Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Trzydziestopięcioletnia Klara Breś, jak co roku, niechętnie wraca w rodzinne strony na Święta Bożego Narodzenia. Nie wie jeszcze, że dziadek zaprosił na wigilię jej przyjaciela z dzieciństwa, Bartka Kuśkę. Jaka będzie reakcja Klary i Bartka po tylu latach rozłąki? Czy między nimi może narodzić się uczucie?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 53
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
ŚWIĄTECZNA MAGIA MIŁOŚCI
RINA DARK
Copyright by: Rina Dark®
Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Wszelkie znaki występujące w tekście są zastrzeżonymi znakami firmowymi bądź towarowymi ich właścicieli.
ISBN: 987-83-967438-3-1
Redakcja i korekta: Agnieszka Dudek
Okładka: Kamila Życzkowska
Zdjęcie na okładkę: Pexels
Skład wersji elektronicznej: Katarzyna Mróz-Jaskuła
Stalowa Wola, wydanie I, 2023
Do świąt Bożego Narodzenia pozostało kilka dni, podczas gdy w życiu ... No właśnie, co? Co mogło się w nim wydarzyć, skoro wszystko miałam zaplanowane od a do zet, a każde święta wyglądały tak samo? Powrót do rodzinnego domku na wsi i cały tydzień na ucztowaniu z rodziną. Nie napawało mnie to optymizmem. Wyprowadziłam się z domu po ukończeniu szkoły podstawowej. Chciałam wyrwać się jak najdalej od tego miejsca. Znalazłam liceum z internatem, przekonałam do mojego pomysłu rodziców i tak raz na zawsze pożegnałam wiejskie klimaty, i przywitałam ogromne miasto, jakim była Warszawa. Oczywiście zostałam tam na studia, znalazłam świetną, dobrze płatną pracę i tak sobie żyłam jako singielka z własnego wyboru. W rodzinne strony jeździłam tylko od święta. I właśnie nadszedł ten czas. Święta Bożego Narodzenia, które wszyscy spędzają w ciepłym rodzinnym gronie i nie miałam się co oszukiwać, nienawidziłam ich. Tych wszystkich prezentów, kolorowych światełek, śpiewania kolęd, a najgorsze były pytania kochanej rodzinki:
„Kiedy poznamy twojego faceta? Kiedy w końcu wyjdziesz za mąż?
Cholera jasna! Czy trzydzieści pięć lat to rzeczywiście tak dużo? Czy to naprawdę już czas na bycie mężatką i ostatnia pora na rodzenie dzieci?
Wiedziałam, że ze swoimi ześwirowanymi bliskimi nie miałam najmniejszych szans na jakąkolwiek konwersację, a tym bardziej na wygraną w tym temacie ... Ich argumenty za każdym razem rozkładały mnie na łopatki. Nie wiedziałam, czy miałam się śmiać, czy płakać. Byłam z natury gadułą, ale oni wszyscy razem wzięci, byli jak huragan, który siał katastrofalne spustoszenie. Nic po sobie nie pozostawiał. Tym razem psychicznie przygotowałam się na kolejne spotkanie z nimi, na te magiczne święta. Teraz byłam niczym Arnold Schwarzenegger - niezniszczalna, gotowa do odparcia każdego ataku. Tym razem im nie odpuszczę, a przynajmniej miałam taką nadzieję. W razie czego spakowałam ze sobą butelkę mojej ulubionej whisky. Zawsze mogłam zatopić w niej swoje smutki i nie zwracać uwagi na nikogo, lub po prostu spakować się i wrócić do Warszawy.
Siedziałam na walizce w oczekiwaniu na taksówkę, która spóźniała się już dobre dwadzieścia minut ... Miałam swój samochód, ale niestety przed samym wyjazdem musiał się zepsuć. Może to był jakiś znak, żeby jednak zostać w domu?
Zamarzałam, gdy w końcu na horyzoncie pojawił się czarny hyundai z sygnalizatorem taxi na dachu. Szybko podniosłam swoje szanowne cztery litery i wskoczyłam do nagrzanego auta. Podjeżdżając coraz bliżej pod dom, moje serce zaczynało przyspieszać. No tak, zaczęło się już stresem. Rozpoczynałam kolejne, wspaniałe święta z moją rodziną.... Szybko zapłaciłam taksówkarzowi, zostawiając napiwek i patrzyłam, jak odjeżdża, zastanawiając się, czy nie rzucić się za nim biegiem, by zabrał mnie z powrotem. Kiedy zniknął za zakrętem, było już za późno. Jak to się mówi: „Raz się żyje”.
