Gdy porno przestaje być sexy. Pornografia oczami psychoterapeuty - Mateusz Gola - ebook

Gdy porno przestaje być sexy. Pornografia oczami psychoterapeuty ebook

Gola Mateusz

0,0
59,90 zł

-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

To książka dla każdego, kto zastanawia się, jaki wpływ pornografia może mieć na jego życie albo na życie bliskich mu osób: partnera, partnerki, rodzeństwa czy dziecka. Mateusz Gola, naukowiec i psychoterapeuta, zebrał w jednym miejscu wszystko, czego dowiedzieliśmy się na temat nałogowego korzystania z pornografii, mechanizmów, które do tego prowadzą, oraz zmian w mózgu i funkcjonowaniu uzależnionych osób.

Gdy porno przestaje być sexy opowiada o korzystaniu z pornografii z trzech różnych perspektyw:

1)pacjenta;

2)psychoterapeuty, który stara się go zrozumieć;

3)naukowca, który bada i wyjaśnia mechanizmy korzystania z pornografii.

A wszystko to w oparciu o prawdziwą historię uzależnionego od pornografii pacjenta, który występuje w książce jako pan X.

Mam głęboką nadzieję, że po przeczytaniu tej książki będziecie potrafili zrozumieć osoby,u których rozwinęło się nałogowe korzystanie z pornografii lub inne kompulsywne zachowanie seksualne.

Mateusz Gola

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 457

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Co­py­ri­ght © by Ma­te­usz Gola & Co­per­ni­cus Cen­ter Press, 2024
Opieka re­dak­cyjnaSo­nia Kmie­cik
Re­dak­cja ję­zy­kowaAgnieszka Paw­li­kow­ska, Ga­briela Nie­miec | CO DO SŁOWA
Ko­rektaMał­go­rzata De­nys
Pro­jekt okładki i stron ty­tu­ło­wychMo­nika Drob­nik-Sło­ciń­ska / mo­ni­ka­imar­cin.com
SkładLu­cyna Ster­czew­ska | CO DO SŁOWA
Ta książka nie po­winna być sto­so­wana w celu dia­gno­zo­wa­nia i sa­mo­dia­gno­zo­wa­nia, nie za­stąpi także kon­sul­ta­cji i/lub le­cze­nia przez le­ka­rza i/lub in­nego wy­kwa­li­fi­ko­wa­nego spe­cja­li­stę. Au­to­rzy, re­dak­to­rzy i wy­dawcy dla­tego zrze­kają się wszel­kiej od­po­wie­dzial­no­ści za szkody bez­po­śred­nie lub wtórne wy­ni­ka­jące z wy­ko­rzy­sta­nia ma­te­ria­łów za­war­tych w tej książce. Czy­tel­ni­kom za­leca się zwra­ca­nie szcze­gól­nej uwagi na in­for­ma­cje do­star­czone przez pro­du­centa le­ków lub sprzętu, któ­rego za­mie­rzają uży­wać.
ISBN 978-83-7886-809-5
Wy­da­nie I
Kra­ków 2024
Wy­dawca: Co­per­ni­cus Cen­ter Press Sp. z o.o. pl. Szcze­pań­ski 8, 31-011 Kra­ków tel. (+48) 12 448 14 12, 500 839 467 e-mail: re­dak­[email protected]
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Dzię­kuję każ­dej wspa­nia­łej oso­bie,

która wzięła udział w na­szych ba­da­niach..

Bez Was ni­czego by­śmy się nie do­wie­dzieli.

Dzię­kuję każ­demu, z kim mia­łem przy­jem­ność pra­co­wać

jako psy­cho­te­ra­peuta, za za­ufa­nie, ja­kie otrzy­ma­łem.

Dzię­kuję moim współ­pra­cow­ni­kom na­uko­wym

za nie­sa­mo­wite za­an­ga­żo­wa­nie, wy­si­łek i czas, który wło­żyli w pracę.

Dzię­kuję mo­jej ma­mie, żo­nie i te­ścio­wej –

bez Wa­szego wspar­cia w opiece nad syn­kiem

nie na­pi­sał­bym tej książki.

A mo­jemu no­wo­na­ro­dzo­nemu syn­kowi

dzię­kuję za wszyst­kie prze­spane noce.

Panu X dzię­kuję za od­wagę i wy­trwa­łość

w zmia­nie swo­jego ży­cia na lep­sze!

Wpro­wa­dze­nie

Czę­sto do­sko­nale wiemy, co chcemy zro­bić, ale za­plą­tani w co­dzienną ru­tynę, nie po­tra­fimy się do tego za­brać. Aż w końcu przy­cho­dzi dzień, w któ­rym wresz­cie za­czy­namy dzia­łać.

ANO­NI­MOWY PA­CJENT, 2011

Dla mnie taki dzień przy­szedł wio­sną 2013 roku. By­łem mło­dym, za­ko­cha­nym w neu­ro­nauce psy­cho­lo­giem, który dwa lata wcze­śniej obro­nił dok­to­rat i przy­go­to­wy­wał się do uzy­ska­nia cer­ty­fi­katu psy­cho­te­ra­peuty. Póź­nym upal­nym po­po­łu­dniem przy­je­cha­łem do Je­ro­zo­limy. Prze­glą­da­łem na te­le­fo­nie ma­ile, cze­ka­jąc w ho­te­lo­wej re­cep­cji na po­kój. Moją uwagę przy­kuła wia­do­mość od agen­cji, którą pro­si­łem o sfi­nan­so­wa­nie kon­ty­nu­acji mo­ich ba­dań: „Sza­nowny Pa­nie Dok­to­rze, z przy­kro­ścią in­for­mu­jemy, iż...”.

In­for­ma­cja o nie­przy­zna­niu grantu mnie za­sko­czyła. Był to pierw­szy pro­jekt, na który nie otrzy­ma­łem fi­nan­so­wa­nia. Ozna­czało, to że równo za rok skoń­czą mi się fun­du­sze ba­daw­cze. Jesz­cze bar­dziej jed­nak za­sko­czyła mnie moja re­ak­cja. Za­miast się zmar­twić, po­czu­łem głę­boki spo­kój. Wie­dzia­łem, że wła­śnie przy­szedł czas, by zro­bić to, o czym od trzech lat co­raz in­ten­syw­niej my­śla­łem.

Na co dzień dzie­li­łem swoje za­an­ga­żo­wa­nie mię­dzy uni­wer­sy­tet i kli­nikę. Na uni­wer­sy­te­cie ba­da­łem, jak zmie­nia się funk­cjo­no­wa­nie mó­zgu w po­de­szłym wieku. Tego wła­śnie do­ty­czyła moja praca dok­tor­ska i kto wie, jak długo jesz­cze kon­ty­nu­ował­bym ten te­mat, gdyby de­cy­zja o fi­nan­so­wa­niu była inna. Ba­da­nia mó­zgu, które pro­wa­dzi­łem, po­zwa­lały za­ob­ser­wo­wać wcze­sne ob­jawy po­gor­sze­nia uwagi u se­nio­rów oraz le­piej zro­zu­mieć, dla­czego tak się dzieje[1]. Jest to ważne w cza­sach, gdy dłu­gość ży­cia sys­te­ma­tycz­nie wzra­sta. Uczy­łem rów­nież stu­den­tów, w jaki spo­sób ba­dać ludz­kie mó­zgi za po­mocą naj­now­szych me­tod neu­ro­nauki, o któ­rych opo­wiem w tej książce. Po­po­łu­dniami na­to­miast spo­ty­ka­łem się w kli­nice z pa­cjen­tami i za po­mocą psy­cho­te­ra­pii po­znaw­czo-be­ha­wio­ral­nej po­ma­ga­łem im wy­cho­dzić z de­pre­sji, za­bu­rzeń lę­ko­wych czy uza­leż­nień. Chcia­łem w ja­kiś spo­sób po­łą­czyć oba światy i pew­nego dnia wy­ko­rzy­stać warsz­tat neu­ro­nauki do lep­szego zro­zu­mie­nia pro­ble­mów psy­chicz­nych i do sku­tecz­niej­szej po­mocy.

Moim pierw­szym pa­cjen­tem był męż­czy­zna, który miał trud­no­ści z kom­pul­syw­nymi za­cho­wa­niami sek­su­al­nymi. Wie­lo­go­dzinne se­sje por­no­gra­fii i ma­stur­ba­cji, nie­udane związki i po­czu­cie utraty kon­troli nad ży­ciem były dla niego du­żym źró­dłem cier­pie­nia. Za­sta­na­wiało mnie, dla­czego pod­czas dzie­wię­ciu lat mo­jej edu­ka­cji psy­cho­lo­gicz­nej nie usły­sza­łem ani słowa o tego typu pro­ble­mach. Ow­szem, w me­diach mó­wiło się o uza­leż­nie­niu od seksu czy por­no­gra­fii, ale w świe­cie na­uki te­mat ten po­zo­sta­wał w sfe­rze tabu. Próżno było szu­kać opisu symp­to­mów, ja­kich do­świad­czał ten czło­wiek, w ofi­cjal­nych kla­sy­fi­ka­cjach za­bu­rzeń czy wy­szu­ki­war­kach wie­dzy na­uko­wej. Znaj­do­wały one wiele róż­nych ar­ty­ku­łów, z któ­rych więk­szość do­ty­czyła teo­re­tycz­nych spo­rów o to, czy utrata kon­troli nad za­cho­wa­niami sek­su­al­nymi jest re­al­nym pro­ble­mem, czy też nie. Po­nad dwa­dzie­ścia lat dys­ku­sji bez kon­kret­nych ba­dań nie do­pro­wa­dziło do żad­nych kon­klu­zji[2].

W mo­jej ów­cze­snej prak­tyce kli­nicz­nej brak na­uko­wej wie­dzy i ogól­nie uzna­nych kry­te­riów dia­gno­stycz­nych skut­ko­wał tym, że gdy py­ta­łem su­per­wi­zo­rów, jak po­móc pa­cjen­tom, każdy mó­wił mi co in­nego, a in­for­ma­cje z róż­nych źró­deł czę­sto by­wały ze sobą sprzeczne. Trudno się dzi­wić, skoro opie­rały się na opi­niach, a nie wy­ni­kach rze­tel­nych ba­dań. W 2013 roku stan wie­dzy na­uko­wej na te­mat pro­ble­mo­wego ko­rzy­sta­nia z por­no­gra­fii wy­glą­dał tak słabo, że do opu­bli­ko­wa­nej pół­tora mie­siąca przed moją wi­zytą w Je­ro­zo­li­mie no­wej wer­sji pod­ręcz­nika dia­gno­stycz­nego dla kli­ni­cy­stów[3] Ame­ry­kań­skie To­wa­rzy­stwo Psy­chia­tryczne nie włą­czyło opisu tak zwa­nych za­cho­wań hi­per­sek­su­al­nych[4], z ja­kimi zma­gał się mój pierw­szy pa­cjent i wiele in­nych osób, z któ­rymi póź­niej pra­co­wa­łem.

Gdy tam­tego wio­sen­nego po­po­łu­dnia wsze­dłem do ho­te­lo­wego po­koju, wraz z wi­do­kiem za­cho­dzą­cego nad sta­rymi mu­rami Je­ro­zo­limy słońca przy­szła ja­sność, że zbli­ża­jący się dla mnie ko­niec ba­dań nad sta­rze­niem się mó­zgu to wy­jąt­kowa oka­zja, aby ru­szyć w nową na­ukową po­dróż. Wie­dzia­łem, że chcę do­kład­nie zro­zu­mieć psy­cho­lo­giczne i neu­ro­nalne me­cha­ni­zmy utraty kon­troli nad ko­rzy­sta­niem z por­no­gra­fii i in­nymi za­cho­wa­niami sek­su­al­nymi. Wie­rzy­łem, że wraz z głę­bo­kim zro­zu­mie­niem tego pro­blemu moż­liwe bę­dzie opra­co­wa­nie sku­tecz­nych me­tod po­mocy wszyst­kim, któ­rzy jej po­trze­bują. Re­ali­za­cji tych ce­lów po­świę­ci­łem dwa­na­ście ko­lej­nych lat.

O czym jest ta książka

Na­pi­sa­łem tę książkę z my­ślą o każ­dym, kto za­sta­na­wia się, jaki wpływ por­no­gra­fia może mieć na jego ży­cie albo na ży­cie bli­skich mu osób: part­nera, part­nerki, ro­dzeń­stwa czy dziecka. Po nie­mal dwu­na­stu la­tach ba­dań uzna­łem, że stan wie­dzy jest już wy­star­cza­jący, by po­dzie­lić się od­po­wie­dziami na py­ta­nia, które kie­dyś za­przą­tały moją głowę. Zro­zu­miale, ale z dba­ło­ścią o rze­tel­ność opo­wiem nie­mal wszystko, czego do­wie­dzie­li­śmy się na te­mat na­ło­go­wego ko­rzy­sta­nia z por­no­gra­fii, me­cha­ni­zmów, które do tego pro­wa­dzą, oraz zmian w mó­zgu i funk­cjo­no­wa­niu osób, które uza­leż­niły się od por­no­gra­fii. Pro­wa­dzone przeze mnie ba­da­nia do­ty­czyły ca­łego sze­regu za­cho­wań sek­su­al­nych, ta­kich jak kom­pul­sywne ko­rzy­sta­nie z płat­nych usług sek­su­al­nych, ry­zy­kowne przy­godne kon­takty czy ko­rzy­sta­nie z sub­stan­cji psy­cho­ak­tyw­nych w celu pod­krę­ca­nia do­świad­czeń sek­su­al­nych (tak zwany chem­sex). Jed­nak około trzech czwar­tych z nie­mal trzech ty­sięcy pa­cjen­tów, któ­rzy na prze­strzeni ostat­nich pięt­na­stu lat zgło­sili się do mnie w związku z utratą kon­troli nad za­cho­wa­niami sek­su­al­nymi, miało pro­blem głów­nie z por­no­gra­fią. Dla­tego to wła­śnie na niej sku­pię się w tej książce. Je­śli bę­dzie­cie chcieli, abym opo­wie­dział rów­nież o in­nych kom­pul­sjach sek­su­al­nych lub pro­ble­mach psy­cho­lo­gicz­nych, daj­cie znać po­przez me­dia spo­łecz­no­ściowe (YouTube: Ma­te­usz Gola – Krótko i po ludzku) lub moją stronę www.ma­te­uszgola.pl.

