Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Nie mogą żyć bez siebie. Razem jednak czeka ich tylko zniszczenie.
Ollie nie wie już, kim jest. Musi zapomnieć o wszystkim, co myślał, że wie. Co uważał za pewnik. Gdy powraca na Uniwersytet Dolor, jego uczucia zostają wystawione na prawdziwą próbę, a jego demony witają go z otwartymi ramionami. Upadek jest nieunikniony. Ale jego prawdziwym celem jest niezmiennie Mia.
Siedem miesięcy temu Ollie porzucił ją i poddał się ciemności. Kiedy zburzył mury, które chroniły ją przed światem zewnętrznym, na światło dzienne wyszły wszystkie głęboko skrywane i zakopane traumy. Gdy zniknął, zostawił ją bezbronną i osamotnioną. Teraz powrócił, wraz z nowymi twarzami i przeszkodami, które stoją na ich drodze. Mówi, że nikomu nie można ufać. Nawet jemu. Czy dziewczyna będzie wystarczająco silna dla nich obojga?
Po prostu zostań ze mną, Mia.
Nawet kiedy cię nie ma?
Zwłaszcza gdy mnie nie ma.
Ta historia jest naprawdę SPICY. Sugerowany wiek: 18+
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 467
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Even When I’m Gone to drugi tom serii Zostań ze mną. Jeśli nie przeczytaliście pierwszego tomu, możecie poczuć się zagubieni.
Na potrzeby całej trylogii zainwestowałam dużo czasu w pracę badawczą, ale fragmenty dotyczące leków są oparte na moim własnym wieloletnim doświadczeniu. Warto zaznaczyć, że psychotropy na każdego wpływają inaczej. Nie jestem lekarzem ani dyplomowanym psychiatrą, więc odradzam zmiany w dawkach bez uprzedniej konsultacji ze specjalistą. Po analizie własnego życia, rozmowach z osobami zmagającymi się z opisanymi w książce przypadłościami i setkach godzin badań doszłam do wniosku, że każdy człowiek po swojemu doświadcza tej ścieżki. Nie napisałam niniejszej opowieści, by ktokolwiek zmienił zdanie; proszę tylko, żebyście zachowali otwarte umysły. Zaakceptujcie osoby, które różnią się od Was. Każda sytuacja ma dwie strony, które z perspektywy uczestników wydarzeń zdają się poprawne.
Niniejsza książka nie stroni od trudnych tematów. Opinie postaci niekoniecznie odzwierciedlają moje zdanie. Historia zawiera treści tylko dla dorosłych, wulgaryzmy, wyraziste sceny erotyczne oraz niepokojące wydarzenia, które mogą wywołać silne reakcje emocjonalne. Zapraszam do lektury na własne ryzyko.
Mam jednak nadzieję, że przypadnie Wam do gustu moja kreatywna interpretacja oraz świat, który stworzyłam.
Playlista dostępna na Spotify:https://spoti.fi/2mlHWFF oraz na stronie internetowej:https://www.nicolefiorina.com
Tato,
gdybyś był ze mną, próbowałbyś mnie przekonać, żebym dała sobie spokój. Oboje wiemy jednak, że jestem dżokerem, nieprzewidywalną dziką kartą, która odziedziczyła po matce bezkompromisową niezależność, a po Tobie nieugiętą szczerość, więc zrobiłam swoje. Może nie tak, jak byś się spodziewał, ale podarowałam Ci namiastkę sprawiedliwości, na którą zasługiwałeś. Żałuję tylko, że nie mogłam zrobić więcej.
Dedykuję tę książkę Tobie, tato.
To twoja sprawiedliwość, a moja zemsta.
Kocham Cię.
Córka, która nie potrafi się pogodzić.
Ollie
Nie wiem, co jest bardziej przerażające:
burza szalejąca w moim umyśle czy martwa cisza.
Oliver Masters
Zachowywałem się jak ostatni dupek.
Nie mogę nawet wymawiać się ignorancją.
Można by pomyśleć, że świadomość własnych czynów powinna była ułatwić mi zadanie.
Tak się jednak nie stało.
Uczyniła nasze rozstanie jeszcze trudniejszym.
– Ollie wrócił – rozległ się znajomy głos.
Odwróciłem się i ujrzałem Jake’a i Mię. Gdy spojrzałem jej w oczy, spełniły się moje najgorsze obawy, choć nie byłem gotowy na tę rewelację. Kiedyś ją kochałem, ta dziewczyna była dla mnie całym światem. Pamiętałem uczucia, które jeszcze niedawno do niej żywiłem, choć ich miejsce zajęło coś innego.
Poczucie zdrady? Nie. Wściekłość? Nie.
Coś znacznie gorszego.
Pustka.
Moja mała eksplozja nadziei zawiesiła na mnie wzrok, w jej oczach zapłonęła wiara. Nie stanąłem jednak na wysokości zadania – odwróciłem się i odszedłem w swoją stronę.
Tak było łatwiej, Mio.
Poszedłem do akademika, ale usłyszałem za sobą echo kroków dziewczyny niosące się po korytarzu. Powinienem był się domyślić, że tak łatwo nie odpuści, nie byłem jednak gotowy na konfrontację. Przynajmniej na razie. Musiałem wpierw znaleźć odpowiedzi na pytania, które bez wątpienia mi zada.
Przestrzegłem ją, jak wpłynie na mnie terapia. Pod wpływem leków wszystko widziałem wyraźnie. Nie mogłem uwierzyć, że pokochałem dziewczynę, którą zepsuł mój brat.
Chwyciła mnie za rękę i odwróciła. Wiedziałem, że to ona, zanim spojrzałem jej w oczy. Doskonale znałem jej dotyk. Wypaliła w mojej duszy ślad równie trwały jak tatuaż, gdyż kiedyś byliśmy nierozłączni. Co prawda mężczyzna, którym wówczas byłem, przepadł, ale nawet leki nie mogły w pełni usunąć śladu odciśniętego w tak wielu miejscach.
Miałem nadzieję, że doświadczę tej samej więzi, którą poczułem, kiedy po raz pierwszy ujrzałem ją w stołówce. Nic z tego. Wyszczerzyłem do niej zęby, ale nie był to udany uśmiech. Nie czułem przecież radości, którą mógłbym okazać. Cholera.
– Sam nie wiem, co powiedzieć – stwierdziłem.
Unikałem kontaktu wzrokowego, lecz tylko dlatego, że się bałem, i to jak diabli. Nie chciałem niczego poczuć. A co, jeśli jednak poczuję? Emocje wszystko komplikują. Zdecydowanie łatwiej jest mieć wszystko gdzieś. Tego właśnie pragnął mój organizm, toteż spojrzałem gdzieś za Mię, jakbym miał do czynienia z blaknącym cieniem przeszłości.
– Powiedz cokolwiek – poprosiła, ujmując mnie za rękę.
Do niedawna pragnąłem tylko jej dotyku, ale teraz łaknąłem ciszy.
Wyrwałem się i spojrzałem w jej złotobrązowe oczy. Swego czasu szukałem ich w każdym pomieszczeniu, do którego wszedłem. Jej promienną twarz chciałem oglądać zaraz po przebudzeniu.
Musiałem ją jednak odtrącić, żeby oszczędzić jej rozczarowania. Czyniłem to dla jej dobra.
– Pieprzyłaś się z moim bratem. Za długo to ciągnąłem – przypomniałem jej.
Była to prawda – Mia faktycznie parzyła się z Oscarem. Zdawało mi się, że naszej miłości nic nie skala, pomyliłem się jednak. Moje serce i dusza przyoblekły się w niezniszczalny pancerz.
– Co za długo ciągnąłeś? – zapytała.
Co prawda uniosła brodę, rzucając mi wyzywające spojrzenie, ale w kącikach jej oczu zaczęła zbierać się wilgoć. Jej cudowne usta drżały.
Wziąłem głęboki wdech.
Odetchnąłem.
– Ciebie i mnie razem.
