43,90 zł
Gdzie biją źródła emancypacji kobiet – i czy na pewno na Zachodzie? W swojej nowatorskiej książce Lucy Delap przepisuje historię feminizmu, zabierając czytelników i czytelniczki w podróż po sześciu kontynentach i kilku epokach. Interesują ją sufrażystowskie pieśni, odzyskane pojęcia, radykalne postawy i utopijne marzenia. Zamiast klasycznej opowieści o pierwszej, drugiej i trzeciej fali feminizmu brytyjska badaczka proponuje perspektywę „historii połączonych”, zgodnie z którą walka kobiet o lepsze urządzenie świata to nie linearny ciąg wydarzeń napędzanych przez Europę i Amerykę, lecz sieć czy nawet kłącze różnych postulatów, dążeń i poglądów z wielu zakątków świata. Śledząc nieustanne przepływy idei ponad narodowymi granicami, intelektualne inspiracje i wzorce dziedziczenia postaw politycznych, Delap oferuje przełomowe spojrzenie na feminizm jako najszerzej zakrojony projekt emancypacyjny w historii ludzkości.
Fragment książki:
Niektóre opowiedziane tu historie są powszechnie znane: te o sufrażetkach, o wybijaniu okien kamieniami, o radykalnych feministkach celebrujących sprawczość i solidarność kobiet. Ale przecież feminizm nie zawsze i nie wszędzie wyglądał tak samo. W książce wielokrotnie powraca problem swoistego paradoksu, który cechuje feminizm: otóż jako ruch postuluje on włączenie kobiet do wszystkich obszarów życia społecznego i politycznego i żąda radykalnej transformacji struktur władzy opartych na ekskluzywizmie, a jednocześnie charakteryzuje się własnymi formami marginalizacji, nie wszystkie kobiety reprezentując na równych warunkach. Dla kobiet czarnych, z klasy robotniczej, lesbijek, kobiet transpłciowych i biseksualnych, kobiet z niepełnosprawnościami, z innych części świata niż Zachód i wierzących w innego Boga niż Bóg chrześcijan zabrakło miejsca w feminizmie hegemonicznym, jak nazwała go Chela Sandoval. Mimo swych kosmopolitycznych korzeni feminizm często kojarzy się z zachodnim modelem wyemancypowanej kobiecości. Głosów osób innego pochodzenia, o innych doświadczeniach albo potrzebach niekoniecznie słuchano, a kampanie feministyczne nie zawsze uwzględniały ich interesy.
Poleca: Zdaniem Szota
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 446
Wstęp
W styczniu 1886 roku czasopismo „Western Echo” ukazujące się od kilku miesięcy na Złotym Wybrzeżu, w ówczesnej kolonii brytyjskiej, dzisiejszej Ghanie, opublikowało gniewny list jednej z czytelniczek:
Nie dość, że haniebnie wypacza się obraz afrykańskich kobiet, to w dodatku każdy biały, który pojawia się na Złotym Wybrzeżu, traktuje nas jak popychadła. [...] Z rąk białych spotyka nas krzywda, za którą nie ponoszą żadnej odpowiedzialności, ponieważ milczymy. [...] Choć nie mamy białych, anielskich twarzy, poziomem kultury dorównujemy wszystkim białym kobietom[1].
Mieszkanka Złotego Wybrzeża pisze wprost, że czuje się poniewierana przez europejskich kolonizatorów, którzy nie szanują jej lokalnej kultury i bezkarnie rozporządzają życiem rdzennych kobiet. W liście wybrzmiewa nie tylko jej gniew, ale też zgryźliwość, o czym świadczy gra słów odnosząca się do władzy sprawowanej przez mężczyzn[I]. Nie znamy wprawdzie imienia ani nazwiska autorki, lecz śmiałość, z jaką występuje w imieniu Afrykanek, każe domyślać się istnienia pewnej wyobrażonej wspólnoty tamtejszych kobiet. O bezpośrednim, postępowym tonie listu przesądził nie tylko kontekst lokalny, mianowicie długa tradycja prasy na Złotym Wybrzeżu, ale także ogólnoświatowy zasięg ówczesnego ruchu kobiecego.
Rok 1886 był momentem intensywnej ekspansji kolonialnej. Europejskie imperia anektowały jedno po drugim afrykańskie i azjatyckie terytoria, kładąc podwaliny pod światowy ład oparty na przemocy, ścisłych hierarchiach rasowych i normach płciowych. W XX stuleciu ten porządek będą kwestionować przedstawiciele i przedstawicielki ruchów radykalnych, narodowych i antykolonialnych. Jednocześnie kobiety na całym świecie zyskiwały dostęp do edukacji i płatnej pracy (lub były do niej przymuszane), a upowszechnienie rowerów otworzyło przed nimi nowe możliwości przemieszczania się, ale też budziło lęki, uosabiane w figurze „nowej kobiety” – cyklistki w bloomerkach. Oto dokonywała się głęboka przemiana dotycząca tego, jak kobiety czuły się we własnym ciele i jak postrzegały swoje życie. Opowieść, którą tu przedstawiam, sięga zarówno w przód, jak i wstecz względem roku 1886, obejmując swoim zasięgiem rozpisane na ćwierć tysiąclecia starania o uczynienie nierówności płciowych sprawą polityczną.
Forma, jaką przyjmuje sprzeciw wobec krzywd doświadczanych przez kobiety, zależy od momentu historycznego, a przybierane identyfikacje – „feministki”, „kobiety”, „damy”, „siostry” – są zawsze tymczasowe. Polityka feministyczna organizuje się wokół takich kwestii jak klasa, etniczność, religia, seksualność, narodowość i wiek. Tego, czy ktoś był lub jest feministą albo feministką, nigdy nie należy uznawać za pewnik ani też nie wolno nazywać feministami i feministkami osób, które nie utożsamiały się z feminizmem lub otwarcie go odrzucały.
Termin „feminizm” może posłużyć za punkt wyjścia do namysłu nad wspólnymi strategiami i postulatami kampanii na rzecz praw kobiet, ich przebudzenia i wyzwolenia albo tak zwanej nowej kobiecości. Opowiem tu jednak także historię ograniczeń feminizmu, jego martwych punktów i wykluczeń, idiosynkrazji i błędów. Okazuje się, że nawet samo słowo „kobieta” jest prowizoryczne. Z kolei termin „gender”, przez który rozumiemy kulturową i społeczną organizację płci biologicznej, upowszechnił się dopiero w końcówce ubiegłego stulecia. W pracy prześledzę związki łączące feministki i aktywistki z nacjonalizmem, doktrynami religijnymi, imperializmem, programami utopijnymi i dyskursem rasowym. Przedstawiając nieoczywiste powiązania i oddziaływania między kolejnymi pokoleniami działaczek i poszczególnymi epokami, chcę uczynić z tej książki źródło inspiracji dla feministek. Inspiracji powinna jednak towarzyszyć także inna relacja: opowiadająca o napięciach i konfliktach. Przez długi czas koalicje feministyczne były nie w pełni inkluzywne, a problemy, jakimi interesowały się feministki w przeszłości, niekoniecznie odpowiadają współczesnym staraniom o uwidocznienie i eliminację nierówności płciowych.
