur des masses1, chcemy zapoznać go z ideami, które ożywiały tych, którzy pierwsi wkroczyli na drogę nakreśloną życiu zakonnemu przez ojca Karola de Foucauld. Są to listy-konferencje skierowane do Małych Braci w celu pełniejszego wniknięcia w duchowość, która ożywiała Wielkiego Pustelnika naszych dni, ojca Karola de Foucauld.

Ojciec René Voillaume jest tym, który w 1933 roku założył w El Ebiodh na Saharze pierwszą wspólnotę Małych Braci. Dziś stoi na czele braterskich wspólnot Małych Braci od Ewangelii. Ojciec René kontynuował ten rodzaj kierownictwa duchowego. W następnych latach wydał kolejne trzy tomy „Listów do wspólnot braterskich” (Lettres au Fraternités) oraz kilka innych pozycji poświęconych rozważaniom nad nazaretańskim ideałem życia chrześcijańskiego. Należy do nich także książka zatytułowana Retraite au Vatican („Rekolekcje w Watykanie”), która zawiera konferencje wygłoszone przez o. René Voillaume’a w obecności Ojca Świętego Pawła VI i najbliższych jego współpracowników, podczas wielkopostnych rekolekcji 1968 roku.

Publikowane w niniejszym zbiorze listy zachowały klimat wygłaszanych do współbraci konferencji. Książka ta skierowana jest więc przede wszystkim do tych, którzy wybrali wskazaną przez Brata Karola drogę życia wewnętrznego. Zawiera jednak nie tylko ciekawe świadectwo trudu związanego z poszukiwaniem właściwego dzisiejszym czasom stylu życia zakonnego, ale każdemu, kto – tak jak Mali Bracia – czuje się częścią błądzącego po pustyni świata Człowieka, książka ta przynosi klucz do nakreślenia pasjonującej drogi chrześcijanina, który siłą braterskiej miłości i postawą osobistego wyrzeczenia pragnie przybliżyć czasy, w których pojawi się „nowa ziemia i nowy człowiek”.

Postać Brata Karola od Jezusa i wspólnoty Małych Braci i Sióstr zdają się być łaską dla dzisiejszego świata. Łaską polegającą na odkryciu w świadomie wybranym poniżeniu, w dobrowolnym wyrzeczeniu się najbardziej ludzkich i naturalnych pragnień i dążeń jednego z najbardziej istotnych przejawów prawdziwej miłości człowieka w Bogu i Boga w człowieku.

RENÉ VOILLAUME

ECHA NAZARETU

Jeżeli ziarno pszeniczne wpadłszy w ziemię, nie obumrze, samo zostaje, lecz jeśli obumrze, wielki owoc przynosi.

J 12,24

Jezus zaprasza Cię, byś prowadził życie na wzór Nazaretu. Zarówno ścieżki misyjnej działalności, jak i ścieżki samotności nie mogą być dla Ciebie, tak jak i dla Niego, niczym innym jak tylko wyjątkowymi drogami życia. Wykorzystuj je w pełni za każdym razem, kiedy Jego wola wyraźnie je przed Tobą rozściele. W innych wypadkach wracaj zawsze do Nazaretu.

Niezależnie od tego, czy będziesz sam czy razem z innymi braćmi, bierz przykład z życia Jezusa w Nazarecie. W całej jego prostocie i w całej jego rozciągłości... Nie przywiązuj się do stroju – tak jak Jezus w Nazarecie; ani do klauzury – tak jak Jezus w Nazarecie; ani nie uciekaj od miejsc zamieszkałych, lecz osiądź blisko ludzi – tak jak Jezus w Nazarecie; na pracę przeznacz przynajmniej osiem godzin dziennie (może to być praca jakakolwiek, najlepiej jednak, by była fizyczna) – tak jak to praktykował Jezus w Nazarecie; nie staraj się o liczne posiadłości ani o okazałe pomieszczenie, ani o wielkie zarobki, ani o małe darowizny, lecz żyj w całkowitym ubóstwie – tak jak żył Jezus w Nazarecie...

Będąc sam, żyj tak, jakbyś miał pozostać całe życie sam. Jeżeli jesteście w dwu lub w trzech lub w kilku, żyjcie tak, jakby nigdy nie miało was być ani o jednego więcej. Módl się tak jak Jezus, znajdując zawsze na to wiele czasu... i tak jak On musisz umieć znaleźć dużo czasu na pracę fizyczną. Czasu tego nie uważaj bynajmniej za wydarty, lecz za ofiarowany modlitwie. Miłuj Jezusa z całego serca, a każdego człowieka kochaj tak jak siebie samego z miłości dla Niego. Naśladować życie Jezusa w Nazarecie można wszędzie. Staraj się robić to szczególnie w tym miejscu, w którym Twój bliźni najbardziej tego potrzebuje.

Z dziennika ojca Karola de Foucauld

I. Ojciec de Foucauld i jego Mali Bracia

14stycznia 1905 roku: Jezus chce, abym pracował nad założeniem tej podwójnej rodziny... przez modlitwę błagalną, przez ofiarę z siebie, umierając, uświęcając się, po prostu miłując Go...

Minęło przeszło trzydzieści lat od chwili, kiedy Ojciec padł samotny u progu swej pustelni w Hoggarze. Jego podwójna rodzina – Mali Bracia i Małe Siostry – liczy już ponad czterystu zakonników. Toteż jego synowie i córki nie bez wzruszenia odczytują dziś te słowa, stanowiące niejako akt urodzenia ich Braterstw2. Wprawdzie gdy pierwsi uczniowie poczęli się zgłaszać, nie było już Ojca, który by ich przyjął, zgromadził wokół siebie, wytyczył im drogę i przedstawił ich Kościołowi. A jednak któryż założyciel głębiej zapuścił w ziemię posiew przyszłych plonów? U samego korzenia Braterstw – jak gdyby dla wszczepienia po wszystkie czasy tego, co ma stanowić treść ich życia – leży ukryty skarb wyrzeczeń, milczącego zaparcia się siebie, całkowitego ogołocenia. Aby móc założyć swe dzieło, musiał ojciec de Foucauld zgodzić się na ostateczną, zdawałoby się, klęskę swych fundacji, wyrzec się wszelkiego widocznego powodzenia swych nawet najmniejszych zamierzeń. A jednak jesteśmy pewni, że Ojciec przygotował swoje przyszłe fundacje właśnie przez tę bezwzględną czystość swej miłości, przez to heroiczne (dla człowieka o takiej jak on naturze) wyrzeczenie się swego – jakże przecież słusznego! – marzenia, by mieć Małych Braci, którzy po nim miłowaliby Jezusa tak, jak on Go miłował.

Jezus chce, abym pracował nad założeniem tej podwójnej rodziny... przez modlitwę, błagalną, przez ofiarę z siebie, umierając, uświęcając się, po prostu miłując Go...

Dziś ten apostoł pustyni staje się coraz bardziej znany, a jego promieniowanie obejmuje stopniowo najrozmaitsze środowiska i kraje. Wschodzący blask tej pośmiertnej chwały nie powinien nam jednak przesłaniać tego, jak przedstawiał się (za życia i w chwili śmierci) ziemski bilans jego apostolskich prac, wykazujący – przynajmniej w ludzkich oczach – całkowitą porażkę. Jeszcze dźwięczy mi w uszach ton zgorszenia i oburzenia, z jakim pewien dziennikarz, rozmawiając ze mną o losie pustelnika z Hoggaru, mówił:

„Jakąż klęską było jego życie!... Tuaregowie nigdy go właściwie nie zrozumieli. Nie byli godni tego człowieka. Na cóż przydało się jego życie? Jakie ślady zostawił po sobie na pustyni? Ileż duchowych skarbów zmarnowało się tam bez najmniejszego pożytku!...”.

