Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
109 osób interesuje się tą książką
Lea Shelton wraz z bratem bliźniakiem i najlepszą przyjaciółką wyjeżdża na studia do Nowego Orleanu. Ma nadzieję, że w końcu uwolni się spod kontroli nadopiekuńczej matki pragnącej mieć wpływ na każdy aspekt jej życia.
Dziewczyna szybko wpada w wir nowych znajomości i imprez. Na jednej z nich, zorganizowanej w miejscu, gdzie odbywają się nielegalne wyścigi samochodowe, poznaje Raise’a – chłopaka, o którym krążą legendy.
Ze względu na swoje osiągniecia w wyścigach jest nazywany Królem Nowego Orleanu. Wkrótce okazuje się, że Raise zamieszkał z bratem Lei w akademiku i wykorzystuje to, aby lepiej ją poznać. Raise ukazuje Lei swój świat i zakorzenia w niej miłość do samochodów oraz nielegalnych wyścigów, ale co najważniejsze, i do siebie.
Jednakże umyka mu pewna tajemnica, która ponownie daje o sobie znać. Ale tym razem z podwójną siłą.
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia. Opis pochodzi od Wydawcy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 650
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright ©
Aleksandra Nil
Wydawnictwo NieZwykłe
Oświęcim 2023
Wszelkie Prawa Zastrzeżone
All rights reserved
Redakcja:
Sandra Pętecka
Korekta:
Joanna Kalinowska
Joanna Boguszewska
Dominika Kalisz
Redakcja techniczna:
Paulina Romanek
Projekt okładki:
Paulina Klimek
Projekt ilustracji:
Marta Michniewicz
www.wydawnictwoniezwykle.pl
Numer ISBN: 978-83-8362-094-7
I Wanna Fall składa się z dwóch części: jasnej strony i ciemnej.
Pierwsza część to dopiero wstęp do konkretnej fabuły, więc może się Wam wydawać, że została niewłaściwie przypisana do gatunku dark romance. Gwarantuję, że później zmienicie zdanie.
Podczas czytania nie zapominajcie, że to, co się dzieje w książce, jest fikcją – w żadnym stopniu nie zachęcam Was do naśladowania bohaterów.
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia.
Dla tych, których pochłonęła szarość życia i utracili marzenia
- mnie udało się je odzyskać.
Nie poddawajcie się.
Poznając go, nie sądziłam, że stanie się moim przewodnikiem w życiu, w którym nie potrafiłam się odnaleźć. Że okaże się chodzącą śmiercią, pozostawiającą po sobie uzależniającą nikotynę, a ja będę rozkoszowała się nią, jak nigdy przedtem. Bo to nie tak, że to ona była uzależniająca, lecz on, chociaż wielu ludzi tego nie rozumiało i uparcie próbowało mnie od niego odciągnąć. Ja nie potrafiłam go opuścić, bo uczucie było silniejsze niż zdrowy rozsądek, bo…
…podarował mi pewną tajemnicę, która zapoczątkowała naszą „śmierć”.
***
Rok 2009, listopad
Dzisiaj mama kupiła mi dziennik, abym mógł opisywać w nim swoje samopoczucie, oraz inne rzeczy, gdy tylko będę czuł taką potrzebę. To była pierwsza rzecz, którą dostałem od niej od bardzo dawna. Mój brat mi zazdrościł, bo on otrzymał tylko nędzny długopis, a i tak mu go zabrałem!
Zresztą należało mu się. Cały czas mi dokucza! Mama powtarza, że muszę znosić ten wybryk natury. Dziś nawet rzucał we mnie jakimiś gratami, które sprowadził kiedyś do domu. Niestety byliśmy bardzo biedni i nie posiadaliśmy zwykłych zabawek.
Przez niego mam siniaki. Mój brat z każdym dniem staje się coraz gorszy, a to wszystko przez tatę.
Mamusia mi powtarza, że ma teraz ciężkie dni i dlatego przychodzi tak późno do domu. Z czasem razem z Chasem zrozumieliśmy, że ma problem z alkoholem. Przez niego zawsze chwieje się na nogach i papla dziwne rzeczy. Ale nie tylko to jest problemem…
Chciałbym żyć w normalnej rodzinie, tak jak inne dzieci.
Muszę już kończyć. Tata wrócił, a to nie wróży niczego dobrego.
Rok 2009, grudzień
Dzisiaj mamy Boże Narodzenie! Z roku na rok coraz mniej lubię to święto.
Mama kazała mi zrobić prezent dla mojego brata w formie rysunku, ale jedyne co mogę mu narysować, to krótkie brzydkie słowo. Niech mnie lepiej przeprosi za to, że wczoraj znowu był dla mnie chamski!
Chase jest zły, a ja nie zamierzam być dla niego dobry.
Jednak on przygotował dla mnie obrazek. Był dziwny. Przypominał tunel, a w środku znajdował się człowiek, który wyglądał niczym mały chłopiec. Chase twierdził, że to on. Dziwak, co?
Na dworze spadła masa śniegu, a ja marzyłem, aby w końcu ulepić bałwana. Mama zakazywała nam wychodzenia z domu, jeśli nie dostaniemy pozwolenia od taty.
Mamusia nie mogła odwiedzić babci w szpitalu i była z tego powodu smutniejsza niż przedtem. Powtarzała, że to tylko kaszel. Całe szczęście, bo babcia jest super!
Mój brat mówi, że to nie jest zwykły kaszel. Widział, jak niedawno kruki obsiadały drzewo przy naszym mieszkaniu, gdy babcia próbowała wejść do środka.
Twierdzi, że to omen śmierci.
Mówiłem już, że on jest głupi? Tak? No to do tego jest chory na głowę!
Rok 2009, grudzień
Bardzo się cieszyłem, ponieważ powoli zbliżały się moje urodziny. Lubiłem je obchodzić sam, bo i tak nikt inny nie chciałby ich ze mną spędzać. Chase żył w swoim świecie, natomiast mamusia ciągle płakała za babcią, a ja nie mogłem jej uspokoić. Babcia zmarła.
Przez tydzień podawałem mamie jedzenie, a umiałem robić tylko kanapki, których i tak nie zjadała. Bałem się o nią. Chase był przestraszony, a mi chciało się ciągle płakać.
Najgorzej było, gdy tata wracał do domu, bo przynosił ze sobą piekło.
Rok 2010, kwiecień
Boję się,
że już nigdy się nie wzniosę,
lecz spadnę,
i to na samo dno.
– Lea, spakowałaś wszystkie książki, które kupiłam ci na studia?
Próbowałam nie przewrócić oczami po usłyszeniu kolejnych pytań ze strony mamy. Podała mi karton i spojrzała na mnie ostrzegawczo, dając jasno do zrozumienia, że się nie wymigam.
– Tak. Kupiłaś mi chyba każdą możliwą książkę o prawie na studia. – Uniosłam rękę i zamachnęłam się ze sztucznym uśmiechem, który z każdą chwilą się powiększał. Mama owinęła szczelniej swoje ramiona białym, za dużym kardiganem i już szykowała swoje przemówienie, dlatego dodałam: – Tak, tak, wiem, że mam się tam uczyć.
– W Nowym Orleanie już zupełnie nie będzie miał kto cię pilnować z nauką – burknęła niemiło i ruszyła za mną, gdy wyszłam na zewnątrz mojego rodzinnego domu, znajdującego się w centrum Seattle. – Mogłabyś wziąć przykład z twojego brata.
Na podjeździe stała taksówka. Równo o dziesiątej miała nas zawieźć na lotnisko. Tata pomagał pakować walizki mojemu bliźniakowi – Blaze’owi, do którego każdego dnia jestem porównywana. Blaze to, Blaze tamto, a Lea to, rzecz jasna, najgorsza córka na świecie.
– Może jakbyś chociaż raz powiedziała, że jesteś ze mnie dumna, to bym zmieniła swoje nastawienie – wymamrotałam pod nosem, czego zapewne nie słyszała, bo nawet się nie odezwała.