Feminizm stara się zostać sojuszem obejmującym ponad połowę ludzkości. Być może jeszcze nigdy w naszej historii nie powstał ruch równie ambitny. Ale czego właściwie chcą feministki? Łączy je przekonanie, że mężczyźni – przez sam fakt bycia mężczyznami – mają nad kobietami pewną przewagę, a temu stanowi rzeczy da się zaradzić poprzez walkę. Postulaty polityczne wynikające z tego podstawowego założenia przyjmowały zasadniczo odmienną postać w różnych momentach historii i były różnie werbalizowane. Feminizm należy więc postrzegać raczej jako sieć nakładających się, powiązanych wewnętrznie działań, zagadnień i żądań, które zaczęto formułować w XVIII wieku czy nawet wcześniej. Sto lat temu brytyjska feministka i socjalistka Ethel Snowden opisywała go jako projekt umoralnienia mężczyzn i kobiet poprzez wykorzystanie instynktownego żeńskiego żywiołu, dzięki któremu można ochronić rasę. Żadna dwudziestopierwszowieczna feministka raczej nie utożsami się z taką retoryką; co więcej, dyskurs rasowy uprawiany przez Snowden zakwestionowałaby też anonimowa autorka listu ze Złotego Wybrzeża. Niemniej, analizując w świetle współczesnych problemów debaty toczone w przeszłości przez feministki, dostrzegamy, że pozostają one zadziwiająco aktualne i adekwatne. Na przykład upór, z jakim Snowden głosiła, że kobiety mają takie samo prawo co mężczyźni do służby wojskowej, dobrze rezonuje z zażartą dziś walką o równość płci podczas działań militarnych w terenie.
Feministki napędza do działania haniebna rzeczywistość, w której kobiety są pozbawiane kontroli nad swoimi ciałami – rzeczywistość gwałtów, wykorzystywania seksualnego, niechcianych ciąż i przemożnej presji męskiego wzroku. Działaczki zwracają uwagę na ubóstwo i analfabetyzm kobiet, na to, że nie mają one dostępu do bezpiecznej i dobrze płatnej pracy, na niepewny status żon i matek. Ujawniają cenę, jaką płacą kobiety pozbawione ochrony prawnej, którym odmawia się prawa do opieki nad potomstwem lub zmusza się je do pracy, które nie mają dostępu do opieki medycznej ani nie posiadają ziemi, cierpią podczas okupacji, wojen i klęsk głodu. Kosztów i krzywd wynikających z nierówności płciowych nie da się nawet oszacować. Jednocześnie feministyczny aktywizm jest działalnością na tyle kreatywną, że dodaje kobietom siły, prowadzi do powstawania sojuszy oraz skłania innych do zaangażowania się na rzecz zmiany. Feministyczne idee i marzenia materializują się w postaci konkretnych kampanii i protestów, a dzięki feminizmowi kobiety zyskują nadzieję, poczucie sprawiedliwości i pewność siebie.
Niejednokrotnie przedstawiano feminizm jako ruch, który osiągnął już założone cele, a zatem się wyczerpał – tyle że ten ruch odradza się za każdym razem, gdy do głosu dochodzi nowe pokolenie kobiet nazywających niesprawiedliwości po imieniu. Dzisiejsze aktywistki wciąż zajmują się, jak same ambiwalentnie to nazywają, „słowem na »F«”. Wiele z nich nie wypracowało jednak jednoznacznego stosunku do historii ruchu: niektóre oddają hołd pramatkom pokroju Concepción Arenal, Mary Wollstonecraft czy Funmilayo Ransome-Kuti, podczas gdy inne wyrzekają się przeszłości, podkreślając unikatowość własnego feminizmu.
Ambiwalencja samego pojęcia, jak i to, co skrywa feministyczna przeszłość, nie są niczym zaskakującym. Periodyzacja feminizmu według fal nie zdała egzaminu, bo pomija wiele historycznych zawiłości. Narracja o pierwszej, drugiej, trzeciej i czwartej fali feminizmu lub o jego wariantach, takich jak nowy feminizm czy ruch riot grrrl, nie zawsze oddaje rzeczywiste doświadczenia kobiet. Działalność wielu z nich była lub jest tak mocno osadzona w innych nurtach – socjalistycznym, nacjonalistycznym lub antykolonialnym – że termin „feminizm” można odrzucić jako zbyt konfrontacyjny, zbyt euroamerykański, zbyt biały, zbyt klasistowski.
Niektóre opowiedziane tu historie są powszechnie znane: te o sufrażetkach, o wybijaniu okien kamieniami, o radykalnych feministkach celebrujących sprawczość i solidarność kobiet. Ale przecież feminizm nie zawsze i nie wszędzie wyglądał tak samo. W książce wielokrotnie powraca problem swoistego paradoksu, który cechuje feminizm: otóż jako ruch postuluje on włączenie kobiet do wszystkich obszarów życia społecznego i politycznego i żąda radykalnej transformacji struktur władzy opartych na wykluczeniu, a jednocześnie charakteryzuje się własnymi formami marginalizacji, nie wszystkie kobiety reprezentując na równych warunkach. Dla kobiet czarnych, z klasy robotniczej, lesbijek, kobiet transpłciowych i biseksualnych, kobiet z niepełnosprawnościami, z innych części świata niż Zachód i wierzących w innego Boga niż Bóg chrześcijan zabrakło miejsca w „feminizmie hegemonicznym”[2], jak nazwała go Chela Sandoval. Mimo kosmopolitycznych korzeni, których mapę próbuję nakreślić w kolejnych rozdziałach, feminizm często kojarzy się z zachodnim modelem wyemancypowanej kobiecości. Głosów osób innego pochodzenia, o innych doświadczeniach albo potrzebach niekoniecznie słuchano, a kampanie feministyczne nie zawsze uwzględniały ich interesy. Materiały archiwalne, dokumentujące feminizm jako taki, opowiadają przede wszystkim historię, jaką chcą przekazać feministki uprzywilejowane i dysponujące dostateczną siłą przebicia. Jak zauważa Adele Murdolo, „w archiwach feminizmu istnieje bardzo niewiele dokumentów, które opisują konflikty albo podziały rasowe bądź etniczne w ruchu kobiecym”[3].
