Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Sezon na zbrodnie - jest zawsze! Dziadek Macieja Gromskiego kończy 85 lat. Na wystawne przyjęcie przyjeżdża cała rodzina. Jak zwykle w takich okolicznościach, na jaw wychodzą wszystkie animozje i nieporozumienia, a śnieg za oknem coraz bardziej sypie… Następnego ranka gości zaskakują dwa nagłe odkrycia: dziadek nie żyje, a z domu nie ma jak wyjechać. Policja też nie dojedzie. Chcąc, nie chcąc, Maciej bierze ciężar śledztwa w sprawie śmierci nestora na swoje barki...
SEZON NA ZBRODNIE to cykl wciągających opowiadań kryminalnych, pokazujących, że mordercy nie miewają urlopów ani przerw świątecznych. Nawet W GRUDNIU…
Agnieszka Pruska – autorka bestsellerowych powieści policyjnych o śledztwach gdańskiego komisarza Barnaby Uszkiera oraz komedii kryminalnych o dwóch nauczycielkach detektywkach.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 46
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
W piątkowe, grudniowe, mroźne i bardzo śnieżne popołudnie Maciej Gromski po kilku godzinach przebijania się przez zaspy i ślizgania na zakrętach dojechał do domu dziadka. Jechał sam. Jego najnowsza dziewczyna miała w tym czasie konkurencyjną imprezę, z tym że nie rodzinną, a towarzyską. Nie nalegał, żeby odpuściła sobie spotkanie z znajomymi ze studiów, bo zdawał sobie sprawę, że ich związek jest tak świeży, iż Emilia Jamnicka może nie czuć się komfortowo na „spędzie rodzinnym".
Maciek u dziadka był stosunkowo niedawno, gdy omawiali postępy w poszukiwaniu Karoliny Wąs. Wtedy jednak trasa, którą jechał, wyglądała zupełnie inaczej. Szybko rzucił okiem na stojące pod domem seniora samochody i stwierdził, że dotarł jako ostatni. Ten zjazd rodzinny miał bardzo ważną przyczynę: kończący osiemdziesiąt pięć lat Edward Gromski chciał świętować w gronie rodziny. Maciek zastanawiał się, czy dziadek jednak nie przedobrzył, zapraszając rodzinę na kilka dni. Nie był pewien, czy uda się przetrwać bez kłótni, przytyków i dąsów. Ojciec i matka nie należeli do kłótliwych, o ile nikt nie zaatakuje ich dzieci, a to się czasem zdarzało. Weronika, siostra Maćka, była policjantką, więc można było spodziewać się różnych zjadliwych tekstów. Jeszcze gorzej mogło być w przypadku młodszego brata, Adama, który niedawno dokonał coming outu i na imprezie miał pojawić się ze swoim partnerem Patrykiem. Wuj Wojciech, brat ojca, przyjechał z o piętnaście lat młodszą narzeczoną i tu już mogło być różnie, bo lubił wypić i był piekielnie zazdrosny o Dominikę. Jego syn Kacper był z dziewczyną Olivią. Oboje studiowali na pierwszym roku medycyny. Można było przypuszczać, że na pewno będą raczej zajęci głównie sobą. Były jeszcze dwie osoby: mieszkająca w Poznaniu siostra dziadka i jej wnuk Adrian. Maciek pokręcił głową z niezadowoleniem. Nie lubił go. Zawsze miał wrażenie, że to kombinator i lizus. Na szczęście to tylko dwa dni, więc da się wytrzymać. Obawiał się tylko, że może mieć problem z porozmawianiem z dziadkiem na osobności, bo to zaraz wzbudzi ciekawość. A przypadek Kamili Wąs senior chciał utrzymać w tajemnicy.
Maciek wysiadł z samochodu i przez chwilę przyglądał się domowi. Był zżyty z tym miejscem, bo jako dziecko i nastolatek spędzał tu część wakacji. Willa była spora i zadbana, dziadek, znany lekarz, nie musiał na niczym oszczędzać. W dużym ogrodzie, teraz pokrytym śniegiem, w lecie kwitły najrozmaitsze kwiaty. Ich uprawa była pasją babci, która do końca życia dosadzała nowe rośliny, zarówno ozdobne, jak i lecznicze. Maciek pamiętał, jak snuła opowieści o kwiatach, mówiła, jakie mają właściwości i znaczenie. Domem i ogrodem dziadków od wielu lat zajmowało się małżeństwo mieszkające po przeciwnej stronie działki.