Skąd ta cała wie­dza?

Do 2024 roku zba­da­li­śmy 332 965 osób na czte­rech kon­ty­nen­tach. Ty­siące lu­dzi zgo­dziło się szcze­gó­łowo opo­wie­dzieć nam o swo­ich kom­pul­syw­nych za­cho­wa­niach sek­su­al­nych, a po­nad czte­ry­stu od­wie­dziło na­sze la­bo­ra­to­ria i po­zwo­liło zaj­rzeć so­bie do mó­zgu za po­mocą no­wo­cze­snych me­tod neu­ro­nau­ko­wych. Ze­spół, który stwo­rzy­łem, stał się jedną z czo­ło­wych grup w ob­sza­rze ba­da­nia neu­ro­nal­nych me­cha­ni­zmów tego pro­blemu. Dzięki po­mocy każ­dej z tych od­waż­nych i wspa­nia­łych osób zna­leź­li­śmy od­po­wie­dzi na bar­dzo wiele py­tań. Opu­bli­ko­wa­li­śmy je w po­nad stu dwu­dzie­stu pra­cach na­uko­wych, tak aby każdy na świe­cie miał do nich do­stęp.

Pod­czas tej fa­scy­nu­ją­cej ba­daw­czej po­dróży spo­tka­łem wielu zna­ko­mi­tych na­ukow­ców, któ­rzy rów­nież za­in­te­re­so­wali się tym te­ma­tem i do­star­czyli od­po­wie­dzi na ko­lejne py­ta­nia. Opo­wiem o nich. Łącz­nie w la­tach 2014–2024 opu­bli­ko­wa­nych zo­stało na świe­cie około sied­miu ty­sięcy ar­ty­ku­łów na­uko­wych po­świę­co­nych utra­cie kon­troli nad za­cho­wa­niami sek­su­al­nymi. Dzięki tym wszyst­kim ba­da­niom Świa­towa Or­ga­ni­za­cja Zdro­wia miała do­stęp do wy­star­cza­jąco du­żej bazy wie­dzy – i 1 lu­tego 2022 roku opu­bli­ko­wała nową kla­sy­fi­ka­cję cho­rób i za­bu­rzeń, w któ­rej umie­ściła kom­pul­sywne za­cho­wa­nia sek­su­alne[5].

Dziś w każ­dym pro­gra­mie edu­ka­cji dla psy­cho­lo­gów i psy­chia­trów mówi się o tym pro­ble­mie. Kli­ni­cy­ści na ca­łym świe­cie mają do­stęp do ja­snych wy­tycz­nych, jak dia­gno­zo­wać pa­cjen­tów szu­ka­ją­cych po­mocy w związku z utratą kon­troli nad ko­rzy­sta­niem z por­no­gra­fii i in­nymi za­cho­wa­niami sek­su­al­nymi, a osoby, które cier­pią z tego po­wodu, mają co­raz więk­szą szansę na uzy­ska­nie sku­tecz­nej po­mocy.

Gdy w ostat­nich la­tach dzie­li­łem się wie­dzą pły­nącą z tych wszyst­kich ba­dań i do­świad­czeń kli­nicz­nych, za­wsze bra­ko­wało prze­strzeni na to, by po­ka­zać pełny ob­raz. Pod­czas warsz­ta­tów te­ra­peu­tycz­nych sku­pia­łem się na me­to­dach po­mocy, prze­śli­zgu­jąc się po wie­dzy na­uko­wej. Pod­czas wy­kła­dów na­uko­wych zaś do­ty­ka­łem czubka góry lo­do­wej naj­waż­niej­szych od­kryć, po­mi­ja­jąc do­świad­cze­nie pa­cjen­tów, któ­rzy zma­gają się z tym pro­ble­mem. Na­pi­sa­łem tę książkę, by zin­te­gro­wać te dwie per­spek­tywy.

Dla­czego ta książka jest inna niż po­zo­stałe

W księ­gar­niach zna­leźć można wiele ksią­żek po­świę­co­nych uza­leż­nie­niu od por­no­gra­fii. Więk­szość to po­rad­niki, jak prze­stać oglą­dać porno, czę­sto pi­sane z per­spek­tywy róż­nych re­li­gii. Część z nich to po­wstałe kilka lat temu książki po­pu­lar­no­nau­kowe ba­zu­jące na szcząt­kowo do­stęp­nej wów­czas wie­dzy i ana­lo­giach do uza­leż­nień od sub­stan­cji ta­kich jak al­ko­hol czy ko­ka­ina[6]. Dzi­siaj wiemy już, że wiele z tych ana­lo­gii nie jest do końca po­praw­nych.

W ni­niej­szej książce za­biorę was we wspólną po­dróż przez hi­sto­rię czło­wieka, któ­rego ży­cie splata się co­raz moc­niej z por­no­gra­fią. Jest to pan X. Jego hi­sto­rię opi­sa­łem za jego zgodą, zmie­nia­jąc jed­nak wszel­kie szcze­góły po­zwa­la­jące na iden­ty­fi­ka­cję na­szego bo­ha­tera. Za­tem ja­ka­kol­wiek zbież­ność z oso­bami, które zna­cie, jest przy­pad­kowa. Opo­wieść pana X po­dzie­li­łem na sie­dem czę­ści (roz­działy od 1 do 7). Po każ­dej z nich wspól­nie za­sta­no­wimy się nad jego do­świad­cze­niami i spoj­rzymy na nie z trzech per­spek­tyw: od strony da­nych sta­ty­stycz­nych, co po­zwoli od­po­wie­dzieć na py­ta­nie, jak czę­sto po­dobne do­świad­cze­nia przy­tra­fiają się in­nym lu­dziom; okiem psy­cho­loga kli­nicz­nego, pró­bu­ją­cego oce­nić, z czego wy­ni­kają opi­sy­wane trud­no­ści, jaką funk­cję peł­nią i co można zro­bić, aby ich unik­nąć; oraz z per­spek­tywy na­ukowca pro­wa­dzą­cego ba­da­nia, dzięki czemu roz­strzy­gniemy, które z in­tu­icji kli­nicz­nych mają sens, a które są błędne.

Per­spek­tywy te mogą wy­da­wać się bar­dzo po­dobne, ale spró­buj­cie po­my­śleć o nich jak o róż­nych po­dej­ściach do po­psu­tego sa­mo­chodu. Przy­kła­dowo, sta­ty­styka wska­zuje, że po­łowa aut mo­delu, który się po­psuł, po stu ty­sią­cach ki­lo­me­trów wy­maga wy­miany sprzę­gła. Do­brze to wie­dzieć. Nie mówi nam to jed­nak nic o na­szym sa­mo­cho­dzie. Per­spek­tywa kli­niczna jest jak spe­cja­li­sta, który wsią­dzie do na­szego auta, prze­je­dzie nim do­okoła warsz­tatu, po­słu­cha dźwię­ków sil­nika, spraw­dzi, gdzie coś stuka, i bę­dzie w sta­nie po­wie­dzieć, że przy­spie­sze­nie szwan­kuje, a ob­roty są za ni­skie. Per­spek­tywa na­ukowa z ko­lei to zaj­rze­nie pod ma­skę i do­kładne wy­ja­śnie­nie, z czego wy­ni­kają te za ni­skie ob­roty, jak prze­kłada się to na przy­spie­sze­nie oraz co i gdzie trzeba wy­mie­nić, żeby sa­mo­chód znów do­brze dzia­łał.

Książka, którą trzy­ma­cie w rę­kach, różni się od in­nych nie tylko tym, że przed­sta­wia ko­rzy­sta­nie z por­no­gra­fii z róż­nych per­spek­tyw, ale rów­nież – że opiera się na naj­now­szych wy­ni­kach ba­dań na­uko­wych. Je­śli ja­kieś zda­nie nie ma przy­pi­sów, to zna­czy, że jest to moja ob­ser­wa­cja kli­niczna, oso­bi­sta opi­nia lub opi­nia pana X. Ta­kie opi­nie nie zo­stały jesz­cze zwe­ry­fi­ko­wane na­ukowo. Każda in­for­ma­cja, która ma przy­pis, nie jest je­dy­nie moim oso­bi­stym prze­my­śle­niem, ale wy­nika z kon­kret­nych prac ba­daw­czych, któ­rych rze­tel­ność zo­stała spraw­dzona. Na stro­nie ksiazka.ma­te­uszgola.pl znaj­dzie­cie film, w któ­rym po­ka­zuję, w jaki spo­sób do­trzeć do wszyst­kich tych ba­dań za po­mocą bez­płat­nych na­rzę­dzi in­ter­ne­to­wych.

Czym ta książka nie jest

Ni­niej­sza książka nie jest pro­gra­mem te­ra­pii. Je­śli zma­gasz się z na­ło­go­wym ko­rzy­sta­niem z por­no­gra­fii, to ow­szem, po­może ci ona le­piej zro­zu­mieć twój pro­blem, ale nie za­stąpi pro­fe­sjo­nal­nej po­mocy. Je­śli po­trze­bu­jesz wspar­cia, to na końcu książki oraz na stro­nie www.ma­te­uszgola.pl znaj­dziesz do­kład­niej­sze in­for­ma­cje o tym, gdzie i jak go szu­kać.

Mo­żesz rów­nież się­gnąć po drugą książkę mo­jego au­tor­stwa, za­ty­tu­ło­waną Rzuć porno, czyli jak sku­tecz­nie po­ra­dzić so­bie z por­no­gra­fią i dla­czego wcze­śniej ci się to nie uda­wało, w któ­rej zo­ba­czysz, jak pan X oraz inni po­ra­dzili so­bie ze swoim pro­ble­mem oraz w jaki spo­sób no­wo­cze­sna wie­dza neu­ro­nau­kowa zwięk­sza sku­tecz­ność psy­cho­te­ra­pii.

1

Nie­winne po­czątki

Czyli o tym, jak wy­glą­dają pierw­sze do­świad­cze­nia z porno i kogo wcią­gną głę­biej

Można po­wie­dzieć, że je­stem żywą en­cy­klo­pe­dią por­no­gra­fii. Do­ra­stała ra­zem ze mną, a ja z każ­dym ro­kiem i nową tech­no­lo­gią zra­sta­łem się z nią co­raz bar­dziej. Aż w końcu stała się nie­od­łączną czę­ścią mo­jego ży­cia. Czę­ścią mnie, któ­rej nie dało się już wy­rwać. Ale po ko­lei.

Uro­dzi­łem się w po­ło­wie lat osiem­dzie­sią­tych. Ze swo­jego wcze­snego dzie­ciń­stwa nie pa­mię­tam zbyt wiele. Po­dobno jako nie­mow­lak dużo pła­ka­łem i nie chcia­łem jeść. Wielu po­wie­dzia­łoby: „Co za trudny dzie­ciak!”. Moja mama na­zy­wała to bo­ga­tym ży­ciem we­wnętrz­nym. „Skoro tyle pła­cze, to zna­czy, że dużo my­śli o nę­dzy tego świata”. Gdy już za­czą­łem cho­dzić, nie chcia­łem iść do przed­szkola. Na szczę­ście dwa lata po mnie na świat przy­szedł mój brat, co zmu­siło mamę do dłuż­szego po­zo­sta­nia w domu i opieki nad nami. Nie był to dla niej ide­alny sce­na­riusz i skoń­czył się de­pre­sją. Była bar­dzo żywą osobą, z dużą po­trzebą to­wa­rzy­stwa i sty­mu­la­cji. Odzie­dzi­czy­łem po niej te ce­chy. I szcze­rze po­wie­dziaw­szy, nie po­tra­fię so­bie na­wet wy­obra­zić, jak cho­ler­nie mo­no­tonne i nudne mu­siało być sie­dze­nie przez pięć lat w domu z dwójką ma­łych dzie­cia­ków. Ro­dzice ze względu na pracę taty tuż po moim uro­dze­niu prze­pro­wa­dzili się do du­żego mia­sta. Rzu­ciło ich to z dala od wspar­cia dziad­ków, wuj­ków i cio­tek oraz po­zba­wiło uroz­ma­ice­nia, ja­kie mo­gliby za­pew­nić ich sta­rzy zna­jomi.

