Umowa z księciem (Światowe Życie Ekstra) - Maya Blake - ebook

Umowa z księciem (Światowe Życie Ekstra) ebook

Blake Maya

3,6
9,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Madeleine Myers zajmuje się chorym ojcem i bardzo potrzebuje pieniędzy na jego leczenie. Przyjmuje ofertę Julesa, który chce jej zapłacić za to, by przez sześć tygodni udawała przed mediami jego dziewczynę. Nieoczekiwanie w Londynie zjawia się przyrodni brat Julesa – książę Remirez Alexander Montegova. Oświadcza Madeleine, że teraz on będzie stroną umowy, którą zawarła z jego bratem. Niby taka sama sytuacja, a jednak dla Madeleine o wiele trudniejsza, ponieważ książę Remirez budzi w niej niepożądane uczucia…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 152

Oceny
3,6 (117 ocen)
32
29
40
15
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Maya Blake

Umowa z księciem

Tłumaczenie: Izabela Siwek

HarperCollins Polska sp. z o.o. Warszawa 2020

Tytuł oryginału: Crown Prince’s Bought Bride

Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2019

Redaktor serii: Marzena Cieśla

Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla

© 2019 by Maya Blake

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2020

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25

www.harpercollins.pl

ISBN 978-83-276-5199-0

Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek / Woblink

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Remirez Alexander Montegova, książę i następca tronu Królestwa Montegovy, zatrzymał się przed masywnymi podwójnymi drzwiami i zastygł z pięścią wzniesioną w powietrzu. Wszystkich, którzy go znali, z pewnością zaskoczyłby ten nietypowy dla niego przejaw wahania. Od dzieciństwa go wychwalano, widząc w nim nieustraszonego wizjonera, który pewnego dnia poprowadzi kraj do świetności, jakiej jego przodkowie nie byliby nawet w stanie sobie wyobrazić.

Teraz jednak onieśmieliły go drzwi. Nie były zwyczajne. Wiodły do ostatecznego przeznaczenia. Choć słowa te wydawały się pretensjonalne, nie stawały się przez to mniej prawdziwe. Bał się tego dnia. Prawdę mówiąc, wcale nie chciał wchodzić do środka. Nie miał ochoty stanąć przed matką, królową. Intuicja mu podpowiadała, że potem nie będzie już takim samym człowiekiem jak teraz.

Czy to miało jakieś znaczenie? Przecież nigdy do siebie nie należał. Pisany był mu los, wyznaczany przez niezliczonych wojowników jego kraju, którzy w krwawych bitwach tworzyli gołymi rękami to śródziemnomorskie królestwo. Przypisany był historii.

Do końca życia będzie związany z mieszkańcami Montegovy. Obowiązek i przeznaczenie – te dwa słowa określały jego los. Niczym dwa ciężary spoczywały mu na ramionach jak niewygodny płaszcz, utrudniający oddychanie.

– Wasza Wysokość? – odezwał się nerwowo, lecz stanowczo starszy służący. – Jej Królewska Mość czeka.

Był to jeden z wielu głosów, które bombardowały go codziennie. Niektóre z nich przymilały się i nakłaniały, a gdy ich nie słuchał, w czym nabrał już sporo wprawy, poganiały go lub wywierały na nim presję.

Te poranne wezwania były jednak bezwarunkowe. Matka wymagała, żeby zjawiał się u niej punktualnie o dziewiątej. Zabytkowy złoty zegar, stojący w jednym z wielu marmurowych korytarzy wielkiego pałacu, pokazywał, że Remirezowi brakuje tylko pięciu sekund, by uznano go za spóźnionego.

Westchnął z rezygnacją, rozluźnił dłoń i zapukał mocno w drzwi, czekając na zaproszenie do środka. Nadeszło szybko, wypowiedziane zdecydowanym głosem, lecz nasyconym pewną nieomylną dozą serdeczności.

Ton ten idealnie pasował do kobiety siedzącej w tronowym fotelu pod wielką tarczą herbową, poświadczającą jej królewski status. Ołowianoszare oczy wpatrywały się Remireza, przemierzającego duży gabinet. Skinęła z aprobatą, gdy pokłonił się przed nią z szacunkiem, a potem usiadł.