– I podetnij końcówki włosów. Są okropne – marudziła, dotykając moich długich, prostych, brązowych kosmyków.
Westchnęłam przeciągle i podałam karton mojemu bratu; średniego wzrostu szatynowi z zielonymi tęczówkami, które odziedziczył po naszej rodzicielce. Większość dziewczyn leciało na niego w High School. Nic dziwnego – Blaze to kawał mięśni.
– A, i koniecznie daj znać, czy poziom uczelni będzie naprawdę wystarczająco wysoki.
– Jeżeli chcesz mnie doszczętnie zapierdolić, to pewnie. Dam ci znać – warknęłam ponownie jeszcze ciszej, co usłyszał tylko mój brat, w odpowiedzi parskając śmiechem.
– Studia i akademik macie opłacone. Co miesiąc będziemy wam wysyłać pieniądze – powiadomił tata nawet na nas nie zerkając, tylko ślepo wpatrywał się w wyświetlacz telefonu.
Ubrany był jak zwykle w garnitur. Elegancik, dla którego najważniejsza jest praca.
– Przecież możemy w tym czasie iść do pracy – odpowiedziałam sucho i wyprostowałam się.
– Ani się waż. Nauka jest teraz najważniejsza. Bez studiów będziesz nikim, młoda damo – ostrzegła kobieta, po czym ponownie poczułam na sobie jej karcące spojrzenie. – I Lea, mogłabyś zrzucić trochę z wagi.
Poczułam, jakby właśnie oblała mnie wrzątkiem.
– Mamo… – skarcił ją Blaze, gdy ja nie mogłam wydusić z siebie ani słowa.
Zacisnęłam pięści i zwróciłam wzrok na przypadkowe drzewo, nie chcąc dać upustu emocjom, aby ponownie nie uznała, że jestem słaba.
– No co? Przecież nie chcę dla niej źle. A zrzucenie kilku kilogramów by jej nie zaszkodziło, wręcz odwrotnie. Spójrz na figurę swojej przyjaciółki, Alice, jest sporo chudsza i ciągle komplementowana. A moja córka musi być najlepsza!
– Lea nie jest gruba – odparł szorstko mój brat i ułożył ostatni karton w bagażniku taksówki.
Podziękowałam mu w duchu, że jako jedyny stanął w mojej obronie. Wiedział, że rzadko kiedy umiałam postawić się matce, i dać do zrozumienia, iż nie ma prawa mną gardzić.
– O Boże! Lea, patrz, kto przyszedł! – wykrzyczała nagle podekscytowana mama, zmieniając temat.
Zerkała przed siebie w niewiadomym mi kierunku.
Zasłoniłam na moment oczy, bo nic nie widziałam przez rażące słońce, a po chwili moim oczom ukazał się… mój chłopak.
Albo dokładniej, mój były chłopak, Harry.
Zerwaliśmy, bo każdy z nas rozjeżdża się w swoje strony. Harry wyjeżdża jutro do Nowego Jorku. Kilka miesięcy temu proponowałam mu, że mogłabym również zapisać się do tej samej uczelni, ale nie wyglądał na zachwyconego tym pomysłem, więc uznałam, że nie będę naciskać.
Od pewnego czasu wiedzieliśmy o tym, że nasz związek się sypał, dlatego zdecydowaliśmy, że rozstanie się w zgodzie będzie najlepszym pomysłem, chociaż Harry nadal uwielbiał mnie niekiedy traktować, jakbym w dalszym ciągu była jego drugą połówką.
– Hej, aniołeczku – powiedział Harry, średniego wzrostu blondyn i już po chwili objął mnie ramionami i przyciągnął do siebie. Nie pozostało mi nic innego, niż wtulenie się w niego. Mimo wszystko zżyłam się z tym chłopakiem i będzie mi go brakować… tak myślę. – Szkoda, że tak się wszystko potoczyło…
– Tak najwyraźniej będzie lepiej dla nas obojga – wyszeptałam w jego tors.
– Wiem, słonko.
Właśnie żegnałam się z bliską mi osobą… żegnałam również moich rodziców i miejsce, w którym się wychowałam. Nie wiedziałam na jak długo, ale sam fakt, że zaczynam nowe życie, w nowym miejscu chyba mnie trochę przerażał, ale jednocześnie… cieszył.
– Jeśli naprawdę jesteśmy sobie pisani, to kiedyś znowu będziemy razem, ale tym razem na zawsze.
– Mhm. – Pokiwałam głową i z uśmiechem się od niego oderwałam.
– Tak, będzie nam ciebie brakować, Harry. Zejdź mi z drogi – burknął Blaze, trzymając w rękach większy karton.
Chłopak zszedł mu z drogi i po chwili napotkał ucieszoną mamę.
– Szkoda, że się na moment rozstajecie – dodała ze smutkiem w głosie.
Uwielbiała go, bo… po pierwsze był bogaty.
A po drugie przystojny.
A po trzecie… jeszcze raz bogaty.
Niestety nie wiedziała nawet, że na to sportowe auto, którym podjechał, wziął kredyt na rodziców, i ma ogromny problem z jego spłacaniem.
– No nie, Josh? – zwróciła się do ojca, gdy ten nie okazywał żadnego zaangażowania i nadal szperał w telefonie.
Harry zarzucił mi rękę na ramię i przysunął do siebie.
– Tak, tak – odpowiedział szybko.
– Dobra. Musimy jeszcze podjechać po Alice. Tak że, Lea, żegnaj się z misiaczkiem i wyjeżdżamy – oznajmił mój bliźniak i otrzepał dłonie z kurzu.
– Będziemy pisać codziennie, prawda? Pomimo naszego zerwania? – zapytałam ciszej w stronę Harry’ego.
– Oczywiście. Słowo harcerza. – Wyszczerzył się.
Po kilku minutach pożegnałam się z rodzicami, głównie z mamą, która opowiadała mi tylko o tym, że będzie mnie pilnować i wydzwaniać codziennie. Zależy jej tylko na kontroli. Studia również wybrała za mnie. Nie miałam prawa głosu i nie mogłam się nawet na to nie zgodzić… Czułam się, jak jej niewolnica.
– Jak się trzymasz? Czujesz dreszczyk emocji? – Klasnął w dłonie mój brat, gdy już znajdowaliśmy się w taksówce, w drodze na lotnisko.
Pomachaliśmy jeszcze na koniec naszym rodzicom i Harry’emu przed odjazdem.
Odetchnęłam z ulgą. W końcu nie będę słuchała wiecznego marudzenia mamy. Będę mogła w końcu robić to, co chcę.
– Dreszczyk emocji? – zdziwiłam się i oparłam się luźno o fotel.
Przewijałam tiktoki, już narzekając w myślach, jak długa czeka nas podróż do naszego nowego miasta.
– W Nowym Orleanie mieszkają moi znajomi, którzy umieją rozkręcić niejedną imprezę.
Spojrzałam na niego ukradkiem i nawet się uśmiechnęłam. Nie mogłam powiedzieć, że w High School nie imprezowałam, bo okazjonalnie się zdarzało… Ale Blaze mówił to z takim przekonaniem w głosie i ekscytacją, że zrozumiałam, iż to będzie coś całkiem innego.
– Chętnie ich poznam.
***
Po przylocie do miasta zameldowaliśmy się w wypasionym akademiku dla chłopców i dziewcząt. Moja przyjaciółka Alice wiernie mi towarzyszyła i nie mogła uwierzyć, że sama będzie mieszkać w takich luksusach. W końcu jej mama przez całe życie zbierała fundusze na ten moment.
– Ale tu jest zajebiście… o matko – wydusiła przemądrzała rudowłosa, niskiego wzrostu i chuda dziewczyna z milionem piegów na twarzy. – Nie wierzę, że tu jesteśmy!