Nie pozwoliłem sobie na kontakt wzrokowy, ale wyłowiłem uchem znajomy urywany oddech. Taki sam słyszałem, kiedy kładłem ją na materacu i pieściłem tymi samymi ustami i językiem, które dopiero co wymówiły cztery proste słowa.
Zgrywała twardą. W zasadzie była twarda, w końcu nauczyłem ją tego. Mogłem jednak pstryknięciem palcami pozbawić ją sił.
– Ollie, to przez te leki. Sam nie wiesz, co mówisz. – Pokazała mi palec, na którym nosiła pierścionek. – Przecież mi obiecałeś, do kurwy nędzy! – Dłoń jej zadrżała.
– Nie przeklinaj, kotku. To mnie nie kręci.
Ruszyłem w swoją stronę, ale zastąpiła mi drogę.
– Powiedz mi, co mam zrobić, Ollie! Jak mam ci przypomnieć? – zapytała głosem, w którym pobrzmiewała desperacja. Taka sama desperacja widniała w jej oczach. Ot, moja mała eksplozja nadziei.
– Nie dasz rady. To koniec. Musisz się z tym pogodzić – odparłem, zmuszając się do wypowiedzenia każdego słowa.
Dotknęła mojej twarzy. Cały zesztywniałem pod wpływem jej dotyku. Górowałem nad nią, toteż mogłem ją z łatwością podnieść i cisnąć na drugi koniec korytarza, ale rozbroiła mnie pięcioma delikatnymi palcami.
Moje niezdolne do niczego ciało i bezradne usta uległy. Nawet serce mi stanęło, zachowało się jak ostatni idiota bezmyślnie oczekujący na rozkaz.
– Proszę, spójrz na mnie – powiedziała Mia błagalnie.
Musiałem tylko nieznacznie przesunąć wzrok na lewo, żeby ją ujrzeć, ale nawet tak skromny wysiłek wiele mnie kosztował. Poczułem się wyczerpany.
Popatrzyliśmy sobie w oczy. Co prawda miałem wszystko gdzieś, lecz chwyciłem dłonie, które do mnie wyciągnęła. Początkowo zamierzałem je odsunąć, coś we mnie jednak pękło.
Ponownie zamarłem w bezruchu.
Mia zbliżyła się nieśmiało i stanęła na palcach. Zamknąłem oczy. Po chwili ledwo wyczuwalnie musnęła mnie ustami i cofnęła się, a ja rozwarłem powieki.
Jej nos pstrzyło dwanaście piegów, miała je również pod złotobrązowymi oczami, które płonęły ogniem pochodzącym z głębi duszy. Przypomniałem sobie jej słodki smak i cudowny zapach. Jej imię brzmiało niegdyś jak poezja.
Toczyłem zażartą wewnętrzną walkę.
Szwarccharakter zmagał się z bohaterem. Anioł ścierał się z demonem. Niebo i piekło walczyły o dominację.
W mgnieniu oka przetoczyła się przeze mnie fala emocji, w których mimo wszystko się zanurzyłem. Nie miałem innego wyjścia, choć obwiniałem Mię. Zawsze miała nade mną władzę.
Przywarłem do niej nieopatrznie ustami, jakby nie miało być jutra. Nie dała jednak rady mnie zakotwiczyć; wody niemocy okazały się zbyt rwące.
Wyrwałem się jej.
– Głupi jestem – wyszeptałem, lecz moja mroczna strona skłoniła mnie do chichotu, jakby nie miało to żadnego znaczenia. Obrzuciłem Mię wzrokiem, wyobrażając sobie, jak obmacywał ją mój brat. Należała do niego, zanim oddała się mnie. – Trzymaj się ode mnie z daleka, Mio.
Kilka przeklętych słów.
Poczułem ziejącą złowrogą dziurę, ale i tak odszedłem.
Rozpłakała się tam, gdzie ją zostawiłem. Stawiałem krok za krokiem, lecz jakaś drobna cząstka mojego serca, której nie zatruły leki, wtórowała jej, szarpiąc mnie od środka.
Wepchnąłem ręce do kieszeni, zacisnąłem pięści i zamknąłem oczy.
Mia
Nieobecność i czas
to dwa najpowolniejsze rodzaje śmierci.
Oliver Masters
Siedem miesięcy później
Bez uśmiechu wbijał we mnie spojrzenie nieruchomych oczu. Postronny obserwator uznałby go za znudzonego, ale znałam Zeke’a już prawie rok – była to oznaka zadowolenia.
Pokój, w którym zazwyczaj odbywała się terapia grupowa, był pusty w weekendy. Początkowo przychodziłam tu, żeby przegnać z myśli Olliego, względnie zaspokoić potrzebę muzyki. Teraz każdej soboty grałam na pianinie, żeby choćby na chwilę ukoić skołatany umysł Zeke’a.
Doktor Conway zauważyła u niego poprawę, odkąd zaczęłam mu grać. Cieszyłam się, że mogę mu pomóc. Przynajmniej raz nie niszczyłam komuś życia, tylko je ułatwiałam. Dobrze się ze sobą czułam; co prawda Ollie zniknął, ale czas, który z nim spędziłam, gruntownie mnie odmienił.
– No dobra, godzina minęła – powiedziałam do Zeke’a, kładąc dłonie na udach.
Chłopak się nie odezwał, ale podziękował mi prostym gestem dłoni. Jak zwykle.
Poznałam nieco miganie dzięki obserwacji, ale uczyłam się głównie z książki, którą znalazłam w bibliotece. Nie opanowałam jeszcze w pełni języka migowego, Zeke jednak na razie wykazywał się cierpliwością.
Gdy tylko wstałam, Zeke zetknął kciuk i palec wskazujący, tworząc kółko. Dobrze wiedziałam, o co zaraz zapyta. Był uzależniony od rutyny, toteż znowu zapytał o Olliego. Robił tak każdej soboty, kiedy zbierałam się do wyjścia.
Nie widziałam mojego chłopaka, odkąd zniknął z Dolor. Nikt mi nie wytłumaczył, dlaczego dziekan Lynch usunął go z programu, choć nie brakowało plotek równie bezwstydnych jak przyrodzenie Maddie. Niektórzy obwiniali Lyncha, któremu zarzucali nonszalancję i dyskryminację, ale nie znali całej historii. Ponoć dziekan postanowił wywalić Olliego, żeby udowodnić swe oddanie wartościom Dolor. Inni z kolei zgadywali, że nieobecność Mastersa jest chwilowa na czas dochodzenia w sprawie jego brata. Obie teorie trzymały się kupy, ale Lynch nie zamierzał mi się zwierzać.
Jednego byłam pewna: tęskniłam za Olliem.
Pierwsze trzy miesiące bez niego były nieznośne, a kolejne trzy otępiające. Niepewność uczyniła je znacznie gorszymi. Nie wiedziałam, czy jeszcze go zobaczę. Nie miałam też pojęcia, czy wszystko z nim w porządku ani czy mu się poprawiło.
„Trzymaj się ode mnie z daleka, Mio”, powiedział na odchodne, ale nie dbałam o to. Nie był wtedy sobą, zresztą sam mnie przestrzegł. Postanowiłam mu zawierzyć. „Zostań ze mną, choćby mnie zabrakło”, powiedział tej nocy, gdy wślizgnął się do Bzikolandii i wyznał mi miłość. Zamierzałam trzymać się tych słów.
Sęk w tym, że go zabrakło.
Ponad siedem miesięcy trzymałam się jednak postanowienia.
Udzieliłam Zeke’owi takiej samej odpowiedzi jak każdej soboty. Kazałam mu zamknąć oczy i zmusiłam się do całkiem przekonującego uśmiechu. Usłyszałam echo powolnego niepokojącego głosu Olliego. „Jeśli rzeczywistość stanie się nie do zniesienia, zamknij oczy. Stworzono nas w końcu z wyobraźnią”. Zacisnęłam powieki, zmagając się ze łzami, które domagały się uwolnienia. Nie zamierzałam jednak beczeć w obecności Zeke’a.