– Zastanawiałam się, jak długo będziesz jeszcze stał za drzwiami. Czy naprawdę jestem taka straszna? – spytała z lekkim przygnębieniem w oczach.

Smutek ten irytował Remiereza, ale książę nie dał tego po sobie poznać. Ludzie często tak na niego reagowali. Przyzwyczaił się też do wielu innych min, ale litość i zatroskanie denerwowały go najbardziej. To jednak wydawało się lepsze, niż gdyby obchodzono się z nim jak z jajkiem.

Zignorował więc rozdrażnienie i wpatrywał się w twarz matki, szukając oznak potwierdzających, że tym razem intuicja go zawiodła. Jednak wszystko, począwszy od jej idealnej fryzury i nieskazitelnego makijażu po klasyczny strój, jaki zakładała, pełniąc oficjalne obowiązki, oraz diamentowo-szmaragdową broszkę z flagą Montegovy, nie pozostawiało żadnych wątpliwości co do charakteru tego spotkania.

– Nie jesteś straszna – odparł – ale wydaje mi się, że powód, dla którego mnie wezwałaś, może kogoś z nas rozczarować.

Matka zacisnęła na chwilę usta, po czym wstała. Nadal była urodziwa, choć jej włosy straciły już blask. Osiwiała niemal z dnia na dzień przed dziesięcioma laty po śmierci ojca Remiego. Nie pozwoliła jednak, by królestwo pogrążyło się w chaosie po nagłym zgonie króla i skandalu, jaki się z tym wiązał. Remi miał wtedy dwadzieścia trzy lata i był zbyt młody, by zostać władcą, a więc matka tymczasowo zajęła to stanowisko. Miał przejąć władzę po swoich trzydziestych urodzinach, ale tak się nie stało, gdyż wydarzyła się kolejna tragedia.

Matka wydawała się najsilniejszą kobietą, jaką znał. Dlatego właśnie poczuł się taki spięty, gdy po kilku minutach wpatrywania się we wspaniały widok za oknem gabinetu powróciła do biurka i spojrzała na niego, opierając dłonie na blacie.

– Już czas, Remirezie.

Poczuł ucisk w żołądku. Rzadko używała pełnej formy jego imienia. W dzieciństwie nigdy nie wróżyło to nic dobrego. A teraz, gdy miał trzydzieści dwa lata i był dorosłym mężczyzną, wciąż budziło to jego czujność. Wstał i podszedł do biurka, nie mogąc usiedzieć na miejscu w obliczu złych przeczuć.

– O jakim czasie tu mówimy? Czy chodzi o tygodnie? Czy miesiące?

Bo chyba nie lata. Już kiedyś czekała rok, a potem drugi. A ostatnio dała łagodnie do zrozumienia, że powinien porzucił swój żal.

– Chciałabym wydać oświadczenie, że ustępuję ze stanowiska w czasie obchodów letniego przesilenia.

Czyli w trzecim tygodniu czerwca.

– To za… trzy miesiące.

– Tak – odparła stanowczo. – Dlatego czas jest taki istotny. Musimy zaprowadzić porządek w parlamencie, zanim wydamy oświadczenia.

– A więc ma być ich więcej?

Spuściła na chwilę wzrok.

– Nie tylko zrzekam się tronu, Remi, ale też rezygnuję na dłuższy okres z oficjalnych obowiązków.

Isadora Montegova była nie tylko panującą monarchinią, ale też aktywną członkinią parlamentu.

– Zrzekasz się? Dlaczego?

Zacisnęła usta, jakby nie chciała powiedzieć tego, co musiała.

– Ostatnie lata były trudne dla nas obojga. Potrzebuję trochę czasu, żeby… odpocząć od wszystkiego.

Starała się być silna po nagłej śmierci męża. Z godnością stawiła czoło temu, co działo się później, gdy jego długo ukrywane sekrety wyszły na jaw. Remi jednak widział, jak to się na niej odbiło. Sam ledwo potrafił powstrzymać gniew, kiedy się dowiedział, że ojciec, którego tak podziwiał, okazał się niewierny. Po latach kipiąca złość przerodziła się tlącą niechęć, ale nigdy do końca nie znikła. A to dlatego, że ojciec swoim postępowaniem nie tylko naraził matkę na ciężkie przeżycia, ale też wprowadził zamęt w królestwie na całe lata. A to odcisnęło piętno na matce, Remim i jego młodszym bracie Zaku.