Usiadła na szarej kanapie w naszym salonie. Pokój w akademiku to coś w rodzaju mieszkania. Salon z kuchnią, trzy pokoje, a obok łazienka i mały balkon, który przysłuży się podczas nocnych wyjść na fajkę, za co matka by mnie zamordowała. Od dwóch lat nałogowo paliłam papierosy i po dziś dzień nie mam pojęcia, jakim cudem udało mi się to przed nią ukryć.
– Nie wierzę, że wytrzymałam tyle godzin w samolocie – burknęłam i opadłam plecami na kanapę.
– Lea, nad ranem poznamy naszą nową współlokatorkę. Nazywa się Rachel – ogłosiła nagle, a ja spojrzałam na nią ukradkiem. – I całe szczęście, że znajomy Blaze’a ogarnął nam miejsca w tym samym akademiku.
Nagle do naszego mieszkania wparował mój brat. Uniosłam się na łóżku, bo Blaze wyglądał na naprawdę podekscytowanego. Przejechał opuszkami palców po końcówkach swoich brązowych włosów, prostych niczym drut i uniósł brwi, lustrując nas wzrokiem.
– Jesteście gotowe? – spytał.
– Gotowe na co?
Ruda również nie rozumiała, o co mu chodzi.
– Jedziemy na nielegalny wyścig. Poznacie moich znajomych. Dwójka z nich nawet ze mną mieszka. – Wypiął dumnie pierś i wyszczerzył się głupkowato.
Rozłożyłam się ponownie wygodnie na łóżku, co nie umknęło uwadze mojego brata.
– Ja zostaję. Jestem zmęczona podróżą. Akurat będę miała chwilę, aby zadzwonić do Harry’ego i pokazać mu nasze mieszkanie.
Być może i wspominałam bratu, że chętnie poznam jego kolegów, ale, czy naprawdę musiał wypaść z tym pomysłem od razu po przyjeździe do tego miasta?
– Weź ty się ogarnij. Nie jesteście już nawet razem – burknął, co nie zrobiło na mnie wrażenia. – A zachowujesz się, jakbyście jednak nadal byli parą.
– Przyjaźnimy się.
– Miałaś w końcu zacząć żyć, prawda?
– No tak, ale…
– To będzie serio zajebista impreza. Nie pożałujesz!
Westchnęłam smętnie, a w mojej głowie lenistwo walczyło z chęcią imprezowania. Zresztą… Harry nawet nie odpisał na ostatnią wiadomość, wysłaną osiem godzin temu. Nie byłam jednak zadowolona z faktu, że będę musiała poznać znajomych Blaze’a. Mój brat do niedawna miał problem z narkotykami i od prawie roku jest już czysty. Wydawało mi się, że nadal się otacza takim towarzystwem.
– Skoro będzie impreza, to i ja się wybieram – zawołała radośnie Alice.
– Ale powiedz mi jedną rzecz. Twoi znajomi to jakieś ćpuny? – zadałam pytanie całkowicie poważnie. Blaze parsknął śmiechem.
– Lea, ja nie mam takich znajomych. Wyluzuj!
Zaczęłam się coraz bardziej nastawiać na dobrą zabawę. Skoro jego znajomi, to nie nerdy, i nie ćpuny, to już było naprawdę dobrze.
– Dobra – zgodziłam się po dłuższej przerwie.
***
Do moich uszu dobiegały krzyki, rozmowy i warkot silnika samochodu Blaze’a, a dokładniej jego nowego granatowego bmw. Otworzyłam powoli oczy, widząc wszystko dookoła jak przez mgłę, bo w czasie jazdy przysnęłam.
Widok tłumu przy drodze i dodatkowo ich samochodów dał mi jasno do zrozumienia, że znajdowaliśmy się na wyścigu, na który namawiał nas mój przeklęty brat. Zmęczenie podróżą z Seattle do tego miasta dokuczało mi tylko do momentu wybudzenia się i ujrzenia hucznej imprezy przy drodze.
– Lea, wstawaj! – zawołał Blaze, znajdując miejsce parkingowe. Spojrzałam na niego niechętnie i jedynie marudziłam pod nosem. – Alice, ty też!
– Potrzebuję jedynie odpocząć – odburknęła cicho dziewczyna, nawet na niego nie zerknąwszy.
– Przedtem twoim lekiem na zmęczenie był alkohol – zakpił, gasząc samochód.
– I od tamtego czasu nic się nie zmieniło – odparła z cwanym uśmieszkiem.
Wysiedliśmy z auta, a mnie ogłuszyły wiwaty ludzi oglądających pędzące w stronę mety pojazdy.
Rozejrzałam się i zauważyłam dziewczyny w krótkich spódniczkach, facetów podziwiających własne fury i liżących się z kim popadnie. Odgłosy pisku opon roznosiły się hukiem po całej okolicy. W Seattle zdarzyło się, że byłam raz na nielegalnym wyścigu, ale osoby, które wzięły w nim udział, nie popisały się żadnymi umiejętnościami.
Spojrzałam na swoje odbicie w szybie samochodu, bo z pewnością przez krótki sen mój mocny makijaż mógł ucierpieć… i nie myliłam się. Poprawiłam rozmazany tusz pod moimi niebieskimi, a w zasadzie granatowymi oczami. Przesunęłam palcami po czekoladowych, długich, prostych włosach, aby wygładzić fryzurę, a następnie po skórzanej kurtce, aby przypłaszczyć odstający kołnierz. Mój średniej wielkości biust opinał zwykły biały top, a całości dopełniały sportowe legginsy w tym samym kolorze.
– Mam ochotę się napruć w trzy dupy – rzuciła moja przyjaciółka, opierając się o maskę bmw. Jej biała sukienka powiewała w każdą możliwą stronę, przez wiatr, który na tamtą chwilę nie był dla nas łaskawy. – Chcę się napić, Lea, słyszysz?
Stała tuż obok mnie, krzycząc mi nad uchem, czego nie mogłam zostawić bez sarkastycznej odpowiedzi:
– Nie, kurwa, nie słyszę.
Zmrużyła powieki, zakładając ręce pod piersiami.
Mój bliźniak schował dłonie do kieszeni szarych dresów i posłał piorunujący wzrok rudowłosej, rzucając:
– Ty lepiej serio uważaj na alkohol. W liceum miałaś sporo jazd przez to. Nie pamiętasz, jak piłaś wódkę w klasie, a dyrektor zagroził ci wyrzuceniem?
– Czepiasz się. To stare czasy. Tutaj będę wybitną studentką. – Wyprostowała się i przerzuciła włosy przez ramię.
– Takie kity, to babci wciskaj. Zresztą chodźmy, bo musimy znaleźć pewnego kolesia – powiedział i położył ręce na naszych barkach, prowadząc nas w stronę trwającej, hałaśliwej imprezy obok toru.
Odchrząknęłam, obserwując facetów przewijających się obok nas.
Pary, albo może i przypadkowi ludzie, całowali się, siedząc na masce auta, obmacywali, albo grupami palili zioło. Nawet nie muszę wspominać o różnych innych narkotykach.
– Blaze Shelton! – zawołał niskim głosem chłopak tuż za bramkami, przez które chwilę później przeskoczył.
Odwróciliśmy się w stronę dobiegającego głosu i naszym oczom ukazał się czarnoskóry chłopak. Miał krótko ścięte brązowe włosy i duże pełne usta. Umięśnione ramiona kryły się pod białym T-shirtem, a czarna bandana wystawała z kieszeni szerokich jeansów. Mogłam przysiąc, że urwał się z lat 90.
Najwidoczniej to jeden ze znajomych mojego brata, o których wcześniej wspominał. Jeżeli wszyscy są tak przystojni, to naprawdę nie będę żałowała, że dałam się namówić na to wyjście.
– Sweater, a już myślałem, że cię dziś nie znajdziemy – rzucił radośnie Blaze, podchodząc do nieznanego mi chłopaka i przybił z nim piątkę.
– Twoje nowe laski? – Roześmiał się, wskazując na nas głową.