Pa­mię­tam wy­raź­nie trzy mo­menty z wcze­snego dzie­ciń­stwa. Je­den z nich to dzień, w któ­rym po pię­ciu la­tach mo­jego ży­cia do­mowy klosz się uchy­lił i po raz pierw­szy po­sze­dłem do przed­szkola. Nie mo­głem prze­stać pła­kać. Dziś już nie wiem, czy ba­łem się, że zo­stanę tam na za­wsze, czy po pro­stu prze­ra­ziła mnie nie­pew­ność no­wej sy­tu­acji. Po la­tach do­wie­dzia­łem się, że to ty­powy prze­jaw nie­zbyt bez­piecz­nego stylu przy­wią­za­nia. Dru­gie wy­da­rze­nie, które za­pa­mię­ta­łem wy­raź­nie, na­stą­piło rok póź­niej. Ko­rzy­sta­jąc z przy­jazdu dziadka, ro­dzice wy­szli na mia­sto. Dzia­dek słu­chał ra­dia w kuchni, a ja i brat eks­plo­ro­wa­li­śmy szafki ro­dzi­ców i spraw­dza­li­śmy ko­lejne ubra­nia. I wtedy tra­fi­li­śmy na coś, czego ni­gdy wcze­śniej nie wi­dzia­łem: ko­lo­rowe cza­so­pi­smo z go­la­sami. Jedno ze zdjęć mam przed oczami do dziś. I nie zro­zum­cie mnie źle, to jest na­prawdę przy­jemny ob­raz. Per­ska księż­niczka z nie­bie­ską chu­stą na twa­rzy sie­dząca w roz­kroku. Mi­nęło wiele lat, za­nim to, co miała mię­dzy no­gami, zo­ba­czy­łem na żywo.

Nie­sa­mo­wite, jak mocno nie­które rze­czy wrzy­nają się w pa­mięć. W in­ter­ne­cie prze­czy­ta­łem kie­dyś, że ludzki mózg za­pa­mię­tuje wszystko, tylko nie za­wsze po­trafi to so­bie przy­po­mnieć. Nie wiem, czy to prawda, czy może ko­lejny mit, taki jak ten, że wy­ko­rzy­stu­jemy tylko dzie­sięć pro­cent na­szego mó­zgu. Ale z pew­no­ścią w tam­tym roku wy­da­rzyła się jesz­cze jedna rzecz, któ­rej przez wiele lat nie mo­głem lub nie chcia­łem so­bie przy­po­mnieć. Wró­ciła do mnie znie­nacka wiele lat póź­niej. Opo­wiem o niej, gdy przyj­dzie na to czas. Tak czy siak mój pierw­szy kon­takt z ero­tyką pa­mię­tam bar­dzo wy­raź­nie. Nie pa­mię­tam, czy scho­wa­li­śmy to cza­so­pi­smo z po­wro­tem do szafki sami, czy po­mógł nam w tym dzia­dek. Nie wiem też, czy to­wa­rzy­szyła temu eks­cy­ta­cja, wstyd, strach czy po­bu­dze­nie. My­ślę, że jako sze­ścio­la­tek i tak nie mia­łem słów, żeby opi­sać to, co wi­dzę, a tym bar­dziej to, co czu­łem, oglą­da­jąc te na­gie ciała. Ale mia­łem po­czu­cie, że było to coś wy­jąt­ko­wego. I z ocze­ki­wa­niem ko­lej­nych wy­jąt­ko­wych ob­ra­zów i do­znań sze­dłem da­lej przez ży­cie.

W wieku dzie­wię­ciu lat do­sko­nale wie­dzia­łem już, że oj­ciec mo­jego są­siada trzyma w ła­zience „Play­boya”, który co mie­siąc się zmie­nia. Wie­dzia­łem też, że co kilka mie­sięcy w wy­sta­wio­nej przed ich do­mem kupce ma­ku­la­tury mogę zna­leźć stare nu­mery i wy­ciąć z nich roz­kła­dówki, za­nim po­chło­nie je śmie­ciarka. W wieku dwu­na­stu lat wspól­nie z dwoma ko­le­gami z pod­sta­wówki za­czę­li­śmy two­rzyć w piw­nicy mały zbiór tych wy­ci­na­nek. Przez rok czy dwa oglą­da­li­śmy je od czasu do czasu ra­zem. To, co dla nich za­czy­nało być eks­cy­tu­jące, dla mnie było już passé. W tym cza­sie od­kry­wa­łem zu­peł­nie nowy świat. Ro­dzice ku­pili so­bie od­twa­rzacz VHS (ta­kie stare duże ka­sety wi­deo), a dzia­dek, który za­wsze lu­bił no­winki tech­no­lo­giczne, ku­pił ka­merę. Je­śli pa­mię­ta­cie czasy przed Fa­ce­bo­okiem, YouTube’m i In­sta­gra­mem, to do­sko­nale wie­cie, jak nudne są wie­lo­go­dzinne filmy z wa­ka­cji. Ale ja po­tra­fi­łem zna­leźć w nich eks­cy­tu­jące pe­rełki. Wie­dzia­łem, w któ­rej mi­nu­cie na na­gra­niu z mu­zeum znajdę re­ne­san­sowe ob­razy z na­gimi ko­bie­tami oraz gdzie jest tych kilka kla­tek z uchwy­co­nymi przy­pad­kiem (a może nie) dziew­czy­nami to­pless na plaży. Gdy zo­sta­wa­łem sam w domu, prze­wi­ja­łem ta­śmy w tył i na okrą­gło od­twa­rza­łem tych kilka ujęć, jak ulu­bione pio­senki. Tak jak­bym miał tam od­kryć coś no­wego, coś poza tym ob­ra­zem.

Rok póź­niej, gdy spraw­dza­łem, czy ro­dzice ku­pili już pre­zenty pod cho­inkę (chyba nie mu­szę do­da­wać, że jako trzy­na­sto­la­tek już od dawna nie wie­rzy­łem w Świę­tego Mi­ko­łaja), zna­la­złem trzy­czę­ściowy prze­wod­nik po sek­sie na VHS, w bar­dzo pro­fe­sjo­nal­nym wy­ko­na­niu kilku par i z lek­to­rem opo­wia­da­ją­cym o tym, co wi­dać na ekra­nie, gło­sem tak bez­na­mięt­nym, jak w sta­rych fil­mach przy­rod­ni­czych. W ciągu roku prze­stu­dio­wa­łem tę try­lo­gię w ca­ło­ści. Po­trzeb­nych było na to wiele sa­mot­nych go­dzin w domu oraz chi­rur­giczna pre­cy­zja w co­fa­niu i za­trzy­my­wa­niu taśm, tak żeby ro­dzice nie zo­rien­to­wali się, że ktoś poza nimi też je ogląda. W wieku czter­na­stu lat wie­dzia­łem już, czym są po­zy­cje mi­sjo­nar­ska, na pie­ska, na jeźdźca. Oczy­wi­ście była to wie­dza czy­sto teo­re­tyczna. Wie­dzia­łem też, czym różni się pięć głów­nych tech­nik ro­bie­nia loda i jak fa­chowo wy­ko­nać cun­ni­lin­gus. Je­śli nie zna­li­ście tego ostat­niego słowa, to jest to ła­ciń­ska na­zwa sty­mu­lo­wa­nia łech­taczki ustami i ję­zy­kiem. Cie­szę się, że mo­głem was cze­goś na­uczyć. Żadna szkoła, na­wet gdyby było w niej wy­cho­wa­nie sek­su­alne, nie była w sta­nie za­pew­nić mi tak do­głęb­nej wie­dzy. Zwłasz­cza że lek­tor ze sto­icko spo­koj­nym gło­sem nie po­mi­nął rów­nież hi­sto­ryczno-fil­mo­gra­ficz­nego tła tech­niki zwa­nej głę­bo­kim gar­dłem. Wir por­no­gra­fii w ży­ciu moim i szybko zmie­nia­ją­cego się świata do­piero za­czy­nał się roz­krę­cać wraz z wcho­dzącą pod strze­chy cy­frową re­wo­lu­cją...

Kto wsiąk­nie w porno

Pan X, po­dob­nie jak więk­szość dzieci, od­krywa por­no­gra­fię przy­pad­kowo. Mimo że jest ona prze­zna­czona dla osób do­ro­słych, ak­tu­alne ba­da­nia nie po­zo­sta­wiają złu­dzeń: nie­mal dzie­wię­ciu na dzie­się­ciu chło­pa­ków oraz co druga dziew­czyna przy­znają, że mieli kon­takt z por­no­gra­fią przed ukoń­cze­niem czter­na­stego roku ży­cia[1]. Pew­nie my­śli­cie, że to przez ła­twy do­stęp do in­ter­netu? Ow­szem, to też, ale na­wet na po­czątku XXI wieku, gdy in­ter­net nie był jesz­cze tak po­pu­larny, po­dobny od­se­tek chło­pa­ków i dziew­cząt miał stycz­ność z porno przed ukoń­cze­niem osiem­na­stu lat[2]. Można za­tem przy­jąć, że od­kąd por­no­gra­fia za­częła wcho­dzić pod strze­chy – czy to w for­mie cza­so­pism, czy ka­set wi­deo – po­ja­wiło się ry­zyko, że będą ją oglą­dać rów­nież dzieci. Dziś mało kto pa­mięta, że w la­tach dzie­więć­dzie­sią­tych dys­ku­to­wano, czy trzy­ma­nie por­no­gra­fii w domu jest od­po­wie­dzialne, skoro dzieci mogą ją zna­leźć. Wiemy, że ry­zyko to szybko się zma­te­ria­li­zo­wało. Dla­tego dziś, w cza­sach bez­prze­wo­do­wego in­ter­netu, spo­łe­czeń­stwo nie za­sta­na­wia się już, czy dzieci będą miały do­stęp do porno, tylko czy por­no­gra­fia może być dla nich szko­dliwa oraz co zro­bić, żeby ogra­ni­czyć im do­stęp do niej. Py­tamy, czy może uza­leż­niać. I dla­czego jed­nych wciąga bar­dziej, a in­nych mniej.

Na wszyst­kie te py­ta­nia mamy już od­po­wie­dzi – i po­zna­cie je, czy­ta­jąc tę książkę. W tym roz­dziale przyj­rzymy się, jak wy­glą­dają pierw­sze kon­takty z por­no­gra­fią i co może spra­wiać, że nie­któ­rzy mło­dzi lu­dzie, po­dob­nie jak pan X w dzie­ciń­stwie, się­gają po nią czę­ściej niż inni. Wpro­wa­dzę was rów­nież w kilka taj­ni­ków pracy na­uko­wej.

Jak wy­glą­dają pierw­sze spo­tka­nia z porno

Pro­wa­dze­nie ba­dań wśród dzieci nie na­leży do naj­ła­twiej­szych, szcze­gól­nie gdy do­ty­czą one por­no­gra­fii. Je­śli zna­cie ja­kieś dzieci, to po­my­śl­cie przez chwilę, w jaki spo­sób za­py­ta­li­by­ście je, czy oglą­dały porno. O ile w przy­padku na­sto­lat­ków mo­żemy li­czyć na szczerą od­po­wiedź, o tyle za­da­nie tego py­ta­nia dzie­się­cio- czy sied­mio­lat­kom jest trudne. Bo jak py­tać, żeby nie wpro­wa­dzić dziecka w za­kło­po­ta­nie? Część ba­da­czy robi to za po­mocą ano­ni­mo­wych an­kiet, inni prze­pro­wa­dzają in­dy­wi­du­alne roz­mowy. Jesz­cze inni, za­miast py­tać wprost o ko­rzy­sta­nie z tre­ści dla do­ro­słych, pod­chwy­tli­wie spraw­dzają, czy dzie­ciaki znają ni­szowe po­ję­cia, z któ­rymi mo­gły się spo­tkać tylko na stro­nach z por­no­gra­fią, na przy­kład czym jest MILF, BDSM, hen­tai lub bu­kake. Do­bór me­tody ba­daw­czej za­leży od tego, na ja­kie py­ta­nie szu­kamy od­po­wie­dzi.

Je­śli in­te­re­suje nas, w ja­kim wieku dzieci mają pierw­szy kon­takt z ma­te­ria­łami dla do­ro­słych, naj­pro­ściej mo­żemy się tego do­wie­dzieć, py­ta­jąc osiem­na­sto­lat­ków, kiedy po raz pierw­szy oglą­dali porno. Ta­kie ba­da­nie nie wy­maga pi­sem­nej zgody ro­dzi­ców (za­da­jemy py­ta­nie oso­bie peł­no­let­niej), jest jed­nak obar­czone błę­dem wy­ni­ka­ją­cym z za­wod­no­ści ludz­kiej pa­mięci. Tylko nie­liczni pa­mię­tają swoje pierw­sze spo­tka­nie z por­no­gra­fią tak do­kład­nie jak pan X. Od więk­szo­ści otrzy­mamy nie­do­kładne od­po­wie­dzi. Co wię­cej, wy­niki tak prze­pro­wa­dzo­nego ba­da­nia po­każą nam rze­czy­wi­stość sprzed pię­ciu–dzie­się­ciu lat – nasi ba­dani w mo­men­cie prze­pro­wa­dza­nia an­kiety są już peł­no­letni, a cy­frowy świat szybko się zmie­nia.

