11,99 zł
Florystka Corryna Lawson otrzymuje propozycję zaprojektowania oprawy wesela lokalnej elity. To dla niej życiowa szansa. Gra o sukces staje się jeszcze bardziej podniecająca, kiedy stronę kulinarną imprezy ma się zająć przystojny i bogaty szef kuchni Colin Reynolds. Oboje od początku kłócą się z sobą, aż iskry lecą, co któregoś wieczoru kończy się gorącym seksem. Od tej pory Corryna ciągle czuje na sobie jego wzrok i wie, że Colin jej pożąda...
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 153
Karen Booth
Gra zmysłów
Tłumaczenie:
Grażyna Woyda
Corryna Lawson dodawała właśnie do bukietu piękną peonię, kiedy wokół niej zapadła ciemność. Muzyka, której słuchała podczas pracy, nagle ucichła. Wyeksponowane od strony ulicy ozdobne elementy mające zachęcić klientów kwiaciarni przestały być widoczne.
- Co się do cholery dzieje? – spytała z irytacją, ale nie doczekała się odpowiedzi, bo cały personel firmy Royal Blooms był już nieobecny. Nawet Hannah Waters, najwyższa rangą pracownica kwiaciarni, wyszła przed co najmniej dwiema godzinami.
Corryna lubiła zostawać w sklepie po jego zamknięciu i projektować roślinne elementy dekoracyjne przy dźwiękach muzyki. Zawsze kochała kwiaty i doskonale się wśród nich czuła. A poza tym nie spieszyło jej się do domu, bo wiedziała, że nikt tam na nią nie czeka.
Od czasu rozwodu mieszkała samotnie.
Po omacku znalazła leżący na stole telefon i włączyła latarkę, a potem podeszła do frontowych drzwi, omijając stojące na jej drodze wiadra z kwiatami.
Wielkie okna wystawowe wychodzące na centrum miasteczka Royal były pogrążone w mroku. Wyglądało na to, że pozbawione prądu zostały również wszystkie sklepy po drugiej stronie ulicy.
Corryna wyszła na dwór i zmrużyła oczy, bo oślepiły ją na chwilę reflektory przejeżdżających samochodów. Zdążyła jednak dostrzec gromadę klientów narożnej knajpki Royal Diner, którzy wychodzili z lokalu i wydawali się równie zaskoczeni jak ona.
Okolica tonęła w ciemnościach.
Zdała sobie sprawę, że wielkie chłodnie znajdujące się na zapleczu sklepu są wypełnione kwiatami o wartości tysięcy dolarów.
Kunsztowne roślinne kompozycje miały uświetnić zbliżające się wesele słynnego autora bestsellerów, Xaviera Noble’a, oraz hollywoodzkiej aktorki i producentki, Ariany Ramos.
Corryna mieszkała w Royal od niemal ośmiu lat, więc wiedziała, że państwo Noble, rodzice Xaviera, należą do najbardziej szanowanych członków miejscowej elity. Zaślubiny ich syna mające się odbyć za niecałe trzy miesiące już teraz uchodziły za najważniejsze wydarzenie towarzyskie roku, a Corryna była bardzo zadowolona z tego, że właśnie jej powierzono scenograficzną oprawę przyjęcia weselnego.
- Cześć, Corryna – powitała ją Morgan Grandin, właścicielka luksusowego butiku sąsiadującego z jej kwiaciarnią, oświetlając latarką zamek w drzwiach swojego sklepu. – Niech diabli wezmą tę awarię. Nie znoszę zamykać interesu przedwcześnie, ale przecież w tych warunkach nie da się pracować.
Corryna zgasiła latarkę komórki, aby nie dopuścić do wyładowania baterii.
W świetle księżycowej poświaty widziała wyraźnie bladą twarz Morgan i jej jaskrawo rude włosy.
- Jak długo twoim zdaniem może potrwać ta awaria? – spytała.
