Feminizm to weganizm. Dlaczego feministki powinny walczyć o prawa zwierząt - Skowron-Baka Karolina - ebook
NOWOŚĆ

Feminizm to weganizm. Dlaczego feministki powinny walczyć o prawa zwierząt ebook

Skowron-Baka Karolina

5,0

21 osób interesuje się tą książką

Opis

Feminizm to weganizm. Dlaczego feministki powinny walczyć o prawa zwierząt Karoliny Skowron-Baki to przełomowa książka, która odkrywa głębokie związki między walką o prawa kobiet a walką o prawa zwierząt. Autorka, doświadczona działaczka społeczna, w przejmujący sposób ukazuje, jak seksizm i gatunkowizm wzajemnie się wzmacniają, normalizując przemoc i uprzedmiotowienie zarówno kobiet, jak i zwierząt.

Dzięki zebranym badaniom, licznym przykładom i osobistym historiom, książka ukazuje brutalne mechanizmy systemowej opresji, jednocześnie wzywając do solidarności – zarówno między ludźmi, jak i wobec innych czujących istot. Skowron-Baka przekonuje, że przyszłość feminizmu to połączenie sił z ruchem prozwierzęcym, by wspólnie budować świat oparty na empatii, szacunku i sprawiedliwości.

To inspirująca lektura dla osób, które chcą głębiej zrozumieć powiązania między różnymi formami wykluczenia i włączyć się w tworzenie bardziej egalitarnego społeczeństwa. Nie tylko dla feministek i weganek, ale wszystkich, którym bliska jest idea sprawiedliwości międzygatunkowej.

Marzę o feminizmie antygatunkowistycznym. O feminizmie walczącym z każdym rodzajem opresji, z każdą krzywdą, o feminizmie radykalnie empatycznym. Takim, który jest przeciwny instrumentalizacji innych zwierząt. Feminizm antygatunkowistyczny jest feminizmem pełnym, pozbawionym wewnętrznych sprzeczności i hipokryzji, jest całkowitą realizacją założeń stojących u podstaw tego pięknego ruchu sprawiedliwości społecznej. Wierzę, że kolejna fala feminizmu będzie wegańska. Wierzę, że będzie wielką falą siostrzeństwa międzygatunkowego. (fragment książki)

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 260

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Mojej Żonie Hani, która rozświetla mi życie

WstępSiostrzeństwo międzygatunkowe

Feministki powinny walczyć o prawa zwierząt. Z tą tezą, która niejednokrotnie budzi zaskoczenie, podróżuję po Polsce i Europie od dłuższego czasu. O wspólnym losie kobiet i zwierząt oraz o wartościach łączących ruch feministyczny z prozwierzęcym mówi się od dawna w Stanach Zjednoczonych. Jednak dyskusja ta nie dotarła jeszcze w pełni do Europy kontynentalnej. W Polsce jest niemal zupełnie nieobecna, mimo że ukazuje się coraz więcej publikacji o tematyce zwierzęcej i nie brakuje doskonałych pisarek feministycznych. Feminizm prozwierzęcy jest u nas tematem niezgłębionym, podobnie jak idea siostrzeństwa międzygatunkowego. Tymczasem wiele wskazuje na to, że ruch feministyczny jest na to gotowy. Reakcje po moich wystąpieniach – pełne emocji rozmowy i refleksje – pokazują potrzebę prozwierzęcej debaty w ruchu feministycznym. Wiele kobiet po zapoznaniu się z analogiami między losem kobiet i zwierząt uznaje ideę siostrzeństwa międzygatunkowego za oczywistą, intuicyjnie wyczuwając jej sens. W końcu celem zarówno ruchu praw kobiet, jak i ruchu prozwierzęcego jest wolność od cierpienia, godność i szacunek.

Działam jednocześnie w ruchu prozwierzęcym, feministycznym oraz na rzecz praw osób LGBT+ przez większość mojego życia. Z czasem zrozumiałam, że to jedna i ta sama walka, często prowadzona przez te same osoby. Mamy wspólne wartości, cele i wspólnego przeciwnika. Jeśli nie połączymy sił, nie osiągniemy sukcesu ani w ruchu feministycznym, ani prozwierzęcym. Zależymy od siebie nawzajem.

Zwierzęta potrzebują sojuszniczek. Najważniejszym bodźcem do napisania tej książki było marzenie, aby kobiety stanęły ramię w ramię ze zwierzętami. Wszystkimi zwierzętami. Marzę o tym, by ruch praw kobiet i ruch prozwierzęcy połączyły siły, wspierając się wzajemnie i wzmacniając swój głos. Dlatego książka ta ma charakter perswazyjny. Nie jest pracą akademicką, choć często odwołuję się do literatury naukowej. Jest głosem praktyczki, wieloletniej aktywistki obu ruchów. Jest także głosem wielu wybitnych działaczek, które opowiedziały mi o kulisach swojej pracy i życia. Jest krzykiem o niesprawiedliwości wobec zwierząt i o niezgodzie na nią.

To, że zwierzęta potrzebują feministek, jest oczywiste. Ale mniej oczywiste może być to, że i kobiety potrzebują dobrych praw zwierząt. Pragnę Was przekonać, że musimy być solidarne ze zwierzętami przede wszystkim dla nich, ale też dla dobra nas samych. Kobiety i zwierzęta doświadczają podobnych mechanizmów opresji. Nie damy im odporu bez prawdziwego siostrzeństwa, w tym siostrzeństwa międzygatunkowego. Potrzebujemy sojuszu z innymi czującymi istotami, które również poddawane są systemowej opresji. Zapraszam Was do odkrycia naszej wspólnoty doświadczeń: przeczytania historii, które muszą zostać opowiedziane. Mam nadzieję, że wyrwę Was ze strefy komfortu. Mam nadzieję, że przemówię do wrażliwości, którą już w sobie macie. Mam nadzieję, że Was rozzłoszczę. Przede wszystkim mam nadzieję, że Was przekonam i razem zbudujemy jeszcze lepszy feminizm.

