Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Książka prezentuje dzieje dwudziestu dwóch rodzin, których życie związane było z warszawską Pragą. Są wśród nich tak znane i zasłużone rody, jak rodzina premiera Jana Olszewskiego, czy wywodząca się od Szmula Zbytkowera rodzina francuskiego noblisty Henri Bergsona a także rodzina zmarłego niedawno aktora Jana Kobuszewskiego. Są też, przedstawione w rodzinnym kręgu, tak charakterystyczne dla Pragi postacie jak Julian Różycki, Jan Wedel, Ignacy i Kazimierz Skorupka czy Jan Żabiński. Oprócz tych „wielkich”, znanych z historii, na kartach książki przedstawione zostały też losy „zwykłych”, co nie znaczy mniej ważnych mieszkańców prawobrzeżnej Warszawy, jak członków klanu Natorffów, Gierałtowskich czy Rabęckich. Z każdą z tych rodzin wiążą się niepowtarzalne historie, tworząc razem obraz, którego ramą jest niezwykła dzielnica Warszawy – Praga.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 378
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Wstęp
W historiografii Warszawy ważne miejsce zajmuje historia wielopokoleniowych rodzin, których losy splotły się z dziejami miasta. Wielokrotnie opisywano zasługi Lilpopów, Brunów czy Kronenbergów. Bardzo cenna jest wśród tej historiografii praca Tadeusza Władysława Świątka Rody starej Warszawy, przedstawiająca poczet znanych przemysłowców i handlowców, którzy przyczynili się do rozwoju miasta. Niezwykle rzadko natomiast varsavianiści wspominają o mieszkańcach Pragi. Praga, niestety, zawsze była traktowana jako gorsza część miasta, a jej mieszkańcy jako obywatele drugiej kategorii. Tymczasem ta część stolicy posiada metrykę starszą niż lokowana przez książąt mazowieckich na lewym brzegu Wisły Warszawa. Druga połowa XIX wieku to okres intensywnej industrializacji i rozwoju Pragi. Tu schodziły się najdalej wysunięte na zachód linie kolejowe cesarstwa rosyjskiego z Petersburga, Brześcia i Kowla. Osiedlali się tu bardzo przedsiębiorczy ludzie, którzy właśnie na Pradze dostrzegli swoją szansę.
Chciałabym przedstawić rodziny związane z Pragą i dla Pragi zasłużone. W prezentowanej grupie rzuca się w oczy wielka różnorodność, tak pod względem profesji, jak i statusu społecznego. Są tu lekarze, farmaceuci, inżynierowie, przemysłowcy, bankowcy i wybitni artyści, ale również zwykli rzemieślnicy: piekarze, cukiernicy, kapelusznicy i kolejarze. Obok ludzi prostych, nielegitymujących się żadnymi tytułami arystokratycznymi, są przedstawiciele drobnej szlachty, a nawet jest rodzina dawnych książąt Massalskich. Takie rody jak rodzina Różyckich, założycieli słynnego bazaru, Wedlowie ze swoją fabryką słodyczy czy Żabińscy z Ogrodem Zoologicznym (w którym schronienie w czasie II wojny światowej znaleźli również ludzie) na trwale wpisały się w historię prawobrzeżnej Warszawy.
To jednak nie koniec. Niezależnie od statusu czy herbowego lub nieherbowego pochodzenia z rodzin tych wywodzi się wiele wybitnych postaci, zasłużonych nie tylko dla Pragi czy Warszawy, ale dla całej Polski, że wymienię tu takie osobistości jak współtwórca Polskiego Radia Władysław Rabęcki, urodzony na Bródnie, niezwykle popularny i lubiany aktor komediowy Jan Kobuszewski, niezapomniany senator Zbigniew Romaszewski czy wreszcie Premier Rzeczpospolitej Polskiej Jan Olszewski, który nie krył dumy ze swego pochodzenia z kolejarskiego Bródna.