– Jestem jego siostrą. Lea – przedstawiłam się i podałam chłopakowi dłoń, uśmiechając się promiennie.
– A to przepraszam najmocniej. – Ukłonił się, wywołując mój śmiech. – Dean Sweater, ale rzadko kto mówi do mnie po imieniu – dodał miło. – A ty, piękna, też jesteś jego siostrą? – Słowa były skierowane do mojej przyjaciółki.
– Całe szczęście nie.
– No nie wiem, czy takie szczęście. Mieć takiego brata to skarb, co nie, Lea? – spytał czarującym tonem, wpatrując się we mnie, ja natomiast spojrzałam na brata, który właśnie niemal posmarkał się ze śmiechu.
– Mhm – mruknęłam, skanując Blaze’a nienawistnym spojrzeniem.
– Jestem Alice – rzuciła przyjaciółka, a Sweater uścisnął jej dłoń.
Po chwili Blaze ponownie zawiesił rękę na moim karku. Rozszerzyłam nozdrza, aby nabrać powietrza i spojrzałam w bok, a konkretniej na przechodzące dziewczyny.
Blaze ślinił się na ich widok.
– Jesteś obrzydliwy, wiesz? – szepnęłam w jego stronę, ale ten wyszczerzył swoje równe, białe zęby w szerokim uśmiechu.
– No ktoś z naszej dwójki musi. I oczywiście być jeszcze tym ładniejszym bliźniakiem – zaczął pewnym siebie głosem. – I najśmieszniejszym, najinteligentniejszym, najmądrzejszym, naj…
– W te dwa ostatnie – przerwałam mu – szczególnie wątpię. – Zażartowałam, uderzając go w biceps, a on w odpowiedzi obrzucił mnie ostrzegawczym spojrzeniem.
– Zapewne chcieliście się trochę zabawić na tej imprezie, ale domyślam się również, że od czasu do czasu lubicie poczuć dreszczyk emocji, patrząc na ścigające się fury? – przerwał nam kolega mojego brata.
– Kto się ściga? – wtrąciła się Alice.
– Nie będę zdradzać kto, bo za niedługo ich poznacie, skarbie – odpowiedział podekscytowany Dean. – Zaraz się zacznie!
Chłopak poprowadził nas do bramek, które wyznaczały bezpieczną odległość od linii startu. Ludzie schodzili z drogi Deanowi, więc nie dało się nie zauważyć, że jest on tutaj kimś ważnym. Niektóre dziewczyny patrzyły na nas z nienawiścią, zapewne dlatego, że idziemy za słynnym Sweaterem.
Zatrzymaliśmy się tuż przy ogrodzeniu. Moją uwagę przykuły cztery samochody. Widzieliśmy jedynie ich tył i dałabym sobie rękę uciąć, że jeden z nich należał do kobiety. Biały, czerwony i dwa czarne. Szczególną uwagę zwróciłam na czarnego Dodge’a Challengera. Ta marka od zawsze mi się podobała.
Dziewczyna, mająca na sobie czerwony stanik i czarną spódnicę, wyszła przed linię, trzymając w ręku flagę startu. Uczestnicy dodawali gazu, gdy kobieta podniosła chorągiewkę do góry i delikatnie rozszerzyła nogi. Zaczęło się odliczanie. Nawet mnie zjadał stres, jakbym to ja zaraz miała startować. W mgnieniu oka blondynka opuściła ręce na znak startu, a samochody wydały z siebie pisk opon i ruszyły, niczym burza.
Przez chwilę byłam oszołomiona, ale wkrótce z ekscytacją oglądałam, jak oddalają się z ogromną prędkością. Trzymałam kciuki za Dodge’a Challengera, albo raczej za jego kierowcę.
– Dean. – Usłyszałam faceta, który pojawił się obok nas. Chłopak wydał się zaskoczony, ale odwrócił się w stronę nieznajomego, z lekkim strachem w oczach. – Czemu dowiaduję się ostatni o wyścigu?
– Bo nie jesteś tutaj mile widziany. I lepiej żebyś stąd odszedł, zanim się dowie.
– Myślisz, że się boję? Sądzę, że to on sra po gaciach na samą myśl, że to ja mógłbym wygrać, a on straciłby wtedy chwałę, pieniądze i podziw. – Przybliżył się niebezpiecznie do Deana i zacisnął pieści. Nie darzyli się sympatią, a jego słowa mnie zaniepokoiły, pomimo że to nie moja sprawa i nawet nie wiem, o kogo mu chodziło. – Wygrałbym całe jego życie.
– Na szczęście za wysoko siebie cenisz – rzucił lodowatym tonem Dean. – Chłopaki pomóżcie panu opuścić to miejsce – zwrócił się do kilku facetów, którzy byli bardzo umięśnieni i już na pierwszy rzut oka odkryłam, że nie ma z nimi żartów. – I zróbcie coś, aby w końcu się tutaj nie pojawiał! To piąty dzień z rzędu!
– Dalej będziesz się zachowywać jak jego matka? – rzucił nieznajomy.
– Nie nadużywaj mojej cierpliwości i stąd spierdalaj!
Panująca wokół nich atmosfera nie była za ciekawa, chciałam, aby już sobie poszedł, chociaż jestem fanką oglądania konfliktów międzyludzkich.
– Ja nie odpuszczam. – Typek wystawił ostrzegający palec w stronę Deana, po czym poprawił kołnierz swojej białej koszuli, a gdy się obrócił, uderzył ramieniem o moje ramię.
– Chyba że nadal nie nauczysz się chodzić – odezwałam się, nie myśląc nawet z kim zadzieram.
Zatrzymał się w miejscu i parsknął śmiechem, po czym odwrócił się ponownie w naszą stronę. Skanował mnie wzrokiem, podczas gdy ja jedynie założyłam ręce na piersi i uniosłam brwi. Patrzył dość pogardliwie, ale pomimo to puścił mi oczko, a po chwili odszedł.
Odprowadzałam go wzrokiem, a kiedy walczył, aby przedrzeć się przez tłum spoconych ludzi, zrozumiałam, że chyba zadarłam z kimś nie mojego pokroju.
Zawodnicy nie mieli długiej drogi do przejechania, więc lada moment pojawili się na naszym horyzoncie. Dwóch kierowców czarnych samochodów jechało równo obok siebie, żaden nie chciał odpuścić. Tuż za nimi podążały kolejne dwa auta. Nawet nie znając nikogo, kto bierze udział w wyścigu, czułam dreszcz emocji.
Niebawem czarny dodge przekroczył linię startu, a ludzie krzyczeli wokół tak głośno, że niemal pękły mi bębenki.
– Chodźcie! – oświadczył głośno Blaze, pojawiając się obok mnie i Alice. – Sweater zaprosił nas na mini imprezkę – dodał, krzycząc, ponieważ inaczej wątpię, żebyśmy usłyszały.
Rudowłosa spojrzała na mnie i przygryzła dolną wargę. Widziałam po jej twarzy, że tego pragnęła. Ja również. Impreza bez ciągłego martwienia się, czy mama nie przyłapie mnie na gorącym uczynku, brzmiała zajebiście.
– No to na co czekamy? – odezwałam się podniecona, poprawiając ciemne włosy.
– O, właśnie ich chciałem wam przedstawić. – Do moich uszu doszedł głos Sweatera.
Po chwili pojawił się w zasięgu mojego wzroku razem z nieznanymi mi chłopakami i jedną dziewczyną. Była to białowłosa, wysoka kobieta, która brała udział w wyścigu. Zgrabna, z długimi nogami i perfekcyjną sylwetką kryjącą się pod kombinezonem z lateksu.
Obok niej stał odwrócony do nas tyłem bardzo wysoki brunet oraz dwóch łysych facetów. Czułam się osaczona; niepewna w ich towarzystwie. Nie znałam ich, ale nie wyglądali na grupkę przyjaznych ludzi, mało tego… Nawet się nami nie zainteresowali. Jedynie dziewczyna podniosła na nas wzrok.
