Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Drugi tom serii Elementals, która wzbudziła żywiołowe dyskusje wśród czytelników!
Nicole dowiaduje się kto jest jej prawdziwym ojcem, a Blake zrywa z Danielle. W tym samym czasie drużyna Elementals zaczyna intensywnie trenować, aby mieć szansę na przeżycie kolejnego starcia z potworami z Kerberosu.
Wkrótce w Księdze Cieni znajdują wskazówkę, która pozwoli im ocalić świat. Teraz Nicole, Blake, Danielle, Kate i Chris muszą ruszyć śladami Odyseusza, aby zebrać tajemnicze składniki, które pomogą im w unicestwieniu istot sprzymierzonych z Tytanami. Czy przeżyją niebezpieczną wyprawę w głąb greckich wierzeń?
Michelle Madow po raz kolejny stawia przed czytelnikiem trudne pytania. Czy można poświęcić życie kilku osób, aby uratować wiele istnień? Czy niepodważalne szczęście jest zawsze dobrym rozwiązaniem? Czy zawarte przyjaźnie będą miały jakiekolwiek znaczenie, kiedy przyjdzie stawić czoła niebezpieczeństwu?
__
O autorce
Michelle Meadow mieszka na Florydzie, a do jej ulubionych aktywności należą podróże, czytanie, spędzanie czasu z rodziną i przyjaciółmi oraz jedzenie pizzy. Uwielbia musicale na Broadway’u i liczy na to, że kiedyś wyruszy w podróż dookoła świata. Najlepiej sprzedająca się autorka fantasy według USA Today.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 277
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Trzymałam mocno łuk, mierząc strzałą w środek tarczy. Mój umysł jak zwykle wiedział dokładnie, co robić – jaką przyjąć pozycję, w jaki sposób trzymać broń i jak rozłożyć ciężar ciała. Napięłam cięciwę, wycelowałam i puściłam strzałę.
Minęła cel o trzydzieści centymetrów i wbiła się w ścianę.
– Chris! – zawołałam, opuszczając łuk i odwracając się gwałtownie. Oczywiście stał za mną z uniesionymi rękoma, jakby się osłaniał przed świszczącymi strzałami. – Przestań używać na mnie mocy podczas ćwiczeń – powiedziałam. – To byłby idealny strzał.
Uśmiechnął się zawadiacko, a ja poczułam na twarzy lekki wietrzyk. Zaraz potem strzała z mojego kołczanu uniosła się w powietrze i poleciała prosto w środek tarczy.
– To jest idealny strzał – odparł, wyrzucając zaciśniętą pieść w górę w geście zwycięstwa.
– Mamy ćwiczyć obchodzenie się z bronią bez używania mocy – przypomniałam mu. – To, że Darius poszedł akurat odebrać telefon, nie oznacza, że możemy sobie robić, co chcemy. Wiedziałam, że brzmię jak trzymająca się ściśle reguł nudziara, ale nie cierpiałam, gdy ktoś był lepszy w łucznictwie – zwłaszcza że to była moja działka. Wyjęłam więc kolejną strzałę, wycelowałam i wystrzeliłam ją z łuku.
Dołączyła do strzały Chrisa tkwiącej pośrodku tarczy.
Kiedyś myślałam, że dobrze sobie radzę w tenisie. Ale to było nic w porównaniu z tym, jak szybko nauczyłam się strzelać z łuku. Co, zdaniem Kate, nie było niczym dziwnym, skoro moim ojcem był Apollo. Słynny z bycia celnym strzelcem.
Oczywiście dowiedziałam się tego od Kate, bo nigdy swojego ojca nie spotkałam. W zeszłym miesiącu zostawił mi na parapecie wisiorek – przynajmniej tak mi się wydaje, że to on, gdyż był to wisiorek ze słońcem i z wygrawerowaną z tyłu literą A. Liczyłam na to, że ten podarunek oznacza, że niedługo go poznam. Ale od tamtej pory nie dał żadnego znaku. Najwyraźniej jako zajęty różnymi sprawami bóg nie miał czasu dla swoich dzieci. Nie powinno mi to przeszkadzać, bo miałam fantastyczną rodzinę – mamę, ojczyma i siostrę. Jednak w głębi duszy czułam, że wolałabym, żeby było inaczej. Świadomość, że własny rodzic nie interesuje się w ogóle twoim istnieniem, po prostu boli.
Lecz nic nie mogłam na to poradzić. Aby dłużej o tym nie myśleć, otrząsnęłam się z poczucia rozczarowania i wyciągnęłam łuk w stronę Chrisa.
– Chcesz spróbować? – rzuciłam mu wyzwanie. – Bez korzystania z mocy?
– Wiesz, że z łukiem sobie nie radzę. – Podszedł do zbioru różnych broni rozłożonych na blacie i wybrał nóż, który uniósł wysoko, aż jego ostrze zalśniło w świetle. – Ale z tym ćwiczyłem. Zobacz.
