9,99 zł
Brokerka Jasmine Nichols jest jedyną osobą, która może pomóc ojczymowi posądzonemu o sprzeniewierzenie rządowych pieniędzy. Jasmine musi dotrzeć do hiszpańskiego księcia Reyesa Navarre i wykraść traktat handlowy. Wykorzystując swój wdzięk, uwodzi księcia. Po jakimś czasie wyrzuty sumienia każą jej ponownie pójść do Reyesa i spróbować naprawić krzywdy. Książę ma dla niej pewną propozycję…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 140
Tłumaczenie:
Złodziejka…
Serce Jasmine Nichols wystukiwało takt oskarżenia. Jeszcze niczego nie ukradła, ale sprawa była przesądzona. Przejechała tysiące kilometrów, by sięgnąć po coś, co nie należało do niej. A wmawianie sobie, że nie ma wyboru, tylko nasilało poczucie bezradności.
Zanim noc dobiegnie końca, etykietka złodziejki przylgnie do niej niczym obcisła wieczorowa suknia.
Porażka nie wchodziła w gę.
Wstyd i lęk walczyły w niej o lepsze, ale głównie napędzała ją świadomość, że nie może sprawić zawodu rodzinie. Tylko dlatego, choć niechętnie, wstąpiła na czerwony dywan w Muzeum Sztuki Nowoczesnej położonym na klifie z widokiem na Rio de Janeiro i nawet w tak niezwykłym otoczeniu ani na chwilę nie zapomniała o powodach swojej obecności tutaj.
W tej sytuacji niełatwo było o uśmiech, zwłaszcza gdy myślała o czekających ją zadaniach.
Po pierwsze, poznać księcia Reyesa Vincente Navarre, co wcale nie będzie łatwe. Dysponowała tylko ziarnistą fotografią z pogrzebu jego matki sprzed czterech lat. Od tamtej pory nie opublikowano żadnego zdjęcia rodziny królewskiej z południowoamerykańskiego królestwa Santo Sierra. Jej członkowie strzegli swojej prywatności z zawziętością graniczącą z fanatyzmem.
Na domiar złego, w ciągu ostatnich trzech lat książę wyjechał z kraju tylko trzykrotnie, a cały swój czas poświęcał pielęgnowaniu ciężko chorego ojca. Krążyły pogłoski, że król Carlos Navarre może nie przeżyć lata.
Wszystko to oznaczało, że trudno będzie nawiązać z nim znajomość. Tym bardziej, że nie miała pojęcia, jak wygląda. A tu trzeba by się nie tylko zaznajomić, ale i spędzić z nim trochę czasu. Wszystko to, zanim jej matka i ojczym, Stephen Nichols, zorientują się w jej zamiarach.
Gdyby Stephen wiedział o szantażu, pękłoby mu serce.
I choć z całej duszy pragnęła zrezygnować ze swoich zbrodniczych planów, w żaden sposób nie mogła. Jutro o tej porze wróci już do domu, a Stephen będzie bezpieczny.
Pod warunkiem, że wszystko pójdzie gładko.
Nie wolno jej wątpić. Negatywne myślenie zrujnowało już niejeden doskonały plan. Stephen powtarzał jej to bez przerwy.
Pogodnie uśmiechnięta, weszła do przestronnego holu muzeum, ale obrazy i rzeźby nie zrobiły na niej najmniejszego wrażenia.
Drżącą dłonią sięgnęła po kieliszek szampana i wyszła na półokrągły taras, gdzie goście sączyli przedobiednie drinki.
Jak dotąd wszystko szło zgodnie z planem przygotowanym przez szantażystę, Joaquina Estebana. Tak jak obiecał, nazwisko Jasmine znalazło się na liście gości wśród światowych przywódców i celebrytów, znanych jej z telewizji i kolorowych pism. Czekała przez chwilę, aż ochrona sprawdzi elektroniczny chip na jej zaproszeniu, żywiąc sekretną nadzieję, że zostanie zawrócona od wejścia. Ale okrutnik, w którego dłoniach spoczywał los jej ojczyma, zadbał o każdy szczegół.
Poza zdjęciem trzydziestodwuletniego następcy tronu.
Podpisanie kontraktu miało się odbyć za godzinę w słynnej Złotej Sali. Z okazji urodzin księcia Mendeza z Valderry gości zaproszono na taras, skąd mogli podziwiać spektakularny zachód słońca.