Rozdział pierwszy Seksizm i gatunkowizm

Skąd bierze się zło? W jaki sposób normalizuje się je w społeczeństwie? Co sprawia, że jedne grupy zyskują władzę nad innymi, systematycznie je wyzyskując? Dlaczego sprzeciw wobec tych mechanizmów jest tak znikomy, że zmiana wymaga dekad lub nigdy w pełni nie następuje? Jak rodzi się opresja i jak utrwala się jej struktura?

Odpowiedź na to pytanie jest złożona, ale jedno jest pewne – opresji zawsze towarzyszy uprzedmiotowienie grupy, która jest wyzyskiwana. Przypisuje się jej brak zdolności do odczuwania, samodzielnego myślenia, brak złożoności potrzeb. Odbiera się podmiotowość i prawo do posiadania własnej woli, narzucając tym samym własną. Często jest to deklaratywnie dla dobra uprzedmiotawianych jednostek, w praktyce zawsze jednak w interesie stosujących opresję. Systemowa opresja przekłada się na opresję indywidualną, jedna z drugą się przeplata i nawzajem potwierdza zasadność swojego istnienia.

Uprzedmiotowienie kobiet i zwierząt ma długą historię niezależnie od szerokości geograficznej, a także zaskakująco dużo podobieństw. Kobiety są uprzedmiotawiane w przestrzeni publicznej jako obiekty seksualne lub dostarczycielki darmowych usług opiekuńczych, a zwierzęta – jako rzeczy i produkty. Silniejsi odbierają podmiotowość słabszym: mężczyźni uprzedmiotawiają kobiety (patriarchat), a ludzie – zwierzęta (gatunkowizm/szowinizm gatunkowy).

Historia kobiet wskazuje, że oceniano je pod kątem ich „przydatności” – do rodzenia dzieci, wychowywania ich czy do usługiwania mężowi i innym domownikom. Obecnie kobiety wciąż są oceniane przez pryzmat macierzyństwa, wieku (ageizm wobec kobiet jest znacznie silniejszy niż wobec mężczyzn, co widać między innymi na rynku pracy, o czym można przeczytać choćby w raporcie Polskiego Instytutu Ekonomicznego1) oraz wyglądu. Kobiety często postrzegane są jako bliższe zwierzętom niż mężczyznom (czyli ludziom): jesteśmy „biologizowane” i przypisywane są nam rozmaite instynkty, na czele z instynktem macierzyńskim. W sytuacjach zawodowych nasze zachowania regularnie tłumaczy się hormonami i emocjami, odbierając nam racjonalność. Niewygodne opinie czy stanowiska są zbywane poprzez nadanie im etykiet przejawów kobiecej histerii, kłótliwości lub plotkarstwa. Dominujące stereotypy zakładają, że kobiety nie nadają się do ról przywódczych, brakuje im talentów w naukach ścisłych, nie potrafią być dobrymi kierowcami, a co dopiero podejmować dobrych decyzji (a jeśli już, są to „męskie decyzje”). Kobiety bywają również sprowadzane do roli ozdób jako hostessy w czasie rozmaitych imprez, erotyczne dodatki w teledyskach, a ich ciała (lub ich części) wykorzystywane są w reklamach produktów.

Zwierzęta, szczególnie te, które uważamy za „użytkowe”, a nie towarzyszące, są w naszym społeczeństwie postrzegane jako rzeczy. Produkty. Mogą zostać skonsumowane, użyte jako ubiór, wykorzystane do bolesnych eksperymentów medycznych i testów kosmetyków oraz chemii domowej. Są wykorzystywane jako rozrywka w cyrkach, delfinariach, w filmach czy w zoo. Reklamy doskonale ilustrują, jak w przestrzeni publicznej kobiety i zwierzęta są uprzedmiotawiane w podobny sposób. Ciała jednych i drugich są w tych reklamach rzeczami: kobiece ciało pełni funkcję obiektu seksualnego, zwierzęce jest „mięsem”. Zwierzęta występują też w reklamach jako tzw. szczęśliwe krowy, kury czy świnie, które marzą o tym, by zostać zjedzone lub by oddać swoje własne jajka czy mleko człowiekowi.

Pogarda i przemoc jednocześnie wobec kobiet i zwierząt to nie margines, ale wszechobecne zjawisko społeczne. Uprzedmiotowienie kobiet i zwierząt odbywa się równolegle w niemal wszystkich kulturach i okresach historycznych. Zarówno kobiety, jak i zwierzęta żyją w przemocowym systemie, w którym ich ciała są wyzyskiwane i służą komuś innemu. Szczególnie widoczne jest to w środowiskach gloryfikujących przemoc jako formę rozrywki, między innymi wśród myśliwych czy uczestników walk z bykami. Towarzyszy też w stopniu mniej jaskrawym (a zatem znormalizowanym i bardziej niebezpiecznym) codzienności nas wszystkich, w przestrzeni publicznej i prywatnej, w powszechnie panujących przekonaniach całych społeczeństw.

Carol J. Adams stworzyła teorię cyklu uprzedmiotawiania, fragmentacji oraz konsumpcji (seksualnej) kobiet i (dosłownej) zwierząt, wyjaśniając związki między patriarchatem a wyzyskiem zwierząt w swojej przełomowej pracy Polityka seksualna mięsa2. Ona pierwsza tak szczegółowo opisała zjawisko animalizacji kobiet i seksualizacji mięsa, za co została niemal wyklęta ze swojego środowiska akademickiego na długie lata. Choć jej publikacja ukazała się w 1990 roku, pozostaje boleśnie aktualna i będę z niej czerpać wielokrotnie w opisie analogii między przedmiotowym traktowaniem kobiet i zwierząt.