Tak istotnie wygląda prawda w oczach wszystkich, którzy owocność życia Ojca chcieliby mierzyć miarą doraźnej skuteczności. Bo cóż pozostało w kilka lat po jego śmierci z jego działalności na pustyni? Nic albo prawie nic. Pustelnie w stanie zupełnego opuszczenia, w samej kaplicy w Béni-Abbès – szkoła nauki Koranu, a ludzie, świadkowie jego heroicznej świętości, z którymi go łączyła tak bliska zażyłość – na nowo w swej dawnej miernocie.

Żaden z uczniów ojca de Foucauld nie powinien nigdy zapomnieć tej surowej, twardej nauki wyrzeczenia się wszelkiego widocznego powodzenia, zgody na pozorną bezużyteczność życia, umiłowania porażki dla naśladowania naszego Zbawcy.

Brat Karol – czy to w Hoggarze, czy w Béni-Abbès, czy też w Nazarecie – był zawsze i przede wszystkim płomiennym miłośnikiem Chrystusa. Niepodobna go zrozumieć, jeśli się tego nie ma stale w pamięci. W dniu swego nawrócenia odkrył Osobę Jezusa i oddał Mu się bezpowrotnie. Przyjaźń z Bogiem, ze Słowem Wcielonym, tak bliskim, a równocześnie tak odległym, tak przystępnym w swym Człowieczeństwie, a tak transcendentnym w swym Bóstwie, nieprzerwana wspólnota życia i miłości z Tym, którego nazywa – łącząc bezgraniczne uwielbienie z prawdziwą czułością – swoim umiłowanym Bratem i Panem, Jezusem, oraz wyłączna przyjaźń – stanowią istotną i jedyną rację całego jego życia, rację, poza którą nie należy szukać jakichkolwiek innych. Jego zewnętrzna działalność czy codzienny sposób postępowania sprowadzają się właściwie zawsze do miłosnego naśladowania Jezusa. Brat Karol jest jak gdyby całkowicie skupiony w sobie, w samotni swej miłości, którą wszędzie ze sobą nosi. W dni najbardziej zajęte sprawami swych przyjaciół Tuaregów zjednoczenie z Bogiem zarazem oddaje go braciom i odgradza go od nich, utrzymując go w tajemniczej samotni, jaką każdy człowiek zjednoczony z Bogiem nosi w sobie w wyniku wewnętrznego zjednoczenia z jedynym transcendentnym przedmiotem swej miłości.

W Tamanrasset, podobnie jak w Béni-Abbès i w Nazarecie, Ojciec spędzał długie godziny w obecności Jezusa Eucharystycznego. W swej biednej lepiance przebywał ustawicznie z Jezusem, wciąż z Nim rozmawiał jak przyjaciel z przyjacielem. Rozmowa ta przeciągała się nieraz aż do świtu, a potem toczyła się dalej w czasie wędrówek przez pustynię. Przyjaźń Boża zakorzeniła się w jego duszy, stała się tak trwała i mocna, że odtąd mniej już odczuwał potrzebę szukania sobie pokarmu w sakramentalnej obecności Boga. Brat Karol będzie przez sześć lat czekał na pozwolenie przechowywania Najświętszego Sakramentu w tabernakulum. Kiedy otrzyma ten przywilej, Jezus w Eucharystii będzie obecny na skromnym, drewnianym ołtarzu, umieszczonym w głębi ciasnego korytarza jego lepianki. Prosta firanka oddzielała święty Przybytek od stołu, przy którym Ojciec pracował, od polowego łóżka, na którym sypiał, i od miejsca, gdzie przyjmował swych przyjaciół. Później, gdy już wszystko się dokonało, gdy Mały Brat Jezusa legł na piasku, odnaleziono Przenajświętszą Hostię nie w tabernakulum, lecz na ziemi, tuż obok ciała Jej przyjaciela, jak gdyby Bóg chciał w ten sposób potwierdzić nierozerwalną przyjaźń, łączącą aż poza granice śmierci, Jezusa Eucharystycznego z Jego sługą. Fakt ten stanowi tylko pewien symbol, ale symbol wyrażający rzeczywistość, która była osnową życia Brata Karola.

Przyjaźń dąży zawsze do możliwie jak najściślejszej wspólnoty myśli i życia. Jezus jest z samej swej istoty Zbawicielem, Pośrednikiem, Odkupicielem. Dziełem Jemu tylko właściwym jest bolesne Odkupienie w upokorzeniu i przez Krzyż. Podobnie właściwym dziełem Brata Karola od Jezusa będzie współudział w tym trudzie, będzie – jak sam to nazywa – „włączenie się w pracę Jezusa”. Tej ścisłej współpracy oddaje się ojciec de Foucauld przez niekończące się błaganie, modlitwę o zbawienie wszystkich ludzi, a zwłaszcza przez ofiarę i współcierpienie3. To branie udziału całym swym życiem w dziele zbawienia pojmował Ojciec w sposób na wskroś realistyczny, toteż przybierze ono te same znamienne rysy, wybierze te same „gorszące” środki: niemoc, słabość, pozorną klęskę, upokorzenie. U schyłku kalwaryjskiego dnia zdawało się oczom ludzkim, iż życie Jezusa kończy się klęską. Tak samo stało się z ojcem de Foucauld. Na tym właśnie polegało jego najważniejsze zadanie, to, na które w Tamanrasset nikt z pewnością nie zwrócił uwagi, ponieważ było niewidzialne, ale które przede wszystkim liczyło się w oczach zarówno Boga, jak i jego własnych, gdyż było owocem przyjaźni z Jezusem. Zbawienie ludzi, wszystkich ludzi – jego Tuaregów4 i wielu innych – założenie Braterstw, powołanie uczniów, wszystko to w swej bezgranicznej gorliwości apostolskiej, zakrojonej na miarę jego miłości, pragnął zdobyć w błagalnej modlitwie, w ofierze z siebie, umierając, uświęcając się. Oto co nadaje życiu ojca de Foucauld w Tamanrasset całą jego wartość, jakkolwiek zrazu nikt tego nie dostrzegał. Musieliśmy tu podkreślić przede wszystkim tę zasadniczą sprawę, jaką jest u każdego z nas, ale zwłaszcza u świętego, charakter naszych osobistych stosunków z Bogiem. Brat Karol chce naprawdę być dla Jezusa modlącego się i cierpiącego dobrym i wiernym towarzyszem pracy. A potwierdzeniem jego współpracy z Bogiem była ta swoista pieczęć Bożego kodeksu Odkupienia, odciśnięta na całej jego działalności: klęska podniesiona do roli narzędzia budzącego życie.

Miłość płonąca w sercu ojca de Foucauld, miłość ku ludziom, ku Tuaregom, mogła niewątpliwie poprzestać na takim sposobie wyrażania się, gdyż przedstawiałaby już jakąś pełnię. Po co więc było jeszcze porzucać chatę w Nazarecie, a potem Braterstwo w Béni-Abbès, by osiedlić się wśród wątpliwych przyjaciół, których miał stać się sługą? Czyż nie mógł, zdawałoby się, nawet skuteczniej pracować z oddali nad ich zbawieniem przez modlitwę i ofiarę z siebie w samotności? Jednak Brat Karol równocześnie ze swym powołaniem wewnętrznym otrzymał od Chrystusa Pana inne jeszcze posłannictwo, które postaramy się zrozumieć, przypatrując się jego życiu w Tamanrasset.