Niektórzy uważają walkę feministyczną za zakończoną, ostatecznego zwycięstwa upatrując choćby w przyznaniu kobietom praw wyborczych, w dopuszczeniu ich do wykonywania zawodów medycznych, w przyznaniu im praw do opieki nad dziećmi lub do prowadzenia samochodu. W latach dziewięćdziesiątych sporo mówiło się o świecie postfeministycznym, w którym władzę polityczną, sukces ekonomiczny i kapitał kulturowy kobiety miały na wyciągnięcie ręki. Przekonanie, że feminizm wykonał już całą robotę, znacznie jednak osłabiła ostatnia dekada regresu gospodarczego, brutalnych wojen i autorytarnej polityki. W 2013 roku nigeryjska pisarka Chimamanda Ngozi Adichie wygłosiła wykład w ramach TED, w którym wezwała: „Wszyscy powinniśmy być feministami”. W formie drukowanej tekst ukazał się rok później, a słowa Adichie wykorzystała ikona popu Beyoncé podczas swojej trasy koncertowej, występując pod wielkim napisem „FEMINIST”. Egzemplarze książki Adichie wkrótce po jej opublikowaniu zostały rozdane wszystkim szwedzkim szesnastolatkom. Mimo to dyskurs polityczny wciąż jest zdominowany przez retorykę antyfeministyczną i mizoginiczną. W 2016 roku, podczas kampanii prezydenckiej, którą przegrała, Hillary Clinton była zmuszona stawiać czoła ostrym atakom prasy w związku ze swoim wyglądem. Ją i inne polityczki spotykały złośliwości ze strony Donalda Trumpa, który o Carly Fiorinie z Partii Republikańskiej mówił: „Spójrzcie na tę twarz!”, „Czy ktoś zagłosowałby na coś takiego?”. Na początku 2017 roku miliony kobiet na całym świecie wyszły na ulice. Rozgniewane przechwałkami Trumpa o tym, że jako wpływowy mężczyzna może „chwytać kobiety za cipki” (grab them by the pussy), wymyśliły hasło „cipka kontratakuje” (pussy grabs back). Na protestach i marszach królowały różowe kociapki, które przywodziły na myśl czapkę frygijską (bonnet rouge), zwaną również czapką wolności, noszoną przez republikańskie citoyennes w okresie rewolucji francuskiej. Pod koniec 2017 roku jeden z najsłynniejszych amerykańskich słowników, Merriam-Webster, ogłosił „feminizm” najczęściej wyszukiwanym słowem ostatnich dwunastu miesięcy. Ponadto, jak wynikało z jednego z ówczesnych globalnych sondaży, tylko w Japonii większość respondentów nie zgadzała się ze stwierdzeniem: „Popieram równe szanse dla kobiet – nie tylko myślę, ale też mówię o tym, że ich sytuacja w moim kraju wymaga zmiany”[4]. W świetle tych społecznych i politycznych trendów narracja o postfeminizmie wydaje się nieuzasadniona.
Pojęcie feminizmu, ukute pod koniec XIX wieku, budziło i do dziś budzi kontrowersje. Jedna z amerykańskich gazet uznała niegdyś, że „feminista” to nowe określenie na bałamutnika. Mężczyzna na rysunku wbrew woli kobiety przystawia się do niej, deklarując: „Proszę nie zwracać na mnie uwagi, mademoiselle, jestem tylko feministą”[5]. Minęło trochę czasu, zanim znaczenie tego słowa okrzepło. Rebecca West, która swoje pierwsze artykuły opublikowała w feministycznym czasopiśmie „The Freewoman” w 1911 roku w wieku dwudziestu lat, zdefiniowała słowo „feministka” jako określenie, które słyszy od innych, „ilekroć [wyraża] uczucia odróżniające [ją] od zwykłego popychadła”[6]. Mimo to pisała pod pseudonimem w trosce o dobre imię swojej rodziny.
Ideami równości, sprawiedliwości płciowej i wizjami nowej rzeczywistości interesowały się nie tylko kobiety. Na kartach tej książki spotkamy również mężczyzn, którzy działali na rzecz poprawy sytuacji kobiet, czasem kosztem swojego życia prywatnego. Zresztą pod koniec XIX wieku pojęcie ruchu kobiecego zastąpiły terminy „feminista” i „feministka”, otwierające się na obie płcie. W 1906 roku w Paryżu zebranie Międzynarodowej Rady Kobiet (International Council of Women, ICW) przerwał niejaki monsieur Legendre, obwieszczając, że był feministycznym kandydatem w ostatnich wyborach lokalnych; na uczestniczkach nie zrobiło to jednak wrażenia, a gazety pisały potem, że został „bez pardonu wyrzucony” ze spotkania[7]. Legendre nie był jedynym mężczyzną, który miał zamiar dostać się do polityki pod szyldem feminizmu. George Lansbury, późniejszy lider brytyjskiej Partii Pracy, kandydował z ramienia ruchu sufrażystowskiego w wyborach w Middlesbrough w 1906 roku i w Bow and Bromley w 1912 roku. Oskarżany, że chce powołać do rządu kobiety, przegrał w obu tych kampaniach, ale to nie osłabiło jego zapału. Gdy w 1913 roku został pozbawiony wolności za wzniecanie przemocy w ramach walki o prawa kobiet, rozpoczął strajk głodowy, często wówczas stosowany przez sufrażystki wtrącane do więzień. W ostatnich latach pojawiły się T-shirty, także w rozmiarach męskich, z napisem „Tak wygląda feminista” / „Tak wygląda feministka”; w 2016 roku to hasło podchwycił także prezydent Barack Obama, ale wielu mężczyzn wciąż podchodzi do feminizmu z pewną ambiwalencją i niepokojem.
Dla części kobiet i mężczyzn feminizm okazał się formatywną, przełomową wizją świata. U innych wywołuje instynktowne odrzucenie, śmiech, ironię, a w najlepszym razie mieszane uczucia. Ubogie kobiety domagające się pomocy ze strony państwa, czarne kobiety protestujące przeciwko przemocy policji i złym warunkom mieszkaniowym, robotnice ze związków zawodowych apelujące o równe płace i bezpieczeństwo w miejscu pracy, mężczyźni zrzeszeni w męskich grupach – wszyscy oni często upominali się dla siebie o inną nazwę, na przykład „antyseksiści” i „antyseksistki”, „kobietyści” i „kobietystki”, „działacze na rzecz sprawiedliwości społecznej” i „działaczki na rzecz sprawiedliwości społecznej”. Tych osób, które wolały inaczej określać swój aktywizm, nie mamy prawa nazywać feministkami lub feministami, ale motywacje i powody, dla których unikały tej etykiety, powinny stać się przedmiotem zainteresowania historyczek i historyków feminizmu, dokumentujących w szerokiej perspektywie działalność przeciwko niesprawiedliwości płciowej[8].
Czas feminizmu
Projektowanie feminizmu w przeszłość przynosi niejednoznaczne rezultaty. Niektórzy próbują określać mianem feministek takie postaci jak późnośredniowieczna pisarka Christine de Pizan czy nawet Hypatia z Aleksandrii. Rzecz jasna, one same nigdy by się tak nie nazwały, a przykładanie do nich znacznie późniejszych konstruktów ideologicznych bywa zdradliwe. Lepiej jest zapytać, za pomocą jakich pojęć i koncepcji Christine de Pizan czy Hypatia myślały o kwestiach płci. Podział na kobiety i mężczyzn nie jest bowiem wcale oczywisty. W niektórych rejonach świata nie istnieje jasno zdefiniowana kategoria kobiety. Jak dowodzą sinolodzy, pojęcie „osób żeńskich” (funü) to stosunkowo nowy wynalazek w chińskiej kulturze, związany bezpośrednio ze statusem rodzinnym. W wielu kontekstach funü dzieliły się na dalsze kategorie – na przykład za czasów dynastii Qing na żony i kurtyzany. Podobnie zresztą wyglądał podział klasowy na kobiety i damy w dziewiętnastowiecznej Wielkiej Brytanii.