– A tu mamy kolejny problem w rodzinie. – Otworzyła cienką teczkę i podsunęła mu na biurku.

Tam, w pełnych barwach widniało źródło ostatnich niepokojów matki: Jules Montegova, gburowaty brat przyrodni, przedstawiony im chwilę po pogrzebie ojca. Dwudziestoośmiolatek, którego królewskie pochodzenie zostało dowiedzione za pomocą dyskretnie przeprowadzonego testu DNA. Był owocem romansu ojca, przebywającego krótko w Paryżu na placówce dyplomatycznej.

Sprawa ta wywołała skandal, który spowodował zamęt w królestwie. Paparazzi rozpętali burzę medialną, trwającą całe miesiące, wyciągając na jaw wszelkie sekrety. Tak więc Jules stał się cierniem w boku rodziny królewskiej od chwili, gdy przyjechał do Montegovy przed dziesięcioma laty.

Remi popatrzył na zdjęcie i się skrzywił, gdy dojrzał zamglony wzrok Julesa, jego niedbały strój i minę, wyraźnie świadczącą o zamroczeniu alkoholowym.

– Co znowu zrobił? – spytał.

– Należałoby bardziej spytać, czego jeszcze nie zrobił. Trzy tygodnie temu lekkomyślnie poczynał sobie w kasynie w Monte Carlo. Potem poleciał do Paryża i przez cztery dni znowu uprawiał hazard. Królewski skarbnik omal nie padł na zawał, kiedy dostał rachunki do zapłacenia. A dziesięć dni temu Jules pojawił się w Barcelonie i przyszedł bez zaproszenia na prywatne przyjęcie wydawane przez księcia Armanda dla kuzynki. Teraz jest w Londynie, a od kilku dni w towarzystwie tej kobiety. – Królowa Isadora odsunęła pierwsze zdjęcie, by pokazać kilka następnych.

Na wszystkich widniała ta sama kobieta. Długonoga ciemna blondynka. Miała jasnozielone oczy i niezwykle zgrabną figurę. Uśmiechała się promiennie. Na jednym ze zdjęć widać było nawet fragment jej koronkowej bielizny, gdy, nie dbając, że ktoś zobaczy, zarzucała Julesowi ręce na szyję. Na wszystkich fotografiach występowała w stroju, który ledwie zakrywał jej z pewnością niezwykłe zalety.

Remi wpatrywał się w nią uważnie, szukając jakichkolwiek niedoskonałości. Miała zgrabny mały nos, zmysłowe usta, wydatne kości policzkowe i delikatnie zarysowaną szczękę. Odsłonięte ramiona przyciągały uwagę do smukłej szyi i krągłych piersi. Płaski jędrny brzuch, zaokrąglone biodra i niezwykle długie nogi składały się na resztę obrazka. Wydawała się doskonała. Przynajmniej jeśli chodzi o ciało.

– Kto to? – spytał, mocno zniesmaczony kierunkiem, w jakim biegły jego myśli. Kogo obchodziło, jaka ta ladacznica jest w łóżku?

Matka usiadła z powrotem w fotelu.

– Informacje o niej znajdziesz na ostatniej stronie. Wiadomości są niepełne, ale i tak widać, że może stanowić problem. Po pierwsze, Jules zwykle nie pozostaje w jednym miejscu dłużej niż kilka dni, a jest w Londynie już niemal od dwóch tygodni. I niestety, to są jedne z najmniej bulwersujących zdjęć. Cokolwiek dzieje się między nimi, musi się skończyć. Teraz. Przejęcie tronu powinno się odbyć w spokojnej atmosferze. Jules na razie nie odpowiada na moje wezwania do powrotu do Montegovy. Trzeba znaleźć jakiś sposób na przywołanie go do porządku. Nie możemy kazać ochroniarzom zaciągnąć go na siłę do samolotu, bo oskarży nas o porwanie.

