Tytuł dostępny bezpłatnie w ofercie wypożyczalni Depozytu Bibliotecznego.
[PK]
Tę książkę możesz wypożyczyć z naszej biblioteki partnerskiej!
Gliniane księgi napisane są żywo i przystępnie, w sposób niezwykle barwny opowiadają o tym, jak dzięki zbiorowemu wysiłkowi uczonych odczytano pismo klinowe i poznano języki utrwalone tym pismem.
Śledzimy z zapartym tchem dzieje ludów starożytnego Międzyrzecza, poznajemy charakterystyczne przejawy ich kultury: mity i klechdy spisane w glinianych „księgach“. Urzeka nas swym urokiem legenda o bohaterze Gilgameszu, który szukał nieśmiertelności, o Adapie, o Etanie, który usiłował wzbić się pod niebiosa, zadziwia nas podanie o powstaniu świata.
Gliniane księgi są zrozumiałe dla każdego czytelnika. Zainteresują i wzbogacą wiedzę zarówno młodzieży, jak dorosłych, mieszkańców miast i wsi, bez względu na zasób ich wiadomości.
[z noty redakcyjnej]
Książka dostępna w katalogu bibliotecznym na zasadach dozwolonego użytku bibliotecznego. Tylko dla zweryfikowanych posiadaczy kart bibliotecznych
Książka dostępna w zasobach:
Miejska Biblioteka Publiczna w Mszanie Dolnej
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 338
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
GLINIANE KSIĘGI
BIBLIOTECZKA DLA KAŻDEGO
L. LIP1N • A. BIELÓW
Przetłumaczył z rosyjskiego JÓZEF BRODZKI
WYDANIE DRUGIE
WARSZAWA 1956 >WIEDZA POWSZECHNA«
Wszelkie prawa zastrzeżone
Tytuł oryginału „GLINIANNYJE KNIGI“ * Okładkę projektował J. CZ. BIENIEK
Redaktor naukowy TADEUSZ ANDRZEJEWSKI
Gliniane księgi napisane są żywo i przystępnie, w sposób niezwykle barwny opowiadają o tym, jak dzięki zbiorowemu wysiłkowi uczonych odczytano pismo klinowe i poznano języki utrwalone tym pismem.
Śledzimy z zapartym tchem dzieje ludów starożytnego Międzyrzecza, poznaj emy charakterystyczne przejawy ich kultury: mity i klechdy spisane w glinianych „księgach“. Urzeka nas swym urokiem legenda o bohaterze Gilgameszu, który szukał nieśmiertelności, o Adapie, o Etanie, który usiłował wzbić się pod niebiosa, zadziwia nas podanie o powstaniu świata.
Gliniane księgi są zrozumiałe dla każdego czytelnika. Zainteresują i wzbogacą wiedzę zarówno młodzieży, jak dorosłych, mieszkańców n^iast i wsi, bez względu na zasób ich wiadomości.
Redaktor: Elżbieta Brodziankal Redaktor techniczny: Janina Hammer Korektor: Halina Waliszewska
PW „Wiedza Powszechna“, Warszawa 1956 r. Wydanie II. Nakład 10 000 + 205 egz Objętość 17 ark. wyd., 20,5 ark. druk. Papier druk. sat. kl. V, 70 g, 61 X 86/16 z Fabryki Celulozy i Papieru im. J. Dąbrowskiego w Kluczach. Oddano do składania 12. 1. 56. Podp. do druku 30. 5. 56. Druk ukończ. 30. 6. 56. Stalinogrodzka Drukarnia Dziełowa, Stalinogród, 3 Maja 12 Zam. 43/23. 1. 56. R-7-1903 Cena zł 12,50
SPIS TREŚCI
Przedmowa V
Twórca rosyjskiej asyrologii 11
Dom na Pietrozawodzkiej. — Niezmordowany uczony. — Tabliczki z Mezopotamii. — Radość poznawania. — 51 i 855. — Sumerowie. — W głąb tysiącleci. — Niezwykły domysł.
Poszukiwania Niniwy ... 32
Zagadkowe pagórki. — Prace wykopaliskowe zostały wznowione. — Proroctwo paszy-nieuka. — Podziemne pałace. — Zagłada cennego zbioru. — Layard udaje się na łowy. — Pierwsza zdobycz. — Intrygi gubernatora Mosulu. — Głowa __„ Nemroda. — Skrzydlate postacie pięcionożnych ludzi-by-ków. — Dwie metody. — Obyczaje kolonizatorów. — Layard posługuje się techniką z czasów Assurbanipala. — Layard wymierza karę „opornym“. — Nieoczekiwane odnalezienie Niniwy. — Niezwykłe cegiełki.
Jak nauczono się czytać pismo klinowe 73
Znaki pisma czy ornamenty. — Co skopiowali pewien włoski kupiec i uczony duński. — Niefortunny matematyk. — Na właściwej drodze. — Rebus został rozwiązany. — Śladami Grotefenda. — Na linie pomiędzy niebem a ziemią. — Nieuczciwa gra. — Tajniki babilońskiego pisma. — Uczeni na egzaminie.
Z dziejów rosyjskiej i radzieckiej archeologii 109
Muzeum Azjatyckie. — Urartu. — Na ziemiach Zakaukazia. — Pierwszy słownik asyryjski. — Członek Akademii Borys Turajew. — Kartka z nie napisanej kroniki. — Gliniane „księgi“.
Robotnik — uczonym światowej sławy .... .134
Jerzy Smith graweruje napisy klinowe. — Utalentowany samouk. — Pełne skarbów piwnice. — Sensacyjne odkrycie. — Wyprawa po odłamki tabliczki. — Znów w Niniwie. — Śmierć Jerzego Smitha.
Jak powstawały gliniane „księgi“ .... ... 154
Pochodzenie pisma klinowego. — Szkoły pisarzy. — Słowniki i podręczniki. — Jak powstała „biblioteka“ w Niniwie. — Pieczęcie, oprawy, nagłówki i katalogi. — Archiwum „biblioteki“. — Narodziny sztuki drukarskiej. — Pieczęcie cylindryczne. — Bogate dziedzictwo.
Właściciel „biblioteki“ w Niniwie i jego epoka .... 174
Assurbanipal o sobie. — Reorganizacja armii. — Polityka na dalszą metę. — Łańcuch krwawych wojen. — Bitwa pod Ha-lul. — Zburzenie Babilonu. — Odbudowanie Babilonu. — Spadkobierca „światowego“, wojskowo-pasożytniczego mocarstwa. — Wyprawa na Egipt. — Wyprawa na Elam. — Groźna koalicja. — Krwią i potem ludzi. — Kolos na glinianych nogach. — Początek odwetu. — Upadek Niniwy-,,jaskini lwów“. — Zagłada Asyrii.
Mity i klechdy starożytnego Międzyrzecza ... 221
Przygody Gilgamesza, który szukał nieśmiertelnościl — Jeżeli się usunie fantastyczne zasłony... — Klechda o Adapie. — Na skrzydłach orła. — Podanie o powstaniu świata. — Bogini Isztar zstępuje do świata podziemnego.
Nauki ścisłe i przyrodnicze .... ......258
Cyfry i liczby. — System sześćdziesiętny. — Tablice rachunkowe. — Pomiary powierzchni i objętości. — Jednostki miary. — Kalendarz. — Ile waży jedna minuta. — W poszukiwaniu młodego Księżyca. — Astronomia i astrologia. — Budowa wszechświata. — Geografia niebios. — ...i geografia ziemi. — Zaczątki zoologii, botaniki, fizyki i chemii.
Medycyna i farmakologia..... .... 287
Wbrew Herodotowi. — „Uciąć mu ręce!“ — Istota schorzeń. — Najstarsze „księgi“ lekarskie. — Leki. — Opatrunki, masaż, gimnastyka. — Wypędzanie demonów.
Prawodawstwo właścicieli niewolników ......300
Poza prawem. — Cena człowieka. — Zbiór ustaw króla Bilalamy. — O czym opowiedziały „nudne księgi“. — Sprzedaż synd. — Żywy zastaw. — Pod pozorem usynowienia. — Spod batoga dozorcy. — Obozy śmierci.
Zakończenie'
322
PRZEDMOWA
„...»zamierzchła starożytność« pozostanie we wszelkich okolicznościach przedmiotem najwyższego zainteresowania, albowiem stanowi podstawę całego późniejszego wyższego rozwoju...“ 1
Te słowa Engelsa w znakomity sposób tłumaczą, czemu raz po raz zwracamy się ku dziejom narodów, które od dawna znikły z areny światowej. Nie jest też bynajmniej rzeczą przypadku, że klasycy marksizmu w swych pracach poświęcili tyle uwagi historii starożytnej. Zbadanie jej pomogło klasykom marksizmu-leninizmu odkryć prawa rozwoju społecznego. Genialni wodzowie całej postępowej ludzkości stojąc na czele walki milionów o lepszą przyszłość gruntownie przestudiowali życie społeczeństw, które istniały w zaraniu cywilizacji.
Teraźniejszość i przyszłość ludzkości są nierozerwalnie związane z jej przeszłością. Dzień, który nadejdzie, bierze swój początek z dnia dzisiejszego, sięgającego korzeniami w dzień miniony. Studia nad historią starożytną niezmiernie rozszerzają horyzonty myślowe i pomagają lepiej orientować się w wydarzeniach aktualnych.
Z uznaniem należy powitać każde poważne usiłowanie dostarczenia czytelnikom szeroko zakreślonego i barwnego obrazu dziejów i życia ludów starożytnych w niepowtarzalnej postaci, w jakiej się owe dzieje toczyły.
Książka Lipina i Biełowa rzuca światło na jeden z najważniejszych okresów w dziejach starożytnego Międzyrzecza, związany z imieniem znanego króla asyryjskiego Assurbanipala. Podłoże tej książki stanowi niezmiernie porywająca historia wykopalisk — glinianych ksiąg“ z królewskiej „biblioteki“, najdawniejszego na świecie księgozbioru.
Książka ta ukazuje życie w Asyrii, gdzie panowało niewolnictwo, i mówi o przyczynach jej nieuchronnego upadku. Żądny wiedzy czytelnik zaczerpnie z tej książki wiele cennych wiadomości o starożytnych państwach Wschodu — o Babilonii, Sumerze i innych. Badając historię powstawania tych państw, ich rozwoju i upadku, przekonamy się, że nigdy i nikomu nie udało się powstrzymać biegu wypadków historycznych.
Z ogromnego materiału, jaki się złożył na historię starożytną, autorzy omówili zaledwie jeden okres, niezmiernie jednak ciekawy i doniosły. Posiłkowanie się taką metodą jest całkowicie uzasadnione przy opracowywaniu książki popularnonaukowej. Podając równolegle z dziejami Asyrii zwięzłą, lecz doskonale ujętą historię wykopalisk w Mezopotamii * oraz historię narodzin nowej wiedzy — asyrologii, autorzy w znacznym stopniu przyczynili się do podniesienia poznawczej wartości swego opracowania.