Ze względu na lokalne zróżnicowania dążenie do zmiany rzeczywistości przyjmuje odmienną postać w różnych miejscach na świecie, a feministki zawsze są rzeczniczkami określonych grup kobiet i różnie formułują swoje postulaty. W dziewiętnastowiecznej Europie i obu Amerykach posługiwano się terminami „ruch kobiecy” i „kwestia kobieca”, podczas gdy na początku XX wieku w krajach Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej debatowano przede wszystkim nad „przebudzeniem kobiet”. W jeszcze innych miejscach preferowano narrację o „nowej kobiecie” jako symbolu nowych szans ekonomicznych i kulturowych. Chińskie radykałki postulowały już to równość płci (nannü pingdeng), już to uchwalenie praw kobiet (funüjie). Historycy i historyczki feminizmu muszą więc mieć się na baczności, by opisując walkę i aktywizm feministyczny, nie wymazywać lokalnej specyfiki. Wspomnianych dyskursów i ruchów nie należy też analizować w izolacji, często bowiem cechowała je wspólnota idei i stanowiły one dla siebie wzajemnie źródło inspiracji. Śledząc złożoną sieć globalnych dyskursów na temat relacji płci i władzy, należy mieć w pamięci, że feminizm jest zjawiskiem głęboko uzależnionym od momentu historycznego i kontekstu kulturowego.
Feminizm, choć definiowano go na rozmaite sposoby – przez odniesienie do praw kobiet lub do walki o poprawę ich sytuacji, ich ochronę i równość – jako pojęcie przyjął się na świecie na początku XX wieku. W 1904 roku w Chile ukazał się pierwszy i ostatni numer czasopisma „La Aurora Feminista”; w tym samym roku Rosika Schwimmer założyła na Węgrzech Stowarzyszenie Feministyczne (Feministák Egyesülete); rok później w Buenos Aires powstało Centrum Feministyczne (Centro Feminista), a na Filipinach – Filipińskie Towarzystwo Feministyczne (Asociación Feminista Filipina). Dla Filipinek feminizm oznaczał przede wszystkim dostęp do ról obywatelskich, poprawę warunków pracy i ochronę przed wczesnymi małżeństwami[9]. W 1910 roku w Argentynie odbył się pierwszy Międzynarodowy Kongres Kobiecy, a w La Placie zaczęło się ukazywać pismo „La Nueva Mujer”. Motto kongresu brzmiało: „Pozwólcie nam działać”; latynoamerykański feminizm tamtego czasu skupiał się głównie na sprawach społecznych i państwowej ochronie kobiet. Choć krytycy oskarżali feministki o bycie marimachos – pół mężczyznami, pół kobietami – feminizm okazał się pojęciem na tyle elastycznym, że przyjęli go jako identyfikację także religijni konserwatyści, między innymi Laura Correa de Bustos, która w 1907 roku wydała w Montevideo książkę o feminizmie chrześcijańskim[10].
Jeśli chodzi o Wielką Brytanię, dominuje pogląd, że interesy feministyczne reprezentował ruch sufrażystowski. Tymczasem osoby piszące artykuły do „The Freewoman”, pierwszego brytyjskiego pisma, które określało się jako feministyczne, używały terminu „feminizm” właśnie po to, by odróżnić się od sufrażystek. Według progresywnych redaktorek periodyku „feminizm” mógł dotyczyć zarówno kobiet, jak i mężczyzn, a polegał na odrzuceniu tradycyjnych instytucji politycznych. Redaktorkom chodziło o rewolucję; jedna z nich, Dora Marsden, posunęła się do kontrowersyjnego stwierdzenia, że największy posłuch zyskałyby „rebeliantki uzbrojone w karabiny”. W obiegu były wówczas także inne pojęcia – Francuzki o radykalnych poglądach eksperymentowały ze słowem „éclaireuse” (zwiadowczyni, pionierka) na określenie kobiet, które jako pierwsze „wyzwoliły się z tego wszystkiego, co nadal jest brzemieniem ich sióstr”[11]. Niemieckie działaczki wahały się między terminem „Feminismus” (feminizm) a „Frauenbewegung” (ruch kobiecy); to pierwsze określenie budziło jednak obawy, że będzie kojarzone z wolną miłością bądź brytyjskimi sufrażetkami[12]. Słowo „feminizm” często zapożyczano, stosując je w rozmaitych kontekstach na określenie różnych rodzajów polityki płciowej. W 1910 roku w Japonii zaczęto mówić o „feminizumu”. Rosyjskie działaczki, zakładając w gorących rewolucyjnych dniach 1905 roku Związek Równości Kobiet (Sojuz rawnoprawija żenszczin), wybrały określenie „rawnoprawki”[13]. Fascynacja feminizmem ogarnęła cały świat, ale zdarzało się, że budził on podejrzenia jako produkt importowany z Europy i Ameryki.
Czasem określenie, które przychodzi z zewnątrz, przywiera do nas na stałe. Tak było na przykład z „sufrażetkami” – choć brytyjskie media używały tego słowa jako inwektywy w stosunku do kobiet, które na początku XX wieku brały udział w akcjach wybijania szyb kamieniami, same zainteresowane przejęły je z entuzjazmem. W latach siedemdziesiątych, w odpowiedzi na obraźliwe określenie „palaczki staników” (bra burners), aktywistki dokonywały subwersywnych zawłaszczeń i wymyślały własne gry słów: Harpies Bizarre[II], Hags[III], Lavender Menace[IV], Monstrous Regiment[V], Society for Cutting Up Men[VI].
Znaczenie słów „feminista” i „feministka” wciąż ewoluuje i budzi kontrowersje. W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych aktywistki wolały mówić o „wyzwoleniu kobiet”, określenie „feminizm” rezerwując dla reformistycznej, liberalnej polityki odnoszącej się do praw wyborczych. Francuskie feministki związane z grupą Psych et Po odrzucały pojęcie feminizmu jako produkt importowany z Ameryki, w dodatku zbyt konfrontacyjny. Mówiąc w zamian o „kobietach walczących” (femmes en lutte), pragnęły podkreślić różnicę między męskością a żeńskością i położyć nacisk na macierzyństwo. Japońskie aktywistki z końca XX wieku preferowały zaś narrację o społeczeństwie wolnym od płci. Obecnie wiele aktywistek na całym świecie czuje potrzebę doprecyzowania swojego feminizmu jakimś dodatkowym określeniem, czego efektem są takie etykiety jak „feminizm intersekcjonalny” czy „feminizm nie-transfobiczny”.