– Śpisz na poddaszu, w tym większym pokoju, razem z Weroniką – powiedziała gospodyni, Anna Kasiorek, gdy już się wyrwała z uścisku Maćka.
Witając się z wystrojoną urodzinowo rodziną, zauważył, że jego brat dyskutuje o czymś z kuzynem. Stali pod oknem, w pewnym oddaleniu od rodziny, a Adam był wściekły. Nie rzucali spojrzeń w stronę rozmawiającego z Kacprem Patryka, ale Maciej dałby sobie rękę uciąć, że to o niego chodzi. W końcu Adrian zrobił przepraszającą minę i poklepał Adama po ramieniu. Pewnie palnął coś obraźliwego i teraz się tłumaczył. Doskonale wiedział, że Adamowi lepiej nie podpadać, bo reaguje szybko i czasem można nieźle oberwać, nie tylko słownie. Brat Maćka był przyjaźnie nastawiony do świata, ale życie zdążyło go nauczyć, że trzeba o siebie dbać. Synowie Edwarda Gromskiego też lekko odizolowali się od reszty i rozmawiali półgłosem. Wojciech był wyraźnie czymś podekscytowany, Jakub słuchał tego z pobłażliwą miną.
– Prawie się spóźniłeś – wytknęła mu siostra, gdy dotarł do ich wspólnego pokoju na poddaszu.
– Ale zdążyłem. – Maciek wyciągnął garnitur z pokrowca i spojrzał na robiącą makijaż Weronkę. – Co się tak odstawiasz?
– Miałam dyżur i nie spałam już dobę, a nie mam ochoty wysłuchiwać, jakie to mam wory pod oczami.
– Gdzie dziadek?
– U siebie, pewnie czeka, aż wszyscy zejdą.
Równo o osiemnastej, gdy cała rodzina zgromadziła się już w salonie, Edward Gromski zrobił „wielkie wejście". Starszy, wysoki, szczupły i siwy mężczyzna ubrany był w garnitur z kamizelką, doskonale dobrany krawat, a w mankietach koszuli pobłyskiwały spinki. Powitało go głośne sto lat odśpiewane w kilku wersjach. Po życzeniach i gratulacjach dziadek zaprosił wszystkich do stołu. Maciek dopiero teraz zorientował się, że przy każdym nakryciu stoi wizytówka z nazwiskiem. Nestor zadbał, żeby rodzina zacieśniała więzy.
Wystawne przyjęcie urodzinowe było zasługą gospodyni i jej męża, który od lat dostarczał na stół dziadków domowej roboty wędliny i własnoręcznie wędzone ryby. Przez blisko trzy godziny tematem przewodnim, oprócz urodzin starszego pana, było jedzenie. Gdy najedzeni goście przenieśli się na fotele i kanapy, od razu siedli inaczej niż przy stole. Korzystając z okazji, Kacper i Oliwia zniknęli z oczu rodziny pod pretekstem pokazania dziewczynie domu, a Maciek uśmiechnął się domyślnie i przelotnie zastanowił, gdzie się zaszyli. Wesołe i ożywione towarzystwo raz po raz wybuchało śmiechem i tylko młoda narzeczona Wojciecha Gromskiego była lekko zdenerwowana. Trudno zresztą się temu dziwić, bo wuj w szybkim tempie wlewał w siebie alkohol.
– Wyhamuj trochę, bo jutro łeb ci pęknie – poradził bratu Jakub Gromski i wrócił do rozmowy z żoną, ojcem i ciotką: – A pamiętacie, jak kiedyś zrobiliśmy tu kulig?
– Kiedy to było! Sto lat temu. – Machnęła ręką Zofi a Radziszewska. – Teraz to bym już na sanki nie wsiadła.
– To by ciocia pojechała koło woźnicy, na tych dużych – zaproponowała Kamila.
– Moja droga, ja to już najchętniej siedzę sobie przy kominku w taką pogodę, a nie narażam się na, za przeproszeniem, odmrożenie zadu.