Stanął tam, gdzie ja stałam przed chwilą, przygotował się i rzucił nożem.
Ostrze wbiło się w ścianę, dalej od celu niż moja pierwsza strzała.
– Idzie mi coraz lepiej – stwierdził zmieszany. – Jak zaczynałem, to tylko odbijał się od ściany i spadał na podłogę. – Nie ruszając się z miejsca i wykorzystując swe zdolności, uniósł w powietrze kolejny nóż z blatu i rzucił nim do celu. Tym razem trafił prosto w środek tarczy. – W ten sposób mam większą kontrolę – stwierdził. – Tak jest o wiele łatwiej.
– Dopóki nie użyjesz całej mocy i nie skończy ci się energia – odparłam. – Wiesz, co powiedział nam Darius. Powinniśmy ćwiczyć i nauczyć się posługiwać tą bronią normalnie. Musimy oszczędzać energię, żeby korzystać z mocy wtedy, kiedy tego naprawdę potrzebujemy.
– Wiem, wiem. – Chris westchnął z irytacją i odsunął włosy z oczu. Wiedziałam, dlaczego jest sfrustrowany – ćwiczyliśmy całymi godzinami codziennie po szkole od czasu naszej walki z harpią, ale Chrisowi nie szło tak dobrze, jak reszcie. Zostawał w tyle i to z każdym dniem stawało się coraz widoczniejsze.
– Musisz więcej ćwiczyć – powiedziałam. – Twoje moce bardziej się przydają przy obchodzeniu się bronią niż nasze, ale jeśli ciągle będziesz na nich polegał, to nigdy nie zdobędziesz wprawy.
Ponownie uniósł dłonie, a strzały i noże wyswobodziły się ze ściany i tarczy i pofrunęły z powrotem do nas. Strzały wsunęły się do mojego kołczanu, a noże wylądowały w dłoniach Chrisa.
– Te moce naprawdę się przydają – powiedział i mrugnąwszy okiem, wyrzucił nóż w powietrze, po czym złapał go za rękojeść. – Mniej sprzątania.
Otworzyły się drzwi, a ja odwróciłam się, żeby sprawdzić, kto to. Serce mi podskoczyło na widok wchodzącego Blake’a. W czarnym stroju do ćwiczeń wyglądał, jakby trenował od lat, w przeciwieństwie do Chrisa, który nosił powyciągane dresy i T-shirt. Ciepłe spojrzenie oczu Blake’a skupiło się na mnie i jak zawsze zaparło mi dech w piersiach.
Choć zerwał z Danielle tuż po naszej walce z harpią, nadal był poza moim zasięgiem. Bo nasza piątka – ja, Blake, Danielle, Chris i Kate – stanowiła jedną drużynę. Musieliśmy się nauczyć współpracować. A chodzenie z chłopakiem Danielle tuż po tym, jak z nią zerwał, wywołałoby potężny rozłam. Starałam się więc trzymać od Blake’a z daleka. To było trudne, gdyż nasza grupa codziennie razem trenowała, więc po prostu starałam się nigdy nie zostawać z nim sam na sam. Gdy byłam z nim sama, miałam wrażenie, że mógłby znowu mnie pocałować, jak wtedy, gdy byliśmy sami na dnie jaskini. A gdyby rzeczywiście mnie pocałował, nie byłabym w stanie się oprzeć.
– Czy to nie miały być ćwiczenia bez używania mocy? – zapytał, dołączając do nas.
Sięgnęłam po strzałę, napięłam cięciwę i trafiłam w sam środek tarczy.
– Żadnych mocy. – Zarzuciłam włosy za ramię i uśmiechnęłam się do niego. – Tylko naturalny talent.
– Tylko że ja przed chwilą widziałem strzały i noże lecące od ściany w waszym kierunku – odparł. – A z tego, co się orientuję, ściany raczej nie mają dobrego cela.
– Przyznaję się bez bicia – powiedział Chris, unosząc oba noże w powietrze. Z błyskiem w oku i chłopięcym uśmiechem wyglądał raczej, jakby się przygotowywał do konkursu kulinarnego niż do walki ze starożytnymi mitycznymi potworami.
– Przyszedłeś tu, żeby sprowadzić na nas kłopoty? – zapytałam Blake’a. Żałowałam, że w moim głosie zabrzmiała nuta flirtu. Nie chciałam, żeby pomyślał, że podejrzewam go o donosicielstwo. Przecież go znałam.
– Nie. – Uśmiechnął się krzywo i wyciągnął z kieszeni zapalniczkę. – Ponieważ łamiecie sobie tutaj reguły, postanowiłem do was dołączyć. Strzelałaś już kiedyś płonącą strzałą?
– Nie. – Uśmiechnęłam się na tę sugestię. – Ale to doskonały moment, żeby spróbować.
