Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Gdy pokochasz kogoś prawdziwą miłością, przestaje mieć znaczenie, kim naprawdę jest
Ile kłamstw jest w stanie wytrzymać kobiece serce?
Przekona się o tym 27-letnia Diana, która właśnie rozpoczyna swoje wymarzone wakacje w słonecznej Italii. Szalony wieczór w jednym z klubów, podczas którego poznaje zabójczo przystojnego Włocha, kończy się dla niej w nieprzyjemny sposób. Bójka ze starszym mężczyzną, który okazuje się członkiem mafii, wywraca jej życie do góry nogami. W drodze do domu młoda kobieta zostaje porwana i uwięziona. Z opresji ratuje ją lekarz, Carlo Cabras, który postanawia ukryć ją w domu swojego syna. Ale to nie oznacza, że Diana może już czuć się bezpieczna. Wręcz przeciwnie – wkrótce będzie musiała stawić czoła nie tylko mafii, ale też miłości do najmniej odpowiedniego mężczyzny pod słońcem…
Patrzę właśnie na anioła. Anioła w czystej postaci. Kobieta, której imienia nie znam, jest tak piękna, że brak mi słów, aby opisać jej urodę. Ma wszystko, co potrzeba. Smukła sylwetka, długie, ciemne lekko pofalowane włosy, nogi sięgające gwiazd. Jej uśmiech, tajemniczy, rozpromieniony, to, jak się porusza. Jest ukojeniem dla moich oczu. Nigdy w swoim życiu nie widziałem takiej kobiety. Idealna w każdym calu. Miałem dużo dziewczyn, ale takiej nigdy! Czuję, że przy niej mógłbym zapomnieć o wszystkich innych na tym świecie, dla takiej, jak ona, mógłbym zrobić wszystko.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 216
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Zaspałam… Oczywiście! Kto przestawia budzik pięć razy na drzemkę, zanim wstanie! I kto w ogóle wymyślił wyjazd o czwartej nad ranem! Spodziewałam się tego po sobie i chwała mi za to, że spakowałam się i przyszykowałam ciuchy na podróż dzień wcześniej. Szybko założyłam czarne materiałowe szorty, do tego czerwoną bokserkę i upięłam włosy wysoko. W pośpiechu umyłam zęby i twarz. Spojrzałam na zegarek.
– Ja pierdzielę! Zostało mi dziesięć minut! – powiedziałam sama do siebie.
Nawet makijażu nie nałożyłam, zabrałam walizkę i pobiegłam pod sklep, żeby się nie spóźnić. Jeszcze tego by brakowało.
Dzięki Bogu dotarłam na miejsce o czasie. Taki jogging z rana jest całkiem niezły, pomijając fakt, że mało co nie wyplułam płuc. Co jak co, ale kondycję to miałam zerową. Siadłam na ławeczce obok parkingu przy Biedronce i czekałam na busa, którym wybierałam się do słonecznej Italii.
San Marco in Lamis… Taaak. Totalne zadupie na południu kraju, śmiałam się pod nosem. Rok temu spędziłam tam lato u mojej walniętej kuzynki Gai i muszę stwierdzić, iż zakochałam się w tym kraju. Fakt, nie zwiedziliśmy dużo, pojechałam tam na wakacje i żeby zarobić trochę kasy, ale to mi akurat wystarczyło, by pokochać Włochy. Ech…
– Cześć, Diana! – krzyknął ktoś za moimi plecami. – Wsiadaj! Jedziemy!
Odwróciłam głowę. Oto on, mój kierowca i lowelas w jednym, Jacuś. Bardzo lubił podróżniczki, strasznie bajerował, a jak wymieniał się z braciszkiem za kierownicą, to oczywiście z jedną lądował na tyłach. Tak było ostatnim razem w dwie strony. Nawet nie chciałam myśleć, co tam wyprawiali, chociaż to chyba oczywiste.
– No dawaj, dawaj, maleńka! Nie ma czasu. Pakuj ten swój zgrabny tyłek i ruszamy! – drażnił się ze mną.
Wywróciłam oczami, na co on się uśmiechnął.
– Matko, chcesz żebym zawału dostała? Zwariowałeś? Nawet nie wiem, kiedy podjechałeś, i jeszcze mnie pospieszasz. – Patrzył na mnie bykiem. – No już, już wsiadam.