Pragnę zwrócić uwagę na jeszcze jedną cechę przedstawionych powyżej rodzin, a mianowicie na różnorodność narodowości. Opisuję dzieje rodzin nie tylko polskich, ale również pochodzenia niemieckiego, żydowskiego, rosyjskiego, a nawet takich, które wywodzą się od francuskich uczestników konfederacji barskiej lub żołnierzy napoleońskich. W ten sposób, za sprawą dwudziestu dwóch zbiorowych portretów, otrzymujemy obraz Pragi wielokulturowej, gdzie jak w tyglu mieszały się losy ludzi Wschodu i Zachodu. Ogromna większość prezentowanych historii oparta jest na wspomnieniach żyjących potomków rodów i to im należą się moje największe podziękowania. Bez relacji Elżbiety Bartczyk z domu Kotulińskiej i jej córki Anny Kamińskiej, Marka Borowskiego, Aliny Cieszkowskiej, Janusza Gierałtowskiego, Dymitra Grundulsa, Barbary Jaworskiej, Ludwika i Elżbiety Majlertów, Moniki Massalskiej-Dobrowolskiej, Stefana Mierowskiego, państwa Bożenny i Jacka Natorffów, Zdzisława Różyckiego i Witolda Salskiego, Zofii Romaszewskiej, Leona Skórzewskiego, Andrzeja Sobiepanka, Teresy Żabińskiej, czy wreszcie długiego wywiadu udzielonego przez telefon przez Jana Olszewskiego nie byłoby tej pracy. Niektórzy z nich, jak Elżbieta Bartczyk, Jan Kobuszewski, Jan Olszewski czy Teresa Żabińska niestety już nie żyją. Nie usłyszymy już ich głosów, dlatego ich relacje są tym bardziej cenne.
To dzięki dobrej woli i pasji historycznej moich rozmówców możemy poznać niezwykłe, barwne losy ich przodków. To oni otworzyli przed nami zazwyczaj świetnie uporządkowane rodzinne archiwa, abyśmy mogli cofnąć się w czasie i przekonać się, jak historie poszczególnych rodzin składają się na zbiorowy portret jednej z najciekawszych dzielnic Warszawy – Pragi. Można też spojrzeć na te sagi jeszcze szerzej, przekraczając granice miasta, bo przecież to właśnie małe historie rodzinne tworzą, poprzez historie lokalne tzw. małych ojczyzn, wielką historię narodu.
Amerykański sen braci Kotulińskich
Na Cmentarzu Powązkowskim w Warszawie znajduje się grób Pawła Kotulińskiego i jego żony Praksedy, którzy zmarli w 1866 roku ze zgryzoty, wyrzekłszy się wcześniej jedynego syna. A wszystko to z powodu klątwy rzuconej na ród Kotulińskich przez rosyjskiego generała. Przekleństwo to nie ominęło również braci Erazma i Leona z drugiej gałęzi rodziny Kotulińskich, z których pierwszy szukał szczęścia w Ameryce, a drugi pracując na kolei, związał swoje losy z Pragą.
Rodzina Kotulińskich pochodzi ze Śląska, z miejscowości Kotulin. Jej początki sięgają XVI wieku. Ślady rodu (posługującego się herbem Odrowąż) odnajdujemy w XVII stuleciu w archiwach miasta Czechowice-Dziedzice, którego właścicielem został w 1675 roku Fryderyk Aleksander Kotuliński z Kotulina, a jego syn i następca Franciszek Karol, starosta Górnego i Dolnego Śląska, wybudował tam rezydencję godną piastowanego stanowiska. Otoczony wspaniałym parkiem z dwustuletnimi lipami kandelabrowymi barokowy pałac do dziś jest ozdobą miasta.
