59,90 zł
To książka dla każdego, kto zastanawia się, jaki wpływ pornografia może mieć na jego życie albo na życie bliskich mu osób: partnera, partnerki, rodzeństwa czy dziecka. Mateusz Gola, naukowiec i psychoterapeuta, zebrał w jednym miejscu wszystko, czego dowiedzieliśmy się na temat nałogowego korzystania z pornografii, mechanizmów, które do tego prowadzą, oraz zmian w mózgu i funkcjonowaniu uzależnionych osób.
Gdy porno przestaje być sexy opowiada o korzystaniu z pornografii z trzech różnych perspektyw:
1)pacjenta;
2)psychoterapeuty, który stara się go zrozumieć;
3)naukowca, który bada i wyjaśnia mechanizmy korzystania z pornografii.
A wszystko to w oparciu o prawdziwą historię uzależnionego od pornografii pacjenta, który występuje w książce jako pan X.
Mam głęboką nadzieję, że po przeczytaniu tej książki będziecie potrafili zrozumieć osoby,u których rozwinęło się nałogowe korzystanie z pornografii lub inne kompulsywne zachowanie seksualne.
Mateusz Gola
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 457
Dziękuję każdej wspaniałej osobie,
która wzięła udział w naszych badaniach..
Bez Was niczego byśmy się nie dowiedzieli.
Dziękuję każdemu, z kim miałem przyjemność pracować
jako psychoterapeuta, za zaufanie, jakie otrzymałem.
Dziękuję moim współpracownikom naukowym
za niesamowite zaangażowanie, wysiłek i czas, który włożyli w pracę.
Dziękuję mojej mamie, żonie i teściowej –
bez Waszego wsparcia w opiece nad synkiem
nie napisałbym tej książki.
A mojemu nowonarodzonemu synkowi
dziękuję za wszystkie przespane noce.
Panu X dziękuję za odwagę i wytrwałość
w zmianie swojego życia na lepsze!
Wprowadzenie
Często doskonale wiemy, co chcemy zrobić, ale zaplątani w codzienną rutynę, nie potrafimy się do tego zabrać. Aż w końcu przychodzi dzień, w którym wreszcie zaczynamy działać.
ANONIMOWY PACJENT, 2011
Dla mnie taki dzień przyszedł wiosną 2013 roku. Byłem młodym, zakochanym w neuronauce psychologiem, który dwa lata wcześniej obronił doktorat i przygotowywał się do uzyskania certyfikatu psychoterapeuty. Późnym upalnym popołudniem przyjechałem do Jerozolimy. Przeglądałem na telefonie maile, czekając w hotelowej recepcji na pokój. Moją uwagę przykuła wiadomość od agencji, którą prosiłem o sfinansowanie kontynuacji moich badań: „Szanowny Panie Doktorze, z przykrością informujemy, iż...”.
Informacja o nieprzyznaniu grantu mnie zaskoczyła. Był to pierwszy projekt, na który nie otrzymałem finansowania. Oznaczało, to że równo za rok skończą mi się fundusze badawcze. Jeszcze bardziej jednak zaskoczyła mnie moja reakcja. Zamiast się zmartwić, poczułem głęboki spokój. Wiedziałem, że właśnie przyszedł czas, by zrobić to, o czym od trzech lat coraz intensywniej myślałem.
Na co dzień dzieliłem swoje zaangażowanie między uniwersytet i klinikę. Na uniwersytecie badałem, jak zmienia się funkcjonowanie mózgu w podeszłym wieku. Tego właśnie dotyczyła moja praca doktorska i kto wie, jak długo jeszcze kontynuowałbym ten temat, gdyby decyzja o finansowaniu była inna. Badania mózgu, które prowadziłem, pozwalały zaobserwować wczesne objawy pogorszenia uwagi u seniorów oraz lepiej zrozumieć, dlaczego tak się dzieje[1]. Jest to ważne w czasach, gdy długość życia systematycznie wzrasta. Uczyłem również studentów, w jaki sposób badać ludzkie mózgi za pomocą najnowszych metod neuronauki, o których opowiem w tej książce. Popołudniami natomiast spotykałem się w klinice z pacjentami i za pomocą psychoterapii poznawczo-behawioralnej pomagałem im wychodzić z depresji, zaburzeń lękowych czy uzależnień. Chciałem w jakiś sposób połączyć oba światy i pewnego dnia wykorzystać warsztat neuronauki do lepszego zrozumienia problemów psychicznych i do skuteczniejszej pomocy.
Moim pierwszym pacjentem był mężczyzna, który miał trudności z kompulsywnymi zachowaniami seksualnymi. Wielogodzinne sesje pornografii i masturbacji, nieudane związki i poczucie utraty kontroli nad życiem były dla niego dużym źródłem cierpienia. Zastanawiało mnie, dlaczego podczas dziewięciu lat mojej edukacji psychologicznej nie usłyszałem ani słowa o tego typu problemach. Owszem, w mediach mówiło się o uzależnieniu od seksu czy pornografii, ale w świecie nauki temat ten pozostawał w sferze tabu. Próżno było szukać opisu symptomów, jakich doświadczał ten człowiek, w oficjalnych klasyfikacjach zaburzeń czy wyszukiwarkach wiedzy naukowej. Znajdowały one wiele różnych artykułów, z których większość dotyczyła teoretycznych sporów o to, czy utrata kontroli nad zachowaniami seksualnymi jest realnym problemem, czy też nie. Ponad dwadzieścia lat dyskusji bez konkretnych badań nie doprowadziło do żadnych konkluzji[2].
W mojej ówczesnej praktyce klinicznej brak naukowej wiedzy i ogólnie uznanych kryteriów diagnostycznych skutkował tym, że gdy pytałem superwizorów, jak pomóc pacjentom, każdy mówił mi co innego, a informacje z różnych źródeł często bywały ze sobą sprzeczne. Trudno się dziwić, skoro opierały się na opiniach, a nie wynikach rzetelnych badań. W 2013 roku stan wiedzy naukowej na temat problemowego korzystania z pornografii wyglądał tak słabo, że do opublikowanej półtora miesiąca przed moją wizytą w Jerozolimie nowej wersji podręcznika diagnostycznego dla klinicystów[3] Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne nie włączyło opisu tak zwanych zachowań hiperseksualnych[4], z jakimi zmagał się mój pierwszy pacjent i wiele innych osób, z którymi później pracowałem.
Gdy tamtego wiosennego popołudnia wszedłem do hotelowego pokoju, wraz z widokiem zachodzącego nad starymi murami Jerozolimy słońca przyszła jasność, że zbliżający się dla mnie koniec badań nad starzeniem się mózgu to wyjątkowa okazja, aby ruszyć w nową naukową podróż. Wiedziałem, że chcę dokładnie zrozumieć psychologiczne i neuronalne mechanizmy utraty kontroli nad korzystaniem z pornografii i innymi zachowaniami seksualnymi. Wierzyłem, że wraz z głębokim zrozumieniem tego problemu możliwe będzie opracowanie skutecznych metod pomocy wszystkim, którzy jej potrzebują. Realizacji tych celów poświęciłem dwanaście kolejnych lat.
O czym jest ta książka
Napisałem tę książkę z myślą o każdym, kto zastanawia się, jaki wpływ pornografia może mieć na jego życie albo na życie bliskich mu osób: partnera, partnerki, rodzeństwa czy dziecka. Po niemal dwunastu latach badań uznałem, że stan wiedzy jest już wystarczający, by podzielić się odpowiedziami na pytania, które kiedyś zaprzątały moją głowę. Zrozumiale, ale z dbałością o rzetelność opowiem niemal wszystko, czego dowiedzieliśmy się na temat nałogowego korzystania z pornografii, mechanizmów, które do tego prowadzą, oraz zmian w mózgu i funkcjonowaniu osób, które uzależniły się od pornografii. Prowadzone przeze mnie badania dotyczyły całego szeregu zachowań seksualnych, takich jak kompulsywne korzystanie z płatnych usług seksualnych, ryzykowne przygodne kontakty czy korzystanie z substancji psychoaktywnych w celu podkręcania doświadczeń seksualnych (tak zwany chemsex). Jednak około trzech czwartych z niemal trzech tysięcy pacjentów, którzy na przestrzeni ostatnich piętnastu lat zgłosili się do mnie w związku z utratą kontroli nad zachowaniami seksualnymi, miało problem głównie z pornografią. Dlatego to właśnie na niej skupię się w tej książce. Jeśli będziecie chcieli, abym opowiedział również o innych kompulsjach seksualnych lub problemach psychologicznych, dajcie znać poprzez media społecznościowe (YouTube: Mateusz Gola – Krótko i po ludzku) lub moją stronę www.mateuszgola.pl.
Skąd ta cała wiedza?
Do 2024 roku zbadaliśmy 332 965 osób na czterech kontynentach. Tysiące ludzi zgodziło się szczegółowo opowiedzieć nam o swoich kompulsywnych zachowaniach seksualnych, a ponad czterystu odwiedziło nasze laboratoria i pozwoliło zajrzeć sobie do mózgu za pomocą nowoczesnych metod neuronaukowych. Zespół, który stworzyłem, stał się jedną z czołowych grup w obszarze badania neuronalnych mechanizmów tego problemu. Dzięki pomocy każdej z tych odważnych i wspaniałych osób znaleźliśmy odpowiedzi na bardzo wiele pytań. Opublikowaliśmy je w ponad stu dwudziestu pracach naukowych, tak aby każdy na świecie miał do nich dostęp.
