Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Czy możemy liczyć, że naszą zmienną naturę, niekiedy przelotne albo błahe aspiracje, zachowania, czy wreszcie uduchowienie uda nam się wyjaśnić poprzez poznanie mechanizmów biologicznych?
Neurobiolog Pier Vincenzo Piazza uważa, że współczesna biologia może wyjaśniać nie tylko, jak przebiegają procesy w ciele człowieka, ale także dlaczego coś się dzieje w naszym wewnętrznym świecie.
Dlaczego szukamy wolności, ale kochamy też porządek?
Co sprawia, że uważamy się za gatunek nadrzędny na kuli ziemskiej, i czy naprawdę jesteśmy lepsi od innych zwierząt?
Dlaczego zamiast iść naprzód, chodzimy w kółko i ciągle oscylujemy między przeciwnymi wizjami rzeczywistości: demokracją lub totalitaryzmem, duchowością lub materializmem, nadmiarem lub niedostatkiem?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 379
Tytuł oryginału: Homo biologicus
Projekt okładki: Katarzyna Konior
Redaktor prowadzący: Bożena Zasieczna
Redakcja techniczna: Sylwia Rogowska-Kusz
Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski
Korekta: Bogusława Jędrasik i Zuzanna Żółtowska/Słowne Babki
Na okładce została wykorzystana ilustracja autorstwa © Intueri/Shatterstock
© Pier Vincenzo Piazza & Editions Albin Michel, Paris 2019
© for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2020
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Żadna część niniejszej publikacji nie może być reprodukowana, przechowywana jako źródło danych i przekazywana w jakiejkolwiek formie zapisu bez pisemnej zgody posiadacza praw.
ISBN 978-83-287-1462-5
MUZA SA
Wydanie I
Warszawa 2020
fragment
Tę książkę dedykuję sprawcom mojej biologii,
rodzinie Piazzów: Chantal (żonie), Yasminie i Lucii (córkom);
Stefanowi i Ugo (braciom), Esmeraldzie, Vinciemu i Pietrowi (kuzynom), Nickowi i Alessandrze (latoroślom rodziny), no i przede wszystkim Nicolowi i Silvanie (rodzicom).
Moim przyjaciołom z dawnych i nowych lat: Andrei, Annelise, Chiccowi, Cyrille’owi, Karine i Patrickowi.
Mistrzom moich myśli: Michelowi, Jane i Ianowi;
nie zapominam o niezliczonych złych i dobrych, którzy na zawsze wpisali się w meandry moich neuronów.
„Jeśli chcemy, by wszystko pozostało tak, jak jest, wszystko musi się zmienić”.
Giuseppe Tomasi di Lampedusa,
Lampart
Sycylijska klątwa, która trwa od tysiącleci.
I oto znaleźliśmy się w XXI wieku, na progu trzeciego tysiąclecia, w świecie, który zdaje się nie mieć granic. Błyskawiczny rozwój wiedzy i technologii umożliwił nam nieporównywalnie większe niż poprzednim pokoleniom zrozumienie świata fizycznego. Ale to nie wszystko. Najbardziej spektakularny postęp dokonał się w zakresie naszych możliwości oddziaływania na środowisko bliższe i dalsze, choćby poprzez środki komunikacji, komputery i Internet, medycynę, chirurgię, elektronikę, inżynierię i genetykę, a także, o czym należy pamiętać – broń. Wszystkie te innowacje stworzyły nową, wprost niewyobrażalną przed laty cywilizację.
Jest jednak coś, co nęka tę erę, która pozwala nam żywić tak wielkie nadzieje. Słabym ogniwem – trzeba to przyznać – jesteśmy my, ludzie. Od tysiącleci nie zmieniła się koncepcja istoty ludzkiej. Niemal wszyscy trwamy wciąż w przekonaniu, że natura człowieka jest dwojaka. Jesteśmy jedyną formą życia, na którą składają się cząstka materialna – ciało, i cząstka niematerialna, duchowa – dusza, umysł (albo the mind, jak nazywają to Anglosasi). Nikt nigdy nie zdołał dowieść tej idei, jednak jest ona niezwykle żywotna. Dlaczego?