Natomiast po swym przybyciu do Haggaru kazał sobie Ojciec wybudować lepiankę w pobliżu wioski Tamanrasset. Nie tylko nie unika okolicznych mieszkańców, lecz przeciwnie, sam idzie ku nim, stara się nawiązywać znajomości, odwiedza ich, planuje nawiązywanie kontaktów ze szczepami, z którymi się jeszcze nie zetknął. Jest zawsze gotów służyć swym sąsiadom lub gościom. Jest przyjacielem, na którego można liczyć o każdej porze dnia i nocy. Kiedy jest u siebie, pracuje przy swym warsztacie albo modli się w kaplicy. A ponieważ izdebka jest tylko jedna, nic go nie chroni od natrętów. Tylko ktoś, kto dobrze zna usposobienie tych koczowników pełnych temperamentu, potrafi zrozumieć, do jakiego stopnia Ojciec im się poświęcał i dosłownie pozwalał się „pożerać”. Ci ludzie nie wykazują bowiem ani cienia nieśmiałości czy skrępowania. Są to wielcy panowie, poufali, natrętni i weseli jak dzieci, a ciekawi i wścibscy jak ludzie pierwotni. Zauważyli od razu, że na ich wezwanie Ojciec przychodził natychmiast, nie każąc na siebie czekać – jak stwierdzali ze zdziwieniem. A wiemy, że czynił to samo już w Béni-Abbès, chociażby mu przerywano dziękczynienie: Chociażbym nie wiem jak wcześnie rozpoczął dziękczynienie, zawsze zostanę odwołany ze trzy lub cztery razy5. Zdumiewająca jest ta ciągła gotowość służenia innym u człowieka, który z natury nie lubił tracić czasu i z drobiazgową dokładnością przewidywał sposoby wykorzystania każdej najmniejszej chwili. W Tamanrasset Brat Karol od Jezusa jest naprawdę „pożerany” przez ludzi.

Nie wystarcza mu okazywanie gościnności, oddawanie usług czy pielęgnowanie chorych, słowem – zewnętrzne, choć bardzo istotne wyrazy miłości. Jego oddanie się Tuaregom sięga jeszcze dalej. Usiłuje przeniknąć tajniki ich mowy, poznać ich tradycje i zwyczaje, będące jakby odbiciem ich duszy. Większość czasu poświęca na układanie gramatyki i słownika narzecza tamaszeckiego, zbiera przysłowia i wiersze ludowe. Nie szczędzi na to ani czasu, ani odwiedzin. Dziś jeszcze mieszkańcy Hoggaru pamiętają, że „marubut” (człowiek Boży) władał ich mową „lepiej niż oni sami”. Brat Karol czuł się nieraz przytłoczony pracą językoznawczą, trochę nawet utyskiwał z tego powodu, zwłaszcza dlatego, że przeszkadzała mu w oddawaniu się pracy ręcznej, którą uważał za właściwą formę życia w ubóstwie. Mimo to ani przez chwilę nie przestał uważać tych studiów za swój główny obowiązek. Chciał zapewne przygotować dla przyszłych misjonarzy niezbędne pomoce, które by im umożliwiły szybsze opanowanie miejscowego języka, a przy tym chciał sam głębiej wniknąć w dusze tubylców. Chciał poznać swych „przyjaciół Tuaregów” – jak ich nazywał – gdyż ich kochał. Można by tu przytoczyć kilka bardzo znamiennych faktów, jak na przykład jego przyjaźń z Amenokalem Mussą Ag Amastanem, który tak chętnie zasięgał jego rad. W zapiskach Ojca znaleziono kartki, gdzie starannie notował sobie, co należałoby powiedzieć Mussie podczas jego następnych odwiedzin. Można więc wytworzyć sobie dokładne pojęcie o rozmowach obu przyjaciół. Ojciec nie wahał się doradzać Amenokalowi, aby starał się sprawiedliwiej wypełniać swe obowiązki wodza. Niepodobna również zapomnieć, jakim naprawdę ojcowskim uczuciem darzył młodego Uksema, którego wziął sobie za towarzysza podróży do Francji. Traktował go jak syna.

Te fakty – choć nie zamierzamy ich szerzej omawiać – przypominamy jedynie dlatego, że ukazują wyraźnie płaszczyznę, na jakiej rozwijały się stosunki Ojca z mieszkańcami Hoggaru. Mamy tu do czynienia z prawdziwą przyjaźnią i zrównaniem, wynikającymi z miłości.

Ojciec de Foucauld uczynił wszystko, co było w jego mocy, by całkowicie wrosnąć w krainę Hoggaru, i osiągnął to w sposób możliwie najdoskonalszy. Jego powołanie jest więc z istoty swej powołaniem do współżycia z ludźmi, współżycia, które ma stać się świadectwem miłości Chrystusowej. Wiemy, iż Ojciec uważał, że został powołany do tego, by „całym swym życiem głosić Ewangelię”, a Braterstwom pozostawił za cel bezsłowne nauczanie przykładem życia prowadzonego według rad ewangelicznych. Dlatego chce rzeczywiście żyć wśród ludzi, nie zaś poprzestawać na tym, by żyć obok nich. Zarówno w swym codziennym postępowaniu, jak i w sposobie życia i mieszkania chce naprawdę stać się jednym spośród nich. Ta myśl przybiera postać jasną i wyraźną.

Dobrze jest nawet – napisze później – gdy człowiek sam jeden przebywa w jakimś kraju. Może wtedy oddziaływać, nie czyniąc wielkich rzeczy, gdyż należy wtedy do miejscowych ludzi, jest kimś bardzo przystępnym i bardzo małym.

Stać się przystępnym i małym – to cały program życiowy. Nietrudno zrozumieć, do jakiego stopnia angażuje on całego człowieka.

Czyż posłannictwo Brata Karola ogranicza się tylko do milczącego głoszenia Ewangelii? Wydaje się, że tak. Niemniej widzimy, że Ojciec troszczy się o wszystko, co może jego sąsiadom ułatwić życie lub przyczynić się do poprawienia ich warunków bytowych. Tak uczy kobiety robót na drutach, rozdaje igły, projektuje sprowadzenie zakonników lub zakonnic itd., myśli o szkołach dla ludności tubylczej. Interesuje go wszystko, co dotyczy organizacji kraju Tuaregów, a więc zarówno budowa dróg, jak i sprowadzenie pierwszych samochodów i działalność administracyjna.

W tym właśnie duchu sprawiedliwości i wyłącznie w interesie Tuaregów współpracuje z przedstawicielami administracji na tym terytorium. Potrafi energicznie domagać się poszanowania praw krajowców i stanąć w ich obronie zarówno wobec urzędników nieobeznanych z miejscową ludnością lub bezdusznie obojętnych na jej potrzeby, jak i wobec band łupieżców, porywających jej stada.

Słowem, stał się Tuaregiem aż do głębi duszy. Jest całkowicie oddany ludziom nie tylko duchowo, ale po ludzku, gdyż wie dobrze, iż życie chrześcijańskie wiąże się ściśle z całym ludzkim kontekstem życia.