Podczas tej fascynującej badawczej podróży spotkałem wielu znakomitych naukowców, którzy również zainteresowali się tym tematem i dostarczyli odpowiedzi na kolejne pytania. Opowiem o nich. Łącznie w latach 2014–2024 opublikowanych zostało na świecie około siedmiu tysięcy artykułów naukowych poświęconych utracie kontroli nad zachowaniami seksualnymi. Dzięki tym wszystkim badaniom Światowa Organizacja Zdrowia miała dostęp do wystarczająco dużej bazy wiedzy – i 1 lutego 2022 roku opublikowała nową klasyfikację chorób i zaburzeń, w której umieściła kompulsywne zachowania seksualne[5].
Dziś w każdym programie edukacji dla psychologów i psychiatrów mówi się o tym problemie. Klinicyści na całym świecie mają dostęp do jasnych wytycznych, jak diagnozować pacjentów szukających pomocy w związku z utratą kontroli nad korzystaniem z pornografii i innymi zachowaniami seksualnymi, a osoby, które cierpią z tego powodu, mają coraz większą szansę na uzyskanie skutecznej pomocy.
Gdy w ostatnich latach dzieliłem się wiedzą płynącą z tych wszystkich badań i doświadczeń klinicznych, zawsze brakowało przestrzeni na to, by pokazać pełny obraz. Podczas warsztatów terapeutycznych skupiałem się na metodach pomocy, prześlizgując się po wiedzy naukowej. Podczas wykładów naukowych zaś dotykałem czubka góry lodowej najważniejszych odkryć, pomijając doświadczenie pacjentów, którzy zmagają się z tym problemem. Napisałem tę książkę, by zintegrować te dwie perspektywy.
Dlaczego ta książka jest inna niż pozostałe
W księgarniach znaleźć można wiele książek poświęconych uzależnieniu od pornografii. Większość to poradniki, jak przestać oglądać porno, często pisane z perspektywy różnych religii. Część z nich to powstałe kilka lat temu książki popularnonaukowe bazujące na szczątkowo dostępnej wówczas wiedzy i analogiach do uzależnień od substancji takich jak alkohol czy kokaina[6]. Dzisiaj wiemy już, że wiele z tych analogii nie jest do końca poprawnych.
W niniejszej książce zabiorę was we wspólną podróż przez historię człowieka, którego życie splata się coraz mocniej z pornografią. Jest to pan X. Jego historię opisałem za jego zgodą, zmieniając jednak wszelkie szczegóły pozwalające na identyfikację naszego bohatera. Zatem jakakolwiek zbieżność z osobami, które znacie, jest przypadkowa. Opowieść pana X podzieliłem na siedem części (rozdziały od 1 do 7). Po każdej z nich wspólnie zastanowimy się nad jego doświadczeniami i spojrzymy na nie z trzech perspektyw: od strony danych statystycznych, co pozwoli odpowiedzieć na pytanie, jak często podobne doświadczenia przytrafiają się innym ludziom; okiem psychologa klinicznego, próbującego ocenić, z czego wynikają opisywane trudności, jaką funkcję pełnią i co można zrobić, aby ich uniknąć; oraz z perspektywy naukowca prowadzącego badania, dzięki czemu rozstrzygniemy, które z intuicji klinicznych mają sens, a które są błędne.
Perspektywy te mogą wydawać się bardzo podobne, ale spróbujcie pomyśleć o nich jak o różnych podejściach do popsutego samochodu. Przykładowo, statystyka wskazuje, że połowa aut modelu, który się popsuł, po stu tysiącach kilometrów wymaga wymiany sprzęgła. Dobrze to wiedzieć. Nie mówi nam to jednak nic o naszym samochodzie. Perspektywa kliniczna jest jak specjalista, który wsiądzie do naszego auta, przejedzie nim dookoła warsztatu, posłucha dźwięków silnika, sprawdzi, gdzie coś stuka, i będzie w stanie powiedzieć, że przyspieszenie szwankuje, a obroty są za niskie. Perspektywa naukowa z kolei to zajrzenie pod maskę i dokładne wyjaśnienie, z czego wynikają te za niskie obroty, jak przekłada się to na przyspieszenie oraz co i gdzie trzeba wymienić, żeby samochód znów dobrze działał.
Książka, którą trzymacie w rękach, różni się od innych nie tylko tym, że przedstawia korzystanie z pornografii z różnych perspektyw, ale również – że opiera się na najnowszych wynikach badań naukowych. Jeśli jakieś zdanie nie ma przypisów, to znaczy, że jest to moja obserwacja kliniczna, osobista opinia lub opinia pana X. Takie opinie nie zostały jeszcze zweryfikowane naukowo. Każda informacja, która ma przypis, nie jest jedynie moim osobistym przemyśleniem, ale wynika z konkretnych prac badawczych, których rzetelność została sprawdzona. Na stronie ksiazka.mateuszgola.pl znajdziecie film, w którym pokazuję, w jaki sposób dotrzeć do wszystkich tych badań za pomocą bezpłatnych narzędzi internetowych.
Czym ta książka nie jest
Niniejsza książka nie jest programem terapii. Jeśli zmagasz się z nałogowym korzystaniem z pornografii, to owszem, pomoże ci ona lepiej zrozumieć twój problem, ale nie zastąpi profesjonalnej pomocy. Jeśli potrzebujesz wsparcia, to na końcu książki oraz na stronie www.mateuszgola.pl znajdziesz dokładniejsze informacje o tym, gdzie i jak go szukać.
Możesz również sięgnąć po drugą książkę mojego autorstwa, zatytułowaną Rzuć porno, czyli jak skutecznie poradzić sobie z pornografią i dlaczego wcześniej ci się to nie udawało, w której zobaczysz, jak pan X oraz inni poradzili sobie ze swoim problemem oraz w jaki sposób nowoczesna wiedza neuronaukowa zwiększa skuteczność psychoterapii.
1
Niewinne początki
Czyli o tym, jak wyglądają pierwsze doświadczenia z porno i kogo wciągną głębiej
Można powiedzieć, że jestem żywą encyklopedią pornografii. Dorastała razem ze mną, a ja z każdym rokiem i nową technologią zrastałem się z nią coraz bardziej. Aż w końcu stała się nieodłączną częścią mojego życia. Częścią mnie, której nie dało się już wyrwać. Ale po kolei.
Urodziłem się w połowie lat osiemdziesiątych. Ze swojego wczesnego dzieciństwa nie pamiętam zbyt wiele. Podobno jako niemowlak dużo płakałem i nie chciałem jeść. Wielu powiedziałoby: „Co za trudny dzieciak!”. Moja mama nazywała to bogatym życiem wewnętrznym. „Skoro tyle płacze, to znaczy, że dużo myśli o nędzy tego świata”. Gdy już zacząłem chodzić, nie chciałem iść do przedszkola. Na szczęście dwa lata po mnie na świat przyszedł mój brat, co zmusiło mamę do dłuższego pozostania w domu i opieki nad nami. Nie był to dla niej idealny scenariusz i skończył się depresją. Była bardzo żywą osobą, z dużą potrzebą towarzystwa i stymulacji. Odziedziczyłem po niej te cechy. I szczerze powiedziawszy, nie potrafię sobie nawet wyobrazić, jak cholernie monotonne i nudne musiało być siedzenie przez pięć lat w domu z dwójką małych dzieciaków. Rodzice ze względu na pracę taty tuż po moim urodzeniu przeprowadzili się do dużego miasta. Rzuciło ich to z dala od wsparcia dziadków, wujków i ciotek oraz pozbawiło urozmaicenia, jakie mogliby zapewnić ich starzy znajomi.
Pamiętam wyraźnie trzy momenty z wczesnego dzieciństwa. Jeden z nich to dzień, w którym po pięciu latach mojego życia domowy klosz się uchylił i po raz pierwszy poszedłem do przedszkola. Nie mogłem przestać płakać. Dziś już nie wiem, czy bałem się, że zostanę tam na zawsze, czy po prostu przeraziła mnie niepewność nowej sytuacji. Po latach dowiedziałem się, że to typowy przejaw niezbyt bezpiecznego stylu przywiązania. Drugie wydarzenie, które zapamiętałem wyraźnie, nastąpiło rok później. Korzystając z przyjazdu dziadka, rodzice wyszli na miasto. Dziadek słuchał radia w kuchni, a ja i brat eksplorowaliśmy szafki rodziców i sprawdzaliśmy kolejne ubrania. I wtedy trafiliśmy na coś, czego nigdy wcześniej nie widziałem: kolorowe czasopismo z golasami. Jedno ze zdjęć mam przed oczami do dziś. I nie zrozumcie mnie źle, to jest naprawdę przyjemny obraz. Perska księżniczka z niebieską chustą na twarzy siedząca w rozkroku. Minęło wiele lat, zanim to, co miała między nogami, zobaczyłem na żywo.
