Eseje zebrane. Kultura, polityka i sztuka poezji - Adrienne Rich - ebook + książka

Eseje zebrane. Kultura, polityka i sztuka poezji ebook

Rich Adrienne

5,0

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Najlepsze i najważniejsze eseje amerykańskiej poetki i intelektualistki pozwalają w pełni docenić jej talent, błyskotliwość i skalę politycznego zaangażowania. Znajdziemy tu porywające eseje o budzeniu się w autorce świadomości feministycznej, o jej literackich mistrzyniach oraz o tym, jak pojmuje rolę poezji i społeczne zaangażowanie sztuki. Przeczytamy m.in. fragmenty słynnej książki Zrodzone z kobiety. Macierzyństwo jako doświadczenie i instytucja, przełomowy esej Przymus heteroseksualności a egzystencja lesbijska czy tekst, w którym uzasadniała odmowę przyjęcia odznaczenia państwowego od administracji Billa Clintona. Zgromadzone teksty ukazują pełne spektrum jej zainteresowań – daje się tu poznać jako żarliwa feministka, niepokorna myślicielka, polityczna wizjonerka.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 571

Oceny
5,0 (3 oceny)
3
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Krew, chleb i po­ezja

Wy­bór pro­zy 1979–1985

Co po­win­na wie­dzieć ko­bie­ta?

(1979)

Ogrom­nie wzru­szy­ło mnie, że za­pro­si­ły­ście mnie do wy­gło­sze­nia mo­wy na za­koń­cze­nie stu­diów rocz­ni­ka 1979. To dla mnie nie­zwy­kle waż­ne, że mo­gę tu być, po czę­ści dla­te­go, że Smith to jed­na z pierw­szych uczel­ni dla ko­biet, ale tak­że dla­te­go, że na­dal okre­śla się ja­ko żeń­ska szko­ła wyż­sza. Na obec­nym eta­pie hi­sto­rii kry­je się w tym ogrom­ny po­ten­cjał, na­wet je­śli nie zo­stał do­tych­czas w peł­ni wy­ko­rzy­sta­ny. W tych bu­dyn­kach i na ca­łym tym ob­sza­rze drze­mią bo­wiem wiel­kie moż­li­wo­ści dla przy­szłej edu­ka­cji ko­biet, je­śli po­my­śli­my o tym, czym mo­że być nie­za­leż­na uczel­nia żeń­ska: po­świę­co­na kształ­ce­niu ko­biet w za­kre­sie te­go, co ko­bie­ty po­win­ny wie­dzieć, a tym sa­mym – zmia­nie kra­jo­bra­zu wie­dzy sa­mej w so­bie. Sym­bo­licz­nym za­ląż­kiem tych moż­li­wo­ści jest ko­lek­cja So­phii Smith, ar­chi­wum, któ­re wciąż cze­ka na roz­bu­do­wę, ale któ­re sa­mym swo­im ist­nie­niem po­twier­dza, że tu­taj ce­ni się ży­cie i pra­cę ko­biet oraz że na­sze przod­ki­nie, za­głu­sza­ne i mar­gi­na­li­zo­wa­ne przez na­ukę skon­cen­tro­wa­ną na męż­czy­znach, są ży­wo obec­ne, nie­zbęd­ne nam i bar­dzo dla nas cen­ne.

Za­daj­my so­bie pro­ste py­ta­nie: co po­win­na wie­dzieć ko­bie­ta, aby stać się sa­mo­świa­do­mą, sa­mo­sta­no­wią­cą isto­tą ludz­ką? Czy nie po­trze­bu­je wie­dzy o wła­snej hi­sto­rii, o wła­snym upo­li­tycz­nio­nym ko­bie­cym cie­le, o twór­czym ge­niu­szu ko­biet z prze­szło­ści – umie­jęt­no­ściach i kunsz­cie, tech­ni­kach i wi­zjach ko­biet z in­nych epok i kul­tur, o tym, jak po­mi­ja­no ich toż­sa­mość, cen­zu­ro­wa­no je, prze­ry­wa­no im, od­ma­wia­no uzna­nia ich do­ko­nań? Czy ja­ko człon­ki­ni tej więk­szo­ści, któ­ra wciąż nie ma rów­nych praw ja­ko oby­wa­tel­ka, znie­wo­lo­na ja­ko sek­su­al­na zdo­bycz, nie­opła­ca­na lub nie­do­sta­tecz­nie opła­ca­na ja­ko pra­cow­ni­ca, od­su­nię­ta od wła­snej mo­cy – nie po­trze­bu­je ana­li­zy swo­jej sy­tu­acji, wie­dzy o my­śli­ciel­kach z prze­szło­ści, któ­re się nad tym za­sta­na­wia­ły, wie­dzy o bun­tach po­je­dyn­czych ko­biet na ca­łym świe­cie oraz o zor­ga­ni­zo­wa­nych ru­chach prze­ciw­ko nie­spra­wie­dli­wo­ści eko­no­micz­nej i spo­łecz­nej, a tak­że o tym, jak je roz­bi­ja­no i uci­sza­no?

