Ryzykowny układ (Gorący Romans) - Karen Booth - ebook

Ryzykowny układ (Gorący Romans) ebook

Karen Booth

4,0
9,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Związek Mindy z Samem był burzliwy. W końcu z nim zerwała. Jak się jednak okazało, Sam był właścicielem kamienicy, w której Mindy pragnęła umieścić siedzibę firmy. Teraz Sam chce dostać zaproszenie na ślub siostry Mindy, by podtrzymać znajomości biznesowe. Obiecuje odsprzedać jej kamienicę za dolara, byle tylko pojawić się na ceremonii. Mindy uważa, że to dobry deal. Spędzenie wieczoru u boku Sama niczym jej nie grozi. Przecież na jego seksapil już dawno się uodporniła...

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 156

Oceny
4,0 (54 oceny)
21
16
12
5
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Karen Booth

Ryzykowny układ

Tłumaczenie: Elżbieta Chlebowska

HarperCollins Polska sp. z o.o. Warszawa 2020

Tytuł oryginału: A Bet with Benefits

Pierwsze wydanie: Harlequin Desire, 2019

Redaktor serii: Ewa Godycka

© 2019 by Karen Booth

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2020

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Gorący Romans są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25

www.harpercollins.pl

ISBN 978-83-276-5555-4

Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek / Woblink

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Mindy Eden, jak wszyscy pracoholicy, miała tendencję do brania na siebie zbyt wielu obowiązków. Była w zarządzie należącego do rodziny domu towarowego Eden’s, a na boku prowadziła własną firmę specjalizującą się w drukowaniu pocztówek okolicznościowych, By Min-vitation Only, czyli BMO. Dzięki jej talentom menedżerskim dom mody Eden’s rozkwitał po latach balansowania na granicy opłacalności, a spółka BMO wystrzeliła w górę jak rakieta.

Pieniądze płynęły na konto Mindy szerokim strumieniem, ale lista spraw niecierpiących zwłoki nie miała końca, choć Mindy sypiała po cztery godziny na dobę. Jednak uwielbiała swoje życie i niczego nie chciała w nim zmieniać.

Była właśnie w drodze do Eden’s, gdy zadzwoniła komórka. Czekała na ten telefon.

Matthew Hawkins był dyrektorem wykonawczym w BMO, zatrudnionym na czas, gdy Mindy wraz z siostrami pilnowała rodzinnych interesów.

‒ Jakie nowości, Matthew?

– Niestety, nie takie, na jakie czekałaś. Jestem bardzo zawiedziony.

– Targują się o więcej kasy – zgadła.

BMO złożyło właśnie ofertę na wymarzony dla ich potrzeb budynek – starą fabrykę w New Jersey. Mercer Building miał przestronne pomieszczenia i po niewielkich przeróbkach idealnie nadawał się do ulokowania tam całej firmy. W tej chwili produkcja działała w czterech różnych miejscach, administracja w piątym, i wszędzie było ciasno.

W nowej lokalizacji wszystkie działy znalazłyby się pod jednym dachem i byłoby mnóstwo przestrzeni na rozwój, w dodatku budynek był w dobrym stanie i nadawał się do adaptacji.

‒ Gdyby tylko – westchnął Matthew. – Jest gorzej. Mercer został sprzedany.

‒ Co takiego? Przecież kontrolowałeś sytuację? Zapewniałeś mnie, że sprawa jest zaklepana!

‒ Tym razem to twój były adorator pokrzyżował nam plany. Wiesz, o kim mówię?

Mindy miała na końcu języka ostrą ripostę. W jej życiu nie było miejsca na romanse. Pracowała z siostrami, Sophie i Emmą. Zajmowały się ratowaniem domu towarowego Eden’s, nie miały czasu na bujne życie towarzyskie.

‒ To jakiś kiepski żart?

‒ Sam Blackwell. Nazwisko coś ci mówi? Właśnie sprzątnął nam ten budynek sprzed nosa.

Mindy rzadko coś zaskakiwało, na ogół jak dobry strateg planowała kilka posunięć naprzód. Tym razem ją zamurowało.

Od pięciu miesięcy Sam się z nią nie kontaktował, a rozstali się wrogo, bo zerwała z nim bezceremonialnie. Kazała mu zbierać manatki i wyrzuciła go z domu.