Niesamowite, jak mocno niektóre rzeczy wrzynają się w pamięć. W internecie przeczytałem kiedyś, że ludzki mózg zapamiętuje wszystko, tylko nie zawsze potrafi to sobie przypomnieć. Nie wiem, czy to prawda, czy może kolejny mit, taki jak ten, że wykorzystujemy tylko dziesięć procent naszego mózgu. Ale z pewnością w tamtym roku wydarzyła się jeszcze jedna rzecz, której przez wiele lat nie mogłem lub nie chciałem sobie przypomnieć. Wróciła do mnie znienacka wiele lat później. Opowiem o niej, gdy przyjdzie na to czas. Tak czy siak mój pierwszy kontakt z erotyką pamiętam bardzo wyraźnie. Nie pamiętam, czy schowaliśmy to czasopismo z powrotem do szafki sami, czy pomógł nam w tym dziadek. Nie wiem też, czy towarzyszyła temu ekscytacja, wstyd, strach czy pobudzenie. Myślę, że jako sześciolatek i tak nie miałem słów, żeby opisać to, co widzę, a tym bardziej to, co czułem, oglądając te nagie ciała. Ale miałem poczucie, że było to coś wyjątkowego. I z oczekiwaniem kolejnych wyjątkowych obrazów i doznań szedłem dalej przez życie.
W wieku dziewięciu lat doskonale wiedziałem już, że ojciec mojego sąsiada trzyma w łazience „Playboya”, który co miesiąc się zmienia. Wiedziałem też, że co kilka miesięcy w wystawionej przed ich domem kupce makulatury mogę znaleźć stare numery i wyciąć z nich rozkładówki, zanim pochłonie je śmieciarka. W wieku dwunastu lat wspólnie z dwoma kolegami z podstawówki zaczęliśmy tworzyć w piwnicy mały zbiór tych wycinanek. Przez rok czy dwa oglądaliśmy je od czasu do czasu razem. To, co dla nich zaczynało być ekscytujące, dla mnie było już passé. W tym czasie odkrywałem zupełnie nowy świat. Rodzice kupili sobie odtwarzacz VHS (takie stare duże kasety wideo), a dziadek, który zawsze lubił nowinki technologiczne, kupił kamerę. Jeśli pamiętacie czasy przed Facebookiem, YouTube’m i Instagramem, to doskonale wiecie, jak nudne są wielogodzinne filmy z wakacji. Ale ja potrafiłem znaleźć w nich ekscytujące perełki. Wiedziałem, w której minucie na nagraniu z muzeum znajdę renesansowe obrazy z nagimi kobietami oraz gdzie jest tych kilka klatek z uchwyconymi przypadkiem (a może nie) dziewczynami topless na plaży. Gdy zostawałem sam w domu, przewijałem taśmy w tył i na okrągło odtwarzałem tych kilka ujęć, jak ulubione piosenki. Tak jakbym miał tam odkryć coś nowego, coś poza tym obrazem.
Rok później, gdy sprawdzałem, czy rodzice kupili już prezenty pod choinkę (chyba nie muszę dodawać, że jako trzynastolatek już od dawna nie wierzyłem w Świętego Mikołaja), znalazłem trzyczęściowy przewodnik po seksie na VHS, w bardzo profesjonalnym wykonaniu kilku par i z lektorem opowiadającym o tym, co widać na ekranie, głosem tak beznamiętnym, jak w starych filmach przyrodniczych. W ciągu roku przestudiowałem tę trylogię w całości. Potrzebnych było na to wiele samotnych godzin w domu oraz chirurgiczna precyzja w cofaniu i zatrzymywaniu taśm, tak żeby rodzice nie zorientowali się, że ktoś poza nimi też je ogląda. W wieku czternastu lat wiedziałem już, czym są pozycje misjonarska, na pieska, na jeźdźca. Oczywiście była to wiedza czysto teoretyczna. Wiedziałem też, czym różni się pięć głównych technik robienia loda i jak fachowo wykonać cunnilingus. Jeśli nie znaliście tego ostatniego słowa, to jest to łacińska nazwa stymulowania łechtaczki ustami i językiem. Cieszę się, że mogłem was czegoś nauczyć. Żadna szkoła, nawet gdyby było w niej wychowanie seksualne, nie była w stanie zapewnić mi tak dogłębnej wiedzy. Zwłaszcza że lektor ze stoicko spokojnym głosem nie pominął również historyczno-filmograficznego tła techniki zwanej głębokim gardłem. Wir pornografii w życiu moim i szybko zmieniającego się świata dopiero zaczynał się rozkręcać wraz z wchodzącą pod strzechy cyfrową rewolucją...
Kto wsiąknie w porno
Pan X, podobnie jak większość dzieci, odkrywa pornografię przypadkowo. Mimo że jest ona przeznaczona dla osób dorosłych, aktualne badania nie pozostawiają złudzeń: niemal dziewięciu na dziesięciu chłopaków oraz co druga dziewczyna przyznają, że mieli kontakt z pornografią przed ukończeniem czternastego roku życia[1]. Pewnie myślicie, że to przez łatwy dostęp do internetu? Owszem, to też, ale nawet na początku XXI wieku, gdy internet nie był jeszcze tak popularny, podobny odsetek chłopaków i dziewcząt miał styczność z porno przed ukończeniem osiemnastu lat[2]. Można zatem przyjąć, że odkąd pornografia zaczęła wchodzić pod strzechy – czy to w formie czasopism, czy kaset wideo – pojawiło się ryzyko, że będą ją oglądać również dzieci. Dziś mało kto pamięta, że w latach dziewięćdziesiątych dyskutowano, czy trzymanie pornografii w domu jest odpowiedzialne, skoro dzieci mogą ją znaleźć. Wiemy, że ryzyko to szybko się zmaterializowało. Dlatego dziś, w czasach bezprzewodowego internetu, społeczeństwo nie zastanawia się już, czy dzieci będą miały dostęp do porno, tylko czy pornografia może być dla nich szkodliwa oraz co zrobić, żeby ograniczyć im dostęp do niej. Pytamy, czy może uzależniać. I dlaczego jednych wciąga bardziej, a innych mniej.
Na wszystkie te pytania mamy już odpowiedzi – i poznacie je, czytając tę książkę. W tym rozdziale przyjrzymy się, jak wyglądają pierwsze kontakty z pornografią i co może sprawiać, że niektórzy młodzi ludzie, podobnie jak pan X w dzieciństwie, sięgają po nią częściej niż inni. Wprowadzę was również w kilka tajników pracy naukowej.
Jak wyglądają pierwsze spotkania z porno
Prowadzenie badań wśród dzieci nie należy do najłatwiejszych, szczególnie gdy dotyczą one pornografii. Jeśli znacie jakieś dzieci, to pomyślcie przez chwilę, w jaki sposób zapytalibyście je, czy oglądały porno. O ile w przypadku nastolatków możemy liczyć na szczerą odpowiedź, o tyle zadanie tego pytania dziesięcio- czy siedmiolatkom jest trudne. Bo jak pytać, żeby nie wprowadzić dziecka w zakłopotanie? Część badaczy robi to za pomocą anonimowych ankiet, inni przeprowadzają indywidualne rozmowy. Jeszcze inni, zamiast pytać wprost o korzystanie z treści dla dorosłych, podchwytliwie sprawdzają, czy dzieciaki znają niszowe pojęcia, z którymi mogły się spotkać tylko na stronach z pornografią, na przykład czym jest MILF, BDSM, hentai lub bukake. Dobór metody badawczej zależy od tego, na jakie pytanie szukamy odpowiedzi.
Jeśli interesuje nas, w jakim wieku dzieci mają pierwszy kontakt z materiałami dla dorosłych, najprościej możemy się tego dowiedzieć, pytając osiemnastolatków, kiedy po raz pierwszy oglądali porno. Takie badanie nie wymaga pisemnej zgody rodziców (zadajemy pytanie osobie pełnoletniej), jest jednak obarczone błędem wynikającym z zawodności ludzkiej pamięci. Tylko nieliczni pamiętają swoje pierwsze spotkanie z pornografią tak dokładnie jak pan X. Od większości otrzymamy niedokładne odpowiedzi. Co więcej, wyniki tak przeprowadzonego badania pokażą nam rzeczywistość sprzed pięciu–dziesięciu lat – nasi badani w momencie przeprowadzania ankiety są już pełnoletni, a cyfrowy świat szybko się zmienia.
Badania z udziałem dzieci i nastolatków dają nam aktualny obraz, ale ich przeprowadzenie wymaga zgody każdego z rodziców, co znacząco podnosi poprzeczkę badawczą i w rezultacie nie mamy ich wiele. Te, które udało się przeprowadzić, pokazują, że współcześnie średni wiek pierwszego kontaktu z pornografią to dziewiąty–dziesiąty rok życia[3] oraz że w tym wieku co czwarte dziecko – zarówno chłopiec, jak i dziewczynka – miało kontakt z pornografią przynajmniej raz w miesiącu[4].