Czy nie po­win­na wie­dzieć, jak na­tu­ral­ne sta­ny ist­nie­nia, ta­kie jak he­te­ro­sek­su­al­ność czy ma­cie­rzyń­stwo, wy­mu­sza się i in­sty­tu­cjo­na­li­zu­je, by po­zba­wić ją wła­dzy? Bez ta­kiej edu­ka­cji ko­bie­ty ży­ły i na­dal ży­ją w nie­świa­do­mo­ści na­sze­go zbio­ro­we­go kon­tek­stu, po­dat­ne na pro­jek­cje mę­skich fan­ta­zji na nasz te­mat, ja­kie wy­ła­nia­ją się ze sztu­ki, li­te­ra­tu­ry, na­uk ści­słych, me­diów i tak zwa­nych stu­diów hu­ma­ni­stycz­nych. Mo­im zda­niem to nie ana­to­mia, ale na­rzu­co­na nie­wie­dza sta­no­wi za­sad­ni­czy czyn­nik na­szej bez­sil­no­ści.

Nie ma dziś – i mó­wię to ze smut­kiem – żad­nej uczel­ni żeń­skiej, któ­ra za­pew­nia­ła­by mło­dym ko­bie­tom edu­ka­cję po­trzeb­ną do prze­trwa­nia ja­ko oso­by w peł­nym sen­sie te­go sło­wa w świe­cie od­ma­wia­ją­cym ko­bie­tom tej peł­ni; by­ła­by to wie­dza, któ­ra, mó­wiąc sło­wa­mi Co­le­rid­ge’a, „po­wra­ca ja­ko po­tę­ga”. Po­ja­wie­nie się za­jęć z za­kre­su stu­diów ko­bie­cych sta­no­wi przy­naj­mniej swe­go ro­dza­ju ko­ło ra­tun­ko­we. Ale na­wet stu­dia ko­bie­ce mo­gą spro­wa­dzać się po pro­stu do hi­sto­rii kom­pen­sa­cyj­nej; na­der czę­sto nie uda­je im się pod­wa­żyć in­te­lek­tu­al­nych i po­li­tycz­nych struk­tur, któ­re trze­ba pod­wa­żyć, je­śli ko­bie­ty ja­ko gru­pa ma­ją kie­dyś uzy­skać zbio­ro­wą, nie­pod­le­ga­ją­cą wy­klu­cze­niom wol­ność. Wciąż po­ku­tu­je prze­ko­na­nie, że uzna­ne dzie­dzi­ny na­uki i ba­dań – któ­re tak nie­ustę­pli­wie wy­klu­cza­ły ko­bie­ty z udzia­łu w ich two­rze­niu – są „obiek­tyw­ne” i „bez­stron­ne”, stu­dia fe­mi­ni­stycz­ne zaś – „nie­nau­ko­we”, „stron­ni­cze” i „zi­de­olo­gi­zo­wa­ne”. Tym­cza­sem wszyst­kie dzie­dzi­ny na­uki, wszyst­kie ob­sza­ry ba­daw­cze i ca­ła sztu­ka są na­ce­cho­wa­ne ide­olo­gicz­nie; w kul­tu­rze nie ma neu­tral­no­ści. Z ko­lei ide­olo­gia wy­kształ­ce­nia, któ­re zdo­by­wa­ły­ście przez ostat­nie czte­ry la­ta na żeń­skiej uczel­ni, to w du­żej mie­rze, o ile nie cał­ko­wi­cie, ide­olo­gia bia­łej mę­skiej su­pre­ma­cji, kon­strukt mę­skiej pod­mio­to­wo­ści. Prze­mil­cze­nia, pu­ste prze­strze­nie, ję­zyk, któ­ry eli­mi­nu­je to, co ko­bie­ce, me­to­dy dys­kur­su mó­wią nam ty­le sa­mo co treść, gdy już na­uczy­my się zwra­cać uwa­gę na to, co po­mi­nię­te, wsłu­chi­wać się w to, co nie­wy­po­wie­dzia­ne, ana­li­zo­wać wzor­ce ugrun­to­wa­nej na­uki i ba­dań okiem oso­by z ze­wnątrz. Jed­no z za­gro­żeń, któ­re nie­sie ze so­bą uprzy­wi­le­jo­wa­na edu­ka­cja ko­biet, po­le­ga na tym, że mo­że­my stra­cić tę per­spek­ty­wę out­si­de­rek i uwie­rzyć, że te sche­ma­ty od­no­szą się do ogó­łu, do ludz­ko­ści, że są uni­wer­sal­ne i obej­mu­ją tak­że nas.