Czytelnik znajdzie tu obok opisu najważniejszych wydarzeń owego okresu wiele niezmiernie interesujących wiadomości o ciężkim trudzie niewolników i obyczajach życia codziennego, o nauce i sztuce, języku i mowie pisanej, o prawach i religii ludów starożytnego Międzyrzecza.
Autorzy tej książki zamieszczają teksty wielu oryginalnych dokumentów — fragmenty kronik, podania, ustawy sądowe, dokumenty prawne itp. Wymienione dokumenty zostały przytoczone we wzorowym literackim przekładzie * dokonanym z oryginałów.
Wiele ciekawych stronic o starożytnym Międzyrzeczu zapisali uczeni rosyjscy w dziełach naukowych. Prace Michała Nikol-skiego i Borysa Turajewa są niezastąpione dla asyrologów całego świata, a żaden historyk starożytnego Wschodu nie może się bez nich obejść.
Książka ta opowiada również o pracach najwybitniejszego współczesnego badacza Urartu, Borysa Piotrowskiego. Autorzy zbudowali niejako most pomiędzy sławną plejadą uczonych z okresu przedrewolucyjnego a naszymi radzieckimi badaczami, którzy z powodzeniem posuwają naprzód wiedzę historyczną.
Na zakończenie pragnę dać wyraz nadziei, iż krąg czytelników tej pożytecznej książki będzie możliwie najbardziej rozległy. Tym zaś, którzy mogą żywić wątpliwość, czy warto zadawać sobie trud poznawania tak odległej epoki, chciałbym przypomnieć słowa Lenina, zawarte w jego przemówieniu na III Ogólno-rosyjskim Zjeździe Komsomolców: „Komunistą można stać się tylko wtedy, gdy wzbogaci się swą pamięć znajomością wszystkich tych bogactw, które stworzyła ludzkość“**.
Członek Akademii Nauk ZSRR
W. S t r u w e
TWÓRCA ROSYJSKIEJ ASYROLOG1I
1
F. Engels, Anty-Dühring, ..Książka i Wiedza“, Warszawa 1949, str. 114.
♦ Mezopotamia — nazwa pochodzi od greckich słów mezos — środek i potamos — rzeka; stąd Międzyrzecze. W książce tej używa się obydwu nazw. Na końcu książki znajduje się mapa starożytnego Międzyrzecza.
♦ Polskiego przekładu tych dokumentów dokonano w oparciu o istniejące już tłumaczenia. Fragmenty utworów poetyckich podano w literackim, niekiedy wolnym przekładzie Józefa Brodzkiego.
♦♦ W. Lenin, Zadania związków młodzieży, „Książka i Wiedza“, Warszawa 1950, str. 19.
W Leningradzie, w dzielnicy Pietrogrodzkiej, z dala od głównych ulic znajduje się cicha uliczka Pietrozawodzka. Powszechną uwagę ściąga tu na siebie dwupiętrowa prywatna willa. Jeżeli się przyjrzeć uważniej temu domowi, można zauważyć pewną niezwykłą jego osobliwość: dom nie ma parteru, czyli mówiąc ściśle — pierwsze piętro zaczyna się tam, gdzie powinno znajdować się drugie.
W dziewięćdziesiątych latach ubiegłego stulecia dom ten należał do Mikołaja Lichaczewa. Była to osobistość pod wieloma względami niezwykła. Lichaczew odziedziczył po swych przodkach namiętność do starych książek, dokumentów i rękopisów. Jego przodkowie już w XVII stuleciu byli zbieraczami przeróż-
Ilustracja u góry: Powrót władcy sumeryjskiego wraz z wojskiem z wyprawy wojennej. Jedna strona tzw. sztandaru z miasta Ur. nych ksiąg oraz zabytków piśmiennictwa, z których następnie powstała cała biblioteka.
Lichaczew otrzymał po swoich bogatych krewnych wielki spadek, a gdy został właścicielem znacznego majątku, zużył go w całości na uzupełnianie swych zbiorów. Podróżując wiele po różnych krajach nabywał egipskie papirusy i bulle papieskie, rękopisy arabskie i bizantyjskie, akty nadawcze, pamiętniki słynnych podróżników i najrzadsze książki w rozmaitych językach. Wszystko to zwoził do swej willi na Pietrozawodzkiej. Z biegiem czasu powstało tam jedyne w swoim rodzaju muzeum ksiąg i dokumentów. Wszystkie piętra były wypełnione nimi od góry do dołu.
Bynajmniej więc nie było rzeczą przypadku, że właściciel owej willi podwyższył pierwsze piętro do poziomu drugiego: w ten bowiem sposób chronił swe bezcenne zbiory przed działaniem wilgoci, a prócz tego utrudniał dostęp do nich amatorom łatwej zdobyczy.
Lichaczew nie był jednak zwykłym zbieraczem rzadkości, jakich wielu wówczas można było spotkać.
Był to człowiek zupełnie innego pokroju, wszechstronnie wykształcony: historyk i etnograf 1, archeolog 2 i bibliofil 3, który włożył wiele pracy w wydanie drukiem zdobytych przez siebie dokumentów, a przede wszystkim na oścież otworzył drzwi swego domu dla przedstawicieli nauki. Nabywając książki i rzadkie stare rękopisy Lichaczew troszczył się przede wszystkim o to, by je udostępnić uczonym. Skarby, które nagromadził, uważał za własność swej ojczyzny, a na podstawie materiałów zawartych w jego zbiorach dokonano niejednego doniosłego naukowego odkrycia.
1
Etnograf — badacz kultury ludowej.
2
♦♦ Archeolog — uczony badający dzieje i kulturę dawnych społeczeństw głównie w oparciu o wykopaliska.
3
♦** Bibliofil — miłośnik i zbieracz książek.
W jednym z pokojów owego domu przy dębowym stole przesiadywał całe dnie człowiek wysokiego wzrostu, o siwiejących włosach; nie leżały jednak przed nim ani pożółkłe ze starości pergaminy, ani niezmiernie rzadkie papirusy egipskie, ani in-
Gliniana tabliczka z kolekcji Lichaczewa
kunabuły — pierwsze księgi, jakie ukazały się po wynalezieniu sztuki drukarskiej. Miał przed sobą jakieś dziwne tabliczki kremowego, żółtego i ciemnobrązowego koloru. Człowiek ów zwilżał niektóre z nich specjalnym płynem z flakonu stojącego na stole, inne troskliwie oczyszczał z pokrywających je warstw ziemi i brudu. Następnie brał do rąk szkło powiększające i długo wpatrywał się w powierzchnię tabliczki; z taką samą su-
Michał Nikolski
miennością badał później odwrotną stronę każdej tabliczki oraz jej brzegi.
Gdyby ktokolwiek miał sposobność być świadkiem tych czynności, niewątpliwie zdumiałby się na widok niezwykłej i zaiste bezgranicznej cierpliwości w pracy, jaka cechowała tego człowieka. Uczony mógł prześlęczeć nad jedną tabliczką cały dzień, od rana do nocy. Nie wiedział, co to zmęczenie, zapominał o jedzeniu.
Oto sięgnął po szklankę herbaty, pociągnął z niej dwa łyki, odstawił szklankę na bok i przypomniał sobie o niej po upływie godziny, kiedy herbata dawno już wystygła. Teraz umoczył pióro w kałamarzu i znieruchomiał trzymając je w ręce. Wszystko świadczyło o tym, że człowiek ów jest całkowicie pochłonięty pracą.
Niekiedy spostrzegłszy się wyciągał zegarek i stwierdziwszy, że północ dawno minęła, niechętnie wstawał od stołu. Wychodził wtedy na pustą o tak spóźnionej porze uliczkę Pietroza-wodzką, pełną piersią wciągał chłodne, nocne powietrze, a twarz opromieniał mu szczęśliwy uśmiech człowieka, który wie, że nie zmarnował dnia.
Zdarzały się również dni, kiedy ów niezmordowany uczony zmieniał zajęcie — stawał się pilnym rysownikiem.
Z tabliczek poddanych działaniu specjalnego odczynnika chemicznego stopniowo znikała wierzchnia warstwa i wyraźnie widać było na nich jakieś dziwaczne znaki pisarskie, złożone z kresek, trójkątów i półkoli. Te właśnie znaki usiłował rysownik z największą dokładnością skopiować na papierze.
Nie zadowalało go jednak zwykłe kopiowanie znaków, przerysowanie ich kształtu, rozmieszczenia i wzajemnych połączeń. Uczony usiłował również za pomocą rysunku oddać te nieuchwytne, indywidualne cechy znaków, których całokształt składa się — jak wiemy — na charakter pisma właściwy danej osobie.
Tego rodzaju praca wymagała ogromnego natężenia, wyjątkowej wytrwałości i nieustannej, nie słabnącej uwagi. Niekiedy widziało się, jak uczony przekreślał i wrzucał do kosza niemal gotową kopię dość dużego dokumentu, na którego przerysowanie zużył cały dzień — i ponownie (trudno nawet powiedzieć po raz który!) zabierał się do kopiowania.
Praca ta ciągnęła się nie dzień i nie dwa, nie tydzień i nie miesiąc. Gdy ów człowiek wszedł po raz pierwszy do tego do-*mu, był jeszcze w pełni sił, opuścił go już jako starzec.
Dziesięć lat spędził na nieustannej pracy Michał Nikolski — tak bowiem nazywał się ów niestrudzony uczony w domu na Pietrozawodzkiej. Jego praca to narodziny rosyjskiej asy rolo-gii — nauki zajmującej się historią, kulturą, językiem oraz zabytkami piśmiennictwa ludów starożytnej Mezopotamii.
Jednym z najdawniejszych ognisk ludzkiej cywilizacji, obok dolin rzek Jang-tse-kiang i Hoang-ho w Chinach, Indusu i Gangesu w Indiach, Nilu w Egipcie, były doliny Tygrysu i Eufratu w Mezopotamii, Już przed pięciu tysiącami lat powstały tam pierwsze państwa, a prace wykopaliskowe podjęte na tych terenach w XIX stuleciu dały bardzo bogate wyniki.
Kiedy Lichaczew dowiedział się o znalezionych przez archeologów niezwykłych tabliczkach z jakimiś starożytnymi znakami pisma, postanowił za wszelką cenę zdobyć je i wzbogacić nimi swe zbiory. Te zabytki piśmiennictwa, jak wskazywało ich pochodzenie — były znacznie starsze od najwcześniejszych rękopisów arabskich, buli papieskich i średniowiecznych pergaminów.
Lichaczew osiągnął swój cel. Wydał wiele pieniędzy, lecz stał się posiadaczem starożytnych tabliczek. Setki tabliczek znalazło się w dębowych szafach domu na Pietrozawodzkiej i odtąd stanowiły ozdobę i dumę muzeum Lichaczewa.
