Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Książka Agnieszki Kowalczewskiej Ezoteryka na sprzedaż to interesująca i inspirująca opowieść o obiegowych mitach, rodzących się z niepokojów duchowych przełomu wieków i tysiąclecia. Książka ta ukazuje, jak i dlaczego zjawiska ezoteryczne przeżywają swój kolejny renesans, stając w radykalnej opozycji wobec europejskiego racjonalizmu. Autorka opisuje złożone mechanizmy, składające się na „ekonomię ezoteryki współczesnej“ w Polsce. Ukazuje wielki rynek idei, na którym trwa codziennie duchowa wyprzedaż. Przy czym rzecz nie dotyczy marginesu kultury, lecz sfery tzw. „nowej duchowości“, rozciągającej się szeroko od neognozy, okultyzmu i New Age, poprzez sekty i ruchy kultowe po psychotronikę, medycynę niekonwencjonalną i „głęboką ekologię“. Mamy okazję prześledzić, w jaki sposób zjawiska dawniej hermetyczne i tajemne przekształcają się w publiczne i powszechne. Książka ukazuje całą rozpiętość kulturowych i duchowych inspiracji owej nowej ezoteryki.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 197
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Agnieszka Kowalczewska
Ezoteryka na sprzedaż
Wydawnictwo Akademickie DIALOG
Do druku opiniowali
doc. dr hab. Zbigniew Mikołejko
prof. dr hab. Wiesław Władyka
Redakcja i korekta
Barbara Walicka
Okładka i ilustracje
Andrzej Urbanowicz
Skład i łamanie
Magdalena Dziekan
Książka dofinansowana przez KBN
© Copyright by Wydawnictwo Akademickie DIALOG 2001
ISBN (ePub) 978-83-8002-288-1
ISBN (Mobi) 978-83-8002-292-8
Wydawnictwo Akademickie DIALOG
00–112 Warszawa, ul. Bagno 3/218
tel./fax 022 620 87 03
e–mail: [email protected]
www.wydawnictwodialog.pl
Skład wersji elektronicznej:
Virtualo Sp. z o.o.
Pragnę przekazać podziękowania
Panu Andrzejowi Urbanowiczowi,
który do zilustrowania tej książki
udostępnił swoje mistyczne obrazy.
Autorka
Wiedza tajemna, zwana „ezoteryczną”, inspiruje i organizuje ludzkie myślenie od początków cywilizacji. Istnieją opinie, według których szeroko pojmowaną ezoterykę należałoby traktować, jako pierwotny, poprzedzający naukę system racjonalizacji, podobnie jak magię uważa się niekiedy za pierwotny w stosunku do rozwiniętej religii system wierzeń. Jednakże tradycja ezoteryczna wcale nie dobiega kresu w momencie pojawienia się wiedzy naukowej. Odwrotnie, wiedza naukowa wielokrotnie stawała się dla tejże tradycji istotnym impulsem rozwoju, co dobrze widać między innymi na przykładach astrologii czy alchemii, a co chyba najwyraźniej przejawiło się w gnostycyzmie i neognostycyzmie. Z dużą dozą pewności można założyć, iż ezoteryka przynajmniej od schyłku starożytności greckiej funkcjonuje na zasadzie alternatywnego wobec nurtów dominujących sposobu myślenia czy nawet ruchu intelektualnego.
W momencie, kiedy zatryumfował kartezjański, a potem kantowski racjonalizm, owa alternatywność przeistoczyła się w opozycyjność. Słynny spór Kanta za Swedenborgiem zdawał się spychać ezoterykę, a także mistycyzm, na margines poważnej filozoficznej myśli. I taka sytuacja, na dobrą sprawę, trwa do dziś.
Współcześnie jednak mamy do czynienia z osobliwym renesansem zainteresowań różnymi postaciami wiedzy tajemnej. Czasem są to zainteresowania poważne, częściej jednak rzekoma ezoteryka sprowadza się prostej fascynacji obszarami zjawisk, o których sądzi się, że żadną miarą nie poddają się wyjaśnieniom naukowym.
W 1984 roku Jan Rurański opublikował w „Polityce” artykuł o „życiu pozaumysłowym”. Artykuł ów stał się początkiem ożywionej debaty, w której brali udział zarówno zwolennicy, jak i przeciwnicy postawy, a którą dziś najlepiej charakteryzowałby przejęty ze słownika ruchu Nowej Ery termin „nowa duchowość”1. Rurański zaprezentował pogląd radykalnie krytyczny wobec przejawiającej się, już wówczas, tendencji do negowania tradycji racjonalistycznej. W jego tekście przedmiotem krytyki stały się rozmaite praktyki wróżbiarskie, niezdrowe zainteresowanie okultyzmem, publikowane w prasie popularnej horoskopy, psychotronika i tym podobne zjawiska.
Zważmy, iż debata w „Polityce” toczyła się w szczególnej sytuacji. W propagandzie oficjalnie obowiązywała stara doktryna, nakazująca zwalczać wszelkie przejawy irracjonalizmu w kulturze. Z drugiej strony jednak Polska znajdowała się wtedy w głębokim kryzysie i czas nie sprzyjał ortodoksyjnym ideologom marksizmu-leninizmu, którzy uważali się za spadkobierców materializmu dialektycznego. Politycy natomiast mieli na głowie poważniejsze kłopoty, dlatego też istniał dość swobodny dostęp do psychotroniczno-spirytualistycznej literatury jarmarczno-bazarowej. Przeważnie były to kserokopie rozmaitych przepowiedni tudzież książek poświęconych praktykom magicznym. Zwykle oryginały tych druków pochodziły jeszcze sprzed wojny, jeśli nie liczyć wyjątków, takich jak opublikowana w latach 70. książka Michała Komara i Lecha Emfazego Stefańskiego Od magii do psychotroniki2.
Jan Rurański wraz ze swoimi zwolennikami i polemistami odkryli, zatem obszar zjawisk, które właśnie wtedy zaczęły współkształtować kulturę i świadomość społeczną w duchu dokładnie sprzecznym z założeniami formalnie adaptowanymi przez oficjalną ideologię. Nie znaczy to, że autor artykułu opublikowanego w „Polityce” chciał wspierać system polityczny; po prostu wyraził swoje stanowisko zaniepokojonego stronnika tradycji racjonalistycznej, która przecież nie musi, a nawet nie powinna być utożsamiana z ideologią tak zwanego realnego socjalizmu. Praktycznie rzecz biorąc, był to system opierający się o wiele bardziej na wierze i lęku niż na zdrowym rozsądku.
Mimo to trudno byłoby uznać, że w połowie lat 80. Polska została na wielką skalę zainfekowana miazmatami czarostwa i okultyzmu. Owszem, dawali znać o sobie fascynaci zjawiskami paranormalnymi, gdzieś na marginesach kultury intelektualnej funkcjonowali rodzimi teoretycy okultyzmu, jednak główny nurt kultury, także popularnej, pozostawał pod wpływem innych inspiracji. Niezależnie od praktyki reglamentowania obcych wpływów, wówczas już konsumowano różne produkty zachodniej kultury masowej, młodzież jeździła na festiwale rockowe, zaś w kinach dominował solidny film amerykański, daleki jeszcze od ducha „Archiwum X” czy Miasteczka Twin Peaks. Inaczej jednak niż w samej Ameryce, w Polsce lat 80. wybierano takie produkty amerykańskiej kultury masowej, które przeważnie były pozbawione uroku wiedzy tajemnej czy poszukiwań spirytualistycznych.