Obrywanie ze skóry i klepanie w pupę

Większość z nas, niezależnie od płci, narodowości, statusu ekonomicznego czy zawodu codziennie uczestniczy w systemowym krzywdzeniu zwierząt w sposób zarówno świadomy (wybory żywieniowe) i nieświadomy (korzystanie z produktów, które w nieoczywisty sposób powstały z użyciem przemocy wobec zwierząt), pośredni (konsumpcja produktów, które przygotowano, stosując przemoc), jak i symboliczny (język, którego używamy). Są jednak środowiska, które gnębią zwierzęta w sposób szczególny, bo bezpośredni, fizyczny i widowiskowy, gloryfikując zadawaną przemoc. Nieprzypadkowy jest też ich stosunek do kobiet. Postanowiłam przyjrzeć się trzem tym kręgom: biznesowi futrzarskiemu, myśliwym oraz grupom biorącym udział w festiwalach corridy. Chciałam sprawdzić, na ile podejście do zwierząt sprzężone jest w tych środowiskach z przedmiotowym traktowaniem kobiet.

Aleksandra Kubsda, dzisiaj aktywistka prozwierzęca, a kiedyś żona właściciela fermy futrzarskiej, miała okazję doświadczyć tego na własnej skórze3. Gdy Ola poznała swojego pierwszego męża, nie miała pełnej świadomości, co kryje się za przemysłem futrzarskim. Była zaledwie piętnastolatką i po prostu się zakochała. Jej przyszły mąż odziedziczył intratny biznes po rodzicach i dziadkach, czyli dużą fermę lisów pod Opolem. Choć sam nie w pełni zgadzał się z tym, co się z taką działalnością wiąże, kontynuował rodzinną tradycję. Na początku nie chciał zabierać przyszłej żony na fermę, aby ich znajomość się nie zakończyła. Ola krok po kroku, wraz z poznawaniem tego miejsca oraz setek obecnych tam lisów, odkrywała wszystkie okropności branży futrzarskiej. Dowiadywała się o nich wraz z kolejnymi cyklami „życia” tej fermy, czyli porami roku. Na początku doświadczyła wiosny. „Wtedy jest taka cisza na fermie…” – mówi przygnębiona. To okres przymusowego zapładniania lisów i jedyny czas w roku, gdy właściciele ferm dbają o brak hałasu. Srebrne i niebieskie lisy są bardzo wrażliwe na jakiekolwiek czynniki zewnętrzne i cisza ma im umożliwić rozmnażanie się. W tym okresie w maleńkich klatkach samców umieszczane są przerażone samice. Latem rodzą się szczenięta. Początkowo nie umieją chodzić po prętach, więc często mają ciała w ranach i łamią sobie nogi. Widząc takie sceny, moja rozmówczyni chciała je zabierać do weterynarza, ale było to niewyobrażalne dla „lisiarzy”, którzy takie lisie dzieci wpisują w bilans strat i zabijają. Dlatego w tym okresie mąż często nie pozwalał Oli przyjeżdżać na fermę. Jeśli to się jednak działo, jej głównym zajęciem było pojenie lisów. Latem pracownicy zwożą z okolicznych ferm kury, które się przydusiły, przeterminowane kaszki dla dzieci z fabryk, a także martwe krowy z sąsiedztwa. Te martwe ciała i stare kaszki mieli się ze zbożem, a powstałą papkę kładzie na tacach przy prętowych klatkach lisów. Papka szybko się psuje i przyciąga liczne muchy, a lisom potwornie chce się po niej pić. „Przy klatkach mają jedynie przykręcone drutem kubki, które zazwyczaj stoją puste. Było mi tak żal spragnionych zwierząt, że za każdym razem jak byłam latem na fermie, chodziłam i nalewałam wody do tych kubków” – mówi Ola. Gdy nadchodzi jesień, wszystko zaczyna zmierzać ku końcowi. Lisy dorastają i rosną im piękne futra. Widać, jak te majestatyczne zwierzęta są coraz bardziej upodlone w klatkach, mimo że jest to dla nich chwila oddechu po upałach i nagrzanych latem prętach. Tylko jesienią dostają dużo wartościowego jedzenia, „rarytasy serwowane w ciasnych klatkach”, jak opisuje to Ola. Korzystanie z tego pożywienia, pozytywnie wpływającego na rozmiar i urodę nieuchronnie przyspiesza jednak ich śmierć. Jesień to czas, kiedy właściciele ferm wstępnie selekcjonują lisy, które „dobrze rokują” do zabicia zimą, czyli są duże i mają najbardziej błyszczące futra. Przy życiu pozostają te, które według oprawcy mogą mieć w kolejnym roku „dobre potomstwo”. Są ewidencjonowane, aby nie mieszać wspólnej krwi – w przyszłości lisy mają się rodzić jeszcze większe i jeszcze piękniejsze, żeby sprzedać więcej futer. A zima… „Zima jest najgorsza” – mówi Ola. „Klatki są już oznaczone. Na jednych wyrok, na innych odroczenie. Lisy są przepiękne, dorodne, grube, z miękkim futrem. Ich łapy są obolałe od dźwigania ciężaru ciała na prętach siatek. Domki lęgowe są już dawno pozamykane, nie ma się więc gdzie schować. W okolicy grudnia zaczyna się rzeź. Na fermie jest wtedy zimno i strasznie”. Zimą lisy są zabijane4. Robi się to poprzez rażenie ich prądem: wkłada się jedną elektrodę do odbytu, a drugą do pyska. Następnie zawiesza się lisy za tylne łapy i zdziera z nich skórę, a potem nakłada się ją na drewniane prawidła, które mają różne rozmiary. Te największe „cieszą” najbardziej, ponieważ osiągają dobre ceny w skupie. Skóry poddaje się specjalnej obróbce, wyczesuje, wiruje w bębnie z trocinami, następnie pakuje w specjalne paczki i wysyła do kraju, w którym zostaną sprzedane. „Obdarte ze skóry i godności tuszki rzuca się na stertę, która ma być zutylizowana. Nie każdy to robi, częstą praktyką jest zakopanie ich w dole, słyszałam też historię o znajomych hodowcach, którzy karmili tym mięsem inne lisy…” – opowiada Ola. Od tego momentu na fermę wraca cisza. Pozostałe lisy, które wciąż są w szoku, nieme i przerażone czekają na wiosnę.