Od razu nasuwa się tu pytanie, jak dzieci reagują na te pierwsze spotkania z pornografią. W ramach projektu Kids Go Online naukowcy zapytali o to ponad dwadzieścia pięć tysięcy dzieci i nastolatków z dwudziestu pięciu krajów Unii Europejskiej[5]. Wśród wszystkich niechcianych treści, które dzieci i młodzież przypadkiem zobaczyły w internecie, porno było wskazywane najczęściej – przez co czwarte dziecko[6]. Dla czterdziestu dwóch procent dzieci kontakt z pornografią był obojętnym doświadczeniem, dla dziewiętnastu procent – przyjemnym, a dla trzydziestu ośmiu procent był nieprzyjemny. Wśród dziewczynek pornografia wzbudzała nieprzyjemne odczucia dwa razy częściej niż wśród chłopców. Tylko co dziesiąte dziecko powiedziało rodzicom o tym, że trafiło na pornografię[7]. W tym kontekście doświadczenia pana X nie są szczególnie wyjątkowe, choć po raz pierwszy trafił on na materiały erotyczne kilka lat wcześniej niż przeciętne dziecko w dzisiejszych czasach i należy do mniejszości, dla której było to doświadczenie przyjemne. Jednak podobnie jak większość dzieci nie podzielił się on tym odkryciem ze swoimi rodzicami.
Możemy przypuszczać, że większość pierwszych kontaktów z pornografią w czasach kaset VHS czy kolorowych czasopism „dla panów” miała charakter przypadkowy (jak u pana X). Czy w dobie internetu wciąż tak jest, czy też są to głównie zachowania celowe (na przykład dziecko szuka porno, bo usłyszało o nim od rówieśników)? Badania pokazują, że większość dzieci wciąż trafia na pornografię przypadkiem, szukając innych treści w internecie, co dziesiąte odkryło ją dzięki kolegom, którzy pokazali mu porno na swoich smartfonach, i również tylko co dziesiąte dziecko celowo szukało pornografii, ponieważ chciało ją zobaczyć[8].
Z wiekiem zmieniają się motywacje oglądania pornografii i kontaktów celowych jest coraz więcej. Wśród młodszych nastolatków (od dwunastu do czternastu lat) dominuje ciekawość poznawania ludzkiego ciała, a zaraz za nią – chęć zabicia nudy. W czasach przedsmartfonowych wiele osób bawiło się „w lekarza”, żeby zaspokoić tę samą ciekawość, niektórzy być może dołączali do tych zabaw z nudy. W wieku szesnastu lat dominującą potrzebą jest przyjemność, dopiero po niej ciekawość, podniecenie seksualne i nuda[9]. W okresie dojrzewania, gdy w grę zaczynają wchodzić seksualne potrzeby, wydaje się to jak najbardziej naturalne. Nie zaskakuje również fakt, że w tym wieku wzrasta odsetek nastolatków, którzy oglądają treści pornograficzne regularnie, ale o tym opowiem więcej w rozdziale 2. A teraz spróbujmy odpowiedzieć na inne bardzo ważne pytanie.
Dlaczego niektórzy wsiąkają w porno szybciej niż inni?
Jako naukowca i klinicystę zainteresowało mnie, dlaczego, skoro tak wiele dzieciaków miało wczesny kontakt z pornografią, tylko niektórzy, tak jak pan X, zaczęli korzystać z niej regularnie, a później nałogowo. Wśród moich pacjentów i osób biorących udział w badaniach zidentyfikowałem kilka cech, które mogą sprawiać, że niektórzy wsiąkają w pornografię szybciej niż inni. Przyjrzyjmy się teraz czterem z nich: wrażliwości na przyjemność, lękowi, pozabezpiecznym stylom przywiązania oraz ambiwalencji.
Wrażliwość na przyjemność
Wiele osób, które rozwinęły nałogowe wzorce korzystania z pornografii, zapytanych o swoje pierwsze doświadczenia z porno, jest w stanie dokładnie przypomnieć sobie, co i w jakich okolicznościach widziały. To pierwsze spotkanie zostawiło w nich silny ślad pamięciowy. Ci, którzy nie uzależnili się od porno, zazwyczaj nie pamiętają pierwszych doświadczeń tak wyraźnie. Idąc tym tropem, możemy zapytać, dlaczego niektórzy, jak pan X, pamiętają swoje pierwsze spotkanie z porno, a inni nie.
W zrozumieniu tego pomogą nam szczury. Nie jest wielkim zaskoczeniem, że wszyscy różnimy się od siebie. Jedni uczą się szybciej, inni wolniej, jedni prędzej się nudzą, inni są w stanie cierpliwie czekać. Różnimy się niemal w każdym aspekcie, jaki tylko możemy wymyślić, również tym, jak bardzo wrażliwi jesteśmy na przyjemność. Jako że różnice we wrażliwości na przyjemność nie dotyczą tylko nas, ludzi, ale również innych zwierząt, naukowcy upodobali sobie myszy i szczury, aby badać, z czego ta wrażliwość wynika. Lata eksperymentów i odkryć pozwoliły ustalić, że pierwszy klucz do tej zagadki leży w genach[10].
Niektóre cechy, na przykład kształt nosa, są niemal całkowicie zdeterminowane przez nasz kod genetyczny (można je ustalić na podstawie samego wyniku testu DNA)[11], podczas gdy do innych, takich jak inteligencja czy podatność na uzależnienia, nasz kod genetyczny tylko nas predysponuje, czyli daje nam większą lub mniejszą szansę ich rozwinięcia. Predyspozycję genetyczną można porównać do sprzętu sportowego rozdawanego na losowych zawodach. W dniu narodzin wszyscy stajemy na różnych liniach startu. Jedni dostają klapki, drudzy płetwy lub miękkie buty do biegania, twarde obuwie górskie albo buty narciarskie. Później okazuje się, że część z nas ma przebiec maraton, inni muszą przepłynąć jezioro, ktoś – wspiąć się na górę, a ktoś inny z niej zjechać. Problem w tym, że nie zawsze ludzie, którzy przekazywali nam sprzęt (nasi biologiczni rodzice), mają do końca wpływ na to, na jakiej linii startu staniemy i z jakimi wyzwaniami będziemy się zmagać. Czasem to, co dostaliśmy, pasuje świetnie do wyzwań, z jakimi przyjdzie się nam zmierzyć (na przykład płetwy do przepłynięcia jeziora), innym razem pasuje tak sobie (buty do biegania na górską wspinaczkę), a czasem w ogóle (buty narciarskie na maraton). Jak zatem wyglądają indywidualne różnice w kontekście wrażliwości na przyjemność?
Otóż okazuje się, że zarówno część szczurów[12], jak i część ludzi[13] dostaje na starcie kod genetyczny, dzięki któremu łatwo jest im czerpać przyjemność ze zwykłych rzeczy: przytulenia, obserwowania zachodu słońca, kolejnego odcinka ulubionego serialu czy smaku porannej owsianki. Inni natomiast dostają geny, które sprawiają, że codzienność tak bardzo ich nie cieszy[14]. Chcą od życia czegoś więcej, bo poranna owsianka szybko zaczyna być mdła, serial nudzi się po czwartym odcinku, a zachód słońca wyzwala raczej tęsknotę za nową przygodą niż poczucie zadowolenia. U ludzi nazywamy to syndromem niedoboru nagrody[15]. Osoby z tym syndromem są bardziej podatne na depresję i uzależnienia[16]. Dlaczego? Ponieważ matka ewolucja jest sprytna i jeśli nie dała komuś przyjemności z byle czego, to obdarzyła go łatwą zdolnością do szukania tego, co nadzwyczajne. Pomyślmy, jakich cech potrzeba, żeby znaleźć coś ekscytującego, gdy otaczająca rzeczywistość jest monotonna. Z pewnością przydałaby się otwartość na nowe doświadczenia, w końcu trzeba będzie trochę eksplorować rzeczywistość. Skłonność do podjęcia nieco większego ryzyka również byłaby pomocna – pewnie nieraz trzeba będzie wyjść poza strefę komfortu podczas tych eksploracji. Do tego zestawu cech warto dorzucić jeszcze szybkie uczenie się tego, co rzeczywiście zapowiada przyjemność, a co można zignorować, żeby nie tracić zbyt wiele czasu w trakcie sprawdzania tych wszystkich nowości.
Taki właśnie zestaw cech dostają na starcie osobniki z syndromem deficytu nagrody[17]. Ludziom trudno majstrować w głowie, skupmy się więc na chwilę na szczurach. Możemy nie tylko instalować tym gryzoniom zaawansowane narzędzia pomiarowe w mózgu, ale również modyfikować ich kod genetyczny i sprawdzać, jak poszczególne modyfikacje wpływają na radzenie sobie w różnych sytuacjach przypominających ludzkie życie. Jedną z takich klasycznych sytuacji, która ma symulować poszukiwanie przez dzieci prezentów w szafkach rodziców, jest zadanie, w którym szczury mogą chodzić po klatce i naciskać różne dźwignie. Po naciśnięciu niektórych nie dzieje się nic (otworzyliśmy szafkę, a w środku same szare slipki), w przypadku innych jest nagroda – zwykła, jak na przykład woda z cukrem (fajnie, znaleźliśmy w szafce cukierka), lub nadzwyczajna – jak na przykład szczypta kokainy (WOW, znaleźliśmy coś nowego i niezwykłego!). Przeciętny szczur po pierwszym trafieniu na dźwignię z kokainą jeszcze przez długi czas miota się między innymi dźwigniami i próbuje – a to niczego, a to wody z cukrem. Potrzebuje kilku dni, by się przekonać, że to kokaina daje mu najwięcej przyjemności i nie ma sensu biegać do innych dźwigni[18]. Szczur z syndromem deficytu nagrody nie zastanawia się dwa razy. Od pierwszego kontaktu z czymś niezwykłym wie, że trafił na prawdziwą perełkę. Nie musi już więcej szukać. Każdego kolejnego dnia, gdy badacze wpuszczają go do eksperymentalnego pomieszczenia, biegnie wprost do dźwigni z kokainą.