- Rozmawiałam przed chwilą z moją siostrą Chelsea – odparła Morgan, wzruszając ramionami. – Jej mąż, Nolan, mówi, że całe miasto tonie w ciemnościach. Kto wie, ile czasu może potrwać naprawa tak skomplikowanej instalacji. Mam nadzieję, że to kwestia godzin, a nie dni.
- Dni? – powtórzyła z przerażeniem Corryna. – Przecież… przecież to chyba niemożliwe…
Wiedziała, że tak długa przerwa będzie ją kosztować wiele tysięcy dolarów. Taka perspektywa byłaby dla niej katastrofalna. Choć wypłacała sobie żałośnie niską pensję, kwiaciarnia z trudem wychodziła na swoje.
Utrata tak cennego towaru pogrążyłaby ją w długach na wiele miesięcy.
- Muszę uratować kwiaty. Trzymam je w chłodni, która nie funkcjonuje bardzo sprawnie. Zaczną więdnąć za kilka godzin, a ja podczas weekendu muszę obsłużyć kilka ślubów. Co mogę zrobić?
Morgan podeszła do niej trochę bliżej i spojrzała na witrynę Royal Blooms.
- Nie znam się na handlu kwiatami, ale myślę, że powinnaś zdobyć dostęp do jeszcze jednej chłodni. A ponieważ ta awaria objęła całe miasto, musisz też znaleźć właściciela chłodni dysponującego agregatem prądotwórczym.
Corryna z trudem powstrzymała się od płaczu.
- Tak… - wykrztusiła przez ściśnięte gardło. – Masz oczywiście rację.
- Takim sprzętem dysponuje TCC – mruknęła Morgan, mając na myśli Klub Teksańskiego Stowarzyszenia Hodowców, który był najważniejszym ośrodkiem życia towarzyskiego miasteczka Royal. – Ale dowiedziałam się przypadkiem, że ich agregat nie funkcjonuje. Podobno kupili nowy i nie potrafią go uruchomić.
- Nie masz żadnej innej koncepcji? – spytała Corryna coraz bardziej drżącym głosem. – Jestem bliska rozpaczy.
- Kto jeszcze może dysponować dużą chłodnią i agregatem? – Morgan zmarszczyła brwi. – Chyba jakaś restauracja…
Odpowiedź na to pytanie nasunęła się Corrynie, gdy tylko Morgan je zadała. Problem polegał na tym, że to wyjście wcale nie budziło jej entuzjazmu.
Doszła jednak do wniosku, że dramatyczne sytuacje wymagają dramatycznych metod działania.
Znała od dawna tę zasadę, więc postanowiła sprawdzić w praktyce jej słuszność.
- Może Sheen?
- Jak ja mogłam o tym nie pomyśleć? – spytała Morgan, chwytając przyjaciółkę za ramię. – Oczywiście! Oni dysponują wszystkim, co może nam być potrzebne.
Głos Morgan był tak przepojony entuzjazmem, że Corryna z trudem zdobyła się na ochłodzenie jej zapału. Uznała jednak, że tylko prawda może ułatwić jej wybrnięcie z trudnej sytuacji.
- Jedynym problemem jest Colin Reynolds – oznajmiła, krzywiąc się z niechęcią na dźwięk tego nazwiska.
Jej zdaniem właściciel i szef kuchni restauracji Sheen był aroganckim, niesympatycznym i pazernym groszorobem.
- On mnie nie znosi, a ja odwzajemniam to uczucie.
- Niemożliwe! Przecież wszyscy cię kochają!
- Ale nie Colin – warknęła Corryna, krzywiąc się z niechęcią. – Przeżyliśmy dwie nieprzyjemne konfrontacje. Było to dawno, ale on na pewno je pamięta.
- Naprawdę? – spytała Morgan, szeroko otwierając oczy.
Corryna dopiero teraz przypomniała sobie, że przyjaciółka uwielbia plotki, od których było gęsto w ich małym miasteczku.