– Domyślałem się, że to powiesz. – Podszedł bliżej, aż znalazł się pół kroku ode mnie. Cały czas wpatrywał mi się w oczy. Nie byłam w stanie się poruszyć, nie byłam w stanie oddychać – mogłam tylko skupić się na nim, gdy zapalał zapalniczkę, brał do ręki strzałę i zanurzał grot w płomieniu.
Bałam się, że ogień zgaśnie – w końcu strzały nie powinny się palić – ale płomień mocno się trzymał. Blake z każdym dniem coraz lepiej panował nad swoimi umiejętnościami.
– Proszę. – Wyciągnął ku mnie płonącą strzałę. – Spróbuj teraz.
Sięgnęłam po nią, a moje palce przypadkowo musnęły jego. Poczułam ciepło idące w górę ramienia i ku moim policzkom i oderwałam wzrok od Blake’a, żeby skoncentrować się na celu. Miałam nadzieję, że nie zauważył tego, jak na mnie działa.
Powstrzymywałam się od spoglądania na niego, ustawiłam się, uniosłam łuk do poziomu oczu i naciągnęłam cięciwę jak zwykle. Ogień tańczył przede mną, ogrzewał mi twarz i przypominał, że to z całą pewnością nie jest normalne. To magia.
Jednak pomimo czaru ognia i spoczywającego na mnie wzroku Blake’a musiałam się skupić. Naciągnęłam więc cięciwę, wycelowałam i wypuściłam strzałę prosto do celu. Nie trafiłam w sam środek tarczy, ale bardzo blisko.
– Spróbuj jeszcze raz – powiedział Blake, cofając się nieco. – Jak daleko jest tarcza?
– Około osiemnastu metrów. – Wpatrywałam się w cel, obserwując, jak płomień na strzale gaśnie.
– To o wiele dalej, niż ja potrafię trafić kulą ognia – odparł. – Dobrze celuję tak na trzy do sześciu metrów i w mierzeniu do celu nie mam z tobą szans. Może nie zawsze w walce będziemy stać blisko siebie, ale wydaje mi się, że i tak powinniśmy współpracować. Tylko musimy poćwiczyć. Gotowa?
– Do czego?
Znowu zapalił zapalniczkę i zaczął balansować kulą ognia na dłoni. Wyglądał tak groźnie, gdy to robił, że przeszedł mnie dreszcz.
– Napnij łuk, to ci pokażę – odpowiedział.
Zrobiłam, jak kazał, celując strzałą w tarczę.
– I co teraz? – zapytałam.
– Nawet nie drgnij.
Rzucił kulę ognia na końcówkę strzały, która rozbłysła płomieniem, co sprawiło, że podskoczyłam.
– Hej! – krzyknęłam na niego. – Mogłeś mnie uprzedzić.
– Uprzedzałem. – Roześmiał się. – Powiedziałem: „Nie drgnij”.
– Jasne. – Otrząsnęłam się, poprawiłam ustawienie, naciągnęłam cięciwę i posłałam strzałę prosto w sam środek tarczy.
– Jeszcze raz – zarządził Blake, a ja naciągnęłam kolejną strzałę. Tym razem, gdy rzucił ogniem, spodziewałam się tego. Kiedy strzała zapłonęła, wystrzeliłam ją i natychmiast sięgnęłam po następną, a potem po kolejną. Jakby moje ciało działało w przyśpieszonym tempie. Czułam nieznane dotąd podekscytowanie i nie chciałam przestawać. Więc strzelaliśmy dalej – Blake zapalał strzały, a ja posyłałam je do celu – aż zabrakło ich w kołczanie i wszystkie tkwiły w tarczy.
– Łał – powiedziałam zdyszana, wpatrując się w płonące wciąż strzały. Płomień zrobił się wyższy, a potem eksplodował, całkowicie ogarniając tarczę.
– Co wy wyprawiacie? – Głos Danielle odbił się echem w sali ćwiczeń na tle stukania jej szpilek. – Zamierzacie spalić centrum treningowe?
– Ćwiczymy nową technikę. – Opuściłam łuk i wzruszyłam ramionami. – Chyba nas trochę poniosło.
– Zdecydowanie. – Danielle zakasłała, odganiając dłonią dym. Powiał lekki wietrzyk – uprzejmość ze strony Chrisa, który posłał dym przez okno mieszczące się pod sufitem piwnicy.
– Pomyśl o tym w ten sposób – powiedział Blake, wskazując kciukiem na zniszczoną tarczę. – Gdyby to był łeb potwora, już by nie żył.
Kate wpadła przez drzwi strzelnicy z pistoletem w dłoni. Pod względem siły była najsłabsza z naszej piątki, więc szybko zdecydowała się na pistolet. Potrzebowała trochę czasu, żeby przyzwyczaić się do mocy tej broni, ale teraz trzymała ją już tak naturalnie, jakby stanowiła przedłużenie jej ręki.
– Poczułam dym – stwierdziła i rozchyliła usta na widok zniszczonej tarczy. Popatrzyła na każde z nas po kolei, jakby próbowała domyślić się, kto zawinił. – Co się tutaj stało?