Odpowiedź wydaje się dość prosta: idea niematerialnej istoty jest najlepsza, najbardziej przekonująca, dzięki niej potrafimy wyjaśnić nasze postrzeganie samych siebie. Tak, religie przyczyniły się do podsycania tej wiary, a nauki humanistyczne i społeczne również miały w tym swój udział. Ale w gruncie rzeczy to tylko kwestia zdrowego rozsądku. Wszyscy – i wy, i ja – czujemy, że jesteśmy istotami niepojętymi, nieuchwytnymi, wciąż podlegającymi zmianom, zdolnymi do wszystkiego, kształtowanymi przez doświadczenie, powodowanymi setkami sprzecznych i na ogół ulotnych dążeń. Takie funkcjonowanie bardzo się różni od bytu świata fizycznego, który nas otacza i rządzi się ścisłymi prawami, czyniącymi go przewidywalnym. Ponieważ potrzebujemy czegoś poza materią, żeby wyjaśnić, kim jesteśmy, wynaleźliśmy niematerię: istotę niematerialną, ducha.
Paradoksalnie odkrycie funkcjonowania ciała i mózgu w XX wieku nie osłabiło legendy istoty niematerialnej, wręcz przeciwnie – umocniło ją. Nauka minionego stulecia proponowała nam skostniałą, deterministyczną biologię, tworzoną przez niezmienne geny dziedziczone po rodzicach. Ten model funkcjonowania absolutnie nie przystaje do naszego odczucia tego, czym jesteśmy, i czyni ideę istoty niematerialnej jeszcze bardziej nieodzowną i przekonującą. Ale oto nadchodzą XXI wiek i nowe tysiąclecie, a wraz z nimi najbardziej rewolucyjne odkrycia nowożytności: poznanie prawdziwych reguł rządzących biologią ciała i mózgu człowieka. Ta wiedza tworzy obraz biologii, która nareszcie do nas przystaje i pozwala odkryć, czym naprawdę jesteśmy, bez uciekania się do ducha, istoty niematerialnej.
Rzecz jasna, zdaję sobie sprawę ze sceptycyzmu czytelników. Nikt albo prawie nikt nie słyszał o tym nadzwyczajnym postępie, który odmienia oblicze biologii i uwalnia nas od potrzeby istoty niematerialnej. Wiem, że myślicie: „Gdyby to była prawda, wiedzielibyśmy o tym”. Wyjaśnienie tej niewiedzy jest dość proste: nie chodzi o jedno, dwa czy trzy odkrycia wielkiej wagi jak: ciemna materia, względność czy antybiotyki. Nie, to setki odkryć, które pojedynczo nie wzbudzają sensacji i nie trafiają na pierwsze strony gazet. Ich rewolucyjny wymiar dostrzegamy dopiero wtedy, kiedy łączymy je ze sobą.
Biologia pozwala teraz łatwo wyjaśnić naszą wciąż zmienną naturę, nasze niekiedy błahe aspiracje i coraz bardziej oczywiste ekscesy. Potrafi nawet odkryć tajemnice dwóch nurtów, które od tysiącleci rozdzierają społeczności: konserwatywnego spirytualizmu z jednej i materialistycznego progresywizmu z drugiej strony. Aby naprawdę zrozumieć, kim dziś jesteśmy – i to jedna z najbardziej zaskakujących rzeczy – trzeba cofnąć się do tego, czym byliśmy w czasach prehistorycznych. Nasza biologia jest niemal taka sama, dla niej bowiem 15 tysięcy lat to jak mrugnięcie okiem. Żyjemy z mózgiem, który nie zmienił się od tysięcy lat.
Ale spokojnie: ta książka nie jest kolejną próbą zaprzeczenia istnieniu duszy czy też niematerialnej natury człowieka ani gloryfikacją czystej biologii. Byłoby to pretensjonalne i jałowe. Sprowadzić duszę do materii – tego nie da się zrobić. Redukcjonizm tylko zwiększył rozłam między naszym ciałem a tym, co odczuwamy jako niematerialność człowieka. Ta książka pokazuje, że – przeciwnie – nowa wiedza biologiczna pozwala biologii wznieść się do poziomu naszej koncepcji niematerialnej natury człowieka, a w efekcie – wprowadzić ją w życie, a nie odrzucać. Po prostu czyni tę naturę realną. A zatem nie dusza, lecz jej niematerialność staje się zbędna i przestarzała, ponieważ nie potrzebujemy jej już do wyjaśnienia tego, co czujemy.