Wzrok Remiego mimowolnie powędrował znowu w kierunku teczki ze zdjęciami. Na ostatniej stronie znajdowały się skąpe informacje na temat kobiety, z którą zaprzyjaźnił się jego przyrodni brat: Madeleine Myers, kelnerka, lat dwadzieścia cztery, przerwała studia.

– Chcesz, żebym się tym zajął? – spytał zdegustowany. Dla dobra królestwa błazeństwa przyrodniego brata musiały zostać ukrócone, zanim przyciągną uwagę dziennikarzy i wywołają skandal.

Królowa Isadora splotła dłonie, opierając je na biurku.

– Jules prawdopodobnie nie ma zamiaru zachowywać jak członek naszego rodu, chyba że ułatwia mu do wstęp do kasyn i na przyjęcia, ale nie można na to pozwolić. W pewien sposób cię podziwia, chociaż to ukrywa. Czuje przed tobą respekt, a może nawet trochę się ciebie boi. Posłucha cię. Poza tym jesteś jedyną osobą, która potrafi przeprowadzić to dyskretnie. – Odchrząknęła lekko. – Ogłaszając moją rezygnację i twoje wstąpienie na tron, nie możemy pozwolić sobie teraz na skandal. Zwłaszcza, kiedy oświadczysz, że pod koniec lata się ożenisz.

Remi na moment zaniemówił.

– Co takiego? – wydusił, kiedy odzyskał mowę.

– Nie dziw się tak, jakby cię to zaskoczyło. Obiecałeś to dwa lata temu.

Ogarnęły go mieszane emocje. Ból połączony z bezsilną złością, rozżaleniem i poczuciem winy. Pierwsza z nich wydawała się naturalna: cierpienie z powodu utraty ukochanej osoby nigdy nie znikło, choć zmalało, gdy inne uczucia doszły do głosu. Gniew brał się z tego, że tamto życie zostało przerwane zdecydowanie zbyt wcześnie, zanim udało się zrealizować wszystkie plany. Natomiast rozżalenie dotyczyło okrucieństwa losu.

Jak na ironię, jego narzeczona była w drodze do lekarza, kiedy wydarzyła się tamta tragedia. To zaś wywoływało poczucie winy. Remi czuł się całkowicie odpowiedzialny za przebieg wypadków. I musiał teraz dźwigać ten ciężar.

– Byłbyś już teraz żonatym królem, gdybyśmy nie stracili Celeste.

– Wiem o tym. Ale skąd mam wytrzasnąć pannę młodą w ciągu trzech miesięcy?

Jego zjadliwy ton wcale królowej nie zraził. Bez mrugnięcia okiem otwarła szufladę biurka i wyciągnęła stamtąd kartkę.

– Lista kandydatek, którą przygotowaliśmy dla ciebie pięć lat temu, wciąż jest aktualna, z wyjątkiem jednej osoby. Wyszła za hrabiego i właśnie spodziewa się drugiego dziecka.

Zaduma w jej głosie jeszcze bardziej rozdrażniła Remiego, ale nie pokazał tego po sobie.

– Nie zniżyłem się do tego, żeby wybierać przyszłą żonę z listy ułożonej pięć lat temu przez bezimiennych doradców i nie zamierzam tego zrobić teraz.

Królowa Isadora rzuciła kartkę na biurko.

– Szkoda. Ale tym razem nie masz zbyt dużo czasu. Może to byłby najlepszy sposób, żeby posunąć sprawę do przodu. Ja wyszłam za mąż z miłości. Ty miałeś się ożenić z wybranką swojego serca. I zobacz, dokąd nas to oboje zaprowadziło!

Zesztywniał. Matka zastygła w fotelu, jakby zaskoczona własnym wybuchem emocji. Zapadła pełna napięcia cisza. Remi przyjrzał się matce uważniej, dopiero teraz zauważając bladość jej cery i cienie pod oczami. W ostatnim roku przejął część jej obowiązków, ale nadal ciążyła na niej odpowiedzialność za sprawy państwa. A wkrótce to on miał nosić koronę.