- Jasne. Nasze pierwsze starcie miało miejsce w Silver Saddle. Poszłam do tej knajpy, żeby się dowiedzieć, komu Ariana i Xavier zlecili scenograficzną oprawę swoich uroczystości weselnych. Colin zaczepił mnie przy barze, więc mu powiedziałam, że jestem przypadkiem beznadziejnym i niech sobie znajdzie kogoś innego do pogaduszek. Miałam wrażenie, że umniejszam swoją wartość, ale on zrobił obrażoną minę.
- Czy z tego wynika, że się nie umawiacie?
- W gruncie rzeczy nie. Chcę powiedzieć, że nie miałabym nic przeciwko temu, ale musiałoby to nastąpić w sprzyjających okolicznościach. Nie mogę traktować poważnie takiego faceta jak on. Jego związki z kobietami mają krótki żywot.
- Podobno niezły z niego playboy.
- Też o tym słyszałam. Trzeba przyznać, że jest bardzo przystojny. Ma jakieś metr dziewięćdziesiąt wzrostu, szatynowe włosy i zielone oczy. Ale jest antypatycznym dupkiem. Dwa dni później rozwiązał umowę o współpracy Sheen z moją kwiaciarnią, narażając mnie na poważne straty. A w dodatku wykazał się obraźliwą pewnością siebie. „Moi klienci doceniają moje potrawy, a nie twoje kwiaty!”, tak napisał. Myślę, że po prostu chciał się na mnie odegrać. Ma tak wybujałe ego, że nie potrafi pogodzić się z odmową.
- Chciałabym przedstawić ci inny sposób wybrnięcia z tej sytuacji, ale czuję się bezradna. Żadna inna restauracja nie ma chłodni mogącej pomieścić twoje kwiaty.
- W takim razie nie mam wyboru. Muszę zawieźć do niego cały ten kwitnący bałagan.
- Czy nie chcesz do niego najpierw zadzwonić?
Corryna energicznie potrząsnęła głową.
Była przekonana, że Colin bez namysłu odrzuciłby jej prośbę.
- Muszę wykorzystać element zaskoczenia – wyjaśniła z uśmiechem. – Jeśli zjawię się u niego z ciężarówką pełną kwiatów, będzie mu o wiele trudniej powiedzieć: „nie ma mowy”.
- A co zrobisz, jeśli go nie zastaniesz?
- Jestem pewna, że będzie na miejscu. Ma opinię maniakalnego pracoholika.
Zupełnie jak ja, dodała w myślach.
- Widzę, że sporo wiesz o facecie, którego podobno nienawidzisz.
W dniu, w którym Colin rozwiązał umowę z Corryną, istotnie przyjrzała się jego przeszłości, korzystając z internetu. Chciała poznać jego słabe strony, ale niestety nie znalazła w sieci żadnych kompromitujących informacji. Dowiedziała się, że zrobił błyskawiczną karierę w branży restauracyjnej i uchodzi za niezwykle utalentowanego biznesmena.
Poza tym urodził się w bogatej rodzinie i zarobił mnóstwo pieniędzy jako błyskotliwy inwestor.
- Ja po prostu słucham tego, co opowiadają sobie moi klienci.
- Jeśli chcesz, mogę ci pomóc w załadunku tych wszystkich kwiatów – zaproponowała Morgan, gwałtownie zmieniając temat.
- Naprawdę? – spytała z niedowierzaniem.
- Oczywiście. Bierzmy się do roboty.
Weszły do sklepu, otworzyły tylne drzwi, przy których zaparkowana była furgonetka, i zaczęły ładować do niej wiadra z kwiatami.
Dwadzieścia minut później wszystko było gotowe.
- Dziękuję ci bardzo, Morgan.
- Nie ma za co. Życzę powodzenia podczas negocjacji z Colinem.
- Dzięki. Jestem pewna, że ta rozmowa nie będzie łatwa.
Usiadła za kierownicą, uruchomiła silnik i ruszyła w kierunku restauracji Sheen.