Ba­da­nia z udzia­łem dzieci i na­sto­lat­ków dają nam ak­tu­alny ob­raz, ale ich prze­pro­wa­dze­nie wy­maga zgody każ­dego z ro­dzi­ców, co zna­cząco pod­nosi po­przeczkę ba­daw­czą i w re­zul­ta­cie nie mamy ich wiele. Te, które udało się prze­pro­wa­dzić, po­ka­zują, że współ­cze­śnie średni wiek pierw­szego kon­taktu z por­no­gra­fią to dzie­wiąty–dzie­siąty rok ży­cia[3] oraz że w tym wieku co czwarte dziecko – za­równo chło­piec, jak i dziew­czynka – miało kon­takt z por­no­gra­fią przy­naj­mniej raz w mie­siącu[4].

Od razu na­suwa się tu py­ta­nie, jak dzieci re­agują na te pierw­sze spo­tka­nia z por­no­gra­fią. W ra­mach pro­jektu Kids Go On­line na­ukowcy za­py­tali o to po­nad dwa­dzie­ścia pięć ty­sięcy dzieci i na­sto­lat­ków z dwu­dzie­stu pię­ciu kra­jów Unii Eu­ro­pej­skiej[5]. Wśród wszyst­kich nie­chcia­nych tre­ści, które dzieci i mło­dzież przy­pad­kiem zo­ba­czyły w in­ter­ne­cie, porno było wska­zy­wane naj­czę­ściej – przez co czwarte dziecko[6]. Dla czter­dzie­stu dwóch pro­cent dzieci kon­takt z por­no­gra­fią był obo­jęt­nym do­świad­cze­niem, dla dzie­więt­na­stu pro­cent – przy­jem­nym, a dla trzy­dzie­stu ośmiu pro­cent był nie­przy­jemny. Wśród dziew­czy­nek por­no­gra­fia wzbu­dzała nie­przy­jemne od­czu­cia dwa razy czę­ściej niż wśród chłop­ców. Tylko co dzie­siąte dziecko po­wie­działo ro­dzi­com o tym, że tra­fiło na por­no­gra­fię[7]. W tym kon­tek­ście do­świad­cze­nia pana X nie są szcze­gól­nie wy­jąt­kowe, choć po raz pierw­szy tra­fił on na ma­te­riały ero­tyczne kilka lat wcze­śniej niż prze­ciętne dziecko w dzi­siej­szych cza­sach i na­leży do mniej­szo­ści, dla któ­rej było to do­świad­cze­nie przy­jemne. Jed­nak po­dob­nie jak więk­szość dzieci nie po­dzie­lił się on tym od­kry­ciem ze swo­imi ro­dzi­cami.

Mo­żemy przy­pusz­czać, że więk­szość pierw­szych kon­tak­tów z por­no­gra­fią w cza­sach ka­set VHS czy ko­lo­ro­wych cza­so­pism „dla pa­nów” miała cha­rak­ter przy­pad­kowy (jak u pana X). Czy w do­bie in­ter­netu wciąż tak jest, czy też są to głów­nie za­cho­wa­nia ce­lowe (na przy­kład dziecko szuka porno, bo usły­szało o nim od ró­wie­śni­ków)? Ba­da­nia po­ka­zują, że więk­szość dzieci wciąż tra­fia na por­no­gra­fię przy­pad­kiem, szu­ka­jąc in­nych tre­ści w in­ter­ne­cie, co dzie­siąte od­kryło ją dzięki ko­le­gom, któ­rzy po­ka­zali mu porno na swo­ich smart­fo­nach, i rów­nież tylko co dzie­siąte dziecko ce­lowo szu­kało por­no­gra­fii, po­nie­waż chciało ją zo­ba­czyć[8].

Z wie­kiem zmie­niają się mo­ty­wa­cje oglą­da­nia por­no­gra­fii i kon­tak­tów ce­lo­wych jest co­raz wię­cej. Wśród młod­szych na­sto­lat­ków (od dwu­na­stu do czter­na­stu lat) do­mi­nuje cie­ka­wość po­zna­wa­nia ludz­kiego ciała, a za­raz za nią – chęć za­bi­cia nudy. W cza­sach przed­smart­fo­no­wych wiele osób ba­wiło się „w le­ka­rza”, żeby za­spo­koić tę samą cie­ka­wość, nie­któ­rzy być może do­łą­czali do tych za­baw z nudy. W wieku szes­na­stu lat do­mi­nu­jącą po­trzebą jest przy­jem­ność, do­piero po niej cie­ka­wość, pod­nie­ce­nie sek­su­alne i nuda[9]. W okre­sie doj­rze­wa­nia, gdy w grę za­czy­nają wcho­dzić sek­su­alne po­trzeby, wy­daje się to jak naj­bar­dziej na­tu­ralne. Nie za­ska­kuje rów­nież fakt, że w tym wieku wzra­sta od­se­tek na­sto­lat­ków, któ­rzy oglą­dają tre­ści por­no­gra­ficzne re­gu­lar­nie, ale o tym opo­wiem wię­cej w roz­dziale 2. A te­raz spró­bujmy od­po­wie­dzieć na inne bar­dzo ważne py­ta­nie.

Dla­czego nie­któ­rzy wsią­kają w porno szyb­ciej niż inni?

Jako na­ukowca i kli­ni­cy­stę za­in­te­re­so­wało mnie, dla­czego, skoro tak wiele dzie­cia­ków miało wcze­sny kon­takt z por­no­gra­fią, tylko nie­któ­rzy, tak jak pan X, za­częli ko­rzy­stać z niej re­gu­lar­nie, a póź­niej na­ło­gowo. Wśród mo­ich pa­cjen­tów i osób bio­rą­cych udział w ba­da­niach zi­den­ty­fi­ko­wa­łem kilka cech, które mogą spra­wiać, że nie­któ­rzy wsią­kają w por­no­gra­fię szyb­ciej niż inni. Przyj­rzyjmy się te­raz czte­rem z nich: wraż­li­wo­ści na przy­jem­ność, lę­kowi, po­za­bez­piecz­nym sty­lom przy­wią­za­nia oraz am­bi­wa­len­cji.

Wraż­li­wość na przy­jem­ność

Wiele osób, które roz­wi­nęły na­ło­gowe wzorce ko­rzy­sta­nia z por­no­gra­fii, za­py­ta­nych o swoje pierw­sze do­świad­cze­nia z porno, jest w sta­nie do­kład­nie przy­po­mnieć so­bie, co i w ja­kich oko­licz­no­ściach wi­działy. To pierw­sze spo­tka­nie zo­sta­wiło w nich silny ślad pa­mię­ciowy. Ci, któ­rzy nie uza­leż­nili się od porno, za­zwy­czaj nie pa­mię­tają pierw­szych do­świad­czeń tak wy­raź­nie. Idąc tym tro­pem, mo­żemy za­py­tać, dla­czego nie­któ­rzy, jak pan X, pa­mię­tają swoje pierw­sze spo­tka­nie z porno, a inni nie.

W zro­zu­mie­niu tego po­mogą nam szczury. Nie jest wiel­kim za­sko­cze­niem, że wszy­scy róż­nimy się od sie­bie. Jedni uczą się szyb­ciej, inni wol­niej, jedni prę­dzej się nu­dzą, inni są w sta­nie cier­pli­wie cze­kać. Róż­nimy się nie­mal w każ­dym aspek­cie, jaki tylko mo­żemy wy­my­ślić, rów­nież tym, jak bar­dzo wraż­liwi je­ste­śmy na przy­jem­ność. Jako że róż­nice we wraż­li­wo­ści na przy­jem­ność nie do­ty­czą tylko nas, lu­dzi, ale rów­nież in­nych zwie­rząt, na­ukowcy upodo­bali so­bie my­szy i szczury, aby ba­dać, z czego ta wraż­li­wość wy­nika. Lata eks­pe­ry­men­tów i od­kryć po­zwo­liły usta­lić, że pierw­szy klucz do tej za­gadki leży w ge­nach[10].

Nie­które ce­chy, na przy­kład kształt nosa, są nie­mal cał­ko­wi­cie zde­ter­mi­no­wane przez nasz kod ge­ne­tyczny (można je usta­lić na pod­sta­wie sa­mego wy­niku te­stu DNA)[11], pod­czas gdy do in­nych, ta­kich jak in­te­li­gen­cja czy po­dat­ność na uza­leż­nie­nia, nasz kod ge­ne­tyczny tylko nas pre­dys­po­nuje, czyli daje nam więk­szą lub mniej­szą szansę ich roz­wi­nię­cia. Pre­dys­po­zy­cję ge­ne­tyczną można po­rów­nać do sprzętu spor­to­wego roz­da­wa­nego na lo­so­wych za­wo­dach. W dniu na­ro­dzin wszy­scy sta­jemy na róż­nych li­niach startu. Jedni do­stają klapki, dru­dzy płe­twy lub mięk­kie buty do bie­ga­nia, twarde obu­wie gór­skie albo buty nar­ciar­skie. Póź­niej oka­zuje się, że część z nas ma prze­biec ma­ra­ton, inni mu­szą prze­pły­nąć je­zioro, ktoś – wspiąć się na górę, a ktoś inny z niej zje­chać. Pro­blem w tym, że nie za­wsze lu­dzie, któ­rzy prze­ka­zy­wali nam sprzęt (nasi bio­lo­giczni ro­dzice), mają do końca wpływ na to, na ja­kiej li­nii startu sta­niemy i z ja­kimi wy­zwa­niami bę­dziemy się zma­gać. Cza­sem to, co do­sta­li­śmy, pa­suje świet­nie do wy­zwań, z ja­kimi przyj­dzie się nam zmie­rzyć (na przy­kład płe­twy do prze­pły­nię­cia je­ziora), in­nym ra­zem pa­suje tak so­bie (buty do bie­ga­nia na gór­ską wspi­naczkę), a cza­sem w ogóle (buty nar­ciar­skie na ma­ra­ton). Jak za­tem wy­glą­dają in­dy­wi­du­alne róż­nice w kon­tek­ście wraż­li­wo­ści na przy­jem­ność?

Otóż oka­zuje się, że za­równo część szczu­rów[12], jak i część lu­dzi[13] do­staje na star­cie kod ge­ne­tyczny, dzięki któ­remu ła­two jest im czer­pać przy­jem­ność ze zwy­kłych rze­czy: przy­tu­le­nia, ob­ser­wo­wa­nia za­chodu słońca, ko­lej­nego od­cinka ulu­bio­nego se­rialu czy smaku po­ran­nej owsianki. Inni na­to­miast do­stają geny, które spra­wiają, że co­dzien­ność tak bar­dzo ich nie cie­szy[14]. Chcą od ży­cia cze­goś wię­cej, bo po­ranna owsianka szybko za­czyna być mdła, se­rial nu­dzi się po czwar­tym od­cinku, a za­chód słońca wy­zwala ra­czej tę­sk­notę za nową przy­godą niż po­czu­cie za­do­wo­le­nia. U lu­dzi na­zy­wamy to syn­dro­mem nie­do­boru na­grody[15]. Osoby z tym syn­dro­mem są bar­dziej po­datne na de­pre­sję i uza­leż­nie­nia[16]. Dla­czego? Po­nie­waż matka ewo­lu­cja jest sprytna i je­śli nie dała ko­muś przy­jem­no­ści z byle czego, to ob­da­rzyła go ła­twą zdol­no­ścią do szu­ka­nia tego, co nad­zwy­czajne. Po­myślmy, ja­kich cech po­trzeba, żeby zna­leźć coś eks­cy­tu­ją­cego, gdy ota­cza­jąca rze­czy­wi­stość jest mo­no­tonna. Z pew­no­ścią przy­da­łaby się otwar­tość na nowe do­świad­cze­nia, w końcu trzeba bę­dzie tro­chę eks­plo­ro­wać rze­czy­wi­stość. Skłon­ność do pod­ję­cia nieco więk­szego ry­zyka rów­nież by­łaby po­mocna – pew­nie nie­raz trzeba bę­dzie wyjść poza strefę kom­fortu pod­czas tych eks­plo­ra­cji. Do tego ze­stawu cech warto do­rzu­cić jesz­cze szyb­kie ucze­nie się tego, co rze­czy­wi­ście za­po­wiada przy­jem­ność, a co można zi­gno­ro­wać, żeby nie tra­cić zbyt wiele czasu w trak­cie spraw­dza­nia tych wszyst­kich no­wo­ści.