Olę doświadczenie to ukształtowało na całe życie. Nie potrafi znaleźć w sobie odpowiedzi na pytanie, dlaczego się na to wszystko zgadzała, dlaczego była z tym człowiekiem. Czy wpłynął na to jej młody wiek? Nie zna odpowiedzi. Jak większość z nas wywodzi się z domu, w którym jadło się zwierzęta, to była wówczas jedyna znana jej norma. Gdy się zakochała, na fermie również spotkała się z normą opresji, odsłanianą przed nią stopniowo. Wydawało jej się, że nie może mieć tam żadnej sprawczości poza pojeniem zwierząt czy sekretnym uwalnianiem lisów z klatki. Nie miała wtedy jeszcze wiedzy o skutkach wypuszczania tego gatunku do naszego środowiska – dla niej każdy lis, który uciekł z fermy, był lisem ocalonym. Punkt zwrotny nastąpił, gdy podjechała pewnego dnia pod fermę w okresie zabijania lisów. Zobaczyła górę obdartych ze skóry ciał, jak sama mówi: „Hałdę, której nigdy nie zapomnę”. Tego dnia postawiła mężowi warunek, że jeśli ich związek ma przetrwać, to ferma musi zostać zamknięta. Tak też się stało – po dwóch pokoleniach okrutny biznes został zlikwidowany. Małżeństwo jednak nie przetrwało z powodu różnic w poglądach. Minęło ponad dwadzieścia lat, ale pewne obrazy i dźwięki zostaną z Olą na zawsze. Te traumatyczne przeżycia rozpoczęły jej drogę do stania się osobą, którą jest dzisiaj. Były początkiem transformacji i ukształtowały jej najważniejsze postawy: to, że jest weganką, działaczką prozwierzęcą, ale także feministką.

Dlaczego również feministką? Najważniejszą rolą kobiet na fermie jest bowiem nie przeszkadzać. Nie przeszkadzać w zabijaniu, w seksualnych podbojach mężów, w liczeniu przychodów. Jako wieloletnia insiderka Ola mogła obserwować stosunek tego męskiego środowiska do kobiet. Żony futrzarzy rzadko mają ze sobą styczność, są zamknięte w domach z licznymi dziećmi, od których oczekuje się, że przejmą interes. Ola nie miała okazji poznać żadnej innej żony bliżej, móc prawdziwie porozmawiać. Podczas odwiedzin w domu „lisiarza” każda kobieta była schowana w kuchni, przemykała jedynie cichutko w tle. Ola nie spotkała się z żadnym wyjątkiem od tego schematu. W środowisku właścicieli ferm futrzarskich panuje powszechne przekonanie, że kobieta ma określoną rolę w społeczeństwie. Naczelnym zadaniem żon futrzarzy jest urodzić i wychować dzieci, ugotować i posprzątać. Są na zapleczu, z tyłu za mężem, grzecznie robią swoje. Nie uczestniczą w futrzanym biznesie, wykonują jedynie najmniej wdzięczne prace porządkowe, ponieważ to mąż jest od rzeczy ważnych i zewnętrznego reprezentowania rodziny. Jeśli któraś z nich w ogóle pracuje zawodowo, to tylko kilka godzin dziennie, na przykład w urzędzie – nie ma mowy o robieniu kariery. W ocenie Oli wyraźnie widoczne jest poczucie wyższości mężczyzn, którzy nie uznają prawa kobiet do wypowiadania swojego zdania i otwarcie uważają je za głupsze. Tymczasem poproszona o opis typowego futrzarza Ola wspomina: „Jest to zawsze dość prosto myślący facet w tak zwanych gumofilcach, któremu wydaje się, że jest panem swojego terytorium, a terytorium obejmuje i zwierzęta, i kobiety. Jest panem i władcą, który nie będzie ze mną nawet rozmawiać, bo jestem tego niegodna”. Ola zawsze uwielbiała dyskutować, spierać się na argumenty. Nie była jednak partnerką do dyskusji dla futrzarzy. Kiedy towarzyszyła mężowi na spotkaniach i próbowała zabrać głos, słyszała pytanie, czy nie ma swoich obowiązków i nie powinna właśnie „zmywać garów”. Ola podkreśla, że seksizm jest w tym hermetycznym środowisku na porządku dziennym i wyraźnie odczuwa się wszechobecną pogardę wobec kobiet. Widoczna jest w postawie ciała tych mężczyzn, w tonie ich głosu, w dobieranych słowach. W rozmowie ze mną Ola nie umiała sobie przypomnieć ani jednego mężczyzny z futrzarskiego środowiska, który odbiegałby od tej gardzącej kobietami postawy.