Światła uliczne nie działały, więc musiała pokonywać dobrze sobie znane odcinki drogi wyjątkowo ostrożnie. Chwilami odnosiła wrażenie, że wylądowała na jakiejś odległej planecie.
Zbudowana ze szklanych płyt restauracja Sheen była zwykle rzęsiście oświetlona i przypominała szkatułkę pełną klejnotów. Tego wieczoru tonęła w ciemnościach, a jedynym dowodem na sprawne funkcjonowanie generatora prądu był słaby blask palącej się w głębi lokalu pojedynczej lampy.
Corryna wjechała na parking i ustawiła swój pojazd obok absurdalnie kosztownego samochodu Colina, czarnego SUV-a marki Jaguar.
Przeprowadzając w internecie amatorskie dochodzenie dotyczące Colina Reynoldsa, dowiedziała się, że jest on człowiekiem niezwykle bogatym i ustosunkowanym.
Teraz przypomniała sobie różne epizody związane z jego przeszłością bajecznie bogatego playboya i poczuła się jeszcze bardziej onieśmielona.
Nadal miała możliwość wycofania się z tego przedsięwzięcia, ale uświadomiła sobie, że grozi jej bankructwo z powodu braku prądu, więc zacisnęła zęby i wysiadła z furgonetki.
Wiedziała, że musi stanąć twarzą w twarz z nienawistnym jej przystojnym podrywaczem, ale postanowiła jak najszybciej załatwić sprawę i wrócić do samochodu.
Colin Reynolds nie był mężczyzną, w którego towarzystwie miałaby ochotę długo przebywać.
Siedział w fotelu z nogami na blacie biurka, rozkoszując się smakiem dwudziestosiedmioletniej irlandzkiej whisky. Gdy zobaczył przednie światła pojazdu wjeżdżającego na parking restauracji, natychmiast wstał i podszedł do okna.
Szybko rozpoznał namalowane na drzwiach furgonetki kolorowe godło firmy Royal Blooms, a kiedy ujrzał wysiadającą z niej Corrynę Lawson, z niedowierzaniem potrząsnął głową.
Chyba mam zwidy, pomyślał z przerażeniem.
Wypił dwie szklaneczki whisky, a w wieku czterdziestu dwóch lat nie mógł już polegać na swoim wzroku z takim przekonaniem jak kiedyś, ale… to chyba niemożliwe, żeby złożyła mu wizytę Corryna.
Szybkim krokiem zbliżył się do frontowych drzwi, otworzył je i stanął na progu.
- Jeśli przyjechałaś na kolację, to restauracja jest nieczynna – oznajmił władczym tonem.
Mimo panujących na dworze ciemności twarz Corryny wydała mu się zadziwiająco piękna. Emanowała z niej promienna pogoda ducha i pociągająca seksowność.
Właśnie dlatego zaczepił ją przed kilkoma tygodniami przy barze w Silver Saddle, narażając się na bolesną odmowę.
- Nie przyjechałam tu po to, żeby jeść kolację – oświadczyła lodowatym tonem. – Potrzebuję twojej pomocy.
Colin wahał się przez chwilę, a potem doszedł do wniosku, że powinien sięgnąć po gałązkę oliwną i doprowadzić do poprawy ich stosunków.
- Możesz na mnie liczyć. Co mógłbym dla ciebie zrobić?
Podeszła do niego trochę bliżej i spojrzała mu w oczy. Miała na sobie dżinsy podkreślające szczupłość bioder i białą bluzkę idealnie przylegającą do ciała.
Widział w życiu wiele pięknych kobiet i zaciągnął niektóre z nich do łóżka, ale uroda Corryny zdawała się pochodzić z innego wymiaru rzeczywistości.
Wyglądała bardzo seksownie, a równocześnie sprawiała wrażenie delikatnej panienki z dobrego domu.
- Ile będzie mnie to kosztowało? – spytała nieśmiałym tonem.