Taki wła­śnie ze­staw cech do­stają na star­cie osob­niki z syn­dro­mem de­fi­cytu na­grody[17]. Lu­dziom trudno maj­stro­wać w gło­wie, skupmy się więc na chwilę na szczu­rach. Mo­żemy nie tylko in­sta­lo­wać tym gry­zo­niom za­awan­so­wane na­rzę­dzia po­mia­rowe w mó­zgu, ale rów­nież mo­dy­fi­ko­wać ich kod ge­ne­tyczny i spraw­dzać, jak po­szcze­gólne mo­dy­fi­ka­cje wpły­wają na ra­dze­nie so­bie w róż­nych sy­tu­acjach przy­po­mi­na­ją­cych ludz­kie ży­cie. Jedną z ta­kich kla­sycz­nych sy­tu­acji, która ma sy­mu­lo­wać po­szu­ki­wa­nie przez dzieci pre­zen­tów w szaf­kach ro­dzi­ców, jest za­da­nie, w któ­rym szczury mogą cho­dzić po klatce i na­ci­skać różne dźwi­gnie. Po na­ci­śnię­ciu nie­któ­rych nie dzieje się nic (otwo­rzy­li­śmy szafkę, a w środku same szare slipki), w przy­padku in­nych jest na­groda – zwy­kła, jak na przy­kład woda z cu­krem (faj­nie, zna­leź­li­śmy w szafce cu­kierka), lub nad­zwy­czajna – jak na przy­kład szczypta ko­ka­iny (WOW, zna­leź­li­śmy coś no­wego i nie­zwy­kłego!). Prze­ciętny szczur po pierw­szym tra­fie­niu na dźwi­gnię z ko­ka­iną jesz­cze przez długi czas miota się mię­dzy in­nymi dźwi­gniami i pró­buje – a to ni­czego, a to wody z cu­krem. Po­trze­buje kilku dni, by się prze­ko­nać, że to ko­ka­ina daje mu naj­wię­cej przy­jem­no­ści i nie ma sensu bie­gać do in­nych dźwi­gni[18]. Szczur z syn­dro­mem de­fi­cytu na­grody nie za­sta­na­wia się dwa razy. Od pierw­szego kon­taktu z czymś nie­zwy­kłym wie, że tra­fił na praw­dziwą pe­rełkę. Nie musi już wię­cej szu­kać. Każ­dego ko­lej­nego dnia, gdy ba­da­cze wpusz­czają go do eks­pe­ry­men­tal­nego po­miesz­cze­nia, bie­gnie wprost do dźwi­gni z ko­ka­iną.

Pan X tego dnia, gdy jego dzia­dek był za­jęty czymś w kuchni, rów­nież zna­lazł swoją pe­rełkę. Porno oka­zało się dla niego po­nad­prze­cięt­nym bodź­cem, czymś eks­cy­tu­ją­cym bar­dziej niż za­chody słońca, do­bra­nocka czy owsianka. Nie po­winno nas za­tem dzi­wić, że dość szybko na­uczył się, że można zna­leźć jesz­cze wię­cej ero­tyki u są­siada i na ka­se­tach wi­deo oraz że go­tów był wie­lo­krot­nie po­dej­mo­wać ry­zyko wy­ci­na­nia roz­kła­dó­wek, grze­ba­nia w szaf­kach ro­dzi­ców i oglą­da­nia fil­mów dla do­ro­słych. Jest to ma­ni­fe­sta­cja zdol­no­ści do po­dej­mo­wa­nia ry­zyka i otwar­to­ści na nowe do­świad­cze­nia (nie każde dziecko ma od­wagę grze­bać ro­dzi­com w szaf­kach). Pan X wspo­mina też, że jego matka tak samo jak on po­trze­bo­wała sty­mu­la­cji i róż­no­rod­no­ści. Nie wy­obraża so­bie, jak mo­gła z nim i z jego bra­tem wy­sie­dzieć pięć lat w domu. To może być dla nas wska­zówka, z któ­rej strony pan X do­stał geny pre­dys­po­nu­jące do eks­plo­ra­cji. Ale rów­nież jego oj­ciec jako osoba po­szu­ku­jąca no­wo­ści i sil­nych wra­żeń mógł mieć ta­kie geny. W końcu nie każdy wy­pro­wa­dza się z dala od ro­dziny, żeby pod­jąć nowe wy­zwa­nia za­wo­dowe. Ale czy pan X i jego ro­dzice mieli syn­drom nie­do­boru na­grody? Tego nie mo­żemy stwier­dzić na pod­sta­wie in­for­ma­cji, któ­rymi ak­tu­al­nie dys­po­nu­jemy. O wiele rze­czy, ta­kich jak uza­leż­nie­nia czy pro­blemy psy­chiczne ro­dzi­ców i dziad­ków, trzeba by do­py­tać. Ba­da­nia wska­zują jed­nak, że osoby z ze­spo­łem de­fi­cytu na­grody są bar­dziej po­datne nie tylko na uza­leż­nie­nia, ale i na de­pre­sję[19]. Pan X wspo­mina, że jego matka miała de­pre­sję. On sam w tym, co na ra­zie nam po­wie­dział, nie prze­ja­wia ten­den­cji de­pre­syj­nych. Ow­szem, bał się iść do przed­szkola, a gdy już się tam zna­lazł, bar­dzo pła­kał, ale to nieco inny wą­tek, któ­rym wła­śnie te­raz się zaj­miemy.

Lęk, przy­stanki, au­to­busy i ko­re­la­cje

Jedną z bar­dzo czę­stych cech osób zma­ga­ją­cych się z na­ło­go­wym ko­rzy­sta­niem z por­no­gra­fii, ob­ser­wo­waną we wszyst­kich na­szych ba­da­niach, jest lęk. Nie­mal za­wsze pa­cjenci do­świad­czają go in­ten­syw­niej i czę­ściej niż prze­ciętne osoby[20]. Rów­nież ba­da­nia z udzia­łem na­sto­lat­ków po­ka­zują, że ci, któ­rzy mają wyż­szy po­ziom lęku i de­pre­sji, ko­rzy­stają z por­no­gra­fii w spo­sób bar­dziej pro­ble­mowy niż ich bez­tro­scy ró­wie­śnicy[21]. Wy­nik ten, mimo iż sta­bilny i po­wta­rzalny, nie jest ła­twy do zin­ter­pre­to­wa­nia.

Może być bo­wiem tak, że wyż­szy po­ziom lęku, z któ­rym się ro­dzimy, pre­dys­po­nuje nie­któ­rych z nas do róż­nych pro­ble­mów. Na przy­kład bar­dzo mar­twimy się, co po­my­ślą o nas inni lu­dzie. Za­tem uni­kamy wy­stą­pień pu­blicz­nych, nie chcemy być w cen­trum uwagi, stre­su­jemy się pierw­szymi rand­kami i za­czy­namy ich uni­kać, nie two­rzymy in­tym­nych re­la­cji i za­miast cie­szyć się sek­sem, co­raz wię­cej czasu spę­dzamy sa­mot­nie przy porno.

Jed­nak sy­tu­acja może być rów­nież zu­peł­nie od­wrotna. Pa­ku­jemy się w pro­blemy, one zaś spra­wiają, że ży­cie staje się bar­dziej stre­su­jące, a nasz po­ziom lęku ro­śnie. Przy­kła­dowo, spę­dzamy dużo czasu przy porno, za­czy­namy za­nie­dby­wać obo­wiązki, gro­ma­dzą się nam za­le­gło­ści, za­czy­namy się stre­so­wać i mar­twić o to, czy po­ra­dzimy so­bie w przy­szło­ści, czy skoń­czymy szkołę, czy nie wy­rzucą nas z pracy, czy bę­dziemy w sta­nie za­dbać o na­szą przy­szłą ro­dzinę.

Moż­liwy jest rów­nież sce­na­riusz, w któ­rym wy­stę­pują obie wcze­śniej­sze sy­tu­acje: ro­dzimy się z wyż­szym po­zio­mem lęku, co spra­wia, że pa­ku­jemy się w kło­poty, a kło­poty, w które się wpa­ko­wa­li­śmy, jesz­cze zwięk­szają nasz lęk – i tkwimy w błęd­nym kole.

Trud­no­ści z roz­strzy­gnię­ciem, która wer­sja wy­da­rzeń jest tą praw­dziwą, to kla­syczny pro­blem ob­ser­wo­wany w tak zwa­nych ba­da­niach ko­re­la­cyj­nych i prze­kro­jo­wych. Są to ba­da­nia, które po pro­stu ob­ser­wują rze­czy­wi­stość i mie­rzą różne jej aspekty (na przy­kład to, ile czasu ktoś spę­dza na oglą­da­niu porno oraz jak sil­nego lęku do­świad­cza), ale ni­czego w tej rze­czy­wi­sto­ści nie zmie­niają ani ni­czego nie kon­tro­lują. Na pod­sta­wie ta­kich ba­dań mo­żemy stwier­dzić, że dwa zja­wi­ska ze sobą współ­wy­stę­pują (na przy­kład czę­ste ko­rzy­sta­nie z por­no­gra­fii współ­wy­stę­puje z wy­so­kim po­zio­mem lęku), ale nie mó­wią nam one, w jaki spo­sób oraz czy w ogóle są one ze sobą po­wią­zane. Mogą być po­wią­zane – tak jak w przy­padku lęku, który spra­wia, że oglą­damy wię­cej porno, albo w przy­padku za­nie­dby­wa­nia obo­wiąz­ków z po­wodu porno, co po­wo­duje lęk – ale nie mu­szą. Po­zwól­cie, że przed­sta­wię przy­kład ta­kich nie­po­wią­za­nych ze sobą zja­wisk. Może wyda się on dziwny, ale za­ufaj­cie mi, po­może on nam za­cho­wać zdrowy roz­są­dek w ko­lej­nych roz­dzia­łach.

Wy­obraź­cie so­bie, że je­ste­ście ko­smitą z pla­nety Cie­kaw, który do­piero co przy­le­ciał na Zie­mię i pierw­szy raz w ży­ciu ob­ser­wuje przy­sta­nek au­to­bu­sowy. Na po­czątku przy­sta­nek jest pu­sty, nic się nie dzieje. Po kilku mi­nu­tach po­ja­wia się jedna osoba – da­lej nic. Póź­niej druga i trze­cia. Wciąż nic. W końcu kil­ka­na­ście osób stoi na przy­stanku i dzieje się coś nie­zwy­kłego... przy­jeż­dża au­to­bus! Za­biera wszyst­kich i od­jeż­dża. W ciągu ko­lej­nego kwa­dransa sy­tu­acja się po­wta­rza. Dla ko­smity oglą­da­ją­cego to po raz pierw­szy sprawa jest ja­sna: lu­dzie zbie­rają się na tym przy­stanku po to, żeby zwa­bić au­to­bus. Gdy jest ich mało, szanse na przy­cią­gnię­cie au­to­busu są nie­wiel­kie; gdy jest ich wielu, szansa wzra­sta. Na pod­sta­wie za­le­d­wie dwóch ob­ser­wa­cji ko­smita wy­ciąga wnio­sek, że to od liczby lu­dzi na przy­stanku za­leży, czy au­to­bus się po­jawi, czy nie. Może też po­my­śleć, że au­to­bus lubi duże sku­pi­ska lu­dzi i dla­tego przy­jeż­dża, gdy jest ich sporo. Je­śli ko­smita wie­rzy, że lu­dzie, po­dob­nie jak miesz­kańcy pla­nety Cie­kaw, rów­nież dys­po­nują ener­gią men­talną, może po­sta­wić hi­po­tezę, że to ta ener­gia przy­ciąga au­to­busy.

Z taką hi­po­tezą ko­smita może za­cząć for­mu­ło­wać prze­wi­dy­wa­nia. Gdy na przy­stanku bę­dzie jedna osoba, ener­gia men­talna jest mała, więc je­den czło­wiek bę­dzie długo cze­kał na au­to­bus. Gdy zbie­rze się wielu lu­dzi, ich wspólna ener­gia jest duża, więc au­to­bus zo­sta­nie przy­cią­gnięty znacz­nie szyb­ciej. Ko­lejne dwie ob­ser­wa­cje przy­stan­ków mogą na­wet po­twier­dzić to prze­wi­dy­wa­nie. Ko­smita bę­dzie jed­nak w błę­dzie, gdyż nie wie, że au­to­busy jeż­dżą zgod­nie z roz­kła­dem jazdy. Roz­kła­dem, który więk­szo­ści lu­dzi jest znany, dla­tego przy­cho­dzą oni na przy­sta­nek nie po to, by men­talną ener­gią przy­cią­gnąć au­to­bus, ale po­nie­waż wie­dzą, kiedy do­kład­nie au­to­bus przy­je­dzie.

Ob­ser­wo­wa­nie współ­wy­stę­pu­ją­cych zja­wisk nie­rzadko może pro­wa­dzić do błęd­nych wnio­sków i prze­pro­wa­dza­jąc je­dy­nie ba­da­nia ko­re­la­cyjne, ła­two prze­oczyć ważne ele­menty (ta­kie jak ist­nie­nie roz­kła­dów jazdy). Dla­tego w na­uce ważne są rów­nież ba­da­nia po­dłużne – czyli ta­kie, w któ­rych mie­rzymy dane zja­wi­ska wiele razy na prze­strzeni mie­sięcy lub lat – oraz eks­pe­ry­menty, w któ­rych ma­ni­pu­lu­jemy róż­nymi czyn­ni­kami, aby zba­dać ich wpływ na dane zja­wi­sko. Nasz ko­smita, za­miast cztery razy pa­syw­nie ob­ser­wo­wać przy­sta­nek (ba­da­nie po­dłużne), mógłby wy­ko­nać eks­pe­ry­ment. W tym celu na jed­nym z przy­stan­ków mógłby po­sta­wić dwa­dzie­ścia osób, na dru­gim pięć, na trze­cim jedną, a na czwar­tym ni­kogo. Je­śli jego teo­ria o men­tal­nej ener­gii przy­cią­ga­ją­cej au­to­busy by­łaby praw­dziwa, na pierw­szym przy­stanku au­to­bus po­ja­wiłby się naj­szyb­ciej, a na czwar­tym – wcale. Taki eks­pe­ry­ment szybko po­ka­załby ko­smi­cie, że jest w błę­dzie. Dla pew­no­ści ko­smita mógłby po­wtó­rzyć swój eks­pe­ry­ment kilka razy, ale to też nie zmie­ni­łoby wy­niku, mu­siałby więc zmie­nić swoją teo­rię i z cza­sem od­kryłby, że lu­dzie za­miast men­tal­nej ener­gii mają roz­kłady jazdy.