– Ani kroku dalej – poleciłam, obrzuciłam wzrokiem korytarz i zamknęłam za sobą drzwi pokoju. Chłopak o blond włosach zamarł w bezruchu, a ja zmrużyłam oczy. – Jake? To naprawdę ty?
Jake powoli się odwrócił, na jego twarzy pojawił się promienny uśmiech.
– Cześć, Crap Bag!
Ani się obejrzałam, a poderwał mnie z podłogi i uścisnął.
Kiedy skończył się rok akademicki, ojciec Jake’a wypisał syna z programu, żeby zabrać go na misję zorganizowaną przez jego parafię. Zniknięcie Jake’a i Olliego sprawiło, że bliżej zaprzyjaźniłam się z Brią.
– Naprawdę myślałam, że już się nie spotkamy – przyznałam, gdy postawił mnie z powrotem na podłodze.
Wbił we mnie spojrzenie niebieskich oczu.
– No cóż, nadal jestem gejem. – Zachichotał.
Nie spodziewałam się, że jednak zatęsknię za tym rechotem.
– W takim razie mam fart – powiedziałam, szczerząc zęby. – Idziesz na kolację?
Kiwnął głową. Poszliśmy razem do stołówki.
– Powiedz mi lepiej, co tu się działo przez ostatnie dwa miesiące.
– Ollie nadal nie wrócił. Za to Alicia opuściła Dolor.
– Bez jaj!
– To był jej ostatni rok tutaj. Myślałam, że ci powiedziała. – Zerknęłam na niego.
Jake cały czas patrzył przed siebie.
– Wiedziałem o tym, ale miałem nadzieję, że spotkamy się jeden ostatni raz. – Uderzył się dłonią w czoło. – Cholera, nawet nie wiem, jak się nazywa.
– Ale nadal są Bria i Liam – dodałam szybko, żeby poprawić mu humor, i trąciłam go ramieniem. – Pojawił się za to nowy chłopak. Jest całkiem, całkiem.
Jake uniósł brew.
– Bardziej pod ciebie czy pode mnie?
– Ha! Nie obiecuj sobie za dużo. – Pokręciłam głową. – Możemy patrzeć, ale nie dotykać.
– Jak ma na imię?
Podniosłam tacę.
– W sumie nie wiem. Jest nieśmiały, rzadko się odzywa.
Jake obrzucił wzrokiem stołówkę, jakby miał misję do wykonania.
– Widzisz go gdzieś?
Zerknęłam za siebie.
– Nie.
– Lepiej zróbmy nalot na jego pokój, przedstawmy się i zaprośmy go na imprezę frajerów – powiedział z żartobliwym przekąsem w głosie.
Przypomniałam sobie dzień, kiedy poznałam Jake’a i Alicię. Uśmiechnęłam się do siebie. Miałam wrażenie, że od tamtego momentu upłynęły wieki, choć w istocie minął zaledwie rok.
– Aleś ty uparty.
– Coś jest na rzeczy – przyznał, podniósł własną tacę i ruszyliśmy do mojego stołu. Przywitaliśmy się z Zekiem, Jake zasiadł przy drugim końcu blatu. – Jakieś wieści o Isaacu i Oscarze?
Ciarki przeszły mi po plecach. Tak było zawsze, kiedy ktoś wymieniał ich imiona. Nadal prześladowały mnie ciemne oczy Oscara, jego dotyk i drwiący ton. Był bratem Olliego, przez niego mój chłopak zniknął z Dolor.
Przemogłam się.
– Lynch potwierdził, że Oscara mamy z głowy. Dostał trzydzieści lat odsiadki za przestępstwa na tle seksualnym.
– A Isaac? – zapytał Jake, zajadając kolację.
– Pięć, bo nie jest recydywistą. Trafił tu przez uzależnienie od narkotyków. Przynajmniej tyle zdradził mi Lynch.
Jake kiwnął głową.
– Jak radzi sobie Bria?
– Całkiem dobrze. Powinna tu zaraz przyjść – odpowiedziałam, zerkając na wejście. – Zbliżyłyśmy się przez ostatnie miesiące. Doktor Conway i Lynch pozwolili nam stworzyć grupę wsparcia dla osób zmagających się z konsekwencjami molestowania seksualnego. Spotykamy się raz w tygodniu.
Jake spojrzał na mnie z dumą.
– Kto by pomyślał?
– Skrzyknęłam grupkę i namówiłam Brię, żeby mi pomogła. Pomyślałam sobie, że skoro mamy takie, a nie inne doświadczenia, możemy przynajmniej komuś pomóc. Poza tym musiałam jakoś zabić czas… – Urwałam, gdyż Ollie po raz kolejny wtargnął do moich myśli.
Jake odłożył widelec, otarł serwetką kąciki ust i zmiął bibułę w pięści. Wiedziałam, co mu chodzi po głowie. Chciał to powiedzieć wprost, ale na chwilę zawiesił na mnie badawczy wzrok.
– Tęsknisz za nim – stwierdził wreszcie.
– Nawet nie wiesz jak bardzo. – Westchnęłam.
Na krótką chwilę zapadła cisza, która oplotła mi się wokół szyi niczym stryczek. Zastanowiłam się, czy tak ma wyglądać reszta mojego życia. Czy już zawsze będę musiała się zmagać ze wspomnieniami o nim? Wiedziałam, że z nikim nie nawiążę równie głębokich relacji. „W takim razie chwytaj dzień. Każdy moment jest cenny, prawda?” – powiedział niegdyś Ollie.
Rzekłeś, Ollie. Nie żałuję ani sekundy, którą z tobą spędziłam.
– Ja pierdzielę – wyszeptał Jake, sprowadzając mnie z powrotem do rzeczywistości. – Zapomniałem, jaki świetny tyłek ma nasz książę Harry. – Pochylił się w moją stronę. – Jak mu było?
Pokręciłam głowę i wyciągnęłam widelec z ust.
– Ethan Scott.
– Faktycznie. – Jake uniósł widelec, ale nadal z otwartymi ustami wpatrywał się w ochroniarza. – Nigdy nie przepadałem za rudzielcami, ale dla tego rozpętałbym wojnę.
Zaśmiałam się, nawet szczerze. Cholera, stęskniłam się za nim.
– Nawet o tym nie myśl.
– Bez jaj, przecież widzisz, jaki jest napakowany. – Jake pochylił się w moją stronę. – Wyobrażałaś sobie, co ukrywa pod mundurem?
Oderwałam uwagę od jedzenia i wyłowiłam wzrokiem jasnoniebieskie oczy Ethana, który siedział na drugim końcu stołówki. Puścił do mnie oko i lekko skinął głową.
Jake’owi wyleciał z ręki widelec.
– A nie mówiłem? Właśnie mi stanął.
– Jake!
– Swoją drogą, skąd go znasz? – zapytał, nie odrywając wzroku od Ethana.
– Zaprzyjaźniliśmy się – powiedziałam swobodnie.
Nadal wyraźnie pamiętałam tamten dzień. Najpierw spotkaliśmy się w gabinecie pielęgniarki. Dochodziłam do siebie po ataku Oscara, a Ethan miał mnie przesłuchać. Pracował teraz w Dolor jako ochroniarz. Kiedy Ollie zniknął, Ethan znalazł mnie na korytarzu, zabrał na zewnątrz i towarzyszył mi, aż nieco doszłam do siebie. Stwierdził wówczas, że nie chciał, aby ktokolwiek zobaczył mnie w takim stanie, bo jeszcze bym skończyła na oddziale psychiatrycznym. Został ze mną do zmroku, nie odzywając się ani słowem, aż się wypłakałam.
– Jesteście przyjaciółmi?
– No. To on mnie namówił, żebym założyła grupę pomocy. – Zerknęłam na Jake’a, który nadal uśmiechał się z niedowierzaniem. Wskazałam widelcem jego tacę. – Lepiej wcinaj kolację.