Poinformowaliśmy ją z Blakiem, co zrobiliśmy, opowiadając na zmianę różne elementy historii. Pomimo zniszczeń nadal czułam podekscytowanie strzelaniem, co było słychać w moim głosie. Bo Blake miał rację – opracowaliśmy genialny sposób na to, jak wysadzić coś w powietrze z daleka.
Dodatkowej ekscytacji dostarczała mi wspólna walka z Blakiem.
– Chyba wiem, do czego to mogłoby nam się kiedyś przydać – stwierdziła na koniec Kate. – Ale nie widzę tu żadnej wody – dodała, zwracając się do Danielle. – A skoro nie ma wody, to czym ugasiliście ogień?
– Woda jest w powietrzu. – Danielle uniosła wnętrza dłoni, jakby to było oczywiste. – Skropliłam ją i użyłam do ugaszenia ognia. – Spojrzała na Blake’a i uśmiechnęła się, choć nieco z przymusem. – Nie tylko wy ćwiczycie wykorzystanie mocy.
– Tyle że przez tę godzinę mieliśmy ćwiczyć bez korzystania z mocy – przypomniała nam Kate, unosząc pistolet. – Pamiętacie, co się stało z harpią? Wykorzystaliśmy do zabicia jej całą naszą energię. Mieliśmy szczęście, że był tam portal prowadzący z jaskini na plac zabaw, bo co by się stało, gdyby go nie było? Utknęlibyśmy w tamtej jaskini bez jedzenia nie wiadomo na jak długo. Musimy lepiej radzić sobie z bronią, żeby wykorzystywać nasze moce tylko wtedy, gdy jest to absolutnie niezbędne.
– Oni zaczęli. – Danielle się zirytowała i spojrzała na nas. – Gdy zobaczyłam, jak tarcza wybucha, pomyślałam, że ugaszenie pożaru to dobry pomysł.
– Ja nie wykorzystywałam swojej mocy – powiedziałam, unosząc łuk. – Ćwiczyłam łucznictwo.
– Nie używałaś mocy, bo ona wcale cię nie obroni – rzuciła pogardliwie Danielle.
– Hola. – Blake wyciągnął ramiona i stanął pomiędzy nami. – Po co być takim niemiłym?
– Mówię, jak jest. – Danielle wzruszyła ramionami, ale w jej oczach błysnęła uraza. – A ty nie masz prawa mówić mi, co mam robić. Straciłeś ten przywilej, gdy mnie rzuciłeś.
Patrzyłam to na jedno, to na drugie i przypomniałam sobie znowu, dlaczego ja i Blake nie możemy być razem. Danielle najwyraźniej nie pogodziła się jeszcze z ich rozstaniem.
Miałam wiele do powiedzenia, ale postanowiłam milczeć. Danielle nie miała pojęcia, co tak naprawdę potrafię. Ona i inni wiedzieli tylko o mojej zdolności leczenia (która jest całkiem przydatna w walce, bo może nas wszystkich uratować). Ale żadne z nich nie zdawało sobie sprawy z drugiej strony mojej mocy – z tego, że potrafię dotykiem również zabić. W ten właśnie sposób unicestwiłam harpię. Ściągnęłam czarną energię, dotknęłam bestii i posłałam energię do jej ciała, co zabiło ją w ułamku sekundy.
Wszyscy myśleli, że harpia umarła, bo wbiłam w nią stalagmit. I nigdy nie powinni dowiedzieć się prawdy. Bo używanie czarnej energii… jest zakazane. Gdyby ktoś dowiedział się o tym, co potrafię, odebrano by mi moją moc. Albo jeszcze gorzej.
Zadrżałam na samą myśl o możliwych konsekwencjach i objęłam się ramionami. Przerażało mnie, że potrafię zabijać. Nie chciałam nawet wiedzieć, co Rada Starszych mogłaby mi zrobić, gdyby odkryli prawdę o pełnym zakresie moich zdolności. I dlatego musiałam strzec tej tajemnicy przed wszystkimi – nawet przed innymi członkami drużyny Elementals, Władców Żywiołów. Nie mogłam znieść myśli, że mogliby zacząć się mnie bać. Albo, co gorsza, donieść na mnie.
– Powinniśmy posprzątać – powiedziałam, żeby zmienić temat. – I wygląda na to, że przydałaby nam się nowa tarcza. Ta jest nieźle…
– Upieczona? – Blake uśmiechnął się pod nosem, dokańczając zdanie. – Przysmażona?
– Tak. – Roześmiałam się. – Właśnie tak.
Nasze oczy spotkały się, serce mi podskoczyło i nie potrafiłam się do niego nie uśmiechnąć. Ale szybko odwróciłam wzrok. Nie chciałam przecież, żeby on – albo Danielle – odnieśli mylne wrażenie.
– Pomogę wam posprzątać, ale nie zamierzam wyjaśniać tego Dariusowi – oznajmiła Kate. – To musi zrobić jedno z was, bo to wy narobiliście tego bałaganu.