Pamiętała ostatnią rozmowę, jakby się odbyła wczoraj.

„Jeśli stąd wyjdę, to już nie wrócę. Nigdy”.

„Moje siostry potrzebują mnie bardziej, niż ja potrzebuję ciebie”.

„Jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz, Min. Powodzenia z twoją patologiczną rodzinką”.

Ich związek był burzliwy. Kłócili się i godzili. Kilka razy zrywała z Samem, ale zawsze pierwszy wyciągał rękę do zgody. Tym razem nawet nie próbował i prędko znalazł sobie pocieszycielki. W plotkarskich pismach widywała jego zdjęcia z atrakcyjnymi kobietami. Ostatnio z Valerie Cash, byłą modelką, która pod koniec kariery na wybiegu została redaktorką magazynu mody.

Mindy ciężko to przeżywała. Nie rozumiała, dlaczego Sam tym razem dał za wygraną. Czyżby uwierzył w jej słowa, że do siebie nie pasują?

‒ Jesteś tam, Mindy? Mówiłem o Samie Blackwellu, twoim byłym chłopaku.

– Nie był moim chłopakiem. – Sam nie lubił podobnych etykietek. Uważał je za infantylne.

‒ W to nie wnikam. Chcę ci uświadomić, że musimy szukać alternatywnych lokalizacji. A może trzeba zainwestować w nowy budynek? Mógłbym porozmawiać z architektami i poszukać odpowiedniej działki.

‒ Zwariowałeś? – Nie zamierzała odpuścić tak łatwo. – Budowa zajmie półtora roku, jak nie więcej. Nie mamy czasu. I nie rozumiem, dlaczego w ogóle to sugerujesz. Podobna zwłoka unicestwiłaby wszystko, co do tej pory zbudowałam.

‒ Z całym szacunkiem, ale ja też sporo zrobiłem, od kiedy przyszedłem do BMO. Ja także zainwestowałem w tę firmę.

Mindy w porę ugryzła się w język. BMO należy do niej i Matthew lepiej by zrobił, gdyby o tym pamiętał, ale w tym momencie lepiej nie wdawać się w kłótnię.

– Nic nie rób, dopóki nie dostaniesz ode mnie zielonego światła. Zamierzam odwojować Mercera.

‒ Ale jak? Budynek został sprzedany. Blackwell zaśpiewa jakąś kosmiczną kwotę.

Mindy westchnęła. Matthew jest świetnym organizatorem, ale nie rekinem biznesu. Ona natomiast potrafiła zdobyć to, na czym jej zależało, zwłaszcza od Sama Blackwella. Nie zawsze się udawało, ale przynajmniej wiedziała, jak się do tego zabrać.

‒ Zostaw to mnie. Dam ci znać, jak poszło.

‒ Przecież zarządzanie spółką należy do moich obowiązków – zaprotestował.

Nie zapominaj, że zawsze mogę cię zwolnić, pomyślała.

‒ Sprawa lokalu jest dla BMO kwestią życia lub śmierci – odparła sucho. ‒ Chcę działać szybko i potrafię negocjować z Samem.

‒ Życzę szczęścia. Będziesz go potrzebowała.

‒ Do widzenia, Matthew. – I dzięki za wiarę w moje możliwości, dodała w myślach.

Nachyliła się do kierowcy.

– Zmiana planów. Przed Eden’s pojedziemy w jedno miejsce. Róg Dziesiątej Alei i Osiemnastej ulicy. Północna strona.

Oparła się wygodniej. Z wysiłkiem rozluźniła ramiona. Po pięciu miesiącach zastanawiania się, czy Sam Blackwell znajdzie jeszcze drogę do jej drzwi, zamierzała wkroczyć do jego biura. Nie pozwoli mu na pociąganie za sznurki na odległość. Jeśli chce przysporzyć jej kłopotów, niech jej to powie prosto w oczy.

‒ Rozmowa zajmie mi kwadrans, nie więcej – powiedziała Clayowi, kiedy zaparkował.

‒ Czekam w aucie.

