Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Hamlet, duński książę, obserwuje panujące na dworze królewskim zepsucie i upadek wszelkich wartości. Po śmierci zamordowanego podstępem ojca rodzi się w nim żądza zemsty. Hamlet staje przed ogromnym dylematem moralnym…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 141
CLAUDIUS, król Danii
HAMLET, syn zmarłego i bratanek obecnego króla
FORTINBRAS, książę Norwegii
HORATIO, przyjaciel Hamleta
POLONIUS, marszałek dworu
LAERTES, syn Poloniusa
VOLTIMAND
dworzanie
CORNELIUS
ROSENCRANTZ
GUILDENSTERN
OSRIC
Szlachcic
Kapłan
oficerowie
MARCELLUS
BERNARDO
FRANCISCO, żołnierz
REYNALDO, sługa Poloniusa
Kapitan
Ambasadorowie angielscy
Aktorzy
Dwaj Prostaczkowie, Grabarze
GERTRUDA, królowa Danii, matka Hamleta
OFELIA, córka Poloniusa
Panowie, Damy, Oficerowie, Żołnierze,
Żeglarze, Gońcy i Słudzy
Duch ojca Hamleta
Scena: Elsynor
Elsynor.
Występ wśród murów, przed zamkiem.
FRANCISCO stoi na straży. Wchodzi BERNARDO i zbliża się ku niemu.
Bernardo
Kto to?
Francisco
Nie, ty odpowiedz: stań i daj się poznać.
Bernardo
Niech żyje król!
Francisco
Bernardo?
Bernardo
On.
Francisco
Ściśle przestrzegasz oznaczonej pory.
Bernardo
Biła dwunasta; do łoża, Francisco.
Francisco
Wdzięczny ci jestem, że chcesz mnie zastąpić;
Zmarzłem okrutnie i źle mi na sercu.
Bernardo
Spokojną miałeś straż?
Francisco
Mysz nie przebiegła.
Bernardo
Cóż, dobrej nocy.
Gdybyś Horatia albo Marcellusa
Napotkał, którzy wraz ze mną straż pełnią,
Błagaj ich, proszę, by się pospieszyli.
Francisco
Pewnie ich słyszę. Hej, stójcie! Kto idzie?
Wchodzą HORATIO i MARCELLUS.
Horatio
Bliscy tej ziemi.
Marcellus
I lennicy Danii.
Francisco
Dobrej wam nocy życzę.
Marcellus
Bądź zdrów, prawy
Żołnierzu: któż cię zastąpił?
Francisco
Bernardo.
Dobrej wam nocy życzę.
Wychodzi.
Marcellus
Hej! Bernardo!
Bernardo
Słuchaj – Co? Czy to Horatio?
Horatio
Część jego.
Bernardo
Witaj, Horatio; witaj, Marcellusie.
Marcellus
Co? Czy zjawiło się to znów tej nocy?
Bernardo
Ja nie dostrzegłem niczego.
Marcellus
Horatio twierdzi, że jest to złudzenie
I nie chce ulec wierze w ów straszliwy
Widok, dwukrotnie przez nas oglądany:
Więc ubłagałem go, aby wraz z nami
Pełnił tej nocy straż i chciał potwierdzić
Świadectwo oczu naszych, a gdy zjawa
Nadejdzie znowu, mógł przemówić do niej.
Horatio
Ej, ej, nie przyjdzie.
Bernardo
Siądźmy tu na chwilę
I popróbujmy powtórnym natarciem
Zdobyć twych uszu twierdzę, umocnioną
Przeciwko naszej opowieści o tym,
Cośmy dostrzegli w ciągu tych dwu nocy.
Horatio
Cóż, niech Bernardo powie o tym; siądźmy.
Bernardo
Gdy nocy minionej
Ta oto gwiazda, wyruszywszy w drogę
Z miejsca na zachód od bieguna, weszła
Na tę część niebios, w której teraz płonie,
Ja i Marcellus, gdy dzwon wybił pierwszą –
Wchodzi DUCH.
Marcellus
Cisza! Zamilknij! Spójrzcie, znów nadchodzi!
Bernardo
Ta sama postać, umarłego króla.
Marcellus
Jesteś uczony, przemów doń, Horatio.
Bernardo
Czy niepodobny do króla, Horatio?
Horatio
Wielce; zdumienie mną targa i trwoga.
Bernardo
Chce, byś przemówił.
Marcellus
Pytaj go, Horatio.
Horatio
Kim jesteś, który skradłeś nocy czas ten,
A z nim powłokę piękną i waleczną,
W jakiej majestat pogrzebionej Danii
Zwykł występować? Klnę cię na Niebiosa,
Przemów!
Marcellus
Jest obrażony.
Bernardo
Widzicie, odchodzi!