– Pozwól, Remirezie, że coś ci wyjaśnię – dodała, zanim odpowiedział. – Nie będę siedzieć bezczynnie i patrzeć, jak to wszystko, co z takim trudem odbudowałam przez ostatnie dziesięć lat, znowu popada w ruinę tylko dlatego, że jesteś zbyt wrażliwy. Pojedziesz do Londynu, odseparujesz swojego przyrodniego brata od tej kobiety, która źle wróży, i sprowadzisz go do domu. Potem wybierzesz sobie kogoś na żonę i ogłosimy twoje zaręczyny na tydzień przed świętem letniego przesilenia. A w czasie tych uroczystości podamy oficjalną datę ślubu, przypadającą trzy miesiące po zaręczynach. W ten sposób masz pół roku na oswojenie się z myślą o małżeństwie. Pomogę ci w przygotowaniach, gdybyś mnie potrzebował. I we wrześniu stanę się szczęśliwą matką pana młodego.

Zamknęła teczkę i popchnęła ją o kilka centymetrów w jego stronę.

– Pora, żebyś stał się prawdziwym władcą tego kraju. Wiem, że mnie nie zawiedziesz.

Chwilę później Remi wyszedł z gabinetu. Tak jak przypuszczał, wszystko w jego życiu się zmieniło.

Pięć tygodni później

Maddie Myers powstrzymała chęć sprawdzenia na telefonie, która jest godzina. Czekała, aż ten koszmar się skończy. W ogóle nie powinna się zgodzić na tę niedorzeczną propozycję. Od momentu wyrażenia zgody każda chwila wydawała się piekłem.

Niewiele jednak miała do wyboru. I kiedy jakieś lamborghini, próbując ją ominąć, wytrąciło jej z rąk zakupy spożywcze, za które zapłaciła ostatnią dziesięciofuntówką, poczuła, że naprawdę jest źle.

Dziękowała wszystkim gwiazdom, że ten okropny wypadek skończył się jedynie na kilku siniakach, stłuczonych żebrach utrudniających oddychanie i obolałym ramieniu. Miała szczęście, a już myślała, że go jej brakuje.

Właściwie to tylko szok spowodowany wypadkiem samochodowym sprawił, że zgodziła się na propozycję Julesa Montagne. W chwili, gdy wypiła duszkiem drugi kieliszek pokrzepiającego koniaku, znalazła się w rozpaczy, z której nie mogła jej wydobyć nawet najdroższa gorzałka. A wtedy właściciel śmiercionośnego lamborghini zaproponował jej rozwiązanie borykających ją problemów.

Prawdę mówiąc, zupełnie poważnie rozważała właśnie sprzedaż własnej nerki i bogaty napastnik, niemający co robić z pieniędzmi, wydał się jej odpowiedzią na modlitwy. Zgodziła się jednak na jego propozycję dopiero po dwóch dniach. A to dlatego, że niejasno tłumaczył, do czego Maddie jest mu potrzebna. Życie ją nauczyło, żeby najpierw się zastanowić, zanim zrobi się jakiś krok. Ślepa wiara i zaufanie już jej nie dotyczyły.

Wierzyła kiedyś matce, że zostanie i pomoże rodzinie, którą rozbiła. Za każdym razem dawała wiarę ojcu, gdy ją zapewniał, że wychodzi z nałogu. A co do Grega… Był najgorszy ze wszystkich.

Tak więc kiedy Jules zaproponował jej pewne ultimatum, wymagające niezadawania zbędnych pytań, miała ochotę wyjść z eleganckiej winiarni, do której ją zabrał po wypadku, i już nie wrócić. Jednak ilekroć sprawdzała swoje konto bankowe, jego saldo stale się kurczyło. Nie pozostało jej też już nic nadającego się do sprzedania lub oddania w zastaw. Stan ojca się pogarszał i czasu było coraz mniej czasu, a więc nie miała wyjścia i zadzwoniła w końcu do Julesa.

Oczywiście, miał ją wesprzeć nie za darmo. Dlatego pojawiła się po raz kolejny, ubrana jak ekskluzywna prostytutka, by posłuchać, jak Jules bryluje w towarzystwie specjalistów od funduszy powierniczych i drobnych arystokratów w wytwornym nocnym klubie w Soho przy szampanie wartym setki funtów.