Pan X tego dnia, gdy jego dziadek był zajęty czymś w kuchni, również znalazł swoją perełkę. Porno okazało się dla niego ponadprzeciętnym bodźcem, czymś ekscytującym bardziej niż zachody słońca, dobranocka czy owsianka. Nie powinno nas zatem dziwić, że dość szybko nauczył się, że można znaleźć jeszcze więcej erotyki u sąsiada i na kasetach wideo oraz że gotów był wielokrotnie podejmować ryzyko wycinania rozkładówek, grzebania w szafkach rodziców i oglądania filmów dla dorosłych. Jest to manifestacja zdolności do podejmowania ryzyka i otwartości na nowe doświadczenia (nie każde dziecko ma odwagę grzebać rodzicom w szafkach). Pan X wspomina też, że jego matka tak samo jak on potrzebowała stymulacji i różnorodności. Nie wyobraża sobie, jak mogła z nim i z jego bratem wysiedzieć pięć lat w domu. To może być dla nas wskazówka, z której strony pan X dostał geny predysponujące do eksploracji. Ale również jego ojciec jako osoba poszukująca nowości i silnych wrażeń mógł mieć takie geny. W końcu nie każdy wyprowadza się z dala od rodziny, żeby podjąć nowe wyzwania zawodowe. Ale czy pan X i jego rodzice mieli syndrom niedoboru nagrody? Tego nie możemy stwierdzić na podstawie informacji, którymi aktualnie dysponujemy. O wiele rzeczy, takich jak uzależnienia czy problemy psychiczne rodziców i dziadków, trzeba by dopytać. Badania wskazują jednak, że osoby z zespołem deficytu nagrody są bardziej podatne nie tylko na uzależnienia, ale i na depresję[19]. Pan X wspomina, że jego matka miała depresję. On sam w tym, co na razie nam powiedział, nie przejawia tendencji depresyjnych. Owszem, bał się iść do przedszkola, a gdy już się tam znalazł, bardzo płakał, ale to nieco inny wątek, którym właśnie teraz się zajmiemy.
Lęk, przystanki, autobusy i korelacje
Jedną z bardzo częstych cech osób zmagających się z nałogowym korzystaniem z pornografii, obserwowaną we wszystkich naszych badaniach, jest lęk. Niemal zawsze pacjenci doświadczają go intensywniej i częściej niż przeciętne osoby[20]. Również badania z udziałem nastolatków pokazują, że ci, którzy mają wyższy poziom lęku i depresji, korzystają z pornografii w sposób bardziej problemowy niż ich beztroscy rówieśnicy[21]. Wynik ten, mimo iż stabilny i powtarzalny, nie jest łatwy do zinterpretowania.
Może być bowiem tak, że wyższy poziom lęku, z którym się rodzimy, predysponuje niektórych z nas do różnych problemów. Na przykład bardzo martwimy się, co pomyślą o nas inni ludzie. Zatem unikamy wystąpień publicznych, nie chcemy być w centrum uwagi, stresujemy się pierwszymi randkami i zaczynamy ich unikać, nie tworzymy intymnych relacji i zamiast cieszyć się seksem, coraz więcej czasu spędzamy samotnie przy porno.
Jednak sytuacja może być również zupełnie odwrotna. Pakujemy się w problemy, one zaś sprawiają, że życie staje się bardziej stresujące, a nasz poziom lęku rośnie. Przykładowo, spędzamy dużo czasu przy porno, zaczynamy zaniedbywać obowiązki, gromadzą się nam zaległości, zaczynamy się stresować i martwić o to, czy poradzimy sobie w przyszłości, czy skończymy szkołę, czy nie wyrzucą nas z pracy, czy będziemy w stanie zadbać o naszą przyszłą rodzinę.
Możliwy jest również scenariusz, w którym występują obie wcześniejsze sytuacje: rodzimy się z wyższym poziomem lęku, co sprawia, że pakujemy się w kłopoty, a kłopoty, w które się wpakowaliśmy, jeszcze zwiększają nasz lęk – i tkwimy w błędnym kole.
Trudności z rozstrzygnięciem, która wersja wydarzeń jest tą prawdziwą, to klasyczny problem obserwowany w tak zwanych badaniach korelacyjnych i przekrojowych. Są to badania, które po prostu obserwują rzeczywistość i mierzą różne jej aspekty (na przykład to, ile czasu ktoś spędza na oglądaniu porno oraz jak silnego lęku doświadcza), ale niczego w tej rzeczywistości nie zmieniają ani niczego nie kontrolują. Na podstawie takich badań możemy stwierdzić, że dwa zjawiska ze sobą współwystępują (na przykład częste korzystanie z pornografii współwystępuje z wysokim poziomem lęku), ale nie mówią nam one, w jaki sposób oraz czy w ogóle są one ze sobą powiązane. Mogą być powiązane – tak jak w przypadku lęku, który sprawia, że oglądamy więcej porno, albo w przypadku zaniedbywania obowiązków z powodu porno, co powoduje lęk – ale nie muszą. Pozwólcie, że przedstawię przykład takich niepowiązanych ze sobą zjawisk. Może wyda się on dziwny, ale zaufajcie mi, pomoże on nam zachować zdrowy rozsądek w kolejnych rozdziałach.
Wyobraźcie sobie, że jesteście kosmitą z planety Ciekaw, który dopiero co przyleciał na Ziemię i pierwszy raz w życiu obserwuje przystanek autobusowy. Na początku przystanek jest pusty, nic się nie dzieje. Po kilku minutach pojawia się jedna osoba – dalej nic. Później druga i trzecia. Wciąż nic. W końcu kilkanaście osób stoi na przystanku i dzieje się coś niezwykłego... przyjeżdża autobus! Zabiera wszystkich i odjeżdża. W ciągu kolejnego kwadransa sytuacja się powtarza. Dla kosmity oglądającego to po raz pierwszy sprawa jest jasna: ludzie zbierają się na tym przystanku po to, żeby zwabić autobus. Gdy jest ich mało, szanse na przyciągnięcie autobusu są niewielkie; gdy jest ich wielu, szansa wzrasta. Na podstawie zaledwie dwóch obserwacji kosmita wyciąga wniosek, że to od liczby ludzi na przystanku zależy, czy autobus się pojawi, czy nie. Może też pomyśleć, że autobus lubi duże skupiska ludzi i dlatego przyjeżdża, gdy jest ich sporo. Jeśli kosmita wierzy, że ludzie, podobnie jak mieszkańcy planety Ciekaw, również dysponują energią mentalną, może postawić hipotezę, że to ta energia przyciąga autobusy.
Z taką hipotezą kosmita może zacząć formułować przewidywania. Gdy na przystanku będzie jedna osoba, energia mentalna jest mała, więc jeden człowiek będzie długo czekał na autobus. Gdy zbierze się wielu ludzi, ich wspólna energia jest duża, więc autobus zostanie przyciągnięty znacznie szybciej. Kolejne dwie obserwacje przystanków mogą nawet potwierdzić to przewidywanie. Kosmita będzie jednak w błędzie, gdyż nie wie, że autobusy jeżdżą zgodnie z rozkładem jazdy. Rozkładem, który większości ludzi jest znany, dlatego przychodzą oni na przystanek nie po to, by mentalną energią przyciągnąć autobus, ale ponieważ wiedzą, kiedy dokładnie autobus przyjedzie.
Obserwowanie współwystępujących zjawisk nierzadko może prowadzić do błędnych wniosków i przeprowadzając jedynie badania korelacyjne, łatwo przeoczyć ważne elementy (takie jak istnienie rozkładów jazdy). Dlatego w nauce ważne są również badania podłużne – czyli takie, w których mierzymy dane zjawiska wiele razy na przestrzeni miesięcy lub lat – oraz eksperymenty, w których manipulujemy różnymi czynnikami, aby zbadać ich wpływ na dane zjawisko. Nasz kosmita, zamiast cztery razy pasywnie obserwować przystanek (badanie podłużne), mógłby wykonać eksperyment. W tym celu na jednym z przystanków mógłby postawić dwadzieścia osób, na drugim pięć, na trzecim jedną, a na czwartym nikogo. Jeśli jego teoria o mentalnej energii przyciągającej autobusy byłaby prawdziwa, na pierwszym przystanku autobus pojawiłby się najszybciej, a na czwartym – wcale. Taki eksperyment szybko pokazałby kosmicie, że jest w błędzie. Dla pewności kosmita mógłby powtórzyć swój eksperyment kilka razy, ale to też nie zmieniłoby wyniku, musiałby więc zmienić swoją teorię i z czasem odkryłby, że ludzie zamiast mentalnej energii mają rozkłady jazdy.