Nie spoczywały one tam jako martwy depozyt i niemi świadkowie wypadków minionych tysiącleci, nie zamieniły się w rzadkie eksponaty muzealne, na które spogląda się z pełnym szacunku zdumieniem po to, by następnego dnia zapomnieć o nich — przeciwnie: owe starożytne tabliczki z Mezopotamii rozpoczęły niejako drugie życie. Trafiły bowiem do rąk Nikol-skiego, a on sprawił, że przemówiły i opowiedziały o sobie i o swej epoce.
Nikolski nie miał katedry i nie wykładał na uniwersytecie. Sfery reakcyjne bowiem nie mogły się zgodzić, by ten postępowy uczony propagował swe idee wśród studentów. Wskutek tego był on całe życie „prywatnym“ uczonym.
Asyrolog cieszący się światową sławą musiał przez pewien czas pracować jako korektor.
Wszystkie te przeciwieństwa nie złamały jednak jego uporu i woli. W siedemdziesiątych latach ubiegłego stulecia Nikolski samodzielnie, na podstawie własnych badań, zgłębił tajniki asyrologii i poważnie przyczynił się do posunięcia naprzód tej nowej gałęzi wiedzy. Genialny badacz i uczony nie miał jednak żadnego poparcia ze strony rządu carskiego.
Wszystkie swe niezwykłe osiągnięcia i odkrycia Nikolski zawdzięcza jedynie sobie, swojej niepohamowanej żądzy wiedzy i nie wygasającej wierze w triumf ludzkiego rozumu. Bodźcem dlań było pragnienie przysporzenia sławy rodzimej nauce. Ono pomagało mu w przezwyciężaniu tysiącznych trudności, które w sposób nieunikniony piętrzą się przed każdym, kto toruje nowe drogi w nauce.
Obecnie nazywa się Michała Nikolskiego ojcem rosyjskiej asyrologii i ten zaszczytny tytuł słusznie mu się należy.
Proszę sobie wyobrazić wędrowca, który zbłądził w leśnej gęstwinie. Błąka się godzinami, mgła leśna staje się coraz gęstsza, jest coraz mroczniej, zacieśniają się wokół niego drzewa i zdaje mu się, że nigdy, nigdy nie zdoła się stąd wydobyć.
Ale oto napotyka jakieś ludzkie ślady, które wiodą go do krętej, ledwie widocznej ścieżki, a ta wyprowadza go wreszcie na szeroki gościniec, wzdłuż którego biegną słupy telegraficzne. Wędrowiec poznaje okolice i widzi, że znajduje się tuż u celu. Westchnienie ulgi wyrywa się bezwiednie z jego piersi — ma ochotę śpiewać, śmiać się i podzielić radością z pierwszym napotkanym człowiekiem.
Podobnie jest z asyrologiem, który odcyfrowuje prastare znaki pisma. Z początku otaczają go nieprzeniknione ciemności, które — jak się wydaje — nie mają kresu. Niekiedy ogarnia go zwątpienie i wtedy zdaje mu się, że odnalezienie sensu w tych dokumentach, które w ciągu kilku tysiącleci spoczywały w ziemi, jest zadaniem przerastającym ludzkie siły.
Ale oto w tym nieprzejrzanym mroku błyska promień światła. Z początku zarysowują się kontury poszczególnych wyrazów, następnie urywki zdań — i oto przed badaczem ukazuje się fragment życia, tak barwny, tak swoisty i niepowtarzalny, że najbardziej bujna wyobraźnia artysty nie mogłaby go stworzyć.
Najczęściej jednak bywa tak, że jeden dokument ukazuje zaledwie niewielki, ściśle ograniczony wycinek życia. Dając odpowiedź na jakieś jedno pytanie nasuwa badaczowi dziesiątki innych, nad którymi nie zastanawiał się on przedtem.
Prawdziwy uczony nigdy jednak nie zatrzyma się w połowie drogi — będzie się coraz bardziej zagłębiał w posiadany materiał, będzie usiłował odszyfrować drugi, trzeci, dziesiąty i setny dokument, będzie je z sobą porównywał. Zastanawiając się nad poszczególnymi urywkami zawikłanymi, niezrozumiałymi i z trudem dającymi się odczytać, ów uczony będzie spędzał
2 Gliniane księgi bezsenne noce i dopóty nie zazna spokoju, dopóki nie znajdzie właściwego rozwiązania. Będzie trwał w swym uporze, choćby miał przypłacić to własnym życiem.
17
Michał Nikolski był już znanym na cały świat asyrologiem i autorem wielu prac naukowych, kiedy po raz pierwszy „oko w oko“ zetknął się z setkami tabliczek wykopanych na wzgórzu Tello, pod którym były ukryte ruiny starożytnego miasta La-gasz. Nawet jego ogarnęło na ten widok zdziwienie.
Istotnie — było nad czym się głowić!
Srebrna waza Entemeny, władcy sumeryjskiego miasta La-gasz
Po pierwsze, tabliczki te były znacznie starsze niż wszystkie inne dotąd znalezione — co tłumaczyło odmienny charakter pisma i dokumentów. Po drugie, tabliczki były napisane bardzo trudnym sumeryjskim językiem, który jeszcze dziś nie jest dostatecznie znany, a w końcu ubiegłego stulecia stanowił całkowitą zagadkę. Toteż usiłując odgadnąć ich treść Nikolski musiał jednocześnie rozpoznawać i właściwości gramatycznej budowy języka sumeryjskiego, i jego słownictwo — przy czym wiedzę tę musiał zdobywać na podstawie samych tabliczek, gdyż podręczniki i słowniki nie istniały.
Co innego jednak było odczytać tekst napisany na owych tabliczkach, a co innego zrozumieć go. Tabliczki te — pisze w swojej pracy Nikolski —
Rysunki na wazie Entemeny
Fragment
wprowadzają nas w krąg zupełnie nowych pojęć i ukazują warunki życia społecznego, jakie istniały w starożytnym Sumerze w trzecim tysiącleciu przed naszą erą.
Kto był autorem tego dokumentu? W jakim celu został napisany? Jakie były stosunki społeczne pomiędzy ludźmi wymienianymi w tych tabliczkach? Jak żyli ci ludzie, czym się zajmowali, do czego dążyli?
Dopiero po znalezieniu odpowiedzi na te wszystkie pytania można było zrozumieć sens tekstu umieszczonego na tabliczkach. Odpowiedź zaś leżała w nich samych — nikt poza nimi nió mógł opowiedzieć o życiu ludzi owych dalekich, zamierzchłych czasów.
Uczeni francuscy, w których posiadaniu znajdowały się podobne stare dokumenty, wobec piętrzących się trudności mu-sieli zrezygnować z ich zbadania. W Paryżu, w muzeum Luwru, znajdowało się 1500 podobnych tabliczek. W owym czasie opublikowano tekst zaledwie 51 spośród nich.
Ale jak? Bez jakiegokolwiek naukowego opracowania, bez tłumaczenia, bez komentarzy i objaśnień. Tabliczki zostały po prostu mechanicznie skopiowane, a odszyfrowanie tego, co zawierają, pozostawiono innym.
Cofanie się przed trudnościami było jednak sprzeczne z naturą Nikolskiego. Uczony przełamał wszystkie przeszkody i dokonał wielkiego dzieła.
Dwa tomy wydanych przez niego dokumentów zawierają bardzo dokładne opracowanie, opis i objaśnienia 855 tabliczek. Zostały one zgrupowane według tematów, tj. według treści tabliczek, całość była ujęta w ściśle naukowy system oraz opatrzona wyczerpującymi komentarzami, spisem imion własnych (ludzi i bogów), wykazem miast, miejscowości, rzek, kanałów, świątyń, o których jest mowa w dokumentach, itd.
Prace Nikolskiego, wydane prawie przed 50 laty, do chwili obecnej stanowią niewyczerpane źródło historyczne dla asyro-logów na całym świecie, metoda zaś publikacji po raz pierwszy zastosowana przez Nikolskiego stała się wzorem dla uczonych wszystkich krajów.
Język sumeryjskich tabliczek odnalezionych w Mezopotamii jest zwięzły i dobitny, przy tym pozbawiony jakichkolwiek ozdób poetyckich. Na tabliczkach nie znajdziemy ani obszernych opisów ciekawych wydarzeń, ani przejmujących, drama-
Wojownicy sumeryjscy zasłonięci tarczami Fragment tzw. steli sępiej
tycznych epizodów czy też opowieści o wyprawach wojennych. Są to przeważnie wykazy ludzi, dokumenty handlowe, suche rejestry żywności, paszy, bydła, działek ziemi. Mimo to jednak uczony, który umie czytać pomiędzy wierszami, ma wnikliwy, analityczny umysł i nie szczędzi wysiłku, by każdy szczegół jak najdokładniej zbadać — obok każdego słowa i każdej liczby odnajdzie całe obrazy malujące życie i obyczaje minionej epoki i ludzi.
Jak żywy powstaje z kart prac badawczych Nikolskiego pradawny lud — Sumerowie — ze wszystkimi charakteryzującymi go cechami. Byli to ludzie krępi, o okrągłych twarzach i wygolonych głowach, pracowici rolnicy, hodowcy bydła, zdolni rękodzielnicy, stateczni urzędnicy, odważni wojownicy — ludzie świadomi własnej godności. Posiedli oni trudną sztukę pisania.
...Oto kroczą ogromne stada krów, wołów, osłów, owiec i kóz. Znaczna ich część należy do Baranamtary, wielce przedsiębiorczej żony władcy miasta Lagasz.
Imię Baranamtary spotyka się na wielu dokumentach związanych z kupnem i sprzedażą. Podczas gdy jej mąż Lugalanda sprawował władzę polityczną, ona w swych rękach skupiła rządy nad całym życiem gospodarczym miasta Lagasz. Dokonując najróżniejszych transakcji handlowych nieustannie pomnażała swój majątek. Łączyły ją stosunki handlowe z wieloma agentami handlowymi, tzw. damkarami. Podlegali jej również i główny rządca — nubanda, i wprawni pisarze, skrupulatnie zapisujący wszystkie wydatki i dochody swej władczyni. Wykazy sporządzone przez nich w XXIV stuleciu p. n. e. zachowały się niemal w nienaruszonym stanie i zostały odczytane przez Nikolskiego.
Przy stadach znajdowały się całe zespoły pasterzy, których praca była jak najdokładniej podzielona: jedni hodowali owce, inni — osły, jeszcze inni — krowy i woły. Do ich obowiązków należało regularne dostarczanie do składów pałacowych i świątynnych („domy zapasów“) masła, mleka, śmietany i twarogu. Zdolni rzemieślnicy wyprawiali skóry zabitych zwierząt.
Wodami Tygrysu i Eufratu płynęły lekkie czółna rybackie. Najodważniejsi zapuszczali się aż do Zatoki Perskiej, skąd wracali z bogatym połowem — jednakże lwia jego część trafiała do tych właśnie „domów zapasów“.