Klątwa rosyjskiego generała
Sto lat później niewiele już zostało ze świetności rodu. W 1765 roku nowym właścicielem Czechowic i pałacu został Andrzej Renard. Wygląda na to, że Kotulińscy sprzedali swoje dobra i musieli szukać innych środków utrzymania, bo mniej więcej w tym czasie wzmianki o rodzinie odnajdujemy w Warszawie, w zapisach archiwalnych dotyczących Ignacego Kotulińskiego (ur. 1770) i jego żony Rozalii z Radzińskich, rodziców Antoniego, Andrzeja, Pawła i Agnieszki Kotulińskich. Jak głosi epitafium na Cmentarzu Powązkowskim, trzeci z rodzeństwa Paweł Kotuliński (ur. 1815) i jego żona Prakseda (ur. 1812) zmarli w roku 1866[1], w odstępie kilku miesięcy, ze zgryzoty i żalu, gdyż nie mogli pogodzić się z postępkiem jedynego syna. Ów syn, o którym w rodzinie nie wolno było wspominać i nawet nie wiadomo, jak miał na imię, po przejściu na prawosławie poślubił córkę rosyjskiego generała. A że stało się to zaraz po klęsce Powstania Styczniowego, można sobie wyobrazić, jaki był to cios dla rodziców. Ale nie tylko dla nich. Małżeństwu córki z Polakiem przeciwny był także rosyjski generał, który ponoć rzucił na rodzinę Kotulińskich klątwę. Wypowiedziane w gniewie słowa: „Oby twój ród wyginął!” niestety zadziałały i od tej pory w rodzinie prawie nie było męskich potomków. Brat Pawła Kotulińskiego Antoni umarł młodo. Pozostawił po sobie co prawda syna Kazimierza, ale był to lekkoduch, który spędzał czas głównie na zabawach i nie dbał o rodzinę. Po kilku latach związku z Heleną z Rzeczników miał jedynie córkę Cecylię. Wielka była więc radość w rodzinie, kiedy w 1886 roku na świecie pojawił się długo oczekiwany syn, Erazm. W związku z tym wydarzeniem, prawdopodobnie w podzięce (a może już wcześniej, w intencji), zamówiony został obraz – kopia cudami słynącego wizerunku Świętej Rodziny z sanktuarium św. Józefa w Kaliszu. Widocznie małżonkowie Kotulińscy słyszeli o tym, że od ponad stu lat ludzie pielgrzymują do Kalisza, powierzając świętemu Józefowi swoje trudne sprawy, i doznają pocieszenia. Nie wiadomo, czy to modły do świętego Józefa sprawiły, ale po dwóch latach, w 1888 roku, Kotulińscy doczekali się drugiego syna, Leona. Ponieważ Kazimierz przepuścił własny majątek, musieli zamieszkać w mieszkaniu rodziny żony, na Stalowej 28. Chłopcy oraz ich starsza siostra Cecylia dorastali więc na Nowej Pradze.
Kopia wizerunku Świętej Rodziny z sanktuarium św. Józefa w Kaliszu, fot. Joanna Kiwilszo.
Erazm i Leon Kotulińscy, ok. 1905 r., z archiwum rodzinnego Anny Kamińskiej.
W służbie rosyjskiemu imperium
Niedługo po skończeniu dwudziestu lat Erazm został powołany do armii rosyjskiej. Taki los czekał większość młodych Polaków z zaboru rosyjskiego. Ponieważ Erazm był wysokim, przystojnym mężczyzną, dostał się do reprezentacyjnej jednostki, Gwardii Carskiej. Mimo to myślał o ucieczce. W zachowanym liście z 14 kwietnia 1909 roku nadanym w Moskwie oczywiście o tym nie wspomina, pisze tylko o obiecanym urlopie i planowanym spotkaniu z rodziną, ale plan został już powzięty. Młodszy brat Leon miał siedemnaście lat, kiedy kraj ogarnęła fala protestów rewolucji 1905 roku. Leon brał udział w strajku szkolnym, za co został wyrzucony z gimnazjum z tzw. wilczym biletem. Nie mógł już uczęszczać do szkoły, poszedł więc do pracy na kolei. Jednocześnie założył koło naukowe, które skupiało młodzież w podobnej sytuacji, a miało na celu samokształcenie. W lutym 1914 roku ożenił się z Anną Eulalią z Wasińskich. Niedługo jednak cieszył się szczęściem młodego małżonka. Strzały oddane 28 czerwca 1914 roku w Sarajewie przez bośniackiego studenta Gawriła Principa do austriackiego następcy tronu, arcyksięcia Franciszka Ferdynanda spowodowały wybuch I wojny światowej. Na ziemiach polskich rozpoczęła się ona 1 sierpnia 1914 roku działaniami, w których po jednej stronie występowały Niemcy (od 6 sierpnia również Austria), po drugiej zaś Rosja. Centralne rejony kraju stały się areną walk i świadkiem przesuwających się linii frontu. Pod naporem Niemców Rosjanie musieli wkrótce ustąpić na wschód. Wojska rosyjskie, wycofując się w sierpniu 1915 roku z Warszawy i całego dawnego Królestwa, ewakuowały wszystko, co miało jakiekolwiek znaczenie gospodarcze i dało się wywieźć, również tabor kolejowy. Rząd carski przeprowadził militaryzację kolei. Wielotysięczna rzesza kolejarzy potrzebna była do przewozu wojsk, transportów broni, amunicji i innego sprzętu bojowego. Nagła, pospieszna mobilizacja zaskoczyła Leona Kotulińskiego. Wraz ze sprzętem i innymi pracownikami kolei musiał wyjechać do Rosji. Wszystko działo się tak szybko, że nie zdążył się nawet pożegnać z bliskimi. Zachował się list Leona do matki i siostry, wysłany z Siedlec, w którym ogromnie niepokoi się o los rodziny i o to, czy się jeszcze zobaczą.