– To jest Blaze, mój stary znajomy.
– Heather Benz. – Kobieta podeszła i podała mu dłoń, unosząc kąciki ust. Puściła mu prawe oczko i odwróciła się tyłem, zmysłowo kręcąc tyłkiem i łapiąc szybko za piwo.
– Dobrze, że nie nazywa się Mercedes Benz. – Ledwo poruszyłam ustami w stronę mojego brata, aby dziewczyna czasem tego nie usłyszała. Skinął głową, obserwując jej boskie ciało.
– Bierzcie, co chcecie i bawcie się.
Po chwili spojrzała na mnie i uśmiechnęła się sympatycznie, skanując mnie wzrokiem.
– Jestem Lea. – Odchrząknęłam, a następnie wysiliłam się na uśmiech. – A to Alice.
Heather przytaknęła głową.
Oparłam się o maskę auta brata razem z przyjaciółką, gdy on witał się z jednym typem, którego najwidoczniej znał.
– A to jest Kai i Ethan. – Dean wskazał ręką na dwóch łysych facetów, którzy kiwnęli nam głowami. Oboje ubrani byli na czarno; wyglądali prawie jak bliźniacy.
Byłam pewna, że nawet nie zapamiętam ich imion.
Sweater chciał przemówić, ale przerwał mu czarnowłosy chłopak, powstrzymując go ruchem dłoni.
Rzucił niedopałek na ziemię, gasząc go czarnym butem, a następnie rozłożył ręce w kierunku mojego bliźniaka. O Boże. Wpatrując się w jego twarz, byłam pewna, że właśnie spoglądam na boga.
– Co się stało, że nagle odwiedziłeś starych znajomych? – spytał niskim głosem o porywającej i podniecającej barwie. Uściskali się typowo jak przystało na facetów, po czym nieznajomy szepnął mu coś na ucho; zdołałam usłyszeć tylko: – Amfetamina, LSD, heroina czy kokaina?
– Idę się czegoś napić – poinformowała Alice, klepiąc mnie w kolano, po czym wstała i poszła, czym się zbytnio nie zainteresowałam, ponieważ ten debil coś długo zastanawiał się nad wyborem.
Obiecał, że już nie dotknie tego syfu.
Obiecał mi.
– No…
– Zapomniałeś się? Nie ćpasz już – odezwałam się, przerywając mu.
Wszyscy na mnie spojrzeli, lecz ja wpatrywałam się w tego dilera, czy kim tam był, który mu to zaproponował. Jego twarz mnie przyciągała bardziej, niż chciałam to przyznać. Jedno oko miał szare, a drugie dosłownie czarne. Zauważyłam wyraźną bliznę nad tym ciemniejszym. Jego spojrzenie było lodowate i złowieszcze, jakby prawie każdy wokół wydawał się mu wrogiem. Zaciekawiło mnie, czy nosił soczewki, czy tak piękne, różne tęczówki są możliwe naturalnie. Blada cera wyróżniała go na tle znajomych, a podkrążone oczy nie wyglądały na pełne życia. Miał mocno zarysowaną szczękę i podkreślone kości policzkowe. Na czoło opadło mu kilka kosmyków czarnych włosów, które przy końcach delikatnie się kręciły. Poprawił kołnierz czarnej koszuli, gdy przyglądałam się mu dłużej, niż powinnam.
– Wyluzuj, mamuśka, chłop jest dorosły – wytrącił mnie z hipnozy. – Gdybym cię znał, też bym ci zaproponował taki towar. – Rozszerzył pełne, różowe wargi w uśmiechu, ukazując proste zęby.
Gdy rozchyliłam usta, by coś odpowiedzieć przeskanował mnie swoim obłędnym spojrzeniem, co minimalnie mnie onieśmieliło.
– Gdybym cię znała, to nadal nie wzięłabym od ciebie żadnego paskudztwa.
Schował ręce do kieszeni spodni, parskając lekkim śmiechem.
– Tak mówisz? – spytał zachrypnięty i zmierzył mnie wzrokiem. – Zobaczymy, ma… – przerwałam mu.
– Mamuśką to możesz nazywać swoją laskę.
I chyba trafiłam w punkt, bo spojrzał w stronę Heather.
Zacisnęłam dłonie w pięści i próbowałam nie zagotować się z nerwów. Zdenerwował mnie sposób, w jaki się do mnie zwrócił, ale jednocześnie jakoś zaintrygował. Na nerwach grał mi również jego sarkastyczny, jak i równie piekielnie piękny uśmiech.
Nie dało się ukryć, że ten chłopak był po prostu zbyt przystojny.
– Wybacz stary za moją siostrę. – Spojrzał na mnie z politowaniem. – Ale to prawda. Nie mogę się już za to brać.
– Nie wiedziałem. – Oparł się o swoje auto. To, które wcześniej wpadło mi szczególnie w oko. – I myślałem, że skoro jest twoją bliźniaczką, to będzie tak samo brzydka jak ty – szepnął w jego stronę. – Jest nieco lepiej.
Wyszczerzył śnieżnobiałe zęby w uśmiechu, a ja starałam się nie zagotować z nerwów.
– Dzięki, stary. – Zaśmiał się Blaze.
– Ten kto ćpa, ten ćpa. Ale może dacie się namówić na blancika? – zaproponował Dean, klaszcząc dłońmi, z szerokim uśmiechem na twarzy.
– Chętnie! – rozbrzmiała wesoło Alice.
Chłopak podał jej zioło, a ja postanowiłam pociągnąć tylko kilka buchów.
Oparłam rękę o maskę samochodu i przymknęłam oczy, zaciągając się szkodliwą substancją. Niedługo potem je otworzyłam, i zauważyłam Heather opierającą się o chłopaka, zerującą piwo. On jednak nie wydawał się nią zainteresowany.
Reszta rozmawiała ze sobą jak najęta. Alice po kilku następnych buchach wybuchła śmiechem, opierając się o ramię Deana, a mojego bliźniaka pochłonęła rozmowa z innymi znajomymi. Krótko potem ludzie wokół tańczyli do piosenki Pitbulla – Hey Baby, która leciała z radia czyjegoś samochodu. Przyjaciółka złapała mnie za rękę i pociągnęła do tańca, poruszając biodrami w rytm. Dołączył do nas Sweater krzycząc, abyśmy usłyszały, że to jedna z jego ulubionych piosenek. Z uśmiechem wywijałam w rytm nuty, układając ręce na głowie i zniżając je powolnym tempem po ciele. A obok Blaze’a zakręciło się kilka dziewczyn, czym chłopak był zachwycony.
Zerknęłam ponownie na chłopaka, którego imienia nie poznałam, i akurat w tym samym momencie, on spojrzał na mnie.
Zaciągnęłam się papierosem, próbując zachowywać się w miarę pewnie siebie, chociaż było to tylko złudne myślenie.
Puścił mi oczko.
Natychmiast odwróciłam wzrok.
Zaraz później Blaze podszedł do mnie i podał mi kolejną porcję zioła. Całe szczęście zasłonił mi widok na jego kolegę, który jednocześnie grał mi na nerwach, ale z drugiej strony było w nim coś niesamowitego. Nawet nie chodziło o sam wygląd.
Alice nadal świetnie bawiła się obok Deana, a wokół nas zrobił się jeszcze większy tłok.
– Może coś jeszcze ci podać, księżno Shelton? – prychnął pod nosem mój brat.
– Kto to jest? – spytałam, wskazując głową na bruneta.
Bez zainteresowania przeglądał coś na telefonie i przygryzał swoją dolną wargę.
– Co?
– Nie co, tylko kto – burknęłam i złapałam za jego czuprynę.
Schyliłam jego głowę na wysokości mojego wzrostu.
– A… on. – Roześmiał się. – To król tego miejsca. Król wyścigów. Wygra z każdym przeciwnikiem. Niebezpieczny koleś w mieście – mówił grubym głosem.