– Mam apetyt na coś zupełnie innego.
– No proszę, Jake od kosmicznych jaj – zaśpiewała Bria, zajmując miejsce obok mnie.
– Wolę Jake’a od kosmicznych orgazmów – odparował chłopak.
– To się nazywa chciejstwo. – Zachichotałam.
Bria i Jake wymienili się wakacyjnymi opowieściami i wspólnie dokończyliśmy posiłek. Bria opowiadała o naszym programie z taką pasją, że mimowolnie się uśmiechnęłam. Miała błysk w oczach, kiedy wspomniała o planach na kolejny rok. Żałowałam tylko, że Ollie nie mógł być świadkiem jej przemiany, w którą sama włożyłam nieco wysiłku.
– Wybieramy się do nowego nabytku, żeby sprawdzić, co to za jeden – wyjaśnił Jake, podnosząc tacę. – Idziesz z nami?
Bria kiwnęła głową, dopiła sok i wyrzuciła opakowanie do najbliższego kosza.
Kiedy wychodziliśmy, Ethan zaprosił mnie do siebie lekkim ruchem głowy.
– Zaraz do was dołączę! – zawołałam do towarzyszy.
– Jake Tomson. Ten z zeszłego roku, nie? – zapytał Ethan. Patrzył przed siebie, ale trzymał dłonie na pasie.
Poznałam go jakieś siedem miesięcy wcześniej. Podczas lata nawiązaliśmy osobliwą więź, o której wiedzieliśmy tylko my dwoje. Stał się wobec mnie nadopiekuńczy, czasem podejrzewałam, że jestem dla niego substytutem jego zmarłej siostry. Nie miałam jednak stuprocentowej pewności. Czasem traktował mnie jak dziecko, czasem spoglądał na mnie z podziwem. Był skomplikowanym człowiekiem, który budził we mnie fascynację.
Stanowił wyzwanie, twardy orzech do zgryzienia.
Postawiłam sobie jednak za punkt honoru, że go rozgryzę.
– Jake Tomson jest niegroźny, Ethanie.
Spuścił głowę, na krótką chwilę wbił we mnie spojrzenie lodowato niebieskich oczu, po czym ponownie powiódł wzrokiem po pomieszczeniu.
– Wszyscy tutaj są niebezpieczni, Jett. – Głęboko westchnął i usiadł wygodniej. – Nie bądź naiwna. Nie brakuje tu szumowin, a ja nie mogę cały czas cię pilnować.
– Przecież nie musisz.
– Jak sobie chcesz. W takim razie dzisiaj musisz poradzić sobie sama.
Skrzyżował ręce na piersi, a ja się spięłam.
– Dobra.
– Dobra.
Wywróciłam oczami, odeszłam w swoją stronę i pobiegłam za Jakiem i Brią.
– Nie biegać po korytarzu! – zawołał za mną Ethan, nie kryjąc sarkazmu.
Powoli się uśmiechnęłam; wiedziałam, że Ethan się odwrócił, by odprowadzić mnie wzrokiem. Nie zwolniłam jednak, bo nadal odgrywałam rolę zbuntowanej twardej laski.
Tak właśnie wyglądały nasze relacje. Dogadywał mi, ale jego oczy twierdziły coś zupełnie innego. Ethan nigdy się nie uśmiechał, ale to on wyciągnął do mnie pomocną dłoń, kiedy zniknął Ollie. Spędziłam resztę semestru we mgle, z której Ethan mnie wyciągnął. Gdybym nie poznała mojego chłopaka, całkiem możliwe, że zadurzyłabym się w ochroniarzu, choć traktował mnie jak nieporadną młodszą siostrę. Spotkałam jednak Olliego, a to oznaczało, że nie zakocham się już w nikim innym.
– To tutaj? – zapytał Jake, gdy dogoniłam ich w drugim skrzydle.
– Tak… Tutaj – wydyszałam, opierając ręce na kolanach.
Jake szeroko otworzył oczy.
– Cholera, skapcaniałaś, dziewczyno. Lepiej zadbaj o kondycję. Byłaś w świetnej formie, kiedy chodziłaś z Olliem.
Bria wybuchła śmiechem.
Ja nie.
Jake zarzucił mi rękę na ramiona.
– No dalej, wrzuć na luz.
Drzwi się otworzyły, a my natychmiast stanęliśmy na baczność. Mężczyzna, który nam otworzył, miał ponad metr osiemdziesiąt wzrostu, długie ciemne włosy sięgały mu do ramion. Płatki uszu miał mocno rozciągnięte prawdopodobnie pod wpływem ciężaru pokaźnych kolczyków. Jego blada skóra kontrastowała z czarnym ubraniem, a usta były wręcz doskonałe. Wbił w nas spojrzenie chłodnych błękitnych oczu skrytych pod długimi rzęsami.
– Trzeba wam czegoś?
– Ja… w sumie… – zaczął bełkotać Jake, ale trącił mnie ramieniem, prosząc o pomoc. Sprawiał wrażenie zahipnotyzowanego.
– Jestem Mia, a to Bria i Jake. Chcieliśmy cię powitać w Dolor – powiedziałam. Nie nawykłam do witania ludzi, więc starałam się przypomnieć sobie, jak zrobili to moi towarzysze, kiedy odwiedzili mnie pierwszego dnia. – Przyłączysz się do imprezy frajerów?
Czarnowłosy facet uniósł brew.
– Do imprezy frajerów?
– Żartuję tylko. Widzisz, kiedy tu przyje…
Bria wbiła piętę w moją stopę, żeby mnie uciszyć.
– Chodzi jej o to, że jeśli masz ochotę się zabawić, daj nam tylko znać.
– A dlaczego zakładacie, że trzeba mnie pocieszyć?
Bria zahuśtała się na piętach i przyłożyła palec do ust, nakazując nam milczenie. Miała go w garści.
– Trochę rozrywki jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Spotkajmy się w piątek po śniadaniu.
Pochylił się we framudze.
– Rano? Dlaczego?
– B-bo t-to c-całodniowe w-wydarzenie – zająknęła się.
Wspaniale, zaczęła pękać. Stojący na prawo ode mnie Jake nadal się ślinił, a Bria najwyraźniej zapomniała, jak używać strun głosowych.
– Jaki ci na imię? – zapytałam.
Ciemnowłosy chłopak zawiesił na mnie wzrok.
– Jude.
– Do zobaczenia w piątek, Jude. – Chwyciłam bezradnych towarzyszy za ręce i odciągnęłam ich od drzwi. – Musicie zapanować nad nerwami – powiedziałam, gdy oddaliliśmy się o jakieś trzy metry, i zerknęłam za siebie. Jude wyglądał na korytarz, na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu.
– Łatwo ci mówić. Masz obsesję na punkcie tylko jednego faceta, którego zresztą tu nie ma – odezwała się wreszcie Bria, gdy przezwyciężyła odurzenie Jude’em. – On już nie wróci, Mio. Minęło siedem miesięcy. Musimy się wreszcie zabawić.
– Tylko mi nie mów, że Mia już siedem miesięcy… – wtrącił wyraźnie zaszokowany Jake.
– Bria też nie – przystąpiłam do kontrataku.
– Mam swoje powody – broniła się dziewczyna. Natychmiast pożałowałam ostrych słów. Poczułam się jak ostatnia świnia; w końcu moja koleżanka nadal dochodziła do siebie po niefortunnym sylwestrze. Byłam z niej jednak dumna, gdyż i tak zrobiła wielki postęp. – Ale Jude to facet, którego potrzebuję, żeby wreszcie się przemóc.
Stanęłam naprzeciwko kolejnego wypełnionego książkami regału, który sięgał aż po sufit. Kolory obwolut zlewały się w jedno, gdy wędrowałam w tę i z powrotem, szukając wyjścia. Zgubiłam się w labiryncie; serce łomotało mi jak zwariowane, oddychałam z najwyższym trudem. Wiedziałam, że jeśli przestanę pędzić przed siebie, wywieszę białą flagę, toteż nie ustawałam w wysiłkach.