Moż­li­wość kon­tro­lo­wa­nia po­szcze­gól­nych zja­wisk po­zwala nam na­prawdę usta­lić, co jest przy­czyną, a co skut­kiem. Dla­tego tak bar­dzo lu­bimy w na­uce eks­pe­ry­menty, a jesz­cze bar­dziej – eks­pe­ry­menty z udzia­łem gry­zoni. Jed­nym da­jemy geny nie­do­boru na­grody, in­nym nie i szybko spraw­dzamy, czy róż­nice w ich re­ak­cji na to, co znaj­dują w my­sich szaf­kach, są efek­tem róż­nic w ko­dzie ge­ne­tycz­nym. W przy­padku ba­dań z udzia­łem lu­dzi sprawa jest znacz­nie bar­dziej skom­pli­ko­wana. Tu­taj pole do kon­tro­lo­wa­nia róż­nych aspek­tów rze­czy­wi­sto­ści jest nie­wiel­kie. Nie mamy wpływu na kod ge­ne­tyczny, hi­sto­rię ży­cia ani więk­szość do­świad­czeń. Co wię­cej, ludzki lęk ma wiele twa­rzy, o któ­rych opo­wiem w tej książce. A za­cznę od po­za­bez­piecz­nych sty­lów przy­wią­za­nia.

Po­za­bez­pieczne style przy­wią­za­nia

Styl przy­wią­za­nia to swego ro­dzaju po­ziom bez­pie­czeń­stwa i za­ufa­nia, jaki na­tu­ral­nie od­czu­wamy w kon­tak­tach mię­dzy­ludz­kich. Jest to ma­tryca, we­dług któ­rej bu­du­jemy na­sze re­la­cje, szcze­gól­nie te naj­bliż­sze[22]. Nasz styl przy­wią­za­nia jest wi­doczny już w pierw­szych la­tach ży­cia, dla­tego można przy­jąć, że po­prze­dza roz­wój róż­nego ro­dzaju pro­ble­mów w póź­niej­szych la­tach (ale nie zna­czy to, że jest przy­czyną tych pro­ble­mów). O ist­nie­niu róż­nych sty­lów przy­wią­za­nia do­wie­dzie­li­śmy się dzięki Joh­nowi Bowlby’emu i Mary Ain­sworth[23]. W cza­sie swo­ich ba­dań za­pra­szali oni mamy z ich kil­ku­let­nimi szkra­bami do pu­stego po­koju. Po chwili pro­sili mamę, aby zo­sta­wiła dziecko samo na kilka mi­nut, a póź­niej wró­ciła do po­koju. W tym cza­sie przez lu­stro we­nec­kie (w la­tach sześć­dzie­sią­tych nie dys­po­no­wali jesz­cze ta­nimi ka­mer­kami) mo­gli za­ob­ser­wo­wać trzy główne typy re­ak­cji. Po­łowa dzieci[24] chęt­nie eks­plo­ro­wała oto­cze­nie, gdy była z nimi mama, a gdy wy­szła, re­ago­wały nie­po­ko­jem. Gdy po­ja­wiła się z po­wro­tem, prze­ja­wiały en­tu­zjazm, chciały się przy­tu­lać i być bli­sko, i szybko się uspo­ka­jały. Bowlby i Ain­sworth okre­ślili taki styl przy­wią­za­nia jako bez­pieczny. Dzieci czują, że mają bez­pieczną przy­stań, z któ­rej mogą wy­pły­wać na eks­plo­ra­cje i do któ­rej mogą wró­cić w ra­zie nie­po­koju.

Druga po­łowa dzieci re­ago­wała ina­czej. Ich style okre­ślono jako po­za­bez­pieczne. Była wśród nich duża pod­grupa dzieci, które trzy­mały się bli­sko mamy, nie chciały eks­plo­ro­wać no­wej prze­strzeni, na wyj­ście matki z po­koju re­ago­wały sil­nymi emo­cjami i pła­czem, a po jej po­wro­cie nie było ła­two ich uspo­koić. Taki styl przy­wią­za­nia na­zy­wamy lę­ko­wym. Ko­lejna rów­nie liczna pod­grupa[25] zda­wała się w ogóle nie za­uwa­żać, że matka wy­szła. Dzieci te nie prze­ja­wiały też żad­nych szcze­gól­nych emo­cji po jej po­wro­cie, a na­wet zda­wały się uni­kać kon­taktu z matką. Ten styl na­zy­wamy uni­ka­ją­cym. Bowlby i Ain­sworth uwa­żają, że bli­ski kon­takt emo­cjo­nalny z opie­ku­nami jest po­trzebny, a dzieci, któ­rym obo­jętne jest to, czy ro­dzic jest, czy go nie ma, po pro­stu przy­zwy­cza­iły się już, że mu­szą ra­dzić so­bie same, i uni­kają głęb­szego przy­wią­za­nia. Póź­niej­sze ba­da­nia wy­ka­zały, jak style te funk­cjo­nują w re­la­cjach ro­man­tycz­nych, i ujaw­niły jesz­cze je­den styl[26], bę­dący mie­szanką obu sty­lów po­za­bez­piecz­nych – tak zwany styl lę­kowo-uni­ka­jący.

W do­ro­słym ży­ciu bez­pieczny styl przy­wią­za­nia cha­rak­te­ry­zuje się po­czu­ciem bez­pie­czeń­stwa i kom­fortu w bli­skich re­la­cjach. Osoby z ta­kim sty­lem po­tra­fią ła­two wy­ra­żać swoje uczu­cia i po­trzeby oraz są w sta­nie za­ufać in­nym. W sy­tu­acjach stre­so­wych szu­kają wspar­cia u part­nera i ofe­rują je w za­mian. Dla od­miany osoby z lę­ko­wym sty­lem przy­wią­za­nia czę­sto oba­wiają się od­rzu­ce­nia i opusz­cze­nia. Są bar­dzo za­leżne emo­cjo­nal­nie od part­nera i po­trze­bują sta­łego po­twier­dza­nia swo­jej war­to­ści w re­la­cji. Mogą wy­ka­zy­wać za­zdrość i nad­mierną po­trzebę bli­sko­ści, co nie­rzadko spra­wia, że tkwią w krzyw­dzą­cych je re­la­cjach. Uni­ka­jący styl przy­wią­za­nia u osób do­ro­słych cha­rak­te­ry­zuje się trud­no­ściami w na­wią­zy­wa­niu bli­skich re­la­cji i uni­ka­niem emo­cjo­nal­nej in­tym­no­ści. Osoby z ta­kim sty­lem pre­fe­rują sa­mo­dziel­ność i czę­sto wy­co­fują się z re­la­cji w sy­tu­acjach stre­so­wych. Mają także trud­no­ści z wy­ra­ża­niem uczuć i po­trzeb emo­cjo­nal­nych. Z ko­lei styl mie­szany, na­zy­wany rów­nież zdez­or­ga­ni­zo­wa­nym, wy­stę­puje, gdy osoba ma sprzeczne za­cho­wa­nia przy­wią­za­niowe, za­równo lę­kowe, jak i uni­ka­jące. Osoby ta­kie mogą mieć trud­no­ści z prze­wi­dy­wal­nym i spój­nym re­ago­wa­niem na bli­skość i wspar­cie.

Po­za­bez­pieczne style przy­wią­za­nia spo­ty­kane są znacz­nie czę­ściej u lu­dzi, któ­rzy na­ło­gowo ko­rzy­stają z por­no­gra­fii, niż u użyt­kow­ni­ków porno, któ­rzy ni­gdy nie tracą nad tym za­cho­wa­niem kon­troli[27]. Warto jed­nak pa­mię­tać, że po­za­bez­pieczne style przy­wią­za­nia są też czę­sto spo­ty­kane wśród osób ma­ją­cych inne pro­blemy, ta­kie jak za­bu­rze­nia od­ży­wia­nia, uza­leż­nie­nie od al­ko­holu lub de­pre­sja[28]. A za­tem ta­kie style przy­wią­za­nia mogą być czyn­ni­kiem zwięk­sza­ją­cym ry­zyko po­ja­wia­nia się wielu róż­nych pro­ble­mów i na­ło­gów.

Czy za­sta­na­wia­li­ście się już, jaki styl przy­wią­za­nia wy­stę­puje u pana X? Hi­sto­ria z jego pierw­szą wi­zytą w przed­szkolu może wska­zy­wać na styl lę­kowy. Jako dziecko pan X nie czuł się bez­pieczny, gdy zo­stał bez mamy, i długo pła­kał. Ale to tylko jedno zda­rze­nie – zde­cy­do­wa­nie za mało, by mieć pew­ność. Bę­dziemy mu­sieli prze­ana­li­zo­wać jego re­la­cje przy­ja­ciel­skie i pierw­sze re­la­cje ro­man­tyczne. Po­trze­bu­jemy do­wie­dzieć się, jak prze­ży­wał roz­sta­nia oraz czy po­tra­fił za­ufać swo­jej pierw­szej part­nerce i czuł się z nią bez­piecz­nie. Je­śli się oba­wiał, że przy­ja­ciele go po­rzucą, lub ob­se­syj­nie mar­twił się o swój pierw­szy zwią­zek – będą to ty­powe re­ak­cje dla stylu lę­ko­wego. Je­śli w ogóle nie stwo­rzył żad­nych głęb­szych re­la­cji i uni­kał bli­sko­ści, bę­dzie to wska­zy­wać na styl uni­ka­jący. Na ra­zie jed­nak wróćmy na chwilę do pierw­szych kon­tak­tów z porno, a w szcze­gól­no­ści do tego, co pan X i jego brat zro­bili po od­kry­ciu w sza­fie u ro­dzi­ców ko­lo­ro­wego ma­ga­zynu dla do­ro­słych.

Am­bi­wa­len­cja pod­czas pierw­szych kon­tak­tów z por­no­gra­fią

Tak jak am­bi­wa­len­cja w związku bar­dzo za­prząta na­sze my­śli (na przy­kład nie wiemy, czy mo­żemy na kimś po­le­gać czy nie, czy ktoś nas ko­cha czy nie), tak samo dla mó­zgu ab­sor­bu­jąca jest am­bi­wa­len­cja do­ty­cząca wszel­kich in­nych do­świad­czeń. W przy­padku pierw­szych spo­tkań z ero­tyką i por­no­gra­fią może być jej szcze­gól­nie dużo. Dla dziecka jest to bo­wiem nie­znany świat i zu­peł­nie nowe emo­cje, z któ­rymi nie­rzadko zo­staje ono samo. Na po­czątku tego roz­działu wspo­mi­na­łem o ba­da­niach do­ty­czą­cych eu­ro­pej­skich dzieci, z któ­rych wy­ni­kało, że tylko co dzie­siąte po­wie­działo swoim ro­dzi­com o tym, że tra­fiły na porno[29]. Dzie­wię­cioro na dzie­się­cioro mu­siało sa­mo­dziel­nie po­ra­dzić so­bie z tym do­świad­cze­niem. Czę­sto, jak w przy­padku pana X, dzieci wie­dzą, że oglą­dają coś, czego nie po­winny, dla­tego ukry­wają się z tym przed ro­dzi­cami, nie mó­wią o tym ni­komu, cza­sem mają po­czu­cie wstydu. Je­śli jed­no­cze­śnie jest to dla nich eks­cy­tu­jące i przy­jemne, to mamy do czy­nie­nia z sy­tu­acją am­bi­wa­lentną. Mniej wię­cej taką opi­suje nam pan X. Z roz­mów z mo­imi pa­cjen­tami wiem jed­nak, że znacz­nie czę­ściej am­bi­wa­len­cja po­wstaje w wy­niku za­kło­po­ta­nia ro­dzi­ców, a nie dziecka. Dziecko znaj­duje ero­tykę lub porno w szafce lub – w dzi­siej­szych cza­sach – w in­ter­ne­cie. Do­świad­cza tego jako cze­goś cie­ka­wego, może po­bu­dza­ją­cego, a może zu­peł­nie neu­tral­nego, bez więk­szego zna­cze­nia, tym­cza­sem za­kło­po­tany ro­dzic, który przy­pad­kowo wi­dzi, co jego po­cie­cha ogląda, w pa­nice re­aguje krzy­kiem i za­biera ta­blet. Dziecko nie wie, co się dzieje, prze­cież nie ro­biło nic złego, więc re­ak­cja ro­dzica jest nie­zro­zu­miała, a to, co przed chwilą było po pro­stu fajne lub zu­peł­nie neu­tralne, staje się am­bi­wa­lentne. Naj­now­sze ba­da­nia[30] po­ka­zują, że bodźce wzbu­dza­jące am­bi­wa­lentne emo­cje – czyli jed­no­cze­śnie przy­jemne i nie­przy­jemne – są znacz­nie le­piej za­pa­mię­ty­wane niż bodźce, które jed­no­znacz­nie po­wo­dują w nas albo miłe, albo nie­miłe od­czu­cie. O tym, dla­czego tak się dzieje, opo­wiem w roz­dziale 5, na ra­zie jed­nak za­sta­nówmy się, jak uchro­nić dzieci przed nie­po­trzebną am­bi­wa­len­cją, gdy już zna­la­zły one porno.