Mentalność futrzarzy jest jak groteskowa wersja tego, co najgorsze w patriarchalnym społeczeństwie. Mało aktualne już w społeczeństwie przekonanie, że „miejsce kobiety jest w kuchni”, w ich środowisku obowiązuje. Żona ma usługiwać mężowi i dbać o dom, a inne kobiety „służyć” futrzarzom do oglądania i obłapywania, mają być miłe, uległe i nie wyrażać swojego zdania. Pierwsze zderzenie Oli z tą mentalnością nastąpiło, gdy jako bardzo młoda dziewczyna towarzyszyła narzeczonemu w wizycie u jego znajomego, właściciela dużej, nowoczesnej i prestiżowej fermy na Opolszczyźnie. Mieli zobaczyć, jak ta wygląda, nauczyć się prowadzenia tego biznesu od odnoszącego sukcesy kolegi. Powitał on Olę, którą dopiero poznał, obrzydliwymi spojrzeniami i niechcianymi komentarzami. Oblizywał się ostentacyjnie na jej widok, nie było dla niego przeszkodą ani to, że miał żonę i dzieci, ani fakt, że Ola przyjechała z narzeczonym, który stał obok. Był „jak drapieżnik, napalony, nie próbował tego w ogóle ukryć”. Zaoferował Oli najpiękniejszego lisa ze swojej fermy, mogła wybrać sobie jednego, którego zabierze, ponieważ „jest taka ładna”. Postanowiła zabrać lisa, aby uratować mu życie. Było to nieznośne zadanie: wybór jednego spośród tysięcy lisów, aby tylko on nie został zabity. Zrobiła to jednak, a właściciel fermy dosłownie spakował jej tego lisa do wora. Nie wiedziała, że traktował to jako zapłatę za wyobrażone przyszłe usługi seksualne, uzurpował sobie tym czynem „prawo” do Oli. Stało się to jasne już przy ich drugim spotkaniu. Środowisko futrzarzy ma swoje giełdy towarowe i zloty, podczas których chwalą się, kto ma najpiękniejsze futra, a kto największe skóry. Kiedy Ola pojechała z narzeczonym na coroczny zjazd futrzarski, podczas którego odbyła się konferencja i wieczorne spotkanie towarzyskie, zderzyła się z bandą kompletnie pijanych facetów. Była tam jedną z nielicznych kobiet i wyraźnie czuła, że jest traktowana jako ozdoba. Właśnie wtedy, w samym środku tej konferencji, przy wszystkich, właściciel „prestiżowej” fermy klepnął ją mocno w pośladki. Wydarzenie to śni jej się do dzisiaj, zostało w nią głęboko wdrukowane. Czuła się wtedy, jak sama mówi, „kompletnie jak rzecz” i wspomina to zajście jako drastyczne dla młodej dziewczyny. Zachowanie futrzarza opisuje jako „odzierające z godności, pijackie i obrzydliwe”. Chciała uciekać, ale nie bardzo miała dokąd. Narzeczony – również młody i będący pod wpływem autorytetu kolegów – nie zdecydował się stanąć w jej obronie. Aprobata kolegów musiała być wyrażana, skoro właściciel fermy robił takie rzeczy przy innych i nie obawiał się konsekwencji. Całe spotkanie miało wulgarny charakter i panowała tam zmowa panów, których Ola podsumowała jako „przaśnych i naprutych”. Futrzarza, który jej to zrobił i którego życiorys potem śledziła, nazywa „człowiekiem odartym z moralności”.

Nie jest jednak tak, że futrzarze nie mają swojego systemu wartości. Zapytałam Olę o ich światopogląd i religijność. Nie musiała się zastanawiać, natychmiast odpowiedziała, że mają poglądy prawicowe, są konserwatystami i tradycjonalistami5. Uwielbiają homofobiczne i rasistowskie dowcipy. Cechuje ich duży sentyment do tego, co było kiedyś, chcą zachować tradycyjne stosunki społeczne i relacje władzy. Lubią przypominać, że „człowiek zawsze jadł zwierzęta” i swój instynkt zabijania tłumaczyć przeszłością. „Jaką trzeba mieć determinację, aby zabić tysiąc pięćset lisów (robią to tylko dwie osoby, jednego dnia), a następnie obedrzeć je ze skóry? Jak okrutnym trzeba być człowiekiem?” – pyta retorycznie Ola. Z jej obserwacji wynika, że racjonalizują swoje działania tym, że „nasz gatunek od zarania dziejów poluje”, więc powoływanie zwierząt do życia, zamykanie ich w klatkach i zabijanie ze szczególnym okrucieństwem dla zysku jest tego naturalną kontynuacją. Zdaniem futrzarzy wpisuje się to w schemat „prawdziwego mężczyzny”, a swoją „męskość” lubią udowadniać tym, że potrafią zabijać zwierzęta własnoręcznie (a nie tylko za to płacić, gdy kupują mięso w sklepie). Jak twierdzi Ola, „oni się tak budują”, gloryfikacja takiej „męskości” to ważny element ich tożsamości. Oczywiście w procesie zabijania nie widzą kobiet, dlatego że – jak mówią – „kobieta jest czynnikiem słabym”, nie potrafiłaby tego zrobić. Empatia jest dla futrzarzy wadą, jest wręcz śmieszna. W tych wielopokoleniowych, rodzinnych biznesach wszystkie dzieci robią pikniki na fermach, mają miłe wspomnienia związane z tym miejscem, „chodzą do zwierzątek” i nie dziwi ich, że są w klatkach i poranione. To dla nich norma. Podczas gdy dziewczynki delegowane są do mycia naczyń, chłopcy od wczesnego dzieciństwa przyuczani są do mordowania. Patrzą na to, jak ich dziadkowie i ojcowie zabijają. Gdy dorosną, łatwiej im to przychodzi. Uczeni są widzieć w lisach nie czujące istoty, lecz towar. Wpaja się im, że to nieważne, że zwierzęta cierpią, liczy się produktywność i zysk. Nauka prowadzona jest w sposób konsekwentny i sprawnie łączona w „spójny” światopogląd. Dlatego też Ola nie widziała w społeczności futrzarskiej, którą poznała, żadnych dzieci, które by się w tym przyuczaniu nie odnalazły czy jakkolwiek odstawały. Jako dorosłe osoby podekscytowane są tym, że lis jest wielki i ma piękną skórę, że oni sami mają dobre wyniki na giełdzie. To jest dla nich osiągnięcie. Wymieniają się lisami między fermami, cieszą się, gdy mają „fajnego samca, który produkuje dużo szczeniąt”, sprzedają sobie nawzajem zwierzęta. Gdy je „prezentują”, wyciągają lisa szczypcami, które obejmują szyję i prowadzą nimi wzdłuż kręgosłupa, łapiąc ogon. Lis jest wtedy unieruchomiony i przerażony. Olę zawszę zdumiewała naturalność, z jaką futrzarze wyjmowali takiego lisa z klatki, wsadzali, przewozili do kolegi, wymieniali się.