Nie mieliśmy czasu przedyskutować tego, kto powie mu, że zniszczyliśmy kolejny element wyposażenia treningowego, bo właśnie wbiegł do sali ćwiczeń; otworzył drzwi tak gwałtownie, że odbiły się od ściany. Oczy miał szeroko otwarte, włosy rozwichrzone, a okulary przekrzywione na czubku nosa. Zacisnęłam dłoń na łuku, byłam przygotowana na złe wieści.
– Zabierzcie broń i spotkajmy się przy furgonetce. – Popatrzył na każde z nas. Nie zauważył przy tym zwęglonej tarczy albo po prostu nie zwrócił na nią uwagi. – Przy Hemlock Center widziano potwora.
Kto go widział? – zapytałam, gdy już wsiedliśmy do furgonetki. – Nie ludzie, prawda?
– Czarownicy – odpowiedział Darius, włączając silnik i ruszając w kierunku Hemlock Center. – Od czasu poinformowania lokalnych czarowników o tym, że portal do Kerberosu znajduje się w Kinsley i że jest osłabiony, po okolicy krążą patrole. Mają zgłaszać mi, jeśli zauważą coś niezwykłego, żebym mógł zebrać drużynę, która jest odpowiednio wyszkolona i potrafi się tym zająć.
– Chyba nie zdają sobie sprawy, że ta drużyna to licealiści – mruknął Chris.
– Tylko Rada Starszych wie na razie o waszej piątce – odparł Darius. – Nikt poza tym nie ma pojęcia o waszych umiejętnościach. Nie wiemy, jak zwykli czarownicy na to zareagują. Lepiej się z tym nie wychylać, dopóki nie wymyślimy najlepszego sposobu, jak im to przekazać.
– Dobrze, że wiedzą o osłabieniu portalu – stwierdziła Kate. – Będą będą mogli nałożyć ochronne zaklęcia na swoje domy i miejsca pracy.
– Ale zaklęcia ochronne działają tylko w danym miejscu – odpowiedziała Danielle. – Jeśli pójdą czy pojadą dokądkolwiek indziej, będą stanowić łatwy cel. Nie wiem, jak wasi rodzice, ale moi nie mają pojęcia, jak walczyć. Z taką harpią nie mieliby żadnych szans.
– Całe wieki bezpieczeństwa z pewnością sprawiły, że większość z nas jest nieprzygotowana do walki – zgodził się Darius. – I dlatego bogowie obdarzyli waszą piątkę szczególnymi zdolnościami i mocą. Ale zanim zapomnę, zabrałem trochę wody z dodatkiem żółtej energii. Wypijcie ją, żeby wspomóc swoją koncentrację podczas czekającej was walki.
Chris siedział z tyłu i skorzystał ze swojej mocy, by przenieść butelki z bagażnika i wszystkim je rozdać. Odebrałam swoją i opróżniłam do dna. Gdy żółta energia popłynęła moimi żyłami, umysł od razu mi się rozjaśnił, a zmysły wyostrzyły. Czułam, że jestem gotowa na wszystko.
Darius skręcił furgonetką na podjazd, który prowadził do Hemlock Center. Choć było dopiero późne popołudnie, już zrobiło się ciemno – był luty, więc słońce wcześnie zachodziło. Nigdy wcześniej nie byłam w środku Hemlock Center, ale gdy patrzyłam teraz na ten budynek – dwupiętrowy szpital dla wariatów, który zamieniono na szkołę, a później go porzucono – wydał mi się jeszcze bardziej przerażający. Zbutwiały spadzisty dach i sękate konary drzew wokół – wcale bym się nie zdziwiła, gdyby się okazało, że jest nawiedzony.
– Widziano, jak jakaś istota wchodzi do Hemlock Center około trzydziestu minut temu – poinformował nas Darius, gdy zaparkował tuż przed wejściem. – Według czarowników z patrolu nie opuściła budynku, więc zakładamy, że nadal jest w środku. Opisano ją jako przypominającą ogara, tyle że z dwoma głowami i ogonem skorpiona.
– Ortros? – Zaparło mi dech w piersiach. – Ale przecież…
Blake obrzucił mnie spanikowanym wzrokiem i powstrzymał przed dokończeniem zdania. Darius opisał przecież Ortrosa – ogara, którego zabiliśmy z Blakiem, gdy zaatakował nas na placu zabaw w zeszłym miesiącu. Jednak nikt o tym nie wiedział, bo to się stało, gdy Blake był jeszcze z Danielle. Nie chcieliśmy, żeby dopytywała go o to, co robiliśmy razem późno w nocy. Tak naprawdę nic się wtedy między nami nie wydarzyło – tylko rozmawialiśmy – ale wątpię, by nam uwierzyła. Więc byliśmy cicho. Nie było potrzeby wywoływać afery.
– Czy harpia nie wspomniała czegoś o wysłaniu Ortrosa, żeby cię porwał? I że mu się to nie udało? – zapytała Kate.