- Nic. Powiedziałaś, że potrzebujesz pomocy. O co chodzi?
- Jak wiesz, całe miasto tonie w ciemnościach, a ja, w odróżnieniu od ciebie, nie mam agregatu prądotwórczego. Natomiast w mojej furgonetce więdną kwiaty, za które zapłaciłam kilka tysięcy dolarów.
- Domyślam się, że chcesz skorzystać z chłodni.
- Owszem, jeśli mi na to pozwolisz.
- Nie ma sprawy. Moje skromne pomieszczenia są do twojej dyspozycji.
- Naprawdę? Mówisz poważnie? – spytała z niedowierzaniem.
- Jak najbardziej. Weźmy się do tego od razu.
Podszedł do furgonetki, otworzył tylne drzwi i ujrzał mnóstwo kwiatów. Zdał sobie sprawę, że będzie mu trudno znaleźć dla nich miejsce w chłodni, ale nie mógł już wycofać się z obietnicy.
- Błagam cię o zachowanie ostrożności. Podczas nadchodzącego weekendu muszę obsłużyć dwa wesela.
- Dlaczego zakładasz, że nie będę ostrożny?
- Och, sama nie wiem… chyba powiedziałeś coś, z czego wynikało, że nie przepadasz za kwiatami.
- Pewnie mnie źle zrozumiałaś.
Wyładował z furgonetki kilka wiader i ruszył w stronę restauracji. Minął salę jadalną, dotarł do kuchni i zatrzymał się przy ogromnej chłodni. Gdy otworzył jej drzwi, poczuł na twarzy powiew zimnego powietrza.
- Pospieszmy się. Mój agregat ma ograniczoną wydajność, więc nie należy go przeciążać.
- Rozumiem – mruknęła, wchodząc do lodowatego pomieszczenia.
- Stawiaj te kwiaty w głębi i postaraj się nie wpadać na półki, na których leży mrożona wołowina. Ona też kosztowała sporo.
Corryna pochyliła się, by ustawić wiadra na podłodze, a on ujrzał jej kształtne pośladki i poczuł ukłucie żalu. Był przekonany, że gdyby w tamtym barze nie odrzuciła jego awansów, mogliby przyjemnie spędzić razem kilka wieczorów.
- Wiem, że trzeba zachować ostrożność, więc nie musisz mnie pouczać.
Westchnęła i spojrzała mu w oczy.
- Przepraszam cię za mój agresywny ton. Chyba przyznasz, że mam prawo być zdenerwowana.
- Nie musisz mi nic tłumaczyć. To ja przepraszam za moje głupie uwagi. A teraz weźmy się do roboty, bo trzeba ratować twoje kwiaty.
Pospiesznie ruszyli w stronę furgonetki i zaczęli ją rozładowywać. Zanim skończyli, musieli sześcio- lub siedmiokrotnie przebyć drogę od samochodu do chłodni i z powrotem.
- Dziękuję, Colin – powiedziała Corryna, kiedy praca dobiegła końca.
- Czy mogę ci zaproponować małą whisky?
- Powinnam wracać do domu.
- Jesteś bardzo zmęczona, a ja wiem, że masz za sobą ciężki dzień. Możesz sobie pozwolić na chwilę odpoczynku. Usiądziemy wygodnie, żeby porozmawiać, a ty mi powiesz, dlaczego mnie nie lubisz.
- Przecież to ty mnie nie znosisz.
- Czy nie pamiętasz, że usiłowałem cię poderwać w Silver Saddle? A ty szybko mnie spławiłaś. Zrobiłem to, bo wyglądałaś cudownie, a ja odkryłem, że bardzo mi się spodobałaś.
- Widzę, że nie potrafisz kłamać.
- Właśnie dlatego nigdy tego nie robię. Jestem jak otwarta książka. A poza tym nigdy nie zapraszam na drinka ludzi, których nie lubię.