Możliwe, że ta łatwość jest jednak pozorna. Moja rozmówczyni twierdzi, że skala poważnych problemów z alkoholem wśród futrzarzy poraża. Wielokrotnie zastanawiała się, czy ta „kosmiczna brutalność, to wielokrotne rażenie prądem i obrywanie ze skóry”, rzeczy niewyobrażalne dla większości ludzi, są możliwe na trzeźwo. Czy ten obserwowany przez nią wszechobecny alkohol nie jest ucieczką i sposobem radzenia sobie z tym, co ci ludzie muszą robić na co dzień? Ola jest przekonana, że gdyby „futrzarska religia padła na grunt dorosłego umysłu, to pewnie by się nie przyjęła, a tu trwa indoktrynacja od małego”. Osoby zaangażowane w biznes futrzarski są deklaratywnie głęboko wierzącymi katolikami, wyznają tradycyjne wartości chrześcijańskie. Mają charakterystyczne podejście do religii, kładące szczególny nacisk na „czynienie sobie ziemi poddaną”. Futrzarze są przekonani, że zwierzęta (a także cała przyroda, podobnie zresztą jak kobiety) są po to, aby im służyć, bóg stworzył zwierzęta, „aby ludzie z nich korzystali”. Tym bardziej paradoksalny i smutny wydaje się fakt, że z futer naturalnych korzystają głównie kobiety i to one często – jako modelki czy celebrytki – stają się twarzami tego przemysłu.

All inclusive

Religijność to jedna z wielu cech, która łączy środowiska futrzarskie z myśliwskimi. Jest to kolejna, mimo rosnącego udziału kobiet6, dominująco męska grupa społeczna stosująca wobec zwierząt przemoc bezpośrednią, której postanowiłam się przyjrzeć pod kątem stosunku do kobiet. Wybrałam myśliwych z Austrii ze względu na ich wyjątkową pozycję: austriackie lobby jest jednym z najsilniejszych w Europie. Myśliwi stanowią tam około 1,4% społeczeństwa, podczas gdy w Polsce to zaledwie około 0,33%7. Austria reklamuje się jako jeden z „najbardziej przyjaznych myśliwym krajów europejskich, gościnny wobec łowczych i oferujący wysokiej jakości usługi myśliwskie”8. Jest krajem, w którym na ulicach często można zobaczyć osoby ubrane w tradycyjne stroje myśliwskie, charakterystyczne czapki czy dodatki, co stanowi pewien rodzaj mody. Strój myśliwski bywa noszony na co dzień i jest akceptowany jako formalny ubiór zamiast garnituru lub sukienki, nawet w sytuacjach zawodowych. Myśliwi są silnie przywiązani do idei „czynienia sobie ziemi poddaną” i postrzegają swoją dominację nad zwierzętami oraz przyrodą jako „odpowiedzialność za wszystko, co stworzył Bóg”. W ich rozumieniu odpowiedzialność ta i „opieka” sprowadzają się głównie do zabijania zwierząt – teoretycznie w celu „regulacji przyrody,” ale w praktyce dla rozrywki. Georg Prinz9, pracownik organizacji pozarządowej VGT (Verein Gegen Tierfabriken), która od trzydziestu lat walczy z lobby myśliwskim i ma swojego informatora wśród wysoko postawionych myśliwych, odkrył przede mną kulisy tego uprzywilejowanego środowiska.

Wysoka pozycja myśliwych w społeczeństwie austriackim jest w dużej mierze efektem ich bliskich relacji z Kościołem katolickim. Retorykę o opiece podtrzymują księża, którzy podczas mszy powtarzają, że myśliwi są najlepszym przykładem troszczenia się o „boże dzieło”, jak nazywają zwierzęta. Polowania są otoczone religijnym dyskursem i obrzędami, w trakcie których święci się broń myśliwską, a następnie martwe ciała upolowanych zwierząt. Msze odbywają się w najpiękniejszych austriackich kościołach i salach reprezentacyjnych10, a niekiedy prowadzi je sam biskup. Publiczne wydarzenia i msze hubertusowe (hubertus, hubertowiny – święto myśliwych, leśników i jeźdźców, odbywa się na początku listopada – przyp. red.) mają miejsce w każdym regionie kraju, co umacnia wzajemne wsparcie między Kościołem a myśliwymi. Efekt jest taki, że obie grupy cieszą się wyjątkowymi przywilejami i wpływami, które w praktyce stawiają je w Austrii ponad prawem. Państwowe związki łowieckie, obecne w dziewięciu krajach związkowych Austrii, są potężnymi, oficjalnymi instytucjami, którym przypisano funkcje zazwyczaj zarezerwowane dla rządu. Georg porównuje ich rolę do związków zawodowych lub izb handlowych, które są również lobby. Każdy region wybiera swojego „prezydenta” myśliwych, któremu przyznawane są określone uprawnienia. Na przykład w jednym z krajów związkowych to jemu, a nie lokalnym władzom, należy składać wnioski o zgodę na wypuszczenie i „odstrzał” zwierząt. W efekcie decyzje te są całkowicie stronnicze, nie uwzględniają potrzeb zwierząt, przyrody ani lokalnych społeczności. Myśliwi otrzymują w Austrii także część uprawnień przynależnych organom ścigania. Istnieją grupy odpowiedzialne za ochronę polowań oraz specjalni „policjanci administracyjni” – myśliwi z licencjami. Około dwudziestu tysięcy11 zaprzysiężonych strażników myśliwskich, mianowanych przez władze, jest przydzielonych do konkretnych obszarów łowieckich, gdzie nadzorują przestrzeganie przepisów łowieckich. Myśliwi z licencją mają uprawnienia do ścigania, przeszukiwania, aresztowania i zatrzymywania osób podejrzanych o przeszkadzanie w polowaniu (w większości krajów związkowych zakazane jest nawet wejście do lasu podczas polowania), aż do momentu przybycia na miejsce prawdziwej policji. Jak twierdzi Georg, jest to regularnie wykorzystywane przeciwko aktywistom broniącym zwierząt, których „myśliwi potrafią poturbować i przetrzymywać godzinami, zanim pojawi się policja. Ci myśliwi to prywatne osoby, które są po prostu wyznaczone do pełnienia takich funkcji, choć nie mają odpowiedniego przygotowania ani nie przechodzą szkoleń, które obowiązują państwowych policjantów”. Myśliwi dysponują władzą, której wykorzystywanie nie podlega żadnej kontroli. Licencje na polowanie przyznają stowarzyszenia łowieckie, co pozwala im sprawować pełną kontrolę nad swoimi członkami. Jeśli którykolwiek z myśliwych ośmieli się wyrazić krytyczne poglądy, na przykład sprzeciwić się zabijaniu wilków lub zaganianiu zwierząt na ograniczony teren, jest szybko usuwany ze stowarzyszenia za naruszenie „kodeksu honorowego” i traci prawo do polowania. W ten sposób w tej grupie utrzymuje się status quo, a wszelkie bardziej „progresywne” głosy są skutecznie tłumione, co pozwala myśliwym działać ponad prawem. Przykładem takiego nadużycia jest angażowanie małych dzieci w polowania przez zaganianie zwierząt, mimo że zgodnie z prawem jest to dozwolone dopiero od czternastego roku życia. Nikt jednak nie ponosi za to odpowiedzialności, a praktyki te pozostają bezkarne.