Wszystko to stało się dla Brata Karola jasne i proste. Stał się Tuaregiem, stał się wśród nich pokornym bratem, który nie wyobraża sobie, by czymkolwiek nad nimi górował, jest po prostu przyjacielem i właśnie w tym charakterze uczyni wszystko, co będzie mógł, aby im przybliżyć Ewangelię.

Trzeba przyznać, że jest coś niewątpliwie nowego w tym sposobie głoszenia Ewangelii całym swoim życiem. Otóż Brat Karol od Jezusa jest nadal przekonany, że jego posłannictwem jest praca nad założeniem podwójnej rodziny Małych Braci i Małych Sióstr, ale wie już teraz, że ci uczniowie nie przyjdą za jego życia.

Jezus chce, abym pracował nad założeniem tej podwójnej rodziny przez modlitwę błagalną, przez ofiarę z siebie, umierając, uświęcając się, po prostu miłując Go.

Miał przeczucie swej bliskiej śmierci. Od dawna już był wewnętrznie przeświadczony o tym, jaki rodzaj śmierci go czeka. I pragnął jej. Napisał: Myśl o tym, że masz umrzeć śmiercią męczeńską, rozpostarty na ziemi, odarty ze wszystkiego, nagi, nie do rozpoznania, pokryty krwią i ranami, boleśnie i gwałtownie zabity.

Bóg zażądał od niego ofiary nawet z tego jedynego, skromnego życzenia, by mieć choć jednego towarzysza, który by poprowadził dalej rozpoczęte dzieło. Bóg odmówił mu tego, jak gdyby chciał Brata Karola zmusić do wydania na świat swych synów i córek przez ten ostateczny akt wiary, iż wbrew wszelkim ludzkim pozorom kiedyś jednak przyjdą; podobnie jak ongiś od Abrahama, posłusznego Bożym rozkazom, zażądał Bóg poświęcenia syna obietnicy. Karol de Foucauld został zabity 1 grudnia 1916 roku przez „bandę” Senussistów, przybyłą z południowej Trypolitanii. Zdradzony przez jednego ze swych sąsiadów, pozwolił bez słowa związać sobie z tyłu ręce, po czym ukląkł przed progiem swej lepianki. Kilka chwil później młody Tuareg zabił go strzałem w głowę.

Jeśli ziarno wrzucone do ziemi nie obumrze, nie przyniesie owocu (J 12,24).

Brat Karol nie zostawił żadnego dokumentu określającego w sposób ostateczny, jak ma wyglądać apostolskie życie jego braci. Doświadczenie nauczyło go bowiem, że niełatwo jest ustalać jakąś regułę, zanim się jej nie wypróbowało w zespole. Jest to zresztą powód, dla którego jego dwa pierwsze szkice reguły są niepełne i nieprzydatne6. Znajdujemy jednak wśród zapisków z ostatnich lat życia pewne wytyczne, które umożliwiły nam dokładniejsze zrozumienie jego ostatecznej koncepcji.

Powraca w nich do swej pierwotnej myśli o małych zespołach, nie tylko dlatego, że można w ten sposób być bardziej ubogim, ale – i to stanowi właśnie owoc doświadczenia lat ostatnich – ponieważ umożliwiają one również bliższe współżycie z ludźmi i ściślejszą łączność ze środowiskiem, dają bowiem więcej możliwości kontaktów z otoczeniem.

Ojciec rezygnuje zarazem z myśli o ustawicznej adoracji we wszystkich Braterstwach, jakkolwiek adoracja Najświętszego Sakramentu ma nadal stanowić główny, codzienny obowiązek każdego Małego Brata.

Co się tyczy działalności apostolskiej, nadal stanowczo obstaje przy tym, by jego Bracia nie podejmowali się żadnych funkcji kościelnych w ścisłym tego słowa znaczeniu, jak na przykład funkcji proboszcza, wikarego czy kierownika misji, ani też żadnych „dzieł” zorganizowanych. Powinni natomiast uczynić wszystko, co będą mogli, aby dopomóc w ewangelizowaniu. Niekiedy Ojciec wspomina o zapoczątkowywaniu duszpasterstwa w niektórych środowiskach. Gdzie indziej znów mówi, że praca apostolska będzie mogła w niektórych wypadkach zająć miejsce pracy ręcznej. Ważne jest dla niego przede wszystkim, aby Mali Bracia pozostali wierni swemu nazaretańskiemu powołaniu, gdyż to ono stanowi właściwy im sposób apostołowania.

Znaleźliśmy niedawno wśród zapisków Brata Karola pewien tekst streszczający ideał życia Małych Braci w sposób niezwykle zwięzły i wyrazisty. Widnieje na nim data 22 lipca 1905, kiedy to Ojciec już mieszkał w Tamanrasset:

Obierz sobie za cel życie nazaretańskie we wszystkim i ze wszystkim, z całą jego prostotą i w całej rozciągłości. Żadnego szczególnego ubioru – jak Jezus w Nazarecie, żadnego mieszkania w oddaleniu od miejsc zamieszkałych – jak Jezus w Nazarecie; nie mniej niż osiem godzin pracy dziennie (ręcznej lub innej, o ile możności ręcznej) – jak Jezus w Nazarecie; ani rozległych posiadłości, ani okazałych siedzib, ani wielkich zarobków, ani nawet hojnych jałmużn, ale skrajne ubóstwo we wszystkim – jak Jezus w Nazarecie... Módl się jak Jezus, tyle co Jezus, podobnie jak On poświęcaj zawsze dużo czasu na modlitwę... Podobnie też jak Jezus poświęcaj wiele czasu pracy ręcznej, która jest czasem nie odjętym, ale oddanym modlitwie... Życie nazaretańskie można prowadzić wszędzie; prowadź je tam, gdzie będzie ono najbardziej pożyteczne dla bliźniego.

Musimy jeszcze na tle dwudziestoletniego doświadczenia określić dokładnie, jaką korzyść może przedstawić dla dzisiejszego Kościoła taka postać działalności apostolskiej w różnych krajach.

Życie zakonne w ubóstwie i branie udziału w niewidzialnym apostolstwie Kościoła, włączenie się w odkupieńczą pracę Jezusa przez modlitwę i ofiarę, nie jest bynajmniej rzeczą nową w Kościele. A takiej właśnie współpracy z Jezusem – Zbawcą świata – pragnął ojciec de Foucauld dla swych Braci. Kartuzi, trapiści, karmelitanki, aby móc lepiej spełniać to niewidzialne apostolstwo, stwarzają sobie warunki najbardziej sprzyjające modlitwie, czyli klauzurę i milczenie. Otóż ojciec de Foucauld – i na tym właśnie polega nowość – chce, aby jego Mali Bracia żyli małymi grupkami wśród ludzi, bez klauzury, dzieląc ciężką dolę ubogich. Czyż można jedno z drugim pogodzić? Trzeba bowiem przyznać, że te małe zespoły Braci i Sióstr skazują się dobrowolnie na warunki mieszkaniowe i bytowe, gdzie hałas i przemęczenie nie sprzyjają zbytnio modlitwie. Czyżby dawanie świadectwa ubóstwa było samo przez się dostatecznym powodem uzasadniającym przyjęcie takich warunków życiowych? W takich jednak warunkach żyje się obecnie. Pius XII natomiast oświadczył uroczyście, że można dążyć do ewangelicznej doskonałości, pozostając całkowicie w świecie. Jedynie wyższa forma miłości zdoła uzasadnić zrzeczenie się tradycyjnych warunków życia zakonnego. Pius XII dodaje bowiem, że wtedy „całe życie jest jak gdyby przemienione w apostolstwo”.