Choć feminizm ma wiele odmian, jedno z wszechobecnych marzeń feministycznych dotyczyło ruchu, który objąłby wszystkie kobiety bez wyjątku. „Pomagać sobie nawzajem, być jednej myśli”, głosił transparent delegacji chińskiej na konferencji Międzynarodowego Sojuszu na rzecz Praw Wyborczych (International Woman Suffrage Alliance) w 1913 roku w Budapeszcie. Ta fantazja niosła ze sobą paradoks tak abstrakcyjnego programu politycznego, że w swojej inkluzywności lekceważył on kwestię wykluczenia. Problem ten próbuje się czasem rozwiązać mówieniem na przykład o „czarnym feminizmie”, ale nie brakuje głosów, że w ten sposób uwypukla się jedynie – w tym konkretnym przypadku – wykluczenie czarnych kobiet z etnicznie nienacechowanego głównego nurtu feminizmu. W 1983 roku afroamerykańska pisarska Alice Walker ukuła termin „kobietyzm” (womanism), który został przyjęty przez część czarnych kobiet. Pojęcie „kobietystka” (womanist, womynist; ten drugi wariant preferowały osoby, które chciały całkowicie wyciąć cząstkę „man” ze słowa „woman”) niesie jednak ze sobą takie samo ryzyko uniwersalizacji co określenie „feministka”. Przypomina nam to o ograniczeniach i wykluczeniach wpisanych w feminizm jako afiliację. Przed laty, w 1866 roku, zwięźle podsumowała ten stan afroamerykańska działaczka Frances Ellen Watkins Harper: „Wy, białe kobiety, rozprawiacie o prawach. Mnie interesuje bezprawie”. Harper wzywała, by ruch kobiecy sprzeciwił się segregacji rasowej w tramwajach, ale jej białe koleżanki niezbyt ochoczo angażowały się w walkę z wykluczeniem czarnych. Harper, niegdyś służąca, kontynuowała: „Jako kolorowa kobieta dostałam w tym kraju taką szkołę, że czuję się jak Izmael: moja ręka przeciwko wszystkim, a ręka wszystkich przeciwko mnie”[14]. W 1896 roku wraz z innymi afroamerykańskimi działaczkami założyła Krajowe Stowarzyszenie Kolorowych Kobiet (National Association of Colored Women), by w warunkach postępującego wykluczenia rasowego organizować się osobno względem białych kobiet, odrzucając „feminizm” jako platformę działania.
Debaty nad terminologią i przynależnością skłaniają do uważnego przyjrzenia się zmiennemu historycznie etykietowaniu działalności feministycznej i do gruntownego przemyślenia roli, jaką odgrywa język. Zamiast uczestniczyć w wyścigu polegającym na wskazaniu pierwszych, najprawdziwszych feministek, lepiej jest przeanalizować doświadczenie wykluczenia i różnicy, które było udziałem działaczek na rzecz równości płci i sprawiedliwości społecznej, i nakreślić mapę ich żarliwych, bolesnych, a czasem strategicznych sojuszy.
W obliczu wzmożonego zainteresowania znaczeniami, jakimi obecnie obrósł feminizm, warto pamiętać, że stale ulegały one przesunięciom. Feministyczne symbole i hasła są zmienne i przyjmują formy, które w określonym kontekście pasują do danej grupy odbiorców i odbiorczyń. W niniejszej książce eksploruję tradycje islamskiego, czarnego, rdzennego i lesbijskiego feminizmu. Choć kontrowersje może budzić fakt, że zajmuję się także mężczyznami identyfikującymi się jako feminiści, zależy mi, by prześledzić utrzymujące się od dawna napięcia dotyczące tego, kto może być reprezentowany przez feminizm, a kto może stać się częścią ruchu.
Dlaczego historia globalna?
Czemu właściwie miałaby służyć próba globalnego spojrzenia na feminizm? Dotychczasowe opowieści o feminizmie opierały się często na „cywilizacyjnym”, europocentrycznym modelu. W tych ujęciach dzieje ruchu i idei feministycznych sięgają XVII wieku i takich postaci, jak Aphra Behn, François Poullain de la Barre czy Sarah Fyge, którzy zapoczątkowali myślenie o kobietach jako klasie zniewolonej. Inspiracją dla ich światopoglądu była między innymi koncepcja duchowej równości kobiet i mężczyzn, właściwa większości protestanckich tradycji religijnych. Gdy jednak mówili o zniewoleniu, rzadko kiedy mieli na myśli kobiety zmuszane do pracy na plantacjach w obu Amerykach i na Karaibach i choć znaleźli język do nazwania doświadczenia gwałtu i przymusowego małżeństwa, wcale nie odnosili się do losu niewolnic. Często to właśnie od Behn, de la Barre’a czy Fyge zaczynają się opowieści o feminizmie.
Według najpopularniejszych wersji historii feminizmu pałeczkę przejmowały następnie kobiety z czasów rewolucji amerykańskiej i francuskiej, czyli z końca XVIII wieku – między innymi Abigail Adams i Olympe de Gouges. De Gouges, która w 1791 roku proklamowała Deklarację praw kobiety i obywatelki, uważa się – obok Mary Wollstonecraft – za autorkę idei i tekstów, w których światopogląd feministyczny jest już skrystalizowany. Przesuwając się dalej na osi czasu, wykazuje się wpływ Wollstonecraft i de Gouges na dziewiętnastowieczne działaczki, angażujące się w kampanie na rzecz oświaty kobiet, praw własności i praw wyborczych, a potem na dwudziestowieczny feminizm. Do tej wersji historii dopiero niedawno dopisano takie postaci jak była niewolnica, poetka Phillis Wheatley. Historiografia feminizmu interesuje się zwykle ograniczoną liczbą wykształconych, w większości białych pramatek. W tak nakreślone linie dziedziczenia wpisane jest jednak ryzyko błędnej interpretacji historii myśli i działalności feministycznej. Co więcej, chodzi w nich o to, by „udowodnić, kto był pierwszy”, i w ten sposób przyznać pierwszeństwo narodowi, z którego wywodziła się ta czy tamta biała obywatelka.
W historiografii już od kilku dekad podważa się taki rodzaj narracji, w zamian proponując spojrzenie na to, co globalne, z nowych perspektyw i z uwzględnieniem pomijanych dotąd postaci. I tak za punkt wyjścia do opowieści o feminizmie mógłby posłużyć na przykład rok 1799, gdy grupa Egipcjanek, zradykalizowanych po tym, jak poprzedniego roku Francja dokonała inwazji na Aleksandrię, spotkała się na konferencji w Rosetcie, by omówić warunki pracy kobiet i kwestię ich pozycji w rodzinie. Albo też można by zacząć od praw wyborczych, które w 1792 roku w Sierra Leone otrzymały czarne mieszkanki będące głowami domu, a straciły szesnaście lat później, gdy kraj stał się kolonią brytyjską. W Nowej Zelandii zaś zarówno rdzenne kobiety, jak i osadniczki uzyskały prawa wyborcze już w 1893 roku – na długo przed tym, nim wywalczyły je Europejki i Amerykanki. Taka perspektywa pozwala podważyć przyjmowane z góry założenie o pierwszeństwie europejskiego feminizmu.