Mindy wzięła głęboki oddech i w bojowym nastroju wkroczyła do środka. Przeszła obok ochrony z tak pewną siebie miną, że nikt nawet nie próbował o nic zapytać. Zależało jej, aby Sam nie miał czasu przygotować się na konfrontację.

Przycisnęła guzik windy na szóste piętro, powtarzając sobie w duchu, że Sam nie zrobi jej krzywdy.

Recepcjonistką w biurze S. Blackwell Enterprises była jakaś nieznana jej ładna kobieta.

‒ W czym mogę pomóc? – spytała chłodno.

‒ Proszę powiedzieć Samowi, że przyszła Mindy Eden.

‒ Była pani umówiona?

Należało zaprzeczyć, ale przecież Sam mógł się spodziewać, że skoro sprzątnął jej budynek sprzed nosa, Mindy nie zostawi tego bez odpowiedzi.

‒ Na pewno na mnie czeka.

Recepcjonistka połączyła się z szefem, po czym kiwała głową i przyciskała słuchawkę do ucha:

‒ Tak jest, proszę pana. Oczywiście. – I zwróciła się do Mindy. – Pan Blackwell zaraz panią przyjmie. Proszę o chwilę cierpliwości.

Mindy przechadzała się niecierpliwie. Każda minuta oczekiwania ciągnęła się nieznośnie. Denerwowała się przed spotkaniem. Bardzo chciała dowieść Samowi, że to ona postawi na swoim.

Jej determinacja gdzieś wyparowała, gdy wreszcie stanął przed nią dwumetrowy przystojniak, który już ze względu na wzrost i posturę dominował nad otoczeniem.

‒ Mindy. – Jego głos, niski i aksamitny, pieścił jej ucho. Miała wrażenie, że nagle się przebudziła po długiej hibernacji. Przypomniała sobie ranki w łóżku i pieszczoty, którymi hojnie ją obdarzał i których zawsze był spragniony.

Wyglądał seksownie, był w czarnych spodniach, szarej koszuli rozpiętej pod szyją, z podwiniętymi rękawami odsłaniającymi mocne przedramiona. Gęste czarne włosy nie dawały się przylizać, przydawały mu zbójeckiego charakteru. Takim go pamiętała.

‒ Zastanawiałem się, kiedy się pokażesz.

A więc tak to sobie zaplanował? Kupił Mercera na przynętę? Może powinna była zostawić negocjacje w rękach dyrektora BMO, ale teraz na to za późno. Trzeba zachować pokerową twarz.

‒ Potrzebuję kwadransa. Z tobą. W twoim gabinecie.

‒ Interesująca propozycja, a że pracuję nad czymś nudnym… – Uśmiechnął się lekko.

Mindy zirytowała się na siebie, bo z miejsca pomyślała o tym samym. Przez piętnaście minut można się nieźle zabawić.

‒ Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni.

‒ Słyszałem gorsze zapowiedzi. – Sam wskazał Mindy drogę. – Ostatnie drzwi po prawej stronie.

‒ Pamiętam. – Jego bliskość ją rozkojarzyła, a przecież musi wyrwać z rąk Sama Mercer Building, nie tracąc przy tym głowy ani serca.

Sam nawykł do szybkiego podejmowania decyzji, ale teraz miał w głowie same znaki zapytania.

Nie wiedział, co ma myśleć o niespodziewanej wizycie Mindy Eden. Serce zabiło mu żywiej, wyraźny znak, jak bardzo mu jej brakowało. Była namiętną bezpruderyjną kochanką, za tym też tęsknił. Problem tylko, że stracił do niej zaufanie. Trzy razy z nim zrywała i za trzecim razem potraktowała go dość bezceremonialnie.

‒ Co mogę dla ciebie zrobić? – spytał, zamykając drzwi.

‒ Miałam nadzieję, że pominiemy gierki i od razu przejdziemy do rzeczy – odparła, rzucając torebkę na fotel po drugiej stronie biurka.

‒ Nie bawię się w żadne gierki. Naprawdę nie wiem, po co przyszłaś. – Zachęcił gestem, by usiadła.

Potrząsnęła głową, aż jej rude włosy rozsypały się na ramionach. Czarny obcisły żakiet podkreślał kobiecą sylwetkę. Podobało mu się, że potrafiła nadać biznesowym strojom seksowny styl.