Oddział Gwardii Carskiej. Pierwszy z prawej stoi Erazm Kotuliński, ok. 1909 r., z archiwum rodzinnego Anny Kamińskiej.
Anna i Leon Kotulińscy, 1914 r., z archiwum rodzinnego Anny Kamińskiej.
Kochana Matko i Siostro!
Spieszę donieść, że jestem zdrów i szczęśliwie wydostałem się z Warszawy. Sądziłem, że się jeszcze z Wami przed odjazdem będę widział, ale stało się inaczej. Byłem i jestem ciągle niespokojny, co się z wami dzieje, lecz przypuszczam, że nic się Wam złego nie stało, co daj Boże.[...]
Żegnaj droga Matko na krótki czas, bo mam nadzieję, że zobaczymy się niedługo. I Ty, siostro żegnaj, choć listownie, bo nie przypuszczałem, że nie pożegnam się. Tak szybko to wszystko nastąpiło[...].
Niedługo po tej ewakuacji żona Anna pojechała w ślad za mężem. Spędzili w Rosji cztery lata. Przeżyli straszny czas Rewolucji Październikowej, choć kilka razy bliscy byli śmierci. Pewnego razu Leon posądzony został o zabicie miejscowego komisarza, którego faktycznie ktoś zastrzelił w jakiejś sprzeczce. Chciano „Polaczka” bez sądu rozstrzelać. W ostatniej chwili ktoś zaświadczył, że ten nie jest winien. Kotulińscy uciekli na południe. Przez Charków przedostali się na Krym. Później przez jakiś czas przebywali w Odessie, a następnie przez Kijów wrócili do Polski. Wiedzieli, że w kraju wyniszczonym wojną panuje straszna bieda. Podróżując w towarowym wagonie, wieźli mąkę, kaszę, słoninę, a nawet kury. Przyjechali 25 sierpnia 1918 roku. Zamieszkali w kamienicy Wasińskich na Nowym Mieście, niedaleko kościoła Sióstr Sakramentek. Leon Kotuliński znów zaczął pracować na kolei, teraz już w dyrekcji PKP w niepodległej Polsce.
Maria z Daneckich Kotulińska z córką Elżbietą w Beskin Ridge, 1915 r., z archiwum rodzinnego Anny Kamińskiej.