Dla­te­go chcę dziś po­roz­ma­wiać o przy­wi­le­jach, to­ke­ni­zmie i wła­dzy. Wszyst­ko, co mo­gę wam na ten te­mat po­wie­dzieć, zo­sta­ło z tru­dem wy­wal­czo­ne, a usły­szy­cie to z ust ko­bie­ty uprzy­wi­le­jo­wa­nej ze wzglę­du na przy­na­leż­ność kla­so­wą i ko­lor skó­ry, z ust ulu­bio­nej cór­ki oj­ca, wy­kształ­co­nej w col­le­ge’u Radc­lif­fe, któ­ry wów­czas na­zy­wa­no „przy­bu­dów­ką Ha­rvar­du”. Pierw­sze czter­dzie­ści lat prze­ży­łam w cią­głym na­pię­ciu mię­dzy świa­tem, któ­ry na­uczy­li mnie wi­dzieć Oj­co­wie i za któ­re­go wi­dze­nie mnie na­gra­dza­li, a prze­bły­ska­mi zro­zu­mie­nia, ja­kie wi­dy­wa­łam okiem out­si­der­ki. Z cza­sem te prze­bły­ski, któ­re nie­kie­dy zda­wa­ły się ocie­rać o sza­leń­stwo, za­czy­na­ły do­po­mi­nać się, bym je ze so­bą po­łą­czy­ła, bym po­trak­to­wa­ła je po­waż­nie. Do­pie­ro gdy w koń­cu uda­ło mi się po­twier­dzić, że spoj­rze­nie z ze­wnątrz mo­że być źró­dłem uza­sad­nio­nej i spój­nej wi­zji, mo­głam za­cząć pra­cę, któ­rą na­praw­dę chcia­łam wy­ko­ny­wać, żyć ży­ciem, któ­re na­praw­dę chcia­łam pro­wa­dzić, za­miast re­ali­zo­wać za­da­nia, któ­re otrzy­ma­łam ja­ko uprzy­wi­le­jo­wa­na ko­bie­ta i to­ke­nicz­ny sym­bol.

Dla ko­biet wszyst­kie przy­wi­le­je są względ­ne. Nie­któ­re z was nie uro­dzi­ły się z przy­wi­le­jem kla­so­wym czy przy­wi­le­jem ko­lo­ru skó­ry; wszyst­kie jed­nak ma­cie przy­wi­lej edu­ka­cji, na­wet je­śli jest to edu­ka­cja, któ­ra w du­żej mie­rze od­ma­wia wam wie­dzy o so­bie ja­ko ko­bie­tach. Po pierw­sze, ma­cie przy­wi­lej umie­jęt­no­ści czy­ta­nia i pi­sa­nia, a war­to pa­mię­tać, że w do­bie na­ra­sta­ją­ce­go anal­fa­be­ty­zmu sześć­dzie­siąt pro­cent nie­pi­śmien­nych osób na świe­cie to ko­bie­ty. W la­tach 1960–1970 licz­ba nie­pi­śmien­nych męż­czyzn wzro­sła o osiem mi­lio­nów, pod­czas gdy licz­ba anal­fa­be­tek – o czter­dzie­ści mi­lio­nów[1] i wciąż ro­śnie. Po­za umie­jęt­no­ścią czy­ta­nia i pi­sa­nia ma­cie przy­wi­lej do­stę­pu do na­rzę­dzi, dzię­ki któ­rym mo­że­cie wyjść po­za ra­my wy­kształ­ce­nia i pod­dać się re­edu­ka­cji – wy­punk­to­wać fał­szy­we prze­ka­zy w za­leż­nym od obec­nej kul­tu­ry sys­te­mie kształ­ce­nia; prze­ka­zy mó­wią­ce wam, że ko­bie­tom tak na­praw­dę nie za­le­ża­ło na wła­dzy, na­uce czy moż­li­wo­ściach twór­czych ze wzglę­du na psy­cho­bio­lo­gicz­ną po­trze­bę słu­że­nia męż­czy­znom i ro­dze­nia dzie­ci; że tyl­ko kil­ka nie­ty­po­wych ko­biet sta­no­wi­ło wy­ją­tek od tej re­gu­ły; prze­ka­zy mó­wią­ce wam, że ko­bie­ce do­świad­cze­nie nie jest ani nor­ma­tyw­ne, ani cen­tral­ne wzglę­dem ludz­kie­go do­świad­cze­nia. Dys­po­nu­je­cie prze­szko­le­niem i na­rzę­dzia­mi do pro­wa­dze­nia nie­za­leż­nych ba­dań, oce­ny da­nych, kry­ty­ki i wy­ra­ża­nia w ję­zy­ku i for­mie wi­zu­al­nej te­go, co od­kry­je­cie. Ow­szem, jest to przy­wi­lej, ale tyl­ko pod wa­run­kiem że w za­mian za nie­go nie re­zy­gnu­je­cie z po­głę­bio­nej wie­dzy o nie­uprzy­wi­le­jo­wa­nych, wie­dzy o tym, że ja­ko ko­bie­ty by­ły­ście i na­dal je­ste­ście po­strze­ga­ne ja­ko ist­nie­ją­ce nie na wła­snych pra­wach, ale w służ­bie męż­czyzn. I tyl­ko pod wa­run­kiem że nie zre­zy­gnu­je­cie z umie­jęt­no­ści my­śle­nia ja­ko ko­bie­ty, na­wet je­śli w szko­łach wyż­szych i za­wo­dach, do któ­rych wie­le z was tra­fi, bę­dzie­cie chwa­lo­ne i na­gra­dza­ne za to, że „my­śli­cie jak męż­czyź­ni”.