– Gdzie jesteś, Ollie? – jęknęłam, rozglądając się dookoła. Widziałam tylko książki, które zdawały się mnie osaczać. – Odezwij się!
Miałam wrażenie, że tomiszcza drwią z mojej desperacji, szepcząc złośliwie. Czułam się, jakby ich słowa ściskały mi gardło. Odniosłam wrażenie, że alejki się kurczą, a półki walą na mnie. Ani się obejrzałam, a musiałam przeciskać się przez wąskie przejścia.
Nogi odmówiły mi jednak posłuszeństwa i upadłam na podłogę. Skryłam twarz w dłoniach, poczułam się pokonana.
– Obudź się!
Otworzyłam oczy. Ktoś pochylił się nade mną i położył mi dłoń na ramieniu.
– Ollie?
Mężczyzna zacisnął szczęki.
– To ja, Ethan.
– Ethan… – Westchnęłam, mrugając kilkakrotnie. Spociłam się, włosy przywierały mi do twarzy. Zrzuciłam z siebie kołdrę. W pokoju było ciemno, ale wyłowiłam wzrokiem sylwetkę Ethana, który przysiadł na skraju materaca. Otarł mi twarz chłodnym ręcznikiem. Robił tak zawsze, kiedy zaglądał do mnie w środku nocy. – Mówiłeś, że już nie będziesz przychodził.
Ochroniarz milczał, odgarnął mi tylko włosy z szyi. Przyjemny chłód złagodził wpływ koszmaru sennego.
– Nie mogłem zignorować twoich krzyków – wymamrotał.
Zmagałam się z koszmarami, odkąd zniknął Ollie. Rzadko pamiętałam ich treść, ale Ethan od siedmiu miesięcy pomagał mi się z nich otrząsnąć.
Zapanowałam nad oddechem, przewróciłam się na drugi bok i spojrzałam na ochroniarza, który wodził ręcznikiem po mojej szyi i obojczyku. Nigdy nie dotykał mnie rękami, ograniczał się do ręcznika, który zawsze miał na podorędziu.
Używał go bowiem każdej nocy.
Tym razem potrzebowałam jednak czegoś więcej.
Powoli ujęłam go za palce, które nadal ściskały mokry ręcznik. Miałam gonitwę myśli; nie wiedziałam, co wyprawiam, ale łaknęłam fizycznego kontaktu. Ollie zniknął, a ja byłam zdesperowana. Irracjonalne myśli zasugerowały, że dłonie mężczyzny wyleczą mnie z poczucia straty. Choć może chciałam tylko, żeby ktoś mnie przytulił? Ból przecież powracał, kiedy tylko zamykałam oczy. Ollie nie mógł mi pomóc, ale miałam pod ręką Ethana. Ochroniarz ani drgnął; zamarł w bezruchu, świadomy prawdopodobnych konsekwencji. Patrzył mi w oczy, gdy przyłożyłam jego dłoń do swojej twarzy. Zacisnęłam powieki, napawając się jej ciepłą skórą. Nie dotykał mnie tak jak Ollie, ale i tak przynosił mi ukojenie. Odetchnęłam, nie wypuszczając jego ręki. Czekałam na reakcję.
Ethan pogładził mnie kciukiem po czole i sam cicho westchnął. Kiedy otworzyłam oczy, ponownie na niego spojrzałam.
– Proszę, nie zostawiaj mnie – wykrztusiłam. – Zostań ze mną choćby na chwilę. Póki nie zasnę, dobrze?
Zredukował usta do wąskiej kreseczki. Odgarnął mi z twarzy kolejne kosmyki, nie odrywając ode mnie wzroku.
– Nie stawiaj mnie w takiej sytuacji.
Cofnął dłoń i popatrzył gdzieś w bok.
Następnie wstał i poprawił sobie pas. Swego czasu bałam się podzwaniania kluczy, ale Ethan pomógł mi przezwyciężyć ten strach. Nie drżałam już, kiedy tylko słyszałam ten dźwięk. Nie mogłam się wręcz doczekać, aż ponownie się rozlegnie.
Ethan znów zawiesił na mnie wzrok. Obrzucił spojrzeniem moje spocone ciało, zatrzymując się na twarzy.
– Do zobaczenia rano, Jett.
Nie miałam pojęcia, dlaczego nigdy nie mówił mi po imieniu. Przewróciłam się na drugi bok wsłuchana w jego kroki, które mnie przygnębiały. Po chwili usłyszałam, jak zamyka za sobą drzwi.
Mia
Wiem, że jesteś zdesperowana,
ale jego dotyk cię nie uzdrowi.
Owszem, czujesz się pusta w środku,
ale on mnie nie zastąpi.
Ostrzegałem cię, kotku,
ale jesteś nad wyraz uparta.
Oliver Masters
Muszę przyznać, że jestem pod wielkim wrażeniem postępu, jaki zrobiłaś przez poprzedni semestr. Zwłaszcza w porównaniu z pierwszym – powiedziała doktor Conway, kiedy zasiadłyśmy w jej gabinecie. – Masz jakieś cele, które chciałabyś zrealizować w tym roku?
Do rozpoczęcia kolejnego semestru pozostał tydzień. Co prawda raz w tygodniu zajmowałam się grupą wsparcia, a w nocy zmagałam się z koszmarami, ale i tak miałam dość czasu, żeby rozmyślać o Olliem. Bez względu na to, ile zadań przed sobą stawiałam, zdawał się wszechobecny.
– Cele… – Zaśmiałam się cicho, siedząc na skórzanej kanapie. – Nigdy się nie spodziewałam, że kiedykolwiek na poważnie o nich pomyślę.
Doktor Conway spuściła głowę o starannie przystrzyżonej grzywce.
– Przestań się tak surowo oceniać – wymamrotała, obróciła krzesło na kółkach i wstała. Następnie podeszła do małego stolika po drugiej stronie gabinetu i wyciągnęła szufladę. – Tego szukałam. – Uniosła triumfalnie zielony notatnik, jakby znalazła zwycięski los na loterię.
– Co to?
– Twoja pierwsza praca domowa w tym roku, moja droga. – Wręczyła mi notes. – Chciałabym, żebyś zaczęła prowadzić dziennik. Powinno ci to pomóc.
Jęknęłam i opadłam na kanapę.
– Dlaczego zawsze każe mi pani pisać i czytać?
– Dla stymulacji umysłu.
– Mój mózg to nie mięsień, który wymaga ćwiczeń.
Doktor Conway zasłoniła sobie uszy.
– Będę udawać, że tego nie słyszałam. – Zaśmiałam się, a terapeutka ponownie usiadła, kręcąc głową nad moim komentarzem. – Ale wracając do tematu… Co zamierzasz zrobić, kiedy opuścisz Dolor? Myślałaś o dalszych studiach?
– Prawdę powiedziawszy, nie zastanawiałam się nad tym.
Prawdę powiedziawszy, poczyniłam pewne plany związane z Olliem. Mój chłopak marzył o karierze poety, chciał jeździć po świecie, pomagając bezsilnym. Nieraz mówiłam mu, że zamierzam być świadkiem jego sukcesów, gdyż śniłam o wspólnym życiu. Przynajmniej dopóki nie pozbawił mnie tej fantazji. Nie znaczyło to jednak, że zmieniłam postanowienie. Zamierzałam przetrwać kolejny rok w Dolor, odnaleźć go i przypomnieć mu o miłości, którą niegdyś mnie obdarzył.
– W takim razie zacznij. Życie przed tobą, Mio. W tym semestrze pomogę ci złożyć dokumenty na uniwersytety w Stanach.
– Dzięki.
Pogładziłam okładkę dziennika. Zieleń przybrała wówczas ciemniejszy odcień, który wrócił do normy, gdy ponownie przejechałam palcami po notesie. W zasadzie doceniłam propozycję doktor Conway, ale nie chciałam wracać do Pensylwanii. Nic tam na mnie nie czekało.