- Sama nie wiem…
- Ta whisky jest wspaniała. Najlepsza, jaką w życiu piłaś i kiedykolwiek wypijesz.
- Okej, niech będzie. Nie mam wielkiego wyboru. Mogę tylko pojechać do domu i siedzieć w ciemności.
- Właśnie to chciałem od ciebie usłyszeć – oznajmił, usiłując ukryć triumfalny uśmiech. – Zapraszam do mojego królestwa.
Ruszył przodem i zaprowadził ją do swojego gabinetu, w którym nadal stała na biurku butelka whisky.
Lubił ten pokój, gdyż na terenie restauracji było to jedyne miejsce, w którym mógł się choć na chwilę schronić. Zadbał o jego wystrój i zawsze utrzymywał w nim nienaganny porządek.
- Jak tu ładnie! – zawołała z zachwytem Corryna, przesuwając dłonią po skórzanym oparciu jednego z wygodnych foteli. – Mój gabinet jest chyba cztery razy mniejszy.
- Dziękuję za komplement. Ja też bardzo lubię to miejsce, spędzam w nim mnóstwo czasu.
Wyjął z baru drugą szklankę i nalał do niej sporą porcję whisky.
- Wypijmy za sąsiedzką pomoc.
Uśmiechnęła się radośnie, wypiła łyk alkoholu i kiwnęła głową z aprobatą.
- Jest naprawdę wspaniała.
- Jak wszystko, co pochodzi z Irlandii – odparł z kokieteryjnym uśmiechem. – Ja też jestem wspaniały.
Potrząsnęła głową z irytacją i przysiadła na blacie biurka.
- Chciałabym, żebyś odpowiedział mi szczerze na jedno pytanie. Czy rozwiązałeś umowę między twoją restauracją a moją firmą tylko dlatego, że odrzuciłam twoje zaloty w Silver Saddle?
- Próbowałem ci już wytłumaczyć, że rozpoznałem w tobie właścicielkę kwiaciarni dopiero wtedy, kiedy wpadłaś do restauracji, aby na mnie nawrzeszczeć. W takiej sytuacji nie mogłem już cofnąć decyzji.
- Nadal nie jestem pewna, czy mogę ci wierzyć – mruknęła, wypijając następny łyk whisky.
- Jak sama powiedziałaś, nie umiem kłamać, więc powinnaś uznać mnie za wiarygodne źródło informacji. A poza tym nie mam nic do ukrycia. Możesz mnie pytać, o co tylko chcesz.
- W takim razie zdradź mi, dlaczego wybrałeś w tym barze właśnie mnie? Przecież było tam mnóstwo atrakcyjnych kobiet.
- Ponieważ, jak już ci powiedziałem, wyglądałaś wręcz zachwycająco. A w dodatku wyczułem w tobie wyzwanie. W takich przypadkach budzi się we mnie wojownik.
- Więc dlaczego tak szybko zrezygnowałeś?
- Bo zdałem sobie sprawę, że jesteś roztrzęsiona i nie chciałem się narzucać.
- Mimo to wydawałeś się zawiedziony.
- Oczywiście, że byłem zawiedziony. Przeżyłem brutalne zderzenie z rzeczywistością. Odrzuciła mnie najbardziej atrakcyjna kobieta w tym cholernym barze. Myślałem, że mam cień szansy, ale okazało się to iluzją.
- Twoja ocena sytuacji nie była całkowicie błędna. W bardziej sprzyjających okolicznościach zapewne powiedziałabym: tak.
- Byłbym wtedy najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. – Wyciągnął rękę i przesunął czubkiem palca po jej dłoni. – A w dodatku wiem, że potrafiłbym cię uszczęśliwić.
Corryna nadal siedziała na biurku, a on stał tuż przed nią, więc ich twarze były oddalone od siebie o zaledwie kilkanaście centymetrów.
- Masz opinię podrywacza, który nie traktuje poważnie znajomości z żadną kobietą – wyszeptała. – Czy to prawda?