Zerknęłam na swój rodzinny dom. Dach był pokryty grubą warstwą śniegu, w oknach migały kolorowe światełka, na balkonie stał renifer z mikołajem, a na drzwiach wisiał świąteczny, przepiękny wianek. Mimo wszystko zawsze na sercu czułam jakieś ciepło, a wspomnienia z dzieciństwa powracały. Przez okno wyjrzała moja bratowa Monika, więc musiałam wejść już do środka. Oczywiście wszyscy już byli, ponieważ rozpoznałam auta braci, a ja jak zwykle byłam ostatnia. Stanąwszy przed drzwiami, wzięłam trzy głębsze wdechy i złapałam za klamkę.
Jakie było moje zdziwienie po przekroczeniu progu rodzinnego domu, gdy dorwała mnie moja druga bratowa Mariolka i zrzuciła na mnie bombę. Była nią wiadomość, że rodzice w ramach prezentu dla mnie na święta zaprosili, mojego kolegę z dzieciństwa, Bartka Kuśkę... Tak. Największą pokrakę życiową z okularami przykrywającymi całą twarz... Złapałam Mariolę za łokieć i wytargałam za drzwi.
– Mariolka, powiedz, że żartujesz? – wyszeptałam tak, żeby mnie nikt nie usłyszał.
– Nie żartuje, on tutaj naprawdę jest i powiem ci …
– Czy oni całkowicie powariowali?! – przerwałam jej. – Co im odbiło? Zapraszać Kuśkę? – Skrzywiłam się, na co ona wzruszyła ramionami.
– Nie marudź, zresztą, czy nie był on twoim najlepszym przyjacielem w dzieciństwie? – spytała mnie.
Tak. Miała rację, był moim najlepszym i jedynym przyjacielem. Mimo tego jak wyglądał, spędzaliśmy razem mnóstwo czasu. Każdy się z niego śmiał i mu dokuczał, za to ja zawsze się przy nim uśmiechałam, szczególnie wtedy, gdy potykał się o wszystko, co spotykał na swojej drodze. Nasze drogi rozeszły się, kiedy wyjechałam. Wiedziałam, co się u niego dzieje jedynie z opowiadań dziadka i rodziców.
– Jest naprawdę hmmm … no jak by to ująć... Kurde, Klaro, z niego to niezłe ciacho. – Klasnęła w dłonie i szeroko się uśmiechnęła, pokazując swoje śnieżnobiałe zęby, które po bondingu, raziły po oczach.
Z odcieniem bieli zdecydowanie przesadziła. Wracając do Kuśki ... Nie widziałam go przecież dobrych kilkanaście lat. Nie wiem, co im strzeliło do głowy, lecz po chwili zapaliła mi się czerwona lampka. Wiedziałam, że nigdy nie miał żony. Co roku dziadek Józek wspominał mi o nim. Domyśliłam się już, co zaplanowali, o co mogło im chodzić. Stary kawaler i stara panna. Idealnie … No jasne!
Zabiję ich wszystkich! Popełnię masowe morderstwo! Już na samym początku wizyty podnieśli mi ciśnienie, a jeszcze dobrze nie weszłam do środka. Mimo wszystko pewnym krokiem z uniesioną głową weszłam do salonu, w którym wszyscy już siedzieli przy ogromnym rozłożonym stole, zastawionym jak zwykle dwunastoma daniami. Nie rozumiałam, dlaczego, ale szukałam wzrokiem Bartka, bo byłam ciekawa czy rzeczywiście tak się zmienił. Nie mogłam go znaleźć wśród mojej licznej familii, gdy nagle ktoś stuknął mnie palcem w ramię:
– Cześć, Pipi. – Zamarłam.
Moje przezwisko z dzieciństwa. Odwróciłam się pomału i przetarłam oczy ze zdziwienia. Byłam zdumiona. Zdumiona mężczyzną, którego nie tak zapamiętałam. Przez chwilę się wpatrywałam w niego. Czy to rzeczywiście był on? Nie, to nie możliwe! I wtedy się uśmiechnął do mnie, a moje nogi zmiękły, ponieważ ten uśmiech zapamiętałam doskonale. To był on. Bartek… Nooo takiego Kuśki to się nie spodziewałam... Uśmiechnęłam się szeroko, unosząc brwi.
Święta zapowiadały się dosyć ciekawie.
O dziwo wszyscy jedli w ciszy, co kompletnie mi nie pasowało i śmierdziało jakimś podstępem na kilometr. Dziadek podejrzliwie milczał. Przecież był największym gadułą! Coś mi podpowiadało, że zaraz wydarzy się armagedon. Przecież święta w naszym domu nigdy nie przebiegały normalnie. Zawsze musiało się coś wydarzyć. Co chwilę kątem oka zerkałam na Kuśkę. W dzieciństwie sięgał mi do ramion, a teraz? Wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna z szerokimi barkami. Ciemne włosy w delikatnym nieładzie, oczy czarne, jak węgiel i brak tych okropnych okularów na nosie. Nie mogłam się oszukiwać, ogarnął się i robił piorunujące wrażenie. Był z niego naprawdę gorący facet. Nie mogłam oderwać od niego wzroku.