Horatio
Stój! Przemów! Wzywam cię, przemów!
Wychodzi Duch.
Marcellus
Odszedł i nie chciał odpowiedzieć.
Bernardo
I cóż, Horatio! Pobladłeś, drżysz cały;
Czyż nie jest rzecz ta więcej niż złudzeniem?
Cóż myślisz o tym?
Horatio
Klnę się na Boga, nie mógłbym uwierzyć,
Gdyby nie jawne i pewne świadectwo
Mych oczu.
Marcellus
Czy był podobny do króla?
Horatio
Jak ty do siebie.
Taką był zbroją okryty, gdy toczył
Walkę samotną z zajadłym Norwegiem.
Podobnie marszczył brew, gdy słowem gniewnym
Lżył pośród lodów Polaków na saniach.
Dziwne to.
Marcellus
Tak wcześniej dwakroć w tej godzinie martwej
Krokiem rycerskim naszą straż wyminął.
Horatio
Za jaką myślą szczególną mam dążyć,
Nie wiem, lecz sąd mój ogólny jest taki,
Że przepowiada to wstrząs w naszym państwie.
Marcellus
Zgoda, lecz siądźcie, a kto zna przyczynę,
Niech powie, czemu tak czujne i pilne
Conocne straże trudzą poddanego
Krainy naszej i czemu to, co dnia,
W formach odlewa się działa spiżowe
I oręż różny skupuje u obcych;
Czemu spędzono cieśli okrętowych,
Których mozolny trud już nie odróżnia
Reszty tygodnia od świętej niedzieli?
Cóż to nadchodzi, że spocony pośpiech
Złączył dzień z nocą, by szły w jednym jarzmie?
Kto mnie objaśni?
Horatio
Ja mogę jedynie
Rzec to, co szepczą dokoła. Ostatni
Król nasz, którego wizerunek właśnie
Nam się objawił, był, jak o tym wiecie,
Przez Fortinbrasa, norweskiego króla,
Kłutego pychą najbardziej zawistną,
Na bój wyzwany, w którym nasz waleczny
– Tak go z czcią zwała znana nam część świata –
Hamlet pozbawił życia Fortinbrasa,
Ów zaś w układzie stwierdzonym pieczęcią,
Prawem i dawnym rycerskim zwyczajem,
Wraz z życiem swoim miał oddać zwycięzcy
Krainy wszelkie, nad którymi władał.
Temu nasz władca przeciwstawił równą
Stawkę, a byłaby ona oddana
Fortinbrasowi, jeśliby zwyciężył,
Gdyż odwrócono by ów punkt układu,
Który część jego dawał Hamletowi.
I otóż właśnie dziś młody Fortinbras,
Kipiąc z bulgotem jak stopiony kruszec,
Skrzyknął na krańcach odległych Norwegii
Za żołd i strawę poczet zapaleńców
Gardzących prawem, aby przedsięwzięcia
Jakiegoś z nimi dokonać, a zamysł
Ów ma na celu – jak to dostrzeżono
Jasno w tym państwie – powtórne wydarcie,
Dłonią mocarną i z pomocą gwałtu,
Ziem utraconych raz przez jego ojca.
To, jak pojmuję, jest główną przyczyną
Tych przygotowań naszych i czuwania,
A także źródłem niepokoju w kraju.
Bernardo
Myślę, że tak jest właśnie, nie inaczej.
Być może, rzecz to pomyślna, że owa
Złowieszcza postać pojawia się zbrojnie
Wśród naszych straży, podobna do króla,
Który przyczyną był i jest tych wojen.
Horatio
To okruch, który oko duszy drażni.
Gdy Rzym znajdował się w pełnym rozkwicie,
A wnet miał runąć Juliusz wszechpotężny,
Zostały groby puste, bez mieszkańców,
Gdyż całunami spowici umarli
Szli, jęcząc dziko po rzymskich ulicach:
Gwiazdy ciągnące treny płomieniste,
Deszcz krwawy, zgubne opozycje słońca,
Choroba gwiazdy wilgotnej, na której
Wpływie królestwo Neptuna się wspiera,
W zaćmieniu tkwiącej niemal po Dzień Sądny,
I inne wróżby wydarzeń gwałtownych,
Te przednie straże, które mkną przed losem
I są prologiem wiernym przeznaczenia,
Zostały ludziom i krainie naszej
Wspólnie przez ziemię i niebo zesłane.
Powraca DUCH.
Lecz cicho! Spójrzcie! Oto znów nadchodzi!
Wstrzymam go, choćby miał mnie zmieść. Stój, zjawo!
Jeśli dźwięk możesz wydać lub głos z siebie,
Przemów do mnie:
Jeśli dokonać trzeba rzeczy dobrej,
Która ci ulgę, a mnie łaskę zjedna,
Przemów do mnie:
Jeśli znasz skryte losy tej krainy,
Których uniknąć można by szczęśliwie,
O, przemów!