Wzruszył ramionami, a potem wyciągnął rękę i delikatnie odgarnął z jej czoła kosmyk włosów.
- Może za takiego uchodzę, ale w twoich oczach chciałbym zasłużyć na coś więcej. Gotów jestem zrobić wszystko, żebyś nabrała do mnie sympatii.
- Wszystko? – spytała z przewrotnym uśmiechem, jakby chcąc dać mu do zrozumienia, że ta rozmowa może doprowadzić do pomyślnego zakończenia, on zaś przesunął delikatnie dłonią po jej policzku.
Potem podszedł do niej jeszcze bliżej, pochylił się i pocałował ją w szyję.
- Czy możemy uznać to za dobry początek? – spytał szeptem, a gdy kiwnęła głową, zdał sobie sprawę, że jest równie podniecona jak on.
Chwyciła go za ramię i wydała cichy jęk, a potem przesunęła kolano w taki sposób, aby oparło się o jego przyrodzenie. Ten gest podziałał na jego zmysły jak płonąca pochodnia.
- Corryna, pragnę cię tak bardzo jak wtedy, kiedy spotkaliśmy się w barze – wyszeptał do jej ucha. – A może nawet bardziej.
- Więc spróbuj tego dowieść.
Nie odrywając ust od szyi Corryny, zaczął pospiesznie rozpinać jej bluzkę. Ona zaś naparła biodrami na jego nabrzmiałą męskość. Gdy obnażył jej piersi, zaczął je pieścić czubkami palców i całować. Był zaskoczony jej entuzjastyczną reakcją na te pieszczoty.
Nie miał pojęcia, czy Corryna z natury jest tak namiętna, czy też to on wyzwolił w niej odważne wyuzdanie, ale nie zamierzał się nad tym w tej chwili zastanawiać. Rozpiął jej dżinsy, zsunął je razem z majtkami i przykląkł na podłodze. Był nadal ubrany, ale choć marzył o tym, aby się z nią połączyć, postanowił przedłużyć grę wstępną i zapewnić swej partnerce maksimum doznań erotycznych.
- Usiądź na krześle – polecił zmienionym głosem.
Spełniła jego życzenie i odchyliła się do tyłu, by mógł podziwiać widok jej nagiego ciała. Nie wstając z kolan, zarzucił sobie na ramię jej nogę, pochylił się i zaczął przesuwać językiem po łechtaczce. Niemal natychmiast wplotła palce w jego włosy i głęboko wciągnęła powietrze, a potem wbiła mu paznokcie w plecy i wydała cichy jęk rozkoszy.
- Colin… - wyszeptała. – Colin… Ja chyba chcę czegoś więcej.
- To dobrze, bo ja też.
Jego słowa jeszcze nie wybrzmiały, kiedy zrobiła coś, co go zaskoczyło. Zdjęła nogę z jego pleców i naparła dłońmi na jego ramiona, zmuszając go do położenia się na podłodze. Potem przyklękła, usiadła na nim, a następnie obiema rękami objęła jego męskość i wprowadziła ją do swojego wnętrza. Nie zdążył zapytać, czy jest zabezpieczona przed niepożądaną ciążą, ale doszedł do wniosku, że taka kobieta na pewno bierze tabletki antykoncepcyjne.
Przywarła biustem do jego piersi i zaczęła się poruszać, a on ścisnął dłońmi jej pośladki. Niemal równocześnie oboje wpadli w stan ekstazy.
Colin miał spore doświadczenie w sprawach seksu, ale nigdy nie przeżył tak szaleńczo namiętnego stosunku z kobietą. Zdał sobie sprawę, że zbliża się do szczytu i że nie zdoła opóźnić orgazmu.
Jakby czytając w jego myślach, Corryna wydała cichy okrzyk i wykonała jeszcze dwa lub trzy szybkie ruchy, a potem opadła bezwładnie na jego pierś.