Ryb było tak wiele, że je suszono, mielono na mąkę i karmiono nią bydło.
Podstawą gospodarczego życia miasta Lagasz było rolnictwo. Pola obsiewano głównie jęczmieniem i pszenicą; uprawiano je starannie. Do pługów zaprzęgano zazwyczaj osły. Wobec tego, że w południowym Międzyrzeczu prawie nie było opadów deszczowych, słońce zaś prażyło niemiłosiernie — pola nawadniano sztucznie. Kopano kanały, które napełniały się wodą Tygrysu i Eufratu.
Mieszkańcy miasta Lagasz potrafili umiejętnie wyzyskać wylewy rzek, gromadząc w specjalnie zbudowanych zbiornikach i cysternach życiodajną wodę, a następnie w okresach suszy używając jej do nawadniania pól.
Wylewy rzek nie tylko nawadniały pola, lecz również je użyźniały. Woda przynosiła muł, który gromadząc się warstwami z roku na rok tworzył nadzwyczaj żyzną glebę Międzyrzecza. Urodzaje bywały tak obfite, że ziarna starczało na wyżywienie ludzi, bydła, a także do wymiany na metale, kamienie i drewno, których brakło w Międzyrzeczu.
Alabastrowa figurka ko- Ziemię użytkowały wspólnoty, co biety sumeryjskiej bynajmniej nie oznacza, że wszyscy członkowie wspólnot byli równi, czyli jednakowo pracowali i jednakowo korzystali z owoców swej pracy. Już w wtedy ze wspólnoty wyodrębniła się arystokracja rodowa oraz kupcy, którzy zagarnęli w swoje ręce całą gminną gospodarkę.
Usiłując zdobyć dla siebie co znaczniejsze kąski ludzie ci zagarnęli najlepsze działki ziemi, większą część wspólnego bydła oraz sprzętu rolniczego. Podczas gdy jedni członkowie wspólnoty bogacili się, przeważająca część popadała w ubóstwo i zależność od bogaczy. Z biegiem czasu przepaść między bogacza-
Stado krów
Fragment płaskorzeźby sumeryjskiej
mi a zwykłymi członkami wspólnoty pogłębiała się coraz bardziej.
Najcięższymi pracami obarczano niewolników, których uważano za wspólną własność. Natomiast faktycznie rozporządzał nimi jedynie władca miasta Lagasz i najwyżsi dostojnicy. W owych czasach niewolników było jeszcze niewielu, jednak rola, jaką odgrywali w życiu gospodarczym miasta Lagasz, stopniowo wzrastała. Używano ich głównie przy pracach irygacyjnych * oraz w gospodarstwie domowym.
Pożywienie zwykłych członków wspólnoty, nie mówiąc już o niewolnikach, było nad wyraz ubogie i jednostajne. Natomiast liczni bogowie miasta Lagasz otrzymywali regularnie obfite i wyszukane jadło. Wśród ofiar składanych codziennie bogom, a także ich posągom i wizerunkom, znajdujemy chleb, pszenicę, jęczmień, kaszę, oliwę, daktyle, wino, ryby, owoce, jagnięta i gazele. Szczególnie duży „apetyt“ miała, między innymi, bogini Baba, na której cześć zbudowano specjalną świątynię. Kapłani tej świątyni zarządzali rozległymi posiadłościami ziemskimi, inwentarzem rolniczym, bydłem, a także niewolnikami. W owych czasach na ziemiach należących do świątyń pracowali również ludzie wolni.
Nikolski szczególnie interesował się wszystkimi sprawami związanymi z pracą ludzką. Badał więc skrupulatnie na pod-
♦ Prace irygacyjne — prace przy budowie urządzeń nawadniających.
Gospodarstwo mleczne przy świątyni
stawie tabliczek zarówno charakter pracy, zawodów i zajęć, jak i systemy płac. W tym upatruje uczony drogę wiodącą do poznania życia szerokich mas ludowych w owych czasach.
Ten kierunek badawczej myśli postępowego asyrologa rosyjskiego różnił się zasadniczo od drogi obranej przez wielu jego zachodnio-europejskich kolegów, którzy cały swój wysiłek poświęcili badaniom dziejów różnych władców i królów, ich wyprawom wojennym itd.
Nikolski nie tylko sporządził na podstawie wielu setek dokumentów bardzo obszerny rejestr zawodów uprawianych w starożytnym Sumerze, lecz również ustalił charakter prac najczęściej wykonywanych. Wspominając np. o tragarzach Nikolski zaznacza, że pracowali oni przy ładowaniu na okręty zboża, mąki, mleka, jarzyn, ryb, drewna, siana, koszy i trzciny.
W rozdziałach poświęconych rolnictwu opisuje wszystkie wykonywane w owym czasie prace wymieniane w tabliczkach, a więc: uprawę pól, żniwa, młockę, zwózkę plonów do spichlerzy, okopywanie i pielenie jarzyn, koszenie i zbieranie siana, nawadnianie pól, regulowanie wylewów rzek i kanałów, umacnianie brzegów, usuwanie szkód wyrządzonych przez wylewy i wiele innych. t
Niezmiernie ciekawe są spostrzeżenia Nikolskiego dotyczące użytkowania trzciny, która w wielkiej obfitości znajdowała się na ziemiach starożytnego Międzyrzecza. Uczony stwierdził, że trzcina była materiałem do pewnego stopnia uniwersalnym i znajdowała zastosowanie w najróżniejszych gałęziach ówczesnej gospodarki.
Trzcina służyła za opał, używano jej na podściółkę dla bydła, pleciono z niej kosze, budowano czółna, uszczelniając je następnie smołą. Znaleziono nawet sposób wyrabiania z trzciny naczyń do warzenia strawy, przy czym oblewano je gliną, aby im nadać ogniotrwałość. Drobno posiekana trzcina służyła również za paszę dla bydła. Ponadto używano trzciny jako budulca zastępującego drewno, które było bardzo drogie, ponieważ trzeba je było sprowadzać z daleka. Trzcinę łączono w wiązki, układano i dostarczano — przeważnie drogą wodną — na miejsce.
Przytoczyliśmy zaledwie kilka szczegółów obrazu życia i obyczajów Sumerów namalowanego przez Nikolskiego, wskazując na niewielką część jego bardzo cennych spostrzeżeń, zgromadzonych w dwóch obszernych tomach. Żaden z asyrologów nie może się dziś bez nich obejść.
Zbadana przez Nikolskiego epoka obfitowała w różne niezwykle ciekawe wydarzenia historyczne.
Panowanie Lugalandy, władcy miasta Lagasz, nie było długotrwałe: obalił je lud zbuntowany przeciwko nadmiernym podatkom i jawnej grabieży. Korzystając z tej okoliczności władzę zagarnął w swe ręce nowy władca, Urukagina. Wprowadził on w życie pewne reformy, których celem była poprawa losu członków wspólnoty. Wkrótce jednak rozgorzała wojna między miastem Lagasz a sąsiednim miastem Umma. Wywołała ją odwieczna nienawiść, która wybuchła ponownie z powodu spornego terytorium pogranicznego, znajdującego się pomiędzy obydwoma miastami.
Zwycięstwo odniosło miasto Umma i Lagasz utracił niepod-ległość. Władca Ummy, Lugalzaggisi — stworzył zjednoczone państwo, w którego skład wchodziło kilka miast: Lagasz, Umma, Ur i inne. Wszakże i on sam niedługo panował. Na widnokręgu ukazała się nowa, groźna potęga: było nią miasto Agade i jego władca Sargon I. Władca ten zawojował całe terytorium od Zatoki Perskiej aż po Morze Śródziemne.
W ten sposób w XXIV stuleciu p. n. e. cały obszar Międzyrzecza został połączony w jedno państwo — w monarchię despotyczną.
Stworzone przez Sargona państwo akadyjskie istniało przeszło sto lat, do chwili kiedy zostało zburzone przez Gutejczy-
Bóg Księżyca Sin, siedzący na tronie
Odcisk pieczęci cylindrycznej
ków — barbarzyńskie górskie plemiona, które przyszły ze wschodu. W starożytnych tekstach nie nazywano ich inaczej jak smokami górskimi.
Okres ten dla miasta Lagasz okazał się jednak pomyślny: leżało ono na uboczu od szlaku, którym posuwał się najazd Gu-tejeżyków, co sprawiło, że Lagasz nie tylko ocalał, lecz nawet podźwignął się gospodarczo. Świadczą o tym dokumenty, które przechowały się do naszych czasów.
Jeżeli Urukagina twierdził, że rządzi miastem liczącym 36 tysięcy mieszkańców, to nowy władca Lagasz, Gudea (XXIII w. p. n. e.), pyszni się tym, że pod jego rządami znajduje się 216 tysięcy ludności.
Odcisk pieczęci Lugalandy, władcy sumery jskiego miasta Lagasz
W Lagasz powstają pałace i świątynie, udoskonala się system nawadniania, nawiązuje się ożywione stosunki handlowe z wieloma krajami. Cały ten zewnętrzny dobrobyt zbudowany jest jednak na coraz większym ucisku niewolników i wyzysku członków wspólnoty. Praca niewolnicza znajduje coraz większe zastosowanie w rolnictwie, w rzemiośle i budownictwie.
Po upływie stu z górą lat Gutejczycy zostali wypędzeni z Międzyrzecza. Na czoło w walce Sumerów przeciwko Gutejeżykom wysunęło się jedno z najbardziej na południu położonych miast Mezopotamii — Ur. W drugiej połowie XXI w. p. n. e. panujący w tym mieście władcy zjednoczyli pod swymi rządami całe Międzyrzecze, podobnie jak to w swoim czasie uczynił Sargon z Agade.
Był to ostatni okres rozwoju kultury i państwowości Sumerów. Rozwój ten osiągnął wówczas najwyższy poziom. W XX stuleciu p. n. e. państwo Sumerów ostatecznie znikło z areny dziejów.
Dochowało się szczególnie wiele zabytków ówczesnego piśmiennictwa, które zostały dokładnie opracowane i wydane przez Nikolskiego. Prace jego rzuciły światło na całą epokę w życiu społeczeństwa sumeryjskiego, obejmującą około pięciu stuleci.
Działalność naukowa Nikolskiego nie kończyła się bynajmniej na badaniu najdawniejszych okresów dziejów Międzyrzecza. Spod jego pióra wyszło wiele cennych prac związanych z późniejszymi wiekami. Nikolski napisał pierwsze rosyjskie podręczniki asyrologii dla studentów, a jednocześnie jest autorem całej serii artykułów popularnonaukowych, które zaznajomiły szeroki krąg czytelników ze starożytnym Wschodem. Prace te odegrały wielką rolę w rozpowszechnieniu wśród społeczeństwa rosyjskiego zainteresowań historią i kulturą ludów zamieszkujących Bliski Wschód. Niemniejsze zasługi położył również w dziedżinie urartołogii, jednej z ważniejszych gałęzi asyrologii, która zajmuje się językiem, historią i kulturą starożytnego Zakaukazia.