Lub jeśli skryłeś w łonie ziemi skarby,
Za życia innym wydarte, a mówią,
Że duchy za to błądzą tu po zgonie,
Kogut pieje.
Przemów, stań, przemów! Marcellusie, chwyć go!
Marcellus
Czy partyzaną go uderzyć?
Horatio
Jeśli nie stanie, uderz.
Bernardo
Tu jest!
Horatio
Tu jest!
Wychodzi Duch.
Marcellus
Przepadł!
Krzywdę czynimy mu, tak dostojnemu,
Gwałt chcąc zadawać, gdyż jest jak powietrze,
Nie do zranienia, a nasze daremne
Ciosy są tylko nikczemnym szyderstwem.
Bernardo
Gdy chciał przemówić, kogut zapiał właśnie.
Horatio
A wówczas ruszył, niby winowajca
Na sąd straszliwy wezwany. Słyszałem,
Że kogut, który jest trąbką poranka,
Boga dnia budzi swym ostrym i cienkim
Głosem; a na to ostrzeżenie jego,
Z mórz i płomieni, z ziemi i przestworza,
Wałęsający się duch lub zbłąkany
Spieszy do miejsca swego uwięzienia.
Widok ów prawdy tej jest potwierdzeniem.
Marcellus
Gdy kogut zapiał, począł się rozpływać.
Niektórzy mówią, że gdy czas nadchodzi,
By Narodziny Zbawiciela święcić,
Ów ptak zaranny śpiewa przez noc całą,
A wówczas, mówią, duch żaden w wędrówkę
Nie śmie wyruszyć, noce są bezpieczne,
Żadna planeta wpływem nie poraża,
Wróżka moc traci złą, a wiedźma czary,
Tak uświęcony to czas i łaskawy.
Horatio
Słyszałem o tym i na pół w to wierzę.
Lecz spójrz, już Ranek w swej rdzawej opończy
Wstąpił na wzgórze rosiste na wschodzie.
Straż tę zakończmy, a za moją radą
Niechaj się młody Hamlet dowie o tym,
Co pojawiło się minionej nocy,
Gdyż, na me życie, ów duch, przy nas niemy,
Z nim będzie mówił: Więc, czy się zgadzacie,
By zaznajomić go z tym, jak nam każe
Miłość idąca w parze z obowiązkiem?
Marcellus
Proszę, uczyńmy tak; wiem, gdzie najłatwiej
Znaleźć go można dzisiejszego ranka.
Wychodzą.
Sala tronowa w zamku.
Dźwięk trąb. Wchodzą KRÓL, KRÓLOWA, HAMLET, POLONIUS, LAERTES, VOLTIMAND, CORNELIUS, Panowie i Słudzy.
Król
Choć nie uwiędła jeszcze pamięć zgonu
Brata naszego drogiego, Hamleta,
I żałość winna w naszych sercach mieszkać,
Malując bólem oblicze królestwa,
Jednak natura uległa rozwadze
I uczyniła nasz żal roztropniejszym,
Każąc mu także o sobie pamiętać.
Tak, dawną siostrę naszą, dziś królową,
Współwładającą panią tego państwa
Wojowniczego, wzięliśmy za żonę,
Pełni radości, jednak przytłumionej –
Z jednym wesołym, drugim łzawym okiem,
Pieśni żałobne łącząc z dniem zaślubin,
Porę obrzędów weselnych z pogrzebem,
Na równych szalach ważąc ból i radość –
A nie stawiano także żadnych przeszkód
Waszej mądrości najwyższej, by mogła
Swobodną zgodą wesprzeć nas w tej sprawie.
I za to wszystko dzięki wam. A teraz
Przejdźmy do tego, co jest już wiadome:
Młody Fortinbras, mając niewysokie
O naszej mocy mniemanie lub sądząc,
Że śmierć naszego najmilszego brata
Ruszyła z posad całe to królestwo,
Szerząc w nim rozłam, śni o panowaniu
I nieustannie dręczy nas listami,
Żądającymi oddania ziem owych,
Które do brata naszego mężnego
Utracił jego ojciec, zgodnie z prawem.
To wszystko, co by rzec tu można o nim.
A teraz o nas i przyczynie rady.
Mamy tu pismo do władcy Norwegii,
Stryja młodego Fortinbrasa – który
Niemocą wielką przykuty do łoża
Niewiele pewnie słyszy o zamysłach
Swego bratanka. – Prosimy w tym piśmie,
Aby powstrzymał jego dalsze kroki,
Gdyż gromadzenie ludzi i wojsk zaciąg
Dotyczy jego poddanych jedynie;
Ciebie więc, dobry Corneliusie, z tobą,
Mój Voltimandzie, ślemy z pozdrowieniem
Do sędziwego Norwega, nie dając
Wam mocy większej do układów z królem,
Niż chce artykuł instrukcji. Żegnajcie,
Niech pośpiech wasze oddanie okaże.