Ta książka ma pokazać, że materializacja niesubstancjalnej istoty człowieka może okazać się jednym z najbardziej rewolucyjnych i najpotrzebniejszych czynów dokonanych przez rodzaj ludzki.
Ktoś może powiedzieć, że przesadzam… że są tematy, co do których ludzie są zgodni – na przykład wyeliminowanie ludobójstwa, tortur czy rasizmu. Jednak w skali naszego gatunku, a nie tylko jednej cywilizacji albo narodu, to wrażenie jest niestety fałszywe – ludobójstwo, tortury i rasizm wciąż istnieją. Zresztą tylko w oczywistych kwestiach świata fizycznego zgoda jest niemal pełna, z konsensusem sięgającym 90%, na przykład gdy chodzi o stwierdzenia w rodzaju: „W pogodne dni niebo jest błękitne”. We wszystkich innych, zwłaszcza gdy mowa o abstrakcyjnych ideach, opinie są zróżnicowane.
A jednak istnieje taka idea abstrakcyjna, która łączy populację ludzką: wiara, że do stworzenia człowieka nie wystarczy jedna materia, że potrzeba co najmniej dwu. To dualistyczny humanocentryzm, który postrzega Homo sapiens jako jedyną istotę żywą, którą tworzą biologiczne ciało i niematerialna, niebiologiczna dusza. Nie oznacza to jednak tylko myślenia, iż człowiek jest istotą wyższą od innych gatunków żyjących, ale także uznanie, że jest od nich jakościowo inny. To jedyny wielowymiarowy organizm, na który składają się cząstka fizyczna i cząstka niefizyczna, podczas gdy pozostałe istoty żywe są jednorodne, zbudowane wyłącznie z materii.
Można wyróżnić trzy główne humanocentryzmy dualistyczne. Pierwszy to haumanocentryzm wierzących, którzy pod kierunkiem kleru budują swą egzystencję tak, by zaspokajać potrzeby nieśmiertelnej duszy, przygotowując ją do długiego życia w wymiarze duchowym. Drugi tworzą pewne nurty nauk humanistycznych i społecznych. Ma on raczej charakter negacjonizmu. Nie mówi o eterycznej duszy, ale o istnieniu ducha – inaczej rozumu – który nie jest biologiczny. I wreszcie trzeci to laicki dualizm, który przyjmujemy, kierując się zdrowym rozsądkiem i uznając za nieprawdopodobne, by biologia mogła wyjaśnić wszystkie nasze powszednie doświadczenia.
Jeśli zsumujemy te trzy humanocentryzmy, przekonamy się, że wszyscy albo prawie wszyscy przyjmują tę całkowicie abstrakcyjną koncepcję. Nawet idea Boga, którą często uważa się za uniwersalną, nie cieszy się aż taką popularnością, ponieważ niewierzący przeważnie przyjmują dualistyczny humanocentryzm. A przecież ta dualistyczna koncepcja człowieka jest równie abstrakcyjna jak koncepcja Boga, bo nikt nigdy nie zdołał udowodnić, że widział niematerialną cząstkę zamieszkującą ponoć nasze ciało.
Jeśli się nad tym zastanowić, legenda człowieka jako istoty, której wyższość nad innymi stworzeniami daje dwoista natura – ta materialna i ta niematerialna – stanowi prawdziwą tajemnicę. Jest to tylko idea pozbawiona jakichkolwiek obiektywnych podstaw, mimo to uzyskała poparcie całego rodzaju ludzkiego, przyjęta tak zgodnie jak oczywiste fakty materialne. Jak do tego doszło? Powody są liczne i różnorodne, można jednak wskazać trzy najważniejsze: to kwestia wiary, złej wiary i zdrowego rozsądku.