O wyjątkowo rozległym zasięgu zainteresowań Nikolskiego i głębi jego wiedzy w dziedzinie asyrologii wymownie świadczy następujące zdarzenie. W 1880 r. przysłano z Bagdadu do Moskwy kolekcje starożytności, wśród których znajdowały się niezwykłe tabliczki, niepodobne do innych. Zamiast zwykłych i znanych już znaków były na nich jakieś skomplikowane rysunki. Wszyscy jednogłośnie uznali te tabliczki za falsyfikaty — do czego istniały zresztą dostateczne podstawy.
Był to okres, kiedy panowało powszechne zainteresowanie wschodnimi starożytnościami i rozmaici fałszerze — wykorzystując tę okoliczność — często sprzedawali nie znającym się na
Gudea, władca sumeryjski miasta Lagasz , Posąg
rzeczy zbieraczom najróżniejsze podrobione przedmioty jako autentyki. Ofiarą podobnych fałszerzy padł w swoim czasie jeden z miłośników starożytności, Roinow, który stracił mnóstwo pieniędzy na zakupienie rzekomych wykopalisk z Mezopotamii, mających — jak to udowodnił Nikolski — tyleż wspólnego ze starożytnym Międzyrzeczem, co walizka, w której owe „antyki“ zostały przywiezione...
Ten wypadek, który w swoim czasie narobił dość dużo hałasu, sprawił, że uczeni zaczęli ostrożniej traktować wszelkie tego rodzaju nieznane zbiory. Jeśli zaś chodzi o starożytności przywiezione z Bagdadu, poglądy były zgodne: „Jest to ordynarne fałszerstwo“ — twierdzili uczeni.
Znany francuski asyrolog Menant, któremu przesłano fotografie owych tabliczek, oświadczył bezapelacyjnie:
— To są falsyfikaty. Pisma tego typu nie ma i być nie może.
Jedynie Nikolski zdobył się na odwagę i stwierdził, że zarówno cały zbiór, jak i tabliczki są autentyczne. Co się zaś tyczy owych wymyślnych rysunków, to Nikolski niektóre z nich odszyfrował, a przede wszystkim udowodnił, że są to okazy jednej z najstarszych form pisma sumeryjskiego, istniejącej; przed znanymi dotychczas nauce jego formami.
To odkrycie było w swoim czasie wielką sensacją naukową.
Tabliczki te — mówił Nikolski — przedstawiają bezcenną wartość dla nauki, są bowiem starsze od wszystkich posiadanych przez nas dokumentów.
Minęły lata. Podczas nowych prac wykopaliskowych znaleziono takie same tabliczki i słuszność poglądu Nikolskiego, który ustalił sens pisma linearno-hieroglificznego 1, stała się oczywista dla wszystkich.
Nikolski żył, pracował i tworzył w niezmiernie trudnych warunkach. Jednakże wrogi stosunek kół reakcyjnych nie zdołał zgasić w nim niezłomnego, twórczego zapału. Pracował niezmordowanie nad rozwojem asyrologii, publikował wyniki coraz to nowych badań, brał udział w zjazdach archeologów i wszel-
kimi sposobami przyczyniał się do rozpowszechnienia gorąco» umiłowanej przez siebie nauki.
Dzięki tabliczkom Nikolskiego poznaliśmy jeden z ludówT starożytnej Mezopotamii — Sumerów. Nie był to jednak jedyny lud zamieszkujący Międzyrzecze. W sąsiedztwie Międzyrzecza, a później również na jego terytorium, mieszkało wiele innych ludów, z których każdy miał swoją historię i kulturę, własny język i własne piśmiennictwo. Wszystkie ludy podobnie jak Sumerowie pisały na tabliczkach, takich samych jak te, które zbadał Nikolski.
Powstaje pytanie: gdzie, kiedy i przez kogo zostały odnalezione owe tabliczki? W jaki sposób nauczono się je odczytywać? Co prócz tych tabliczek odnaleźli archeologowie, którzy prowadzili prace wykopaliskowe w Mezopotamii?
Opowiemy o tym w następnych rozdziałach.
POSZUKIWANIA NINIWY
1
Pismo linearno-hieroglificzne — rodzaj pisma, w którym rysunki przedmiotów (hieroglify) oznaczone są kilku liniami.
Bogactwa Bliskiego Wschodu są niezmierzone. W głębi jego ziemi kry ją się niewyczerpane zasoby nafty, nawadniane pola przynoszą niezwykłe urodzaje, jednak chłopi arabscy — fella-chowie — giną z głodu i wycieńczenia. Robotnicy arabscy pod ciężarem przymusowej pracy, przerastającej ludzkie możliwości, szybko opadają z sił i zamieniają się w inwalidów. Goniący niepowstrzymanie za zyskami imperialiści amerykańscy, angielscy i francuscy wypompowują wszystkie naturalne bogactwa z krajów Bliskiego Wschodu.
Historia opanowania przez nich tych krajów stanowi pasmo nieprzerwanych krwawych podbojów i jawnej przemocy, co bynajmniej nie przeszkadza imperialistom uważać się za „przyjaciół“ narodów arabskich, z których wyciskają wszystkie soki żywotne. Zdarza się, że angielscy, francuscy i amerykańscy agenci przywdziewają maskę misjonarzy, kupców, uczonych,
Ilustracja u góry: Scena z bitwy. Płaskorzeźba asyryjska. badaczy tych krajów, etnografów, historyków, językoznawców i archeologów... Ułatwia im to rabunkową działalność.
...Wracając w lecie 1820 r. ze swej podróży po Kurdystanie 1 Klaudiusz James Rich zatrzymał się w Mosulu. Ten młody człowiek nie pomijał żadnej sposobności, by lepiej poznać kraj, do którego losy rzuciły go jako przedstawiciela Wschodnio-In-dyjskiego Towarzystwa 2. Rich wiedział, że Londyn wysoko ceni jego szczegółowe raporty o bogactwach naturalnych Iraku, o dochodowych wykopaliskach, o stanie gospodarczym, życiu i obyczajach „tubylców“. Zebranie szczegółowych wiadomości o Mosulu i jego okolicy mogło być bardzo korzystne dla dalszej kariery służbowej Richa, gdyż firma, której był przedstawicielem, skwapliwie zrobiłaby z nich właściwy użytek. Była to nie byle jaka firma — znał ją cały świat: posiadała własną flotę, własną policję, własne sądy i własnych szpiegów. W rękach tej firmy znajdował się cały handel z krajami położonymi na oceanach Indyjskim i Spokojnym.
Cóż więc tak bardzo zaciekawiło w Mosulu owego młodzieńca i co kazało mu zatrzymać się tam parę miesięcy?
Były to zagadkowe pagórki na lewym brzegu Tygrysu, sprawiające wrażenie znieruchomiałych nagle fal. Nie podobna było przejść koło nich obojętnie. Na tle gładkiej powierzchni równiny mezopotamskiej od razu rzucały się w oczy i kazały się domyślać istnienia pogrzebanych pod nimi starożytnych miast, pełnych niezliczonych skarbów.
Mówiła zresztą o tym miejscowa ludność, zapewniając, że tu właśnie za niepamiętnych czasów mieszkał legendarny król Nemrod, który zbudował miasto Niniwę — stolicę Asyrii. Rich niejednokrotnie słyszał opowieści o niezwykłych przedmiotach wykopywanych w tych okolicach, o znajdowanych przez Arabów kamiennych postaciach zwierząt i ludzi. Oczy jego poczynały wtedy płonąć — marzył o przeogromnych skarbach, drogocennych naczyniach napełnionych złotem, o starożytnej broni i wielu innych niezwykłych rzeczach, o których tak wymownie opowiadali Beduini.
33
Rich całymi godzinami błąkał się po pradawnych pagórkach badając każde wzgórze, przyglądając się każdej rozpadlinie. Na podstawie wiele mówiących podań Arabów doszedł do wniosku, że na wschodnim brzegu Tygrysu, tuż naprzeciw Mosulu, kiedyś istotnie znajdowała się Niniwa. I oto Rich rozpoczyna prace wykopaliskowe. Zaledwie jednak zdążył przystąpić do nich, gdy nieoczekiwana choroba przerwała jego prace. W tych okolicach epidemia cholery skazywała na śmierć całe osiedla, a ofiarą jej padł również ów wysoko postawiony przedstawiciel Wschodnio-Indyjskiego Towarzystwa. Rich umarł nie zdoławszy wydrzeć pagórkom Mosulu ich tajemnicy.
Coś niecoś udało mu się jednak zebrać: były to dziesiątki glinianych tabliczek, upstrzonych nieznanymi znakami, był to również cylindryczny kamień podobny do beczki, pokryty takimi samymi znakami, oraz kilka innych przedmiotów. Cała ta kolekcja starożytności zmieściła się w jednej niewielkiej skrzyni, którą odesłano do Muzeum Brytyjskiego w Londynie.
Dopiero po upływie 20 z górą lat podjęto na nowo prace wykopaliskowe w tej miejscowości, a wtedy rzeczywiście stwierdzono, że istniały tu niegdyś wielkie miasta o wspaniałych budynkach, świątyniach i pałacach. Odkopano wtedy setki cennych dzieł sztuki, przedmioty codziennego użytku, broń, instrumenty oraz tysiące innych przedmiotów, którymi posługiwali się ludzie żyjący tu przed 3—4 tysiącami lat. Do 1842 r. jednak owa niewielka skrzynia zawierała wszystko, co znaleziono po dumnym Babilonie i wielkiej Niniwie.
1
Kurdystan — kraj na pograniczu Turcji i Iranu.
2
Wschodnio-Indyjskie Towarzystwo — towarzystwo kupców angielskich założone w 1600 r. w celu eksploatacji gospodarczej Indii. Miało szerokie przywileje, m. in. prawo prowadzenia wojen i własnej administracji na rozległych terenach Indii.
3 Gliniane księgi
Co zaszło w 1842 r.?
Do Mosulu przybył francuski konsul, Botta. Wiedział on o zbiorze starożytności Richa i jego poszukiwaniach zmierzających do odnalezienia Niniwy.
— Może los będzie dla mnie przychylniejszy? — pomyślał Botta i zabrał się do poszukiwań, tym spieszniej, że doszły go słuchy, jakoby Anglicy zamierzali uczynić to samo. Postanowił więc ich wyprzedzić.
Co sprawiło, że ten dyplomata nagle zamienił się w archeologa? Dlaczego u wielu jego kolegów po pewnym czasie również zrodziło się podobne zainteresowanie starożytnymi zabytkami Mezopotamii?
Odpowiedź na te pytania była prosta: imperialistów angielskich i francuskich od dawna nęciły bogactwa złóż naftowych w Iraku, który ponadto leżał na szlaku wiodącym do Indii. Archeologia była znakomitym parawanem, za którym można było ukryć prace wiertnicze — poszukiwania prowadzone tu przez kraje kapitalistyczne.