Możliwość kontrolowania poszczególnych zjawisk pozwala nam naprawdę ustalić, co jest przyczyną, a co skutkiem. Dlatego tak bardzo lubimy w nauce eksperymenty, a jeszcze bardziej – eksperymenty z udziałem gryzoni. Jednym dajemy geny niedoboru nagrody, innym nie i szybko sprawdzamy, czy różnice w ich reakcji na to, co znajdują w mysich szafkach, są efektem różnic w kodzie genetycznym. W przypadku badań z udziałem ludzi sprawa jest znacznie bardziej skomplikowana. Tutaj pole do kontrolowania różnych aspektów rzeczywistości jest niewielkie. Nie mamy wpływu na kod genetyczny, historię życia ani większość doświadczeń. Co więcej, ludzki lęk ma wiele twarzy, o których opowiem w tej książce. A zacznę od pozabezpiecznych stylów przywiązania.
Pozabezpieczne style przywiązania
Styl przywiązania to swego rodzaju poziom bezpieczeństwa i zaufania, jaki naturalnie odczuwamy w kontaktach międzyludzkich. Jest to matryca, według której budujemy nasze relacje, szczególnie te najbliższe[22]. Nasz styl przywiązania jest widoczny już w pierwszych latach życia, dlatego można przyjąć, że poprzedza rozwój różnego rodzaju problemów w późniejszych latach (ale nie znaczy to, że jest przyczyną tych problemów). O istnieniu różnych stylów przywiązania dowiedzieliśmy się dzięki Johnowi Bowlby’emu i Mary Ainsworth[23]. W czasie swoich badań zapraszali oni mamy z ich kilkuletnimi szkrabami do pustego pokoju. Po chwili prosili mamę, aby zostawiła dziecko samo na kilka minut, a później wróciła do pokoju. W tym czasie przez lustro weneckie (w latach sześćdziesiątych nie dysponowali jeszcze tanimi kamerkami) mogli zaobserwować trzy główne typy reakcji. Połowa dzieci[24] chętnie eksplorowała otoczenie, gdy była z nimi mama, a gdy wyszła, reagowały niepokojem. Gdy pojawiła się z powrotem, przejawiały entuzjazm, chciały się przytulać i być blisko, i szybko się uspokajały. Bowlby i Ainsworth określili taki styl przywiązania jako bezpieczny. Dzieci czują, że mają bezpieczną przystań, z której mogą wypływać na eksploracje i do której mogą wrócić w razie niepokoju.
Druga połowa dzieci reagowała inaczej. Ich style określono jako pozabezpieczne. Była wśród nich duża podgrupa dzieci, które trzymały się blisko mamy, nie chciały eksplorować nowej przestrzeni, na wyjście matki z pokoju reagowały silnymi emocjami i płaczem, a po jej powrocie nie było łatwo ich uspokoić. Taki styl przywiązania nazywamy lękowym. Kolejna równie liczna podgrupa[25] zdawała się w ogóle nie zauważać, że matka wyszła. Dzieci te nie przejawiały też żadnych szczególnych emocji po jej powrocie, a nawet zdawały się unikać kontaktu z matką. Ten styl nazywamy unikającym. Bowlby i Ainsworth uważają, że bliski kontakt emocjonalny z opiekunami jest potrzebny, a dzieci, którym obojętne jest to, czy rodzic jest, czy go nie ma, po prostu przyzwyczaiły się już, że muszą radzić sobie same, i unikają głębszego przywiązania. Późniejsze badania wykazały, jak style te funkcjonują w relacjach romantycznych, i ujawniły jeszcze jeden styl[26], będący mieszanką obu stylów pozabezpiecznych – tak zwany styl lękowo-unikający.
W dorosłym życiu bezpieczny styl przywiązania charakteryzuje się poczuciem bezpieczeństwa i komfortu w bliskich relacjach. Osoby z takim stylem potrafią łatwo wyrażać swoje uczucia i potrzeby oraz są w stanie zaufać innym. W sytuacjach stresowych szukają wsparcia u partnera i oferują je w zamian. Dla odmiany osoby z lękowym stylem przywiązania często obawiają się odrzucenia i opuszczenia. Są bardzo zależne emocjonalnie od partnera i potrzebują stałego potwierdzania swojej wartości w relacji. Mogą wykazywać zazdrość i nadmierną potrzebę bliskości, co nierzadko sprawia, że tkwią w krzywdzących je relacjach. Unikający styl przywiązania u osób dorosłych charakteryzuje się trudnościami w nawiązywaniu bliskich relacji i unikaniem emocjonalnej intymności. Osoby z takim stylem preferują samodzielność i często wycofują się z relacji w sytuacjach stresowych. Mają także trudności z wyrażaniem uczuć i potrzeb emocjonalnych. Z kolei styl mieszany, nazywany również zdezorganizowanym, występuje, gdy osoba ma sprzeczne zachowania przywiązaniowe, zarówno lękowe, jak i unikające. Osoby takie mogą mieć trudności z przewidywalnym i spójnym reagowaniem na bliskość i wsparcie.
Pozabezpieczne style przywiązania spotykane są znacznie częściej u ludzi, którzy nałogowo korzystają z pornografii, niż u użytkowników porno, którzy nigdy nie tracą nad tym zachowaniem kontroli[27]. Warto jednak pamiętać, że pozabezpieczne style przywiązania są też często spotykane wśród osób mających inne problemy, takie jak zaburzenia odżywiania, uzależnienie od alkoholu lub depresja[28]. A zatem takie style przywiązania mogą być czynnikiem zwiększającym ryzyko pojawiania się wielu różnych problemów i nałogów.
Czy zastanawialiście się już, jaki styl przywiązania występuje u pana X? Historia z jego pierwszą wizytą w przedszkolu może wskazywać na styl lękowy. Jako dziecko pan X nie czuł się bezpieczny, gdy został bez mamy, i długo płakał. Ale to tylko jedno zdarzenie – zdecydowanie za mało, by mieć pewność. Będziemy musieli przeanalizować jego relacje przyjacielskie i pierwsze relacje romantyczne. Potrzebujemy dowiedzieć się, jak przeżywał rozstania oraz czy potrafił zaufać swojej pierwszej partnerce i czuł się z nią bezpiecznie. Jeśli się obawiał, że przyjaciele go porzucą, lub obsesyjnie martwił się o swój pierwszy związek – będą to typowe reakcje dla stylu lękowego. Jeśli w ogóle nie stworzył żadnych głębszych relacji i unikał bliskości, będzie to wskazywać na styl unikający. Na razie jednak wróćmy na chwilę do pierwszych kontaktów z porno, a w szczególności do tego, co pan X i jego brat zrobili po odkryciu w szafie u rodziców kolorowego magazynu dla dorosłych.
Ambiwalencja podczas pierwszych kontaktów z pornografią
Tak jak ambiwalencja w związku bardzo zaprząta nasze myśli (na przykład nie wiemy, czy możemy na kimś polegać czy nie, czy ktoś nas kocha czy nie), tak samo dla mózgu absorbująca jest ambiwalencja dotycząca wszelkich innych doświadczeń. W przypadku pierwszych spotkań z erotyką i pornografią może być jej szczególnie dużo. Dla dziecka jest to bowiem nieznany świat i zupełnie nowe emocje, z którymi nierzadko zostaje ono samo. Na początku tego rozdziału wspominałem o badaniach dotyczących europejskich dzieci, z których wynikało, że tylko co dziesiąte powiedziało swoim rodzicom o tym, że trafiły na porno[29]. Dziewięcioro na dziesięcioro musiało samodzielnie poradzić sobie z tym doświadczeniem. Często, jak w przypadku pana X, dzieci wiedzą, że oglądają coś, czego nie powinny, dlatego ukrywają się z tym przed rodzicami, nie mówią o tym nikomu, czasem mają poczucie wstydu. Jeśli jednocześnie jest to dla nich ekscytujące i przyjemne, to mamy do czynienia z sytuacją ambiwalentną. Mniej więcej taką opisuje nam pan X. Z rozmów z moimi pacjentami wiem jednak, że znacznie częściej ambiwalencja powstaje w wyniku zakłopotania rodziców, a nie dziecka. Dziecko znajduje erotykę lub porno w szafce lub – w dzisiejszych czasach – w internecie. Doświadcza tego jako czegoś ciekawego, może pobudzającego, a może zupełnie neutralnego, bez większego znaczenia, tymczasem zakłopotany rodzic, który przypadkowo widzi, co jego pociecha ogląda, w panice reaguje krzykiem i zabiera tablet. Dziecko nie wie, co się dzieje, przecież nie robiło nic złego, więc reakcja rodzica jest niezrozumiała, a to, co przed chwilą było po prostu fajne lub zupełnie neutralne, staje się ambiwalentne. Najnowsze badania[30] pokazują, że bodźce wzbudzające ambiwalentne emocje – czyli jednocześnie przyjemne i nieprzyjemne – są znacznie lepiej zapamiętywane niż bodźce, które jednoznacznie powodują w nas albo miłe, albo niemiłe odczucie. O tym, dlaczego tak się dzieje, opowiem w rozdziale 5, na razie jednak zastanówmy się, jak uchronić dzieci przed niepotrzebną ambiwalencją, gdy już znalazły one porno.