W drodze do Ameryki
Tymczasem bratu rzeczywiście udało się uciec z armii carskiej, kiedy korzystając z urlopu, przyjechał do domu w 1910 roku. Przedostał się do Pragi czeskiej, gdzie mieszkała ciotka, przyrodnia siostra matki. Wraz z ciotecznym bratem wyjechał do Stanów Zjednoczonych, do rodziny młynarzy z Woli, która wyemigrowała do USA w 1896 roku i mieszkała w stanie New Jersey. Poznał tam swoją przyszłą żonę, Marię Sabinę z Daneckich. Ślub wzięli w 1911 roku. Erazm był niespokojnym duchem. Postanowił wyjechać do Kalifornii, by szukać złota. Zakupił tam tereny złotodajne. Niestety, niczego nie znalazł, a tylko stracił oszczędności. Wrócił więc do New Jersey. Za pożyczone pieniądze wydzierżawił farmę rolniczo-hodowlaną w miejscowości Beskin Ridge. Uprawiał kukurydzę i ziemniaki. Miał też sad brzoskwiniowy. Na farmie było kilkanaście krów i świnie. W 1915 roku Marii i Erazmowi Kotulińskim urodziła się córka Elżbieta, która wiele lat później wspominała szczęśliwy czas swojego dzieciństwa, spędzonego w Beskin Ridge. Podkreślała wysoką kulturę rolniczą i świetną organizację pracy na farmie. Powszechnie używano tam maszyn rolniczych, takich jak kosiarka czy maszyna do sadzenia ziemniaków. Kukurydzę kiszono w specjalnych silosach. Elżbieta pamiętała, że codziennie rano przyjeżdżał samochód po odbiór mleka. Inwentarz otoczony był stałą opieką weterynaryjną. Raz w miesiącu przyjeżdżał lekarz i badał krowy. Mimo tak dobrze prosperującego gospodarstwa i szczęśliwego życia rodzinnego Erazm tęsknił za Polską. Wbrew ostrzeżeniom i mimo obaw żony sprzedał wszystko, co miał, i w styczniu 1922 roku Kotulińscy wrócili do Polski. Sytuacja, którą zastali, nie napawała optymizmem. W porównaniu z Ameryką zniszczona wojną i działaniami zaborców Polska była zacofana i biedna. Panowała straszna bieda i bezrobocie. Żona Erazma, Maria, chciała wracać do Stanów i coraz bardziej zapadała na zdrowiu. Zaraz po przypłynięciu do Gdyni, w czasie kwarantanny w lutym 1922 roku, przeziębiła się, w wyniku czego rozwinęła się u niej choroba płuc i gruźlica. Latem wyjechała z córką Elżbietą do Zakopanego. Kiedy stan jej zdrowia znów się pogorszył, oddała córkę na wychowanie Annie i Leonowi. W grudniu 1922 roku zmarła na galopujące suchoty. Erazm za pieniądze zarobione w Ameryce kupił niewielki folwark w Koniku pod Warszawą. Nie gospodarował jednak długo na nim, bo w styczniu 1925 roku zmarł. Klątwa wciąż dawała o sobie znać.
Erazm Kotuliński na farmie w Beskin Ridge (New Jersey), ok. 1920 r., z archiwum rodzinnego Anny Kamińskiej.
Amerykańska przybłęda
Dziesięcioletnia wówczas Elżbieta zamieszkała na Nowym Mieście z wujkiem Leonem i ciocią Anną, którzy nie mieli własnych dzieci i traktowali ją jak córkę. Natomiast ciotka Cecylia i babka Helena nie lubiły jej i nazywały amerykańską przybłędą. Leon Kotuliński nadal pracował w dyrekcji kolei. Odznaczał się sumiennością w pracy zawodowej i angażował się w działalność społeczną, np. dawał dodatkowe składy pociągów ojcom franciszkanom z Zakroczymskiej na pielgrzymki do Częstochowy. W 1926 roku w czasie przewrotu majowego przysłużył się marszałkowi Piłsudskiemu. Kiedy dowiedział się, że Dywizja Poznańska jedzie na pomoc prezydentowi Wojciechowskiemu, zarządził ustawienie na torach dwóch parowozów i w ten sposób zablokował linię, uniemożliwiając przejazd wojska. W 1928 roku zaczęto budowę nowego gmachu dyrekcji warszawskiej PKP przy ulicy Wileńskiej. W tym czasie PKP były jednym z największych i najlepiej zarządzanych przedsiębiorstw państwowych: zatrudniały ponad dwieście czternaście tysięcy pracowników, eksploatowały siedemnaście tysięcy kilometrów linii normalnotorowych, pięć tysięcy parowozów, dziesięć tysięcy wagonów osobowych i sto czterdzieści tysięcy wagonów towarowych. Nadwyżka dochodów nad wydatkami sięgała stu milionów złotych. Te wyniki gospodarcze pogorszyły się w dobie kryzysu, ale właśnie w 1930 roku zdołano ukończyć budowę reprezentacyjnego, monumentalnego gmachu. Autorem projektu w stylu modernistycznym, nawiązującym do form klasycystycznych, był architekt Marian Lalewicz. Pozostały po nim w Warszawie jeszcze inne budowle, m.in. gmach Banku Rolnego przy ulicy Nowogrodzkiej czy Instytutu Geologicznego przy Rakowieckiej.