Na lewym brzegu Tygrysu, naprzeciw Mosulu, na niewielkim pagórku znajduje się wioska Kujundżyk. Tu właśnie Botta rozpoczął poszukiwania. Jego oczom ukazało się ponure pustkowie. Tam, gdzie kiedyś znajdowały się kwitnące sady i urodzajne pola, leżał teraz nagi, piaszczysty step. Na miejscu starożytnych miast piętrzyły się posępne wzgórza, na których stały nędzne lepianki fellachów irackich i lekkie namioty koczowników — Beduinów.
Wynajęci przez Bottę Arabowie w ciągu 4 miesięcy rozkopali wzgórze Kujundżyku — nie znaleźli tam jednak śladów Niniwy. Przekopując zwały ziemi od czasu do czasu natrafiali na niewielkie odłamki płyt, na których pozostały resztki jakichś wyrzeźbionych rylcem postaci, lub na gliniane tabliczki pokryte pismem klinowym.
Ludzie miejscowi ze zdziwieniem patrzyli na niezwykłą pracę podjętą przez Europejczyków. W jakim celu gromadzą, badają i przechowują każdy odłamek?
— Obok naszej wioski jest tego bez liku — rzekł śmiejąc się jeden z mieszkańców Chorsabadu.
— U nas z takich odłamków buduje się chlewy...
Botta z początku nie zwrócił na to uwagi, wszakże nieco później, gdy poszukiwania w Kujundżyku nie przyniosły pomyślnych rezultatów, przypomniał sobie słowa Araba z Chorsabadu. Wioska Chorsabad* znajduje się w odległości 15 km na północ od Kujundżyku. Jest to miejscowość niezdrowa, pełna moczarów. Zalane wodą pola ryżowe są nie wygasającym ogniskiem
Nędzne „chaty“ irackich fellachów
malarii, a nad polami stale unoszą się mgły oparów, wśród których kłębią się niezliczone ilości owadów.
Botta przeniósł swe prace wykopaliskowe do tej właśnie miejscowości,
Malaria dotkliwie dawała się we znaki pracującym Arabom. Wynajęci przez Bottę robotnicy chorowali i często umierali, ale on nie przerywał prac. Miał przecież zawsze na swoje usługi dziesiątki na wpół zagłodzonych „tubylców“, gotowych za nędzne grosze wykonywać każdą robotę. Dla kolonizatorów Bliskiego Wschodu życie ludzkie nie miało zbyt wygórowanej ceny.
Botta rozpoczął kopanie studni na ziemnym wale biegnącym obok wioski Chorsabad. Wkrótce łopatą natrafiono na kamień. Robotnicy wygarnęli ziemię z rowu i znaleźli się na szczycie jakiegoś muru.
I oto w chwili kiedy Botta płonął z niecierpliwości, by czym prędzej odkopać cały mur, na przeszkodzie stanął mu niezrozumiały upór okazywany przez miejscową ludność.
Na wale chorsabadzkim tu i ówdzie stały nędzne szałasy splecione z trzciny i mat. Nie przedstawiały wielkiej wartości i Botta gotów był zapłacić ich właścicielom odszkodowanie za przeniesienie tych domostw gdzie indziej. Wymagało to tyleż czasu, co przeniesienie zwykłego namiotu z brezentu. Ku wielkiemu jednak zdziwieniu Botty Arabowie zdecydowanie odrzucili tak korzystną propozycję.
— Nie, panie, nie wolno! — odpowiadali oglądając się z obawą na wszystkie strony.
— Dlaczego nie wolno?
Nie zdołał uzyskać od nich jakiejkolwiek rozumnej odpowiedzi.
Następnego dnia żaden z Arabów nie stanął do pracy.
O cóż tu chodzi? Botta długo usiłował odgadnąć przyczynę tego, co się stało, rozpytywał ludzi, ale ci odpowiadali mu niechętnie i zagadkowo.
A oto na czym polegała cała ta sprawa:
Pasza z Chorsabadu z obawą i podejrzliwością śledził prace wykopaliskowe.
— Czego szukają ci przybysze z Europy? Czyżby tylko starych kamieni, z których wszyscy budują tu piece? Nie — on się nie da oszukać! Nie jest tak łatwowierny, by w to uwierzyć. Botta niewątpliwie szuka skarbu. Nie wyrzucałby przecież pieniędzy na wiatr... On, stary pasza, dobrze zna Francuzów i Anglików! Mają na celu tylko własną korzyść! Skarb powinien należeć do niego, do paszy Chorsabadu!
Irak w owych czasach należał do Imperium Ottomańskiego, czyli do Turcji. Pasza pobierał podatki i opłaty na rzecz tureckiego sułtana. Wyciskanie pieniędzy z ubogiej ludności nie było wszakże rzeczą łatwą; rzadko również udawało się zatrzymać dla siebie coś niecoś z tych opłat — a oto nieoczekiwanie zjawia się sposobność wzbogacenia się!
Pasza pisze długi i obszerny raport do Konstantynopola. Francuzi zamierzają coś złego: kopią rowy, budują fortecę, tylko patrzeć, a sprowadzą tu swoje wojska... Nie tracąc czasu pasza surowo ukarał robotników wynajętych przez francuskiego konsula.
Dowiedziawszy się, o co chodzi, Botta przedsięwziął również odpowiednie kroki: niezwłocznie powiadomił swój rząd, porozumiał się z władzami tureckimi — iw rezultacie dopiął swego.
Pasza Chorsabadu nie był jednak daleki od prawdy.
Rzecz jasna, że prace wykopaliskowe Botty i wielu innych archeologów — zarówno francuskich, jak angielskich, niemieckich czy amerykańskich — bynajmniej nie miały na widoku samych jeno celów naukowych. Łatwiej było pod pozorem prac wykopaliskowych zorientować się w bogactwach naturalnych kraju, dokonywać zdjęć fotograficznych całych miejscowości i badając stan gospodarczy kraju bezkarnie przygotowywać jego podbój.
Jak wiemy, w taki właśnie sposób Anglicy odebrali Turcji Irak, a Francuzi — Syrię.
Ów nieuk-pasza goniący za zdobyciem majątku miał więc rację i okazał się bardziej przewidujący aniżeli władze tureckie.
1
Pasza — wielkorządca, namiestnik lub dowódca wojsk w Iraku.
Prace wykopaliskowe w Chorsabadzie podjęto na nowo. Botta kazał kopać wzdłuż muru.
Robotnicy wynieśli w koszach ogromne ilości ziemi i w ten
Wojownicy asyryjscy Fragment płaskorzeźby
sposób uprzątnęli wielką komnatę, której ściany były wyłożone alabastrowymi płytami.
Botta był zdumiony tym, co ujrzał. Wprawna ręka starożytnego artysty-rzeżbiarza uwieczniła na kamieniu całe sceny z życia i obyczajów nieznanego ludu, o którym pamięć, zdawać by się mogło, zaginęła na zawsze. Ze ścian odkopanej komnaty spoglądali brodaci wojownicy odziani w niezwykłe stroje, uzbrojeni w luki i strzały, dzidy i oszczepy. Pędziły rydwany bojowe zaprzężone w konie. Ciągnęły szeregi jeńców ze związanymi rękami.
Była to jedna z kart historii — ale czyjej, jakiego ludu, z jakiego okresu? Może napisy umieszczone obok tych wizerunków mówiły o tym, ale Botta nie umiał ich odczytać. Nie wiedział nawet, w jakim są napisane języku. Było jednak rzeczą oczywistą, że przed nauką stanęła jakaś nowa, najwidoczniej bardzo dawna cywilizacja.
Radość Botty zamieniła się natychmiast w rozpacz: oto wspaniałe alabastrowe płaskorzeźby po wydobyciu ich na powierzchnię poczęły bardzo szybko ulegać zniszczeniu. Jaskrawe kolory zdobiące rzeźby i nadające im szczególny wyraz żywości — bladły, płyty alabastrowe kruszyły się i zamieniały w proch.
Czyżby te niezwykłe dzieła sztuki, które zapewne przetrwały tysiąclecia, miały być odkryte tylko po to, by ulec ostatecznej zagładzie?
Winę za to ponosił sam Botta: zbytnio się spieszył i pragnął możliwie najszybciej zapakować wszystko w skrzynie i odesłać do Paryża. Trzeba było zdać sobie sprawę z tego, że pośpiech przy takich pracach jest niedopuszczalny i że może przynieść jedynie szkodę, gdyż przedmioty, które tyle czasu przeleżały w ziemi, wymagają szczególnej pieczołowitości. Nie wolno wydobywać ich od razu na powierzchnię, poddając działaniu powietrza i promieni słonecznych.
Ale zagłada tych wspaniałych dzieł sztuki nie zniechęciła Botty: z nową energią zabrał się do prac wykopaliskowych. Docierał do coraz głębszych pokładów ziemi odkrywając coraz to nowe komnaty, a ich bogactwo i przepych budziły w nim coraz większy zachwyt.
— To niewątpliwie był jakiś pałac!
Botta sądził, że udało mu się wreszcie natrafić na ślad starożytnej Niniwy — tego potężnego miasta, którego bały się wszystkie narody starożytnego Wschodu i o którym z takim niekłamanym zachwytem pisali wszyscy współcześni mu kronikarze.
— Niniwa zajmuje przestrzeń, której przebycie wymaga trzech dni marszu. Samych jeno niemowląt, nie potrafiących odróżnić swej lewej ręki od prawej, jest w tym mieście ponad 120 tysięcy — pisał jeden z nich.
— Kupców w mieście onym więcej jest aniżeli gwiazd na niebie, a wszelakich sprzętów drogocennych — nieprzeliczone zapasy. Książąt w mieście onym — niczym szarańczy, a wodzów — niczym muszek roje! — wtórował mu drugi.
— Jest to miasto, w którym trwa nieustające święto i beztroskie życie, a którego serce mówi: Jam jest i nikogo nie ma poza mną! — pisał trzeci kronikarz.
Prace wykopaliskowe trwały 2 lata. Do Chorsabadu z pomocą konsulowi przybył bardzo wprawny rysownik; przydało się to ogromnie, gdyż bardzo wiele z tego, co odnalazł Botta, uległo zniszczeniu i należało bodaj na papierze pozostawić ślad po
Koniuszy króla asyryjskiego
Fragment płaskorzeźby
tych znakomitych dziełach architektury i sztuki, które archeologowie wciąż odkrywali. Jednak wyniki prac wykopaliskowych były tak obfite, że nawet z ocalałych przedmiotów można było skompletować zbiory dla niejednego muzeum. Botta miał na widoku jedynie muzeum Luwru. Najładniejsze okazy pakował w skrzynie i wysyłał do Paryża. Wszystko inne, co uważał za mniej wartościowe, zostawiał beztrosko na miejscu nie dbając o to, co się z tym stanie. Toteż wiele przedmiotów skradziono i wiele uległo zniszczeniu.