Wszyscy ci, którzy z powołania sprawują w Kościele urząd odpowiedzialny, często pochłaniający ich całkowicie, lub których miłosierdzie pobudza do niesienia pomocy cierpiącym przy pomocy akcji charytatywnych, której sprawna organizacja daje rękojmię maksymalnej skuteczności, ci wreszcie, którzy uważają, że wobec ogromnego rozwoju techniki należy ją wprząc w służbę dzieła krzewienia wiary – nie mogą wprost pojąć, jak ludzie mieniący się apostołami mogą nie chcieć posługiwać się takimi środkami, a jeśli są kapłanami – nie chcieć przyjmować żadnego duszpasterskiego urzędu. Czyż wobec wielkiej potrzeby, w jakiej znajduje się obecnie Kościół, takie stanowisko jest w ogóle dopuszczalne? Niejeden raz zdarzyło nam się zadziwić w pierwszej chwili biskupów i kierowników misji domagających się od nas fundacji, kiedy odmawialiśmy podjęcia się dzieł miłosierdzia, prowadzenia szkoły czy parafii. Na cóż mogą się więc przydać Wspólnoty ojca de Foucauld i jakie jest ich miejsce w zewnętrznym apostolstwie Kościoła?

Pragnąłbym przede wszystkim podkreślić, że stosunek Wspólnot do działalności duszpasterskiej czy charytatywnej nie jest bynajmniej wyrazem negatywnego nastawienia do nich, ale po prostu wyrazem przekonania, że te formy działalności nie wyczerpują wszystkich sposobów apostołowania.

Istnieją bowiem inne sposoby umacniania na świecie chrześcijańskiej miłości i wiary w Boga. Sposoby apostołowania używane przez uczniów ojca de Foucauld są przede wszystkim tym, co nazwano środkami ubogimi. Chociaż trudno określić dokładnie, na czym polega ten rodzaj środków, niemniej są one skuteczne, a nawet dla życia Kościoła nieodzowne. Kościół nie potrzebowałby ich, gdyby był tylko instytucją administracyjną, której wyłącznym zadaniem byłoby nauczanie, krzewienie wiary i udzielanie sakramentów św. Kościół jednak to ciało pulsujące życiem, którego tajemnica jest dla nas nieuchwytna. Jego rozrost przebiega zarówno w głąb dusz, jak i wszerz przez mnożenie się liczbowe wiernych. I kto wie, czy Kościół nie jest większy, w sensie rozrostu w głąb niż rozrostu wszerz. Ten wymiar Kościoła bowiem wymyka się wszelkim wykazom cyfrowym, wszelkiej statystyce. A zadaniem Wspólnot ojca Karola jest właśnie praca nad pogłębieniem tego wymiaru Kościoła.

Czyż ludziom Kościoła i apostołom nie grozi zawsze niebezpieczeństwo oceniania wartości jakiegoś sposobu apostołowania wyłącznie na podstawie jego widocznych i doraźnie obliczalnych wyników? Prawdziwa jednak skuteczność apostolskiego czynu nie może być przedmiotem żadnej statystyki. Statystyka, która by chciała sporządzać wykaz bezpośrednich wyników osobistej działalności Chrystusa, nie byłaby zbyt pocieszająca. Czyż apostołowie nie byli do tego stopnia rozczarowani tą klęską, jaką była Męka, iż stracili wiarę we własne posłannictwo? Jedynie niektóre, pojawiające się od czasu do czasu postaci świętych przypominają nam tę prawdę.

Jakkolwiek trudno określić, na czym polegają środki ubogie, postaramy się jednak ustalić, które z nich składają się na apostolstwo Małych Braci.

Główną misją Małych Braci i Małych Sióstr ojca de Foucauld jest stać się braćmi i siostrami ubogich, nie tylko przez okazywaną im miłość, ale i przez społeczną przynależność do najbiedniejszych. Otóż samo istnienie życia zakonnego wśród nich ma stanowić nieodzowny rys oblicza Kościoła; a więc praca nad rozpowszechnianiem i podtrzymywaniem takiej formy życia zakonnego jest apostolstwem.

Ten aspekt naszego życia wydaje się niekiedy w pierwszej chwili zaskakujący. Ludzie przywykli do tego, że ksiądz czy zakonnik muszą prowadzić pewien tryb życia, który uważa się niekiedy za nieodłączny od ich godności. Jakże tu trzeba uważać! Nie sądzę, aby tak było w pierwszych wiekach i we wszystkich okresach dziejów Kościoła. Jest jednak faktem, iż w niektórych krajach duchowieństwo, zakonnicy i zakonnice tworzą odrębne środowisko, umieszczone na pewnym szczeblu w hierarchii warstw społecznych. Zapewne trudno jest tego uniknąć. Czyż jednak Kościół, jeśli jest żywy, nie musi czuć w sobie ciągłego wiewu Ducha Świętego, który by łagodził i równoważył ten stan rzeczy?

Ubogi tryb życia dotyczy wszystkich Małych Braci niezależnie od tego, czy są kapłanami czy też nie. Wszyscy bowiem żyją tym samym powołaniem zakonnym i prowadzą ten sam sposób życia.

Oczywiście Kościół, będąc społecznością, musi mieć swoją hierarchię i jest rzeczą słuszną, aby ta hierarchia wyrażała się w sposób widzialny. Niemniej sama godność kapłańska jest przede wszystkim natury duchowej.

W Starym Przymierzu kapłaństwo było czysto figuratywne, hierarchiczne. Kapłani stanowili odrębną kastę, będącą symbolem ich sakralnej godności. Kapłaństwo ich jednak było tylko obrazem i zapowiedzią prawdziwego kapłaństwa.

Kapłaństwo Jezusa jest kapłaństwem jedynym i tajemniczym. On bowiem, który jest jedynym prawdziwym Kapłanem, nie zaliczał się na ziemi do grona kapłanów. Jezus nie był kapłanem według Zakonu Izraelskiego, nie należał do pokolenia Lewiego, nie przysługiwało Mu prawo ofiarowywania kadzidła w świątyni ani przekraczania progu Świętego Świętych. Kapłański czyn Jezusa, krzyżowa Ofiara, dokonał się, przeciwnie, na tle poniżenia, odrzucenia, potępienia przez religijną zwierzchność Jego ludu, przez samego nawet Arcykapłana. Jest rzeczą nie do pomyślenia, aby kapłani Nowego Przymierza, ustanowieni przez Jezusa podczas Ostatniej Wieczerzy, nie zostali w swym sakramentalnym kapłaństwie naznaczeni tym szczególnym znamieniem Chrystusowej Ofiary. Jeśli jest nawet rzeczą słuszną, aby świętość godności kapłańskiej znajdowała swój wyraz w pewnym dostojeństwie zewnętrznym, to czyż nie jest również rzeczą słuszną, by niektórzy księża byli powołani do tego, by swoim życiem położyć szczególny nacisk na ubóstwo, pokorę, a nawet poniżenie i odrzucenie wszelkiej godności ludzkiej, które – jak wiemy – w tak wysokim stopniu znamionowały kapłański czyn Jezusa-Kapłana.