W gruncie rzeczy dopiero okres transformacji systemowej wraz z wprowadzeniem do kultury reguł rynkowych i zniesieniem cenzury, umożliwił popularyzację przejawów „życia pozaumysłowego”. Doświadczenie handlu bazarowego podpowiadało, że warto z podobnym produktem, czyli z drukami magiczno-okultystycznymi, wchodzić na rynek, a poza tym Polacy czasów zmiany systemowej zwyczajnie mogą chcieć, by dostarczano im różnych podpowiedzi natury magicznej. Badania socjologiczne przeprowadzane na początku lat 90. ukazywały, że przy ogólnej akceptacji zmian politycznych i ekonomicznych ludzie nie mieli gotowego klucza, który pozwoliłby im w pełni rozumieć sens nowej rzeczywistości.3 W postawach i poglądach przejawiała się spora doza dezorientacji, co zaowocowało między innymi krótkotrwałą, choć głośną karierą polityczną Stanisława Tymińskiego, przezywanego nota bene „szamanem z Peru”. Bez większego ryzyka można założyć, że ta sama dezorientacja sprzyjała wierze w różne horoskopy i przepowiednie. Nie można jednak zapominać, że najistotniejszą rolę odgrywały czynniki wynikające z urynkowienia gospodarki i demokratyzacji kultury. Psychotronika i wszelkie odmiany ezoteryki stały się chodliwym towarem, ponadto można było je bez przeszkód popularyzować.
W niniejszej książeczce staram się analizować funkcje społeczne ezoteryki w jej postaci zdegradowanej przez wymogi komercji. Należy, więc wyjaśnić na początku, jak rozumiem pojęcie funkcji społecznych. Przyjmuję ten termin w znaczeniu, jakiego użył Bronisław Malinowski – twórca funkcjonalizmu w antropologii kultury, według którego funkcja oznacza relację między elementami systemu4. Ważne, że w takim rozumieniu funkcja nie jest synonimem pojęcia roli. Tym samym tropem poszedł później autor Teorii socjologicznej i struktury społecznej, amerykański socjolog Robert K. Merton, zaliczany do kręgu tak zwanych neofunkcjonalistów. Merton, podobnie jak Malinowski, funkcję traktuje w rozumieniu matematycznym, właśnie jako relację między elementami, tyle że – inaczej niż socjologiczny pozytywista Talcott Parsons – świadomy jest faktu, iż życie społeczne charakteryzuje nie tylko względnie trwała struktura, ale i zmiana5. Z tych powodów pojęcie funkcji, używane w naukach społecznych, musi mieć siłą rzeczy charakter bardziej elastyczny, gdyż tylko wtedy można za jego pośrednictwem uchwycić procesy kształtowania się świadomości społecznej, mechanizmy społecznego przystosowania czy charakter uczestnictwa w kulturze. Merton obok pojęcia funkcji wprowadza też pojęcie dysfunkcji. O ile funkcja oznacza modyfikację zachowań służącą przystosowaniu się do panujących norm, o tyle dysfunkcja definiuje zachowanie niezgodne z normą, będące zwykle podłożem konfliktu między jednostką a grupą albo konfliktu międzyśrodowiskowego6.
W socjologii literatury przyjmuje się natomiast, że funkcja społeczna dzieła literackiego spełnia się w jego oddziaływaniu. W mojej książce zajmuję się zjawiskami kultury. Dlatego rozumienie funkcji, jako relacji musi zawierać w sobie także rozumienie funkcji w znaczeniu społecznego oddziaływania. Chcę odpowiedzieć na pytanie, jak funkcjonują specyficzne teksty kultury w określonych sytuacjach, czyli jak owe teksty działają na ludzi, czym dla nich są. Francuski socjolog literatury Robert Escarpit napisał kiedyś, że ważniejsze od pytania, co literatura robi z ludźmi, jest pytanie, co ludzie robią z literaturą. Zgadzam się z tym i dlatego chciałabym odpowiedzieć na własną wersję pytania Escarpita:, co Polacy w czasach współczesnych robią z oferowanymi im propozycjami „ezoteryki na sprzedaż”?
Mamy najprawdopodobniej do czynienia z czymś więcej niż z chwilową modą albo fanaberią nielicznych ekscentryków. Najprawdopodobniej jest to zmiana wrażliwości, będąca efektem zarówno polskiej transformacji, jak i tendencji ogólno cywilizacyjnych. W sferze wartości polska transformacja, polegająca na przejściu od systemu autorytarnego do demokracji, przyniosła z jednej strony powrót do wartości tradycyjnych, takich jak rodzina czy dom, z drugiej natomiast ośmieliła ludzi do poszukiwań duchowych. Jedni starali się realizować je w obrębie instytucji Kościoła, inni wybrali wzorce alternatywne, między innymi zawarte w propozycji nowej ezoteryki. Trzeba też mieć na uwadze, że transformacja spowodowała otwarcie Polski na świat, a co za tym idzie, na wpływy zachodniego New Age’u. Różnie ocenia się skalę i doniosłość ruchu Nowej Ery, przeważa jednak pogląd, iż propagowana przez ów ruch nowa duchowość jest i będzie coraz głębiej zakorzeniającą się w świecie alternatywą dla technokracji, czy jak chce Neil Postman – dla „technopolu” (technokratyzmu totalnego)7. Otwarta na świat Polska nieuchronnie musiała się spotkać z tym dualizmem cywilizacji, co nastąpiło w latach 90. ubiegłego wieku.
Pojawiają się całe serie książek poświęconych parapsychologii, magii, okultyzmowi, wróżbiarstwu, medycynie niekonwencjonalnej. Jednocześnie ożywiła się działalność wspólnot religii orientalnych oraz rozmaitych sekt. W telewizji emituje się programy z udziałem wróżek, które ujawniają swoje zawodowe kontakty z politykami i szczycą się sprawdzonymi przepowiedniami wyników wyborów. Każdy telewidz może też skorzystać za określoną opłatą z reklamowanych na ekranie usług horoskopowych i uzdrowicielskich. Powstają na terenie całego kraju szkoły psychotroniczne oraz ośrodki skupiające miłośników wiedzy tajemnej. Większość tej oferty to jedynie namiastka autentycznej wiedzy, której poznanie wymaga wnikliwych studiów filozoficznych, psychologicznych czy antropologicznych. Należy, zatem wprowadzić ostre rozróżnienie między nową, skomercjalizowaną ezoteryką a ezoteryką dawną, która jest przedmiotem dogłębnego poznania bardzo niewielu dzisiejszych specjalistów w Polsce. Zawarty w tytule mojej książki termin „ezoteryka na sprzedaż” odnosi się, w pierwszym rzędzie, do owej rzekomej, powierzchownej ezoteryki, przy czym warto zaznaczyć, że samo pojęcie ezoteryki, w tym przypadku, nie jest używane prawidłowo. Ezoteryka bowiem z definicji oznacza wiedzę dostępną dla wtajemniczonych, czyli wiedzę dla elity, natomiast ezoteryka skomercjalizowana jako towar ma być kupowana przez każdego, kto chciałby się nią zająć. Staje się, zatem w konsekwencji elementem kultury masowej na równi z literaturą rozrywkową, serialami telewizyjnymi czy muzyką taneczną.