Globalne historie feminizmu skupiają się na większych strukturach, w ramach których toczyła się walka o „kwestię kobiecą”, prawa kobiet i ich emancypację. Sporo uwagi poświęca się tu na przykład roli imperiów w kształtowaniu dziewiętnasto- i dwudziestowiecznych ruchów kobiecych oraz wykluwaniu się świata, w którym skolonizowanej ludności odmówiono swobód i praw obywatelskich. Skolonizowane ludy masowo migrowały w ramach systemu pracy kontraktowej i przymusowej. W wielu sytuacjach ograniczano kobietom prawo do posiadania ziemi i handlu. Nad kobietami z obszarów skolonizowanych sprawowały władzę kobiety z państw imperialnych, legitymizując ją retoryką wyższości rasowej i postępu cywilizacyjnego. Podróżowały po koloniach jako misjonarki, osadniczki i żony, opisywały życie kobiet niezachodnich i reagowały na to, jak się je traktuje, czasem w imię feministycznej równości. Później, gdy imperia zaczęły się rozpadać, feministyczny aktywizm był kształtowany przez zimnowojenne walki geopolityczne.
XIX i XX stulecie były też okresem rozwoju nacjonalizmu, a kwestia pozycji i swobód kobiet często stanowiła element dyskursu na temat postępu narodowego, w którym mocno zaznaczyło się problematyczne pojęcie „zacofania”, używane jako wyraz dezaprobaty dla warunków życia kobiet w danym regionie świata. W Brazylii, wzywając do postępu cały naród bądź konkretny region, powoływano się na wyobrażony obraz wykształconych, wyemancypowanych Europejek i Amerykanek. Redaktorka brazylijskiego czasopisma poświęconego prawom kobiet „O Jornal das Senhoras” w artykule otwierającym pierwszy numer periodyku z 1852 roku pisała:
We Francji, Włoszech, w Anglii, Hiszpanii, Stanach Zjednoczonych, a nawet w samej Portugalii, mieszka mnóstwo kobiet oddanych literaturze, które piszą do gazet. Dlaczegóż by Ameryka Południowa miała stać w miejscu, jeśli chodzi o rozwój idei, podczas gdy na całym świecie odbywa się marsz ku postępowi, ku moralnemu i materialnemu udoskonaleniu społeczeństwa?[15]
„O Jornal das Senhoras”, z siedzibą w Rio de Janeiro, redagowała Juana Paula Manso de Noronha, urodzona w 1819 roku w Argentynie. Czasopismo było dla niej platformą pracy na rzecz „poprawy sytuacji społecznej kobiet i ich moralnej emancypacji”[16]. Choć przeciwstawienie „zaawansowanych” i „uwstecznionych” miało pewną wartość retoryczną, tak naprawdę zmiany (rzeczywiste bądź wyobrażone), jakie zachodziły w Wielkiej Brytanii, Stanach Zjednoczonych i we Francji, były widoczne gołym okiem także w Brazylii. Pierwsze kolegium uniwersyteckie dla kobiet, Girton College w Cambridge, otwarto w 1869 roku. W Brazylii prawo do studiowania przyznano kobietom zaledwie dekadę później – w tym samym roku, w którym we Francji zezwolono dziewczętom na edukację w szkołach średnich (lycées). Prawa wyborcze stały się przedmiotem dyskusji w Brazylijskim Kongresie Konstytucyjnym w 1891 roku. W tym samym czasie debaty na ten temat przetoczyły się przez Wielką Brytanię i Stany Zjednoczone. Mimo operowania pojęciem zacofania Manso była przekonana, że to wcale nie Europa powinna wieść prym, bo „sztandar oświecenia powiewa z wdziękiem w wonnej bryzie tropików”[17].
Podróże Manso z kraju do kraju przypominają, że historii feminizmu nie da się osadzić w jednym państwie, regionie czy imperium. Mechanizm globalnych wpływów zasadza się na przemieszczaniu się ludzi: uchodźców, studentów, wygnańców, pracowników. Jedną z pierwszych sufrażystowskich petycji napisała w 1851 roku Anne Knight ze Stowarzyszenia Politycznego Kobiet w Sheffield (Sheffield Female Political Association), po powrocie z Paryża, gdzie trzy lata wcześniej – podczas rewolucji lutowej – spotkała się z francuską działaczką Jeanne Deroin; sama Deroin zaś zamieściła w 1852 roku w swoim czasopiśmie „L’Almanach des Femmes” esej Harriet Taylor Mill The Enfranchisement of Women [Równouprawnienie kobiet]. Dzięki rozwojowi środków transportu w XIX wieku niektóre kobiety przemieszczały się między wieloma krajami – historyczka Bonnie Anderson prześledziła na przykład trasę abolicjonistki i sufrażystki żydowskiego pochodzenia Ernestine Rose, która po tym, jak wyzwoliła się z zaaranżowanego małżeństwa, włączyła się w działalność feministyczną i odwiedziła Polskę, Berlin, Paryż, Londyn oraz Nowy Jork[18].
Historycy i historyczki na nowo zaczęli się interesować przestrzeniami transnarodowymi: czasopismami krążącymi po świecie, konwentami, konferencjami, sojuszami i federacjami. Czasami transnacjonalizm był świadomie przyjmowaną taktyką służącą globalnej mobilizacji, na przykład pod sztandarami Chrześcijańskiego Związku Kobiet na rzecz Wstrzemięźliwości (Women’s Christian Temperance Union, WCTU) w XIX wieku. Organizacje międzynarodowe, jak Międzynarodowa Rada Kobiet, przyczyniły się do utworzenia istotnych struktur władzy globalnej, w tym Komisji do spraw Statusu Prawnego Kobiet przy Lidze Narodów, powołanej w 1937 roku. W drugiej połowie XX wieku lewicowo-feministyczna Światowa Demokratyczna Federacja Kobiet (Women’s International Democratic Federation) utworzyła podobne sieci, które pomogły w zorganizowaniu wpływowych Światowych Konferencji Kobiet pod auspicjami ONZ w stolicy Meksyku (1975), Kopenhadze (1980), Nairobi (1985) i Pekinie (1995)[19].
Perspektywa globalna pozwala też dostrzec interakcje między tekstami o światowym zasięgu oddziaływania a lokalnymi tradycjami intelektualnymi czy aktywistycznymi[20]. Ważne dzieło Johna Stuarta Milla, Poddaństwo kobiet, ukazało się w Wielkiej Brytanii w 1869 roku, krótko po tym, jak autor – będący wówczas reprezentantem City of Westminster w brytyjskim parlamencie – próbował doprowadzić do przyznania kobietom praw wyborczych. Książkę prędko przetłumaczono na wiele języków. W 1872 roku na hiszpański przełożyła ją Chilijka Martina Barros Borgoño. Przekład ukazał się w chilijskim piśmie „Revista de Santiago” pod tytułem La esclavitud de la mujer. Tamtejszy ruch kobiecy czerpał z europejskich tekstów, zachowując przy tym własną specyfikę. W Chile najbardziej palącą kwestią nie było wcale przyznanie kobietom praw wyborczych, lecz ich wyzysk w przemyśle. Ten kontekst odmienił pierwotne znaczenie „poddaństwa” z tekstu Milla.