Dlatego jest chyba wskazane, by Mali Bracia (kapłani czy niekapłani) żyli życiem ubogich i wyrzekli się tej pewnej zewnętrznej godności, jaką nadaje posiadanie społecznego stanowiska. W chwili obecnej jest to może bardziej niż kiedykolwiek pożądane, aby niektórzy księża życiem swoim podkreślili ów czysto nadprzyrodzony, duchowy aspekt chrześcijańskiego kapłaństwa.

Przynależność do Braterstw pociąga więc za sobą konieczność życia z pracy, co powinno być wyrazem miłości i umożliwić naprawdę serdeczne, bezpośrednie współżycie z otoczeniem.

Życie wśród ubogich wysuwa zagadnienie ubioru. Powinien on podkreślać nasz stan ludzi wyświęconych i zakonników, a jednocześnie nie może stać się przeszkodą w prostym, braterskim obcowaniu z ubogimi. Toteż łatwo zrozumieć, że powinien być dostosowany do danego środowiska. W niektórych krajach będzie on zbliżony do tradycyjnego habitu zakonnego, a gdzie indziej będzie musiał być zwykłym, prostym ubraniem świeckim, ale zawsze zaopatrzonym w jakiś znak rozpoznawczy. Słowem, ubiór Małych Braci powinien wyrażać zarówno ich stan ludzi poświęconych Bogu, jak i przynależność do świata, z którym mają żyć w braterskiej wspólnocie.

Sam więc fakt, że Bracia chcą przez całe życie pozostać wśród najnieszczęśliwszych, jest już pewnym apostolstwem, łatwo tedy zrozumieć, dlaczego powinni unikać wszelkiej działalności, która by wyrywała ich z tego stanu. Działalność apostolska Braterstw wynika bowiem z samego faktu ich istnienia.

Tym, którzy pytają, czy jest słuszne, aby ksiądz tracił czas na pracę fizyczną, zamiast sprawować urząd duchowny, odpowiem po prostu, że jeśli ma z tego wyniknąć pośrednio jakiś duchowy pożytek dla Kościoła, jest rzeczą słuszną, aby to niektórzy czynili. Prosta praca fizyczna została uświęcona rękami Chrystusa, tradycją apostolską i monastyczną. A czyż Kościół nie pochwala, a nawet nie popiera obecności księży na przykład w dziedzinach pracy czysto naukowej, przez wzgląd na duchowy pożytek, jaki może stąd pośrednio wyniknąć dla dusz? Nie bardzo widzę, jaki związek z kapłaństwem może mieć fakt, że ksiądz jest kierownikiem obserwatorium astronomicznego, geologiem, czy nawet posłem.

Niektórzy księża i misjonarze wykazują niekiedy zupełną nieznajomość rzeczywistych warunków życia swych wiernych. Ludzki kontekst nie dosyć ich interesuje, a nawet nieraz uważają, że sprawy te nie mają nic wspólnego z ich duszpasterskim urzędem. Kaznodzieje niedostatecznie poruszają istotne i palące zagadnienia, a prości ludzie nie czują się już kierowani, rozumiani, kochani. Mówi się o tym często, toteż chciałbym jedynie zaznaczyć, jaką dobroczynną rolę w tym zakresie możemy odegrać.

Przez sam fakt, że dzielimy ich życiowe warunki, możemy stać się dla nich zachęcającym przykładem dostępnego im życia religijnego i chrześcijańskiego. Sami zaś nauczymy się kochać ludzi w sposób bardziej ludzki, nacechowany zrozumieniem i szacunkiem. Nasze życie wewnętrzne przystosuje się lepiej do ich konkretnych warunków, dzięki czemu potrafimy może skuteczniej pomóc im w modlitwie oraz w zajęciu postawy pełnej ufności wobec Chrystusa. Będziemy również musieli w miarę swych możliwości przyczyniać się do tego, by życie stawało się bardziej ludzkie. Łatwo zrozumieć, jak różnorodne będą zadania, wobec których staniemy w poszczególnych środowiskach.

Podstawowa reguła naszego życia zakonnego domaga się dołożenia wszelkich możliwych wysiłków, by żyć życiem doskonałości ewangelicznej i zakonnej w warunkach, w jakich powinno się rozwijać religijne, chrześcijańskie życie. Nasza obecność w rozmaitych środowiskach będzie więc jednym z przejawów miłości bliźniego.

Ojciec de Foucauld życzył sobie, aby kaplice Wspólnot stały się ośrodkami kultu eucharystycznego. Tym samym będziemy mogli spełniać funkcję naprawdę apostolską w środowiskach chrześcijańskich, gdyż kult Eucharystii stanowi doniosły czynnik żarliwości religijnej, czynnik, którego nie wolno nam nie doceniać. Wszak Ojciec chciał, abyśmy czynili w granicach naszego powołania „wszystko, co będzie w naszej mocy”, by wierni mogli lepiej poznać i ukochać Chrystusa.

Nasze życie zakonne musiało siłą rzeczy natrafić na różne trudności, które trzeba było postarać się rozwiązać. Mały Brat jest bowiem takim samym człowiekiem jak każdy inny i potrzebuje mocnego, skutecznego oparcia, by mógł wytrwać w prawdziwej ofiarności.

Mali Bracia prowadzą swe wspólne życie pod kierownictwem Brata odpowiedzialnego7, wobec którego obowiązuje ich posłuszeństwo zakonne.

Doświadczenie wykazało, że dla podtrzymania żarliwości Małych Braci niezbędne są trzy następujące czynniki.

Po pierwsze, obecność Eucharystii w każdej Wspólnocie. Bez względu na to, jak ubogie i ciasne jest jej mieszkanie, jedna izba musi być zawsze przeznaczona na kaplicę. Bracia powinni starać się każdego dnia poświęcić chociaż godzinę na adorację Najświętszego Sakramentu, możliwie jak najczęściej wystawionego. Od czasu do czasu nocna adoracja przyczyni się do ożywienia ich ofiarności i do zacieśnienia więzów ich zażyłości z Chrystusem.

Życie Małych Braci jest dostatecznie wypełnione różnymi obowiązkami, gdyż jest całkowicie poświęcone ubogim, toteż dodatkowe przepisy zakonne byłyby dla nich nie tyle pomocą, co utrudnieniem. Ciągła, bliska styczność z ludźmi ubogimi, dzielenie z nimi walki o byt nie pozwolą Braciom zasklepiać się w samolubstwie i odosobnieniu. I to jest drugi czynnik pobudzający ich do żarliwości.

W końcu trzecią, być może najważniejszą, rękojmią wytrwałości jest głęboka, ścisła jedność Braci między sobą. Ich życie jest proste.

Bracia – czy są kapłanami, czy nie – żyją w bliskiej zażyłości i to dążenie do utrzymania szczerej, serdecznej przyjaźni powinno być posunięte aż do wzięcia na siebie duchowej odpowiedzialności za pozostałych w przekonaniu, że jest ich obowiązkiem zagrzewać swego Brata do gorliwości. Ten duch wzajemnej szczerości i zaufania w połączeniu z mężnym duchem wiary i modlitwy stanowi główny przedmiot przygotowania w nowicjacie.

Tak wygląda życie zakonne synów i córek ojca de Foucauld. Sądzę, że można również powiedzieć, że jest ponadto ich zadaniem rozpowszechniać wśród duchowieństwa i wiernych ducha prostej, odważnej wiary, przekazanego im przez założyciela. Jeśli będą żyli i postępowali tak, jak powinni, rozpowszechni się on sam przez się. Zarówno bowiem ich życie zewnętrzne, ich ubóstwo i praca, jak i ich kaplice powinny być wyrazem tego ducha. Nade wszystko jednak powinni Mali Bracia ukazywać chrześcijanom konieczność kochania każdego człowieka miłością pełną braterskiego zrozumienia oraz szacunku, zwłaszcza dla osób, które się lekkomyślnie i niesłusznie lekceważy.