Naprawdę nie miałam pojęcia, w której chwili podjechał. Podałam mu swój bagaż i weszłam do busa. Na moje szczęście były tylko cztery osoby: starsza pani z malutkim pieskiem, mężczyzna i para młodych, a oprócz tego pełno paczek. Niestety nie było żadnej samotnej dziewczyny. Oj, nasz kierowca w tej podróży nie skorzysta.
Szybko zajęłam miejsce, rozsiadłam się wygodnie, ułożyłam podusię pod głową i ruszyliśmy. Na tych wakacjach również chciałam sobie zarobić. Skończyłam studia we Wrocławiu, przed wyjazdem odbyłam staż i jak wrócę, będę szukała czegoś konkretnego. Tak naprawdę sama jeszcze nie wiedziałam, co chcę w życiu robić. We Włoszech miałam pracować w tej samej restauracji, co rok temu, bardzo mnie to ucieszyło, bo już wiedziałam co i jak. Gaja przed wyjazdem powiedziała mi, że pracuje tam cały czas ta sama ekipa. Byli to przesympatyczni ludzie, ale najbardziej i tak cieszył mnie fakt, że po roku spotkam moją wariatkę. Stęskniłam się za nią. Mieszkała tam od dziesięciu lat. Miała osiemnaście, jak wyjechała, poznała przystojnego Włocha, w którym się zakochała, i została tam dla niego. Rok temu jeszcze razem jeździliśmy na imprezy, ale niestety, już nie są parą. Powiedziała mi tylko tyle, że wszystko się wypaliło, zostali przyjaciółmi i chłopak dalej bardzo jej pomaga. Nie chciała wrócić do Polski, twierdziła, że nie ma po co. Ułożyła sobie tam życie i jest szczęśliwa, a to przecież było najważniejsze.
Moje myśli przerwał dzwonek telefonu, numer nieznany, +39 kierunkowy włoski, więc odebrałam. To pewnie Gaja, dzwoniła od kogoś, bo jak zwykle nie doładowała karty.
– Halo, Gaja? To ty? – zapytałam ostrożnie.
– A kto, kurwa, święty Mikołaj? – Śmiała się głośno do słuchawki. No tak, miałam rację.
– Ale przeklinasz, widzę, nic się nie zmieniłaś! Stara, a dalej głupia! – mówiłam, udając poważną, chociaż słabo mi to wychodziło.
– Ooo, odezwała się ta, która wulgaryzmami nie rzuca, i do tego zaledwie młodsza ode mnie o rok. – Jak ja za tym tęskniłam. To jej poczucie humoru. – Dobra, koniec pitolenia, mów, gdzie już jesteś, wódeczka się mrozi, czekamy na ciebie, mam nadzieję, że nic nie jadłaś na stacji, jak w tamtym roku, i nie zaszczycisz mnie na wstępie swoimi wymiocinami. – Słyszałam, jak płacze ze śmiechu.
Zabiję ją, jak już będę na miejscu. Do końca życia chyba będzie mi to wypominać. Rok temu w trakcie podróży zjadłam tortillę na stacji, a potem całą drogę źle się czułam i gdy tylko weszłam do domu Gai, zwymiotowałam.
– Nie, nic nie jadłam, zrobiłam sobie swoje bułeczki – burknęłam.
– No to masz szczęście! Aha, Vincenzo po ciebie wyjedzie do San Severo, ja jeszcze auta nie kupiłam, a ta pała Jacuś powiedział, że do San Marco cię nie podrzuci, bo coś tam, bla, bla, bla. Nawet go nie słuchałam. Stwierdziłam, że bez łaski, więc przyjedzie mój były, okej? – zapytała tak, jakbym miała mieć coś przeciwko temu.
– Okej, nie ma problemu, a ty z nim przyjedziesz? – zapytałam niepewnie.
– Nie mogę, spotkamy się w domu, ja akurat będę w drodze z pracy. Dobra, muszę kończyć, idź się prześpij, widzimy się za parę godzin. – Rozłączyła się, nawet nie zdążyłam się pożegnać.
Popatrzyłam na zegarek – dwudziesta trzecia. Rzeczywiście już było późno, cały dzień w podroży zleciał, nawet nie wiedziałam kiedy. Wyciągnęłam mój mały, puchaty kocyk, otuliłam się i zamknęłam oczy.
Nawet nie wiem, kiedy nastał ranek. Na zegarku dziewiąta godzina. Spałam jak zabita, może przebudziłam się ze dwa razy. Oparłam głowę o szybę. Za oknem rozciągał się przepiękny widok na morze. Piękne malownicze plaże rozciągały się wzdłuż turkusowej wody, cały obraz zapierał dech w piersiach. Bardzo bym chciała tutaj mieszkać. Kto wie, może kiedyś?