Głównym celem wspomnianej przeze mnie we wstępie wizyty w Jerozolimie był udział w międzynarodowym zjeździe grupy samopomocowej dla seksoholików. Setki osób z całego świata dzieliły się swoim doświadczeniem wychodzenia z nałogowego korzystania z pornografii i przygodnych kontaktów seksualnych, a ich pełne nadziei świadectwa przeplatane były wystąpieniami zaproszonych naukowców. Jednym z nich był Yaniv Efrati, z którym szybko złapałem wspólny język, dzięki czemu w kolejnych latach przeprowadziliśmy wspólnie serię ciekawych badań. Przykładowo, poprosiliśmy 275 nastolatków[31], aby powiedzieli nam, jak wygląda ich korzystanie z pornografii, a także jak oceniają swoje relacje z rodzicami i czy mieli możliwość swobodnego rozmawiania z którymś z nich o seksie. Ich rodziców poprosiliśmy z kolei, aby podzielili się swoją opinią na temat tego, czy i jak często rozmawiają ze swoimi dziećmi o życiu seksualnym, oraz zapytaliśmy o różne aspekty ich zdrowia psychicznego, statusu materialnego czy zaangażowania religijnego. W badaniu chcieliśmy rzucić nieco światła na to, które czynniki społeczne i psychologiczne mogą być powiązane z większą otwartością rodziców na niełatwe przecież rozmowy. Wyniki pokazały, że dzieci, które mogą swobodnie rozmawiać o seksie ze swoimi rodzicami, znacznie rzadziej doświadczają problemów z pornografią niż ich rówieśnicy, którzy takiej możliwości nie mają. Ale co ważne, istotna okazała się wspólnota płci, czyli precyzyjniej: rozmowy o seksie działają jako czynnik ochronny głównie wtedy, gdy chłopcy mogą o nim porozmawiać z ojcami, a dziewczęta z matkami.
Z czym z kolei związana jest gotowość rodziców do takich rozmów? Okazało się, że wcale nie z konserwatyzmem lub liberalizmem rodziców, z ich religijnością, zamożnością czy poziomem edukacji, ale po prostu ze zdrowiem i dobrostanem psychicznym. Rodzice, którzy sami nie doświadczają problemów natury psychicznej – depresji, zaburzeń lękowych i tym podobnych – są bardziej skłonni do rozmów na różne trudne tematy ze swoimi dziećmi[32]. Taka otwarta i bezpieczna komunikacja na każdy temat wydaje się dość solidnym czynnikiem ochronnym i z pewnością może być pomocna nie tylko w rozwiązywaniu ambiwalencji powstałych podczas pierwszych kontaktów z porno, ale również – pierwszych zakochań, inicjacji seksualnej i wielu innych nieseksualnych trudności.
Niestety pan X ze swoimi doświadczeniami musiał radzić sobie sam. Nie wiemy, czy jego rodzice chętnie porozmawialiby o tym, co znalazł w ich szafce, bo z jego relacji wynika, że w ogóle nie próbował z nimi o tym rozmawiać – podobnie jak dziewięćdziesiąt procent dzieci po swoich pierwszych kontaktach z pornografią[33]. Niewątpliwie poszukiwał pornografii coraz częściej. Na razie nie wiemy, czy ta chęć powrotów wynikała z potrzeby rozwiązania ambiwalencji, szybkiego zakodowania przez mózg wyjątkowo silnej przyjemności, czy z chęci odreagowania lęku. Prawdopodobnie jego dalsza historia pozwoli nam rozwikłać tę zagadkę. Zanim jednak oddamy mu głos, podsumujmy to, co już wiemy.
Co już wiemy
Odkąd pornografia trafiła do naszych domów, korzystają z niej również dzieci. Mimo że teoretycznie w trzydziestu czterech krajach świata jej udostępnianie jest całkowicie nielegalne[34], a w niemal wszystkich pozostałych dostępna jest dopiero od osiemnastego roku życia[35], w praktyce niemal każdy korzystał z niej wcześniej[36]. Podobnie jak pan X, do jedenastego roku życia regularny kontakt z porno ma co czwarte dziecko[37]. Dla większości z nich pierwsze spotkania z pornografią miały charakter przypadkowy i były obojętne lub nieprzyjemne, ale jedna piąta dzieci doświadcza przyjemnych emocji podczas oglądania porno[38]. Tylko niespełna jedno dziecko na dziesięć rozmawia o swoich pierwszych doświadczeniach z porno z dorosłymi[39]. Badania, które przeprowadziliśmy, pokazują, że możliwość swobodnej rozmowy z rodzicami na temat pornografii i seksu wiąże się z mniejszym ryzykiem rozwinięcia wzorców nałogowego korzystania z pornografii[40], natomiast pozabezpieczne style przywiązania mogą takie ryzyko zwiększać[41]. Innymi czynnikami zwiększającymi ryzyko mogą być takie cechy jak silniejsza potrzeba nowych doświadczeń, impulsywność czy większa szybkość uczenia się sytuacji nagradzających. W kolejnych rozdziałach przyjrzymy się mechanizmom neuronalnym i genetycznym, które stoją za tymi cechami.
Podobnie jak w przykładzie z ludźmi czekającymi na autobus, związek pomiędzy liczbą osób na przystanku a tym, jak szybko przyjedzie pojazd, najlepiej wyjaśnić można niewidocznym na pierwszy rzut oka rozkładem jazdy, tak w przypadku związku między podniesionym poziomem lęku i problemowym korzystaniem z pornografii możemy mieć do czynienia z niewidocznymi na pierwszy rzut oka zmiennymi. Na przykład choroby lub problemy psychologiczne rodziców mogą wiązać się z ich mniejszą dostępnością dla dziecka. Część badań sugeruje, że emocjonalna niedostępność rodziców (na przykład w wyniku depresji lub uzależnienia) może kształtować style pozabezpieczne[42], a nasze badania wskazują, że rodzice zmagający się z takimi problemami mają większe trudności w swobodnej rozmowie ze swoimi pociechami na temat seksu[43]. Zatem potencjalna sieć powiązań między tymi wszystkimi czynnikami może być naprawdę skomplikowana.
Rysunek 1. Główne czynniki przyczyniające się do problemowego korzystania z pornografii
Najważniejsze czynniki mające związek z problemowym korzystaniem z pornografii możemy podzielić na sześć różnych grup. Czynniki neuronalne i biologiczne określają nasze zapotrzebowanie na stymulację, impulsywność i zdolność kontroli zachowania czy podatność na uzależnienia. Każdy z tych czynników jest w różnym stopniu zależny od predyspozycji genetycznych oraz od tego, jak geny te są aktywowane przez nasze doświadczenia rodzinne, rozwojowe oraz nasze środowisko. Czynniki rodzinne wraz z czynnikami kulturowymi mają również bardzo duży wpływ na wczesne kształtowanie czynników psychologicznych. Te z kolei definiują, w jaki sposób będziemy sobie radzili z wyzwaniami środowiskowymi i rozwojowymi. Z kolei doświadczenia te w kolejnych etapach życia dalej kształtują czynniki psychologiczne i neuronalne.
Nie wiemy jeszcze, czy dobra komunikacja z rodzicami zmniejsza ryzyko nałogowego korzystania z porno dlatego, że pozwala poradzić sobie z ambiwalentnymi emocjami, które mogą pojawić się podczas pierwszych kontaktów z pornografią, czy kryje się za tym coś jeszcze. Pamiętacie historię z kosmitą z planety Ciekaw? Widział on związek ludzi gromadzących się na przystanku z przyjazdem autobusu, ale nie zdawał sobie sprawy, że jedno i drugie związane jest z rozkładem jazdy. Zarówno ludzie, jak i autobus pojawiali się na przystanku zgodnie z tym rozkładem. Podobnie może być z naszymi badaniami korelacyjnymi. Zarówno dobra komunikacja w rodzinie, jak i mniejsze ryzyko nałogowego korzystania z porno może po prostu wynikać z dobrostanu panującego w rodzinach, w których nie ma problemów psychologicznych. A brak tych problemów może wynikać z kodu genetycznego, który niesie ze sobą mniejsze ryzyko rozwijania chorób i nałogów. Rozwikłanie tej zagadki wciąż czeka na odważnych naukowców.
To tyle podsumowania na tę chwilę, a teraz oddamy głos panu X i zobaczmy, które z naszych hipotez zyskają wsparcie w jego dalszej historii.