Taka duchowość może także w różnym stopniu ożywiać zarówno kapłanów, jak i świeckich, żyjących w jakimkolwiek stanie. Przyczyni się to niezawodnie do szerzenia się miłości i współpracy między kapłanami i świeckimi różnych obrządków, różnych narodowości i różnych ras.

Na zakończenie chciałbym naszkicować choć w szerokich zarysach oblicze Wspólnot Małych Braci Jezusa. Od marca 1936 roku stanowią oni zgromadzenie zakonne zatwierdzone przez Kościół.

Z wyjątkiem domów nowicjackich i kilku innych domów formacji Wspólnoty składają się z małych zespołów, liczących od trzech do pięciu Braci. Zajmują pomieszczenia możliwie najskromniejsze, wynajęte lub odstąpione. Będzie to bądź ubogie mieszkanie na przedmieściu, bądź jakiś stary, zniszczony dom w zaułku robotniczej dzielnicy albo prosta chata arabska w górach berberyjskich. Pomieszczenie to składa się z kuchni, wspólnej sali oraz dwu lub trzech izb. Rzadko kiedy każdy Brat ma swój pokój, przeważnie mieszka, jak się da. Ale jeden pokój musi być zawsze poświęcony na kaplicę, gdzie przechowuje się Najświętszy Sakrament. Oto co stanowi serce każdego Braterstwa. Nie ma bowiem prawdziwej Wspólnoty bez obecności Jezusa w Eucharystii. Kaplica jest nieraz bardzo ciasna, czasem mieści się na poddaszu. Wybiera się na nią izdebkę najzaciszniejszą i najbardziej odosobnioną. Jest zawsze bardzo prosta, niemal zupełnie pozbawiona ozdób.

W swym stylu powinna jednak kaplica wykazywać wpływ sztuki miejscowej. W krajach arabskich oraz Bliskiego Wschodu musi być dostosowana do wymagań poszczególnych obrządków katolickich: melchickiego, koptyjskiego, syryjskiego, chaldejskiego itd. Braterstwa bowiem należą do różnych obrządków w zależności od kraju, w jakim się osiedliły; podlegają też jurysdykcji i hierarchii danego obrządku.

Kaplica powinna być zawsze ośrodkiem życia Małych Braci. Zbierają się w niej wczesnym rankiem, by wspólnie odśpiewać Laudesy, odprawić rozmyślanie nad Ewangelią i uczestniczyć we Mszy św. przed udaniem się do pracy. Ilekroć to jest możliwe, wstępują do kaplicy też w ciągu dnia. A wieczorem, po pracy, znów się w niej spotykają, by wspólnie odmówić nieszpory i odprawić godzinę adoracji przed wystawionym Najświętszym Sakramentem. Wreszcie przed udaniem się na spoczynek odmawiają tam Kompletę. Raz w tygodniu, w nocy, zazwyczaj z czwartku na piątek, każdy Mały Brat spędza godzinę na adoracji przed Najświętszym Sakramentem.

Powołanie Małych Braci jest przede wszystkim powołaniem do modlitwy, do adoracji, do wstawiennictwa w imieniu wszystkich ludzi, zwłaszcza tych, którym się poświęcili i wśród których żyją. Za przykładem swego Ojca pragną pracować nad zbawieniem ludzi przez modlitwę błagalną, przez ofiarę z siebie, umierając, uświęcając się. Całe ich życie powinno zamienić się w modlitwę i ofiarę. Mali Bracia pragną być w modlitwie niejako stałymi przedstawicielami swego otoczenia. Rano uczestniczą w tajemnicy Eucharystii, a wieczorem przynoszą do Jego stóp skargi, troski i winy swych braci wszystkich narodowości, z którymi w ciągu dnia dzielili powszedni trud.

Fizyczna praca zarobkowa – to jeszcze jeden aspekt życia Małych Braci. Nie znaczy to, by wszyscy bez różnicy mieli stale oddawać się pracy fizycznej, każdy bowiem powinien jakiś czas poświęcać na naukę (języków i teologii), a niektórzy muszą także dla dobra Braterstwa spełniać pewne zadania o charakterze bardziej umysłowym, które wykonują w tym samym duchu, w jakim ojciec de Foucauld studiował w Tamanrasset. Powołanie do ubóstwa jest jednak wspólne wszystkim Braciom, nawet jeśli są kapłanami, gdyż tym samym spełniają marzenie swego Ojca, by nigdy nie posiadać kapitałów, a utrzymywać się wyłącznie z własnej pracy8.

Ubóstwo jest ich podstawową, milczącą formą oddziaływania na ludzi, ukazywania im Ewangelii. Właśnie ten sposób życia nadaje Braterstwom jeden z ich najbardziej znamiennych rysów. Bracia wykonują rozmaite zawody, wmieszani w tłum swych towarzyszy, od których odróżnia ich zewnętrznie tylko mała oznaka – krzyż z sercem pośrodku – wzorowana na tej, jaką nosił ich Ojciec na swym habicie9. Tak pracują we Francji, Belgii, Afryce Północnej i na Bliskim Wschodzie jako murarze, górnicy, stolarze, malarze pokojowi, robotnicy drogowi, monterzy, mechanicy, kierowcy ciężarówek, jako robotnicy w przemyśle metalurgicznym czy włókienniczym i w rafineriach ropy naftowej. Spotyka się ich wśród najbiedniejszych robotników północnoafrykańskich, wśród dokerów w Algierze, wśród zamiataczy ulic w starych dzielnicach arabskich. Niektórzy z nich rozpoczęli karczowanie i uprawę nieużytków wśród rolniczego plemienia górali berberyjskich. Inni przyłączyli się do koczowniczych plemion płaskowzgórzy algierskich, prowadząc z nimi pod namiotami z czarnej wełny surowe, proste życie pasterzy owiec i wielbłądów. Niektórzy znów spośród Braci obrali sobie twardy zawód rybaków na kutrach u wybrzeży Bretanii, by poświęcić życie tym morskim wilkom, których zawód trzyma z dala od Kościoła i kapłana. Dla Małego Brata praca jest nie tylko środkiem umożliwiającym mu stanie się ubogim w sposób, w jaki większość dzisiejszych ludzi jest uboga, po to by nadać ubóstwu ewangelicznemu i zakonnemu nową postać, zrozumiałą dla ludzi pracy, lecz także stanowi pewną rzeczywistość wyższego rzędu. Mały Brat pracuje bowiem fizycznie dlatego, że kocha robotników i pragnie po prostu dzielić codzienne trudności i mozół swych przyjaciół. Wtedy bowiem, zależnie od stopnia swej ofiarności i zjednoczenia z Chrystusem, będzie mógł swoich przyjaciół i ich trud składać Bogu w darze niby żywą modlitwę i odkupieńczą ofiarę. Dlatego pragnie przez wspólnotę życia i cierpienia stać się jednym z nich, kimś swojskim, podobnie jak ojciec de Foucauld chciał stać się „tubylcem”, dzieląc w miarę swych możliwości sposób bytowania plemion Tuaregów. Dzięki tej obecności Braterstw Kościół zaczyna w swym życiu kapłańskim i zakonnym przenikać tam, dokąd przedtem nie docierał.