Byłam coraz bliżej, nie mogłam się już doczekać. W planach miałam zostać u niej dwa miesiące, miałam nadzieję, że z naszymi charakterkami się nie zagryziemy. Zerknęłam na telefon, pół godziny temu dostałam SMS-a:
Diana! Rozmawiałam z Jackiem! Za 3 godz. będziesz na miejscu! Powiedział, że śpisz jak dziecko z otwartą buzią, haha :-) W samochodzie w schowku czeka na ciebie mała niespodzianka. Mam nadzieję, że ci się spodoba, będę czekać na ciebie w domu. Buziaczki, moja wariatko!
Cała ona, lubiła się ze mnie naśmiewać, ale w drugą stronę było to samo. W końcu nasi ojcowie byli braćmi, jedna krew. Jeszcze bardziej się zżyłyśmy ze sobą po ich śmierci. Najwidoczniej tak miało być. Każdy z nas ma przypisaną własną historię, którą musi przejść i odejść, kiedy przyjdzie jego pora.
***
Dojechaliśmy na miejsce. Widziałam przez okno, że Vincenzo już czekał – wysoki, czarny, dobrze zbudowany, stał oparty o samochód. Zawsze powtarzałam Gai, że trafiło się jej jak ślepej kurze ziarno. Co tu oszukiwać, niezłe ciacho z niego.
– Diana, wysiadaj, twój Armando czeka. – Szczerzył się Jacuś.
Zastanawiałam się, co te wszystkie dziewczyny w nim widziały, naprawdę.
– Nie mój i dobrze o tym wiesz. – Parsknęłam i zebrałam się do wyjścia.
Dobrze znał Gaję i wiedział, że to jej facet. Zawsze jak przyjeżdżała do Polski, to z nim.
– Oj tam, ale chciałabyś, prawda? – Otworzyłam szerzej oczy. – No nie mów mi, że nie. – Roześmiał się głośno.
– Wiesz co, Jacusiu? Wal się. – Uśmiechnęłam się szeroko. – Nie zaruchałeś w tę stronę żadnej panienki, to jesteś uszczypliwy, mam nadzieję, że powrót do Polski będzie dla ciebie łaskawszy. – Uśmiech nie znikał mi z twarzy, a jego zatkało. – Więc powodzenia i dziękuję za bezpieczną podroż. Buziaczki. – Zabrałam bagaż i teraz to ja śmiałam się głośno.
Opuściłam busa, gorące powietrze owiało moje ciało, chyba było ze czterdzieści stopni. Jak dla mnie rewelacja, uwielbiałam taką pogodę. Lato mogłoby trwać dwanaście miesięcy w roku.
Drzwi zamknęły się z hukiem, a ja z podniesioną głową, bo przecież mu dobrze dogryzłam, z uśmiechem podeszłam do Vincenzo i przywitałam się z nim buziakiem w policzek.
– Ciao, Vincenzo. – Klepnęłam go w ramię.
– Ciao, Diana. – Przytulił mnie mocno. – Wszystko dobrze? – zapytał łamaną polszczyzną. Uwielbiałam, jak próbował rozmawiać po polsku. Przez te kilka lat co nieco nauczył się naszego języka, co bardzo ułatwiało rozmowę z nim.
– Sì, wszystko dobrze, możemy jechać. – Mrugnęłam mu oczkiem, na co się uśmiechnął.
Spakowałam walizkę do bagażnika i wsiadłam. Oczywiście pasy musiałam zapiąć, bo nie ruszyłby z miejsca, taką ma żelazną zasadę. Więc jak na grzeczną dziewczynkę przystało, tak zrobiłam, i ruszyliśmy. Przed nami było pół godziny drogi. Otworzyłam schowek, tak jak mi Gaja napisała, i co zobaczyłam? Ćwiartkę, a do niej przyczepioną różową karteczkę z napisem:
Golnij sobie, od razu przypomnisz sobie język włoski, hihi :-)
Cała moja cioteczna siostra – szalona. Popatrzyłam na Vincenzo, a ten pokazał mi, żebym przechyliła i wypiła. Zabawnie to wyglądało. Trochę mi było głupio. Ledwo wsiadłam do jego auta, a już miałam dawać w palnik?
– Diana, pij wódka, dobra jest. – Patrzył na drogę i się uśmiechał.