Zakładam, że dzisiejsze „życie pozaumysłowe” obejmuje wszelkie przejawy nowej ezoteryki oraz udziału ludzi w różnych praktykach spirytualnych i kultowych. Obejmuje także funkcjonowanie instytucji zarabiających na nowej ezoteryce. Zjawiska te da się traktować wedle Mertonowskiego rozróżnienia funkcji i dysfunkcji. Z jednej strony uczestnictwo w tych praktykach może mieć walor samorealizacji, dopingować do poszerzania horyzontów wiedzy, z drugiej zaś prowadzić może do kultywowania zwyczajnego zabobonu i ignorowania wiedzy, jako takiej. Dysfunkcjonalny charakter „życia pozaumysłowego” potęguje jego aspekt komercyjny. Sprawdza się w tym przypadku, wymyślona kiedyś przez Dwighta Macdonalda, „teoria malinowej marmolady”. Głosi ona, że ograniczona ilość smakowitej malinowej marmolady rozprowadzona na wielkiej pajdzie chleba, nie może nigdy do końca zadowolić konsumenta. Marmolada w tej koncepcji jest metaforą wartości, zaś pajda chleba metaforą zasięgu treści kultury. Czyli – im kultura bardziej masowa, tym mniej w niej wartości8.
„Ezoteryka na sprzedaż” to jednak nie tylko tani, łatwo dostępny towar. To także pewne wątki nowej humanistyki, które teraz stanowią najważniejsze inspiracje dla ruchu Nowej Ery, zaś przed laty wspomagały ideologię kontrkultury. Tak jak nikt nie zaprzeczy, że pozytywne skutki może mieć leczenie według zasad medycyny niekonwencjonalnej, również mało, kto ze specjalistów nie zgodzi się ze stwierdzeniem, że spore zasługi dla rozwoju psychoterapii, zwłaszcza w tak zwanych grupach spotkaniowych, ma amerykańska antypsychiatria. Nurt ten, znaczony nazwiskami Ronalda Lainga, Davida Coopera czy Thomasa Szasza, nie może być pominięty przede wszystkim, dlatego, że postulował radykalne odejście od przyjętych w psychologii tradycji pozytywistycznych na rzecz intuicji i rozwiązań bliższych praktykom szamańskim niż zachodniej psychologii klinicznej. Podobnie należy uwzględnić inspiracje pomysłami ezoterycznymi twórcy psychologii analitycznej Carla Gustava Junga, czy duże zainteresowanie współczesną antropologią kultury propagującą relatywizm kulturowy. Jak widać, „życie pozaumysłowe” składa się z wielu heterogenicznych elementów, które w różny sposób mogą społecznie funkcjonować, wszystkie jednak budują nową tendencję rozwojową kultury i cywilizacji białego człowieka. Interesujący jest przede wszystkim fakt, że owe elementy funkcjonują rozmaicie, w zależności od tego, kto staje się ich depozytariuszem – hochsztapler, wariat czy mędrzec. Równie ważne jest to, do kogo oferta skomercjalizowanej ezoteryki trafia. Jak wiadomo, gospodynie domowe ekscytują się wróżbami, młodzi ludzie fascynują się niekiedy religiami Wschodu, a starzy hipisi chętnie przypominają sobie lekturę Polityki ekstazy Timothy Leary’ego, propagatora zbawczych skutków używania halucynogenów9. Zatem ważne, by raz jeszcze zastanowić się, co ludzie robią ze swoim „życiem pozaumysłowym”, co robią z ofertą tej osobliwej „ezoteryki dla mas”.
1. Znane tradycje i nowe koncepcje
„Klasyczna” ezoteryka ma długą i bogatą tradycję, na którą składają się różnorodne, niekiedy opozycyjne względem siebie elementy: gnoza przedchrześcijańska i nowożytna, hermetyzm, mistycyzm chrześcijański i wschodni, teozofia i, w pewnym sensie, antropozofia. Na gruncie religioznawstwa przyjęło się uważać, iż ezoteryzm jest elitarną, niedostępną dla „egzoterycznych” mas wiernych formą życia duchowego, przybierającą niekiedy postać herezji. „Sekretna doktryna” nie musi jednak zawsze pozostawać w oczywistym związku z takim czy innym systemem religijnym, może, bowiem oznaczać „głębszy nurt wiedzy”, tak jak w przypadku tradycji hermetycznej czy teozofii.
Współcześnie ów „głębszy nurt wiedzy” charakteryzuje między innymi tak zwaną gnozę z Princeton, koncepcję wypracowaną na początku lat 70. przez związanych z amerykańskim uniwersytetem w Princeton kosmologów, astronomów, fizyków i psychologów. Koncepcja owa, nazywana czasem neognozą lub gnozą naukową, w przeciwieństwie do dawnego gnostycyzmu, nie odwołuje się do żadnej formy religijnej, zakłada jednak, iż „świat jest zdominowany przez Ducha lub przez jego wysłańców, Duch napotyka [lub sam sobie stwarza] opór, swoje przeciwieństwo – Materię. Człowiek poprzez naukę, ale przez naukę wyższego stopnia, przetrasponowaną czy uduchowioną, może połączyć się z Duchem kosmosu, a także – jeśli jest mędrcem – może osiągnąć Zbawienie”.10
Założenia neognozy stały się z czasem jednym z fundamentów ruchu Nowej Ery przede wszystkim, dlatego, że dały argument orędownikom „świadomości kosmicznej” i w sposób wydatny ożywiły ideę „nowej duchowości”. Zostały chętnie przywitane przez New Age także, dlatego, że, pozostając poza znanymi doktrynami religijnymi, łatwo wpisywały się w eklektyczną formułę, pozwalającą łączyć w jedną całość rozmaite inspiracje natury metafizycznej czy mistycznej.
Ruch Nowej Ery, którego częścią składową jest nowa ezoteryka, wydaje się paradoksalny. Przede wszystkim ze względu na to, że z jednej strony przymiotnik „nowa” sugeruje, iż mamy do czynienia ze zjawiskiem czy zjawiskami wcześniej nie istniejącymi, z drugiej zaś strony ideologowie i teoretycy Ruchu wciąż powtarzają, że są odkrywcami rozmaitych mistycznych wątków zakorzenionych w wielowiekowych tradycjach. We wstępie do Encyklopedii Nowej Ery New Age czytamy:
„Nowa Era, New Age, Era Wodnika, Spisek Wodnika, Nowy Wiek, Nowy Paradygmat, to różne nazwy kosmopolitycznego i spirytualistycznego ruchu kulturowego, który w bardzo poważnym stopniu wpłynął w ciągu ostatnich dwu dekad na wrażliwość i sposób myślenia człowieka Zachodu. Ruch Nowej Ery rozwinął się spontanicznie w opozycji zarówno do technokratyzmu lat siedemdziesiątych, jak i radykalnych postulatów rewolty roku 6811”.