Zaśmiałam się.
– Że taki à la Brian O’Conner?
– Bardziej Dominic Toretto – zarechotał, wskazując na mnie palcem. – Ale nie masz podjazdu do niego, siostrzyczko.
Posłałam mu oziębłe spojrzenie.
– Heather to jego babsko. Więc nie poruchasz.
– Pytam z ciekawości. Chcę wiedzieć z kim mam do czynienia. – Wzruszyłam ramionami. – I mówiłeś, że nie masz znajomych ćpunów.
– No, ale on jest dilerem, nie ćpunem.
– A to spoko – zironizowałam. – Blaze, powinieneś się trzymać z kimś, kto nie sprzedaje narkotyków. Miałeś z nimi niemały problem, zapomniałeś już?
– Za to ty powinnaś się trzymać tylko grzecznych chłopców, pamiętasz?
Ze śmiechem zerknął ponownie na swojego niebezpiecznego kolegę. Czy on coś sugerował?
– Tylko zapytałam, kto to jest, bo tak minimalnie mnie wkurwił.
– Jasne. – Zmrużył oczy, szturchając mnie żartobliwie w ramię. – Bliźniaka nie oszukasz, Lea.
I zdecydowanie miałam dość grzecznych chłopców.
Pierwszy września dwa tysiące dwudziestego pierwszego roku – tę datę właśnie przeczytałam, lustrując dokładnie kalendarz wiszący nad łóżkiem. Jutro zaczynam pierwszy dzień na uczelni. Czy się stresowałam? Być może. Być może nawet bardzo.
Narzuciłam na ramiona czarną bluzę z kapturem, aby pasowała do spodni dresowych tego samego koloru. Za oknem padał deszcz, więc na pewno zrobiło się chłodno. Rozglądałam się po pomieszczeniu i byłam dumna z siebie, że udało mi się je ładnie udekorować. Mój pokój był przytulny, pomimo swojej prostoty. Ściany białego koloru kontrastowały z ciemną podłogą. Dwuosobowe łóżko z pościelą w psy rasy labrador znajdowało się po prawej stronie od wejścia, a obok niego stała szafka nocna z lampką. Na przeciwległej ścianie pod oknem znajdowało się biurko pełne książek od mamy, z których i tak zapewne nie będę korzystać.
– W końcu wstałaś! Już się martwiłam się, że jebłaś w kalendarz – oznajmiła Alice, gdy wyszłam z mojego pokoju, prosto do salonu połączonego z kuchnią. – Impreza cię chyba zmiotła, co?
– Jeszcze żyję, ale po jutrzejszym dniu będziesz miała powody do zmartwień – westchnęłam.
Przyjaciółka wyrzucała niepotrzebne kartony do kosza, a ja spojrzałam na siedzącą na kanapie nieznajomą dziewczynę. Brunetka z brązowymi oczami i gęstymi włosami była bardzo szczupła i najwyraźniej lubiła ciuchy i dodatki w kolorze różowym. Ułożyła swoje dłonie na przewiewnej sukience. To z pewnością Rachel, nasza współlokatorka.
– Jestem Lea. – Wyciągnęłam dłoń w stronę dziewczyny.
– Rachel – odparła z uśmiechem. – Nie musicie się mną przejmować. Rzadko kiedy jestem w mieszkaniu. Studia i praca robią swoje.
Pokiwałam głową.
– Ważne, abyście tylko dbały o porządek. Wtedy nie będzie żadnego problemu.
– Masz to jak w banku! – odezwała się Alice.
– Jest coś do jedzenia? – spytałam, opierając ręce na biodrach i rozglądając się po salonie. Kartonów było coraz mniej.
– Właśnie w tym problem. Ktoś musi zrobić zakupy.
– Okej. Przyda mi się dawka świeżego powietrza – oznajmiłam, kierując się w stronę komody z butami. Pośpiesznie wyciągnęłam z niej buty.
– Kup coś na kolację i jutrzejsze śniadanie. Jutro zrobimy większe zakupy – stwierdziła, wkładając talerze do szafek. – Ja w tym czasie zrobię tu porządek – ciągnęła dalej, drapiąc się po małym, uroczym nosie. – Weź parasol, pada.
– Mhm. – Zerknęłam na okna balkonowe. Deszcz mi wcale nie przeszkadzał. Lubiłam jego widok. Niesamowicie szybko zasypiałam przy dźwięku spadających kropel.
– Zamów lepiej ubera. Najbliższy supermarket jest kilka przecznic stąd – wtrąciła nasza współlokatorka i usiadła na szarej kanapie przed telewizorem, trzymając w ręku notebooka; na jego ekranie dostrzegłam prezentację, z pewnością na uczelnię.
– To też twój pierwszy rok, Rachel? – spytałam z ciekawości.
– Nie, już drugi. Mam pewne doświadczenie, w razie czego możecie mnie pytać, o co chcecie.
– Mieszkają tu jacyś studenci, których powinnyśmy omijać szerokim łukiem? – zadała pytanie moja przyjaciółka, siadając na chwilę koło niej.
– Jedni mieszają naprzeciwko nas, ale twój brat się już tam wprowadził – szepnęła do mnie, jakby się bała, że zaraz ją usłyszą.
Wraz z Alice popatrzyłyśmy na siebie z przerażeniem.
– Nie no… żartuję! Spoko są. Dzięki nim mieszkacie ze mną. Cieszcie się, że nie z Loren, która mieszka piętro niżej. Nie myje się już od kilkunastu dni, a w jej mieszkaniu wali rybą. – Ściszyła głos i zachichotała.
– Pocieszające – powiedziałam przestraszona.
– Jeśli chcecie, mogę wam w wolnej chwili pokazać miasto.
– Jasne, dzięki.
– Zapomniałam wcześniej zapytać: co studiujesz? – spytała Alice naszą nową współlokatorkę.
– Zarządzanie, a wy?
– Ja sztuki piękne, a Lea prawo – odpowiedziała ucieszona, jakby samo wspomnienie o jej kierunku studiów sprawiało jej radość. Nie to, co mnie.
– Prawo. No nieźle – skomentowała Rachel, zerkając na mnie. – Nie nastawiajcie się nawet na imprezy. Studia was zjedzą.
– Nie ma mowy. Przyjechałam tu głównie dla imprez i beztroskiego życia – odburknęłam i nakryłam głowę kapturem bluzy. – Rachel, czy w tym sklepie sprzedadzą mi fajki?
– Tak. Mnie wiele razy sprzedawali.
Całe szczęście.
– A co do tych studiów… – zaczęła Alice, spoglądając na mnie.
Wyszłam zanim zdążyła wspomnieć o mojej mamie. A dokładniej o tym, że jeśli przestanę się wzorowo uczyć, to przestanie mi przesyłać pieniądze i – co jest bardzo prawdopodobne – przyleci po mnie aż tutaj i zabierze z powrotem do Seattle.
Mijając drzwi do wielu mieszkań, zauważyłam, że niektóre były już oblepione jakimiś plakatami albo znakami zakazu, dziecinada. Przystanęłam na moment, gdy odgłos trzaskających drzwi rozniósł się po całym korytarzu. Jednak po odwróceniu głowy w stronę hałasu, nie zauważyłam niczego podejrzanego.
Zjechałam windą z czwartego piętra, po czym opuściłam budynek. Mogliśmy wychodzić z tego miejsca, kiedy chcieliśmy, dzięki kartom, które otwierały drzwi tylko studentom i wychowawcom, którzy pojawiali się jakoś raz na rok z tego, co opowiadał nam wczoraj Blaze.
– Parasol – westchnęłam sama do siebie, patrząc na uciekających przed deszczem ludzi. Zapomniałam go zabrać.
Po kilku minutach zrezygnowałam z opcji ubera, bo aplikacja w telefonie nie działała. Nie chciałam tracić czasu, więc skorzystałam z tego, że deszcz się na moment uspokoił i ruszyłam przed siebie.