Gdy odzyskał zdolność logicznego myślenia, objął jej biodra i przyciągnął je do siebie. Pragnął przedłużać tę przygodę w nieskończoność.
Doszedł do wniosku, że awaria prądu to najlepsza rzecz, jaka wydarzyła się w jego życiu w tym miasteczku.
- To było fantastyczne – oznajmił z uśmiechem.
Corryna uniosła się do pozycji siedzącej i spojrzała na niego z góry.
- Tak. – Zsunęła się z jego kolan, podniosła z podłogi swoją bieliznę i wstała. – To było miłe.
- Miłe? Chyba mnie nie doceniasz.
- Przyjemnie spędziliśmy dziesięć minut w twoim gabinecie. – Włożyła majtki i sięgnęła po stanik. – Nie przywiązuj do tego zbyt wielkiego znaczenia.
- Dziesięć minut? Moim zdaniem to trwało trochę dłużej. Przeżyłaś dwa orgazmy, więc myślałem, że będziesz usatysfakcjonowana.
- Ja tam ich nie liczyłam – mruknęła, zapinając guziki bluzki i skupiając na tej czynności całą uwagę.
Poczuł się zlekceważony. Przeżył piękną erotyczną przygodę i liczył na dalszy ciąg, a ona brutalnie sprowadzała jego nastrój do parteru.
- Nie mówiłem, że masz coś liczyć. Miałem tylko wrażenie, że zasługuję na odrobinę sympatii.
Doszedł do wniosku, że nie może dłużej leżeć nago na podłodze, więc wstał i sięgnął po bokserki.
- Nie rozumiem, dlaczego zaczęłaś się nagle tak spieszyć. Chyba że chcesz, żebyśmy pojechali do mnie. Albo do ciebie.
- Nie – mruknęła, zapinając dżinsy. – Nie ma mowy. Pragnę jak najprędzej wyrzucić z pamięci ten epizod.
- Dlaczego?
- Dlatego, że kontakty z mężczyznami nie wychodzą mi na dobre, a ty jesteś mężczyzną.
Jej słowa podziałały na niego jak zimny prysznic. Jeszcze nigdy żadna kobieta nie podsumowała w taki sposób swoich seksualnych przeżyć z jego udziałem. Zwykle domagały się dalszego ciągu, a on mówił wtedy: „Było bardzo miło, ale muszę iść”.
- Okej… – wykrztusił.
Corryna podeszła do drzwi, odwróciła się i spojrzała mu w oczy.
- Przyjadę po kwiaty, kiedy tylko włączą prąd. Czy ktoś pomoże mi je załadować, jeśli cię tu nie będzie?
- Ja zawsze jestem tutaj.
- Colin, chciałam dać ci do zrozumienia, że będę zadowolona, jeśli cię tu nie zastanę.
- Powiedz mi, o co chodzi. Skąd ta nagła zmiana nastroju? Możesz mnie unikać przez kilka dni, ale nie do końca świata.
- Oczywiście, że mogę. Czyżbyś zapomniał, że rozwiązałeś naszą umowę?
- Nie mówię o tym, tylko o przyjęciu, które wydają państwo Noble z okazji ślubu syna. Oboje bierzemy udział w jego organizacji.
- Nie próbuj mnie skłonić do zmiany zdania. Ja już podjęłam decyzję i zapewniam cię, że jest nieodwołalna.
Colin stracił nagle ochotę do dalszej dyskusji, więc wzruszył ramionami i schylił się, aby podnieść z podłogi spodnie.
- To się jeszcze okaże – mruknął z przewrotnym uśmiechem.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji
Tytuł oryginału: Four Weeks to Forever
Pierwsze wydanie: Harlequin Desire, 2023
Redaktor serii: Ewa Godycka
© 2023 by Harlequin Enterprises ULC
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2024
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Gorący Romans są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A
www.harpercollins.pl
ISBN: 978-83-8342-837-6
Opracowanie ebooka Katarzyna Rek