Autorzy Encyklopedii zdają sobie, jak widać, sprawę z pogmatwania materii, nad którą przyszło im pracować. Sam fakt, iż na określenie obszaru ich zainteresowań używa się różnych nazw sygnalizujących różne aspekty zagadnienia, ujawnia tę zawiłość. Ciekawe jest jednak, co innego: oto znakomita większość badaczy i komentatorów ruchu Nowej Ery datuje jego pojawienie się na lata 70. i zwraca przy tym uwagę na historyczne konteksty [rewolta młodzieżowo-studencka, kontrkultura, późniejszy „technokratyzm”]. Prawie nikt nie ma wątpliwości, że komentowane zjawiska stanowią novum w historii XX wieku, bo przecież to stulecie wojen i tryumfów postępu technicznego marginalizowało tendencje pozaracjonalistyczne, zaś główny nurt rozwoju cywilizacyjnego na Zachodzie wypełniała ideologia pragmatyzmu. W tym sensie ruch Nowej Ery stanowiłby propozycję alternatywną, idącą wyraźnie pod prąd kultury dominującej.
W XXI wiek świat wszedł hucznie i uroczyście. Wydawać by się mogło, że takiej kalendarzowej okazji nie przepuszczą zwolennicy i propagatorzy Nowej Ery – orędownicy nowej duchowości, świadomości planetarnej, głębokiej ekologii, krytycy technokracji i ciasnego racjonalizmu. Wielu z nich ożywiło zaćmienie słońca latem 1999 roku, jednak w czasie kalendarzowego przełomu tysiącleci pozostali niewzruszeni. Dlaczego? Może, dlatego, że Nowa Era [w sensie dosłownym] wciąż nie nastąpiła, a Ruch postrzegany jest, jako jeszcze jedna kolebka niemożliwej do zrealizowania utopii.
Trzeba przypomnieć, że New Age [ruch Nowej Ery] swoją nazwę zawdzięcza astrologii, która głosi, że po przełomie drugiego i trzeciego tysiąclecia po Chrystusie dobiegnie kresu astrologiczna Era Ryb, rozpoczęta mniej więcej za pierwszych chrześcijan, po niej zaś nadejdzie Era Wodnika. Wśród znawców trwają spory, co do konkretnych dat. Jedni twierdzą, że początek Ery Wodnika mamy już za sobą, inni, że trzeba jeszcze poczekać grubo ponad dwieście lat, jeśli nie więcej. Ustalenia chronologiczne są jednak mniej ważne od treści, które kryje przyjęta nazwa. A te głoszą, co następuje: otóż Era Ryb jest epoką konfliktu, wojen, dysharmonii, zaś nadchodząca Era Wodnika przynieść ma długo oczekiwaną wszechświatową zgodę, harmonijne współistnienie człowieka z naturą. Era Ryb zwieńcza swoje panowanie tryumfem Rozumu przy jednoczesnym postępującym marginalizowaniu Duchowości. Wodnik ma te tendencje odwrócić.
Ruch Nowej Ery byłby, zatem antycypacją pożądanego stanu rzeczy. Jak pisze Jerzy Prokopiuk w książce Ścieżki wtajemniczenia: „[…] czas Nowej Ery […] jawi się, jako ideał przyszłości, który realizować możemy już dziś, zrazu w skali jednostkowej, we własnym wnętrzu, następnie w ramach małych grup ludzkich [konfraterniach] i wreszcie – kiedyś – na skalę globalną, ogólnoludzką”.
Chociaż oczekiwanie na lepszą przyszłość towarzyszy ludziom od zawsze, przypadek Nowej Ery jest szczególny. Nie chodzi tu, bowiem o mitologię „świetlanej przyszłości” ani o terapeutyczną funkcję marzeń, lecz o próby budowania swoiście pojmowanej kultury alternatywnej. Nic dziwnego [wbrew temu, co sądzą autorzy Encyklopedii Nowej Ery], że prawie wszystko z tej idei znajduje swój początek w wybranych nurtach kontrkultury lat 60. Wtedy właśnie wielką karierę zrobił termin „nowa świadomość”, wtedy też na skalę niemal masową zaczęto interesować się mistyką Wschodu. Wtedy również pojawiło się do dziś przy różnych okazjach chętnie przywoływane hasło: „myśl globalnie, działaj lokalnie”, równie bliskie zarówno ekologom, jak i anarchistom. Wszystkie te pomysły otrzymał w spadku ruch New Age stworzony u podstaw przez tych weteranów kontrkultury, którzy, inaczej niż część ich kolegów, zdecydowanych walczyć z Systemem do upadłego, woleli zająć się ekologią, zgłębiać tajniki indiańskiego szamanizmu albo zakładać szkoły alternatywne. W różnych krajach pojawiać się zaczęły środowiska, które Marylin Ferguson nazwała „wodnikowym sprzysiężeniem”12.
Ferguson, wydając swoją słynną książkę Aquarian Conspiracy w 1980 roku, pewnie sama nie przypuszczała, że nagłaśniając różne rozproszone inicjatywy wywoła lawinę w postaci coraz popularniejszej mody na rozmaite przejawy irracjonalizmu. W postępie geometrycznym rosłą liczba tak zwanych sklepów ezoterycznych, wydawcy zaczęli na nowo odkrywać XIX-wiecznych autorów książek o mesmeryzmie, Amerykanie przestali terapeutyzować się u psychoanalityków, wybierając wizyty u szamanów. Dobrze znamy tę modę, gdyż w latach 90. dotarła ona i do nas.
Mamy, zatem w księgarniach od lat ponad dziesięciu zalew rozmaitej literatury ezoterycznej. I tej poważnej w rodzaju dzieł Rudolfa Steinera, i tej wychodzącej naprzeciw niewyszukanym gustom, w rodzaju nieprzebranej ilości senników. Na swoich nabywców czekają nawet książki opisujące tajniki czarnej magii. Mamy sklepy, gdzie można nabyć „magiczne” kulki, kryształy, tybetańskie amulety, hinduskie dzwonki, karty do tarota, zestawy do wróżenia z runów. Przybywa świadczących stosowne usługi wróżek i wróżów. Prawie każda stacja telewizyjna chce mieć program o „rzeczach tajemnych”, jeśli zaś ktoś ma dostęp do telewizji kablowej, może trzy razy w tygodniu oglądać serial „Z Archiwum X”
Kiedy zbliżał się koniec wieku, wzrosło, rzecz jasna, zainteresowanie przepowiedniami, a powszechną ekscytację wywoływały opisy możliwego końca świata. To, co za PRL-u funkcjonowało w obiegu jarmarcznym, teraz trafiło do całkiem szacownych księgarń, niekiedy nawet zaopatrzonych w szyld „naukowe”. Do tego kilka razy w roku w różnych miastach Polski odbywały się targi ezoteryczne, które są połączeniem sklepu czarodziejskiego i salonu wróżki. W ramach takich targów za niewielka opłatą można nabyć fotografię swojej aury, kupić horoskop, posłuchać wykładu o bioenergoterapii albo o UFO i nauczyć się metody wróżenia z fusów po kawie.