Wiara w duszę
W tak zwanym świecie Zachodu, kulturowe źródła dualistycznego humanocentryzmu odnaleźć można w religiach Księgi, czyli, w kolejności pojawiania się: judaizmu (z Torą spisaną około 800 lat przed Jezusem Chrystusem), chrześcijaństwa (rok zerowy, narodziny Jezusa Chrystusa) oraz religii muzułmańskiej (narodziny Mahometa około 570 roku po Jezusie Chrystusie). Te trzy religie mają kulturowy wpływ na 4 z 7 miliardów ludzi, którzy zamieszkują naszą planetę. Religie Księgi nie tyle oddzielają materialne i śmiertelne ciało od niematerialnej i nieśmiertelnej duszy, ile wręcz przeciwstawiają je sobie. Dusza ze swą wolą ma prowadzić ciało dobrą drogą i sprawić, by przestrzegało zasad ustanowionych przez Boga. Podążanie tą wytyczoną drogą to jedyny sposób, by dusza dostąpiła po śmierci bytu w innej rzeczywistości, znacznie milszej od tej, w jakiej żyła na Ziemi – w raju, gdzie czeka ją wieczna radość u boku Boga. Jeśli natomiast dusza zbłądzi, ulegając pokusom cielesnym, karą jest wieczne cierpienie w piekle.
To oddzielenie ciała od duszy, a także wizja życia doczesnego jako drogi, w której swym postępowaniem determinujemy losy naszej duszy po śmierci, są równie jasno wyrażone w religiach dharmicznych (trzecie wśród religii świata, skupiające 1,5 miliarda wyznawców) – hinduizmie i buddyzmie. Głoszą one, że po śmierci dusza może przejść reinkarnację i powrócić w innym ciele, o ile jednostka nie zakończyła swej ziemskiej wędrówki.
Duch religii albo ferrari dla każdego
Religie dość jasno oddzielają ciało od duszy. Tworzą także hierarchię ich obu, przypisując dominującą pozycję naszej niematerialnej istocie. Ciało i rzeczywistość fizyczna są tylko tymczasowe, to krótka droga prowadząca do rzeczywistości niematerialnej, która czeka duszę przez resztę wieczności.
Można powiedzieć, że jeśli ktoś ma dwa samochody – jeden piękny, sportowy, posiadany dla przyjemności, a drugi zwyczajny, na co dzień, to dusza jest tym pierwszym, szczególnie zadbanym, ciała zaś używa się jak sprzętu w dzień powszedni. Podobnie jak drugi samochód, może być trochę poobijane, czym nie warto się przejmować: póki jeździ, wszystko jest w porządku. Ale co byśmy zrobili, mając tylko jeden samochód? Czy bardziej byśmy się o niego troszczyli? Innymi słowy – czy narażalibyśmy na takie zniszczenia naszą planetę, jej florę i faunę, a także innych ludzi, gdybyśmy uważali się za jedną z wielu materii?
Idea człowieka jako eterycznej nieśmiertelnej duszy, która tylko przelotnie tu gości, pozbawia nas poczucia prawdziwej przynależności do przyrody i do naszej planety. Bo dlaczego właściwie mielibyśmy chronić i szanować rzeczywistość, do której nie przynależymy? Humanocentryczny dualizm mógłby posłużyć jako jeden z elementów wyjaśniających, dlaczego głos ruchów ekologicznych dociera do ludzi z takim trudem i dlaczego wciąż bezpowrotnie i bezmyślnie niszczymy świat, który nas otacza.
Trudno oczywiście racjonalnie negować podwaliny dualizmu humanocentrycznego doktryn religijnych, skoro te nie opierają się na obserwacjach, lecz na wierze. Te ostatnie nie podlegają rozumowemu procesowi weryfikacji. Bazują na poczuciu „prawdy”, którego doznać może tylko wierzący. Jest to rodzaj iluminacji, zwykle zwanej „aktem wiary”, toteż mówienie wierzącemu, że nikt nigdy nie był w stanie udowodnić, iż dusza, Bóg, raj czy piekło istnieją, nie ma najmniejszego sensu. On widzi to, czego niewierni nie dostrzegają, nie dostąpili bowiem łaski bożej. Dość trudno więc dyskutować z wierzącym o istnieniu albo nieistnieniu duszy niematerialnej. Człowiek wierzący uważa za normalne, że ateista jawi mu się jako nierozważny daltonista, który, zamiast uświadomić sobie, że jest ślepy na kolory, próbuje wmówić widzącym, że czerwień nie istnieje.