Budynek Dyrekcji Kolei Państwowych w Warszawie, ul. Targowa 74, 2010 r., fot. Joanna Kiwilszo.
Kamienica przy ul. Stalowej 12, 2021 r., fot. Joanna Kiwilszo.
Dyrekcja kolei ulokowała się w nowej siedzibie. W związku ze zmianą miejsca pracy Kotulińscy wraz z bratanicą przenieśli się na Pragę. Kupili mieszkanie w kamienicy przy Stalowej 12. Było to ładne dwupokojowe mieszkanie z kuchnią i balkonem oraz ubikacją, urządzoną oddzielnie w przedpokoju. W tym miejscu rodzina mieszkała prawie do wybuchu II wojny światowej. Elżbieta Kotulińska dojeżdżała do szkoły pani Chełmońskiej na ulicę Czackiego, a później do Gimnazjum im. Konopnickiej przy ulicy św. Barbary. 17 września 1938 roku w kościele pod wezwaniem Matki Boskiej Loretańskiej przy ulicy Ratuszowej odbył się jej ślub z prawnikiem Janem Bartczykiem. Młodzi zamieszkali w Koniku, folwarku kupionym przez Erazma Kotulińskiego po powrocie ze Stanów Zjednoczonych. Tam też w następnym roku urodziła się ich córka Anna. W 1939 roku, wkrótce po wybuchu wojny, do Konika przenieśli się też Leon i Anna Kotulińscy. W listopadzie tego samego roku w wyniku powikłań pogrypowych zmarła Anna z Wasińskich Kotulińska, natomiast reszta rodziny bezpiecznie przeżyła w Koniku okupację niemiecką. Niestety nie można tego powiedzieć o rodzinie Wasińskich. Starsza siostra Anny, Jadwiga, straciła w Powstaniu Warszawskim dwóch synów bliźniaków, żołnierzy batalionu „Parasol”. W październiku 1944 roku Leon Kotuliński, który powtórnie się ożenił, wrócił na zajętą przez wojska radzieckie Pragę, do swojego mieszkania na Stalowej. Na Stalowej wciąż mieszkała też córka Cecylii Kazimiera, która wyszła za mąż za Leona Piaseckiego, inżyniera elektryka, w czasie wojny najbliższego współpracownika oficera wywiadu i kontrwywiadu AK, Kazimierza Leskiego. Po wojnie, aby uniknąć grożącego mu stale aresztowania, Leon Piasecki uciekł przez Czechosłowację do Niemiec Zachodnich, a stamtąd do Stanów Zjednoczonych[2]. Gmach Dyrekcji Okręgowej KP ocalał, choć ciągle był pod ostrzałem artyleryjskim zza Wisły. W 1945 roku gmach stał się siedzibą ówczesnego rządu i władz miejskich. Z czasem ministerstwa przeniosły się na lewy brzeg, a budynek Lalewicza powrócił do swojego dawnego właściciela. Leon Kotuliński przepracował w Polskich Kolejach Państwowych pięćdziesiąt lat. Przeszedł na emeryturę w 1957 roku. Zmarł w 1966 roku i pochowany został w rodzinnym grobowcu na Powązkach. Był ostatnim Kotulińskim po mieczu – klątwa się spełniła.
Jesienią 1945 roku Elżbieta i Jan Bartczykowie zamieszkali w Sulejówku. Pani Elżbieta mieszkała tam, przechowując pamiątki rodzinne do śmierci, która nastąpiła w 2012 roku. To dzięki niej mogliśmy poznać burzliwe dzieje rodu Kotulińskich. Urodzona w Stanach Zjednoczonych, po przyjeździe do Polski musiała przywyknąć do panujących tu warunków. Wcześnie straciła rodziców, doznała sierocych krzywd, ale nigdy nie poddała się złemu losowi. Pokochała Warszawę, była świadkiem wielu interesujących zdarzeń, a także skarbnicą wiedzy nie tylko o losach swojej rodziny, ale i o niełatwych czasach, w której przyszło jej żyć. •
Elżbieta i Jan Bartczykowie przed kościołem Matki Bożej Loretańskiej przy ul. Ratuszowej 5a, 1938 r., z archiwum rodzinnego Anny Kamińskiej.
Przypisy
Amerykański sen braci Kotulińskich