Tak mniej więcej wygląda ów boczny nurt Nowej Ery, na nieszczęście dla jej ojców założycieli najbardziej masowy, mocno skomercjalizowany, a przez to wpływający na definicję i sposób postrzegania całego, w końcu bardzo złożonego ruchu. Do efektów ubocznych New Age można zaliczyć szeroko pojęte działanie sekt i rozmaitych ruchów kultowych. Fałszywi prorocy, obiecujący zbawienie guru, pojawiające się pogłoski o rzekomych antychrystach [według Jerzego Prokopiuka jeden z nich na stałe mieszka w Londynie, objawił się w Himalajach, dlatego nazywany jest Chrystusem Himalajskim, podobno posiada też własnego rzecznika prasowego], to wszystko również jest elementem folkloru Nowej Ery. I wszystko to wpływa nieuchronnie na opinie na temat Ruchu kojarzonego między innymi przez Kościół katolicki i protestanckich fundamentalistów nie tylko z różnymi sektami, ale wręcz z satanizmem. Nasilenie się tych ataków w końcu lat 80. spowodowało zresztą, na zasadzie „efektu bumerangowego” wzrost zainteresowania rozmaitymi propozycjami New Age właśnie w krajach tradycyjnie katolickich jak Włochy, Hiszpania czy wreszcie Polska.
Swoją popularność New Age zawdzięcza jednak nie tylko i nie tyle temu, że bywa atakowany, ale przede wszystkim mentalnej atmosferze ostatnich dziesięcioleci, sprzyjającej kwestionowaniu racjonalizmu na różnych polach i przez różne podmioty, w tym także i Kościół katolicki. Nowa Era proponuje, bowiem „nowy paradygmat wiedzy”, uwolniony od rygorów i ograniczeń myślenia celowo-racjonalnego, jak nazywał to niemiecki filozof Jürgen Habermas13. Intelektualni koryfeusze Nowej Ery, tacy jak fizyk Fritjof Capra, teoretyk zarządzania Charles Handy czy psycholog Ken Wilber, głoszą potrzebę radykalnej rewizji myślenia naukowego, którego przejawem jest między innymi wąska specjalizacja tudzież eksploatacyjny stosunek do badanej rzeczywistości. Zamiast tego proponują sojusz różnych dziedzin wiedzy zawiązany na gruncie przekonania, według którego nauka nie może się obyć bez perspektywy duchowej i, jakże by inaczej, ekologicznej.
Charles Handy w swojej książce Wiek przezwyciężonego rozumu pisze, że „potrzeba nam więcej osób myślących nieracjonalnie, które chcą zmienić świat, zamiast się do niego dostosować, i które zakwestionują ortodoksyjne myślenie, zamiast racjonalizować wszelkie jego niedogodności. […] Nie możemy spraw oddać w ręce w ręce «innych», bez względu na to, kim owi «inni» są. Takie postępowanie w Wieku Przezwyciężonego Rozumu byłoby istnym szaleństwem”14.
„Zmienić świat, zamiast się do niego dostosować” – to postulat iście rewolucyjny, charakterystyczny dla „realizowanej utopii” kontrkultury, tym samym trudny do przyjęcia dla większości ludzi, którzy z reguły wolą stopniowe, przewidywalne w skutkach reformy niż jakiekolwiek rewolucje. Tak czy inaczej przekonanie o kapitulacji Rozumu wydaje się w łonie New Age’u oczywistością. Podobnie jak przekonanie o ułomności nowożytnej cywilizacji Zachodu, która kiedyś amputowała własną tradycję mistyczną, by skoncentrować się wyłącznie na realizowaniu idei postępu. Oto, dlaczego zwolennicy Nowej Ery szukają inspiracji duchowych albo na Wschodzie, albo w kulturach ludów podbitych kiedyś przez białego człowieka. Nic dziwnego, że w środowiskach tych dużą popularnością cieszą się książki etnologów i antropologów kultury, którzy już dawno temu odkryli, że nie ma kultur wyższych i niższych, lepszych i gorszych, a kultura białego człowieka nie może być miarą dla innych. Owszem, twierdzą ludzie związani z New Age’em, tradycja europejska może być zapładniająca pod warunkiem, iż jest to owa tradycja odrzucona niegdyś, czyli mistyka chrześcijańska, okultyzm, astrologia, alchemia.
Uczestnicy tak zwanej Rainbow Family, posthipisowskiej wspólnoty usiłującej łączyć skrajne postulaty głębokiej ekologii [z powodu ogólnej niechęci do detergentów nie używają nawet mydła] z kultywowaniem różnych form neopogaństwa, jeszcze kilka lat temu podczas międzynarodowego zlotu odbytego w Polsce uważali, że koniec tysiąclecia będzie symbolicznym impulsem wspierającym wysiłki na rzecz przybliżenia się ludzkości do Nowej Ery. Jak wiadomo, nic takiego się nie stało. Za to papież zamknął uroczyście rok milenijny, wcześniej rozdano Nagrody Nobla za osiągnięcia naukowe w dziedzinach uprawianych według „starego paradygmatu”, na Bliskim Wschodzie trwa krwawy konflikt między Palestyńczykami a Żydami, zaś prezydentem Stanów Zjednoczonych został polityk bardzo daleki od wszelkich idei Nowej Ery. Ludzie wciąż wierzą w naukowy postęp i najnowsze osiągnięcia w dziedzinie lecznictwa, co nie przeszkadza im korzystać z medycyny tybetańskiej, wielkie namiętności budzi rozwój inżynierii genetycznej i coraz więcej osób korzysta z rozbudowanych sieci informatycznych.
Pascal twierdził, iż utrata zaufania do rozumu jest wynikiem braku wiedzy o tym, jak można go właściwie wykorzystać. Może czeka nas, więc era połączenia pierwiastków racjonalnych i irracjonalnych oraz właściwego ich wykorzystania bez negacji i ignorowaniu wartości przeciwstawnych? Być może będzie to era jedności, a nie eklektyzmu, tolerancji dla różnorodności i zgody przeciwieństw jak właśnie chcieliby głosiciele ideologii Nowej Ery. Na razie jednak trudno cokolwiek przewidywać. Znakiem czasu jest kryzys futurologii i nic dziwnego, że w tej sytuacji ruch Nowej Ery okopał się na dostępnych przyczółkach i, jak się zdaje, nie wykazuje niegdysiejszej pewności, co do czasów przyszłych. W dodatku już co poniektórzy astrologowie studzą rozpalone głowy informacją, że prawdziwa Nowa Era nadejdzie dopiero w trzecim tysiącleciu wedle kalendarza chrześcijańskiego.