Cornelius i Voltimand
W tym i we wszystkim ono się okaże.
Król
W co nie wątpimy. Żegnamy was z serca.
Wychodzą Cornelius i Voltimand.
Cóż, Laertesie, jaką wieść przynosisz?
O prośbie jakiejś do nas wspominałeś;
Cóż to takiego, Laertesie? Słowa
Roztropne, które skierujesz ku Danii,
Nie mogą przepaść; o cóż, Laertesie,
Mógłbyś mnie prosić, czego dać bym nie chciał
Bez twojej prośby? Głowa sercu bowiem
Nie może bliższą być ni ręka ustom
Bardziej usłużną, niźli jest tron Danii
Ojcu twojemu. Powiedz, Laertesie,
Czego byś pragnął?
Laertes
Panie mój potężny,
Twej łaski, a z nią przyzwolenia twego,
Abym do Francji mógł udać się znowu,
Gdyż choć przybyłem stamtąd, pragnąc złożyć
Czci mej dowody przy twej koronacji,
Lecz muszę wyznać, że dziś, gdy powinność
Już wypełniłem, myśli i pragnienia
Moje ponownie kłonią się ku Francji,
A ja przed tobą je składam w pokorze,
O zgodę prosząc twą i wybaczenie.
Król
A zgoda ojca? Cóż na to Polonius?
Polonius
Panie mój, wydarł mi to przyzwolenie
Uporczywymi prośbami, aż wreszcie
Pieczęć niechętnej zgody przyłożyłem
Jego pragnieniom: tak więc uniżenie
Błagam cię, abyś zezwolił mu jechać.
Król
Porę pomyślną wybierz, Laertesie;
Czas twój do ciebie należy i niechaj
Cnoty go twoje zużyją do woli!
A ty, kuzynie Hamlecie, mój synu –
Hamlet
na stronie
Bardzo w rodzinie, choć mniej niż rodzony.
Król
Czemuż to nadal okrywa cię chmura?
Hamlet
Nie, panie; w słońcu przebywam zbyt wiele.
Królowa
Dobry Hamlecie, odrzuć barwę nocy
I zezwól oczom spoglądać przyjaźnie
Na Danię. Niechaj spuszczone powieki
Nie poszukują nieustannie w prochu
Ojca twojego szlachetnego. Przecież
Wiesz, że powszednie to jest, wszystko bowiem,
Co żyje, musi śmierć poznać i odejść
Drogą Natury ku nieskończoności.
Hamlet
Tak, pani, jest to powszednie.
Królowa
Więc czemu
Dziwnym wydaje się tobie jednemu?
Hamlet
Wydaje, pani? Nie, jest! Nie znam tego
„Wydaje”! Ani płaszcz czarny jak inkaust,
O dobra matko, ani też posępne
I mroczne szaty, uczczone zwyczajem,
Ani zdławiony i rwący się oddech,
Nie, ani rzeka wzbierająca w oku,
Ani też grymas przygnębienia, ani
Wszystkie objawy, gesty, kształty żalu,
Nie określają mnie prawdziwie: Mogą
Doprawdy tylko „wydawać się”, bowiem
Są to czynności, które można zagrać,
Lecz mam coś w głębi nie do przedstawienia,
Reszta to szata i pozór cierpienia.
Król
Słodycz pochwały godną okazuje
Natura twoja, Hamlecie, oddając
Ojcu powinność żałobną, lecz musisz
Pojąć, że ojciec twój utracił ojca,
A utracony ów ojciec utracił
Swojego ojca; ów, kto żyje nadal,
Jest powinnością synowską związany,
By przez czas pewien okazywać boleść
Po zmarłym, jednak trwanie w tak zawziętej
Żałobie zmienia się w bezbożny upór.
Smutek to męża niegodny i obraz
Woli skłóconej z wolą Niebios, serca
Nieodpornego, umysłu w popłochu,
Także prostackich, nieuczonych pojęć;
Gdyż czemu, wiedząc, że coś nadejść musi
I jest przystępne zmysłom jak rzecz każda,
Najpospolitsza nawet, miałby człowiek
Brać to do serca z przewrotnym uporem?
Wstyd! To występek przeciwko Niebiosom,
Występek przeciw zmarłemu, występek
Przeciw naturze, a niedorzecznością
Jest dla rozumu, gdyż on za rzecz zwykłą
Ma zgony ojców i woła niezmiennie,
Od dnia zwłok pierwszych, aż po owe, które
Dzisiaj ostygły: „Tak musi być zawsze!”.