Wielka Brytania stała się moim domem.
Ollie stał się moim domem.
Po drodze do akademika usłyszałam za sobą kroki. Kilkakrotnie się odwracałam, ale za każdym razem cichły. Po chwili ruszałam dalej, lecz prześladowca nie ustępował; odgłos potężniał z każdym stąpnięciem, toteż przyspieszyłam. Zerknęłam za siebie, kiedy skręciłam, i zderzyłam się z czymś, co przypominało kamienny mur.
Upuściłam notatnik. Czyjeś silne dłonie chwyciły mnie za łokcie, żebym się nie wywróciła.
– Nie szarżuj tak, laleczko – odezwał się niski głos.
Był to Jude, który wbijał we mnie spojrzenie jasnobłękitnych oczu. Trzymał mnie pewnie, mimo to naprężyłam mięśnie.
– Przepraszam, wydawało mi się, że… – Zerknęłam za siebie, ale nikogo tam nie było. Pokręciłam głową. – Chyba coś mi się pomyliło. Zdawało mi się, że ktoś mnie śledzi.
Jude wypuścił mnie i cofnął się o krok.
– Co tu w ogóle robisz? – zapytałam, podnosząc upuszczony notatnik. – Twój pokój jest w drugim skrzydle.
Jude odgarnął z twarzy czarne włosy i wzruszył ramieniem.
– Zgubiłem się.
Zapadła niezręczna cisza. Chłopak nadal mierzył mnie paraliżującym spojrzeniem.
– Wszystko gra? – rozległ się opanowany głos Ethana, który położył mi dłoń na ramieniu. – Zaczepiał cię, Jett?
Przełknęłam ślinę.
– Nie, ja tylko…
– Szukałem kibla, kolego – wtrącił Jude.
Ethan cofnął dłoń i wskazał za siebie.
– Twój kibel jest tam, w innym skrzydle. I nie jestem twoim kolegą.
Jude spuścił głowę i czmychnął.
Odwróciłam się do Ethana.
– Nie musiałeś go tak potraktować, to ja się z nim zderzyłam.
Ethan odprowadził Jude’a nieufnym wzrokiem.
– Nie powinno go tu być.
– Tylko się zgubił, Ethanie.
Ochroniarz przeniósł na mnie spojrzenie.
– Nie mów mi po imieniu.
– Wedle życzenia, funkcjonariuszu Scott – parsknęłam. – Coraz częściej mi się wydaje, że sam powinieneś tu mieszkać, a nie pracować.
Ethan zmarszczył brwi, patrząc mi w oczy. Nie dałam mu szansy na odpowiedź – odwróciłam się na pięcie i odeszłam w swoją stronę. W lecie spędziliśmy razem wiele nocy, gawędząc do świtu. Z reguły rozmawialiśmy o różnicach między Stanami a Wielką Brytanią, o serialach telewizyjnych i muzyce. Dowiedziałam się, że Scott jest zaledwie kilka lat starszy ode mnie, ale niechętnie mówił o sobie. Wspomniał tylko, że musi przepracować tu okrągły rok, żeby dostać awans. Pech chciał, że ze wszystkich możliwych instytucji trafił akurat do Dolor.
Było jasne, że nie jest z tego powodu zadowolony.
Jego zainteresowanie wzbudziły jednak podobieństwa między mną a jego zmarłą siostrą. Poznałam Ethana w zeszłym roku, kiedy zaatakował mnie Oscar. Dowiedziałam się wówczas, że siostra ochroniarza również padła ofiarą gwałtu, ale w przeciwieństwie do mnie odeszła wkrótce potem. Ethan nie podzielił się ze mną szczegółami, wypytywał mnie natomiast o moją własną traumatyczną przeszłość. W zasadzie nie miałam nic przeciwko temu; jeśli mogłam mu pomóc zrozumieć los siostry, byłam chętna do pomocy.
Gdy tylko weszłam do mojego pokoju, zaatakował mnie fetor śmierci. Zakryłam nos dłonią, zamknęłam za sobą drzwi, cisnęłam notes na biurko i odszukałam źródło smrodu.
Odór był tak odrażający, że poczułam ostrzegawcze palenie w gardle. Kucnęłam i wyciągnęłam spod łóżka szufladę na ciuchy. Widok był tak odpychający, że odskoczyłam, podpierając się na rękach, i zaczęłam się cofać, aż uderzyłam plecami o ścianę. Wrzasnęłam jak opętana, oczy niemal wyszły mi z orbit.
W szufladzie leżało zmasakrowane zwierzęce truchło.
Krwista czerwień i futro zmieszały się z moimi ciuchami.
Poczłapałam do kosza na śmieci, pochyliłam się w ostatniej chwili i zwymiotowałam.
– Mia? Co tu się… – powiedział ktoś, chwytając mnie za ramiona.
Nagły dotyk sprawił, że aż mnie poderwało. Odwróciłam się, przywierając plecami do ściany. Kiedy zauważyłam, że to Ethan, zarzuciłam mu ręce na szyję, wypłakując się w jego koszulę. Ochroniarz się spiął, ale rozluźnił po chwili i odwzajemnił uścisk, chwytając mnie jedną dłonią za tył głowy.
– Kto mógł coś takiego zrobić? – jęknęłam.
Drugą ręką objął mnie wpół.
– Jakiś zwyrodniały skurwiel – wymamrotał na wydechu. – Chodźmy stąd, trzeba to zgłosić.
Wyraźnie nie chciał, żebym się przyglądała zawartości szuflady. Wyprowadził mnie z pokoju i pomógł mi oprzeć się o ścianę, a ja próbowałam przegnać z umysłu upiorną wizję. Ethan zawiesił na mnie spojrzenie niebieskich oczu, sięgnął po przytroczone do pasa radio i wezwał pomoc.
– Zgadza się, czwarte skrzydło… – powtórzył, przymocował urządzenie do pasa, pochylił się w moją stronę i położył mi dłonie na ramionach. – Powiedz, to pierwszy tego rodzaju przypadek? – Pokiwałam głową, próbując zapanować nad roztrzęsionymi dłońmi. – Ktoś cię straszył?
– Nie, całe lato miałam spokój – odpowiedziałam, kręcąc głową. Kolejna łza spłynęła mi po policzku. Ethan odruchowo sięgnął, żeby ją otrzeć, ale w ostatniej chwili się powstrzymał. Westchnął, spuścił głowę i pozwolił ręce opaść. – Ethanie… – zaczęłam.
Jego imię zawisło między nami, odgrywając rolę prośby i zarazem pytania. Chciałam go poprosić, żeby przegnał ten moment, żeby wymazał mi z pamięci minione dziesięć minut, słowa jednak utknęły mi w gardle. Przygryzłam wnętrze policzka, aby nie okazać emocji. Starałam się zapanować nad szlochem.
Ethan uniósł mi twarz, popatrzył w nią.
– Zostań tu. Rozejrzę się.
Kiwnęłam głową.
Kiedy odszedł, oparłam się o ścianę i zsunęłam na podłogę.
– Gdzie będziesz teraz mieszkać? – zapytał Jake, przekrzykując szum wody.
Stałam pod prysznicem i stałam, obsesyjnie rozmyślając o martwym kocie. Szorowałam ciało, aż się zaczerwieniło; analizowałam minione tygodnie, zastanawiając się, dlaczego ktoś mógł coś takiego uczynić, ale moje wysiłki spełzły na niczym.
– Zgadnij. – Westchnęłam.
– Mam nadzieję, że nie przeniosą cię do innego skrzydła.
– Funkcjonariusz Scott nie pozwoliłby na to – powiedziałam cicho.