Feminizm należy pojmować bardziej jako dialog aniżeli jako zapożyczenie, ale jako dialog o wielu rejestrach, który odbywa się w warunkach nierówności: niektóre głosy słyszy się w dwójnasób, inne są systematycznie ignorowane[21]. Koncepcja historii powiązanych (entangled histories) jest wykorzystywana przez badaczki i badaczy zainteresowanych tym, w jaki sposób idee, teksty i ludzie przekraczają granice państw, tworząc rozliczne punkty przecięcia; historyczka Kathryn Gleadle zachęca, by pomyśleć o dziejach feminizmu jako o nielinearnej strukturze kłącza, pełnej nieoczekiwanych punktów wzrostu, ślepych zakończeń i wzorców wpływu[22]. Niektóre z tych wzorców rozciągają się w czasie; feministki prowadzą krytyczny dialog z dawnymi tekstami i przeformułowują dawne koncepcje. Pogląd, że w feminizmie prym wiodły białe wykształcone Europejki i Amerykanki, okazał się mitem[23]. W dalszej części książki zwracam uwagę na specyficzne lokalne konstelacje idei, w ramach których rozwijały się feministyczne marzenia i pojęcia. Zamiast szukać korzeni feminizmu w Europie, zwracam się ku bardziej rozmytej koncepcji feminizmu jako mozaiki, która powstaje z fragmentów podlegających dziedziczeniu, produkujących konkretne wzory i obrazy. Tak jak w przypadku mozaiki, widok z daleka i z bliska może dawać zupełnie różne obrazy. I podobnie jak mozaika – feministyczne koalicje składały się w jedno z dostępnych odłamków: z innych ruchów, z zaangażowanych jednostek, z akcji i idei. Niektóre mozaiki są trwałe, inne zdążyły się rozpaść, a ich elementy zostały wykorzystane na nowo lub całkiem znikły z pola widzenia.
Przekonanie o prymacie Europy można zakwestionować, a ją samą sprowincjonalizować, poprzez przedstawienie historii innych sieci i miejsc, na przykład ukazanie, jak ważną rolę odgrywała Japonia dla osób wypędzonych z Chin na początku XX wieku. W poszczególnych rozdziałach opowiadam także o międzynarodowych działaczkach i autorkach, które zabierały głos w kwestii praw wyborczych, abstynencji, antykolonializmu i pokoju na świecie. Na kartach tej książki przełączam się między szeroką perspektywą odnoszącą się do rozmaitych feministycznych przekonań i działań a spojrzeniem z bliska na życiorysy pojedynczych kobiet, które walczyły z nierównością płci. Chcę tym samym zaproponować nowe sposoby odczytywania praktyk i idei feministycznych w wymiarze historycznym. Zainspirowana koncepcją polityki w szczelinach (politics in the cracks) autorstwa Kimberly Springer, zachęcam, by spojrzeć nie tylko na odłamki i elementy mozaiki, ale też na luki między nimi. Pojęcie polityki tworzonej w szczelinach, momentach wygospodarowanych między codziennymi zajęciami, Springer sformułowała w pracy na temat czarnych organizacji feministycznych, między innymi Sojuszu Kobiet Trzeciego Świata (Third World Women’s Alliance). Działalność czarnych kobiet ulokowała się pomiędzy ruchem na rzecz praw obywatelskich a ruchem kobiecym, ukazując miejsca przecinania się klasy, płci i rasy[24]. Międzywęzłowa polityka, jak nazywa ją Springer, zwraca naszą uwagę na zagadnienia, które z trudem można wpasować w obowiązującą politykę feministyczną, oraz na szanse i ograniczenia będące tego wynikiem. W podobnym duchu można by zapytać, co odpowiada za stabilność mozaiki, a co prowadzi do rozpadania się jej wzoru. Albo przemyśleć, jak marzenia, kampanie, przestrzenie, emocje i pieśni mogą cementować feminizm, jak nadają feministycznej polityce konkretny historyczny kształt, by z czasem ustąpić miejsca nowym, przez co jedne kawałki mozaiki wypadają i są zastępowane przez nowe.
Metafory mozaiki i dialogu trafnie oddają bogactwo feministycznych dyskursów. Nie należy jednak zapominać także o konfliktach, przemocy i problemach, które stanowią integralną część feminizmu. Jak zauważyła bell hooks, „kobiety mogą uczestniczyć i uczestniczą w polityce dominacji, zarazem jako sprawczynie i ofiary”[25]. Część globalnych systemów, które wyłoniły się mniej więcej w tym samym czasie co „kwestia kobieca” i feminizm – mianowicie imperializm, kolonializm misjonarski i osadniczy, praca kontraktowa, nacjonalizm – opierały się na przemocy i podporządkowaniu. Historycznie rzecz biorąc, świat nie jest przestrzenią, którą wszyscy w jednakowym stopniu mają prawo swobodnie przemierzać. O ile my, żyjąc w XXI wieku, możemy spojrzeć na feminizm z perspektywy globalnej, o tyle taki przywilej nie był dany osobom, których losy mnie tu interesują. Jak przekonuje historyczka Mrinalini Sinha, globalna historia feminizmu nie polega jedynie na pluralizacji naszego spojrzenia i mówieniu o mnogich „feminizmach”. Chodzi o to, by narracja o feminizmie uwzględniała, jak określa to Sinha, „rozbieżne historie różnych ruchów kobiecych”[26], naznaczone sporami, konfliktami i grą sił.
Teoria, aktywizm, użyteczność
Do czego używało się feminizmów? Do czego można użyć ich dzisiaj? Koncepcja historii użytecznej pozwala myśleć o przeszłości, która wchodzi w dialog z teraźniejszością – o przeszłości, która pomaga doprecyzować feministyczne strategie, ustalić priorytety i cele istotne współcześnie poprzez ukazanie, przed jakimi dylematami stawano i jaką walkę prowadzono dawniej. Feministyczne idee i kampanie wpłynęły na redystrybucję pracy w domu, na sposób wychowywania i kształcenia dzieci, tworzenia sztuki i muzyki, rozumienia, czym jest praca i jak należy za nią wynagradzać, wreszcie – na systemy prawne. I choć historia nie zawsze kołem się toczy, przyglądając się feminizmom z przeszłości, możemy poszukać wcześniejszych odsłon i zarzewi dzisiejszych problemów albo też postawić pytanie, które postaci i dlaczego uznaje się za feministów lub feministki, a kogo w tych zestawieniach się pomija. Wreszcie – o to, jak feminizm wpłynął na jednostki, społeczeństwa i narody.