Księcia Reyesa z Santo Sierra i księcia Mendeza z Valderry oczekiwano o dwudziestej. Do wyznaczonej pory brakowało pięciu minut i Jasmine denerwowała się coraz bardziej.
A jeżeli zostanie zdemaskowana? Wtedy będzie musiała pożegnać się z pracą w firmie brokerskiej. Ale nawet gdyby się jej powiodło, nie mogłaby już nigdy spojrzeć w lustro bez wyrzutów sumienia. Przez osiem lat udawało jej się nie wracać do przeszłości, a teraz, jako dwudziestosześciolatka, znów znajdowała się na grząskim gruncie.
Obserwując malowane barwami zachodu niebo ponad imponującą sylwetką Sugarloaf Mountain, nie potrafiła zapanować nad obawą i wątpliwościami.
W innych okolicznościach pobyt w tym miejscu dostarczyłby jej niezwykłych przeżyć. Dla dziewczyny z jej pochodzeniem i przeszłością było to coś zupełnie wyjątkowego. Ale okoliczności nie były normalne i wszystkie emocje blokował strach.
Niebezpieczne, bo nie mogła sobie pozwolić na porażkę, nawet jeżeli sukces miał jej przynieść tylko wstyd i umocnić w przekonaniu, że drzwi do przeszłości nie da się tak po prostu zamknąć.
Niestety, jej ojczym uzależnił się od podłego człowieka, który zamierzał bezwzględnie wykorzystać jego słabość. Dlatego musiała wybierać: albo przyjedzie do Rio, albo Stephen trafi do więzienia.
Joaquin słusznie przypuszczał, że poza chęcią uniknięcia publicznego upokorzenia wskutek posądzenia o sprzeniewierzenie rządowych pieniędzy, Stephen zrobi wszystko, by nie przysparzać cierpienia żonie i córce.
Matka Jasmine była słaba i nie przeżyłaby utraty męża. Dlatego Jasmine była o krok od wpakowania się w poważne tarapaty.
Okrzyk „Przyjechał!” przerwał jej rozmyślania. Była punkt ósma. Zgromadzeni goście wpatrywali się w brzeg klifu, skąd nadlatywała w kłębach piany smukła motorówka. Jeszcze nabrała szybkości i tuż przed skałami wykonała efektowny skręt, wzniecając gigantyczną falę. Pilot dokonał kilku śmiałych manewrów, godnych westchnień podziwu wśród oczkujących, i w końcu przybił do nadbrzeża.
Mężczyzna we fraku stanął na dziobie łodzi i lekko zeskoczył na molo. W odpowiedzi na entuzjastyczne pozdrowienia tłumu skłonił się głęboko.
Jasmine wstrzymała oddech. Książę Reyes Navarre był znany z samotniczego trybu życia i tak efektowne przybycie wydawało się cokolwiek zaskakujące.
‒ Nie zachwyca się pani umiejętnościami Jego Wysokości?
Pytanie sprawiło, że drgnęła. Sądziła, że jest na tarasie sama, bo wszyscy pospieszyli do głównego holu na powitanie księcia.
Jak to możliwe, że intruz poruszał się tak cicho? Dopóki się nie odezwał, nie czuła jego obecności. Odruchowo cofnęła się o krok, ale mocna dłoń przytrzymała jej ramię.
‒ Ostrożnie!
Dopiero teraz uświadomiła sobie, że stanęła zbyt blisko niskiego murku ograniczającego taras i o mało nie spadła.
‒ Och! Dziękuję.
Od ciepłego dotyku dłoni na ramieniu plątał jej się język. Nagle, jakby i on poczuł coś podobnego, gwałtownie zacieśnił uścisk i po sekundzie puścił.
‒ Czyżby nie była pani miłośniczką szybkich łodzi?
Usiłowała oderwać wzrok od jego twarzy, ale skończyło się na nieznacznym poruszeniu głową. Był bardzo… zmysłowy, to chyba właściwe słowo. Zarówno jego oczy, jak i wargi fascynowały ją tak bardzo, że nie zastanawiając się, co robi, prawie musnęła dłonią jego twarz.
Przerażona i zakłopotana tym, co zrobiła, patrzyła w rozszerzone zdumieniem oczy. Cofnęła dłoń w ostatniej chwili, przepełniona pragnieniem, by zapaść się pod ziemię.