Sło­wo „wła­dza” (po­wer) ma dla ko­biet szcze­gól­ne ko­no­ta­cje. Od daw­na ko­ja­rzy nam się z uży­ciem prze­mo­cy, gwał­tem, po­sia­da­niem bro­ni, bez­względ­nym po­mna­ża­niem bo­gac­twa i gro­ma­dze­niem za­so­bów, z wła­dzą, któ­ra kie­ru­je się wy­łącz­nie wła­snym in­te­re­sem, gar­dząc bez­sil­ny­mi i wy­zy­sku­jąc ich – w tym ko­bie­ty i dzie­ci. Skut­ki tak po­ję­tej wła­dzy są wszę­dzie wo­kół nas, na­wet cał­kiem bez­po­śred­nio w wo­dzie, któ­rą pi­je­my, i po­wie­trzu, któ­rym od­dy­cha­my, w po­sta­ci sub­stan­cji ra­ko­twór­czych i od­pa­dów ra­dio­ak­tyw­nych. Od dłuż­sze­go cza­su fe­mi­nist­ki mó­wią jed­nak o tym, że czas przede­fi­nio­wać po­ję­cie wła­dzy, po­wró­cić do je­go se­man­tycz­nych ko­rze­ni: po­sse, po­te­re, po­uvo­ir: móc, mieć po­ten­cjał, po­sia­dać i wy­ko­rzy­sty­wać swo­ją ener­gię two­rze­nia – moc transformacji. Je­den z naj­wcze­śniej­szych za­rzu­tów wy­su­wa­nych wo­bec fe­mi­ni­zmu, za­rów­no w XIX, jak i XX wie­ku, do­ty­czył te­go, że za je­go spra­wą ko­bie­ty bę­dą za­cho­wy­wa­ły się jak męż­czyź­ni – w spo­sób bez­względ­ny, kie­ru­jąc się żą­dzą wy­zy­sku i opre­sji. Tym­cza­sem ra­dy­kal­ny fe­mi­nizm dą­ży do trans­for­ma­cji re­la­cji mię­dzy­ludz­kich i struk­tur, w któ­rych wła­dza, za­miast być czymś, co gro­ma­dzą nie­licz­ni, by­ła­by udo­stęp­nia­na wie­lu oso­bom i przez wie­le osób współ­dzie­lo­na w po­sta­ci wie­dzy, kom­pe­ten­cji, umie­jęt­no­ści po­dej­mo­wa­nia de­cy­zji, do­stę­pu do na­rzę­dzi, a tak­że w po­sta­ci pod­sta­wo­wych za­so­bów: żyw­no­ści, schro­nie­nia, opie­ki zdro­wot­nej i umie­jęt­no­ści czy­ta­nia i pi­sa­nia. Dla fe­mi­ni­stek – i wie­lu osób spo­za fe­mi­ni­stycz­ne­go gro­na – wciąż waż­ne jest (i słusz­nie), co ozna­cza­ła­by wła­dza w ta­kim spo­łe­czeń­stwie, a tak­że jak wy­glą­da­ją obec­nie względ­ne róż­ni­ce wła­dzy wśród ko­biet i po­mię­dzy ni­mi.