‒ Nie zajmę ci dużo czasu. Przyszłam w sprawie Mercera, no wiesz, to ten postindustrialny budynek w New Jersey, który zamierzałam kupić, a ty sprzątnąłeś mi go sprzed nosa. Próbujesz mi zaszkodzić?

‒ Kupiłem Mercera, ale transakcja nie ma nic wspólnego z twoim biznesem.

‒ Więc o co chodzi? Chciałbyś do mnie wrócić?

‒ Naprawdę tak to widzisz? – zdziwił się. Stanął blisko, aż poczuł zapach jej perfum.

I nie wiedział, czy chce zachować dystans, czy porwać ją w ramiona.

– Nie odzywałaś się przez pięć miesięcy, a teraz sądzisz, że z tęsknoty uknułem dziwny plan zwabienia cię do biura? Uwierz, Mindy, gdybym chciał się z tobą zobaczyć, zadzwoniłbym.

‒ Jakoś ci nie wierzę. – Założyła ręce na piersi. – Wcześniej próbowałeś ingerować w sprawy Eden’s, naszego domu mody.

Gdyby Mindy wiedziała, że rzekome ingerencje były próbą wyświadczania jej przysług, może oceniłaby je inaczej.

‒ Nie wchodzę oknem tam, gdzie mnie wyrzucają drzwiami – odparł sucho. – Nie kupiłem Mercera tobie na złość. Nie widzę zresztą jego przydatności dla Eden’s. Masz na Manhattanie tyle miejsca, że mogłabyś tam zmieścić największy wycieczkowy statek pasażerski.

‒ Nie chodzi o Eden’s, tylko o moją firmę, BMO. Potrzebuję dla niej jednej lokalizacji. Teraz administrację mamy w jednym miejscu, produkcję w kilku innych. Tracimy czas i pieniądze.

BMO było oczkiem w głowie Mindy, ale przekazała zarząd w obce ręce. Czyżby udało jej się wreszcie wykręcić z rodzinnych obligacji?

‒ Myślałem, że zatrudniłaś dyrektora zarządzającego.

‒ Nazwij to nadzorem właścicielskim. Nie potrafię trzymać się na dystans.

‒ Rozumiem. Zachowuję się podobnie.

‒ Jeszcze jeden rok i wywiążę się z dwuletniego kontraktu z Eden’s. Wtedy wreszcie będę mogła zająć się BMO.

Zawsze podziwiał determinację Mindy. Jeśli czegoś chciała, była gotowa przenosić góry, aby przezwyciężyć wszystkie przeszkody. Podczas ich burzliwego związku odrywała się od pracy tylko na seks. Zapominała wtedy o obowiązkach i z równym zapamiętaniem zrywała z niego ubranie.

‒ W takim razie czego chcesz? Mam ci pomóc znaleźć inny lokal?

‒ Chcę odkupić Mercera.

Cofnął się i przysiadł na biurku. Skrzyżował przed sobą nogi. Coś za coś, oto pojawiła się okazja załatwienia własnej sprawy. Mindy będzie jego biletem wstępu na imprezę, na którą nie miałby szansy się dostać.

A powinien obracać się we właściwych kręgach, żeby rozwijać swój biznes.

‒ Co z tego będę miał? – Nie będzie chciwy, ale też nie jest naiwny. Czemu miałby robić Mindy przysługi?

Z dobroci serca? Zdeptała je i przygwoździła do ziemi obcasem zabójczych szpilek. Nie jest jej nic winien.

‒ Chcesz dodatkowej góry pieniędzy?

‒ Nie. Oczekuję zaproszenia na ślub twojej siostry.

‒ Ale ślub jest za tydzień! – zaprotestowała. – Nie ma już zaproszeń. I dlaczego chcesz przyjść na ślub i wesele Sophie? Połowa gości nie jest ci życzliwa.

‒ Brak zaproszenia na wydarzenie towarzyskie roku odbija się niekorzystnie na mojej reputacji.

‒ A od kiedy ci na niej zależy?

‒ Dobry biznesmen zawsze dba o opinię. Koncentruję się na działalności w Nowym Jorku i jeśli chcę tu cokolwiek przeprowadzić, muszę mieć znajomości w odpowiednich kręgach.