Jeśli chodzi o rodzaj pracy, synowie tego, który stał się sługą Tuaregów, wybierają najchętniej zajęcia dające im możność służenia innym. Tak więc Mały Brat będzie pracował na przykład w szpitalu jako salowy, dzięki czemu będzie mógł, oddając zwykłe, zewnętrzne posługi, być w każdej chwili na zawołanie chorych i personelu szpitalnego. Albo też będzie jako listonosz przemierzał góry, chodząc od domu do domu.

W 1957 roku było około dwustu trzydziestu Małych Braci. Jak wiadomo, pierwsze Braterstwo zostało założone w październiku 1933 roku w El-Abiodh-Sidi-Cheikh, na Saharze w południowym Oranie. Do niedawna mieścił się tam nowicjat. Zostanie otwarty na nowo, skoro tylko pozwolą na to warunki. Istnieją tam dwa domy nowicjackie: na jednej z wysp bretońskich, gdzie bracia żyją z pracy na roli, częściowo z hodowli, rybołówstwa i uprawy trawy morskiej, oraz w małej wiosce hiszpańskiej, położonej w pustynnym terenie południowej Saragossy. Trzydziestu Braci odbywa obecnie swój rok nowicjatu. Jest on poprzedzony dłuższym lub krótszym postulatem, spędzanym zasadniczo w St Rémy-les-Montbard, w Burgundii.

Po ukończeniu nowicjatu Mały Brat składa śluby czasowe i odbywa dalszą próbę, trwającą od roku do trzech lat, pracując bądź to we Wspólnocie oddanej pracy, bądź we Wspólnocie misyjnej, bądź to wreszcie studiując.

Pięćdziesiąt Wspólnot, wliczając w to dwie Wspólnoty-Nowicjaty i dwie Wspólnoty Studiów teologicznych, tworzy sześć regionów.

Europa: siedem Wspólnot robotniczych we Francji, Belgii, Hiszpanii i Wielkiej Brytanii, dwie Wspólnoty w środowisku wiejskim, jedna wśród rybaków na wybrzeżu Bretanii oraz jedna Wspólnota rzemieślnicza poświęcona sztuce liturgicznej.

Afryka Północna: siedem Wspólnot w Algierze i Maroku, zarówno pod namiotami wśród koczujących plemion Sahary, jak i na przedmieściach Algieru i Casablanki. Również w Tamanrasset, gdzie umarł ojciec de Foucauld, oraz na szczycie Asekrem Mali Bracia modlą się i nawiązują stosunki z Tuaregami.

Afryka Środkowa i Południowa: sześć Wspólnot (Kamerun, Kongo Belgijskie, Unia Południowoafrykańska ), w tym jedna w wiosce trędowatych, jedna wśród Buszmenów oraz jedna Wspólnota-postulat grupująca już kilku Małych Braci z Kamerunu i Konga.

Bliski Wschód: siedem Wspólnot (Izrael, Syria, Liban, Irak, Turcja) w obrządkach wschodnich: melchickim, syryjskim i chaldeckim.

Azja: sześć Wspólnot (Pakistan, Cejlon, Wietnam, Japonia), w tym postulat dla Małych Braci Wietnamczyków.

Ameryka Południowa: cztery Wspólnoty, w tym trzy w środowisku robotniczym w Chile i Peru oraz jedna wśród indiańskiego szczepu w Brazylii10.

Po okresie próby Bracia zaczynają lub kontynuują studia teologiczne. Dla Braci niekapłanów trwają one co najmniej trzy lata. Bracia studiują w Saint-Maximin, w departamencie Var, gdzie osiedliło się kilka Wspólnot, by chodzić na wykłady do Domu Studiów oo. Dominikanów. Studiuje obecnie czterdziestu Małych Braci. Ponieważ w najbliższym czasie dominikański Dom Studiów ma zostać przeniesiony do Tuluzy – centrum Prowincji Dominikańskiej, Mali Bracia również postarają się znaleźć tam pomieszczenie odpowiadające wymaganiom życia studenckiego i formie ubóstwa zakonnego, właściwego naszym Wspólnotom.

Podkreśliliśmy już charakter powszechny Wspólnot ojca Karola. Z wolna, w miarę napływających powołań, wyłaniają się możliwości rozprzestrzenienia się w innych środowiskach i innych krajach.

Zarysowują się również inne jeszcze kierunki rozwojowe, o których przedwcześnie byłoby mówić, zwłaszcza że Bracia wyznaczeni do tych zadań muszą przed ich podjęciem przejść wpierw okres przygotowawczy. Mali Bracia powinni bowiem być gotowi ruszyć dokądkolwiek, szczególnie na odcinki najtrudniejsze, jeśli chcą pozostać wierni apostolskiej żarliwości, która podyktowała ich Ojcu tę wspaniałą odpowiedź daną biskupowi Guérinowi:

Zapytuje mnie Wasza Ekscelencja, czy jestem gotów dla rozpowszechnienia Ewangelii udać się gdzie indziej niż do Béni-Abbès. Jestem gotów w tym celu pójść na krańce świata i żyć tam aż do Sądu Ostatecznego11.

Przypisy

1 W obecnym wydaniu polskim pominięte zostały niektóre rozdziały. Por. R. Voillaume, Au coeur des masses, Ed. du Cerf, 1954.

2 Mali Bracia i Siostry na określenie poszczególnych domów i zespołów swego zgromadzenia używają terminu „Fraternité”. W tłumaczeniu polskim został on oddany poprzez słowo „Braterstwo” lub „wspólnota”.

3 „Jezus przyszedł, by zbawiać. I dla nas również, zadaniem życia jest zbawiać dusze, pracować nad ich zbawieniem, służyć i oddać życie dla ich zbawienia na wzór jedynego Oblubieńca” (15 sierpnia 1910). Dlatego to Ojciec żywi w duszy „pragnienie cierpienia... by włączyć się w pracę Jezusa, ofiarować się wraz z Nim – jakkolwiek jestem nicością – jako ofiara dla uświęcenia ludzi”.

4 „Oddaję Ci całkowicie nawrócenie się Tuaregów. Ofiarowuję Ci za nich moje życie” (notatka z Dziennika, 17 maja 1904).

5 29 sierpnia 1902.

6 Reguła Małych Braci Jezusa, napisana w 1894 roku w klasztorze Trapistów w Akbès i Reguła Małych Braci Najświętszego Serca Jezusowego napisana w 1899 roku w Nazarecie.

7 Termin „odpowiedzialny” jest tłumaczeniem francuskiego „le responsable” i oznacza tego, na którym ciąży odpowiedzialność za życie poszczególnego zespołu Małych Braci lub Małych Sióstr.

8 Obecnie niedostateczna liczba Braci robotników w stosunku do liczby Braci studiujących nie pozwala jeszcze obywać się bez jałmużny na utrzymanie domów formacji; wszystko jednak wskazuje na to, że gdy minie ten okres początkowy, wszystkie Braterstwa będą mogły żyć z własnej pracy.

9 Mali Bracia zachowali podobną białą tunikę (lub szarą, w zależności od kraju) jako strój chórowy i wkładają ją, udając się do kaplicy.

10 Powyżej podany stan zgromadzenia odnosi się do lat 1955–1960.

11 List do biskupa Guérina z 27 lutego 1903, Ecrits spirituels, 229.