Tu do­cho­dzi­my do trze­cie­go zna­cze­nia wła­dzy w od­nie­sie­niu do ko­biet: złud­nej wła­dzy, któ­rą mę­skie spo­łe­czeń­stwo udo­stęp­nia nie­licz­nym, pod wa­run­kiem że wy­ko­rzy­sta­ją ją do te­go, by za­cho­wać obec­ny stan rze­czy i za­sad­ni­czo „my­śleć jak męż­czyź­ni”. Oto zna­cze­nie ko­bie­ce­go to­ke­ni­zmu: wła­dza ode­bra­na ogrom­nej więk­szo­ści ko­biet zo­sta­je przy­zna­na nie­licz­nym, dzię­ki cze­mu wy­da­je się, że każ­da „na­praw­dę wy­kwa­li­fi­ko­wa­na” ko­bie­ta mo­że uzy­skać do­stęp do po­zy­cji przy­wód­czych, sła­wy i na­gród, a tym sa­mym, że spra­wie­dli­wość opar­ta na za­słu­gach rze­czy­wi­ście wy­gry­wa. Ko­bie­tę to­ke­nicz­ną za­chę­ca się do te­go, by wi­dzia­ła sie­bie ja­ko od­mien­ną od więk­szo­ści po­zo­sta­łych ko­biet, wy­jąt­ko­wo uta­len­to­wa­ną i god­ną uzna­nia oraz by od­dzie­li­ła się od ogó­łu ko­bie­cej kon­dy­cji; „zwy­kłe” ko­bie­ty rów­nież po­strze­ga­ją ją ja­ko od­ręb­ną, a być mo­że na­wet sil­niej­szą niż one sa­me. Ze wzglę­du na to, że je­ste­ście gru­pą ko­biet uprzy­wi­le­jo­wa­nych – w ob­rę­bie na­rzu­co­nych wszyst­kim ko­bie­tom gra­nic – nie­zwy­kle waż­ne dla wa­sze­go przy­szłe­go do­bro­sta­nu jest to, by­ście zro­zu­mia­ły, na ja­kich za­sa­dach dzia­ła to­ke­nizm. Je­go naj­bar­dziej bez­po­śred­nia sprzecz­ność po­le­ga na tym, że cho­ciaż po­zor­nie ofe­ru­je po­je­dyn­czej to­ke­nicz­nej ko­bie­cie środ­ki do re­ali­za­cji jej twór­czej in­wen­cji, do wpły­wa­nia na bieg wy­da­rzeń, to jed­no­cze­śnie, wy­mu­sza­jąc na niej okre­ślo­ne za­cho­wa­nia i styl, za­cie­ra jej out­si­der­skie spoj­rze­nie, któ­re mo­gło­by sta­no­wić dla niej praw­dzi­we źró­dło mo­cy i wi­zji. Po­zba­wio­na te­go spoj­rze­nia z ze­wnątrz, ta­ka ko­bie­ta tra­ci zro­zu­mie­nie, któ­re za­rów­no łą­czy ją z in­ny­mi ko­bie­ta­mi, jak i utwier­dza ją w jej wła­snej toż­sa­mo­ści. To­ke­nizm za­sad­ni­czo wy­ma­ga, aby to­ke­nicz­na jed­nost­ka wy­par­ła się wła­snej przy­na­leż­no­ści do gru­py ko­biet, zwłasz­cza ko­biet mniej uprzy­wi­le­jo­wa­nych niż ona: je­śli jest les­bij­ką, po­win­na za­ne­go­wać re­la­cje z po­szcze­gól­ny­mi ko­bie­ta­mi; utrwa­lić za­sa­dy, struk­tu­ry, kry­te­ria i me­to­do­lo­gie, któ­re funk­cjo­no­wa­ły po to, by wy­klu­czać ko­bie­ty; wy­rzec się kry­tycz­nej per­spek­ty­wy swo­jej ko­bie­cej świa­do­mo­ści lub jej w ogó­le nie roz­wi­jać. Ko­bie­ty in­ne niż ona sa­ma – ko­bie­ty ubo­gie, ko­bie­ty nie­bia­łe, kel­ner­ki, se­kre­tar­ki, go­spo­dy­nie do­mo­we w su­per­mar­ke­cie, pro­sty­tut­ki, sta­re ko­bie­ty – sta­ją się dla niej nie­wi­dzial­ne; być mo­że zbyt do­bit­nie ucie­le­śnia­ją to, przed czym ucie­kła lub chcia­ła uciec.

Rek­tor­ka Con­way po­wie­dzia­ła mi, że co­raz wię­cej ab­sol­wen­tek Smith po­dej­mu­je po­tem stu­dia me­dycz­ne i praw­ni­cze. Na pierw­szy rzut oka to do­bra wia­do­mość: dzię­ki fe­mi­ni­stycz­nej wal­ce ostat­niej de­ka­dy wię­cej drzwi do tych dwóch wpły­wo­wych pro­fe­sji otwie­ra się przed ko­bie­ta­mi. Chcia­ła­bym wie­rzyć, że każ­dy za­wód stał­by się lep­szy, gdy­by wy­ko­ny­wa­ło go wię­cej ko­biet, i że każ­da ko­bie­ta prak­ty­ku­ją­ca pra­wo czy me­dy­cy­nę mo­gła­by wy­ko­rzy­stać zdo­by­tą wie­dzę i umie­jęt­no­ści do pra­cy nad prze­kształ­ce­niem sfe­ry opie­ki zdro­wot­nej i in­ter­pre­ta­cji pra­wa tak, by od­po­wia­da­ły po­trze­bom wszyst­kich tych – ko­biet, osób nie­bia­łych, dzie­ci, se­nio­rów, wy­klu­czo­nych – dla któ­rych obec­nie dzia­ła­ją ja­ko re­pre­syj­ne me­cha­ni­zmy kon­tro­li. Chcia­ła­bym w to wie­rzyć, ale tak się nie sta­nie, na­wet je­śli po­ło­wę per­so­ne­lu w tych za­wo­dach sta­no­wić bę­dą ko­bie­ty, chy­ba że ko­bie­ty te nie zgo­dzą się, by uczy­nio­no z nich to­ke­nicz­ne in­si­der­ki, i żar­li­wie za­cho­wa­ją spoj­rze­nie i świa­do­mość oso­by z ze­wnątrz.