Miałam nadzieję, że Jake nie będzie czepiał się słówek. Nikt nie wiedział o mojej przyjaźni z Ethanem, nawet Bria. Utrzymywaliśmy swoje kontakty w tajemnicy. Ceniłam sobie komitywę, na którą miałam wyłączność. Sęk w tym, że na razie ochroniarz potrafił oddzielać sprawy prywatne od służbowych, incydent z martwym zwierzęciem sprawił jednak, że nasze oba światy się zderzyły. Zastanawiałam się, jak wpłynie to na nasze relacje.
– W takim razie gdzie?
Odwróciłam się pod prysznicem, odchyliłam głowę i zaczęłam masować palcami skalp.
– W dawnym pokoju Olliego – odpowiedziałam.
To tam pocałowaliśmy się po raz pierwszy. To tam powoli się w nim zakochałam. To tam się kochaliśmy, i to nieraz.
– Bez jaj! – Stojący za kotarą Jake się zaśmiał. – Moje biedactwo. To się nazywa tortura.
– No nie?
– Wiedzą chociaż, czyja to sprawka?
– Nie, ale prowadzą śledztwo.
Zakręciłam wodę i wycisnęłam włosy.
– Cholera, zapomniałam ręcznika. Mógłbyś mi go podać?
– Nie ma problemu – powiedział Jake.
Czekałam naga i mokra, czując coraz większy chłód. Kilka sekund później Jake wcisnął ręcznik w szczelinę między kotarą a ścianką działową.
– Dzięki.
Opatuliłam się ręcznikiem i odsunęłam kotarę. Ubrany tylko w bokserki Jake stał przed lustrem, wygniatając na szczoteczkę pastę do zębów.
Zerknęłam na wejście do łazienki. Zauważyłam Ethana, który opierał się o ścianę. Gdy tylko spojrzeliśmy sobie w oczy, odwrócił głowę i wyprostował się.
Od zeszłego roku podwojono ochronę kampusu. Do każdego skrzydła przydzielono ochroniarza, goryle krążyli też między stołówką a wspólną łazienką. Zacisnęłam na sobie ręcznik i sięgnęłam po szczoteczkę, która leżała na skraju umywalki.
– No i muszę nosić ciuchy z Bzikolandii, dopóki nie dostanę nowych – dodałam, wpatrując się w bezbarwne szmaty. Moja stara garderoba, łącznie z koszulką opatrzoną napisem „śliczna psycholka”, nie nadawała się już do niczego.
Jake wypluł pastę.
– Jakby brakowało nam atrakcji – zauważył.
– Żałuj, że nie widziałeś bielizny, którą mnie obdarowali.
Chłopak opłukał szczoteczkę i postukał nią o krawędź umywalki.
– Nie chwytam, dlaczego cię to gryzie. Przecież nikomu nie pokażesz gaci.
Co prawda byłam do niego zwrócona tyłem, ale poczułam na sobie wzrok Ethana. Odwróciłam się i popatrzyłam mu w zmrużone przenikliwe oczy. Irytowałam się, kiedy traktował mnie jak dziecko, ale tym razem spoglądał zupełnie inaczej. Postanowiłam podrażnić się z nim, żeby poprawić sobie humor. Maruderzy wychodzili z łazienki, para stopniowo zanikała. Tylko połowa braci studenckiej została na wakacje, a to oznaczało, że wkrótce znowu zaroi się tu od ludzi. Zamierzałam wówczas brać prysznic z samego rana, jak dawniej.
– Dobra, to narka.
Jake zmierzwił sobie włosy i czmychnął, a ja skończyłam myć zęby.
Zostałam sam na sam z Ethanem. Kiedy się do niego odwróciłam, naprężył ciało, nie odrywając ode mnie wzroku, i zacisnął palce na pasie. Było jasne, że chce uciec, ale znacznie potężniejsza siła nie pozwoliła mu na to.
Pociągnęłam za ręcznik, pozwalając mu opaść na podłogę.
Ethan zacisnął szczęki pokryte lekkim rudym zarostem. Wpatrywał się w moje nagie ciało, nadal przywierając do ściany. Oddychaliśmy ciężkim powietrzem, nasze klatki piersiowe miarowo falowały.
Wreszcie w jego oczach pojawił się podziw, którego pragnęłam.
– Ubierz się, Jett – powiedział gardłowym głosem, po czym odchrząknął. – Proszę.
– Nigdy ci nie podziękowałam za wszystko, co dla mnie zrobiłeś. – Podniosłam ręcznik i wytarłam sobie włosy. – Ale traktujesz mnie jak dziecko! Już mi to zbrzydło!
Spojrzał gdzieś w bok.
– W takim razie przestań zachowywać się jak mała dziewczynka.
– A wyglądam na taką?
– Nie rób tego – ostrzegł.
– Nie ma mowy, popatrz na mnie – nakazałam, wskazując się palcem. Ethan na chwilę spuścił głowę. Serce waliło mi jak zwariowane, gdy czekałam na jego reakcję. Chciałam, żeby znowu na mnie spojrzał. Pragnęłam znowu poczuć się doceniona. W ten sposób niegdyś spoglądał na mnie Ollie. – Wyglądam ci na dziecko?
Ethan przeniósł na mnie wzrok. Mina mu zrzedła, ale sycił oczy moim widokiem.
– Mio… wiele można o tobie powiedzieć, ale nie to.
Trzasnął w ścianę otwartą dłonią i poszedł.
Dawna sypialnia Olliego wyglądała teraz jak każdy inny pokój. Zniknęły z niej ślady bytności mojego chłopaka; znowu wyposażono ją w biurko, łóżko oraz wsuniętą pod nie szufladę na ubrania. Cela była gotowa na przyjęcie kolejnego więźnia, czyli mnie. Usiadłam na krześle i sięgnęłam po notatnik, który leżał na biurku. Puste kartki błagały, żeby je zapełnić. Szybko zapisałam jedną stronę i przeniosłam się na następną. Mijający dzień odegrał rolę muzy; opisałam odrażającą niespodziankę, która czekała w moim pokoju, i spojrzenie Ethana. Wspomniałam też o Olliem.
Moje myśli zawsze biegły ku niemu.
Tej nocy obudził mnie własny krzyk, ale Ethan nie przyszedł. Zdarłam z siebie kołdrę, zdjęłam przylepiony do skóry przepocony sweter z Bzikolandii i spróbowałam zapanować nad oddechem.
Następne dni niczym się nie różniły. Ethan mnie unikał, w nocy nie mogłam zasnąć, gdyż bałam się koszmarów. Czasem udawało mi się płaczem ululać do snu, ale bywało, że nie mogłam zmrużyć oka.
– Nadal masz koszmary? – zapytała Bria podczas spotkania KPPS, czyli Kobiet Przeciwko Przemocy Seksualnej. Każdego czwartku przed kolacją zbierałyśmy się w pokoju, w którym zazwyczaj odbywała się sesja terapii grupowej. Na razie tylko we trzy, ale byłam przekonana, że kiedy semestr się zacznie, przyłączy się do nas więcej dziewczyn.
– Niestety. – Westchnęłam, krzyżując nogi. Zawsze siedziałyśmy na podłodze, co nadawało spotkaniom bardziej nieformalny charakter. – Najgorsze jest to, że nawet ich nie pamiętam. Zapominam je zaraz po przebudzeniu.
– Może to jakieś zaburzenia snu? Na przykład bezdech senny? Słyszałam, że czasem uniemożliwia zapamiętywanie snów – zasugerowała Tyler, wzruszając ramionami.
Tyler przyjechała do Dolor w lecie. Zaprzyjaźniłyśmy się z nią podczas spotkań grupy, choć okazała się równie przemądrzała jak ja. Nasze historie były podobne. Jakiś rok wcześniej padła ofiarą gwałtu. Nie mogła przezwyciężyć wynikającej z tego traumy, toteż kilkakrotnie się skrzywdziła. Trafiła do szpitala psychiatrycznego dwa razy w tym samym miesiącu i ostatecznie wylądowała w Dolor. Podobnie jak my stała się wyrzutkiem. Miała długie blond włosy i takie same jak ja piwne oczy. Była nieznacznie niższa ode mnie. Miała nadwagę, ale wiedziałam, że wystarczy kilka miesięcy, by schudła. Było to nieuniknione, a Tyler nie mogła się już doczekać.