Już dawno wyszła z etapu użalania się nad sobą i zastanawiania się, dlaczego życie jest tak niesprawiedliwe. A po nagłym odejściu matki porzuciła również wieczne nadzieje.

– Hej, Maddie, uśmiechnij się! Wpatrujesz się w kieliszek z taką miną, jakby ci ktoś umarł.

Wygięła usta w uśmiechu, choć miała ochotę krzyczeć. Rzeczywiście nikt jej nie umarł. Ale człowiek, który kiedyś był silnym i wspierającym ojcem, a potem załamał się pod wpływem porażek, z pewnością odejdzie z tego świata, jeśli Maddie nie wypadnie teraz dobrze i nie dostanie należnej jej zapłaty.

Miała otrzymać od Julesa siedemdziesiąt pięć tysięcy funtów. Dokładnie tyle, ile kosztowałaby operacja nerki ojca w prywatnej klinice we Francji i późniejsza opieka. Taką kwotę Jules zgodził się jej zapłacić za to, że przez sześć tygodni będzie udawać jego dziewczynę.

Uniosła wzrok znad kieliszka i spojrzała w stalowe oczy swojego rzekomego chłopaka. Rzadko się do niej odzywał, kiedy w pobliżu nie było akurat paparazzich.

– Uśmiechaj się, kochana – nakazał, spoglądając na nią twardym wzrokiem.

Spróbowała ponownie, tym razem siląc się na naturalność. Musiało jej się udać. Skinął głową i uniósł kieliszek, a potem wrócił do opowiadania kawału, którego nie dokończył. Odetchnęła z ulgą, czując, jak jej żebra protestują, po czym znowu zaczęła się zastanawiać, jak długo wytrwa w tym miejscu.

Jules zwykle pojawiał się w towarzystwie dwóch ochroniarzy. Przywołał teraz jednego z nich do siebie i kazał mu zamówić kilka kolejnych butelek szampana. W radosnym harmiderze, jaki nastał przy stoliku po pojawieniu się następnych porcji alkoholu, niewiele osób zauważyło, jak Jules wymknął się dyskretnie z jednym ze swoich ludzi.

Maddie uświadomiła sobie nagle, że towarzyszy człowiekowi, który być może podąża tą samą drogą co jej uzależniony ojciec. Nie miała pojęcia, jak sobie z nim poradzi, gdy się okaże, że bierze narkotyki. Wstała, żeby zobaczyć, dotąd poszedł.

Była w połowie drogi przez salę, kiedy jej uwagę przyciągnęło jakieś zamieszanie przy wejściu. Do środka weszło dwóch ochroniarzy, wyższych i potężniej zbudowanych od tych, którzy pilnowali Julesa. Tłum rozstąpił się przed nimi, a wtedy zza ich pleców wyłonił się człowiek, na widok którego przystanęła w miejscu.

Jego wygląd niejasno jej kogoś przypominał. Emanował jakąś niezwykłą mocą, nie pozwalając jej oderwać od niego wzroku. Na dodatek dostrzegł ją i ruszył prosto w jej kierunku.

– Gdzie on jest? – spytał głosem, który pobudził wszystkie jej zmysły.

Minęła długa chwila i jego nozdrza lekko się poruszyły, a wtedy uświadomiła sobie, że nie odpowiedziała na pytanie.

– Gdzie jest… kto? Kogo ma pan na myśli?

– Człowieka, z którym pani tu jest.

– Co ty tu robisz? – usłyszeli naraz.

W pytaniu Julesa zabrzmiały jednocześnie gniew, lęk i przekora, umacniając Maddie w przekonaniu, że przybysz, kimkolwiek był, wiedział, że się znają. Odpowiedź nie padła od razu. Zapytany obrzucił jej towarzysza taksującym wzrokiem, a ten mimowolnie poprawił zmięte ubranie.

– Jak sądzisz, co się stanie, gdy nie będziesz odpowiadać na wezwania? – odparł chłodno. – Myślisz, że pozwoli ci się dalej robić, co tylko chcesz?