Jeszcze jedna istotna rzecz. Pan X zastanawiał się, czy rzeczywiście zapamiętujemy wszystko, tylko nie potrafimy sobie tego przypomnieć, czy jest to taki sam mit jak ten, że używamy tylko dziesięciu procent mózgu. Zanim więc oddam mu głos, rozjaśnię nieco te wątpliwości. Niestety w przyrodzie jest bardzo mało miejsca na bezużyteczne rzeczy. A w mózgu jest go jeszcze mniej. Mózg stanowi zaledwie dwa procent masy naszego ciała, a zużywa aż dwadzieścia procent całej energii, którą produkujemy. Gdybyśmy korzystali z niego tylko w dziesięciu procentach i od czasu do czasu podkręcali moc do stu procent, to wyssałby z nas więcej energii, niż jesteśmy w stanie wyprodukować. Te dziesięć procent to mit[44]. Gdy patrzymy na działanie mózgu w skanerze rezonansu magnetycznego (opowiem o nim więcej w rozdziale 4), widzimy, że cały mózg pracuje. Czasem możemy wysilić się bardziej, podkręcić kofeiną czy amfetaminą, ale koszty tego są spore, a turbodoładowanie nie trwa wiecznie, tak jak nie możemy wiecznie jechać samochodem na pełnym gazie. W pewnym momencie skończy się nam paliwo. To, że mózg ma ograniczone możliwości, widać również w pamięci. Zapamiętujemy tylko to, co ma znaczenie. Nie zawsze racjonalne, czasem jest to znaczenie emocjonalne – po prostu coś wzbudziło w nas silne emocje. Żeby móc zapamiętywać nowe informacje, potrzebujemy systematycznie usuwać te, które są niepotrzebne[45]. Zatem po pierwsze, nie zapamiętujemy wszystkiego, a po drugie – nawet jeśli coś zapamiętaliśmy, to zanim będziemy potrzebowali to wspomnienie wydobyć z pamięci, możemy je już usunąć, by zrobić miejsce na nowe rzeczy.
Zdarza się jednak od czasu do czasu, że po latach przypominamy sobie coś, co nigdy do nas nie wracało. Wspomnienie, które było zakopane gdzieś bardzo głęboko w naszej pamięci. Pan X wspomina, że przypomniał sobie coś takiego po latach. Coś, o czym przez długi czas nie pamiętał. Szczerze mówiąc, zmartwiła mnie ta informacja, ponieważ najczęściej takim aktywnie tłumionym trwałym śladem pamięciowym charakteryzują się doświadczenia bardzo trudne, traumatyczne. Może niebawem dowiemy się, co takiego stało się w jego życiu.
2
Rozkręcający się wir
Czyli jak współczesne porno oddziałuje na biochemię mózgu
W latach dziewięćdziesiątych świat z analogowego przekształcał się w cyfrowy, a ja z dzieciaka stawałem się nastolatkiem. Talerze anten satelitarnych zaczynały wyrastać na domach jak grzyby po deszczu, a ja coraz częściej mogłem nocować u kolegów. Zwłaszcza u jednego, który miał w pokoju telewizor. Z wyciszonym dźwiękiem, tak aby jego rodzice się nie zorientowali, po obejrzeniu kolejnego odcinka „Z Archiwum X”, przeskakiwaliśmy po kanałach w poszukiwaniu atrakcyjnych dziewczyn z teledysków na MTV i nocnych filmów dla dorosłych. Żaden z nas nie komentował tego, co widzi. Obaj byliśmy jak zahipnotyzowani. Fascynował nas ten wciąż niedostępny świat dla dorosłych. Miał w sobie obietnicę seksualnej przyszłości, która niebawem, może już w szkole średniej, jak nam się wtedy wydawało, stanie się naszym udziałem.
W 1993 roku Bill Gates pokazał światu Windows, bezpowrotnie zmieniając komputer w urządzenie, które mógł obsłużyć dosłownie każdy. A kilka lat później w pracy u mojego taty stały już trzy takie komputery z modemowym połączeniem z internetem. Szybko przyzwyczaiłem się do pisku tego dziwnego urządzenia i po dźwięku byłem w stanie poznać, czy tym razem się połączy, czy trzeba będzie próbować raz jeszcze. Nauczyłem się instalować nowe programy, wysyłać e-maile i grać w „Sapera”. Na moich oczach rozwijały się pierwsze przeglądarki internetowe i strony WWW. Obserwowałem, jak pornografia kolonizuje tę nową technologię. Pamiętam dni, gdy po szkole mogłem przyjść do biura taty na internet. Czasami, gdy ojciec był na ważnych zebraniach, ja oglądałem komety spadające w logo przeglądarki Netscape Navigator i ładujące się piksel po pikselu zdjęcia nagich kobiet i uprawiających seks par.
Pornografia internetowa dopiero budziła się do życia. Była jak rosnące w moim ogrodzie marakuje. Najpierw niewinnie kiełkujące pędy bluszczu, pnące się nieśmiało w górę i na boki po wszystkim, co pojawiło się na ich drodze: ścianie, ogrodzeniu, łodygach innych roślin. Później pojawiające się pierwsze pączki, z których pewnego dnia wyłaniały się zachwycające swoim pięknem kwiaty. Rozkwitały tylko na kilka godzin, by zwiędnąć lub przekształcić się w cierpki w smaku owoc. Po kilku latach moje marakuje rozrosły się tak gęsto, że inne rośliny nie miały już racji bytu, usychając z braku słońca, minerałów i wody. Ja za to miałem mnóstwo słodko-cierpkich owoców do zjedzenia. Ale do tego jeszcze dojdziemy.
W pierwszych latach rozwoju internetowej pornografii byłem oczarowany i podekscytowany każdym erotycznym znaleziskiem. Przed pojawianiem się Googla przeszukiwanie netu nie było tak łatwe jak dzisiaj. Żeby nie stracić tego, co znalazłem, zgrywałem zdjęcia na dyskietki lub przerzucałem na papier za pomocą czarno-białej drukarki. Z dyskietkami zawsze związany był dylemat – mieściło się na nich tylko kilkanaście zdjęć, więc zapisanie nowych wymagało skasowania starych, a to przychodziło mi z dużym trudem. Drukowanie nie wymagało kasowania starych zdjęć, ale problemem było przemycenie wydruków do domu i umiejętne ich zachomikowanie. Kiedyś tak się rozpędziłem, że zużyłem cały toner w drukarce. Do tej pory zastanawia mnie, jakie rachunki za internet dostawała firma ojca. Bo jeśli nie pamiętacie tamtych czasów, to w tajemnicy powiem, że każda minuta połączenia z internetem kosztowała kilkadziesiąt groszy.
Najwyraźniej nie tylko mnie doskwierały te niedostatki technologii, ponieważ ludzkość dość szybko wymyśliła pojemne CD-ROM-y, a później jeszcze pojemniejsze płyty DVD, o których dzisiaj mało kto pamięta, bo w końcu połączenia internetowe ze stałym abonamentem, niezależnym od czasu i ilości ściągniętych danych, zdominowały wszystko. Komputery przemieściły się z firm pod dachy domowych salonów, później rozpierzchły się po pokojach każdego z domowników, by w kolejnych latach wskoczyć do łóżek pod postacią laptopów, a chwilę potem jako smartfony na stałe przykleić się do kieszeni, torebek i dłoni.
Ja w XXI wiek wchodziłem już ze swoim PC (sam go sobie złożyłem) z twardym dyskiem mieszczącym kilka tysięcy zdjęć i filmików oraz z kolekcją płyt DVD i CD-ROM-ów na to wszystko, czego dysk nie pomieścił. Jak na komputer osobisty przystało, mój stał w moim pokoju i nie musiałem walczyć o dostęp do niego z bratem lub rodzicami. Zaczynałem jednak odczuwać, że może to nie ja mam całą tę pornografię, tylko ona mnie. Nauka do egzaminów do szkoły średniej coraz bardziej mnie stresowała. I coraz częściej uciekałem od stresu w pornografię. Czasem, gdy rodzice i brat wyjeżdżali na weekend, a ja zostawałem, żeby się uczyć, potrafiłem spędzić na oglądaniu porno kilka godzin. Wtedy jeszcze się tym tak bardzo nie przejmowałem – w końcu w wieku nastoletnim popęd seksualny to normalna sprawa. Martwiło mnie tylko, że coraz częściej czułem jakiś rodzaj głębokiej, trudnej do nazwania pustki.
W liceum stresu wcale nie było mniej. A sposobem na oderwanie się coraz częściej była dla mnie pornografia. Ze smutkiem patrzyłem, jak koledzy randkują i zdobywają pierwsze doświadczenia seksualne. Też tego chciałem, ale czegoś się bałem. Nie wiedziałem dokładnie czego. Było to na tyle silne uczucie, że trudno mi było przyznać przed samym sobą, że chcę randek, bliskich relacji, seksu. Mimo że byłem lubiany i zapraszano mnie na wszystkie imprezy, nie wiedziałem, jak się do tego zabrać, od czego zacząć. Próbowałem kilka razy, ale im bardziej ktoś mi się podobał, tym trudniej mi było zagadać. Owszem, nieraz się całowałem, gdy graliśmy w butelkę, ale to nie były żadne intymne pocałunki. Po prostu robiłem to, co trzeba było zrobić zgodnie z zasadami gry. Siedzieliśmy na imprezach w kółku, kręciliśmy butelką i całowaliśmy tego, na kogo wypadło. To nie było skomplikowane. Gorzej szło mi z prawdziwymi relacjami.