No nic, skoro nalegał, zawsze mogę sobie tak to tłumaczyć, to dlaczego nie? Nie wiem, skąd wzięła małpkę orzechówki, ale odkręciłam nakrętkę i wypiłam jednym duszkiem wszystko jak jakiś alkoholik.
– Polacco… – Westchnął Vincenzo, ale zaraz klepnął mnie w ramię.
No tak, on niepijący, ogólnie w tym miasteczku dużo nie pili, owszem, wina to i tak, ale wódkę niezbyt często. Przypomniało mi się, jak rok temu proponował mi, gdy miałam wracać do Polski, żebym została i otworzymy mały biznesik. Razem z Gają będziemy pić z jego znajomymi, on będzie obstawiał, że ich przepijemy, a zarobione pieniądze dzielimy na pół. Żal było wyjeżdżać, ale co tu rozmyślać, jak znowu tutaj byłam.
Jazda samochodem z Vincenzo była jak jazda z moim dziadkiem, jechał bardzo ostrożnie. Zawsze mówił, że drogi tutaj są niebezpieczne, dużo zakrętów i przepaści. Miał rację, rzeczywiście tak było. Sama nie wiedziałam, czy wsiadłabym do auta na takiej krętej drodze, chociaż kierowca ze mnie pierwsza klasa.
W końcu dojechaliśmy na miejsce. Wyciągnął moją walizkę i pomógł mi ją wnieść po schodach na górę, otworzył drzwi, weszliśmy do środka. Gai nie było. Chyba zauważył, że szukam jej wzrokiem, i pokazał na palcach dziesięć, dziesięć minut, Gaja zaraz będzie. Nie minęło tyle i nagle drzwi otworzyły się z trzaskiem. Wystraszona podskoczyłam, bo ta wariatka z całej siły je kopnęła, mało co z futryny nie wyleciały.
– Mamma mia, Gaja! – wydzierał się Vincenzo, łapiąc się za głowę.
Popatrzyła się na niego, machnęła ręką, rzuciła dwie torby z zakupami na podłogę i podbiegła do mnie, rzucając mi się na szyję.
– Diana, nawet nie wiesz, jak się cieszę, że tutaj jesteś! – Ściskała mnie coraz mocniej.
– Gaja, ja też się cieszę, ale zaraz mnie udusisz. – Wywaliłam jęzor na brodę. – I cały alkohol, który masz w lodówce, bo myślę, że zapas dobry zrobiłaś, będziesz musiała wypić sama. – Ledwo wypowiedziałam te słowa, uścisk zelżał.
Popatrzyła się na mnie i wybuchnęła śmiechem. Po chwili zaczęła mi się przyglądać.
– Ale schudłaś! Gdzie masz tę wielką dupę, co?
Gromiłam ją wzrokiem. Nigdy do najszczuplejszych nie należałam, bo miałam nieco za dużo tu i tam, ale tę uwagę mogła sobie darować.
– Teraz to jesteś szczuplejsza ode mnie, tak nie może być! – Uśmiechnęła się, po czym znowu mnie przytuliła. – Muszę szefowi powiedzieć, żeby cię trochę utuczył, bo znikniesz w oczach – stwierdziła, po czym podeszła do szafki i wyciągnęła dwie szklaneczki, włożyła do nich kostki lodu i już wiedziałam, co zaraz będzie. Godzina czternasta, a my zaczęłyśmy imprezę. Vincenzo, widząc to, pokręcił głową, coś do niej powiedział, po czym pożegnał się z nami i wyszedł. No tak, pewnie spodziewał się tego, że w dzień przyjazdu trochę wypijemy, jak by nie było, okazja do tego była idealna. Nie widziałyśmy się rok, więc akurat dzisiaj mogłyśmy sobie na to pozwolić.
Siedziałyśmy, popijałyśmy drinki i rozmawiałyśmy na tysiąc tematów jednocześnie. Gaja opowiadała, co się u niej wydarzyło przez ten rok, ja, co u mnie, płakałyśmy i śmiałyśmy się na zmianę. Nagle nasze rozmowy przerwał dzwonek do drzwi. Gaja popatrzyła na mnie, nikogo przecież nie zapraszała, otworzyła drzwi, a tam stał Mateo, kuzyn Vincenzo ze swoim wujkiem.
– Buongioro, Diana! – Podszedł i przywitał się ze mną uściskiem, za nim podążył wujek i zrobił to samo.