Siostra Sama, Isabel, namówiła go, żeby trzymał się Manhattanu. Nawet jeśli wabiły go korzystne interesy w Pradze i Buenos Aires, to sentyment ściągał go do Nowego Jorku. Po ostatnim zerwaniu z Mindy rozum podpowiadał Samowi, by trzymać się od niej jak najdalej, a ponieważ w tym mieście na każdym kroku można było spotkać kogoś z rodziny Edenów, w pierwszej chwili zamierzał wyjechać na stałe. Jednak Isabel go przekonała.

Człowiek nie powinien uciekać z powodu zawodu miłosnego. Złamane serce też się w końcu zrasta.

‒ W tej chwili nawet królowa angielska nie dostanie zaproszenia. Sophie od miesięcy jęczy, jak trudno jej było ograniczyć listę gości. Wejściówka na ostatnią chwilę? To wykluczone.

‒ Kto ci będzie towarzyszył? – zapytał Sam od niechcenia i nastawił się, że odpowiedź mu się nie spodoba.

‒ Nikt. – Mindy zaczerwieniła się, wyraźnie speszona. – I co z tego?

‒ Dobrze się składa. – Ukrył uśmiech. Myśl, że tak wyjątkowa kobieta nadal jest singielką, sprawiła mu przyjemność. – Dwie pieczenie na jednym ogniu. Będziesz miała budynek i osobę towarzyszącą.

‒ Odsprzedasz mi Mercera, jeśli cię wezmę na ślub Sophie? – spytała zaskoczona. – Nic więcej?

Popełniła błąd, bo w negocjacjach nie należy okazywać przeciwnikowi, że robi się świetny interes.

‒ Jak rozumiem, będę ci towarzyszył również na kolacji przed ślubem i na przyjęciu weselnym. Chcę, aby widziano, że należę do ścisłej elity nowojorskiej.

‒ To chyba zły pomysł. Wiesz przecież, że związek nam nie wyszedł.

Sam wzruszył ramionami i zajął miejsce w fotelu za biurkiem. Wiedział, jak trudno być blisko Mindy i powstrzymać się przed serdecznym gestem, jednak na weselu Sophie i Jake’a zamierzał załatwić wiele ważnych spraw. Wszyscy wpływowi ludzie przyjdą na ich ślub.

– Już powiedziałem, że nie żywię wobec ciebie romantycznych zamiarów, ale chciałbym cię zaliczać do swoich przyjaciół. Wybór należy do ciebie.

Zielonkawe oczy Mindy były pełne pytań i może trochę rozczarowania. Zasłużyła sobie. Niech pozna, jak przykro dostać kosza.

‒ Zgoda. Jeśli mi odsprzedasz Mercera, zabiorę cię na ślub i wesele.

‒ I kolację przedślubną.

‒ W porządku, muszę tylko się zastanowić, jak to rozegrać z moją siostrą.

‒ Sprzedam ci budynek po cenie kupna.

‒ I ani pensa więcej.

‒ Między nami zgoda? Jesteśmy przyjaciółmi?

‒ Skoro tylko o to chodzi, niech będzie. – Naburmuszona wzięła torebkę i ruszyła do wyjścia. – Nie musisz mnie odprowadzać.

‒ A nie zwędzisz czegoś po drodze?

‒ Ha, ha, jakie śmieszne.

‒ W porządku. Do zobaczenia.

Przyglądał się Mindy oparty o framugę. Spotkanie przebiegło po jego myśli, szczególnie ostatnia wymiana zdań. Wyszedł na dżentelmena, a chodziło mu tylko o to, by popatrzeć, jak Mindy seksownie kręci pupą, kiedy idzie korytarzem.

ROZDZIAŁ DRUGI

Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej

Spis treści:
OKŁADKA
KARTA TYTUŁOWA
KARTA REDAKCYJNA
ROZDZIAŁ PIERWSZY
ROZDZIAŁ DRUGI
ROZDZIAŁ TRZECI
ROZDZIAŁ CZWARTY
ROZDZIAŁ PIĄTY
ROZDZIAŁ SZÓSTY
ROZDZIAŁ SIÓDMY
ROZDZIAŁ ÓSMY