‒ Dlaczego tak pan uważa? – spytała, bo najwyraźniej oczekiwał odpowiedzi.
‒ Ma pani bardzo wyrazistą twarz – odparł z powagą.
‒ Och… ‒ Próbowała zyskać na czasie i coś wymyślić.
Co mogłaby powiedzieć, żeby nie wywołać obrazy?
‒ Nic do nich nie mam, po prostu to nie moja bajka. Za szybko i za mokro.
Poza tym przypominały jej czasy, kiedy Stephen zabrał je obie z matką na swoją łódź, niedługo po tym, jak się do niego wprowadziły. Była dla niego wyjątkowo niemiła, bo nie potrafiła mu zaufać i wciąż się bała, że odejdzie tak jak wcześniejsi pseudoprzyjaciele matki. Każdego ranka od nowa przeżywała lęk, że nadszedł dzień, kiedy wyrzuci je ze swojego życia. Nigdy tego nie zrobił, ale widok łodzi wciąż przypominał jej tamten stresujący czas.
‒ Choć, oczywiście, są bardzo efektowne – dodała poniewczasie.
Jej rozmówca skinął z powagą, a ona nie potrafiła przestać się w niego wpatrywać.
‒ Zdaniem niektórych to niezwykle emocjonujące. Nieprawdaż?
Owszem. Nawet porywające i zapierające dech w piersiach. Ale wszystkie te epitety odniosłaby nie do łodzi tylko do stojącego obok mężczyzny.
‒ Nie wiem, czy dałabym się namówić. Dostaję mdłości już na plaży.
‒ Na mnie woda działa uspokajająco.
‒ Mój ojczym też bardzo lubi wodę – powiedziała niepotrzebnie.
‒ A jednak ma pani jakiś kłopot – zauważył.
Taka intuicja musi niepokoić, bo odziera z tajemniczości.
Na tarasie było pusto, ale ogromny hol poniżej powoli wypełniali goście. To tam powinna teraz być. Poszukać dostępu do księcia Reyesa. Tymczasem tkwiła tutaj, omamiona urokiem nieznajomego.
W czarnym smokingu i śnieżnobiałej koszuli, ze złocistą opalenizną, wyglądał bardzo elegancko. Wyraziste kości policzkowe i mocna szczęka kusiły, żeby ich dotknąć.
‒ Nie lubię wody – powiedziała w końcu. – Nie ma o czym mówić.
Nie skomentował jej słów, spytał natomiast o jej imię i nazwisko.
‒ Jasmine Nichols – odparła posłusznie.
Uśmiechnął się lekko.
‒ Kwiat, którego imię pani nosi, kwitnie w moim ogrodzie, Jasmine.
Jego głos pieścił jej imię w sposób, od którego przeszedł ją dreszcz.
‒ Jest zarazem delikatny i odporny, a cieszy nas swoim aromatem od tysięcy lat. Cóż… Proszę miło spędzić resztę wieczoru. – I odszedł, stawiając długie, po kociemu miękkie kroki.
To nagłe pożegnanie zaskoczyło ją. W dodatku od ocienionej futryny drzwi oderwały się cztery postacie i podążyły za nim. Najpewniej ochroniarze.
I słusznie, pomyślała. Ktoś tak zabójczo przystojny nie powinien się poruszać bez uzbrojonej eskorty.
Zdolność racjonalnego myślenia odzyskała dopiero u dołu schodów prowadzących do holu. Uświadomiła sobie, że nie spytała nieznajomego o imię, i bez wahania pospieszyła za nim.
Po kilkunastu krokach zatrzymała się gwałtownie. Przypomniała sobie cel swojego przyjazdu tutaj i szybko wróciła do rzeczywistości. Kimkolwiek był nieznajomy, nie miał nic wspólnego z jej misją.
Zobaczyła go od razu, jak tylko znalazła się w holu. Otaczali go podobnie ubrani mężczyźni, ale to on, choć niezwykle powściągliwy, wyraźnie był w tym towarzystwie najważniejszy.
Rozejrzała się wokoło. Spróbowała dyskretnie spytać kelnera, który z mężczyzn jest poszukiwanym przez nią księciem, ale odpowiedziało jej tylko obojętne spojrzenie.