A jednak nihil novi sub sole. Jak wiadomo, mistyka i różne formy spirytualizmu są tak stare jak cywilizacja. Wiadomo też, że religie orientalne, na które tak chętnie powołują się zwolennicy Nowej Ery, są starsze do chrześcijaństwa. „Nowa ezoteryka” korzysta zatem z inspiracji dawnych, chociaż można założyć, że niektóre z nich, jak na przykład mistyka średniowieczna, alchemia czy astrologia są w ramach Nowej Ery odkrywane na nowo i czasem w nowy sposób interpretowane. Wynika stąd, że właśnie owo odkrywanie i interpretowanie, a także popularyzacja ezoteryki i mistyki w warunkach współczesnych, ma usprawiedliwić użycie przymiotnika „nowa”, niezależnie od tego, że w sensie dosłownym znaczenie całego terminu odwołuje się do kalendarza astrologicznego i chodzi w nim o astrologiczne przejście od Ery Ryb do Ery Wodnika, co ma nastąpić w drugim stuleciu nadchodzącego tysiąclecia15.
Nie to jednak jest najważniejsze, ponieważ w mchu Nowej Ery i w tendencjach, które nazywam „nową ezoteryką”, nie idzie o oczekiwanie na coś, co ma nastąpić, lecz, jak pisał Jerzy Prokopiuk, o antycypację owej przyszłości16 .
Warto w tym miejscu posłużyć się podanym przez historyka literatury Juliana Krzyżanowskiego schematem przebiegu dziejów kultury, w którym wyróżnił on następujące po sobie epoki „jasne” i „ciemne”, albo „klasyczne” i „romantyczne”, które odpowiadają jednocześnie dominacji czynnika rozumowego i irracjonalnego17.
Schemat ten, jak każdy, ma swoje wady. Po pierwsze – w obrębie każdej epoki znaleźć można fakty sprzeczne z jej dominującym duchem. Przykładowo, w okresie tryumfów kartezjańskiego racjonalizmu tworzyli przecież tacy mistyczni wizjonerzy, jak Swedenborg, Hölderlin czy Blake. Po drugie – sinusoida ma pewne zastosowanie, jednak ogranicza się ono do określonego czasu. Przynajmniej od schyłku dziewiętnastego wieku do dziś mamy nieprzerwanie kulturę wielonurtową [nie chodzi o nurty marginalne, lecz o dominujące], w której stale i jednocześnie występują obok siebie tendencje racjonalistyczne i poza racjonalistyczne. Mimo to można odwołać się do sinusoidy po to choćby, aby stwierdzić, iż, generalnie rzecz biorąc, współcześni mistycy i ezoterycy częściej sięgają do dorobku dawnych epok „ciemnych” niż „jasnych”.
Takie wybiórcze sięganie do tradycji, jest czymś oczywistym w przypadku każdego ruchu społecznego i każdej ideologii. Śledzenie dokonywanego wyboru na pewno może być przydatne, ale nie odpowie do końca na pytanie o główne inspiracje. W przypadku nowej ezoteryki da się określić, gdzie szukać jej bezpośrednich źródeł. Z pewnością będą to liczne nurty wiedzy, zwłaszcza humanistyki, które pojawiły się w obrębie tak zwanego przełomu antypozytywistycznego18. Byłaby to, między innymi, filozofia Nietschego i Bergsona, psychoanaliza Freuda, pedagogika Diltheya, antropozofia Rudolfa Steinera oraz późniejsze kontynuacje zrodzonych podczas przełomu antypozytywistycznego koncepcji, takich jak psychologia analityczna Carla
Gustava Junga, nowa psychologia Wilhelma Reicha, antypsychiatria Lainga i Coopera, a wreszcie nowa etnologia propagująca relatywizm kulturowy.
Na gruncie tych źródeł i inspiracji zrodził się nowy paradygmat wiedzy, w którym wspomniany wcześniej austriacki fizyk Fritjof Capra, jeden z najważniejszych ideologów ruchu Nowej Ery, dostrzega odwrót od mechanistycznego i fragmentarycznego ujmowania zjawisk19. Nasz rodzimy ezoteryk Jerzy Prokopiuk, w książce Labirynty herezji, używa nazwy „paradygmat wyobraźni”20. Według Prokopiuka paradygmaty, czyli wzorce wiedzy, dzielą się na ekstrawertyczne i introwertyczne. Istnieje tu duża zbieżność ze wspomnianą wyżej sinusoidą Krzyżanowskiego. Epokom „jasnym”, czyli klasycznym, odpowiadałby wzorzec estrawertyczny, natomiast epokom „ciemnym”, romantycznym, wzorzec introwertyczny. Ekstrawertyzm wiedzy nastawia się na ekspansję i absolutyzuje postęp technologiczny. Właściwy mu model myślenia, to myślenie racjonalistyczne, a przy tym instrumentalne. Paradygmat introwertyczny odkrywa doniosłość aspektu duchowego, zaś odpowiadający mu sposób myślenia można nazwać wizyjnym.
Dokonująca się współcześnie zmiana paradygmatu od ekstrawersji ku introwersji, stanowi według Capry „punkt zwrotny” w dziejach myśli. Od tej pory, jak sądzi Capra, poszczególne dziedziny nauki są skazane na ścisłe współdziałanie i to nawet nie, dlatego, że wzajemnie użyczają sobie narzędzi badawczych, by teorię wdrożyć w praktykę, lecz dlatego, że jasna stała się konieczność całościowego, czyli holistycznego widzenia zjawisk i procesów. Stąd, między innymi, postulat humanizacji nauk przyrodniczych czy włączenia w pole debat naukowych zagadnień religijnych, co próbowali robić wzmiankowani wcześniej gnostycy z Princeton. Stąd również założenie, że nie da się dłużej uprawiać nauki w oderwaniu od, na przykład, świadomości ekologicznej21.
W rzeczywistości ów nowy paradygmat na równi z koncepcją spirytualistyczną Nowej Ery stanowi specyficzną kompilację rozmaitych, choć niekoniecznie przypadkowo dobranych wątków myśli z bliższych i dawniejszych epok. Sinusoida Krzyżanowskiego staje się, więc zupełnie nieprzydatna, zaś wiedza, poza „punktem zwrotnym”, jawi się postmodernistyczną mozaiką. Również nowa ezoteryka, w odróżnieniu od swoich dawnych inspiracji, składa się z wielu rozmaitych elementów, niekiedy wzajemnie sprzecznych, z czego wniosek, że można by ją nazwać ezoteryką postmodernistyczną. Argumentem za przyjęciem takiej tezy byłby nie tylko oczywisty w tym przypadku eklektyzm, ale też osobliwe przywiązanie do zewnętrznej estetyki na nowo powoływanych do życia rytuałów czy przedmiotów symbolicznych. Moda na noszenie amuletów ma oczywiście związek z popularnością mistycyzmu, ale przecież, jak każda moda, postrzegana jest i kultywowana również w swoim aspekcie estetycznym. Kupowane w „sklepach ezoterycznych” amulety nie tylko mają „moc magiczną”, lecz są również przedmiotami estetycznymi. Z kolei jeszcze wyraźniej „ezoteryczne” obrzędy współczesnych druidów pod głazami angielskiego Stonehenge cechuje nie tylko mistycyzm, bo również szczególna spektakularność czy wręcz teatralizacja. Druidzi, magowie, czarownice wicca stanowią nader barwne towarzystwo, niejednokrotnie całkiem chętnie pozujące przed obiektywem kamery. Dlatego pewnie złośliwi sceptycy widzą w tym więcej folkloru niż mistycznej tajemnicy.