Środowisko myśliwych jest hermetyczne i starannie strzeże swoich tajemnic. Również to austriackie, które miałam okazję zbadać. Raz byli jednak nieostrożni i ta chwila ich nieuwagi pozwoliła dostrzec uderzające podobieństwo w ich podejściu zarówno do kobiet, jak i do zwierząt. Zaproszenia na polowania są zazwyczaj imienne i zarezerwowane dla elity finansowej. Szczegóły wycieczek nie są podawane do wiadomości publicznej. VGT dotarło jednak do komunikatu, który związek łowiecki umieścił nieopatrznie na swojej stronie internetowej12. Było to ogłoszenie myśliwskiego biura podróży oferującego pakiet all inclusive, ilustrowane zdjęciami nagiej kobiety pozującej przy broni myśliwskiej oraz kobiety wijącej się przy wejściu do chatki myśliwskiej, jak na scenie klubu go-go. Pakiet obejmował zastrzelenie wybranego zwierzęcia, wsparcie profesjonalnego myśliwego, transport, wyżywienie, nocleg w chatce myśliwskiej, a także usługi pracownicy seksualnej, nazwanej „towarzyszką” w sposób sugerujący, o co naprawdę chodzi. Według informatora organizacji VGT takie wycieczki nie są rzadkością i są organizowane przez myśliwskich „agentów turystycznych”. Oferty te są oparte na tak zwanych canned hunting, czyli polowaniach na zwierzęta wypuszczone niedługo wcześniej na zamkniętym terenie, z którego nie mogą uciec (w Polsce zwierzyńce, czyli polowania w zagrodzie, są już nielegalne, a w Austrii są stopniowo wycofywane w wyniku skutecznych kampanii VGT13). To zaaranżowana sytuacja, w której stwarza się iluzję polowania na dzikie zwierzęta. W rzeczywistości zwierzęta są wybierane przez uczestników z katalogu, a zabicie ich jest gwarantowane. Strzelec nie tropi, tylko doświadczony myśliwy prowadzi go do wybranej ofiary, pozostawiając mu jedynie naciśnięcie spustu broni. Po zabiciu zwierzęcia uczestnik może wrócić do chatki myśliwskiej, gdzie czeka na niego wykupiona „towarzyszka”.

Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej

Rozdział drugi,,Kura domowa”

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział trzeciPrzemoc ma płeć, przemoc ma gatunek

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział czwartyOpór uprzywilejowanych

Dostępne w wersji pełnej

Podziękowania

Dostępne w wersji pełnej

O autorce

Dostępne w wersji pełnej

Przypisy końcowe

ROZDZIAŁ PIERWSZY

1 Baszczak, Ł., Trojanowska M., Wincewicz-Price, A., Zyzik, R. (2021), Dyskryminacja ze względu na wiek na polskim rynku pracy – diagnoza, Polski Instytut Ekonomiczny, Warszawa, https://pie.net.pl/wp-content/uploads/2022/02/PIE-Raport_Ageizm_2021-ostateczna_v.3-red..pdf, data dostępu: 28.02.2025.

2 Carol J. Adams, The sexual politics of meat. A feminist-vegetarian critical theory, Bloomsbury, 1990.

3 Rozmowę z Aleksandrą przeprowadziłam w październiku 2022 roku poprzez platformę Zoom, a aktualność jej wypowiedzi sprawdziłam kilka miesięcy przed ukazaniem się książki w 2025 roku.

4 Od 23 stycznia 2021 roku obowiązuje Ustawa z dnia 10 grudnia 2020 r. o organizacji hodowli i rozrodzie zwierząt gospodarskich (Dz. U. z 2021 r. poz. 36). Ustawa ta reguluje zasady prowadzenia hodowli wszystkich gatunków zwierząt zaliczanych w Polsce do gospodarskich, w tym zwierząt futerkowych. W Polsce brak jest odrębnego, aktualnego rozporządzenia dotyczącego zabijania lisów na futro. Kwestie te regulowane są przez ogólne przepisy dotyczące ochrony zwierząt oraz hodowli zwierząt futerkowych. Zgodnie z Rozporządzeniem Ministra Środowiska z dnia 16 grudnia 2016 r. w sprawie ochrony gatunkowej zwierząt lisy nie są objęte ochroną gatunkową, co oznacza, że ich hodowla i zabijanie na futro są dozwolone, pod warunkiem przestrzegania ogólnych przepisów dotyczących dobrostanu zwierząt (źródło:https://sip.lex.pl/akty-prawne/dzu-dziennik-ustaw/ochrona-gatunkowa-zwierzat-18553186 https://sip.lex.pl/akty-prawne/dzu-dziennik-ustaw/ochrona-gatunkowa-zwierzat-18553186; data dostępu: 17.02.2025). Otwarte Klatki opisują, jak wyglądają metody uśmiercania lisów: Śmierć przzez porażenie prądem, 27.01.2016 (; data dostępu: 17.02.2025).