Dzięki nawigacji dotarłam do supermarketu, zachwycając się naszą dzielnicą, a szczególnie widokiem na centrum miasta, do którego jutro się wybiorę.
Dotarłam do sklepu, w którym panowały pustki, a jaskrawe kolory mocno raziły mnie w oczy. Na starcie udałam się po produkty spożywcze i zabrałam wszystko, co potrzebne. Przez moment zastanawiałam się, jaki wybrać sok; w tym samym momencie poczułam wibracje w kieszeni. Wyciągnęłam urządzenie.
– Halo?
– Siostro przenajświętsza! – odezwał się Blaze po drugiej stronie. – Spadłaś mi z nieba!
– Czego chcesz? – Zabrałam sok pomarańczowy.
– Słyszałem od Alice, że jesteś w sklepie… – zaczął.
– Blaze, możesz szybciej mówić?
– Bo…
Spojrzałam w sufit, błagając, aby się streszczał.
– Kup mi gumki!
Zaśmiałam się.
– Do żucia?
– Jezu, Lea…
– A po co ci one? – droczyłam się z nim.
– Pamiętasz te dwie laski z wczorajszej imprezy? Dziś mam upojną noc, kochana! – Roześmiał się.
– Jesteś pewny, że na pewno chodziło o ciebie?
– Liczę na ciebie! Całusy cipusy!
Rozłączył się.
Schowałam telefon z powrotem do kieszeni i postanowiłam, że wyświadczę mu tę przysługę. Odszukałam regał z prezerwatywami i zabrałam z półki te w najmniejszym rozmiarze. Będą idealne dla mojego brata. Wzięłam mu na zapas dwie paczki oraz na wszelki wypadek lubrykant, w jego przypadku być może i do tyłka.
Przy kasie napotkałam ekspedientkę z niemiłym wyrazem twarzy. Uśmiechnęłam się sztucznie, kiedy zaczęła kasować moje produkty. Podczas gdy zaczęłam pakować skasowane rzeczy do papierowej torby obok taśmy, usłyszałam za sobą wolne kroki – to zapewne jakiś kolejny klient.
– Coś jeszcze? – zapytała szorstko kasjerka i zmierzyła moją twarz ostrym spojrzeniem, przywracając mnie do rzeczywistości.
– Winstony niebieskie grube – odpowiedziałam desperacko, pakując szybciej zakupy, których nagle nazbierało się cholernie dużo.
Były to moje ulubione papierosy, które zaczęłam palić po zrozumieniu, jaki matka ma na mnie wpływ. Przez dobre dwa lata musiałam kryć się z tym uzależnieniem. Wykorzystywałam masę perfum i gum do żucia, aby tylko nie poczuła woni tytoniu.
– Trzydzieści dolarów i dowód tożsamości.
Zalała mnie fala gorąca.
– Słucham?
– Nie wyglądasz, jakbyś miała dwadzieścia jeden lat.
– Nie przypominam sobie, abyśmy były na „ty” – zadrwiłam. – Będzie bez papierosów.
Podałam jej banknoty. Wróciłam do pakowania, a sprzedawczyni podała mi paragon.
– Tak właśnie myślałam. – Uśmiechnęła się zwycięsko. – Dla ciebie to co zwykle?
– Tak, marlboro złote. – Usłyszałam za sobą głos, który kojarzyłam z wczorajszego dnia. Niski, minimalnie zachrypnięty, który spowodował, że na moim ciele zjeżyły się włoski.
Zerknęłam na jego twarz i napotkałam dwukolorowe oczy. Uważnie mi się przyglądał. Przez moment żołądek zawiązał mi się w supeł.
– Marry, sprzedasz papierosy tej miłej dziewczynie, prawda?
– Em, a-ale… – zaczęła nerwowo kasjerka. Chłopak uniósł brew, uśmiechając się uwodzicielsko. – Dobrze. Winston niebieskie? – spytała mnie zrezygnowanym głosem.
– Tak – odparłam zmieszana i patrzyłam na mojego wybawcę.
Roztrzepane włosy, czarna odzież, męskie perfumy, które rozkosznie wypełniały moje nozdrza, blada twarz i malinowe usta, które wykrzywiły się w uśmiechu.
Jeszcze chwila, a się obślinię, co najwidoczniej razem z Blazem mamy rodzinne.
Chociaż z założenia, jeśli jakiś chłopak jest za przystojny, to albo jest gejem, albo zajęty. U niego padło na to drugie, więc tym bardziej powinnam wziąć się w garść.
– Coś jeszcze podać? – rzuciła chamsko kasjerka i to najwidoczniej do mnie, bo gdy na nią zerknęłam, przyglądała mi się z grymasem na twarzy.
Podałam jej pieniądze za papierosy.
Odchrząknęłam i zabrałam paczkę, czerwieniąc się jak burak. Zostałam przyłapana na gapieniu się na tego chłopaka i to jeszcze przez jakąś kasjerkę.
Wyszłam na zewnątrz, a ku mojemu zdziwieniu deszcz, który wcześniej nie wydawał mi się wielką przeszkodą, zamienił się w nawałnicę.
– Zajebiście.
Nie ma szans, że dam radę pobiec i nie przemoknąć do suchej nitki, a wraz ze mną zakupy. Od razu wybrałam numer telefonu mojego brata. Specjalnie sprzedał auto w Seattle, aby tutaj zaopatrzyć się w nowe. Wspominał, że nie będzie jeździł uberem. Więc ja również, skoro mam kierowcę.
– I co, kupiłaś? – odezwał się mój cudowny brat.
– Wsiadaj za kółko swojego nowego grata i przyjedź po mnie. Rozpadało się jeszcze mocniej.
– To się przebiegnij. Nic ci nie będzie, jak trochę zmokniesz. Z cukru nie jesteś.
– Wyjrzałeś za okno? – odparłam nerwowo, bo już czułam, że on nawet nie zamierza się fatygować. – Zajmie ci to chwilę.
– Muszę odespać – mamrotał niewyraźnie.
– To nara – rozłączyłam się gwałtownie i schowałam telefon do kieszeni bluzy. – Ty jebany chuju, już nigdy ci nie pomogę!
– Masz może zapalniczkę?
Ostry głos mężczyzny obił się o moje uszy. Niechętnie odwróciłam się w jego stronę i ponownie spojrzałam na jego twarz. Teraz dostrzegłam te mokre, czarne włosy, które opadały na czoło.
– Yyy, mam – odpowiedziałam i wyciągnęłam z torby czarną zapalniczkę z brylancikami. Chłopak stał przy koszu na śmieci i umieścił papierosa między dużymi wargami.
– Za co się mu oberwało? – Uśmiechnął się zjawiskowo i odpalił fajkę.
– Myślałam, że przyjedzie po mnie, ale jestem zmuszona zamówić ubera – odpowiedziałam krótko, zerkając na wyświetlacz telefonu.
Wypuścił dym z płuc, kiedy spojrzałam na niego z dołu.
– To z pewnością byłby wdzięczny, gdybym sam cię podwiózł.
– Ledwo cię znam i w sumie wątpię, że w ogóle interesuje go mój los – powiedziałam. – I po twojej wczorajszej propozycji, chyba wolałabym biec w deszczu.
– Jestem kumplem twojego brata, a w dodatku mieszkam w tym samym akademiku. To niewystarczające informacje?
– A skąd mój brat zna takiego typa jak ty? – Splątałam ręce pod piersiami.
Nałożył kaptur, a potem schował jedną rękę do kieszeni ciemnych spodni.
– Mówiąc „takiego typa”, masz na myśli uroczego, seksownego i fajnego faceta? – zażartował.
– Raczej dilera i kogoś, kto bierze udział w nielegalnych wyścigach – odpowiedziałam ciszej.
– Spokojnie, nic mu nie dam. Już wiem, że ma nie brać. Słowo, siostro Blaze’a.
– Nie nazywaj mnie tak – burknęłam hardo.