– Buongiorno, buongiorno. – Uśmiechnęłam się na ich widok. – Wódki? – zapytałam z grzeczności, pomachałam flaszką i się zaśmiałam. Z tego, co pamiętałam, wujek nigdy nie odmawiał alkoholu, a i Mateo lubił się z nami napić. Popatrzyli na siebie, po czym stwierdzili, że tak, i rozsiedli się na krzesłach przy stole. Gaja popatrzyła na mnie przepraszającym wzrokiem, na co ja podniosłam szklaneczkę do góry i kiwnęłam głową, że wszystko okej. Wieczór zleciał bardzo miło, może troszeczkę za dużo procentów, w końcu cztery flaszki poszły. Mateo musiał wynieść wujka na rękach. Biedaczek zmieszał wódkę z piwem, nie mógł ustać na nogach, więc zaczął chodzić na czworakach i bełkotać pod nosem:
– Basta Polacco.
Zdecydowanie miał już dosyć.
Po imprezie ogarnęłyśmy jej małe, przytulne mieszkanko. Przez ten rok nic się nie zmieniło. Okrągły stół stał na środku salonu, przy nim cztery krzesła, za nim dwie kanapy na których spałyśmy, niewielka kuchnia i łazienka. Wszystkie dodatki starannie dobrane stanowiły jedną całość. Trzeba jej przyznać, że urządziła się z klasą. Jedyny minus mieszkania był taki, że nie miało okna. Niestety, ale w starych małych kamienicach niektóre mieszkania tak miały, jedyne małe okienko było w łazience.
Przebrane w piżamy położyłyśmy się spać.
– A właśnie, mówiłam ci już, że cholernie się cieszę, że zdecydowałaś się do mnie znowu przyjechać? – zapytała półprzytomna.
– Tak, mówiłaś, ja też się cholernie cieszę, że tutaj jestem, a teraz idziemy spać – bełkotałam pod nosem. Nie powiem, trochę miałam w czubie.
– O siódmej pobudka, na ósmą musimy być w pracy, mamy grupę stuosobową do obsłużenia – mówiła ledwo słyszalnym głosem.
– Że cooo?! Zwariowałaś? Jest trzecia w nocy! Piłam wódkę i ty mi teraz mówisz, że mam wstać o siódmej, bo idziemy do pracy?! – wydzierałam się na nią. – Przecież wiesz, że jak piję, na drugi dzień mam zawsze kaca! Zabiję cię kiedyś! Zobaczysz!
Czułam, że mi ciśnienie podskoczyło. Czekałam, aż coś odpowie, cokolwiek, że przeprosi, że coś wymyśli, że nie pójdziemy. A co usłyszałam? Chrapanie! Usnęła! Wtedy, kiedy się wydzierałam, ona w najlepsze sobie zasnęła. Niech no tylko rano wstanie, to jej wygarnę, co myślę na ten temat, ale teraz sama musiałam położyć się spać, żeby jutro jakoś wyglądać.
Ledwo zdążyłam zamknąć powieki, a już usłyszałam budzik. Podniosłam głowę, popatrzyłam na Gaję i widziałam, jak podnosi swój kłamliwy tyłek z łóżka. Złapała się za głowę.
– Jezu, ale mam kaca. – Nalała sobie wody do szklanki, spoglądając na mnie – Chcesz? – zapytała.
– Nalej tak połowę, chociaż nie wiem, dlaczego mnie jakoś kac nie męczy, może zmiana klimatu? – zastanawiałam się.
– Całkiem możliwe, inne powietrze, klimat, wszystko – stwierdziła, po czym wstała i udała się do łazienki. – Trzeba się zbierać, za pół godziny mamy autobus.
Wstałam z łóżka, wygrzebałam z walizki, bo jeszcze nie zdążyłam się wypakować, zwiewną, lekką chabrową sukienkę i nałożyłam delikatny makijaż. Na stopy założyłam czarne sandałki, a włosy upięłam w kucyk. W taką temperaturę lepiej mieć włosy spięte. Gaja założyła białą spódnicę i czarny top.
– No to idziemy, kupimy bilety po drodze. Strój już masz w pracy, wyprany, wyprasowany, zawiozłam go tam dwa dni temu. – Zadowolona wzięła mnie pod rękę i szłyśmy wąskimi uliczkami San Marco.