Myślenie w kategoriach użyteczności nie oznacza, że przeszłość ma nam posłużyć jedynie za inspirację. Możemy też uchwycić specyfikę tego, jak pod koniec XVIII wieku na feminizm wpłynął dyskurs religijny albo jak na początku XX wieku w Chinach i na Bliskim Wschodzie rozwijały się ruchy kobiece w kontekście „budowania narodu”. W historii użytecznej nie chodzi o to, by oceniać przeszłość według dzisiejszych standardów. Pojęcie użyteczności odnosi się raczej do retorycznych, intelektualnych i materialnych zastosowań feminizmu w życiu interesujących nas osób z przeszłości[27]. Siłą rzeczy każdy czytelnik i każda czytelniczka postawi własne pytania i określi to, co uznaje za użyteczne dla siebie. Użyteczne feminizmy muszą być niedoktrynerskie i otwarte, ukształtowane, ale nie zdeterminowane przez spotkanie przeszłości i teraźniejszości.
Niektóre aspekty historii feminizmu mogą wprawiać nas dziś w zakłopotanie. Koncepcja użyteczności zasadza się jednak na uznaniu potrzeby zakorzenienia współczesnego aktywizmu w przeszłości[28]. Feministki od dawna znajdują się w niewygodnej pozycji względem własnej historii; w odruchu buntu, z potrzeby ogłoszenia nowego otwarcia albo odrzucenia dziedzictwa neguje się to, w co wierzyły matki i babki. Innowacje takie jak media społecznościowe mogą wywoływać poczucie, że akcje typu #CuéntaLo czy #MeToo znacznie różnią się od wcześniejszych feministycznych zrywów. Tymczasem ruch feministyczny zawsze zawierał silny wymiar historyczny, a czasem był wręcz przesiąknięty nostalgią za przeszłością. Wystarczy rzut oka wstecz, by zauważyć, że także dawniej ważnymi problemami były molestowanie seksualne w miejscu pracy i w przestrzeni publicznej, męska przemoc, bezkarność i brak szacunku wobec kobiet.
Dla wielu osób książka o dziejach feminizmu będzie, przynajmniej po części, podróżą intelektualną. Feminizm zawsze był i pozostaje zachętą do gruntownego namysłu nad tym, jak zorganizowane jest społeczeństwo i dlaczego niektórych mężczyzn słychać bardziej, dlaczego dysponują większymi zasobami i większą władzą niż kobiety. Feministyczni myśliciele i myślicielki zajmowali się wielkimi ideami nowoczesności: liberalizmem, koncepcją umowy społecznej, obywatelstwa demokratycznego, państwa i narodu, jak również socjalistyczną koncepcją rewolucji. Feminizm przecina się z dyskursem anarchistycznym, ekologicznym, teologicznym i krytyczną teorią rasy. Wraz z rozwojem szkolnictwa wyższego w drugiej połowie XX wieku stał się trwałym elementem krajobrazu akademickiego w wielu miejscach na świecie. Ale teoria wykuwała się także podczas protestów, kampanii i w ramach inicjatyw podnoszenia świadomości (consciousness raising). Często była pomyślana tak, by mogła przysłużyć się zarówno aktywizmowi, jak i przemianie indywidualnego życia.
Ostatnich dwadzieścia lat przyniosło zmianę w sposobie pisania historii. Pojawiło się mnóstwo prac z zakresu historii kultury, jak również nowe modele badań nad kulturą materialną, przestrzenią, kapitalizmem i emocjami, by wymienić zaledwie kilka prężnie rozwijających się obszarów studiów. Nowe podejścia badawcze wpłynęły na kształt niniejszej książki, która w opowiadaniu o dziejach feminizmu stara się wykroczyć poza tradycyjną perspektywę, skupiającą się na ruchach intelektualnych i społecznych. Moim celem nie jest prezentacja spójnej, linearnej historii, która obejmuje ostatnie dwa stulecia działalności feministycznej – takie przedsięwzięcie przekraczałoby ramy tego tomu. W zamian proponuję kilka nowych punktów wyjścia. Rozdział pierwszy, poświęcony feministycznym marzeniom, jest zainspirowany myśleniem psychoanalitycznym, które poważnie traktuje kreatywną pracę naszej nieświadomości. W rozdziale drugim zajmuję się teorią feminizmu, zastanawiając się między innymi, w jaki sposób pojęcie patriarchatu i inne bliźniacze koncepcje odzwierciedlają trwałe wzorce płciowe ładu społecznego. Interesuje mnie tu także wpływ na feminizm takich tradycji intelektualnych jak choćby republikanizm, a ponadto względnie nowe idee intersekcjonalności i seksizmu. Rozdział trzeci, zainspirowany coraz większym zainteresowaniem badaczy i badaczek tym, jaki wpływ na ruchy społeczne wywiera przestrzeń, poświęciłam koncepcji przestrzeni feministycznej. Zajmuję się w nim przestrzeniami pracy oraz kultu i opowiadam o próbach tworzenia przez feministki miejsc, w których kobiety mogły czuć się bezpiecznie. W rozdziale czwartym interesują mnie wybrane obiekty feministyczne. O ile dotychczas w historiografii feminizm traktowano jako ideologię albo opowiadano o nim przez pryzmat biografii różnych postaci, o tyle ja na pierwszy plan wysuwam feministyczną kulturę materialną i wizualną, przez którą rozumiem przypinki, transparenty i plakaty o wymowie politycznej, jak również przedmioty codziennego użytku, w tym książki oraz szpilki do kapeluszy – rzeczy prozaiczne, ale obdarzone sprawczością. Także rozdział piąty jest poświęcony kulturze materialnej, a konkretnie feministycznemu ubiorowi i modzie. Z kolei w rozdziale szóstym, opierając się na nowych opracowaniach dotyczących emocji, zastanawiam się nad uczuciami wywoływanymi przez feminizmy. W rozdziale siódmym opowiadam o aktywizmie, który zawsze był silnie obecny w historii feminizmów, i analizuję cielesne oraz przestrzenne aspekty protestów. Tematem rozdziału ósmego jest dźwiękowy wymiar feminizmu: slogany, pieśni i muzyczne innowacje związane z aktywizmem.
Nowe perspektywy pozwalają osadzić historię feministyczną w najbardziej nowatorskich obszarach badań historycznych i przedefiniować nasze rozumienie tego, jak używać feminizmu. Wyruszając w podróż po świecie, zaczynamy rozumieć, dlaczego nasze uniwersalne definicje feminizmu się nie sprawdzają. Właśnie dlatego proponuję spojrzeć na feminizm w skali globalnej na przestrzeni ostatnich dwustu pięćdziesięciu lat. Historie, które wyłaniają się po drodze, bardziej niż równości płci dotyczą sprawiedliwości płciowej – postulatów takiego urządzenia świata, w którym wszyscy bez wyjątku mogliby wieść dobre życie, przy czym dobre życie może oznaczać godną płacę, eliminację władzy kolonialnej albo wiarę w jakieś żeńskie bóstwo, czasem zaś oznacza konflikt między różnymi feministycznymi celami i marzeniami. Jestem przekonana, że z feministycznej przeszłości możemy czerpać inspirację i dzięki niej lepiej zrozumieć, dlaczego postulat Ngozi Adichie, byśmy wszyscy zostali feministami, wcale nie tak łatwo wcielić w życie.
Przypisy końcowe