– Tak. – Pokiwałam głową, jakbym to właśnie zamierzała powiedzieć. – Wydaje mi się, że wtedy właśnie usłyszałam to imię.
– W takim razie możemy chyba założyć, że Ortros ukrywa się tutaj od jakiegoś czasu – stwierdził Darius, obracając się, by na nas spojrzeć. – Wasza piątka musi się nim zająć, a potem się stamtąd wydostać. Wystarczy, jeśli przebijecie mu serce. Po tych wszystkich treningach przez ostatni miesiąc to powinna być drobnostka.
Zachichotałam, kiedy usłyszałam jego pewność siebie. W zeszłym miesiącu, gdy wraz z Blakiem walczyliśmy z Ortrosem, ledwo udało nam się ujść z życiem. Gdyby nie szybka improwizacja, dzięki której wykorzystałam szczebel drabinki jako oszczep, ogar skonsumowałby nas jako późną kolację.
– Pięcioro na jednego? – Blake uśmiechnął się krzywo i spojrzał na budynek. Pochylił się do przodu, jakby nie mógł się doczekać, kiedy tam wejdzie i zacznie walczyć. – Dlaczego wszyscy sprawiacie wrażenie zdenerwowanych? Oczywiście, że damy sobie radę.
Po tych słowach wysiedliśmy z furgonetki, zabraliśmy broń i ruszyliśmy do środka.
Drzwi do Hemlock Center zaskrzypiały, gdy je otwieraliśmy. Wstrzymałam oddech, zaglądając do środka. Widać było olbrzymie dwukondygnacyjne pomieszczenie, a wokół całego pierwszego piętra były balkony. Wnętrze było ciemne i zatęchłe, płytki popękane, resztki mebli wypłowiałe i rozpadające się. Wiatr wiał przez powybijane okna i do środka dostały się nawet gałęzie drzew, jakby przyroda chciała zagarnąć ten opuszczony budynek dla siebie.
– Widzisz coś? – szepnęła z tyłu Kate.
– Nie. – Poczułam, że jeżą mi się włoski na karku, i poprawiłam łuk, by w każdej chwili być gotową z niego wycelować. – Wchodzimy?
– Ja pójdę pierwszy – zgłosił się Blake i otworzył drzwi szerzej, żeby przez nie przejść. – Wszystko okej – stwierdził. – Ale trzymajcie broń w pogotowiu, na wszelki wypadek. – Wyjął pistolet z kabury, podobnie jak Kate. Chris trzymał w rękach oba noże, a Danielle wysunęła katanę z pochwy.
Weszliśmy do środka w półokręgu, tak jak nauczył nas Darius, plecami do siebie, żeby mieć widok na wszystkie strony. Serce biło mi tak szybko, że z trudem oddychałam, a zaciśnięte na łuku dłonie drżały. Nie będzie ze mnie pożytku w walce, jeśli będę taka zdenerwowana. Wyobraziłam więc sobie niebieską energię, poczułam, jak mnie otacza, i wchłonęłam ją. Moje serce zwolniło i zaczęło bić równomiernie, ogarnął mnie spokój i pewniej stawiałam kroki. Dzięki połączeniu niebieskiej energii z żółtą, którą wypiłam w samochodzie, byłam skoncentrowana jak nigdy.
Dotarliśmy do środka pomieszczenia i rozejrzałam się wokół. Wiedziałam, że w każdej chwili może nas zaatakować Ortros. Byłam na to przygotowana. Ale panowały tam cisza i spokój.
– I co teraz? – zapytała Danielle lekko drżącym głosem.
– Teraz zaprosimy tego brzydkiego psa do zabawy. – Blake wyprostował się i rozejrzał dokoła. – Hej, Ortrosie! – zawołał, a jego głos rozbrzmiał głośnym echem w pustym budynku. – Wiemy, że tu jesteś.
– Wyłaź, wyłaź, gdziekolwiek się schowałeś! – dołączył Chris.
Czekaliśmy w pogotowiu, ale nic się nie wydarzyło.
– Może nie jest taki głupi, jak się nam wydaje – stwierdziła Kate. – Może będziemy go musieli poszukać.
– I złamać szyk tak od razu? – zapytał Chris. – Czy Darius nie mówił, że mamy utrzymać szyk tak długo, jak się da?
– Stanie tu bezczynnie w miejscu nic nam nie da – powiedział Blake. – Widzę czworo drzwi prowadzących z tego pomieszczenia. Niech każdy z nas sprawdzi jedne. Tylko zajrzymy, nie będziemy wchodzić w pojedynkę. Nicole, ty zostań pośrodku i obserwuj.
– Jasne – odpowiedziałam, choć zastanowiło mnie, dlaczego Blake chciał, żebym to właśnie ja nic nie robiła. Czy próbował mnie chronić, bo mu na mnie zależy? A może uznał, że jestem najsłabsza, bo nie mam władzy nad konkretnym, materialnym żywiołem?