Jules otworzył usta, ale mężczyzna powstrzymał go machnięciem wypielęgnowanej dłoni.

– Nie będę rozmawiać z tobą tutaj, kiedy jesteś w takim stanie. Przyjdź jutro rano do mojego hotelu. Zjemy razem śniadanie.

Każde z tych zdań brzmiało jak rozkaz wymagający posłuszeństwa.

– To niemożliwe. Mam plany na jutrzejszy ranek.

– Zgodnie z tym, co mówi twój asystent, masz zaplanowane jedynie odespanie kaca. Masz być w moim apartamencie jutro punktualnie o dziewiątej rano. Zrozumiałeś?

Jules skinął głową. Rozmówca patrzył na niego jeszcze przez chwilę, po czym przeniósł spojrzenie na hałaśliwe i rozbawione wcześniej towarzystwo, które teraz z szacunkiem zamilkło. A potem obrzucił wzrokiem Maddie, od stóp i pomalowanych na czerwono paznokci po czubek głowy. Obejrzał każdy centymetr jej obnażonej skóry, a było tego sporo. Miała ochotę uciec, lecz jego oczy patrzyły hipnotyzująco, nie pozwalając jej ruszyć się z miejsca.

Jules podążył wzrokiem za spojrzeniem przybysza i zrobił zdziwioną minę, kiedy dostrzegł Maddie. Najwyraźniej zapomniał o jej istnieniu. Szybko zmienił wyraz twarzy i wziął ją pod rękę.

– Chodźmy do domu, mon amour.

Zesztywniała, starając się nie wzdrygnąć. Nawet przy ograniczonej znajomości francuskiego zrozumiała znaczenie tych słów. Przez cały czas, odkąd udawała dziewczynę Julesa, nigdy się tak do niej nie zwrócił. Ani też nie zapraszał jej do siebie. Zwykle kiedy po wyjściu z klubu lub restauracji paparazzi tracili nimi zainteresowanie, jeden z jego ochroniarzy odprowadzał ją do taksówki.

– Jest druga w nocy – wtrącił przybysz, zanim zdążyła odpowiedzieć Julesowi. – Zdążyłeś się już wybawić. Idź do domu, a ja dopilnuję, żeby panna Myers trafiła bezpiecznie tam, dokąd zmierza.

– Myślisz, że ona nie idzie do mnie? – Oczy Julesa błysnęły ze złości. – Uważasz, że nie jest moją dziewczyną?

– A jest? – Pytający przeniósł wzrok na Maddie.

Nie wiedząc zupełnie, o co chodzi, odparła zgodnie z prawdą:

– Nie mieszkamy razem.

Jules zacisnął szczękę, ale to zlekceważyła. Gdyby chciał stwarzać pozory, że łączy ich poważniejszy związek, powinien jej to powiedzieć. I tak już czuła się niekomfortowo w tej sytuacji.

– Kierowca zawiezie cię do hotelu, Jules – powiedział mężczyzna, spoglądając wymownie na dłoń spoczywającą na ramieniu Maddie.

Jules zaklął brzydko po francusku, a potem nagle przyciągnął ją do siebie i wpił się w jej usta. Pocałunek trwał zaledwie kilka sekund, ale zaskoczona Maddie zastygła na dłużej. Zdumiona i rozwścieczona patrzyła, jak Jules odchodzi, nie oglądając się za siebie. Z trudem powstrzymała odruch otarcia ze wstrętem ust.

Wiedziała, że pocałował ją na pokaz, żeby zdenerwować człowieka stojącego przed nią, który przeniósł teraz wzrok z jej pobladłych policzków na usta. Uniosła podbródek i spojrzała na wpatrzone w nią oczy, jarzące się dziwnym blaskiem.

– Niech pani idzie ze mną – powiedział nagle, po czym odwrócił się, tak jak Jules, i odszedł.

Pokręciła głową, z trudem odzyskując jasność myśli. Na drżących nogach podeszła z powrotem do swojego miejsca przy stoliku i usiadła. Nie zamierzała nigdzie iść z tym bezczelnym i dziwnie intrygującym nieznajomym. Chciała tylko znaleźć się z powrotem w mieszkaniu, które wynajmowała z ojcem. W bezpiecznym, choć trochę niewygodnym pojedynczym łóżku.