– Kiedy to się zaczęło? – zapytała.
– Jak byłam mała, zaraz po… incydencie. Ale nawrót nastąpił, dopiero kiedy zniknął Ollie – odparłam.
Tęsknota za nim coraz bardziej mi się pogłębiała. Coraz ciężej było mi robić dobrą minę do złej gry. Czułam się rozdarta między dwoma światami: między życiem z Olliem oraz przyszłością bez niego. Druga opcja zupełnie mnie nie interesowała. Moje serce i ciało burzyły się przeciwko temu, nie mogłam zasnąć, gdyż sprowadzały na mnie koszmary. Nie mogłam sobie wybić z głowy Olliego, wciąż słyszałam echo jego głosu, który bezustannie mi przypominał, co straciłam. Wspomnienia o nim były równie piękne, co traumatyczne. Płomień, który niegdyś wspólnie roznieciliśmy, nadal we mnie płonął.
Tym razem chciałam jednak, żeby wygasł.
Żar okazał się zbyt potężny dla jednej osoby. Spalał mnie na proch; każdego ranka się budziłam, aby spędzić kolejny dzień bez jego towarzystwa.
– No tak, Ollie… – powiedziała Tyler śpiewnym głosem. – Szkoda, że nie miałam okazji go poznać. Wiele o nim słyszałam.
– Może jego nieobecność tak ci doskwiera? – wtrąciła Bria. – Zastanawiałaś się nad tym?
– Nie ukrywam, pomógł mi wyrwać się z marazmu, w którym tak długo tkwiłam. Z drugiej strony może za bardzo się od niego uzależniłam? Ale nieważne, pogadajmy lepiej o tobie – zwróciłam się do Tyler. – Nadal przyjmujesz leki, które przepisał ci psychiatra?
– Tak. Doktor Butala jest cudotwórcą, a te prochy spadły mi z nieba. Nie mam lęków, nie mam depresji. Nigdy nie byłam szczęśliwsza.
Bria wywróciła oczami.
– Obawiam się, że prędzej czy później przestaną działać. W końcu się uodpornisz.
– To się nazywa optymizm – wymamrotałam.
– Raczej realizm. Medycyna ma swoje ograniczenia. W końcu leki przestaną działać, a ty będziesz musiała albo przerzucić się na silniejsze prochy, albo rozwiązać przyczynę problemu – odparowała Bria.
Miała rację, nie chciałam jednak, żeby Tyler poczuła się zdeprymowana. I tak miałyśmy przed sobą trudne zadanie.
– Swoją drogą te specyfiki chyba wzmocniły moje libido. Od czasu… incydentu praktycznie nie myślałam o seksie, a teraz kręci mnie każdy facet, na którego popatrzę – przyznała Tyler. – Fantazjuję nawet o Jake’u.
Jak na komendę wybuchłyśmy śmiechem.
– A to dobre! – Chichotałam, próbując złapać oddech. – Zachowujemy się jak napalone nastolatki.
Tyler uniosła dłoń.
– Technicznie jestem nastolatką.
Słusznie zwróciła uwagę, miała dziewiętnaście lat. Ja dopiero co skończyłam dwadzieścia, a Brii dwudziestka stuknęła podczas wakacji.
– Nowemu przydałoby się trochę zabawy. – Bria się uśmiechnęła.
– Nieswojo się czuję przy Judzie – przyznałam.
Odkąd natknęłam się na niego w dniu incydentu z kotem, prześladowały mnie wspomnienia o jego dotyku i spojrzeniu.
– Przy wszystkich nieswojo się czujesz – odparowała Bria.
Coś było na rzeczy.
Ululałam się płaczem do snu. Obudziłam się w mroku, czując na czole chłodny ręcznik.
– Ollie? – zapytałam, otwierając oczy.
– Nie, Jett. To ja, Ethan – odpowiedział ochroniarz i pochylił się nade mną. W jego oczach widniało zatroskanie. – Jak zwykle.
Bez zastanowienia zarzuciłam mu ręce na szyję i przyciągnęłam go do siebie, próbując zapanować nad oddechem. Chciałam napawać się poczuciem bezpieczeństwa, które mi zapewniał. Ethan mnie zaskoczył – położył się obok, przytulił mnie mocno i odgarnął mi włosy z twarzy.
– Jestem na ciebie zła – wyszeptałam.
– Ja na ciebie też. – Westchnął.
Uniosłam głowę i spojrzałam na niego badawczo.
– A czym sobie na to zasłużyłam?
– Ciągle mnie rozpraszasz – wyjaśnił. – A teraz odwróć się, Jett.
Usłuchałam go; odwróciłam się na drugi bok i zamknęłam oczy, opłakując Olliego. Ethan odgarnął mi włosy z karku, po czym położył na nim chłodny ręcznik. Robił tak co noc.
Tym razem postąpił jednak inaczej.
Po raz pierwszy położył się obok mnie. Co prawda marzyłam o Olliem, lecz obecność Ethana złagodziła ból. Nieznacznie, ale jednak. Mimo to nadal roniłam łzy, gdyż wspomnienia żerowały na mojej słabości. Zacisnęłam powieki, zmagając się z wizjami i szlochem.
Prawda była taka, że pętała mnie miłość, którą podarował mi Ollie, oraz przyszłość, którą dla na obmyślił. Kiedy mój chłopak znikł, poczułam się zdruzgotana. Przez ostatnie siedem miesięcy zbierałam się do kupy.
Ethan bezustannie udzielał mi pomocy, o którą nie musiałam nawet prosić. Po raz kolejny był mi podporą, choć ponownie niweczyłam jego wysiłki z poprzedniej nocy. Koszmar powtarzał się raz po raz.
Ochroniarz nie znał Olliego zbyt dobrze. Wiedział tylko, że był bratem Oscara, który został aresztowany za dosypanie nam narkotyków i próbę gwałtu. Kiedy po raz pierwszy wzywałam przez sen mojego chłopaka, Ethan zapytał mnie, dlaczego wołam akurat jego. Było jasne, że nigdy tego nie zrozumie.
Wiedziałam, że rozmowa na ten temat rozdrapie niezaleczone rany, toteż nie zamierzałam ich jątrzyć. Ethan gładził mnie po ramionach, jakby udzielał mi niemego pozwolenia na swobodny oddech.
– On już nie wróci, Mio – powiedział pewnie w moje włosy, wsunął mi rękę pod pachę i przytulił mnie tak mocno, jakby nie chciał już wypuścić. – Zostanę z tobą, aż zaśniesz.
Gdy dzień przeradzał się w noc, nie mogłam się ukrywać. Byłam wściekła, że nie mogę liczyć na wsparcie Olliego. Co prawda nauczył mnie, jak się ratować, ale tym razem tonęłam. Nie starczało mi sił, żeby przeciwstawić się skrajnemu bólowi.
Tylko Ethan pomagał mi utrzymać głowę na powierzchni.
Jeśli zamknęłam oczy, mogłam sobie wyobrażać, że to Ollie.
Tonący brzytwy się chwyta.
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
TYTUŁ ORYGINAŁU:Even When I’m Gone
Redaktorka prowadząca: Ewelina Czajkowska Wydawczyni: Joanna Pawłowska Redakcja: Bożena Sęk Korekta: Katarzyna Kusojć Projekt okładki: © Nicole Fiorina Books Opracowanie graficzne okładki: Łukasz Werpachowski
Copyright © by Nicole Fiorina
Copyright © 2024 for the Polish edition by Papierowe Serca an imprint of Wydawnictwo Kobiece Agnieszka Stankiewicz-Kierus sp.k.
Copyright © for the Polish translation by Mateusz Gwóźdź, 2024
Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.
Wydanie elektroniczne
Białystok 2024
ISBN 978-83-8371-300-7
Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.WydawnictwoKobiece.pl
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Ossowska