Kiedy miejscowa ludność zdała sobie sprawę z tego, że owe „kamienie“ mogą się przydać nie tylko do budowania chlewów, zaczęto rózkradać większe kamienne płyty i sprzedawać je tym, którzy więcej płacili.
Botta skrupulatnie przestrzegał dyrektyw otrzymanych od swych zwierzchników. Stosowane przez niego metody poszukiwań archeologicznych — polowanie na skarby i szczególnie wartościowe przedmioty — były niezmiernie szkodliwe dla nauki.
Archeologia bowiem, stanowiąca nieodłączną część wiedzy historycznej, powinna dbać o możliwie najbardziej skrupulatne i wnikliwe zbadanie nie samych tylko znalezisk, lecz także i miejsc, gdzie najdrobniejszy nawet szczegół odnaleziono.
Botta przerwał dalsze prace wykopaliskowe, gdy nabrał przeświadczenia, że wszystko, co można było odnaleźć, zostało już znalezionej że archeolog nie ma tu już nic więcej do roboty. Jednakże po upływie paru lat Francuzi ponownie skierowali wyprawę do Chorsabadu i przybyły na miejsce architekt, Wiktor Place, znalazł wiele jeszcze ciekawych rzeczy — mianowicie odkopał cały labirynt komnat i korytarzy, składy ceramiki i sprzętów, piekarnię i piwnicę, w której przechowywano wina...
Oto obszerne pomieszczenie całkowicie wypełnione wyroba-
Ogólny widok pałacu w Chorsabad Rekonstrukcja
mi z żelaza^ w innym — przechowywane były różnokolorowe kafle, pokryte glazurą. Wspaniałe barwy tych kafli nic nie straciły po latach na żywości i zachowały się w takim stanie, jakby dopiero wczoraj wyszły spod rąk malarza. Metal, z którego były zrobione młoty, łopaty, pługi, motyki, łańcuchy, gwoździe i haczyki, dźwięczał przy uderzeniu jak gong.
Kiedy znaleziono podobny skład żelaznych przedmiotów, robotnicy zatrudnieni przy wykopaliskach pozabierali bardzo wiele z nich i niezwłocznie zaczęli ich używać — tak doskonale się zachowały...
Było to niezmiernie rzadkie znalezisko, gdyż najczęściej wszystkie wyroby z metalu (prócz złotych) źle się przechowują, ulegają utlenieniu i szybko niszczeją. Bardzo nieliczne są wypadki, kiedy metalowe przedmioty, które dłuższy czas znajdowały się w ziemi, zachowały się w dobrym stanie i dotrwały do naszych czasów. Do takich wyjątkowych znalezisk należą wazy z brązu wykopane w Karmir-Błur przez radzieckiego archeologa Borysa Piotrowskiego. Owe wazy przeleżały w ziemi z górą dwa i pół tysiąca lat i przechowały się w takim stanie, że jeszcze dziś nadają się do użytku. Kilka takich waz, świadczących o bardzo wysokim poziomie obróbki metali stosowanej przez starożytnych mieszkańców Zakaukazia, znajduje się w Ermitażu* w Leningradzie.
Ciekawe są okoliczności, w których Place odnalazł piwnicę z winami.
Pewnego razu robotnicy natrafili na wąskie i ciasne pomieszczenie, w którym w równych szeregach ustawione były gliniane naczynia mające ostro zakończone dna. Naczynia wydobyto na powierzchnię ziemi. Wewnętrzne ścianki naczyń były pokryte gęstą, brunatną masą. Place sądził, że jest to pokryta brudem glazura. Lecz oto po silnej ulewie dokoła rozszedł się zapach wina.
— Skąd się wziął ten zapach? — zachodzili w głowę robotnicy. Zapach wina wyraźnie dolatywał z miejsca, gdzie stały naczynia.
♦ Ermitaż — nazwa muzeum i galerii obrazów w Leningradzie.
Kiedy zajrzano do ich środka, okazało się, że są wypełnione wodą deszczową. „Glazura“ znikła bez śladu — gdyż jak się okazało, był to po prostu osad winny, który rozpuścił się w wodzie.
Dzięki temu przypadkowi udało się ustalić, do czego służyły owe naczynia i jakie przeznaczenie miało miejsce, w którym je przechowywano.
Place uzupełniał szybko swe zbiory dużymi ilościami drobnych przedmiotów. Szczególną uwagę zwracało na siebie siedem tabliczek: złota, srebrna, miedziana, ołowiana, magnezytowa, alabastrowa i tabliczka z lapis-lazuli*. Wszystkie znajdowały się w kamiennej skrzyni, wmurowanej w fundamenty pałacu.
Przyglądając się tabliczkom Place odnalazł na każdej z nich zupełnie podobne do siebie znaki pisma. — Jest to zapewne akt umieszczony przy zakładaniu fundamentów budynku — domyślił się, żałując jednocześnie, że nie potrafi odczytać tabliczek.
Place zebrał bogate zbiory starożytności Wschodu, lecz niestety, zaledwie znikoma ich część została przekazana nauce — reszta zginęła bezpowrotnie. Oto jak się to stało: Wszystkie znalezione przez Place’a w Chorsabadzie posągi, płaskorzeźby, różne sprzęty, naczynia, ozdoby i kosztowności, a także wyroby z metalu i kamieni zostały zapakowane do skrzyń, przeniesione na brzeg Tygrysu i załadowane na keleki, czyli lekkie tratwy utrzymywane na wodzie przez miechy wypełnione powietrzem.
Tego rodzaju tratwy dziś jeszcze służą w Iraku do wodnego transportu ładunków, a niekiedy i ludzi.
Za pomocą tych tratw Place zamierzał dostarczyć swe zbiory do Basry, miasta położonego w dolnym biegu Tygrysu, dokąd miał przybyć statek, by je następnie przewieźć do Francji.
Wskutek niedbalstwa ludzi zajętych transportem dwie tratwy wywróciły się i zatonęły w rzece. Wraz ze zbiorami Place'a ..... i
♦Lapis-lazuli — lazuryt; ciemnobłękitny minerał, kamień zdobniczy.
zginęły również dziesiątki skrzyń z przedmiotami wykopanymi przez inne wyprawy archeologiczne i wysyłanymi do muzeum w Luwrze.
Przy dobrych chęciach i wytrwałości można było ostatecznie wydobyć z dna rzeki zatopiony ładunek. Prace ratownicze były jednak prowadzone powoli i żle. Wysłany w tym celu francuski statek wojenny nie przybył, a niewielki, stary stateczek angielski, znajdujący się na wodach Tygrysu, nie nadawał się do udzielenia należytej pomocy przy pracach ratowniczych. Po paru nieśmiałych i nieudolnych próbach wydobycia z dna rzeki zatopionych bezcennych zbiorów zrezygnowano z dalszych wysiłków.
Obfitość znalezisk doprowadziła do tego, że niekiedy za przewóz ładunków płacono płaskorzeźbami posiadającymi niezwykłą wartość artystyczną. Przepiękne dzieła sztuki zamieniały się w obiegową monetę. Owi archeologowie-poszukiwacze skarbów bez skrupułów handlowali historycznymi pamiątkami wyjątkowej wartości, rozpraszali zbiory uniemożliwiając w ten sposób prawdziwym uczonym zbadanie całości materiału i przestudiowanie epoki, z której pochodziły odnalezione przedmioty.
Zdarzało się również, że nie podobna było później ustalić, w czyich rękach znalazł się ten lub inny przedmiot i gdzie został odnaleziony. A przecież wyrwTany z całości i pozbawiony dokumentacji okaz archeologiczny traci połowę swej wartości. Dla nauki historycznej jest niemal stracony.
Ani Rich, ani Botta, ani Place nie zdołali jednak odnaleźć Ni-niwy. Pod pagórkiem chorsabadzkim znajdowało się jedynie odległe przedmieście Niniwy, noszące nazwę: Dur-Szarrukin.
Odnalezienie stolicy Asyrii przypadło w udziale Anglikowi — Layardowi.
Dla poszukiwaczy przygód i wszelkiego rodzaju awanturników istnieje wiele możliwości zrobienia tzw. kariery. Sfery rządzące państw imperialistycznych często uciekają się do usług tego typu ludzi w dążeniu do podporządkowania sobie kolonii i ludności krajów zależnych.
Zadaniem takich agentów jest wzniecanie waśni narodowościowych i religijnych, podjudzanie jednego szczepu przeciw drugiemu, organizowanie incydentów pogranicznych i intryg, mających na celu osłabienie ruchów narodowo-wyzwoleńczych oraz podbój narodów kolonialnych po to, by z największym dla siebie zyskiem zamienić krew i pot tych ludzi na dolary i funty.
Życie i działalność Layarda są bardzo znamienne dla tego typu ludzi. Widzimy go raz w Paryżu, kiedy indziej w Genewie, to znów w Rzymie lub w Londynie. Zajmuje się sztuką, interesuje go medycyna, filologia 1 i nauki prawnicze. W pewnej chwili zdawać by się mogło, że oto Layard ostatecznie wybrał zawód: osiedla się w Londynie, pracuje w kancelarii adwokackiej i spędza aż 6 lat na wykonywaniu tego zawodu. Dochodzi jednak do wniosku, że to zajęcie nie pomoże mu w zrobieniu kariery — rzuca więc nudną pracę biurową i wyjeżdża na Wschód. Postanawia dotrzeć do Cejlonu, rezygnuje jednak z wygodnej morskiej podróży i wybiera znacznie dłuższą i bardziej uciążliwą marszrutę lądową. Widzimy go, jak wędruje przez Bałkany i przybywa do Konstantynopola, gdzie zawiera znajomość z ambasadorem angielskim w Turcji.
Dyplomata ów należycie ocenił Layarda i jego gotowość wykonania każdego, nawet najbardziej ryzykownego zadania, jakie mu zostanie zlecone.
Layard zjawia się w Syrii, w Palestynie, w Iraku i Iranie. Można go spotkać i w namiotach koczowniczych plemion perskich, i w ubogiej lepiance arabskich fellachów. Przyjaźni się z szejkami (przywódcami plemion) Beduinów i ucztuje z Syryj-czykami-chrześcijanami, wszędzie zaś snuje sieć intryg i podjudza jednych przeciwko drugim.
Powodzenie Francuzów w Chorsabadzie wzbudziło w nim zazdrość, a jednocześnie naprowadziło na myśl, że owe prace wykopaliskowe mogą z jednej strony przyczynić się do wzbogacenia zbiorów Muzeum Brytyjskiego, z drugiej zaś — w znakomity sposób zamaskują właściwe poczynania Layarda. Ambasador angielski gorąco zaaprobował ten plan, udzielił Layard owi finansowego poparcia — i oto rozpoczyna on swą działalność.