Niestety większość rozmów odbywała się po portugalsku. Naiwnie założyła, że personel hotelu mówi po angielsku, podobnie jak większość mieszkańców Rio.
A jednak jej rozmówca z tarasu władał doskonałym angielskim…
Może więc zapyta jego?
To jednak było niemożliwe. Musiałaby się przedostać przez tłum, a tymczasem otaczająca go grupa zdążyła się już powiększyć trzykrotnie. Próba przeciśnięcia się do niego tylko zwróciłaby na nią uwagę, a do swojego zadania najbardziej potrzebowała anonimowości. Szkoda, że nie wypytała Joaquina Estebana o więcej szczegółów dotyczących księcia.
Na głośny dźwięk gongu nieomal podskoczyła. Goście zaczęli zajmować miejsca przy długim, bankietowym stole. Zajęła swoje obok jasnowłosego mężczyzny, który powitał ją wzrokiem pełnym nadziei.
‒ Mówi pani po angielsku, prawda?
‒ Owszem. – uśmiechnęła się z ulgą.
‒ Całe szczęście! Człowiekowi wydaje się, że jego portugalski jest poprawny, dopóki nikt mu nie zada pytania. Wtedy wszystko od razu wylatuje z głowy. Jestem Josh – przedstawił się.
‒ Jasmine – odpowiedziała.
Wskazał grupę mężczyzn zajmujących miejsca przy dalszym końcu stołu.
‒ Nie do wiary, że ci ludzie kontrolują niemal połowę światowej produkcji stali i wydobycia kamieni szlachetnych.
‒ Owszem – odparła, nie chcąc zdradzić własnej ignorancji.
‒ Niestety, ich relacje handlowe to kompletny bałagan. Podpisanie traktatu wprowadziłoby przynajmniej pozory porządku, w przeciwnym razie chaos tylko się pogłębi. Nawiasem mówiąc, dotarcie do tego etapu to ogromna zasługa księcia. – Swoje słowa popił zdrowym łykiem szampana.
‒ Który z nich to książę Reyes? – spytała, udając obojętność.
Przez moment zakłopotany, wzruszył ramionami.
‒ Rzeczywiście można się pomylić, w końcu to bliska rodzina. – Wskazał jednego z mężczyzn. – Mendez, ten niższy, który przypłynął motorówką, rządzi Valderrą, większym z dwu królestw. Wyższy, ten u szczytu stołu, który rozmawia z premierem, to Reyes. Jego Santo Sierra jest może mniejsze, ale to główny gracz.
Zapalono światła i dwóch oficjalnie wyglądających mężczyzn, z czarnymi walizeczkami w dłoniach, wstąpiło na bliźniacze podia.
Jasmine dopiero teraz zrozumiała wszystko.
Rozmawiała z księciem Reyesem Navarrem, a nawet podała mu swoje imię i nazwisko!
Po krótkiej przemowie pierwszy etap podpisywania traktatu został zakończony, a dokumenty wróciły do czarnych walizeczek.
Jasmine miała dłonie mokre od potu. Ostrożnie odłożyła sztućce. Instynkt nakazywał jej ucieczkę i natychmiastowy powrót najbliższym samolotem do Londynu. Ale jak mogłaby to zrobić? Nawet gdyby jakimś cudem udało jej się sprzedać swoje dwupokojowe mieszkanie w Londynie i spłacić pół miliona funtów Joaquimowi, lichwiarz wciąż mógł zniszczyć jej ojczyma. Jej rodzina nie była może doskonała, ale Stephen dał jej i jej matce tak bardzo potrzebną drugą szansę i nie mogła go teraz zawieść.
‒ Więc Reyes to ten wyższy?
‒ Tak, właśnie patrzy w naszą stronę – mruknął jej towarzysz z nutą niedowierzania w głosie.
Podniosła głowę i pochwyciła uporczywe spojrzenie niebieskoszarych oczu. Nawet z tej odległości zdawał się dominować nad wszystkimi.
Dla niej nie był już nieznajomym, tylko mężczyzną, którego miała okraść.
Tytuł oryginału: Married for the Prince’s Convenience
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2015
Redaktor serii: Marzena Cieśla
Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla
Korekta: Hanna Lachowska
© 2015 by Maya Blake
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2017
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu z Harlequin Books S.A.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.
Jakiekolwiek podobieństwo do osob rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25
www.harlequin.pl
ISBN 978-83-276-2847-3
Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.