Chyba zmieniłby zdanie, gdyby wiedział, co potrafię zrobić ze swoją mocą. Że gdybym znalazła się na tyle blisko Ortrosa, by go dotknąć, ogar zginąłby w ułamku sekundy.
– U mnie nic – oznajmił Chris, zamykając drzwi. – Przynajmniej z tego, co widziałem.
– U mnie też nic – powiedziała Kate. – Wygląda to tak, jakby nikt tu niczego nie ruszał od wielu lat.
I wtedy usłyszałam coś u góry na balkonie – niski, dudniący warkot. Uniosłam łuk ze strzałą wymierzoną mniej więcej w tamtym kierunku.
– Słyszeliście to? – zapytałam szeptem.
Chris podszedł do mnie z nożami gotowymi do użycia.
– Niby co? – zapytał.
Kolejny dudniący warkot rozległ się na piętrze, tym razem głośniejszy. A potem znana mi postać Ortrosa pojawiła się na balkonie – dwie warczące, śliniące się głowy. Chapnął pyskiem i zmrużył oczy na nasz widok, a potem obniżył ciało, jakby szykował się do skoku.
– Nawet o tym nie myśl – powiedział Blake, unosząc pistolet i strzelając prosto w ogara.
Strzał był idealny – prosto w pierś – ale ogar wyrzucił swój skorpioni ogon do przodu, odbił kulę i posłał ją niczym bumerang z powrotem w naszą stronę. Nie zdążyłam się zorientować, co się dzieje, gdy Chris wyciągnął przed siebie dłonie, a kula zaczęła się unosić tuż przed moimi oczami.
Zgarnął ją z powietrza i rzucił na podłogę.
– Masz szczęście, że ćwiczyłem to z Kate – powiedział w moim kierunku. – Bo nie jestem pewien, czy masz tyle uzdrawiającej mocy, by wyleczyć się z kulki w głowie.
– Lepiej tego nie sprawdzajmy – odparłam, wypuszczając strzałę prosto w ogara. Wbiła mu się w łapę, zbyt nisko, by ogon mógł tam sięgnąć i ją odbić, a bliższa głowa wydała z siebie długie wycie. – Na dzisiaj koniec z pistoletami – powiedziałam do Blake’a i Kate. – Nie możemy pozwolić, by kule latały w tę i z powrotem.
– Słusznie. – Blake wsunął pistolet do kabury i wyciągnął zapalniczkę, zapalił ją i zaczął balansować kulą ognia w dłoniach. – I tak jestem lepszy w magii. – Posłał kulę w ogara, lecz ten zeskoczył z balkonu i ogień uderzył w ścianę z tyłu.
Ortros wylądował pośrodku podłogi, a stare płytki popękały pod jego ciężarem. Rozejrzał się znowu wokół i zawarczał. A potem pognał ku wybitemu oknu i zaczął szykować się do skoku.
– Nie tak szybko. – Kate uniosła ramiona i drzewo za oknem zawaliło się, blokując wyjście. – Tak łatwo nam się nie wymkniesz.
Danielle w ułamku sekundy znalazła się przy ogarze, by wymierzyć kataną w jego pysk. Lecz Ortros uniósł ogon i miecz uderzył o metal. Wtedy w stronę ogara poleciał nóż i wbił mu się w szyję – to był Chris. Ogar zawył, a Danielle skorzystała z okazji, by zrobić wielki zamach i odciąć głowę potwora. Krew trysnęła wokół niej, a łeb ogara z łoskotem upadł na ziemię.
Gapiła się na niego z otwartymi ustami. Lecz potwór nadal żył z drugą głową, zamachnął się ogonem i wybił jej katanę z rąk. Musiał rozciąć jej też rękę, bo krzyknęła i złapała się za nadgarstek, z którego lał się strumień krwi.
Blake rzucił w pysk Ortrosa kulę ognia i choć szybko zgasła, miałam dość czasu, by podbiec do Danielle i odepchnąć ją, zanim ogon zdąży ją znowu zranić. Blake nadal rzucał w potwora kulami ognia, a Chris trafił drugim nożem w kikut szyi, na której wcześniej tkwiła głowa. Ja jednak nie mogłam im pomóc, bo musiałam wyleczyć Danielle. Miałam nadzieję, że powstrzymają ogara na tyle długo, żebyśmy obie zdołały wrócić do walki.
Przyskoczyłam do niej i oderwałam jej dłoń od nadgarstka, żeby mu się przyjrzeć.
– Rozciął ci tętnicę – powiedziałam, choć niewiele było widać z powodu lejącej się krwi. – Szybko tracisz krew. Muszę cię natychmiast wyleczyć.
– Okej – pokiwała głową. Była bardzo blada i oddychała płytko.