Witałam się z ludźmi, których pamiętałam. Na pogaduszki nie miałam czasu, bo autobus, którym jechałyśmy do San Giovanni Rotondo, już czekał. Pracowałyśmy w mieście Ojca Pio, mówiłam tak, bo jest tam klasztor, w którym żył i w którym jest pochowany. Pracujemy w hotelu, w restauracji. „Villa Angel” to elegancki, duży hotel, położony w centrum miasta. Gdy dojechałyśmy na miejsce i weszłyśmy do środka, przywitałam się ze starszym małżeństwem, właścicielami hotelu. Zaraz za nimi pojawili się ich synowie. Najstarszy z nich, i do tego najprzystojniejszy z całej trójki, to Angelo. Czarny, wysoki, smukła sylwetka, czarne oczy. Przystojniaczek.
Czy mi się wydaje, czy mam słabość do brunetów?
Średni i najmłodszy to ciemni blondyni, ale również niczego sobie, niejedna kobieta chciałaby ich mieć. Przywitałam się z nimi, po czym udałam się z Gają do szatni. Z kuchni było już czuć zapach maślanych croissantów i czarnej kawy.
Kawa, tak, zdecydowanie bym się napiła.
Zeszłyśmy po schodach w dół, w pralni już stała Kamila, również Polka, straszny był z niej pracoholik, starsza ode mnie o cztery lata. Rok temu traktowała mnie jak małą dziewczynkę, ciekawe jak będzie teraz. W szatni przebierała się już Angela, kobieta pochodząca z Rumunii, której uśmiech z twarzy nigdy nie schodził. Przywitałam się czule ze wszystkimi i zaczęłam się przebierać. Naciągnęłam czarne dopasowane spodnie, białą koszulę, na wierzch czarną kamizelkę, do tego malutki krawacik i wyszłam na salę przygotować śniadanie dla grupy.
Wszystko zgodnie z planem, bez żadnej gafy. Dzień minął spokojnie, ale pracowicie. Do domu wracałyśmy po dwudziestej drugiej. W San Marco o tej porze była impreza, najwięcej ludzi spacerowało po rynku, dzieci, dorośli, seniorzy, muzyka grała w najlepsze, każdy się bawił. Niby zadupie, ale za to tętniące życiem, i to jeszcze jak!
– Idziemy do domu czy może jakiś drineczek? – Gaja szturchała mnie łokciem i poruszała brwiami.
– No dobra, namówiłaś mnie, ale jeden. – Widziałam, że ta ilość nie bardzo ją satysfakcjonowała. Zaczęłam się śmiać. – Okej, okej, ewentualnie dwa, no trzy. – Jak tak dalej pójdzie, przez tę babę popadnę w alkoholizm.
Wieczór minął w gronie znajomych, nawet Vincenzo do nas dołączył. Pośmialiśmy się, popiliśmy, potem odprowadził nas do domu. Fajny chłopak z niego. Skłamałam, że chce mi się do toalety, i pobiegłam przodem, żeby mogli sobie spokojnie porozmawiać. Kto wie, może jeszcze do siebie wrócą.
***
Przepracowałyśmy cały tydzień, codziennie od ósmej do dwudziestej drugiej. Trochę dostałyśmy w dupę. Dzień w dzień mieliśmy grupę po sto dwadzieścia osób. Sobotnia wypłata wynagrodziła wszystko – osiemset euro za cały tydzień! Nieźle, oj nieźle. Wracając z pracy do domu, wstąpiłyśmy do sklepu na małe zakupy.
– To co, dzisiaj imprezka?! Pierwszą wypłatę trzeba przepić. – Śmiała się Gaja.
– Ja wiem – zastanawiałam się. – Wszystko, co tutaj zarobię, przepiję, wydam na buty i sukienki – odpowiedziałam. – Ale…
Zanim dokończyłam zdanie, ta wariatka już wcięła mi się w słowa:
– Przestań wreszcie marudzić! – Krzywiła się Gaja. – Kobieto, masz dwadzieścia siedem lat, a zachowujesz się jak osiemdziesięcioletnia babka! Trzeba ci znaleźć jakiegoś przystojnego Włocha, dziewczyno, zanim zarośniesz nam tam na dole! – No nie wierzyłam, ona tak na serio? – I co się patrzysz, prawda w oczy kole, co?? Kiedy ostatnio uprawiałaś seks, hmm?
– A spieprzaj! Ja się w twoją psiochę nie wtrącam! Nie interesuje mnie, kiedy ty to robiłaś, chociaż i tak się pewnie dowiem! – warczałam na nią. – A na imprezę pójdę i nie marudź!