Adam, Patryk i Adrian dyskutowali o fi lmach i serialach pojawiających się ostatnio na Netfl ixie, a Weronika i Maciej postanowili się przewietrzyć.
– Zmęczona jestem, gdybyśmy nie wyszli, to padłabym na tym dywaniku przy kominku i musiałbyś mnie zanieść na górę.
– Wygląda na to, że wszyscy nieźle się bawią.
– Najlepiej Kacper i jego dziewczyna. Mam nadzieję, że nie w moim łóżku – roześmiała się Weronika.
– Adaś i Patryk wyluzowali, ale na początku byli spięci.
– Dziwisz się? Ja się stresuję, jak mam do starych na obiad przyjść z nowym facetem. Adam miał jeszcze gorzej, od razu duża impreza rodzinna i przyszedł nie z dziewczyną, a z chłopakiem.
– Adrian z czymś wyskoczył, ale Adam go skutecznie opierdolił – zauważył z uciechą Maciek. – Aż żałuję, że nie słyszałem. Babcia Zosia jeszcze się nie oswoiła z sytuacją, ale daje radę.
Wrócili oblepieni śniegiem do kolan i obsypani nim do ramion. Śnieg zasypał jezdnię, a widoczność spadła do kilku metrów. Maciek z niepokojem pomyślał o powrocie. Czy droga prowadząca do domu dziadka będzie w weekend przejezdna?
– Zadzwonisz, gdzie trzeba, przedstawisz się, powiesz, że w Gdańsku grasuje morderca i musisz mieć jak wrócić – zasugerował Weronice. – A my skorzystamy.
– Podejrzewam, że takich cwaniaków będzie więcej.
Wrócili akurat w momencie, gdy młodsze pokolenie postanowiło tańczyć do przebojów Ireny Santor, bo takiej muzyki zażyczył sobie dziadek. Przyłączyli się do nich, podczas gdy reszta rodziny rozmawiała wygodnie rozparta w fotelach. Gdy już im się znudziło, siedli przed kominkiem, w którym Patryk rozpalił ogień, a potem tak gorliwie dokładał drewna, że wkrótce trzeba było pójść po nowe szczapy. Spać poszli po północy. Jedynie dziadek, wymawiając się wiekiem i zmęczeniem, położył się wcześniej. Ojca do pokoju troskliwie zaprowadził Wojciech, który wrócił po dziesięciu minutach i poprosił panią Anię o zaniesienie nestorowi szklanki mleka.
Następnego dnia Maciej obudził się o dziewiątej i to tylko dlatego, że zza okna słychać było odgłosy odśnieżania.
– Też nie śpisz? – dobiegło pytanie z sąsiedniego łóżka.
– Nie da się. – Wyjrzał przez okno i zauważył: – Ale gdyby Tomasz nie odśnieżył, to na pewno byśmy nie otworzyli drzwi wejściowych. I nadal pada.
Gdy zeszli na dół, część rodziny już piła poranną kawę i niemrawo przystosowywała się do życia, a gospodyni dziadka krzątała się, szykując śniadanie. Maciej stwierdził, że najlepiej dobudzi się, pomagając Tomaszowi w odgarnianiu śniegu.
Wrócił zgrzany, zasapany i głodny. Wkrótce gospodyni spytała, czy podawać już śniadanie, i dopiero wtedy goście zwrócili uwagę, że nie ma starego Gromskiego. Po sugestii, że lubiący zazwyczaj wstawać o świcie starszy pan odsypia urodziny, pani Ania poszła sprawdzić, czy już się obudził.
Oczekiwanie na seniora przerwał nagle przejmujący krzyk gospodyni. Wszyscy zamarli na chwilę, a potem Maciek i Weronika, która rzuciła przez ramię „zostańcie tu", pobiegli na górę. Obojętnie, co by się nie stało, dwie osoby wystarczą, żeby pomóc gospodyni.
Drzwi od pokoju były otwarte, a Anna Kasiorek stała przy łóżku z dłońmi przyciśniętymi do ust i jak zahipnotyzowana wpatrywała się w leżącego na łóżku Gromskiego. Maciek i Weronika zaskoczeni na moment zastygli w bezruchu, jakby obraz, który zobaczyli, wyłączył im motorykę. Kobieta ocknęła się pierwsza i odruchowo sprawdziła puls dziadka, chociaż wątpiła, żeby było co sprawdzać.