Prosimy, ziemi żal daremny oddaj
I pomyśl o nas jako o swym ojcu,
A niechaj świat to zapisze, że jesteś
Tronu naszego najbliższy, a także
Że miłość nie mniej szlachetną niż owa,
Którą ma ojciec najdroższy dla syna,
Chcę ci przekazać. Twe postanowienie,
Aby powrócić do szkół w Wittenberdze,
Naszym pragnieniom jest wielce przeciwne,
Więc cię prosimy, abyś dał się skłonić
Do pozostania tutaj, ku radości
I pocieszeniu naszych oczu, jako
Pierwszy pan dworu, krewny nasz i syn nasz.
Królowa
Niech prośby matki nie będą daremne,
Hamlecie; proszę cię, pozostań z nami,
Do Wittenbergi nie odjeżdżaj.
Hamlet
Pani,
Usłucham ciebie, najlepiej jak umiem.
Król
Cóż, oto piękna, serdeczna odpowiedź.
Bądź w Danii jako my sami. Pójdź, pani.
Owa łagodna i niewymuszona
Zgoda Hamleta przysiadła z uśmiechem
Na moim sercu, więc by rzecz tę uczcić,
Przy każdym zdrowiu, które dziś wychyli
Dania, niech dzieło pośle wieść obłokom;
Na każdy puchar królewski niebiosa
Echem jak gromem odpowiedzą. Pójdźmy.
Głos trąb.
Wychodzą wszyscy, prócz Hamleta.
Hamlet
O, gdyby ciało to, zbyt trwałe, mogło
Stopnieć, roztajać i zmienić się w rosę,
Lub gdyby swego zakazu nie zwrócił
Sam Wiekuisty przeciw samobójstwu!
O Boże! Boże! Jakże mi się zdają
Nużące, stęchłe, jałowe i błahe
Wszystkie uczynki tego świata! Hańba!
Hańba mu! Jest to ogród pełen chwastów,
Rozsiewających dojrzałe nasienie,
A władzę nad nim wyłączną sprawuje
Wszystko, co gnije i cuchnie w naturze.
Że dojść do tego mogło! Dwa miesiące
Po jego śmierci! Nie, nie tyle nawet,
Nie dwa: tak świetny król, a był przy tamtym
Jakby Hyperion przy satyrze: matkę
Moją tak kochał, że wiatrom niebieskim
Nie dawał szorstko smagać jej oblicza.
Niebiosa, ziemio! Czy muszę pamiętać?
Wieszała na nim się, jakby jej żądzę
To wspomagało, co miało ją sycić;
A jednak, w ciągu jednego miesiąca –
Nie będę o tym rozmyślał – Słabości,
Na imię jest ci kobieta! Maleńki
Miesiąc! To znaczy, zanim się zużyły
Trzewiczki, w których szła za ciałem ojca
Mego biednego, jak Niobe, w łzach cała,
Tak, ona, nawet ona – Boże! Przecież
Zwierzę, któremu rozumu nie dano,
Opłakiwałoby dłużej. – Jest żoną
Mojego stryja, brata mego ojca,
Lecz przypomina on mojego ojca
Nie bardziej niż ja Herkulesa. W miesiąc?
Nim sól po owych łzach najniegodziwszych
Spłynęła z oczu czerwonych od płaczu,
Znów zaślubiona. O, cóż to za pośpiech,
Jakże nikczemny, by gnać tak przemyślnie
W to kazirodne łoże! Nic dobrego
Nie może z rzeczy niedobrej wyniknąć;
Lecz pęknij, serce, gdyż zamilknąć muszę!
Wchodzą HORATIO, MARCELLUS i BERNARDO.
Horatio
Bądź pozdrowiony, książę nasz!
Hamlet
Raduje
Mnie, że was widzę zdrowych. Co, Horatio –
A może siebie sam już nie poznaję?
Horatio
On, ten sam, książę, twój sługa ubogi.
Hamlet
Panie, przyjaciel mój drogi, a tamtym
Nazwaniem pragnę wymienić się z tobą.
Cóż ci kazało przybyć z Wittenbergi,
Horatio? Marcellus?
Marcellus
Mój dobry książę –
Hamlet
Raduje mnie wielce twój widok. –
do Bernarda
Panie, dobrego wieczoru ci życzę. –
Lecz cóż, na Boga, kazało ci przybyć
Tu z Wittenbergi?
Horatio
Wrodzone lenistwo,
Panie mój dobry.
Hamlet
Nie dałbym wrogowi
Twemu rzec tego, nie zezwolę także,
Byś ucho moje zmusił do przyjęcia
Świadectwa, które składasz przeciw sobie.
Wiem, że nie jesteś leniwy. Lecz jaka
Sprawa przywiodła cię do Elsynoru?
Pić nauczymy cię, zanim odjedziesz.