Po wejściu do domu podeszłam do walizki i zaczęłam w niej grzebać. Sprawdziłam, czy zabrałam swoją seksowną czarną sukienkę. Znalazłam. Uśmiechnęłam się pod nosem. Tak się odpierdolę na wieczór, że będzie zbierała zęby z podłogi, ja jej pokażę tę osiemdziesięcioletnią babkę!
Wystrojone czekałyśmy na Vincenzo, będzie dzisiaj naszym kierowcą i ochroniarzem. Wszedł do mieszkania, stanął jak wryty, przetarł oczy i patrzył.
– Chyba nieźle musimy wyglądać, co kuzyneczko? – spytałam rozbawiona.
– Jak milion dolców, siostra, jak milion dolców. – Gaja zaczęła kręcić tyłkiem.
Vincenzo pokazał na nas dłonią, sunąc nią z dołu na górę, z góry na dół, gwiżdżąc przy tym. Widać, że był zachwycony, oczywiście bardziej Gają, ale wybaczam. Co się dziwić, jak włożyłyśmy swoje najlepsze kiecki. Ja – czarną z głębokim dekoltem z tyłu sięgającym tyłka, do tego srebrne sandałki na szpilce i srebrną kopertówkę. Gaja ubrała granatową, eksponującą jej duże cycki. Zawsze jej ich zazdrościłam. Założyła do niej czarne szpilki z odkrytymi palcami i przerzuciła przez ramię czarną torebeczkę. Obydwie rozpuściłyśmy włosy, delikatnie podkręciłyśmy. Gaja miała blond włosy do ramion, ja za to ciemnobrązowe, sięgające połowy pleców. Dzisiaj zrobiłyśmy mocniejszy makijaż, podkreśliłyśmy wyraźnie usta czerwienią.
Wsiadłyśmy do auta i ruszyłyśmy do Manfredonii na dyskotekę pod gołym niebem, nad samym morzem.
Po godzinie dotarliśmy na miejsce, zaparkowaliśmy samochód, poprawiłyśmy sukienki i ruszyłyśmy. Z oddali widać już było migające kolorowe światła, muzyka dudniła w głośnikach. Istna bajka. Na miejscu w samym środku dyskoteki znajdował się wielki bar, a na nim stało mnóstwo kolorowych drinków. Po bokach były niewielkie, białe stoliki z krzesełkami. Obok wyznaczony parkiet do tańczenia ze specjalnie zrobioną podłogą z desek na piasku. Kawałek dalej, na plaży, wydzielono obszar na leżaki, przy których również znajdowały się malutkie stoliki, ale nie ma mowy żebyśmy tam poszły w takich butach, o nie, absolutnie.
– Idziesz się napić czy będziesz się tak patrzeć na wszystko? – Gaja pociągnęła mnie za rękę do baru.
– Jest świetnie! Idealnie! Nigdy w takim miejscu nie byłam. – Westchnęłam.
Gaja wcisnęła mi drinka do ręki.
– Napij się, a będzie jeszcze lepiej, zdrówko! – Uderzyła swoją szklanką w moją. – I pijemy do dna, Diana, do dna! – Przechyliła szklankę i rzeczywiście wypiła do dna.
Nie byłam gorsza, poszłam w jej ślady. Impreza rozkręciła się w najlepsze. Piłyśmy, tańczyłyśmy, końca nie było widać…
Nie miałem pojęcia, jak to się stało, że dałem się namówić mojemu młodszemu braciszkowi na tę imprezę. Przyjechaliśmy w interesach, a on zabrał mnie na dyskotekę pod gołym niebem. Ale nie żałuję.
Patrzyłem właśnie na anioła. Anioła w czystej postaci. Kobieta, której imienia nie znałem, była tak piękna, że brakowało mi słów, aby opisać jej urodę. Miała wszystko, co potrzeba. Smukła sylwetka, długie, ciemne, lekko pofalowane włosy, nogi sięgające gwiazd. Jej uśmiech, tajemniczy, rozpromieniony, to, jak się poruszała. Była ukojeniem dla moich oczu. Nigdy w swoim życiu nie widziałem takiej kobiety. Idealna w każdym calu. Miałem dużo dziewczyn, ale takiej nigdy! Czułem, że przy niej mógłbym zapomnieć o wszystkich innych na tym świecie, dla takiej jak ona mógłbym zrobić wszystko.
– Ooo, widzę, że mój kochany brat szuka zdobyczy na tę dzisiejszą noc – stwierdził Flavio.
– Bracie. – Klepnąłem go w ramię. – Widzisz te dwie tańczące łanie? Tam, obok tej wielkiej palmy? – Wskazałem mu kiwnięciem głową.