Duch niecierpliwości
Akt wiary jest zatem nieodpartą bronią religijnej metafizyki, która dzieli ludzi na dwie kategorie o odmiennych zdolnościach. Typ pierwszy Homo sapiens ma szósty zmysł, dzięki któremu widzi i czuje rzeczy niematerialne, całkowicie niedostępne dla drugiego typu istot ludzkich, obdarzonych tylko pięcioma podstawowymi zmysłami. Problem tkwi w specyfice szóstego zmysłu, który nie ma możliwości komunikowania się z tymi, którzy go nie posiadają. Wiele elementów naszego środowiska nie jest postrzeganych przez zmysły: ultrafiolet, podczerwień, fale radiowe, ultradźwięki czy pole magnetyczne. Jednak wszystkie te zjawiska mogą być wykrywane za pomocą urządzeń, te zaś przekładają je na sygnały dostępne dla naszych zmysłów. Tak jest choćby z radioodbiornikiem czy okularami na podczerwień, umożliwiającymi nam widzenie nocą.
Niestety, nikt dotąd nie zdołał skonstruować urządzenia, które dałoby pięciozmysłowym sapiensom dostęp do metafizycznej rzeczywistości duszy. Stajemy więc przed jednym z klasycznych przykładów rzeczywistości niemożliwej do pokazania, a zatem – nie do sfałszowania. Ludzie obdarzeni sześcioma zmysłami utrzymują, że dostrzegają rzeczy, których nie mogą zaprezentować innym, tym o pięciu zmysłach, ci zaś nie są w stanie udowodnić, że ani szósty zmysł, ani niematerialna rzeczywistość, do której ma dawać dostęp, nie istnieją.
Co robić? Nie da się rozwiązać tego typu sporu w prosty sposób, nikomu się to nie udało. Możemy jednak inaczej sformułować pytanie. Mam pięć zmysłów, mój kolega twierdzi, że ma ich sześć. Jeśli jego szósty zmysł nie istnieje, dlaczego on jest szczerze przekonany, że go ma? Jest tylko jedno rozwiązanie – ten zmysł jest mu potrzebny. Do czego? Otóż do tego, żeby wyjaśnić pewne rzeczy, których inaczej nie da się zrozumieć. Z tego punktu widzenia człowiek o sześciu zmysłach jawi się po prostu jako ktoś, kogo przeraża i stresuje niewiedza. Dlatego, kiedy nie wie, wymyśla.
W tej sytuacji mielibyśmy więc do czynienia nie z ludźmi o pięciu albo o sześciu zmysłach, ale raczej z takimi, którym się spieszy i brakuje cierpliwości i z takimi, którzy są cierpliwi. Niecierpliwi wypełniają luki tworami wyobraźni. Obdarzeni cierpliwością lepiej znoszą swą niewiedzę i potrafią żyć z niepewnością, oczekując na prawdziwą, solidnie udokumentowaną wiedzę.
W moich intencjach nie leży negowanie wiary w Boga – chcę spróbować udzielić odpowiedzi na pytania i wyjaśnić niepewności, z których zrodziła się legenda duszy. Ludzie o pięciu zmysłach, ci obdarzeni cierpliwością, prawdopodobnie znajdą odpowiedzi na oczekujące pytania. Ci o sześciu zmysłach, niecierpliwi– uzyskają realistyczne odpowiedzi na pytania, na które być może zbyt pospiesznie sobie odpowiedzieli.