Horatio
Przybyłem ujrzeć pogrzeb twego ojca.
Hamlet
Błagam cię, nie drwij ze mnie, przyjacielu;
Przybyłeś ujrzeć wesele mej matki.
Horatio
To prawda, panie, nastąpiło wkrótce.
Hamlet
Zysk, zysk, Horatio! Mięsiwa pieczone
Na stypę mogły ozdobić na zimno
Stoły weselne. Wolałbym w niebiosach
Napotkać mego najgorszego wroga,
Niż dożyć kiedyś tego dnia, Horatio!
Mój ojciec – w myślach widzę mego ojca.
Horatio
Gdzie, panie?
Hamlet
Duszy oczyma, Horatio.
Horatio
Raz go widziałem, był to król dostojny.
Hamlet
Był on człowiekiem, ze wszech miar go sądząc,
Jakiego nigdy już więcej nie ujrzę.
Horatio
Panie mój, myślę, że go zobaczyłem
Minionej nocy.
Hamlet
Zobaczyłeś? Kogo?
Horatio
Panie mój, króla, twego ojca.
Hamlet
Króla,
Ojca mojego!
Horatio
Powstrzymaj zdumienie
Na krótką chwilę i słuchaj uważnie,
Póki, tych panów dwu biorąc na świadków,
Wieści o cudzie tym ci nie przekażę.
Hamlet
Na miłość boską, chcę tego wysłuchać.
Horatio
Dwie noce z rzędu obaj ci panowie,
Marcellus, a z nim Bernardo, straż pełniąc
Wśród martwej pustki nieskończonych mroków,
Napotykali o północy postać
Mającą ojca twego podobieństwo,
W zbroję zakutą od stóp aż do głowy;
A pojawiała się ona przed nimi,
Krocząc dostojnie, i po trzykroć przeszła
Przed ich oczyma zmartwiałymi z trwogi,
Tak blisko, że ich mogła tknąć buławą,
Podczas gdy oni, przemienieni grozą
W rozdygotaną galaretę, stali
Niemi, nie śmiejąc przemówić do zjawy.
Mnie zawierzyli ową tajemnicę
Straszliwą, ja też w trzecią noc stanąłem
Z nimi na straży i, tak jak mi rzekli,
W porze tej samej, w tej samej postaci,
Świadcząc o prawdzie każdego ich słowa,
Nadeszła zjawa. Znałem twego ojca.
Te obie dłonie nie są tak podobne.
Hamlet
Gdzie to się stało?
Horatio
Na występie murów,
Tam gdzie na straży stałem z nimi, panie.
Hamlet
Czy przemówiłeś do zjawy?
Horatio
Tak, panie,
Lecz mi nie dała żadnej odpowiedzi,
Choć raz, jak mi się wydało, uniosła
Głowę i drgnęła, jakby chcąc przemówić.
Lecz właśnie wówczas zapiał głośno kogut
Poranny. Głos ten sprawił, że zniknęła
Z oczu nam nagle.
Hamlet
Jest to rzecz przedziwna.
Horatio
Panie, to prawda, klnę się na me życie!
Więc uznaliśmy za powinność naszą,
W sercach wyrytą, by ci donieść o tym.
Hamlet
Zapewne, moi panowie, zapewne,
Lecz niepokoi mnie to. Czy pełnicie
Dzisiejszej nocy straż?
Marcellus i Bernardo
Pełnimy, panie.
Hamlet
Zakuty w zbroję, mówicie?
Marcellus i Bernardo
Tak, panie.
Hamlet
Od nóg po czoło?
Marcellus i Bernardo
Od stóp do głów, panie.
Hamlet
Więc rysów jego nie mogliście dostrzec?
Horatio
O tak, mój panie, miał w górze przyłbicę.
Hamlet
Czy był posępny?
Horatio
W rysach więcej smutku było niż gniewu.
Hamlet
Blady czy rumiany?
Horatio
Nie, bardzo blady.
Hamlet
Czy spoglądał na was?
Horatio
Tak, nieustannie.
Hamlet
Czemu tam nie byłem!
Horatio
Zadziwiłby cię.
Hamlet
Zapewne, zapewne. Jak długo był tam?
Horatio
Tak długo, że z wolna do stu doliczyć by się dało.
Marcellus i Bernardo
Dłużej, dłużej.
Horatio
Nie wówczas, kiedy ja tam byłem.
Hamlet
Brodę
Miał szpakowatą, prawda?
Horatio
Była ona
Podobna do tej, którą oglądałem
Za jego życia: czarna, srebrem tkana.
Hamlet
Tej nocy będę straż pełnił, być może
Nadejdzie znowu.
Horatio
Ręczę, że nadejdzie.