Przy okazji warto zwrócić uwagę na to, co podpowiadają pewne koncepcje postmodernistyczne. Brytyjski socjolog kultury Mike Featherstone pisze: „Badając definicje postmodernizmu, stwierdzimy, że szczególny nacisk kładzie się tu na zatarcie granic pomiędzy sztuką i codziennym życiem, na zanik różnic pomiędzy sztuką wysokoartystyczną z jednej strony i kulturą masową czy popularną z drugiej, na powszechny bezład stylistyczny oraz ludyczne pomieszanie kodów”. Uwagi Featherstone’a odnieść można równie dobrze do „estetyzacji życia” dokonywanej przez nowojorskich yuppies, jak i do wspomnianej teatralizacji, będącej pokazową formą nowego mistycyzmu i ezoteryzmu.
2. Psychoanaliza, psychologia analityczna
W 1899 roku wiedeński psychiatra Zygmunt Freud opublikował swą pracę O marzeniu sennym. Książka ta, zawierająca obok wykładu teoretycznego opisy marzeń sennych, które Freudowi opowiadali jego pacjenci, wydawała się pierwszym czytelnikom ekstrawaganckim popisem autora szukającego za wszelką cenę rozgłosu. Wywołała przy tym dodatkowy skandal, gdyż Freud otwarcie pisał o obsesjach seksualnych, czyniąc z nich główny nurt swoich rozważań. Siłą rzeczy pojawiły się zarzuty o nienaukowość dzieła, co nie dziwi, gdy uświadomimy sobie, że pretensje do Freuda mieli przede wszystkim zagorzali zwolennicy scjentyzmu w psychologii, skłonni uważać analizowanie snów za zajęcie godne wróżek, nie zaś poważnych lekarzy.
Wkrótce stało się jednak jasne, że książka Freuda nie tylko kalendarzowo otwiera nowe stulecie. Zygmunt Freud otworzył nią nowy rozdział w historii psychologii, stając się zarazem jednym z jej najważniejszych klasyków. Odtąd pojęcie psychoanalizy będzie towarzyszyło nie tylko debatom psychologów i psychiatrów, wejdzie, bowiem także do języka teorii sztuki, badań literackich, studiów nad kulturą. Freudyzmem szybko zainteresowali się artyści – pisarze, plastycy, twórcy filmowi, zaś dla francuskich surrealistów psychoanaliza freudowska stała się podstawą manifestów i oryginalnych dzieł artystycznych. Do dziś powiada się, że gdyby nie Freud, nie byłoby obrazów Salvadora Dali, powieści Jamesa Joyce’a, filmów Luisa Bunuela.
Tak powszechne zainteresowanie psychoanalizą wzięło się z paru powodów. Najpierw, dlatego, że Freud, jako lekarz wszedł na grunt, na którym do końca XIX wieku sprawnie poruszali się wyłącznie wizjonerzy i artyści, jasnowidze i okultyści. Z badania snów, czynności pomyłkowych, obsesji seksualnych uczynił dyscyplinę naukową. Ale nie było to jedyne źródło fascynacji psychoanalizą. Ważniejsze wydaje się odkrycie nieświadomości, nazwanie ciemnych sił rządzących ludzkim działaniem. Właśnie odkrycie nieświadomości (id) uważa się do dziś za największe osiągnięcie freudowskiej psychoanalizy.
Nie mniej ważny okazuje się społeczny aspekt tryumfu freudyzmu. Freudowska psychoanaliza już w latach 20. stała się niezwykle spektakularnym przejawem mody intelektualnej, zwłaszcza w kręgu anglosaskim z jego doświadczeniami wiktoriańskiego purytanizmu. Takie pojęcia jak libido, tabu, sublimacja zawojowały język publicznych debat, bynajmniej nie tylko na uniwersytetach, ale i w gazetach codziennych. Rychło w Stanach Zjednoczonych, a potem w Europie psychoanaliza zyskała rangę panaceum na wszelkie dolegliwości duchowe, w czym na pewno pomogły procesy laicyzacji kultury zachodniej. W końcu Freud zaczął być postrzegany, jako nowożytny superszaman, ten, który czyni widzianym niewidzialne; który potrafi wytłumaczyć niewytłumaczalne.
Z punktu widzenia nauk społecznych freudyzm jawi się propozycją rewolucyjną, zwłaszcza w odniesieniu do dziewiętnastowiecznego ewolucjonizmu. Jak pisze Jerzy Szacki: „Jeżeli nawet Freud nie zarzuca całkowicie idei postępu […] to nie uważa bynajmniej, że osiągnięcia ludzkości w opanowywaniu sił przyrody i organizowaniu życia społecznego są pod jakimkolwiek bądź względem trwałe czy nieodwracalne. Kultura jest budowlą wznoszoną na podminowanym placu. […] Jeżeli nawet Freud przyznaje ludzkości pewne trwałe osiągnięcia w zakresie techniki, odmawia jej ich w zakresie organizacji społecznej i umiejętności zapewnienia sobie szczęścia. Ludzie zwiększyli niepomiernie swe panowanie nad przyrodą, ale nie stali się przez to ani trochę szczęśliwsi. Wprost przeciwnie, kultura, jakkolwiek dla ludzkości niezbędna, okazuje się dla niej źródłem cierpienia”22.
Szacki zauważa, że w swoim pesymizmie wobec cywilizacji Freud przynajmniej w pewnej mierze jest spadkobiercą Jana Jakuba Rousseau. Jeśli tak, to freudowska koncepcja kultury i natury ludzkiej siłą rzeczy sprzymierza się z ideologiami rewidującymi wiarę w postęp i otwierającymi pole refleksji również nad metafizyczną kondycją człowieka.
Dla uczestników i zwolenników praktyk nowej ezoteryki Freud pozostaje mimo wszystko problematyczny. Z jednej strony nowa ezoteryka docenia pewne obszary naukowych zainteresowań Freuda (problematyka nieświadomości, zagadnienia związane z totemem i tabu), z drugiej zaś ezoterycy i zwolennicy nowszych koncepcji, na przykład psychologii humanistycznej, uważają Freuda za nieodrodne dziecię pozytywizmu i stawiają mu bardzo poważny zarzut absolutyzowania „zwierzęcej strony natury ludzkiej”, co, nawiasem mówiąc, podkreślała już jego uczennica Karen Homey.