Żad­na ko­bie­ta nie jest tak na­praw­dę in­si­der­ką w in­sty­tu­cjach stwo­rzo­nych przez mę­ską świa­do­mość. Kie­dy po­zwa­la­my so­bie wie­rzyć, że tak jest, tra­ci­my kon­takt z ty­mi czę­ścia­mi nas sa­mych, któ­re ta świa­do­mość de­fi­niu­je ja­ko nie do przy­ję­cia; tra­ci­my kon­takt z ży­wot­ną har­do­ścią i wi­zjo­ner­ską si­łą gniew­nych ba­bek, sza­ma­nek, za­cie­kłych han­dla­rek z woj­ny ko­biet Ig­bo, opie­ra­ją­cych się mał­żeń­stwu tka­czek je­dwa­biu z przed­re­wo­lu­cyj­nych Chin, mi­lio­nów wdów, aku­sze­rek i uzdro­wi­cie­lek tor­tu­ro­wa­nych i pa­lo­nych ja­ko cza­row­ni­ce przez trzy­sta lat w Eu­ro­pie, dwu­na­sto­wiecz­nych be­gi­nek, któ­re utwo­rzy­ły nie­za­leż­ne za­ko­ny ko­bie­ce po­za zwierzch­nic­twem Ko­ścio­ła, uczest­ni­czek Ko­mu­ny Pa­ry­skiej, któ­re po­ma­sze­ro­wa­ły na Wer­sal, nie­wy­kształ­co­nych go­spo­dyń z an­giel­skiej Ko­bie­cej Gil­dii Spół­dziel­czej, któ­re uczy­ły się na pa­mięć po­ezji nad ba­lią z pra­niem i or­ga­ni­zo­wa­ły się prze­ciw­ko uci­sko­wi ja­ko mat­ki, my­śli­cie­lek dys­kre­dy­to­wa­nych ja­ko „na­pa­stli­we”, „roz­wrzesz­cza­ne”, „wa­riat­ki” czy „de­wiant­ki”, któ­rych od­wa­gi gło­sze­nia he­re­zji i mó­wie­nia praw­dy tak bar­dzo po­trze­bu­je­my we wła­snym ży­ciu. Wie­rzę, że du­szę każ­dej ko­bie­ty na­wie­dza­ją du­chy ko­biet z daw­nych cza­sów, któ­re wal­czy­ły o swo­je nie­za­spo­ko­jo­ne po­trze­by, po­trze­by swo­ich dzie­ci, ple­mion i na­ro­dów, któ­re nie go­dzi­ły się na na­ka­zy mę­skie­go Ko­ścio­ła i pań­stwa, któ­re po­dej­mo­wa­ły ry­zy­ko i sta­wia­ły opór, po­dob­nie jak dzi­siej­sze ko­bie­ty – In­ez Gar­cia, Yvon­ne Wan­row, Jo­an Lit­tle, Cas­san­dra Pe­ten – któ­re wal­czą ze swo­imi gwał­ci­cie­la­mi i opraw­ca­mi. Te du­chy miesz­ka­ją w nas i pró­bu­ją do nas prze­mó­wić. Mo­że­my jed­nak zde­cy­do­wać, że po­zo­sta­nie­my głu­che; to­ke­nizm zaś, mit „wy­jąt­ko­wej” ko­bie­ty, po­zba­wio­nej mat­ki Ate­ny wy­ro­słej z gło­wy oj­ca, mo­że spra­wić, że nie usły­szy­my ich gło­su.