Bez ducha i wiary
Humanocentryzm dualistyczny nie ogranicza się do wierzeń religijnych. Jest także obecny w pewnych nurtach naszej kultury laickiej, niektórych szkołach tego, co nazywa się naukami humanistycznymi i społecznymi, a co obejmuje: filozofię, prawo, socjologię i główne gałęzie psychologii. Nauki te badają aspekty zachowania ludzkiego, które w założeniu nie są uzależnione od biologii lub nie znajdują biologicznego wyjaśnienia. Fundamentalna różnica między tego typu dualizmem humanocentrycznym laickim a dualizmem religijnym polega na tym, że zgodnie z religijną ideologią duchowa cząstka istoty ludzkiej jest świadoma, opisana i gloryfikowana. Natomiast podejście niektórych nurtów nauk humanistycznych sprowadza się raczej do negowania czysto biologicznego bytu jedynie przez uznanie istnienia natury niematerialnej. Nurty te rzadko mówią o duszy, zdecydowanie podkreślają natomiast, że psychologii, myśli i postaw społecznych nie da się wyjaśnić biologią. Dlatego w sposób dorozumiany odwołują się do istoty niematerialnej.
Dlaczego wierzyć w duszę, a nie w kosmitów
Poglądy odrzucające czysty biologizm prowadzą do niezwykle oryginalnej konstrukcji dyskursu, co sprawia, że są one w niektórych nurtach nauk humanistycznych trudne do podważenia. Przy typowej konstrukcji dyskusji, jeśli twierdzę, że istnieje istota niematerialna, mój rozmówca powinien natychmiast poprosić, bym tego dowiódł. A mnie trudno byłoby to zrobić. Bardzo trudno udowodnić istnienie czegoś, czego nie postrzegamy, ponieważ z definicji przynależy to do wymiaru innego niż nasz. Właśnie dlatego nawet najbardziej dopracowane teologie w końcu odwołują się do aktu wiary, który pozwala wierzyć, nie widząc.
Oczywiście nauki humanistyczne i społeczne nie mogą sięgnąć po argument, jakim jest akt wiary, ponieważ wiara to rodzaj wiedzy diametralnie różny od metod naukowych. Dlatego uciekają się do magicznej sztuczki odwrócenia ról. Jeśli bowiem, zamiast stwierdzić istnienie natury niematerialnej, powiem, że myśl człowieka, jego psychologia i dynamika społeczna nie są wytłumaczalne z punktu widzenia biologii, stawiam rozmówcę w pozycji tego, kto ma wykazać, że sama biologia może w pełni wyjaśnić naturę człowieka. Zadanie jest znacznie trudniejsze, należałoby bowiem opisać biologiczne mechanizmy każdego procesu psychicznego, każdego zachowania społecznego. Taka encyklopedyczna praca nie została dotąd wykonana. Przede wszystkim jednak taka konstrukcja dyskusji daje jeszcze jedną przewagę temu, kto odrzuca czysty biologizm: maskuje absurdalność jego stanowiska. Dowodzi wówczas bowiem prawdziwości natury niematerialnej – choć nie zdołał udowodnić jej istnienia – poddając pod dyskusję cechy innej rzeczy: biologii, która istnieje ponad wszelką wątpliwość.
Żeby dokładnie zrozumieć, jak bardzo absurdalne jest tego typu rozumowanie, wystarczy przenieść je na grunt życia codziennego. Wyobraźmy sobie, że jeden z naszych przyjaciół przekonuje nas, że na Ziemi ukrywają się kosmici. Normalną reakcją jest poprosić, żeby to udowodnił. Ale jeśli zastosuje się w tej dyskusji metody używane przez niektóre nurty nauk humanistycznych i społecznych, przyjaciel nie będzie musiał udowadniać, że na Ziemi obecne są „istoty przybyłe z innych galaktyk”, tylko my – że ich tu nie ma. A to bardzo trudne, i nawet jeśli dotąd nie upubliczniono żadnego dowodu ich obecności na naszej planecie, to wcale nie tak łatwo zagwarantować, że nigdy nas nie odwiedzili. Praktycznie jest to niemożliwe.
Wyobraźmy sobie teraz, że tego typu rozumowanie stosuje się do wszystkiego, że trzeba stale udowadniać, że coś nie istnieje, zamiast wykazywać, że to istnieje. Bylibyśmy jeszcze na etapie udowadniania, że osły nie fruwają albo że w Loch Ness nie ma potwora. Żylibyśmy w świecie, gdzie istnieje wszystko, nawet to, co jest najbardziej absurdalne, i byłoby tak, dopóki by nie dowiedziono, że jest odwrotnie. Jak z tajemniczą niematerialną duszą człowieka.