Podekscytowany gwar i wycelowane w nią aparaty fotograficzne w telefonach przyspieszyły jej decyzję. Wciąż nie rozumiała do końca, co się wydarzyło, ale nie mogła tu zostać, kiedy wszyscy na nią patrzyli.

Miała sporo spraw do załatwienia następnego dnia. Musiała dopilnować, żeby ojciec przetrwał kolejny dzień bez pogrążania się w nałogu, który zagrażał jego życiu i doprowadził do rozpadu rodziny, dającej jej kiedyś oparcie. Odegnała te myśli i wstała, zderzając się ze ścianą mięśni.

– Proszę ze mną, panno Myers.

Był to jeden z ochroniarzy nowego przybysza. A więc nieznajomy nie pogodził się z tym, że za nim nie poszła, i wysłał po nią kogoś. Gwar się wzmógł. Rzucano na nią zaciekawione spojrzenia i wskazywano ją palcami, gdy usiłowała rozstrzygnąć w myślach swój dylemat. Zostać tutaj i radzić sobie z rozplotkowanym tłumem czy też wyjść, narażając się na spotkanie z groźnym drapieżnikiem, który działał pobudzająco na wszystkie jej zmysły? Zewsząd dobiegały fragmenty rozmów:

„O rany, widziałaś go?”, „Wygląda jak bóg…”, „Wspaniały, zupełnie zwala z nóg…”, „A swoją drogą, kim jest ta dziewczyna?”

To ostanie pytanie skłoniło ją do ruszenia się z miejsca. Miała wrażenie, że to wcale nie ochroniarz ją do tego namówił. Na ulicy czekała elegancka czarna limuzyna. Drżenie, jakie poczuła na jej widok, nie miało nic wspólnego z chłodem marcowej nocy.

Gdy podeszła bliżej, czekający na zewnątrz kierowca otworzył przed nią tylne drzwi. Wnętrze auta nie było oświetlone i w blasku ulicznej latarni dostrzegła jedynie długie nogi w eleganckich spodniach i wypolerowane męskie buty.

– Proszę wsiadać, panno Myers – usłyszała głęboki, nieco natarczywy głos.

Znajdowała się kilkaset metrów od ruchliwej głównej ulicy w Soho. Miała na tyle silne nogi, że mogłaby wyprzedzić ochroniarzy…

– Radzę mnie posłuchać – dobiegło z wnętrza auta.

Chciała się sprzeciwić, ale wiedziała, że to daremne. Kimkolwiek był ten człowiek, miał niewątpliwą moc przekonywania. Poza tym jego ochroniarze byli w doskonałej formie. Wsiadła, mając nadzieję, że im szybciej będzie to miała za sobą, tym prędzej znajdzie się w domu. Za kilka godzin musiała zjawić się w pracy. Gdy tylko znalazła się na tylnym fotelu, drzwi się za nią zamknęły.

Czuła, że człowiek w samochodzie się jej przygląda, lecz przez kilka sekund powstrzymywała chęć spojrzenia mu w oczy. Po chwili jednak jej wzrok powędrował w bok niczym ćma lecąca do ognia.

– Kim pan jest i skąd zna pan moje nazwisko? – spytała.

– Nazywam się Remirez Alexander Montegova. Jestem następcą tronu Królestwa Montegovy. Wiem, kim pani jest, ponieważ mam doskonały zespół prywatnych detektywów, którzy dostarczają mi tego rodzaju informacje. A teraz proszę mi powiedzieć, ile pani chce za rozstanie z moim bratem.

ROZDZIAŁ DRUGI

Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej

Spis treści:
OKŁADKA
KARTA TYTUŁOWA
KARTA REDAKCYJNA
ROZDZIAŁ PIERWSZY
ROZDZIAŁ DRUGI
ROZDZIAŁ TRZECI
ROZDZIAŁ CZWARTY
ROZDZIAŁ PIĄTY
ROZDZIAŁ SZÓSTY
ROZDZIAŁ SIÓDMY
ROZDZIAŁ ÓSMY