– No, no, dobry wybór. – Zamilkł na chwilę. – Ale czekaj, czekaj…
– Nie wierzę, moja młodsza kopia myśli? – Pękałem ze śmiechu.
– Odpierdol się, Vito. Po prostu chyba znam tę blondynkę, ale za chuja nie mogę sobie przypomnieć skąd, chyba że mi się wydaje. – Drapał się po głowie.
– To może podejdziemy i zagadamy do pięknych pań?
Na odpowiedź nie musiałem długo czekać. Odłożyliśmy puste szklaneczki i ruszyliśmy w ich kierunku. W pewnej chwili brat złapał mnie za ramię.
– Czekaj, patrz, kto tam się kręci.
Spojrzałem i nie mogłem uwierzyć.
– Kurwa. Dobrze widzę? Ten chuj Franco? – Już się wkurwiłem, zastanawiałem się, co ten stary cap tutaj robi.
– Pewnie poluje na małolatki, żeby wiesz, co z nimi zrobić – stwierdził Flavio.
– Masz rację. Co za skurwiel. Na pewno nie jest sam, tylko razem ze swoimi przydupasami. – Wkurwiony odpaliłem papierosa. – Spieprzamy, Flav, nic nam nie zrobi, ale wiesz, jak jest. Zostawimy tutaj Enzo, żeby obserwował, co się dzieje, i żeby miał je na oku.
– Czekaj, czekaj, miał je na oku? Czyżby któraś…
– Zamknij się. – Przerwałem mu i wskazałem naszemu ochroniarzowi tańczące dziewczyny. Dałem mu wskazówki, po czym z wielkim żalem wyszliśmy.
Prowadziłem do wyjścia przez parkiet. Chciałem przejść obok mojego anioła. Gdy byliśmy już blisko, specjalnie, ale delikatnie ją popchnąłem, na co ona się odwróciła i przyglądała mi się wkurwionymi, ale jakże pięknymi oczami. Jej oczy… Były jak diamenty oddające blask. Nic nie mówiła, tylko patrzyła. Niewiele myśląc, złapałem jej dłoń, złożyłem na niej pocałunek, nie odrywając od niej wzroku.
– Scusa, seniora. – Wpatrywałem się w karmelowy odcień jej tęczówek, były zachwycające.
Odsunęła ostrożnie rękę, patrząc na mnie, jakbym co najmniej był z innej planety. Wpatrywaliśmy się w siebie dłuższą chwilę, po czym odszedłem, czując cały czas jej wzrok na sobie.
Niebywałe, tak pięknej istoty nigdy jeszcze nie widziałem.
– E, a ty co za szopkę odjebałeś? – Śmiał się Flavio. – Co to, kurwa, było, co? „Przepraszam panią”, pocałunek w rękę. Niczego ci do drinka nie dosypałem, żebyś tak odpierdalał. – Położył dłoń na moim barku. – A laska stała jak słup soli, chyba nie bardzo wiedziała, co się dzieje. – Flavio zanosił się od śmiechu.
– Milcz, baranie, i pakuj swoje dupsko do auta. – Strąciłem jego dłoń. – Rusz swoją mózgownicą, może przypomnisz sobie, czy znasz tę blondynkę, widać, że są bardzo blisko ze sobą. – Gromiłem go wzrokiem.
– Sugerujesz, że są lesbijkami, braciszku? – Wybuchnął śmiechem, po czym zapakował się do mojego lamborghini i odjechaliśmy do hotelu.
– Nie, kretynie, nie lesbijkami. Za jakie grzechy pokarałeś mnie takim bratem? – Mówiąc to, spoglądałem do góry.
Flavio głośno się śmiał, a ja w myślach przywoływałem obraz mojej ślicznotki. Maleńka, mam nadzieję, że cię jeszcze kiedyś zobaczę.
Dalsza część dostępna w wersji pełnej
Ile serce wytrzyma
ISBN: 978-83-8219-851-5
© Rina Dark i Wydawnictwo Novae Res 2022
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt
jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu
wymaga pisemnej zgody wydawnictwa Novae Res.
Redakcja: Magdalena Białek
Korekta: Anna Jakubek
Okładka: Magdalena Muszyńska
Wydawnictwo Novae Res należy do grupy wydawniczej Zaczytani.
Zaczytani sp. z o.o. sp. k.
ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia
tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]
http://novaeres.pl
Publikacja dostępna jest w księgarni internetowej zaczytani.pl.
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Rek