Przede wszystkim składa wizytę gubernatorowi Mosulu — Keritli Oglu. Ówczesny kronikarz tymi słowami maluje wizerunek tego despoty: ,,Keritli Oglu miał jedno oko i jedno ucho. Był barczysty i opasły. Twarz miał pokrytą śladami po ospie, był niezdarny w ruchach i mówił zachrypniętym głosem“.
Był to jeden z najokrutniejszych wielkorządców tureckich w podbitym Iraku. Jako gubernator Mosulu nie pomijał żadnego sposobu, by wyzyskać do ostatnich granic wynędzniałą i głodującą ludność. Niezależnie od wszelkiego rodzaju innych podatków obłożył ludność jeszcze jednym, noszącym nazwę dżes parasi, co w przekładzie znaczy: pieniądze za zęby, czyli mówiąc po prostu — mieszkańcy musieli płacić specjalny podatek za... zużywanie się zębów gubernatora przy spożywaniu jadła, które raczył na j miłości wie j przyjmować od łupionej przez niego ludności.
Layard ukrył przed Keritli Oglu swój zamiar podjęcia robót wykopaliskowych, natomiast rozpowszechnił pogłoski o tym, że chce zapolować na niedźwiedzie, które znajdowały się w okolicach Mosulu, i w tym celu wraz z kilkoma myśliwymi udał się łodziami w dół Tygrysu.
Layard od dawna upodobał sobie wielkie wzgórze zwane Nimrud, o którym krążyło wiele legend.
Po upływie pięciu godzin podróży rzeką Layard znalazł się u celu. W zrabowanej doszczętnie i porzuconej wiosce natrafił przypadkowo na jedyną ocalałą rodzinę ,,tubylców“, gnieżdżącą się wśród ruin. Trzy wychudłe kobiety otoczone gromadą półnagich dzieciaków przykucnęły obok dogasającego ogniska. Obok stał Arab — głowa rodziny — w białym zawoju na głowie i szerokim płaszczu. Layard usłyszał od niego opowieść o krwawym pogromie, jakiego dokonał tu Keritli Oglu, a także o tym, że mieszkańcy wszystkich okolicznych wiosek opuścili swe stare domostwa i wywędrowali, dokąd oczy poniosą, byle uciec przed nieposkromioną żarłocznością tureckiego gubernatora.
Layard szybko zorientował się, że Awad — takie imię nosił ów Arab — gotów jest za marne grosze wykonywać każdą pracę. Z miejsca wynajął go wraz z kilkoma innymi robotnikami zwerbowanymi przez Awada do kopania i od razu przystąpił, do robót wykopaliskowych.
W ten sposób rozpoczęły się „łowy“ Layarda. Nie było to jednak polowanie na niedźwiedzie, lecz na starożytne zabytki Wschodu.
1
Filologia — nauka, której przedmiotem jest badanie treści i sensu słów, zdań, utworów, literatury różnych narodów.
Szeroki wał Nimrudu odcinał się wyraźnie na tle porannego nieba, niczym twierdza. Z wierzchołka wzgórza roztaczał się widok na spalony słońcem, nagi step, nad którym wiatr pędził tumany piasku. Na powierzchni wzgórza pełno było porozrzucanych w nieładzie odłamków glinianych tabliczek z wyciśniętymi na nich znakami klinowego pisma; wszystko to było zmieszane z ziemią i skorupami glinianych naczyń. Nie to jednak stanowiło przedmiot zainteresowań Layarda. Ucieszył się ogromnie dopiero wtedy, gdy robotnicy przynieśli mu odłamek płaskorzeźby. Miejsce prac wykopaliskowych zostało więc wy* brane właściwie. Nie ulegało wątpliwości, że tu gdzieś pogrzebany jest w ziemi pałac, a może nawet całe miasto, podobne do tego, które odnalazł Botta w Chorsabadzie.
Awad zaprowadził Layarda do sterczącego z ziemi odłamka z alabastru, którego nie podobna było ruszyć z miejsca. Layard kazał kopać dokoła. Wkrótce okazało się, że jest to wielka, czworokątna płyta, za którą znajdowała się następna. Po pewnym czasie odkopano całą ścianę wyłożoną podobnymi płytami. W środku każdej z nich znajdował się napis złożony z takich samych niezrozumiałych znaków.
Powodzenie podwoiło zapał Layarda: podzielił swych robotników na dwie grupy, każąc jednej w dalszym ciągu odkopywać znalezioną komnatę, drugą zaś skierował na południowo-zachodnie zbocze wału, gdzie zauważono odłamki zakopconego alabastru. Wkrótce i tu natrafiono na mur wyłożony płytami, które bardzo ucierpiały od ognia.— najwidoczniej budynek został zniszczony przez pożar.
W jednej z odkopanych komnat wśród stert śmieci i kamyków znaleziono drobne przedmioty z kości słoniowej. Były to niewielkie posążki i ornamenty ze śladami pozłoty. Awad skrzętnie zebrał owe błyszczące kruszyny ukrywając je przed obcymi. Zawinąwszy ów „skarb“ w papier wręczył go uroczyście Layardowi mówiąc:
— O, panie, wasze księgi mówiły prawdę i Anglicy wiedzą o tym, co zostało ukryte przed oczami prawowiernych. Znajduje się tu złoto i jest go wiele! Z boską pomocą odnajdziemy je za parę dni — ale nie trzeba o tym mówić Arabom, którzy nie potrafią trzymać języka za zębami. Inaczej pasza dowie się o wszystkim.
Awad nie posiadał się ze zdumienia, gdy Layard wspaniałomyślnie zwrócił mu owe „skarby“. Łatwowierny Arab nie rozumiał, że kilka błyszczących kruszyn, mających znikomą wartość, nie zaspokoi apetytów angielskich kolonizatorów.
Layard prowadził prace wykopaliskowe w sposób rabunkowy. Całkowicie pochłonięty poszukiwaniem rzeźb podobnych do tych, które znalazł Botta, brutalnie posługiwał się żelaznymi kilofami, niszcząc po drodze wszystko, co jego zdaniem było mniej interesujące.
Layard donosi zresztą sam o tym bez żadnych ogródek w swoich raportach: „Tylko rzeźby, jak najwięcej rzeźb — reszta nie ma dla mnie żadnej wartości!“
Bezlitośnie burzy mury, zrywa podłogi komnat, zamieniając wszystko dokoła w stosy cegieł zmieszanych z ziemią. Robotnicy wynoszą koszami owe gruzy i zrzucają je z wierzchołka pagórka. Poginęło przy tym niemało napisów klinowych, na które
4 Gliniane księgi
49
Layard nie zwracał najmniejszej uwagi. Kto wie, jakie bezcenne historyczne pamiątki, jakie dokumenty starożytnego piśmiennictwa zginęły wtedy bezpowrotnie dla ludzkości!
Po upływie tygodnia Layard uznał za właściwe wrócić do Mosulu, by powiadomić gubernatora o dokonanych pracach, i stwierdził, że w mieście panuje ogromne wzburzenie.
Keritli Oglu zdawał sobie sprawę z bezgranicznej nienawiści, jaką żywi do niego ludność Mosulu — i postanowił wykorzystać również to wrogie uczucie. Pewnego razu po sutym obiedzie udał, że ciężko zaniemógł i umiera. Otoczenie wielkorządcy wyraźnie liczyło się z możliwością nagłego zgonu tureckiego dygnitarza.
Wiadomość ta szybko obiegła całe miasto i wzbudziła niekłamaną radość ludności Mosulu. Jednocześnie rozesłani na wszystkie strony szpiedzy informowali gubernatora o wszystkim, co działo się w mieście.
Wkrótce Keritli Oglu zdrowy i bez szwanku zjawia się nieoczekiwanie na placu rynkowym. Rozpoczął się krwawy porachunek: za ,,rozpowszechnianie fałszywych wiadomości“ chwytano dokoła ludzi, ogołacano ich ze wszystkiego za ,,obelgę“, jakiej się dopuścili wobec „wysokiego urzędu“, oraz za inne podobne „uchybienia“.
Keritli Oglu udawał początkowo, że nic nie wie o pracach wykopaliskowych w Nimrud; by jednak udowodnić Layardo-wi jego uchybienie, w czasie rozmowy z nim po pewnej chwili sięgnął do swego biurka, gdzie znajdowały się zawinięte w brudny papier mizerne kruszyny pozłoty, podobne do tych, które przed kilkoma dniami Awad wręczył Anglikowi.
— Zostało mi to doręczone przez oddanych ludzi, którzy bacznie śledzili pańską działalność. Proszę się przyznać — znalazł pan chyba wiele złota!
Layard wyraził zgodę na prowadzenie robót pod nadzorem specjalnego agenta paszy, który miał prawo zabierać dla gubernatora wszystkie znalezione cenne metale.
Liczbę robotników zatrudnionych przy odkopywaniu znacznie zwiększono, ponadto rozpoczęto poszukiwania w innych jeszcze miejscach. I oto Layard znalazł wreszcie to, czego szukał — mianowicie pięknie zdobione posągi i płaskorzeźby. Wtedy jednak nieoczekiwanie przyszedł z Mosulu rozkaz wstrzymania dalszych prac wykopaliskowych.
— Ku wielkiemu memu ubolewaniu dowiedziałem się — rzekł Keritli Oglu Layardowi — że wał ziemny, w którym czyni pan swoje poszukiwania, był kiedyś cmentarzem muzułmańskim. Zakon zabrania nam zakłócać wieczny spoczynek prawowiernych.
Layard zaprzeczył twierdząc, że na miejscu wykopalisk nie ma żadnych grobów i że dawny cmentarz znajduje się na uboczu.
— Nie, nie mogę pozwolić na dalsze prowadzenie robót — upierał się gubernator. — Uprzedzam, że może pan przypłacić to głową. Uważam pana za swego najdroższego i prawdziwego przyjaciela i byłbym niepocieszony, gdyby miało pana spotkać coś złego!
Gubernator wyraźnie dawał Layardowi do zrozumienia, że grozi mu napaść ze strony zabobonnych Arabów — jednak przebiegły Layard doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że organizatorem takiej napaści mógłby być jedynie... sam turecki gubernator.
Nie mogąc przekonać gubernatora o niesłuszności jego twierdzenia Layard powrócił do Nimrud z niezłomnym postanowieniem prowadzenia nadal robót mimo wydanego zakazu.
Można sobie wyobrazić zdumienie Layarda, gdy powróciwszy na miejsce prac wykopaliskowych dowiedział się, że owo pradawne cmentarzysko, na które powoływał się gubernator, było... fałszywym cmentarzem.
Oto co mu opowiedział jeden z żołnierzy: *
— Otrzymaliśmy rozkaz zbudowania grobów na zboczu wału i pracowaliśmy dwie noce przenosząc płyty kamienne z odległych wiosek. W ciągu tych dwu nocy zburzyliśmy więcej prawdziwych mogił prawowiernych, aniżeli mogły tego dokonać dwuletnie prace wykopaliskowe. Zamęczyliśmy konie i sami opadamy z sił przewożąc te przeklęte kamienie...