Głów­nym ce­lem wspo­mnia­nej przeze mnie we wstę­pie wi­zyty w Je­ro­zo­li­mie był udział w mię­dzy­na­ro­do­wym zjeź­dzie grupy sa­mo­po­mo­co­wej dla sek­so­ho­li­ków. Setki osób z ca­łego świata dzie­liły się swoim do­świad­cze­niem wy­cho­dze­nia z na­ło­go­wego ko­rzy­sta­nia z por­no­gra­fii i przy­god­nych kon­tak­tów sek­su­al­nych, a ich pełne na­dziei świa­dec­twa prze­pla­tane były wy­stą­pie­niami za­pro­szo­nych na­ukow­ców. Jed­nym z nich był Yaniv Efrati, z któ­rym szybko zła­pa­łem wspólny ję­zyk, dzięki czemu w ko­lej­nych la­tach prze­pro­wa­dzi­li­śmy wspól­nie se­rię cie­ka­wych ba­dań. Przy­kła­dowo, po­pro­si­li­śmy 275 na­sto­lat­ków[31], aby po­wie­dzieli nam, jak wy­gląda ich ko­rzy­sta­nie z por­no­gra­fii, a także jak oce­niają swoje re­la­cje z ro­dzi­cami i czy mieli moż­li­wość swo­bod­nego roz­ma­wia­nia z któ­rymś z nich o sek­sie. Ich ro­dzi­ców po­pro­si­li­śmy z ko­lei, aby po­dzie­lili się swoją opi­nią na te­mat tego, czy i jak czę­sto roz­ma­wiają ze swo­imi dziećmi o ży­ciu sek­su­al­nym, oraz za­py­ta­li­śmy o różne aspekty ich zdro­wia psy­chicz­nego, sta­tusu ma­te­rial­nego czy za­an­ga­żo­wa­nia re­li­gij­nego. W ba­da­niu chcie­li­śmy rzu­cić nieco świa­tła na to, które czyn­niki spo­łeczne i psy­cho­lo­giczne mogą być po­wią­zane z więk­szą otwar­to­ścią ro­dzi­ców na nie­ła­twe prze­cież roz­mowy. Wy­niki po­ka­zały, że dzieci, które mogą swo­bod­nie roz­ma­wiać o sek­sie ze swo­imi ro­dzi­cami, znacz­nie rza­dziej do­świad­czają pro­ble­mów z por­no­gra­fią niż ich ró­wie­śnicy, któ­rzy ta­kiej moż­li­wo­ści nie mają. Ale co ważne, istotna oka­zała się wspól­nota płci, czyli pre­cy­zyj­niej: roz­mowy o sek­sie dzia­łają jako czyn­nik ochronny głów­nie wtedy, gdy chłopcy mogą o nim po­roz­ma­wiać z oj­cami, a dziew­częta z mat­kami.

Z czym z ko­lei zwią­zana jest go­to­wość ro­dzi­ców do ta­kich roz­mów? Oka­zało się, że wcale nie z kon­ser­wa­ty­zmem lub li­be­ra­li­zmem ro­dzi­ców, z ich re­li­gij­no­ścią, za­moż­no­ścią czy po­zio­mem edu­ka­cji, ale po pro­stu ze zdro­wiem i do­bro­sta­nem psy­chicz­nym. Ro­dzice, któ­rzy sami nie do­świad­czają pro­ble­mów na­tury psy­chicz­nej – de­pre­sji, za­bu­rzeń lę­ko­wych i tym po­dob­nych – są bar­dziej skłonni do roz­mów na różne trudne te­maty ze swo­imi dziećmi[32]. Taka otwarta i bez­pieczna ko­mu­ni­ka­cja na każdy te­mat wy­daje się dość so­lid­nym czyn­ni­kiem ochron­nym i z pew­no­ścią może być po­mocna nie tylko w roz­wią­zy­wa­niu am­bi­wa­len­cji po­wsta­łych pod­czas pierw­szych kon­tak­tów z porno, ale rów­nież – pierw­szych za­ko­chań, ini­cja­cji sek­su­al­nej i wielu in­nych nie­sek­su­al­nych trud­no­ści.

Nie­stety pan X ze swo­imi do­świad­cze­niami mu­siał ra­dzić so­bie sam. Nie wiemy, czy jego ro­dzice chęt­nie po­roz­ma­wia­liby o tym, co zna­lazł w ich szafce, bo z jego re­la­cji wy­nika, że w ogóle nie pró­bo­wał z nimi o tym roz­ma­wiać – po­dob­nie jak dzie­więć­dzie­siąt pro­cent dzieci po swo­ich pierw­szych kon­tak­tach z por­no­gra­fią[33]. Nie­wąt­pli­wie po­szu­ki­wał por­no­gra­fii co­raz czę­ściej. Na ra­zie nie wiemy, czy ta chęć po­wro­tów wy­ni­kała z po­trzeby roz­wią­za­nia am­bi­wa­len­cji, szyb­kiego za­ko­do­wa­nia przez mózg wy­jąt­kowo sil­nej przy­jem­no­ści, czy z chęci od­re­ago­wa­nia lęku. Praw­do­po­dob­nie jego dal­sza hi­sto­ria po­zwoli nam roz­wi­kłać tę za­gadkę. Za­nim jed­nak od­damy mu głos, pod­su­mujmy to, co już wiemy.

Co już wiemy

Od­kąd por­no­gra­fia tra­fiła do na­szych do­mów, ko­rzy­stają z niej rów­nież dzieci. Mimo że teo­re­tycz­nie w trzy­dzie­stu czte­rech kra­jach świata jej udo­stęp­nia­nie jest cał­ko­wi­cie nie­le­galne[34], a w nie­mal wszyst­kich po­zo­sta­łych do­stępna jest do­piero od osiem­na­stego roku ży­cia[35], w prak­tyce nie­mal każdy ko­rzy­stał z niej wcze­śniej[36]. Po­dob­nie jak pan X, do je­de­na­stego roku ży­cia re­gu­larny kon­takt z porno ma co czwarte dziecko[37]. Dla więk­szo­ści z nich pierw­sze spo­tka­nia z por­no­gra­fią miały cha­rak­ter przy­pad­kowy i były obo­jętne lub nie­przy­jemne, ale jedna piąta dzieci do­świad­cza przy­jem­nych emo­cji pod­czas oglą­da­nia porno[38]. Tylko nie­spełna jedno dziecko na dzie­sięć roz­ma­wia o swo­ich pierw­szych do­świad­cze­niach z porno z do­ro­słymi[39]. Ba­da­nia, które prze­pro­wa­dzi­li­śmy, po­ka­zują, że moż­li­wość swo­bod­nej roz­mowy z ro­dzi­cami na te­mat por­no­gra­fii i seksu wiąże się z mniej­szym ry­zy­kiem roz­wi­nię­cia wzor­ców na­ło­go­wego ko­rzy­sta­nia z por­no­gra­fii[40], na­to­miast po­za­bez­pieczne style przy­wią­za­nia mogą ta­kie ry­zyko zwięk­szać[41]. In­nymi czyn­ni­kami zwięk­sza­ją­cymi ry­zyko mogą być ta­kie ce­chy jak sil­niej­sza po­trzeba no­wych do­świad­czeń, im­pul­syw­ność czy więk­sza szyb­kość ucze­nia się sy­tu­acji na­gra­dza­ją­cych. W ko­lej­nych roz­dzia­łach przyj­rzymy się me­cha­ni­zmom neu­ro­nal­nym i ge­ne­tycz­nym, które stoją za tymi ce­chami.

Po­dob­nie jak w przy­kła­dzie z ludźmi cze­ka­ją­cymi na au­to­bus, zwią­zek po­mię­dzy liczbą osób na przy­stanku a tym, jak szybko przy­je­dzie po­jazd, naj­le­piej wy­ja­śnić można nie­wi­docz­nym na pierw­szy rzut oka roz­kła­dem jazdy, tak w przy­padku związku mię­dzy pod­nie­sio­nym po­zio­mem lęku i pro­ble­mo­wym ko­rzy­sta­niem z por­no­gra­fii mo­żemy mieć do czy­nie­nia z nie­wi­docz­nymi na pierw­szy rzut oka zmien­nymi. Na przy­kład cho­roby lub pro­blemy psy­cho­lo­giczne ro­dzi­ców mogą wią­zać się z ich mniej­szą do­stęp­no­ścią dla dziecka. Część ba­dań su­ge­ruje, że emo­cjo­nalna nie­do­stęp­ność ro­dzi­ców (na przy­kład w wy­niku de­pre­sji lub uza­leż­nie­nia) może kształ­to­wać style po­za­bez­pieczne[42], a na­sze ba­da­nia wska­zują, że ro­dzice zma­ga­jący się z ta­kimi pro­ble­mami mają więk­sze trud­no­ści w swo­bod­nej roz­mo­wie ze swo­imi po­cie­chami na te­mat seksu[43]. Za­tem po­ten­cjalna sieć po­wią­zań mię­dzy tymi wszyst­kimi czyn­ni­kami może być na­prawdę skom­pli­ko­wana.

Ry­su­nek 1. Główne czyn­niki przy­czy­nia­jące się do pro­ble­mo­wego ko­rzy­sta­nia z por­no­gra­fii

Naj­waż­niej­sze czyn­niki ma­jące zwią­zek z pro­ble­mo­wym ko­rzy­sta­niem z por­no­gra­fii mo­żemy po­dzie­lić na sześć róż­nych grup. Czyn­niki neu­ro­nalne i bio­lo­giczne okre­ślają na­sze za­po­trze­bo­wa­nie na sty­mu­la­cję, im­pul­syw­ność i zdol­ność kon­troli za­cho­wa­nia czy po­dat­ność na uza­leż­nie­nia. Każdy z tych czyn­ni­ków jest w róż­nym stop­niu za­leżny od pre­dys­po­zy­cji ge­ne­tycz­nych oraz od tego, jak geny te są ak­ty­wo­wane przez na­sze do­świad­cze­nia ro­dzinne, roz­wo­jowe oraz na­sze śro­do­wi­sko. Czyn­niki ro­dzinne wraz z czyn­ni­kami kul­tu­ro­wymi mają rów­nież bar­dzo duży wpływ na wcze­sne kształ­to­wa­nie czyn­ni­ków psy­cho­lo­gicz­nych. Te z ko­lei de­fi­niują, w jaki spo­sób bę­dziemy so­bie ra­dzili z wy­zwa­niami śro­do­wi­sko­wymi i roz­wo­jo­wymi. Z ko­lei do­świad­cze­nia te w ko­lej­nych eta­pach ży­cia da­lej kształ­tują czyn­niki psy­cho­lo­giczne i neu­ro­nalne.

Nie wiemy jesz­cze, czy do­bra ko­mu­ni­ka­cja z ro­dzi­cami zmniej­sza ry­zyko na­ło­go­wego ko­rzy­sta­nia z porno dla­tego, że po­zwala po­ra­dzić so­bie z am­bi­wa­lent­nymi emo­cjami, które mogą po­ja­wić się pod­czas pierw­szych kon­tak­tów z por­no­gra­fią, czy kryje się za tym coś jesz­cze. Pa­mię­ta­cie hi­sto­rię z ko­smitą z pla­nety Cie­kaw? Wi­dział on zwią­zek lu­dzi gro­ma­dzą­cych się na przy­stanku z przy­jaz­dem au­to­busu, ale nie zda­wał so­bie sprawy, że jedno i dru­gie zwią­zane jest z roz­kła­dem jazdy. Za­równo lu­dzie, jak i au­to­bus po­ja­wiali się na przy­stanku zgod­nie z tym roz­kła­dem. Po­dob­nie może być z na­szymi ba­da­niami ko­re­la­cyj­nymi. Za­równo do­bra ko­mu­ni­ka­cja w ro­dzi­nie, jak i mniej­sze ry­zyko na­ło­go­wego ko­rzy­sta­nia z porno może po pro­stu wy­ni­kać z do­bro­stanu pa­nu­ją­cego w ro­dzi­nach, w któ­rych nie ma pro­ble­mów psy­cho­lo­gicz­nych. A brak tych pro­ble­mów może wy­ni­kać z kodu ge­ne­tycz­nego, który nie­sie ze sobą mniej­sze ry­zyko roz­wi­ja­nia cho­rób i na­ło­gów. Roz­wi­kła­nie tej za­gadki wciąż czeka na od­waż­nych na­ukow­ców.

To tyle pod­su­mo­wa­nia na tę chwilę, a te­raz od­damy głos panu X i zo­baczmy, które z na­szych hi­po­tez zy­skają wspar­cie w jego dal­szej hi­sto­rii.