W koń­czą­cej się wła­śnie de­ka­dzie, gdy co­raz wię­cej ko­biet wkra­cza na ścież­kę ka­rie­ry za­wo­do­wej (choć na­dal do­świad­cza­ją mo­le­sto­wa­nia sek­su­al­ne­go w miej­scu pra­cy, choć na­dal, je­śli ma­ją dzie­ci, pra­cu­ją na dwa peł­ne eta­ty, choć męż­czyź­ni na­dal zde­cy­do­wa­nie prze­wa­ża­ją li­czeb­nie na sta­no­wi­skach kie­row­ni­czych i de­cy­zyj­nych), mu­si­my przede wszyst­kim pa­mię­tać o tym, co ruch fe­mi­ni­stycz­ny gło­sił od sa­me­go po­cząt­ku, gdy kształ­to­wał się pod ko­niec lat sześć­dzie­sią­tych: żadna kobieta nie jest wyzwolona, dopóki wszystkie nie będziemy wyzwolone. Me­dia za­le­wa­ją nas ko­mu­ni­ka­ta­mi, w któ­rych mó­wi się nam, że w dzi­siej­szych cza­sach „al­ter­na­tyw­ne sty­le ży­cia” są po­wszech­nie ak­cep­to­wa­ne, że „kon­trak­ty mał­żeń­skie” i „no­wa in­tym­ność” re­wo­lu­cjo­ni­zu­ją związ­ki he­te­ro­sek­su­al­ne, że wspól­ne ro­dzi­ciel­stwo i „no­we oj­co­stwo” zmie­nią świat. Ży­je­my w spo­łe­czeń­stwie oma­mio­nym przez prze­mysł „roz­wo­ju oso­bi­ste­go” i „ludz­kie­go po­ten­cja­łu”, przez złu­dze­nie, że in­dy­wi­du­al­ną sa­mo­re­ali­za­cję moż­na osią­gnąć w cią­gu trzy­na­stu ty­go­dni, czy wręcz w je­den week­end, że wy­ob­co­wa­nie i nie­spra­wie­dli­wość do­świad­cza­ne przez ko­bie­ty, przez oso­by Czar­ne i z Trze­cie­go Świa­ta, przez bied­nych, w świe­cie rzą­dzo­nym przez bia­łych męż­czyzn, w spo­łe­czeń­stwie, któ­re nie za­spo­ka­ja na­wet pod­sta­wo­wych ludz­kich po­trzeb i któ­re po­wo­li za­tru­wa sa­mo sie­bie, moż­na zła­go­dzić lub zni­we­lo­wać za po­mo­cą Me­dy­ta­cji Trans­cen­den­tal­nej. Być mo­że naj­zwięź­lej­szym wy­ra­zem te­go prze­sła­nia, ja­ki wi­dzia­łam, jest skie­ro­wa­ny do ko­biet ma­ga­zyn „Self”. Ob­sta­wa­nie przez fe­mi­nizm przy tym, że oso­bo­wość (sel­fho­od) każ­dej ko­bie­ty jest cen­na, że ko­bie­ca ety­ka sa­mo­wy­rze­cze­nia (self-de­nial) i sa­mo­po­świę­ce­nia (self-sa­cri­fi­ce) mu­si ustą­pić miej­sca praw­dzi­wej ko­bie­cej iden­ty­fi­ka­cji, któ­ra po­twier­dzi na­szą więź ze wszyst­ki­mi ko­bie­ta­mi, zo­sta­ło wy­pa­czo­ne do po­sta­ci ko­mer­cyj­nie opła­cal­ne­go i po­li­tycz­nie wy­nisz­cza­ją­ce­go nar­cy­zmu. To nie­zwy­kle waż­ne, aby każ­da z was – a wie­le z tych ko­mu­ni­ka­tów szcze­gól­nie do was się kie­ru­je – po­tra­fi­ła wy­raź­nie od­róż­nić „wy­zwo­lo­ny styl ży­cia” od fe­mi­ni­stycz­nej wal­ki i do­ko­na­ła świa­do­me­go wy­bo­ru.