– Masz rację. Twoje imię jest znacznie urokliwsze, Lea. – Zaciągnął się nikotyną, a ja uśmiechnęłam się zdezorientowana.
– To może ty również mi się przedstawiasz, skoro znasz moje imię?
– Jestem Raise – odpowiedział z lekkim uśmieszkiem, a ja zrozumiałam po tej wymianie słów, że angielski nie jest jego ojczystym językiem.
– Po prostu Raise?
– Po prostu Raise.
Pokiwałam głową, przyglądając się dokładniej twarzy chłopaka, który był zwany królem wyścigów w Nowym Orleanie. I ja właśnie rozmawiam z takim typem.
Spokojnie, takie tragedie się zdarzają.
– Myślałam po wczorajszym wieczorze, że jesteś bardzo złym facetem, niegrzecznym szefem mafii, który może mieć każdą kobietę. Ale teraz wydajesz się trochę miły.
– W mafię się nie bawię – oświadczył pół żartem, pół serio, muskając opuszkami palców swoje delikatnie kręcone włosy.
– A w co się bawisz? – zadałam pytanie, dociekając prawdy. I zajrzałam w tęczówki chłopaka.
Mierzył mnie spojrzeniem, ale wkrótce jego oczy zatrzymały się na wysokości moich zakupów, które postawiłam na chodniku. Na jego wargi wkradł się zadziorny uśmiech.
– Widzę, że ty dziś nieźle się zabawisz.
Spojrzałam w tym samym kierunku, co on, czyli na jedną z toreb.
– Aaa, to nie dla mnie – zaprzeczyłam od razu. – To dla mojego brata.
– Ohoho, a więc lubrykant, kilka paczek gumek… chyba Blaze szykuje dziś dupę? – Zaśmiał się.
– No, chyba dla ciebie.
Rozszerzył powieki i krótko potem zakaszlał kilka razy, wypuszczając ledwo dym z ust.
– Pomóc ci… – próbowałam sobie przypomnieć, jak ma na imię. – Raffael? – zapytałam ze śmiechem, gdy nie mógł przestać kaszleć.
– Raffael? – Uspokoił się w końcu, ale wydawał się przerażony tym, jak go nazwałam.
– Nie mam głowy do zapamiętywania imion – sprecyzowałam, przymykając jedno oko. – Raymond?
Chwycił moje zakupy.
– Wsiadaj do auta. – Zaśmiał się i zgasił niedopałek butem.
Przełknęłam ślinę i obejrzałam się, gdy wyciągnął pilota do samochodu. Moim oczom ukazał się czarny Dodge challenger.
– Ja naprawdę chyba poczekam tutaj, Rise.
Uniosłam kącik ust, zauważając, że znowu go zirytowałam.
– Raise wystarczy, kobieto – mruknął, przechodząc obok mnie. Zapach nikotyny dotarł do moich nozdrzy. Już miałam się odezwać, ale odwrócił się w moją stronę, pokazując palcem. – Nawet nie próbuj znowu. Jaki, do cholery, Raymond?
Uśmiechnęłam się szerzej.
Oparł rękę na drzwiach swojego auta.
– No i co, wolisz deszcz, czy mój samochód?
– Nie znam cię. Możesz mi jeszcze coś zrobić.
Zrobiłam krok w stronę chłopaka.
– Mogę cię jedynie okraść, bo forsy nigdy za dużo. – Oparł jedną rękę na dachu pojazdu, udając zamyślonego. – Chociaż wiesz co? Za twoje organy mogę wziąć o wiele więcej.
– Świetnie się składa. – Zabrałam mu dwie torby z ręki, okrążając samochód. – Będę cię nawiedzać w nocy.
Niech stracę. Może mi nie ukręci łba.
– Już mnie nawet zniechęciłaś.
Poddałam się, pokręciwszy głową, i wsiadłam do samochodu, kładąc zakupy na kolanach, po czym zamknęłam drzwi. W środku panowała niemal całkowita ciemność. Na suficie znajdowały się ledy, które lekko świeciły na niebiesko. Do tego ten piekielny zapach jego perfum…
– Widzisz, bywam przekonujący – rzucił, wsiadając szybko do środka.
Odpalił samochód, a auto wydało z siebie imponujący dźwięk.
– Ładnie tu masz – odpowiedziałam. – Klimatycznie – dodałam. – Mogę przełożyć zakupy na tył? – Było mi dość ciasno i nawet nie miałam, jak zapiąć pasów.
– Jasne, przełóż. – Znów rzucił mi przelotne spojrzenie.
Uśmiechnęłam się delikatnie i próbowałam przerzucić torby na tylne siedzenia, ale przez to, że jestem światową ofiarą losu, akurat musiałam uderzyć nimi w głowę chłopaka.
Nie miałam bladego pojęcia, kiedy zwykłe lekkie zakupy zamieniły się w cegły.
– Boże! Nic ci nie jest? – spanikowałam, szybko odrzucając torby na tylne fotele.
Zaczął się śmiać, a ja czułam tylko irytację.
– Wybacz, bywam czasem niezdarna. To jeden z moich uroków – ironizowałam, przejeżdżając dłonią po twarzy i niemal dosłownie paląc się ze wstydu.
– Niestety muszę cię jeszcze bardziej zmartwić… Wiem, że chciałaś mnie wyrwać na ten jakże niebanalny numer, ale jestem zajęty – oznajmił, włączając się do ruchu.
Omal nie zakrztusiłam się własną śliną.
– Zaraz drugi raz jebnę cię tymi zakupami.
– Dawaj, mam jeszcze dobry drugi policzek – zażartował, włączając wycieraczki, ponieważ nadal lało jak z cebra.
– Ten drugi zostawiam już dla twojej dziewczyny. Wkurzy się, jak zobaczy, że podwozisz jakąś nieznaną dziewczynę.
– Możliwe. Heather ma problem z zazdrością i ćwiczy boks. Posłałaby mnie prosto do łóżka.
Na jego twarzy odmalowało się przerażenie.
– A mnie pewnie do trumny.
Przygryzł zębami dolną wargę, unosząc kącik ust.
– Nie przeczę.
Po kilku minutach znaleźliśmy się na miejscu.
– I będziemy mieszkać pod jednym dachem – powiedział, jakbym wcale tego nie wiedziała. – Pewnie się cieszysz, że będziesz mnie częściej widywać?
Kolega ewidentnie ma przerośnięte ego.
– Nie. – Puściłam mu oczko.
Uniósł jedną brew, parskając cichym śmiechem.
Odwróciłam się do tylu i złapałam za zakupy, ostrożnie je wyciągając, aby znów nie uderzyć chłopaka.
– Na szczęście tym razem obeszło się bez żadnej tragedii – oświadczyłam, wypuszczając powietrze. – Dziękuję za podwózkę, mój wybawco, jak mogę ci się odwdzięczyć?
– Palisz – oświadczył, łapiąc za moją zapalniczkę i obrócił ją w palcach, nie przestając mnie bacznie obserwować. Dopiero teraz zauważyłam, że mi jej nie oddał. – Świetnie się złożyło. Będę miał z kim wychodzić na nocne fajki.
– Zastanowię się. – Rozszerzyłam usta w uśmiechu i chciałam zabrać mu swoją zapalniczkę, ale odsunął rękę.
– Oddaj moją zapalniczkę.
– To twoja zapłata za podwózkę. – Schował ją.
Pokręciłam głową, niedowierzając.
– Nie ma nic za darmo.
– Mnie tam pasuje. – Spojrzałam z uśmiechem ostatni raz w jego oczy. – Siema, Raise.
Wysiadłam z czarnego dodge’a, po czym pobiegłam w stronę wejścia do akademika. Sądziłam, że ten chłopak okaże się typem, do którego nie będę żywić pozytywnych emocji, ale dzisiejszego dnia mi zaimponował. Chociaż nie ukrywam, że jest lekko dziwny. Zapalniczka w formie zapłaty? Taką samą mógł kupić w sklepie.