Przycisnęłam dłoń do rany na jej nadgarstku i zamknęłam oczy. Wyobraziłam sobie, jak sama czułabym się z takim zranieniem – rozcięta skóra, palący ból, słabość, którą musiała odczuwać z powodu błyskawicznej utraty krwi. A potem wyobraziłam sobie białą energię, aż poczułam, że promienieje wokół mnie, i wchłonęłam ją w głąb siebie. Popędziła moimi żyłami, aż światło wypłynęło z mojej dłoni prosto do rany Danielle. Poczułam ciepło w ręce, gdy magia łączyła na powrót jej rozciętą skórę – czułam moc energii w głębi swoich kości. Gdy moja ręka się ochłodziła, uniosłam ją i otworzyłam oczy, żeby sprawdzić, co zdziałałam.
– Jak nowa. – Uśmiechnęłam się zadowolona. – Jak się czujesz?
Spojrzała na mnie swoim chłodnym wzrokiem z wyrazem determinacji na twarzy i odpowiedziała:
– Gotowa do walki.
Wstałyśmy, a ja kopnęłam obciętą głowę ogara w bok niczym piłkę. Danielle podniosła swoją katanę, a ja chwyciłam łuk i rozejrzałam się, by sprawdzić, jak radzą sobie pozostali. Powstrzymywali potwora, ale z trudem. Blake rzucał w niego kulami ognia, gdy tylko miał okazję, a kikut szyi był już zwęglony jak skwarek. Chris próbował podejść bliżej z nożem, ale ogar szybko wymachiwał ogonem, broniąc się. Wybił jeden nóż w powietrze, ale Chris przywołał go z powrotem swoją mocą.
Kate stała nieruchomo, wpatrując się intensywnie w marmurową kolumnę. Wyciągnęła ku niej dłonie i przewróciła ją prosto na Ortrosa, choć ten uskoczył, ledwo unikając zmiażdżenia. Kolumna z hukiem uderzyła o podłogę i posłała w powietrze okruchy płytek. Ogar wykorzystał zamieszanie, by wbiec po schodach, i patrzył na nas z balkonu jedną głową, prychając i uderzając łapami w podłogę.
Wymierzyłam z łuku, gotowa do oddania strzału.
– Hej, Nicole – powiedział Blake, a ja zerknęłam na niego. – Łap.
Rzucił kulę ognia na moją strzałę, co sprawiło, że zapłonęła. Ogar przeskakiwał właśnie przez poręcz, więc nie było czasu do stracenia. Wypuściłam płonącą strzałę prosto w serce potwora.
Zawył i upadł na podłogę z głową wygiętą w nienaturalny sposób i pustką w oczach. Na płytkach wokół rozlała się krew. I wtedy, tak jak za pierwszym razem, gdy go zabiliśmy – gdy byliśmy sami z Blakiem ze szczeblem z drabiny z placu zabaw – zamigotał kilka razy i całkiem zniknął.
Została tylko spalona strzała pośrodku podłogi. Podeszłam do niej, podniosłam ją i wsunęłam z powrotem do kołczanu.
Danielle dołączyła do mnie i kopnęła nogą powietrze, jakby spodziewała się tam ciała ogara.
– Nie ma go – potwierdziła, chowając katanę do pochwy. – To znaczy, że go zabiliśmy, prawda?
– Nawet więcej. – Chris roześmiał się, przybijając z Kate piątkę. – Dosłownie starliśmy go z powierzchni ziemi.
Spojrzałam na Blake’a i serce podeszło mi do gardła, gdy zobaczyłam, że patrzy na mnie z ponurym wyrazem twarzy. Bo migotanie i zniknięcie było takie samo, jak za pierwszym razem, gdy rzekomo zabiliśmy tego stwora. Ustaliliśmy, że nic nie powiemy o tamtej nocy, ale po tym, co się właśnie wydarzyło, pozostali powinni poznać prawdę.
Skinął głową, co uznałam za przyzwolenie.
– Myślę, że go nie zabiliśmy – powiedziałam, wpatrując się w miejsce, w którym ogar zniknął. – Bo już walczyłam z tym potworem. Wtedy też myśleliśmy, że go zabiliśmy. Ale on w jakiś sposób… powrócił.
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej
TYTUŁ ORYGINAŁU:
Elementals 2: The Blood of the Hydra
(Title #2)
Redaktor prowadząca: Aneta Bujno
Redakcja: Monika Pruska
Korekta: Małgorzata Lach
Opracowanie graficzne okładki: Łukasz Werpachowski
Projekt okładki: © The Killion Group, Inc.
Copyright © 2016. Michelle Madow.
Copyright © 2017 for Polish edition by Wydawnictwo Kobiece Łukasz Kierus
Copyright © for the Polish translation by Daria Kuczyńska-Szymala, 2018
Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.
Wydanie elektroniczne
Białystok 2018
ISBN 978-83-66134-39-3
Bądź na bieżąco i śledź nasze wydawnictwo na Facebooku:
www.facebook.com/kobiece
Wydawnictwo Kobiece
E-mail: [email protected]
Pełna oferta wydawnictwa jest dostępna na stronie
www.wydawnictwokobiece.pl
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Rek