Niezależnie od tych pretensji i zarzutów Freud w oczach nowych ezoteryków ma jedną niekwestionowaną zasługę: był nauczycielem, a do pewnego momentu także współpracownikiem i mistrzem Carla Gustava Junga, o którym powiada się nie bez racji, że jest duchowym patronem mchu Nowej Ery, natchnieniem współczesnych okultystów i astrologów. C. G. Jung w 1902 roku, gdy jeszcze pozostawał pod wpływem Freuda, opublikował swoją rozprawę doktorską pod tytułem O psychologii i patologii tak zwanych zjawisk tajemnych. Publikacja ta, choć zachowała wyraźny sznyt Freudowski, (wyrażało się to między innymi w rygoryzmie pojęciowym i sprowadzeniu tytułowych zjawisk tajemnych do obszaru mechanizmów popędowych), była przede wszystkim efektem wcześniejszych nieco zainteresowań Junga okultyzmem. Jako młody doktorant Jung wierzył, że tradycyjnie pojmowana nauka jest w stanie wyjaśnić wszelkie zjawiska, które dziś nazywamy paranormalnymi, natomiast nie był gotów do przedstawienia własnej koncepcji, radykalnie zrywającej z pozytywistycznym wzorcem psychologii.
To nastąpiło dopiero później, gdy Jung poróżnił się z mistrzem, nie mogąc zaakceptować, że ten wciąż tkwi w okowach ciasnego racjonalizmu. Rozstanie nastąpiło w 1912 roku po wydaniu przez Junga pracy Przemiany i symbole libido. W swojej autobiografii Jung pisał o tym tak: „Wiedziałem już przedtem, że ta książka będzie mnie kosztowała rozstanie z Freudem. Przez dwa miesiące nie mogłem tknąć pióra. Dręczyło mnie pytanie, czy trzymać moje myśli dla siebie, czy ryzykować utratę tak ważnej dla mnie przyjaźni”23
W grę wchodziły jednak bardzo głębokie różnice światopoglądowe. Pisał o nich Erich Fromm: „Freud był racjonalistą i podstawowym motywem rozumienia nieświadomości była dla niego chęć podporządkowania jej rozumowi i kontroli nad nią. Jung – przeciwnie, należy do tradycji romantycznej, antyracjonalistycznej. Jest podejrzliwy w stosunku do rozumu i intelektu, a nieświadomość, reprezentująca nieracjonalne, stanowi dla niego najgłębsze źródło mądrości. Analityczna terapia pozwala pacjentowi wejść w kontakt z tym źródłem nieracjonalnej mądrości i odnosić z tego korzyści. Jung zajmował się nieświadomością, aby ją tak jak romantyk podziwiać, Freud, aby ją krytykować, jako racjonalista”24
W 1917 roku Jung wydaje Psychologię nieświadomości, gdzie po raz pierwszy bardzo wyraźnie dokonuje rewizji najważniejszej kategorii psychoanalizy Freudowskiej — idu. O ile Freud traktował id (nieświadomość), jako pewien zbiór cech kształtujących indywidualną psychikę, zaś treści id ujawniane w snach, jako treści o podłożu wyłącznie seksualnym, o tyle Jung widział w nieświadomości kategorię ponad indywidualną, złożoną z elementów wspólnych dla wszystkich ludzi, która ma więcej wspólnego z religią niż z seksem. W ten sposób powstało pojęcie nieświadomości zbiorowej. Teorię nieświadomości zbiorowej przedstawił w pełni w 1934 roku w pracy Archetypy kolektywnej nieświadomości.
Jungowska teoria archetypów, czyli praobrazów obecnych w kulturze człowieka od początku jej istnienia, a nawet, jak sugerował Jung, pochodzących z prekulturowego stadium rozwoju ludzkości, jest kluczowym fragmentem całości jego dorobku. Teoria ta odwołuje się do bardzo różnych przykładów ekspresji i wiedzy, w tym do wiedzy ezoterycznej. Sięga, między innymi, do doświadczeń alchemii, astrologii, gnozy. Ilustrują ją przykłady z najdawniejszych epok. Wszystko po to, by dowieść, że niezależnie od granic czasu i przestrzeni, symboliczne przedstawienia archetypów zawierają te same treści25. W latach 50. pisząc o UFO Jung zauważa, że ludzie zawsze widzieli różne rzeczy na niebie, zaś fakt, iż współcześnie widzą statki kosmiczne przybyszów z innych galaktyk, wiąże się z ekspansją nowych technologii i podporządkowaniem kultury technice. Według Junga latające talerze są, tak samo jak wcześniejsze wizje znaków na niebie, przedstawieniem archetypowym, przypisywana im funkcja nośników życia pozaziemskiego świadczy o tym, że ci, którzy widzą latające talerze, konfrontują się z archetypem Animy/Animusa. Jung nie przesądza, czy UFO to realne przedmioty, czy też efekt wizji na jawie, interesuje go sam fakt, że ludzie takie rzeczy widzą i jest to dla nich przedmiotem ekscytacji. Nie przeszkadza to jednak poszukiwaczom pozaziemskich cywilizacji uważać Junga, jeśli nie za duchowego przewodnika, to przynajmniej duchowego przyjaciela.
Trzeba zwrócić na ten fakt uwagę, gdyż „ufologia” zdaje się być jedną z pereł w koronie „ezoteryki na sprzedaż”. Trzeba też zwrócić uwagę, że Jung nie tyle nawet dzięki szczegółom swoich koncepcji został przez „nowych ezoteryków” uznany za swojego człowieka, ile dzięki swoim szerokim zainteresowaniom, które kultywował. Wyliczmy: zjawiska paranormalne, zapomniane tradycje wiedzy tajemnej, gnoza, dawne mitologie, magia, praktyki medytacyjne, a wreszcie religie orientalne, o których pisał, że zawierają to, czego nie ma lub czego wyrzekła się cywilizacja Zachodu. Istnieje szeroko w kręgu nowej ezoteryki rozpowszechniana legenda, wedle, której Jung zabiegał, by przy pochówku włożyć mu do trumny Wprowadzenie do buddyzmu zen Deitaro Suzukiego. Wszystko to w sposób oczywisty składa się na katalog Nowej Ery.
Jung, a później jego zwolennicy, po to, by odseparować się od Freuda, nie nazywają koncepcji Jungowskich psychoanalizą, lecz psychologią analityczną. Rzeczywiście, koncepcje Junga są zdecydowanie inne od Freudowskich, nie tylko jednak ze względu na różnice metodologiczne, ale przede wszystkim ze względu na to, że stają się dobrym orężem do walki z racjonalizmem. Rzeczywiście, wiele racji miał cytowany wyżej Fromm, widząc w Jungu romantyka, ekscytującego się tym, co tajemnicze, niemożliwe do objęcia racjonalnym rozumem, niemożliwe do wyjaśnienia za pomocą pozytywistycznie zorientowanej nauki. Można powiedzieć nawet więcej: Jung był nie tylko antypozytywistycznym analitykiem czy naukowcem, ale dosłownie reprezentantem nowej ezoteryki.
Dowody na to znajdziemy w autobiografii Junga Wspomnienia, sny, myśli.