Jesz­cze jedna istotna rzecz. Pan X za­sta­na­wiał się, czy rze­czy­wi­ście za­pa­mię­tu­jemy wszystko, tylko nie po­tra­fimy so­bie tego przy­po­mnieć, czy jest to taki sam mit jak ten, że uży­wamy tylko dzie­się­ciu pro­cent mó­zgu. Za­nim więc od­dam mu głos, roz­ja­śnię nieco te wąt­pli­wo­ści. Nie­stety w przy­ro­dzie jest bar­dzo mało miej­sca na bez­u­ży­teczne rze­czy. A w mó­zgu jest go jesz­cze mniej. Mózg sta­nowi za­le­d­wie dwa pro­cent masy na­szego ciała, a zu­żywa aż dwa­dzie­ścia pro­cent ca­łej ener­gii, którą pro­du­ku­jemy. Gdy­by­śmy ko­rzy­stali z niego tylko w dzie­się­ciu pro­cen­tach i od czasu do czasu pod­krę­cali moc do stu pro­cent, to wy­ssałby z nas wię­cej ener­gii, niż je­ste­śmy w sta­nie wy­pro­du­ko­wać. Te dzie­sięć pro­cent to mit[44]. Gdy pa­trzymy na dzia­ła­nie mó­zgu w ska­ne­rze re­zo­nansu ma­gne­tycz­nego (opo­wiem o nim wię­cej w roz­dziale 4), wi­dzimy, że cały mózg pra­cuje. Cza­sem mo­żemy wy­si­lić się bar­dziej, pod­krę­cić ko­fe­iną czy am­fe­ta­miną, ale koszty tego są spore, a tur­bo­do­ła­do­wa­nie nie trwa wiecz­nie, tak jak nie mo­żemy wiecz­nie je­chać sa­mo­cho­dem na peł­nym ga­zie. W pew­nym mo­men­cie skoń­czy się nam pa­liwo. To, że mózg ma ogra­ni­czone moż­li­wo­ści, wi­dać rów­nież w pa­mięci. Za­pa­mię­tu­jemy tylko to, co ma zna­cze­nie. Nie za­wsze ra­cjo­nalne, cza­sem jest to zna­cze­nie emo­cjo­nalne – po pro­stu coś wzbu­dziło w nas silne emo­cje. Żeby móc za­pa­mię­ty­wać nowe in­for­ma­cje, po­trze­bu­jemy sys­te­ma­tycz­nie usu­wać te, które są nie­po­trzebne[45]. Za­tem po pierw­sze, nie za­pa­mię­tu­jemy wszyst­kiego, a po dru­gie – na­wet je­śli coś za­pa­mię­ta­li­śmy, to za­nim bę­dziemy po­trze­bo­wali to wspo­mnie­nie wy­do­być z pa­mięci, mo­żemy je już usu­nąć, by zro­bić miej­sce na nowe rze­czy.

Zda­rza się jed­nak od czasu do czasu, że po la­tach przy­po­mi­namy so­bie coś, co ni­gdy do nas nie wra­cało. Wspo­mnie­nie, które było za­ko­pane gdzieś bar­dzo głę­boko w na­szej pa­mięci. Pan X wspo­mina, że przy­po­mniał so­bie coś ta­kiego po la­tach. Coś, o czym przez długi czas nie pa­mię­tał. Szcze­rze mó­wiąc, zmar­twiła mnie ta in­for­ma­cja, po­nie­waż naj­czę­ściej ta­kim ak­tyw­nie tłu­mio­nym trwa­łym śla­dem pa­mię­cio­wym cha­rak­te­ry­zują się do­świad­cze­nia bar­dzo trudne, trau­ma­tyczne. Może nie­ba­wem do­wiemy się, co ta­kiego stało się w jego ży­ciu.

2

Roz­krę­ca­jący się wir

Czyli jak współ­cze­sne porno od­dzia­łuje na bio­che­mię mó­zgu

W la­tach dzie­więć­dzie­sią­tych świat z ana­lo­go­wego prze­kształ­cał się w cy­frowy, a ja z dzie­ciaka sta­wa­łem się na­sto­lat­kiem. Ta­le­rze an­ten sa­te­li­tar­nych za­czy­nały wy­ra­stać na do­mach jak grzyby po desz­czu, a ja co­raz czę­ściej mo­głem no­co­wać u ko­le­gów. Zwłasz­cza u jed­nego, który miał w po­koju te­le­wi­zor. Z wy­ci­szo­nym dźwię­kiem, tak aby jego ro­dzice się nie zo­rien­to­wali, po obej­rze­niu ko­lej­nego od­cinka „Z Ar­chi­wum X”, prze­ska­ki­wa­li­śmy po ka­na­łach w po­szu­ki­wa­niu atrak­cyj­nych dziew­czyn z te­le­dy­sków na MTV i noc­nych fil­mów dla do­ro­słych. Ża­den z nas nie ko­men­to­wał tego, co wi­dzi. Obaj by­li­śmy jak za­hip­no­ty­zo­wani. Fa­scy­no­wał nas ten wciąż nie­do­stępny świat dla do­ro­słych. Miał w so­bie obiet­nicę sek­su­al­nej przy­szło­ści, która nie­ba­wem, może już w szkole śred­niej, jak nam się wtedy wy­da­wało, sta­nie się na­szym udzia­łem.

W 1993 roku Bill Ga­tes po­ka­zał światu Win­dows, bez­pow­rot­nie zmie­nia­jąc kom­pu­ter w urzą­dze­nie, które mógł ob­słu­żyć do­słow­nie każdy. A kilka lat póź­niej w pracy u mo­jego taty stały już trzy ta­kie kom­pu­tery z mo­de­mo­wym po­łą­cze­niem z in­ter­ne­tem. Szybko przy­zwy­cza­iłem się do pi­sku tego dziw­nego urzą­dze­nia i po dźwięku by­łem w sta­nie po­znać, czy tym ra­zem się po­łą­czy, czy trzeba bę­dzie pró­bo­wać raz jesz­cze. Na­uczy­łem się in­sta­lo­wać nowe pro­gramy, wy­sy­łać e-ma­ile i grać w „Sa­pera”. Na mo­ich oczach roz­wi­jały się pierw­sze prze­glą­darki in­ter­ne­towe i strony WWW. Ob­ser­wo­wa­łem, jak por­no­gra­fia ko­lo­ni­zuje tę nową tech­no­lo­gię. Pa­mię­tam dni, gdy po szkole mo­głem przyjść do biura taty na in­ter­net. Cza­sami, gdy oj­ciec był na waż­nych ze­bra­niach, ja oglą­da­łem ko­mety spa­da­jące w logo prze­glą­darki Net­scape Na­vi­ga­tor i ła­du­jące się pik­sel po pik­selu zdję­cia na­gich ko­biet i upra­wia­ją­cych seks par.

Por­no­gra­fia in­ter­ne­towa do­piero bu­dziła się do ży­cia. Była jak ro­snące w moim ogro­dzie ma­ra­kuje. Naj­pierw nie­win­nie kieł­ku­jące pędy blusz­czu, pnące się nie­śmiało w górę i na boki po wszyst­kim, co po­ja­wiło się na ich dro­dze: ścia­nie, ogro­dze­niu, ło­dy­gach in­nych ro­ślin. Póź­niej po­ja­wia­jące się pierw­sze pączki, z któ­rych pew­nego dnia wy­ła­niały się za­chwy­ca­jące swoim pięk­nem kwiaty. Roz­kwi­tały tylko na kilka go­dzin, by zwięd­nąć lub prze­kształ­cić się w cierpki w smaku owoc. Po kilku la­tach moje ma­ra­kuje roz­ro­sły się tak gę­sto, że inne ro­śliny nie miały już ra­cji bytu, usy­cha­jąc z braku słońca, mi­ne­ra­łów i wody. Ja za to mia­łem mnó­stwo słodko-cierp­kich owo­ców do zje­dze­nia. Ale do tego jesz­cze doj­dziemy.

W pierw­szych la­tach roz­woju in­ter­ne­to­wej por­no­gra­fii by­łem ocza­ro­wany i pod­eks­cy­to­wany każ­dym ero­tycz­nym zna­le­zi­skiem. Przed po­ja­wia­niem się Go­ogla prze­szu­ki­wa­nie netu nie było tak ła­twe jak dzi­siaj. Żeby nie stra­cić tego, co zna­la­złem, zgry­wa­łem zdję­cia na dys­kietki lub prze­rzu­ca­łem na pa­pier za po­mocą czarno-bia­łej dru­karki. Z dys­kiet­kami za­wsze zwią­zany był dy­le­mat – mie­ściło się na nich tylko kil­ka­na­ście zdjęć, więc za­pi­sa­nie no­wych wy­ma­gało ska­so­wa­nia sta­rych, a to przy­cho­dziło mi z du­żym tru­dem. Dru­ko­wa­nie nie wy­ma­gało ka­so­wa­nia sta­rych zdjęć, ale pro­ble­mem było prze­my­ce­nie wy­dru­ków do domu i umie­jętne ich za­cho­mi­ko­wa­nie. Kie­dyś tak się roz­pę­dzi­łem, że zu­ży­łem cały to­ner w dru­karce. Do tej pory za­sta­na­wia mnie, ja­kie ra­chunki za in­ter­net do­sta­wała firma ojca. Bo je­śli nie pa­mię­ta­cie tam­tych cza­sów, to w ta­jem­nicy po­wiem, że każda mi­nuta po­łą­cze­nia z in­ter­ne­tem kosz­to­wała kil­ka­dzie­siąt gro­szy.

Naj­wy­raź­niej nie tylko mnie do­skwie­rały te nie­do­statki tech­no­lo­gii, po­nie­waż ludz­kość dość szybko wy­my­śliła po­jemne CD-ROM-y, a póź­niej jesz­cze po­jem­niej­sze płyty DVD, o któ­rych dzi­siaj mało kto pa­mięta, bo w końcu po­łą­cze­nia in­ter­ne­towe ze sta­łym abo­na­men­tem, nie­za­leż­nym od czasu i ilo­ści ścią­gnię­tych da­nych, zdo­mi­no­wały wszystko. Kom­pu­tery prze­mie­ściły się z firm pod da­chy do­mo­wych sa­lo­nów, póź­niej roz­pierz­chły się po po­ko­jach każ­dego z do­mow­ni­ków, by w ko­lej­nych la­tach wsko­czyć do łó­żek pod po­sta­cią lap­to­pów, a chwilę po­tem jako smart­fony na stałe przy­kleić się do kie­szeni, to­re­bek i dłoni.

Ja w XXI wiek wcho­dzi­łem już ze swoim PC (sam go so­bie zło­ży­łem) z twar­dym dys­kiem miesz­czą­cym kilka ty­sięcy zdjęć i fil­mi­ków oraz z ko­lek­cją płyt DVD i CD-ROM-ów na to wszystko, czego dysk nie po­mie­ścił. Jak na kom­pu­ter oso­bi­sty przy­stało, mój stał w moim po­koju i nie mu­sia­łem wal­czyć o do­stęp do niego z bra­tem lub ro­dzi­cami. Za­czy­na­łem jed­nak od­czu­wać, że może to nie ja mam całą tę por­no­gra­fię, tylko ona mnie. Na­uka do eg­za­mi­nów do szkoły śred­niej co­raz bar­dziej mnie stre­so­wała. I co­raz czę­ściej ucie­ka­łem od stresu w por­no­gra­fię. Cza­sem, gdy ro­dzice i brat wy­jeż­dżali na week­end, a ja zo­sta­wa­łem, żeby się uczyć, po­tra­fi­łem spę­dzić na oglą­da­niu porno kilka go­dzin. Wtedy jesz­cze się tym tak bar­dzo nie przej­mo­wa­łem – w końcu w wieku na­sto­let­nim po­pęd sek­su­alny to nor­malna sprawa. Mar­twiło mnie tylko, że co­raz czę­ściej czu­łem ja­kiś ro­dzaj głę­bo­kiej, trud­nej do na­zwa­nia pustki.

W li­ceum stresu wcale nie było mniej. A spo­so­bem na ode­rwa­nie się co­raz czę­ściej była dla mnie por­no­gra­fia. Ze smut­kiem pa­trzy­łem, jak ko­le­dzy rand­kują i zdo­by­wają pierw­sze do­świad­cze­nia sek­su­alne. Też tego chcia­łem, ale cze­goś się ba­łem. Nie wie­dzia­łem do­kład­nie czego. Było to na tyle silne uczu­cie, że trudno mi było przy­znać przed sa­mym sobą, że chcę ran­dek, bli­skich re­la­cji, seksu. Mimo że by­łem lu­biany i za­pra­szano mnie na wszyst­kie im­prezy, nie wie­dzia­łem, jak się do tego za­brać, od czego za­cząć. Pró­bo­wa­łem kilka razy, ale im bar­dziej ktoś mi się po­do­bał, tym trud­niej mi było za­ga­dać. Ow­szem, nie­raz się ca­ło­wa­łem, gdy gra­li­śmy w bu­telkę, ale to nie były żadne in­tymne po­ca­łunki. Po pro­stu ro­bi­łem to, co trzeba było zro­bić zgod­nie z za­sa­dami gry. Sie­dzie­li­śmy na im­pre­zach w kółku, krę­ci­li­śmy bu­telką i ca­ło­wa­li­śmy tego, na kogo wy­pa­dło. To nie było skom­pli­ko­wane. Go­rzej szło mi z praw­dzi­wymi re­la­cjami.