Nie sądzę, by taka metoda prowadzenia dyskusji przyczyniała się do postępu społecznego czy kulturowego, ani by udało się ją narzucić tam, gdzie chodzi o rozwiązywanie problemów społecznych. A jednak właśnie tak toczy się laicka debata o dychotomii ciała i duszy.
Dlaczego jednak w XXI wieku godzimy się jeszcze na ten aberracyjny sposób rozumowania?
Jeden z powodów jest historyczny: wiara, że człowiek to materialne ciało i niematerialna dusza ma dwuipółtysiącletnią tradycję, a od 1200 lat, czyli przez okres pełnej dominacji kulturowej chrześcijaństwa na Zachodzie, jest jedynym sposobem rozumowania. Możemy więc uznać, iż nasze społeczeństwo tak mocno przesiąkło tą wiarą, że uznajemy ją za prawdę. To magia efektu powtarzania.
Natomiast wiedza, która pozwala nam rozważyć jednorodną wizję człowieka, ma niespełna pół wieku. Zupełnie normalne jest więc, że „starzy” bronią twierdzy niematerialności człowieka, a nowo przybyli wcielają się w rolę barbarzyńców, od których żąda się, by dowiedli prawdziwości swoich biologicznych herezji. Innymi słowy, odwrócona debata, która pojawia się tylko wtedy, gdy mowa o dualistycznym humanocentryzmie, ma swe uzasadnienie w wierze w wielowymiarowość człowieka, zakorzenionej w naszej kulturze od tak dawna, że uznaliśmy ją już za fakt. Stąd też rodzi się konieczność zażądania od oponentów, by dowiedli słuszności hipotezy biologicznej przeciwstawiającej się „prawdzie” albo lepiej – dualistycznej postprawdzie.
Innym powodem uporczywego odwracania ról w tej debacie jest decyzja wielu przedstawicieli nauk humanistycznych, by chronić znaczenie swych prac, co jest logiczne, ale powoduje przyjmowanie protekcjonistycznej postawy, z definicji nieobiektywnej. Trzeba przyznać, że fala odkryć naukowych w ostatnim stuleciu odwróciła uwagę społeczności i polityków od nauk humanistycznych. Temu schyłkowi towarzyszy wzrost zainteresowania naukami ścisłymi: fizyką, chemią, biologią, które traktuje się dziś jako jedyne mogące sprostać wielkim wyzwaniom stojącym przed naszą cywilizacją.
Wszyscy doskonale zdają sobie sprawę, że nauka i technologia pozwoliły nam wydłużyć przeciętny czas życia o ponad 30 lat w ciągu jednego stulecia i że dzięki nim potrafimy dziś leczyć wiele nieuleczalnych dawniej chorób. Warto też wspomnieć o wyzwaniach dotyczących energetyki i ocieplenia klimatu, niepokojących wielu z nas. Rozwiązanie tych problemów może przynieść nam tylko postęp naukowy. Wreszcie, tylko ci, którzy jak ja zaczęli studia uniwersyteckie, zanim pojawiły się komputery osobiste i Internet, potrafią w pełni docenić nadzwyczajne możliwości, jakie dają nam te narzędzia.
Mógłbym wyliczać dalej – lista jest długa – ale myślę, że te przykłady w pełni wystarczą, żeby zrozumieć, dlaczego żyjemy w epoce, która postrzega nauki o fizycznym świecie jako prawdziwe źródło postępu i ocalenia ludzkości. Wydaje się więc zrozumiałe, że niektórzy przedstawiciele nauk humanistycznych czują się trochę zagrożeni, zwłaszcza przez biologię, która, tak jak oni, zgłębia tajemnice życia.
* * *
koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji
MUZA SA
ul. Sienna 73
00-833 Warszawa
tel. +4822 6211775
e-mail: [email protected]
Dział zamówień: +4822 6286360
Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl
Wersja elektroniczna: MAGRAF s.c., Bydgoszcz