5 Nie przeprowadzono dotąd analiz poglądów politycznych osób zajmujących się hodowlą zwierząt na futro, które dawałyby jednoznaczne potwierdzenie przekonań tych osób, dlatego bazuję tutaj na słowach sygnalistki. Warto zwrócić uwagę, że wśród polityków poparcie dla zakazu hodowli zwierząt na futro nie przebiega ściśle według linii partyjnych, a z inicjatywą zakazu wyszła m.in. prawicowa partia Prawo i Sprawiedliwość. Jednocześnie politycy wskazują, że próbę wprowadzenia zakazu w 2017 roku powstrzymały wpływy polityczne Tadeusza Rydzyka, dyrektora Radia Maryja. Konsekwentnie przeciwko zakazowi występują także politycy skrajnie prawicowych partii (źródło: Jak politycy zawiedli zwierzęta futerkowe i wyborców?, 15.04.2021,https://otwarteklatki.pl/blog/jak-politycy-zawiedli-zwierzeta-futerkowe-i-wyborcow https://otwarteklatki.pl/blog/jak-politycy-zawiedli-zwierzeta-futerkowe-i-wyborcow; data dostępu: 17.02.2025).

6 Kobiety też polują i choć ich liczba rośnie, nadal stanowią niewielki procent spośród myśliwych. Według źródła (Rancew-Sikora, D., Sens polowania. Współczesne znaczenia tradycyjnych praktyk na przykładzie analizy dyskursu łowieckiego, Wydawnictwo Naukowe Scholar, 2009[AHŻ1] ) w krajach europejskich liczba kobiet waha się od 1–4%, w USA jest to około 7%. Niektóre inne źródła wskazują na większy procent kobiet myśliwych w niektórych stanach, w tym jedno wspomina o 22% ogółu kobiet myśliwych w USA (np. „Delta Waterfowl”, National Survey Says 6% of Americans Hunt Hunters spent $45.2 billion in pursuit of game animals in 2022,https://deltawaterfowl.org/national-survey-says-6-of-americans-hunt https://deltawaterfowl.org/national-survey-says-6-of-americans-hunt; data dostępu: 17.02.2025).

7 Strona Jagdfakten.at odpowiada na kluczowe pytania dotyczące myślistwa oraz roli myśliwych w Austrii: https://www.jagdfakten.at/wichtigste-fragen-zu-jagd-und-jaeger; Polski Związek Łowiecki – oficjalna strona organizacji zajmującej się łowiectwem w Polsce: www.pzlow.pl (data dostępu: 17.02.2025).

8 BookYourHunt – platforma oferująca informacje o polowaniach w Austrii, w tym o dostępnych ofertach, regulacjach i tradycjach łowieckich: https://www.bookyourhunt.com/en/hunting-in-austria (data dostępu: 17.02.2025).

9 Rozmowę z Georgem przeprowadziłam w sierpniu 2022 roku poprzez platformę Zoom, a aktualność jego wypowiedzi sprawdziłam kilka miesięcy przed ukazaniem się książki w 2025 roku.

10 Np. coroczny Jägermesse w Katederze św. Stefana w Wiedniu, z udziałem m.in. ważnego pastora (https://boejv.com/aktuelles/; https://www.verein-grueneskreuz.at/jaegermesse-1?;data dostępu: 17.02.2025).

11 Strona Jagdfakten.at odpowiada na kluczowe pytania dotyczące myślistwa oraz roli myśliwych w Austrii: https://www.jagdfakten.at/wichtigste-fragen-zu-jagd-und-jaeger (data dostępu: 17.02.2025).

12 Ogłoszenie ukazało się na stronie premium.hunting.com, następnie je zdjęto. Komunikat prasowy VGT na ten temat znajduje się tutaj: https://vgt.at/presse/news/2016/news20160107y.php (data dostępu: 17.02.2025).

13 Verein Gegen Tierfabriken (VGT) – artykuł informujący o tych praktykach i odkrytej stronie internetowej: https://vgt.at/presse/news/2022/news20220725ff.php

Karolina Skowron-Baka, Feminizm to weganizm. Dlaczego feministki powinny walczyć o prawa zwierząt Warszawa 2025

Copyright © by Karolina Skowron-Baka, 2025 Copyright © for this edition by Wydawnictwo Krytyki Politycznej, 2025

Wydanie pierwsze ISBN 978-83-68267-24-2

Redakcja: Dariusz Gzyra, Anna Żołnik Korekta: Anna Żołnik, Urszula Roman Opieka redakcyjna: Jaś Kapela Projekt okładki: Maja Madejska Zdjęcia: Elwira Sztetner, archiwum Autorki, Tomasz Molina (CC BY-SA 4.0), VGT Austria, Klub Lewicy, respektiere.at Zdjęcie na stronie tytułowej: Maria Kniaginin

Wydawnictwo Krytyki Politycznej ul. Jasna 10 lok. 3 00-013 Warszawawydawnictwo.krytykapolityczna.pl [email protected]

Książki Wydawnictwa Krytyki Politycznej dostępne są w redakcji Krytyki Politycznej (ul. Jasna 10, lok. 3, Warszawa), Świetlicy KP w Cieszynie (al. Jana Łyska 3), księgarni internetowej KP (wydawnictwo.krytykapolityczna.pl) i w dobrych księgarniach na terenie całej Polski.

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Ossowska