Hamlet
Jeśli szlachetną postać mego ojca
Przybierze, wówczas przemówię do niego,
Choćby się piekło rozwarło, by zmusić
Mnie do milczenia. Upraszam was wszystkich,
Skoro tak długo umieliście taić
Wieść o tej zjawie, zachowajcie nadal
Rzecz w tajemnicy, a także to wszystko,
Co jeszcze może ta noc przynieść z sobą;
Niech się wasz umysł tym żywi, nie język.
Za tę przysługę wdzięczność wam okażę.
Bywajcie zdrowi; nim północ nadejdzie,
Spotkam was.
Wszyscy
Słudzy waszej czcigodności.
Hamlet
Łączy nas przyjaźń wzajemna. Żegnajcie.
Wychodzą Horatio, Marcellus i Bernardo.
Duch mego ojca w zbroi! Źle się dzieje,
Lękam się jakichś spraw występnych. Oby
Noc już nadeszła! Nim przyjdzie ta pora,
Milcz, duszo: czyny występne ożyją,
Choć się przed wzrokiem w głębi ziemi kryją.
Wychodzi.
Komnata w domu Poloniusa.
Wchodzą LAERTES i OFELIA.
Laertes
Sakwy podróżne mam już na pokładzie;
Żegnaj mi, siostro; gdy okręt się zdarzy,
A wiatr przychylny powieje, nie zaśpij,
Lecz przyślij wieści.
Ofelia
Czyżbyś wątpił o tym?
Laertes
Skłonność Hamleta i jego zaloty
Miej za oznakę dworskich obyczajów
I krwi igraszki, za młody fiołek
Rozkwitający, nietrwały i słodki,
Wonny, mogący zabawić przez chwilę;
Nic więcej.
Ofelia
Więcej nic nad to?
Laertes
Nic więcej;
Wierz mi, natura nie rozkwita bowiem
Jedynie ciała i członków rozrostem,
Lecz gdy budowa świątyni się kończy,
W jej wnętrzu zwiększać poczyna się znacznie
Służba rozumu i duszy; być może
Kocha on ciebie dziś; więc dziś nie plami
Błotem podstępu swych zamysłów, jednak
Zważ jego wielkość; niechaj cię przerazi,
Nie może rządzić się on własną wolą,
Gdyż jest poddanym swego urodzenia.
Nie może, jak to czynią mniej dostojni,
Sam własnych kąsków odkrawać, gdyż spokój
I bezpieczeństwo całej tej krainy
Na jego tylko wyborze zawisły.
Wybór ów musi być więc określony
Przyzwalającym głosem tego ciała,
Którego głową jest on sam. Dlatego,
Gdy znowu prawić będzie o miłości,
Roztropność twoja nie wcześniej uwierzy,
Aż nie potwierdzi słów obrzęd stosowny
W miejscu właściwym, które się znajduje
Tam, gdzie dociera głos powszechny Danii.
Zważ też, jak wielka grozi ci utrata
Honoru, jeśli uchem łatwowiernym
Będziesz się w jego wsłuchiwała pieśni
Lub serce oddasz, a skarbiec czystości
Otworzysz jego gwałtownym pragnieniom.
Strzeż się, Ofelio, strzeż się, dobra siostro,
I skryj się w głębi za twoim uczuciem,
Z dala od grozy i pocisków żądzy.
Najrozważniejsza z dziewic dość utraci,
Gdy księżycowi swą piękność odsłoni.
I cnota sama przed ciosem obmowy
Nie umknie. Robak zbyt często pożera
Potomstwo wiosny, nim pąki rozkwitną;
Zgubne wyziewy skryte są najczęściej
Wśród kropel rosy o brzasku młodości.
Więc strzeż się: tarczą najlepszą jest trwoga.
Przeciwko sobie młodość boje toczy,
Choć nieprzyjaciół nie widzą jej oczy.
Ofelia
Wnioski z nauki tej pięknej postawię
Przy moim sercu na straży. Lecz nie bądź,
Mój dobry bracie, jak ci źli pasterze,
I nie ukazuj mi ciernistej drogi,
Stromo ku niebu prowadzącej, jeśli
Sam jak beztroski, rozwiązły rozpustnik
Ścieżką swawolną pójdziesz wśród pierwiosnków,
Nie dbając wcale o własne przestrogi.
Laertes
Nie trwóż się o mnie. Zbyt długo marudzę,
Lecz oto ojciec nadchodzi.
Wchodzi POLONIUS.
Dwukrotne
Błogosławieństwo to podwójna łaska;
Drugie rozstanie zsyła uśmiech losu.
Polonius
Jeszcze tu jesteś, Laertesie! Wstydź się!
Zmykaj na pokład, na pokład! Wiatr przysiadł
Na twego żagla ramionach, czekają
Na ciebie tylko. Weź błogosławieństwo!