– Nie żyje – powiedziała smutno ściszonym głosem. – Weź stąd panią Anię. – W Weronice odezwała się policjantka.
Maciek bez słowa zabrał zszokowaną gospodynię, na dole przekazał ją pod opiekę matki, powiedział, że dziadek nie żyje, i nie czekając na reakcje, wrócił na górę. W głowie kłębiły mu się rozmaite myśli, ale przez wszystkie uczucia w tej chwili przebijało się zaskoczenie. Dziadek nie żyje? Dlaczego?
– A ty tu po co? – Siostra miała ochotę wyrzucić go z pokoju.
– Jako wsparcie emocjonalne, w końcu to nasz dziadek, a nie obcy trup. Jesteś pewna, że nie żyje?
– Myślisz, że mało zwłok widziałam? Nie żyje i to już od kilku godzin.
– Cholera, biedny staruszek. – Maciek spojrzał na dziadka, a potem rozejrzał się po pokoju.
– Niczego nie dotykaj, możesz tylko patrzeć.
– Jakbym nie wiedział – wzruszył ramionami. – Powtarzasz mi to co chwilę. Poza tym… – Maciej zrobił się czujny… – dlaczego wspominasz o śledztwie?
– Sama nie wiem. Może dlatego, że dziadek dobrze się wczoraj czuł, a jak na swoje lata był wyjątkowo zdrowy?
– Myślisz, że ktoś mu pomógł przenieść się na tamten świat?
– Nie wiem, dlaczego umarł, więc nie wykluczam tego. Tylko ani słowa na dole. Cholera, muszę zadzwonić...
Podczas gdy siostra przyciszonym głosem rozmawiała z kolegami po fachu, Maciej otrząsnął się z szoku. Pomyślał, że rzeczywiście zupełnie inaczej reaguje się na zwłoki obcego człowieka, niż w przypadku, gdy należą do kogoś bliskiego. Przypomniał sobie poprzednie wydarzenia, gdy miał do czynienia z nieboszczykami, i na wszelki wypadek dokładnie rozejrzał się po pokoju dziadka. Gromski miał tu wszystko. Książki, wygodne fotele, nieźle zaopatrzony barek i biurko z laptopem. Tak, dziadek był nowoczesnym staruszkiem i z komputera korzystał całkiem sprawnie. Maciej przesunął wzrokiem po równo ustawionych książkach, po stoliku, na którym stał bukiet suszonych kwiatów, po leżących na biurku odpakowanych prezentach i w końcu spojrzał na dziadka. Niewiele brakowało, a wyglądałby, jakby spał, tylko absolutny bezruch, zapadnięte już policzki i nienaturalny kolor skóry świadczyły, że tak nie jest. Z żalem pomyślał, że coś się skończyło.
– Chodź, nic tu po nas – pogoniła go smutna Weronika.
– Kiedy przyjadą?
– Nie wiem. Niech to szlag trafi ! Drogi są zasypane, a na jedynej do niedawna przejezdnej tir się wywalił, tarasując przejazd. Na dodatek wbił się w niego mikrobus, cud, że nikt nie zginął. Musimy czekać. Podobno do czterech godzin.
– A morderca może być wśród nas…
– Mam nadzieję, że nie, ale wolę być ostrożna.
– Wiesz, co będzie, jak powiesz, że czekamy na policję?
– Niestety wiem.
Dalsza część dostępna w wersji pełnej
SEZON NA ZBRODNIE
W przygotowaniu kolejne tomy.
www.oficynka.pl
email: [email protected]
Copyright © Ofi cynka & Agnieszka Pruska, Gdańsk 2021
Wszystkie prawa zastrzeżone.
Książka ani jej część nie może być przedrukowywana
ani w żaden inny sposób reprodukowana lub odczytywana
w środkach masowego przekazu bez pisemnej zgody Oficynki.
Wydanie pierwsze w języku polskim, Gdańsk 2021
Opracowanie redakcyjne: zespół
Projekt okładki: Magdalena Zawadzka
Zdjęcia na okładce: © Anni Roenkae/pexels; © Enric Cruz López/pexels
© Dlkr Life/pexels; © Joetography/pexels
ISBN 978-83-66899-69-8
www.oficynka.pl
email: [email protected]
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Rek