Utar­ło się, że prze­mó­wie­nia do ab­sol­wenc­kie­go gro­na koń­czą się pu­en­tą, iż bez wzglę­du na to, ile złe­go zro­bi­ły po­przed­nie po­ko­le­nia, to wła­śnie wcho­dzą­ca w do­ro­słe ży­cie ge­ne­ra­cja mu­si ura­to­wać świat. Ja chcia­ła­bym ra­czej po­wie­dzieć wam, ko­bie­ty z rocz­ni­ka 1979: po­sta­raj­cie się być god­ne swo­ich przod­kiń, wy­cią­gnij­cie na­ukę z wa­szej hi­sto­rii, szu­kaj­cie in­spi­ra­cji u wła­snych an­te­na­tek. Je­śli ta hi­sto­ria zo­sta­ła wam źle prze­ka­za­na, je­śli jej nie zna­cie, wy­ko­rzy­staj­cie przy­wi­lej do­stę­pu do wy­kształ­ce­nia, by ją po­znać. Zdo­by­waj­cie wie­dzę o tym, jak nie­któ­re uprzy­wi­le­jo­wa­ne ko­bie­ty sta­wa­ły na prze­szko­dzie idei ko­bie­ce­go wy­zwo­le­nia, in­ne zaś po­świę­ca­ły wła­sne przy­wi­le­je, aby tę spra­wę wspie­rać; uczcie się o tym, jak bły­sko­tli­we i od­no­szą­ce suk­ce­sy ko­bie­ty nie zdo­ła­ły stwo­rzyć spra­wie­dliw­sze­go i bar­dziej opie­kuń­cze­go spo­łe­czeń­stwa, wła­śnie dla­te­go że sta­ra­ły się to ro­bić na wa­run­kach, któ­re za­ak­cep­to­wa­li­by i to­le­ro­wa­li ota­cza­ją­cy je po­tęż­ni męż­czyź­ni. Uczcie się być god­ny­mi ko­biet z każ­dej kla­sy, kul­tu­ry i epo­ki hi­sto­rycz­nej, któ­re dzia­ła­ły na prze­kór oby­cza­jom, śmia­ło prze­ma­wia­ły, gdy szy­ka­no­wa­no je i nę­ka­no fi­zycz­nie za pu­blicz­ne wy­stą­pie­nia; ko­bie­ty, któ­re – jak An­ne Hut­chin­son, Ma­ry Wol­l­sto­ne­craft, sio­stry Grim­ké, Ab­by Kel­ley, Ida B. Wells-Bar­nett, Su­san B. An­tho­ny, Lil­lian Smith czy Fan­nie Lou Ha­mer – prze­ła­my­wa­ły ta­bu, sprze­ci­wia­ły się nie­wol­nic­twu, wła­sne­mu i in­nych osób. Sta­nie się ko­bie­tą to­ke­nicz­ną – nie­za­leż­nie od te­go, czy zdo­by­wasz Na­gro­dę No­bla, czy tyl­ko uzy­sku­jesz etat na uczel­ni za ce­nę wy­par­cia się wła­snych sióstr – ozna­cza w grun­cie rze­czy, że sta­jesz się kimś gor­szym od męż­czy­zny, po­nie­waż męż­czyź­ni są lo­jal­ni przy­naj­mniej wo­bec wła­sne­go świa­to­po­glą­du, swo­ich praw bra­ter­stwa i mę­skie­go in­te­re­su wła­sne­go. Nie su­ge­ru­ję, by­ście na­śla­do­wa­ły mę­ską lo­jal­ność; po­dob­nie jak fi­lo­zof­ka Ma­ry Da­ly uwa­żam, że wię­zi mię­dzy ko­bie­ta­mi mu­szą mieć zu­peł­nie in­ny cha­rak­ter i cał­ko­wi­cie in­ny cel: nie po­win­no w nich cho­dzić o ską­pie­nie in­nym za­so­bów i wła­dzy, ale o uwal­nia­nie w so­bie na­wza­jem nie­zba­da­nych jesz­cze po­kła­dów i trans­for­ma­cyj­nej mo­cy ko­biet, któ­ry­mi tak dłu­go po­gar­dza­no, któ­re ogra­ni­cza­no i mar­no­tra­wio­no. Zdo­by­waj­cie wszel­ką moż­li­wą wie­dzę i umie­jęt­no­ści w każ­dym za­wo­dzie, ale pa­mię­taj­cie, że więk­szość wa­szej edu­ka­cji mu­si po­le­gać na sa­mo­kształ­ce­niu, na ucze­niu się rze­czy, któ­re ko­bie­ty mu­szą wie­dzieć, i na przy­wo­ły­wa­niu gło­sów, któ­re mu­si­my usły­szeć w so­bie.

Mo­wa do ab­sol­wen­tek Smith Col­le­ge, Nor­thamp­ton w sta­nie Mas­sa­chu­setts, 1979 rok.

Przy­pi­sy

Krew, chleb i po­ezja. Wy­bór pro­zy 1979–1985

Co po­win­na wie­dzieć ko­bie­ta? (1979)

[1] Uni­ted Na­tions, De­part­ment od In­ter­na­tio­nal Eco­no­mic and So­cial Af­fa­irs, Sta­ti­sti­cal Of­fi­ce, 1977Com­pen­dium of So­cial Sta­ti­stics, New York 1980.

Ty­tuł ory­gi­na­łu: Es­sen­tial Es­says. Cul­tu­re, Po­li­tics, and the Art of Po­etry

Re­dak­cja: Ka­ro­li­na Gór­niak-Pra­snal

Ko­rek­ta: Pau­li­na Le­nar, Alek­san­dra Czyż

Współ­pra­ca re­dak­cyj­na: Ma­ciej Olek­sy

Pro­jekt okład­ki: Prze­mek Dę­bow­ski

Kon­wer­sja do for­ma­tów EPUB i MO­BI: Mał­go­rza­ta Wi­dła

197. pu­bli­ka­cja wy­daw­nic­twa Ka­rak­ter

ISBN 978-83-68059-10-6

Co­py­ri­ght © 2018 by the Ad­rien­ne Rich Li­te­ra­ry Trust

Co­py­ri­ght © 2009, 2003, 2001, 1993, 1986 by Ad­rien­ne Rich

Co­py­ri­ght © 1979, 1976 by W.W. Nor­ton & Com­pa­ny, Inc.

In­tro­duc­tion co­py­ri­ght © 2018 by San­dra M. Gil­bert

First pu­bli­shed by W.W. Nor­ton & Com­pa­ny, Inc. All ri­ghts re­se­rved

Co­py­ri­ght © for the trans­la­tion by Ka­ja Gu­cio, 2024

Wy­daw­nic­two Ka­rak­ter

ul. Gra­bow­skie­go 13/1, 31-126 Kra­ków

ka­rak­ter.pl

Za­pra­sza­my in­sty­tu­cje, or­ga­ni­za­cje oraz bi­blio­te­ki do skła­da­nia za­mó­wień hur­to­wych z atrak­cyj­ny­mi ra­ba­ta­mi. Do­dat­ko­we in­for­ma­cje pod ad­re­sem sprze­daz@ka­rak­ter.pl oraz pod nu­me­rem te­le­fo­nu 511 630 317.