Tych rad kilkoro zanotuj w pamięci:
Myśli słowami nie objawiaj ani
Uczynkiem myśli swej niedowarzonej.
Bądź poufały, lecz nigdy prostacki.
Przyjaciół, których już wypróbowałeś,
Skuj z duszą swoją stalową obręczą.
Lecz nie ogłupiaj swej dłoni uściskiem
Nowo wyklutych i nieopierzonych
Twych towarzyszy. Nie wchodź nigdy w zwadę;
Lecz, skoro wszedłeś, czyń tak, by przeciwnik
Uląkł się ciebie. Daj ucho każdemu,
Lecz głos nielicznym. Słuchaj wszelkich sądów,
Lecz swój zatrzymaj. Noś kosztowne szaty,
Takie, na jakie sakiewka zezwoli,
Lecz nie zanadto wyszukane; drogie,
Lecz nie jaskrawe. Często bowiem ubiór
Obwieszcza, jakim jest człowiek. Francuzi,
Najwyżsi rodem i stanem, zwracają
Na owe sprawy szczególną uwagę.
Nie bądź dłużnikiem ani wierzycielem,
Gdyż pożyczając, utracisz pieniądze
Wraz z przyjacielem, a biorąc pożyczkę,
Przytępisz ostrze swej gospodarności.
A nade wszystko: zostań wierny sobie,
Za tym pójść musi, jakby dzień za nocą,
Że nie okażesz fałszu innym ludziom.
Żegnaj, a niechaj z mym błogosławieństwem
Dojrzewa w tobie to wszystko.
Laertes
Z pokorą
Żegnam cię teraz, panie mój.
Polonius
Czas wzywa.
Idź, słudzy twoi czekają na ciebie.
Laertes
Żegnaj, Ofelio, i o słowach moich
Nie zapominaj.
Ofelia
Są one zamknięte
W mojej pamięci, a klucz ty mieć będziesz.
Laertes
Żegnaj.
Wychodzi.
Polonius
Ofelio, o czym rozmawiał on z tobą?
Ofelia
Z twym przyzwoleniem, o czymś, co dotyczy księcia Hamleta.
Polonius
Matko Boża, prawda!
Jak mi wiadomo, wiele on ostatnio
Spędził chwil z tobą, a ty czas swój hojnie
I najswobodniej jemu poświęcałaś.
Jeśli tak było – a tak przedstawiono
Rzecz, by mnie ostrzec – muszę ci powiedzieć,
Że nie pojmujesz zapewne zbyt jasno,
Co mojej córce i twej czci przystoi.
Mów prawdę, co się między wami dzieje?
Ofelia
Panie, powtarzał mi, jak jest bezcenne
Owo uczucie, które żywi dla mnie.
Polonius
Uczucie! Mówisz, jakbyś miała nadal
Zielono w głowie i nie pojmowała
Niebezpieczeństwa tak groźnej pułapki.
Czy wierzysz w jego uczucia bezcenne,
Jak je nazywasz?
Ofelia
Sama nie wiem, panie,
Co o tym sądzić?
Polonius
A więc, Matko Boża,
Ja cię pouczę: sądź, że jesteś dzieckiem,
Skoro uczucia wzięłaś za bezcenne,
Które są tylko bez ceny, gdyż żadnej
On nie zapłaci. A więc ceń się wyżej,
Gdyż – by nie tracić już tchu na błazeństwa –
Jeden dar cenny złożysz mi, niemowlę.
Ofelia
Panie, oświadczał mi swą miłość godnie,
Nie godząc w cnotę.
Polonius
Godząc w niecnotę, powiedz. Dość, dość tego.
Ofelia
I przydał wagi swoim słowom, panie,
Wszystkimi niemal zaklęciami niebios.
Polonius
Tak, tak, sidłami na gawrony. Wiem ja,
Gdy krew zapłonie, jak rozrzutnie dusza
Użycza zaklęć językowi. Córko,
Płomyków owych, które dają więcej
Blasku niż ciepła, a gasną w zarodku
Przy rozniecaniu, nie chciej brać za ogień.
Od dziś niech będzie nieco powściągliwsze
Twoje dziewictwo, a rozmowy wyższe
Nad pogawędki na cudze życzenie.
A jeśli mowa o księciu Hamlecie,
Pomyśl jedynie o tym, że jest młody
I może biegać na dłuższym postronku
Niż ten, co ciebie wiąże. Jednym słowem,
Nie wierz zaklęciom Hamleta, Ofelio;
To pośrednicy, o barwie odmiennej
Niż ich szat barwa, gdyż są rajfurami,
Którzy wspierają bezbożne umizgi,
Napomykając o najświętszych więzach,
Aby tym łatwiej móc zwodzić. To wszystko.
Mówiąc po prostu, pragnę, abyś odtąd
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki